Wbrew zasadom - Litkowiec Kinga - ebook + audiobook + książka

Wbrew zasadom ebook i audiobook

Litkowiec Kinga

4,5

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

TOM IV BESTSELLEROWYCH DEMONÓW Z LOS ANGELES!

Morris nie urodził się złym człowiekiem. To zło urodziło się w nim, gdy w tragicznych okolicznościach stracił miłość swojego życia. Pogrążony w żałobie, podjął decyzję o pracy u samego Diabła Los Angeles – Liama O’Dire’a. Właśnie wtedy wstąpił w szeregi demonów i żył tak przez dziesięć lat. Nie widział nic złego w tym, co robi ani kim się stał. Los jednak postawił mu drodze kobietę, którą pamiętał z czasów, kiedy wszystko było dobrze.

Arianna, siostra zmarłej dziewczyny Morrisa, jest symbolem jego dawnego życia. I choć nic nie powinno ich łączyć, zaczynają spędzać ze sobą coraz więcej czasu. Kobieta, która straciła wszystkich i wszystko z wyjątkiem wielkiego serca. Mężczyzna, który miał wszystko, oprócz dobra, gdyż się go wyparł. Choć na pozór wyglądają jak przeciwieństwa, mają ze sobą więcej wspólnego, niż komukolwiek by się wydawało.

Jak zareaguje O’Dire, kiedy dowie się, że Morris ma serce?

Jak postąpi kobieta, która nie zdoła znieść życia w piekle?

Do czego zdolny jest mężczyzna, który nagle nie będzie miał niczego do stracenia?

 

Ogromnie wciągające i cholernie namiętne zakończenie serii. Autorka po raz ostatni już wprowadza nas w świat bohaterów cyklu Demony z Los Angeles i robi to z prawdziwym przytupem. Wspaniała, lekka i bardzo niegrzeczna powieść, dzięki której na policzki niekontrolowanie wypływają rumieńce! Zdecydowanie polecam! - Danuta Perszewska, @ksiazkowa_nutka

 

Od mroku przez dominację aż po granice grzesznych fantazji. „Wbrew zasadom” to zakończenie niezwykle wciągającej serii Demony z Los Angeles. Autorka serwuje nam dawkę intrygującej fabuły opowiadającej o losach Morrisa oraz Arianny. Sięgając po ten cykl, możecie być pewni tylko tego, że doszczętnie was ubezwłasnowolni, nie pozwalając nawet na sekundę odłożyć lektury! - Agata & Karolina, @Czarno.Czerwone.cc

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 251

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 6 godz. 29 min

Lektor: Mirella Rogoza-Biel, Konrad Biel
Oceny
4,5 (393 oceny)
262
79
41
9
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Sylwiajabl

Z braku laku…

słaby poziom
10
EMBYLICA

Nie polecam

Nudy...
10
kasiatamaka

Nie oderwiesz się od lektury

polecam
00
Iwolewoprawo123

Nie oderwiesz się od lektury

Cała seria super polecam
00
Neira91

Nie oderwiesz się od lektury

Dziękuję to najlepsze książki od których nie mogłam się oderwać, na pewno przeczytam wszystkie jeszcze wielokrotnie, bo dają prawdziwą odskocznie i przenoszą w świat nierealny bynajmniej jak dla mnie chociaż nigdy nie wiadomo jakich ludzi w życiu spotkamy
00

Popularność




Copyright © by Kinga Litkowiec, 2022Copyright © by Wydawnictwo WasPos, 2022 All rights reserved

Wszystkie prawa zastrzeżone, zabrania się kopiowania oraz udostępniania publicznie bez zgody Autora oraz Wydawnictwa pod groźbą odpowiedzialności karnej.

Redakcja: Kinga Szelest

Korekta: Magdalena Zięba-Stępnik

Zdjęcie na okładce: © by lightfieldstudios/123rf

Projekt okładki: Marta Lisowska

Ilustracje wewnątrz książki: © by pngtree.com

Skład i łamanie oraz wersja elektroniczna: Adam Buzek/[email protected]

Wydanie I - elektroniczne

ISBN 978-83-8290-150-4

Wydawnictwo WasPosWarszawaWydawca: Agnieszka Przył[email protected]

Spis treści

1. Arianna

2. Morris

3. Arianna

4. Morris

5. Arianna

6. Scarlett

7. Morris

8. Arianna

9. Morris

10. Arianna

11. Morris

12. Morris

13.Arianna

14. Morris

15. Arianna

16. Morris

17. Arianna

18. Morris

19. Arianna

20. Morris

21. Arianna

22. Morris

23. Arianna

24. Morris

25. Arianna

26. Liam

27. Morris

28. Arianna

29. Morris

30. Arianna

31. Morris

32. Arianna

33. Liam

34. Morris

35. Arianna

36. Morris

37. Arianna

38. Morris

39. Arianna

40. Liam

41. Arianna

42. Scarlett

43. Morris

44. Arianna

45. Morris

46. Arianna

47. Morris

48. Jessica

OD AUTORA

1. Arianna

Przekraczam bramę cmentarza i od razu go dostrzegam. Wzdycham ciężko, bo nie mam czasu, by czekać, aż sobie pójdzie. Pozostaje mi liczyć, że przyszedł tu dawno i za chwilę odejdzie. Jak zwykle w takiej sytuacji, chowam się za jednym z drzew i dyskretnie spoglądam w stronę grobu mojej siostry. Mam szczęście do wpadania na tego faceta. Od dziesięciu lat zdarza mi się to bardzo często, ale on jeszcze nigdy mnie nie zauważył. Chciałabym, żeby tak zostało. Sama nie wiem, dlaczego tak mi na tymzależy.

Kiedy Naomi żyła, a Morris był częstym gościem w naszym domu, miałam dwanaście lat i wstydziłam się go. Był przystojny, dziesięć lat starszy i wygadany. Ja byłam zamknięta w sobie, dorastałam i nie wiedziałam, jak się zachować w jego towarzystwie. Ostatni raz patrzył na mnie w dzień pogrzebu Naomi. Od tamtej pory go unikałam. Wtedy przez to, że byłam zawstydzonym dzieckiem. Później chyba dlatego, że weszło mi to w nawyk. Bo co miałabym mu powiedzieć? „Cześć, Morris, pamiętasz mnie?” Ech, wątpię, że potrafiłabym z nim jeszczerozmawiać.

Stoję tak już dobre pół godziny, a Morris nie wygląda, jakby miał zaraz odejść. Zerkam na zegarek i wiem, że za chwilę będę musiała wracać. Dziś jest rocznica śmierci Naomi, muszę choć na moment podejść do jej grobu. Zaciskam zęby i ruszam przed siebie. W końcu musiało do tego dojść. Ostrożnie zbliżam się do mężczyzny i zatrzymuję tuż obok. Wolno odwraca głowę w moją stronę, a ja dopiero teraz dostrzegam, jak bardzo się zmienił. Nie jest już tym wesołym chłopakiem, którego zapamiętałam. Jest facetem, z poważną i skupioną miną, bez tego błysku radości w oczach. Wciąż przystojny, jednak w zupełnie innysposób.

– Cześć – mówię cicho, próbując sięuśmiechnąć.

– Arianna?

– Zgadzasię.

– Zmieniłaś się – odpowiadabeznamiętnie.

– Ty też. Ale minęło dziesięćlat.

Odwraca głowę w stronę grobu Naomi i skupia się już tylko nanim.

– Tak. Dziesięć.

Jest jeszcze dziwniej, niż się spodziewałam. Wiedziałam, że śmierć mojej siostry wpłynęła na wszystkich, ale on jest zupełnie kimś innym. Dawny Morris zdążyłby zadać mi dziesięć pytań i opowiedzieć o sobie. Wzdycham cicho i niemo witam się z siostrą. Chciałabym powiedzieć jej o tym, co się u mnie dzieje i jak cholernie jest mi trudno. Będę musiała wrócić do niej jutro i wtedy się wygadam. Zawsze potrafiła mnie słuchać. Nawet teraz, gdy nie ma jej obok, mówienie do niej mi pomaga i dodaje sił, których tak straszniepotrzebuję.

Ocieram łzę i kątem oka dostrzegam, że Morris mi sięprzygląda.

– Co u ciebie? – pyta pochwili.

– Cóż… dwa lata temu zmarła mama, pół roku później tato. – Wzruszam ramionami, jakbym chciała pokazać, że to nic takiego, że mnie to nie boli. – Daję sobie radę, ale z dnia na dzień zostałam zupełnie sama, a to bywa dośćprzytłaczające.

– Przykro mi – wydusza. – Niewiedziałem.

– Skąd miałbyś wiedzieć? Nie było cię, zniknąłeś.

– Tak. – Robi dłuższą pauzę. – Zniknąłem.

– A co uciebie?

– Nie ma o czym mówić. Po prostu jakośżyję.

Jestem ciekawa, jak sobie radzi, czym się zajmuje, czy znalazł sobie kogoś. Nie mam odwagi o tozapytać.

– Pójdę do rodziców. Fajnie było cięzobaczyć.

Czuję ulgę, gdy odchodzę. Nie rozumiem swojej reakcji, ale to spotkanie naprawdę wymagało ode mnie siły. Wszystkie wspomnienia wróciły. Nigdy nie znałam dobrze Morrisa, lecz kiedyś wydawał mi się typem, dla którego dziewczyny traciły rozum. Był sportowcem, a do tego miał swój urok, tym ujął moją siostrę. Tworzyli świetną parę i jestem przekonana, że gdyby nie ten wypadek, byliby teraz małżeństwem z dwójką dzieci. Los jednak chciał inaczej, zniszczył przy tym wieleserc.

Po kilku chwilach spędzonych przy grobach rodziców muszę wracać. Mijając Morrisa, uśmiecham się do niego na pożegnanie, ale on tego nie odwzajemnia. Jest mi trochę przykro, ale szybko o tym zapominam. Śpieszę się do pracy i właśnie na tym postanawiam sięskupić.

2. Morris

Jest piękna, jak jej siostra. Na jej widok przypominam sobie to, o czym chciałem zapomnieć, i nawet mi się to udawało. Czas spędzony z Naomi, nasze śmiechy i wygłupy. Dzień, w którym zobaczyłem jej martwe ciało. Głośny płacz Arianny i jej rodziców. Później wszystko się rozmazuje. I nagle pojawiam się tu, w zupełnie innym miejscu, jako zupełnie inny facet. Zabijam bez mrugnięcia okiem, torturuję i zastraszam, jakbym miał to we krwi. A przecież to nieprawda. To jej śmierć obudziła mojego demona i zabiła to, co było we mniedobre.

Nie pamiętam drogi do miasta. Pokonuję ją niczym zaprogramowana maszyna z ustawionym GPS-em. Dopiero, gdy wchodzę do domu, odzyskuję świadomość. W holu stoi Jess i przygląda mi się w dziwnysposób.

– Co jest? – pytambeznamiętnie.

– Źle wyglądasz. Coś sięstało?

Oczywiście, że nie wie, gdzie byłem. Nie ma nawet pojęcia, że ten dzień jest dla mnie kurewsko ważny. Każdego roku kończę najebany albo odbieram komuś życie. Czuję, że i tym razem tego potrzebuję. Myślałem, że jest lepiej. Było, dopóki nie zobaczyłem Arianny. Wtedy wszystko wróciło. Zdążyła minąć dekada, odkąd ostatni raz ją widziałem. Nie przypomina już tej małej dziewczynki, którą była kiedyś. Stała się kobietą. I to cholernie podobną do siostry. Nie powinienem ich porównywać, ale okłamywałbym samego siebie, twierdzącinaczej.

– Nie. Wporządku.

– W takim razie idź do Liama. Szukałcię.

Kurwa. Mimo że miałem inne plany, idę do jego gabinetu. Liczę, że to nicważnego.

– Jess mówiła, że mnieszukałeś.

– Tak. Podobno Joaquin i Skorpion organizują wyścigi. Wiesz coś otym?

– Szczerze mówiąc, pierwszesłyszę.

Dawno przestaliśmy interesować się Joaquinem i Scarlett. Nie robili problemów, nie wchodzili nam w drogę, więc pewnego dnia odpuściliśmy obserwowanieich.

– Są dzisiaj. Myślę, że powinniśmy się tamwybrać.

– Nie wiem, czy to dobry pomysł. Wątpię, by cośkombinowali.

– Wolałbym mieć ich na oku. Przypominam ci, że Joaquin już raz nas wychujał. Nie możemy być przekonani, że tym razem jestinaczej.

Najchętniej powiedziałbym, że mam na to wyjebane. Jeśli chce, niech tam idzie, przecież nie jestem do niego przywiązany. Z drugiej strony moja pozycja w tym domu niesie ze sobą pojebanezobowiązania.

– O której ten wyścig? – pytamzrezygnowany.

– O północy. Pojedziemy wcześniej, żeby sięrozejrzeć.

Kiwam głową i wychodzę z gabinetu. Idąc do siebie, patrzę na zegarek. Zostało mi sporo czasu, przez co rozważam zabranie ze sobą butelki whisky. Rezygnuję jednak, wiedząc, że to może pociągnąć za sobąkonsekwencje.

Kilka godzin siedziałem w swojej sypialni i wspominałem Naomi. Zaczęliśmy spotykać się jako gówniarze i świata poza sobą nie widzieliśmy. Byłem pieprzonym romantykiem, zakochanym w jednej dziewczynie. Teraz jestem skurwielem, którego główną rozrywką są dziwki i alkohol. Ta zmiana przyszła łatwo. Wystarczył jeden dzień. Jedna decyzja. Jedno zabójstwo. Zastanawiam się, co by się ze mną stało, gdyby nie O’Dire. Może to głupie, ale uważam, że mi pomógł. W tym domu nauczyłem się kontrolować gniew i szybko zapomniałem o przeszłości. Wracała do mnie, choć tylko na początku w bolesny sposób. Tak jakdzisiaj.

Gdy nadchodzi czas, biorę prysznic i ubieram się w mniej formalny strój, po czym idę na dół, gdzie czekają już na mnie Liam, Jessica i paru ludzi. W ciszy wychodzimy na zewnątrz i ruszamy do zaparkowanych na podjeździe samochodów. Miałem nadzieję, że pojadę sam, ale kiedy siadam za kierownicą, obok mnie pojawia się Liam, a na tylnej kanapie miejsce zajmuje Jess. Udaję, że wszystko jest w porządku, i odpalam silnik. Liczę, że nie będą w nastroju do rozmów, bo to ostatnie, na co mam chęć. Na szczęście milczą, wymieniają między sobą jedynie kilka zdań, a ja mogę pogrążyć się w rozmyślaniach. To złe i działa na mnie destrukcyjnie, ale nie potrafię tegoprzerwać.

Dopiero, gdy dojeżdżamy na miejsce, wracam do teraźniejszości. Czuję, jak frustracja we mnie rośnie. Karmię ją wycieczkami do czasów, kiedy wszystko było inne. Już teraz mam ochotę kogośrozpierdolić.

Od razu zauważa nas Joaquin. Widzę po jego minie, że nie jest zadowolony z naszego przyjazdu. Podchodzi wolnym krokiem w towarzystwie Eleny. Zaraz za nimi kroczą Scarlett i Skorpion, którzy ostatnio wydają się nierozłączni. Nawet ich widok obok siebie jest, krótko mówiąc, niedorzeczny.

