Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Ponad czterdzieści przepisów, plan diety i zasoby, dzięki którym możesz zlokalizować problemy jelitowe, skorygować je i utrzymać długoterminowe zdrowie i dobre samopoczucie.
Książka o tym, jak wyeliminować złe bakterie i przywrócić brakujące „dobre” bakterie, z czterotygodniowym planem przeprogramowania mikrobiomu w oparciu o badania i techniki, które nie tylko docierają do źródła wielu chorób, ale także poprawiają poziom oksytocyny, zdrowie mózgu i pomagają przeciwdziałać starzeniu się, pozwalają utracić wagę, zachować jasność umysłu i spokojny sen.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 422
Wprowadzenie
Doktor Frankenstein: Wiesz, nie chciałbym cię zawstydzać, ale jestem świetnym chirurgiem. Może ci pomóc z tym garbem?Igor: Z jakim garbem?
Młody Frankenstein, 1974
W opowieści Mary Shelley o Frankensteinie doktor Wiktor Frankenstein, nieudolnie eksperymentując i łącząc części ciał zmarłych, a potem przywracając im życie za pomocą impulsów elektrycznych, stwarza monstrum, nienaturalnego i niezupełnie ludzkiego potwora, który ucieka i terroryzuje okolicę.
W rzeczywistości nikt nie przyszywa głów i ramion do tułowia ani nie razi prądem pod napięciem 220 woltów narządów, by przywrócić je do życia. Przed pół wiekiem rozwinęła się jednak osobliwa alchemia zdrowia, a przesądy dotyczące kondycji fizycznej i psychicznej ludzi niczym z horrorów – w które notabene większość wierzyła – wciąż pojawiały się przez lata bezprecedensowego postępu medycyny. Jest więc zaskakujące, że świat prymitywnych organizmów żyjących tuż pod naszą przeponą, ale poza naszą i lekarzy świadomą percepcją, objawia się dopiero teraz jako niezwykle ważny dla zdrowia ludzi.
Przed jedenastoma laty, w pierwszej z serii swoich książek o pszenicznym brzuchu opisałem, jak naukowcy i praktycy rolnictwa zmienili roślinę nazywaną pszenicą, przekształcając tradycyjne zboże osiągające wysokość około 150 centymetrów w roślinę mającą 45 centymetrów, o grubych łodygach i dużych nasionach. Zmiana ta wymagała tysięcy eksperymentów genetycznych. W efekcie uzyskano wyższe plony, dzięki czemu rolnicy notowali siedmiokrotnie większe zbiory z hektara niż w przypadku odmian tradycyjnych. Większe plony zapewniły żywność mieszkańcom krajów słabo rozwiniętych dotkniętych klęską głodu. Nowa odmiana zboża niestety wywołała skutki uboczne u ludzi – od zwiększenia łaknienia, poprzez przejściowe napady padaczkowe płata skroniowego, łojotok, aż po 400-procentowy wzrost zachorowań na celiakię. Cukrzyca typu 1 i typu 2 stała się powszechna. Ludzie spożywający produkty zawierające zmodyfikowaną pszenicę mieli tak duży apetyt, że mogli jeść bez przerwy. Ten nienaturalny gatunek zboża niszczy organizm człowieka, dlatego nazwałem go frankenziarnem.
Odkryłem, że wyeliminowanie frankenziaren z diety poprawia stan zdrowia. Tysiące ludzi nabrały prawidłowej masy ciała. Ich szczupłe sylwetki przypominały te z lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku. Ustąpiły problemy zdrowotne nękające współczesne społeczeństwo. Coraz częściej mówiono: „Zrzuciłem 20 kilogramów, nawet się nie starając, i już nie jestem wciąż głodny. Nie mam stanu przedcukrzycowego i nie muszę brać tabletek na nadciśnienie. Reumatoidalne zapalenie stawów cofnęło się w 70 procentach i przestałem brać zastrzyki, na które co miesiąc wydawałem kilka tysięcy dolarów. Miewam jednak zaostrzenia objawów i wtedy muszę wrócić do sterydów i naproksenu”. Innymi słowy usunięcie frankenziaren z diety i dodanie kilku rekomendowanych przeze mnie suplementów powodujących ustąpienie takich dolegliwości jak insulinooporność nie rozwiązało wszystkich problemów zdrowotnych. Niektórzy mówili, że schudli 30 kilogramów, a chcieli pozbyć się jeszcze 15, ale ich waga ani drgnęła, mimo że postępowali zgodnie z zaleceniami. Wyeliminowanie z jadłospisu pszenicy zmieniło styl życia, który obejmuje podstawowe działania mające na celu przywrócenie korzystnych gatunków mikroorganizmów w przewodzie pokarmowym, czyli mikrobiomu jelitowego. Lecz wciąż czegoś brakowało.
Duża międzynarodowa grupa entuzjastów zdrowego żywienia pozbyła się produktów zawierających pszenicę. Jej członkowie dzielą się doświadczeniami i poszukują satysfakcjonujących odpowiedzi na pytanie, jak osiągnąć pełny sukces i pokonać problemy ze zdrowiem. (Nie martw się, jeśli nie znasz jeszcze filozofii stylu życia bez pszenicy, który mimo niedoskonałości ma jednak ogromną moc. W książce sformułuję jego zasady oraz przedstawię nowe, skuteczne strategie prowadzące do zapewnienia prawidłowej pracy jelit).
Oprócz działań prowadzonych przez społeczność promującą dietę bez pszenicy w ostatnich latach dynamicznie zwiększyła się liczba badań wykazujących, że za powszechne problemy związane z zaburzeniami nastroju i emocji, takimi jak depresja, izolacja społeczna, nienawiść, lęk i zespół nadpobudliwości psychoruchowej z deficytem uwagi (ADHD), odpowiadają zaburzenia mikrobiomu jelitowego. Stwierdzono, że przyczyną z pozoru niepowiązanych ze sobą zaburzeń – otyłości, chorób autoimmunologicznych i neurodegeneracyjnych – mogą być zmiany wywołane przez mikroorganizmy bytujące pod naszą przeponą. Ponieważ jestem zainteresowany poprawą zdrowia i kondycji ludzi oraz znacznego uniezależnienia ich od systemu opieki zdrowotnej, zastanawiałem się, czy takie zakłócenia mikrobiomu mogą stanowić wyjaśnienie uporczywości problemów zdrowotnych osób realizujących moje programy. Ten ciąg logiczny skłonił mnie do poszukiwania dowodów na utratę drobnoustrojów, gatunków bakterii, które mogły zniknąć z mikrobiomu współczesnego człowieka. I znalazłem kilku kandydatów: mikroorganizmy, które po odbudowaniu w jelitach człowieka przynoszą imponującą poprawę nie tylko zdrowia, lecz także wyglądu.
Odkryłem też, że zniknięcie kilku ważnych gatunków mikrobów nie może być wyjaśnieniem wszystkich chorób przewlekłych. Ludzie, którzy wyeliminowali ze swojej diety produkty zawierające pszenicę, przekazywali mi wskazówki umożliwiające poszukiwanie kompleksowej odpowiedzi, ponieważ wciąż były osoby uskarżające się na problemy z zasypianiem czy ból stawów utrzymujący się nawet po usunięciu z jadłospisu pszenicy i innych zbóż, a także nietolerancje pokarmowe charakterystyczne dla okresu sprzed zastosowania programu żywieniowego bez pszenicy. Dlaczego tak dużo ludzi ma nietolerancję na takie produkty spożywcze jak pomidory, czerwona fasola czy orzeszki ziemne? Założyłem, że zaburzone mikrobiomy mogą być odpowiedzialne również za te dolegliwości, uznałem więc, że tę kwestię rozwiążę w środowisku mikroorganizmów. Postęp technologiczny prowadzący między innymi do skonstruowania domowego urządzenia sterowanego za pomocą smartfona, mogącego wykrywać w wydychanym powietrzu obecność gazów produkowanych przez drobnoustroje, przypieczętował to przypuszczenie: odpowiedzi należy szukać w mikrobiomie.
Chciałem znaleźć sposób, by wykorzystać zdrowy mikrobiom do działania szerszego niż „spożywanie probiotyków i dużych ilości błonnika”. Pragnąłem zająć się nie tylko rezydualnymi problemami zdrowotnymi ludzi, lecz także sposobami, dzięki którym mogliby wzmocnić zdrowie i poprawić codzienne funkcjonowanie.
Jestem przekonany, że współczesny styl życia zaburzył skład mikrobiomu w przewodzie pokarmowym człowieka, a wynikający z niego brak równowagi przekłada się na problemy zdrowotne, z którymi borykają się społeczności stosujące dietę bez pszenicy i inni ludzie. To, jak żyjemy, nie tylko zakłóca nasz wewnętrzny ekosystem, lecz także odpowiada za liczne kłopoty ze zdrowiem – żaden układ w organizmie nie jest odporny na skutki działania potwora, którego sami stworzyliśmy, nazywając go współczesnym stylem życia. Mikrobiom naszych praprzodków łowców-zbieraczy oraz przodków sprzed zaledwie 50 lat bardzo różnił się od obecnego. Połączenie czynników związanych ze współczesnym poziomem życia – od przetworzonego jedzenia po leki hamujące wytwarzanie kwasów żołądkowych – przyczyniło się do wykształcenia się jelita, które odbiega od tego, jakie powinien mieć człowiek. Określiłem je mianem frankenbrzucha. Działa on na organizm tak samo lub nawet bardziej destrukcyjnie jak frankenziarna. To właśnie frankenbrzuch ma na swoim koncie takie choroby jak zespół jelita drażliwego, zaparcia, wrzodziejące zapalenie jelita grubego, choroba Leśniowskiego-Crohna, zespół policystycznych jajników, rak jelita grubego, depresja, obniżenie nastroju, izolacja społeczna, a nawet myśli samobójcze. To niechlubny wynik tego, co stworzyliśmy jako społeczeństwo i jako jednostki, czyli jelita z zaburzonym mikrobiomem.
