Zalotnicy niebiescy - Maria Pawlikowska-Jasnorzewska - ebook

Zalotnicy niebiescy ebook

Maria Pawlikowska-Jasnorzewska

0,0

Opis

Zapraszam do zapoznania się z niezwykłą sztuką teatralną "Zalotnicy niebiescy" autorstwa Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, której wyjątkowy urok i głębia sprawią, że przeniesiesz się w świat pełen namiętności, dramatycznych zwrotów akcji i subtelnych emocji. Pawlikowska-Jasnorzewska, mistrzyni słowa i teatralnego kunsztu, ożywia postaci i wydarzenia tak, że stają się one nie tylko bohaterami sceny, lecz również lustrem ludzkich losów i uczuć. "Zalotnicy niebiescy" to nie tylko spektakl, ale również literacka podróż.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 84

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Maria Pawlikowska-Jasnorzewska

ZALOTNICY NIEBIESCY

Wydawnictwo Avia Artis

2024

ISBN: 978-83-8349-047-2
Ta książka elektroniczna została przygotowana dzięki StreetLib Write (https://writeapp.io).

Osoby

NORBERT JASTRAMB, kpt.-pilot myśliwiec, lat 28 do 30 JERZY ODBIECKI, kontraktowy lekarz neurolog, lat 40 NOLA, jego żona, lat 25 ANDRZEJ MILAN, porucznik-pilot, myśliwiec, lat 25 WOJCIECH KOBUZ, por.-pilot, myśliwiec, lat 29 GABRJEL HERRUB, major-pilot, myśliwiec, lat 35 JAN NIEBOROWSKI, porucznik-obserwator, lat 22 LOTKA LUBÓWNA, narzeczona Milana, lat 18 SIERŻANT PUSTUŁKA MARYSIA, przyjaciółka Lotki, lat 20 BUFETOWY SŁUŻĄCA
 Rzecz dzieje się w obrębie lotniska blisko jednego z większych miast w Polsce. I i III akt w mieszkaniu lekarza, II akt w kasynie lotniczym.

Akt I

Mieszkanie lekarza Jerzego Odbieckiego i jego młodej żony, Noli, umeblowane nowocześnie. Na ścianach śmiga i fotografje samolotów. Drzwi otwarte do gabinetu lekarskiego. Godzina wczesna popołudniu.

Scena 1

NOLA, JERZY.