– Co tu robicie? – pyta Joaquin, zatrzymując się tuż przedLiamem.

– Dobrze wiesz, że mam słabość do takichspotkań.

– Zawsze możesz sobie takie zorganizować. Chyba że wypadłeś już zobiegu.

– Nie drażnij mnie – warczy Liam. – To mojemiasto.

Czuję, że robi się gorąco i mam ochotę odwrócić się na pięcie, by jak najszybciej się ulotnić, zanim zaczną do siebiestrzelać.

– Jesteś jego samozwańczym królem i może są ludzie, którzy to akceptują, ale ja tej władzy nie podlegam. Dobrze o tym wiesz, a mimo wszystko wciąż próbujesz cośzmienić.

– Dajcie spokój! – Jessica staje między nimi. – Przyjechaliśmy obejrzeć zorganizowany przez ciebie wyścig. Czy to problem? – pytaJoaquina.

Ten zaciska usta, ale po chwili kiwagłową.

– Nie, to nie jest problem – mówi przez zaciśniętezęby.

Zauważam, że Elena jest skołowana, z pewnością widzi rywalkę w Jessice. Nawet się jej nie dziwię. Obie są piękne, ale Jess należy do tego świata i świetnie się w nim odnajduje. Elena dopiero się go uczy. Jest nieśmiała i być może nigdy nie poczuje się tu jak wdomu.

– Jaka miła niespodzianka – wtrąca ironicznie Scarlett. – Wiedziałam, że sięstęsknisz.

O’Dire zaciska szczękę. To będzie kurewsko długanoc.

Nie wiem nawet, jak do tego doszło, ale tuż przed startem wszyscy siedzimy razem. Liam, Jessica i ja, obok Scarlett i Skorpion, a dalej Joaquin i Elena. Może powinienem się bardziej skupić? Co chwilę odpływam, po czym nie wiem, co się ze mną dzieje. Co roku to samo, ale tym razem nie mogę spędzić tego dnia wsamotności.

– Zawieszenie broni nie potrwa długo. Możemy robić zakłady – szepcze mi do uchaScarlett.

Odwracam się do niej i przez moment patrzę w milczeniu na jej uśmiechniętątwarz.

– Mógłbym obstawiać także zakłady na twój temat. Kiedy znudzi ci się Emilliano? Tydzień? Miesiąc? Może pół roku? To byłby twójrekord.

Mam nadzieję, że odpuści, ale ona uśmiecha się krzywo, dając mi do zrozumienia, że jest lepsza w tegierki.

– Zazdrosny?

– O ciebie? – prycham.

– Przypominam ci, że w naszym układzie to ty się znudziłeś – mówiurażona.

To był błąd, który szybko naprawiłem, i zdążyłem już o tymzapomnieć.

Scarlett jest piękna, potrafi zawrócić w głowie, ale problem w tym, że jest równie zepsuta jak to miasto. Będąc z nią, czułem, jak tracę ostatnią cząstkę siebie, jednocześnie nie potrafiąc określić tego, czy zależy mi na tejkobiecie.

– Daj spokój, Scarlett. Dwa, trzy dni i zrobiłabyś tosamo.

– Toprawda.

Wyścig się zaczyna, więc kończymy rozmowę i skupiamy się nawidowisku.

Lata pracy u Liama pozwoliły Joaquinowi nauczyć się tego, co ważne. Wszystko jest dopracowane. Choć nie są to wyścigi uliczne, a te lubię najbardziej, muszę przyznać, że na moment przyciągają moją uwagę. Trzy kółka po obrzeżach miasta, trzy telebimy pokazujące najważniejsze odcinki trasy, alkohol, dużoalkoholu.

– Dlaczego nie bywamy w tej części miasta? – pyta LiamaJessica.

– Bo interesuje nas centrum. Tam dzieje się najwięcej – odpowiadaskupiony.

Dopiero teraz dociera do mnie, że jakieś trzy kilometry stąd znajduje się dom Naomi, a zaraz za nim mój, który spłonął razem z mojąduszą.

– Ale przyznasz, że to miejsce ma klimat – ciągniekobieta.

– Może i ma, jednak niczego nie mógłbym tu załatwić. To fajna lokalizacja na nielegalne walki, wyścigi czy hazard. Sama przecież chciałaś, żebym skupił się na czymś, czym nie przyciągnę zainteresowaniapolicji.

– Tak, pamiętam. Po prostu mówię, że podoba mi siętutaj.

Zerkam na nich przez moment. Nic się nie zmieniło. Łączy ich więź, której nie rozumiem. To nie jest normalna relacja, nie narodziła się ze zwykłego spotkania i chyba nawet oni nie potrafią wyjaśnić tego, co tak naprawdęzaszło.

Przyglądam się wyścigowi, ale nie jestem w stanie się na nim skupić. Jedyne, o czym myślę, to to, żeby nie myśleć. Muszę sięnapić.

Wstaję z miejsca i podchodzę do lodówki z piwem. Biorę butelkę, otwieram ją i od razu pociągam duży łyk. Po chwili jest już pusta. Sięgam po kolejną, ale w opróżnieniu jej przeszkadza miScarlett.

– Źlewyglądasz.

– Kurwa – wzdycham. – To chyba nie twojasprawa.

– Wierz lub nie, ale martwię się. Nie jesteś miobojętny.

Patrzę na nią i próbuję odczytać coś z jej twarzy. Niewiele jednakwidzę.

– Czegochcesz?

– Czy muszę czegoś chcieć? Wiem, że nie jesteś taki jak ten kutas, dla którego pracujesz. Poznałam cię wystarczająco, żeby widzieć, że coś nie gra. Jeśli chciałbyśpogadać…

– Przestań – przerywam jej, nie mogąc uwierzyć w to, co słyszę. – Nie twierdzę, że jesteś zimną suką, ale zdążyłaś przyzwyczaić wszystkich do takiego postrzegania ciebie, więc błagam, nie zgrywaj teraz mojejprzyjaciółki.

Wzrusza ramionami i daje mi spokój. Kiedy odchodzi, dopijam piwo i zabieram trzecią butelkę, po czym wracam namiejsce.

– Czego chciała? – pyta od razuLiam.

– Pogadać.

– Pogadać? O czym, do chuja, chciała z tobągadać?

– O niczym, co miałoby związek z tobą. Uznała, że potrzebuję rozmowy o życiu iuczuciach.

– Kurwa – prycha.

Wyścig dobiega końca i niechętnie przyznaję, że Ferro się postarał. Choć nie miałem sił na obserwowanie wszystkiego, nie sposób nie zauważyć, że impreza została dobrzezorganizowana.

– Joaquin i Elena zapraszają do klubu – oznajmia Scarlett. – Nie musicie przychodzić, ale skoro już się tutajzjawiliście…

Zamykam oczy i czekam, aż Liam odmówi. Chcę, by ten dzień sięskończył.

– Gdzie tenklub?

– Dwie ulice stąd. Możecie zostawić tu samochody, będąbezpieczne.

– Od kiedy pracujesz dlaJoaquina?

– Nie pracuję dla niego. Lubię go. W przeciwieństwie do niektórych maklasę.

– Joaquin Ferro ma klasę. – O’Dire się śmieje. – Chyba nie poznałem go zbytdobrze.

– Daj już spokój – wtrąca Jessica. – Jeśli nie chcesz tam iść, wracajmy do domu. Jeśli chcesz, to po prostuchodź.

Przez chwilę panuje cisza. Nie muszę na nich patrzeć, żeby wiedzieć, że właśnie toczą między sobą batalię na spojrzenia. W końcu Liam sięodzywa.

– Idziemy.

– Ja wrócę do domu – mówię, gdy Scarlettodchodzi.

– Nie. Idziesz z nami. Każdyzostaje.

– Znów odzywa się w tobie paranoja – stwierdza znudzonaJess.