Musimy więc znaleźć sposób, jak to unicestwić, a potem wskrzesić coś bliższego organizmowi człowieka. Niestety środowisko medyczne jeszcze nie jest w dostatecznym stopniu przygotowane do radzenia sobie z dolegliwościami wynikającymi z zaburzonego mikrobiomu, a nawet do tego, by zrozumieć źródła tego problemu. Zamiast zająć się zagadnieniem rozprzestrzeniania się szkodliwej flory bakteryjnej i grzybów odpowiedzialnych za przygnębienie, lęk i skłonności samobójcze, medycy przepisują leki przeciwdepresyjne i przeciwlękowe zwalczające jedynie objawy. Powinni wskazywać miejsce, w którym żyją niewłaściwe drobnoustroje odpowiedzialne za takie dolegliwości jak nadciśnienie czy migotanie przedsionków, a nie ordynować leki obniżające ciśnienie i przeciwdziałające arytmii. Zamiast rozszyfrowywać zaburzenia mikrobiologiczne powodujące przyrost masy ciała i cukrzycę typu 2, uciekają się do takich rozwiązań jak bypass żołądka czy leki, które sztucznie regulują poziom cukru we krwi. Wszystkie te konwencjonalne, nietrafione wysiłki mają oczywiście wysoką cenę i wywołują szereg skutków ubocznych. Zapewne teraz masz świadomość tego, jak może się zmienić nasze pojmowanie zdrowia, gdy zrozumiemy, na czym polega spustoszenie mikrobiologiczne, które dotknęło współczesne pokolenia ludzi. Rozwiązania również będą inne, będziemy bowiem potrzebować narzędzi wykraczających poza leki na receptę.
Musimy odbudować mikrobiologiczne podstawy zdrowia, aby uwolnić się od chorób, odzyskać witalność i poprawić jakość życia. Korzyści, jakie możemy czerpać z przywrócenia zdrowego mikrobiomu, sięgają dalej niż tylko pozbycie się nadwagi czy refluksu. Możemy cieszyć się również gładką skórą, szybszym gojeniem się ran i zdolnością do empatii. Być może nie domyślasz się, że to zalety środowiska mikrobiologicznego w twoim organizmie. Najpierw jednak musimy przywrócić porządek w tym mikrobiologicznym bałaganie, który wywołaliśmy.
W dalszej części książki opiszę, jak pielęgnować zdrowe jelita.
Pozbądź się bólu brzucha
Załóżmy, że chcesz zapytać jakiś mikroorganizm, na przykład bakterię Escherichia coli (E. coli), o cel życia człowieka. Wówczas otrzymasz następującą odpowiedź: „Celem życia człowieka jest wspieranie mnie i moich towarzyszy, innych mikrobów”. Możesz mieć w życiu wyższy cel, ale z perspektywy twojej okrężnicy lub dwunastnicy jesteś jedynie fabryką mikrobów.
Pająki i komary, wiewiórki rude i szare, pstrągi i żółwie – wszystkie organizmy żywe na naszej planecie mają jedyne w swoim rodzaju indywidualne mikrobiomy. Ludzie również posiadają mikrobiom specyficzny dla swojego gatunku, ale inny dla każdego człowieka. Współczesny styl życia – zakupy w sklepie spożywczym i fast foody kupowane bez wysiadania z samochodu zamiast zdobywania posiłku, gorąca kąpiel pod prysznicem zamiast zanurzenia się w jeziorze lub rzece, przyjmowanie antybiotyku zwalczającego infekcję zatok zamiast jej przetrwania – wywołuje zmiany w składzie i rozmieszczeniu drobnoustrojów na powierzchni naszego ciała i w organizmie, które można określić mianem kataklizmu.
Mimo że mikroorganizmy bytujące w przewodzie pokarmowym nie mają nazwisk ani adresów i nie mogą polubić twojego profilu na Facebooku, pełnią bardzo ważną funkcję w wielu sprawach, takich jak twój optymizm, wygląd skóry, poziom energii i empatii, a także życie uczuciowe. Wpływają nawet na to, jak szybko się starzejesz i jak długo będziesz żyć.
Miliardy bakterii i grzybów w przewodzie pokarmowym odgrywają główne role w filmie, jakim jest twoje życie. Nawet jeśli masz dobre nawyki żywieniowe i nie cierpisz na choroby cywilizacyjne, na przykład cukrzycę bądź otyłość, to mikroorganizmy tworzące twój mikrobiom wciąż mogą decydować o tym, czy ulegniesz chorobie Alzheimera, czy też będziesz zdmuchiwać sto pięć świeczek na swoim torcie urodzinowym w otoczeniu prapraprawnuków, w pełni zdolności władz umysłowych i ze wspomnieniami spotkania towarzyskiego w minionym tygodniu. Niewiele rzeczy na świecie ma tak ogromny wpływ, pozostając anonimowymi.
Jeszcze do niedawna uważano, że mikroby w organizmie człowieka są ważne tylko z punktu widzenia ich roli w wywoływaniu infekcji. Stosowanie antybiotyków, które przez ostatnie stulecie siały spustoszenie, burząc u ludzi równowagę mikrobiologiczną, pokazało jednak, że mnóstwo drobnoustrojów jest niezbędnych dla zdrowia. Pewne gatunki bakterii w przewodzie pokarmowym wytwarzają na przykład witaminy z grupy B: kwas foliowy i witaminę B12, wzmacniają miłość do rodziny i przyjaciół czy stymulują barwne marzenia senne w fazie snu paradoksalnego (REM) – a to zalicza się do istotnych elementów zdrowia psychicznego.
Czy tego chcemy, czy nie, wszyscy znajdujemy się pod ogromnym wpływem działania miliardów anonimowych mikroorganizmów. Kto by pomyślał choćby dziesięć lat temu, że ich zbiór może decydować o tym, czy zachorujemy na chorobę Parkinsona, jak szybko będą się goić rany albo czy będziemy tolerować słabości i dziwactwa swojego współmałżonka… Myśl, że drobnoustroje mogą decydować, czy napiszemy książkę, za którą dostaniemy Nagrodę Nobla, czy dokonamy masakry, brzmi niepokojąco. Ale na tym polega niesamowita moc tej populacji mikrobów, którą w sobie nosimy – wszechświata żywych istot mogących nam służyć lub szkodzić.
Na szczęście wiele problemów zdrowotnych, za które obwiniamy zaburzony mikrobiom, można rozwiązać przejściem na dietę wyrównującą niedobory składników pokarmowych i odbudowującą niezbędne bakterie w przewodzie pokarmowym po pokonaniu niepożądanych.
Pojawia się jednak pytanie, jak postąpić w przypadku osoby, u której zakłócenia równowagi mikrobiologicznej nasilały się przez lata i w końcu nastąpiło katastrofalne zwiększenie liczby bakterii i grzybów, które wymknęło się spod kontroli. Wszystkie czynniki współczesnego stylu życia zakłócające równowagę mikrobiologiczną umożliwiają namnażanie się niepożądanych gatunków bakterii i grzybów w organizmie, z których większość skupia się w przewodzie pokarmowym, powodując dysbiozę. Dysbioza ograniczająca się do okrężnicy, czyli ostatnich 150 centymetrów przewodu pokarmowego, stwarza ryzyko wystąpienia takich chorób jak wrzodziejące zapalenie okrężnicy lub rak okrężnicy. Zdarza się jednak, że bakterie wędrują z okrężnicy, gdzie powinny się znajdować, w górę przewodu pokarmowego do jelita krętego, jelita czczego, dwunastnicy (które są częściami jelita cienkiego) i do żołądka. Taką sytuację nazywamy zespołem rozrostu bakteryjnego jelita cienkiego (SIBO – small intestinal bacterial overgrowth). Zaburzenie flory bakteryjnej wywołujące SIBO często umożliwia również namnażanie się i wędrówkę w górę przewodu pokarmowego gatunków grzybów docierających do miejsc, w których nie powinno ich być, i wywołujących chorobę zwaną zespołem rozrostu grzybiczego jelita cienkiego (SIFO – small intestinal fungal overgrowth). Niestety, raczej z reguły niż w wyjątkowych przypadkach lekarze nie rozpoznają tego schorzenia i „leczą” różne choroby, które ono wywołuje i które objawiają się na zewnątrz. Na przykład osoba z nierozpoznanym SIBO, cierpiąca na schorzenia, których niełatwo się pozbyć – zapalenie uchyłków jelita grubego, chorobę Hashimoto lub raka okrężnicy – przyjmuje mnóstwo leków przepisanych przez lekarza, a nawet zostaje poddana poważnym procedurom medycznym, takim jak usunięcie pęcherzyka żółciowego lub operacyjne leczenie otyłości. Jeśli jednak wystarczająco wcześnie uda się rozpoznać i odwrócić SIBO lub SIFO oraz odbudować zdrowy mikrobiom, zniknie wiele współistniejących chorób przewlekłych. By móc znów cieszyć się zdrowiem, trzeba zadbać o zrównoważenie poziomu drobnoustrojów bytujących w organizmie.
Najważniejszą kwestią jest więc pełna świadomość dysbiozy, SIBO i SIFO oraz wszystkich ich oznak i konsekwencji, a następnie podjęcie działań w celu usunięcia tych zaburzeń. Moim zadaniem jest pokazanie, jak rozpoznać charakterystyczne oznaki tych przypadłości, potwierdzić ich obecność i sobie z nimi radzić. To nie wyrok, nie musisz wpadać w czarną rozpacz, gdyż przedstawię metodę pozwalającą wzmocnić program powrotu do zdrowia. Z dumą spojrzysz w lustro i odwiedzisz lekarza, który zaniemówi z wrażenia, widząc, w jak doskonałej jesteś formie. Odpowiem na wszystkie pytania, jakie mogą ci zadawać ludzie, którzy będą chcieli wiedzieć, dlaczego tak świetnie wyglądasz i jak to robisz, że twoje ciało jest szczupłe, jędrne i muskularne, masz gładką, nawilżoną skórę, cieszysz się pełną sprawnością umysłową i wysokim libido. Zrozumienie i przywrócenie porządku w twoim wszechświecie mikrobiologicznym – zmiana składu i populacji mikroorganizmów, ograniczenie miejsc, w których mogą przebywać, oraz zmniejszenie napływu ich toksycznych produktów ubocznych – zapewniają powrót do zdrowia, prawidłowej masy ciała i witalności.
Wyruszamy w podróż, by znaleźć odpowiedzi na pytania, które mogły zabić klina lekarzom zwykle ignorującym fakt utraty kluczowych drobnoustrojów i pojawienia się pełnej gamy szkodliwych gatunków. Gdy medycy wystawiają kolejne recepty, chcąc pozbyć się objawów zaburzonego mikrobiomu, udzielają nieskutecznych rad w rodzaju „Więcej się ruszaj, mniej jedz” i obwiniają cię, twierdząc, że masz słabą wolę, objadasz się lub zawiniły twoje geny, nauczysz się dostrzegać i wykorzystywać ten mikrobiologiczny przełącznik, a wówczas znajdziesz się na najlepszej drodze do doskonałego zdrowia.
