Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Człowiek jest dzisiaj bardzo samotny, w szczególności Europejczyk. Stworzyliśmy taki świat, w którym każdy żyje sam. Ta samotność prowadzi nas do myślenia, że nikomu nie jesteśmy potrzebni – a to jest niesamowite kłamstwo. Jeśli weźmiemy Biblię do ręki, usłyszymy, że jesteśmy bardzo potrzebni, że jesteśmy chciani, że jesteśmy w sposób aktualny teraz stwarzani. Każdy z nas istnieje dlatego, że Bóg go chce w tej chwili.
Augustyn pisze w Wyznaniach, że kiedy zaczął czytać Biblię, zaraz ją odłożył – stwierdził, że jest za prymitywna. On się naczytał pięknej literatury greckiej i Biblia była dla niego zbyt „prostacka” – żaden styl. Potem mówił o sobie w ten sposób: „Moja pycha tak mi nadęła policzki, że przestałem widzieć”. Trzeba się nauczyć języka Biblii. To wymaga pokory. Będąc ludźmi XXI wieku, potrzebujemy odpowiedniej pokory, by czytać Biblię, ale fundamentalne pytania, jakie zadajemy dzisiaj, nie różnią się zasadniczo od tych, które mieli ludzie w czasach Augustyna: „Kim jestem, skąd jestem, dlaczego urodziłem się tutaj i teraz, dlaczego kocham, dlaczego cierpię, dlaczego umrę?”. Ostateczną odpowiedzią nie jest tekst, nawet najpiękniejszy tekst, ale Osoba – Słowo Wcielone… Wypełnieniem Biblii staje się osoba Jezusa Chrystusa.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 197
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Opracowanie redakcyjne: Sylwia Haberka
Projekt okładki: TotusArt.pl
© Copyright by Wydawnictwo M, Kraków 2021
ISBN 978-83-8043-785-2
Wydawnictwo M
Al. Słowackiego 1/6, 31-159 Kraków
tel. 12-431-25-50; fax 12-431-25-75
e-mail: [email protected]
www.wydawnictwom.pl
Dział handlowy: tel. 12-431-25-78; fax 12-431-25-75
e-mail: [email protected]
Księgarnia wysyłkowa: tel. 12-259-00-03; 721-521-521
e-mail: [email protected]
www.klubpdp.pl
KonwersjaEpubeum
Żyjemy w świecie, w którym najważniejsza jest informacja. Jesteśmy bez przerwy bombardowani wiadomościami. Podobno sobotnio-niedzielne wydanie „New York Timesa” przynosi więcej informacji, niż człowiek żyjący w XIX wieku otrzymywał przez całe życie. Problem nie polega na tym, że dziś dostajemy tyle informacji, tylko na tym, że za tydzień będzie kolejne wydanie „New York Timesa” i tak naprawdę nie będzie czasu, żeby te dane w jakikolwiek sposób skonsumować.
Mamy dzisiaj bardzo wiele informacji, mamy też bardzo wiele narzędzi do ich pozyskiwania, ale wszyscy chorujemy na brak sensu. W średniowieczu człowiek też nie był w stanie opanować wszystkich informacji, średniowieczny ksiądz też nie znał wszystkich imion świętych, a na pewno nie znał wszystkich ich biografii – ale miał w sobie rodzaj szkieletu, który był szkieletem sensu. I każda informacja, jaką zyskiwał, była wkomponowywana w to, co już miał w sobie. Właśnie to możemy otrzymać z Biblii. I to jest pierwszy powód, dla którego trzeba ją czytać.
