Witaj, cukrzyco! Rok z życia taty młodego cukrzyka - Jacek Kujawa - ebook + audiobook

Witaj, cukrzyco! Rok z życia taty młodego cukrzyka ebook i audiobook

Jacek Kujawa

4,5

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Książka jest hybrydą pamiętnika rodzica młodego cukrzyka z poradnikiem dla cukrzyków. Napisana dla rodziców młodych cukrzyków. To właśnie rodzice dzieci z cukrzycą potrzebują wsparcia po diagnozie swojej pociechy.

Książkę pisałem też dla najbliższego otoczenia „słodkiej” rodziny. Rodzice młodego diabetyka są mocno obciążeni cukrzycą dziecka i potrzebują czasem chwilkę odpocząć, zostawiając swojego słodziaka z ciocią czy babcią.

Z książki dowiesz się:
Twoje dziecko ma cukrzycę, co dalej?
Jak zaakceptować to, że Wasze życie się zmieniło?
Co zrobić, gdy dziecko się zbuntuje?
Dieta młodego cukrzyka
Jak się przygotować na rozmowę z dyrekcją przedszkola/szkoły?
Cukrzycowe technikalia
Czy i kiedy przekazać wodze cukrzycowe swojemu dziecku
Rok z życia opieki taty młodego cukrzyka

Książka napisana jest prostym językiem bez medycznej terminologii, by każdy mógł ją zrozumieć. Czas po diagnozie to bardzo ciężki okres dla rodzica, dlatego zrobiłem wszystko, by Wam, rodzicom, ułatwić początek cukrzycowego życia.


“Tę książkę dedykuję swojemu synowi Antkowi, który dzielnie znosi cukrzycę typu 1, i Wam, drodzy rodzice i opiekunowie swoich „słodkich” dzieci. Wierzę, że znajdziecie w mojej książce wsparcie w najtrudniejszych cukrzycowych chwilach. Pokazuję w niej, że cukrzyca co prawda zmienia trochę życie, ale go nie rujnuje. Cukrzyca to nie wyrok!”

Jacek Kujawa, tata młodego cukrzyka

“Drodzy czytelnicy, oddajemy w Wasze ręce książkę, która dedykowana jest wszystkim rodzicom i bliskim dzieci zmagających się z cukrzycą typu 1. Znajdziecie tu to, czego obecnie brakuje w literaturze cukrzycowej, a mianowicie opis autentycznych przeżyć, jakie każdego dnia towarzyszą opiekunom słodziaków. Nie jest to poradnik medyczny na temat tego, jak prowadzić cukrzycę dziecka, ale wspaniała opowieść o tym, jak choroba zmienia nasze życie. Jestem przekonany, że znajdziecie w niej opisy doświadczeń, z którymi sami zmagacie się (lub będziecie zmagać) niemal każdego dnia. Liczę też na to, że lektura książki będzie inspiracją do zawiązania nieformalnych grup wsparcia w Waszej okolicy. Słodziaki są wśród nas.”

Dr hab. inż. Artur Rydosz, prof. AGH, Prezes fundacji „Z Cukrzycą na Ty”

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 106

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 2 godz. 36 min

Lektor: Jacek Kujawa
Oceny
4,5 (19 ocen)
12
5
1
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Fialkowska

Nie oderwiesz się od lektury

Wciągająca historia taty, który mierzy się z chorobą syna. Wzloty, upadki i iskierka nadziei dla wszystkich rodziców świeżo zdiagnozowanych dzieci.
10
Gaga95

Nie oderwiesz się od lektury

Trudna książka o emocjach i historii zderzenia się ojca z chorobą własnego dziecka zwaną cukrzycą. Mimo wszystko warto przeczytać lub posłuchać, opowiadana prostym językiem co powinno nas skłonić do niepokoju, jakie objawy i jak wygląda już życie po diagnozie. Zdecydowanie polecam.
10

Popularność




Witaj, cukrzyco! Rok z życia taty młodego cukrzyka

Copyright © by Jacek Kujawa, Bydgoszcz 2022

Copyright © by Fundacja Z cukrzycą na Ty

Redakcja merytoryczna

Artur Rydosz

Wioletta Zych-Haglauer www.diabetmed.pl/author/wwzych-93/

Redakcja językowa

Monika Malita-Bekier www.malita-bekier.pl

Korekta

Aleksandra Juryszczak www.olajuryszczak.com

Dominika Surma @pani.redaktorka

Konsultacja wydawnicza

Dominka Steciak

Wydawnictwo Mały diabetyk www.malydiabetyk.pl

Konsultacja dietetyczna

Alicja Wiszniowska www.alezdrowodietetyk.pl

Katarzyna Nęga-Witulska facebook.com/Przecinkiikropki

Wersja elektroniczna

Mateusz Cichosz @magik.od.skladu.ksiazek

Projekt okładki

Paulina Gawin @paulinagawin.ilustracje

Grafiki

Paulina Gawin

Fundacja Z cukrzycą na Ty, Lesko, ul. Unii Brzeskiej 3/2

Prezes fundacji Artur Rydosz

www.zcukrzycanaty.pl@zcukrzycanaty

ISBN 978-83-964131-3-0

Bydgoszcz 2022

Wstęp

Cześć, je­stem Ja­cek, tata mło­dego cu­krzyka typu 1 – Antka, zdia­gno­zo­wa­nego w grud­niu 2020 roku. Je­stem zwy­czaj­nym fa­ce­tem, który skoń­czył szkołę sa­mo­cho­dową. Przed dia­gnozą syna pra­co­wa­łem w ma­ga­zy­nie. To, co tu na­pi­sa­łem, jest hy­brydą pa­mięt­nika i mi­ni­po­rad­nika w jed­nym.

