Wojna o Kresy Wschodnie 1918-1921 - Lech Wyszczelski - ebook

Wojna o Kresy Wschodnie 1918-1921 ebook

Lech Wyszczelski

4,5

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Konferencja paryska w 1919 roku nie podjęła decyzji w sprawie polskiej granicy wschodniej, pozostawiając to Rosji, ale tej demokratycznej, która miała powstać po zwycięstwie nad bolszewikami. Wojna o Kresy Wschodnie dotyczyła nie tylko kształtu terytorialnego II Rzeczypospolitej, ale miała wymiar międzynarodowy, uniemożliwiała bowiem bolszewikom realizację planu sowietyzacji Europy. Jej znaczenie polegało na tym, że na dwadzieścia lat gwarantowała Polsce niepodległość i suwerenność, będąc ważnym wyznacznikiem jej bezpieczeństwa zewnętrznego.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 574

Oceny
4,5 (2 oceny)
1
1
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Wstęp

Wstęp

W listo­pa­dzie 1918 r. po 123 latach Polacy zrzu­cili nie­wolę naro­dową, odzy­sku­jąc wol­ność. Odby­wało się to w zupeł­nie innych uwa­run­ko­wa­niach geo­po­li­tycz­nych ani­żeli pod­czas roz­bio­rów. W wyniku I wojny świa­to­wej upa­dły monar­chie wszyst­kich państw roz­bio­ro­wych. Były to, jak w wypadku Austro-Węgier i Rosji, pań­stwa wie­lo­na­ro­dowe, na gru­zach któ­rych powstało wiele nowych orga­ni­zmów pań­stwo­wych. Stało się to moż­liwe, bowiem w dru­giej poło­wie XIX w. roz­po­częło się budze­nie świa­do­mo­ści naro­do­wej wielu naro­dów, zaś nacjo­na­lizm jako kie­ru­nek poli­tyczny miał duże grono zwo­len­ni­ków.

Odro­dze­nie Pol­ski nie mogło się odbyć w gra­ni­cach przed­ro­zbio­ro­wych. Rzecz­po­spo­lita Obojga Naro­dów fak­tycz­nie była ojczy­zną co naj­mniej trzech naro­dów: pol­skiego, litew­skiego i ruskiego. Świa­do­mość naro­dowa Litwi­nów była naj­sil­niej­sza wśród ludów wymie­nio­nej Rze­czy­po­spo­li­tej; co wię­cej, wcze­śniej­sze więzi z Pol­ską rzu­to­wały nega­tyw­nie na bie­żące rela­cje z Pola­kami. Oba­wiano się pol­skiej domi­na­cji kul­tu­ro­wej osła­bia­ją­cej więzy toż­sa­mo­ści naro­do­wej Litwi­nów. Świa­do­mość naro­dowa Ukra­iń­ców jako narodu datuje się od koń­co­wych dekad XIX w. i była naj­sil­niej­sza w Gali­cji, gdzie nacjo­na­lizm osią­gnął naj­wyż­szy poziom, będąc do tego pod­sy­cany przez Austria­ków dla osła­bia­nia pol­skich aspi­ra­cji naro­do­wych. Naj­sła­biej z ziem, wcho­dzą­cych wcze­śniej w skład przed­ro­zbio­ro­wej Rze­czy­po­spo­li­tej, więzy świa­do­mo­ściowe kształ­to­wały się wśród Bia­ło­ru­si­nów. W powyż­szych uwa­run­ko­wa­niach z góry prze­wi­dzieć można było ostry kon­flikt naro­do­wo­ściowy i tery­to­rialny przy powsta­wa­niu odro­dzo­nej Pol­ski.

Pol­skie kon­cep­cje kształtu tery­to­rial­nego odro­dzo­nego pań­stwa w zasa­dzie kon­cen­tro­wały się wokół dwóch idei: inkor­po­ra­cyj­nej, lan­so­wa­nej przez Naro­dową Demo­kra­cję i jej lidera Romana Dmow­skiego, dążą­cej do utwo­rze­nia pań­stwa jed­no­li­cie naro­do­wego lub w takim kształ­cie, w któ­rych mniej­szo­ści naro­dowe podatne będą na asy­mi­la­cję, i fede­ra­cyj­nej, gło­szo­nej przez obóz sku­piony wokół Józefa Pił­sud­skiego, zakła­da­ją­cej utwo­rze­nie na byłych zachod­nich rubie­żach impe­rium rosyj­skiego państw naro­do­wych powią­za­nych wię­zami fede­ra­cyj­nymi z Pol­ską (a fak­tycz­nie znaj­du­ją­cych się pod pol­ską domi­na­cją). Obie kon­cep­cje nie przy­sta­wały do wizji poli­tycz­nej mocarstw zachod­nich, wykre­śla­ją­cych nowy ład euro­pej­ski, i nie miały ich akcep­ta­cji. Dla tych mocarstw sprawą naj­istot­niej­szą była odbu­dowa Rosji o ustroju bur­żu­azyjno–demo­kra­tycz­nym – pań­stwa sil­nego, odgry­wa­ją­cego ważną rolę w powo­jen­nej Euro­pie. Wobec tego to takiej Rosji dawano prawo do decy­do­wa­nia o prze­biegu jej gra­nicy zachod­niej. Pol­ska w myśl tych inten­cji miała być ogra­ni­czona do obszaru etno­gra­ficz­nego, na któ­rym zamiesz­ki­wał w zde­cy­do­wa­nej więk­szo­ści żywioł pol­ski. To były główne przy­czyny, dla któ­rych nie pod­jęto na poko­jo­wej kon­fe­ren­cji pary­skiej w 1919 r. roz­strzy­gnięć co do kształtu pol­skiej gra­nicy wschod­niej; co wię­cej, wyra­żano zde­cy­do­wany sprze­ciw wobec poli­tyki fak­tów doko­na­nych upra­wia­nej przez War­szawę. Mocar­stwa zachod­nie uzna­wały jako tym­cza­sową wschod­nią gra­nicę Pol­ski tzw. Linię Cur­zona, nakre­śloną 8 grud­nia 1919 r. – nie do końca rze­tel­nie – według kry­te­riów etno­gra­ficz­nych.

Wła­dzę wyko­naw­czą w odro­dzo­nej Pol­sce zdo­był Pił­sud­ski, lecz była ona ogra­ni­czana przez obóz pra­wi­cowy, mający zna­czące wpływy w pierw­szym skła­dzie par­la­mentu. Mimo tego to wła­śnie Pił­sud­ski sta­rał się narzu­cić wła­sną kon­cep­cję poli­tyki wschod­niej, uzna­jąc brak decy­zji mię­dzy­na­ro­do­wych co do gra­nicy wschod­niej jako cichą zgodę mocarstw na podej­mo­wa­nie wła­snych roz­wią­zań; te nato­miast nie mie­ściły się w for­mule roko­wań dyplo­ma­tycz­nych, lecz moż­liwe były do reali­za­cji wyłącz­nie na dro­dze zma­gań mili­tar­nych. Pił­sud­ski uwa­żał, że wobec sytu­acji w Rosji dla Pol­ski powstała nie­po­wta­rzalna oka­zja: z jed­nej strony – reali­za­cji wła­snej poli­tyki wschod­niej, z dru­giej – doko­na­nia tego poprzez mili­tarne poko­na­nie bol­sze­wi­ków. Tyle tylko, że kon­cep­cja fede­ra­cyjna miała jakże istotną sła­bość – narody, do któ­rych była kie­ro­wana, odrzu­cały ją, a w wypadku Litwi­nów była to nega­cja abso­lutna. Czy wobec tego mogła być zre­ali­zo­wana? Z pew­no­ścią zasa­dzała się na fik­cyj­nych prze­słan­kach.

Kon­cep­cja inkor­po­ra­cyjna w wyda­niu Dmow­skiego była też nie do zaak­cep­to­wa­nia – zarówno przez mocar­stwa, jak i narody, któ­rych miała doty­czyć. Stąd wyni­kać będą duże trud­no­ści z jej reali­za­cją, cho­ciaż zosta­nie ona w pew­nym stop­niu urze­czy­wist­niona.

Odra­dza­jąca się Pol­ska była skon­flik­to­wana z wszyst­kimi sąsia­dami. Nie było to wyni­kiem postawy samych tylko Pola­ków, ale i naro­dów, ubie­ga­ją­cych się o samo­dziel­ność pań­stwową, które wycho­dziły czę­sto z kurio­zal­nymi żąda­niami tery­to­rial­nymi włą­cze­nia w skład ich państw dużych sku­pisk Pola­ków. Żąda­nia te przy­bie­rały naj­bar­dziej skrajną postać w przy­padku Litwi­nów. W tych uwa­run­ko­wa­niach trudno było o roz­strzy­gnię­cia kom­pro­mi­sowe doko­ny­wane w roko­wa­niach dyplo­ma­tycz­nych. Widmo docho­dze­nia wła­snych racji poprzez walkę zbrojną było aż nadto widoczne – sta­wało się to fak­tem.

Czy wal­czono tylko o gra­nice? Oka­zało się, że w wypadku wojny z Rosją Radziecką miała to być walka o zde­cy­do­wa­nie szer­sze cele. Moskwa bol­sze­wicka zakła­dała przy­stą­pie­nie do prak­tycz­nej reali­za­cji hasła rewo­lu­cji świa­to­wej, a droga do tego pro­wa­dziła przez Pol­skę. Pola­kom gro­ziła sowie­ty­za­cja, czyli ponowna utrata nie­pod­le­gło­ści z tra­gicz­nymi skut­kami tego kroku. Dla prze­ciw­sta­wie­nia się temu zagro­że­niu nastą­piła pełna kon­so­li­da­cja spo­łe­czeń­stwa, które prak­tycz­nie samo­dziel­nie, bez zna­czą­cej pomocy zewnętrz­nej, zaha­mo­wało pochód fali rewo­lu­cyj­nej. Tym spo­so­bem uchro­niło pań­stwa zachod­nie od gro­żą­cego im nie­bez­pie­czeń­stwa. Wojna pol­sko-rosyj­ska 1919–1920 r. miała więc wymiar co naj­mniej euro­pej­ski.

Roz­pa­tru­jąc walkę o Kresy Wschod­nie, postrze­gać ją należy jako czynne zma­ga­nia zbrojne z Ukra­iń­cami, Litwi­nami i przede wszyst­kim z Rosją Radziecką. Do walki z tymi pierw­szymi doszło jesz­cze przed ofi­cjal­nym reak­ty­wo­wa­niem wol­nej Pol­ski. Roz­po­częły się one od ukra­iń­skiego puczu we Lwo­wie wcze­snym ran­kiem 1 listo­pada 1918 r. Walki objęły tery­to­rium całej Gali­cji Wschod­niej i w ogra­ni­czo­nym wymia­rze Wołyń. Do lata 1919 r. był to naj­waż­niej­szy front walk, absor­bu­jący główną uwagę for­mo­wa­nego Woj­ska Pol­skiego. Wyrzu­ce­nie oddzia­łów ukra­iń­skich za Zbrucz oraz rozejm zawarty z wiel­kim ata­ma­nem Symo­nem Petlurą, obej­mu­jący Wołyń, zakoń­czył etap walk z tym prze­ciw­ni­kiem, który w następ­nym roku jako Ukra­iń­ska Repu­blika Ludowa Petlury stał się sojusz­ni­kiem w woj­nie z Rosją Radziecką. Star­cia zbrojne z Litwi­nami pro­wa­dzono tak w 1919 r., jak przede wszyst­kim w 1920 r. Ich pod­ło­żem były obu­stronne rosz­cze­nia tery­to­rialne doty­czące Suwalsz­czy­zny i Wileńsz­czy­zny. Walki zakoń­czyły się suk­ce­sem pol­skim, bowiem prze­ciw­nik dys­po­no­wał poten­cja­łem mili­tar­nym nie­da­ją­cym mu szans w tej kon­fron­ta­cji. Pozo­stał jed­nak stan wro­go­ści mię­dzy obu naro­dami, utrzy­mu­jący się przez nie­mal cały okres mię­dzywojenny. Wojna z Rosją Radziecką nie była wypo­wie­dziana przez żadną ze stron, lecz walki zbrojne roz­po­częły się od lutego 1919 r. i trwały do paź­dzier­nika 1920 r. Wska­zy­wa­li­śmy już na ich zde­cy­do­wane wykra­cza­nie poza tema­tykę wyłącz­nie tery­to­rialną. W 1920 r. anga­żo­wały one po obu stro­nach cały roz­po­rzą­dzalny poten­cjał mili­tarny i były pro­wa­dzone o reali­za­cję dale­ko­sięż­nych celów stra­te­gicz­nych. Pol­skie zwy­cię­stwo mili­tarne w tej woj­nie nie zostało prze­ło­żone na osią­gnię­cie zakła­da­nych celów poli­tycz­nych. Pokój ryski pod­pi­sany 18 marca 1921 r., koń­czący tą kon­fron­ta­cję zbrojną, zawarty został na dro­dze kom­pro­misu. Pił­sud­skiemu nie udało się zre­ali­zo­wać zało­żo­nego celu poli­tycz­nego – odsu­nię­cia Rosji od odgry­wa­nia roli mocar­stwa euro­pej­skiego. Kolejną jego porażką było osta­teczne fia­sko kon­cep­cji fede­ra­cyj­nej. Była to idea nie do zre­ali­zo­wa­nia wobec oporu państw i naro­dów, do któ­rych była kie­ro­wana. Pol­ska gra­nica wschod­nia okre­ślona w Rydze w zasa­dzie prze­bie­gała w myśl zało­żeń kon­cep­cji inkor­po­ra­cyj­nej Dmow­skiego. Kresy Wschod­nie weszły w skład Pol­ski, tyle tylko, że ozna­czało to wchło­nię­cie wie­lo­mi­lio­no­wej masy mniej­szo­ści naro­do­wych (głów­nie Ukra­iń­ców i Bia­ło­ru­si­nów).

Klamrą zamy­ka­jącą powyż­sze roz­strzy­gnię­cia były decy­zje pod­jęte pod­czas pol­sko-rosyj­skich roko­wań poko­jo­wych, pro­wa­dzo­nych w Rydze, zakoń­czo­nych pod­pi­sa­niem układu poko­jo­wego co prawda mię­dzy tymi dwoma pań­stwami, ale fak­tycz­nie usta­la­ją­cych wschod­nią gra­nicę Pol­ski, także w odnie­sie­niu do Woły­nia i Gali­cji Wschod­niej. Mocar­stwa zachod­nie dość długo zwle­kały z jej mię­dzynarodowym uzna­niem – nastą­piło to 15 marca 1923 r. – licząc na restau­ra­cję „bia­łej” Rosji, a także wyra­ża­jąc sprze­ciw wobec odsu­nię­cia ich od wpływu na zawarte usta­le­nia.

Trak­tat ryski sta­no­wił, obok trak­tatu wer­sal­skiego, główny filar bez­pie­czeń­stwa naro­do­wego Pol­ski w całym dwu­dzie­sto­le­ciu mię­dzy­wo­jen­nym; nie uchro­niło to jej jed­nak od kata­strofy wrze­śnio­wej 1939 r., kiedy to dwaj wielcy sąsie­dzi poro­zu­mieli się co do ponow­nego usu­nię­cia jej z poli­tycz­nej mapy Europy.

Wojny o Kresy Wschod­nie lat 1918–1920 sta­no­wiły wyda­rze­nie ogrom­nej wagi dla losów odro­dzo­nej Pol­ski. Anga­żo­wały wie­lo­mi­lio­nowe rze­sze Pola­ków, ich bez­po­śred­nich uczest­ni­ków. Miały wielki wpływ na poli­tykę II Rze­czy­po­spo­li­tej w całym dwu­dzie­sto­le­ciu mię­dzy­wo­jen­nym. Mimo tego nie docze­kały się one, jak dotąd, lite­ra­tury histo­rycz­nej na miarę ich zna­cze­nia. Brak jest w pol­skiej histo­rio­gra­fii mono­gra­ficz­nego opra­co­wa­nia tego tematu. Uka­zują się prace obej­mu­jące każdą z tych wojen z osobna. Tym­cza­sem miały one wiele cech wspól­nych, któ­rych łącz­ni­kiem było mili­tarne wywal­cze­nie prawa Pola­ków do włą­cze­nia w skład II Rze­czy­po­spo­li­tej Kre­sów Wschod­nich.

W pol­skiej histo­rio­gra­fii o wal­kach pol­sko-ukra­iń­skich o Gali­cję Wschod­nią i Wołyń w latach 1918–1919 pisali m.in. Cze­sław Mączyń­ski1, Witold Hupert2, Michał Kli­mecki3, Jere­miasz Śli­piec4. Dzia­ła­nia mili­tarne pol­sko-litew­skie naj­peł­niej przed­sta­wili Piotr Łos­sow­ski5 i Józef Smo­leń­ski6. Wojna pol­sko-rosyj­ska 1919–1920 r. docze­kała się opra­co­wań wielu auto­rów; wśród nich piszący te słowa ma też swój oso­bi­sty udział7. To tylko pod­sta­wowa lite­ra­tura; w niniej­szej pracy wyko­rzy­stano jej znacz­nie wię­cej, i to autor­stwa zarówno pol­skich, jak i zagra­nicz­nych histo­ry­ków.

Niniej­sza praca, przy­go­to­wana w ramach nowej serii Bel­lony „Wojny, kam­pa­nie, ope­ra­cje”, wycho­dzi naprze­ciw, jak się wydaje, zapo­trze­bo­wa­niu spo­łecz­nemu na takowe cało­ściowe opra­co­wa­nie. Autor, od wielu lat publi­ku­jący opra­co­wa­nia z dzie­jów poszcze­gól­nych eta­pów wojny pol­sko-rosyj­skiej 1919–1920 r., jak też cało­ściowej syn­tezy tej wojny, pod­jął się tym razem zada­nia przy­bli­że­nia zma­gań mili­tar­nych o Kresy Wschod­nie. Wymogi usta­lone dla tej serii mają też wpływ na cha­rak­ter tego opra­co­wa­nia.