 NOLA  Zamykając okno. Burza idzie. Błysk, grzmot.  JERZY  Siedzi w fotelu, przegląda pisma. Pocóż zamykasz okna?  NOLA Będzie okropny przeciąg. Deszcz poczyna szumieć.  JERZY To właśnie dobrze. W Anglji otwierają naoścież wszystkie okna, gdy jest burza. Dlaczego wy, kobiety, tak nie znosicie silniejszego powiewu.  NOLA Bo może zawiać w szyję. To bardzo nieprzyjemne...  JERZY Hm... No tak, tak. To się zdarza, taka wrażliwość, przy dyspareunji konstytucjonalnej. Zapalno światło, kochanie. Ciemno jest —  NOLA  Zapala światło, lampę kontaktową. Przy czem?  JERZY Nazwijmy to — dysharmonją małżeńską na niektórych punktach. Jest to choroba, jak każda inna.  NOLA  Z uśmiechem. Ty to mówisz na serjo?  JERZY Jak najbardziej serjo... Uważam, że twoja oziębłość jest stanem patologicznym. Wzdycha. Frigidatas! Nie jesteś zdrowa, kochanie. Myślę, czy nie zrobiłaby ci dobrze Folliculina! Żeński hormon. Gdybyś ty dała sobie zastrzyknąć tej follikuliny, choć pięć ampułek, po dwa centymetry, odpowiadające 500 jednostkom mysim... Zbudziłabyś się na nowo do życia, do miłości. Śmieje się dziwacznie.  NOLA  Po chwili namysłu — jakby się przygotowywała do wyznania. Miłość — to właśnie sen i obawiam się przebudzenia... Słuchaj — czy ty się nie domyślasz, że ja...  JERZY  Szybko zasłania się książką i mówi. Dosyć, dosyć! — Ja nie chcę żadnych zwierzeń! Wiesz o tem! Nie jestem konfesjonałem. Już ci nieraz mówiłem. Samoanalizą pogarszasz tylko swój stan.  NOLA Wolałabym abyś wiedział prawdę...  JERZY  Zmięszany. Hyperaestezja! Nerwy! Mówię ci — folliculina.  NOLA  Gorzko. Dziękuję ci. Ach, żebyś ty wiedział, jaki jesteś zabawny! Nie wybierzesz się do kasyna na pikietę?  JERZY Na taki deszcz trudno przejść kilka kroków! Ale wracając do poprzedniej kwestji; weź naprzykład oziębłą erotycznie świnkę morską i spróbuj preparatu, o którym...  NOLA  Przerywa, gwałtownie jak na nią. Nie nudź mnie już! Nie mogę słuchać — —  JERZY  Dobrodusznie. Chcę przecież tylko twojego dobra! Medycyna stoi dzisiaj tak wysoko, że najbardziej skomplikowane stany duszy umie sprowadzić do bardzo prostej, fizjologicznej przyczyny i leczyć je najskuteczniej w świecie. Twój stan somatyczny i psychiczny nie jest nieprawidłowy... Wzdychasz, milczysz całymi dniami! Folliculina, dziecko, cała moja nadzieja w folliculinie! Śmieje się po swojemu. Błysk, grzmot, wzmożona ulewa.  NOLA  Patrząc w okno. Patrz, jak ciemno się robi!  JERZY  Odkłada książkę, wstaje. Zaczną się dni już nie „lotne“, ale „lotnicze“, to znaczy, że nasi kochani chłopcy będą sobie próżnować w kasynie! Tylko że oni zamiast wypoczywać, zrywają sobie nerwy przy bridge’u. A na moje zakazy pozostają głusi. Niewiem, doprawdy, na co mnie tu zakontraktowano! Zwykły lekarz wojskowy wystarczyłby najzupełniej! No, przecież chciałbym z całej duszy, aby mogli latać długo, jak najdłużej, ale na to muszą się przecież szanować! Co? a tam niejeden powinien już przejść w stan spoczynku. W sercach tony głuche, aż miło!  NOLA  Podparłszy głowę na dłoni patrzy wdal. Imponują mi ci ludzie!... Podobnych przykładów odwagi i poświęcenia należałoby szukać aż gdzieś chyba w starożytnej Grecji...  JERZY  Chodzi po pokoju, przeciąga się. Tak, ale za to po trzydziestce nerwy często zerwane jak włókna w przepalonej żarówce!! Nieraz mam wrażenie, że jestem lekarzem w domu warjatów. Co ja się nasłuchałem tych historyj! A to jeden siadł przymusowo na las. „Panie kapitanie“ — mówię mu — któżby inaczej na lesie siadał? Przecież to kłuje! — „Przymusowo“ — powiada — Drugi znowu opowiada, że mu się urwał ogon. Widać za wiele nim kręcił! Wesołe chłopaki! Kto ich pozna bliżej, ten już na innych ludzi patrzeć nie może!  NOLA Byłeś dzisiaj w dowództwie? Cóż tam słychać?  