Tomek w grobowcach faraonów (t.9) - Alfred Szklarski - ebook + audiobook + książka

Tomek w grobowcach faraonów (t.9) ebook

Alfred Szklarski

4,6

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Kolejna część przygód Tomka, który tym razem musi zmierzyć się ze starożytną zagadką, pustynnymi rozbójnikami i czarownikiem w murzyńskiej wiosce.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 391

Oceny
4,6 (339 ocen)
245
60
24
10
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
MACIEK1405

Nie oderwiesz się od lektury

Super
20
Dybas

Nie oderwiesz się od lektury

Kolejna wspaniała przygoda Tomka Wilmowskiego i jego przyjaciół. Dobrze ze powieść została ukończona mimo śmierci glownego autora.
21
egonda

Dobrze spędzony czas

fajna ale trochę długa
10
MonikaBronowicka

Nie oderwiesz się od lektury

Fajne książki
10
jaronek100

Nie oderwiesz się od lektury

polecam
00

Popularność




Projekt okładki: Paweł Panczakiewicz/PANCZAKIEWICZ ART. DESIGN

Ilustracja na okładce: Marek Szyszko

Ilustracje w tekście: Zbigniew Tomecki i Gabriela Becla

Redakcja: Halina Hałajkiewicz, Bożena Zasieczna

Redakcja techniczna: Anna Sawicka-Banaszkiewicz

Skład wersji elektronicznej: Robert Fritzkowski

Korekta: Elżbieta Olszewska, Bogusława Jędrasik

© Illustrations by Zbigniew Tomecki and Gabriela Becla

© by MUZA SA, Warszawa 1993, 2022

ISBN 978-83-287-2204-0

MUZA SA

Warszawa 2022

– fragment –

Drodzy Czytelnicy!

Gdy wielokrotnie w ostatnich latach odwiedzałem Pana Alfreda Szklarskiego, nasze wielogodzinne rozmowy zawsze kończyły się moimi pytaniami o dalsze losy bohaterów „przygód Tomka”. Gdy ich Autor zmarł, wydawało się rzeczą potrzebną dokończyć powieść, która w zarysie była gotowa. Pierwszym zadaniem, jakie sobie postawiłem, była wierność pomysłom i stylistyce Autora cyklu.

W miarę pisania przypominały mi się coraz to nowe szczegóły: straszenie Sally w grobowcu i pobyt bohaterów na Pustyni Nubijskiej, wędrówka wzdłuż Nilu, aż w okolice jego źródeł, oryginalny ptak – trzewikodziób… Rodzina Pana Alfreda przekazała mi Jego archiwum. Równocześnie rozpocząłem wnikliwe studiowanie literatury dotyczącej Egiptu i Nilu…

I tak powstała książka – kolejny tom przygód Tomka Wilmowskiego, który towarzyszy młodym czytelnikom już od niemal czterdziestu lat. Spełniło się marzenie Sally, by zwiedzić Dolinę Królów, spełniło się marzenie czytelników, z niecierpliwością oczekujących na dalszy ciąg powieści rzeki.

Czeka na realizację największe z marzeń autora cyklu – walka bohaterów jego powieści o wolność Polski i ich powrót do niepodległej Ojczyzny. Czy może ono pozostać niespełnione?

Adam Zelga

Noc pod piramidami

Słońce pogrążało się powoli w bezkresnych piaskach Pustyni Libijskiej u progu Sahary, największej pustyni świata. Na wapiennych, urwistych wzgórzach Mokattam, okalających południowo-wschodnie krańce Kairu, gasły ostatnie różowe refleksy zachodu.

Allah akbar! Allach jest wielki! Przenikliwe, zawodzące wezwanie do modlitwy, odmawianej przez wyznawców islamu po zachodzie słońca, płynęło ze smukłych minaretów, wystrzelających ponad płaskie dachy domów i docierało przez wzmożony o tej porze gwar uliczny do wszystkich zaułków wielkiego miasta. Śpiewny, sugestywny głos muezzina[1] odrywał od codziennej krzątaniny. Jedni podążali do meczetów, żeby pod przewodem imama[2] dopełnić obrzędu salat[3] w świątyni, inni odmawiali salat w miejscu, gdzie zastała ich pora modlitwy. Zwróceni w kierunku Mekki, klękali na dywaniku lub macie wprost na ulicy, w domu, sklepie czy na targowisku i bili korne pokłony, szepcząc święte formuły.

