Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Klasyczny kryminał, który Pierre Lemaitre, jeden z najlepszych twórców gatunku, napisał do szuflady jeszcze w latach 80. XX wieku. Powieść mroczna i przewrotna, makabryczna, a jednak smakowita. Głośnym i wyczekiwanym wydarzeniem było opublikowanie jej w 2021 roku, z komentarzem Autora. Została przełożona na 10 języków.
Mistrz Lemaitre i Elżbieta Janota stworzyli kapitalny duet autorsko-translatorski. Jest dynamika, zwięzły, ale precyzyjny rysunek postaci, muśnięcie ironii, napięcie i element zaskoczenia, zwłaszcza na koniec. Czyli intrygująca powieść, nieźle skonstruowana i świetnie przetłumaczona. Nie mogła się zestarzeć.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 307
Wielki wąż
Tytuł oryginału francuskiego Le Serpent majuscule
Copyright © Éditions Albin Michel, Paris 2021
Copyright © Nowela, Poznań 2022
Copyright © for the translation by Elżbieta Janota
Redaktor serii Emilia Zwoniarska
Opracowanie graficzne i skład JNK Graftekst Justyna Nowaczyk
ISBN 978-83-67029-87-2
Wydawnictwo Nowe
Nowela sp. z o. o.
ul. Żmigrodzka 41/49
60-171 Poznań
Dział handlowy (+48 61) 847 40 40
www.wydawnictwonowe.pl
e-mail: redakcja@wydawnictwonowe.pl
Dla moich siostrzenic i bratanic Lary, Katii, Vanessy i Violette z wyrazami miłości
Dla Pascaline
Przedmowa
Nierzadko zdarza się, że czytelnicy pytają mnie, czy któregoś dnia „wrócę do kryminału, do powieści z dreszczykiem”. Zwykle odpowiadam, że to mało prawdopodobne, co w praktyce oznacza, że z całą pewnością tego nie zrobię. Wywołuje to jednak we mnie nieprzyjemne poczucie, że odszedłem bez ostrzeżenia. Że w pewnym sensie z nikim się nie pożegnałem, co nie jest w moim stylu.
Wynika to chyba z faktu, że z powieścią detektywistyczną rozstałem się mimowolnie. Do zobaczenia w zaświatach to nic innego jak kryminał historyczny, który wymknął się spod kontroli, otwierając mi drogę do obszerniejszego projektu literackiego skoncentrowanego na XX wieku, który w dalszym ciągu mnie pasjonuje i trzyma z dala od powieści detektywistycznej.
Ta kwestia (a mianowicie to, że porzuciłem gatunek, należycie się z nim nie pożegnawszy) przez długi czas mnie smuciła, zwłaszcza że po zakończeniu prac nad trylogią międzywojenną zabrałem się za doszlifowywanie Dictionnaire amoureux du polar (Słownika miłośników kryminału), co dodatkowo podsyciło mój żal.
Wtedy pomyślałem o powieści napisanej w 1985 roku, której nigdy nie wysłałem do żadnego wydawcy. Krótko po jej ukończeniu rozpoczął się w moim życiu trudny okres. Gdy dobiegł końca, nic już nie było takie jak przedtem. Powieść wydawała mi się bardzo odległa. Trafiła do szuflady, by już więcej nie ujrzeć światła dziennego.
Praca nad Dictionnaire amoureux du polar stanowiła świetną okazję, by ponownie do niej zajrzeć.
Czekało mnie kilka miłych niespodzianek. To dość mroczna książka i ze zdumieniem odkryłem, że wiele tematów, miejsc i typów postaci, które miałem później eksplorować w swojej twórczości, było już w niej obecnych.
Akcja rozgrywa się w 1985 roku, szczęśliwych czasach budek telefonicznych i map drogowych, gdy autor nie musiał się obawiać, że całą intrygę udaremnią mu komórki, GPS, media społecznościowe, kamery monitoringu, system rozpoznawania głosu, DNA, scentralizowane bazy danych i tak dalej.
Mam reputację człowieka dość okrutnego względem swoich bohaterów i już poczynając od tej pierwszej powieści, zarzut ten jest, moim zdaniem, uzasadniony. Czytelnicy i czytelniczki niechętnie akceptują nieszczęścia spotykające postaci, do których zdążyli się przywiązać. A jednak w życiu tak właśnie bywa, prawda? Przyjaciel zmarły w ciągu kilku minut na zawał serca, kolega zmieciony ze świata przez udar, krewny zabity w wypadku samochodowym – nie ma w tym żadnej sprawiedliwości. Dlaczego powieściopisarz miałby obchodzić się z bohaterami łaskawiej niż samo życie? Jednak tego, co akceptujemy w rzeczywistości, nie zawsze jesteśmy w stanie wybaczyć autorowi. On miał wszak wybór i mógł zdecydować inaczej… a mimo to tego nie zrobił.
Moim zdaniem tego rodzaju krytyka ma swoje źródło nie w literackiej konwencji kryminału, lecz gdzie indziej. To przecież gatunek, gdzie należy spodziewać się zbrodni i krwi, możliwe więc, że osoby o wrażliwym sercu będą wolały sięgnąć po inną lekturę. Wygląda jednak na to, że według niektórych czytelników okrucieństwo opowieści powinno mieścić się w „pewnych granicach”. Ja natomiast jestem przekonany, że czytelnik spodziewa się krwi i śmierci – innymi słowy: niesprawiedliwości – a wywołane lekturą emocje pokazują jedynie jego ukrytą niechęć, by się z tymi tematami konfrontować.
I tak oto trzymacie w ręku moją pierwszą powieść.
Jak to zwykle bywa w takich przypadkach, bezwzględny czytelnik osądzi ją surowo, a ten przyjazny autorowi – dobrodusznie. Podczas ponownej lektury doszukałem się w niej wielu wad i gdy zacząłem rozważać publikację, powstało pytanie, jak daleko posunąć się we wprowadzaniu poprawek.
W 1946 roku w przedmowie do kolejnego wydania Nowego wspaniałego świata Aldous Huxley pisał tak: „Długie rozmyślania nad literackimi słabościami sprzed dwudziestu lat, próby załatania dziur w wadliwym dziele, by doprowadzić je do perfekcji, której mu zabrakło w chwili powstawania, pędzenie dojrzałych lat na usiłowaniach odpokutowania za artystyczne grzechy popełnione i pozostawione nam w spadku przez tę inną osobę, którąśmy byli w młodości – to bez wątpienia próżne i jałowe wysiłki”. By wyeliminować błędy, wyjaśnia Huxley, należałoby napisać całą książkę od nowa.
Mógłbym powiedzieć to samo.
Uczciwszym podejściem wydało mi się oddanie jej w ręce czytelników w niemal niezmienionej postaci. Zmodyfikowałem jedynie kilka niezrozumiałych fragmentów. Pozostałe wprowadzone przeze mnie poprawki były najczęściej natury kosmetycznej, nigdy strukturalnej.
Powieść z dreszczykiem często zatacza koło: historię zamyka klamra narracyjna.
Całkiem logiczne wydaje się więc, że ostatni z opublikowanych przeze mnie dreszczowców będzie w istocie… pierwszym, jaki kiedykolwiek napisałem.
P. L.