Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Zwyczajni bohaterowie powstania warszawskiego
W sercu powstańczej Warszawy kryją się historie zwykłych ludzi, których codzienny heroizm miał nieoceniony wpływ na życie miasta. Cywilni mieszkańcy stolicy, którzy przez 63 dni stawiali czoła wojennej rzeczywistości, byli potężnym wsparciem i zapleczem dla walczących. Budowali barykady, transportowali rannych, pomagali odkopywać zasypanych. Ich ciche bohaterstwo często pozostawało w cieniu, a jednak bez ich wsparcia powstańcy nie przetrwaliby tak długo.
Agnieszka Cubała stawia też ważne pytanie o to, kogo powinniśmy nazywać uczestnikami powstania warszawskiego: czy tylko żołnierzy, czy także wspierających ich cywilów, a może nawet tych, którzy po prostu starali się przeżyć w walczącej i płonącej stolicy?
Autorka odkrywa przed nami nieznane dotąd historie pisarzy, poetów, artystów i sportowców, którzy w cieniu wojny nie przestawali być ludźmi pełnymi pasji i marzeń. Od Czesława Miłosza , przez Marka Hłaskę, po Ninę Andrycz – każda historia jest ważna, każda tragiczna i każda warta p
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 306
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Wstęp
Czy chcieli być bohaterami?
...któż na grobach będzie siadał
Tych, którzy trwożni i bezdomni
Padali mrowiem niezliczonym,
Któż się o milion ten upomni? (...)
Bez narkotyku wielkich czynów
Konali w męce dla wawrzynów,
Co wasze skronie ozdobiły, (...)
Dla was pieśń moja i łzy moje,
Zwyczajni, prości, nieogromni[1].
Powyższe słowa napisał Antoni Słonimski w październiku 1944 roku na wieść o kapitulacji powstania warszawskiego. Kiedy po raz pierwszy je przeczytałam, pomyślałam, że w historiografii tego zrywu bardzo brakuje książki poświęconej ludności cywilnej[1*]. A przecież to ta grupa zapłaciła za decyzję o godzinie „W” najwyższą cenę, nie tylko wspierając walczących powstańców, lecz także ginąc w masowych egzekucjach czy pod gruzami zbombardowanych kamienic. Pomimo tego w większości publikacji temat pojawia się marginalnie – jako tło dla aspektów militarnych, politycznych czy międzynarodowych albo w postaci danych statystycznych, mających stanowić kluczowy argument w toczonym od lat sporze o sens powstania, jego skutki i ocenę.
Jest to tym dziwniejsze, że sami żołnierze wielokrotnie mówili o swego rodzaju długu, jaki zaciągnęli u ludności cywilnej stolicy. Wspominał o nim między innymi Stanisław Kwiatkowski, ps. Mróz, ze Zgrupowania „Chrobry II”:
Powstańcza walka nie mogłaby trwać tak długo, gdyby nie olbrzymia pomoc ludności cywilnej, która przenosiła rannych, budowała barykady, kopała rowy i studnie, grzebała zabitych, gasiła pożary, odkopywała ludzi w zawalonych domach, dokarmiała powstańców[2].
O tym, że zwyczajnych mieszkańców Warszawy należy zaliczyć do grona największych bohaterów zrywu stolicy, wspominała także łączniczka Wanda Traczyk-Stawska, ps. Pączek. Wielokrotnie podkreślała:
Cywile ponieśli największą ofiarę powstańczych walk i to oni byli w najgorszej sytuacji! Siedzieli w piwnicach i czekali. Nawet nie umiem sobie wyobrazić, co musieli przeżywać! Nie wiedzieli, co ich czeka, czy nam, powstańcom, uda się utrzymać dany odcinek, czy przegramy i trafią w ręce Niemców, którzy ich wszystkich zamordują. Uważam, że o cywilach mówi się zdecydowanie za mało, a zasłużyli na największe pochwały i jak najlepszą pamięć[3].
Podobne słowa słyszałam, rozmawiając z żołnierzami wielu powstańczych oddziałów. Opowiadali, że sami byli w znacznie lepszej sytuacji niż cywile: uczestniczyli w akcjach, mogli liczyć na kolegów z oddziału, nie czuli się bezbronni, bezradni, pozostawieni sami sobie i pozbawieni poczucia sprawczości. Poza tym byli zajęci i zaabsorbowani walką, dzięki czemu nie mieli po prostu zbyt dużo czasu na analizowanie swojej sytuacji. Gdy pytałam ich o przykład „szarego bohaterstwa”, wielu wspominało nie o powstańcach, ale o matkach walczących o przetrwanie swoich dzieci albo zmuszonych do patrzenia na ich śmierć głodową. Z wdzięcznością i wzruszeniem wspominali, jak ktoś z grona cywilów podarował im ciepły sweter, nowe buty, talerz gorącej zupy albo medalik mający zagwarantować przetrwanie.