Podczas gdy Kair rozbrzmiewał, mimo późnej pory, gwarem modłów, na przeciwległym brzegu Nilu, zaledwie o kilkanaście kilometrów od miasta, zapadła już cisza nocna. Wąski tutaj nadrzeczny pas zieleni, z ogrodami, polami, palmami i domkami, przechodził nagle w groźną, posępną pustynię. W mroku, na szarym, kamienistym płaskowyżu, niczym na szerokiej, skalistej wyspie w morzu żółtawych, miękkich piasków, majaczyły zarysy trzech olbrzymich piramid[4]. Owiane legendą od niepamiętnych czasów wabiły swą tajemniczością turystów i uczonych z całego świata. Toteż za dnia u stóp piramid, na rozległej, kamienistej równinie zawsze było tłoczno i gwarno. Wyróżniali się ruchliwi egipscy Arabowie ubrani w obszerne, długie galabije, chętnie noszone przez mieszkańców południowych wybrzeży Morza Śródziemnego, i bawełniane chusty, czyli kofije, upięte w zawój, przytrzymywany czarnym krążkiem zwanym ikal. Narzucali się turystom jako przewodnicy, proponując w różnych językach swe usługi, zachęcali do przejażdżki na nakrytych barwnymi czaprakami wielbłądach, koniach lub osłach. Sprzedawali napoje, owoce, słodycze i drobne pospolite pamiątki, a gromady wyrostków napraszały się o wszechobecny w Egipcie bakszysz[5]. Jarmarczny rozgardiasz skutecznie niweczył delikatny urok tego miejsca i dopiero po zachodzie słońca grobowce faraonów spowijała cisza.

Noc nadeszła bardzo szybko, nieomal gwałtownie. Jasny zmierzch zaledwie w parę chwil zmienił się w przysłowiowe egipskie ciemności. Dzień oddawał świat w panowanie mroku. Na bezchmurnym, ciemnogranatowym niebie migotały gwiazdy. Powoli wynurzał się olbrzymi księżyc. W srebrzystej poświacie zarysowały się ciemne, lekko przymglone bryły piramid i kamienne cielsko Wielkiego Sfinksa – lwa z ludzką głową. A ścieląca się nad piaskami pustyni mgiełka łudziła wrażeniem, że potężne wierzchołki piramid zawieszone są w powietrzu.

O tej właśnie porze, dla turystów bardzo już późnej, do podnóża piramid zbliżali się dwaj mężczyźni z twarzami osmalonymi tropikalnym słońcem, ubrani w galabije z pasiastej bawełny i ciemnoczerwone fezy, w towarzystwie kobiety w długiej, ciemnej sukni, otulonej, na wzór muzułmanek, szerokim czarnym szalem. W tych strojach i scenerii łatwo mogli uchodzić za tubylców. Była to jednak trójka przyjaciół i podróżników, zahartowanych w wielu przygodach na różnych kontynentach; Polacy: Tomasz Wilmowski i kapitan Tadeusz Nowicki – obaj od dawna nierozłączni, oraz żona Tomka, Sally, Australijka z pochodzenia.

Wszyscy troje zatrzymali się u stóp monumentalnych grobowców. W srebrzystej poświacie księżyca, w liliowej mgiełce znad szybko wychładzających się piasków, mieli przed sobą niezwykle urokliwe, niezapomniane zjawisko. Pierwszy nie wytrzymał milczenia, jak zwykle, kapitan Nowicki, który od czasu do czasu nieufnie rozglądał się wokoło, choć trudno byłoby powiedzieć, że właśnie piramidy oglądał z taką uwagą.

– Nad czymże się tak zadumaliście? – zagadnął niecierpliwie.

– Widok piramid rozbudził moją wyobraźnię i ożywił wspomnienia – odrzekł Tomek. – Bo tylko pomyśl, kapitanie: kiedy Herodot, grecki historyk i podróżnik zwany ojcem historii, oglądał, podobnie jak my dzisiaj, grobowce faraonów, a działo się to czterysta pięćdziesiąt lat przed naszą erą, stały one już tutaj ponad dwadzieścia wieków! Ale nie fakty, najbardziej nawet zdumiewające, są powodem mego wzruszenia. To światło, ten nastrój przypomniały mi naszą pierwszą wspólną wyprawę łowiecką do Afryki. Pamiętasz, Tadku, Góry Księżycowe? Ich szczyty zdawały się unosić w powietrzu zupełnie tak samo jak wierzchołki tych egipskich piramid.

– Zaraz, zaraz… coś sobie przypominam… a, pasmo gór Ruwenzori na granicy Ugandy i Konga! Szliśmy chwytać goryle i okapi, tak, tak, pamiętam! Niczego sobie był widok. Ale to dlatego że chmury były bardzo nisko. A tutaj nie ma chmur!

– To prawda! Są za to unoszący się w powietrzu pył pustynny i mgła.

– Oj, chłopcy, chłopcy! – karcącym tonem odezwała się Sally. – Czy naprawdę nie zdajecie sobie sprawy, że mówią do was tysiąclecia?

– Ależ, sikorko, jak moglibyśmy choćby na chwilę zapomnieć, skoro wciąż nam o tym opowiadasz.

– Wystarczająco dobrze cię znam, żeby wiedzieć, jak niewiele z mojej gadaniny utkwiło w twojej pamięci.

– Tak sądzisz? I bardzo się mylisz! Nawet zbudzony z najgłębszego snu bez namysłu wyrecytuję, że piramida Cheopsa została zbudowana ponad cztery i pół tysiąca lat temu, że samo przygotowanie drogi do transportu budulca trwało dziesięć lat, a przez następne dwadzieścia wznoszono grobowiec. Około stu tysięcy kamieniarzy, cieśli i prostych robotników pracowało przez trzy miesiące każdego roku podczas przyborów Nilu! Iluż tych nieszczęśników straciło tutaj życie! Nie mogę się pozbyć wrażenia obecności tysięcy duchów, pamięci o ludziach, których życie pochłonęła próżność faraonów. Tak, masz rację. Tu mówią tysiąclecia…

Sally przeniknął niemiły dreszcz. Szczelniej otuliła się szalem i dopiero po chwili milczenia powiedziała:

– Przyznaję, że mnie zaskoczyłeś… Potrzeba było zapewne wielu ofiar… Ale przecież nie tylko próżność skłaniała faraonów do budowy takich grobowców. Starożytni Egipcjanie wierzyli, że nieśmiertelna dusza człowieka staje się cieniem, wiecznie zamieszkującym leżący naprzeciwko Nieba i Ziemi „świat zmarłych”, że potrzebuje środków do dalszego życia. Dlatego grzebano zmarłych w grobowcach trwalszych niż dom.

– Wiem, wiem, przecież nieraz już o tym mówiłaś – przerwał jej znowu zniecierpliwiony Nowicki. – Uważam to za pogańskie wierzenia i obyczaje. Wielu Egipcjan musiało myśleć podobnie jak ja, skoro kradli składane w grobowcach kosztowności. Tylko pycha skłaniała faraonów do budowania piramid. Innym ludziom wystarczały mniej kosztowne mastaby[6], których jest tutaj bez liku.

– Faraonów powszechnie uznawano za bogów i zawsze zajmowali najwyższe miejsce, tak wśród żywych, jak i umarłych – Sally nie dawała się zbić z tropu. – W mastabach grzebano możnych dworzan, żeby mogli dalej służyć swemu władcy w życiu pozagrobowym. Spoczywać w cieniu grobowca faraona to był wielki zaszczyt.

– Nic dziwnego, że w Egipcie od dawna panoszą się cudzoziemcy, skoro sami Egipcjanie marnotrawili czas na budowanie grobowców i pogańskie obrzędy – skwitował Nowicki.

– No, no, kapitanie, mimo wszystko chciałbyś jednak być pochowany u stóp pięknej maharani Alwaru, o której tyle opowiadałeś… – przygadała mu Sally.

Wybuchnęli śmiechem na tę złośliwość, ale po chwili, znowu poważnie, do Nowickiego dołączył Tomek:

– To prawda, że najeźdźcy rządzą się tutaj jak u siebie. Od najazdu perskiego, czyli przez prawie dwa i pół tysiąca lat, w Egipcie panoszą się cudzoziemcy. Deptali tę ziemię: Etiopowie, Hyksosi, Asyryjczycy, Babilończycy, Persowie, Grecy, Rzymianie, Turcy, Francuzi, a obecnie rządzą znienawidzeni przez Egipcjan Brytyjczycy.

– Coś mi się wydaje, że ci długo już tu nie zabawią – zauważył Nowicki. – Coraz głośniej mówi się o Egipcie dla Egipcjan.

– Lada chwila może dojść do wybuchu – powiedział Tomek. – Egipcjanie pokazali już pazury trzydzieści lat temu.

– Trzydzieści lat temu, mówisz? Zaraz, zaraz… Czy masz na myśli powstanie Arabiego Paszy?

– Tak, był to przecież bunt przeciwko panowaniu Brytyjczyków[7].

– Wtedy miałem jeszcze mleko pod nosem, ale przypominam sobie dramatyczne sprawozdania w gazetach. W Kairze i Aleksandrii zginęło kilkudziesięciu Europejczyków, a konsul brytyjski został ciężko ranny. Rabowano sklepy, podpalano domy. Wtedy Anglicy ostrzelali Aleksandrię z dział okrętowych i stłumili powstanie, ale dziś ziemia coraz bardziej im się tu pali pod stopami.

– Egipcjanie nie lubią Anglików i trudno im się dziwić. Któż by kochał najeźdźców!

– No, my właściwie mamy paszporty angielskie – przypomniał Nowicki. – Dlatego radziłem nie rzucać się w oczy Egipcjanom podczas włóczęgi po egipskich zakamarkach.

– Moi drodzy, myślę, że przesadzacie z niebezpieczeństwem – wtrąciła Sally. – W tym przebraniu tak wyglądacie na Arabów, że wręcz czekam, kiedy zaczniecie nosić dywaniki, na których klęka się do modlitwy. Mnie dajcie jednak spokój, nie będę sobie zasłaniała twarzy na ulicy.

– Nie bądź naburmuszona, sikorko! – wesoło rzekł Nowicki. – Jeśli wchodzisz między wrony, musisz krakać jak i one! A co do maharani Alwaru – zamruczał niby to obrażony – to pewnie i ty byś w pas jej się kłaniała, choćby dlatego że darzyła nas, Polaków… zwłaszcza jednego, wielkim sentymentem.

– Kapitanie, kapitanie – próbował mitygować Nowickiego Tomek, ale Sally na szczęście niczego nie słyszała i z zapałem kontynuowała wykład.

– Byłoby bezsensowne, gdyby Egipcjanie nienawidzili wszystkich Europejczyków. Przecież nie wszyscy przybywali do Egiptu jedynie w celu podboju dla własnych korzyści. Wszak to Napoleon obalił pięćsetletnie okrutne rządy mameluków[8] i zapoczątkował europeizację Egiptu. Stu pięćdziesięciu przywiezionych przez niego uczonych francuskich założyło Instytut Egipski w Kairze, badało historię i kulturę starożytnego Egiptu[9]. Malarz Denon[10], często z narażeniem życia, badał i szkicował starożytne zabytki rozrzucone wzdłuż Nilu. Badania naukowe Francuzów ukazały światu, po raz pierwszy od czasów rzymskich, zapomnianą historię i kulturę starożytnego Egiptu.

– Trudno temu zaprzeczyć – przyznał Nowicki – ale…

– To jeszcze nie koniec – dorzuciła szybko Sally. – Żołnierze Napoleona znaleźli słynny kamień z Rosetty, który pozwolił później historykowi Champollionowi[11] rozszyfrować tajemnicze hieroglify egipskie. Przemówiły dzięki temu napisy z murów pałaców, świątyń i grobowców oraz papirusy, rzucając światło na dramatyczną historię doliny Nilu.

– Rosetta? – To zainteresowało jednak Nowickiego. – Mały port na zachodzie delty Nilu? Cóż za magiczny kamień tam znaleźli?

– Nie było w tym żadnej magii. Podczas prac fortyfikacyjnych w forcie Raszid, zwanym już wtedy Fort Saint-Julien, położonym o kilka kilometrów na zachód od Rosetty nad Nilem, żołnierze znaleźli bazaltową płytę. Znajdowały się na niej napisy wyryte w trzech językach: hieroglificznym, demotycznym[12] i grec­kim. Jak się później okazało, tablica zawierała podziękowanie kapłanów z Memfis[13] za dobrodziejstwa doznane od Ptolomeusza V. Porównanie tekstu zapisanego w trzech językach dało klucz do rozwiązania zagadki egipskich hieroglifów.

– Rzeczywiście nie lada znalezisko – zgodził się Nowicki. – Z pewnością Francuzi wywieźli tę tablicę.

– Taki mieli zamiar, ale się im nie poszczęściło. Napoleon musiał pospiesznie wracać do Francji, a pozostawiona przezeń w Egipcie armia wkrótce uległa Anglikom. Po kapitulacji Francuzi musieli oddać wszystkie zagrabione zabytki, włącznie z tym cennym kamieniem. Francuscy uczeni zdążyli jednak zrobić odlewy i kopie kamiennej płyty, która obecnie znajduje się w Anglii.

– Ciekaw jestem, jak wygląda – powiedział Nowicki.

– Widziałam ją w Brytyjskim Muzeum Narodowym w Londynie. Jest to czarna bazaltowa tablica wielkości blatu stołu. Na jej polerowanej stronie znajdują się trzy napisy wyryte od góry do dołu w trzech rzędach obok siebie. Jest umieszczona na obrotowym pulpicie pod szklaną ramą, tak aby można ją było oglądać z obydwu stron.

– Ciekawe rzeczy opowiadasz, sikorko. Widać, że nie marnowałaś czasu na studiach w Anglii. Mówisz o Egipcie niczym profesor – pochwalił Nowicki. – Trudno ci zaprzeczyć, ale ja tam wiem swoje. Francuzi rządzili tu twardą ręką i dobrze dali się we znaki Egipcjanom. Nie pozostawili po sobie dobrych wspomnień. Prawdę mówiąc, ja również nie darzę żabojadów przyjaznymi uczuciami. Nie mogę zapomnieć Napoleonowi, że wystawił Polaków do wiatru. Poznał się na nim tylko Kościuszko i odmówił współpracy.

– Smutna to dla nas prawda – powiedział Tomek. – Napoleon zawiódł pokładane w nim nadzieje Polaków, mimo że nie skąpili swej krwi dla jego zwycięstw. Również w wyprawie do Egiptu. Wystarczy wspomnieć Sułkowskiego[14], Łazowskiego[15] czy generała Zajączka[16], później namiestnika Królestwa Polskiego.

– Czytałem powieść o Józefie Sułkowskim, adiutancie Napoleona. W bitwie pod piramidami dowodził huzarami i odniósł siedem ran ciętych i trzy postrzałowe. Znał dobrze Arabów i mówił po arabsku. Został rozsiekany przez powstańców egipskich w Kairze – Nowicki chętnie podtrzymywał rozmowę, jeśli dotyczyła Polski.

Rozmawiali z ożywieniem, bezwiednie wędrując po kamienistym płaskowyżu, aż zatrzymali się przed rysującą się w mroku potężną sylwetką sfinksa. Sally, która najgłębiej przeżywała spotkanie z przeszłością, zapragnęła przywrócić coś z nastroju, jaki towarzyszył im u progu tej świetlistej nocy.

– Ile niezwykłych wydarzeń poznalibyśmy, gdyby te wspaniałe piramidy przemówiły – westchnęła. – U ich stóp przecież przebywali niegdyś władcy świata: Aleksander Wielki, Juliusz Cezar, Marek Antoniusz, piękna królowa Kleopatra, Napoleon. Także i wasz Sułkowski, który brał udział, jak mówicie, w bitwie pod piramidami – dodała, chcąc sprawić przyjaciołom przyjemność. Po tej uwadze rzeczowa dyskusja rozgorzała na nowo.

– Bitwa pod piramidami wcale nie została stoczona u stóp piramid. – Tomek poczuł się zobowiązany do uzupełnienia wyjaśnień i uczynił to jak zawsze z ochotą i właściwą sobie dokładnością. – Zwycięska dla Francuzów bitwa odbyła się po zachodniej stronie Nilu, w odległości około czternastu kilometrów od piramid, pod miasteczkiem Imbaba, obecnym przedmieściu Kairu. Romantyczną nazwę dodano jej później, do czego prawdopodobnie przyczyniły się legendarne słowa, wypowiedziane przed bitwą do żołnierzy przez Napoleona: „Z wysokości tych piramid czterdzieści wieków patrzy na was”.

– Pewnie było, jak mówisz – rzekł Nowicki. – Spójrz jednak na sfinksa! Czy to nie armatnie kule tak okaleczyły głowę tego lwa z ludzką twarzą?

– Nie mylisz się co do kul armatnich. Ale uczynili to z rozmysłem mamelucy na wieleset lat przed przybyciem Francuzów. Ponieważ nie mogli w żaden sposób zniszczyć posągu, użyli go jako tarczy do ćwiczeń artyleryjskich.

– Jakże to?! – oburzył się Nowicki. – Czy Egipcjanie nie protestowali przeciw takiemu wandalizmowi?!

– Ówcześni Egipcjanie sami nie zdawali sobie sprawy ze wspaniałości dziedzictwa pozostawionego przez starożytnych faraonów, a fanatyczni muzułmanie, podbiwszy Egipt, czynili wszystko, co było w ich mocy, żeby zatrzeć ślady wspaniałej egipskiej przeszłości.

– Obaj macie rację po części – wtrąciła się Sally. – Sfinksa uszkodził muzułmański derwisz Saim ad-Dahr, traktując to jako sprzeciw wobec fałszywej religii starożytnych Egipcjan.

– W rezultacie brak wyczucia, jakim wówczas się wykazał, dziś zwiększa zainteresowanie turystów – zażartował Tomek.

– Właśnie, nasz „cheopsiak” miał nosa, że strata nosa przyda mu popularności – dowcipkował Nowicki.

Ale niestrudzona Sally, jakby ich nie słysząc, kontynuowała wątek:

– Arabowie przynieśli z sobą do Egiptu własną kulturę, wysoko rozwiniętą naukę i sztukę, więc z premedytacją niszczyli zabytki egipskie. Do budowy nowego Kairu używali materiałów grabionych z monumentalnych faraońskich zabytków. Z dawnej stolicy Egiptu, Memfis, wywieźli portale, kolumny, a nawet fragmenty ścian starożytnych świątyń. Rozebrali także łuki triumfalne z czasów rzymskich. Górująca nad Kairem cytadela, budowana przez sułtana Saladyna, powstała z kamieni zabranych z mniejszych piramid. Dodajcie do tego działanie przyrody. Piaski pustynne już w starożytności zaczęły przysypywać sfinksa, tak że widać było jedynie jego olbrzymią głowę. Takim ujrzał go Denon i takiego uwiecznił na swoim rysunku.

– Chcesz powiedzieć, że przedtem nikt nie dbał o sfinksa? – zdziwił się znowu Nowicki.

– Jeśli dobrze pamiętam, faraon Totmes IV polecił usunąć piasek wokół sfinksa i zbudował osłaniający go mur z suszonej cegły, ale burze piaskowe dalej zasypywały posąg, więc i w czasach późniejszych usuwano piasek kilkakrotnie[17].

– Słyszałem, że w Egipcie znajduje się wiele posągów sfink­sa, ale ten tutaj jest podobno najsłynniejszy – zauważył Nowic­ki. – Swoją drogą, ciekaw jestem, w jaki sposób przytoczono tu tak olbrzymią skałę?

Sally tylko tego było potrzeba. Z zapałem zaczęła opowiadać historię powstania sfinksa. Opisała, jak po ukończeniu budowy piramidy Cheopsa trakt służący do transportu kamieni zamieniono w rampę wiodącą z dolnej do górnej świątyni, stawianej u stóp piramidy Chefrena, syna Cheopsa. Jak na pierwszym odcinku nowej rampy natknięto się na monolityczną skałę wapienną, pozostałą po dawnym kamieniołomie. Skała przypominała kształtem leżącego na brzuchu lwa. Wymodelowano więc z niej olbrzymie zwierzę długości pięćdziesięciu metrów i szerokości około dwudziestu metrów, dodając mu ludzką twarz – twarz faraona Chefrena. Sam nos w tej twarzy mierzył sto siedemdziesiąt centymetrów. Sfinks o twarzy Chefrena, zwrócony ku wschodowi, stał się symbolem strażnika świątyń, symbolem zagadki i tajemnicy.

Raz zacząwszy, Sally nie zamierzała się zatrzymać. Wyjaśniała dalej, że jeden grobowiec składał się z wielu budowli, a piramida była główną jego częścią. Rozmieszczenie poszczególnych elementów zespołu architektonicznego powiązano z królewskim ceremoniałem pogrzebowym, co później znakomicie ułatwiło poznanie stosunków społecznych w starożytnym Egipcie i tak dalej, i dalej…

Od pewnego czasu Nowicki, na ogół tak ciekawy świata, nie zwracał uwagi na przydługie opowiadanie Sally. Nieznacznie zerkał wokoło, głęboko wciągał powietrze, jakby wietrzył jakieś niebezpieczeństwo. Tomek bardzo zżyty ze swym starszym przyjacielem, szybko zorientował się, że coś go zaniepokoiło.

– Tadku, co się dzieje? – zapytał cicho i jednocześnie z natężeniem wpatrywał się w otaczające ich przysłowiowe egipskie ciemności.

– Coś mi tu cuchnie… – mruknął Nowicki i zaraz odwrócił się do Sally, która po tej odpowiedzi nagle zamilkła. – Opowiadaj dalej, sikorko, i nie zwracaj na nas uwagi. Tylko utrzymuj pozycję między mną a Tomkiem.

Sally, przywykła zarówno do marynarskich określeń kapitana, jak i do nieoczekiwanych wydarzeń podczas łowieckich wypraw, w lot pojęła, o co chodzi. Jakby nigdy nic kontynuowała opowieść o tym, co współcześni poszukiwacze i archeolodzy znaleźli we wnętrzach piramid.

Tomek wierzył w nieomylny instynkt Nowickiego. Skoro coś go zaniepokoiło, nie wolno było tego lekceważyć. Chłodny, nocny wiatr wiał od piramid. Naśladując Nowickiego, Tomek odetchnął kilka razy głęboko. Po chwili szepnął:

– Wydaje mi się, że czuć słaby zapach zjełczałego tłuszczu…

– Święta racja, to właśnie zwróciło moją uwagę – potaknął Nowicki. – Gdzieś tu się czają Arabowie. Wszystko pitraszą na oliwie, więc ich ubrania przesiąknięte są tym zapachem.

Sally na chwilę zamilkła, ale Nowicki natychmiast ją zagadnął:

– Mówisz więc, że w piramidzie Cheopsa nie znaleziono już niczego, a w grobowcu Chefrena tylko pusty sarkofag…

– Jedynie w piramidzie Mykerinosa znajdowały się jeszcze kamienny sarkofag i cedrowa trumna, w której złożono kiedyś mumię króla.

– Co się z nimi stało? – pytał dalej Nowicki, podejrzliwie zerkając na wszystkie strony.

– Statek, który miał przewieźć je do Anglii, rozbił się w pobliżu wybrzeży hiszpańskich. Trzytonowy, kamienny sarkofag zatonął, cedrowa trumna przez kilka dni unosiła się na falach, wyłowiono ją i obecnie jest w muzeum w Londynie.

– Uwaga! Ukryli się po prawej stronie u stóp sfinksa – szepnął Tomek.

– Widzę, widzę, z tyłu też nas podchodzą – mruknął Nowic­ki, po czym wyjął fajkę, nabił ją tytoniem i zapalił.

– Niedługo zacznie świtać, chyba zaraz nas zaczepią. – Tomka zaledwie było słychać. – Pewno jest ich kilku, inaczej by się nie odważyli…

– Ojciec upominał, żebyśmy nie włóczyli się tu po nocy – równie cicho przypomniała Sally.

– Nie przejmuj się, sikorko, to dla nas nie pierwszyzna – uspokajał ją Nowicki. – Weź mego kolta i w razie zagrożenia strzelaj pod nogi!

Sally wzięła niepostrzeżenie rewolwer i schowała pod okrywającym ją czarnym szalem. Nowicki tymczasem spokojnie pykał fajkę.

– Są koło sfinksa, podchodzą coraz bliżej… – szepnął Tomek.

– Zajmij się nimi, ja wezmę w obroty tych z tyłu – radośnie polecił Nowicki, który najbardziej lubił takie przygody. Nie spiesząc się, uderzył główką fajki o dłoń, wytrząsnął popiół, po czym błyskawicznie odwrócił się.

Dwóch drabów w galabijach i turbanach akurat podrywało się z ziemi. Uzbrojeni w krótkie, grube pałki rzucili się ku Nowickiemu, który bez namysłu silnym kopnięciem posłał im piach i żwir prosto w twarze.

– Ibn al-kalb! – chrapliwym głosem zaklął jeden z opryszków, osłaniając oczy.

– Rodzinie ubliżasz!? – rozsierdził się Nowicki, który jak każdy marynarz znał przekleństwa w różnych językach i zrozumiał obelżywe słowa. Jednym skokiem dopadł opryszka i pięścią przyłożył mu w szczękę.

Napastnik osunął się na ziemię. Drugi, na wpół oślepiony piaskiem, rzucił pałkę i wyszarpnął długi, zakrzywiony nóż beduiński. Nowicki szybko cofnął się o krok, zerwał z siebie galabiję, wywinął nią w powietrzu i zarzucił na głowę Araba. W tej samej chwili rozległy się huk strzału i krzyk mężczyzny.

„Sally!”, przemknęło przez myśl Nowickiemu. Natychmiast odwrócił się ku przyjaciołom.

Kiedy Nowicki rozprawiał się z dwoma napastnikami, trzech innych zaatakowało Tomka i Sally. Jeden ruszył na Tomka z pałką, drugi zaś zaszedł go od tyłu i rękami chwycił za gardło. Tomek, nieodrodny uczeń Nowickiego, zaprawiony do walki wręcz, nagłym, głębokim pochyleniem do przodu przerzucił przeciwnika przez siebie. Także Sally nie czekała biernie na rozwój wydarzeń. Trzeci napastnik zaledwie miał czas zamierzyć się na nią pałką. Sally dobyła kolta i nacisnęła spust, mierząc w ziemię tuż przed jego stopami. Huk strzału i krzyk bólu były dowodem, że kula odbiła się o kamieniste podłoże i rykoszetem zraniła jednego z atakujących.

Nieoczekiwany strzał i przypadkowe zranienie ostudziły napastników, którzy zaczęli chyłkiem umykać ku ogrodom nad Nilem. Ten, który pierwszy oberwał od Nowickiego, zanim rzucił się do ucieczki, pogroził kułakiem i gniewnie krzyknął:

– Jihrob bejtak!

Nowicki parsknął śmiechem:

– Tamten gagatek życzy mi, żeby spłonęła moja chałupa! Czort z nim! – rzekł. – Spójrzcie, już świta!

Niebo nad Kairem jeszcze czarne, na wschodzie już stawało się jasnoniebieskie. Wkrótce poróżowiały wzgórza Mokattam. Promienie wschodzącego słońca rozpraszały nocne opary ścielące się nad Nilem. Od strony miasta napłynęły śpiewne głosy muezzinów wzywających do porannej modlitwy. Wstawał nowy, gorący poranek.

– Ruszamy do domu – wyszeptała Sally. – Ojciec powinien wreszcie wrócić, najpewniej już razem z panem Smugą…

– Wracamy – potwierdził Nowicki. – Zaczęło się nieźle, Tomku, a gdy przyjedzie Jan, będzie jeszcze ciekawiej – mówiąc to, zatarł ręce i wymownie spojrzał na przyjaciela.

* * *

koniec darmowego fragmentuzapraszamy do zakupu pełnej wersji

[1] Muezzin – muzułmański duchowny ogłaszający porę modlitwy z galeryjki minaretu. Szkoli specjalnie głos; przy sprzyjających warunkach atmosferycznych słychać go na odległość 3 km.

[2] Imam – przewodnik, muzułmański duchowny przy meczecie.

[3]Salat – najogólniej modlitwa obowiązująca każdego dorosłego muzułmanina. Należy ją odmawiać pięć razy w ciągu dnia: przed świtem, wczesnym rankiem, w południe, po zachodzie słońca, wczesnym wieczorem. Modlitwę salat poprzedzają rytualne czynności – modlący powinien być w stanie rytualnej czystości, zwrócić się w kierunku Mekki, wykonywać określoną liczbę pokłonów, gestów i recytacji wersetów Koranu. Salat na całym świecie odbywa się w języku arabskim.

[4] Mowa o słynnych starożytnych grobowcach faraonów w Gizie pod Kairem: Cheopsa (Chufu), Chefrena (Chafre) i Mykerinosa (Menkaure).

[5] Bakszysz – podarek pieniężny, napiwek, rodzaj zwyczajowej jałmużny, obyczaj związany z religią islamu nakazujący wiernym dzielenie się częścią swoich dochodów z biednymi.

[6] Mastaba – najstarszy typ grobowca w starożytnym Egipcie. Mastaba ma kształt ściętego ostrosłupa na planie prostokąta; składała się z murowanej części naziemnej i komory grobowej, połączonych pionowym szybem, który po pogrzebie zasypywano i maskowano.

[7] W 1881 r. zbuntowani oficerowie, pod dowództwem Arabiego Paszy, sto­jącego na czele partii narodowej, walczącej z gospodarczą i polityczną ingerencją Wielkiej Brytanii i Francji, zmusili kedywa Tomekaufika do powołania rządu narodowego. Arabi Pasza pełnił funkcję ministra wojny. Kiedy Anglicy i Francuzi zażądali rezygnacji rządu narodowego i wydalenia Arabiego Paszy do Sudanu, w Kairze wybuchło powstanie ludowe i Arabi Pasza stanął na jego czele. Podczas rozruchów w Kairze i Aleksandrii zginęło 50 Europejczyków, ciężko ranny został konsul brytyjski Cookson; 25 okrętów brytyjskich zbombardowało Aleksandrię, a motłoch splądrował i spalił znaczną część miasta. Generał Sir Garnet Wolseley rozgromił powstańców egipskich i zajął Kair. Ujęto Arabiego Paszę i skazano na karę śmierci, zamienioną później na deportację na Cejlon (obecnie Sri Lanka).

[8] Mamelucy (arab. mamluk – biały niewolnik płci męskiej) – egipska gwardia dworska i trzon egipskiej armii, która później zbuntowała się i stworzyła własną dynastię (1210–1517). Pierwotnie złożona z brańców – niewolników tureckich i kaukaskich. Po sprowadzeniu do Egiptu uczono ich konnej jazdy i rzemiosła wojennego. Wpajano im przekonanie, że należą do elitarnej kasty wojskowej oraz że małżeństwo i rodzina uniemożliwiają wykonywanie zawodu żołnierza. Sami kupowali więc dzieci i wychowywali niewolników. W Egipcie znienawidzono mameluków jako cudzoziemskich tyranów. Wytępiono ich ostatecznie lub rozproszono w 1811 r., za rządów Muhammada Alego.

[9] Uczeni francuscy, którzy towarzyszyli Napoleonowi w kampanii egipskiej (1798–1799), opublikowali później wyniki swych prac i badań w 18 tomach tekstu i plansz.

[10] Dominique Vivant Denon (1747–1825) – dramaturg, aktor, dyplomata, archeolog, późniejszy dyrektor i organizator zbiorów Luwru.

[11] Jean François Champollion (1790–1832) – egiptolog francuski, profesor historii w Grenoble, od 1826 r. konserwator działu sztuki egipskiej w Luwrze. Pierwszy odczytał egipskie hieroglify.

[12] Pismo demotyczne to uproszczony język egipski.

[13] Memfis – prawdopodobnie najstarsza stolica starożytnego Egiptu, założona około 3000 lat p.n.e. Jeszcze w czasach rzymskich było sporym miastem. Upadło po powstaniu w VII wieku Al-Fustat-Kahira (Kairu). Obecnie ruiny (około 30 km na południe od Kairu). Nekropolia memficka obejmuje piramidy i grobowce w Gizie, Abusir, Abu Gurab, Sakkarze i Dahszur.

[14] Józef Sułkowski (1773–1798) – uczestnik wojny polsko-rosyjskiej w 1792 r. i powstania kościuszkowskiego, oficer armii francuskiej, uczestnik kampanii włoskiej i egipskiej, znawca spraw, obyczajów i stosunków Wschodu. Znał język arabski i miał przygotować słownik arabsko-francuski. Był członkiem Sekcji Ekonomii Politycznej Instytutu Egipskiego, uczestniczył w wyprawach archeologicznych. Napisał pracę Notes sur l’expedition d’Egypte, w której obok treści wojskowych umieścił geograficzny zarys Dolnego Egiptu, charakterystykę kraju i mieszkańców.

[15] Józef Feliks Łazowski (1759–1812) – generał brygady, w Egipcie pełnił funkcję naczelnego inżyniera wojskowego i kartografa. Wyróżniał się w pracach pozawojskowych podejmowanych przez ekspedycję napo­leońską.

[16] Józef Zajączek (1752–1826) – generał, poseł na Sejm Czteroletni. Aresztowany po upadku powstania kościuszkowskiego, w 1795 r. wyemigrował do Francji i uczestniczył w wojnach napoleońskich. W 1815 r. namiestnik Królestwa Polskiego.

[17] W 1988 r. Ministerstwo Kultury Egiptu zwróciło się do UNESCO z prośbą o powołanie międzynarodowej komisji ekspertów, która oceniłaby stan monumentalnego sfinksa. W latach 90. XX w. sfinksa odrestaurowano (prace konserwatorskie nie obejmowały twarzy). Mimo to jest w fatalnym stanie. Z lewego ramienia odpadł kamienny blok ważący około 300 kg. Zdaniem specjalistów podobny los spotka drugie ramię z powodu nieustannego niszczycielskiego działania burz piaskowych i deszczów.

Warszawskie Wydawnictwo Literackie

MUZA SA

ul. Sienna 73

00-833 Warszawa

tel. +4822 6211775

e-mail: [email protected]

Księgarnia internetowa: www.muza.com.pl

Wersja elektroniczna: MAGRAF s.c., Bydgoszcz