Odkurz swoją jogurtownicę, odwołaj umówione zabiegi botoksu i wstań z fotela, ponieważ wyruszasz na wyprawę, która może zmienić bieg twojego życia. Zacznijmy od szczegółowego wyjaśnienia, dlaczego w ludzkim mikrobiomie zaszły niekorzystne zmiany.
Część I
Jelitowa chandra
Rozdział 1
Problemy jelitowe
Możesz przypominać wyglądem i charakterem swoich rodziców i dziadków. Być może mama przekazała ci w genach kręcone włosy albo tak jak dziadek nie lubisz kolendry. Jednak w przeciwieństwie do genów determinujących typ włosów lub upodobania smakowe twój mikrobiom nie jest mikrobiomem twoich przodków, pokoleń ludzi żyjących przed tobą. Różni się nawet od mikrobiomu twoich rodziców i dziadków. Flora bakteryjna jelit w twoim organizmie została zmieniona prawie nie do poznania.
Żyjemy w XXI wieku i jesteśmy świadkami niepokojących globalnych zmian klimatu: zakwaszenia oceanów, zanikających raf koralowych, cofania się pokrywy lodowej na biegunach, ekstremalnych susz, pożarów lasów i powodzi. To wszystko stanowi część środowiska naszej planety zmieniającego się pod wpływem człowieka.
Jeśli ludzie potrafią oddziaływać na oceany i pokrywę lodową, to czy mogą wprowadzać drastyczne zmiany w około ośmiometrowym ekosystemie własnego przewodu pokarmowego? Podobna katastrofa środowiskowa występuje w naszym organizmie. Wprawdzie nie ma tam huraganów, ale działalność człowieka dramatycznie przekształciła jego wewnętrzne środowisko mikrobiologiczne – zmieniło się miejsce bytowania drobnoustrojów, a ich toksyczne produkty uboczne mogą zanieczyszczać organizm. Bez popadania w przesadę można stwierdzić, że skutki tych zjawisk są dla naszego układu pokarmowego równie katastrofalne.
Mikrobiom współczesnego człowieka w małym stopniu przypomina mikrobiom członków odizolowanych plemion prowadzących łowiecko-zbieracki tryb życia w Afryce czy Ameryce Południowej. To nieliczni, których sposób życia odzwierciedla funkcjonowanie ludzi sprzed milionów lat, niemających styczności z antybiotykami ani innymi współczesnymi czynnikami zaburzającymi mikrobiom. Właśnie u ludzi pierwotnych prowadzących tradycyjny styl życia przetrwały gatunki mikroorganizmów, których nam brakuje, podczas gdy zadomowiły się w nas takie, jakich oni nie posiadają. Wśród problemów zdrowotnych łowców-zbieraczy praktycznie nie spotyka się wrzodów czy nadkwasoty żołądka, hemoroidów, zaparć, zespołu jelita drażliwego, choroby uchyłkowej jelit, raka okrężnicy i innych schorzeń, które powszechnie dotykają współczesnych ludzi, a antropologowie nazywają je chorobami cywilizacyjnymi.
Wraz z tysiącem pokoleń mieszkańców Ziemi mikroorganizmy ewoluowały, aby współistnieć z ludźmi, ich żywicielami, w tak bardzo bliskiej i intymnej relacji, że istnieją bakterie występujące wyłącznie w przewodzie pokarmowym człowieka. Nie ma ich nigdzie na naszym globie – ani na mokradłach, ani pod kamieniami, ani na wysypiskach śmieci, a jedynie w około ośmiometrowym przewodzie pokarmowym człowieka. Odnalazły tu równowagę i zamieszkały na stałe.
W ostatnich kilkudziesięciu latach owa spokojna koegzystencja doświadczyła jednak poważnych zakłóceń. Niektóre gatunki – nazywane przez mikrobiologów znikającym mikrobiomem – zostały utracone, pojawiły się nowe, a mikroby, którym zazwyczaj przypisujemy winę za infekcje, dominują w mikrobiomie wielu ludzi. U szokująco dużej liczby ludzi mikroby osiedliły się na całej długości ich przewodu pokarmowego, co doprowadziło do powstania infekcji – stanu zapalnego obejmującego cały przewód pokarmowy. Zmiana miejsca bytowania mikrobów może objawiać się u człowieka przewlekłą i uciążliwą wysypką skórną lub depresją oporną na przepisywane przez lekarza antydepresanty, bo jej pierwotną przyczynę stanowi to, co żyje i rozmnaża się w przewodzie pokarmowym.
Komfort współczesnego życia oddalił nas od surowej, zaciętej walki, która dominowała przez kilka milionów lat. Nie nosimy na sobie skór upolowanych zwierząt, lecz kupujemy ubrania i buty wyprodukowane w fabryce odległej parę tysięcy kilometrów. Mięso pochodzi ze zwierząt poddanych ubojowi w zakładach mięsnych. Warzywa i owoce kupujemy zapakowane w plastikowe torebki lub serwowane w barze sałatkowym. Nie zrywamy ich z drzew czy krzewów ani nie wykopujemy z ziemi. Dystans, jaki dzieli nas od masarstwa i uprawy roślin, sprawił, że żyjemy w otoczeniu nieskazitelnie czystym, wyjałowionym, pełnym antybiotyków i chemii przemysłowej.
Wygoda, handel żywnością, brak brudu pod paznokciami przyczyniły się do wywołania masowej epidemii. Porody przez cesarskie cięcie i żywienie niemowląt przetworzonymi produktami doprowadziły do alergii pokarmowych, otyłości i choroby uchyłkowej jelit w późniejszym wieku. Przy zapaleniu dróg moczowych czy zapaleniu płuc podawane są antybiotyki, co sprawia, że po kilku miesiącach lub latach pojawia się wrzodziejące zapalenie jelita grubego lub występują zachowania kompulsywne. Żywność przechowywana w lodówce, aby przedłużyć jej termin przydatności do spożycia, zostaje pozbawiona bogatego wzrostu mikroorganizmów, które pojawiają się naturalnie w produktach fermentowanych. W rezultacie szerzą się choroby tarczycy i trądzik różowaty.
Agencja rządu federalnego Stanów Zjednoczonych wchodząca w skład Deaprtamentu Zdrowia – Centers for Disease Control and Prevention (CDC), która zajmowała się przypadkami dolegliwości ze strony przewodu pokarmowego, zaobserwowała w ciągu kilku ostatnich lat alarmujący wzrost liczby chorych na wrzodziejące zapalenie jelita grubego, przy czym tylko w latach 1999–2015 był to wzrost o 50 procent. Rak okrężnicy, niegdyś choroba osób w podeszłym wieku, coraz częściej dotyka trzydziesto-, czterdziesto- i pięćdziesięciolatków. To jedno z wielu zjawisk sygnalizujących dramatyczne pogorszenie stanu zdrowia ludzi, powodowane prawdopodobnie zmianami mikrobiomu.
Lekarze na ogół nie mają świadomości tej epidemicznej sytuacji zdrowotnej, więc kontynuują leczenie objawowe dysbiozy metodami konwencjonalnymi: lekami przeciwbólowymi i przeciwzapalnymi, antydepresantami, statynami regulującymi poziom cholesterolu, zaleceniami dotyczącymi unikania niektórych pokarmów albo poszukują późnych objawów chorób za pomocą takich badań jak kolonoskopia, gdy źródło pozostaje nierozpoznane i nieleczone. Nierozpoznanie dysbiozy i niepodjęcie odpowiednich działań nie tylko umożliwia rozwinięcie się wrzodziejącego zapalenia jelita grubego czy raka okrężnicy, lecz także sprzyja występowaniu innych długofalowych problemów ze zdrowiem.
ZAJRZYJMY DO JELITA CIENKIEGO
Zaburzenia mikrobiomu doświadczane przez większość współczesnych ludzi często mają związek z jelitem grubym, ostatnim miejscem pozbywania się niestrawionych resztek pożywienia. U dużej liczby osób problem ten większy. Gdy szkodliwe gatunki bakterii zdominują jelito grube, zaczynają przemieszczać się do góry, aby skolonizować jelito cienkie i zająć jego część lub cały około siedmiometrowy odcinek – od jelita krętego, przez jelito czcze, aż po dwunastnicę i żołądek. Gdy jelito cienkie zostanie zajęte, cały przewód pokarmowy opanują nieprzyjazne mikroby. Tak wielka inwazja niesie poważne konsekwencje zdrowotne: większą liczbę stanów zapalnych w przewodzie pokarmowym i większą liczbę drobnoustrojów chorobotwórczych – biliony mikrobów, które żyją i giną, obciążając nasz organizm powiększającą się ilością toksycznych produktów ubocznych.
Jelito cienkie było czymś w rodzaju martwego pola w opiece zdrowotnej, głównie z powodu braku dostępu do niego. Podczas endoskopii górnego odcinka przewodu pokarmowego gastroenterolog może obejrzeć przełyk, żołądek i dwunastnicę, ale rzadko udaje mu dotrzeć w niższe partie przewodu pokarmowego. Ze względu na wielość skrętów i długość narządu dostępność ogranicza się zwykle do 1,2 metra, co sprawia, że jelito cienkie pozostaje niewidoczne. Podobnie podczas kolonoskopii: przyrząd o długości niecałych dwóch metrów umożliwia obejrzenie mniej więcej półtorametrowego odcinka okrężnicy aż do kątnicy, krótkiego jelita ślepego wyznaczającego początek okrężnicy, ale nie dalej. To oznacza, że nie da się obejrzeć co najmniej sześciu metrów – a to więcej niż długość samochodu osobowego – jelita cienkiego między dwunastnicą a jelitem ślepym. To dotychczas nierozwiązany problem w zlokalizowaniu źródła krwawienia z jelita cienkiego – może to być niedostępne dwumilimetrowe naczynie krwionośne, położone 3,5 metra poniżej dwunastnicy i 3,5 metra powyżej kątnicy.