Drugi powód również zawiera się bardziej w samym człowieku niż w Biblii, mianowicie człowiek jest dzisiaj bardzo samotny, w szczególności Europejczyk. Będąc w Taizé, spotkałem się z jednym z uchodźców, którzy są tam goszczeni przez braci. Pytałem go, co jest dla niego najtrudniejsze, odkąd zamieszkał w Europie. Powiedział, że najtrudniejsza jest dla niego samotność. Stworzyliśmy taki świat, w którym każdy żyje sam. Ta samotność prowadzi nas do myślenia, że nikomu nie jesteśmy potrzebni – a to jest niesamowite kłamstwo. Jeśli weźmiemy Biblię do ręki, usłyszymy, że jesteśmy bardzo potrzebni, że jesteśmy chciani, że jesteśmy w sposób aktualny teraz stwarzani. Każdy z nas istnieje dlatego, że Bóg go chce w tej chwili. Stwarzanie jest dziełem ciągłym Boga – średniowieczni mówili creatio continua, czyli „ciągłe stwarzanie”. Chcesz poczuć, że jesteś stwarzany? – to zbadaj sobie teraz puls. Skąd to masz? Bije ci puls, bo Bóg chce, żebyś żył. Otwieram tę Księgę, bo nie chcę być samotny. A nawet inaczej: otwieram tę Księgę, bo Bóg nie chce, żebym ja był samotny: to nie my szukamy Boga, tylko On nas szuka. To Bóg przychodzi do nas ze swoim słowem.
„Ale jak połączyć Biblię z naszym życiem w XXI wieku?” – to takie dość bezczelne pytanie. Tak jakby człowiek XXI wieku już nie musiał czytać Biblii, bo ona nie ma mu nic do powiedzenia; gdyby był tym biedaczkiem średniowiecznym, to tak, ale my już jesteśmy „za mądrzy”... W rzeczywistości Biblia zawsze wymagała pokory. Augustyn pisze w Wyznaniach, że kiedy zaczął czytać Biblię, zaraz ją odłożył – stwierdził, że jest za prymitywna. On się naczytał pięknej literatury greckiej i Biblia była dla niego zbyt „prostacka” – żaden styl. Potem mówił o sobie w ten sposób: „Moja pycha tak mi nadęła policzki, że przestałem widzieć” (spróbujemy tak się nadąć, żeby przestać widzieć; komu się udało, jest bardziej pyszny niż święty Augustyn). Augustyn jest bardzo szczerym świętym i to, co mówi, jest prawdziwe. Trzeba się nauczyć języka Biblii. To wymaga pokory. W przeciwnym razie bierzesz Księgę Jonasza i zaczynasz się śmiać, że jakiś wieloryb mógł przez trzy dni i trzy noce nosić gościa w brzuchu.
Będąc ludźmi XXI wieku, potrzebujemy odpowiedniej pokory, by czytać Biblię, ale fundamentalne pytania, jakie zadajemy dzisiaj, nie różnią się zasadniczo od tych, które mieli ludzie w czasach Augustyna: „Kim jestem, skąd jestem, dlaczego urodziłem się tutaj i teraz, dlaczego kocham, dlaczego cierpię, dlaczego umrę?”. Te pytania przytacza papież Franciszek w swoim liście apostolskim Admirabile signum. Admirabile signum, czyli „zdumiewający znak”. Papież mówi o żłóbku Pana Jezusa w Betlejem; mówi, że na te najważniejsze pytania Bóg udzielił odpowiedzi, stając się człowiekiem. Czyli ostateczną odpowiedzią nie jest tekst, nawet najpiękniejszy tekst, ale Osoba – Słowo Wcielone. Tym, co jest najpiękniejsze w Biblii – na przykład kiedy czytamy tę Księgę Jonasza – jest jej wypełnienie się na osobie Jezusa Chrystusa.