– To nie paranoja, kotku. Toostrożność.

Mimo niechęci nieprotestuję.

W końcu będę mógł się napić, a nie zależy mi, w jakim stanie i gdzie obudzę sięjutro.

Kiedy jesteśmy w klubie, uderzają we mnie głośna muzyka i widok półnagich tańczących kobiet. Striptizerki zawsze dodają uroku takim lokalom. Szczególnie te, które za kilka banknotów zgadzają się na prywatny występ w zamkniętym pokoju. Kto wie, może dziśskorzystam.

Razem z Jess i Liamem siadamy na półokrągłej kanapie, paru naszych ludzi zajmuje miejsca naprzeciwko, a reszta od razu się rozchodzi. Joaquin, Elena, Scarlett i Skorpion idą na górę, co kurewsko mniecieszy.

Tuż obok nas na scenie pojawia się dziewczyna w białym stroju. Zaczyna wolno poruszać biodrami i wychodzi jej to całkiem nieźle. W pierwszej chwili myślę o tym, by zaproponować jej dodatkowy zarobek, ale szybko rezygnuję. Wystarczy, że unoszę wzrok i widzę jej twarz. Kobieta zauważa mnie i staje nieruchomo. Ktoś krzyczy, żeby się ruszała, ale ona nie reaguje. Kątem oka dostrzegam, że jakiś pijany kutas podchodzi i chce ją złapać. Działam intuicyjnie, zrywam się z kanapy i po sekundzie jestem już przed nim, a w dłoni ściskamgnata.

– Co jest, kurwa?! – rzuca się. – Niech ta dziwkatańczy!

Przykładam mu lufę do czoła, wzbudzając zainteresowaniegości.

– Morris! Zostawgo!

Ignoruję Liama. Nawet kiedy staje obok mnie, nie zwracam na niegouwagi.

– Nazwij ją tak jeszcze raz, a obetnę ci język i wsadzę głęboko do gardła. Rozumiesz?

Facet energicznie kiwa głową, a gdy go puszczam, od razu spierdala, kierując się prosto dodrzwi.

– Co z tobą? – pyta wkurwiony O’Dire.

Odwracam się, by spojrzeć w oczy Arianny, ale jej już nie ma. Znajdę ją. Znajdę i dowiem się, co robi w tejnorze.

3. Arianna

Przeklinam przez całą drogę do garderoby. Nie wierzę, że musiałam tu na niego trafić. Nie widzieliśmy się przez dziesięć lat, więc jakim cudem to nasze drugie spotkanie jednego dnia?! Wstyd mi. Czuję ucisk w żołądku i palące policzki. Chce mi się rzygać z nerwów. Pewnie jego dawny obraz mnie wyparował i zostało jedynie obrzydzenie. Może to dobrze. Przecież nie chciałam utrzymywać z nim kontaktu i unikałam go na cmentarzu. Teraz to on będzie robił wszystko, by unikać mnie. Nie powinnam się tymprzejmować.

Na szczęście w garderobie jestem sama. Siadam na krześle i wpatruję się w swoje odbicie. Jakim cudem mnie poznał? Mam na twarzy tonę makijażu i wcale nie przypominamsiebie.

– Co ty tu, kurwa, robisz?!

Zeskakuję z krzesła, gdy słyszę głośny krzyk mężczyzny. Patrzę na niego, ale nie potrafię wydusić z siebie żadnej sylaby. Nie wiem, dlaczego jego obecność tutaj działa na mnie tak paraliżująco, ale muszę to jakoś pokonać. Morris nie odpuści. Po co w ogóle tu przyszedł? Nie powinnam goobchodzić.

– Zarabiam – wykrztuszam ztrudem.

– W tensposób?!

Teraz przypominam sobie, z kim go widziałam. Wcześniej nie miałam głowy, żeby połączyć fakty, ale nagle wszystko staje sięjasne.

– I kto to mówi? – rzucam oskarżycielsko. – Facet, który łazi po klubach ze striptizem z Liamem O’Dire’em!

Milczy przezchwilę.

– To nie to samo. Poza tym skąd wiesz, kim jest O’Dire? W jakich kręgach się obracasz, Ari?

– Chyba nie powinno cię toobchodzić.

– Ale obchodzi. Jesteś młodszą siostrą Naomi, ona na pewno by nie chciała, żebyś pracowałajako…

Zaciska usta, a ja czuję obezwładniającą wściekłość. Sukinsyn nie ma prawa mnie oceniać! Zapomniał o moim istnieniu bez problemu i nagle zjawia się po dziesięciu latach, mówiąc mi takierzeczy!

Podchodzę do niego i stajęnaprzeciwko.

– Jako dziwka? To chciałeś powiedzieć?! Nie powinno cię to w ogóle interesować, ale jeśli chcesz wiedzieć, jedynie tańczę! A co do O’Dire’a, to nie znam nikogo, kto nie wiedziałby, kim onjest!

– Dlaczego tu tańczysz? – pytaspokojniej.

– Nazywasz mnie dziwką i nawet nieprzeprosisz?

– Nie nazwałem ciętak.

– Chciałeś.

– Kurwa. Przepraszam. A teraz powiedz, co turobisz.

Nie mam siły na kłótnię. Nie mam siły, by żyć. Nie wiem, co w ogóle mnie tu trzyma. Spuszczam głowę i wracam na krzesło. Wpatruję się w swoje kolana, próbując zebrać się w sobie. Wiem, że to nie jego sprawa, ale może jeśli opowiem mu o wszystkim, odpuści i da mispokój.

– Po śmierci rodziców zostałam z dużymi długami. Wzięli spory kredyt, by wysłać mnie na studia. Oczywiście nie wiedziałam o tym. Myślałam, że po prostu odkładali. Zanim wyjechałam, zmarła mama. Zostałam, by pomóc tacie, ale on odszedł niedługo później. – Zaciskam powieki, by nie płakać. Biorę głęboki wdech i zmuszam się do dalszej opowieści. – Nikt się tego nie spodziewał. Nie byłam w żaden sposób zabezpieczona. Pieniądze, które pożyczyli, nie wystarczały na wszystko. Doszedł kolejny dług, odsetki… Nie pracowałam, więc potrzebowałam czegoś na szybko. Bez studiów i chęci do życia stać mnie było jedynie nato.

– Nie możesz tupracować.

– Dlaczego?

– Nie pozwolę nato.

– Przecież masz mnie w dupie! Po coudajesz?!

Podchodzi i siada na krześle obok. Łapie mnie za brodę i zmusza, bym na niegopatrzyła.

– Nie mam cię w dupie. Uwielbiałem cię, od kiedy byłaś dzieciakiem. Odciąłem się, bo zrobiłem coś złego i nie chciałem wplątywać w to nikogo, na kim mi zależało. Poza tym nie mogłem poradzić sobie ze śmiercią Naomi. Nie dawałem rady, Ari.

– A teraz możesz? Skoro jesteś tu z O’Dire’em, z pewnością straciłeś częśćserca.

– To prawda. Niczego to jednak niezmienia.

– Mylisz się, zmienia wiele. Nie widziałam cię dziesięć lat, nie możesz wchodzić w moje życie i mówić mi, co mam robić. I wierz mi, nie chcę tu pracować, jest mi niedobrze, kiedy myślę o kolejnym dniu w tym miejscu. Ale nie mam innego wyjścia, znalezienie pracy w tym mieście graniczy zcudem.

Patrzy w skupieniu, a ja modlę się, żeby sobie poszedł. Żałuję, że dziś do niego podeszłam. Może gdybym tego nie zrobiła, nie poznałby mnie i teraz nie siedziałabym tu z nim i nie musiałabym się tłumaczyć ze swoich decyzji. To, do cholery, moje życie i on nie ma prawa o nimdecydować.

– Wiele się we mnie zmieniło, ale jedno nie. Nigdy nie odpuszczam. Doskonale o tym pamiętasz, prawda?

Zastanawiam się przez chwilę. Rzeczywiście. Morris zawsze był uparty i stawiał na swoim. Naomi często musiała ustąpić, kiedy on miał inne zdanie. Być może obecnie jest jeszczegorszy.

– Zostaw mnie – mówię błagalnie. – Wróćmy do tego, co było. Tak będzienajlepiej.

– Nie będziesz tu pracować – syczy przez zaciśniętezęby.

– Nie mam wyjścia! Kurwa! Potrzebuję pieprzonych pieniędzy, Morris!

Wiedziałam, że wybuchnę, i wcale nie żałuję. On chyba wciąż widzi we mnie dziecko, młodszą siostrę jego dziewczyny, która bawi się lalkami i kocha róż. Dawno przestałam niąbyć.

– Dam ci tepieniądze.

– Nie. Nie chcę od ciebie żadnych pieniędzy. Mowy niema!

– Nie pytałem cię ozgodę.

– Nie przyjmę ich. Rozumiesz? Daj mi wreszcie spokój iwyjdź!

Skończony skurwiel. Nie potrzebuję od niego jałmużny! Na szczęście wychodzi, ale nie jest mi dane pomyśleć w samotności. Po chwili do garderoby wpada szef, a po jego minie widzę, że mamprzerąbane.

– Co tyodpierdalasz?!

– Przepraszam! Doszło do zamieszania, uciekłam, bo się przestraszyłam – tłumaczę roztrzęsiona. – To się więcej nie powtórzy, obiecuję.

– Jeszcze jeden taki numer, a wylecisz. Nie chcesz dawać prywatnych pokazów, więc jesteś dla mnie mało ważna. Pamiętaj, że mam cię naoku.

Gdy zamyka drzwi, zaczynam płakać. Dzięki Bogu nie mam więcej występów i mogę iść do domu. Trzęsącymi się dłońmi zmywam makijaż, przebieram się szybko i wychodzę. Chcę jak najprędzej opuścić tomiejsce.

Droga nie trwa zbytdługo.

Tak naprawdę nie pamiętam, jak ją pokonałam. Byłam zbyt skupiona na myślach. Cały czas nie mogę sobie wybaczyć spotkania na cmentarzu. Po co ja to zrobiłam?! Chciałam spokoju, a obawiam się, że będzie wręczprzeciwnie.

W domu od razu się rozbieram i idę pod prysznic, by jak najszybciej położyć się spać. Wciąż nie mogę przyzwyczaić się do pustki i ciszy. Kiedy zamykam oczy, wyobrażam sobie, że słyszę wiadomości, które mój tato oglądał zawsze przed pójściem spać. Do tego dochodzi dźwięk z kuchni, gdzie zawsze krzątała się mama. A gdy skupiam się jeszcze bardziej, jestem w stanie usłyszeć nawet śmiech Naomi. Otwieram oczy i czuję łzy spływające po moich policzkach. Znów jest cicho. Nie ma ich. Nigdy ich nie zobaczę, nie dotknę, nie powiem, jak bardzo ichkocham.

W podłym nastoju kładę się do łóżka, ale mimo ogromnego zmęczenia nie potrafię zasnąć. Dzisiejsze spotkanie Morrisa otworzyło jedną z ran w moim sercu, która zdążyła się zagoić. Jakby było ichmało…

4. Morris

– Ja pierdolę. Kurwa.

Nie pamiętam, żeby kiedykolwiek bolała mnie tak głowa. Nie wiem nawet, gdzie, do chuja, jestem. Rozglądam się i nie poznaję tegomiejsca.

W łóżku leżę sam i nie wygląda na to, żeby spał tu ktoś jeszcze. Co jestgrane?

Nie mam na sobie ubrań. Są na podłodze. Sięgam po nie i ubieram się pośpiesznie, po czym wychodzę z pomieszczenia. Idę na dół i już wiem, gdzie się znajduję. Wciąż jednak nie mam pojęcia, jak do tegodoszło.

– Śpiąca królewna sięobudziła.

Na dźwięk głosu Scarlett robi mi sięniedobrze.

– Jak się tuznalazłem?

Staję na środku salonu, wpatrując się w zadowolonegoJoaquina.

– Tak w skrócie? – prycha. – Najebałeś się, przestałeś kontaktować. O’Dire chciał zabrać cię do domu, ale zacząłeś protestować. Wtedy wspaniałomyślna Scarlett postanowiła się tobą zająć i w ten sposób trafiłeś tutaj. Nawet nieprotestowałeś.

– Nic nie pamiętam – mówię podnosem.

– Nikt by nie pamiętał. Wypiłeś chyba cały zapasalkoholu.

– Zjedz coś, na blacie w kuchni masz tabletki. Powinny pomóc, ale nie licz na cud – dodajeScarlett.

Najchętniej wyszedłbym stąd jak najszybciej, ale wciąż czuję, jak bardzo pijany jestem. Idę do kuchni, mając nadzieję, że nikt nie pójdzie za mną. Tam spotykam Elenę. Uśmiecha się subtelnie i sięga pokubek.

– Siadaj, zaparzę cikawę.

– Dzięki.

– Źlewyglądasz.

– Zrobiłem wczoraj coś… głupiego?

– Cóż. Najpierw była akcja z tą tancerką, ale wtedy nie wypiłeś zbyt wiele, więc raczej pamiętasz. Za to później dosłownie wlewałeś w siebie alkohol. Dobierałeś się do Scarlett. Masz szczęście, że Emilliano obrócił to w żart, bo w takim stanie nie miałbyś szans nawet zemną.

Sytuacja ze Scarlett niewiele mnie obchodzi, ale dziewczyna, o której mówiElena…

Kobieta stawia przede mną kubek kawy, po czym przysuwa szklankę wody i dwie tabletki. Połykam je od razu, mając nadzieję, że choć trochę oczyszczę umysł. Po chwili przypominam sobie wszystko. Do momentu opuszczenia garderoby obraz jestwyraźny.

– Powinieneś chyba cośzjeść.

Moją uwagę przykuwa cichy głosEleny.

– Nie jestem głody. Dzięki za kawę – mówię napożegnanie.

Przechodzę przez salon, by jak najszybciej opuścić to miejsce. Na szczęście nikt mnie nie zatrzymuje. Pieszo pokonuję kilka ulic, aż docieram do domu, którego tak dawno nie widziałem. Nie wiem, po co tu przychodzę. Powinienem dać jej spokój, ale na samą myśl, że tańczy w tym klubie, mam ochotę wysadzić go w powietrze. Być może nie jest to normalne, jednak z tą dziewczyną wiążą się wspomnienia dawnego mnie. Jest ostatnim, co zostało mi po starym życiu. Dopiero teraz torozumiem.

Pukam do drzwi, nasłuchując jakiegokolwiek dźwięku. Wciąż źle się czuję i wiem, że nie powinienem był tu przychodzić, ale coś nie pozwala mi odpuścić. W końcu Arianna otwiera i zaskoczona staje wprogu.

– Co ty tu robisz? – warczy.

– Musimyporozmawiać.

– Już rozmawialiśmy. Ty powiedziałeś swoje, a ja swoje. Mógłbyś zniknąć na kolejne dziesięć lat i nie utrudniać miżycia?

– Nie chcę ci go utrudnić. Chcępomóc.

– Nie chcę twojejpomocy.

Domyślam się, że nie wpuści mnie z własnej woli, więc mijam ją i wchodzę do środka. Słyszę, że coś mówi, ale nic nie rozumiem. Wystarczy, że widzę salon, w którym niegdyś przebywałem godzinami, i zamieram. Wszystko do mnie wraca, jeszcze bardziej niż poprzednio. Oczyma wyobraźni widzę nas na kanapie, oglądających telewizję. Zerkam na schody i widzę, jak zakradamy się do jej pokoju, w nadziei, że rodzice już zasnęli. Chcę się odwrócić i wyjść, ale nie potrafię sięporuszyć.

– Morris!

Patrzę na Ariannę, która na widok mojej minyłagodnieje.

– Gdybym wiedział, że to przywoła tyle wspomnień… nie wchodziłbym – mówię ztrudem.

– Doceniam, że mimo wszystko chcesz mi pomóc, ale powinieneś jużiść.

– Przejdziemysię?

– Nie.

– Daj mi pięćminut.

– Dlaczego tak sięuparłeś?

– Już dawno temu zacząłem traktować cię jak młodszą siostrę. Zdaje się, że to wciąż we mniezostało.

Nie pamiętam, kiedy ostatnio byłem taki szczery. Czy przy niej jestem tym, kim byłemwcześniej?

– Pięć minut – odpowiada bezprzekonania.

Gdy wychodzimy, wracam na ziemię. Nie wiem, czy kiedykolwiek ponownie wejdę do tego domu, ale jeśli tak się stanie, nie mogę pozwolić na te wszystkie wspomnienia. Nie mogę dopuścić do siebie tego, o czym chciałem zapomnieć. Przez to przestaję rozumieć, kim tak naprawdęjestem.

– Załatwię ci robotę, gdzie tylko chcesz. Nie musisz pracować w tym klubie – zaczynam, ale Arianna od razu wchodzi mi wsłowo.

– Nie oczekuję pomocy. Ani od ciebie, ani od nikogo innego. Jestem już dorosła, poradzęsobie.

– W taki sposób jakteraz?

– Nie mam innego. Nauczyłam się radzić sobie sama i nie zmienię tego, bo ty chcesz inaczej. Doceniam, że mimo tylu lat pragniesz mi pomóc, ale nie licz, że się na tozgodzę.

Jest cholernie uparta. Naomi zawsze odpuszczała, wycofywała się. Jak widać, Arianna jest zupełnie inna. Nigdy tego nie zauważyłem, ale tak naprawdę nie miałem zbyt wielu okazji, by ją poznać. Przyznaję, nawet tego nie chciałem. Była dzieckiem, a dla mnie liczyła się tylko jednakobieta.

Odpuszczam następne próby. Nie oznacza to jednak, że odpuszczam wszystko. Skoro nie chce się zgodzić, zrobię to inaczej. Nieświadomie postawiła przede mną wyzwanie, a ja zawsze je podejmuję. Tym razem będzie inaczej. Wiemto.

5. Arianna

Dzień mija mi błyskawicznie. Przez kolejne spotkanie z Morrisem nie byłam w stanie usiedzieć na miejscu. Posprzątałam w całym domu, by zająć czymś myśli, a teraz przygotowuję się do wyjścia. Liczę, że mężczyzna odpuścił i już go nie zobaczę. Wygląda na to, że przyjaźń nie jest nam pisana. Chyba jesteśmy do siebie zbyt podobni. Może się mylę, ale mam nieodparte wrażenie, że tak właśnie jest. Mam trudny charakter, staram się go nie pokazywać, bo w mojej pracy trzeba być potulnym, lecz prawda jest taka, że jestem cholernie uparta, nawet w sytuacjach, w których powinnam odpuścić. Nie lubię także czuć wdzięczności, więc nie muszę się zastanawiać nad ofertą mężczyzny, by odmówić. Po jego pożegnaniu przeszłam przez wściekłość, skończyłam na smutku. Najpierw byłam zła, że pomyślał o zaoferowaniu mi takiej pomocy, jakbym sama nie potrafiła dać sobie rady. Później dotarło do mnie, że tak właśnie jest, i dopadł mnie podłynastrój.

Wchodzę do klubu i kieruję się prosto do garderoby. W środku jest tylko Margo, która przygląda mi się badawczo, gdy zamykam za sobądrzwi.

– Co? – rzucamzmieszana.

– Jakim cudem udało ci się poderwać kogoś z bandy O’Dire’a?

– Słucham?

– Nie udawaj głupiej. Widziałam cię z tymgościem.

– Pytasz o Morrisa? To nie tak. – Śmieję się, mimo że wcale nie jest mi do śmiechu. – To stary znajomy. Przypadkiem na siebiewpadliśmy.

Zapomniałam, że Margo mieszka niedaleko mnie. Przechodziliśmy z Morrisem obok jej domu. Zupełnie wypadło mi to z głowy. Nie chcę plotek. Szczególnie takich, tak bardzo mijających się zprawdą.

– Stary znajomy, który łazi za tobą jakpies?

– O czymmówisz?

– O tym, że siedzi już w klubie i pewnie czeka na twój występ. Uważaj, wątpię, żeby chodziło mu o twójintelekt.

Zaciskam zęby. To nie jej sprawa, nie jesteśmy nawetkoleżankami.

Mam ochotę jej wygarnąć i powiedzieć, kim jest dla mnie Morris, ale nie zamierzam wplątywać się w większe kłopoty i narażać na kolejnepytania.

– Jeśli jesteś zazdrosna, możesz śmiało spróbować go poderwać. Dla mnie jest jedynie dobrym znajomym i akurat to się niezmieni.

Uśmiecha się krzywo, co traktuję jako zakpienie z moich słów. Cieszę się jednak, że już się nie odzywa. Cała w nerwach zaczynam się przebierać, bo za chwilę mój pierwszy występ. Mam nadzieję, że Margo kłamała, a na sali nie maMorrisa.

Po kwadransie jestem już gotowa. Wychodzę z garderoby i kieruję się prosto nascenę.

Z każdym kolejnym krokiem moje nogi trzęsą się coraz bardziej. Nie potrafię zachowywać się naturalnie, gdy on na mnie patrzy. To takie dziwne uczucie. Zważywszy na to, kim dla mnie był kiedyś, czuję głównie wstyd. Nie robię niczego złego. Jasne, tańczę w klubie, i to ubrana w skrawki materiału, ale nie rozbieram się do naga i nie pieprzę z nikim za pieniądze. Właśnie dlatego dla mojego szefa jestem najmniej wartościową pracownicą, a przez to bez problemu może mnie zwolnić. Ja jednak potrzebuję pieniędzy bardziej niż reszta dziewczyn razem wzięta. Słyszę ich rozmowy, kupują sobie nowe ubrania i kosmetyki, wyjeżdżają na wakacje, żyją. Chciałabym kiedyś móc poczuć się tak beztrosko jakone.

Wchodzę na scenę i staram się w ogóle nie rozglądać. Naprzeciwko mnie na rurze wygina się kobieta, która przykuwa uwagę większości mężczyzn. Ja radzę sobie bez rury, a raczej po prostu nie potrafię na niej tańczyć. Wpatruję się przed siebie i poruszam biodrami w rytm muzyki. Wszystko we mnie krzyczy, żebym skupiła się na jednym punkcie i za żadne skarby świata nie zaczęła szukać wzorkiem Morrisa. Walczę sama ze sobą, do pewnego momentu nawet mi się to udaje. Nagle jednak się zapominam. Odwracam się bokiem, a wtedy go zauważam. Siedzi w loży w kącie sali. Unosi butelkę piwa i przykłada ją do ust, ani na chwilę nie spuszczając ze mnie wzroku. Patrzy tak, jakby jednocześnie chciał mnie zabić i zabrać z tego miejsca. Siedzi swobodnie, nie jest już tak spięty jak poprzednio. Może wypił wystarczająco, by nieco wyluzować. A może to jego taktyka. Po chwili orientuję się, że stoję. Wtedy odwracam się od mężczyzny i wracam do tańca. Zauważam mojego szefa, który posyła mi ostrzegawcze spojrzenie. Jeszcze jeden taki numer, a na pewno stracępracę.

Po skończonym występie idę do garderoby, by moment odpocząć. Do kolejnego mam niecałą godzinę, a to wystarczy, bym otworzyła barek i wypiła dwa kieliszkiwina.

– Chcesz zarobić dziesięć patyków? – zaskakuje mnie mójszef.

– Jak? – pytamzaskoczona.

– Jakiś facet uparł się na prywatnytaniec.

– Odpada. Nie dam się nikomu obmacywać. Mówiłamci.

– On chce tylko taniec. Zagwarantował mi to, więc zarobisz kupę kasy za pięć minut kręceniatyłkiem.

– A jeśli zacznie się do mniedobierać?

Wiem, że to go nie obchodzi, ale ja jednak wolałabym nie zostaćzgwałcona.

– Zawsze stawiamy ochronę przed drzwiami. Krzykniesz i ktoś wpadnie dośrodka.

Widzę, że jest podniecony, więc pewnie dostał drugie tyle, by mnie przekonać. Nie powinnam nawet o tym myśleć, chociaż… cholera, to dużo kasy. Poza tym nie będę musiała tańczyć na oczachMorrisa.

– Ale po tym występie mamwolne.

– Dobra. Za pięć minut masz pojawić się wdwójce.

W klubie jest klika pokoi. Pierwsze trzy są stworzone do tańca, a w kolejnych znajdują sięłóżka.

Nie czuję się dużo lepiej, ale to dobry znak. Mam nadzieję, że nic mi się niestanie.

Na miejscu zjawiam się punktualnie. Facet, który zaoferował mi tyle kasy, spóźnia się, ale nie długo. Wchodzi do pomieszczenia po jakichś dwóch minutach. Na początku nie widzę jego twarzy, lecz kiedy siada na kanapie, otwieram szeroko oczy i nie wierzę w to, cowidzę.

– Co ty tu robisz? – dukamzałamana.

– Zapłaciłem zataniec.

– Żartujesz sobie? Morris, to nie jest śmieszne! Pytam poważnie! Co tu, do diabła, robisz?!

– A ja poważnie odpowiadam. Zapłaciłem za twójtaniec.

– Naprawdę chcesz, żebym dla ciebietańczyła?

– Kto by nie chciał? Jesteśniezła.

Dopiero teraz zauważam, że jest wstawiony. Do czego może się posunąć w tym stanie? Nie jest już mężczyzną, któregozapamiętałam.

– W takim razierezygnuję.

– Dobrze. Powiem twojemu szefowi, żeby oddał mi kasę, którą zapłaciłem. Na pewno nie będziezadowolony.

Po tych słowach od razu wstaje, a ja wpadam w panikę. Szef na bank mniezwolni.

– Czekaj!

Morris zatrzymuje się i odwraca głowę w mojąstronę.

– Zmieniłaśzdanie?

– Nie dajesz miwyboru.

Siada, a ja podchodzę do wieży i włączam muzykę. Zatrzymuję się jakieś dwa metry przed Morrisem i zamykam oczy. Staram się wyobrazić sobie, że jestem sama i ćwiczę, tak jak zwykle w domu. To nic nie daje, wciąż mam świadomość, że on tu jest. Gdy podnoszę powieki, zauważam, że nie tylko patrzy, a wpatruje się we mnie. Nie podoba mi się to. Nie boję się go, ale nie chcę widzieć tego spojrzenia. Znów zamykam oczy, odliczając sekundy. Mam na sobie szorty z wycięciem na pośladkach i koszulkę kończącą się tuż pod biustem, ale teraz czuję się zupełnienaga.

W końcu muzyka cichnie. Staję prosto i bardzo wolno uchylam powieki. Morris nie spuszczawzroku.

– Czy to wystarczy? – pytamcicho.

Wstaje i sięga do kieszeni, z której wyciąga plikbanknotów.

– Wystarczy – rzuca, po czym od razuwychodzi.

Patrzę na te pieniądze i wcale nie chcę ich brać. Czuję wstyd, kiedy po nie sięgam. Jakbym oddała swoje ciało i duszę zagotówkę.

6. Scarlett

Obserwuję Morrisa z ukrycia, by dowiedzieć się, co robi w tej części miasta. Nigdy wcześniej tu nie bywał. Moją pierwszą myślą jest oczywiście zbadanie terenu, które zlecił mu Liam. To, jak się zachowuje, nie przypomina jednak jego pracy. Najpierw obserwował tę dziewczynę, później zabrał ją na… no właśnie. Na pewno się nie pieprzyli. Zbyt szybkowyszedł.

– Dałabyś już spokój – marudzi Emilliano. – Poprzednim razem też się jej przyglądał. Zresztą sama widziałaś, co odpierdoliłwtedy.

– To ta sama laska? – pytam zaskoczona, na co Skorpion kiwa głową. – Nawet niezauważyłam.

– Wygląda na to, że O’Dire nam niezagraża.

– Dwie sprawy, kocie. Pierwsza: O’Dire jest zagrożeniem samym w sobie. Druga: jeśli Morris nie jest tu na zlecenie, tym bardziej chcę wiedzieć, po co się tu zjawił i kim jest tadziewczyna.

– Dlaczego się takuparłaś?

– Jesteśzazdrosny?

– A jeśli powiedziałbym ci, żetak?

Przyglądam się mu przez chwilę. To chyba zły moment, by powiedzieć mu, że wpieprzył się w niezłebagno.

– Możesz być spokojny. Dowiem się, o co tu chodzi, i dam sobiespokój.

Muszę wiedzieć. To wszystko jest dziwne i czuję, że dzieje się coś, czym powinnam się zainteresować. Moja intuicja podpowiada mi, że szykują się kłopoty, a ja lubię być na nieprzygotowana.

– Co chceszzrobić?

– Poczekam, aż Morris wyjdzie, a później sprawdzę, dla kogo tutajprzyszedł.

– Zamówił następną kolejkę, więc wygląda na to, że tu posiedzi. Może wykorzystamy tenczas?

Jego dłonie suną po moich biodrach, a usta muskają odsłonięte ramię. Ma rację, Morris raczej nigdzie się nie wybiera, a patrzenie na niego zaczyna być już nudne. Bez słowa odchodzę w kierunku łazienek. Zerkam przez ramię na Skorpiona, który wygląda jak drapieżnik pozwalający oddalić się swojej ofierze tylko po to, by po chwili rzucić się na nią i trochę się pobawić. Wchodzę w tęgrę.

Udaję zainteresowaną tym, co dzieje się wokół. W pewnym sensie lubię na to patrzeć. Ludzie bez zahamowań od zawsze mnie fascynują. Widząc niektórych, mam wrażenie, że jestem powściągliwa. To śmieszne, ale to, co można nazwać grzechem, w tym miejscu staje się codziennością. Niektórzy tańczą, inni piją, ale większość z nich po prostu się pieprzy. Nie zwracają uwagi na pozostałych, nie przeszkadza im fakt, że wszyscy to widzą. Nie mają nawet nic przeciwko przyłączeniu się do nich. Grzech. Idealne miejsce dla demonów. Na korytarzu omijam zabawiającą się parę, która wybrała sobie dość nietypowe miejsce, zważywszy na to, że na sali nie brakuje przestrzeni. Wchodzę do łazienki, staję przed lustrem i przyglądam się swojemu odbiciu przez kilka sekund. Słyszę dźwięk otwierających się drzwi, odwracam się w ich stronę, nie kryjąc zadowolenia z widokuSkorpiona.

– Zastanawiałam się, czy do mniedołączysz.

Siadam na marmurowym blacie między dwiema umywalkami. Emilliano podchodzi i od razu mości się między moiminogami.

– Stęskniłem się – warczy z lubieżnym uśmiechem natwarzy.

– Takszybko?