Je­śli czy­tasz tę książkę, to zna­czy, że zde­rzy­łeś się wła­śnie z cię­ża­rówką. Ale nie z praw­dziwą, tylko z cu­krzycą typu 1 – praw­do­po­dob­nie wy­kryto ją u jed­nego z Two­ich dzieci, wnu­ków lub ma­ło­let­nich bli­skich. A po­rów­na­nie świeżo zdia­gno­zo­wa­nej cu­krzycy u dziecka do zde­rze­nia z cię­ża­rówką (do­dał­bym jesz­cze na­wet, że z roz­pę­dzoną) jest od­po­wied­nie i ide­al­nie uka­zuje Twoje uczu­cia. Wiem to, bo sam to prze­ży­łem.

Czu­łem, że wal­nęła we mnie wielka, ciężka cię­ża­rówka… po czym zwa­liła na mnie swój ła­du­nek o na­zwie cu­krzyca i ka­zała nieść da­lej do mo­mentu, aż mój syn sam się tym zaj­mie. Wszystko jed­nak się do­brze uło­żyło, choć oczy­wi­ście nie samo. Ży­cie z mło­dym cu­krzy­kiem wy­maga dużo pracy i sa­mo­za­par­cia. Czego na wstę­pie Ci ży­czę!

Ta książka po­wstała… No wła­śnie – po co ona po­wstała? Po zde­rze­niu z cię­ża­rówką, tfu! to zna­czy z cu­krzycą syna, czu­łem się pa­skud­nie, choć to zbyt ła­godne słowo, ale nie chcę uży­wać wul­ga­ry­zmów. By­łem prze­ra­żony, stra­ci­łem wiarę we wła­sne umie­jęt­no­ści i w sa­mego sie­bie. Szu­ka­łem po­mocy – pod­ręcz­nika o cu­krzycy dla ro­dzi­ców cu­krzy­ków; o tym, jak so­bie z tym wszyst­kim po­ra­dzić. I choć ist­nieją ta­kie książki, to pi­sane są zwy­kle ję­zy­kiem me­dycz­nym. Ja szu­ka­łem cze­goś prost­szego i zro­zu­mia­łego. I nie­stety nic ta­kiego nie zna­la­złem. Po­sta­no­wi­łem więc na­pi­sać taką książkę, jaką sam chciał­bym prze­czy­tać chwilę po dia­gno­zie syna.

Dla kogo za­tem po­wstała ta książka? Na pewno dla mnie, by dać upust emo­cjom, po­dzie­lić się lę­kami, suk­ce­sami i po­raż­kami. Jed­nak głów­nie po­wstała dla Cie­bie – mamy, taty lub opie­kuna mło­dego cu­krzyka.

Prze­czy­tasz w niej o mo­jej „przy­go­dzie” z cu­krzycą i o tym, ile mnie i mo­jej ro­dzi­nie na­psuła krwi. Ale nie tylko, bo ta cho­roba ma też do­bre strony (sam nie wie­rzę, że to pi­szę). Czy ta książka Ci po­może? Tego nie wiem, ale za­war­łem w niej moje prze­ży­cia, emo­cje (głów­nie lęki), suk­cesy, po­rażki, wnio­ski i rady. Na po­czątku chcę za­zna­czyć, że nie je­stem eks­per­tem! Skoń­czy­łem byd­go­ską sa­mo­cho­dówkę. Nie będę Cię za­nu­dzać twar­dymi fak­tami w me­dycz­nym ję­zyku o tym, co się dzieje z trzustką Two­jego „sło­dziaka”. Je­śli czy­tasz tę książkę w szpi­talu, to za­raz do­wiesz się tego od swo­jej pie­lę­gniarki edu­ka­torki, je­śli po wyj­ściu ze szpi­tala, to zna­czy, że już to wszystko wiesz.

Je­żeli masz już cu­krzy­cowe do­świad­cze­nie, pewne roz­działy – ta­kie jak „No­wo­cze­sne sys­temy do mo­ni­to­ro­wa­nia gli­ke­mii – wady i za­lety” czy „Po­rady” – mogą oka­zać się dla Cie­bie nu­żące. Po pro­stu je omiń.