Niniej­sza książka, mająca cha­rak­ter popu­lar­no­nau­kowy, oparta została na ana­li­zie mate­riału źró­dło­wego, w tym archi­wal­nego – pol­skiego i rosyj­skiego. Wyko­rzy­stane zostały także opra­co­wa­nia cząst­kowe – tak pol­skie, jak i zagra­niczne. I cho­ciaż pisana jest przez pro­fe­sjo­nal­nego histo­ryka, dba­ją­cego o zacho­wa­nie rze­tel­no­ści przed­sta­wia­nej fak­to­gra­fii, to jed­nak spo­sób jej poda­nia i pre­zen­ta­cji dosto­so­wany został do sze­ro­kiego kręgu czy­tel­ni­ków, do któ­rych jest kie­ro­wana, w tym sen­ty­men­tal­nie powią­za­nych z opi­sy­wa­nymi wyda­rze­niami. Napi­sana została więc języ­kiem przy­stęp­nym dla poten­cjal­nego odbiorcy.

Wojna pol­sko-ukra­iń­ska o Gali­cję Wschod­nią i Wołyń (1918–1919)

WOJNA POL­SKO-UKRA­IŃ­SKA O GALI­CJĘ WSCHOD­NIĄ I WOŁYŃ (1918–1919)

Obszar Gali­cji Wschod­niej i Woły­nia zamiesz­ki­wany był przez lud­ność mie­szaną, w więk­szo­ści nie­po­lskiej naro­do­wo­ści. Polacy prze­wa­żali w mia­stach i pew­nych sku­pi­skach wokół nich, lud­ność wiej­ska to głów­nie Ukra­ińcy. Na obsza­rze Gali­cji Wschod­niej Ukra­ińcy sta­no­wili 71,1% lud­no­ści, Polacy – 14,4% i Żydzi – 12,4%. Lud­ność wiej­ska to 82% całej spo­łecz­no­ści. Zbli­żone pro­por­cje były i na Woły­niu. Budze­nie się świa­do­mo­ści naro­do­wej Ukra­iń­ców roz­po­częło się pod koniec XIX w. Jego ośrod­kiem była głów­nie Gali­cja Wschod­nia. Naro­do­wo­ściowe aspi­ra­cje Ukra­iń­ców wspie­rali Austriacy, któ­rzy widzieli w tym pomoc w poskra­mia­niu pol­skich żądań nie­pod­le­gło­ścio­wych. Klę­ska mili­tarna Austro-Węgier w I woj­nie świa­to­wej i w jej efek­cie roz­pad wielonaro­do­wej monar­chii spo­wo­do­wały powsta­nie moż­li­wo­ści ubie­ga­nia się Pola­ków o odzy­ska­nie nie­pod­le­gło­ści, przez Ukra­iń­ców nato­miast trak­to­wane były jako szansa na budowę wła­snego pań­stwa. Wyklu­czało to moż­li­wość poko­jo­wego ure­gu­lo­wa­nia spraw spor­nych i zapo­wia­dało walkę mili­tarną o reali­za­cję jakże odmien­nych i wyklu­cza­ją­cych się wza­jem­nie celów obu nacji. Jej areną stał się jako pierw­szy Lwów – sto­lica byłego zaboru austriac­kiego, naj­waż­niej­sze mia­sto Gali­cji Wschod­niej. Pucz Ukra­iń­ców, prze­pro­wa­dzony ran­kiem 1 listo­pada 1918 r., oddał w ich wła­da­nie nie­mal całe mia­sto. Wła­dze powo­ła­nej tam przez Ukra­iń­ców Zachod­nio­ukra­iń­skiej Repu­bliki Ludo­wej jako sepa­ra­ty­stycz­nego pań­stwa ukra­iń­skiego czy­niły przy­go­to­wa­nia do siło­wego zaję­cia całej pro­win­cji. Celem stra­te­gicz­nym Ukra­iń­ców z Gali­cji Wschod­niej było prze­ję­cie wła­dzy w tym regio­nie i usta­no­wie­nie gra­nicy pań­stwo­wej z Pol­ską na linii San–Wisłok; ich moż­li­wo­ści reali­za­cji tego celu środ­kami mili­tar­nymi były jed­nak bar­dzo ogra­ni­czone.

Innym obsza­rem kon­fliktu był Wołyń. W tym wypadku kon­fron­ta­cja zbrojna pro­wa­dzona była z siłami Ukra­iń­skiej Repu­bliki Ludo­wej na czele z wiel­kim ata­ma­nem Symo­nem Petlurą.

Wio­sną 1919 r. doszło do pod­po­rząd­ko­wa­nia się rządu Zachod­nio­ukra­iń­skiej Repu­bliki Ludo­wej, uzna­ją­cemu zwierzch­ność Petlury rzą­dowi Ukra­iń­skiej Repu­bliki Ludo­wej, ale z zacho­wa­niem dużej auto­no­mii.

1. Obrona Lwowa (listo­pad 1918–marzec 1919)

Polacy mieli pewne infor­ma­cje o przy­go­to­wa­niach mili­tar­nych Ukra­iń­ców, lecz wyka­zy­wali nie­po­rad­ność w zespa­la­niu wła­snych sze­re­gów. Rada Regen­cyjna mia­no­wała 27 paź­dzier­nika 1918 r. gen. Sta­ni­sława Puchal­skiego (szef sztabu – płk Wła­dy­sław Sikor­ski) dowódcą woj­sko­wym w Gali­cji. Przy­był on do Lwowa dopiero 29 paź­dzier­nika i nie wyka­zy­wał ini­cja­tywy w orga­ni­zo­wa­niu pol­skich for­ma­cji woj­sko­wych. Nie było też jed­no­ści wśród znaj­du­ją­cych się w mie­ście pol­skich orga­ni­za­cji nie­pod­le­gło­ścio­wych, które baga­te­li­zo­wały wie­ści o przy­go­to­wa­niach Ukra­iń­ców do puczu. Nie utwo­rzono też wspól­nej pol­skiej komendy woj­sko­wej dla znaj­du­ją­cych się w mie­ście orga­ni­za­cji nie­pod­le­gło­ścio­wych. Tym­cza­sem Ukra­ińcy, popie­rani przez Austria­ków, czy­nili przy­go­to­wa­nia do walki zbroj­nej. Plan zaję­cia Lwowa opra­co­wali Dmy­tro Wit­kow­ski i Petro Bubela. Liczyć oni mogli począt­kowo jedy­nie na około 1500 żoł­nie­rzy naro­do­wo­ści ukra­iń­skiej, sta­cjo­nu­ją­cych w mie­ście w ramach wojsk austro–węgier­skich. 1 listo­pada 1918 r. Ukra­ińcy pod­stę­pem, przy cichej apro­ba­cie władz austro-węgier­skich, opa­no­wali Lwów, a w kolej­nych dniach – całą Gali­cję Wschod­nią. Zama­chu woj­sko­wego doko­nały skła­da­jące się z Ukra­iń­ców: 15. Tar­no­pol­ski Pułk Pie­choty, 19. Pułk Strzel­ców oraz 41. Bata­lion Asy­sten­cyjny. Tak­tyka strony ukra­iń­skiej pole­gała na wcze­śniej­szym (przed zama­chem) wyeli­mi­no­wa­niem z gar­ni­zonu lwow­skiego żoł­nie­rzy naro­do­wo­ści nieukra­iń­skiej. Opa­no­wane z zasko­cze­nia mia­sto Ukra­ińcy obsa­dzili swo­imi zało­gami. Doty­czyło to naj­waż­niej­szych obiek­tów i budyn­ków. Jed­no­cze­śnie prze­rwano połą­cze­nia kole­jowe i tele­fo­niczne Lwowa z Gali­cją Zachod­nią. Zasko­czeni żoł­nie­rze austriaccy nie prze­ciw­sta­wiali się zama­chow­com, tym jed­nak, mimo zaję­cia nie­mal całego mia­sta, nie udało się zupeł­nie go spa­ra­li­żo­wać; np. nie kon­tro­lo­wali Dworca Głów­nego – bra­ko­wało im na to sił. Inter­no­wali za to ofi­cjalne wła­dze cywilne i woj­skowe Austro-Węgier; te dru­gie uznały puczy­stów za part­ne­rów i zgo­dziły się na prze­ka­za­nie im uzbro­je­nia, znaj­du­ją­cego się na obsza­rze Gali­cji Wschod­niej. Za pucz na pro­win­cji odpo­wia­dał Dmy­tro Pali­jew. Orga­ni­za­to­rzy i dowódcy puczu byli niskiej rangi żoł­nie­rzami armii austro-węgier­skiej.

Ukra­ińcy spra­wie opa­no­wa­nia Lwowa poświę­cili naj­wię­cej uwagi, kon­cen­tru­jąc do wyko­na­nia tego zada­nia więk­szość dys­po­zy­cyj­nych wojsk, a ogo­ła­ca­jąc z nich pozo­stały obszar Gali­cji Wschod­niej. Z punktu widze­nia sztuki wojen­nej nie było to roz­wią­za­nie opty­malne, kon­cen­tra­cja wojsk nastą­piła bowiem w miej­scu, gdzie lokalne for­ma­cje woj­skowe miały dużą prze­wagę nad Pola­kami. Zacho­wa­nie Ukra­iń­ców uza­sad­nione było chę­cią opa­no­wa­nia mia­sta pla­no­wa­nego na sie­dzibę władz oraz obawą, czy można byłoby tego doko­nać wyłącz­nie siłami lokal­nymi, wie­dząc o pol­skiej domi­na­cji wśród miesz­kań­ców tego mia­sta8.

Pol­skie orga­ni­za­cje para­mi­li­tarne, począt­kowo zasko­czone zama­chem ukra­iń­skim, stop­niowo przy­stą­piły do mobi­li­za­cji swych sił we Lwo­wie. Kon­cen­tro­wały się one w kilku odizo­lo­wa­nych obiek­tach (Szkoła im. H. Sien­kie­wi­cza – komen­dant kpt. Zdzi­sław Tatar-Trze­śniow­ski, Dom Tech­ni­ków – pchor. Ludwik Wasi­lew­ski, obiekty przy ul. Issa­kow­skiej). Z uwagi na brak uzbro­je­nia począt­kowe walki podej­mo­wane były przez pol­ską samo­obronę z myślą o zdo­by­ciu broni. Sta­rano się ata­ko­wać maga­zyny uzbro­je­nia i poje­dyn­czych żoł­nie­rzy ukra­iń­skich. Tak­tyka ta oka­zała się słuszna, bowiem umoż­li­wiła prze­ję­cie czę­ści uzbro­je­nia, daleko jed­nak nie­wy­star­cza­jąca do wypo­sa­że­nia licz­nie zgła­sza­ją­cych się ochot­ni­ków. Sła­bo­ścią były spory wokół powo­ła­nia jed­no­li­tego dowódz­twa. Dopiero po licz­nych spo­rach i tar­gach został nim kpt. Cze­sław Mączyń­ski9. Utwo­rzono Naczelną Komendę Wojsk Pol­skich we Lwo­wie. Powo­łano także jed­no­litą repre­zen­ta­cję poli­tyczną – Pol­ski Komi­tet Naro­dowy na czele z Wła­dy­sła­wem Ste­sło­wi­czem.

Ukra­ińcy dążyli do szyb­kiego zdła­wie­nia prób sta­wia­nia oporu przez Pola­ków, stąd ata­ko­wali nie­liczne jesz­cze pol­skie pla­cówki na tere­nie mia­sta. Atak na Szkołę im. H. Sien­kie­wi­cza nie powiódł się, a do tego pol­skie patrole już pod koniec 1 listo­pada oczy­ściły z oddzia­łów prze­ciw­nika ul. Gru­decką. Obro­niły się i pozo­stałe pla­cówki.

Po stro­nie pol­skiej cechą cha­rak­te­ry­styczną w pierw­szych godzi­nach walk było podej­mo­wa­nie prób two­rze­nia regu­lar­nych oddzia­łów woj­sko­wych. Z koniecz­no­ści zacho­wy­wały się one jesz­cze defen­syw­nie wobec zde­cy­do­wa­nej prze­wagi prze­ciw­nika. Polacy w tym cza­sie nie mieli planu walki i jed­no­li­tego dowódz­twa, stąd ich poczy­na­nia były nie­sko­or­dy­no­wane i żywio­łowe. Za główny cel tej fazy dzia­łań strona pol­ska uznała zdo­by­cie nie­zbęd­nego uzbro­je­nia. Przy­jęto tak­tykę pro­wa­dze­nia licz­nych napa­dów na patrole nie­przy­ja­ciela.

2 listo­pada Naczelne Dowódz­two Obrony Lwowa zde­cy­do­wało o przy­stą­pie­niu uzbro­jo­nych oddzia­łów do ogra­ni­czo­nych dzia­łań ofen­syw­nych. Utwo­rzono dwie grupy sztur­mowe, które miały opa­no­wać Dwo­rzec Główny i znaj­du­jące się tam maga­zyny woj­skowe. Zapla­no­wano natar­cie wypro­wa­dzane od pół­nocy i wschodu. Sta­rano się wyko­rzy­stać czyn­nik zasko­cze­nia. Ata­ko­wano z deter­mi­na­cją, do walki na bagnety włącz­nie. Aktyw­ność wyka­zy­wała w szcze­gól­no­ści załoga Szkoły im. H. Sien­kie­wi­cza, kie­ro­wana przez nowego dowódcę, kpt. Mie­czy­sława Borutę-Spie­cho­wi­cza. Zano­to­wano spory suk­ces, bowiem zdo­byto duży maga­zyn broni i amu­ni­cji. Po kil­ku­go­dzin­nej walce opa­no­wano cały kom­pleks Dworca Głów­nego. W tym cza­sie inna grupa Pola­ków zdo­była dwa działa w pobli­skiej wsi Sokol­niki, a kolejna zajęła Szkołę im. St. Konar­skiego. Opa­no­wano lot­ni­sko na Lewan­dówce. Nie­udana była pod­jęta przez por. Anto­niego Jakub­skiego próba sfor­mo­wa­nia pol­skich oddzia­łów na Zamar­ty­no­wie.

Zasko­czeni Ukra­ińcy w odwe­cie pró­bo­wali zdo­być obiekty Szkoły im. H. Sien­kie­wi­cza i Domu Tech­ni­ków, ale bez powo­dze­nia. Obszar kon­tro­lo­wany przez Pola­ków 2 listo­pada znacz­nie się posze­rzył. Wyzna­czony był on linią bie­gnącą od Dworca Głów­nego przez Dwo­rzec Kle­pa­row­ski, wzgó­rze na pół­noc od ul. Janow­skiej, Cmen­tarz Janow­ski, ulice: Bema, Kor­dow­skiego, Lesz­czyń­skiego, plac Bil­czew­ski, ulice: Chrza­now­skiego, Koper­nika, wzgó­rza Wulec­kie i Kul­par­tow­skie, szosę gró­decką, część Dworca Czer­niow­skiego, by zamknąć się ponow­nie przy Dworcu Głów­nym10.

Do oddzia­łów pol­skich sys­te­ma­tycz­nie napły­wali ochot­nicy. Stwa­rzało to nadzieję na kon­ty­nu­owa­nie dzia­łań ofen­syw­nych, zapla­no­wano więc natar­cie w kie­runku cen­trum mia­sta lub na cyta­delę. Tym­cza­sem 3 listo­pada zawarto cza­sowe zawie­sze­nie broni. Ukra­ińcy czas ten zamie­rzali wyko­rzy­stać na ścią­gnię­cie regu­lar­nych for­ma­cji strzel­ców siczo­wych.

Pierw­szy etap walk po stro­nie pol­skiej okre­ślić można jako dzia­ła­nia impro­wi­zo­wane, spon­ta­niczne, bez jasno wytknię­tego celu stra­te­gicz­nego. Główna uwaga impro­wi­zo­wa­nych oddzia­łów sku­piona była na zdo­by­wa­niu broni. Pierw­sza pla­nowa akcja – natar­cie na Dwo­rzec Główny – wyka­zała prze­wagę dzia­łań pla­no­wych nad żywio­ło­wymi. Dało to asumpt do opra­co­wy­wa­nia pla­nów kolej­nych ope­ra­cji.

Obie strony pod­jęły już 2 listo­pada nego­cja­cje, ale bez powo­dze­nia. Ukra­ińcy zamie­rzali na trwałe opa­no­wać Gali­cję Wschod­nią.

Ukra­ińcy prze­rwę w wal­kach wyko­rzy­stali na znaczne wzmoc­nie­nie swych sił we Lwo­wie. Napływ ochot­ni­ków do pol­skich oddzia­łów nie rekom­pen­so­wał znacz­nego przy­ro­stu sił prze­ciw­nika, mimo to bilans dwu­dnio­wych walk był nie­ko­rzystny dla Ukra­iń­ców, bowiem po począt­ko­wym zasko­cze­niu Pola­ków nie zdo­łali oni roz­sze­rzyć stanu posia­da­nia w mie­ście, a nawet nastą­piło jego pewne uszczu­ple­nie. Stąd też już pod wie­czór 3 listo­pada Ukra­ińcy pod­jęli dzia­ła­nia zaczepne dla odbi­cia Dworca Głów­nego. Walki w tym rejo­nie cha­rak­te­ry­zo­wały się dużym dyna­mi­zmem – obie strony ata­ko­wały i kontrata­ko­wały na prze­mian. Osta­tecz­nie Polacy obro­nili Dwo­rzec Główny, ale utra­cili pozy­cje wokół radio­sta­cji pod Kozia­ten­ni­kami.

Ukra­ińcy, posia­da­jąc znaczną prze­wagę sił, zapla­no­wali na 4 listo­pada gene­ralne natar­cie, dodat­kowo licząc na szyb­kie przy­by­cie do mia­sta Legionu Strzel­ców Siczo­wych. Ata­ko­wano nie­mal na całej linii frontu, sto­su­jąc tak­tykę jed­no­cze­snych natarć pro­wa­dzo­nych przez wydzie­lone grupy sztur­mowe. Doszło do zacię­tych walk. Ukra­ińcy poczy­nili liczne wyłomy w pol­skich liniach obron­nych; mimo to Polacy nie ogra­ni­czali się wyłącz­nie do dzia­łań defen­syw­nych.