JERZY  Chodząc po pokoju z rękami w kieszeniach. Nic szczególnego. Dwóch wystartowało w stronę gór, choć meteorologicznie, dzień jest fatalny.  NOLA Meteorologicznie — ja tego jeszcze nie umiem wymówić. Więc powiadasz że dwóch poleciało? Jeszcze im się co stanie...  JERZY No, oni twierdzą, że pilot powinien sobie dawać radę przy każdej pogodzie, ale, niestety, nie zawsze tak bywa... Mnie się zdaje, że ja tu chyba sam zwarjuję i zacznę latać.  NOLA Tego to już sobie nie wyobrażam!  JERZY Ale jeszcze z tem poczekam, aż rozwieszą wielkie sieci między niebem a ziemią, aby w nią łapać spadających w korkociągu.  NOLA Przesadzasz! Wypadków jest podobno z roku na rok coraz mniej! Postęp w konstrukcji. Błyskawica.  JERZY  Przerywa jej, z nieco sztuczną swobodą. Poczekaj, poczekaj, niech tylko Jastramb cało dzisiaj wróci, to już dobrze będzie! Nie patrzy na Nolę.  NOLA  Otwiera usta, zakołysała się, ścisnęła ręką poręcz krzesła. Ach, więc to Jastramb poleciał! Nie wiedziałam...  JERZY On i Brodziec.  NOLA  Białym głosem, siląc się na spokojny ton. I myślisz, że oni nie wrócą?  JERZY No, no, uspokój się! To są za dobrzy piloci, aby narażać siebie i maszyny. Gdy będzie źle, Jastramb siądzie na jakiej hali i zabawi się w Janosika. Co innego, że na taki czas tylko polski lotnik odważa się lecieć. Niemcy nazywają to: „Das Polnische Flugwetter“... Błyskawica.  NOLA  Oparta, zwieszona prawie na oknie. Błyska się... gdzie oni mogą być teraz? ...Mam najgorsze przeczucia...  JERZY  Układa się na kanapie. Pod głowę podsuwa sobie jedwabną poduszkę, przeciąga się znowu. Masz złe przeczucia? To depresja wywołana przez burzę. Mam pacjentkę, zresztą bardzo miłą, która też ma „przeczucia“ i tak ci się boi grzmotów, że włazi wówczas pod łóżko, ale tam znowu mdleje, usłyszawszy chrobotanie myszy. To jest bardzo sympatyczne, lecz nie sprzyja równouprawnieniu kobiet, bo tam pod łóżkiem nie spotka się nigdy z mężczyzną.  NOLA  Zapatrzona w okno. Nie powinno być drzew tej wysokości w pobliżu lotniska — jak one dzisiaj groźnie szumią... Wiatr wyje, drzewa huczą.  JERZY Za mojej pamięci nie było jeszcze wypadku z temi drzewami! A ten groźny szum, to już tylko twoja imaginacja, wrogo nastawiona do całego świata.  NOLA  Wzrusza ramionami. Wiesz, że to wszystko nieprawda...  JERZY  Z uwagą przeciera okulary. Nagle. Milan żeni się. Słyszałaś o tem?  NOLA  Zimno. Nie.  JERZY  Z lekkim naciskiem. Nic cię to nie obchodzi, oczywiście!  NOLA  j. w. Owszem, cieszę się dla niego — bardzo dobrze robi!  JERZY Mam nadzieję, że wyleci z niebezpiecznej służby w tych myśliwcach. Małżeństwo jest już samo przez się dostatecznem bohaterstwem. Ciekaw jestem, kiedy mi się i Jastramb ożeni. Świetny chłopak. Nietylko mistrz w akrobacji, ale i myśliciel! Ho, ho! Siedzi jak jaki Diogenes powietrzny w tych swoich „beczkach“. Ale ty go nie lubisz... co?  NOLA  W oknie odwraca się zwolna. Chcesz wiedzieć!?  JERZY  Prędko. No, no, no, właściwie nie powinnaś go lubić, bo to jest pełnowartościowy mężczyzna, a tacy, podług Müllermanna, zawsze budzą odrazę w kobietach upośledzonych pod względem fizjologicznym. Przeczytaj sobie dzieło mojego sławnego kolegi: „Die Frauenkälte“. Śmieje się.  NOLA  Rozdrażniona. Zawsze to samo! Nudzą mnie już te koncepta!  JERZY  Podchodząc ku niej. No dobrze, więc już nie będę tak mówił, ale uściskaj mnie, gorąco, z przekonaniem. Chwyta ją w objęcia. Daj mi usta... Pokaż źrenice, czy ci się rozszerzają... i puls czy ci się przyśpieszył. Przyciska ją do piersi.  NOLA  Wyzwalając się skwapliwie z jego ramion. Nie, nie! Ach, rozburzysz mi włosy... No, nie żartuj, bo żarty, żartami, a pognieciesz mi świeżo odprasowaną suknię... Szarpnąwszy się mocno. Nie, no puść — naprawdę, cóż za pomysł, mój drogi.

 JERZY Pobłażliwie i z pewnym tryumfem. A widzisz, czy ja nie mam racji? Czy tak nie jest oddawna? Niedorzeczne teorje, co? Djagnoza, nic więcej? Muljer frigida! Gdybyś wiedziała, jak reagują w takiej chwili inne kobiety! Za oknem, po którem deszcz spływa mignęła się przechodząca, ciemna sylwetka. O! Milan właśnie przechodzi. Puka w szybę, daje znaki. Chcę z nim pomówić, może coś wie o naszych lotnikach.

Scena 2

CIŻ, MILAN

Puka i wchodzi porucznik Milan.  JERZY  Wyciąga ku niemu obie ręce. Jak się ma kochany porucznik? No, jakież wiadomości?  MILAN  Kłaniając się i całując w rękę Nolę. Moje uszanowanie pani doktorowej. Przepraszam za mój strój, ale pan doktór wezwał mnie... Panie doktorze, miał pan jednak słuszne obawy. Przykra sprawa! Był przed chwilą fonogram z Ludzimierza. Samolot rozbity. Co z pilotem, nie wiemy jeszcze, bo nie pilot, ale posterunek policji nadał fonogram...  JERZY  Szczerze zmartwiony. No i macie! Więc albo Jastramb, albo Brodziec? No dajcie spokój!  MILAN  Posępnie. Albo Jastramb albo Brodziec. Nikt więcej nie startował... ale cóż! To nasz chleb powszedni!  JERZY  Biorąc się za głowę. A! co ja mam z wami!  NOLA  Cicho, wstając ze swego miejsca, błędna, oczy szeroko otwarte. Nie, nie! Na miłość boską! — to niemożliwe!! Błysk, piorun blisko.  JERZY  Zmartwiony. Brodziec, żonaty i dzietny... albo Jastramb, bardzo dobry pilot, wybitny myśliwiec...  MILAN  Patrząc na Nolę. Żałuję, że zmartwiłem panią doktorową...  NOLA  Cicho, błagalnie. Przecież jeszcze nic nie wiadomo... zmiłujcie się!... Nie chcąc zwracać uwagi, siada w rogu salonu.  JERZY  Zamyślony. Tak — — Brodziec, troje dzieci... żona... Co ja będę miał z tą żoną... No, może Bóg da, że to nie on... Milan na sekundę wychodzi aby zdjąć płaszcz skórzany.  NOLA  Żywo, odwracając się. Życzysz źle Jastrambowi?  JERZY Nie, ale ty nie wiesz, co to jest krzyk takiej wdowy!  NOLA  Z dreszczem. Wierzaj mi, że śmierć Jastramba wywołałaby krzyk, jakiegoś jeszcze nie słyszał!  JERZY  Dziwnie. Ale to nie byłby legalny krzyk... Musiałby przebrzmieć w ukryciu... Nie wiedziałbym o nim, mam nadzieję... co?  NOLA Nie wiem. Wraca Milan.  JERZY Weź i to pod uwagę, że Jastramb znany jest ze swej brawury. Lata tuż nad ziemią, widać mu na niczem i na nikim nie zależy...  MILAN Nie martwmy się przedwcześnie, moi państwo, nie przewidujmy! Tylko piątkowe kraksy bywają złośliwe.  JERZY Masz! Czekałem tylko na jakiś neurogenny zabobonik. Więc bądźmy jaknajlepszej myśli, bo dzisiaj dopiero środa i mamy czas... Nola, każ nam dać herbaty... trzeba się pokrzepić.