Za­pra­szam Cię za­tem w po­dróż do prze­szło­ści. Nie­stety nie srebr­nym de­lo­re­anem z Po­wrotu do przy­szło­ści, zo­sta­wia­ją­cym po so­bie pło­nące ślady opon na as­fal­cie… Ale za to prze­każę Ci w pro­sty spo­sób, jak wy­glą­dał mój pierw­szy rok z cu­krzycą syna. Mam na­dzieję, że bę­dzie to dla Cie­bie po­mocne.

Cie­kawy? To je­dziemy.

1Objawy

Teraz, nie­mal rok po dia­gno­zie, znam już do­sko­nale ob­jawy, które mogą świad­czyć o cu­krzycy, ale w wa­ka­cje 2020 roku nie mia­łem o nich bla­dego po­ję­cia, mimo iż moja mama cho­ro­wała na cu­krzycę typu 1. By­li­śmy wtedy nad mo­rzem, spa­nie w na­mio­cie – to miała być nie­zła przy­goda. I była…

Pierwsze objawy

Ta noc była straszna! An­tek miał wów­czas chyba pierw­szy po­waż­nie wy­soki cu­kier i jego or­ga­nizm sta­rał się go po­zbyć każdą moż­liwą drogą. Mam na­dzieję, że po la­tach, gdy mój syn prze­czyta tę książkę, wy­ba­czy mi tych kilka zdań.

Zdzi­wi­łem się wtedy, że dziecko jest w sta­nie od­dać tyle mo­czu. Oczy­wi­ście w spodnie – pro­sto na dmu­chany ma­te­rac, na któ­rym spa­li­śmy we troje. I to trzy razy… Wię­cej nie mu­szę pi­sać, sam ro­zu­miesz! Po wa­ka­cjach ten in­cy­dent nie po­wtó­rzył się. Do czasu… Nie­ba­wem po­ja­wiło się zwięk­szone pra­gnie­nie, ale było wtedy jesz­cze późne lato, więc nas to nie za­nie­po­ko­iło.

W li­sto­pa­dzie było już go­rzej, zmo­czone łóżko zda­rzało się czę­ściej, a syn miał pra­gnie­nie do­słow­nie jak wiel­błąd. Za­sta­na­wia­łem się wtedy, o co cho­dzi. Prze­cież nie krzy­czymy na niego za czę­sto (kto ni­gdy nie krzyk­nął na dziecko, niech pierw­szy rzuci książką), nie le­jemy po tyłku, nie do­star­czamy stre­sów, które mo­głyby po­wo­do­wać nocne mo­cze­nie. Za­czą­łem się za­drę­czać, że może je­stem dla niego zbyt su­rowy. Nie po­łą­czy­łem wtedy fak­tów, że An­tek od dawna pije hek­to­li­try pły­nów i jest od­wod­niony, bo jego ciało po­zbywa się nad­miaru cu­kru z or­ga­ni­zmu. Bie­gał siku czę­sto, ale nikt z nas o tym nie po­my­ślał. Wtedy, za­miast szu­kać przy­czyny, po­sta­no­wi­łem wsta­wać w nocy na siku z sy­nem. Od tego czasu nie prze­spa­łem ciur­kiem ca­łej nocy. Dla­czego? Bo je­stem per­fek­cjo­ni­stą i pewne rze­czy mu­szę ro­bić sam.

Naj­pierw wsta­wa­łem raz, ba! do­kład­nie wie­dzia­łem, ile czasu mi­nie od za­śnię­cia do od­da­wa­nia mo­czu. Nie­stety z cza­sem pro­blem po­ja­wiał się co­raz czę­ściej, a ja do­kład­nie wie­dzia­łem, kiedy wstać, by nie zmo­czył łóżka. Tak! Idio­tyzm! Już wtedy, przy jed­nym si­ka­niu w nocy, trzeba było biec do le­ka­rza. Ale czło­wiek za­wsze znaj­dzie wy­mówkę, a ja szcze­gól­nie. Trwała pan­de­mia, tylko te­le­fo­niczne kon­sul­ta­cje z le­ka­rzami, po co dzwo­nić? – po­my­śla­łem. To i tak prze­cież gu­zik da! Ko­niec roku za pa­sem, więc w pracy ciężki okres. Świą­teczna za­wie­ru­cha w du­żym ma­ga­zy­nie trwa zwy­kle już od po­czątku paź­dzier­nika, by sklepy miały wy­star­cza­jący za­pas pro­duk­tów na li­sto­pad i gru­dzień. Więc wy­mó­wek było aż nadto, a to prze­cież tylko nocne si­ka­nie, prawda?

