Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Luke i Tessa Evans stworzyli zgrany i stabilny związek.
Są szaleńczo w sobie zakochani i przysięgali sobie miłość po wsze czasy.Nadszedł czas na następny krok, na który czekają z niecierpliwością.
Dzieci.
Ale kiedy miesiąc za miesiącem przynosi rozczarowujące wieści, stres staje się zbyt duży do uniesienia i ich związek zostanie wystawiony na próbę w sposób, jakiego nigdy wcześniej nie doświadczyli.
Czy ich wzajemna miłość wystarczy, kiedy wszystko, czego chcą, to coś, czego mogą nigdy nie mieć?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 194
Luke
Niezależnie od tego, czy to wypali, czy nie, musisz wiedzieć, że nigdzie się nie wybieram. – Przerywam i patrzę w jej oczy, gdy odrywa wzrok od mojej koszulki.
Mruga.
Przełykam gulę w gardle.
– Powiedz mi, że sprawdziłem się jako twój mężczyzna, Tesso. Muszę mieć cholerną pewność, że w to nie wątpisz. Bo jeśli nie dałem rady i przez ostatnie pięć miesięcy myślałaś tylko o najgorszym, to równie dobrze moje życie może zakończyć się teraz. Bo już na nic nie zasługuję. Na nic więcej niż ten koszmar. Nie zasługuję na ciebie. Na nic.
– Luke – szepcze, jej usta drżą, a w oczach znów stają te cholerne łzy.
– Jestem pieprzonym dupkiem – ciągnę. – Wiem, że tak. Mam świadomość tego, co zrobiłem i co mnie spotkało. Nie byłem wzorowym synem, a jako przyjaciel nawaliłem więcej razy, niż jestem w stanie zliczyć. W zasadzie to wobec wszystkich zachowuję się jak kutas. A to z tobą? Kurwa, to było… Sam nie wiem. Pieprzone szczęście, a może raz w moim cholernym życiu wszechświat łaskawie dał mi chwilę wytchnienia. Zawaliłem wielokrotnie, ale to nie oznacza, że jestem gówno wart. Wiem, że nie. A dobro, które czuję każdego pieprzonego dnia, wiedząc, że jestem z tobą związany, daje mi więcej, niż, kurwa, kiedykolwiek zasługiwałem dostać. Wiem to, nie jestem głupi. Szczerze mówiąc, to tylko czekam, aż zaczniesz się zastanawiać, co ty, kurwa, w ogóle ze mną robisz. Musisz więc wiedzieć, Tesso, czy to jest to. Czy jeśli z jakiegoś powodu nie będziemy mogli mieć dzieci i do końca życia będziemy tylko ja i ty… czy to ci wystarczy? Bo mnie tak, kochanie, mnie tak. Może nie chodzę i nie szczerzę się przez cały dzień niczym pieprzony idiota, tak jak to ma w zwyczaju Reed, może nie mam durnej miny, jaką robi Ben za każdym razem, gdy mówi o Mii, ale jestem przy tobie. Mam na twoim punkcie takiego samego pierdolca i nic tego nie zmieni. Nieważne, czy dziecko będzie, czy nie. Spytaj mnie.
Tessa próbuje otrzeć łzy z policzków, ale robię to za nią, po czym obejmuję jej twarz i przyciągam ją do siebie tak, że stykamy się czołami.
– Spytaj mnie – powtarzam i wpatruję się w jej drżące wargi. – Nie potrzebuję niczego więcej. Przysięgam na Boga, że nie.
– Ale przecież chcesz mieć dzieci – szepcze.
– Chcę ciebie. A wszystko inne to tylko dodatek.
O wiele więcej…
Tessa
Co to ma być? Narodowy Dzień Obnoszenia się z Ciążą czy coś w tym stylu? Serio? Jestem otoczona ciążowymi brzuchami!
Nie żeby było zaskoczeniem, że kobiety w ciąży siedzą w takich poczekalniach. Przecież przyszłe mamy regularnie odwiedzają swoich lekarzy położników. To normalne. I ja to rozumiem. Ale czy każda zapłodniona laska w Ruxton w Alabamie umówiła się na wizytę tego samego dnia co ja? Czy mogłaby tu siedzieć choćby jeszcze jedna osoba nie w ciąży?
Rozglądam się po pomieszczeniu.