Mimo podej­mo­wa­nych przez obie strony w dniach 4–5 listo­pada prób uzy­ska­nia prze­wagi, pro­wa­dzone dzia­ła­nia zakwa­li­fi­ko­wać można jako walki pozy­cyjne. Sta­bi­li­za­cja walk zapo­wia­dała ich prze­wle­kłość. Wyma­gało to od obu stron zna­czą­cego wzmoc­nie­nia liczeb­nego wal­czą­cych wojsk, ich reor­ga­ni­za­cji oraz pla­no­wego zaopa­try­wa­nia. Polacy wydali roz­kaz mobi­li­za­cji wyzna­czo­nych rocz­ni­ków, ale jego reali­za­cja napo­ty­kała trud­no­ści. Mimo to liczeb­ność oddzia­łów pol­skich 5 listo­pada wyno­siła 6022 żoł­nie­rzy i 1421 mło­do­cia­nych11. Linii frontu, podzie­lo­nego na odcinki, podod­cinki i sek­tory, bro­niły dwie grupy wojsk. Obok oddzia­łów obsa­dza­ją­cych linię frontu roz­po­częto for­mo­wa­nie spe­cjal­nych grup sztur­mo­wych. Zakoń­czono for­mo­wa­nie Naczel­nej Komendy. Two­rzono służbę zabez­pie­cze­nia logi­stycz­nego i sani­tarną. Ogło­szono wer­bu­nek na zasa­dzie poboru do woj­ska męż­czyzn w wieku od 18 do 35 lat i byłych woj­sko­wych do 45 roku życia. Tajne punkty wer­bun­kowe funk­cjo­no­wały w dziel­ni­cach opa­no­wa­nych przez Ukra­iń­ców. Łącz­ność z kra­jem utrzy­my­wano wyłącz­nie za pomocą trzech posia­da­nych samo­lo­tów. Wszystko to powo­do­wało prze­cho­dze­nie od etapu dzia­łań impro­wi­zo­wa­nych do zor­ga­ni­zo­wa­nych i wcze­śniej zapla­no­wa­nych. Nad­mie­nić należy, iż część prze­by­wa­ją­cych we Lwo­wie w armii austro-węgier­skiej pol­skich ofi­ce­rów zacho­wała się neu­tral­nie wobec roz­gry­wa­ją­cych się wyda­rzeń.

Cechą cha­rak­te­ry­styczną tej fazy walki było po stro­nie pol­skiej wyko­rzy­sty­wa­nie pew­nych ele­men­tów teo­rii wojny ludo­wej, opra­co­wa­nej w dru­giej poło­wie XIX w. Wyra­żało się to w maso­wym udziale lud­no­ści cywil­nej w wal­kach oraz jej peł­nym popar­ciu dla tej walki. Było to dosto­so­wy­wane do lokal­nych warun­ków.

Kolejne zawie­sze­nie broni zawarto 6 listo­pada. Trwały nie­sna­ski w dowódz­twie ukra­iń­skim, połą­czone z dymi­sjami. Nowym dowódcą wojsk we Lwo­wie został płk Hry­ho­ryja Kos­sak, który jed­nak szybko prze­ka­zał dowódz­two kpt. Hna­towi Ste­fa­ni­wowi. Powo­łano w mie­ście namiastkę gali­cyj­skiego rządu ukra­iń­skiego na czele z Kostem Lewic­kim. Prze­rwę w wal­kach obie strony wyko­rzy­stały na wzmoc­nie­nie oddzia­łów bojo­wych, reor­ga­ni­za­cję wojsk oraz umac­nia­nie linii frontu. Przy­stą­piono do kopa­nia cią­głej linii oko­pów. Zapo­wia­dało to sta­bi­li­za­cję dzia­łań, cho­ciaż tak Ukra­ińcy, jak i Polacy przy­go­to­wy­wali się do pro­wa­dze­nia dużych ope­ra­cji zaczep­nych. Obie strony z deter­mi­na­cją sta­rały się prze­jąć kon­trolę nad Lwo­wem, wie­dząc o jego roli w pano­wa­niu nad całą Gali­cją Wschod­nią.

Naczelny Dowódca Wojsk Pol­skich we Lwo­wie kpt. Cze­sław Mączyń­ski opo­wia­dał się jed­nak za pro­wa­dze­niem dzia­łań obron­nych. Nie­chętny był dzia­ła­niom zaczep­nym, jako że „…ataki pro­wa­dzą przy dużych stra­tach jedy­nie do korekty prze­biegu frontu”12.

Ukra­ińcy, zasko­czeni nie­spo­dzie­wa­nie sil­nym opo­rem Pola­ków, wzmo­gli ter­ror wobec lud­no­ści pol­skiej zamiesz­ku­ją­cej kon­tro­lo­wane przez nich rejony mia­sta. Doko­ny­wali licz­nych bru­tal­nych rewi­zji, w cza­sie któ­rych podej­rza­nych o przy­na­leż­ność do pol­skiej samo­obrony natych­miast roz­strze­li­wano13.

Rozejm został zerwany przez Ukra­iń­ców, któ­rzy natarli na Szkołę im. H. Sien­kie­wi­cza. Ich natar­cie zała­mało się wsku­tek upo­rczy­wej obrony Pola­ków. Ci dru­dzy z kolei prze­pro­wa­dzili udany wypad na przed­pola Lwowa, przej­ściowo opa­no­wu­jąc maga­zyny woj­skowe w Skni­ło­wie. Zdo­byto 12 armat, 4 kara­biny maszy­nowe i wiele kara­bi­nów ręcz­nych.

7 listo­pada Komenda Główna Wojsk Pol­skich we Lwo­wie zatwier­dziła plan natar­cia na śród­mie­ście. Zała­mało się ono w ogniu prze­ciw­nika. Obu stro­nom bra­ko­wało doświad­cze­nia w orga­ni­zo­wa­niu i pro­wa­dze­niu więk­szych ope­ra­cji. Wyszko­le­nie żoł­nie­rzy, z uwagi na domi­na­cję w sze­re­gach zupeł­nie nie­prze­szko­lo­nych ochot­ni­ków, było słabe. Szwan­ko­wało współ­dzia­ła­nie i koor­dy­na­cja dzia­łań. Potwier­dzona została znana przez sztukę wojenną zasada, iż żoł­nierz słabo wyszko­lony nie jest zdolny do uczest­nic­twa w skom­pli­ko­wa­nych ope­ra­cjach.

Natar­cie Pola­ków, pro­wa­dzone 9 listo­pada, zakoń­czyło się nie­po­wo­dze­niem. Jedy­nym suk­ce­sem było opa­no­wa­nie gma­chu Poczty Głów­nej. To jesz­cze bar­dziej utwier­dziło kpt. Mączyń­skiego w prze­ko­na­niu o nie­ce­lo­wo­ści podej­mo­wa­nia dużych akcji ofen­syw­nych. Sys­te­ma­tycz­nie rosła liczeb­ność wojsk pol­skich. 11 listo­pada w oddzia­łach linio­wych znaj­do­wało się 239 ofi­ce­rów i 3044 sze­re­go­wych, w for­ma­cjach pomoc­ni­czych – 129 ofi­ce­rów i 1679 sze­re­go­wych14.

13 listo­pada strona ukra­iń­ska roz­po­częła natar­cie w rejo­nie Kul­par­towa. Wywią­zała się zażarta walka. Polacy po raz pierw­szy do walki wpro­wa­dzili szwa­dron kawa­le­rii „Wilki”. Prze­ciw­nik zmu­szony został do zanie­cha­nia dzia­łań zaczep­nych, nie trwało to jed­nak długo. Ukra­ińcy naj­więk­szą w dotych­cza­so­wych wal­kach ofen­sywę roz­po­częli w nocy z 13 na 14 listo­pada. Do natar­cia użyli 2,5 tys. żoł­nie­rzy oraz 25 dział i moź­dzie­rzy. Nacie­rano na Zamar­sty­nów i Kul­par­towo. Walki trwały przez cały dzień 14 listo­pada. Docho­dziło do licz­nej walki wręcz. Straty były duże, zwłasz­cza po stro­nie ukra­iń­skiej. Mimo to nie nastą­piła istotna zmiana linii frontu.

Walki pozy­cyjne, z pró­bami pro­wa­dze­nia lokal­nych natarć, trwały do 17 listo­pada, czyli do kolej­nego rozejmu. Strona ukra­iń­ska zaczęła zda­wać sobie sprawę z tego, że cel główny zama­chu lwow­skiego, czyli usta­no­wie­nie pań­stwo­wo­ści ukra­iń­skiej w Gali­cji Wschod­niej, nie został osią­gnięty. Polacy tym­cza­sem gro­ma­dzili w głębi kraju posiłki, mające podą­żyć na odsiecz do Lwowa.

W cza­sie gdy toczyły się zacięte walki we Lwo­wie, Ukra­ińcy dopro­wa­dzili do prze­ję­cia peł­nej kon­troli nad całą Gali­cją Wschod­nią; przej­ściowo zajęli nawet Prze­myśl. Dopro­wa­dziło to do peł­nego odcię­cia bro­nią­cych się we Lwo­wie Pola­ków od łącz­no­ści z kra­jem. Powo­do­wało to, że mimo boha­ter­stwa obroń­ców Lwowa zmiana ich poło­że­nia mogła nastą­pić dopiero po nadej­ściu odsie­czy z głębi kraju. Przy­go­to­wa­nia do niej naka­zał m.in. Pił­sud­ski, ale w tym cza­sie efek­tyw­nej pomocy udzie­lić mogła tylko Gali­cja Zachod­nia. W War­sza­wie plan odsie­czy jesz­cze przed for­malną datą reak­ty­wo­wa­nia wol­nej Pol­ski przy­go­to­wy­wał szef Sztabu Gene­ral­nego WP, gen. Tade­usz Jor­dan Roz­wa­dow­ski. Jego reali­za­cja wyma­gała wydzie­le­nia znacz­nych sił, któ­rych bra­ko­wało.

Józef Pił­sud­ski, który objął wła­dzę w War­sza­wie, dostrze­gał waż­ność przy­na­leż­no­ści do Pol­ski Lwowa i Gali­cji Wschod­niej i podej­mo­wał kroki dla udzie­le­nia pomocy wal­czą­cym tam Pola­kom. Prze­ka­zał dowódz­two nad obsza­rem całej Gali­cji, Zagłę­bia Dąbrow­skiego i Ślą­ska Cie­szyń­skiego gen. Emi­lowi Goło­gór­skiemu. Tym­cza­sem w róż­nych regio­nach kraju for­mo­wano oddziały odsie­czowe. For­mo­wany w Lubli­nie oddział mjr. Fer­dy­nanda Zarzyc­kiego dość długo nie był gotowy do akcji; znacz­nie bar­dziej zaawan­so­wane były przy­go­to­wa­nia pro­wa­dzone w Kra­ko­wie, z ini­cja­tywy gen. Bole­sława Roji. Utwo­rzona została Grupa „San”, dowo­dzona przez mjr. Juliana Sta­chie­wi­cza. Bez­po­śred­nią orga­ni­za­cją odsie­czy dla Lwowa zajął się ppłk Michał Kara­sze­wicz-Toka­rzew­ski. Skon­cen­tro­wał on w Prze­my­ślu około 1400-oso­bową grupę sztur­mową. 19 listo­pada zała­do­wał ją w Prze­my­ślu na sześć pocią­gów trans­por­to­wych, ubez­pie­cza­nych przez pociąg pan­cerny, i z zasko­cze­nia przedarł się do Lwowa.

19 listo­pada komendę nad woj­skami wal­czą­cymi w Gali­cji Wschod­niej otrzy­mał gen. Roz­wa­dow­ski, sto­jący na czele Dowódz­twa „Wschód” z sie­dzibą w Kra­ko­wie. Sze­fem sztabu był ppłk Jan Thul­lie, następ­nie mjr Fran­ci­szek Kle­eberg, Głów­nym Kwa­ter­mi­strzem – płk Wła­dy­sław Sikor­ski, komi­sa­rzem cywil­nym przy tym dowódz­twie – Jerzy Dzie­du­szycki. Zada­niem miało być trwałe opa­no­wa­nie tego regionu. Wyma­gało to czasu na two­rze­nie odpo­wied­nio licz­nych wojsk, do tego wystę­pu­ją­cych jako for­ma­cje impro­wi­zo­wane. W pla­nach gen. Roz­wa­dow­skiego było two­rze­nie regu­lar­nych struk­tur orga­ni­za­cyj­nych woj­ska, jego nale­żyte wyszko­le­nie i wypo­sa­że­nie. Reago­wał też na wro­gość wobec Pola­ków lud­no­ści ukra­iń­skiej zamiesz­ku­ją­cej Gali­cję Wschod­nią – stąd naka­zy­wał jej bez­względne roz­bra­ja­nie oraz surowe kara­nie osób uję­tych z bro­nią.

Komenda Główna Wojsk Pol­skich we Lwo­wie, wraz z ppłk. Toka­rzew­skim po jego przedar­ciu się do mia­sta, opra­co­wała plan wypar­cia z niego Ukra­iń­ców. Zapla­no­wano pro­wa­dze­nie dzia­łań oskrzy­dla­ją­cych od pół­nocy i połu­dnia. Siły pol­skie, liczące 500 ofi­ce­rów, 4360 sze­re­go­wych, 40 kara­bi­nów maszy­no­wych i 13 dział, podzie­lone zostały na cztery grupy ude­rze­niowe. Dwie z nich ope­ro­wały na skrzy­dłach, pro­wa­dząc zasad­ni­cze dzia­ła­nia, pozo­stałe dwie, usy­tu­owane w cen­trum, miały pro­wa­dzić walki wią­żące. Natar­cie wspie­rały trzy pociągi pan­cerne. W akcji brało także udział lot­nic­two lwow­skie.

Mimo zasko­cze­nia Ukra­ińcy sta­wiali zacięty opór. Był on szcze­gól­nie silny w pasie dzia­ła­nia zgru­po­wa­nia pół­noc­nego. Woj­ska przy­byłe z odsie­czą nie były przy­go­to­wane do walk ulicz­nych, stąd tempo natar­cia było wolne. Polacy stop­niowo prze­ła­my­wali opór prze­ciw­nika, jed­nakże w dniu 21 listo­pada nie uzy­skali zakła­da­nego roz­strzy­gnię­cia. Tym­cza­sem w nocy z 21 na 22 listo­pada woj­ska ukra­iń­skie opu­ściły Lwów. Można to oce­nić z woj­sko­wego punktu widze­nia jako decy­zję przed­wcze­sną; dowódz­two wojsk ukra­iń­skich oba­wiało się jed­nak cał­ko­wi­tego znisz­cze­nia znaj­du­ją­cych się w mie­ście wojsk i dla­tego posta­no­wiło je wyco­fać. Na ranem 22 listo­pada bro­niły się tylko nie­liczne punkty oporu, które wkrótce ska­pi­tu­lo­wały15.

Ta faza walk o Lwów dostar­czyła wielu inte­re­su­ją­cych doświad­czeń dla dopiero wypra­co­wy­wa­nej pol­skiej sztuki wojen­nej. Pro­wa­dzone one były w dużej aglo­me­ra­cji miej­skiej, co deter­mi­no­wało tak­tykę walki. Zdo­byto doświad­cze­nia w prze­cho­dze­niu od impro­wi­zo­wa­nej samo­obrony do dzia­łań regu­lar­nych, jak rów­nież w pro­wa­dze­niu dzia­łań obron­nych z wyko­rzy­sta­niem trwa­łej zabu­dowy. W akcjach zaczep­nych inte­re­su­jące było dąże­nie do pro­wa­dze­nia manew­rów okrą­ża­ją­cych, zwłasz­cza dwu­stron­nych. Prze­ko­nano się, że sztur­mo­wa­nie sil­nie ufor­ty­fi­ko­wa­nych pozy­cji nie jest moż­liwe bez wspar­cia arty­le­rii. Na uli­cach wzno­szono bary­kady, w tere­nie otwar­tym kopano rowy strze­lec­kie. Uwi­docz­niły się braki i błędy w pro­wa­dzo­nych dzia­ła­niach. Zali­czyć do nich należy:

• słabe wyszko­le­nie oddzia­łów i poje­dyn­czych żoł­nie­rzy;

• błędy w dowo­dze­niu i koor­dy­na­cji dzia­łań;

• nie­umie­jęt­ność współ­dzia­ła­nia mię­dzy oddzia­łami.

Naj­waż­niej­szym doświad­cze­niem było prze­ko­na­nie się, że nawet w naj­trud­niej­szych warun­kach, przy ogrom­nej deter­mi­na­cji spo­łe­czeń­stwa w dąże­niu do obrony swo­jej nie­pod­le­gło­ści, można podej­mo­wać walkę ze znacz­nie sil­niej­szym prze­ciw­ni­kiem.

Za inte­re­su­jący z punktu widze­nia sztuki wojen­nej uznać należy spo­sób prze­pro­wa­dze­nia odsie­czy ze strony grupy prze­my­skiej, dopro­wa­dza­ją­cej do wypar­cia nie­przy­ja­ciela ze Lwowa.

Gene­ralne wnio­ski wypły­wa­jące z tego etapu walk we Lwo­wie spro­wa­dzają się do kon­sta­ta­cji, iż strona pol­ska została zasko­czona akcją prze­ciw­nika i w pierw­szych dniach listo­pada mogła jej prze­ciw­sta­wić tylko dzia­ła­nia impro­wi­zo­wane pro­wa­dzone metodą insu­rek­cyjną, czyli metodą dzia­łań par­ty­zanc­kich, ale reali­zo­wa­nych w warun­kach miej­skich. Z powo­dze­niem korzy­stano z infra­struk­tury miej­skiej, umoż­li­wia­ją­cej tę formę dzia­łań. Po eta­pie dzia­łań impro­wi­zo­wa­nych nastą­piło przej­ście do two­rze­nia regu­lar­nej struk­tury woj­sko­wej i stop­nio­wego prze­cho­dze­nia do tak­tyki dzia­łań kon­wen­cjo­nal­nych.

Tę fazę walk podzie­lić można na trzy cha­rak­te­ry­styczne etapy:

• począt­kowy (1–4 listo­pada), cha­rak­te­ry­zu­jący się spon­ta­nicz­no­ścią dzia­łań i dąż­no­ścią strony pol­skiej do prze­ję­cia ini­cja­tywy ofen­syw­nej;

• drugi (5–19 listo­pada) to walki pozy­cyjne z domi­na­cją dzia­łań zaczep­nych Ukra­iń­ców;

• koń­cowy (21–22 listo­pada) – ofen­sywa pol­ska po przy­by­ciu oddzia­łów odsie­czo­wych, zakoń­czona wypar­ciem wojsk ukra­iń­skich ze Lwowa16.