Przebudzenie

Prze­ra­zi­łem się do­piero, gdy za­uwa­ży­łem, że An­tek schudł w bar­dzo szyb­kim tem­pie, do­słow­nie w kilka dni. Zwró­ci­łem na to uwagę, gdy go prze­bie­ra­łem po jed­nym z wielu zmo­czeń łóżka. Miał tak chude nóżki, że wy­glą­dały jak pa­tyczki. Zo­ba­czy­łem też jego za­pad­nięte oczy, które nie­stety przy­po­mniały mi dzień śmierci mo­jej mamy. Jego twarz była po­dobna do tej, którą wi­dzia­łem w ostatni dzień ży­cia babci Antka. Moja mama zmarła w po­twor­nych cier­pie­niach na raka trzustki. Wi­dok jego buźki późną nocą, gdy prze­bie­ra­łem go w su­chą pi­żamę, wstrzą­snął mną do­głęb­nie. Wtedy po­wie­dzia­łem żo­nie, że pora pójść z nim do le­ka­rza. Ka­ro­lina umó­wiła go na te­le­po­radę za kilka dni, ale los spra­wił, że do tej kon­sul­ta­cji nie do­szło…

No wła­śnie! Co z mamą Antka? Oczy­wi­ście, że jest i ma się do­brze, a ja nie je­stem sa­mot­nym oj­cem. Ale, jak wia­domo, gdy coś się wali, to wali się na ca­łej li­nii. Ka­ro­lina aku­rat też miała na­wał pracy i in­nych obo­wiąz­ków.

Nasz dom… jest może tro­chę nie­stan­dar­dowy. Zwy­kle to męż­czy­zna ha­ruje na dwa etaty, by utrzy­mać ro­dzinę, a ko­bieta przej­muje więk­szość do­mo­wych obo­wiąz­ków i pra­cuje na jed­nym eta­cie. U nas było od­wrot­nie. Jak już wspo­mi­na­łem, je­stem pro­stym fa­ce­tem po sa­mo­cho­dówce (ni­komu nie umniej­sza­jąc), a Ka­ro­lina jest ar­tystką w naj­bar­dziej po­zy­tyw­nym zna­cze­niu tego słowa. Poza tym po­cho­dzę z ro­dziny dys­funk­cyj­nej i za­bra­łem z niej ze sobą syn­drom bo­ha­tera ro­dziny, choć moja sio­stra bliź­niaczka na­zy­wała to syn­dro­mem św. Matki Te­resy z Kal­kuty. Wi­dzisz już ob­raz mo­jej ro­dziny?

I gdzieś tam, mię­dzy nami, do­ra­sta An­tek…

Późną je­sie­nią An­tek miał już wszyst­kie ob­jawy na naj­wyż­szych ob­ro­tach – czę­sto si­kał, miał ogromne pra­gnie­nie, da­lej chudł, z jego buzi wy­do­by­wał się za­pach ace­tonu, do tego był mar­kotny, ospały, bez swo­jej ener­gii. Szkoda, że nie wie­dzie­li­śmy wtedy, że są to ty­powe ob­jawy cu­krzycy (zob. tab. 1), i długo je igno­ro­wa­li­śmy (Ty tego nie rób i od razu skon­tak­tuj się z le­ka­rzem!). Ciężko było nam się z nim do­ga­dać i gdzieś w środku cie­szy­łem się na tę nad­cho­dzącą te­le­po­radę…

Tabela 1. Typowe objawy cukrzycy

OB­JAWY, KTÓRE PO­WINNY CIĘ ZA­NIE­PO­KOIĆ

CZĘ­STE OD­DA­WA­NIE MO­CZU

WZMO­ŻONE PRA­GNIE­NIE

SPA­DEK MASY CIAŁA

ZA­PACH ACE­TONU Z UST

OSŁA­BIE­NIE

CIĄ­GŁE ZMĘ­CZE­NIE

CZĘ­STE WY­STĘ­PO­WA­NIE IN­FEK­CJI I STA­NÓW ZA­PAL­NYCH

Ta­bela 1 zo­stała opra­co­wana na pod­sta­wie: Za­le­ce­nia kli­niczne do­ty­czące po­stę­po­wa­nia u cho­rych z cu­krzycą 2021 Sta­no­wi­sko Pol­skiego To­wa­rzy­stwa Dia­be­to­lo­gicz­nego, www.jo­ur­nals.via­me­dica.pl (28.12.2021).

2Dzień, w którym zatrzymał się nasz świat

To miał być zwy­kły, ru­ty­nowy dzień w pracy. Mia­łem po­po­łu­dniową zmianę, Ka­ro­lina, po dro­dze do pracy, za­wio­zła Antka do przed­szkola, a ja pla­no­wa­łem „ode­spać” mi­nione mie­siące bez snu. Na­gle za­dzwo­nił te­le­fon z przed­szkola. An­toś źle się czuje. To so­bie po­spa­łem! Do dzie­wią­tej! – po­my­śla­łem i po­je­cha­łem po niego. W tym cza­sie umó­wi­łem się z bab­cią Antka, że od razu przy­wiozę go do niej. Mnie i tak zo­stało już wtedy tylko kilka go­dzin do pój­ścia do pracy, więc nie było sensu jeź­dzić dwa razy.