Oprócz mnie czeka tu osiem innych kobiet. Nie patrzę na ich twarze. Nie mogę. Nie byłabym w stanie nawet powiedzieć, jakiego koloru mają włosy ani czy któraś z nich nosi okulary. Widzę tylko wystające brzuchy, jeden większy od drugiego.
Przykładam rękę do własnego pustego brzucha, po czym zaczynam się bawić zbyt luźną koszulką, która już zawsze będzie taka luźna. Odciągam cienki materiał od ciała.
Boże, chyba nie mogłabym się bardziej wyróżniać.
Powinnam być już do tego przyzwyczajona. Jeszcze trzy miesiące temu dwie z moich najlepszych przyjaciółek, Mia i Beth, były w tym samym czasie w ciąży. Beth urodziła swoją córkę Laylę w marcu. Jestem pewna, że to pierwsze z wielu dzieci jej i Reeda.
Mia ma urodzić trzeciego Kelly’ego w przyszłym miesiącu. Wcale mnie to nie dziwi. Mój brat ma za dużo cech samca alfa, by produkować coś innego niż samce. Już dziś mogę się założyć, że nigdy nie będą mieli córki.
Wszystkie ważne dla mnie osoby budują swoje własne gniazda. I bardzo się cieszę ich szczęściem. Naprawdę.
Jednak minął już rok, odkąd zdecydowaliśmy z Lukiem, że my też jesteśmy gotowi na powiększenie rodziny. Dwanaście miesięcy najbardziej intensywnych starań w historii. Tak przynajmniej czuję. Rok comiesięcznych rozczarowań i przytłaczającego niepokoju, z którym nie potrafię sobie poradzić.
Więc nawet jeśli już się przyzwyczaiłam, że gdziekolwiek spojrzę, tam widzę wielki brzuch, to nadal sprawia mi to przykrość. I obawiam się, że już zawsze tak będzie.
A co, jeśli nigdy się nie uda? Jeśli nigdy nie zajdę w ciążę?
Pielęgniarka wychodzi do poczekalni i wywołuje kolejną pacjentkę. Jej głos ucisza pytania, które krążą mi po głowie. Patrzę, jak przyszła mama powoli wstaje z krzesła i przechodzi kaczym chodem przez pomieszczenie. Promienieje ze szczęścia.
Moje stopy nieustannie nerwowo podrygują. Czy ze zdenerwowania można dostać zawału serca? Obawiam się, że jestem o jedną stresującą myśl od przekręcenia się.
Wtedy drzwi prowadzące na korytarz się otwierają, a gdy podnoszę głowę, widzę, że do pomieszczenia wchodzi Luke. Ma na sobie policyjny mundur i wygląda tak cholernie seksownie – jest przystojny każdego dnia tygodnia, ale szczególnie w dni robocze – że na chwilę zapominam o tym, jak nieswojo i nie na miejscu się teraz czuję.
Oddech więźnie mi w gardle, a ciało nieruchomieje, gdy patrzę na swojego męża.
Od zawsze tak na niego reaguję. Nawet tego dnia, kiedy się poznaliśmy, lata temu, podczas zbiórki pieniędzy na policję w Ruxton, kiedy próbowałam udawać, że nie jestem nim zainteresowana, i zachowywałam się, jakby był zwyczajnym facetem. Tyle że on nie mógł być „zwyczajnym facetem”. Absolutnie nie on.
Luke Evans jest oszałamiający. Na widok tak atrakcyjnego mężczyzny kobiety zapominają języka w gębie i zaczynają się ślinić. Jest absurdalnie przystojny. Wysoki i wysportowany, z idealnie wyrzeźbioną sylwetką, umięśniony, ale nie nazbyt napakowany. Górne partie jego ciała zdobią tatuaże. A twarz? Czysty obłęd. Wygląda jak model o surowym typie urody, z grymasem, jakby był ciągle o coś wkurzony. Zdaję sobie sprawę, że po takim opisie niektóre kobiety mogłyby kręcić nosem, ale zmieniłyby zdanie, gdyby tylko zobaczyły Luke’a Evansa. Z pewnością by zmieniły. Fakt, że przez dziewięćdziesiąt procent czasu wygląda, jakby od zadania ciosu dzieliły go dwie sekundy, jest prawdopodobnie jego najbardziej charakterystyczną cechą.