Ukra­ińcy, choć zmu­szeni do opusz­cze­nia Lwowa, zacho­wali na­dal ini­cja­tywę zarówno w wymia­rze stra­te­gicz­nym, jak i ope­ra­cyj­nym, kon­tro­lo­wali bowiem obszar Gali­cji Wschod­niej, ota­cza­jąc Lwów pier­ście­niem okrą­że­nia. Suk­ces Pola­ków w wal­kach o Lwów miał przede wszyst­kim wymiar psy­cho­lo­giczny, nie zmie­niał nato­miast ogól­nego poło­że­nia mili­tar­nego w Gali­cji Wschod­niej.

Strona ukra­iń­ska po porażce ponie­sio­nej we Lwo­wie przy­go­to­wy­wała się do odzy­ska­nia mia­sta. Dla reali­za­cji tego celu skon­cen­tro­wała grupę wojsk liczącą 30 tys. żoł­nie­rzy z 40 dzia­łami. Dzia­ła­nia ubez­pie­cza­jące zamie­rzano pro­wa­dzić na linii Sanu. Do czasu uru­cho­mie­nia ofen­sywy pla­no­wano szczelną blo­kadę mia­sta. Czy­niły to grupy „Stare Sioło”, „Szcze­rzec” i „Nawa­ria”. Jed­no­cze­śnie płk Ste­fa­niw two­rzył doraźne grupy wojsk prze­zna­czone do walki ze zgru­po­wa­niami Pola­ków. Woj­ska ukra­iń­skie zło­żone były głów­nie z pie­choty, odczu­wa­jąc brak jazdy, miały też trud­no­ści z for­mo­wa­niem arty­le­rii. Pod­jęto próby orga­ni­za­cji lot­nic­twa, które two­rzył Petro Franko. Nato­miast pomoc mili­tarna Ukra­iń­skiej Repu­bliki Ludo­wej była wręcz sym­bo­liczna. 10 grud­nia 1918 r. dowo­dze­nie woj­skami ukra­iń­skimi prze­jął gen. Micha­iło Ome­lia­no­wicz-Paw­lenko. Jego zada­niem miało być szyb­kie odzy­ska­nie Lwowa, stąd doko­nano reorga­ni­za­cji pod­le­głych mu wojsk, pla­nu­jąc wysta­wie­nie trzech kor­pu­sów, z któ­rych każdy liczył po cztery bry­gady. Były to ambitne plany z długą per­spek­tywą ich reali­za­cji.

Gene­rał Roz­wa­dow­ski 30 listo­pada naka­zał nową orga­ni­za­cję linii obron­nych we Lwo­wie. Zwra­cał uwagę na ich roz­bu­dowę inży­nie­ryjną i ufor­ty­fi­ko­wa­nie. Linie obronne w mie­ście obsa­dzić miały oddziały pod­le­głe awan­so­wa­nemu do stop­nia pod­puł­kow­nika Mączyń­skiemu, zło­żone z 1. i 2. puł­ków Strzel­ców Lwow­skich, Legii Ofi­cer­skiej i kom­pa­nii sztur­mo­wej. Zgru­po­wa­nie ppłk. Kara­sze­wi­cza-Toka­rzew­skiego miało być odwo­dem Dowódz­twa „Wschód”. Od 3 grud­nia dowódcą obrony Lwowa został gen. Józef Leśniew­ski. Dys­po­no­wał on w poło­wie grud­nia w oddzia­łach linio­wych w pie­cho­cie 486 ofi­ce­rami i 5570 sze­re­go­wymi, w jeź­dzie – 38 ofi­ce­rami i 257 sze­re­go­wymi, i w arty­le­rii – 200 ofi­ce­rami i 1032 sze­re­go­wymi17. Woj­ska te two­rzyły bry­gadę ppłk. Mączyń­skiego i bry­gadę ppłk. Kara­sze­wi­cza-Toka­rzew­skiego oraz rezerwę.

Polacy pla­no­wali także pro­wa­dze­nie ener­gicz­niej­szych dzia­łań dla wypar­cia Ukra­iń­ców z całej Gali­cji Wschod­niej. W ten rejon zaczęto kie­ro­wać for­mo­wane w głębi kraju różne grupy ope­ra­cyjne i tak­tyczne. Począt­kowo były to sto­sun­kowo nie­liczne oddziały. Grupa płk. Swo­body, skła­da­jąca się z trzech kom­pa­nii pie­choty i pociągu pan­cer­nego, ope­ro­wała w rejo­nie Rawy Ruskiej, dążąc do zerwa­nia kon­cen­tra­cji wojsk prze­ciw­nika szy­ku­ją­cych się do ofen­sywy na Lwów. Podobne zada­nie miała reali­zo­wać grupa mjr. Wacława Sce­voli-Wie­czor­kie­wi­cza (bata­lion pie­choty, kom­pa­nia kara­bi­nów maszy­no­wych, szwa­dron kawa­le­rii, trzy działa), która po zaję­ciu Bełza szy­ko­wała się do mar­szu na Lwów. W Prze­my­ślu utwo­rzony został oddział mjr. Jana Hem­pla (bata­lion pie­choty, bate­ria arty­le­rii), który pró­bo­wał nacie­rać w kie­runku Gródka Jagiel­loń­skiego, ale bez powo­dze­nia.

Walki poza Lwo­wem pro­wa­dzone były do końca 1918 r. ze zmien­nym powo­dze­niem. Nie udało się Ukra­iń­com odzy­skać utra­co­nej w końcu grud­nia Rawy Ruskiej, nato­miast opa­no­wali przej­ściowo Chy­rów, Gró­dek Jagiel­loń­ski i Dublany.

Istot­nym wzmoc­nie­niem dla załogi Lwowa było skie­ro­wa­nie pod koniec grud­nia 1918 r. do mia­sta grupy mjr. Józefa Sopot­nic­kiego liczą­cej 2400 bagnety, 150 sza­bel i 10 dział. Mało efek­tywna była tak­tyka nęka­nia pozy­cji prze­ciw­nika przez natar­cia drob­nych grup wypa­do­wych z mia­sta.

Dzia­ła­nia nie­licz­nych, do tego odizo­lo­wa­nych grup nie mogły zmie­nić nie­ko­rzyst­nego dla Pola­ków poło­że­nia ope­ra­cyj­nego w Gali­cji Wschod­niej, stąd z ini­cja­tywy gen. Roz­wa­dow­skiego utwo­rzona została znacz­nie sil­niej­sza grupa gen. Zyg­munta Zie­liń­skiego, która pod­jęła natar­cie na Chy­rów–Sam­bor. Sto­so­wała ona sku­teczną tak­tykę bicia prze­ciw­nika czę­ściami. Począt­kowo dopro­wa­dziło to do wypar­cia oddzia­łów ukra­iń­skich z połu­dniowo-zachod­nich rubieży Gali­cji Wschod­niej. Sytu­acja ule­gła zmia­nie po roz­po­czę­ciu przez prze­ciw­nika ofen­sywy na Lwów. Wów­czas gen. Zie­liń­ski otrzy­mał zada­nie odblo­ko­wa­nia Lwowa.

Strona pol­ska prze­ko­nała się, że w wal­kach w Gali­cji Wschod­niej liczą się tylko silne, dobrze wypo­sa­żone w broń maszy­nową i arty­le­rię grupy wojsk. Jed­nak i one mogły tylko doraź­nie popra­wić poło­że­nie mili­tarne. Pełny suk­ces można było osią­gnąć tylko wów­czas, gdy zosta­nie otwo­rzony oddzielny front, pro­wa­dzący dzia­ła­nia ofen­sywne w dużym stylu.

Ofen­sywa ukra­iń­ska na Lwów roz­po­częła się 22 grud­nia 1918 r. Zablo­ko­wana załoga lwow­ska spo­so­biła się, na miarę posia­da­nych moż­li­wo­ści, do odpar­cia natar­cia prze­ciw­nika. Gar­ni­zo­nem dowo­dził gen. Leśniew­ski. Doko­nał on reor­ga­ni­za­cji wojsk, tym razem już regu­lar­nych oddzia­łów. Roz­bu­do­wy­wano pod wzglę­dem inży­nie­ryj­nym pozy­cje wokół mia­sta.

Prze­ciw­nik nacie­rał z kilku kie­run­ków. Dzia­ła­nia dez­orien­tu­jące obroń­ców Lwowa pro­wa­dzone były na Sądową Wisz­nię przez zgru­po­wa­nie płk. Antina Krawsa. Mia­sto zostało szczel­nie zablo­ko­wane, pozba­wione wody (znisz­cze­nie urzą­dzeń wodo­cią­go­wych w Dobro­sta­nach) i ener­gii elek­trycz­nej (uszko­dze­nie elek­trowni na Per­sen­kówce). Mimo to obrońcy pod­jęli boha­ter­ską walkę.

Naczelne Dowódz­two WP posta­no­wiło udzie­lić pomocy obroń­com Lwowa. Z grupy gen. Zie­liń­skiego wydzie­lony został oddział ude­rze­niowy mjr. Józefa Sopot­nic­kiego, skła­da­jący się z czte­rech bata­lio­nów pie­choty, bata­lionu war­szaw­skich ochot­ni­ków dla odsie­czy Lwowa, kom­pa­nii kara­bi­nów maszy­no­wych, szwa­dronu kawa­le­rii i trzech bate­rii arty­le­rii. Mimo swej sto­sun­kowo nie­wiel­kiej liczeb­no­ści (około 2,5 tys. żoł­nie­rzy), ale przy sto­sun­kowo dobrym wypo­sa­że­niu w broń ciężką, grupa ta pod­jęła ener­giczne dzia­ła­nia zaczepne. W pierw­szym eta­pie zamie­rzano roz­bić woj­ska prze­ciw­nika ope­ru­jące w rejo­nie Lubień Wielki–Staw­czany i Obro­szyn. Udało się przez zasko­cze­nie zająć Staw­czany, a następ­nie Obro­szyn, odblo­ko­wu­jąc połą­cze­nie Lwowa z Gali­cją Zachod­nią. Był to suk­ces w skali tak­tycz­nej, bowiem nie zmie­niał ogól­nego poło­że­nia mili­tar­nego wokół Lwowa. Udo­wod­nił on jed­nak, że ener­giczne dzia­ła­nia znacz­niej­szych sił, do tego dobrze dowo­dzo­nych, mogą dopro­wa­dzić do trwa­łego odblo­ko­wa­nia mia­sta. Na pod­sta­wie tych doświad­czeń przy­stą­piono do two­rze­nia nowych grup ude­rze­niowych. Gene­rał Jan Romer sta­nął na czele zgru­po­wa­nia, liczą­cego 5 tys. żoł­nie­rzy, 40 kara­bi­nów maszy­no­wych i 18 dział18. Nawet te siły nie były wystar­cza­jące do rady­kal­nej zmiany poło­że­nia mili­tar­nego wokół Lwowa.

Grupa gen. Romera, po skon­cen­tro­wa­niu się w rejo­nie Rawy Ruskiej, zamie­rzała nacie­rać przez Żół­kiew na Lwów. Zada­niem dodat­ko­wym miało być odrzu­ce­nie prze­ciw­nika od linii kole­jo­wej Lwów–Prze­myśl. Natar­cie ruszyło 6 stycz­nia 1919 r. Po dwu­dnio­wych zacię­tych wal­kach zdo­byto Żół­kiew. Kolejne zażarte walki toczono w rejo­nie Kuli­kowa. W nocy z 11 na 12 stycz­nia grupa gen. Romera przedarła się do Lwowa. On sam po kilku dniach ponow­nie udał się do Rawy Ruskiej dla for­mo­wa­nia kolej­nego zgru­po­wa­nia. Nie udało się nato­miast oczy­ścić z sił prze­ciw­nika linii kole­jo­wej Lwów–Prze­myśl. Zgru­po­wa­nia wojsk ukra­iń­skich podej­mo­wały kolejne próby wdar­cia się do mia­sta.

O ile Pola­kom udało się doraź­nie prze­ła­mać pier­ścień okrą­że­nia ota­cza­jący Lwów i wydat­nie wzmoc­nić siły bro­niące mia­sta, to nie­po­wo­dze­niem zakoń­czył się plan jego trwa­łego odblo­ko­wa­nia. Zawio­dła tak­tyka kie­ro­wa­nia w rejon oblę­żo­nego mia­sta poje­dyn­czych grup wojsk. Nie wyko­rzy­stano znacz­nie efek­tyw­niej­szego spo­sobu, pole­ga­ją­cego na utwo­rze­niu jed­nego sil­nego zgru­po­wa­nia, któ­rego zada­niem byłoby nie tyle przedar­cie się do okrą­żo­nego mia­sta, co zabez­pie­cze­nie jego trwa­łych połą­czeń z resztą kraju.

Naczelne Dowódz­two WP, nie wycią­ga­jąc wła­ści­wych wnio­sków z dotych­cza­so­wych dzia­łań, upo­rczy­wie trzy­mało się kon­cep­cji for­mo­wa­nia kolej­nych grup wojsk i wysy­ła­nia ich w rejon Lwowa. Tym samym nie­po­trzeb­nie roz­drab­niano siły nie osią­ga­jąc więk­szych efek­tów ope­ra­cyj­nych.

Nie­po­wo­dze­nia pol­skie przy usi­ło­wa­niach trwa­łego odblo­ko­wa­nia Lwowa podej­mo­wane na początku stycz­nia 1919 r. były pokło­siem błęd­nych zało­żeń w sztuce wojen­nej przy­ję­tych przez Naczelne Dowódz­two WP. Naj­więk­szym błę­dem był brak szcze­gó­ło­wych pla­nów pro­wa­dze­nia sko­or­dy­no­wa­nych dzia­łań ofen­syw­nych przez różne impro­wi­zo­wane grupy tak­tyczne. Podobny błąd powie­lały dowódz­twa tych grup w odnie­sie­niu do swych oddzia­łów. Za mało efek­tywne uznać należy pre­fe­ro­wa­nie natarć czo­ło­wych zamiast obejść i oskrzy­dleń. Zwięk­szało to pono­szone straty oraz hamo­wało tempo dzia­łań. Zbyt kur­czowo trzy­mano się też szla­ków dro­go­wych. Za błąd w sztuce wojen­nej uznać należy brak kore­la­cji w dzia­ła­niach grupy gen. Romera i załogi Lwowa; co wię­cej, Naczelne Dowódz­two WP nie wycią­gnęło wła­ści­wych wnio­sków z nie­po­wo­dzeń w trwa­łym odblo­ko­wa­niu Lwowa i na­dal upo­rczy­wie reali­zo­wało zasadę dzia­łań impro­wi­zo­wa­nych z uży­ciem samo­dziel­nie dzia­ła­ją­cych grup tak­tycz­nych.

Do Gali­cji Wschod­niej wysłana została bry­gada płk. Mie­czy­sława Kuliń­skiego. Zre­or­ga­ni­zo­wano także grupę gen. Zie­liń­skiego, dopro­wa­dza­jąc do jej roz­drob­nie­nia. W sumie woj­ska te liczyły 10 tys. żoł­nie­rzy pie­choty, 400 jazdy, posia­dały 84 kara­bi­nów maszy­no­wych i 34 działa. Miały one prze­pro­wa­dzić trzy rów­no­le­głe natar­cia. Walki roz­po­częto 11 stycz­nia 1919 r.i kon­cen­tro­wały się one wokół Bar­ta­tów. Po trzy­dnio­wych wal­kach wsku­tek sil­nego oporu prze­ciw­nika zgru­po­wa­nie płk. Wła­dy­sława Sikor­skiego prze­rwało ofen­sywę. Płk Kuliń­ski po zaję­ciu Skni­łowa także zaprze­stał dzia­łań zaczep­nych. Nie uzy­skało powo­dze­nia i natar­cie pro­wa­dzone przez grupę gen. Zie­liń­skiego.

Ukra­ińcy, mimo nikłych rezul­ta­tów dotych­cza­so­wych dzia­łań, nie ponie­chali zamiaru zaję­cia Lwowa. Czy­nili to wie­lo­krot­nie w stycz­niu 1919 r. Dys­po­no­wali wów­czas bli­sko 30 tys. żoł­nie­rzy linio­wych i około 14 tys. będą­cych w trak­cie szko­le­nia. Siły te zostały zgru­po­wane w trzech kor­pu­sach, z któ­rych II Kor­pus płk. Mirona Tar­now­skiego ota­czał Lwów, I Kor­pus Osypa Mikitki roz­lo­ko­wany był w rejo­nie Rawy Ruskiej, Bełza i Sokala, a III Kor­pus płk. Hry­cia Kos­saka zgru­po­wany był pod Chy­ro­wem i Sam­bo­rem. Zor­ga­ni­zo­wana na prze­ło­mie stycz­nia i lutego 1919 r. regu­larna Ukra­iń­ska Gali­cyj­ska Armia liczyła około 40 tys. żoł­nie­rzy, 150 dział i dwa pociągi pan­cerne. Jej uzbro­je­nie było moż­liwe dzięki prze­ję­ciu w Pod­woł­czy­skach maga­zy­nów austriac­kich ze zgro­ma­dzo­nymi tam około 80 dzia­łami, 300 kara­bi­nami maszy­no­wymi, 20 tys. kara­bi­nów oraz znacz­nymi zapa­sami amu­ni­cji19.

Walki o Lwów i wokół tego mia­sta pro­wa­dzone w stycz­niu 1919 r. nie przy­nio­sły powo­dze­nia żad­nej ze stron. Obrońcy Lwowa, zasi­lani przez docie­ra­jące posiłki, obro­nili mia­sto; z kolei natar­cia pro­wa­dzone przez poje­dyn­cze pol­skie grupy nie dopro­wa­dziły do trwa­łego jego odblo­ko­wa­nia. Osta­tecz­nie obie strony wyczer­pały moż­li­wo­ści ofen­sywne.