Zakładam ręce na jego ramiona, a on podciąga moją spódniczkę. Palcem odsuwa pasek stringów i wsuwa go we mnie w leniwymtempie.

– Każda sekunda bez twojego zapachu zdaje się trwać wnieskończoność.

– Mmm – mruczę w odpowiedzi na jego słowa idotyk.

Zaciska dłoń na moich pośladkach i jednym gwałtownym ruchem przyciąga mnie dosiebie.

Uderzam o ciało mężczyzny, po czym od razu zabieram się do rozpinania paska wspodniach.

– Powinniśmy stąd wyjść, mała. Zostaw tęsprawę.

– Im bardziej zabraniasz, tym trudniej jest mi o tym nie myśleć – szepczę.

– W takim razie pozwól, że skupię twoje myśli na czymś zupełnieinnym.

Otwieram usta, by mu odpowiedzieć, ale on powstrzymuje mnie od tego jednym pchnięciem. Jego penis wsuwa się w moją cipkę i zaczyna poruszać się w szybkim tempie. Obejmuję go mocniej, gdy czuję silny uścisk na pupie. Odchylam głowę, pozwalając mu wejść jeszcze głębiej, co niezwłoczniewykorzystuje.

Ktoś otwiera drzwi. Kątem oka widzę, że to jakaś kobieta, która waha się przed wejściem do środka. W końcu się decyduje i zajmuje kabinę. Skorpion zerka w tamtym kierunku, po czym uśmiecha się domnie.

– Kocham tomiasto.

– Tak, jateż.

Kobieta szybko wychodzi. Waha się, czy podejść do umywalki. Po chwili jednak staje niedaleko, a my patrzymy na nią, kiedy myje ręce. Bardzo wolno odwraca głowę i skupia wzrok między naszymi nogami. Skorpion przyśpiesza, jakby chciał zaprosić ją do wspólnej zabawy i nawet nie miałabym nic przeciwko temu, gdyby dziewczyna nie była taka zlękniona. Chyba dochodzi do niej, że spogląda zbyt długo, bo niemal wybiega złazienki.

– Przestraszyłeśją.

– To nie ja. Ten potwór potrafi przerazić – mówi gardłowo, jeszcze mocniej się we mniewbijając.

Nie sposób się z nim niezgodzić.

Po paru kolejnych seriach pchnięć sprawnym ruchem ściąga mnie z blatu i odwraca tyłem do siebie. Wypinam pośladki w jego stronę i przyglądam się skupionej twarzy w lustrze. On też patrzy i jest w tym coś cholernie podniecającego. Po pewnym czasie urywam nasz kontakt wzrokowy, skupiając się na fali gorąca, która przechodzi przez moje ciało. Moja cipka zaciska się na jego penisie, a niedługo później on również szczytuje, wbijając zęby w mojeramię.

W kilka minut przywracamy się do porządku. Podchodzę do drzwi łazienki i zerkam naSkorpiona.

– Idziemy?

Kiwa głową, po czym dołącza domnie.

– Wracamy do zabawy wdetektywów?

– Ja się bawię, ty nie pałasz do tegoentuzjazmem.

– Bo mam w dupie Morrisa i jego popieprzonego szefa. Jeśli będą chcieli namieszać, stanę przy boku Joaquina, bo jestem mu wdzięczny za pomoc. Ale dopóki chodzi o ich prywatne sprawy, mam to wdupie.

Elena zapytała, czy traktuję Emilliana jak chwilową przygodę. Nie potrafiłam na to odpowiedzieć, po raz pierwszy w życiu. Muszę przyznać, że jest inny niż mężczyźni, na których trafiałam. Najpierw chciał mnie poznać, a dopiero później dobrać się do moich majtek. Podoba mi się w nim to, że ma swoje zasady. Nie mam jednak pojęcia, jakim cudem tak długo radził sobie w meksykańskim karterze. Być może jest lepszym aktorem, niż mi sięwydaje.

– Chyba idzie – odzywam się, zauważając Morrisa zmierzającego dowyjścia.

Skorpion zerka na niego, po czym wraca spojrzeniem domnie.

– Coteraz?

– Teraz nie musimy się jużchować.

Po tych słowach chwytam go za rękę i prowadzę na środekklubu.

Jedna z kobiet przechodzi obok nas, więc postanawiam jązatrzymać.

– Tańczyła tu dziewczyna. Brunetka, miała na sobie krótką białą koszulkę i szorty. Wiesz, o kogo michodzi?

– Pewnie oAriannę.

– Możesz mi coś o niejpowiedzieć?

Patrzy na mnie z wahaniem, więc wyciągam z kieszeni kilka banknotów. Od razu jebierze.

– Arianna Bates. Mieszka niedaleko, tańczy tutaj od jakiegoś czasu. Zbyt wiele o niej nie wiem. Nie mówi za dużo o sobie, w sumie w ogóle się nieodzywa.

– Wiesz może coś o jejrodzinie?

– Na pewno jest sierotą. Podobno kiedy była dzieckiem, jej starsza siostra zginęła w wypadku samochodowym. Nie wiem, czy to prawda, słyszałam to od jednej ztancerek.

– W wypadku samochodowym – powtarzam cicho. – Dzięki. Wiem jużwszystko.

– Wszystko? – pyta Emilliano, gdy dziewczynaodchodzi.

– Aż zbytwiele.

– Powiesz mi coś więcej, czy mam siędomyślać?

– Powiem, ale nie tutaj. Wracajmy.

7. Morris

– Powinniśmy go zlikwidować – stwierdza poważnie Liam. – Nie podoba mi się, że kręci się po moim terenie. Coś tu niegra.

– Mam się tym zająć? – pytambeznamiętnie.

– Nie. Sam się tym zajmę. Może przy okazji czegoś siędowiem.

– Nie powinieneś robić tego osobiście. Zbyt wiele ryzykujesz. Ktoś może cię zobaczyć i trudno będzie z tegowybrnąć.

O’Dire zastanawia się przezchwilę.

– Masz rację. Wyślij kogoś do niego. Reid ma dziś zginąć. Dla ciebie mam innezadanie.

– Jakie?

– Pojedziesz na EastRiver.

– Kupiłeś ten klub? – pytam zaskoczony, na co O’Dire kiwa głową. – Niepróżnujesz.

– Potrzebuję legalnych dochodów, a lokal jest w świetnym miejscu. Sprawdź, co trzeba zrobić, i załatwto.

Mam nadzieję, że nie będę musiał jeździć tam co chwilę i resztą zajmie się ktoś inny. Jeszcze niedawno byłbym zadowolony z takiego zlecenia, ale teraz wolałbym się stąd nieruszać.

Idę do siebie, żeby się przebrać i zająć wyjazdem na East River. To kawał drogi, więc chcę jak najprędzej stąd wyjść. Zatrzymuje mnie jednak dzwonek komórki. Krzywię się na widok numeru Scarlett, ale i takodbieram.

– Czego chcesz? – odzywam sięnerwowo.

– Musimypogadać.

Po jej poważnym tonie wnioskuję, że coś sięwydarzyło.

– Słucham.

– Nie przez telefon. Spotkajmy się jak najszybciej. To ważne, Morris.

– Jadę na East River. Masz ochotę na wycieczkę? – pytam bezprzekonania.

– Jasne. Będę gotowa za dziesięćminut.

Rozłączam się i wychodzę. Na zewnątrz informuję chłopaków, że ktoś musi zlikwidować Reida, po czym od razu wsiadam do samochodu. Nie wiem, o czym chce rozmawiać Scarlett, ale jej głos jasno dał mi do zrozumienia, że tym razem nie chodzi o żadne gierki. Po drodze do niej zastanawiam się nawet, o co może chodzić. Oczywiście pierwszy przychodzi mi na myśl Ferro, lecz kobieta nie rozmawiałaby ze mną o nim. Więc co, do chuja, sięstało?