Nasze spojrzenia spotykają się chwilę po tym, gdy zamyka drzwi. Te piękne bursztynowe oczy wpatrują się we mnie, powoli rozgrzewając płynącą w moich żyłach krew. Na jego ustach pojawia się delikatny uśmiech, a na twarzy widzę wypisane przeprosiny za to, że dotarł dopiero teraz. Na moje nieszczęście potrafi we mnie czytać jak w pieprzonej otwartej księdze i nienawidzi, gdy muszę przechodzić przez to sama. Ale ja nie jestem sama.
Przyszedł.
Dzięki Bogu, że przyszedł.
– Cześć – mruczę i kładę głowę na jego ramieniu, gdy siada obok mnie. – Dotarłeś.
– Przecież mówiłem, że będę. – Całuje mnie w czubek głowy, jego ciepły oddech mnie rozgrzewa. – Wszystko w porządku? Długo czekasz?
– Dostatecznie długo, by poczuć się pokonana liczebnie. – Podnoszę głowę i patrzę na niego. – Denerwuję się.
– Wiem.
– A ty?
Ściąga brwi.
– Nie, i co ci mówiłem na ten temat?
Odwracam wzrok i wpatruję się w podłogę, zwieszam ramiona.
– Że nie ma znaczenia, co się stanie i czego się dowiemy, bo ty nie masz z tym problemu.
– My nie mamy z tym problemu – poprawia mnie. – No właśnie. Ej. – Odwraca moją głowę w swoją stronę, gładzi kciukiem policzek. – Spytaj mnie.
Zamykam oczy i wtulam się w jego dłoń. Nie muszę go o nic pytać.
Te słowa od zawsze były sposobem Luke’a na powiedzenie mi, że mnie kocha, ale ostatnio, szczególnie przez miniony rok, stały się czymś więcej. Oznaczają, że zawsze będzie dobrze, bez względu na wszystko. Są obietnicą, że nic nas nie złamie. Nie muszę go o nic pytać i nie muszę słyszeć od niego dokładnie tych słów. Ale muszę je wypowiedzieć. W tej chwili czuję taką potrzebę.
– Kocham cię – szepczę, otwieram oczy i się w niego wpatruję. – I bardzo się cieszę, że tu jesteś.
Pochyla się i przyciska swoje usta do moich, całuje mnie delikatnie. To takie urocze.
– Odwrócić twoją uwagę?
Odchylam się zaintrygowana jego słowami.
Przecież mnie tutaj nie przeleci, prawda? Prawda?
Tak, potrzebuję, kurwa, odwrócenia uwagi. A łazienka na korytarzu idealnie by się do tego nadawała.
Szybko zerkam na zegar nad recepcją i sprawdzam godzinę. Teoretycznie moja wizyta zaczęła się dwie minuty temu.
– Ja to zawsze mam takie pieprzone szczęście – mruczę. – Nie mogłeś przyjechać dwadzieścia minut temu i mnie o to spytać?
– Gdybym nie musiał ciągle ogarniać jakichś pierdół, z pewnością byłbym wcześniej. Możesz podziękować swojemu bratu. – Luke garbi się na krześle i prostuje długie nogi.
– Dlaczego? Co się stało? – pytam, ale on tylko kręci głową. – Luke!
– To głupie.
– O mój Boże, mów natychmiast. – Tak bardzo jestem ciekawa, że obracam się w krześle i prawie kładę na podłokietniku. Gdy Luke wzdycha i odchyla głowę do tyłu, cicho chichoczę. – Wyduś to z siebie. Nie każ mi dzwonić do Bena. Wiesz, że to zrobię – naciskam, a on odwraca głowę i mruży oczy. – Oho, już widzę, że to coś naprawdę niezłego. – Opieram podbródek na pięści i uśmiecham się promiennie. – Dobra. Jestem gotowa.
Śmieje się, po czym przenosi wzrok na sufit, przejeżdża dłońmi po twarzy i wzdycha zmęczony.
– Dostaliśmy zgłoszenie o krowach na Route 4. Utworzył się prawie kilometrowy korek i ktoś musiał się tym zająć. Chciałem zrzucić to na kogoś innego, ale Ben zdecydował, że to musimy być my. I to właśnie tym zajmowałem się przez cały pieprzony poranek.
Przygryzam wargę i czekam. Wiem, że za tą historią kryje się coś więcej.
– Próbowałaś kiedyś zmusić krowy do ruszenia się, gdy nie mają na to ochoty? To praktycznie niemożliwe. Czułem się jak idiota. Pchnąłem jedną, ale bałem się, że się jeszcze przewróci, i co ja bym wtedy, kurwa, zrobił? Więc próbowałem przywoływać je jak psa. Gwizdałem, klaskałem, machałem rękami. Jestem pewien, że gapie mieli zajebisty ubaw. Sprowadzenie krów z drogi zajęło nam trzy godziny. – Luke zaciska powieki i kręci głową. – Pieprzyć Bena. Następnym razem będzie musiał radzić sobie sam.
Jestem w stanie doskonale wyobrazić sobie to, co Luke właśnie opisał, więc wszystkie siły poświęcam na powstrzymanie się przed rzuceniem się na podłogę i turlaniem ze śmiechu. Udaje mi się nad sobą zapanować i stłumić chichot. Przesuwam dłonią po jego masywnej klatce piersiowej.
– Założę się, że wszyscy mieli naprawdę zajebisty ubaw – powtarzam jego słowa. – Jesteś taki seksowny, Luke, zwłaszcza w tym mundurze – mówię ciszej, by tylko on mógł mnie usłyszeć. Otwiera oczy i patrzy na mnie. – Mógłbyś tam nawet żonglować wibratorami, a i tak wszystkie miałyby kisiel w majtkach. Nie żartuję.
– Kochanie, to zabrzmiało naprawdę dziwnie.
– Ale to prawda. – Wzruszam ramionami i skubię guziki jego koszuli. – A ty nie wiedziałeś, że zapisując się do policji, zobowiązałeś się do chronienia nas i służenia nam wszystkim, z uwzględnieniem zwierząt hodowlanych? – Uśmiecham się. – Jeśli ktoś to nagrywał, chcę to zobaczyć.
– Nie ma, kuźwa, szans.
– W porządku, ale jeśli kiedykolwiek będziesz miał okazję żonglować publicznie wibratorami, to chcę dostać nagranie przynajmniej z tego.
Patrzy na mnie i widzę, że z całych sił powstrzymuje się przed roześmianiem.
– Kocham cię, najdroższa.
– Wiem. – Uśmiecham się szerzej.
Pielęgniarka ponownie wychodzi do poczekalni.
– Tessa Evans! – woła i zerka w kartę pacjenta.
Mój żołądek gwałtownie się kurczy. Niepokój osiada na mnie niczym ciężki cień i nie potrafię się spod niego wydostać. Wypuszczam powietrze i wstaję, wdzięczna za ciepło dłoni, którą Luke kładzie mi na plecach. To mnie uspokaja.
Jest tutaj. Będzie dobrze. Wszystko będzie dobrze.
Przechodzimy ramię w ramię przez pomieszczenie, rozdzielamy się tylko wtedy, gdy nie mieścimy się razem w drzwiach, ale już za progiem Luke jest z powrotem u mojego boku i cały czas trzyma się blisko mnie.
– Tutaj. – Pielęgniarka kieruje nas do gabinetu doktor London. W ciągu ostatniego roku byłam tu bardzo często. – Proszę usiąść. Pani doktor zaraz przyjdzie.
– Dziękuję – mówię i odwzajemniam jej grzeczny uśmiech. Siadam na krześle najbliżej okna i wyglądam na zewnątrz. Mrużę oczy od słońca. – Gorąco dzisiaj.
– Ta.
– Mam wrażenie, że tak naprawdę nie było wiosny. A ja tak na nią czekałam – paplam i znowu drga mi nerwowo noga. Gdy niepokój owija dłoń wokół mojego pozbawionego nadziei serca, obgryzam paznokieć. Wpadam w panikę i przygotowuję się na najgorsze możliwe wieści, ponieważ czuję, że powinnam być na nie gotowa. Muszę być gotowa.
Luke wsuwa dłoń pod moje włosy i delikatnie masuje mój kark.
– Jakie to przyjemne – mruczę, zamykam oczy i pochylam głowę. Daję spokój mojemu biednemu paznokciowi, kładę ręce na udach i dociskam je, żeby już nie podskakiwały.
