51,99 zł
Nigdy więcej nie pozwól sobą manipulować!
Ta książka to nie tylko kompendium wiedzy na temat techniki manipulacji zwanej gaslightingiem, której ofiarami w związkach nagminnie padają kobiety. To także praktyczny poradnik, dzięki któremu będziesz w stanie przejrzeć ukryte intencje manipulatora, nauczysz się bronić przed psychologiczną grą, odpowiesz sobie na kluczowe pytanie: „Zostać czy odejść?” i odzyskasz wiarę w siebie i własne osądy. Doświadczona psychoterapeutka Robin Stern, posiłkując się szczegółową wiedzą i przykładami z praktyki terapeutycznej, pomoże ci wykonać pierwszy krok do niezależności, wolności i pewności siebie.
• Czy czujesz lęk na myśl o tym, że zaniedbasz obowiązki domowe, spóźnisz się z obiadem lub zapomnisz o jakimś produkcie z listy zakupów?
• Czy samodzielne podejmowanie decyzji sprawia ci trudność i wywołuje twój lęk?
• Czy często podajesz w wątpliwość własne wspomnienia i osądy?
• Czy masz wrażenie, że towarzyszy ci poczucie beznadziei i smutku?
• Czy twoje zdanie o sobie zmienia się w zależności od aprobaty lub dezaprobaty partnera?
• Czy często usprawiedliwiasz zachowanie partnera przed rodziną i przyjaciółmi?
Jeśli chociaż na część tych pytań odpowiedziałaś twierdząco, możesz być ofiarą gaslightingu – a to tylko niektóre jego oznaki. Sprawdź, co możesz zrobić, by nie dać sobą manipulować i odzyskać radość życia!
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 378
Czasami życie stawia nas w obliczu interesujących zbiegów okoliczności.
Gdy Robin Stern po raz pierwszy powiedziała mi, że zastanawia się nad napisaniem tekstu poświęconego przemocy psychicznej, siedziałyśmy na placu zabaw, patrząc na moje bawiące się dzieci. Tuż za jego ogrodzeniem przebiegała kręta ścieżka. Cztero-, może pięcioletni chłopiec, który szedł nią tuż obok swojego ojca, podbiegł energicznie do przodu kilka kroków, po czym potknął się i upadł. Choć upadek był wyraźnie bolesny, maluch starał się powstrzymać płacz. Twarz ojca stężała.
– No i co wyrabiasz? – warknął, szarpiąc synka za rączkę, żeby wstał. – Jesteś taką ciapą, że aż trudno uwierzyć. Ciągle ci powtarzam, żebyś bardziej uważał.
To była okropna chwila. Obie wzdrygnęłyśmy się w zetknięciu z kompletnym brakiem empatii tamtego mężczyzny. Zastanawiałyśmy się, czy powinnyśmy coś powiedzieć. Jednak jeszcze więcej bólu sprawiło nam obserwowanie chłopca, który próbował się uspokoić i przyswoić to, co usłyszał od ojca. Było widać, jak stara się zinterpretować te słowa tak, aby nie dźwięczało w nich okrucieństwo. Niemal słyszałyśmy jego myśli: „Jestem ciapą. Boli mnie nie dlatego, że tata zranił moje uczucia, tylko dlatego, że go nie słuchałem. To moja wina”.
Zaapelowałam wtedy do doktor Stern, aby potraktowała swoje zamiary poważnie i napisała książkę, o której rozmawiałyśmy chwilę wcześniej. Bardzo się cieszę, że to zrobiła. Przemocy psychicznej wreszcie zaczyna się poświęcać odpowiednio dużo uwagi, a na jej temat powstaje ostatnio sporo tekstów. Obecnie częściej widać przemoc psychiczną taką, jaka jest naprawdę, podczas gdy w poprzednim pokoleniu takie interakcje były częściej akceptowalne społecznie, zwłaszcza gdy chodziło o wychowywanie dzieci – mam tu na myśli „szorstką miłość” czy też „kształtowanie charakteru”. Jednak określonemu typowi przemocy psychicznej, o której pisze doktor Stern w Ukrytych manipulacjach w relacjach – przemocy ukrytej, kontrolującej – nie przyglądano się dotąd z taką empatią i wnikliwością, jakimi posługuje się autorka dzięki wieloletniej praktyce klinicznej, a zwłaszcza dzięki wyjątkowemu zainteresowaniu dobrostanem emocjonalnym młodych kobiet. Dobrze się składa, że pisze na ten temat, mogąc odwołać się do swojego szerokiego doświadczenia.
Doktor Stern pracuje z wieloma bystrymi, utalentowanymi, młodymi kobietami o idealistycznym podejściu do życia, często wywodzącymi się z kochających rodzin, które wpadają w pułapkę relacji stanowiących przypadki różnorodnych odmian wspomnianej przemocy. Niczym cudotwórca pomaga im przypomnieć sobie o ich utraconych źródłach siły i poczucia własnej wartości, a następnie z nich skorzystać, dzięki czemu kobiety te odzyskują swoje życie. Teraz z jej mądrości będą mogli skorzystać wszyscy, którzy przeczytają tę książkę. Wyjaśnienia doktor Stern dotyczące tego, jak rozpoznawać ukrytą kontrolę i przemoc psychiczną oraz jak się im oprzeć, stanowią bardzo ważne narzędzie. Młode kobiety powinny z niego korzystać, jeśli pragną chronić swój dobrostan psychiczny, odpierać dążenia innych do sprawowania nad nimi kontroli oraz do poddawania ich różnym manipulacjom, a także jeśli chcą wybierać relacje wspierające i pielęgnujące ich rozwój.
Obserwowałam, jak doktor Stern oferuje wsparcie mentorskie młodym kobietom, wiem zatem, jak uzdrawiające mogą okazać się jej spostrzeżenia na temat efektu gasnącego płomienia (gaslightingu) – uważam jednak, że z tej wartościowej analizy mogą skorzystać nie tylko kobiety. Zarówno one, jak i mężczyźni w równym stopniu cierpią z powodu przemocy psychicznej i kontroli, gdy są jeszcze dziećmi zależnymi od osób dorosłych. Wprawdzie większość podawanych tu przykładów, pochodzących z praktyki doktor Stern, dotyczy przemocy wobec kobiet, byłam jednak świadkiem licznych przypadków, gdy mężczyźni, słuchając relacji doktor Stern o tym, nad czym pracuje, otwierali się i opisywali własne zmagania o wyzwolenie się z toksycznych interakcji. Dzięki jej analizie udawało im się osiągnąć pewną ulgę i wolność. Książkę tę powinni przeczytać zwłaszcza rodzice – tak często zdarza się, że krzywdzimy dziecięce poczucie własnego ja albo manipulujemy emocjami dziecka w całkowicie nieświadomy sposób. Im lepiej uświadomimy sobie, że każdy z nas, niezależnie od najlepszych nawet intencji, może niechcący skrzywdzić emocjonalnie lub zmanipulować dziecko pozostające pod jego opieką, tym więcej dobrego zrobimy dla następnego pokolenia.
Czytelnicy książki doktor Stern mają wyjątkowe szczęście, gdyż jest ona psychoterapeutką szczerze zaangażowaną w ich rozwój psychiczny i osobisty – każde słowo, każde zdanie płynie prosto z jej serca. A co ważniejsze nawet, każde słowo i każde zdanie przybliża nas do zrozumienia, co przydarzyło się tamtemu chłopcu w parku – i zrozumienia dorosłych, którzy mogą się z takim dzieckiem utożsamiać.
Ta książka pomoże wielu osobom odnaleźć w sobie nowe pokłady poczucia własnej wartości i siły.
Naomi Wolf
Wprowadzenie
Idea, której czas właśnie nadszedł
Trudno dzisiaj przeżyć dzień czy dwa, żeby nie usłyszeć czegoś o gaslightingu. Szybkie wyszukiwanie w Google przynosi dziesiątki artykułów: „8 sygnałów, że jesteś w związku z osobą stosującą gaslighting”, „Czy osoby stosujące gaslighting są tego świadome?”, „Gaslighting – gra psychologiczna, o której wszyscy powinni wiedzieć”. Definicje gaslightingu zaczynają pojawiać się w słownikach, a czterdziesty piąty1 prezydent Stanów Zjednoczonych został określony jako osoba stosująca ten rodzaj przemocy.