Witaj, cukrzyco

An­tek wy­glą­dał bar­dzo źle, mó­wił po­woli, był blady jak ściana i chciał się zdrzem­nąć. U babci po­ło­żył się spać, a ja wró­ci­łem do domu. Prze­ło­ży­li­śmy te­le­po­radę na ten sam dzień. Pani dok­tor po usły­sze­niu ob­ja­wów, mimo sza­le­ją­cej pan­de­mii, ka­zała nam się po­ja­wić w przy­chodni na­tych­miast. Do­je­cha­łem do domu i za­dzwo­niła spa­ni­ko­wana bab­cia, na­wet nie spa­ni­ko­wana, była prze­ra­żona, i po­wie­działa: „Nie mogę obu­dzić An­to­sia, śpi jak su­seł, a za pół go­dziny mam z nim iść do przy­chodni”.

Świet­nie… – po­my­śla­łem so­bie znowu, choć na po­trzeby tej książki zmie­ni­łem to słowo na nieco ła­god­niej­sze, niż to, które na­prawdę przy­szło mi wtedy do głowy.

Za­wró­ci­łem do babci Antka, wpa­dłem do środka. Zo­ba­czy­łem, że te­ściowa się z nim si­łuje, by wstał z łóżka i wło­żył buty i kurtkę. Nie spał już, był zły i ma­rudny. Ja nie­stety, nie­wiele my­śląc, ubra­łem go siłą i sam za­bra­łem do przy­chodni. Li­czy­łem na to, że uwinę się z tym w miarę szybko i w naj­gor­szym wy­padku spóź­nię się tro­chę do pracy. Jakże się my­li­łem…

Le­karka w przy­chodni wie­działa już do­sko­nale, z czym ma do czy­nie­nia, i po wej­ściu do izo­latki (czas pan­de­mii) wzięła glu­ko­metr i zwy­czajną igłę od strzy­kawki (w pol­skim sys­te­mie ochrony zdro­wia na­kłu­wa­cze są za dro­gie).

Krzyk, płacz, kro­pla krwi na glu­ko­metr, a tam 489 mg/dl1 (normy gli­ke­mii – zob. tab. 2). Pani dok­tor po­ka­zała mi tylko wy­nik i z nie­kry­tym smut­kiem po­wie­działa, że to cu­krzyca. Ugięły się pode mną nogi, bo tro­chę zna­łem tę cho­robę, i oczami wy­obraźni już wi­dzia­łem igły i peny2.

Tabela 2. Normy cukru we krwi

Gli­ke­mia przy­godna – ozna­czona w próbce krwi po­bra­nej o do­wol­nej po­rze dnia, nie­za­leż­nie

od pory ostat­nio spo­ży­tego po­siłku

Gli­ke­mia na czczo – ozna­czona w próbce krwi po­bra­nej

8–14 go­dzin

od ostat­niego po­siłku

Gli­ke­mia w 120 min do­ust­nego te­stu

to­le­ran­cji glu­kozy (OGTT)

we­dług WHO

≥200 mg/dl – moż­liwa cu­krzyca

70–99 mg/dl – pra­wi­dłowa gli­ke­mia na czczo

<140 mg/dl – pra­wi­dłowa to­le­ran­cja glu­kozy

100–125 mg/dl – nie­pra­wi­dłowa gli­ke­mia na czczo

140–199 mg/dl – nie­pra­wi­dłowa to­le­ran­cja glu­kozy

≥126 mg/dl – moż­liwa cu­krzyca

≥ 200 mg/dl – moż­liwa cu­krzyca

Ta­bela 2 zo­stała opra­co­wana na pod­sta­wie: Za­le­ce­nia kli­niczne do­ty­czące po­stę­po­wa­nia u cho­rych z cu­krzycą 2021 Sta­no­wi­sko Pol­skiego To­wa­rzy­stwa Dia­be­to­lo­gicz­nego, www.jo­ur­nals.via­me­dica.pl (28.12.2021).

Obec­nie już nie­wiele pa­mię­tam z dal­szego prze­biegu roz­mowy z le­karką w przy­chodni, ale tych słów ni­gdy nie za­po­mnę: „Wzy­wać ka­retkę czy ma pan sa­mo­chód? To po­ważna kwa­sica, stan ciężki, mu­si­cie na­tych­miast je­chać do dzie­cię­cego”.

W ta­kich mo­men­tach świat do­słow­nie się za­trzy­muje. Na­gle trzeba prze­war­to­ścio­wać wszyst­kie prio­ry­tety. Wspo­mnie­nia cu­krzycy mo­jej mamy i póź­niej­szego raka trzustki sta­nęły mi przed oczami. W no­sie mia­łem już pój­ście do pracy, ukła­da­łem w gło­wie plan po­bytu w szpi­talu. Za­dzwo­ni­łem do babci, by szy­ko­wała ubra­nia dla Antka, który obec­nie le­dwo się ru­szał i był po­twor­nie zły, że ktoś zro­bił mu dużą igłą dziurkę w pa­luszku.

Za­bra­łem ubra­nia i po­je­cha­li­śmy. Po dro­dze wy­tłu­ma­czy­łem sy­nowi, że ciężko za­cho­ro­wał i ta­kich ukłuć w pa­lu­szek zro­bią mu tego dnia wię­cej, i że to tylko dla jego do­bra.

Szpital w trakcie pandemii

Le­ka­rze, pie­lę­gniarki, ob­sługa szpi­tala – wszy­scy za­kuci w pla­sti­kowo-gu­mowe zbroje, które ni­kogo nie na­pa­wały opty­mi­zmem, a szcze­gól­nie pra­wie pię­cio­let­niego dziecka. Zresztą ja też sze­dłem tam z peł­nymi stra­chu ga­ciami.

Le­karz, który nas przy­jął, ze spo­ko­jem po­wie­dział, że nie mamy się czym mar­twić, bo wi­dział gor­sze przy­padki kwa­sicy i że za­raz unor­mują syna. Po chwili do­dał, że od dziś na­sze ży­cie znacz­nie się zmieni. To aku­rat wie­dzia­łem. Na­wet uspo­ko­iłem się tro­chę i za­czą­łem za­sta­na­wiać, czy le­karz zgłod­niał, czy o co mu cho­dzi? Na obiad tro­chę za wcze­śnie, z ja­kie­goś po­wodu zupa kwa­sica mu w gło­wie. Może An­tek do­sta­nie taką zupę? On jej na pewno nie zje! Nie­ważne! Wró­ci­łem do ra­cjo­nal­nego my­śle­nia po py­ta­niu: „W szpi­talu zo­staje pan czy żona? Cze­kamy, aż się z żoną wy­mie­ni­cie, czy je­dziemy od razu na od­dział?”.

Świat po­now­nie się za­trzy­mał, a ja za­czą­łem kal­ku­lo­wać na zimno: Ja mam je­den, mniej płatny etat, Ka­ro­lina za­ra­bia wię­cej. Wi­dzę,w ja­kim sta­nie jest An­tek, mam nieco więk­szy au­to­ry­tet. Mam też zwy­czaj­nie siłę, któ­rej mogę użyć przy na­stęp­nym po­bo­rze krwi, co na­wet zro­bi­łem przed chwilką przy dru­gim po­mia­rze glu­ko­me­trem.

Koszty – zy­ski – straty. Na­wet nie po­my­śla­łem wtedy, że sa­mo­chód zo­sta­wi­łem na płat­nym przy­szpi­tal­nym par­kingu i ten koszt bę­dzie duży.

– Ja zo­stanę! – od­po­wie­dzia­łem po na­my­śle.

– To przy­go­tuj­cie się na ty­go­dniowy po­byt, a te­raz pój­dzie­cie na wy­maz.

– ILE?! – wy­dar­łem się przy­pad­kiem.

– To nie­stety tyle trwa, trzeba go usta­bi­li­zo­wać. – Le­karz spoj­rzał na Antka, który wziął wła­śnie du­żego łyka z bu­telki po soku Ku­buś, i do­dał: – Pan się musi sporo na­uczyć, to tro­chę zaj­mie. Ten sok pro­szę wy­rzu­cić, syn nie może już pić wię­cej słod­kich na­po­jów.

Na szczę­ście to nie był sok, tylko woda wlana przez bab­cię na drogę do szpi­tala. Na en­do­kry­no­lo­gii też ka­zano nam się po­zbyć tego soczku, ale ja spie­szy­łem z wy­ja­śnie­niem, że to tylko woda, ze­rwa­łem też ko­lo­rową ety­kietę, od­sła­nia­jąc za­war­tość.

Izolatka

I się za­częło… Cała se­ria po­bo­rów krwi, po­mia­rów glu­ko­me­trem, za­kła­da­nie kro­plówki, za­kła­da­nie pompy do­żyl­nej, wielki sto­jak z wielką pi­ka­jącą pompą. Mnie prze­ra­żał ten wi­dok, a co do­piero pię­cio­latka. Wpa­dłem wtedy w dziwny stan i sam nie umia­łem tego do­kład­nie wy­ja­śnić, póź­niej ktoś mi po­wie­dział, co się ze mną stało. Wy­glą­dało to tak:

Przez wszyst­kie dni w izo­latce nie zja­dłem nic kon­kret­nego. Prak­tycz­nie nie spa­łem.

Sta­łem się ro­bo­tem. Nie słu­cha­łem pie­lę­gnia­rek, że mogę so­bie za­mó­wić pełne wy­ży­wie­nie, a po­dobno mó­wiły mi o tym kilka razy. Żona do­star­czyła mi je­dze­nie, ale ja na­wet nie zaj­rza­łem do torby (a było z czego wy­bie­rać – ka­ba­nosy, su­che prze­ką­ski, cze­ko­lada).

Li­czył się wtedy tylko syn i to, by wy­zdro­wiał lub się usta­bi­li­zo­wał. Trze­ciego dnia do­sta­łem po­rządną re­pry­mendę od wspa­nia­łej pie­lę­gniarki, „cioci” Ma­rioli, że jak za­raz cze­goś nie zjem, to pod­łą­czy mi kro­plówkę (wszyst­kie pie­lę­gniarki na od­dziale są dla dzieci cio­ciami, dla­tego też i my, ro­dzice, tak się do nich zwra­ca­li­śmy). Trzy­mała wtedy ta­lerz z kil­koma wła­sno­ręcz­nie przy­go­to­wa­nymi ka­nap­kami dla mnie. Wy­ja­śniono mi, że stało się ze mną to, co czę­sto dzieje się z mło­dymi mat­kami po pierw­szym po­ro­dzie. Taka mama zwy­kle za­nie­dbuje swoje po­trzeby (je­dze­nie, pi­cie, pój­ście do to­a­lety) i wszyst­kie po­kłady do­stęp­nej ener­gii po­żyt­kuje na opiekę nad no­wo­rod­kiem. Na od­dzia­łach po­łoż­ni­czych per­so­nel szyb­ciej wy­ła­puje ta­kie sy­tu­acje i prę­dzej in­ter­we­niuje. Kto by po­my­ślał, że ja­kiś fa­cet na en­do­kry­no­lo­gii bę­dzie miał tak samo? Cio­ciu, dzię­kuję za to, że na mnie na­krzy­cza­łaś! Usły­sza­łem wtedy, że jak ja się te­raz nie na­uczę ży­cia z cu­krzycą, to nikt nam póź­niej nie po­może. To tra­fiło do mo­jej głowy. Na szczę­ście wtedy też wy­cho­dzi­li­śmy z izo­latki. Choć od­dział w pan­de­mii i tak przy­po­mi­nał jedną wielką izo­latkę, tyle że z trzema pa­cjen­tami w sali i za­ka­zem jej opusz­cza­nia.

Rodzynek

Wyj­ście z izo­latki wią­zało się z od­pię­ciem wiel­kiej pi­ka­ją­cej pompy i pierw­szymi za­strzy­kami z pe­nów. I tu dzię­kuję Bogu za pie­lę­gniarki z od­działu, nie­sa­mo­wite ko­biety pra­cu­jące z po­wo­ła­nia. Gdyby nie one, to pew­nie przez rok nie wy­szedł­bym ze szpi­tala!

By­łem je­dy­nym męż­czy­zną na od­dziale świeżo przy­ję­tych mło­dych cu­krzy­ków. To zna­czy był jesz­cze je­den pan, ale z roz­mowy z nim wy­ni­kło, że był ze swoim dwu­lat­kiem na trzy­dnio­wym szko­le­niu do ży­cia z pompą. I jak po­wie­dział – nie wy­obraża so­bie, żeby sie­dzieć tu dłu­żej.

Nie prze­szka­dzało mi to, że by­łem je­dyny. Uwa­żam to na­wet za za­letę. Jak się czuły mamy in­nych dzieci ze mną? Nie mam bla­dego po­ję­cia i szcze­rze, na­wet się nad tym nie za­sta­na­wia­łem.

Dla­czego uwa­żam, że jako fa­cet mia­łem prze­wagę? Nie chcę tu wrzu­cać wszyst­kich do jed­nego wora, ale w więk­szo­ści pol­skich do­mów to tata jest tym sta­now­czym ro­dzi­cem, a mama jest od przy­tu­la­sów i ca­łu­sów. Je­śli się mylę i ko­goś tym ura­zi­łem, to szcze­rze prze­pra­szam. Jed­nak wi­dzia­łem, ja­kie pro­blemy mie­wały mamy (nie wszyst­kie) z po­da­niem in­su­liny. Ja się z tym spe­cjal­nie nie szczy­pa­łem. Nie­stety ro­bi­łem to cza­sem krzy­kiem, a cza­sem bru­tal­nie siłą. Nie je­stem ty­ra­nem, nie uży­wam prze­mocy, ale wi­dzia­łem, jaki pro­blem miały ko­biety, by spra­wić swo­jemu dziecku ból. Nie ma się co oszu­ki­wać – pen, czyli wstrzy­ki­wacz, spra­wia ból, a my, ro­dzice, mu­simy na­uczyć się z niego ko­rzy­stać i przy­sto­so­wać na­sze słod­kie dziecko do co­dzien­nych za­strzy­ków.