Poło­że­nie mili­tarne w Gali­cji Wschod­niej na początku 1919 r. nie ule­gło istot­nej zmia­nie. Domi­no­wali na tym tere­nie Ukra­ińcy. Stop­niowo two­rzyła się cią­gła linia frontu. Ukra­ińcy w tym cza­sie posia­dali ponad­trzy­krotną prze­wagę liczebną nad oddzia­łami pol­skimi. Pogor­sze­niu ule­gło za to poło­że­nie zewnętrzne Zachod­nio­ukra­iń­skiej Repu­bliki Ludo­wej wsku­tek zaję­cia przez Rumu­nów Buko­winy, a przez Cze­cho­sło­wa­cję – Rusi Zakar­pac­kiej. Zde­cy­do­wano się na pod­ję­cie roz­mów z Ukra­iń­ską Repu­bliką Ludową, które 12 stycz­nia 1919 r. dopro­wa­dziły do for­mal­nego połą­cze­nia obu czę­ści Ukra­iny. Wpły­nęło to na wzmoc­nie­nie wojsk ukra­iń­skich, wal­czą­cych w Gali­cji Wschod­niej. Prze­for­mo­wane one zostały w regu­larne oddziały i związki tak­tyczne. Kon­tra­sto­wało to z sytu­acją wal­czą­cych w tym regio­nie wojsk pol­skich, które na­dal nie posia­dały jed­no­li­tych struk­tur orga­ni­za­cyj­nych.

W dru­giej poło­wie stycz­nia i na początku lutego 1919 r. w dzia­ła­niach mili­tar­nych w Gali­cji Wschod­niej nastą­pił zastój. W tym cza­sie obie strony przy­go­to­wy­wały się do decy­du­ją­cych dzia­łań ofen­syw­nych. Roz­po­częli je Polacy 4 lutego 1919 r. lokal­nym natar­ciem na Chy­rów i Sam­bor, ale bez powo­dze­nia. Do tego prze­ciw­nik roz­po­czął swoją dużą ofen­sywę zmie­rza­jącą do zaję­cia Lwowa. W pierw­szej fazie walk Ukra­ińcy natarli na Lubień Wielki z myślą o prze­rwa­niu połą­cze­nia kole­jo­wego Lwowa z Prze­my­ślem. Po zacię­tych wal­kach Polacy obro­nili w tym rejo­nie zaj­mo­wane pozy­cje, ale Ukra­iń­com udało się prze­ła­mać pol­skie pozy­cje pod Gród­kiem Jagiel­loń­skim, mimo nie­zdo­by­cia wymie­nio­nego szlaku kole­jo­wego. Trans­port na tej magi­strali został jed­nak wstrzy­many wsku­tek moż­li­wo­ści jej ostrzału przez prze­ciw­nika. Doraź­nie utwo­rzona grupa płk. Aure­lego Seredy-Teo­do­row­skiego otrzy­mała zada­nie odrzu­ce­nia oddzia­łów ukra­iń­skich od tego szlaku kole­jo­wego, lecz go nie wyko­nała. Lwów ponow­nie utra­cił połą­cze­nie z kra­jem.

W lutym 1919 na fron­cie walk w Gali­cji Wschod­niej pano­wał względny spo­kój. Pod pre­sją mocarstw zachod­nich zawarty został rozejm i poszu­ki­wano poli­tycz­nych dróg roz­wią­za­nia sporu. Przy­by­wały tu misje sojusz­ni­cze. Ich zabiegi o trwałe zakoń­cze­nie kon­fliktu ska­zane były na nie­po­wo­dze­nie wobec roz­bież­no­ści sta­no­wisk stron w nim uczest­ni­czą­cych. Twarde sta­no­wisko nego­cja­cyjne zaj­mo­wali Ukra­ińcy. W skła­dzie rządu Zachod­nio­ukra­iń­skiej Repu­bliki Ludo­wej nie było osób real­nie oce­nia­ją­cych wła­sne moż­li­wo­ści poli­tyczne i mili­tarne w kwe­stii zdo­by­cia pano­wa­nia nad Gali­cją Wschod­nią i na tym tle ogra­ni­cze­nia wła­snego pro­gramu tery­to­rial­nego. W ogóle nie brano pod uwagę moż­li­wo­ści zawar­cia kom­pro­misu z Pol­ską, a przede wszyst­kim nie dopusz­czano myśli o włą­cze­niu Lwowa w skład pań­stwa pol­skiego. Z kolei Polacy także nie wyobra­żali sobie utraty Lwowa, uwa­ża­nego za naj­waż­niej­sze mia­sto kre­sowe, sym­bol pol­sko­ści. Mocar­stwa zachod­nie były nato­miast skłonne do zaże­gna­nia kon­fliktu kosz­tem wza­jem­nych ustępstw tery­to­rial­nych obu zwa­śnio­nych stron, lecz nie prze­są­dzały kształtu pol­skiej gra­nicy wschod­niej i na tym tere­nie z uwagi na rachuby odbu­dowy „bia­łej” Rosji.

Prze­rwę w dzia­ła­niach mili­tar­nych obie strony sta­rały się wyko­rzy­stać na reor­ga­ni­za­cję wojsk i ich przy­go­to­wa­nie do nowych ope­ra­cji. Strona pol­ska uak­tyw­niła funk­cjo­no­wa­nie Dowódz­twa „Wschód” odpo­wie­dzial­nego za ope­ra­cje pro­wa­dzone w Gali­cji Wschod­niej. Dys­po­no­wało ono jed­nak na­dal tylko impro­wi­zo­wa­nymi oddzia­łami róż­nego rodzaju grup tak­tycz­nych oraz obroń­cami Lwowa. Nie posia­dało także pre­cy­zyj­nego planu zakoń­cze­nia tej wojny. Tako­wego planu nie posia­dało także Naczelne Dowódz­two WP.

Ina­czej zacho­wy­wał się prze­ciw­nik. Naczelna Komenda Ukra­iń­ska zre­or­ga­ni­zo­wała swoje woj­ska w trzy kor­pusy i opra­co­wała plan szyb­kiego zaję­cia Lwowa oraz wypar­cia wojsk pol­skich za San. Szcze­gól­nie opty­mi­stycz­nie zapa­try­wał się na wła­sne moż­li­wo­ści mili­tarne naczelny dowódca wojsk zachod­niej Ukra­iny, gen. Ome­lia­no­wicz-Paw­lenko. Pla­no­wał on wypar­cie oddzia­łów pol­skich za San, zaję­cie Chy­rowa i Prze­my­śla, jak też Rawy Ruskiej i Bełza. Do tego nie liczył na wspar­cie wojsk Petlury (poza pomocą mate­ria­łową).

Pod­jęte przez Ukra­iń­ców 16 lutego 1919 r. dzia­ła­nia ofen­sywne zasko­czyły stronę pol­ską20 siłą natar­cia zmie­rza­ją­cego do opa­no­wa­nia Lwowa. Po zgro­ma­dze­niu dużej ilo­ści pie­choty i arty­le­rii roz­po­częto natar­cie meto­dyczne. Polacy dys­po­no­wali mniej­szymi od prze­ciw­nika siłami liczą­cymi około 21 tys. żoł­nie­rzy. Kil­ku­dniowe walki dopro­wa­dziły do ponow­nego szczel­nego okrą­że­nia Lwowa. Po opa­no­wa­niu Brat­ko­wic i Woł­czuch Ukra­ińcy prze­cięli linię kole­jową Lwów–Prze­myśl. Miało to wpływ na ogra­ni­cze­nie dostaw na ten front mate­riału wojen­nego oraz innego zaopa­trze­nia. Ugru­po­wa­nie pol­skie zostało roz­cięte i nie­po­wo­dze­niem zakoń­czyły się próby strony pol­skiej zmie­rza­jące do odzy­ska­nia wcze­śniej­szych pozy­cji. Grupa ppłk. Józefa Bec­kiera, sfor­mo­wana w Sądo­wej Wsi (trzy bata­liony pie­choty, dwie bate­rie arty­le­rii), była za słaba dla odblo­ko­wa­nia linii kole­jo­wej na odcinku Gró­dek Jagiel­loń­ski–Lwów. Nie­po­wo­dze­niem zakoń­czyła się akcja zaczepna kie­ro­wana przez płk. Seredę-Teo­do­ro­wi­cza dla odzy­ska­nia wzgórz w oko­licy Bar­ta­tów. Pola­kom udało się jedy­nie ode­przeć natar­cie prze­ciw­nika na Lubień Wielki.

Bar­dzo trudna sytu­acja wytwo­rzyła się w samym Lwo­wie. Mia­sto znaj­do­wało się pod sta­łym ostrza­łem arty­le­ryj­skim prze­ciw­nika. Powstała bar­dzo trudna sytu­acja apro­wi­za­cyjna; bra­ko­wało wody i elek­trycz­no­ści, pogar­szała się sytu­acja sani­tarna. Dowódz­two Woj­ska Pol­skiego nie dys­po­no­wało wol­nymi oddzia­łami, które mogłyby zostać skie­ro­wane do Gali­cji Wschod­niej. Roz­wa­żano moż­li­wość wysła­nia ogra­ni­czo­nego kon­tyn­gentu oddzia­łów poznań­skich. Osta­tecz­nie wysłano grupę wojsk wiel­ko­pol­skich (trzy bata­liony pie­choty z arty­le­rią), dowo­dzoną przez płk. Daniela Kona­rzew­skiego. Kon­cen­tra­cja oddzia­łów pol­skich doko­ny­wała się w rejo­nie Prze­my­śla. Dowo­dze­nie nad tymi woj­skami prze­jął gen. Wacław Iwasz­kie­wicz. Liczyły one 8 tys. żoł­nie­rzy21. Woj­ska te zostały podzie­lone na dwie czę­ści. Pierw­sza z nich, dowo­dzona przez płk. Fran­ciszka Alek­san­dro­wi­cza – wyru­szyła z Medyki w kie­runku Sądo­wej Wsi; odblo­ko­wała ona oddział płk. Józefa Bec­kiera. Pozo­stałe siły, dowo­dzone przez gen. Iwasz­kie­wi­cza, pro­wa­dziły natar­cie wzdłuż linii kole­jo­wej Prze­myśl–Lwów. Po połą­cze­niu się z grupą płk. Alek­san­dro­wi­cza przy­stą­piono do próby odblo­ko­wa­nia Lwowa. Po zacię­tej walce zajęto Gró­dek Jagiel­loń­ski, przy­wra­ca­jąc kon­trolę nad linią kole­jową Lwów–Prze­myśl. Natar­cie pie­choty wspie­rane było przez lot­nic­two z eska­dry kra­kow­skiej.

Cechą cha­rak­te­ry­styczną tej fazy walk była ich kon­cen­tra­cja wokół Lwowa. Doty­czyło to obu stron. Opa­no­wa­nie tego mia­sta sta­no­wiło cel główny Ukra­iń­ców, bowiem jego pozo­sta­wa­nie w rękach pol­skich krzy­żo­wało reali­za­cje ich celu stra­te­gicz­nego. Z punktu widze­nia sztuki wojen­nej dzia­ła­nia strony pol­skiej pole­gały na nacie­ra­niu na ogół z zachodu na wschód z celem utrzy­ma­nia w swych rękach linii kole­jo­wej Prze­myśl–Lwów. Na­dal czy­niono to nie­du­żymi zgru­po­wa­niami, bez jed­no­rod­nej myśli prze­wod­niej i współdzia­ła­nia z sąsia­dami. Ważną rze­czą z punktu widze­nia sztuki wojen­nej było sta­ran­niej­sze for­ty­fi­ko­wa­nie przez Pola­ków Lwowa. Można było zaob­ser­wo­wać, że obie strony kon­fliktu posia­dają słabe doświad­cze­nia w pro­wa­dze­niu natar­cia meto­dycz­nego. Naj­więk­szą sła­bo­ścią Pola­ków było nie­po­sia­da­nie planu pro­wa­dze­nia dzia­łań w Gali­cji Wschod­niej, bowiem trudno uznać za takowe próby odblo­ko­wy­wa­nia mia­sta. Wszyst­kie posiłki napły­wa­jące z głębi Pol­ski na ogół kie­ro­wane były dla utrzy­ma­nia komu­ni­ka­cji kole­jo­wej na linii Prze­myśl–Lwów, bowiem była to jedyna droga zaopa­try­wa­nia mia­sta. Wysoko za to oce­nić należy samą obronę Lwowa. Doświad­cze­nia w obro­nie tego mia­sta w istotny spo­sób wzbo­ga­ciły pol­ską sztukę wojenną. Doty­czy to zarówno sztuki for­ty­fi­ka­cyj­nej, jak i kie­ro­wa­nia ogniem, współdzia­ła­nia i sys­temu dowo­dze­nia. Chwałą okryło się lot­nic­two lwow­skie, które do połowy marca 1919 r., dys­po­nu­jąc kil­koma samo­lo­tami, wyko­nało 2 tys. lotów bojo­wych.

Pod naci­skiem misji mię­dzy­alianc­kiej, kie­ro­wa­nej przez gen. Jose­pha Ber­the­lemy’ego, doszło 24 lutego do zawie­sze­nia broni. Pod­czas nego­cja­cji obie strony nie wyka­zy­wały ustę­pli­wo­ści w pró­bie prze­for­so­wa­nia swo­jego sta­no­wi­ska. Pro­po­zy­cje kom­pro­mi­sowe gen. Ber­the­lemy’ego zostały przez Ukra­iń­ców odrzu­cone.

W tym samym cza­sie, gdy strona pol­ska dążyła do ponow­nego odblo­ko­wa­nia Lwowa, inte­re­su­jącą z punktu widze­nia sztuki wojen­nej była obrona Bełza pro­wa­dzona przez grupę płk. Leona Ber­bec­kiego. Grupa ta nie tylko nie mogła pod­jąć pla­no­wa­nych dzia­łań ofen­syw­nych, ale w dodatku zmu­szona została do pro­wa­dze­nia obrony okręż­nej. Była to obrona aktywna z pro­wa­dze­niem licz­nych wypa­dów, któ­rych celem było:

• unie­moż­li­wie­nie prze­ciw­ni­kowi kon­cen­tra­cji cało­ści sił dla jed­no­cze­snego zaata­ko­wa­nia mia­sta;

• wydzie­le­nie grup ubez­pie­cza­ją­cych i odwo­dów umoż­li­wia­ją­cych pro­wa­dze­nie swo­bod­nego odwrotu oddzia­łów wypa­do­wych;

• dys­po­no­wa­nie dopra­co­wa­nym pla­nem akcji wypa­do­wych;

• sto­so­wa­nie masko­wa­nia oraz wyko­rzy­sta­nie zna­jo­mo­ści terenu.

Zgo­dzić się więc należy z opi­nią, że „przy­jęta przez płk. Ber­bec­kiego forma obrony aktyw­nej była naj­traf­niej­szym roz­wią­za­niem, umoż­li­wia­ją­cym uzy­ska­nie powo­dze­nia”22. Doświad­cze­nia te zale­cano do wyko­rzy­sty­wa­nia w ówcze­snym wyż­szym szkol­nic­twie woj­sko­wym23.

Prze­rwę w dzia­ła­niach mili­tar­nych obie strony wyko­rzy­sty­wały na wzmoc­nie­nie wojsk ope­ru­ją­cych na tym teatrze dzia­łań wojen­nych. Świad­czyło to o sta­wia­niu przez nie na roz­strzy­gnię­cia mili­tarne jako osta­tecz­nie likwi­du­jące powyż­szy kon­flikt. Szcze­gól­nie Ukra­ińcy czy­nili sta­ranne przy­go­to­wa­nia do pod­ję­cia decy­du­ją­cych roz­strzy­gnięć. Polacy nie zamie­rzali być bierni i 7 marca zaata­ko­wali pod Sto­dol­ni­kami, lecz ich natar­cie zakoń­czyło się nie­po­wo­dze­niem i znacz­nymi stra­tami. Kontrnatar­cie prze­ciw­nika dopro­wa­dziło do ponow­nego prze­cię­cia magi­strali kole­jo­wej Prze­myśl–Lwów na odcinku od Roda­tycz do Brat­ko­wic. Lwów został ponow­nie odcięty od zaopa­trze­nia. Oto­czony został Gró­dek Jagiel­loń­ski. Wywo­łało to ogromny nie­po­kój wśród władz cywil­nych Lwowa, doma­ga­ją­cych się od War­szawy sku­tecz­nej pomocy woj­sko­wej. Kry­ty­ko­wano dzia­łal­ność Dowódz­twa „Wschód”, postu­lu­jąc odwo­ła­nie gen. Roz­wa­dow­skiego.

Pił­sud­ski nie pozo­sta­wał obo­jętny na te prośby. Dla Woj­ska Pol­skiego wio­sną 1919 r. Gali­cja Wschod­nia była naj­waż­niej­szym teatrem wojny. Wal­czyło na nim sześć grup tak­tycz­nych, dowo­dzo­nych przez gene­ra­łów: Leśniew­skiego, Zie­liń­skiego, Romera, oraz puł­kow­ni­ków: Mie­czy­sława Kuliń­skiego, Hen­ryka Min­kie­wi­cza i Wła­dy­sława Sikor­skiego, dys­po­nu­ją­cych około 23 tys. żoł­nie­rza linio­wego24.

Już na początku marca 1919 r. zapa­dła w Naczel­nym Dowódz­twie WP decy­zja o pod­ję­ciu odsie­czy dla Lwowa. Kie­ro­wać miał nią gen. Wacław Iwasz­kie­wicz, odwo­łany w tym celu z frontu rosyj­skiego. Wydzie­lono do tego dwie grupy sztur­mowe, dowo­dzone przez gen. Fran­ciszka Alek­san­dro­wi­cza i płk. Daniela Kona­rzew­skiego (grupa wiel­ko­pol­ska).

Dzia­ła­nia zaczepne jako pierw­sza roz­po­częła grupa gen. Alek­san­dro­wi­cza, zło­żona z czte­rech bata­lio­nów pie­choty i dwóch bate­rii arty­le­rii. Nacie­rała ona z Prze­my­śla wzdłuż magi­strali kole­jo­wej. 14 marca nastą­piło połą­cze­nie tych wojsk z grupą płk. Bec­kiera. 17 marca do natar­cia włą­czyła się grupa płk. Kona­rzew­skiego, skła­da­jąca się z pię­ciu bata­lio­nów pie­choty i trzech bate­rii arty­le­rii. Nacie­rano z powo­dze­niem, prze­ciw­nik nisz­czył jed­nak infra­struk­turę kole­jową, utrud­nia­jąc szyb­kie wzno­wie­nie ruchu na tym szlaku kole­jo­wym. Do dzia­łań ofen­syw­nych od 26 marca włą­czyła się grupa płk. Sikor­skiego, z którą współ­dzia­łać miała załoga lwow­ska dowo­dzona przez gen. Wła­dy­sława Jędrze­jew­skiego. Oddziały pol­skie, spraw­nie dowo­dzone przez gen. Iwasz­kie­wi­cza, odno­siły zna­czące suk­cesy. Udało się ponow­nie odblo­ko­wać linię kole­jową Prze­myśl–Lwów. Woj­ska ukra­iń­skie zna­la­zły się w trud­nym poło­że­niu. Wów­czas to mocar­stwa wymu­siły wstrzy­ma­nie walk i przy­stą­pie­nie do kolej­nych roz­mów.

21 marca 1919 r. nastą­piła grun­towna reor­ga­ni­za­cja oddzia­łów pol­skich wal­czą­cych w Gali­cji Wschod­niej. Dowo­dze­nie nad nimi prze­jął gen. Iwasz­kie­wicz; gen. Roz­wa­dow­ski skie­ro­wany został do woj­sko­wej misji dyplo­ma­tycz­nej. Na­dal funk­cjo­no­wało dowódz­two szcze­bla ope­ra­cyj­nego – Dowódz­two „Wschód” – pod­czas gdy na innych fron­tach two­rzone były już dowódz­twa fron­tów. Od tego czasu można mówić o fazie dzia­łań pla­no­wych oraz ich pro­wa­dze­nia według jed­no­li­tej, z góry okre­ślo­nej kon­cep­cji. Zamia­rem gen. Iwasz­kie­wicza było sys­te­ma­tyczne wypie­ra­nie nie­przy­ja­ciela na wschód. W pierw­szej kolej­no­ści dążono do oczysz­cze­nia z wojsk ukra­iń­skich obszaru o kształ­cie trój­kąta wyzna­czo­nego prze­bie­giem linii kole­jo­wych: Prze­myśl–Lwów i Prze­myśl–Jaro­sław–Rawa Ruska. Do wyko­na­nia tego zada­nia wyzna­czona została grupa płk. Hen­ryka Min­kie­wi­cza. Wyparła ona oddziały ukra­iń­skie poza linię: Rawa Ruska–Nie­mi­rów–Wiszenka–Gró­dek Jagiel­loń­ski.

W wyniku prze­or­ga­ni­zo­wa­nia wojsk pol­skich, wal­czą­cych w Gali­cji Wschod­niej, w regu­larne struk­tury nastę­po­wał pro­ces for­mo­wa­nia puł­ków i dywi­zji. Jako pierw­sze powstały: 3. Dywi­zja Pie­choty Legio­nów (DPLeg.) dowo­dzona przez gen. Zyg­munta Zie­liń­skiego, zło­żona z 7., 8. i 9. puł­ków Pie­choty Legio­nów (ppLeg.), i 4. Dywi­zja Pie­choty (DP) gen. Fran­ciszka Alek­san­dro­wi­cza w skła­dzie czte­rech puł­ków pie­choty i pię­ciu bate­rii arty­le­rii. Kolejną była Dywi­zja Lwow­ska, po krót­kim dowo­dze­niu przez gen. Leśniew­skiego prze­jęta przez gen. Wła­dy­sława Jędrze­jew­skiego, zło­żona z trzech puł­ków strzel­ców lwow­skich, dwóch puł­ków arty­le­rii polo­wej i pułku arty­le­rii cięż­kiej. Część grup tak­tycz­nych prze­mia­no­wana została na bry­gady pie­choty (bry­gada płk. Kuliń­skiego, bry­gada płk. Sikor­skiego). Na­dal wystę­po­wała Grupa Wiel­ko­pol­ska płk. Kona­rzew­skiego (dwa pułki pie­choty, pułk arty­le­rii, eska­dra lot­nic­twa). Wystę­po­wały i inne grupy tak­tyczne. Była to więc swo­ista mozaika for­ma­cji regu­lar­nych i wojsk impro­wi­zo­wa­nych.

W końcu marca zgru­po­wane w Gali­cji Wschod­niej oddziały pol­skie, po raz pierw­szy od początku tej wojny, dorów­ny­wały pod wzglę­dem liczeb­no­ści prze­ciw­ni­kowi. Były to także już w więk­szo­ści regu­larne związki tak­tyczne i oddziały. Na odcinku Chy­rowa linię frontu obsa­dzała 3. DPLeg. gen. Zie­liń­skiego, w rejo­nie Sądo­wej Wsi zgru­po­wana była 4. DP gen. Alek­san­dro­wi­cza, w rejo­nie Lubie­nia Wiel­kiego – Grupa Wiel­ko­pol­ska płk. Kona­rzew­skiego, w oko­li­cach Lwowa – grupa płk. Sikor­skiego, a odci­nek frontu od Zubry po Rokitno obsa­dzała grupa gen. Fran­ciszka Kar­liczka-Kra­jow­skiego.

Siły pol­skie liczyły wów­czas 60 bata­lio­nów pie­choty, 45 bate­rii arty­le­rii i 12 szwa­dro­nów kawa­le­rii. Był to jed­nak na­dal żoł­nierz słabo wyszko­lony, pocho­dzący z dopiero co prze­pro­wa­dzo­nego poboru. Strona pol­ska na­dal nie miała wystar­cza­ją­cych sił do prze­pro­wa­dze­nia roz­strzy­ga­ją­cej ofen­sywy, uwagę skon­cen­tro­wano więc na pro­wa­dze­niu akcji lokal­nych. Ich celem było stop­niowe wypie­ra­nie nie­przy­ja­ciela na wschód. W pierw­szej kolej­no­ści oczysz­czono z wojsk ukra­iń­skich obszar polowy na pół­noc od linii kole­jo­wej Prze­myśl–Lwów. W trze­ciej deka­dzie kwiet­nia 1919 r. oddziały pol­skie pro­wa­dziły natar­cie w pasie mię­dzy Skni­ło­wem a Lubie­niem Wiel­kim. Do końca tego mie­siąca linia frontu usta­bi­li­zo­wała się i prze­bie­gała ok. 100 km na wschód od Lwowa; strona pol­ska zre­ali­zo­wała więc swój zamiar usu­nię­cia prze­ciw­nika jak naj­da­lej na wschód od Lwowa. Z punktu widze­nia sztuki wojen­nej inte­re­su­ją­cym było to, że sto­so­wano metodę stop­niowego prze­su­wa­nia linii frontu bez prze­pro­wa­dze­nia gene­ral­nej ofen­sywy. Ponie­kąd korzy­stano w tym wzglę­dzie z doświad­czeń I wojny świa­to­wej. Ogra­ni­czony cha­rak­ter pro­wa­dzo­nych dzia­łań mili­tar­nych podyk­to­wany był też wzglę­dami poli­tycz­nymi – wiel­kie mocar­stwa żądały wstrzy­ma­nia walk i roz­wią­za­nia sporu na płasz­czyź­nie dyplo­ma­tycz­nej.

Pierw­sza – obronna – faza pol­skich zma­gań w Gali­cji Wschod­niej trwała do kwiet­nia 1919 r. Cha­rak­te­ry­zo­wała się głów­nie dąże­niem do wypar­cia oddzia­łów ukra­iń­skich ze Lwowa, a następ­nie trwa­łego odblo­ko­wa­nia tego mia­sta. Polacy nie mieli w tym cza­sie odpo­wied­nich sił i moż­li­wo­ści na przej­ście do zde­cy­do­wa­nie ofen­syw­nej fazy wojny.

2. Wojna z Zachod­nio­ukra­iń­ską Repu­bliką Ludową o Gali­cję Wschod­nią

Walki o Lwów sta­no­wiły pierw­szy etap pol­sko-ukra­iń­skich dzia­łań wojen­nych o pano­wa­nie nad Gali­cją Wschod­nią. W tym cza­sie obie strony czy­niły przy­go­to­wa­nia do decy­du­ją­cych roz­strzy­gnięć mili­tar­nych. Rów­no­le­gle trwały na kon­fe­ren­cji poko­jo­wej w Paryżu wysiłki dla zna­le­zie­nia roz­strzy­gnięć na płasz­czyź­nie dyplo­ma­tycz­nej. Zapo­wia­dały się one nie­ko­rzyst­nie dla strony pol­skiej, stąd dele­ga­cja pol­ska czy­niła wysiłki dla prze­cią­ga­nia tych nego­cja­cji w cza­sie, aż do osią­gnię­cia zamie­rzo­nych celów na płasz­czyź­nie zma­gań mili­tar­nych.

Po raz pierw­szy dele­gat pol­ski na kon­fe­ren­cję pary­ską, Roman Dmow­ski, odniósł się do sprawy przy­na­leż­no­ści Gali­cji Wschod­niej 29 stycz­nia 1919 r., zabie­ra­jąc głos na posie­dze­niu Rady Naj­wyż­szej. Dowo­dził, iż spór pol­sko-ukra­iń­ski o to tery­to­rium został celowo zaogniony przez Austria­ków w chwili roz­padu Cesar­stwa Austro-Węgier­skiego, ci bowiem opusz­cza­jąc Gali­cję Wschod­nią hoj­nie wypo­sa­żali w broń Ukra­iń­ców, zachę­ca­jąc ich przy tym do walki z Pola­kami. Ukra­ińcy z zachęty tej sko­rzy­stali natych­miast. Na Woły­niu i Podolu, jak prze­ko­ny­wał Dmow­ski, zostało zamor­do­wa­nych w nie­sły­cha­nych tor­tu­rach ponad 2 tys. Pola­ków; nie­kiedy ofiary te zostały w okrutny spo­sób zma­sa­kro­wane, niczym w śre­dnio­wie­czu. Więk­szość tych ofiar to Polacy, z reguły zie­mia­nie, mor­do­wani przez zre­wol­to­wa­nych chło­pów ukra­iń­skich. Nad losami tej ziemi deba­to­wała na kon­fe­ren­cji tzw. Komi­sja Cam­bona, popie­ra­jąc aspi­ra­cje do niej Pola­ków. W prze­sła­nej do niej nocie dele­ga­cji pol­skiej co prawda przy­zna­wano, że w tej dziel­nicy prze­wagę liczebną posia­dają Ukra­ińcy – 54,6%, – ale „taki stan żywiołu ruskiego w Gali­cji niczym nie uza­sad­nia pre­ten­sji wodzów ruchu ukra­iń­skiego do ode­rwa­nia Gali­cji od pań­stwa pol­skiego”. Mocar­stwa zachod­nie popie­rały jed­nak sta­no­wi­sko Ukra­iń­ców, uwa­ża­jąc, iż to im winna przy­paść Gali­cja Wschod­nia. Usi­ło­wały ponadto dopro­wa­dzić do prze­rwa­nia pro­wa­dzo­nych tam walk, co było na rękę Ukra­iń­com.

Pierw­szą ini­cja­tywą było wysła­nie przez alian­tów zachod­nich pod koniec stycz­nia 1919 r. misji kie­ro­wa­nej przez fran­cu­skiego gene­rała, Jose­pha Ber­the­lemy’ego. Kolejna misja, kie­ro­wana przez Bry­tyj­czyka, płk. Adriana Car­tona de Wia­tra, przy­była do War­szawy 12 lutego 1919 r., po czym już ze Lwowa wezwała Pola­ków i Ukra­iń­ców do zaprze­sta­nia walk i zawar­cia rozejmu. Dopro­wa­dziło to w końcu lutego do zawie­sze­nia broni wzdłuż tzw. Linii Ber­the­lemy’ego, ale już 1 marca rozejm został zerwany przez Ukra­iń­ców. Dnia 19 marca 1919 r. Rada Naj­wyż­sza kon­fe­ren­cji poko­jo­wej zażą­dała od Pola­ków i Ukra­iń­ców wstrzy­ma­nia walk w Gali­cji Wschod­niej. Z kolei 2 kwiet­nia, na wnio­sek pre­zy­denta Sta­nów Zjed­no­czo­nych Tho­masa Woodrowa Wil­sona, powo­łana została spe­cjalna komi­sja kie­ro­wana przez gene­rała połu­dnio­wo­afry­kań­skiego Luisa Bothę, która miała wypra­co­wać szcze­góły rozejmu pol­sko-ukra­iń­skiego. Pol­ska dele­ga­cja na kon­fe­ren­cję poko­jową sta­rała się prze­cią­gać sprawę zawar­cia pro­po­no­wa­nego rozejmu, licząc na wła­sne powo­dze­nie mili­tarne w pla­no­wa­nej w maju 1919 r. wiel­kiej ofen­sy­wie. Sprawę tę nad­zo­ro­wał oso­bi­ście pre­mier Ignacy Jan Pade­rew­ski, który dele­go­wał przed­sta­wi­cieli, skła­da­ją­cych wyja­śnie­nia dla Komi­sji Bothy. Sta­no­wi­sko strony pol­skiej było prze­ciwne podzia­łowi Gali­cji Wschod­niej na część pol­ską i ukra­iń­ską. W osta­tecz­no­ści zga­dzano się na taki podział tego obszaru, który zapewni Pol­sce połą­cze­nie z Rumu­nią i dopro­wa­dzi do wła­da­nia przez nią szy­bami naf­to­wymi Zagłę­bia Bory­sław­skiego25.

Komi­sja Bothy po dys­ku­sjach osta­tecz­nie zapro­po­no­wała jako waru­nek zawar­cia rozejmu pol­sko-ukra­iń­skiego podział Gali­cji Wschod­niej na dwie oku­pa­cje: pol­ską i ukra­iń­ską. Pro­po­no­wano wyty­cze­nie linii gra­nicz­nej w kształ­cie litery „S”, z Lwo­wem po stro­nie pol­skiej, a zagłę­biem naf­to­wym po ukra­iń­skiej. Prze­by­wa­jąca w Paryżu dele­ga­cja ukra­iń­ska z pew­nymi zastrze­że­niami przy­jęła tę pro­po­zy­cję. Dmow­ski z kolei cał­ko­wi­cie odrzu­cił pro­po­no­wane roz­wią­za­nie, powo­łu­jąc się na rze­kome przy­go­to­wa­nia Nie­miec i Rosji Radziec­kiej do wojny z Pol­ską i wobec tego koniecz­ność posia­da­nia połą­cze­nia gra­nicz­nego Pol­ski z Rumu­nią. Nie­prze­jed­nane sta­no­wi­sko dele­ga­cji pol­skiej spo­wo­do­wało, że Komi­sja Bothy 15 maja 1919 r. zło­żyła Radzie Naj­wyż­szej swój man­dat jako wyga­sły, ponie­waż uchwa­lony „jed­no­gło­śnie przez komi­sję układ rozej­mowy nie został przy­jęty przez jedną z zain­te­re­so­wa­nych stron”.

Późną wio­sną 1919 r. sta­no­wi­sko mocarstw wobec pol­skiej gra­nicy wschod­niej ule­gło nieco korzyst­niej­szej dla Pol­ski zmia­nie, bowiem Fran­cuzi, a po czę­ści także i Bry­tyj­czycy, zaczęli trak­to­wać Pol­skę jako „sza­niec prze­ciwko bol­sze­wi­zmowi”. W tej sytu­acji Józef Pił­sud­ski mógł bez obaw przy­stą­pić do ofen­sywy w Gali­cji Wschod­niej.

Roko­wa­nia poli­tyczne narzu­cone obu stro­nom kon­fliktu przez mocar­stwa i pro­wa­dzone w trze­ciej deka­dzie marca 1919 r. zakoń­czyły się fia­skiem – zostały zerwane 28 marca. Obie strony nie godziły się na pro­po­no­wane roz­gra­ni­cze­nie tery­to­rialne w Gali­cji Wschod­niej. Do rozej­mów w wal­kach i roz­mów docho­dziło w sytu­acji wymu­szo­nej przez kon­fe­ren­cję poko­jową w Paryżu, ale nego­cja­to­rzy nie prze­ja­wiali woli poli­tycznego ure­gu­lo­wa­nia sporu.

Rząd pol­ski nie chciał pro­wa­dze­nia z Ukra­iń­cami nego­cja­cji (ci czy­nili to podob­nie) w spra­wie zakoń­cze­nia walk w Gali­cji Wschod­niej, słusz­nie oba­wia­jąc się, że ozna­czać to będzie jej podział. Przy­go­to­wy­wał się do cał­ko­wi­tego jej zaję­cia przy pomocy siły. Zamie­rzał użyć do reali­za­cji tego celu przy­by­łej z Fran­cji armii gen. Józefa Hal­lera. Zanim jesz­cze opra­co­wano plan gene­ral­nej ofen­sywy w Gali­cji Wschod­niej, dopro­wa­dzono do stop­nio­wego nara­sta­nia sił pol­skich na tym obsza­rze ope­ra­cyj­nym. Utwo­rzono dowódz­two Frontu Gali­cyj­skiego z gen. Iwasz­kie­wi­czem na czele. Linia frontu podzie­lona została na sześć odcin­ków. Pierw­szy prze­bie­gał od Kar­pat, przez Chy­rów–Nowe Mia­sto, wzdłuż rzeki Wiatr do Sta­ni­sła­wowa, i był obsa­dzony przez 3. DPLeg. gen. Zie­liń­skiego. Odci­nek drugi cią­gnął się wzdłuż linii kole­jo­wej Prze­myśl–Ebe­nau (przez Gró­dek Jagiel­loń­ski), będąc obsa­dzonym przez 4. DP gen. Alek­san­dro­wi­cza. Kolejny prze­bie­gał od tej linii przez Gró­dek Jagiel­loń­ski wzdłuż Weresz­czycy po Lubień Wielki i dalej na wschód po Glinnę, obsa­dzany przez grupę płk. Sikor­skiego. Odci­nek cią­gnący się od Nawa­rii przez Nagó­rzany–Zubrzę zaj­mo­wała grupa płk. Kona­rzew­skiego. Kolejny odci­nek, oka­la­jący Lwów od wschodu i pół­nocy, obsa­dzała grupa gen. Wła­dy­sława Jędrze­jew­skiego, prze­mia­no­wana na Dywi­zję Lwow­ską. Za ostatni odci­nek, prze­bie­ga­jący od Brzu­cho­wic do Maj­dana, odpo­wie­dzialna była grupa gen. Kra­jow­skiego. Siły pol­skie liczyły w końcu marca 1919 r. 25 tys. żoł­nie­rzy for­ma­cji bojo­wych, 543 kara­biny maszy­nowe i 142 działa26. Ich liczeb­ność na początku dru­giej dekady kwiet­nia wzro­sła do 31–32 tys. woj­ska linio­wego (około 60% sił zaan­ga­żo­wa­nych do walk na wscho­dzie). Woj­ska te zor­ga­ni­zo­wane były zarówno w struk­tury regu­larne (dywi­zje, pułki), jak i impro­wi­zo­wane (wszel­kiego rodzaju grupy tak­tyczne). Siły ukra­iń­skie pod­le­głe rzą­dowi Zachodnioukra­iń­skiej Repu­bliki Ludo­wej były porów­ny­walne co do liczeb­no­ści i uzbro­je­nia do pol­skich, ope­ru­ją­cych na tym teatrze dzia­łań wojen­nych. Ich ogólna liczeb­ność wyno­siła 60 tys. żoł­nie­rzy, z 553 kara­bi­nami maszy­no­wymi i około 200 dzia­łami. Więk­szość z nich zlo­ka­li­zo­wana była na fron­cie, bra­ko­wało zaś rezerw i oddzia­łów odwo­do­wych i zapa­so­wych. Woj­ska te zgru­po­wane były na­dal w ramach trzech kor­pu­sów. Mogły one liczyć na pewne wspar­cie wojsk wiel­kiego ata­mana Petlury. Szwan­ko­wało za to uzbro­je­nie i wypo­sa­że­nie wojsk z powodu trud­no­ści z jego uzy­ska­niem od państw ościen­nych. Ogrom­nym zagro­że­niem były for­ma­cje Armii Czer­wo­nej zbli­ża­jące się do Zbru­cza.