Gdy dziesięć lat temu napisałam pierwszą wersję mojej książki pod tytułem Efekt gasnącego światła, termin ten był praktycznie nieznany, chociaż samo zjawisko było dość powszechne2. Zdefiniowałam je wtedy jako rodzaj psychomanipulacji, za pomocą której stosująca ją osoba próbuje cię przekonać, że źle pamiętasz, niewłaściwie rozumiesz albo błędnie interpretujesz swoje własne zachowanie lub motywacje, czym wzbudza w twoim umyśle wątpliwości, które zwiększają twoje bezbronność i dezorientację. Gaslighting mogą stosować mężczyźni i kobiety, małżonkowie i partnerzy, szefowie i współpracownicy, rodzice i rodzeństwo – to, co ich wszystkich łączy, to zdolność sprawiania, abyś kwestionował lub kwestionowała swoje postrzeganie rzeczywistości. Ten rodzaj manipulacji jest zawsze dziełem dwóch osób – tej stosującej gaslighting, która sieje zamęt i wątpliwości, oraz tej poddawanej gaslightingowi, która jest skłonna zwątpić we własną percepcję rzeczywistości, aby podtrzymać daną relację.
Tak właśnie to rozumiałam – istotę gaslightingu stanowi wspólna odpowiedzialność. Nie chodzi tylko o przemoc psychiczną. To obustronnie kształtowana relacja, którą nazwałam gaslightingowym tangiem, wymagająca aktywnego udziału dwóch osób. Oczywiście osoba stosująca gaslighting powoduje, że poddawany mu człowiek wątpi w swoje postrzeganie rzeczywistości, ale ofiara gaslightingu z równą determinacją dąży do tego, aby jej prześladowca widział ją tak, jak pragnie być widziana.
„Jesteś taka nieostrożna”, może powiedzieć osoba stosująca gaslighting, a wtedy ofiara gaslightingu nie roześmieje się i nie odpowie: „To ty tak to widzisz”, tylko poczuje się zmuszona do oświadczenia: „Wcale nie jestem!”. Zależy jej na tym, aby osoba stosująca gaslighting odpowiednio ją postrzegała, nie jest więc w stanie oprzeć się chęci przekonania jej, że nie jest nieostrożna.
„Nie rozumiem, jak możesz być taka rozrzutna”, mówi osoba stosująca gaslighting. Ktoś, kto nie poddaje się takiej manipulacji, odpowie: „No cóż, każdy z nas jest inny, a to są moje pieniądze”, i zajmie się swoim życiem. Tymczasem ofiara gaslightingu spędzi wiele godzin na smutnych refleksjach nad sobą, zastanawiając się z rozpaczą, czy jej prześladowca przypadkiem nie ma racji.
Jak pisałam w pierwszej wersji książki:
Gaslighting, efekt gasnącego płomienia, wynika z relacji łączącej dwoje ludzi – osobę stosującą ten rodzaj przemocy (gaslightera), która musi mieć rację, aby zachować poczucie własnego ja i poczucie władzy, oraz ofiarę gaslightingu, która pozwala gaslighterowi definiować jej poczucie rzeczywistości, ponieważ go idealizuje i szuka jego akceptacji. […] Jeśli istnieje choćby jeden maleńki kawałek ciebie, który uważa, że nie jesteś wystarczająco dobra taka, jaka jesteś – jeśli choćby najmniejsza cząstka ciebie czuje, że potrzebujesz miłości lub akceptacji gaslightera, aby siebie dopełnić – to jesteś podatna na gaslighting. Osoba stosująca gaslighting wykorzysta ową podatność, aby wzbudzać w tobie kolejne wątpliwości wobec samej siebie, jedną po drugiej3.
Czasami ofiara gaslightingu mierzy się z karą większą niż zwykła dezaprobata. Być może wychowuje dzieci wspólnie z osobą stosującą gaslighting i czuje, że nie jest w stanie pełnić samotnie roli rodzica z przyczyn finansowych lub emocjonalnych. Może gaslighter jest jej przełożonym, co wywołuje w niej obawę przed służbowymi konsekwencjami postawienia się szefowi lub porzucenia pracy. A może osoba stosująca gaslighting to krewny lub długoletni przyjaciel, co wzbudza w pokrzywdzonym strach przed odbiorem tej sytuacji przez rodzinę lub daną społeczność. Gaslighter może również grozić swojej ofierze czymś, co nazywam „apokalipsą emocjonalną” – lawiną obelg, zapowiedziami popełnienia samobójstwa lub przerażającą kłótnią – tak przykrymi, że adresat gróźb zrobi niemal wszystko, by tego uniknąć.
Niezależnie od rodzaju kary gaslighting zależy od tego, czy wezmą w nim udział obie strony. Stosująca go osoba odpowiada za swoje działania, jednak ofiara takiej przemocy również odpowiada za swoje. Podatność tej ostatniej wynika z jej potrzeby idealizowania gaslightera, zdobywania jego aprobaty lub utrzymania – za wszelką cenę – danej relacji4.
Taki obustronny udział to dobra wiadomość, ponieważ oznacza on, że ofiara gaslightingu dysponuje kluczem do drzwi własnego więzienia. Gdy tylko zrozumie, co się dzieje, zyska zdolność odnalezienia w sobie odwagi i przenikliwości niezbędnych do zanegowania przeinaczeń gaslightera, który próbuje w ten sposób zrobić z niej wariata, i będzie mogła odtąd trzymać się mocno własnej rzeczywistości. Gdy będzie w stanie zaufać swojemu punktowi widzenia, przestanie potrzebować walidacji (uprawomocnienia), zarówno ze strony gaslightera, jak i innych osób.
Gdy bierzemy pod uwagę gaslighting na poziomie osobistym – w miłości, przyjaźni, pracy i rodzinie – nadal trzymam się wymienionego wcześniej sformułowania: istotą tego zjawiska jest gaslightingowe tango, czyli taniec dwojga ludzi, w którym każda ze stron potrzebuje udziału tej drugiej.
Inspiracją do napisania tej książki stała się dla mnie powszechność gaslightingu w życiu moich klientów, przyjaciół – i w moim własnym. Był on czymś, co dostrzegałam nieustannie, pozornie niewinnym wzorcem, który mógł podważyć poczucie własnej wartości u najbardziej pewnej siebie kobiety. Co więcej, doprowadził do zakończenia mojego pierwszego małżeństwa. Widziałam kobiety, wobec których stosowano gaslighting, zarówno klientki, jak i przyjaciółki; były mądre, silne, utalentowane i atrakcyjne. A jednak w jakiś sposób uwikłały się w relacje (w domu, pracy i rodzinie), z których nie były w stanie się wyzwolić, podczas gdy ich poczucie własnego ja było coraz bardziej podważane.
W najłagodniejszej wersji gaslighting sprawia, że kobiety zaczynają czuć się nieswojo, zastanawiając się, dlaczego zawsze wychodzi na to, że są w błędzie, albo dlaczego nie są naprawdę szczęśliwe ze swoimi pozornie „dobrymi” partnerami. W najgorszej sytuacji wywołuje on ciężką depresję – z silnej, pełnej energii kobiety pozostaje jedynie strzępek skrajnego nieszczęścia i samonienawiści. W obu przypadkach nieustannie zaskakiwało mnie, jak wiele zwątpienia w siebie i paraliżu może powodować gaslighting w sferze zarówno zawodowej, jak i prywatnej.
Szukałam sposobu na zdefiniowanie tego szczególnego wzorca przemocy, ponieważ nie zauważyłam, aby go wcześniej opisano, czy to w kulturze popularnej, czy w literaturze naukowej. W końcu zainspirował mnie film Gasnący płomień z 1944 roku, w którym zagrali Ingrid Bergman, Charles Boyer i Joseph Cotton. W filmie tym postać, w którą wciela się Boyer, stopniowo przekonuje postać graną przez Bergman, że popada ona w obłęd. Prosi ją o ofiarowaną jej wcześniej broszkę i przygląda się jej zdenerwowaniu, gdy kobieta nie odnajduje biżuterii w torebce, chociaż była pewna, że ją tam schowała (broszkę z torebki wyjął sam Boyer). „Och, kochanie, jesteś taka roztargniona”, naciska mężczyzna. „Nie jestem roztargniona”, odpowiada postać grana przez Bergman, ale wkrótce zaczyna wierzyć w wersję zdarzeń przedstawianą przez Boyera, niezdolna do zaufania własnej pamięci czy percepcji.
