Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Znikopis, najnowszy tom wierszy Urszuli Kozioł, jest kontynuacją i dopełnieniem wydanych w 2016 roku Ucieczek. Poetka znów zadziwia mistrzostwem, łącząc w spójną całość wiersze o skrajnie różnorodnych formach – od urzekających, pozornie naiwnych „piosnek”, po zgliszcza rozdartych fraz, i bogatej tematyce – od podszytych felietonowym sarkazmem obserwacji społecznych, po rozdzierające wołanie skierowane w zaświaty.
Zadziwiające jest to, że przy całym dramatyzmie poetka potrafi bawić się formą, nie stroni od lirycznego żartu i kokieterii, igra tematem ostatecznym jakby przymierzała kostiumy, próbowała ról.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 19
Znikopis
wiersze mi się porozpra-
szały w proch spro-
szyły mi się szer-
sze mi się popro-
Na odjezdnym
„Sobie śpiewam a Muzom...”
J.K.
Wierzę w rzeczy niewidzialne
w niesłyszalną muzykę
wierzę w niewypowiedziane słowa
pozostające w domyśle
i te nie do pomyślenia
choć przecież gdzieś istnieją
Wierzę w krzyk milczenia
wierzę w zdolność przekraczania granicy
czasu i terytorium
przez wiersz
który umie się unieść
i z tego języka do języka innego
lekko przemieścić się „stopami z ołowiu”
Wierzę że nieistniejące
przemieni mnie i oświeci
żeby mi się ciszej znikało
z tego świata
bez płoszenia motyla
zamyślonego nad kwieciem
(bo niebawem być może to on
stanie się mną)
Litera
Świat rzeczywisty zachodzi
w paralelne światy
już bardziej w wirtualu mieszkam
niż w realu
Ślę listy do nikogo
zmyślam odpowiedzi
próbuję czerpać otuchę
z szelestu zapisków
Tędy owędy pętam się i błąkam
po wysypisku popapranych słów
odartych z sensu do nagiej litery
Jak te litery poskładać znów
jak znów uładzić
jak je przemieścić od słowa do słowa
Okno
„Samotność, cóż po ludziach,czym śpiewak dla ludzi...”
A.M.
Znajomi już odbiegli do weselszych osób
ani im w głowie zapytać jak żyję
Moi umarli zżyli się ze sobą
ja do niczego już im nie jestem potrzebna
Wcale nie muszę odejść na pustynię
żeby zamyślać się nad swoim losem
Moją pustynią są te cztery ściany
drzwi w które nikt nie puka
zamilkły telefon
Moją pustynią miasto pełne zgiełku
odwrócone ode mnie drapaczami chmur
(które mi odebrały horyzont
jeszcze wczoraj widoczny przez kuchenne okno)
Metamorfozy
Łapię się na tym że idąc
niemo poruszam wargami
lecz nie wiem o czym
tak zawzięcie milczę ze sobą
a nagle bez uprzedzenia
sam z siebie wywija się wiersz
podobnie jak z własnej poczwarki
z wolna z mozołem cykada
gramoli się nóżka za nóżką
oczko za oczkiem
ku światłu
i rozwija ze zwojów skrzydełka
rozprostowując je
by natychmiast
z ich pomocą zanieść się śpiewem
Pomiędzy liniami
Linia serca i linia życia
na mojej dłoni
rozmijają się ze sobą
biegną jak szyny prowadzące
na ślepy tor
między nimi
rozłożyła się bezsłowność
a w każdej z osobna
znak niedomówień
niedomyśleń
między nimi wielkie NIC
zapuściło korzenie
między nimi łachy
umownego piachu
byle powiew nawet najlżejszy
a już sypie mi prochem w oczy
nie mogę trafić do siebie
błądzę
Z bezwiersza
Stawiam niepewne kroki
w ślad za falistym ruchem
rozsypanych cząstek mowy
i trwożnie zbitych w kłębek
pojedynczych liter
jeszcze nie uszeregowały się
ani w alfabet
ani w słowo
jeszcze żadna nie wie
która z którym
i w którym rzędzie ma stanąć
zgodnie z podpowiedzią
i zgodnie z kluczem
zarysowanym na niebie przez gęsi i żurawie
w porze odlotu.