Bezradność, smutek, złość i strach

Od początku po­bytu w szpi­talu tłu­ma­czy­łem sy­nowi, na czym po­lega jego cho­roba i że za­strzyki będą jego co­dzien­no­ścią, glu­ko­metr też. Nie mia­łem naj­mniej­szych opo­rów, by (nie­stety) spra­wić mu ból ukłu­ciem z pena. To jest chyba wina (albo za­sługa) jed­nej z mo­ich cech – dzia­łam zwy­kle zero-je­dyn­kowo, w waż­nych spra­wach nie uży­wam pół­środ­ków. Jak coś trzeba, to trzeba! I ko­niec kropka. Był płacz, bunt, była złość, ale były też ko­chane pie­lę­gniarki. Stu­dziły moje za­pędy do krzyku na dziecko, gdy tra­ci­łem pa­no­wa­nie nad sobą, i po­tra­fiły prze­tłu­ma­czyć sy­nowi, że to ko­nieczne. I znowu mo­żesz mnie źle oce­niać, ale nie wiem, czy znajdę ro­dzica, który w ta­kim mo­men­cie nie stra­ciłby pa­no­wa­nia nad sobą i się nie wy­darł. Wy­obraź to so­bie tak: je­steś prze­ra­żony, nie wiesz, ile tej in­su­liny po­dać. Niby masz wszystko na­pi­sane w ja­dło­spi­sie, przed chwilą Twoja edu­ka­torka wy­ja­śniła wszystko, ale Ty i tak nie wiesz, o co cho­dzi, bo to, co tłu­ma­czyła, brzmiało tak, jakby mó­wiła co naj­mniej po fiń­sku.

Idźmy da­lej. Wy­obraź so­bie, że przez mi­nione trzy dni w izo­latce przej­rza­łeś w In­ter­ne­cie wiele ar­ty­ku­łów o cu­krzycy, do­dat­kowo pie­lę­gniarka przy­nio­sła „kse­rówkę” ja­kiejś książki o tej cho­ro­bie. Wiesz aż nadto, co się sta­nie, je­śli sło­dziak zje po­si­łek bez in­su­liny. Już wi­zu­ali­zu­jesz so­bie ciężką kwa­sicę, śpiączkę i śmierć. No wła­śnie, kwa­sica to po­wi­kła­nie cu­krzy­cowe po­le­ga­jące na za­bu­rze­niu rów­no­wagi kwa­sowo-za­sa­do­wej w or­ga­ni­zmie czło­wieka, a nie kwa­śna zupa z ka­pu­sty… Ale! Re­asu­mu­jąc, w gło­wie Ci hu­czy od my­śli na te­mat moż­li­wych po­wi­kłań, je­steś wku­rzony na sie­bie, że tego do ja­snej cia­snej nie ro­zu­miesz! A do tego dziecko nie chce współ­pra­co­wać, co prze­cież jest dla Cie­bie zro­zu­miałe. I jesz­cze przy­cho­dzi or­dy­na­tor z uśmie­chem na ustach, mó­wiąc, że jak bę­dzie tak da­lej, to przez mie­siąc nie wyj­dzie­cie. I jak tu nie zwa­rio­wać?

Po­ziom wku­rze­nia wyż­szy niż Mont Eve­rest. Bez­rad­ność, smu­tek i złość na to, że to wła­śnie moje dziecko cho­ruje. Tak się czu­łem w pierw­szych dniach „na wol­no­ści” poza izo­latką.

Akceptacja

To, co za­raz prze­czy­tasz, za­brzmi ab­sur­dal­nie. Będą to słowa po­ja­wia­jące się w wielu do­stęp­nych na rynku po­rad­ni­kach do roz­woju oso­bi­stego, słowa typu: „uwierz w sie­bie”. Mnie po­mo­gła… moja bez­sil­ność. A do­kład­nie uzna­nie swo­jej bez­sil­no­ści wo­bec cho­roby syna. I jesz­cze cio­cia Gabi, moja edu­ka­torka z od­działu. Po­mo­gła mi jedną roz­mową.

Cio­cia, wi­dząc moją bez­rad­ność i to­talne za­gu­bie­nie, któ­re­goś dnia wzięła mnie na bok, tak aby An­tek nie sły­szał, i po­wie­działa, pa­ra­fra­zu­jąc: „Tato, chodź ze mną. Ja wiem, że Ty nic obec­nie nie wiesz i nie­wiele jesz­cze ro­zu­miesz, ale wraz z prak­tyką po­jawi się zro­zu­mie­nie. DASZ RADĘ! Jesz­cze dzień lub dwa i zro­zu­miesz. Ja Ci w tym po­mogę”.

Jak już pi­sa­łem wcze­śniej, je­stem pro­stym fa­ce­tem i wła­śnie te pro­ste słowa wy­po­wie­dziane bez ofi­cjal­nego „pan”, skie­ro­wane bez­po­śred­nio do mnie, po­mo­gły zro­zu­mieć mi moją sy­tu­ację.

Uzna­łem, że jesz­cze nie ro­zu­miem, ale z cza­sem zro­zu­miem. I co naj­waż­niej­sze – na od­dziale można, a na­wet trzeba py­tać o wszystko, bo po­dobno nie ma głu­pich py­tań (py­ta­nia za­czną się do­piero, jak wyj­dziesz z dziec­kiem ze szpi­tala, o czym wię­cej opo­wiem w roz­dziale „Py­ta­nia, które usły­szysz naj­czę­ściej”). Nie zmie­niło to faktu, iż na­dal było po mnie wi­dać kom­pletny brak pew­no­ści sie­bie (choć przy­znaję, że za­zna­łem wtedy chwili spo­koju). Jed­nak jesz­cze długo by­łem kłęb­kiem ner­wów.

Sala szpitalna