W filmie Boyer świadomie próbuje wpędzić Bergman w obłęd, aby ukraść jej spadek – przekonując ją, że nie może ona wierzyć własnemu odbiorowi rzeczywistości, w gruncie rzeczy sprawiając, że kobieta zaczyna osuwać się w szaleństwo. W codziennym życiu osoby stosujące gaslighting rzadko bywają świadome swoich czynów. Zarówno one, jak i ich ofiary wydają się działać z pobudek wewnętrznych, uwięzione w morderczym gaslightingowym tangu, zależnym od wypaczonego obrazu ofiary w oczach gaslightera i nasilającego się przekonania ofiary, że jej oprawca musi mieć rację. Nie byłam w stanie znaleźć żadnej książki, w której dokonano analizy tego specyficznego wzorca przemocy psychicznej, a przynajmniej żadnej, w której zaprezentowano to zagadnienie przejrzyście, sugerując przy tym, jak ofiary gaslightingu mogłyby przerwać działanie uroku, i odzyskać poczucie własnej wartości. Nadałam zatem nazwę temu zjawisku, napisałam książkę – i zaskoczyły mnie rezultaty.
W moim gabinecie zaczęły pojawiać się nowe klientki, jedna po drugiej, utrzymując, że dokładnie opisałam sytuację, w jakiej się znalazły. „Skąd pani wiedziała, przez co przeszłam?”, pytały. „Myślałam, że tylko ja mam taki problem!”. Szczęśliwe (w moim przekonaniu) w małżeństwie przyjaciółki przyznawały się, że są poddawane gaslightingowi lub stosowano go wobec nich we wcześniejszych związkach, w pracy lub w rodzinie. Współpracownicy dziękowali mi za nazwanie nowego wzorca, o którym mogli odtąd rozmawiać ze swoimi klientami. Nienazwane wcześniej zjawisko wydawało się o wiele bardziej rozpowszechnione, niż podejrzewałam.
Wkrótce po opublikowaniu książki zaczęłam pracować jako konsultantka dla Facebooka, razem z moim kolegą Markiem Brackettem, dyrektorem Yale University’s Center for Emotional Intelligence. Media społecznościowe właśnie zaczynały raczkować, a ludzie związani z Facebookiem obawiali się cyberprzemocy, jaką nowa platforma mogła wnieść w życie wrażliwych, młodych ludzi. Wspólnie z Markiem przeprowadziliśmy dziesiątki rozmów z nastolatkami i osobami dorosłymi, starając się opracować protokół online, który miał określać, jak należy raportować i rozwiązywać różne przypadki przemocy, w tym szerzenie plotek, chamskie i pozbawione szacunku zachowania, stalking (prześladowanie) oraz groźby.
To zadanie oraz nasza praca polegająca na nauczaniu umiejętności związanych z inteligencją emocjonalną w szkołach na terenie całego kraju ujawniły jeszcze więcej dowodów na szkodliwy wpływ gaslightingu. Razem z Markiem wysłuchiwaliśmy niezliczonych opowieści o nastolatkach, wobec których gaslighting stosowały nie pojedyncze osoby, ale dziesiątki przyjaciół poznanych w rzeczywistości, jak i na Facebooku. Wystarczyło, aby młoda kobieta nazwała swoją przyjaciółkę „nadwrażliwą”, gdy tamta poczuła się czymś urażona, a kolejne dwadzieścia czy trzydzieści osób klikało guzik „Lubię to” albo dopisywało w komentarzach dalsze krytyczne uwagi. Niszczycielski wpływ gaslightingu ulegał zwielokrotnieniu, gdy ofiara musiała nie tylko mierzyć się z manipulacją prześladowcy, ale także z wyraźnym przekonaniem, że za „nadwrażliwą” uważają ją „wszystkie znane jej osoby” oraz dziesiątki zupełnie obcych ludzi.
W wyniku realizacji naszego projektu powstał Facebook’s Bully Prevention Hub, narzędzie, które miało pozwalać nastolatkom na zgłaszanie przypadków przemocy, a także dostarczać wychowawcom i rodzicom tematów do rozmów z młodzieżą. Przez cały ten czas byłam pod olbrzymim wrażeniem tego, jak często gaslighting stawał się ulubioną bronią osoby przemocowej. Jedną z najgorszych cech tego zjawiska jest trudność związana z jego rozpoznaniem. Czujesz, że osuwasz się w dezorientację i zwątpienie wobec siebie – ale dlaczego? Co sprawiło, że nagle zaczęłaś siebie kwestionować? Jak to się stało, że osoba, która jakoby się o ciebie troszczy, doprowadza do tego, że zaczynasz czuć się fatalnie?
W gruncie rzeczy gaslighting jest rodzajem niewidzialnego znęcania się, często stosowanym przez małżonka, przyjaciela lub członka rodziny, który utrzymuje, że cię kocha, jednocześnie kopiąc pod tobą dołki. Wiesz, że coś jest nie tak – ale nie potrafisz znaleźć przyczyny. Określenie „gaslighting” nazywa tę przemoc, pozwalając ci wyraźnie dostrzec, co tak naprawdę robi twój partner, ciocia Martha albo tak zwana najlepsza przyjaciółka. Zarówno Marc, jak i ja ciągle przypominamy naszym uczniom: „Jeśli chcecie coś oswoić, musicie nadać temu nazwę”.
W ciągu kilku lat po opublikowaniu mojej książki sporadycznie widywałam artykuły, w których pojawiał się termin „gaslighting”. W magazynie informacyjnym „The Week” pojawiła się na przykład recenzja filmu Wróg numer jeden, w której odnoszono się do pewnych technik prowadzenia przesłuchań w formie gaslightingu: wykwalifikowany przesłuchujący z przekonaniem wspomina o wydarzeniach, które nigdy nie miały miejsca, powodując, że więzień zaczyna się zastanawiać, czy zawodzi go jego własna pamięć. Osoba prowadząca przesłuchanie rozumie, że zmuszenie człowieka, aby zwątpił we własne postrzeganie rzeczywistości, to jedna z rzeczy działających najbardziej destabilizująco – gaslighting może wypaczyć nasz umysł o wiele skuteczniej niż przemoc fizyczna.
W międzyczasie coraz częściej na blogach wiązano gaslighting ze znęcaniem się, stosowanym zarówno w sferze prywatnej, jak i zawodowej. „Czy gaslighting jest specyficzną dla danej płci odmianą przemocy w miejscu pracy?”, pytał David Yamada na swoim blogu Minding the Workplace, podczas gdy na licznych blogach poświęconych tematyce randkowania i porad dyskutowano o tym, jak ważna jest umiejętność rozpoznania gaslightera i oparcia się jego działaniom. Gaslighting zyskał nawet definicję w Wikipedii, a moją książkę polecono tam jako lekturę.
Jednak tak naprawdę gaslighting wdarł się do świadomości społecznej dopiero w roku 2016. W marcu tego roku komik i gospodarz programu w telewizji HBO Jon Oliver oświadczył, że Donald Trump zastosował wobec niego tę formę przemocy. Na pierwszy rzut oka historia wydawała się nieskomplikowana. Trump ogłosił, że odrzucił propozycję wystąpienia w programie prowadzonym przez Olivera. „John Oliver zlecił swoim pracownikom, aby zaprosili mnie do jego nudnego i nisko ocenianego show”, pisał na Twiterze. „Odpowiedziałem »NIE, DZIĘKI«. To byłaby tylko strata czasu i sił!”.
Tu jednak sprawa się komplikuje – Oliver nigdy nie wystosował takiego zaproszenia. Nie był zainteresowany zapraszaniem Trumpa do swojego programu. Dlaczego miałby to zrobić?
Gdy Oliver próbował wyjaśnić całą sytuację, Trump podniósł poprzeczkę. W wywiadzie udzielonym jednej z radiostacji poinformował, że był zapraszany wielokrotnie, cztery lub pięć razy.
Pomyślicie zapewne, że w tej sytuacji Oliver wzruszył ramionami, włączył tweet Trumpa do swojego monologu otwierającego program i wyśmiał go wspólnie ze swoimi pracownikami. Tymczasem on przyznał, że zaczął wątpić w swoją wersję rzeczywistości. Trump wydawał się taki pewny siebie. Może jednak Oliver go zaprosił.
„To, że dostało mi się za kłamstwo na mój temat wypowiedziane z takim przekonaniem było niezwykle destabilizujące”, wspomniał w trakcie programu. „Sprawdziłem dokładnie, aby się upewnić, czy nikt go jednak przypadkiem nie zaprosił – i oczywiście nigdy do czegoś takiego nie doszło”.
Johnowi Oliverowi – komikowi, gospodarzowi talk-show i lewicowo-liberalnemu komentatorowi – nie zależało w żaden sposób na aprobacie Trumpa. Nie obchodziło go, co ten o nim myślał ani jak mogłaby wyglądać ich relacja w przyszłości. Trump nie oczarował go ani emocjonalnie, ani rodzinnie, ani finansowo. Na pierwszy rzut oka Oliver jest pewnym siebie człowiekiem, mocno trzymającym się własnego obrazu rzeczywistości.
A jednak w jakiś sposób Trumpowi udało się sprawić, że zwątpił on, czy poprawnie zapamiętał coś tak oczywistego, jak to, czy zapraszał Trumpa do swojego programu. Jak ujęła to reporterka „Huffington Post” Melissa Jeltsen: „Oświadczenie Trumpa zostało wygłoszone z taką pewnością siebie, że Oliver zaczął wątpić w prawdę, nawet jeśli wiedział, że Trump kłamał. Oto potęga gaslightingu”.
Jeltsen przeprowadziła ze mną wywiad na potrzeby tego artykułu, w którym potwierdziłam, że w przypadku Olivera, a także w wielu innych przypadkach, Trump przejawiał klasyczne zachowania gaslightera. Powiedziałam wówczas między innymi: „Gdy nie przyjmujesz odpowiedzialności za swoje działania, odpychasz ją od siebie albo próbujesz podważyć wiarygodność osoby, która zadaje ci pytania dotyczące tego, co robisz, to stosujesz gaslighting”.
I nagle termin „gaslighting” zaczął pojawiać się wszędzie: w CNN, „Teen Vogue”, „Salonie”, dziesiątkach wpisów internetowych i postów w mediach społecznościowych oraz na blogach. Nagle wszyscy zaczęli mówić o gaslightingu.
Gdy mój wydawca poinformował mnie, że chce ponownie wydać moją książkę, dostrzegłam w tym okazję, aby przemyśleć to, co napisałam przed dekadą. Uwzględniając moją dotychczasową praktykę psychoterapeutyczną, usługi konsultacyjne świadczone dla Facebooka oraz bieżącą pracę w Yale Center for Emotional Intelligence, jaki miałam obecnie stosunek do tego tekstu?
Przeczytałam go ponownie i z radością pragnę poinformować, że pozostaje wciąż na tym samym, wysokim poziomie. Nie poczułam żadnej potrzeby, aby cokolwiek w nim zmieniać. Silniej niż dziesięć lat temu uderza mnie to, że im większa jest pewność siebie danej osoby – i być może im silniejszy jest jej narcyzm – tym swobodniej może się ona trzymać swojej wersji rzeczywistości, niezależnie od tego, ile innych osób zakwestionuje jej pojmowanie faktów. Taki narcyzm stanowi formę obrony, pozwalając nie traktować otoczenia poważnie i nie dbać o cudzy obraz świata. Narcyz może wpaść w szał, gdy inni nie podzielają jego poglądów – wielu gaslighterów reaguje w taki sposób. Ta furia nie wynika jednak z tego, że wątpią w swoje racje, tylko z tego, że nie są w stanie znieść, iż nie dysponują całkowitą kontrolą. Innymi słowy, nie da się użyć gaslightingu wobec gaslightera – a przynajmniej bardzo trudno jest zastosować tę formę przemocy wobec osoby mocno zaangażowanej w jej stosowanie.
Reszta ludzi ma jednak więcej trudności z zachowaniem określonego wyobrażenia świata. Zadajemy sobie pytania, czy jesteśmy pewni tego, co usłyszeliśmy lub zobaczyliśmy. Nasza pokora i samoświadomość sprawiają, że stajemy się bezbronni i wrażliwi w sposób obcy osobie bardziej narcystycznej. Uczy się nas od dzieciństwa, że spostrzeżenia innych ludzi bywają trafniejsze od naszych. Gdy słyszymy wystarczająco często od kogoś, że „czarne jest białe” albo „w górę oznacza w dół”, trudno nie zadać sobie przynajmniej pytania, czy tamta osoba wie o czymś, o czym my nie wiemy.
W książce Ukryte manipulacje w relacjach oferuję remedium, na którym wciąż można polegać – nazywam je „obserwowaniem stewardesy”. Gdy lecisz samolotem, zachowanie personelu pokładowego sygnalizuje, czy nagły wstrząs to tylko efekt drobnej turbulencji, czy też początek katastrofy. Podobnie „stewardesy” obecne w twoim codziennym życiu pomagają ci dostrzec, czy twój nowy partner ma po prostu gorszy dzień, czy też realizuje wzorzec przemocy. Gdy zaczynasz kwestionować otaczającą cię rzeczywistość, twoi przyjaciele, członkowie rodziny, być może nawet terapeuta, mogą pomóc ci dokonać jej trafnej oceny.
W podobny sposób być może wszyscy stajemy się nawzajem swoimi „stewardesami” w obliczu gaslightingu politycznego lub społecznego. To od nas wszystkich zależy, czy znajdziemy źródła wiadomości, którym możemy zaufać, analizy, na których możemy polegać, i fakty, które pomyślnie przejdą szczegółową inspekcję. Nikt z nas nie jest w stanie dokonać tego samodzielnie – potrzebujemy zarówno „ekspertów”, którym zawierzyliśmy, jak i przyjaciół, sąsiadów, krewnych i współpracowników, których spostrzeżenia cenimy. Gaslighting destabilizuje dogłębnie. Być może potrzeba nam przysłowiowej „wioski”, aby odnaleźć wspólne, solidne fundamenty.
W międzyczasie, jeśli ty bądź ktoś, kogo znasz, zmagacie się z gaslightingiem w życiu osobistym, książka Ukryte manipulacje w relacjach pomoże wam zrozumieć problem, ponownie go przeanalizować i w końcu się od niego wyzwolić, niezależnie od tego, czy będzie to oznaczało wewnętrzne przekształcenie relacji, czy też jej ostateczne zakończenie. W całym moim życiu zawodowym dążyłam do tego, aby pomagać ludziom doświadczać w życiu jak najwięcej współczucia, skuteczności, produktywności i spełnienia. Nie jest to jednak możliwe, jeśli pozostajesz w relacji gaslightingowej, ciągle krytykując swoje reakcje i nieustannie przepraszając za swoje domniemane porażki. Dziesięć lat temu pisałam:
[…] masz w sobie głębokie źródło siły, które pozwala ci uwolnić się od efektu gasnącego płomienia. W pierwszym kroku musisz uświadomić sobie swoją własną rolę w procesie gaslightingu; to, jak twoje zachowanie, pragnienia i fantazje mogą prowadzić do idealizowania przez ciebie osoby gaslightera i starania się o jego aprobatę5.
Tak zaczyna się twoja podróż. Ta książka ma ci pomóc na każdym jej etapie. Wyruszenie w tę drogę wymaga odwagi – nie mogę się doczekać, czego się podczas niej nauczysz.
Rozdział 1
Czym jest gaslighting?
Katie jest osobą nastawioną do innych przyjaźnie i pozytywnie – idąc ulicą, uśmiecha się do wszystkich. Wykonuje zawód przedstawiciela handlowego, co oznacza, że często rozmawia z nowymi ludźmi – i uwielbia to. Jest atrakcyjną kobietą zbliżającą się do trzydziestki. Przez dłuższy czas umawiała się na randki z różnymi mężczyznami, aż w końcu wybrała swojego obecnego partnera, Briana.
Brian potrafi być słodki, opiekuńczy i troskliwy, ale jest też niespokojny i strachliwy, odnosi się podejrzliwie do każdej nowej osoby. Gdy razem idą na spacer, Katie zachowuje się w otwarty sposób, jest skłonna do kontaktu, łatwo angażuje się w rozmowę z mężczyzną, który pyta ją o drogę, albo z kobietą wyprowadzającą psa. Brian natomiast ciągle coś krytykuje. Czy Katie nie dostrzega, że ludzie się z niej śmieją? Ona myśli, że lubią takie pogaduszki, a oni tak naprawdę przewracają oczami i zastanawiają się, dlaczego taka z niej papla. A ten facet, który pytał o drogę? Próbował ją tak naprawdę poderwać – szkoda, że nie widziała, jak pożądliwie na nią spojrzał, gdy tylko się odwróciła. A poza tym takie zachowania Katie to brak szacunku dla niego, jej partnera. Czy ona w ogóle się zastanawia, jak on się czuje, gdy widzi, że jego partnerka robi słodkie oczy do każdego mijanego mężczyzny?
Początkowo Katie żartuje sobie ze skarg Briana. Mówi mu, że zachowywała się tak przez całe swoje życie, że lubi być przyjacielska dla innych. Jednak po wielu tygodniach surowej krytyki ze strony swojego partnera zaczyna wątpić w siebie. Może ludzie faktycznie ją wyśmiewają i obrzucają pożądliwymi spojrzeniami. Może rzeczywiście zachowuje się kokieteryjnie i nieustannie robi to przy Brianie – to okropne, traktować tak mężczyznę, który ją kocha!
W końcu, idąc ulicą, nie potrafi podjąć decyzji, jak ma się zachować. Nie chce rezygnować ze swojego ciepłego, przyjaznego podejścia do świata, jednak teraz za każdym razem, gdy mija nieznajomą osobę, nie potrafi powstrzymać się od rozmyślania, jak Brian odebrałby jej zachowanie.
LIZ zajmuje wysokie kierownicze stanowisko w znanej firmie marketingowej. Ubiera się stylowo, dobiega pięćdziesiątki, żyje w stabilnym, dwudziestoletnim związku małżeńskim, nie ma dzieci – ciężko zapracowała na swoją obecną pozycję, poświęcając całą swoją nadprogramową energię karierze zawodowej. Wygląda na to, że jest o krok od osiągnięcia celu – stanowiska dyrektora nowojorskiego oddziału firmy.
I nagle, w ostatniej chwili, posadę tę otrzymuje ktoś inny. Liz przełyka urażoną dumę i proponuje, że pomoże tej osobie. Początkowo nowy szef sprawia wrażenie uroczego, pełnego wdzięczności. Wkrótce jednak Liz zaczyna dostrzegać, że jej opinia nie jest brana pod uwagę przy podejmowaniu istotnych decyzji, a ona sama nie jest już zapraszana na ważne spotkania. Docierają do niej pogłoski, że klientów poinformowano, że Liz nie chce już z nimi pracować, i sugeruje się im kontakt z jej nowym szefem. Gdy kobieta skarży się na to przed kolegami z pracy, wszyscy patrzą na nią z zaskoczeniem. „Ale on zawsze cię tak chwali”, upierają się. „Dlaczego miałby mówić o tobie same dobre rzeczy, gdyby chciał się ciebie pozbyć?”
W końcu Liz postanawia stawić czoła szefowi, który okazuje się dysponować wiarygodnym wyjaśnieniem każdej sytuacji. „Posłuchaj…”, mówi uprzejmie na koniec spotkania. „Myślę, że zachowujesz się nadwrażliwie w związku z tym wszystkim – wręcz nieco paranoicznie. Może poszłabyś na kilkudniowy urlop, żeby się odstresować?”
Liz czuje się kompletnie sparaliżowana. Wie, że szef ją sabotuje – tylko dlaczego wyłącznie ona tak uważa?
MITCHELL jest studentem studiów magisterskich, dwudziestoparolatkiem, który ma zostać inżynierem elektrykiem. Wysoki, szczupły, wręcz patykowaty i nieco nieśmiały, długo szukał właściwej kobiety, ale właśnie zaczął się spotykać z kimś, kogo naprawdę lubi. Pewnego dnia jego partnerka zwraca mu uwagę, że wciąż ubiera się jak dzieciak. Mitchella ogarnia zawstydzenie, jednak mężczyzna rozumie, o co chodzi jego partnerce. Wybiera się zatem do lokalnego domu towarowego, gdzie prosi ekspedientkę, aby pomogła mu dobrać garderobę. Nowe ubrania sprawiają, że Mitchell czuje w sobie przemianę – wygląda teraz na bardziej obytego w świecie, przystojnego faceta. Podoba mu się, że kobiety przyglądają mu się z uznaniem, gdy wraca autobusem do domu.
Gdy jednak wybiera się w nowych ubraniach na niedzielny obiad do swoich rodziców, jego matka wybucha śmiechem. „Mitchell, te ubrania do ciebie nie pasują, wyglądasz niepoważnie”, mówi. „Kochanie, proszę cię, następnym razem, gdy wybierzesz się na zakupy, pozwól, że pójdę z tobą”. Mitchell czuje się urażony i oczekuje od matki przeprosin, ona jednak ze smutkiem kręci głową. „Próbowałam ci jedynie pomóc”, dodaje. „A z uwagi na twój ton głosu to raczej ty powinienieś przeprosić mnie”.
Mitchell czuje dezorientację. Lubi swoje nowe ubrania – ale może rzeczywiście wygląda w nich śmiesznie. Czy naprawdę zachował się niegrzecznie wobec matki?
Katie, Liz i Mitchell mają ze sobą coś wspólnego – cała trójka cierpi z powodu efektu gasnącego płomienia. Efekt ten wynika z relacji pomiędzy dwojgiem ludzi: gaslighterem, który musi mieć rację, żeby zachować poczucie własnego ja i kontroli nad światem, oraz osobą poddawaną gaslightingowi, która pozwala, aby gaslighter definiował jej poczucie rzeczywistości, ponieważ go idealizuje i poszukuje jego aprobaty. Gaslighterzy i ofiary gaslightingu mogą być każdej płci, a samo zjawisko może wystąpić w każdym typie relacji. Będę jednak mówić o gaslighterze jako „nim”, a o osobie poddawanej gaslightingowi jako „niej”, ponieważ w swojej pracy najczęściej stykam się z takim właśnie układem. Przeanalizuję różne relacje – pomiędzy przyjaciółmi, członkami rodziny, szefami i współpracownikami – jednak skupię się przede wszystkim na romantycznej relacji między kobietą i mężczyzną.
Na przykład, wspomniany gaslighter Brian, partner Katie, utrzymuje, że świat jest niebezpiecznym miejscem, a jego partnerka zachowuje się niewłaściwie i nietaktownie. Gdy Brian odczuwa stres lub zagrożenie, musi mieć rację w tej kwestii i pragnie wymóc na Katie, aby mu tę rację przyznała. Ona ceni sobie ich związek i nie chce stracić Briana, więc zaczyna patrzeć na różne sprawy z jego punktu widzenia. Być może ludzie, których napotyka, faktycznie się z niej śmieją. Być może naprawdę zachowuje się kokieteryjnie. I tak zaczyna się gaslighting.
Podobnie dzieje się w przypadku szefa Liz – przełożony utrzymuje, że zależy mu na współpracy z podwładną, a jej wszelkie obawy wynikają z jej paranoi. Liz chce, aby szef myślał o niej dobrze – w końcu chodzi tu o jej karierę – więc zaczyna wątpić we własne spostrzeżenia i próbuje przyjąć perspektywę przełożonego. Ale jego punkt widzenia nie ma dla niej tak naprawdę żadnego sensu. Jeżeli szef nie próbuje jej sabotować, dlaczego nie jest zapraszana na te wszystkie spotkania? Dlaczego jej klienci do niej nie oddzwaniają? Dlaczego się martwi i odczuwa dezorientację? Liz jest tak ufną osobą, że nie potrafi uwierzyć, że ktokolwiek mógłby być równie jawnym manipulantem, co – na pozór – jej szef. Widocznie to ona robi coś, co uzasadnia jego okropne zachowanie. Liz rozpaczliwie pragnie, aby jej przełożony miał rację, a jednocześnie w głębi duszy wie, że wcale tak nie jest – to sprawia, że czuje się kompletnie zdezorientowana, nie jest już pewna tego, co widzi lub wie. Staje się ofiarą pełnowymiarowego gaslightingu.
Matka Mitchella utrzymuje, że ma prawo powiedzieć swojemu synowi wszystko, na co przyjdzie jej ochota, a jeśli ten się sprzeciwi, zachowa się niegrzecznie. Mitchell chciałby postrzegać matkę jako osobę dobrą i kochającą, a nie kogoś, od kogo słyszy same złośliwości. Gdy więc matka uraża jego uczucia, obwinia za to nie ją, tylko siebie. Oboje dochodzą do porozumienia – matka ma rację, Mitchell się myli. Wspólnie tworzą efekt gasnącego płomienia.
Oczywiście Katie, Liz i Mitchell mogliby dokonać innego wyboru. Katie mogłaby zlekceważyć negatywne uwagi swojego partnera, poprosić go, aby przestał tak się do niej odzywać, albo – w ostateczności – zerwać z nim. Liz mogłaby sobie powiedzieć: „Kurczę, ten nowy szef to trudny typ. No cóż, może ta jego przymilność zmyliła wszystkich w naszej firmie – ale nie mnie!”. Mitchell mógłby spokojnie odpowiedzieć: „Przykro mi, mamo, ale to ty jesteś winna przeprosiny mnie”. Każdy z nich mógłby podjąć decyzję, że w pewnym podstawowym zakresie jest skłonny zaakceptować dezaprobatę gaslightera. Każdy z nich wie, że jest dobry, kompetentny, miły – i tylko to się liczy.
Gdyby trzy opisane powyżej osoby były w stanie przyjąć takie nastawienie, nie doszłoby do gaslightingu. Być może ich gaslighterzy nadal zachowywaliby się źle, ale ich postępowanie nie miałoby już tak szkodliwego efektu. Gaslighting rozwija się tylko wtedy, gdy wierzysz w to, co mówi twój gaslighter, i chcesz sprawić, aby miał o tobie dobre zdanie.
Problem w tym, że gaslighting jest zjawiskiem podstępnym. Wykorzystuje nasze najgorsze obawy, najbardziej niespokojne myśli i najskrytsze marzenia, aby nas rozumiano, doceniano i kochano. Gdy ktoś, komu ufamy, kogo szanujemy lub kochamy, przemawia z wielką pewnością siebie – zwłaszcza gdy w jego słowach jest ziarno prawdy albo dotknie jednej z najczęściej dręczących nas obaw – trudno będzie mu nie uwierzyć. A gdy idealizujemy gaslightera – gdy chcemy go postrzegać jako miłość naszego życia, wspaniałego szefa albo cudownego rodzica – to jeszcze bardziej utrudni nam pozostanie przy własnej percepcji rzeczywistości. On musi mieć rację, my musimy zdobyć jego aprobatę – i tak to się kręci.
Oczywiście może się zdarzyć, że żadne z was nie będzie świadome tego, co tak naprawdę się dzieje. Gaslighter może autentycznie wierzyć w każde swoje słowo albo szczerze czuć, że ratuje cię przed tobą samą. Pamiętaj – kierują nim jego własne potrzeby. Może ci się wydawać silnym, potężnym mężczyzną albo zagubionym, rozhisteryzowanym chłopcem – w każdym z tych przypadków czuje się słaby i bezsilny. Aby poczuć w sobie energię, poczuć, że jest bezpieczny, musi udowodnić, że ma rację, i nakłonić cię, abyś mu ją przyznała.
W międzyczasie wyidealizowałaś już swojego gaslightera i rozpaczliwie zabiegasz o jego aprobatę, choć być może sobie tego nie uświadamiasz. Jeśli jednak choćby mała cząstka ciebie uważa, że nie jesteś wystarczająco dobra sama w sobie – jeśli cząstka ta czuje, że potrzebujesz miłości lub aprobaty gaslightera, aby siebie dopełnić – to jesteś podatna na gaslighting. Gaslighter wykorzysta tę bezbronność i podatność, abyś wątpiła w siebie, raz za razem.
Gaslighting może nie wiązać się ze wszystkimi opisanymi poniżej doświadczeniami czy uczuciami, jeśli jednak rozpoznasz któreś z nich u siebie, zwróć na nie szczególną uwagę.
Nieustannie poddajesz krytyce to, co zrobiłaś.Po kilkanaście razy dziennie zadajesz sobie pytanie, czy jesteś nadwrażliwa.W pracy często odczuwasz dezorientację, a nawet masz wrażenie, że zaczynasz wariować.Nieustannie przepraszasz matkę/ojca/partnera/szefa.Często zastanawiasz się, czy jesteś „wystarczająco dobrą” partnerką/żoną/pracowniczką/przyjaciółką/córką.Nie rozumiesz dlaczego, pomimo tylu pozornie dobrych rzeczy w twoim życiu, nie czujesz się szczęśliwsza.Kupujesz ubrania, meble albo inne rzeczy osobiste, mając na uwadze swojego partnera, myśląc o tym, czego on by sobie życzył, a nie o tym, co tobie sprawiłoby przyjemność.Często tłumaczysz zachowanie swojego partnera przed przyjaciółmi i rodziną.Łapiesz się na tym, że ukrywasz różne informacje przed przyjaciółmi i rodziną, żebyś nie musiała im czegoś wyjaśniać lub uzasadniać.Wiesz, że coś jest mocno nie tak, ale nie jesteś w stanie tego wyrazić, nawet przed samą sobą.Zaczynasz kłamać, aby uniknąć obelg i wypaczania faktów.Masz trudności z podejmowaniem prostych decyzji.Zastanawiasz się dwa razy, zanim poruszysz w rozmowie jakiś pozornie niewinny temat.Przed powrotem twojego partnera do domu sprawdzasz w myślach listę kontrolną, aby przewidzieć, co być może zrobiłaś źle tego dnia.Czujesz, że kiedyś byłaś zupełnie inną osobą – pewniejszą siebie, lubiącą dobrą zabawę, zrelaksowaną.Zaczynasz rozmawiać z mężem za pośrednictwem jego sekretarki, aby nie musieć mówić mu o tym, co być może go zdenerwuje.Masz wrażenie, że niczego nie jesteś w stanie zrobić jak należy.Twoje dzieci podejmują próby chronienia cię przed twoim partnerem.Ludzie, z którymi dotąd dobrze się dogadywałaś, zaczynają cię denerwować.Czujesz się pozbawiona nadziei i radości.Od dwudziestu lat prowadzę prywatną praktykę terapeutyczną, a także uczę, szkolę liderów, jestem konsultantką oraz członkiem Woodhull Institute for Ethical Leadership, gdzie pomagam organizować i moderować szkolenia dla kobiet w każdym wieku. We wszystkich tych obszarach nieustannie spotykam silne, mądre, odnoszące sukcesy kobiety. A jednak wciąż słyszę tę samą opowieść – z jakiegoś powodu wiele takich pewnych siebie, ambitnych osób uwikłało się w demoralizujące, destrukcyjne i zaskakujące relacje. Przyjaciele i współpracownicy być może uważali je za silne, samodzielne i kompetentne, one same zaczęły jednak postrzegać siebie jako nieudacznice, które nie są w stanie zawierzyć ani własnym zdolnościom, ani swojemu postrzeganiu świata.
W tych opowieściach było coś paskudnie znajomego – stopniowo uświadomiłam sobie, że wysłuchiwałam ich nie tylko dlatego, że wykonywałam taki, a nie inny zawód, ale też dlatego, że odzwierciedlały one doświadczenia moje i moich przyjaciółek. W każdym przypadku pozornie silna kobieta była uwikłana w relację z partnerem, mężem, przyjacielem, współpracownikiem, szefem lub krewnym, który powodował, że kwestionowała ona własny odbiór rzeczywistości, i wywoływał u niej uczucie niepokoju i dezorientacji, a także silne przygnębienie. Ich relacje szokowały, tym bardziej że w innych obszarach wspomniane kobiety sprawiały wrażenie silnych i zorganizowanych. Zawsze jednak, przy każdej z nich, była jedna specjalna osoba – ukochany, szef lub krewny – o której aprobatę zabiegała, nawet gdy była przez nią coraz gorzej traktowana. I w końcu udało mi się nazwać ten bolesny stan gaslightingiem – efektem gasnącego płomienia, od starego filmu o takim właśnie tytule – Gasnący płomień (ang. Gaslight).
W tym klasycznym obrazie z 1944 roku poznajemy historię Pauli, młodej, wrażliwej śpiewaczki (granej przez Ingrid Bergman), która poślubia Gregory’ego, charyzmatycznego, tajemniczego, starszego mężczyznę (w tej roli Charles Boyer). Paula nie wie, że ukochany mąż próbuje ją doprowadzić do obłędu, aby przejąć jej majątek. Nieustannie wmawia on żonie, że jest chorowita i krucha, przenosi różne przedmioty w inne miejsca, a następnie oskarża ją o to, a także nad wyraz przebiegle manipuluje gazowym oświetleniem w domu tak, aby zauważała, że lampy przygasają bez wyraźnego powodu. Pod wpływem diabolicznej intrygi męża Paula zaczyna wierzyć, że osuwa się w szaleństwo. Zdezorientowana i wystraszona, zaczyna histeryzować, faktycznie stając się kruchą, zagubioną istotą, jak to wmawia jej Gregory. Upadek kobiety nabiera tempa – im bardziej Paula wątpi w siebie, tym głębiej popada w histerię i dezorientację. Rozpaczliwie pragnie, aby mąż okazał jej akceptację, powiedział, że ją kocha, on jednak tego nie robi, upierając się, że jest dotknięta chorobą psychiczną. Bohaterka filmu odzyskuje zdrowy rozsądek i pewność siebie dopiero w momencie, gdy policjant zapewnia ją, że on także widzi przygasające światło.
W Gasnącym płomieniu wyraźnie widzimy, że w relacji gaslightingowej zawsze uczestniczą dwie osoby. Gregory musi uwieść Paulę, aby poczuć w sobie moc i władzę nad drugą osobą, ale też i Paula chętnie daje się uwieść. Idealizuje tego silnego, przystojnego mężczyznę i rozpaczliwie pragnie wierzyć, że otoczy on ją opieką i będzie jej bronić. Gdy mąż zaczyna się zachowywać źle, nie chce go obwinić ani spojrzeć na niego z innego punktu widzenia – woli zachować swoje romantyczne wyobrażenie o idealnym partnerze. Jej brak pewności siebie oraz idealizowanie męża stanowią doskonały punkt wyjścia dla manipulacji Gregory’ego.
W Gasnącym płomieniu gaslighter dąży do czegoś namacalnego. Świadomie zamierza wpędzić swoją żonę w obłęd, aby zagarnąć jej majątek. W prawdziwym życiu gaslighterzy rzadko bywają aż tak diaboliczni, chociaż skutki ich zachowania mogą być naprawdę niszczycielskie. Gaslighter sądzi, że po prostu broni siebie. Ma tak spaczone poczucie własnego ja, że nie jest w stanie zaakceptować żadnej sytuacji, w której ktoś neguje jego obraz świata. Postanawia wyjaśnić sobie, jak ten świat działa, i uznaje, że ty również musisz go tak postrzegać – w przeciwnym razie odczuwa trudny do zniesienia niepokój.
Załóżmy, że uśmiechnęłaś się do jakiegoś mężczyzny na imprezie i twój gaslighter poczuł się z tego powodu źle. Mężczyzna, który nie uczestniczy w gaslightingu, być może powie w takiej sytuacji: „Tak, jestem zazdrosny” albo „Wiem, że to nie było nic złego, kochanie, ale strasznie mnie wkurza, gdy widzę, jak się dobrze bawisz w towarzystwie innych facetów”. Będzie chciał przynajmniej wziąć pod uwagę, że jego dyskomfort mógł być spowodowany daną sytuacją albo jego własną niepewnością. Nawet jeśli faktycznie flirtowałaś – choćbyś robiła to w oburzający sposób – mężczyzna, który nie jest gaslighterem, będzie w stanie potencjalnie uznać, że twoje zachowanie być może wzbudza w nim obiekcje, ale nie zamierzałaś sprawić, aby poczuł się paskudnie (chociaż może poprosić cię, abyś przestała się tak zachowywać).
Natomiast gaslighter nigdy nie weźmie pod uwagę, że w grę może wchodzić jego własna zazdrość, niepewność lub paranoja. Ktoś taki trzyma się swojego wyjaśnienia – czuje się źle, ponieważ jesteś flirciarą. Nie wystarczy mu jednak, że to wie – musi cię nakłonić, abyś przyznała mu rację. Jeśli tego nie zrobisz, całymi godzinami będzie się gniewał, traktował cię chłodno, okazywał zranione uczucia albo krytykował cię w sposób pozornie całkowicie uzasadniony. („Nie wiem, dlaczego nie dostrzegasz, jak głęboko mnie ranisz. Czy moje uczucia w ogóle się dla ciebie nie liczą?”).
Do tanga potrzeba jednak dwojga. Do gaslightingu może dojść tylko wtedy, gdy na scenie pojawi się skwapliwa ofiara, ktoś, kto idealizuje gaslightera i rozpaczliwie pragnie jego aprobaty. Jeśli nie jesteś otwarta na gaslighting, być może po prostu się zaśmiejesz i zbagatelizujesz krytykę, gdy twój zazdrosny partner oskarży cię o flirtowanie. Co jednak, jeśli nie będziesz w stanie znieść myśli, że postrzega cię w złym świetle? Być może zaczniesz się z nim spierać, próbując go nakłonić, aby to on zmienił zdanie. („Kochanie, nie flirtowałam. To był całkowicie niewinny uśmiech”). Gaslighter za wszelką cenę próbuje zmusić swoją partnerkę, aby go przeprosiła, a ofiara gaslightingu za wszelką cenę stara się przypodobać swojemu partnerowi. Być może będzie nawet skłonna zrobić wszystko, aby dojść z nim do porozumienia – łącznie z zaakceptowaniem jego negatywnego, krytycznego obrazu jej osoby.
Gaslighting zazwyczaj jest realizowany etapami. Na początku bywa względnie słaby – być może wręcz niezauważalny. Gdy twój partner oskarża cię, że celowo próbujesz podważyć jego zaufanie, spóźniając się na imprezę służbową w jego firmie, przypisujesz to jego zdenerwowaniu, zakładasz, że tak naprawdę wcale nie miał tego na myśli, albo nawet zaczynasz się zastanawiać, czy rzeczywiście próbowałaś podważyć to zaufanie – potem jednak dajesz sobie z tym spokój.
Jednak wkrótce gaslighting staje się znaczącym elementem twojego życia, zajmując twoje myśli i dominując nad twoimi uczuciami. W końcu zaczynasz tonąć w pełnowymiarowej depresji, pozbawiona nadziei i radości, niezdolna przypomnieć sobie, że miałaś kiedyś swój własny punkt widzenia i poczucie własnego ja.
Oczywiście niekoniecznie musisz przechodzić przez wszystkie te etapy. Jednak w przypadku wielu kobiet gaslighting jest wpadaniem z deszczu pod rynnę.
Dla etapu 1 charakterystyczne jest niedowierzanie. Twój gaslighter mówi coś bulwersującego – „Ten facet, który pytał nas o drogę, tak naprawdę próbował zaciągnąć cię do łóżka!” – a ty po prostu nie wierzysz własnym uszom. Myślisz, że coś źle zrozumiałaś albo może on coś źle zrozumiał, albo po prostu żartuje. Jego komentarz wydaje się tak bezsensowny, że być może zwyczajnie go ignorujesz lub próbujesz skorygować pomyłkę, ale nie wkładasz w to zbyt wiele energii. Możliwe też, że wdajesz się w długie, zaciekłe kłótnie, jednak nadal jesteś przekonana do swojej perspektywy. Prawdopodobnie chciałabyś uzyskać aprobatę gaslightera, ale nie zależy ci na niej w sposób rozpaczliwy.
Katie pozostaje na tym etapie od kilkunastu tygodni. Ciągle próbuje przekonać swojego partnera, że ten myli się co do niej i spotykanych przez nią ludzi, że ona z nikim nie flirtuje i nikt nie flirtuje z nią. Czasami ma wrażenie, że jest już o krok od porozumienia z Brianem – a jednak w końcu do tego porozumienia nie dochodzi. Wtedy Katie zaczyna się martwić. Problemem jest jej partner czy ona? Brian potrafi być taki miły, gdy wszystko jest w porządku – więc dlaczego czasami zachowuje się tak dziwacznie? Jak widać, względnie łagodny, pierwszy etap gaslightingu może wpędzić cię w dezorientację, frustrację i niepokój.
Ten etap cechuje potrzeba obrony siebie. Szukasz dowodów na to, że twój gaslighter się myli i obsesyjnie się z nim kłócisz, często jedynie w myślach, rozpaczliwie starając się zasłużyć na jego aprobatę.
Liz jest ofiarą drugiego stadium gaslightingu. Myśli wyłącznie o tym, jak bardzo zależy jej, aby szef postrzegał różne sprawy tak jak ona. Po spotkaniach z nim nieustannie odtwarza w myślach każdą wspólną rozmowę – w drodze do pracy, na lunchu z przyjaciółmi, gdy próbuje zasnąć. Musi znaleźć jakiś sposób, aby pokazać mu, że to ona ma rację. Może wtedy zyska jego akceptację i wszystko będzie znów w porządku.
Mitchell także znajduje się na drugim etapie gaslightingu. Idealizuje swoją matkę tak bardzo, że jakaś część jego osobowości w gruncie rzeczy pragnie, aby to ona miała rację. „No dobrze”, myśli po kłótni z matką. „Zapewne byłem nieco niegrzeczny”. A potem zaczyna się czuć paskudnie, bo jest takim złym synem. Ale przynajmniej nie musi czuć się fatalnie dlatego, że ma okropną matkę. Może nadal próbować walczyć o jej aprobatę, nie przyjmując do wiadomości tego, że to matka zachowuje się źle wobec niego.
Wiesz, że wkroczyłaś w drugi etap gaslightingu, gdy często miewasz obsesje na punkcie różnych spraw, a czasami zachowujesz się wręcz desperacko. Nie masz już pewności, że jesteś w stanie zdobyć aprobatę gaslightera – jednak nie wyzbyłaś się jeszcze nadziei.
Trzecia faza gaslightingu, czyli depresja, jest najtrudniejsza. Na tym etapie próbujesz aktywnie udowodnić, że gaslighter ma rację, ponieważ w takim przypadku być może zdołasz postępować zgodnie z jego życzeniem, i wreszcie zdobędziesz jego akceptację. To bardzo wyczerpujące stadium, w którym często jesteś zbyt wycieńczona, aby się o cokolwiek kłócić.
Moja klientka Melanie ugrzęzła właśnie na tym etapie. Jest uroczą trzydziestopięciolatką, pracującą jako analityczka marketingowa dla dużej nowojorskiej korporacji. Jednak gdy po raz pierwszy się ze mną spotkała, nie powiedziałabym, że mam przed sobą specjalistkę wysokiego szczebla. Skulona, w bezkształtnym swetrze i drżąca z wyczerpania, siedziała na kanapie w moim gabinecie, gwałtownie łkając.
Do wizyty u mnie sprowokowała ją wyprawa do supermarketu. Biegała w nim po alejkach, próbując zgromadzić produkty potrzebne na kolację, którą miała przygotować tego wieczoru dla męża i jego kolegów z pracy. Jordan poprosił ją, żeby przygotowała swoje słynne grillowane steki z łososia, zaznaczając, że jego przyjaciele dbają o zdrowie i będą oczekiwać dzikiej ryby. Gdy jednak Melanie dotarła do właściwej lady, odkryła, że dostępny był tylko łosoś hodowlany. Stanęła więc przed wyborem – kupić gorszą rybę albo zaplanować inne danie główne.
– Po prostu zaczęłam się trząść – opowiadała mi, łkając coraz ciszej. – Myślałam tylko o tym, jak bardzo rozczaruję Jordana. To jego spojrzenie, gdy mu powiem, że nie mogłam znaleźć łososia, że po prostu go nie było. Te pytania: „Nie pomyślałaś o tym, żeby wybrać się wcześniej na zakupy? Przecież już przygotowywałaś to danie, wiesz, co do niego potrzeba. Nie zależało ci na tej kolacji? Powiedziałem ci, jak bardzo jest dla mnie ważna. Co było dla ciebie ważniejsze, Melanie, niż zadbanie, by się udała? Proszę, powiedz mi, chciałbym to wiedzieć”.
Melanie odetchnęła głęboko i sięgnęła po chusteczkę.
– Problem z jego pytaniami tkwi w tym, że one nigdy się nie kończą. Próbuję zbywać je śmiechem, wyjaśniać, a nawet przepraszać. Próbuję mu powiedzieć, dlaczego coś nie wychodzi, ale on nigdy mi nie wierzy.
Przesunęła się nieco w głąb kanapy i ciaśniej otuliła swetrem.
– Prawdopodobnie ma rację. Kiedyś byłam świetnie zorganizowana, nad wszystkim panowałam. A teraz nawet ja widzę, co się ze mną stało. Nie wiem, dlaczego nie potrafię już niczego zrobić, jak należy. Po prostu nie potrafię.
Przypadek Melanie stanowił skrajny przykład efektu gasnącego płomienia – moja klientka całkowicie dała się przekonać do swojego negatywnego obrazu, jaki roztaczał przed nią gaslighter, do tego stopnia, że nie była w stanie skontaktować się ze swoim prawdziwym ja. W pewnym zakresie miała rację – stała się bezradną, nieudolną osobą, której istnienie wmówił jej mąż. Tak bardzo go wyidealizowała i tak rozpaczliwie walczyła o jego aprobatę, że stawała po jego stronie nawet wtedy, gdy oskarżał ją o coś, czego z pewnością nie zrobiła – w tej sytuacji chodziło o zlekceważenie kolacji. Łatwiej było się poddać i przyznać Jordanowi rację niż stawić czoła faktom, że mąż zachowywał się paskudnie, a ona prawdopodobnie nigdy nie będzie w stanie uzyskać jego szczerej i trwałej aprobaty, której tak potrzebowała (lub myślała, że potrzebuje), aby dopełnić poczucia własnego ja.
Przechodzenie przez wszystkie trzy stadia gaslightingu nie jest konieczne. Niektóre osoby spędzają całe życie w fazie pierwszej, ciągle w tej samej relacji lub w całej serii frustrujących przyjaźni, romansów i sytuacji zawodowych. Toczą nieustannie te same spory, a gdy interakcja staje się zbyt bolesna, po prostu ją zrywają. A potem niezwłocznie wyszukują kolejnego gaslightera i powtarzają cały cykl.
Inni wciąż walczą z demonami drugiego etapu. Nadal są w stanie funkcjonować, ale gaslighting pochłania ich myśli i emocje. Prawdopodobnie każdy z nas ma przynajmniej jedną znajomą, która potrafi rozmawiać wyłącznie o swoim nienormalnym szefie, zrzędzącej matce albo bezdusznym partnerze. Uwięziona w drugiej fazie gaslightingu, jest w stanie toczyć wyłącznie tę rozmowę, ciągle od nowa. Nawet jeśli jej pozostałe relacje są po prostu świetne, gaslighting zatruwa wszystko.
Czasami – zwłaszcza w fazie drugiej – relacja się zmienia, na przykład partnerzy naprzemiennie pełnią rolę gaslightera albo na dobre zamieniają się rolami. Być może otrzymujesz „pozwolenie”, aby stosować gaslighting wobec swojego partnera w kwestiach emocjonalnych, na przykład mówiąc mu, co „tak naprawdę ma na myśli”, gdy mówi lub robi coś, co ci się nie podoba. Z kolei ty pozwalasz partnerowi rządzić twoim zachowaniem w sytuacjach społecznych, na przykład oskarżać cię o gadatliwość w trakcie imprezy czy wprawianie gości w zakłopotanie swoimi poglądami politycznymi. Każde z was próbuje mieć rację albo zdobyć aprobatę drugiej strony – jednak w odniesieniu do innych kwestii.
Czasami też relacja rozwija się wspaniale przez szereg miesięcy lub nawet lat, zanim dojdzie do gaslightingu. Być może niekiedy takie zachowania pojawiają się w niej epizodycznie, może zdarzają się trudne sytuacje, ale ogólnie rzecz biorąc, jest to zdrowa relacja. A potem mąż traci pracę, przyjaciółka się rozwodzi albo matka zaczyna odczuwać frustrację powodowaną przez problemy związane z nadchodzącą starością i zaczyna się prawdziwy gaslighting, ponieważ właśnie wtedy gaslighter czuje się zagrożony i sięga po efekt gasnącego płomienia, aby poczuć swoją moc. A może to ty czujesz się zagrożona, więc nagle zaczynasz coraz rozpaczliwiej walczyć o aprobatę gaslightera. Twoja determinacja odbiera mu poczucie władzy, więc odzyskuje je, zmuszając cię do przyznania mu racji – w dowolnej kwestii – i tak właśnie rozkręca się gaslighting.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Oraz czterdziesty siódmy [wróć]
W Polsce pierwsze wydanie The Gaslight Effect wyszło pod tytułem Efekt gasnącego światła: jak radzić sobie z przemocą emocjonalną (Warszawa, Świat Książki, 2008, tłum. Anna Cichowicz) [wróć]
Stern, R. Efekt gasnącego światła. Tłum. Anna Cichowicz. Świat Książki: Warszawa, 2008, s. 21, 23, 25. [wróć]
Oczywiście sięganie przez gaslightera po groźby albo przemoc fizyczną staje się kolejną przyczyną bezbronności ofiary gaslightingu – w takiej sytuacji jej priorytet to nie tyle zakończenie gaslightingu, co zadbanie o bezpieczeństwo własne i dzieci. [wróć]
Stern, R. Efekt gasnącego światła. Tłum. Anna Cichowicz. Świat Książki: Warszawa, 2008, s. 50 [wróć]