Boże, Luke zawsze uspokaja mnie z taką łatwością. Jaka szkoda, że nie dzieje się to częściej.
– Chciałabym, żebyś to robił cały czas.
– Rozcierał ci kark?
– Mhm. Działa na mnie każdy rodzaj twojego dotyku.
– Tesso, przecież ja cię ciągle dotykam. Kiedy niby tego nie robiłem?
– Kiedy byłeś w pracy.
Słyszę, że przesuwa się na krześle obok mnie, a opuszki jego palców wciąż naciskają i przesuwają się płynnie po mojej skórze. Nie jestem w stanie spojrzeć w jego stronę czy choćby otworzyć oczu. Jest mi tak dobrze, gdy czuję się otoczona opieką.
– Hej, sukinsynu, postanowiłem dać ci znać, że odchodzę.
Słyszę, jak mówi bardzo poważnym głosem. Spoglądam na niego i śmieję się na widok telefonu przyłożonego do jego ucha.
– O mój Boże.
– Twoja siostra właśnie zaproponowała mi o wiele lepszą pracę, w dodatku niewymagającą znoszenia twojej przygłupiej osoby. Biorę tę robotę. – Uśmiecha się do mnie, po czym mówi do telefonu: – Nie, wciąż czekamy. Tak… Tak, powiem jej. Jasne, na razie. – Kończy połączenie i chowa urządzenie do kieszeni. – Twój brat kazał przekazać, że ma nadzieję, iż wszystko pójdzie dobrze.
– Ja też mam taką nadzieję – szepczę.
Dłoń na moim karku przyciąga mnie bliżej, przechylam się na bok. Zaczynamy się całować, najpierw delikatnie, potem, gdy nasze języki się spotykają, coraz bardziej żarliwie. Jęczę w jego usta, i znów trochę głośniej, gdy zasysa moją wargę, po czym praktycznie włażę mu na kolana, a on zaczyna wydawać ciche, pełne desperacji pomruki.
– Och, mam nadzieję, że nie przeszkadzam. – Lekarka wchodzi do gabinetu, zamyka za sobą drzwi i obchodzi biurko, podczas gdy ja i Luke odsuwamy się od siebie jak dwoje nastolatków, którzy zostali przyłapani w pokoju któregoś z nich. – Chociaż jestem ogromną zwolenniczką takich czynności – dodaje doktor London z uśmiechem i siada na swoim miejscu. – Kiedy człowiek zajmuje się płodzeniem potomka, spontaniczne życie seksualne może być bardzo pomocne.
– W takim razie już dawno powinno się udać. Pieprzymy się jak króliki.
Luke rzuca mi ostre spojrzenie. Nie wydaje się w najmniejszym stopniu zszokowany moim wyznaniem.
– Skończyłaś już opowiadać o naszym życiu seksualnym?
– Jeszcze nie – droczę się z nim.
Lekarka chichocze. Doktor London to kobieta w średnim wieku, o jasnych, zawsze upiętych w kok włosach. Jest miła i bezpośrednia. Z miejsca ją polubiłam.
– I jak się macie?
– W porządku – odpowiada Luke, a ja wzruszam ramionami.
– Na pewno z niecierpliwością czekacie na wyniki. Przejdźmy zatem do rzeczy.
Zgarnia leżące na biurku papiery w stos, by zrobić trochę wolnego miejsca przed sobą. Kiedy kładzie tam grubą niebieską teczkę i zaczyna przeglądać jej zawartość, łapię Luke’a za rękę. Splata swoje palce z moimi i pozwala mi pociągnąć swoją dłoń na moje kolana, gdzie nakrywam ją drugą ręką.
– Panie Evans, mamy już wyniki badania nasienia i wszystko wygląda dobrze. Właściwie to nawet spektakularnie. – Podnosi głowę i się do niego uśmiecha. – Liczba plemników i ich ruchliwość są znacznie powyżej średniej.
Odczuwam przytłaczającą chęć przewrócenia oczami.
– Szokujące – mamroczę, zwracając na siebie uwagę.
– Co takiego? – pyta lekarka.
– Niech pani da spokój. Przecież wystarczy na niego spojrzeć. – Przechylam głowę w stronę Luke’a. – Czy naprawdę można było mieć pod tym względem jakiekolwiek wątpliwości? Przecież to oczywiste, że ma idealną spermę. Jest w doskonałej formie nawet w te kiepskie dni, a takie się praktycznie nie zdarzają. Na pewno wszystkie inne plemniki chcą być jego plemnikami.
