Zostań w domu - Agnieszka Pietrzyk - ebook + książka

Zostań w domu ebook

Agnieszka Pietrzyk

4,1

Opis

Jak bezpiecznie czujesz się we własnym mieszkaniu?

 

Blok z wielkiej płyty, jedenaście kondygnacji, sześćdziesiąt cztery mieszkania, prawie dwustu lokatorów. W wigilijny wieczór wszyscy oni dowiadują się, że są zakładnikami, a próba wyjścia z wieżowca oznaczać będzie śmierć.

Zwyczajni ludzie stają w obliczu niewyobrażalnego zagrożenia, wielopokoleniowe rodziny zostają uwięzione w czterech ścianach. Jakie tajemnice rodzinne wyjdą na jaw pod presją strachu i terroru?

Na zewnątrz trwa mroźna i śnieżna zima. Przed komisarzem Kamilem Soroką stoi trudne zadanie, musi bowiem ustalić, kim są bezwzględni sprawcy, oraz uwolnić zakładników. Czeka go przy tym rywalizacja z inspektorem Semeniukiem przysłanym z Wrocławia wraz z oddziałem antyterrorystycznym.

Obaj spróbują poradzić sobie z zamachem, jakiego jeszcze nie było. Oni oraz mieszkańcy elbląskiego wieżowca, których życie nigdy już nie będzie takie samo.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 389

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,1 (499 ocen)
225
157
82
29
6
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Malwi68

Całkiem niezła

"Zostań w domu" Agnieszki Pietrzyk to thriller, który przenosi nas w świat nieoczekiwanej i przerażającej sytuacji. W centrum uwagi znajduje się wieżowiec, który staje się areną dla dramatu, gdy mieszkańcy zostają zakładnikami we własnych domach. Autorka zabiera nas w mroczną podróż przez tajemnice rodzinne, które ujawniają się pod wpływem presji i terroru. Zarówno bohaterowie, jak i czytelnicy, muszą zmierzyć się z niewyobrażalnym zagrożeniem. Śnieżna zima dodaje do atmosfery jeszcze większego napięcia, podkreślając izolację i beznadziejność sytuacji. Kamil Soroka i inspektor Semeniuk stają przed trudnym zadaniem rozwiązania tego nietypowego zamachu, co prowadzi do rywalizacji między nimi. "Zostań w domu" to nie tylko historia akcji, ale także opowieść o ludzkich relacjach, które ulegają nieodwracalnym zmianom pod wpływem ekstremalnych okoliczności. Pietrzyk skrupulatnie buduje napięcie, odsłaniając przed nami kolejne warstwy tajemnic, aż do zaskakującego finału. W powieści Agniesz...
10
Lewan86

Nie oderwiesz się od lektury

świetna,ciekawe rozwiązanie sprawy
00
Justyna200219

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo mi się podobała
00
Virasana11

Nie oderwiesz się od lektury

Niesamowita akcja i zakończenie książki. Pozycje ta czyta się lekko i z wielką ciekawością co znajduje się na kolejnej stronie. Polecam kryminalna opowieść o akcji w moim rodzinnym mieście czyli w Elblągu
00
olga_las

Dobrze spędzony czas

Bardzo dobrze się czyta. Idealna na weekend.
00



Copyright © Natalia Sońska, 2019

Copyright © Wydawnictwo Poznańskie sp. z o.o., 2019

Redaktor prowadząca: Sylwia Smoluch

Redakcja: Aleksandra Deskur

Korekta: Karolina Borowiec

Skład i łamanie: Justyna Nowaczyk

Projekt okładki: Krzysztof Rychter

Fotografie na okładce: © Dina belenko Photography/Getty Images

Konwersja publikacji do wersji elektronicznej: Dariusz Nowacki

Zezwalamy na udostępnianie okładki książki w internecie.

eISBN 978-83-66278-01-1

CZWARTA STRONA

Grupa Wydawnictwa Poznańskiego sp. z o.o.

ul. Fredry 8, 61-701 Poznań

tel.: 61 853-99-10

fax: 61 853-80-75

[email protected]

www.czwartastrona.pl

Prolog

Igor siedział nad kartką i drżącą ręką kreślił słowa, które jemu już sprawiały ból. Kłamstwa i ciosy zadawane jeszcze niczego nieświadomej Zosi budziły najgorsze emocje i wyrzuty sumienia. Długo zastanawiał się nad każdym zdaniem, by ubrać myśli w słowa, które nie przyniosą aż takiego bólu. Zdawał sobie sprawę, że to, co robi, jest pełne egoizmu. Sam nie do końca był pewien, czy dobrze postępuje, na tę chwilę jednak nie potrafił wymyślić lepszego rozwiązania. Zdawał sobie sprawę, że zada Zosi cios prosto w serce. Wiedział jednak, że będzie mniej bolesny niż ten, który wymierzyłby jej, gdyby został. To cierpienie już widział w jej oczach i nie chciał, by przeżywała wszystkojeszcze raz.

Wziął głęboki wdech i zaczął pisać o tym, że odchodzi. Trudno było mu obarczać ją winą za wszystko, za niepowodzenia i za ten wymyślony przez niego kryzys w ich związku. Jeszcze wczoraj, gdy wpadł na ten pomysł, sądził, że nie będzie to aż takie ciężkie. Dziś uświadomił sobie, iż tylko on będzie wiedział, że te słowa to kłamstwo. Mimo wszystko wciąż sobie wmawiał, że to dla jej dobra, że tak będzie lepiej, że w końcu Zosia pogodzi się z tym wszystkim, a jeśli los pozwoli… Może kiedyś jeszcze spotkają się w atmosferze zgody. Bo tego, że go znienawidzi, był pewien. I tego między innymi oczekiwał. Sądził, że właśnie ta nienawiść pozwoli jej odnaleźć się w rzeczywistości, która być może nadejdzie.

Igor sam nie wiedział, co się wydarzy. Choć w jego głowie tliła się wciąż cicha nadzieja, że to może tylko chwilowe rozwiązanie, a za kilka dni wszystko wytłumaczy swojej dziewczynie, musiał wybrać takie wyjście, które będzie odpowiednie niezależnie od tego, jak rozstrzygnie się dla niego najbliższa przyszłość. Wiedział, że nie zrozumieją go przyjaciele ani rodzice. W tej chwili jednak nie widział innego wyjścia. Postanowił przyjąć to i potraktować jako karę za kłamstwo, które im zaserwuje.

Zapisał ostatnie zdanie, a serce kołatało mu się w piersi jak oszalałe. Czuł przyśpieszony puls i ucisk w skroni, miał wrażenie, że głowa mu zaraz eksploduje od natłoku myśli i emocji. Do samego końca nie był pewien tego, co robi. Choć chciał właśnie w ten sposób rozwiązać tę sytuację, cały czas się wahał, a miłość do Zosi wciąż przypominała mu, jaki błąd popełnia. Była to jednak próba uchronienia jej przed tym wszystkim, na co on sam musiał się przygotować. Pragnął oszczędzić ukochanej kolejnej fali cierpienia, żalu i smutku. Nie mógł zapewnić jej, że jego historia skończy się inaczej, a Zosia przecież powinna żyć, powinna być szczęśliwa. Była silna. Wiedział, że szybko się pozbiera, a przy wsparciu przyjaciół uda jej się ułożyć wszystko na nowo. Gdyby nie był tego pewien, zastanowiłby się nad swoją decyzją razjeszcze.

Chowając list do koperty, miał nadzieję, że los nie okaże się tak okrutny i pewnego dnia pozwoli jej mu wybaczyć. Liczył na to, że za jakiś czas staną ze sobą twarzą w twarz, a on wytłumaczy jej wszystko i przeprosi z głębi serca za to, co musiała przez niego przejść. Wierzył, że Zosia ma wielkie serce i jest tak dobra, że kiedyś pozwoli sobie o tym wszystkim zapomnieć i znów będzie mógł patrzeć na jej promienny, ciepły uśmiech, oczy rozświetlone szczęściem, że po prostu będzie mógł się cieszyć jej miłością.

