2,99 zł
Słowo bezpieczeństwa nie powinno być trudne, powinno też być łatwe do wymówienia. Powinno móc wpleść się w ciąg wydarzeń, ale nie pasować do rzeczywistości - tak, aby była pewność, że osoba, która je wypowiada, jest świadoma tego, co robi. To swoisty kod zapewniający bezpieczeństwo. Kobieta, opuszczony dworek w głębi lasu i nieznajomy mężczyzna. Jak daleko można posunąć się w swoich fantazjach?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 20
Catrina Curant
Lust
Wrześniowe ruiny: Hasło bezpieczeństwa – opowiadanie erotyczne BDSM
Zdjęcie na okładce: Shutterstock
Copyright © 2021 Catrina Curant i LUST
Wszystkie prawa zastrzeżone
ISBN: 9788728070406
1. Wydanie w formie e-booka
Format: EPUB 3.0
Ta książka jest chroniona prawem autorskim. Kopiowanie do celów innych niż do użytku własnego jest dozwolone wyłącznie za zgodą Wydawcy oraz autora.
Wrzesień był piękny, słoneczny, ciepły. Jęknęła, gdy auto zgrzytnęło. Była pewna, że ta droga to nie jest dobry pomysł, podejrzewała, że to się źle skończy, już kiedy skręcała, ale nienawidziła wracać – uważała, że gdy raz obierze jakiś kierunek, to należy nim podążać. Przekonanie to zaprowadziło ją w życiu w mnóstwo ciekawych miejsc. Według mapy było nieźle, w najgorszym przypadku do ruin miała trzy kilometry. Auto znów jęknęło, a ona zwolniła jeszcze bardziej. Uskok po prawej był duży, ale dała radę i go minęła. W bagażniku miała namiot, śpiwór i jedzenie na kilka dni. Gaz pieprzowy w kieszeni kurtki nosiła zawsze, tak samo, jak nóż, scyzoryk i latarkę. Zwykle jeździła z ekipą, ale chciała się zresetować, odpocząć od życia i problemów, które zostawiła. Po rozstaniu z Marcinem potrzebowała detoksu i samotności. Ruiny, opuszczone domy, stare bunkry i dziwne miejsca w środku lasu to było coś, co zawsze ją kręciło – już za dzieciaka jeździła rowerami i eksplorowała najbliższe tereny. Potem na studiach poznała podobnych wariatów, robili coraz dalsze wyprawy, niektóre legalne, inne mniej. Miała na koncie kilka mandatów, dwa złamania i wybicie barku. Niekiedy bywało wesoło. Mapę z lokalizacją dostała od przyjaciółki, namierzyli to z chłopakiem jakiś czas temu, ale jeszcze nie byli. Opuszczona posiadłość w środku lasu, w promieniu kilku kilometrów bez domów. Stare pegeery na wschodzie przekształcone w agroturystykę znajdowały się na tyle daleko, że wątpiła, aby ktoś się tutaj pojawił. Wyjęła telefon i zatrzymała samochód. Wyszła, zerknęła na rozlewisko leśne. Żaby, które zamilkły, gdy podjeżdżała, teraz znów dały popisowy koncert.
– Hej, droga paskudna, ale za to nie ma śladów innych samochodów – powiedziała do Eli. To od niej miała mapę, z nią i jej chłopakiem najczęściej robili wypady.
– Spoko, mam twój sygnał. Pamiętaj, aby się odmeldować.
Zuza się uśmiechnęła – Ela troszczyła się o nią jak starsza siostra. Dbała przede wszystkim o bezpieczeństwo, była mocno przeciwna temu, by pojechała sama. W końcu uległa, ale wymogła odmeldowania oraz aplikację namierzającą w telefonie.
– Tak jest, pani porucznik. – Zabiła komara na dłoni. Drań zdążył ją ugryźć, więc zobaczyła swoją krew.