Warszawskie dzieci`44. Prawdziwe historie dzieci w powstańczej Warszawie - Agnieszka Cubała - ebook

Warszawskie dzieci`44. Prawdziwe historie dzieci w powstańczej Warszawie ebook

Agnieszka Cubała

4,4

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Książka "Warszawskie dzieci ’44" pozwala spojrzeć z zupełnie nowej perspektywy na udział najmłodszych mieszkańców miasta w Powstaniu Warszawskim. To nie opowieść o bohaterskich walkach małych żołnierzy ani dyskusja o tym, czy wolno było im dać broń do ręki albo wysłać z butelką zapalającą na barykady. Po raz pierwszy ukazuje, jak dzieci uczyły się żyć w zupełnie nowej dla nich powstańczej rzeczywistości. Jak szybko musiały dorosnąć, by "wielka przygoda" nie zakończyła się śmiercią. Jak radziły sobie z przerażeniem, bólem, cierpieniem oraz koszmarnymi doświadczeniami, których były uczestnikami bądź świadkami. A także jak z traumą wyniesioną z powstańczej Warszawy musiały zmagać się do końca życia. Skłania do refleksji, jak doświadczenie Powstania Warszawskiego były przekazywane kolejnym pokoleniom. Spojrzenie na to wydarzenie oczami dziecka, poznanie jego emocji i dramatów odsłania prawdę o walce pozbawionej heroizmu oraz cenie, którą przyszło za nią zapłacić, by móc żyć dalej.

O tym wszystkim dowiemy się, poznając wspomnienia m.in.: Beaty Tyszkiewicz, Krystyny Zachwatowicz-Wajdy, Magdaleny Zawadzkiej, Jarosława Abramowa-Newerlego, Jacka Fedorowicza, Krzysztofa Zanussiego, syna komendanta Armii Krajowej - Adama Komorowskiego, i syna "warszawskiej Niobe" - Mścisława Lurie.

Agnieszka Cubała - pasjonatka historii Powstania Warszawskiego. Swoją przygodę z tym tematem rozpoczęła od napisania książki "Ku wolności… Międzynarodowe, polityczne i psychologiczno-socjologiczne aspekty Powstania Warszawskiego". W Muzeum Powstania Warszawskiego koordynowała prace nad realizacją scenariusza ekspozycji stałej. Opracowała hasła autorskie do "Wielkiej Ilustrowanej Encyklopedii Powstania Warszawskiego". Konsultowała dwa rozdziały polskiej edycji książki Normana Daviesa "Powstanie ’44". Wydała publikacje: "Sten pod pachą, bimber w szklance, dziewczyna i… Warszawa. Życie codzienne powstańczej Warszawy", "Skazani na zagładę? 15 sierpnia 1944. Sen o wolności a dramatyczne realia", "Igrzyska życia i śmierci. Sportowcy w Powstaniu Warszawskim", "Miłość ’44" oraz "Kobiety ’44". Otrzymała nagrodę Klio i odznakę Zasłużony dla Warszawy.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 308

Oceny
4,4 (16 ocen)
9
5
2
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
kammid

Nie oderwiesz się od lektury

świetnie udokumentowana i napisana książka. na prawdę warto przeczytać.
00
mmlewicka82

Nie oderwiesz się od lektury

Ciężka książka, ale daje do myślenia
00

Popularność




 

 

Copyright © Agnieszka Cubała, 2021

 

Projekt okładki

Paweł Panczakiewicz

 

Zdjęcie na okładce

ze zbiorów Zygmunta Walkowskiego

 

Redaktor prowadzący

Adrian Markowski

 

Redakcja

Kinga Szafruga

 

Korekta

Grażyna Nawrocka

 

ISBN 978-83-8234-791-3

 

Warszawa 2021

 

Wydawca

Prószyński Media Sp. z o.o.

02-697 Warszawa, ul. Rzymowskiego 28

www.proszynski.pl

 

To nieprawda, że barwnym rajem jest dzieciństwo,

To nieprawda! Najczęściej barwnym piekłem bywa,

Strachami, przeczuciami, otchłaniami, snami

I spojrzeniem ofiary na topór przed kaźnią.

Włodzimierz Słobodnik, Symfonia dziecięca

 

1.