Zapisał adres, który znał na pamięć, wspominając wszystkie spędzone w jej domu chwile. Wiedział, że będzie mu brakowało czasu przeżytego u jej boku, kiedy razem cieszyli się każdym dniem. Zawahał się po raz ostatni, kiedy zakleiwszy kopertę, wstał od biurka. Nie, nie mógł się już zastanawiać. Decyzja została podjęta i choć nie odważył się tego wszystkiego powiedzieć wprost, uznał, że ta forma będzie wystarczająca i najbezpieczniejsza. Dla niego i dla niej. Tylko w ten sposób nie powie niczego więcej, nie zrani jej jeszcze bardziej ostrymi słowami, które mogłyby kłamliwie płynąć z jego ust, ale przede wszystkim nie złamie się i nie wyzna prawdy, czego obawiałby się najbardziej podczas spotkania, z którego ostatecznie zrezygnował. Było w tym zachowaniu dużo tchórzostwa, wiedział o tym. I karcił siebie cały czas za to, co właśnie robił. Nie potrafił jednak inaczej.

Wyszedł z mieszkania, wiedząc, że tego dnia podjął najtrudniejszą decyzję w życiu, która przyniesie najgorsze konsekwencje.

1.

Za oknem wciąż świeciło słońce. Jego ciepłe promienie wpadały przez rozchylone lekko żaluzje, mrugając optymistycznie i tworząc na ścianach regularne, pasiaste wzory. W powietrzu czuć już było przyjemny zapach lata. Wakacje miały się rozpocząć lada moment. Szkoda tylko, że w miejskim zgiełku nie można było ich doświadczyć tak intensywnie, jak na rodzinnej wsi, na łące, w sadzie lub nad rzeką.

W głowie Igora pojawił się obraz soczyście zielonych koron drzew, blasku słońca docierającego do oczu spomiędzy falujących na lekkim wietrze liści lub mieniącego się na rzece. Jej szum, odgłos rozbijania się o kamienie był niemal słyszalny w wyobraźni. Unoszący się wokół zapach skoszonej trawy, polnych kwiatów, to wszystko przywoływało najpiękniejsze wspomnienia. A smak soczystych, słodkich jabłek, zrywanych prosto z drzewa? Aż chciałoby się wrócić do tamtych cudownych, beztroskich chwil spędzonych z przyjaciółmi… i z nią.

Te wizje wracały często, jak wyrzut sumienia, który ciążył, wciąż kłując w serce. Były dotkliwą karą za kłamstwo, za ból sprawiony drugiemu człowiekowi.

Igor wpatrywał się w okno, chcąc przez żaluzje dostrzec choć kawałek tej słonecznej, optymistycznej rzeczywistości. Teraz czuł się trochę jak zamknięty w zimnej szklanej kuli, którą co chwilę ktoś potrząsał, by wprawić w ruch mieniące się śniegowe płatki. Jego kula jednak pozbawiona była magii, on stał się nieruchomą figurką, niemającą na nic wpływu, a każde potrząśniecie odczuwał jako bolesną zmianę ładu, który jeśli już tu panował, to tylko na chwilę. To tam, na zewnątrz, toczyło się prawdziwe życie. Może nie pozbawione żalu i łez, ale na pewno takie, na które ktoś mógł mieć wpływ. On obecnie nie miał wpływu na nic, a wszelkie decyzje i plany zależały od kolejnej diagnozy.

Usłyszał pukanie do drzwi, ale nawet nie odwrócił wzroku. Książka spoczywająca na jego klatce piersiowej unosiła się miarowo w rytm oddechów, gdy półleżąc, obserwował poruszające się na wietrze liście drzew.

– Cześć, mogę? – Od strony drzwi usłyszał ciepły, znajomy od niedawna głos.

W końcu powoli zwrócił głowę w tamtym kierunku.

– Proszę, wejdź – odparł łagodnie.

– Jak samopoczucie?

– Dzień jak co dzień.

Uśmiechnął się blado, mając nadzieję, że Ida zrozumie bez tłumaczenia, w jakim dokładnie był nastroju. Nie chciał się nad sobą użalać, nigdy chyba nie uronił ani jednej łzy. Nawet gdy informowano go o wstępnych podejrzeniach, z kamienną twarzą wsłuchiwał się w to, co mówił lekarz. Przyjął to do wiadomości, podjął kilka ważnych decyzji i wyjechał. Teraz zaś mierzył się chyba z najtrudniejszymi chwilami swojego życia, starając się wszystko traktować chłodno, bez zbędnych emocji. Może to, że był tu zupełnie sam, bez rodziny, bez przyjaciół, pozwalało mu panować nad uczuciami. Nieraz wyobrażał sobie zrozpaczoną mamę, przejętego tatę, Konrada tak udającego twardziela, że aż mu policzki drgają od sztucznych uśmiechów. I Zosię. Z tymi jej smutnymi oczami, na których widok pękało mu serce. Nie mógł znieść jej cierpienia, kiedy odchodził jej ojciec, nie potrafił ukoić jej bólu, mimo że tak bardzo się wtedy starał. Teraz chciał zmierzyć się z przeciwnościami losu sam, był pewien, że bez współczującego towarzystwa bliskich osób będzie mu łatwiej, a i im oszczędzi długich tygodni smutku. Choć właściwie…

– A ten twój wujek często cię odwiedza? – Dziewczyna wyrwała go z zamyślenia.

– Sporadycznie – odparł krótko.

– Reszta twojej rodziny jest z daleka?

– Skąd takie przypuszczenia?

– No… Nikt inny u ciebie nie bywa.

– A może nigdy na twojej zmianie? – odparł zaczepnie Igor.

Nie chciał odpowiadać. Wolał nie wprowadzać niemal obcej osoby w swoje prywatne życie. Nie było większego sensu opowiadać komuś, kogo zna się tylko przez chwilę, dlaczego tak naprawdę nie miewa gości.

Ida speszona spuściła wzrok. Nie chciał, by było jej głupio, nie uważał jej za ciekawską. Lubił ją, od kilku dni rozmowa z nią była jego jedyną rozrywką.

– Tak, są z daleka. Nie mogą przyjeżdżać codziennie. Ale mam z nimi stały kontakt – powiedział łagodnie. – Wujek nadrabia za nich, kiedy tylko może. – Uśmiechnął się.

– Rozumiem. – Pokiwała głową, jakby to wcale nie było dziwne.

W zasadzie nie był jedyną osobą, która przebywała tu z dala od bliskich. Nie każdy, kto pochodził z odległej części kraju, mógł sobie pozwolić na przeprowadzkę tutaj tylko po to, by trwać przy czyimś łóżku. Igor cieszył się więc, że nikt nadmiernie nie wypytywał, to się po prostu rozumiało, samotność była tu na porządku dziennym. Samotni ze swoimi problemami kłębiącymi się w głowie byli nawet ci, których otaczał wianuszek bliskich.

Wujek Michał był jedyną osobą z rodziny, która wiedziała, gdzie Igor tak naprawdę był i dlaczego się tu znalazł. Choć ze względu na rodzinny konflikt wcześniej mieli ze sobą słaby kontakt, chłopak wiedział, że tylko jemu może zaufać. Między innymi dlatego, że był pewien jego dyskrecji. Ostatnią rzeczą, którą mógłby zrobić wujek Michał, było odezwanie się do skłóconego z nim od lat brata, ojca Igora. To on stał się teraz jedynym wsparciem w chorobie, nie tylko duchowym, ale też finansowym. Igor ryzykował, odnawiając kontakt, nie zawiódł się jednak. Może więc to, co mówili niegdyś o mężczyźnie rodzice, nie było do końca prawdą? Co tak naprawdę na lata poróżniło braci?

Ida widziała go tylko raz, bo od początku jego pobytu w szpitalu wujek odwiedził go jedynie tamtego dnia. Igor nie wyprowadzał jej z błędu.

– Był już u ciebie lekarz? – zapytała nagle dziewczyna.

– Nie, dziś jeszcze nie.

– Pewnie niedługo będziesz miał wizytę.

– Pewnie tak.

Rozmowa wyjątkowo się dziś nie kleiła. Igor widział, że niedawno poznana młoda pielęgniarka chciała nawiązać lepszy kontakt. Zrobiło mu się przez chwilę głupio. Nie chciał być gburem czy nudziarzem, po prostu nie bardzo miał ochotę na rozmowy.

– A jak twój dyżur? – zapytał w końcu, by jakoś rozładować coraz bardziej napiętą atmosferę.

– Dziś dopiero zaczynam. Przyszłam cię odwiedzić w pierwszej kolejności. – Uśmiechnęła się łagodnie.

– Czuję się zaszczycony. – On też obdarzył ją szerokim uśmiechem.