Ja miałem dość długo kłopot z modlitwą psalmami. Każdy ksiądz modli się psalmami na okrągło – ja też to przyrzekłem ponad trzydzieści lat temu. Najpierw przyrzekłem, a potem stwierdziłem: „Oho, będzie kłopot!”. Ale jak się ma kłopot, to można spytać kogoś, kto jest mądrzejszy. Zapytałem księdza, który uczył mnie czytania Biblii: „Jak ty się modlisz psalmami?”. I on mówi tak: „Kiedy czytam psalm, pierwsze pytanie, jakie mu zadaję, to w jaki sposób wypełnił się on na osobie Jezusa. Reszta jest konsekwencją: jeśli ten psalm wypełnił się na osobie Jezusa, to może się wypełnić także na mnie”. Wtedy ten psalm staje się słowem Boga o mnie. Nie jest już żadną teorią, nie jest żadnym najbardziej idealistycznym tekstem. Bóg nie mówi po to, żeby sobie pogadać – Bóg wypowiada słowo, które ma się spełnić na mnie.
I to mnie prowadzi do ostatniego krótkiego stwierdzenia. Nie chodzi o to, czy mamy czytać Biblię, tylko jak ją czytać. Chciałbym przywołać jedną scenę z Ewangelii – najlepszą, żeby to pokazać. To jest zwiastowanie (zob. Łk 1,26–38). Wiemy, że w zwiastowaniu Bóg mówi do Maryi przez anioła, ale rzadko zdajemy sobie sprawę z tego, że ten anioł mówi wyłącznie cytatami ze Starego Testamentu. Bóg mówi do Maryi słowem Biblii, tylko że to słowo jest teraz słowem o Niej. Pan z Tobą – to pozdrowienie Boga skierowane do Gedeona (zob. Sdz 6,12). Poczniesz i porodzisz Syna – to zdanie Boga wypowiedziane do matki Samsona (zob. Sdz 13,5). Potem Bóg mówi: Błogosławiona jesteś między niewiastami – podobne zdanie zostało wypowiedziane do Jaeli w Księdze Sędziów (zob. Sdz 5,24) i to samo zdanie dotyczyło Judyty w Księdze Judyty (zob. Jdt 13,18). Maryja – tak jak my – miała tekst pisany Pisma Świętego, ale kiedy otwierała ten tekst, on się stawał żywym słowem Boga do Niej i o Niej. To nie Ona czytała słowo, tylko Bóg czytał Jej życie swoim słowem. Dlatego warto czytać Biblię – żeby Bóg nam przeczytał nasze życie swoim słowem.
Od 2019 roku trzecia niedziela zwykła jest przeżywana w Kościele jako Niedziela Słowa Bożego. Ustanowił ją papież Franciszek w dzień świętego Hieronima. W swoim motu proprio przywołuje jego sławne zdanie, że „nieznajomość Pisma Świętego jest nieznajomością Chrystusa”, i zachęca, by tego dnia intronizować słowo. Można to zrobić też w domach: wyciągnąć Biblię z półki, odkurzyć i rzeczywiście otworzyć gdzieś w widocznym miejscu, mieć ją przed oczami jako słowo Boga, który zajmuje pierwsze miejsce w naszym życiu. Jednak papież mówi o intronizacji słowa nie po to, żebyśmy mieli taki jeden dzień w roku, tylko żebyśmy każdy dzień umieli przeżywać w ten sposób.
Pismo Święte przyczynia się do budowania naszej wspólnoty, choćby zapośredniczonej, która tworzy się nie dzięki mediom, ale właśnie poprzez kontakt ze słowem, nad którym w tych dniach każdy z nas pragnie siąść, pochylić się, skupić, usłyszeć je i próbować dać odpowiedź. Nawet przy ograniczeniach utrudniających spotkanie niech nam towarzyszy ta świadomość, że obok nas, w następnym mieszkaniu, w następnym domu, przy następnej ulicy, jest ktoś, kto też otwiera Pismo i wchodzimy w lekturę tego samego Bożego słowa. W III niedzielę wielkanocną przypada Niedziela Biblijna, po której następuje Tydzień Biblijny, obfitujący w inicjatywy polegające na czytaniu Biblii – także ekumenicznym, natomiast dzień, na który została wyznaczona Niedziela Słowa Bożego, nieprzypadkowo jest bliski takim wydarzeniom jak Dzień Judaizmu i Tydzień Modlitw o Jedność Chrześcijan. Ta bliskość czasowa została zamierzona przez papieża, słowo jest bowiem tym, co nas łączy z Izraelem, i tym, co nas łączy jako wszystkich ochrzczonych. Jesteśmy wspólnotą, która ma bardzo istotny fundament, a jest nim doświadczenie jedności w nasłuchiwaniu słowa.
Obecna sytuacja jest jedną z takich, gdzie mamy za dużo odpowiedzi na pytania, które zadajemy. Problem nie polega na tym, że ich nie mamy, tylko że jest ich za dużo. I trzeba by uchwycić się tej, za którą kryje się nie tylko autorytet Boży, ale też doświadczenie łaski i światła, które nam rzeczywiście oświetla drogę. Tu może trzeba powiedzieć dwie rzeczy. Po pierwsze: że czytając słowo, mogę faktycznie interpretować to, co się dzieje – z całą pokorą, słuchając też, w jaki sposób tej interpretacji dokonuje Kościół, żebym nie czynił tego sam. Ale jest też druga istotna rzecz: Pismo – czytane w całości, w pokorze, na modlitwie – pokazuje nam również, jak nie wolno interpretować niektórych wydarzeń. Podpowiada nam, jak możemy interpretować, ale też pokazuje, która z interpretacji jest raczej karykaturalna niż prawdziwa i która jest niespójna z całością Bożego objawienia.
To jest bardzo mocno podkreślane przy lekturze Biblii: Biblię trzeba czytać całą. Nie musimy tłumaczyć wszystkiego jednym tekstem, przeciwnie – każdy tekst biblijny powinniśmy osadzić w kontekście całej Biblii i dopiero wtedy przykładać do rzeczywistości, w której żyjemy. Natomiast przykładać musimy, bo Bóg Biblii jest Bogiem, który żyje i jest aktywny w ludzkiej historii. On nie jest poza tą historią. On jest w niej obecny, jest jej głównym aktorem. Bóg chce być czynny w naszym świecie, w takich, a nie innych realiach tego świata. Jest więc bardzo ważne, żebyśmy próbowali przeżyć nasze życie, podejmując dzieła Boże. Ważne jest, żebyśmy z Biblią w ręku, nasłuchując też wspólnoty Kościoła, która czyta Biblię, zastanawiali się, jakie są te dzieła, które wymagają od nas zaangażowania i pełnienia. Ostatecznie tym jest rozeznawanie czasu, znaków czasu.
We wcieleniu, gdy Słowo Boga staje się Jezusem z Nazaretu, najpełniej widać, że Słowo chce się odnieść do konkretnych sytuacji życiowych. Właściwie w Jezusie z Nazaretu Bóg wszedł we wszystkie ludzkie sytuacje, ze śmiercią włącznie. I to jest wezwanie do nas, jako ludzi wierzących, byśmy wszystkie sytuacje życiowe – dobro, zło, cierpienie, radość, śmiech, małżeństwo, narodziny, śmierć – przeżywali z Bogiem na Jego sposób. A możemy to czynić, mając właśnie przed oczami słowo i Słowo Wcielone w Jezusie Chrystusie.
„(...) Musi się wypełnić wszystko, co napisane jest o Mnie w Prawie Mojżesza, u Proroków i w Psalmach”. Wtedy oświecił ich umysły, aby rozumieli Pisma. I rzekł do nich: „Tak jest napisane: Mesjasz będzie cierpiał i trzeciego dnia zmartwychwstanie; w imię Jego głoszone będzie nawrócenie i odpuszczenie grzechów wszystkim narodom, począwszy od Jeruzalem. Wy jesteście tego świadkami” (Łk 24,44b-48).
Dzieci moje, piszę do was, żebyście nie grzeszyli. Jeśliby nawet ktoś zgrzeszył, mamy Rzecznika u Ojca – Jezusa Chrystusa sprawiedliwego. On bowiem jest ofiarą przebłagalną za nasze grzechy, i nie tylko za nasze, lecz również za grzechy całego świata. Po tym zaś poznajemy, że Go znamy, jeżeli zachowujemy Jego przykazania. Kto mówi: „Znam Go”, a nie zachowuje Jego przykazań, ten jest kłamcą i nie ma w nim prawdy. Kto zaś zachowuje Jego naukę, w tym naprawdę miłość Boża jest doskonała (1 J 2,1-5)
Czytanie Pisma Świętego wymaga podwójnego otwarcia. Pierwsze potrzebne otwarcie to otwarcie Pisma. A drugie otwarcie, również potrzebne, to otwarcie umysłu. W 24 rozdziale Ewangelii Łukasza padają obydwa te określenia. Otwarcie Pisma jest we wcześniejszym fragmencie, który mówi o wędrówce uczniów do Emaus. Gdy zostają sami, bo Jezus już zniknął im z oczu, mówią: Czy serce nie pałało w nas, kiedy rozmawiał z nami w drodze i Pisma nam wyjaśniał? (Łk 24,32). Dosłownie: „otwierał”. Pismo musi zostać otwarte i, tak naprawdę, musi zostać otwarte przez Jezusa. Na samym początku działalności Jezus przychodzi do synagogi w Nazarecie i podają Mu zwój Izajasza (zob. Łk 4,17). Ten zwój jest zwinięty, zamknięty – i dopiero Jezus go rozwija. To rozwinięcie zwoju oznacza właśnie otwarcie księgi. On jest Tym, który otwiera księgę, pokazuje jej pełny sens.
Jezus nam dostarcza klucza, którym można otworzyć każdy tekst biblijny, bo każdy tekst biblijny ostatecznie zmierza do Niego. Wszystko, co jest w Prawie u Mojżesza, w Prorokach, w Psalmach – wszystko wypełnia się na Nim. I to nawet nie na Nim w ogóle, tylko na Nim jako ukrzyżowanym i w Zmartwychwstaniu wywyższonym przez Ojca. Każde słowo Boże wypełnia się na Jezusie w tej Jego wielkiej Tajemnicy Paschalnej. I dopiero mając przed oczami Jezusa ukrzyżowanego i zmartwychwstałego, wiemy, kim jest Bóg.
Pismo jest właśnie o tym: kim jest Bóg. Chcemy wiedzieć, kim On jest, chcemy poznać Boga. Bóg nam daje siebie poznać w Jezusie ukrzyżowanym i zmartwychwstałym. Tak jest napisane: „Mesjasz będzie cierpiał i trzeciego dnia zmartwychwstanie” (Łk 24,46). Dosłownie: „potrzeba, aby cierpiał”. To „potrzeba” jest kluczowe, bo odwołuje się do tego, kim Bóg jest odwiecznie. Nie dlatego został zabity, że chcieli Go zabić, tylko został zabity dlatego, że miał w sobie taką potrzebę. O tym mówi Piotr w swoim drugim kerygmacie zapisanym w Dziejach Apostolskich: Bóg w ten sposób spełnił to, co zapowiedział przez usta wszystkich proroków (zob. Dz 3,18) To jest Jego decyzja, własna, wolna. Bóg nie potrafi inaczej zareagować na grzech człowieka. Takie objawienie Boga nie jest jakimś portretem zrobionym do wiwatu, tylko jest portretem Boga, który reaguje na ludzki grzech. W konfrontacji z ludzkim grzechem, kim się okazuje Bóg? – okazuje się ukrzyżowanym Jezusem Chrystusem, wywyższonym przez Ojca. To jest klucz, którym otwierane są Pisma. Gdy w lekturze Biblii dochodzimy do jakiegokolwiek momentu trudnego, takiego, którego nie rozumiemy, to trzeba go otwierać tym właśnie kluczem.
Ale pod koniec słyszymy jeszcze: Wtedy oświecił ich umysły, aby rozumieli Pisma. Dosłownie w tym tekście jest: „Wtedy otworzył ich umysły”. Bo może być tak, że słowo już jest otwarte, ale umysł jest zamknięty: wiem, co tu jest napisane, ale nie dopuszczam tego do siebie. Nie wystarczy otwarte słowo, musi być otwarty umysł. Problemem nie zawsze jest rozumienie Pisma; czasem problemem jest przyjęcie Pisma, które już rozumiem, ale jest mi bardzo trudno je przyjąć. Dlaczego jest trudno przyjąć Pismo otwarte kluczem Jezusa Chrystusa ukrzyżowanego i zmartwychwstałego? Jest trudno, ponieważ to Pismo skierowane jest do mnie w związku z moim grzechem. To znaczy, ono jest mi dane po to, bym się nawracał – ku odpuszczeniu grzechów.
Mało kto lubi słuchać, że potrzebuje się nawrócić i że potrzebuje mieć odpuszczone grzechy: to jest akurat coś, czego nie dopuszczamy chętnie do siebie, i dlatego mamy zamknięty umysł. Jezus otwiera mi umysł na przyjęcie tej prawdy: że potrzebuję nawrócenia i odpuszczenia grzechów. W jaki sposób otwiera mi umysł? Myślę, że to jest to, o czym przepięknie mówi święty Jan: Dzieci moje, piszę do was, żebyście nie grzeszyli. Jeśliby nawet ktoś zgrzeszył, mamy Rzecznika u Ojca. Tam jest Parakletos i Hieronim tłumaczy to jako Advocatus. Mamy Obrońcę, mamy Adwokata.
Zwykle odnosimy określenie Pocieszyciel, Obrońca do Ducha Świętego, a Jan w pierwszym Liście mówi – nie. Pierwszym Pocieszycielem, pierwszym Obrońcą, pierwszym Adwokatem jest Jezus Chrystus. Adwokata mamy zawsze w związku z winą, bo kto potrzebuje adwokata? No ten, kto „naszalał”. Nie potrzebuje adwokata ktoś, kto jest święty i niewinny. Adwokata potrzebuję wtedy, kiedy ciąży na mnie wina, jestem oskarżony i pewnie oskarżony słusznie. Jezus jest niesłychanie wyjątkowym Adwokatem, ponieważ On jest jednocześnie ofiarą przebłagalną za nasze grzechy. Mamy Obrońcę, Adwokata, który jednocześnie sam z siebie składa zapłatę za nasze winy. To jest Jezusowy sposób, żeby nas otworzyć na prawdę o naszym grzechu. Nie muszę przed tą prawdą uciekać, bo ona jest wypowiedziana przez Tego, który jest moim Adwokatem, jest po mojej stronie. I tak dalece jest po mojej stronie, że sam płaci za moje winy.
To jest to otwarcie umysłu, żeby rozumieć Pisma: nie muszę się przed tym słowem bronić. Nie muszę się bronić przed wezwaniem do nawrócenia ku odpuszczeniu grzechów. Nie muszę się bronić, bo ono przychodzi od Tego, który jest zawieszony na krzyżu, i od Tego, który jest moim Obrońcą i ofiarą za moje winy.
Bardzo ważne jest zakończenie, kiedy Jezus mówi, że to będzie głoszone wszystkim narodom, począwszy od Jerozolimy. Przyjęcie tego słowa musi się zaczynać w Jerozolimie, czyli miejscu świętym. Dzisiaj powiedzielibyśmy, że musi się zaczynać w Kościele. To Kościół jako pierwszy jest wezwany do nawrócenia. Kościół jako pierwszy jest wezwany do uznania, że jest grzesznikiem, ciężkim grzesznikiem. Kościół jako pierwszy jest wezwany, żeby się nie bronił przed tą prawdą o sobie, by nie udawał, że jest inny, nie uciekał, nie zasłaniał się – tylko żeby każdy z nas, w Kościele, pozwolił Jezusowi, by otworzył mu umysł na przyjęcie tej prawdy. Bo przyjęcie Jezusa, jak to słyszeliśmy od Jana, owocuje zmianą życia.
Kto tej zmiany życia w sobie nie widzi, nie doświadcza, jeszcze Go nie zna, mówi Jan. Poznajemy, że Go znamy, jeśli zachowujemy Jego przykazania. Jeśli ktoś nie zachowuje Jego przykazań, a mówi, że zna Jezusa, jest kłamcą. Nie znasz Go. Nie znasz Go, dokąd ta znajomość cię nie zmienia, dokąd cię nie nawraca, dokąd cię nie przemienia. Dokąd cię nie wyzwala z grzechów, to Go nie znasz. Coś o Nim może wiesz, ale Go nie znasz. I to musi się zacząć od Jeruzalem. To musi się zacząć w Jeruzalem, to musi się zacząć w Kościele. Kościół nie jest najpierw po to, żeby stać przed wszystkimi dookoła i krzyczeć, że mają się nawrócić, tylko jest od tego, żeby sam przyjął tę nowinę do siebie. Dlaczego? Dlatego że na końcu pada stwierdzenie: wy jesteście świadkami tego. Nie jesteście tylko po to, żeby o tym gadać, ale po to, żeby o tym zaświadczyć, żeby to pokazać. Jeśli się to nie zacznie w Jerozolimie, jeśli się nie zacznie w Kościele, nigdy nie będzie świadectwem. Apostołowie to zrozumieli: My jesteśmy świadkami (Dz 3,15). Jak można zaświadczyć o tym, że Jezus umarł i zmartwychwstał? Zaświadczyć znaczy pokazać, ukazać. Jak to można ukazać? Właśnie tym, że Jego śmierć mnie nawraca, że mam to doświadczenie odpuszczenia grzechu.
Poczytajcie dzisiaj Pismo, ale jak już będziecie się za to zabierać, to poproście Jezusa, żeby wam otwarł: żeby wam otwarł waszą Biblię i żeby wam otwarł waszą głowę.
Wydawnictwo M poleca:
W niniejszej książce Abp Grzegorz Ryś ukazuje, że istotą bycia chrześcijaninem jest osobista relacja z Jezusem. Mądre słowa, błyskotliwe, a jednocześnie głębokie myśli czerpiące wprost z bogactwa Ewangelii nie pozwalają pozostać obojętnym wobec zaproszenia do spotkania z Jezusem.
To niecodzienna opowieść o nawróceniu. Abp Grzegorz Ryś z właściwą sobie wnikliwością wczytuje się w teksty biblijne oraz liturgię okresu wielkopostnego i wielkanocnego, by wydobyć to, co jest najistotniejsze w naszym przeżywaniu wiary. Na nic pójdą nasze wszystkie wysiłki związane z przestrzeganiem norm, obrzędów, zwyczajów, jeśli nie będzie żywej relacji z Jezusem; jeśli nie poddamy się Jego miłości.
Istnieje siedem bardzo krótkich, podobnych do tchnienia zdań, które płyną z ust umierającego na krzyżu Jezusa. Ich ciężar jest jednak tak wielki, że przez wieki były przedmiotem refleksji teologicznej i duchowej, a także źródłem inspiracji literackich i muzycznych. Jezus na krzyżu przekazuje niejako swój duchowy testament, oszczędny w słowach, ale mający moc równą mowie wygłoszonej przez Niego podczas Ostatniej Wieczerzy.