Wstęp

Rzeczywistość widziana oczami dziecka wygląda inaczej niż ta opisywana przez dorosłych. Ukazuje grozę i koszmar wojny bez cienia patosu. Obezwładnia prostotą, szczerością, ale i celnością spostrzeżeń i komentarzy. Nie ma w niej relacji z bezpośredniej walki, bohaterskich czynów ani prób upamiętnienia konkretnych postaci. Pojawiają się za to nader często opisy głodu, cierpienia, samotności. Widać również cały wachlarz emocji. Przebłyski radości przeplatają się ze strachem i rozpaczą. Zdumienie i ciekawość świata towarzyszą każdemu, nawet najdrobniejszemu, odkryciu. Naiwność łączy się z niezrozumieniem świata dorosłych.

Dziecko odbiera otaczającą rzeczywistość bardzo intensywnie wszystkimi zmysłami. Opowiada więc o przerażających dźwiękach wystrzeliwanych pocisków i pikujących samolotach, ceglanym pyle, który zabrudził ostatnie całe ubranko, smaku rosołu ugotowanego z gołębia złapanego w domu oraz zapachu szpitala, w którym pielęgniarka przemywała zasypane oczy dziecka.

Świat dorosłych pozostaje wprawdzie niezrozumiały, ale przez to niebywale ekscytujący. Niepokoi, a czasami nawet przeraża, ale równocześnie kusi i imponuje. Budzi szacunek, respekt i przede wszystkim ogromną chęć poznania go ze znacznie bliższej perspektywy. Stąd wspomnienia o próbie przekonania oficera, że ma się o kilka lat więcej, byle tylko zostać przyjętym do oddziału. Prośby o to, by móc zobaczyć z bliska broń i dotknąć jej, a nawet pokazać ją kolegom z podwórka! Nie mówiąc już o przeogromnym pragnieniu oddania choćby jednego strzału ze schmeissera, błyskawicy czy stena, które były własnością tak bardzo podziwianego dowódcy plutonu.

Gdy myślimy o dzieciach – uczestnikach powstania warszawskiego – najczęściej staje nam przed oczami uśmiechnięta twarz Różyczki Goździewskiej, ośmioletniej dziewczynki, która pomagała w szpitalu polowym przy ul. Moniuszki 9/11. Widzimy również nastoletnich łączników przebiegających z meldunkiem przez ostrzeliwaną ulicę albo listonoszy Harcerskiej Poczty Polowej roznoszących listy, dzięki którym rodziny rozdzielone przez wybuch walk w mieście mogły nawiązać kontakt ze swoimi najbliższymi.

 

Różyczka Goździewska – dziewczynka, która pomagała w szpitalu polowym kompanii „Koszta” znajdującym się w kamienicy przy Moniuszki 11 (gmach dawnego Towarzystwa Ubezpieczeń „Rosja”), pierwsza dekada sierpnia 1944, fot. Eugeniusz Lokajski, ps. Brok, zbiory MPW

I choć doceniamy odwagę i zaangażowanie najmłodszych żołnierzy stolicy, równocześnie zastanawiamy się nad tym, czy można było wysyłać ich na barykady, by ginęli za sprawę. Nie my pierwsi stajemy przed tego typu dylematami. Podobne refleksje snuł na przykład Fiodor Dostojewski, który miał zadać pytanie: czy świat, nasze szczęście, a nawet wieczna harmonia warte są tego, by dla ich powstania zgodzić się na jedną bodaj łzę niewinnego dziecka? I sam na to odpowiedział: Nie, żaden postęp, żadna rewolucja, żadna wojna nie są tego warte. Łza dziecka przechyli zawsze szalę1.

Dyskusje, a nawet bardzo emocjonalne spory, prowadzone są również na temat pomnika Małego Powstańca. Jedni uważają ten monument za symbol ofiary i patriotyzmu dzieci. Ich zdaniem upamiętnia on romantyczną i niezwykle poruszającą postawę młodych ludzi, podkreś­la ich poświęcenie, miłość do ojczyzny i pragnienie wolności. Dla innych ten pomnik sprzyja budowaniu sztucznych mitów. Ich zdaniem Mały Powstaniec to symbol traumatycznych przeżyć bardzo młodych ludzi, które u większości z nich wywołały trwały uraz psychiczny przekazywany na dodatek kolejnym pokoleniom.

 

Pomnik Małego Powstańca na warszawskiej Starówce, fot. Agnieszka Cubała

Pierwsza grupa docenia fakt, że pomnik nie tylko przypomina o legendzie, ale i na nowo ją kreuje. Dziecko w zbyt dużym hełmie symbolizuje przecież bohaterstwo i poświęcenie najmłodszych. Chwyta za serce i wywołuje bardzo dużo emocji. Ofiarność najmłodszych jawi się najczęściej jako najbardziej szczera i autentyczna. Tak też odbierany jest patriotyzm tej grupy powstańców. A to z kolei pozwala na budowanie obrazu Polaka zgodnego z promowanym przez niektóre środowiska wzorcem patriotyzmu i idei poświęcenia się dla ojczyzny. Monument stanowi jednocześnie element edukacyjny i informacyjny.

Jednak przeciwnicy gloryfikowania go podkreślają, że w większości przypadków dzieci ani nie posiadały broni, ani nie były dopuszczane do udziału w bezpośredniej walce. Większość z nich stanowili cywile, z których ogromna część zginęła w egzekucjach dokonanych podczas rzezi Woli i na Starym Mieście2. Duża grupa najmłodszych warszawiaków, ku rozpaczy matek, umierała z niedożywienia i chorób.

Padają argumenty, że pomnik odwołuje się do mitu walczących dzieci, który mocno wplótł się w pamięć historyczną za sprawą popularnej piosenki Warszawskie dzieci znanej chyba każdemu.

 

Warszawskie dzieci, pójdziemy w bój,

Za każdy kamień twój,

Stolico, damy krew!

Warszawskie dzieci, pójdziemy w bój,

Gdy padnie rozkaz twój,

Poniesiem wrogom gniew!3

 

Plakat powstańczy „Warszawskie dzieci pójdziemy w bój” autorstwa Władysława Sosnkowskiego, ps. Nemo

Warto jednak pamiętać, że podobnie jak w przypadku większości utworów poetyckich, nie należy traktować jej słów dosłownie, tylko metaforycznie. Jak przyznawał autor piosenki, Stanisław Ryszard Dobrowolski, ps. Goliard, identyfikował jej bohaterów przede wszystkim z walczącymi młodymi żołnierzami – nastoletnią młodzieżą.

Coraz częściej pojawiają się również wątpliwości, czy tak chętnie propagowany w niektórych środowiskach zachwyt nad Małym Powstańcem, przy równoczesnym sprzeciwie wobec uczestnictwa w walkach dzieci z Ugandy czy Sierra Leone, nie niesie w sobie znamion hipokryzji. Jak zauważył Robert Kobryński:

Intuicyjnie większość Polaków wyczuwa sympatię, współczucie i podziw wobec Małego Powstańca (…), rzucającego butelki z benzyną w stronę hitlerowskich czołgów, czy wobec Orląt Lwowskich, niepełnoletnich obrońców Lwowa w czasie wojny polsko-ukraińskiej i polsko-bolszewickiej. Są oni kreowani na bohaterów, a ich poświęcenie uznawane jest za dowód dojrzałości i patriotyzmu. Z drugiej jednak strony, zdjęcie czarnoskórego nastolatka z AK-47 w ręku, stanowiące jedną z ponurych ikon XX-wiecznej Afryki, napawa strachem, dowodzi barbarzyństwa mieszkańców dżungli na południe od Sahary. Te dwa stereotypowe wizerunki – powstańca warszawskiego z butelką benzyny i dziecka afrykańskiego z kałasznikowem – to dwa przedstawienia dzieci-żołnierzy, biorących udział (dobrowolnie lub pod przymusem) w wojnach toczonych przez dorosłych. Ocena zaangażowania dzieci w konflikty zbrojne nie jest zatem jednoznaczna, wynika zarówno z sytuacji historycznej, uwarunkowań społeczno-kulturowych, jak i z polityki historycznej4.

A więc bohaterstwo czy barbarzyństwo? Zapewne trudno o jednoznaczną odpowiedź. Zwłaszcza że argumenty obu stron najczęściej oparte są na subiektywnych sądach, doświadczeniach własnych i rodzinnych czy też wyznawanym światopoglądzie. Dlatego temat ten prawdo­podobnie nadal pozostanie jednym z przedmiotów odwiecznego sporu prowadzonego pomiędzy zwolennikami a przeciwnikami decyzji o rozpoczęciu Godziny „W”.

Jak wynika z wielu relacji, dzieci, zwłaszcza chłopcy marzący o zabawie w wojnę, uciekały spod opieki rodziców, by wraz z grupką kolegów pokręcić się przy wojsku. Najczęściej można było je spotkać tam, gdzie działo się coś ciekawego, a tym samym było najniebezpieczniej. Dlatego niejednokrotnie dowódcy przyjmowali je w końcu do oddziałów powstańczych, ponieważ, jak stwierdził jeden z uczestników walk: chłopak słuchający rozkazów jest bezpieczniejszy niż biegający samowolnie5.

Dzieciom najczęściej przydzielano rolę gońców, łączników, listonoszy. Roznosiły prasę, transportowały żywność i amunicję. Pomagały w kuchniach polowych i punktach sanitarnych. Gasiły pożary, uczestniczyły w grzebaniu zmarłych, przenosiły rannych, czyściły broń, niekiedy stały z nią na warcie. Bardzo chętnie pozwalały zrobić sobie wówczas pamiątkowe zdjęcia. Ten ostatni obraz stał się dla wielu osób podstawą do postawienia hipotezy, że dzieci walczyły z bronią w ręku.

 

Powstańcy ze Starówki wychodzący z kanałów pod kamienicą Mikulskiego na ul. Nowy Świat 53 róg Wareckiej, Śródmieście Północne, 1 września 1944 roku, fot. Joachim Joachimczyk, ps. Joachim, zbiory MPW

 

Grupa chłopców pomagająca w usypywaniu barykady na ul. Długiej przy wylocie ul. Kilińskiego. W tle po prawej narożna kamienica o adresie Długa 9 / Kilińskiego 5, po lewej fragment oficyny Pałacu Raczyńskich – Podwale 23 i kamienice Podwale 36, Podwale 34 i Podwale 32, fot. Józef Jerzy Karpiński, ps. Jerzy, zbiory MPW

Trudno podać dokładną liczbę najmłodszych żołnierzy. Zwykle szacuje się, że ta grupa składała się z około 1100–1200 osób.

Najwięcej spośród nich znajdowało się w Śródmieściu Północnym i Południowym, czyli w dzielnicach, w których walki miały mniej intensywny przebieg, a ich służba mogła być bardziej użyteczna. Mniejszy procent stanowili na przykład na Woli, Starym Mieście czy Czerniakowie, gdzie powstańcy staczali znacznie bardziej zacięty bój6.

Warto również podkreślić, że po kapitulacji większość z nich trafiała do obozów jenieckich.

W październiku 1944 roku w obozie Lamsdorf, Stalag VIII-B i F odbył się apel młodocianych żołnierzy Armii Krajowej uczestniczących w powstaniu warszawskim. To wówczas kpt. Wacław Zagórski, ps. Lech Grzybowski, donośnym głosem zawołał: Żołnierze do lat dziesięciu wystąp!. Na wezwanie odpowiedział wówczas jedynie Ryszard Chęciński, ps. Myszka, ze Zgrupowania „Chrobry II”. Jednak, jak podaje inny, czternastoletni, powstaniec – Andrzej Czarski, ps. Diabeł, do oddziałów walczących w stolicy należało więcej chłopców w jego wieku, między innymi polegli w walce: Orzełek – łącznik z tego samego oddziału; Tadeusz Ziółkowski, ps. Dzidziuś, z Grupy Bojowej „Krybar”, czy też Wojciech Zalewski, ps. Wojtuś. Kolejne roczniki miały już znacznie liczniejszą reprezentację, choć, tak jak w przypadku trzech wymienionych chłopców, wielu nastoletnich żołnierzy nie doczekało kapitulacji.

Dzieci bardzo często ginęły, między innymi dlatego, że nie uświadamiały sobie skali grożącego im niebezpieczeństwa, ale też nie bały się śmierci. Niektórzy młodzi ludzie poczuli się wręcz nieśmiertelni – tyle razy wychodzili cało z różnorodnych opresji, że nabrali przekonania, że im samym nic nie może się stać. Wyraz ogromnego zdziwienia w gasnących oczach śmiertelnie rannego dziecka to bardzo częsty motyw wielu wspomnień i relacji. Listonosz Harcerskiej Poczty Polowej – Wojciech Bieńko, ps. Koza, podkreślał wielokrotnie, że uważał, że jego kula niemiecka nie dosięgnie. Myślał wówczas: Mnie to nie trafią, trzeba by strzelca wyborowego i musiałbym stać7. I choć stale groziła im śmierć, większość młodych ludzi była przekonana, że to właśnie oni przeżyją.

 

Łącznicy grający w warcaby na podwórzu na tyłach oficyny kamienicy przy ul. Kredytowej 3, Śródmieście Północne, 13 sierpnia 1944 roku, Joachim Joachimczyk, ps. Joachim, zbiory MPW

Zmieniało się to jednak, gdy zginął dowódca, przyjaciel, najbliższy krewny. Dookoła szerzyła się nie tylko śmierć, ale i zbrodnia. Dlatego wielu bardzo młodych warszawiaków stało się przymusowymi świadkami prawdziwych dramatów – brutalnych gwałtów, egzekucji, zbombardowania domu, w którym przebywała rodzina, natychmiastowego odejścia towarzysza lub jego powolnego konania w szpitalu powstańczym. Tych obrazów nie dało się łatwo wymazać z pamięci.

Świadczą o tym słowa Krzysztofa Zanussiego:

Z powstania pamiętam bomby, pamiętam ewakuację z Warszawy – to chyba najmocniej, pamiętam Szpital Dzieciątka Jezus, gdzie byliśmy przez pewien czas kontrolowani przez oddziały własowców8 – to było jedno z najgorszych doświadczeń, jakie można było mieć w powstaniu – i w końcu szczęśliwą ucieczkę z transportu, po opuszczeniu obozu w Pruszkowie. Została mi ona w pamięci: z jadącego pociągu, który wiózł nas w niewiadomym kierunku, moja mama wypchnęła mnie, potem wyskoczyła sama. Na szczęście ocaleliśmy. To dla mnie, dziecka, bardzo traumatyczne wspomnienie. Pociąg jechał, co prawda, nie bardzo szybko, mechanicy chyba specjalnie zwalniali, ale Bahnschuetze strzelali, niezbyt celnie, ale strzelali9.

Wiele osób, które przeżyły powstanie warszawskie jako dzieci, niechętnie do niego wraca. To zbyt bolesne. Na dodatek obawiają się braku zrozumienia. Uważają, że tylko ten, kto przeszedł przez to piekło, będzie w stanie ich zrozumieć. Tak sądził na przykład dziesięcioletni podczas powstania Jan Kobuszewski.

Wiele osób nie potrafiło opisać swoich przeżyć, ponieważ nie sposób słowami oddać rozmiaru doznanej tragedii. Liczący w 1944 roku dziewięć lat Jerzy Romuald Grzelak wyznał:

Nie sposób przelać na papier tych niesamowitych, tragicznych czasów, które dane mi było przeżyć w tak młodym wieku. Nie opisywałem (…) wielu swoich przeżyć (…), nie pisałem o młodszych kolegach – łącznikach, rażonych kulami niemieckich strzelców wyborowych, umierających na moich rękach. Nie opisywałem okrucieństwa hitlerowców, którzy na moich oczach strzelali do dzieci. Chciałem o tych tragicznych dniach zapomnieć. Ale zapomnieć się nie da10.

Z podobnym problemem musiał zmierzyć się dziesięcioletni wtedy Janusz Wałkuski, który wspomnienia z okresu powstania pisał przez kilka lat. Uznał, że jego misją jest przekazanie i zachowanie dla potomności tego, jak wygląda wojna widziana oczami dziecka. Chciał ukazać jej dramat, głównie ze względu na fakt, że dziś tak wielu młodych ludzi nie zdaje sobie sprawy z grozy konfliktu zbrojnego. Niestety, urealniona fikcja, nagminnie pojawiająca się w grach komputerowych, zniekształca często sposób patrzenia na rzeczywistość, rozmywając granice między faktami ze świata realnego a złudzeniem. Spisanie wszystkich przeżyć trwało tak długo, ponieważ niektóre z nich nadal były palącym żelazem, od którego się ucieka. Czas musiał je schłodzić, żeby móc o tym mówić11.

Czternastoletni w czasie powstania Saturnin Herman, decydując się na ujawnienie tego, czego wtedy doświadczył, zastrzegł, że nie potrafi pięknie formułować swoich myśli, refleksji i spostrzeżeń. Podkreślił zarazem, że nie liczy na uznanie czy docenienie. Oczekuje jednego – zrozumienia tragizmu, jakim ludzkość została dotknięta, i to właśnie pragnę przedstawić (…) tym wszystkim, którzy nie doznali cierpień, krzywd, poniżenia, a którzy hołdują jedynie bohaterszczyźnie tamtych dni12.

Dzieci uczestniczące w powstaniu warszawskim nie zapomniały nigdy tych dramatycznych dni. Szczególnie utkwiły im w pamięci wydarzenia, przed którymi powinny być chronione ze względu na wiek. Widziały zupełnie niezrozumiałą dla nich śmierć najbliższych osób, po której żywiły przekonanie, że tatuś czy mamusia zaraz wstanie – gdy tylko się wyśpi. Cierpiały wskutek poparzenia przez pocisk „ryczącej krowy”, z powodu utraty ręki urwanej szrapnelem albo oka, które wypłynęło w czasie walki na barykadzie. Były świadkami brutalnego gwałtu na matce, zadźgania ojca bagnetami czy tego, jak oprawcy rozbili główkę młodszej siostrzyczki o mur budynku, obok którego Niemcy przeprowadzali egzekucję.

Na szczęście dzieci zachowały też inne wspomnienia, takie jak na przykład czytanie Trylogii w pokoju, podczas gdy za oknem rozgrywała się zupełnie realna walka, czy jedzenie zupy z zielonego groszku, tak pysznej, że nie można jej było zostawić, chociaż trwało bombardowanie. Czy choćby ilustrowanie gazetki powstańczej na schodach piwnicy, bo tam było nieco więcej światła, czy radość z tego, że, kiedy się to wszystko wreszcie skończy, zyska się mnóstwo kulek – jak dzieci mówiły o amunicji – do zabawy!

Zagłębiając się we wspomnienia najmłodszych, oddajemy głos tym, którzy dotąd przeważnie pozostawali częścią anonimowego tłumu cywilów i słuchało się ich mniej chętnie niż żołnierzy. A przecież ich świadectwo jest tak bardzo potrzebne. Uzupełnia lukę, która powstała na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu lat. Bez odwołania się do pamięci dzieci nie będziemy mieli pełnego obrazu tego, co się wydarzyło w sierpniu, wrześniu i październiku 1944 roku w stolicy. Nie dowiemy się również, jak niebotycznie wysoką cenę osoby uczestniczące w powstaniu niejednokrotnie płaciły i nadal płacą za to, że przyszło im pełnić służbę lub jedynie koczować w piwnicy podczas sześćdziesięciu trzech dramatycznych, koszmarnie trudnych, ale i niezapomnianych dni.

Gdy przyglądamy się losom dzieci – uczestników powstania warszawskiego, wyraźnie widzimy, że wydarzenie to, nawet jeśli było największą przygodą życiową, kształtującą charakter i określającą priorytety, to cena, którą trzeba zapłacić za uczestnictwo w nim (trauma i trwały uraz psychiczny przekazywany czasami kilku następnym pokoleniom), okazała się zbyt wysoka.

O czym jest więc ta książka? To opowieść o tym, jak dzieci podczas powstania warszawskiego musiały nauczyć się funkcjonować w zupełnie nowej dla nich rzeczywistości, by przetrwać. O tym, jak szybko trzeba było doros­nąć, by zabawa w wojnę i wielka przygoda nie zakończyły się śmiercią lub okaleczeniem. Jak radziły sobie z przerażeniem, bólem, cierpieniem oraz koszmarnymi doświadczeniami, których były uczestnikami bądź świadkami. A także jak z traumą wyniesioną z walczącego miasta zmagały się do końca życia, przekazując ją niejednokrotnie swoim dzieciom, wnukom, a czasami nawet i prawnukom.

O tym wszystkim można się dowiedzieć, czytając o powstańczych losach między innymi Beaty Tyszkiewicz, Krystyny Zachwatowicz-Wajdy, Magdaleny Zawadzkiej, Jarosława Abramowa-Newerlego, Jacka Fedorowicza, Jana Kobuszewskiego, Krzysztofa Kowalewskiego, Krzysztofa Zanussiego, Adama Komorowskiego – syna komendanta Armii Krajowej – i Mścisława Luriego – syna „polskiej Niobe”.

Za pomoc okazaną podczas pracy nad niniejszą publikacją autorka chciałaby szczególnie podziękować Pani Ewie Urbańskiej z Izby Pamięci Marii Kownackiej oraz pracownikom Piaseczyńskiej Biblioteki Publicznej, a zwłaszcza Paniom: Edycie Dryi, Aldonie Lazar i Sylwii Chojnackiej-Tuzimek, ale także wszystkim osobom, bez wsparcia i życzliwości których ta książka nigdy by nie powstała: Maciejowi Białeckiemu, Michałowi Bednerowi, Marzenie Biegale, Małgorzacie Bramie, Annie i Januszowi Cubałom, Piotrowi Dmitrowiczowi, Beacie Dobkowskiej, Janinie Filipeckiej, Jackowi Gnysiowi, Stanisławowi Hofmanowi, Marcinowi Hoppemu, Teresie Kodelskiej-Łaszek, Krzysztofowi Kopfowi, Aldonie Lazar, Monice Lurie, Lidii Markiewicz-Ziental, Aleksandrowi Müllerowi, Maciejowi Nowakowi-Kreyerowi, Bożydarowi Rassalskiemu, Annie Sosnowskiej, Tomaszowi Sumie, Małgorzacie Szturomskiej, Esterze Tracz, Annie Trzcińskiej, Beacie Trzcińskiej, Michałowi Warszawskiemu, Marioli i Pawłowi Wieczorkiewiczom, Wiesławowi Wisieckiemu, Krystynie Zachwatowicz-Wajdzie, Łukaszowi Zajęckiemu, Magdalenie Zawadzkiej oraz Wydawnictwu Prószyński Media.

CIĄG DALSZY DOSTĘPNY W PEŁNEJ, PŁATNEJ WERSJI

PEŁNY SPIS TREŚCI:

1. Wstęp

2. To miał być zwykły dzień

3. Kula to nie zabawka

4. Mama nie pozwala mi walczyć

5. Jestem żołnierzem

6. Wszystko, co mam na świecie

7. W piwnicy z kredkami

8. Gdzie jest moja mama?

9. Leżałam pod stertą trupów

10. To był straszny strach

11. Walczyliśmy ze szczurami

12. Nie zjadajcie wszystkich krów

13. Obrazy mojego dzieciństwa

14. Dzieci strasznie krzyczały

15. To nie byli ludzie

16. Do dziś boję się munduru

17. Powstanie zapisane w genach

18. Zakończenie

19. Bibliografia (wybór)

1 Swietłana Aleksijewicz, Ostatni świadkowie. Utwory solowe na głos dziecięcy, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2013, s. 5. (We wszystkich cytatach została zachowana oryginalna pisownia).

2 Niemcy dokonują masowych zbrodni, nie oszczędzając nikogo – niemowląt, dzieci czy kobiet w ciąży. Jak podał Józef Wnuk, „Około 6 milionów obywateli polskich, w tym ponad 2 miliony dzieci i młodzieży, zostało zamordowanych lub zmarło na skutek okropnych warunków życia, jakie im zgotowano”, za: Józef Wnuk, Losy dzieci polskich w okresie okupacji hitlerowskiej, Młodzieżowa Agencja Wydawnicza, Warszawa 1980, s. 6.

3 Stanisław Ryszard Dobrowolski, Warszawskie dzieci, w: Warsaw Concerto. Powstanie Warszawskie w poezji, wybór i opracowanie Andrzej Krzysztof Kunert, Muzeum Powstania Warszawskiego, Warszawa 2004, s. 25.

4www.konflikty.pl/recenzje/fragmenty-ksiazek/dzieci-w-konfliktach-zbrojnych-robert-kobrynski-fragment (dostęp 12.03.2021).

5Stanisław Saturnin Kwiatkowski, Uwagi o Powstaniu (maszynopis w posiadaniu autorki).

6www.rp.pl/artykul/1130388-Powstanie-Warszawskie--Warszawskie-dzieci-w-boju.html (dostęp 15.04.2021).

7Wywiad udzielony przez Wojciecha Bieńkę autorce pracy.

8 Najprawdopodobniej chodzi o żołnierzy z brygady RONA.

9 dzieje.pl/aktualności/zanussi-czulem-dume-ze-jestem-z-miasta-nie­pokonanego (dostęp 17.04.2021).

10Jerzy Romuald Grzelak w: Dzieci ’44, wstęp i opracowanie Jerzy Mirecki, Bellona, Warszawa 2014, s. 87.

11 Janusz Wałkuski w: www.sppw1944.org/relacje/relacja40w00.html (dostęp 19.04.2021).

12Saturnin Herman, Z pożogi Warszawy do ogrodów Legnicy, Wydawnictwo Edytor, Legnica 2016, s. 7.