O pełnej życzliwości postawie opowiedział także jeden z żołnierzy batalionu „Gozdawa”. Opisał, jak on i jego koledzy zostali przyjęci przez pewne małżeństwo, gdy poprosili o możliwość umycia się i odpoczynku po wyczerpującej przeprawie kanałami ze Starego Miasta:
Mieszkańcy Żoliborza zajęli się nami bardzo serdecznie. Każdy z nas marzył o kąpieli i zrzuceniu śmierdzących i mokrych ubiorów. Wraz z dwoma kolegami zostałem przyjęty na kwaterze przez starsze małżeństwo. Ich syn także bierze udział w Powstaniu, na Mokotowie. Wkrótce wymyty, przebrany w pijamę gospodarza, nie spojrzawszy nawet na zastawiony stół, jak kłoda walę się na tapczan. (...)
Nasza gospodyni, jak troskliwa matka, krząta się koło nas, z kuchni dochodzą smakowite zapachy (...). Kopiaste talerze pachnących ziemniaków polane suto gulaszem z niemieckich konserw i... o rety! Olbrzymi półmisek sałatki z pomidorów! (...) My ze Starówki, karmieni sucharami, konserwami na zimno, zapomnieliśmy, jak smakuje gotowane jedzenie, a pomidorów w tym roku jeszcze w ogóle nie widzieliśmy. Stół pustoszeje błyskawicznie. Nasza przybrana mama wynosi z łazienki zawieszone na wieszakach nasze mundury – panterki, wyprane, wyprasowane, z nowymi biało-czerwonymi opaskami na rękawach. Trzy pary naszych wyczyszczonych i wysmarowanych tłuszczem butów czekały w przedpokoju! Zbiorowo krzyknęliśmy – hura!!! – całując przy tym serdecznie tak troskliwych gospodarzy. (...) Gospodyni pakuje nam wałówkę do chlebaków. Kromy chleba z czymś tam, pomidory, jabłka i cukier w kostkach. Żegnamy się serdecznie z przemiłymi ludźmi, dziękując im za wszystko! Staruszkowie mają łzy w oczach, a i nam też tak jakoś niewyraźnie[4].
Biorąc to wszystko pod uwagę, aż trudno uwierzyć, że ludności cywilnej nadal odbiera się nawet prawo do bycia „uczestnikami powstania”. Spotkałam się z takim podejściem, pracując nad jedną z książek. Redaktorka twierdziła, że osoby nie należące do struktur wojskowych „tylko były” w ogarniętej walką stolicy. A przecież, patrząc choćby na wydarzenia rozgrywające się obecnie w Ukrainie czy na Bliskim Wschodzie, zdajemy sobie sprawę, jak potwornych zbrodni doświadczają cywile i jak trwały ślad pozostawiają one na ich psychice. Nie potrafię więc powiedzieć o kimś, kto podczas powstania doświadczył śmierci bliskich, został ciężko ranny, padł ofiarą zbiorowego gwałtu czy też widział sceny, które powracają przez lata w sennych koszmarach, że nie przysługuje mu miano uczestnika tego wydarzenia.
Odbyłam na ten temat bardzo ciekawą rozmowę z zastępcą dyrektora Muzeum Powstania Warszawskiego, dr. Pawłem Ukielskim. Kiedy wspomniałam o przytoczonej powyżej opinii, powiedział:
Oczywiście to jest kwestia definicyjna. W muzeum też zderzyliśmy się z koniecznością wyznaczenia definicji, kto jest powstańcem, a kto nim nie jest. Myślę, że w wypowiedzi redaktorki nie było złej woli ani nawet lekceważenia, raczej próba postawienia sztywnej granicy między powstańcami (których ona uważa za uczestników Powstania) a cywilami. Po części można się zgodzić z tezą, że uczestnikiem powstania są powstańcy – a zatem ci, którzy aktywnie brali w nim udział. Ale już tutaj napotykamy schody: czy ktoś, kto pomagał w budowaniu barykad, a nie był powstańcem (nawet w szerokim tego słowa znaczeniu – z administracją cywilną, służbami pomocniczymi itd.), na pewno nie brał udziału w powstaniu? Poza tym czy o cywilach można powiedzieć kategorycznie, że tylko „tam byli”? Ja bym tak nie powiedział[5].
Niestety, pokłosiem dokonywania tego typu rozgraniczeń stało się również odebranie ludności cywilnej prawa do obecności w zbiorowej pamięci, do swobodnego wygłaszania gorzkich refleksji na temat decyzji o godzinie „W” i jej konsekwencjach czy nawet możliwości mniej radosnego obchodzenia kolejnych rocznic zrywu.
Kobiety stojące wśród ruin budynków na terenie bazaru Pociejów, znajdującego się pomiędzy ulicami Bagno i Zielną, Śródmieście Północne, 20 sierpnia 1944 r.Fot. Eugeniusz Lokajski, ps. Brok, zbiory Muzeum Powstania Warszawskiego
Dwoje starszych ludzi przed wejściem do budynku Włoskiego Towarzystwa Ubezpieczeń „Riunione Adriatica di Sicurta” przy ul. Moniuszki 10, gdzie na parterze przed wojną mieściła się legendarna restauracja Adria, Śródmieście Północne, połowa września 1944 r.Fot. Eugeniusz Lokajski, ps. Brok, zbiory Muzeum Powstania Warszawskiego
Starsza kobieta stojąca przy jednym z grobów na ul. Boduena, najprawdopodobniej przed świeżo usypaną mogiłą. Widok w kierunku ul. Szpitalnej, Śródmieście Północne, 26 sierpnia 1944 r.Fot. Joachim Joachimczyk, ps. Joachim, zbiory Muzeum Powstania Warszawskiego
Przekonałam się o tym, poznając historię wnuka żołnierza Zgrupowania „Chrobry II”. W powstaniu warszawskim zginęło dwadzieścioro sześcioro członków jego rodziny, z których tylko jedna osoba nie była cywilem. Podczas rzezi Woli zamordowano siedmioro krewnych, pod gruzami kościoła św. Jacka zginęło pięcioro kolejnych. Do uczestników walk mężczyzna ów podchodzi zawsze z dużym szacunkiem, ale o samej decyzji i jej konsekwencjach wyraża się z goryczą.
1 sierpnia wyją syreny, zatrzymany jest ruch, ludzie zamierają, oddają cześć pamięci Powstańców. Do niedawna ten dzień wprowadzał mnie w stan melancholii i refleksji. Pokolenie moich dziadków, które brało w powstaniu czynny udział, odeszło. Zostałem z tym sam, ale od jakiegoś czasu obserwuję dziwne zjawisko zawłaszczania i przeinaczania sensu tej tragedii. (...)
Czy ciocia i wujek, którzy opiekowali się rannym synem w szpitalu w kościele św. Jacka na Starówce i tam zginęli, byli lub chcieli być bohaterami? Czy wujek, który zginął w zawalonej piwnicy w trakcie bombardowania, chciał być bohaterem?
Zazdrościłem moim przyjaciołom z Krakowa i Poznania, że mają liczne pamiątki po przodkach – ja mam ich wspomnienia, refleksje, no i może Pałac Kultury, bo na ulicy Śliskiej mieszkali dziadkowie, ale chwalić się teraz nie ma czym.
Podziwiam odwagę i bohaterstwo powstańców, ale i widzę męczeństwo i tragedię oraz zmarnowany dorobek kulturalny i stratę całych pokoleń mieszkańców Warszawy. Pamiętajmy o nich, szanujmy, ale i miejmy w pamięci ogrom bezsensownych ofiar, zniszczone miasto i pogrzebane marzenia[6].
To właśnie moje spotkania z powstańcami i rodzinami warszawiaków doprowadziły mnie do napisania niniejszej książki. Opowiada ona o cywilnych mieszkańcach stolicy uczestniczących w powstaniu warszawskim. O ludziach, o których do tej pory pisało się rzadko, ponieważ ich historie kolejnym pokoleniom Polaków wydawały się nieheroiczne – nie przemawiały do wyobraźni, nie poruszały serc, a przede wszystkim nie nadawały się do budowania mitu i legendy. O zwyczajnych warszawiakach, którzy „bez narkotyku wielkich czynów konali w męce dla wawrzynów”, zdobiących po dziesięcioleciach najczęściej tylko skronie osób należących do szeroko rozumianych struktur wojskowych. A przecież to cywile przez 63 dni zrywu stolicy ponosili najwyższe ofiary, składając na szańcu walki o wolność to, co najcenniejsze: domy, rodziny i własne życie. Pod gruzami i w pożarach ginął nie tylko dorobek pracy wielu pokoleń, ale także wspaniałe dzieła sztuki i kultury – prace wybitnych pisarzy, poetów, malarzy, rzeźbiarzy czy naukowców. Pomimo tak wielu cierpień, wyrzeczeń oraz traumatycznych doświadczeń ludność cywilna miasta aż do kapitulacji wspierała walczących.
O tym, że za historiami „Zwyczajnych ’44” stoją niezwykli, nadzwyczajni ludzie, można przekonać się, poznając losy pisarzy i poetów: Jerzego Andrzejewskiego, Mirona Białoszewskiego, Marii Dąbrowskiej, Marka Hłaski czy Czesława Miłosza; aktorek i tancerek: Niny Andrycz, Haliny Mancewiczówny, Marii Przybyłko-Potockiej; ludzi nauki: prof. Ireny Huml-Bacz i prof. Władysława Tatarkiewicza; artystów: rzeźbiarza Alfonsa Karnego oraz grafika i satyryka Eryka Lipińskiego; sportowców: zapaśnika Aleksandra Garkowienki, tenisistki Jadwigi Jędrzejowskiej, łuczniczki Janiny Kurkowskiej-Spychajowej i lekkoatletki Jadwigi Wajsówny; oraz wielu innych, „nieznanych” mieszkańców Warszawy. Wszystkich ich nazwałam „Zwyczajnymi ’44”, by podkreślić, że wobec dramatu stolicy w 1944 roku byli równi – właśnie jako cywile.
Losy wielu przedstawicieli ludności cywilnej opisałam już we wcześniejszych jedenastu książkach. Na ich kartach pojawiają się między innymi Ina Benita, Iwo Gall, Ludwik Solski, Wanda Lurie, Irena Komorowska (żona Komendanta AK), rodzice aktorki Magdaleny Zawadzkiej czy osoby, które przeżyły powstanie warszawskie jako dzieci: Beata Tyszkiewicz, Krzysztof Kowalewski, Jan Kobuszewski, Jacek Federowicz albo Krzysztof Zanussi.
Warto wspomnieć o tym, że zryw stolicy zastał każdego z bohaterów książki na innym etapie życia. Różnił ich wiek, doświadczenia, wrodzone lub nabyte cechy charakteru czy stan psychiczny. Każdy z nich reagował więc na sytuację zagrożenia w odmienny sposób, próbując przetrwać najtrudniejsze chwile. Ze względu na uniwersalność i niezwykłą aktualność tematu to właśnie sposób radzenia sobie z emocjami w chwili kryzysu stał się kluczem podziału książki na części. Przyglądam się w nich różnym reakcjom: potrzebie działania i niesienia pomocy, zamrożeniu, koncentracji na celu, niepokojowi oraz poczuciu winy[7].
Za okazaną pomoc chciałabym podziękować Powstańcom Warszawskim, a zwłaszcza: Annie Borkiewicz-Celińskiej, Bohdanowi Celińskiemu, Janowi Ekierowi, Stanisławowi Kwiatkowskiemu, Juliuszowi Kuleszy, Annie Swierczewskiej-Jakubowskiej, Wandzie Traczyk-Stawskiej i Teresie Wilskiej. Dziękuję także instytucjom: Archiwum Akt Nowych, Bibliotece Narodowej, Bibliotece Publicznej w Dzielnicy Mokotów, Bibliotece Publicznej w Dzielnicy Włochy, Gminnej Bibliotece Publicznej w Somoninie, Multimedialnemu Archiwum Miasta Ogrodu Włochy, Muzeum Rzeźby Alfonsa Karnego w Białymstoku, Instytutowi Pamięci Narodowej w Koszalinie, Izbie Pamięci Marii Kownackiej, Legnickiej Bibliotece Publicznej, Muzeum Powstania Warszawskiego, Radiu Poznań i Towarzystwu Miłośników Historii Warszawa. Jestem także wdzięczna wszystkim osobom, które w różnorodny sposób przyczyniły się do powstania niniejszej książki, a zwłaszcza: Justynie Bacz, Marzenie Biegale, Joannie Divinie, Janinie Filipeckiej, Marcinowi Filipeckiemu, Elżbiecie Frankiewicz, Annie Gatowskiej, Robertowi Gawkowskiemu, Bartłomiejowi Kaftanowi, Robertowi Kijkowi, Markowi Koterowi, Małgorzacie Kron, Katarzynie Kużel, Agnieszce Leszyńskiej, Pauli Lissowskiej, Annie Malesińskiej, Katarzynie Malinowskiej, Monice Mielke, Katarzynie Montgomery, Hannie Parnickiej, Agnieszce Paśko, Jerzemu Piasnemu, Bożydarowi Rassalskiemu, Rafałaowi Semołonikowi, Karolinie Szmołdzie, Annie Trzcińskiej, Marioli i Pawłowi Wieczorkiewiczom, Blance Wyszyńskiej-Walczak, Renacie Żołna, Markowi Żołna, moim Rodzicom – Annie i Januszowi Cubała, a także wydawnictwu Wielka Litera.
Przypisy źródłowe