Przez wiele lat dysbioza była uważana za zjawisko związane wyłącznie z okrężnicą. Skład flory bakteryjnej jelit zazwyczaj oceniano na podstawie próbki kału – odpadu, na którego skład w dużej mierze wpływa mikrobiom okrężnicy. Okazuje się jednak, że newralgicznym miejscem dla mikrobiomu jest jelito cienkie, które odgrywa główną rolę. Dysbiotyczne mikroby z okrężnicy przemieszczające się do jelita cienkiego stwarzają niebezpieczne sytuacje prowadzące do zespołu rozrostu bakteryjnego jelita cienkiego (SIBO) i zespołu rozrostu grzybiczego jelita cienkiego (SIFO): powiększania się liczby niepożądanych gatunków bakterii i grzybów, które namnożyły się i skolonizowały jelito cienkie.
Zespół SIBO został odkryty przed osiemdziesięcioma laty. Rozpoznawano go jedynie podczas badań odcinków jelita cienkiego usuniętych chirurgicznie lub przy autopsji. Uznawano go za schorzenie rzadkie, występujące tylko u ludzi z poważnymi, zagrażającymi życiu chorobami przewodu pokarmowego. Dostępność testów pozwalających analizować skład wydychanego powietrza (szczegółowo omówię je w dalszej części książki, pokazując między innymi, jak samodzielnie wykonać taki test w domu) – metody sprawdzonej przez takich naukowców jak ekspert zajmujący się SIBO doktor Mark Pimentel z Cedars-Sinai Medical Center w Los Angeles, umożliwiającej lokalizowanie mikrobów w przewodzie pokarmowym – ułatwiła identyfikację SIBO, pokonując ograniczenia związane z badaniami stolca i rozszerzając ich zakres. W ciągu ostatnich kilkunastu lat badania wydychanego powietrza zmieniły spojrzenie na SIBO: dowiedziono, że zespół ten jest rozpowszechniony bardziej, niż sądzono.
Zespół SIBO występuje już tak powszechnie, że liczba ludzi nim dotkniętych przekracza rozmiar epidemii cukrzycy typu 2 i stanu przedcukrzycowego. Wszystko to dzieje się na oczach lekarzy, choć nie trafia na pierwsze strony gazet i nie wspomina się o tym w szpitalach ani w pracowniczych programach ochrony zdrowia. Jestem przekonany, że SIBO jest wszechobecne i dotyka wszystkich, niezależnie od statusu społecznego, miejsca zamieszkania, płci, dochodów czy wieku. Jeśli chodzisz w butach i używasz szczoteczki do zębów, to bardzo prawdopodobne, że ten problem dotyczy również ciebie i że negatywnie wpływa na twoje zdrowie, utrudniając ci codzienne funkcjonowanie i odbierając nadzieję na dobre samopoczucie.
Symptomy zespołu rozrostu bakteryjnego jelita cienkiego są różne. Zarówno SIBO, jak i SIFO – choć w mniejszym stopniu – mogą objawiać się dyskomfortem lub bólem o charakterze fibromialgii, parciem na stolec wraz z zespołem jelita drażliwego, zaburzeniami snu, zespołem niespokojnych nóg, kamicą żółciową, nietolerancjami i alergiami pokarmowymi, wysypkami skórnymi, izolacją społeczną i uczuciem nienawiści, lęku lub przygnębienia oraz setkami innych dolegliwości fizycznych, a także zaburzeń nastroju i emocji. Zaburzenia mikrobiologiczne mogą pogłębiać cukrzycę typu 2, przyczyniać się do otyłości, napadów padaczkowych oraz chorób serca i autoimmunologicznych. Mogą być również powodem codziennych dolegliwości, takich jak lęki, egzema, bezsenność, zaparcia oraz bolesne miesiączki. Coraz częściej pojawiają się dowody związku między nierównowagą mikrobiologiczną a autyzmem i przedwczesnym miesiączkowaniem. Gdy nauczysz się rozpoznawać jej sygnały, zrozumiesz, że na problemy zdrowotne każdego człowieka trzeba patrzeć przez pryzmat tej powszechnej przypadłości.
Badania usuniętych chirurgicznie fragmentów jelita cienkiego z SIBO wykazały, że obecność nadmiernej liczby niekorzystnych gatunków bakterii w ścianie jelita, sporadycznie powodująca owrzodzenie (pęknięcie błony śluzowej), osłabia zdolność wchłaniania składników odżywczych przez kosmki jelitowe i zakłóca proces trawienia, a to prowadzi do biegunek, pogłębiając upośledzenie wchłaniania. Szczególnie częste jest zaburzenie trawienia tłuszczów i białek. Charakterystycznymi objawami tej dolegliwości są ślady kropelek tłuszczu w toalecie po wypróżnieniu. To znak, że te mikroorganizmy zablokowały proces trawienia tłuszczu w jelicie cienkim. Te symptomy omówię w dalszej części książki.
Bakterie i grzyby, podobnie jak ludzie, żyją i umierają. Ale ich współtowarzysze nie urządzają im pogrzebów ani nie stawiają pomników na ich grobach, a ich cykl życia – w przeciwieństwie do kilkudziesięciu lat w przypadku ludzi – mierzy się w godzinach lub dniach, co wskazuje na szybkie tempo rotacji. Dokąd zatem trafiają produkty uboczne wytworzone przez biliony mikroorganizmów bytujących w przewodzie pokarmowym człowieka? Bez testamentów i posiadłości, w których można się osiedlić, niektóre pozostałości drobnoustrojów są przetwarzane przez inne mikroorganizmy, część jest metabolizowana przez organizm człowieka, kolejne trafiają do toalety. W przypadku dysbiozy pewne resztki przenikają do krwiobiegu i są transportowane do innych części ciała. W roku 2007 grupa francuskich badaczy poinformowała o odkryciu zjawiska polegającego na zalewie toksycznymi produktami rozpadu bakterii, któremu nadano nazwę endotoksemia metaboliczna. Okazała się ona przyczyną wielu współczesnych problemów zdrowotnych, zwłaszcza wywoływanych przez stany zapalne – cukrzycy typu 2, chorób serca czy neurodegeneracyjnych. Głównym czynnikiem powodującym endotoksemię jest lipopolisacharyd (LPS). Pochodzi on ze ścian komórkowych takich bakterii jak Escherichia coli oraz Klebsiella bytujących w okrężnicy i znajdujących się w kale. Gdy te mikroorganizmy giną, dochodzi do uwolnienia składników ich ścian komórkowych. Jeśli równocześnie została naruszona przez gatunki patogenne integralność ścian jelita, LPS może przenikać przez zniszczoną barierę do krwi. Konsekwencje endotoksemii są poważne szczególnie wtedy, gdy szkodliwe mikroorganizmy wypełniają przewód pokarmowy na całej jego długości.
Ponieważ naczynia krwionośne odpowiedzialne za ukrwienie układu pokarmowego odprowadzają krew do żyły wrotnej prowadzącej do wątroby, to ten narząd jako pierwszy odbiera toksyny mikrobiologiczne. Krew wypływająca z przewodu pokarmowego z zespołem rozrostu bakteryjnego jelita cienkiego zawiera dziesięciokrotnie więcej LPS niż krew ze zdrowego przewodu pokarmowego. Po przejściu przez wątrobę toksyny trafiają do krążenia ogólnoustrojowego doprowadzającego krew do innych narządów. Zatem biliony bakterii i grzybów obecnych w przewodzie pokarmowym mają wpływ na wszystkie nasze organy. To wyjaśnia, na przykład, dlaczego namnażanie się mikroorganizmów w przewodzie pokarmowym może powodować stan zapalny stłuszczonej wątroby, trądzik różowaty na skórze, postępujący zanik zdolności poznawczych w demencji, nieustanne ruchy kończyn w zespole niespokojnych nóg – a są to zjawiska chorobowe występujące daleko od mikrobiologicznych źródeł. Współczesna medycyna radzi sobie z mechanicznym usuwaniem źródeł zaburzeń rytmu serca i łagodzeniem bólów mięśniowo-stawowych związanych z fibromialgią, ale jest bezsilna w przypadku namnażania się mikroorganizmów i endotoksemii, które stanowią przyczynę pierwotną bądź powód nasilenia objawów.
Nazwanie tych zaburzeń zespołami SIBO lub SIFO jest w pewnym sensie bagatelizowaniem wywoływanych przez nie problemów zdrowotnych. Zamiast nazwy „rozrost bakteryjny jelita cienkiego” należałoby określać to jako „rozrost bakteryjny”, ponieważ wpływa on na obszar ciała znacznie większy niż tylko jelito cienkie. Podobnie jest z rozrostem grzybiczym, rzadziej występującym niż rozrost bakteryjny (rozrostem grzybiczym zajmiemy się w rozdziale 7).
BAKTERYJNA CHANDRA?
Od lat było wiadomo, że u około jednej trzeciej ludzi cierpiących na depresję – chorobę potencjalnie wyniszczającą, która często nie poddaje się terapii farmakologicznej lekami antydepresyjnymi – zaobserwowano częstsze występowanie markerów stanów zapalnych, między innymi białka C-reaktywnego (CRP – C-reactive protein). Co jednak może być źródłem stanu zapalnego, który powoduje depresję, a nie na przykład zaczerwienienie i obrzęk kolan lub zapalenie płuc? Ci sami ludzie, u których stwierdzono podwyższony poziom markerów stanów zapalnych wraz z depresją, okazują się najczęściej odporni na leczenie antydepresantami.
W badaniach klinicznych osoby niecierpiące na depresję przyjmowały zastrzyki z endotoksyną LPS uzyskaną ze ścian komórkowych bakterii. W ciągu kilku godzin od przyjęcia tego sztucznego czynnika podwyższającego poziom LPS pojawiały się u nich emocje charakterystyczne dla depresji: obniżenie nastroju, lęk, utrata motywacji, brak zainteresowania codziennymi czynnościami, zaburzenie funkcji poznawczych. Badania obrazowe funkcji mózgu wykazały u nich obecność wszystkich mózgowych objawów depresji. Nasuwa się zatem wniosek nie do podważenia: produkty rozpadu bakterii, które przenikają do układu krwionośnego, odgrywają istotną rolę w powstawaniu depresji, szczególnie odmiany odpornej na leczenie konwencjonalne. Trudno się dziwić, że to odkrycie zachęciło branżę farmaceutyczną do podjęcia badań nad dodawaniem środków przeciwzapalnych do konwencjonalnych leków przeciwdepresyjnych w celu zablokowania działania niektórych z tych źródeł stanów zapalnych. Niestety, nie wzięto pod uwagę przyczyny stanów zapalnych, czyli czynników związanych z rozrostem bakteryjnym, skupiając się jedynie na leczeniu objawów.
W tych obserwacjach zapomniano też o tym, że poza sytuacjami, kiedy LPS jest bezpośrednio wstrzykiwany do organizmu, jego stały wysoki poziom w krwiobiegu wielu osób wynika z rozrostu bakteryjnego prowadzącego do endotoksemii. Należy więc się zająć rozwiązaniem problemu zaburzeń zdrowej zrównoważonej flory bakteryjnej i endotoksemii, czyli podwyższonego poziomu LPS, a nie skupianiem się na kolejnych objawach.
Wielu z nas – również i ja – uważało kiedyś SIBO i SIFO za niezbyt rozpowszechnione, a nawet rzadko występujące, lecz badania naukowe, rutynowe badania kału i domowe urządzenia pozwalające wykrywać różne formy rozrostu bakteryjnego dostarczają dowodów, że jest to dolegliwość tak powszechna, jak zamawianie ręczników papierowych czy mieszanek piekarniczych w Amazonie. Wprawdzie niewielu Amerykanów słyszało o SIBO czy SIFO, lecz na tę dolegliwość skarży się kilkadziesiąt milionów ludzi. Wiadomo już, że u 35–84 procent z 35 milionów Amerykanów zdiagnozowano zespół jelita drażliwego. Podobny odsetek ludzi nie został poddany badaniom, ale robią dobrą minę do złej gry, cierpiąc na stałe parcie na stolec i wzdęcia z powodu SIBO. Co więcej, być może nawet 100 procent spośród 12 milionów Amerykanów z dolegliwościami bólowymi i niepełnosprawnością związaną z fibromialgią ma rozrost bakteryjny SIBO, podobnie jak większość ludzi z zespołem niespokojnych nóg, stłuszczoną wątrobą, chorobą uchyłkową jelita, różnymi nietolerancjami pokarmowymi, kamieniami żółciowymi, chorobami autoimmunologicznymi i neurodegeneracyjnymi oraz cukrzycą typu 2. Rozrost bakteryjny SIBO występuje u około połowy ze 150 milionów dorosłych Amerykanów z nadwagą lub otyłością. Mniej więcej co trzeci cierpiący na SIBO ma również SIFO. Być może dolegliwości te nie są potworami jak z dawnych opowieści – postrachem, przed którym ludzie chowali się w domach – ale są monstrum cywilizacyjnym, zamieszkującym cały przewód pokarmowy człowieka.
Gdy podsumujesz te liczby, przekonasz się, że choć epidemia cukrzycy typu 2 i stanu przedcukrzycowego objęła już ponad 100 milionów Amerykanów, liczba osób dotkniętych SIBO jest podobna lub większa. Krytycy z pewnością będą podważać te oszacowania, ale dowody potwierdzają, że rozrost bakteryjny i rozrost grzybiczy oraz powiązane z nimi schorzenia są powszechne. Zdrowa flora bakteryjna w jelitach występuje bardzo rzadko.
To wyzwanie dotyczy ochrony zdrowia na niespotykaną dotychczas skalę. Zapewne w twoim otoczeniu jest co najmniej jedna osoba z tymi dolegliwościami. Trudno przecenić tę falę zmian w ludzkiej fizjologii i współpracy z drobnoustrojami.
Nawet jeśli nie masz SIBO czy SIFO, jest prawdopodobne – a w zasadzie pewne – że masz dysbiozę. Poważne zaburzenia wśród gatunków bakterii, a być może również grzybów zamieszkujących okrężnicę wciąż mają wpływ na twoje zdrowie, bez względu na to, czy regularnie się wypróżniasz, czy do sukcesu na tym polu potrzebujesz stosu czasopism.
W najgorszym wypadku poza wydzielaniem toksycznych substancji powstających wskutek rozkładu drobnoustroje są w stanie przenikać do organów wewnętrznych, które nie są ich właściwym miejscem bytowania. Wybierz dowolny narząd, a znajdziesz w nim bakterie, które wywołują określone skutki zdrowotne. Wiemy już, że bakterie, które zadomowiły się w takich miejscach, jak drogi żółciowe i pęcherzyk żółciowy, odgrywają istotną rolę w powstawaniu kamieni żółciowych. Bakterie występujące w nieoczekiwanych miejscach to zazwyczaj gatunki E. coli i inne należące do grup Pseudomonas i Enterococcus, na ogół spotykane w okrężnicy i kale.
Niekorzystne bakterie i grzyby znaleziono w tętnicach, gruczołach piersiowych, gruczole krokowym, a nawet w mózgu człowieka. Skutki zdrowotne tej inwazji drobnoustrojów zaczęto zauważać dopiero niedawno.
Podobnie jak bakterie, grzyby – Candida albicans, Candida glabrata czy Malassesia – mogą obejmować całą długość przewodu pokarmowego i uwalniać toksyczne produkty rozkładu, które są roznoszone po całym organizmie. Grzybom udaje się też wydostać z przewodu pokarmowego i osiedlić w innych miejscach. To wyjaśnia, dlaczego ludzie z rozrostem grzybiczym jelita często cierpią również na infekcje grzybicze pach, gardła, przełyku, pochwy, pachwin czy mózgu.
Rozrost grzybiczy został zbadany mniej dokładnie niż rozrost bakteryjny, okazuje się jednak, że jego konsekwencje zdrowotne są poważniejsze, niż się początkowo wydawało. Ostatnie badania wykazały, że u ludzi, którzy zmarli na demencję związaną z alzheimerem, wykryto tkankę mózgową zakażoną grzybami. Obserwacja ta, którą omówimy w dalszej części książki, jest szczególnie niepokojąca.
Nie jest to właściwie infekcja w tradycyjnym znaczeniu, gdy pojedynczy gatunek bakterii lub grzyba rozmnaża się, tworząc ropień i niszcząc organ, który stara się opanować. SIBO należałoby raczej nazwać plagą, czyli zajęciem bez pełnego opanowania – tak jak mrówki w szafkach, które nie atakują bezpośrednio ciebie ani innych członków twojej rodziny, ale są uciążliwe i mogą zniszczyć twój zapas ciasteczek.
Nie jest to tylko kwestia zbyt dużej liczebności drobnoustrojów. Mikroorganizmy w przewodzie pokarmowym wpływają na inne narządy, uwalniając swoje toksyczne wydzieliny, a nawet przenikając do tych narządów. W ciągu zaledwie dwóch pokoleń, odkąd modne stały się dżinsy dzwony, a babcia zaczęła narzekać na zanik dobrych manier, zmieniły się gatunki bakterii i grzybów bytujących w ludzkim przewodzie pokarmowym, wzrosła wykładniczo ilość ich produktów ubocznych, a konsekwencje tego dla nas, ich żywicieli, stały się poważniejsze. Dlatego też zasady współżycia z nimi muszą przybrać inny kształt.
Dysbiozy, a tym bardziej SIBO i SIFO, mogą wprawdzie nie zostać zdiagnozowane przez lekarzy, może się o nich nie wspominać w porannych wiadomościach w telewizji ani nie umieszczać informacji o nich w postach w mediach społecznościowych, ale w znaczący sposób wpływają na nasze zdrowie. Środowisko przewodu pokarmowego staje się tak bardzo nienaturalne, że problemu nie rozwiąże łykanie kosztownych probiotyków lub jedzenie kimchi. Aby zrozumieć, jak doszło do tego kataklizmu, zacznijmy od początku życia każdego z nas, czyli od mamy.
Rozdział 2
Mikrobiom, który pokocha matka
Matka daje początek wielkiej mikrobiologicznej przygodzie naszego życia. Najpierw poprzez przejście przez kanał rodny, a potem przez karmienie piersią i fizyczny kontakt z matką noworodki otrzymują jej mikrobiom. Zatem narodziny i pierwszy okres życia stanowią początek procesu zasiedlania ciała niemowlęcia przez drobnoustroje, które są częścią intymnej i cudownej więzi łączącej matkę z jej dzieckiem.
W dzisiejszych czasach ta więź została zniekształcona. Jednym z głównych czynników zaburzających zdrową równowagę mikrobiologiczną w jelitach dzieci jest komercjalizacja macierzyństwa polegająca na tym, że w naturalne zjawisko zwane ciążą i porodem wkroczyły kwestie finansowe. Lekarze i położne, w obawie przed pozwami sądowymi o błędy w sztuce, a także motywowani wyższym wynagrodzeniem za wykonanie cesarskiego cięcia i poddający się agresywnemu marketingowi produktów zastępujących mleko matki syntetycznymi odżywkami dla niemowląt, uniemożliwiają naturalne przejście mikrobiomu matki do noworodka. Bez wątpienia występują okoliczności, w których cesarskie cięcie jest niezbędne, jednak względy komercyjne spowodowały znaczne zwiększenie skali jego stosowania, od początku stawiając dzieci w niekorzystnej sytuacji.
Około 32 procent dzieci urodzonych przez cesarskie cięcie i/lub 17 procent dzieci, które nie były karmione piersią, zaczyna życie bez doświadczenia korzyści, jaką jest przejęcie matczynego bogactwa mikrobiologicznego. Jedno na troje dzieci urodzonych przez cesarskie cięcie rozpoczyna życie z innym mikrobiomem niż te, które przyszły na świat drogą naturalną. Dzieci urodzone przez cesarskie cięcie nabywają florę bakteryjną odzwierciedlającą populację mikroorganizmów bytujących w szpitalach, a ich mikrobiom jest zdominowany przez niepożądane gatunki bakterii z rodziny Enterobacteriaceae – te same, które pochodzą z kału w okrężnicy i są charakterystyczne dla rozrostu bakteryjnego. Różnice te utrzymują się przez wiele lat po porodzie. Nawet poród drogą naturalną jednak nie gwarantuje, że zdrowa flora zostanie przekazana noworodkowi, ponieważ większość kobiet w ciąży żyje pod wpływem tych samych czynników zaburzających mikrobiom, których doświadcza całe społeczeństwo. Nie mają więc zrównoważonego mikrobiomu, który mogłyby przekazać swoim dzieciom. Co gorsza, młode matki często otrzymują podczas porodu antybiotyki w związku z nacięciem krocza oraz w celu zapobiegania zakażeniu noworodka paciorkowcami. Z kolei dzieci, które nie są karmione piersią, otrzymują jedynie mikroby żyjące na skórze matki oraz w pożywieniu i otoczeniu. Prowadzi to do powstania obrazu mikrobiologicznego, w którym brakuje pewnych gatunków bakterii, przeciwciał i składników odżywczych znajdujących się w mleku matki. Wcześniaki doświadczają najbardziej skrajnych zaburzeń mikrobiomu, ponieważ są poddawane agresywnym kuracjom antybiotykowym, często podczas przedłużającego się pobytu na oddziale intensywnej terapii, z dala od matki.
Co się stanie, jeśli podobnie jak wiele innych osób kobieta w wieku rozrodczym pije napoje słodzone lub dietetyczne, przyjmuje niesteroidowe leki przeciwzapalne w celu złagodzenia dolegliwości menstruacyjnych, a wcześniej stosowała tabletki antykoncepcyjne lub wkładki domaciczne i jest narażona na zawarty w ziarnach herbicyd o nazwie glifosat – krótko mówiąc, jeśli ma w znacznym stopniu zmieniony mikrobiom? Możliwe konsekwencje obejmują opóźniony rozwój dziecka w macicy i przedwczesny poród. (Zaburzenia mikrobiomu ciężarnej mogą wywołać przedwczesny poród, co jest zdumiewającym związkiem). Matki z wrzodziejącym zapaleniem jelita grubego lub chorobą Leśniowskiego-Crohna i innymi schorzeniami przekazują dziecku inny mikrobiom niż matki bez tych chorób. Zmieniony mikrobiom utrzymuje się u dziecka długo po narodzinach. Wpływ mikrobiomu matki na jej dziecko jest naprawdę ogromny. Na przykład matki z zapaleniem dziąseł – tak, z chorobą dziąseł znajdujących się w jamie ustnej w dużej odległości i w innym układzie organizmu niż macica i dziecko – mogą być narażone na większe ryzyko przedwczesnego porodu i urodzenie dziecka o niskiej masie ciała.
Wyobraź sobie zdrowe dziecko, urodzone w naturalny sposób przez zdrową mamę, przez pierwsze dwa lata życia karmione piersią (wyłącznie piersią przez pierwszych sześć miesięcy, a potem żywione kombinacją mleka matki i gotowych pokarmów dla dzieci do drugiego roku życia oraz pewnymi pokarmami stałymi zalecanymi przez Światową Organizację Zdrowia). Nie otrzymuje ono antybiotyków ani innych leków na receptę, spożywa zdrowe produkty przygotowane z artykułów wolnych od glifosatu oraz pozostałości innych herbicydów i pestycydów. Ma też kontakt ze środowiskiem, czyli może dotykać ziemi, zwierząt i innych dzieci – innymi słowy może rozwijać w sobie zdrowy i pomocny mikrobiom, ponieważ czynniki zaburzające równowagę mikrobiologiczną zostały zminimalizowane, a te, które sprzyjają zdrowemu, są wspierane. Gdybyśmy przeanalizowali skład flory bakteryjnej takiego dziecka, okazałoby się, że posiada ono prawidłowy zestaw gatunków bakterii w jelicie grubym i wyraźnie mniejszą liczbę bakterii oraz grzybów w jelitach krętym i czczym. Mikrobiom ten byłby bogaty w gatunki sprzyjające zdrowiu, takie jak Lactobacillus, Bifidobacterium i Akkermansia. Gatunki nabywane w szpitalu i chorobotwórcze bakterie kałowe byłyby w mniejszości. Takie dziecko regularnie by się wypróżniało, jego skóra byłaby wolna od wysypki i alergii, nie cierpiałoby na nietolerancje pokarmowe i doświadczałoby normalnego rozwoju umysłowego, emocjonalnego oraz fizycznego. Znalazłoby się na końcu skali odpowiadającym najlepszemu zdrowiu i z florą bakteryjną sprzyjającą długiemu i zdrowemu życiu. Niestety, teoretycznie zdrowe dziecko staje się we współczesnym świecie wyjątkiem.
Na drugim końcu skali, w miejscu odpowiadającym najsłabszemu zdrowiu, znalazłoby się dziecko urodzone przez cesarskie cięcie. Parę tygodni po urodzeniu jest karmione mieszanką z butelki. Przy porodzie i kilka razy później podawano mu antybiotyki. Podaje mu się żywność przetworzoną, taką jak soki owocowe, herbatniki w kształcie zwierzątek i fast foody, na przykład frytki. Z czasem u takiego dziecka rozwija się nietolerancja na popularne pokarmy, pojawiają się też astma, wysypki skórne, okresowe biegunki oraz problemy z zachowaniem i nauką. Badanie flory bakteryjnej jelit wykazałoby obecność takich grup jak Staphylococcus aureus (gronkowiec złocisty), Citrobacter, Klebsiella i Salmonella, obecnych nie tylko w okrężnicy, ale również we wcześniejszych odcinkach przewodu pokarmowego. Pediatrzy zalecają inhalacje, kremy ze sterydami, środki ułatwiające wypróżnianie oraz leki na zaburzenia uwagi i nadpobudliwość psychoruchową. Problemy zdrowotne dziecka obejmują okres nastoletni i wczesną dorosłość, kiedy to zostają u niego zdiagnozowane zespół jelita drażliwego (IBS), migrenowe bóle głowy, trądzik, egzema, a potem pojawiają się zaburzenia masy ciała, stan przedcukrzycowy i stłuszczenie wątroby.
Ten opis jest znany większości ludzi.
Poszukiwanie związku między zaburzonym mikrobiomem a różnymi chorobami wieku dziecięcego ujawniło liczne zmiany w jelitowej florze bakteryjnej. Zaburzone mikrobiomy zostały wykryte zarówno w drogach oddechowych, jak i w jelitach dzieci zmagających się na przykład z astmą, a także w jelitach dzieci z ryzykiem rozwinięcia się cukrzycy typu 1 oraz tych, u których występuje opóźnienie wzrostu. Dzieci cierpiące na biegunki w dwóch pierwszych latach życia wykazują opóźnienia w rozwoju poznawczym i spowolniony wzrost.
Nie chodzi tu o niezauważalną w praktyce zmianę wśród bakterii jelitowych, która interesowałaby jedynie mikrobiologów. Są to uderzające zmiany składu organizmów mikrobiologicznych, z którymi współistniejemy, mogące poważnie wpływać na nasze zdrowie od chwili narodzin.
PRZEPIS NA PORAŻKĘ
Nie istnieje przepis na syntetyczny pokarm dla noworodka, choćby najbardziej przemyślany, który zawierałby podstawowe i niezbędne składniki take jak mleko matki. Jego skład jest wynikiem milionów lat ewolucji człowieka. Mleko matki to naturalne źródło przeciwciał, błonnika prebiotycznego i oligosacharydów, mikroorganizmów probiotycznych, fosfolipidów, bakteriocyn (naturalnych antybiotyków wytwarzanych przez mikroorganizmy), które powstrzymują rozrost szkodliwych bakterii, a także innych składników istotnych dla zdrowia i rozwoju noworodka. Żadna sztuczna mieszanka będąca w sprzedaży nie jest w stanie odtworzyć składu mleka matki. Nie była też podawana dzieciom wychodzącym z kanału rodnego matki 50 tysięcy, 100 tysięcy czy milion lat temu. Najbardziej wartościowe jest tylko mleko matki.
Bez wątpienia producenci mieszanek dla dzieci pracowali nad udoskonalaniem swoich produktów – wprowadzali dodatki organiczne i błonnik prebiotyczny oraz przekształcali produkty nabiałowe w kazeinę A2 (będącą odzwierciedleniem ludzkiej formy białka zwanego kazeiną) w celu ograniczenia ryzyka rozwinięcia się choroby autoimmunologicznej. Pogoń za czymś lepszym trwa i obejmuje usuwanie błędów w przepisie, takich jak wykorzystanie mleka odtłuszczonego (mleko kobiece zawiera 4–5 procent tłuszczu, podobnie jak pełne mleko krowie) czy włączenie składników modyfikowanych genetycznie ze wszystkimi powiązanymi z tym problemami, w tym z zaburzeniem mikrobiomu niemowlęcia.
Przed wprowadzeniem tego typu modyfikacji branża mieszanek dla dzieci była naznaczona skandalami. Na przykład firma Nestlé intensywnie reklamowała swoje produkty wśród kobiet w Afryce, sugerując, że mieszanki są lepsze niż mleko matek. Te ubogie kobiety, pragnące dostosować się do mody panującej w nowoczesnym świecie, były zachęcane do kupowania produktów, które zaczęły się kojarzyć ze śmiercią milionów dzieci z powodu niedożywienia (działo się tak głównie dlatego, że kobiety rozcieńczały mleko modyfikowane, aby obniżyć koszty). W Stanach Zjednoczonych „New York Times” opisywał przypadki, gdy producenci żywności dla dzieci zachęcali finansowo lekarzy i szpitale do wręczania młodym matkom przy wypisie paczek z próbkami mieszanek. Praktyka ta skutkowała szesnastokrotnym wzrostem liczby infekcji u niemowląt w dwóch pierwszych miesiącach życia.
Dostrzeżono konsekwencje zaprzestania karmienia dziecka piersią. Dzieci karmione naturalnie mają większą liczbę probiotycznych gatunków bakterii Lactobacillus i Bifidobacterium, podczas gdy u dzieci karmionych sztucznymi mieszankami dominują gatunki Enterococcus i Enterobacter, typowe dla środowiska okrężnicy i charakterystyczne dla rozrostu bakteryjnego. Analiza zlecona przez Biuro ds. Zdrowia Kobiet Departamentu Zdrowia i Opieki Społecznej Stanów Zjednoczonych wykazała, że u dzieci karmionych piersią przez co najmniej trzy pierwsze miesiące życia o 42 procent rzadziej występowało atopowe zapalenie skóry, ryzyko rozwoju astmy było niższe o 27–40 procent, a infekcje ucha były rzadsze o 50 procent. Prawdopodobieństwo wystąpienia otyłości i rozwoju cukrzycy typu 2 było mniejsze. Osoby te osiągały wyższy iloraz inteligencji (IQ). Zapewnienie dziecku korzystnego dla zdrowia mikrobiomu ma ogromną moc i zaczyna się od bezcennego wkładu matki.
Bifidobacterium infantis odgrywa istotną rolę w zdrowiu niemowlęcia, ponieważ ma dominować w jego mikrobiomie jelitowym. Gatunek ten posiada wyjątkową zdolność metabolizowania oligosacharydów występujących w mleku matki (nieobecnych w mieszankach syntetycznych). Jednak u 90 procent współczesnych niemowląt te mikroorganizmy w ogóle nie występują. Dowody potwierdzają, że dostarczenie Bifidobacterium w formie probiotyku umożliwia dziecku metabolizowanie oligosacharydów z mleka przy równoczesnej redukcji liczby niezdrowych organizmów kałowych. (W dalszych rozdziałach podam przepis na przyrządzenie jogurtu B. infantis, który matki mogą spożywać i przekazywać dziecku te bakterie w sposób właściwy: podczas przejścia dziecka przez kanał rodny, a potem w mleku podczas karmienia piersią).
Antybiotyki są grupą leków najczęściej przepisywanych dzieciom. Szacuje się, że do 50 procent recept na antybiotyki jest zbędne – leki te ordynowano na wirusowe (a nie bakteryjne) infekcje górnych dróg oddechowych i ucha środkowego, na które są nieskuteczne. Pediatrzy często wybierają antybiotyki o szerokim spektrum działania – eliminujące wiele gatunków bakterii, ułatwiając tym samym namnażanie się grzybów (w wyniku zmniejszonej konkurencji ze strony bakterii) – zamiast antybiotyków o zawężonym zakresie, powodujących mniej skutków ubocznych. Dzieci, które otrzymywały antybiotyki, są w większym stopniu narażone na nadwagę, alergię i choroby autoimmunologiczne oraz bardziej podatne na infekcje. Przypadki, gdy dziecko aż do osiągnięcia dorosłości ani razu nie było leczone antybiotykami, są sporadyczne. Zwykle przechodzi wiele kuracji z daleko idącymi, trwałymi konsekwencjami.
Wiele osób ma trudny start mikrobiologiczny już w niemowlęctwie lub wieku dziecięcym i pozostaje w tych niefortunnych okolicznościach aż do dorosłości. Mikrobiom dorosłego człowieka jest skumulowanym efektem zakłóceń stanu flory, do jakich dochodziło w okresie niemowlęctwa, dzieciństwa i młodości, oraz braków przekazywanych z pokolenia na pokolenie. Tylko w tym roku aż jedna na dwie lub trzy osoby będzie leczona antybiotykiem. Dorośli nie tylko przyjmują antybiotyki, co zakłóca środowisko mikrobiologiczne w ich organizmie, ale także zażywają leki na receptę, które zmniejszają wydzielanie kwasu żołądkowego, stanowiącego naturalną barierę dla mikroorganizmów wędrujących w dół od przełyku oraz w górę od okrężnicy. W ten sposób stwarzają podatny grunt dla kolonizacji bakteryjnej całego przewodu pokarmowego. Miliony ludzi przyjmują niesteroidowe leki przeciwzapalne (NLPZ), takie jak ibuprofen lub naproxen, na zapalenie stawów, bóle miesiączkowe, migrenowe bóle głowy i inne dolegliwości. U wielu osób stosowanie NLPZ prowadzi do bezobjawowego uszkodzenia jelita cienkiego, a także sprzyja przemieszczaniu się gatunków bakterii bytujących w okrężnicy do górnych części jelit. Dieta zawierająca słodzone napoje i przekąski – nawyki żywieniowe milionów Amerykanów – również powoduje kolonizację jelita cienkiego bakteriami, które nie powinny się znajdować w tym środowisku. Liczne dowody potwierdzają, że pozostałości herbicydów i pestycydów znajdujące się w żywności zmieniają mikrobiom, podobnie jak glifosat – herbicyd stosowany w uprawie modyfikowanych genetycznie kukurydzy i soi, który jest silnym antybiotykiem. Niepokojące jest to, że zjawiska takie jak niekorzystne zmiany klimatyczne i modyfikacja ludzkiego mikrobiomu są ze sobą powiązane. Okazuje się, że rosnące stężenie ozonu będącego składnikiem spalin samochodowych przy powierzchni ziemi, wystawionego na działanie promieni słonecznych, może zmieniać skład flory bakteryjnej jelit.
Toksyczne produkty uboczne związane z funkcjonowaniem mikroorganizmów transportowane poza przewód pokarmowy wywołują endotoksemię – stany zapalne w odległych częściach ciała, od dużego palca u nogi po mózg. W taki sposób bakterie z przewodu pokarmowego wywołują na przykład zmiany skórne na twarzy, zwane trądzikiem różowatym, bóle mięśniowo-kostne związane z fibromialgią czy przedwczesny poród. Warto zauważyć, że miejscowy lek przeciwzapalny na trądzik różowaty, doustny lek przeciwzapalny blokujący drogi przewodzenia bólu przy fibromialgii czy lek na depresję podnoszący poziom serotoniny nie likwidują pierwotnej przyczyny – niebezpiecznej ekspansji populacji bakterii i napływu toksycznych produktów ubocznych ich metabolizmu. Nieraz wręcz pogarszają sytuację. Leki na receptę mogą przynieść przejściową ulgę w dolegliwościach bólowych związanych z fibromialgią, a dieta o niskiej zawartości FODMAP może zmniejszyć wzdęcia i zatrzymać biegunkę wywołaną zespołem jelita drażliwego (patrz: omówienie FODMAP, czyli błonnika i cukrów metabolizowanych przez mikroorganizmy, w dalszej części książki), wciąż jednak chory jest narażony na pozostałe konsekwencje niekontrolowanego rozrostu bakterii w jelitach i innych miejscach w organizmie.
CZY TO JUŻ ZASZŁO ZA DALEKO?
Nawyki współczesnego życia przygotowały ludzkie ciało na niezdrową ekspansję mikrobiologiczną. Jeśli organizm nie odnosi żadnych korzyści z ograniczania śladu węglowego i wznoszenia tam chroniących przed podnoszeniem się poziomu wód w oceanach, to jak może odwrócić falę ekspansji i inwazji mikrobiologicznej? Na szczęście można w tym zakresie dużo zrobić.
W następnej części książki omówię konsekwencje rozrostu bakteryjnego i grzybiczego oraz endotoksemii. Zajmę się też kwestią powstrzymania tych procesów, a nawet eksmitowania mikrobiologicznych dzikich lokatorów z miejsc, w których nie są mile widziani. Przedstawię również sztuczki, które pozwalają pielęgnować w mikrobiomie szczególnie pożyteczne gatunki bakterii dla osiągnięcia konkretnych, a często wręcz spektakularnych efektów zdrowotnych. Można dokonać kilku wspaniałych rzeczy, dbając o swój wewnętrzny ekosystem.
Najpierw przedstawię szczegółowo rozrost bakteryjny, aby nikt nie pomylił konsekwencji zjedzenia burgera skażonego E. coli z niszczycielskimi skutkami namnażania się bakterii i grzybów.
Rozdział 3
Duchy z przeszłości mikroorganizmów
Warto sobie uświadomić, że skład flory jelitowej się zmienił, co każe się zastanowić nad naszymi codziennymi nawykami: ślęczenie przed ekranem telefonu komórkowego to zły pomysł; krótszy sen, by więcej pracować i się bawić, odbija się na zdrowiu; zdrowa dieta nie powinna zawierać dań z okienka drive-through. Wróćmy zatem do tego, czego uczy nas życie, gdyż jest to cenne dla naszego mikrobiomu, a więc i dla zdrowia.
Pomyślmy, w jaki sposób współczesne życie przyczyniło się do utraty wielu gatunków cennych bakterii. Można by to nazwać wewnętrzną zagładą, co na szczęście da się odwrócić.
ZAGUBIENI W ZAMIESZANIU
Sto lat temu, a nawet później, gdy urząd prezydenta Stanów Zjednoczonych piastował Ronald Reagan, metody identyfikacji mikroorganizmów w przewodzie pokarmowym człowieka były niedostępne. Wcześniej stosowane technologie, proste i niedokładne, opierały się na zdolności rozmnażania na szalce Petriego drobnoustrojów z pobranych próbek lub na podobnych preparatach. Badanie sprowadzało się więc do podglądania przewodu pokarmowego przez dziurkę od klucza, przez którą było widać tylko niewielką część żyjących tam mikroorganizmów. Jeszcze do niedawna nie było możliwości hodowania z próbek tak zwanych gatunków beztlenowych, ponieważ obumierały one w zetknięciu z powietrzem lub tlenem. A przecież w ludzkim mikrobiomie znajduje się mnóstwo organizmów żyjących bez tlenu.
Nowsze procedury, opierające się na markerach genetycznych (DNA), ujawniły wszechświat stworzeń, obejmujący również zidentyfikowane wcześniej beztlenowce. Metody te pozwalają na rozpoznawanie mikroorganizmów na podstawie informacji zapisanych w ich kodzie genetycznym DNA, unikatowym dla każdego gatunku (i szczepu, co omówimy w dalszej części). Obecność lub brak tlenu nie ma wpływu na to badanie. Nowe metody umożliwiają też szczegółowe porównanie mikrobiomów ludzi współczesnych i żyjących wcześniej, którzy nie byli narażeni na występujące dziś czynniki. Okazało się, że współczesny mikrobiom znacznie się różni od znanego lata temu. Trudno się dziwić. W pokoleniu naszych dziadków, a więc nie tak dawno, mniej było przypadków otyłości, cukrzycy typu 2, chorób autoimmunologicznych, izolacji społecznej. Ludzie byli wówczas mniej narażeni na działanie glifosatu, nie spożywali dietetycznych napojów gazowanych i nie stykali się z wszechobecnymi chemikaliami przemysłowymi.
Po przeanalizowaniu starożytnych mikrobiomów, zawartych w kościach, skamieniałych odchodach i płytce nazębnej, stwierdzono, że świat mikroorganizmów bytujących w organizmie człowieka składał się z zupełnie innych gatunków niż występujące obecnie. Uderzający jest fakt, że składy mikrobiomów w antycznych kulturach na różnych kontynentach w znacznym stopniu się pokrywają. W próbkach odkrytych w tropikalnych jaskiniach i kale pozyskanym z mumii z wiecznej zmarzliny Północy znaleziono podobne mikrobiomy. Największe różnice zaobserwowano, porównując jakikolwiek starożytny mikrobiom z mikrobiomem ludzi współczesnych.
W miarę, jak ludzie przechodzili od wyłącznie zbieracko-łowieckiego stylu życia do społeczności rolniczych, skład mikrobiomu podlegał zmianom, aby się dostosować do związanej z tym modyfikacji diety: mniejszej różnorodności spożywanych roślin i większego uzależnienia od roślin uprawnych zawierających skrobię, takich jak kukurydza i pszenica. Następny wielki przełom dokonał się, gdy nastała epoka powszechnej urbanizacji, a ludzie zostali wystawieni na działanie antybiotyków i uzależnili się od zbóż, cukru oraz żywności przetworzonej.
Jak już wspomniałem w rozdziale 2, w ostatnich czasach wiele czynników – od antybiotyków po lody – zmieniło skład drobnoustrojów bytujących w organizmie człowieka. Porównanie gatunków bakterii obecnych jeszcze w roku 1960 ze współczesnym mikrobiomem pozwala zrozumieć, że człowiek żyjący w XXI wieku ma w przewodzie pokarmowym mniej gatunków bakterii niż jego przodkowie. Czynniki zaburzające mikrobiom spowodowały zmniejszenie populacji i zróżnicowania liczby gatunków bakterii. Wiele zostało utraconych lub wyeliminowanych w wyniku wypadków na wielkiej mikrobiomowej autostradzie. Analizując mikroorganizmy we współczesnych próbkach kału, zauważamy, że u sporej grupy ludzi występuje niewiele pożytecznych bakterii Lactobacillus czy Bifidobacterium, a równocześnie jest tam dużo bakterii Escherichia coli, Shigella, Pseudomonas i innych mikroorganizmów kałowych, które przejmują dominację w przewodzie pokarmowym człowieka. Nie widać gatunków, które zniknęły ze współczesnego mikrobiomu. Ponieważ nie jesteśmy w stanie powiedzieć dokładnie, których gatunków zabrakło, uciekamy się do porównywania mikrobiomów współczesnych ze składem flory jelitowej sprzed lat.
Identyfikacja mikroorganizmów, których brakuje współcześnie, jest zadaniem trudniejszym niż wskazanie tych mikrobów, które są obecne i których niezbędność jest kwestionowana. Analiza DNA rzuca światło na te różnice. Międzynarodowa grupa badawcza niedawno odkryła tysiące niezidentyfikowanych wcześniej gatunków mikrobów, które zamieszkują organizmy ludzi na całym świecie. Analiza tych nowych gatunków poszerza wiedzę na temat wykorzystania mikrobiologicznej skarbnicy. Podobne metody badawcze są stosowane w odniesieniu do mikrobiomów wciąż pozostałych na planecie łowców-zbieraczy i do pozostałości po starożytnych mikrobiomach, toteż wkrótce będziemy dysponować obszernymi katalogami utraconych gatunków.
Społeczności, które wciąż prowadzą zbieracko-łowiecki tryb życia, dostarczają informacji na temat mikrobiomów jelitowych nienarażonych na działanie antybiotyków i innych leków. Ci ludzie odżywiają się produktami nieprzetworzonymi: korzeniami i bulwami rosnącymi w ziemi, mięsem zwierząt, które sami upolują, wodą z rzek i strumieni. Nie podróżują samochodami i nie komunikują się przez telefony komórkowe. Gdy porównamy współczesną florę jelitową z mikrobiotą jelitową członków rdzennych plemion, na przykład Hadza z Tanzanii, Matsés z Peru czy Yanomami z brazylijskich lasów deszczowych, przekonamy się, że – podobnie jak zaobserwowano to w skamieniałościach odchodów lub kościach – skład ich mikrobiomu jest inny. U ludów pierwotnych występuje wiele gatunków nieobecnych w mikrobiomie współczesnego człowieka. Co ciekawe, analiza mikrobiomów dowodzi, że choć społeczności pierwotne są znacznie rozproszone i żyją na różnych kontynentach, ich flora jelitowa jest zaskakująco podobna. Na przykład gatunki mikrobiomu ludu Hadza z Afryki Wschodniej są podobne do flory jelitowej plemienia Matsés z lasów deszczowych Peru – a przecież są to rdzenni mieszkańcy dwóch kontynentów, którzy nie mieli możliwości kontaktowania się ze sobą. Te niezwykłe międzykulturowe i międzykontynentalne podobieństwa wywołały spekulację, że mikrobiom tych ludów przypomina florę jelitową naszych przodków z epoki kamiennej, a więc istniejący, zanim jego skład został zaburzony przez współczesne czynniki – mikrobiom będący częścią ewolucji człowieka. Mikrobiom ludzi w XXI wieku jest wyjątkiem.
Brak pewnych grup bakterii objawiający się różnymi problemami ze zdrowiem spowodował, że postanowiono zastępować utracone lub brakujące gatunki. I tak w jednym z niedawno przeprowadzonych badań naukowcy z Boston Children’s Hospital wymienili kilka szczepów Clostridium, których brakowało w jelitach niemowląt cierpiących na alergie pokarmowe, by mieć szansę na cofnięcie choroby. Ta koncepcja wydaje się obiecująca wobec częstych, czasami niebezpiecznych alergii pokarmowych na orzeszki ziemne, jajka lub ryby, doświadczanych przez coraz większą liczbę dzieci.
Innym rodzajem bakterii w dużym stopniu utraconych przez współczesnych ludzi jest Oxalobacter. Bakterie te zasiedlające okrężnicę chętnie przyswajają szczawiany, powszechnie występujące naturalne składniki takich produktów żywnościowych jak orzechy, szpinak, buraki i czekolada. W przeciwieństwie do ludzi współczesnych większość członków społeczności pierwotnych, takich jak plemiona Hadza czy Yanomami, ma wiele gatunków Oxalobacter. Ponieważ populacja ludzi XXI wieku zatraca te gatunki, rozwijają się u nich – zwłaszcza po ekspozycji na antybiotyki – bolesne kamienie nerkowe powstające ze szczawianu wapnia. Najbardziej niepokojące jest to, że następuje znaczne zwiększenie liczby przypadków kamieni nerkowych powstałych ze szczawianu wapnia u dzieci, szczególnie po kuracjach antybiotykowych. Istnieje również prawdopodobieństwo innych zmian we florze jelitowej ludzi ze szczawianowymi kamieniami nerkowymi, takich jak rozrost niektórych gatunków (Methanobrevibacter smithii) oraz utrata lub zmniejszenie liczby innych (Lactobacillus plantarum). Wydaje się jednak, że proces ten jest spowodowany głównie utratą bakterii z rodzaju Oxalobacter.
Bifidobacterium infantis to kolejna ofiara wśród mikrobów, nieobecna u 90 procent noworodków. Gatunek ten przynosi nowo narodzonym dzieciom poważne korzyści zdrowotne i rozwojowe, lecz albo nie zostaje przekazany dziecku przez matkę, albo następuje jego utrata na skutek kontaktu z antybiotykami. Bez B. infantis niemowlęta są bardziej narażone na nadmierną kolonizację przez bakterie kałowe z rodziny Enterobacteriaceae – zaobserwowano dramatyczny wzrost pH kału dzieci (wzrost pH kału świadczy o braku zdolności metabolizowania składników odżywczych, takich jak zawarte w mleku matki oligosacharydy, w kwasy tłuszczowe, odżywiające komórki jelit i zapewniające inne korzyści). Na początku XX wieku pH kału niemowląt wynosiło około 5,0, tymczasem kał współczesnych niemowląt, pozbawionych populacji B. infantis, ma mniej kwaśny odczyn o pH wynoszącym 6,5 (co oznacza ponaddziesięciokrotny spadek kwasowości w skali pH). Odtworzenie B. infantis chroni wcześniaki przed niszczącą, a często śmiertelną chorobą zwaną martwiczym zapaleniem jelit, w której niszczące gatunki bakterii atakują i uszkadzają ściany jelita. Bifidobacterium infantis to jeden z kilku gatunków kluczowych dla niemowlęcia, które dzięki swojej zdolności metabolizowania składników odżywczych z mleka matki wspomagają rozwój innych pożądanych gatunków bakterii wraz z rozwojem dziecka. Ale nawet poród siłami natury i karmienie piersią nie gwarantują, że organizm noworodka zostanie skolonizowany przez ten ważny drobnoustrój – może go brakować matce, więc nie będzie możliwe przekazanie bakterii dziecku. Oprócz ochrony przed martwiczym zapaleniem jelit odtworzenie tych gatunków zapewnia niemowlętom inne istotne korzyści. Niemowlęta, u których przywrócono B. infantis, lepiej przesypiają noc i zapadają w dłuższe drzemki, rzadziej cierpią na odparzenia pieluszkowe i kolki oraz rzadziej się wypróżniają (a więc potrzebują o połowę mniej zmian pieluch). Zyski płynące z posiadania tego gatunku bakterii utrzymują się u starszych dzieci w postaci rzadszych alergicznych nieżytów nosa, mniej licznych przypadków astmy i mniejszego prawdopodobieństwa wystąpienia chorób autoimmunologicznych, a także bólów brzucha spowodowanych przez zespół jelita drażliwego. Jeszcze lepsze od dostarczenia dziecku B. infantis w formie probiotyku podanego po porodzie jest odtworzenie tego mikroorganizmu u kobiety przed porodem, co umożliwia przekazanie go dziecku tak, jak powinno to się odbyć w sposób naturalny. Korzyścią nie do przecenienia jest zapewnienie też zdrowia matce.
L. REUTERI: BAKTERIA MIŁOŚCI
Bakterie z gatunku Lactobacillus reuteri są gwiazdami w świecie mikroorganizmów jelitowych i wywołują spektakularne skutki u swoich ludzkich żywicieli. Do połowy XX wieku większość ludzi z krajów wysoko rozwiniętych czerpała korzyści z tego, że ich przewód pokarmowy zasiedlały te drobnoustroje – matki przekazywały je dzieciom przy porodzie (podczas przejścia noworodka przez kanał rodny) i podczas karmienia piersią. Lactobacillus reuteri występuje w organizmach tubylców żyjących w dżunglach i górach. Mają go również kury, świnie i inne zwierzęta, co sugeruje, że odgrywa on istotną rolę.
Współczesny tryb życia spowodował, że ten gatunek zaginął u 96 procent mieszkańców krajów wysoko rozwiniętych. Dzisiaj jedynie 4 procent nadal cieszy się obecnością tego cudownego gatunku. Jedną z wielu korzyści, jakie przynosi bakteria L. reuteri, jest jej wyjątkowa zdolność do uwalniania hormonu oksytocyny w ludzkim mózgu. W Massachusetts Institute of Technology (MIT) przeprowadzono cykl eksperymentów potwierdzających tę tezę. Pomyśl: mikrob żyjący w twoim przewodzie pokarmowym decyduje o ważnym aspekcie funkcjonowania twojego mózgu.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki