Wielki wąż - Pierre Lemaitre - ebook

Wielki wąż ebook

Pierre Lemaitre

4,4

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Klasyczny kryminał, który Pierre Lemaitre, jeden z najlepszych twórców gatunku, napisał do szuflady jeszcze w latach 80. XX wieku. Powieść mroczna i przewrotna, makabryczna, a jednak smakowita. Głośnym i wyczekiwanym wydarzeniem było opublikowanie jej w 2021 roku, z komentarzem Autora. Została przełożona na 10 języków.

Mistrz Lemaitre i Elżbieta Janota stworzyli kapitalny duet autorsko-translatorski. Jest dynamika, zwięzły, ale precyzyjny rysunek postaci, muśnięcie ironii, napięcie i element zaskoczenia, zwłaszcza na koniec. Czyli intrygująca powieść, nieźle skonstruowana i świetnie przetłumaczona. Nie mogła się zestarzeć.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi

Liczba stron: 307

Oceny
4,4 (70 ocen)
38
24
5
3
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Kresskaa

Całkiem niezła

faktycznie autor nie lubi swoich bohaterów i faktycznie trudno kogokolwiek obdarzyć sympatią. Trochę mnie zmęczyła
00
EPTAK7

Nie oderwiesz się od lektury

swietna
00
Isgenaroth

Dobrze spędzony czas

Chyba nigdy nie czytałem takiego kryminału. Wiemy kto zabija, z jednej strony zabójcy kibicujemy, ale nasze sumienie oczekuje, że mordercę spotka zasłużona kara. Jest makabrycznie, bo dużo trupów i groteskowo, bo zabójca to... no właśnie. Przekonajcie się sami. Czuć jednak, że ta opowieśc to napisany przed 30 laty debiut, i to jeszcze taki, który nigdy miał się nie ukazać. Ale jeśli się ukazał, to warto go przeczytać, wszak napisał go dość popularny (przynajmniej dla mnie) Pierre Lemaitre.
00
Henry_Rackham

Nie oderwiesz się od lektury

Makabryczno groteskowa opowieść o demonicznej babie. Tylko dlaczego autor nie lubi swoich bohaterów?
00
kasiatylek

Dobrze spędzony czas

Świetna! W dodatku z zaskakującym zakończeniem 😀
00

Popularność




Wiel­ki wąż

Ty­tuł ory­gi­na­łu fran­cu­skie­go Le Ser­pent ma­ju­scu­le

Co­py­ri­ght © Édi­tions Al­bin Mi­chel, Pa­ris 2021

Co­py­ri­ght © No­we­la, Po­znań 2022

Co­py­ri­ght © for the trans­la­tion by Elżbie­ta Ja­no­ta

Re­dak­tor se­rii Emi­lia Zwo­niar­ska

Opra­co­wa­nie gra­ficz­ne i skład JNK Gra­ftekst Ju­sty­na No­wa­czyk

ISBN 978-83-67029-87-2

Wy­daw­nic­two Nowe

No­we­la sp. z o. o.

ul. Żmi­grodz­ka 41/49

60-171 Po­znań

Dział han­dlo­wy (+48 61) 847 40 40

www.wy­daw­nic­two­no­we.pl

e-mail: re­dak­cja@wy­daw­nic­two­no­we.pl

Dla mo­ich sio­strze­nic i bra­ta­nic Lary, Ka­tii, Va­nes­sy i Vio­let­te z wy­ra­za­mi mi­ło­ści

Dla Pas­ca­li­ne

Przed­mo­wa

Nie­rzad­ko zda­rza się, że czy­tel­ni­cy py­ta­ją mnie, czy któ­re­goś dnia „wró­cę do kry­mi­na­łu, do po­wie­ści z dresz­czy­kiem”. Zwykle od­po­wia­dam, że to mało praw­do­po­dob­ne, co w prak­ty­ce ozna­cza, że z całą pew­no­ścią tego nie zro­bię. Wy­wo­łu­je to jed­nak we mnie nie­przy­jem­ne po­czu­cie, że od­sze­dłem bez ostrze­że­nia. Że w pew­nym sen­sie z ni­kim się nie po­że­gna­łem, co nie jest w moim sty­lu.

Wy­ni­ka to chy­ba z fak­tu, że z po­wie­ścią de­tek­ty­wi­stycz­ną roz­sta­łem się mi­mo­wol­nie. Do zo­ba­cze­nia w za­świa­tach to nic in­ne­go jak kry­mi­nał hi­sto­rycz­ny, któ­ry wy­mknął się spod kon­tro­li, otwie­ra­jąc mi dro­gę do ob­szer­niej­sze­go pro­jek­tu li­te­rac­kie­go skon­cen­tro­wa­ne­go na XX wie­ku, któ­ry w dal­szym ci­ągu mnie pa­sjo­nu­je i trzy­ma z dala od po­wie­ści de­tek­ty­wi­stycz­nej.

Ta kwe­stia (a mia­no­wi­cie to, że po­rzu­ci­łem ga­tu­nek, na­le­ży­cie się z nim nie po­że­gnaw­szy) przez dłu­gi czas mnie smu­ci­ła, zwłasz­cza że po za­ko­ńcze­niu prac nad try­lo­gią mi­ędzy­wo­jen­ną za­bra­łem się za do­szli­fo­wy­wa­nie Dic­tion­na­ire amo­ureux du po­lar (Słow­ni­ka mi­ło­śni­ków kry­mi­na­łu), co do­dat­ko­wo pod­sy­ci­ło mój żal.

Wte­dy po­my­śla­łem o po­wie­ści na­pi­sa­nej w 1985 roku, któ­rej ni­g­dy nie wy­sła­łem do żad­ne­go wy­daw­cy. Krót­ko po jej uko­ńcze­niu roz­po­czął się w moim ży­ciu trud­ny okres. Gdy do­bie­gł ko­ńca, nic już nie było ta­kie jak przed­tem. Po­wie­ść wy­da­wa­ła mi się bar­dzo od­le­gła. Tra­fi­ła do szu­fla­dy, by już wi­ęcej nie uj­rzeć świa­tła dzien­ne­go.

Pra­ca nad Dic­tion­na­ire amo­ureux du po­lar sta­no­wi­ła świet­ną oka­zję, by po­now­nie do niej zaj­rzeć.

Cze­ka­ło mnie kil­ka mi­łych nie­spo­dzia­nek. To dość mrocz­na ksi­ążka i ze zdu­mie­niem od­kry­łem, że wie­le te­ma­tów, miejsc i ty­pów po­sta­ci, któ­re mia­łem pó­źniej eks­plo­ro­wać w swo­jej twór­czo­ści, było już w niej obec­nych.

Ak­cja roz­gry­wa się w 1985 roku, szczęśli­wych cza­sach bu­dek te­le­fo­nicz­nych i map dro­go­wych, gdy au­tor nie mu­siał się oba­wiać, że całą in­try­gę uda­rem­nią mu ko­mór­ki, GPS, me­dia spo­łecz­no­ścio­we, ka­me­ry mo­ni­to­rin­gu, sys­tem roz­po­zna­wa­nia gło­su, DNA, scen­tra­li­zo­wa­ne bazy da­nych i tak da­lej.

Mam re­pu­ta­cję czło­wie­ka dość okrut­ne­go względem swo­ich bo­ha­te­rów i już po­czy­na­jąc od tej pierw­szej po­wie­ści, za­rzut ten jest, moim zda­niem, uza­sad­nio­ny. Czy­tel­ni­cy i czy­tel­nicz­ki nie­chęt­nie ak­cep­tu­ją nie­szczęścia spo­ty­ka­jące po­sta­ci, do któ­rych zdąży­li się przy­wi­ązać. A jed­nak w ży­ciu tak wła­śnie bywa, praw­da? Przy­ja­ciel zma­rły w ci­ągu kil­ku mi­nut na za­wał ser­ca, ko­le­ga zmie­cio­ny ze świa­ta przez udar, krew­ny za­bi­ty w wy­pad­ku sa­mo­cho­do­wym – nie ma w tym żad­nej spra­wie­dli­wo­ści. Dla­cze­go po­wie­ścio­pi­sarz mia­łby ob­cho­dzić się z bo­ha­te­ra­mi ła­ska­wiej niż samo ży­cie? Jed­nak tego, co ak­cep­tu­je­my w rze­czy­wi­sto­ści, nie za­wsze je­ste­śmy w sta­nie wy­ba­czyć au­to­ro­wi. On miał wszak wy­bór i mógł zde­cy­do­wać ina­czej… a mimo to tego nie zro­bił.

Moim zda­niem tego ro­dza­ju kry­ty­ka ma swo­je źró­dło nie w li­te­rac­kiej kon­wen­cji kry­mi­na­łu, lecz gdzie in­dziej. To prze­cież ga­tu­nek, gdzie na­le­ży spo­dzie­wać się zbrod­ni i krwi, mo­żli­we więc, że oso­by o wra­żli­wym ser­cu będą wo­la­ły si­ęgnąć po inną lek­tu­rę. Wy­gląda jed­nak na to, że we­dług nie­któ­rych czy­tel­ni­ków okru­cie­ństwo opo­wie­ści po­win­no mie­ścić się w „pew­nych gra­ni­cach”. Ja na­to­miast je­stem prze­ko­na­ny, że czy­tel­nik spo­dzie­wa się krwi i śmier­ci – in­ny­mi sło­wy: nie­spra­wie­dli­wo­ści – a wy­wo­ła­ne lek­tu­rą emo­cje po­ka­zu­ją je­dy­nie jego ukry­tą nie­chęć, by się z tymi te­ma­ta­mi kon­fron­to­wać.

I tak oto trzy­ma­cie w ręku moją pierw­szą po­wie­ść.

Jak to zwy­kle bywa w ta­kich przy­pad­kach, bez­względ­ny czy­tel­nik osądzi ją su­ro­wo, a ten przy­ja­zny au­to­ro­wi – do­bro­dusz­nie. Pod­czas po­now­nej lek­tu­ry do­szu­ka­łem się w niej wie­lu wad i gdy za­cząłem roz­wa­żać pu­bli­ka­cję, po­wsta­ło py­ta­nie, jak da­le­ko po­su­nąć się we wpro­wa­dza­niu po­pra­wek.

W 1946 roku w przed­mo­wie do ko­lej­ne­go wy­da­nia No­we­go wspa­nia­łe­go świa­ta Al­do­us Hux­ley pi­sał tak: „Dłu­gie roz­my­śla­nia nad li­te­rac­ki­mi sła­bo­ścia­mi sprzed dwu­dzie­stu lat, pró­by za­ła­ta­nia dziur w wa­dli­wym dzie­le, by do­pro­wa­dzić je do per­fek­cji, któ­rej mu za­bra­kło w chwi­li po­wsta­wa­nia, pędze­nie doj­rza­łych lat na usi­ło­wa­niach od­po­ku­to­wa­nia za ar­ty­stycz­ne grze­chy po­pe­łnio­ne i po­zo­sta­wio­ne nam w spad­ku przez tę inną oso­bę, któ­rąśmy byli w mło­do­ści – to bez wąt­pie­nia pró­żne i ja­ło­we wy­si­łki”. By wy­eli­mi­no­wać błędy, wy­ja­śnia Hux­ley, na­le­ża­ło­by na­pi­sać całą ksi­ążkę od nowa.

Mó­głbym po­wie­dzieć to samo.

Uczciw­szym po­de­jściem wy­da­ło mi się od­da­nie jej w ręce czy­tel­ni­ków w nie­mal nie­zmie­nio­nej po­sta­ci. Zmo­dy­fi­ko­wa­łem je­dy­nie kil­ka nie­zro­zu­mia­łych frag­men­tów. Po­zo­sta­łe wpro­wa­dzo­ne prze­ze mnie po­praw­ki były naj­częściej na­tu­ry ko­sme­tycz­nej, ni­g­dy struk­tu­ral­nej.

Po­wie­ść z dresz­czy­kiem często za­ta­cza koło: hi­sto­rię za­my­ka klam­ra nar­ra­cyj­na.

Ca­łkiem lo­gicz­ne wy­da­je się więc, że ostat­ni z opu­bli­ko­wa­nych prze­ze mnie dresz­czow­ców będzie w isto­cie… pierw­szym, jaki kie­dy­kol­wiek na­pi­sa­łem.

P. L.