Na ana­li­zo­wa­nym obsza­rze wojen­nym zastój w aktyw­nych wal­kach trwał nie­mal przez cały kwie­cień 1919 r. Obie strony wyko­rzy­sty­wały czas na wzmoc­nie­nie ope­ru­ją­cych tu wojsk. Wyka­zany został już przy­rost sił pol­skich; ich prze­ciw­nik koń­czył prze­for­mo­wy­wa­nie wojsk w for­ma­cje woj­ska regu­lar­nego. Wpro­wa­dzony etat zakła­dał wystę­po­wa­nie w każ­dym kor­pu­sie czte­rech bry­gad pie­choty i trzech puł­ków arty­le­rii. Porząd­ko­wana była struk­tura pod­od­dzia­łów, orga­ni­zo­wano służby. Nastą­piły zmiany na naj­wyż­szych sta­no­wi­skach woj­sko­wych. Dowo­dze­nie III Kor­pu­sem prze­jął w poło­wie kwiet­nia płk Antin Kraws.

W końcu kwiet­nia 1919 r. w Naczel­nym Dowódz­twie WP przy­stą­piono do opra­co­wa­nia planu prze­pro­wa­dze­nia gene­ral­nej ofen­sywy w Gali­cji Wschod­niej i na Woły­niu. Musiał on być mody­fi­ko­wany wsku­tek nie­ustę­pli­wego sta­no­wi­ska mocarstw euro­pej­skich co do uży­cia w tej ope­ra­cji armii gen. J. Hal­lera, która for­mal­nie pod­le­gała Naczel­nemu Dowódcy Wojsk Sprzy­mie­rzo­nych, marsz. Fer­dy­nan­dowi Fochowi. Zamiast pla­no­wa­nych pier­wot­nie czte­rech dywi­zji z tej armii posta­no­wiono osta­tecz­nie użyć tylko dwóch, i to tylko do walk na Woły­niu. Na dowódcę ope­ra­cji wyzna­czony został gen. Józef Hal­ler, który uczest­ni­czył w koń­co­wym eta­pie jej pla­no­wa­nia.

Plan pol­ski zakła­dał oskrzy­dle­nie oddzia­łów ukra­iń­skich pod Lwo­wem i na pół­nocny zachód od tego mia­sta, w rejo­nie Sam­bora. Zasad­ni­cze natar­cie wycho­dzić miało z Rawy Ruskiej w kie­runku na Wło­dzi­mierz Wołyń­ski, pomoc­ni­cze zaś zapla­no­wano z pod­staw wyj­ścio­wych w rejo­nie Styru i miało być pro­wa­dzone przez Kra­sne, Buczacz do dol­nej Strypy. W tych dzia­ła­niach uczest­ni­czyć miały dywi­zje Hal­le­row­skie dowo­dzone przez gen. Domi­nika Odry i grupa płk. Min­kie­wi­cza. Już po roz­po­czę­ciu zasad­ni­czej ofen­sywy pla­no­wano prze­pro­wa­dze­nie dzia­łań zaczep­nych z Chy­rowa i Mościsk na Sam­bor i Stryj. Zapla­no­wano ponadto pro­wa­dze­nie dzia­łań osło­no­wych od wschodu. Wyko­ny­wać to miała grupa gen. Jana Wro­czyń­skiego z Frontu Wołyń­skiego, która po zaję­ciu Łucka wyjść miała na Styr i dążyć do opa­no­wa­nia linii kole­jo­wej Równe–Sarny.

W ostat­niej deka­dzie kwiet­nia Polacy pro­wa­dzili lokalne dzia­ła­nia dla poprawy poło­że­nia wokół Lwowa, z myślą o jego trwa­łym zabez­pie­cze­niu przed ata­kami ukra­iń­skimi. Uzy­skano powo­dze­nie w tych dzia­ła­niach. Sta­no­wić to miało pre­lu­dium do gene­ral­nej ofen­sywy.

Wydzie­lone do gene­ral­nej ope­ra­cji w Gali­cji Wschod­niej siły pol­skie liczyły ponad 50 tys. żoł­nie­rzy i dys­po­no­wały 200 dzia­łami. Miały one prze­wagę liczeb­no­ści i uzbro­je­nia nad prze­ciw­ni­kiem.

Polacy zapla­no­wali prze­pro­wa­dze­nie ope­ra­cji w dużym stylu, któ­rej celem miało być cał­ko­wite usu­nię­cie wojsk ukra­iń­skich z Gali­cji Wschod­niej i czę­ści Woły­nia. Zapla­no­wano prze­pro­wa­dze­nie manewru oskrzy­dla­ją­cego jed­no­stron­nego z dzia­ła­niami pomoc­ni­czymi dla peł­nego okrą­że­nia prze­ciw­nika. Strona pol­ska dążyła do wyeli­mi­no­wa­nia mak­sy­mal­nie dużej ilo­ści żoł­nie­rzy ukra­iń­skich, zakła­dano bowiem, iż zre­ali­zo­wa­nie tego celu dopro­wa­dzi do zła­ma­nia kośćca wojsk zachod­niej Ukra­iny i znie­chę­ce­nia wojsk Petlury do dzia­łań prze­ciwko Pol­sce. Przy­go­to­wu­jąc się do reali­za­cji tej ope­ra­cji na odcinku prze­ła­ma­nia, sta­rano się skon­cen­tro­wać więk­szość posia­da­nej arty­le­rii z myślą o szyb­kim obez­wład­nie­niu ata­ko­wa­nego prze­ciw­nika. Za inte­re­su­jący z punktu widze­nia sztuki wojen­nej uznać należy plan dzia­łań osło­no­wych. Czy­niono to dla zabez­pie­cze­nia się przed ewen­tu­al­nymi dzia­ła­niami Armii Czer­wo­nej.

Ana­li­zo­wana ope­ra­cja miała być prze­pro­wa­dzona przez Front Gali­cyj­ski i Front Wołyń­ski (grupa gen. Bro­ni­sława Babiań­skiego) oraz część armii gen. J. Hal­lera (cztery dywi­zje). Wyma­gało to sprę­ży­stego dowo­dze­nia. Za słuszną uznać należy decy­zję o wyzna­cze­niu oddziel­nego dowódz­twa odpo­wie­dzial­nego za pro­wa­dzoną ope­ra­cję, naru­szona jed­nak została struk­tura dowo­dze­nia na szcze­blu frontu. Dowódca Frontu Gali­cyj­skiego gen. Iwasz­kie­wicz spro­wa­dzony został do spra­wu­ją­cego dowo­dze­nie jedy­nie jedną z grup ope­ra­cyj­nych, i to dzia­ła­jącą na kie­runku pomoc­ni­czym. Bra­ko­wało struk­tury armij­nej lub jed­no­li­tych pod wzglę­dem orga­ni­za­cyj­nym grup ope­ra­cyj­nych.

Natar­cie wyzna­czone zostało na 11 maja 1919 r., lecz wsku­tek nagłej decy­zji o oso­bi­stym prze­ję­ciu dowo­dze­nia ope­ra­cji przez Pił­sud­skiego ter­min ten został prze­su­nięty na 14 maja. Kry­tycz­nie oce­nić należy nagłą decy­zję Naczel­nego Wodza WP o oso­bi­stym kie­ro­wa­niu ope­ra­cją, bowiem kom­pli­ko­wało to czy­nione do niej przy­go­to­wa­nia. Do tego gen. J. Hal­ler, ze wzglę­dów ambi­cjo­nal­nych, nie chciał pod­po­rząd­ko­wać się tej decy­zji i na­dal spra­wo­wał dowo­dze­nie. Pił­sud­ski kolejny raz, a czy­nił to będzie wie­lo­krot­nie, prze­ja­wiał nad­mierną skłon­ność do oso­bi­stego dowo­dze­nia poje­dyn­czymi ope­ra­cjami czy nawet ele­men­tami ope­ra­cji. Wpro­wa­dzało to nie­po­trzebne zamie­sza­nie i było sprzeczne z zada­niami, jakie spo­czy­wały na Naczel­nym Wodzu.

Dzia­ła­nia ofen­sywne Polacy pro­wa­dzili na fron­cie o sze­ro­ko­ści 250 km. Do natar­cia jako pierw­sze przy­stą­piły związki tak­tyczne Frontu Wołyń­skiego. Grupa ope­ra­cyjna gen. Odry już w pierw­szym dniu ope­ra­cji wyszła na linię Kamionka Stru­mi­łowa–Sto­ja­nów–Horo­chów. W tym cza­sie grupa gen. Alek­san­dra Kar­nic­kiego ude­rzyła z Kowla na Wło­dzi­mierz Wołyń­ski i Łuck. Bro­niące tego odcinka frontu oddziały ata­mana Petlury odrzu­cone zostały na znaczną głę­bo­kość.

Z wojsk Frontu Gali­cyj­skiego pierw­sza do natar­cia przy­stą­piła dywi­zja lwow­ska płk. Leona Strze­lec­kiego, zdo­by­wa­jąc Sie­cie­chów, Nowe Sioło i Kuli­ków. 15 maja roz­po­częła dzia­ła­nia grupa ope­ra­cyjna gen. Iwasz­kie­wi­cza, kie­ru­jąc się w trzech kolum­nach na Sam­bor.

Jed­no­cze­sne natar­cie oddzia­łów pol­skich na róż­nych kie­run­kach dopro­wa­dziło do prze­rwa­nia linii frontu, zarówno w Gali­cji Wschod­niej, jak i na Woły­niu. Prze­ciw­nik nie mógł prze­ciw­dzia­łać odwo­dami i zmu­szony został do odwrotu. Oddziały pol­skie w Gali­cji Wschod­niej prze­szły do pościgu. Podob­nie ukła­dała się sytu­acja na Woły­niu. Spek­ta­ku­larny suk­ces odnio­sła grupa gen. Kar­nic­kiego, która zajęła Łuck, bio­rąc do nie­woli zasko­czone sztaby dwóch dywi­zji z armii Petlury.

Duże suk­cesy odno­siły oddziały wal­czące w Gali­cji Wschod­niej. 4. DP gen. Alek­san­dro­wi­cza zajęła Sam­bor, wycho­dząc na linię Stary Sam­bor–Cza­pla. Grupa Wiel­ko­pol­ska płk. Kona­rzew­skiego opa­no­wała Komarno, a grupa płk. Min­kie­wi­cza – Żół­kiew. Woj­ska zachod­niej Ukra­iny zmu­szone były do nie­ustan­nego odwrotu, nie będąc zdol­nymi do pro­wa­dze­nia obrony.

Kie­ru­jący dzia­ła­niami w Gali­cji Wschod­niej gen. Józef Hal­ler dążył do jak naj­szyb­szego opa­no­wa­nia zagłę­bia naf­to­wego. Dążąc do wypar­cia wojsk ukra­iń­skich poza górny odci­nek Dnie­stru, naka­zał on wydzie­le­nie z grupy ope­ra­cyj­nej gen. Iwasz­kie­wi­cza oddziel­nego zgru­po­wa­nia do natar­cia na Miko­ła­jów nad Dnie­strem. Prze­gru­po­wane zostały także zarówno oddziały ope­ru­jące na skrzy­dle Frontu Gali­cyj­skiego, jak i na Fron­cie Wołyń­skim. Grupa gen. Babiań­skiego skie­ro­wana została znad Styru do wzmoc­nie­nia wojsk wal­czą­cych w Gali­cji Wschod­niej, nato­miast grupa ope­ra­cyjna gen. Odry, wsku­tek ostrych pro­te­stów mocarstw, wyzna­czona została do pro­wa­dze­nia dzia­łań defen­syw­nych.

Szyb­kość i zde­cy­do­wa­nie w dzia­ła­niach pro­wa­dzo­nych przez Pola­ków zasko­czyły Ukra­iń­ców, zwłasz­cza woj­ska zachod­niej Ukra­iny. W pierw­szych dniach pro­wa­dzo­nej ope­ra­cji znaj­do­wały się one w sta­nie głę­bo­kiego szoku, stop­niowo jed­nak zaczęły dążyć do sta­bi­li­za­cji linii frontu, a nawet pró­bo­wały prze­pro­wa­dzać lokalne kontr­ataki. Powo­dze­niem zakoń­czyło się ich ude­rze­nie wypro­wa­dzone w styk dwóch pol­skich związ­ków tak­tycz­nych w rejo­nie Horo­chów–Sokal. Nie zmie­niło to faktu, że ini­cja­tywa nale­żała na­dal do strony pol­skiej, która kon­ty­nu­owała dzia­ła­nia zaczepne.

Gene­rał Józef Hal­ler naka­zał gru­pie ope­ra­cyj­nej gen. Iwasz­kie­wi­cza, by do 19 maja 1919 r. zajęła Miko­ła­jów, po czym wraz z grupą płk. W. Sikor­skiego miała dotrzeć do linii rzeki Zubrzy. 3. DPLeg. miała nacie­rać na Bory­sów, a 4. DP – kie­ro­wać się w stronę Dro­ho­by­cza.

19 maja 1919 r. Polacy zajęli zagłę­bie naf­towe, a w dzień póź­niej Stryj, wycho­dząc na linię Turka–Stryj–Miko­ła­jów–Jara­czów–Kamionka Stru­mi­łowa.

Woj­ska Zachod­nio­ukra­iń­skiej Repu­bliki Ludo­wej zna­la­zły się w nie­zwy­kle trud­nym poło­że­niu ope­ra­cyj­nym. Były dotkli­wie pobite. Zwró­cono się do strony pol­skiej o natych­mia­stowe zawie­sze­nie broni na linii od Bugu przez Kuro­wice, Prze­my­ślany, Miko­ła­jów, Stryj do daw­nej gra­nicy zaboru. Strona pol­ska jako warunki posta­wiła kapi­tu­la­cję wojsk tej repu­bliki, wyda­nie broni, amu­ni­cji i taboru kole­jo­wego oraz powo­ła­nia spe­cjal­nej komi­sji do zba­da­nia popeł­nio­nych przez stronę ukra­iń­ską prze­stępstw w Gali­cji Wschod­niej. Nie były to warunki moż­liwe do zaak­cep­to­wa­nia przez prze­ciw­nika.

Tym­cza­sem ten ostatni prze­cho­dził duży kry­zys; doty­czyło to przede wszyst­kim wojsk Zachod­nio­ukra­iń­skiej Repu­bliki Ludo­wej, a po czę­ści i wojsk Ukra­iń­skiej Repu­bliki Ludo­wej. W sze­re­gach woj­ska ukra­iń­skiego na masową skalę wystę­po­wało zja­wi­sko dezer­cji. Część oddzia­łów pod­da­wała się bez walki. Mimo to kie­row­nic­two poli­tyczne i woj­skowe Zachod­nio­ukra­iń­skiej Repu­bliki Ludo­wej nie rezy­gno­wało z walki. Pro­po­no­wa­nego zawie­sze­nia broni Polacy nie zaak­cep­to­wali; do tego posta­no­wili zwięk­szyć tempo natar­cia, oba­wia­jąc się gwał­tow­nych naci­sków mocarstw na prze­rwa­nie walk. Dla nada­nia więk­szego tempa pości­gowi two­rzono impro­wi­zo­wane grupy sztur­mowe nie­ob­cią­żone tabo­rami. Umoż­li­wiło to gru­pie płk. Min­kie­wi­cza wyj­ście na linię Kup­czyńce–Kozłów–Duni­nów–Lip­sko. W tym cza­sie dywi­zja lwow­ska zajęła Bosu­sin i Barsz­czo­wice, zaś dywi­zje Hal­le­row­skie–Pia­ski i Topo­rów.

22 maja 1919 r. zakoń­czyła się pol­ska ofen­sywa w Gali­cji Wschod­niej i na Woły­niu. Strona pol­ska zmu­szona została tym razem przez mocar­stwa zachod­nie do prze­rwa­nia dzia­łań zaczep­nych. Wpływ na to miała także groźba agre­sji nie­miec­kiej, spo­wo­do­wana pro­te­stami Niem­ców wobec warun­ków wstęp­nych, jakie im przed­sta­wiła kon­fe­ren­cja pary­ska. W tej sytu­acji z Gali­cji Wschod­niej i Woły­nia zaczęto stop­niowo wyco­fy­wać część wojsk, kie­ru­jąc je do wzmoc­nie­nia frontu prze­ciwko Niem­com. Pił­sud­ski zmu­szony był wstrzy­mać dzia­ła­nia zaczepne prze­ciwko Ukra­iń­com, cho­ciaż nie został jesz­cze zre­ali­zo­wany jego zamiar wypar­cia wojsk prze­ciw­nika z całej Gali­cji Wschod­niej. Jako pierw­sze z tego sek­tora frontu wyco­fane zostały dywi­zje Hal­le­row­skie, czego kate­go­rycz­nie żądały mocar­stwa.

W wyniku opi­sy­wa­nych pol­skich dzia­łań pod koniec maja 1919 r. znaczna część terenu walk została zajęta przez Woj­sko Pol­skie. Sytu­ację tę sta­rał się wyko­rzy­stać bry­tyj­ski pre­mier David Lloyd Geo­rge do gwał­tow­nego zaata­ko­wa­nia Pol­ski, a pośred­nio i Fran­cji, za upra­wia­nie poli­tyki fak­tów doko­na­nych. Z jego inspi­ra­cji Rada Naj­wyż­sza 21 maja 1919 r. zażą­dała od Pol­ski wstrzy­ma­nia ofen­sywy w Gali­cji Wschod­niej, a 27 maja prze­wod­ni­czący kon­fe­ren­cji poko­jo­wej, fran­cu­ski pre­mier Geo­rges Cle­men­ceau, w imie­niu Rady Naj­wyż­szej wysto­so­wał do Pił­sud­skiego pismo o tre­ści:

Gra­nice mię­dzy Pol­ską a Ukra­iną są w sta­dium dys­ku­sji i jesz­cze nie są okre­ślone, a Rada nie­raz infor­mo­wała rząd pol­ski, że uzna każde usi­ło­wa­nie, tak ze strony władz pol­skich, jak i ukra­iń­skich, zmie­rza­jące do ich okre­śle­nia lub prze­są­dze­nia przy uży­ciu siły, jako pogwał­ce­nie całego ducha i jako samo­wolne mie­sza­nie się do zamie­rzeń obec­nej Kon­fe­ren­cji Poko­jo­wej, któ­rej Pol­ska co naj­mniej zgo­dziła się pozo­sta­wić decy­zje wła­śnie w tego rodzaju spra­wach. […] Jeżeli Pol­ska świa­do­mie lek­ce­wa­żyć będzie rady dawane przez Kon­fe­ren­cję, ist­nieje obawa, że auto­ry­tet Rady nie będzie mógł być sta­wiany na jej usługi27.

Było to bar­dzo mocne ostrze­że­nie prze­ka­zane przez mocar­stwa Pol­sce. Wobec tego posta­wić można pyta­nie: czy mocar­stwom, zwłasz­cza Wiel­kiej Bry­ta­nii, zale­żało wyłącz­nie na zaże­gna­niu pol­sko-ukra­iń­skiego kon­fliktu? Wydaje się, iż nie to było sprawą naj­waż­niej­szą. Lloyd Geo­rge dostrze­gał szansę w kate­go­rycz­nym ostrze­że­niu Pol­ski i wyka­za­niu jej nie­sub­or­dy­na­cji wobec sta­no­wi­ska mocarstw dla jesz­cze więk­szego wyjed­na­nia na Fran­cji i Sta­nach Zjed­no­czo­nych ich zgody na kolejne ogra­ni­cze­nie pol­skich rosz­czeń tery­to­rial­nych wzglę­dem Nie­miec, wymógł więc na Radzie Naj­wyż­szej zaję­cie bar­dzo ostrego sta­no­wi­ska wobec Pol­ski w kwe­stii wstrzy­ma­nia walk w Gali­cji Wschod­niej z myślą, iż ewen­tu­alne nie­pod­po­rząd­ko­wa­nie się Pił­sud­skiego temu zale­ce­niu umoż­liwi mu łatwiej­sze ogra­ni­cza­nie pol­skich aspi­ra­cji tery­to­rial­nych wobec Nie­miec. Fak­tycz­nie cel taki osią­gnął, bowiem nawet Cle­men­ceau sta­wał się coraz bar­dziej skłonny ogra­ni­czać pol­skie ape­tyty tery­to­rialne.

Cle­men­ceau, jako prze­wod­ni­czący kon­fe­ren­cji poko­jo­wej, naci­skał więc na Pola­ków, aby ci powstrzy­mali się od siło­wego docho­dze­nia swych rosz­czeń w Gali­cji Wschod­niej. Czy­nił to zwłasz­cza wobec Dmow­skiego, nie­jako uni­ka­jąc kon­taktu z Pade­rew­skim. Pod koniec maja 1919 r. pre­mier Fran­cji popro­sił Dmow­skiego na roz­mowę, w trak­cie któ­rej oznaj­mił:

Panie Dmow­ski, mam pole­ce­nie powie­dzieć Panu, że jeżeli Pan odmówi pod­pi­sa­nia rozejmu [z Ukra­iną] na warun­kach pro­po­no­wa­nych przez Radę Naj­wyż­szą, wiel­kie mocar­stwa mogą zadać sobie pyta­nie, czy warto jest robić poświę­ce­nia, aże­by­ście na zacho­dzie waszej gra­nicy dostali to, co wam trak­tat wer­sal­ski przy­znaje28.

Czy był to głos sumie­nia Cle­men­ceau, czy wyłącz­nie opi­nia Rady Naj­wyż­szej? Nie­wąt­pli­wie doszu­ki­wać się w tym można pre­sji, wywie­ra­nej na pre­miera Fran­cji przez jego bry­tyj­skiego odpo­wied­nika.

Pił­sud­ski pod pre­sją mocarstw zde­cy­do­wał się wstrzy­mać dzia­ła­nia mili­tarne w Gali­cji Wschod­niej. Czy­nił to, z jed­nej strony, ze świa­do­mo­ścią, że i tak są one na ukoń­cze­niu wsku­tek wyczer­py­wa­nia się wła­snej mocy ofen­syw­nej, z dru­giej zaś – zamie­rzał prze­cze­kać okres, pod­czas któ­rego miał być pod­pi­sany trak­tat wer­sal­ski.

Ana­li­zo­wana ope­ra­cja miała po stro­nie pol­skiej cha­rak­ter dzia­łań wybit­nie zaczep­nych. Głów­nym atu­tem Pola­ków był roz­mach pro­wa­dzo­nych dzia­łań oraz coraz lep­sze współ­dzia­ła­nie uczest­ni­czą­cych w nich związ­ków ope­ra­cyj­nych i tak­tycz­nych. Tym razem wal­czyły już for­ma­cje woj­ska regu­lar­nego, posłu­gu­jące się kla­sycz­nymi zasa­dami sztuki wojen­nej. Wysoko oce­nić należy postępy poczy­nione w obsza­rze pla­no­wa­nia dzia­łań. Nie ozna­czało to, iż nie popeł­niano jesz­cze dużych błę­dów. Naj­więk­szym – w wymia­rze stra­te­gicz­nym – było zatrzy­ma­nie ofen­sywy mimo trud­nego poło­że­nia wojsk prze­ciw­nika. Decy­do­wała o tym nie strona mili­tarna, lecz zde­cy­do­wane naci­ski mocarstw. Poli­tyka w tym wypadku zde­cy­do­wa­nie domi­no­wała nad zasa­dami sztuki wojen­nej.

Dużo błę­dów Polacy popeł­nili w obsza­rze dowo­dze­nia. Szwan­ko­wało ono zwłasz­cza na szcze­blu tak­tycz­nym i było wyni­kiem krót­kiego okresu, upły­wa­ją­cego od powo­ła­nia regu­lar­nych związ­ków tak­tycz­nych. Noto­wano przy­padki nie­do­pusz­czal­nego z punktu widze­nia sztuki wojen­nej samo­wol­nego zmie­nia­nia ter­mi­nów roz­po­czy­na­nia dzia­łań oraz pre­cy­zyj­no­ści wyko­na­nia sta­wia­nych zadań. Uzy­skane powo­dze­nie nie w pełni wyko­rzy­stano do pro­wa­dze­nia ener­gicz­nego pościgu.

Mimo wstrzy­ma­nia pol­skiej ofen­sywy poło­że­nie wojsk ukra­iń­skich w Gali­cji Wschod­niej było nie­zwy­kle trudne. Zepchnięte one zostały w trój­kąt wyzna­czony rze­kami Złota Lipa–Dniestr–Zbrucz. Wyma­gały pil­nej reor­ga­ni­za­cji i uzu­peł­nień. Zagro­że­niem dla nich były także woj­ska rumuń­skie, które w sile 10 tys. żoł­nie­rzy skon­cen­tro­wane były na gra­nicy z Gali­cją Wschod­nią w goto­wo­ści do współ­dzia­ła­nia z oddzia­łami pol­skimi. Zagro­że­niem dla Ukra­iń­ców było i to, że pomimo wstrzy­ma­nia dzia­łań wojsk regu­lar­nych, do dzia­łań par­ty­zanc­kich na ich zaple­czu przy­stą­piły lokalne oddziały Pol­skiej Orga­ni­za­cji Woj­sko­wej (POW). Utrud­niały one prze­gru­po­wy­wa­nie i reor­ga­ni­za­cję oddzia­łów ukra­iń­skich. Oddziały POW samo­dziel­nie opa­no­wały Sta­ni­sła­wów, zmu­sza­jąc wła­dze rzą­dowe Zachod­nio­ukra­iń­skiej Repu­bliki Ludo­wej do ewa­ku­owa­nia się do Bucza­cza. Do tego, mimo for­mal­nego wstrzy­ma­nia pol­skiej ofen­sywy, część oddzia­łów na­dal posu­wała się na wschód.

Gene­rał Józef Hal­ler tuż przed osta­tecz­nym odwo­ła­niem go z Gali­cji Wschod­niej – nastą­piło to 27 maja 1919 r. – pla­no­wał wzno­wie­nie dzia­łań mili­tar­nych, Polacy nie mieli jed­nak do tego ani wystar­cza­ją­cej siły mili­tar­nej, a przede wszyst­kim nie mogli wystę­po­wać prze­ciwko woli mocarstw. Mimo tego opa­no­wano Zło­czów, Brze­żany, a 2 czerwca – Tar­no­pol29.

W końcu maja 1919 r. Pił­sud­ski doko­nał zna­czą­cej reor­ga­ni­za­cji Wojsk Pol­skich. Z dotych­cza­so­wego Frontu Gali­cyj­skiego i Frontu Wołyń­skiego utwo­rzony został Front Gali­cyj­sko-Wołyń­ski, któ­rego dowo­dze­nie 31 maja prze­jął gen. Iwasz­kie­wicz. Jego decy­zją wstrzy­mane zostały wszel­kie dzia­ła­nia zaczepne pro­wa­dzone w Gali­cji Wschod­niej. Zaostrze­nie sytu­acji na fron­cie pol­sko-nie­miec­kim spo­wo­do­wało dal­sze wyco­fy­wa­nie wojsk z Gali­cji Wschod­niej i Woły­nia. W pierw­szej kolej­no­ści, po dywi­zjach Hal­le­row­skich, wyco­fana została Grupa Wiel­ko­pol­ska płk. Kona­rzew­skiego, po czym i inne związki tak­tyczne. Osta­tecz­nie na tym obsza­rze ope­ra­cyj­nym pozo­stały tylko trzy związki tak­tyczne – 4. i 5. DP oraz kom­bi­no­wana dywi­zja płk. Sikor­skiego. Ich siła bojowa to około 17,5 tys. żoł­nie­rzy, 372 kara­biny maszy­nowe i 54 działa30. Na Poku­ciu odpo­czy­wała 3. DPLeg.

Wyco­fa­nie się Petlury z wojny z Pol­ską, o czym sze­rzej w kolej­nym pod­roz­dziale, sta­wiało Ukra­iń­ców gali­cyj­skich we wręcz bez­na­dziej­nym poło­że­niu. Liczeb­ność ich wojsk spa­dła do 25 tys. Utra­cili więk­szość baz zaopa­trze­nio­wych i byli ści­śnięci na nie­wiel­kiej prze­strzeni mię­dzy Dnie­strem i Zbru­czem. W tej sytu­acji zde­cy­do­wali się na zawar­cie cza­so­wego rozejmu z Pol­ską. Nie trwał on zbyt długo, posta­no­wiono go jed­nak wyko­rzy­stać na reor­ga­ni­za­cję wojsk, zwłasz­cza pod­nie­sie­nie dys­cy­pliny i morale. Zde­cy­do­wano się na powo­ła­nie nowego dowódcy tych wojsk, któ­rymi dowo­dze­nie prze­jął Rosja­nin z pocho­dze­nia, gen. Alek­san­der Gre­kow, czy­niąc przy­go­to­wa­nia do pod­ję­cia ofen­sywy.

8 czerwca 1919 r. gali­cyj­skie oddziały ukra­iń­skie z II Kor­pusu płk. Mirona Tar­naw­skiego przy­stą­piły do lokal­nych dzia­łań ofen­syw­nych prze­ciwko Woj­sku Pol­skiemu. Miały one moral­nie pod­bu­do­wać będące w głę­bo­kim kry­zy­sie gali­cyj­skie oddziały ukra­iń­skie. Natar­cie skie­ro­wano na kom­bi­no­wany pułk mjr. Józefa Jakli­cza z dywi­zji płk. Sikor­skiego. Po zaję­ciu Czort­kowa głów­no­do­wo­dzący tą armią gen. Gre­kow pla­no­wał wypar­cie Pola­ków nawet za San. Woj­ska II Kor­pusu posu­wały się wzdłuż linii kole­jo­wej na Try­bu­chowce. Do natar­cia przy­stą­piły także kor­pusy I i III. Dzia­ła­nia te miały popar­cie miej­sco­wej lud­no­ści ukra­iń­skiej. Ukra­ińcy pro­wa­dzili natar­cie w kie­runku pół­nocno–zachod­nim. Wyko­rzy­stu­jąc znaczne osła­bie­nie pozo­sta­ją­cych w Gali­cji Wschod­niej oddzia­łów pol­skich, zmie­rzano do reali­za­cji swych celów stra­te­gicz­nych. Była to decy­zja despe­racka, nie­li­cząca się z fak­tycz­nymi moż­li­wo­ściami. Natar­cie Ukra­iń­ców począt­kowo dopro­wa­dziło do cha­otycz­nego odwrotu Pola­ków; strona pol­ska nie miała planu dzia­ła­nia i stąd wyni­kała duża impro­wi­za­cja w pró­bach opa­no­wa­nia poło­że­nia. Błę­dem dowódz­twa Frontu Gali­cyj­sko-Wołyń­skiego były próby powstrzy­ma­nia ofen­sywy przez kie­ro­wa­nie do walki nie­wiel­kich, odizo­lo­wa­nych oddzia­łów. Nie wytrzy­my­wały one impetu natar­cia prze­ciw­nika i szły w roz­sypkę. Ukra­ińcy zajęli Pod­hajce.

W dniach 13 i 14 czerwca 1919 r. gen. Gre­kow naka­zał zmianę kon­cep­cji dzia­łań. Główne ude­rze­nie skie­ro­wano w styk 4. DP i dywi­zji płk. Sikor­skiego – dla roz­cię­cia pol­skiego ugru­po­wa­nia. W dzień póź­niej Ukra­ińcy prze­ła­mali linię frontu pod Ostro­wem. Ich silna kolumna kie­ro­wała się w stronę Brze­żan w celu zaję­cia tego waż­nego węzła komu­ni­ka­cyj­nego i znaj­du­ją­cych się tam maga­zy­nów woj­sko­wych. Kie­runku tego bro­niły oddziały 3. DPLeg. Do dwu­dnio­wych zacię­tych wal­kach Ukra­ińcy prze­ła­mali pol­skie pozy­cje. Dal­sze natar­cie pro­wa­dzili w dwóch kie­run­kach: na Roha­tyn i Brze­żany. 15 czerwca zajęli Tar­no­pol. Oddziały pol­skie roz­po­częły odwrót na całej linii frontu; na nie­któ­rych odcin­kach był to odwrót nie­kon­tro­lo­wany.

W cza­sie tej fazy dzia­łań po stro­nie pol­skiej ujaw­niły się duże braki w spo­so­bie dowo­dze­nia i ugru­po­wa­nia wojsk, które były nad­mier­nie roz­cią­gnięte na całej sze­ro­ko­ści frontu. Zasto­so­wano sys­tem ugru­po­wa­nia kor­do­no­wego, skła­da­ją­cego się z wąskiej linii tyra­lier, bez wydzie­la­nia sil­niej­szych odwo­dów; to zaś powo­do­wało, że po prze­ła­ma­niu frontu przez nie­przy­ja­ciela bra­ko­wało sił na zablo­ko­wa­nie wła­ma­nia. Zada­nia tego nie mogły wyko­nać słabe poje­dyn­cze pod­od­działy. Stro­nie pol­skiej bra­ko­wało jasnej kon­cep­cji powstrzy­ma­nia ofen­sywy prze­ciw­nika; dowódca frontu miał nie­wielki wpływ na pro­wa­dzone dzia­ła­nia bojowe; szwan­ko­wało współ­dzia­ła­nie mię­dzy dywi­zjami, a nawet puł­kami. Żoł­nierz młody, pocho­dzący z poboru i słabo wyszko­lony, był mało wytrwały w obro­nie, podatny na panikę i tym samym skłonny do ucieczki z pola walki.

Pod­czas odwrotu Polacy zano­to­wali zna­czące straty wyno­szące 2121 żoł­nie­rzy, w tym 156 pole­głych, 1743 ran­nych i 222 zagi­nio­nych31.

Pił­sud­ski, zanie­po­ko­jony nie­ko­rzyst­nym roz­wo­jem wyda­rzeń w Gali­cji Wschod­niej, naka­zał szyb­kie wzmoc­nie­nie ope­ru­ją­cych tam wojsk. Jako pierw­sza prze­rzu­cona została 6. Dywi­zja Strzel­ców z armii gen. J. Hal­lera. W kolej­no­ści miała być wysłana Grupa Wiel­ko­pol­ska płk. Kona­rzew­skiego. Napły­wały dal­sze uzu­peł­nie­nia. Mocar­stwa zachod­nie wobec nie­do­trzy­ma­nia przez Ukra­iń­ców warun­ków wstrzy­ma­nia dzia­łań zgo­dziły się na uży­cie do walk w Gali­cji Wschod­niej armii gen. J. Hal­lera. Oso­bi­stej inspek­cji wojsk wal­czą­cych w Gali­cji Wschod­niej doko­nał Pił­sud­ski.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki