To, co najważniejsze - Żaneta Dębska - ebook

To, co najważniejsze ebook

Dębska Żaneta

3,0

Opis

Jak wygląda życie współczesnej 30-latki? Czy przemyślenia i osobiste notatki z okresu ciąży i nie tylko osoby, która zajmuje się rozwojem osobistym i wychowaniem dziecka będą w stanie Cię pochłonąć bez reszty?

Poznaj skuteczne metody rozwoju osobistego, wzrusz się do łez, czytając fragmenty pamiętnika i naucz się naturalnych metod pielęgnacji urody dzięki książce: „To, co najważniejsze”

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 98

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,0 (2 oceny)
0
1
0
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




© Copyright by Żaneta Dębska & e-bookowo

Ilustracja na okładce: gstudioimagen (www.freepik.com)

Projekt okładki: e-bookowo

 

 

ISBN: 978-83-8166-144-7

Wydawca: Wydawnictwo internetowe e-bookowo

www.e-bookowo.pl

Kontakt: [email protected]

 

 

 

 

 

 

Wszelkie prawa zastrzeżone.

Kopiowanie, rozpowszechnianie części lub całości

bez zgody wydawcy zabronione

Wydanie I 2020

Konwersja do epub A3M Agencja Internetowa

Na początku chciałabym zaznaczyć, że publikacja jest kierowana głównie do kobiet, ale mężczyźni również mogą z niej skorzystać, jeśli mają taką chęć.

Chciałabym również podziękować wszystkim wspaniałym kobietom, które mnie otaczają. Dziękuję mojej mamie, Beacie Szymik, za to, że jest dla mnie najlepszym wzorem kobiecości, wrażliwości i miłości. Dziękuję mamie mojego męża, Elżbiecie Dębskiej, za to, że dała mu życie i wychowała go najlepiej, jak potrafiła. Dziękuję mojej prababci Gienii Wieczorek, przyjaciółce, Sylwii Kowalik, która przez lata towarzyszyła mi w odkrywaniu tajników rozwoju osobistego. Dziękuję Patrycji Masoń, Dance Szymik, Natalii Gruca, Dorocie Nakoniecznej, Iwonie Helisz oraz wszystkim kobietom, które wnoszą wspaniałą kobiecą energię do mojego życia.

Dziękuję również Tobie, mój synku Miłoszu, mężu Adrianie i tacie Januszu oraz bracie Aureliuszu. Kocham Cię dziadku Marcinie.

Przede wszystkim dziękuję jednak wydawcy tej książki, dr Katarzynie Krzan, która uwierzyła, że publikacja jest warta wydania.

Podziękowania składam również korektorce, która wykazała się wielką cierpliwością i wyrozumiałością we współpracy ze mną. Bez tych Pań ta książka nigdy by się nie ukazała.

Nie mogę też zapomnieć o tym, by podziękować Imaginarium Photography oraz firmie Jagody i Borówki za wiele pięknych zdjęć naszej rodziny.

CUDA NAPRAWDĘ SIĘ ZDARZAJĄ

Cudem jestem ja i cudem jesteś Ty, droga Czytelniczko. Nasze życie dowodzi istnienia cudów, ale trzeba potrafić je dostrzegać, a także doceniać małe rzeczy, wierzyć w to, że nawet najtrudniejsze sytuacje w naszym życiu są potrzebne.

Nie zawsze wierzyłam w to, że jestem cudem. Nie zawsze lubiłam siebie, a co tu dopiero mówić o miłości. W tamtych czasach nikt nie uczył nas tego ani w domu, ani w szkole. Miałam mnóstwo kompleksów i nie wierzyłam, że kiedykolwiek się ich pozbędę. Pewnego dnia natknęłam się w supermarkecie na książkę z dziedziny rozwoju osobistego o tym, jak polubić siebie. Miałam wtedy 14 lat. Kupiłam tę publikację, przeczytałam i pod jej wpływem zmieniłam swoje nastawienie. Poczułam, jak wiele ode mnie zależy. Zmieniłam dietę i schudłam, otworzyłam się na ludzi. Zaakceptowałam siebie taką, jaka jestem. Dałam sobie przyzwolenie na bycie wrażliwą osobą, która od czasu do czasu potrzebuje samotności. Myślę, że to bardzo ważne, aby dobrze poznać siebie i pozwolić sobie na takie życie, jakie nam odpowiada. Zawsze źle się czułam w dużych grupach ludzi, w szczególności tych głośnych. Długo myślałam, że skoro większość ludzi jest przebojowych i lubi być w grupie, to ze mną musi być coś nie tak. Zmuszałam się do tego rodzaju spotkań i udawałam, że świetnie się bawię, choć marzyłam tylko o tym, by szybko wrócić do domu i posłuchać ulubionej muzyki. Wreszcie zrozumiałam, że takim zachowaniem niepotrzebnie siebie katuję. Zrozumiałam również, że zarówno ekstrawertycy, jak i introwertycy (jak ja) są w porządku. Różnimy się tylko nieco, lubimy spędzać czas w różny sposób. Znalazłam przyjaciółki, które też dobrze czuły się w wąskim gronie i tak spędzałyśmy czas.

Dawałam sobie jednocześnie moment wytchnienia, którego zawsze potrzebowałam, by wyciszyć się po dniu pełnym wrażeń. Pozwoliłam sobie na bycie sobą i nie ulegałam presji innych ludzi. Zrozumiałam, że w moim życiu to ja decyduję o tym, jak chcę żyć i z kim chcę spędzać czas.

Dzięki temu, że zmieniłam swoje nastawienie do życia, w każdym problemie zaczęłam dostrzegać sens. Zrozumiałam, że w każdej sytuacji możemy skupić się na rozwiązaniu, zamiast trwać w beznadziei i zamartwiać się. Często z pozoru najtragiczniejsze sytuacje po latach okazują się zbawienne. Dopiero wówczas rozumiemy, że to co się wydarzyło, wyszło nam na dobre.

Przeżyłam takie sytuacje wielokrotnie. Kilka lat temu miałam złamane serce i myślałam, że umrę bez mojego partnera, z którym się wówczas rozstawałam. Obecnie wiem, że tak się miało stać i wyszło to zarówno mi, jak i jemu na dobre. Dziś wszyscy jesteśmy szczęśliwi.

Drugim, najważniejszym cudem, jaki mi się przytrafił, jest mój ocalały syn. Cesarskie cięcie, o którym zdecydowano natychmiast po zauważeniu nieprawidłowości w jego ruchach, ocaliło mu życie. Mi również, bo nie wyobrażam sobie, co by ze mnie zostało, gdybym go wówczas straciła.

Niedawno otrzymałam kolejny dowód świadczący o tym, że cuda istnieją. Moja znajoma Dorota napisała mi wiadomość:

„Z wielką radością i wdzięcznością informuję, że wyniki bardzo dobre, badanie PET odpowiada całkowitej!!!!!!!!!!! remisji!!!!!!!!!! ognisk patologicznych. Ryczę jak bóbr, proszę nie dzwonić teraz”.

To był szpiczak, a ona od początku wierzyła, że cud ją ocali. Pamiętam, że ilekroć rozmawiałyśmy podczas jej leczenia, które nie było łatwe, mówiła, że wie, że wszystko jest po coś i wierzy, że wyzdrowieje. Ta wiara, ufność oraz pozytywne nastawienie z pewnością pomogły jej wyzdrowieć. My sami przecież pozwalamy cudom się wydarzyć w naszym życiu.

Cudem jest dla mnie również to, że mój mąż ma syna z poprzedniego związku, Oskara. Niezmiernie się cieszę, że jest bratem dla naszego synka. Zawsze marzyłam o dużej rodzinie i rodzeństwie dla swojego dziecka.

Cuda zdarzają się każdemu z nas. Nie każdy potrafi je jednak dostrzec. Tak samo jak wdzięczność i umiejętność dostrzeżenia powodów do bycia wdzięcznym.

Zbyt często szukamy szczęścia wtedy, gdy tak naprawdę mamy w sobie wszystko, czego potrzebujemy, by poczuć się szczęśliwymi. Nie szukajmy go zatem w innych. W partnerach, w dzieciach, w rodzicach, w przedmiotach. Poszukajmy go w sobie, a później cieszmy się nim każdego dnia i dzielmy naszą radością ze światem.

Jak możesz zadbać o swoje serce?

Pamiętam, jak będąc nastolatką, usłyszałam od swojej przyjaciółki ze szkolnej ławki, Patrycji, zaskakujące pytanie: „Żaneta, czy ty kiedykolwiek płakałaś przez chłopaka?”. Wówczas wydało mi się to dziwne. „Nie pamiętam, chyba nie” – odpowiedziałam. „W takim razie jeszcze się napłaczesz” – powiedziała z tajemniczym uśmiechem.

Nie wiedziałam wtedy, co Patrycja ma na myśli. Byłam zdziwiona. Miłość kojarzyła mi się bardziej ze szczęściem niż z cierpieniem. Po latach mogę też powiedzieć, że widzę wyraźnie, że w tamtym czasie po prostu unikałam miłości. Nie chciałam związków. Wolałam być sama i tak było mi najlepiej. Chyba dlatego nie doświadczyłam wtedy tych łez.

Lata później, po skończonym związku, który miał być tym do końca życia, przypomniałam sobie słowa Patrycji. Potem kolejna relacja skończona traumą i ponowne wspomnienie jej słów. „Czyli każdy musi swoje w miłości przecierpieć” – pomyślałam.

Dziś mam 34 lata, męża i dziecko. Zupełnie inaczej patrzę na miłość. Wiem jedno: zawsze w głębi serca czułam, że moim głównym celem w życiu jest założenie rodziny. Chciałam być najlepszą mamą i żoną, jaką tylko mogę być i już samo to definiuję jako mój największy życiowy sukces. Nigdy nie byłam tak szczęśliwa, jak teraz. Żadna praca nie dała mi tyle satysfakcji, co uśmiech mojego synka. Dla mnie to rodzina jest ostoją i sensem życia.

Co jednak z tymi relacjami i co powiedziałabym młodszej sobie?

Powiedziałabym: zastanów się, kiedy warto odpuścić, a kiedy warto walczyć o miłość. Zwykle, jeśli chodzi o nas, dziewczyny, lepiej jest odpuścić. To mężczyzna musi czuć się zdobywcą. Ty zaś powinnaś pozwolić, by to on się starał, w szczególności na początku znajomości. Bądź niezależna, jeśli chcesz. W tym wypadku nie oznacza to dzielenia wszystkiego pół na pół. Związek partnerski to taki, w którym każdy robi to, w czym czuje się najlepiej i co sprawia mu większą przyjemność.

Znajdź kogoś, kto doceni Twoje zalety i pokocha Cię taką, jaka jesteś. Kogoś, kto będzie się o Ciebie troszczył. Każda z nas jest inna i chce żyć w inny sposób.

Jeśli zatem widzisz swoje życie w związku, w którym dużo czasu poświęcasz na pracę, ale nie wyobrażasz sobie siebie w roli mamy, znajdź mężczyznę, który ma taką samą lub zbliżoną wizję życia.

Jeśli zaś marzysz o trójce dzieci, a Twoją ambicją i wymarzoną pracą jest właśnie bycie mamą i żoną pełnoetatowo, znajdź mężczyznę, który marzy o takiej kobiecie i rodzinie. Oczywiście możesz też chcieć połączyć pracę z wychowaniem dzieci i byciem żoną, ale to właśnie Ty powinnaś zdecydować, czego chcesz i do czego dążysz. Wybór męża jest jedną z najważniejszych decyzji Twojego życia.

Jeśli Twój obecny partner ma inną wizję, warto przed ślubem porozmawiać z nim na temat waszych oczekiwań.

W życiu nie ma dobrych i złych rozwiązań. Nie jest tak, że lepiej jest zostać z dziećmi w domu i nigdy nie wracać do pracy. Nie oznacza to, że lepiej jest pracować zawodowo, a dziecko jak najszybciej oddać do żłobka. Lepiej jest tak, jak Ty chcesz i jak jest dobrze dla Twojej rodziny. Zawsze warto posłuchać uwag mądrych i życzliwych Ci osób, ale ważne, by ostatecznie słuchać swojego głosu serca i nie ulegać wpływom. Świat się zmienia, nauka i sposób życia również, trendy będą się zmieniały jeszcze wiele razy. Nie patrz na to, czego oczekują od Ciebie inni oraz na to, co robi większość. Miej odwagę żyć po swojemu, bo tylko w ten sposób będziesz szczęśliwa.

Co może dać rodzina?

Każdy czas w życiu ma swoje zalety. Zawsze czerpałam najlepsze rzeczy, które w danym momencie oferował mi los. Kiedy byłam singielką, podróżowałam i imprezowałam z przyjaciółką. To był też moment, w którym mogłam skupić się na pracy oraz na rozwoju osobistym. Później nadszedł taki etap w moim życiu, w którym zapragnęłam założenia rodziny. To było tuż przed trzydziestką, a ja nie miałam nawet chłopaka.

Z uwagi na to, że rozwój osobisty był mi niezwykle bliski, postanowiłam wykorzystać wiedzę z tego zakresu do… znalezienia męża. Nie żartuję, choć zdaję sobie sprawę, że może to tak brzmieć.

Odnalazłam ćwiczenie, którego celem było znalezienie wymarzonego partnera. Co należy zrobić?

Otóż na samym początku trzeba się zastanowić, jakich cech szukamy u wymarzonego przyszłego chłopaka czy męża. Następnie zapisać je wszystkie na kartce papieru i zaufać, że osoba z wymienionymi elementami pojawi się w naszym życiu. Tak też zrobiłam, ale na tym nie poprzestałam.

Do zrobienia kolejnego kroku zainspirował mnie cytat Thomasa Edisona, który to zapytany przez dziennikarza, dlaczego nie porzuci pomysłu wynalezienia żarówki, skoro mu tyle razy to nie wyszło, odpowiedział: „Nie poniosłem porażki. Po prostu odkryłem 10 000 błędnych rozwiązań”1.

Postanowiłam ponieść tyle porażek, ile będzie konieczne do znalezienia swojego przyszłego męża. Ponieważ mieszkałam w małym miasteczku, w którym nie miałam możliwości poznawania nowych osób, zapisałam się do jednego z portali randkowych. Plan był taki, by umawiać się z jak największą liczbą mężczyzn, a każdemu z nich dać przynajmniej 3 szanse, czyli 3 randki, by poznać go lepiej. Postanowiłam, że będę tak działać do skutku.

Bardzo szybko poznałam trzech mężczyzn i każdy z nich był wyjątkowy, ale to ostatni zachwycił mnie tak, że dziś jest moim mężem oraz ojcem naszego synka. Nie trwało to długo, ale gdyby trzeba było, bądź pewna, że nie poddałabym się, aż do znalezienia tego jedynego. Tego bowiem wtedy pragnęłam. Wiedziałam, że jeśli chcę zostać mamą, nie zostało mi wiele czasu, a coraz bardziej czułam, że pragnę rodziny.

Jeśli jesteś singielką, która chce kogoś, nie mogę zrobić nic innego, jak tylko polecić Ci tę metodę. Jeśli mieszkasz w większym mieście, równie dobrą metodą jest poznawanie mężczyzn na przykład podczas robienia rzeczy, które sprawiają Ci radość, jak sport czy inna pasja, którą posiadasz. Wówczas daj sobie szansę na poznanie bliżej mężczyzn, nawet tych, którzy na pierwszy rzut oka nie są w Twoim typie. Kto wie, może po bliższym poznaniu okaże się, że jego cechy przypominają Twojego wymarzonego partnera z listy, którą sporządziłaś?

Czy można zorganizować ślub w 3 miesiące?

Po ponad dwóch latach postanowiliśmy się pobrać, a ponieważ nie chcieliśmy dłużej zwlekać, zorganizowaliśmy nasz ślub w niecałe trzy miesiące.

Piszę o tym, gdyż zdaję sobie sprawę, że większość par w Polsce organizuje ślub w znacznie dłuższym czasie. Jeśli jednak Wam zależy, da się to zrobić szybciej i wtedy zaoszczędzicie sobie sporo stresu. Będziecie się bowiem denerwować przygotowaniami tylko kilka miesięcy zamiast, przykładowo, dwa lata. Jeśli czujesz, że jesteś gotowa na kolejny etap, idź za ciosem.

Dopełnienie szczęścia

Zawsze marzyłam o dziecku, więc możesz sobie wyobrazić moją radość, gdy dwa miesiące po ślubie dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Poniższe zapiski są moim pamiętnikiem z tego wyjątkowego okresu.

PIERWSZA CIĄŻA, LISTY DO MALUSZKA, STRATA, NADZIEJA

Objawy

21.08.2017 r.

Stanęłam przed lustrem i zauważyłam, że coś się zmieniło. Moje piersi wyglądały inaczej. Przysięgam, że nigdy wcześniej nie wyglądały w taki sposób i kiedy je wtedy zobaczyłam, natychmiast nabrałam pewności, że jestem w ciąży.

Pobiegłam do męża i powiedziałam, że zapewne uzna, że zwariowałam (bo przecież skąd mogę to wiedzieć na tym etapie?!), ale ja czuję, że to się dzieje. Ucieszył się, choć jednocześnie bardzo się zdziwił, że zorientowałam się tak szybko. Ja jednak wiedziałam. Później zaczęła się lawina kolejnych objawów: senność, zawroty głowy, kołatanie serca i okropne nudności. Było trudno. Wstawałam rano z wysiłkiem, by przygotować dla męża kanapki na śniadanie. Przyznaję, że był to w tamtym okresie wyczyn i dziś zachodzę w głowę, jak dawałam radę. Kilka razy wybiegłam nawet na balkon zalana łzami, bo czułam, że nie daję rady. Na szczęście przetrzymałam najgorszy okres i teraz, w ósmym tygodniu ciąży, jest już o niebo lepiej.

Niepokojąca wiadomość

Już w 6 tygodniu okazało się, że to ciąża zagrożona. Trzeba uważać, brać hormony i leżeć. Nie żebym nie lubiła leżeć i odpoczywać, ale tygodnie w łóżku się przeciągają, a po tabletkach nie czuję się najlepiej. Najważniejsze jednak, żeby dzidziuś urodził się zdrowy. To priorytet. Wytrzymam wszystko. Na razie zostaję w domu, gdzie pracuję zdalnie: odbieram telefony i piszę. To mi wypełnia i umila czas. W chwilach, gdy plamienia mijają, gotuję też obiady. Zawsze jednak zaczynam dzień od robienia kanapek dla męża na śniadanie, a kończę, robiąc dla niego kolację. Mówi, że moje kanapki smakują mu najbardziej, co motywuje mnie do ich przygotowywania. Dlatego wstaję codziennie o 7:00, pomimo nudności i zawrotów głowy. Nagrodą dla mnie jest uśmiech męża i świadomość, że dzięki mojej pomocy może pospać 15 minut dłużej.

O Tobie, Kruszyno

02.10.2017 r.

Moje dzieciątko ma już prawie 9 tygodni. Bardzo się cieszę, ale jednocześnie niepokoję, że tak mało odczuwam swoje przyszłe macierzyństwo. Chwilami mam do siebie żal, że nie cieszę się jeszcze bardziej, że nie wybrałam jeszcze imienia, że nie czytam mu bajek i nie słucham muzyki poważnej. Ostatnio czuję się lepiej, nudności są mniejsze, a ponieważ na początku ciąży miałam wrażenie, jakbym umierała, to zaczynam się zamartwiać, czy z maleństwem wszystko w porządku. Adrian przekonuje mnie, żebym się nie martwiła na zapas, ale to jest silniejsze ode mnie.

Jak dobrze mieć dom – list do Kruszyny

03.10.2017 r.

Zaczęłam dziś rozmyślać o znieczulicy, którą coraz częściej można dostrzec na ulicach. Kruszynko, mam nadzieję, że Ty wyrośniesz na świadomą i wrażliwą osobę. Jai Twój tataz pewnością zapewnimy Ci dom w każdym znaczeniu tego słowa. Będzie w nim ciepło, bezpiecznie, będzie w nim miłość i wzajemny szacunek. Ty będziesz mieć swój pokoik, własne łóżko i materac. Nie zabraknie Ci też jedzenia. Będę się starała, by w naszym domu były zdrowe i pyszne posiłki. Będziesz wiedzieć, jaka jesteś dla nas ważna. Najważniejsza. Już teraz jesteś najważniejsza dla mnie, Kruszyno, dlatego robię, co tylko mogę, byś zdrowo rosła w moim brzuszku.

Bardzo mi jednak zależy, byś o czymś wiedziała. Kiedy będziesz już starsza i będziemy szli ulicą, może się zdarzyć, że miniemy bezdomną lub chorą osobę. Niektórzy w takim przypadku udają, że jej nie widzą. Odwracają wzrok. Ja też niestety niejednokrotnie tak właśnie robiłam i dziś bardzo się tego wstydzę. Ludzie bezdomni i proszący naso pomoc zasługują na szacunek. Co więcej, zasługują na pomoc kogoś, komu powodzi się znacznie lepiej od nich. Pomagaj. Pomaganie jest ważne i daje szczęście nie tylko obdarowywanemu, ale i obdarowującemu. Pamiętaj o tym, moja Kruszynko. Właściwie nie wiem jeszcze, jak się do Ciebie zwracać, bo nie mam zielonego pojęcia, czy jesteś dziewczynką, czy chłopczykiem. Mam przeczucie, że jesteś dziewczynką. Ustaliliśmy jednak z Twoim tatą, że chcemy się o tym dowiedzieć dopiero przy porodzie. Załatwimy sobie tym samym najlepszą niespodziankę życia.

Kruszyno, to, czego bym chciała, to byś potrafiła być wdzięczna za to, co będziesz miała na każdym etapie życia. Raz będziesz miała więcej, innym razem mniej, ale wdzięczność za to co masz, uczyni Cię szczęśliwym człowiekiem. Pamiętaj też o tych, którzy mają od Ciebie mniej. Miej w sercach ludzi, którzy marzą o jednym ciepłym posiłku w ciągu dnia, o własnym, choćby najmniejszym kącie i swoim łóżku. Bądź dobrym człowiekiem, który potrafi dać światu coś od siebie. Nie marnuj dni. Twój dziadek często mi powtarzał, gdy byłam małą dziewczynką, że jeśli nie zrobiliśmy nic pożytecznego w ciągu dnia, to tak, jakbyśmy ukradli dzień Panu Bogu.

06.10.2017 r.

Dzisiaj rozpoczęłam dzień kawałkiem czekoladowego tortu. Nie masz pojęcia, moja Kruszynko, jak smakowity był to poranek. Od samego początku ciąży mam ogromną ochotę na wszelkie słodycze i owoce, a to podobno oznacza, że będziesz dziewczynką. Wiem już jednak na pewno, w jaki sposób przyjdziesz na świat. Będzie to cesarskie cięcie. W zasadzie zawsze wiedziałam, że wolę takie rozwiązanie, a ginekolog, który prowadzi naszą ciążę, utwierdził mnie w tym przekonaniu. Wielki dzień nastąpi pod koniec kwietnia, tuż przed moimi urodzinami. Będziesz moim najpiękniejszym prezentem.

Ciekawa jestem bardzo, jaki będziesz mieć kolor oczu, czy urodzisz się z czupryną na głowie i czy będziesz tak spokojnym dzidziusiem, jakim była Twoja mama. Dziś zadzwoniłam do swojej prababci, a Twojej praprababci, która opowiadała mi o czasach, gdy to ja byłam bobasem. Podobno byłam najspokojniejszym dzieciątkiem świata. Wystarczyło mnie wykąpać, zaśpiewać piosenkę, a ja w mig zasypiałam i mogłam tak trwaćcałymi godzinami. Niemalże nie płakałam. Czy będziesz taka sama, Kruszynko, czy może dasz mi popalić?

Zdradzę Ci sekret. Nie mogę się już doczekać, kiedy przyjdziesz na świat, bo od zawsze marzyłam o rodzinie. Zostanę z Tobą w domu tak długo, jak to będzie możliwe. Nie oddam Cię do żłobka. Nie ma mowy! To będzie głównie nasz czas – aż pójdziesz do przedszkola. Tamna pewno Ci się spodoba, poznasz inne dzieci i odpoczniesz trochę od mamy. Tych naszych wspólnych chwil nie mogę się jednak doczekać. Mamy ogromne szczęście, bo przed blokami, w których mieszkamy, jest całe mnóstwo placów zabaw i ścieżek do spacerowania. Zapowiada się świetna zabawa. Cieszę się, że Twój tata również nie chce Cię wysyłać zbyt wcześnie do żłobka lub wynajmować opiekunki. Twoje szczęście jest najważniejsze także dla niego. Dla nas obojga rodzina i ciepły,