– Tak sobie pomyślałam… Wiem, że będziesz tu na pewno jeszcze przez kilka dni, masz zaplanowany szereg badań. Może czegoś potrzebujesz? – Zerknęła przelotnie na szafkę obok łóżka, na której leżał zamknięty laptop, a na nim telefon.

Zazwyczaj na takich stolikach piętrzyły się sterty pomarańczy, soków, słodyczy, prezentów od rodziny, czasopism czy książek. Igor obok siebie miał tylko to. Czy czegoś więcej potrzebował? Nie, raczej nie. Tak naprawdę nawet te urządzenia były mu teraz zbędne. Zerwał kontakt ze światem, usunął wszelkie komunikatory, a konta na portalach społecznościowych poblokował tak, by nikt go nie odszukał. Dawną kartę do telefonu przełożył do starego urządzenia, by tylko w razie nagłych wypadków odebrać wiadomość czy połączenie. Przez większość czasu ta zastępcza komórka i tak byławyłączona.

Pokręcił głową i podziękował.

– Może chociaż jakąś książkę? – zapytała znów po dłuższym czasie pielęgniarka.

– Mam czytnik w telefonie i to – powiedział i podniósł jakiś mało porywający kryminał, który kupił w kiosku na dole, po czym szybko dodał: – Ale gdyby wpadł ci w oko jakiś fajny reportaż podróżniczy, możesz mi pożyczyć.

Twarz Idy od razu pojaśniała, a w jej oczach rozbłysły iskierki. Ucieszyła się i obiecała czegoś poszukać w swojej biblioteczce, a jeśli nie znajdzie niczego odpowiedniego, wstąpić do jakiejś księgarni.

– Lubisz reportaże?

– Lubię podróżować – powiedział. Zaraz potem w jego głowie pojawiło się pytanie: czy jeszcze kiedyś będzie mógł realizować tę pasję?

– Uwielbiam ludzi ciekawych świata. Powiesz, w jak wielu krajach byłeś?

– O dziwo, za granicą byłem zaledwie kilka razy. Tak naprawdę dopiero zaczynałem rozwijać to hobby z moją… ze znajomymi. Ale zaczynaliśmy od podróży po Polsce.

– Czy poszukać ci w takim razie czegoś o naszym kraju?

– Niekoniecznie. Lubię poznawać cały świat. Cokolwiek znajdziesz, będzie w porządku.

– A masz jakieś szczególne marzenie? Gdzie chciałbyś pojechać? Co chciałbyś zobaczyć? – zapytała.

Igor popatrzył na Idę, zastanowił się chwilę, po czym sposępniał. Nie wiedział, czy powinien mieć jeszcze jakieś marzenia i plany. Te tworzy się po to, by je realizować, a on… Wolał w obecnej sytuacji nie zapeszać i nie kusić przewrotnego losu, by ten spłatał mu figla.

– Chciałbym odwiedzić Muzeum Powstania Warszawskiego i Łazienki Królewskie – powiedział w końcu.

Dziewczyna była wyraźnie zaskoczona. Przecież to miał na wyciągniecie ręki! Tak, ale to były najbezpieczniejsze marzenia na przyszłość, bo takie, które jeszcze mógł spełnić, a przynajmniej mieć na to nadzieję.

– No co? Tyle razy byłem w Warszawie, a nigdy w tych dwóch miejscach, a podobno są naprawdę warte zobaczenia.

– No tak, oczywiście, ale… Myślałam, że marzysz o jakiejś podróży do rajskiego świata, gdzie woda jest przejrzyście czysta, słońce ogrzewa zarumienione policzki, a ciepły wiatr przyjemnie smaga swoimi powiewami! – odparła.

Igor uśmiechnął się pod nosem, słysząc ten wyidealizowany obraz jakiegoś odległego zakątka, o którym najwyraźniej marzyła Ida. Popatrzył na nią wymownie, a ona znów speszona spuściła głowę.

– Przepraszam. Głupio wypaliłam. Ty pewnie nie myślisz teraz o takich rzeczach.

– Nie przepraszaj. To normalne, że jak pytasz o marzenia, w głowie od razu pojawiają się takie obrazy. Coś pięknego, często nieosiągalnego lub wymagającego naprawdę ogromnych chęci i możliwości. A moje możliwości są aktualnie mocno ograniczone, więc wolę nie wybiegać wyobraźnią zbyt daleko. Ale nie martw się, nie mam z tym problemu – powiedział całkiem pogodnie.

Wydawało mu się, że rzeczywiście nie miał problemu, w środku jednak poczuł nieprzyjemne ukłucie żalu. Obraz, który przywołała Ida, był piękny i zachęcający i pewnie w innych okolicznościach zrobiłby wszystko, by właśnie takie marzenie zrealizować.

– Wiesz… – zaczęła znów po chwili – to muzeum to wcale nie taki głupi pomysł. Naprawdę warto je odwiedzić.

– No widzisz. Może po prostu zacznę mierzyć zamiary na własne możliwości. – Igor puścił do dziewczyny oko.

Ida posłała mu radosne spojrzenie. Chyba chciała znów o coś zapytać, ale wtedy do sali weszli ordynator i lekarz dyżurny w towarzystwie stażystów oraz całej delegacji innych medyków i musiała opuścić pokój.

Ordynator był jego lekarzem prowadzącym i trochę przypominał Zygmuntowskiego, a ten z kolei nie kojarzył mu się pozytywnie – prowadził w chorobie tatę Zosi, któremu niestety nie udało się wygrać walki z nowotworem. A może to po prostu biały kitel sprawiał, że każdy lekarz wyglądał niemal tak samo?

– Cześć, Igor. Jak się dziś czujesz? – zapytał i spojrzał do swojej karty.

– Raczej nie tryskam energią – odparł nieco zaczepnie chłopak.

– A to dziwne. Odwiedza cię taka fajna dziewczyna, a ty jakiś smętny jesteś.

Igor nic nie odpowiedział, Leski zaś zwrócił się do stażysty, wymieniając chyba jakieś badania. Chłopak nic z tego nie zrozumiał. Te medyczne terminy były dla niego jeszcze zbyt skomplikowane.

– Zlecam ci kolejne badania. Musimy rozszerzyć diagnostykę.

– To znaczy, że jeszcze pan nie wie, co mi jest? Czy te wstępne diagnozy…

– Muszę mieć pewność. Nawet jeśli coś przypuszczam, nie mogę zacząć leczenia na podstawie domysłów.

– A co pan przypuszcza? Czy coś się zmieniło?

– Nic się nie zmieniło. Chcę tylko wykluczyć inne schorzenia, robiąc badania w tym konkretnym kierunku.

– Czyli to jednak nie angina.

– Będziemy wiedzieć więcej już niedługo – powiedział i podszedł do chłopaka, by go osłuchać.

Zbadał go, zadał jeszcze kilka pytań, po czym wyszedł, a za nim cała procesja. Igora trochę bawiły te wycieczki: grupki lekarzy, stażystów, praktykantów, którzy stali przy jego łóżku jak przy klatce w zoo, słuchali, co mówi lekarz prowadzący, i analizowali z wypiekami na twarzy kolejne informacje. Tu niestety rewelacji nie było, nic się nie zmieniło, a podejrzenia najgorszego wisiały w powietrzu, czekając tylko na potwierdzenie.

Usłyszawszy dźwięk zatrzaskiwanych drzwi, Igor oparł się o poduszkę, założył ramiona za głowę i zamknął oczy. Wrócił myślami do rozmowy z Idą, a pod jego powiekami zaczęły pojawiać się obrazy pięknych wspomnień wakacji i wyjazdów spędzonych z Zosią. Mieli wiele wspólnych marzeń i planów. Czy będzie miał okazję zrealizować jeszcze choć część z nich? Chyba nie powinien się nad tym zastanawiać. W szpitalu nie było miejsca na odległe plany, teraz musiał się skupić na tym, co tu i teraz. Jedyne, na co mógł sobie pozwolić, to wspomnienia, które właśnie zaczęły do niego wracać.

Przypomniał sobie pewien letni dzień, kiedy pojechali we dwójkę nad jezioro. Zosia zabrała koszyk z pysznym jedzeniem, co prawda przygotowanym przez jej mamę, bo ona raczej nie lubiła gotować, ale i tak było idealnie. Rozłożyli koc w odległym od plaży miejscu, ona wyciągnęła z kosza przekąski i piwo bezalkoholowe, a Igor przyniósł z samochodu gitarę. Uwielbiał grać dla niej, a Zosia lubiła słuchać, jak śpiewa. Pamiętał jej rozanielony wzrok, kiedy naprędce układał w głowie kolejne wersy komponowanej piosenki. Chciał ją rozpieszczać właśnie w ten sposób. Uszczęśliwiać, pokazywać, jak jest dla niego ważna. Czuł wówczas, że to właśnie ona, że to kobieta, z którą chce dzielić resztę życia. Wtedy jeszcze nie wiedział, iż krew, która puściła mu się nagle z nosa, była objawem czegoś, co rozdzieli ich na zawsze.

Szybko potrząsnął głową, by wrócić do jej pięknych, błyszczących oczu. Spędzili wspólnie cudowne popołudnie. Po pikniku wybrali się na długi spacer, usiedli na pomoście i wtuleni w siebie patrzyli, jak zachodzące słońce odbija się w tafli jeziora. Uwielbiał takie wieczory, szczególnie gdy kończyły się przyjemną bliskością i czułymi pocałunkami. Czy jednak powinien się teraz zadręczać tymi wspomnieniami? Z drugiej strony na jego własne życzenie tylko to mu teraz pozostało.

– Igor, jak myślisz, za dwadzieścia lat nadal będziemy się tak mocno kochać? – pytała zazwyczaj w takich chwilach, za każdym razem zmieniając liczbę lat. Czasem było to dwadzieścia, czasem pięćdziesiąt, ale on zawsze miał dla niej tę samą odpowiedź.

– Będziemy się kochać każdego dnia jeszcze mocniej, a wszyscy będą nam zazdrościć, że tak potrafimy – mówił.

Nie dotrzymał słowa. A przynajmniej Zosia tak teraz myślała. Wciąż ją kochał, ale ona miała żyć w przeświadczeniu, że już nic do niej nie czuje. Był podły. Wiedział, że sam nigdy nie chciałby być postawiony w takiej sytuacji, nie wyobrażał sobie nie być przy niej, gdyby to o jej życie chodziło… Własne uczucia rozdzierały mu serce, ale teraz nie było już odwrotu. Bo co? Miałby tak po prostu zadzwonić? Napisać? A może pojechać i powiedzieć całą prawdę? Prychnął podnosem.

– Co cię tak bawi? – usłyszał nagle.

Zaskoczony otworzył oczy. No tak, głosu wujka Michała jeszcze nie pamiętał na tyle dokładnie, by od razu go rozpoznać. Zdziwienie było jeszcze większe, ponieważ wuj wszedł bardzo cicho, nawet drzwi do sali nie skrzypnęły. Igor nie spodziewał się odwiedzin chrzestnego. Wyprostował się i oparł o poduszkę. Mężczyzna wyłożył na jego stolik sok, jakieś owoce i słodycze, a potem wyciągnął z reklamówki jeszcze dwie książki.

– Przepraszam, że wczoraj mnie nie było. I przedwczoraj też. Miałem trochę pracy – powiedział wujek swoim spokojnym, głębokim głosem.

– Nie szkodzi. Nie oczekiwałem, że będziesz mnie codziennie odwiedzał – odparł Igor, bacznie obserwując tajemniczego krewnego.

Nie znał go zbyt dobrze, głównie z opowiadań. Kiedy spotkał go po raz pierwszy wiele lat temu, wydał mu się mrukliwy i małomówny – i to wrażenie pozostało do teraz. Niemniej na plus należało mu policzyć, że nawet się nie zawahał, gdy Igor kilka dni temu stanął w progu jego mieszkania, mówiąc, kim jest i z czym przyjechał. Wuj pamiętał go jako małego chłopca, choć przyznał, że nawet gdyby się nie przedstawił, był zbyt podobny do swojego ojca, by krewny miał go nie rozpoznać. Od razu zaoferował pomoc i obiecał o niczym nikomu nie mówić. Może poczuł się potrzebny? Igor był przekonany, że wujek Michał nie miał żony ani dzieci, był samotnym… samotnikiem. Ale czy takim osobom potrzebna jest świadomość bycia potrzebnym? Igor zawsze uważał, że ludzie wybierający podobny tryb życia sami decydują się na taki los i nie przeszkadza im brak bliskich wokół siebie. Czy on też właśnie się w kogoś takiego zmieniał? Może właśnie dlatego od pierwszych chwil zapałał niezrozumiałą sympatią do wuja? Nie, pobudki Igora były zupełnie inne.

– Jak się czujesz?

– Na razie bez zmian.

– Miałeś jakieś kolejne badania?

– Kolejną morfologię rozszerzoną o… coś tam. Nie pytaj, bo nawet nie zapamiętałem tych wszystkich nazw. A dziś mam mieć jeszcze USG i rentgen.

– Czyli wstępna diagnoza wciąż jest taka sama?

Igor lekko skinął głową. Wyraz twarzy wuja nieznacznie się zmienił. Oczy zrobiły się jakby jeszcze bardziej smutne. Przez chwilę obaj siedzieli w milczeniu, wpatrując się w jakiś punkt na pościeli.

– A jak w antykwariacie? – zapytał po chwili Igor.

– Przyszła dostawa mebli dwa dni temu i musiałem wszystko skatalogować. To dlatego mnie nie było.

Wuj prowadził duży sklep z antykami, połączony z niewielkim antykwariatem. Igor wciąż zastanawiał się, jakim cudem ten interes tak długo się kręcił. Dziwiło go, że ludzie wciąż interesują się starociami, a najwięksi ich fanatycy są w stanie zapłacić krocie za unikatowe meble. Niektórzy kolekcjonowali je jak dzieła sztuki. To głównie ta część sklepu funkcjonowała, przynosząc dochód i zyski, bo antykwariat z książkami był już raczej pasją wujka. Tam ludzie częściej oddawali stare książki, niż po nie przychodzili. Niemniej widać było, że dla krewnego ten sklep był wszystkim i kochał go czystą miłością, jak rodzic własne dziecko.

Znów zapanowała między nimi cisza. Praktycznie się nie znali, toteż nie bardzo mieli o czym rozmawiać. Po prostu siedzieli, milcząc. Igor kilka razy chciał zapytać, co się stało przed laty, dlaczego on i jego ojciec się poróżnili, nie miał jednak odwagi. Było jeszcze za wcześnie, by odbywać takie poważne rozmowy, musieli się najpierw lepiej poznać.

– Dziękuję. – Wskazał na stolik.

– Nie wiedziałem, co lubisz, więc wziąłem tradycyjnie jakieś owoce, sok…

Igor pokiwał głową.

– Wuju? – dodał po chwili. – Czy ja mógłbym mieć do ciebie jeszcze jedną prośbę?

Poczekał na odpowiedź, ale wujek tylko potaknął.

– Muszę wskazać osobę do kontaktu w razie… W razie gdyby coś poszło nie tak. Czy mogę podać twoje dane?

– Oczywiście, myślałem, że już to zrobiłeś.

– Nie, wciąż się zastanawiałem, czy… Wujku, wiesz, że wówczas będziesz musiał…

– To tylko na wszelki wypadek, niczego nie będę musiał.

Cóż, najwyraźniej domyślił się, że chodzi o poinformowanie rodziny, gdyby leczenie nie przyniosło skutku.

– Jak długo zostaniesz w szpitalu?

– Nie wiem. To zależy, ile trzeba będzie czekać na badania, później na wyniki, a jeszcze później oczywiście od rozpoznania choroby.

– A co mówi lekarz?

– Na razie jest bardzo powściągliwy. Ale z tego, co dziś zrozumiałem, chyba nie wróży cudownego ozdrowienia, raczej wszystko wskazuje na to, że diagnoza zostanie potwierdzona.

Wuj zamyślił się, znów wpatrując się w jakiś bliżej nieokreślony punkt. Igorowi jeszcze trudno było go rozszyfrować, niemniej widział, że na swój sposób mężczyzna przeżywał stan bratanka. Mimo że dopiero się poznawali, więzy krwi szybko dały o sobie znać i zbliżyły ich do siebie. Z pewnością wuj Michał rozmyślał o pojawieniu się Igora tak samo dużo, jak Igor o spotkaniu po latach z człowiekiem znanym głównie z rodzinnych opowieści.

– Wujku… Mam nadzieję, że nie zrobiłem ci kłopotu? – zapytał w końcu nieco niepewnie.

Mężczyzna powoli podniósł wzrok i popatrzył na bratanka. Westchnął tylko i wzruszył ramionami, chyba nie wiedząc, co powiedzieć. A co miałby mówić? Igor stanął w jego drzwiach niespodziewanie i opowiedział historię, której kaliber przytłoczyłby najbardziej odpornych na emocje ludzi. Chłopak nie oczekiwał, że wujek z otwartymi ramionami przyjmie go z jego niemałym problemem, a ten go pozytywnie zaskoczył.

– Jakiego kłopotu… Jesteśmy rodziną.

– No tak, ale ja wiem, że twoje relacje z resztą… pozostawiają wiele do życzenia.

Wuj skrzywił się nieco, znów odwracając wzrok w kierunku okna.

– To nie znaczy, że mam się odwrócić od ciebie, tak jak… A zresztą, nie ma co gadać. To oczywiste, że ci pomogę, bez względu na to, jakie relacje łączą mnie z twoimi rodzicami. Ty nie jesteś niczemu winien. I tego się trzymajmy. – Wuj poklepał Igora po dłoni i wysilił się w końcu na blady uśmiech.

Do tej pory Igor zastanawiał się, czy wujek potrafi się uśmiechać. Poznał go jako posępnego mężczyznę w średnim wieku, teraz zaś wiedział, że wystarczyło lekkie uniesienie kącików ust, by jego wyraz twarzy stał się łagodny i uspokajający.

– Nie nudzisz się tu? – zapytał wujek po chwili. – Przyniosłem ci książki, ale nie wiem, czy gustujesz w kryminałach. Choć przyznam, że te są całkiem dobre. – Wziął do ręki dwa dość wysłużone egzemplarze, najpewniej pochodzące z antykwariatu.

– Myślę, że się skuszę. Wolę fantastykę, ale kryminały też mogą być – odparł, choć po tym, który właśnie czytał, wcale nie miał ochoty na kolejną książkę z tego gatunku.

– To następnym razem poszukam czegoś w twoim guście. Choć pewnie i tak skupiasz się na komputerze. Takie czasy.

– Nawet nie. – Uśmiechnął się blado.

Od kiedy zablokował wszystkie konta na portalach społecznościowych, raczej stronił od internetu. Komputera używał sporadycznie, nie sprawdzał nawet poczty elektronicznej, bojąc się, co tam zastanie. Jeśli już korzystał z laptopa, to głównie po to, by sprawdzać bieżące wiadomości czy oglądać filmy. Zaopatrzył się w dostęp do strony z serialami i filmami, na wypadek gdyby miał tu spędzić naprawdę dużo czasu.

Kiedy zrobiło się trochę niezręcznie, a Igor po raz kolejny zaczął się zastanawiać, jak rozładować napięcie, do sali weszła Ida. Nieco się zmieszała, ujrzawszy siedzącego na krześle przy łóżku mężczyznę. Po chwili jednak uśmiechnęła się łagodnie i popychając wymownie wózek, popatrzyła na Igora.

– Zabieram cię na badania – powiedziała raźno.

– Jakie tym razem? – zapytał.

– Na razie USG. A później pewnie jeszcze tomografia klatki piersiowej. Choć nie wiem, czy nie przełożą ci tego na jutro.

Igor spojrzał na wuja. Ten jakby ocknął się nagle i wstał z krzesła, mówiąc, że nie będzie już przeszkadzał i postara się go odwiedzić jutro lub pojutrze. Chłopak raz jeszcze podziękował mu za książki, owoce i oczywiście za to, że w ogóle przyszedł. W domyśle jednak był mu wdzięczny za dużo, dużo więcej. Odprowadził wzrokiem odchodzącego wuja, uniósł dłoń, gdy ten po raz ostatni uśmiechnął się na pożegnanie, po czym zwrócił się w stronę Idy.

– To co, jedziemy? – zapytała wesoło.

– Naprawdę myślisz, że usiądę na wózku? Mam siłę, by dojść na własnych nogach na USG.

– Procedury.

– Jasne, chcesz mnie tylko upokorzyć.

– Cóż, nie ma to jak obedrzeć mężczyznę z jego dumy. – Wzruszyła teatralnie ramionami, po czym szeroko się uśmiechnęła. – Niestety, takie dostałam polecenie. Gdy zasłabniesz, to ja będę miała problemy. Więc nie marudź, tylko wsiadaj do bryki. – Znów wskazała na wózek.

Igor przewrócił oczami i po prostu wyszedł z sali. Ida jęknęła i dołączyła do niego już na korytarzu, uparcie prowadząc wózek obok pacjenta, by w razie upadku być jak najbliżej. Skierowali się do jednego z gabinetów znajdujących się piętro wyżej, gdzie już czekał na niego doktor.

Igor był trochę zdenerwowany, nie chciał tego jednak okazywać. Kiedy lekarz w milczeniu jeździł dziwnym przyrządem po jego szyi i brzuchu, wpatrując się w czarno-biały ekran, chłopak zaczął się niecierpliwić. Nie mógł nic mówić, a tak bardzo chciał zapytać, czy obraz wyświetlany na monitorze aparatury dał jakąś konkretną odpowiedź. Chyba jak każdy pacjent do samego końca miał nadzieję, że wszystko okaże się tylko jedną wielką pomyłką. Mimo to nie napawało go optymizmem głębokie westchnięcie przeprowadzającego badanie, kiedy ten po raz ostatni zerknął na obraz, po czym wyłączył aparaturę i odłożył końcówkę, którą badał pacjenta. Okręciwszy się na stołku, zwrócił się w jego stronę, wymusił uśmiechi rzucił:

– Opis będzie po południu.

Igor spojrzał na niego, wycierając z żelu szyję i brzuch, a następnie usiadł na kozetce.

– Może mi pan powiedzieć coś więcej?

– Węzły chłonne szyjne są powiększone. Na szczęście wątroba i śledziona w porządku.

– Co to oznacza?

– Samo USG nie jest w stanie niczego wyjaśnić do końca. To badanie jest jednym z wielu, które trzeba przeprowadzić, by ustalić, co ci jest.

– Czyli nic więcej mi pan nie powie?

– Więcej informacji będzie w opisie, a dokładniej wytłumaczy ci to twój lekarz prowadzący – odparł mężczyzna, jakby unikając tematu.

A może ten człowiek po prostu taki był? Może Igor był już tak przewrażliwiony, iż tylko wydawało mu się, że każdy, kto go bada, chce coś przed nim ukryć, zataić prawdę, by go nie martwić. Czy też faktycznie było aż tak źle, że nie było osoby, która chciałaby przekazać młodemu chłopakowi takie wiadomości? Musiał uzbroić się w cierpliwość. Na szczęście doktor Leski raczej nie owijał w bawełnę i co tylko mógł, przekazywał pacjentowi, a w razie pytań na wszystkie odpowiadał, jeśli tylko wiedział jak.

Kiedy po wizycie Igora u lekarza rodzinnego w wynikach badań wyszły pierwsze nieprawidłowości, ten od razu skierował go do szpitala, wskazując na znajomego, który najlepiej zajmie się pacjentem. Jak na razie chłopak był zadowolony z opieki i zaangażowania swojego lekarza prowadzącego. Momentami miał go nawet za cudotwórcę, który pewnego dnia wejdzie do sali i powie, że diagnozy się nie sprawdziły, a wszelkie objawy jakiejkolwiek choroby ustąpiły.

– A teraz usiądziesz? – Z zamyślenia wyrwał go głos Idy.

Wciąż czekała z wózkiem przed gabinetem. Popatrzył na nią lekceważąco i ruszył w kierunku swojej sali. Dziewczyna znów dołączyła do niego i idąc obok, nadal prowadziła wózek.

– Ten koleś – Igor spojrzał w kierunku gabinetu USG – zawsze jest taki nieprzyjemny?

Ida uśmiechnęła się, rozumiejąc od razu, o co chodzi chłopakowi. Wzruszyła ramionami.

– Taki ma chyba styl bycia. Ale prawie każdy, kto ma z nim do czynienia pierwszy raz, reaguje tak jak ty.

– Jego podejście nie napawa optymizmem.

– Z drugiej strony, gdybyś napatrzył się na tyle chorób co on i musiał to wszystko przekazywać pacjentom, a później dźwigać ciężar ich rozpaczy… – Zamilkła i przestraszona spojrzała na Igora. – Przepraszam.

– Daj spokój. Nie musisz się ze mną obchodzić jak z jajkiem, jestem dużym chłopcem, wiem, że coś mi dolega i jakie mam perspektywy.

– No niby tak, ale… Czasami lepiej ugryźć się w język, nie każdy jest tak twardy jak ty.

Czy Igor był twardy? Raczej robił dobrą minę do złej gry, do twardziela dużo mu brakowało. Mimo że starał się uśmiechać do chytrego losu, wewnątrz naprawdę mocno przeżywał wszystko, co teraz się z nim działo. To były naprawdę spore zmiany, które spadły na niego z dnia na dzień, a on, nie mając wyboru, musiał się do nich dostosować.

2.

Igor stał nad otwartą torbą podróżną, zastanawiając się, czy na pewno wszystko zabrał. Nie miał tu zbyt wielu rzeczy osobistych, większość z nich zostawił w mieszkaniu u wujka. Rozejrzał się raz jeszcze, sprawdził po raz ostatni szafkę przy łóżku i w końcu zasunął zamek. Wziął głęboki oddech, zarzucił torbę na ramię i ruszył w stronę wyjścia. Nie będzie mu tęskno, liczył, że już tutaj nie wróci. Wiedział, iż graniczyłoby to z cudem, niemniej wychodził z założenia, że do końca trzeba wierzyć w pomyślność, która być może przyjemnie gozaskoczy.

Wyszedł z sali i ruszył w stronę dyżurki pielęgniarek. Miał nadzieję spotkać tam Idę i pożegnać się z nią. Naprawdę ją polubił. Swoimi rozmowami i opowieściami ze szpitalnych korytarzy nieraz umilała mu spędzany tutaj czas, zabijając przytłaczającą nudę i urozmaicając chwile oczekiwania. Rozejrzał się dookoła, ale dziewczyny nigdzie nie było.

– W czymś mogę pomóc? – usłyszał nagle głos innej pielęgniarki.

– W zasadzie… Szukam Idy. Myślałem, że ma dziś dyżur.

– Miała mieć, ale zamieniła się z koleżanką. – Pielęgniarka uśmiechnęła się do niego uprzejmie.

– Rozumiem… A czy mogłaby jej pani przekazać, że dziś dostałem wypis i wyszedłem? Chciałem się sam pożegnać, no ale niestety…

– Oczywiście, przekażę po południu. Czy coś jeszcze jej powiedzieć?

– W zasadzie… Nie, raczej nie. Proszę jej ode mnie podziękować – odparł łagodnie, uśmiechnął się i pożegnawszy pielęgniarkę skinieniem głowy, ruszył w stronę windy.

Kiedy wyszedł na zewnątrz, haust świeżego powietrza zaparł mu dech w piersiach. Przymknął oczy i zwrócił twarz w stronę przebijającego się przez puszyste obłoki słońca. Świergot ptaków docierał gdzieś z oddali, szum ciepłego wiatru dobiegał do uszu, a wokół roztaczał się przyjemny zapach świeżo skoszonej trawy. Przez chwilę Igor poczuł się jak w domu, na wsi, mimo iż był w samym centrum wielkiego stołecznego miasta. Westchnął po chwili, poprawił torbę i ruszył przed siebie.

Kiedy dojechał do antykwariatu wuja, wszedł do sklepu i rozejrzał się dookoła. Dzwoneczek nad drzwiami zabrzęczał, a zapach starych mebli, pomieszany z zapachem farby drukarskiej, odurzył go od progu. To miejsce miało niezaprzeczalnie swoją wyjątkową atmosferę, Igor jednak nie miał pewności, czy to były jego klimaty. Niemniej rozumiał wuja, dla którego sklep był całym życiem.

– W czym mogę… – usłyszał, nim zza jednego ze starych regałów wyłonił się właściciel. – Igor? A co ty tu…

– Dzień dobry. Przepraszam, że tak bez zapowiedzi, ale dostałem rano wypis i mogłem wyjść ze szpitala.

– Wypis? Czy to znaczy, że…

– Nie, nie jestem zdrowy. Po prostu na wynik badania histopatologicznego węzłów chłonnych trzeba czekać około miesiąca, więc nie było sensu, bym leżał przez ten czas w szpitalu.

Wujek zasmucony spuścił wzrok, a okulary, które miał na nosie, lekko się zsunęły.

– Wujku, jeśli to problem, bym został tak długo…

– To żaden problem, mówiłem ci już. – Machnął ręką. – Po prostu przez chwilę miałem nadzieję, że…

– Wiem – przerwał mu Igor i też sposępniał, po czym szybko przykleił na twarz uśmiech i popatrzył znów na wuja. – Przynajmniej nie muszę gnić w tym przygnębiającym szpitalu. Mógłbym ci przez ten czas pomagać tutaj.

– Tak, to… to dobry pomysł – powiedział lekko zaskoczony Michał.

Igor pokiwał głową. Choć tak mógł się zrewanżować za gościnność chrzestnego.

– Więc w czym mogę ci pomóc?

– Najpierw zanieś swoje rzeczy do kantorka. A może chciałbyś pojechać do mieszkania i odpocząć? Nie pomyślałem…

– Odpocząłem w szpitalu. Z chęcią zostanę z tobą do zamknięcia. Daj mi tylko jakąś pracę, bo już zbyt długo nic nie robiłem.

– A pracy ci u mnie w bród. Chodź, pokażę ci. Posegregujesz mi ostatnie dostawy książek. – Wuj ruszył w głąbsklepu.

Kilka kroków dalej wszedł po skrzypiących drewnianych schodkach i stanął przed kartonowymi pudłami, z których książki aż się wysypywały. Obaj wpatrywali się teraz w stosy starych woluminów, jednych mniej, innych bardziej zniszczonych.

– Zbierają się tak od kilku miesięcy, a ja nie mam czasu, by zrobić z nimi porządek. Mimo że bywają dni, kiedy nie pojawia się żaden klient. Po prostu nie mogę się za to zabrać. Wyświadczyłbyś mi ogromną przysługę… – westchnął wujek i spojrzał na Igora.

– Już się do tego zabieram.

– Mam nadzieję, że nie ma przeciwwskazań medycznych? Wiesz, tu może być trochę kurzu…

– Nic mi o tym nie wiadomo. – Igor uśmiechnął się, podwinął rękawy i chwycił dwie pierwsze książki leżące nawierzchu.

Wujek bez słowa wziął jego torbę z rzeczami ze szpitala i oddalił się w stronę kantorka, Igor zaś zabrał się do segregowania książek. Musiał obmyślić jakiś system. Najpierw dzielił egzemplarze według nazwisk autorów, a później każdy z utworzonych stosów postanowił poukładać alfabetycznie z większą dokładnością. Nie łudził się, wiedział, że zajmie mu to kilka dni, był jednak zadowolony, że w końcu będzie mógł zrobić coś pożytecznego zamiast leżeć bezczynnie w łóżku.

– Chodź. Przerwa – usłyszał w pewnym momencie. W ferworze pracy zupełnie stracił rachubę czasu.

Odruchowo spojrzał na zegarek. Naprawdę? Była już czternasta? Zupełnie nie wiedział, kiedy czas tak mu uciekł. Wujek po chwili odwrócił tabliczkę na drzwiach, by napis „Zamknięte” był widoczny dla klientów, po czym otworzył drzwi i wskazał Igorowi wyjście. Chłopak popatrzył na wuja zdziwiony.

– Idziemy na obiad, należy nam się. Poza tym to moja pora posiłków, stali klienci już wiedzą, że mam teraz przerwę.

Igor znów potaknął, po czym posłusznie wyszedł z antykwariatu i podążył we wskazanym przez wujka kierunku.

– Dokąd idziemy? – zapytał po chwili.

– Za rogiem jest stary bar mleczny. Robią tam naprawdę dobre, domowe jedzenie. Od lat się tam stołuję.

No tak, wuj był samotny, pewnie gotowanie też mu nie wychodziło, a przecież musiał się czymś żywić. Sam bar wyglądał jak stołówka szkolna. Kiedy zresztą przekroczyli próg, Igora uderzył zapach kojarzący mu się ze szkolnymi obiadami. Stoły przykryte były ceratami w czerwoną kratę, nawet krzesełka wyglądały jak te, na których Igor siedział przy szkolnych ławkach. Lokal prawie pękał w szwach. Jedyne dwa miejsca, które znaleźli, znajdowały się przy wysokim blacie tuż przy oknie.

– No, synu, na co masz ochotę? Ja stawiam – powiedział wujek, kiedy stanęli przy barze i spojrzeli na tablicę, na której białą kredą wypisane były serwowane potrawy.

Obaj zdecydowali się na tradycyjnego schabowego z zasmażaną kapustą, a do tego oczywiście zamówili kompot. Otrzymawszy numerek, wrócili na swoje miejsca. Igor na chwilę zapatrzył się na ulicę, przy której znajdował się bar. Jak o każdej porze dnia tętniła ona życiem.

– Obiecuję, że oddam ci wszystko…

– Co ty chcesz mi oddawać, chłopaku? – przerwał mu nieco wzburzony wujek.

– Kończą mi się oszczędności i tak jak mówiłem tuż po przyjeździe, będę potrzebował twojej pomocy…

– Z tego co wiem, dziś zacząłeś u mnie pracę. Za normalnym wynagrodzeniem.

– No tak, ale…

– Nie ma żadnego „ale”. Chwilę popracujesz, ja ci zapłacę, a później… To wtedy będziemy myśleć. A teraz… – Usłyszeli, jak barmanka wywołuje numer ich zamówienia. – podejdź po nasz obiad.

Igor zsunął się z wysokiego krzesła, a chwilę później już stawiał na blacie talerze pełne pysznego, pachnącego domem obiadu. Wuj Michał miał rację – jedzenie było pyszne i wbrew pierwszemu wrażeniu wcale nie smakowało jak w szkolnej stołówce.

Igor poczuł w okolicy mostka ukłucie tęsknoty za domem. Nie spodziewał się po sobie takiej wrażliwości. Nigdy wcześniejnie przeżywał rozłąki aż tak. Teraz jednak okoliczności były nieco inne. Nie chciał tak myśleć, ale musiał w końcu wziąć pod uwagę, że być może już więcej nie zobaczy swoich bliskich. Ani Zosi.

– Coś ci wibruje. – Wujek wyrwał go z zamyślenia i podsunął leżący na blacie telefon.

Igor popatrzył na komórkę i się skrzywił. Nikt nie znał tego numeru, podał go jedynie wujowi i oczywiście jako kontakt w szpitalu. Od razu więc pomyślał, że to ktoś stamtąd, szczególnie że ciągu cyfr, który wyświetlił się na ekranie, także nie znał. Serce mocniej mu zabiło, kiedy przyłożył telefon do ucha.

– Tak, słucham?

– Cześć… – odpowiedział mu znajomy, cichy głos.

– Ida. – Igor odetchnął.

– Tak. Przepraszam, że cię niepokoję i przepraszam, że wzięłam bez twojej zgody numer z dokumentów… Mam nadzieję, że tego nie zgłosisz? Koleżanka przekazała mi, że rano cię wypisali. Żałuję, że nie mogliśmy się pożegnać.

– Niczego nie zgłoszę, nie martw się. – Uśmiechnął się pod nosem, słysząc jej zatroskany głos. – Też chciałem się z tobą pożegnać i podziękować.

– Podziękować?

– Za to, że poświęcałaś mi tyle czasu. Dzięki tobie nie nudziłem się aż tak bardzo.

– Robiłam, co mogłam. – Chyba się uśmiechnęła. – Zobaczymy się jeszcze?

– Sądzę, że za jakiś miesiąc na pewno. Lekarz powiedział, że wtedy będą wyniki tej biopsji.

Na chwilę zapanowała między nimi cisza. Usłyszał, jak Ida głośno nabiera powietrza.

– A może miałbyś ochotę na jakieś kino? – zapytała w końcu.

Zaskoczyła go tym pytaniem, po chwili jednak rozluźnił się i odparł:

– Jasne. Powiedz, jak masz dyżury, postaram się jakoś dostosować.

– Świetnie, napiszę ci później, jaki mam grafik na ten tydzień.

– Dobrze.

– W takim razie… jesteśmy w kontakcie, tak?

– Tak.

– To… trzymaj się. I do zobaczenia.

– Do zobaczenia, Ida. Dziękuję, że zadzwoniłaś.

– Nie ma za co. Na razie!

Odłożył telefon i lekko uniósł kąciki ust. Chwilę wpatrywał się w wyświetlacz, aż wujek odchrząknął znacząco.

– Jakaś fajna koleżanka?

– Ida? W zasadzie… Poznaliśmy się w szpitalu, jest tam pielęgniarką, często mnie odwiedzała – odparł.

– I idziecie do kina? Przepraszam, masz dość głośny telefon… – Wujek nieco się zmieszał.

– Tak, zaproponowała, byśmy się zobaczyli. Polubiłem ją, jest naprawdę pozytywną osobą, a takich chyba mi teraz potrzeba.

– No pewnie – podsumował wujek i nie dopowiadając niczego więcej, kontynuował jedzenie.

Igor na chwilę się zamyślił. Traktował Idę jak koleżankę i nie czuł, by z jej strony wyglądało to jakoś inaczej. Nie zastanowił się nad tym wcześniej – ale czy takie wyjście do kina nie było zbyt zobowiązujące? Czy ona mogła sobie coś pomyśleć? Miał nadzieję i wyraźne przeczucie, że też traktowała go jedynie jako kolegę. Nie chciałby, by doszło między nimi do jakichś niedopowiedzeń. Cóż, musiał się po prostupilnować.

Kiedy obaj dokończyli jedzenie, zebrali się i nieśpiesznie ruszyli w stronę antykwariatu. Okolica była naprawdę ciekawa. Stare kamienice mieszały się z popeerelowskimi budynkami, pawilony z lokalnymi sklepami ciągnęły się wzdłuż chodników, momentami można było się poczuć jak podczas podróży w czasie. Nawet sklep wujka wyglądał trochę jak z innejepoki.

– Wujku, jak długo prowadzisz ten antykwariat? – zapytał Igor, gdy tylko przekroczyli próg sklepu.

– Już przeszło dwadzieścia lat…

– Nawet nie wiedziałem.

– A skąd mogłeś wiedzieć? – westchnął wujek.

Igora znów zaczęło kusić, by zapytać, o co pokłócił się z resztą rodziny. Może właśnie o ten sklep?

– Sam go założyłeś? – zapytał podstępnie.

– Sam. Kupiłem lokal za oszczędności, nieco wyremontowałem i otworzyłem. Najpierw były tylko książki, ale kilka lat później dokupiłem lokal obok i otworzyłem jeszcze sklep z antykami. Dopiero niedawno połączyłem oba pomieszczenia – wskazał na starą belkę na suficie, będącą pozostałością po wyburzonej ścianie – i zrobiłem jeden duży sklep. Łatwiej mi tak zapanować nad wszystkim i nie muszę też nikogo zatrudniać. No, z jednym wyjątkiem. – Uśmiechnął się do Igora ledwo zauważalnie.

Chłopak słuchał tej opowieści, utwierdzając się w przekonaniu, że to nie antykwariat był przyczyną konfliktu. Kiedy wujek zamilkł na dobre, nie drążył tematu, tylko wrócił do swojej pracy. Znów zakopał się w stosach książek. Nie zauważył nawet, kiedy chrzestny pojawił się przy nim i obwieścił, że na dziś koniec.

– To co, idziemy?

– Skoro szef każe. – Igor zasalutował.

Zabrał jeszcze z kantorka swój bagaż i podążył za wujkiem. Obaj wsiedli do autobusu na przystanku znajdującym się nieopodal sklepu. Igor pamiętał, że wuj miał samochód, najpewniej jednak szybciej i wygodniej było mu przemieszczać się komunikacją miejską. Nie trzeba było stać w kilometrowych korkach, a później wypatrywać miejsca parkingowego. Wiele osób w stolicy wybierało takie rozwiązanie. Kilkanaście minut później wysiedli niemal pod blokiem, w którymmieszkał wujek Michał. Przeszedłszy przez ulicę, weszli do starej klatki schodowej.

Mieszkanie wujka znajdowało się na starym osiedlu na Pradze. Igor zdążył zauważyć, że sąsiedzi znali się tu bardzo dobrze, bo mijając w drodze z przystanku co najmniej trzech znajomych, chrzestny z każdym z nich zamienił kilka słów. Samo mieszkanie wyglądało bardzo schludnie. Igorowi aż trudno było uwierzyć, że samotny mężczyzna w średnim wieku tak bardzo dba o porządek i estetykę. Widać było, że całkiem niedawno zrobił tu remont i starał się wykończyć swoje lokum tak, by w miarę możliwości nadążało za najnowszymi trendami. Nie dało się jednak ukryć, że słabość wuja do antyków brała górę. W niemal każdym pokoju, a w mieszkaniu było ich aż trzy, stał co najmniej jeden stary mebel przyniesiony ze sklepu. W salonie były to rzeźbiona komoda, stara lampa z fikuśnym abażurem i kredens stojący obok stylowej meblościanki. Trochę się to ze sobą gryzło, niemniej bardzo dobrze wyrażało upodobania wuja Michała. W pokoju, w którym miał teraz rozgościć się Igor, poza rozkładaną sofą, szafą i dużą komodą stał piękny, stary, drewniany fotel uszak, obity zieloną, welurową tkaniną, pikowaną na oparciu. W pokoju wujka Igor zauważył z kolei drewniane, rzeźbione łóżko.

– Masz ochotę na herbatę? – Igor, rozpakowując się, usłyszał dobiegający z głębi mieszkania głos.

– Tak, poproszę – odpowiedział głośno i odłożywszy na chwilę swoje rzeczy, poszedł do kuchni.

Usiadł przy stole, obserwując wujka przygotowującego herbatę i podwieczorek. Nie chciał krzątać się po mieszkaniu, było mu jednak trochę niezręcznie, że wuj mu usługuje.

– Czuj się jak u siebie w domu – powiedział nagle mężczyzna, jakby czytając bratankowi w myślach. – Zaraz ci pokażę, gdzie co się znajduje, i proszę, nie krępuj się. – Postawił przed nim filiżankę z herbatą. – A tu jest klucz dla ciebie. Oczywiście wolałbym, byś wracał do domu o przyzwoitych porach, ale nie mam też zamiaru cię tu wychowywać. Po prostu nie chciałbym się martwić.

– Oczywiście, wujku, nie będę sprawiał ci problemu. I…

– Rozmawialiśmy o tym – wszedł mu w słowo. – Częstuj się.

Postawił na stole talerz z kanapkami, po czym usiadł naprzeciwko Igora. Chłopak posłusznie nałożył sobie na talerzyk dwie kanapki i przeżuwając powoli, zapatrzył się w blat stołu.

– Opowiedz mi coś o sobie – usłyszał nagle głos wuja. – Niewiele o tobie wiem. Skończyłeś jakieś studia? Pracowałeś gdzieś?

Igor przełknął głośno, po czym upił łyk ciepłego naparu i odpowiedział:

– Studiowałem logistykę, a po studiach zatrudniłem się w firmie spedycyjnej. Niestety przez problemy ze zdrowiem musiałem się zwolnić.

– Nie mogłeś wziąć zwolnienia lekarskiego?

– W zasadzie… Kończyła mi się umowa, bo pracowałem tylko na zleceniu. Zwolnienie nie zmieniłoby za bardzo mojej sytuacji, bo i tak nie przedłużyliby mi umowy, gdyby się dowiedzieli, że potrzebuję długiego urlopu. Po prostu zrezygnowałem.

– A jakaś sympatia?

Igor skierował na niego zaskoczony wzrok. Szybko jednak wbił go z powrotem w blat stołu i przez kilka chwil milczał.

– Jeśli nie chcesz, nie musisz o tym opowiadać.

– W zasadzie… Nie ma już o czym mówić.

– Przestraszyła się choroby?

– Nie dowiedziała się o niej. Rozeszliśmy się wcześniej.

Wuj tylko pokiwał głową. Igor nie wiedział, czy zrozumiał, czy też nie, nie miał jednak odwagi, by tłumaczyć, co tak naprawdę się stało. Może Michał się domyślił. Skoro nawet rodzina bratanka nie wiedziała o chorobie, to chyba normalne, że nie powiedział też swojej dziewczynie.

– A masz jakieś hobby? Czym się interesujesz?

Igor zamyślił się na chwilę. Czy był aż tak nudny, że nie potrafił powiedzieć, co go interesowało?

– Czy ja wiem… Lubię sport, piłkę nożną, ale nie jestem jakimś wielkim fanatykiem. Oglądam mecze reprezentacji. A poza tym… Bardzo lubię muzykę, czasem gram też na gitarze. To mnie relaksuje – powiedział, nim przypomniał sobie, że ostatnio, gdy grał, robił to tylko dla Zosi.

– Nie zabrałeś jej ze sobą? – zapytał zaciekawiony wujek.

– Nie wiedziałem, czy będę miał czas i warunki na granie, poza tym… To tylko takie brzdąkanie na ogniskach. – Wzruszył ramionami.

– Ważne, że to lubisz. W życiu nie ma czasu na robienie czegoś, co się nam nie podoba. Trzeba podążać za głosem własnego serca – westchnął wujek i upił łyk kawy.

Igor znów zamyślił się na chwilę. Z jednej strony wuj miał rację, z drugiej… Nie zawsze okoliczności pozwalały na same przyjemności. Już miał coś odpowiedzieć, kiedy telefon zawibrował w kieszeni jego spodni. Spojrzał na wyświetlacz. Ida przesłała swój grafik na ten tydzień. Wyglądało na to, że mogli się spotkać nawet jutro. On i tak nie miał żadnych planów na wieczór. Przeprosił więc wujka, wyszedł do pokoju i zadzwonił do pielęgniarki. Odebrała po kilku sygnałach.

– Cześć. Nie sądziłam, że tak szybko się odezwiesz.

– A na co mam czekać? Wiesz, w mojej sytuacji zwłoka nie jest dobrym pomysłem, bo… Zresztą, sama wiesz. – Uśmiechnął się pod nosem, w sercu jednak czuł smutek. – Spotkamy się jutro?

– Dla mnie idealnie.

– Świetnie, ja też nie mam żadnych planów. Tylko wiesz, nie znam miasta. Musiałabyś wybrać kino. No i seans, bo nie wiem, co lubisz.

– A ty co lubisz?

– Horrory.

– To… Może jakiś thriller? Ja za horrorami nie przepadam, wręcz…

– Boisz się?

– Bywa. – Zaśmiała się.

– No dobrze, wybierz więc, co tobie odpowiada.

– Może być film akcji? Wiesz, taki kompromis…

– Jak najbardziej.

– To powiedz, gdzie mieszkasz. Postaram się wybrać jakieś kino.

– Na Pradze.

– To dość ogólne określenie – powiedziała znów rozbawiona.

– Wybacz, nie znam Warszawy zbyt dobrze. Ale blisko mam park Skaryszewski. Czy to ci mówi więcej?

– Znacznie więcej. Dobrze, w takim razie wybiorę kino, film i dam ci znać. W razie czego mogę podjechać po ciebie, gdybyś nie mógł trafić.

– Nie rób ze mnie aż takiej ciamajdy. Mam jeszcze coś takiego jak GPS w telefonie. Wystarczy, że podasz mi adres kina i dojadę. Komunikacji miejskiej też się nie boję.

– Ja nie… Nie chciałam powiedzieć, że sobie nie poradzisz, po prostu pomyślałam…

– Oj, przecież żartuję! Dam radę. Wprawdzie to ja powinienem podjechać po ciebie… Może podaj mi adres?

– Spokojnie, ja mieszkam niemal na drugim końcu miasta, nie ma sensu, byś jechał najpierw po mnie, bo stracisz ponad godzinę na same dojazdy.

– Na pewno?

– Tak. Nie poczuję się urażona. Poza tym… To tylko wyjście do kina, nie…

Randka, pomyślał Igor. Uśmiechnął się pod nosem, po czym odetchnął z ulgą. Czyli Ida jednak miała takie podejście jak i on. Po prostu się kolegowali, a ponieważ Igor nikogo tu nie znał, Ida postanowiła pomóc mu trochę oswoić się z miastem. Z czystej sympatii.

– Dobrze, daj mi więc znać, o której dokładnie mam być pod kinem.

– Napiszę ci, gdy tylko zarezerwuję miejsca.

– No właśnie. Ja zapraszam, żeby przypadkiem nie przyszło ci do głowy zapłacić.

– Ale…

– Już chciałaś po mnie przyjeżdżać, nie odzieraj mnie z resztek męskości – powiedział, udając oburzenie.

– No dobrze, ty stawiasz.

– I wszystko jasne. Czyli do jutra?

– Tak, do jutra. Dobrego wieczoru, Igor.

– Dziękuję i wzajemnie.