– Jezu – mruczy Luke pod nosem. Wolną ręką pociera usta, długimi palcami drapie pokrywający szczękę zarost. – Czasami mówisz naprawdę popieprzone rzeczy.
– Stwierdzam tylko oczywistość. Nikt nie powinien być zaskoczony twoimi wynikami. Ja nie jestem.
Lekarka znów cicho się śmieje.
– Zapewniam panią, Tesso, że pod tym względem problemy miewają nawet atrakcyjni mężczyźni.
– Ale nie on. Byłam pewna, że on nie ma.
Panika w moim głosie i niepokój nie pozostają niezauważone. Opuszki palców Luke’a wciskają się w grzbiet mojej dłoni, a wpatrujące się we mnie oczy łagodnieją w wyrazie współczucia i zrozumienia.
– No to spójrzmy na pozostałe wyniki. – Lekarka sięga po kolejną kartkę z teczki i przesuwa po niej palcem. Potem bierze następną i robi to samo. – Cudownie – mówi, składa dłonie i unosi głowę. – Pani Tesso, wszystko w normie. Naprawdę świetnie to wygląda.
Wypuszczam wstrzymywany oddech i opadam na oparcie krzesła. Dłoń Luke’a znów spoczywa na mojej szyi i delikatnie ją ściska, a on pochyla się nade mną i całuje moją skroń. Czuję jego ciepły oddech, gdy szepcze:
– Kocham cię. Kuźwa, jak ja cię kocham.
Zamykam oczy i przyciskam policzek do jego policzka. Ulga, którą odczuwam, jest krótkotrwała, bo jeśli wszystko jest świetnie, to w czym jest problem? Hormony mam w normie. No i? Sperma Luke’a jest nieskazitelna. W porządku… ale? Jak możemy się cieszyć, skoro wciąż tyle pytań pozostaje bez odpowiedzi?
– I co teraz? – pytam.
– Teraz zaczynamy działać. – Lekarka patrzy to na mnie, to na niego. – Przepiszę pani lek, ten, o którym rozmawiałyśmy…
– Aby wspomóc owulację, tak?
– W pewnym sensie tak. Zasadniczo to zwiększy stymulację pęcherzyków, co z kolei podniesie poziom estrogenu. Ten lek przepisuję kobietom, które mają trudności z owulacją, ale także tym, u których owulacja zachodzi bez problemu, tak jak u pani. Proszę myśleć o tym jak o zwiększeniu liczby jajek w koszyku. Zazwyczaj to pierwszy krok do podniesienia szans na zajście w ciążę. Wielu kobietom udaje się to właśnie na tym etapie. – Uśmiecha się do mnie. – Być może nie będziemy musieli wdrażać innych terapii.
Ale ja i tak się zastanawiam. Nie mogę powstrzymać się przed pytaniem…
– A jeśli będziemy musieli?
Lekarka unosi rękę, jakby chciała uciszyć moje dalsze obawy.
– Tym będziemy się martwić później, jeśli w ogóle zajdzie taka potrzeba, dobrze?
Luke ponownie łapie mnie za rękę.
– Dobrze – odpowiadam.
– Umówię również panią na badanie HSG, o którym chyba jeszcze nie rozmawiałyśmy.
Kręcę głową i patrzę na Luke’a.
– Co to jest? – pyta.
– Podczas tego badania sprawdza się drożność jajowodów. Jest minimalnie inwazyjne, ale wykonuje się je w szpitalu.
– Czy to operacja? – Dłoń Luke’a w mojej sztywnieje, potem mocniej się zaciska.
– Nie, absolutnie nie. Pacjentka nie jest poddana narkozie, ale w tej procedurze używany jest rentgen, a ja takiego w gabinecie nie mam. To rutynowe badanie, bardzo często się je wykonuje. Naprawdę nie ma się czym martwić.
– Czy gdyby moje jajowody były niedrożne, to już bym o tym nie wiedziała?
– Niekoniecznie. U niektórych kobiet nie występują żadne objawy i wszystko okazuje się dopiero po wykonaniu badania. No i nie musi to dotyczyć obu jajowodów. Niedrożny może być tylko jeden z nich, ale to i tak zdecydowanie utrudnia zajście w ciążę. Aby móc określić dalsze kroki, powinniśmy to wykluczyć.
– A jeśli okażą się niedrożne? – pyta Luke. – Co wtedy?
Lekarka milczy przez chwilę.
– Będziemy się tym martwić, jeśli zajdzie taka potrzeba – powtarza.
– Wolałbym wiedzieć, co nas czeka. – Ton jego głosu staje się ostrzejszy. Już nie prosi o informacje, tylko ich żąda.
Teraz to ja rozcieram wierzch jego dłoni.
– Panie Evans, rozumiem pańskie obawy, ale powiem tak – lekarka się prostuje i teraz wydaje się bardziej władcza – moim zdaniem należy robić wszystko krok po kroku i skupiać się jedynie na etapie, na którym właśnie się znajdujemy. Mogłabym tu siedzieć i opisywać, co by było gdyby, ale efekt, jaki bym tym tylko osiągnęła, to jeszcze większe zdenerwowanie was obojga, a zwłaszcza pani. – Zerka na mnie. – Nie sądzę, by tego pan chciał. Ja na pewno tego nie chcę. Fakt, że są tu państwo teraz, jest już sam w sobie wystarczająco niepokojący. Bo dlaczego państwo do mnie przyszli? Ponieważ macie trudności z zajściem w ciążę. I kiedy będziemy razem przechodzić przez proces diagnostyki i leczenia, cały czas będziecie mieli to z tyłu głowy. Nawet gdy otrzymujecie takie wyniki – położyła dłonie na otwartej teczce – naprawdę świetne wyniki, to ta myśl wciąż tam jest, prawda?
– Tak – potwierdzam.
Ja i Luke przez chwilę patrzymy sobie w oczy, zanim oboje ponownie spoglądamy na doktor London.
– Na to nic nie poradzę – kontynuuje lekarka. – Mogę jednak kontrolować sposób, w jaki państwa prowadzę, a w mojej profesjonalnej opinii skupienie się na etapie, na którym właśnie się znajdujemy, to najlepsza opcja kontynuowania tej podróży. Nie potrzebujemy dodatkowego stresu. To nasz najgorszy wróg, rozumiecie?
– W takim razie mam przechlapane.
Lekarka uśmiecha się do mnie serdecznie.
– Pani Tesso, bez względu na to, jak bardzo bym chciała, nie mogę dać żadnej z moich pacjentek gwarancji, że zajdzie w ciążę, jednak gdy mam do czynienia z parą tak młodą jak państwo, bez rozpoznanych problemów medycznych i z takimi wynikami – znów stuka palcami w kartki – mogę powiedzieć, że szanse są duże.
Czepiam się jej słów, jakby to był oddech, którego już zaczynało mi brakować. Luke również bardzo ich potrzebuje i także znajduje w nich pocieszenie. Czuję, że rozluźnia uścisk na mojej dłoni, jego palce wysuwają się spomiędzy moich, a następnie obejmują i masują moje knykcie, by złagodzić spowodowany wcześniej ból.
– No dobrze. Lek zacznie pani przyjmować piątego dnia następnego cyklu, musimy więc jeszcze chwilę poczekać. I będzie go pani stosować przez pięć dni. – Bazgrze coś nieczytelnie na kartce, wyrywa ją i podaje mi ponad biurkiem. – Jeśli z jakiegoś względu następny cykl się nie pojawi, proszę do mnie zadzwonić. Zrobimy test ciążowy.
– Dobrze. – Nie dopuszczam do siebie myśli, że nie będę musiała do niej zadzwonić, składam kartkę na pół i wsuwam ją do tylnej kieszeni szortów.
– Codziennie rano proszę mierzyć temperaturę, tak jak do tej pory. Zazwyczaj owulacja zaczyna się od pięciu do dziesięciu dni po rozpoczęciu przyjmowania leku. W dwudziestym pierwszym dniu cyklu skieruję panią na badanie krwi.
– Żeby sprawdzić, czy jestem w ciąży?
– Żeby sprawdzić, czy doszło do owulacji – wyjaśnia. – Musimy potwierdzić skuteczność leku.
– A co z tym drugim badaniem? HSG?
– Rejestratorka skontaktuje się z panią, aby potwierdzić termin, najpierw jednak muszę przejrzeć grafik. Pewnie umówimy się na przyszły miesiąc.
– A jeśli zajdę w ciążę na tym leku?
Uśmiecha się.
– Wtedy badanie nie będzie konieczne. – Ponownie składa dłonie. – Czy mają państwo jeszcze jakieś pytania?
– Chyba nie – odpowiadam i patrzę na Luke’a.
Siedzi pochylony, opiera łokcie na kolanach, nie jest już tak skupiony. Nie wiem, na co patrzy i czy w ogóle na czymś skupia spojrzenie. Chyba nie.
– Panie Evans?
Podnosi wzrok, nabiera powietrza. Następnie delikatnie kręci głową.
Lekarka podaje rękę najpierw mnie, a potem Luke’owi.
– Wkrótce znowu się widzimy. Proszę być dobrej myśli.
Wychodzimy z gabinetu w ten sam sposób, w jaki do niego weszliśmy, Luke trzyma się blisko mnie, z dłonią na moich plecach prowadzi mnie, ale też uspokaja, jakby chciał powiedzieć: „Jestem tuż za tobą. Jestem tutaj”. Uczepiłam się tego jak pocieszenia.
Wychodzę na korytarz i ruszam w stronę wind, ale Luke zatrzymuje się i nie idzie dalej, więc ja też przystaję. Na plecach cały czas czuję jego fantomowy dotyk.
– Cholera, zostawiłem tam telefon – mówi, odwraca się i łapie za klamkę. – Musiałem położyć go na biurku.
– Och. – Wyobrażam sobie gabinet, blat biurka. Próbuję sobie przypomnieć, co Luke zrobił z komórką po rozmowie z moim bratem. – Nie widziałam twojego telefonu. Jesteś pewien, że tam go zostawiłeś?
– Na pewno. Idź już na dół. Zaraz cię dogonię.
– Mogę zaczekać.
Nagle wydaje się sfrustrowany i gotowy do kłótni ze mną. Wtedy w oddali rozlega się piknięcie windy. Luke się rozluźnia i kiwa brodą w jej stronę.
– No dobrze – mruczę. – Ale idę tylko dlatego, że nie mam ochoty czekać całą wieczność na kolejną windę, a nie dlatego, że mi każesz. – Energicznie odwracam się na pięcie i ruszam korytarzem. Spoglądam za siebie i się uśmiecham.
Luke odwzajemnia uśmiech i wraca do gabinetu.
Zamyka za sobą drzwi.
Luke
Nie mogę stąd wyjść, nie wiedząc, co nas czeka. Może wychodzę na kutasa, bo robię to za plecami Tessy, ale mogę być i kutasem, byle otrzymać odpowiedzi. Muszę być przygotowany na to, co nadchodzi. Jeśli dotyczy to Tessy, muszę wiedzieć.
– Zapomniałem czegoś – mówię do recepcjonistki, która patrzy na mnie pytająco.
Przechodzę przez drzwi, idę korytarzem i zatrzymuję się przed drzwiami gabinetu doktor London. Są uchylone. Uderzam knykciami o framugę i gdy rozlega się: „Proszę!”, wchodzę do środka.
– Panie Evans. – Patrzy na mnie, przestaje pisać i odkłada długopis. W jej głosie nie ma ani krzty zaskoczenia. Spodziewała się mojego powrotu, a przynajmniej przewidywała taką możliwość. – W czym mogę pomóc? – Zamyka leżącą przed nią teczkę.
Staję po drugiej stronie biurka.
– Muszę wiedzieć, co będzie, jeśli się okaże, że jajowody mojej żony są niedrożne. Co się z tym robi?
Lekarka przechyla głowę na bok, widzę, że uważnie dobiera słowa. Zastanawiam się, czy znowu wygłosi pogadankę o niepotrzebnym martwieniu się na zapas. Nie mam zamiaru ponownie wysłuchiwać tych bzdur.
– Muszę wiedzieć – powtarzam, krzyżując ręce na piersi. – Żona umie skupić się wyłącznie na tym, co teraz robimy. Ja tak nie potrafię. Nie wyjdę stąd, dopóki nie powie mi pani, co nas czeka.
– Ale to coś, czym być może nie będą musieli się państwo martwić…
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki