34,90 zł
Od wieków buddyści czerpią nieograniczone pożytki z medytacji. Ale jak ona działa? I dlaczego? Nawet najlepsi współcześni naukowcy przez długi czas nie byli w stanie tego stwierdzić. Aż do teraz.
W swej pionierskiej książce znany na całym świecie nauczyciel buddyjski Yongey Mingyur Rinpoche odkrywa przed nami tajemnice medytacji. Przy współpracy z naukowcami z Waisman Laboratory for Brain Imaging and Behavior, pomaga nam lepiej zrozumieć współczesne badania naukowe, wskazując na to, że systematyczna praktyka medytacji uaktywnia obszary mózgu odpowiedzialne za szczęście i współczucie.
Z zaraźliwą radością i nienasyconą ciekawością Yongey Mingyur łączy zasady buddyzmu tybetańskiego, neuronauki i fizyki kwantowej w sposób, który na zawsze zmieni nasze podejście do ludzkiego doświadczenia. Stosując opisane przez autora podstawowe praktyki buddyjskie, możemy odkryć, jak rozwiązywać codzienne problemy i rozpoznać nieograniczony potencjał własnego umysłu.
Żyj z radością to prawdziwa mądrość. Żywa i przejrzysta. Rinpoche zbudował pomost między naukami Buddy a współczesną neuronauką oraz fizyką. Z łatwością znajduje punkty wspólne w - jak się wydaje na pierwszy rzut oka - tak odległych i skomplikowanych dziedzinach. Dzięki temu podróż, w jaką się udajemy, czytając jego książkę, jest niezwykle barwna i interesująca.
W podejściu Rinpochego czujemy miłość oraz głębokie, intymne wręcz zaangażowanie. Nieustannie powtarza, że doświadczenie nas samych i świata, w jakim żyjemy, stanowi tylko projekcję naszego umysłu. Co więcej - jesteśmy w stanie zmienić własny umysł. Po prostu obserwując wszystko, co się w nim dzieje, możemy sprawić, by neurony w naszym mózgu zmieniły swój sposób funkcjonowania.
Rozwijając w sobie miłość i współczucie oraz przekształcając własne myślenie w niczym nieograniczoną wolność, możemy urzeczywistnić naszą wrodzoną mądrość i przebudzić się do prawdziwego szczęścia.
Koniecznie przeczytaj tę książkę.
Richard Gere, aktor
Ta książka to dar... nie tylko dla tych, którzy poszukują ścieżki, ale także dla biznesmenów, lekarzy, nauczycieli, rodziców... i wszystkich pragnących poprawić jakość życia, nie tylko swojego, ale i innych żyjących w ich otoczeniu. Biorąc tę książkę do ręki, czytelnik otrzymuje wielką życiową szansę. Szansę nie tylko na radość, ale i na spełnienie.
Roshi Reiko - Maria Moneta-Malewska, autorka książki Zen. Zamiatając skały, czesząc mech
To przewodnik, który wskazuje, jak ulepszyć wędrówkę przez życie. A podróż zaczyna się w miejscu, w którym się znajdujemy, stawiając pierwszy krok.
Daniel Goleman, fragment Wstępu
Ta książka stanowi nieocenione źródło wiedzy o nas samych i drogowskaz pokazujący, jak uczynić życie radosnym.
Każdy czytelnik może w niej odkryć coś dla siebie. Praktykujący buddysta usystematyzuje i pogłębi swą wiedzę. Ten, kto chce się dowiedzieć czegoś o buddyzmie, zyska wiele cennych informacji. Wszyscy, którzy po prostu pragną lepiej zrozumieć swoje życie, niezależnie od reprezentowanego światopoglądu, znajdą tu wiele inspirujących wątków.
Lama Rinczen, przewodniczący Rady Polskiej Unii Buddyjskiej pod patronatem Jego Świętobliwości Dalajlamy
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 355
Urzeczywistniony umysł jest Buddą.
– The Wisdom of the Passing Moment Sutra w tłum. z jęz. tybetańskiego na jęz. angielski Elizabeth M. Callahan
Wcale nie jesteśmy tak ograniczeni i bojaźliwi, jak nam się wydaje. Każdy nauczyciel buddyjski, który przeszedł edukację klasztorną, z własnego doświadczenia powie nam, że już teraz jesteśmy sercem współczucia, całkowicie świadomym i zdolnym do osiągnięcia najwspanialszego dobra, nie tylko dla siebie samych, ale także dla każdego i wszystkiego, co można sobie tylko wyobrazić.
Jedyny problem stanowi fakt, że nie zdajemy sobie z tego sprawy. Dzięki rozmowom z europejskimi i północnoamerykańskimi specjalistami zrozumiałem, iż większość z nas myli nawykowy – będący wynikiem neuronowej paplaniny – obraz samych siebie z tym, kim w rzeczywistości jesteśmy. Ten obraz prawie zawsze wyraża się w kategoriach dualistycznych: ja i ty, ból i przyjemność, posiadanie i nieposiadanie, pociąg i wstręt. Od nich zależy nasze przetrwanie.
Niestety, kiedy umysł zabarwiony jest dualistycznym postrzeganiem, każde doświadczenie – nawet chwile radości i szczęścia – jest ograniczone. Zawsze gdzieś w tle czai się ale. Jednym rodzajem ale jest ale różnicy. „Impreza urodzinowa była super, ale zamiast ciasta marchewkowego wolałbym ciasto czekoladowe”.Następnym ale jest ale lepszego. „Uwielbiam mój nowy dom, ale mieszkanie Janka jest większe i ma lepsze oświetlenie”. W końcu jest też ale lęku. „Nie mogę już wytrzymać w pracy, ale jak na tym rynku mam znaleźć inną?”. Doświadczenie nauczyło mnie, że możliwe jest pokonanie każdego poczucia osobistego ograniczenia. W przeciwnym razie najprawdopodobniej nadal siedziałbym w pokoju odosobnieniowym i bałbym się praktykować w grupie. Jako trzynastolatek wiedziałem jedynie, jak pokonać własny strach i niepewność. Dzięki cierpliwości takich ekspertów w dziedzinie psychologii i neuronauki jak Francisco Varela, Richard Davidson, Dan Goleman i Tara Bennett-Goleman zacząłem pojmować, dlaczego praktyki rzeczywiście się sprawdzają: że poczucie ograniczenia, niepokoju czy lęku jest wyłącznie plotkowaniem komórek nerwowych. W gruncie rzeczy są to nawyki. A tych można się oduczyć.
Mówimy „prawdziwa natura”, bo nikt jej nie stworzył.
– CZANDRAKIRTI, Entering the Middle Way w tłum. z jęz. oryginału na jęz. angielski Ariego Goldfielda
Jedna z pierwszych nauk, jakie przyswoiłem sobie jako buddysta, mówiła, że pierwotna natura umysłu jest tak rozległa, iż całkowicie wykracza poza intelektualne zrozumienie. Nie można jej opisać za pomocą słów albo zredukować do jasno określonych pojęć. Dla kogoś takiego jak ja, kto lubi słowa i bardzo odpowiadają mu pojęciowe wyjaśnienia, stanowiło to nie lada problem.
W sanskrycie, języku, w którym pierwotnie zapisane były nauki Buddy, pierwotna natura umysłu to tathagatagarbha, bardzo subtelne i podchwytliwe określenie. Dosłownie oznacza „naturę tych, którzy poszli tą drogą”. „Ci, którzy poszli tą drogą” to ludzie, którzy osiągnęli całkowite oświecenie – innymi słowy ci, których umysły całkowicie przekroczyły zwyczajne, możliwe do opisania za pomocą słów, ograniczenia.
Musicie to zrobić sami, co do tego się zgodzicie, prawda?
Inne, mniej dosłowne, tłumaczenia różnie przedstawiały tathagatagarbhę – jako „naturę Buddy”, „prawdziwą naturę”, „oświeconą esencję”, „zwyczajny umysł”, a nawet „naturalny umysł”. Żadne z nich nie określa dokładnie rzeczywistego znaczenia tego słowa. Żeby naprawdę zrozumieć tathagatagarbhę, musimy jej doświadczyć, co większości z nas przydarza się na początku w formie krótkich, spontanicznych wglądów. Kiedy w końcu doświadczyłem pierwszego z nich, uświadomiłem sobie, iż wszystko, o czym mówiły buddyjskie teksty, jest prawdą.
Nasz naturalny umysł, czyli natura Buddy, zaciemniony jest ograniczonym obrazem własnej osoby, stworzonym przez nawykowe modele neuronowe – które same w sobie są po prostu odzwierciedleniem nieograniczonej zdolności umysłu do tworzenia wszelkich stanów, jakie chce. Naturalny umysł może wytworzyć wszystko, nawet nieznajomość własnej natury. Innymi słowy, nierozpoznawanie naturalnego umysłu jest po prostu przykładem nieograniczonej zdolności umysłu do tworzenia wszystkiego, czego chce. Kiedy odczuwamy lęk, smutek, zazdrość, pożądanie lub jakąkolwiek inną emocję, która przyczynia się do naszego poczucia bezbronności albo słabości, powinniśmy sobie pogratulować. Właśnie doświadczyliśmy nieograniczonej natury umysłu.
Mimo że nie można bezpośrednio jej opisać, nie znaczy to, że powinniśmy zaniechać rozwijania choćby teoretycznego jej zrozumienia. Ograniczone zrozumienie przynajmniej wskazuje drogę ku bezpośredniemu doświadczeniu. Budda zdawał sobie sprawę z tego, że doświadczenia, których nie sposób przekazać słowami, najlepiej jest wyjaśnić za pomocą opowieści i metafor. W jednej z przypowieści przyrównał tathagatagarbhę do bryłki złota pokrytej błotem i brudem.
Wyobraź sobie, że jesteś poszukiwaczem skarbów. Pewnego dnia znajdujesz w ziemi kawałek metalu. Kopiesz głębiej, wyciągasz metal, zabierasz go do domu i zaczynasz czyścić. Na początku jedna z krawędzi bryłki się lekko rozjaśnia i pobłyskuje. Z czasem, kiedy usuwasz nagromadzony brud i błoto, okazuje się, że cały kawałek jest złotem. Pozwólcie, że zadam pytanie: Co jest cenniejsze – kawałek złota zakopany w błocie czy ten, który wyczyściłeś? W rzeczywistości wartość obu jest taka sama. Różnica między brudną a czystą bryłką jest tylko powierzchowna.
To samo można powiedzieć o naturalnym umyśle. Neuronowe plotki, które powstrzymują nas od widzenia umysłu w jego pełni, tak naprawdę nie zmieniają jego pierwotnej natury. Myśli typu: „jestem brzydki”, „jestem głupi” albo „jestem nudny” są jedynie biologicznym błotem, tymczasowo zaciemniającym lśniące właściwości natury Buddy, czyli naturalnego umysłu.
Czasami Budda porównywał naturalny umysł do przestrzeni – niekoniecznie w rozumieniu współczesnej nauki, lecz w bardziej poetyckim sensie, jako głębokie doświadczenie otwartości, którą czujemy, patrząc na bezchmurne niebo lub wchodząc do dużego pokoju. Niczym przestrzeń, naturalny umysł nie jest zależny od wcześniejszych przyczyn ani warunków. Po prostu jest: niezmierzony i nieopisywalny. Jest tłem, na którym się poruszamy i względem którego rozpoznajemy przedmioty naszej percepcji.
W naturalnym umyśle nie ma odrzucenia ani przyjęcia, straty ani zysku.
– TRZECI GJAŁLANG KARMAPA, Song of Karmapa: The Aspiration of the Mahamudra of True Meaning w tłum. z jęz. tybetańskiego na jęz. angielski Erika Pemy Kunsanga
Chciałbym wyraźnie zaznaczyć, że naukowe porównanie naturalnego umysłu z przestrzenią jest raczej pożyteczną metaforą niż dokładnym opisem. Kiedy myślimy o przestrzeni, mamy na myśli puste tło, na którym wszystkie zjawiska pojawiają się i znikają: gwiazdy, planety, komety, meteoryty, czarne dziury i asteroidy – nawet zjawiska, których jeszcze nie odkryto. Jednak mimo całej tej aktywności nasze wyobrażenie o pierwotnej naturze pozostaje niewzruszone. O ile wiemy, przynajmniej przestrzeń nie zaczęła jeszcze narzekać na to, co się dzieje wewnątrz niej samej. Wysłaliśmy tysiące – miliony – informacji w kosmos i nigdy nie otrzymaliśmy żadnej odpowiedzi typu: „Wkurzony jestem, bo właśnie jakaś asteroida uderzyła w moją ulubioną planetę” albo „Super! Oto narodziła się nowa gwiazda!”.
Tak samo istota umysłu pozostaje nietknięta przez nieprzyjemne myśli lub stany, które zwyczajnie można by uznać za bolesne. Jest naturalnie spokojna, niczym umysł małego dziecka przechadzającego się z rodzicami po muzeum. Podczas gdy rodzice są pochłonięci ocenianiem i wycenianiem poszczególnych dzieł sztuki, dziecko jedynie widzi. Nie zastanawia się, ile kosztowałoby to czy tamto dzieło, jak stary jest ten posąg albo czy ten obraz jest lepszy niż tamten. Dziecko w swojej niewinności przyjmuje wszystko, co dostrzega. Ten nieskażony punkt widzenia określamy w buddyzmie mianem „naturalnego spokoju”, stanu podobnego do uczucia zupełnego rozluźnienia, jakiego człowiek doświadcza, kiedy wróci z siłowni albo skończy skomplikowane zadanie.
To doświadczenie zostało zilustrowane w starej przypowieści o królu, który rozkazał budowę nowego pałacu. Gdy pracę ukończono, pojawił się problem przeniesienia w tajemnicy całego bogactwa – złota, posągów i innych przedmiotów – ze starego pałacu do nowego. Nie mógł tego zrobić sam władca, ponieważ zajęty był wykonywaniem królewskich obowiązków. Brakowało jednak ludzi, którym mógłby powierzyć wykonanie zadania bez obawy, że część bogactwa zostanie rozkradziona. Znał jednego oddanego mu generała, co do którego był pewien, że skutecznie wykona polecenie i nikt się o tym nie dowie.
Król zawołał generała do siebie i wyjaśnił, że ponieważ jest jedyną godną zaufania osobą na dworze, powinien wziąć na siebie odpowiedzialność za przeniesienie całego bogactwa ze starego do nowego pałacu. Kluczową częścią zadania, poza utrzymaniem wszystkiego w tajemnicy, było ukończenie całości w jeden dzień. W zamian władca obiecał obdarzyć generała urodzajną ziemią, rezydencjami, złotem i klejnotami – co wystarczyłoby na wygodne życie aż do jego końca. Generał ochoczo przyjął powierzoną mu misję, ucieszony, że za jeden zaledwie dzień pracy otrzyma tyle bogactwa, iż jego dzieciom, wnukom i prawnukom niczego nie będzie brakowało.
Obudził się wcześnie następnego dnia i zabrał się do pracy. Biegał w tę i z powrotem tajemnymi przejściami, obładowany pudłami oraz skrzyniami pełnymi złota i klejnotów, pozwalając sobie tylko na krótką przerwę obiadową, by uzupełnić nadwątlone siły. W końcu udało mu się przenieść ostatnią rzecz do skarbca w nowym pałacu i tuż po zachodzie słońca udał się do króla. Ten pogratulował mu, wręczając tytuł własności urodzajnej ziemi oraz złoto i klejnoty.
Kiedy generał wrócił do domu, wziął gorącą kąpiel, włożył na siebie wygodne szaty i z ulgą rozsiadł się na miękkich poduszkach, wyczerpany, ale zadowolony, że udało się szczęśliwie ukończyć najtrudniejsze z zadań, jakie kiedykolwiek mu powierzono. Będąc całkowicie pewnym siebie, z poczuciem spełnienia, mógł odrzucić wszystkie konwenanse i doświadczać wolności bycia dokładnie takim, jakim był w tej chwili.
Ten doskonale bezwysiłkowy stan rozluźnienia nazywamy naturalnym spokojem.
Podobnie jak w przypadku wielu aspektów naturalnego umysłu, doświadczenie naturalnego spokoju tak dalece wykracza poza zwyczajowe określenie rozluźnienia, że nie można go opisać. Klasyczne teksty buddyjskie porównują to do zaoferowania niemowie cukierka. Niemowa bez wątpienia doświadcza słodkości cukierka, ale nie potrafi jej opisać. Podobnie kiedy rozkoszujemy się naturalnym spokojem umysłu, doświadczamy go naprawdę, ale nie jesteśmy w stanie tego wyrazić za pomocą słów.
Następnym razem, kiedy usiądziecie do posiłku i zapytacie siebie: „Czym jest to, co myśli, że ten pokarm jest smaczny albo niezbyt smaczny? Czym jest to, co zdaje sobie sprawę z jedzenia?”, nie zdziwcie się, jeśli nie będziecie mogli w ogóle odpowiedzieć na to pytanie. Natomiast pogratulujcie sobie. Kiedy nie jesteśmy w stanie nigdy więcej opisać silnego doświadczenia za pomocą słów, to znak, że zrobiliśmy postęp. W końcu zamoczyliśmy palce nóg w królewskim oceanie nieopisanego bezmiaru własnej prawdziwej natury. Postawiliśmy odważny krok, którego wielu ludzi zbyt dobrze czujących się z niezadowoleniem boi się postawić.
Tybetańskie określenie medytacji – gom – dosłownie znaczy „zaznajomić się z”. W buddyjskiej praktyce medytacji w rzeczywistości chodzi o zaznajamianie się z naturą własnego umysłu – jak lepsze poznawanie przyjaciela. W obydwu przypadkach proces ten przebiega stopniowo. Rzadko kiedy zdarza się od razu. Jedyna różnica pomiędzy medytacją a zwyczajnymi relacjami z innymi polega na tym, że owym przyjacielem, którego stopniowo poznajesz, jesteś ty sam.
Gdyby w ziemi pod chatą biedaka ukryte było niewyczerpane bogactwo, człowiek ten nie wiedziałby o tym, a bogactwo nie powiedziałoby mu: „Jestem tutaj!”.
– MAITREJA, The Mahayana Uttaratantra Shastra w tłum. z jęz. oryginału na jęz. angielski Rosemarie Fuchs
Budda często porównywał naturalny umysł do wody, która w swej istocie jest zawsze jasna i czysta. Błoto, osad i inne nieczystości tymczasowo ją zanieczyszczają, ale możemy je przefiltrować i odzyskać naturalną klarowność. Gdyby woda nie była naturalnie czysta, moglibyśmy używać różnych filtrów, a i tak nie zdołalibyśmy jej oczyścić.
Pierwszy krok ku rozpoznaniu właściwości naturalnego umysłu zilustrował Budda w przypowieści o leciwym człowieku, który mieszkał w starej, podniszczonej chałupie. W ścianach i podłodze osadzonych było mnóstwo kamieni szlachetnych, o czym starzec nie wiedział. Mimo że był ich właścicielem, żył jak nędzarz, bo nie zdawał sobie sprawy z ich wartości. Cierpiał na skutek głodu i pragnienia, ostrych mrozów zimy i nieznośnego gorąca lata.
Pewnego dnia przyjaciel spytał:
– Dlaczego żyjesz jak nędzarz? Przecież nie jesteś biedny. Jesteś bogaczem.
– Oszalałeś? – odpowiedział mężczyzna. – Jak możesz mówić takie rzeczy?
– Rozejrzyj się – rzekł przyjaciel. – Twój dom jest pełen klejnotów: szmaragdów, diamentów, szafirów i rubinów.
Na początku mężczyzna nie uwierzył, ale po chwili zaciekawiły go słowa przyjaciela, wyciągnął jeden mały klejnot ze ściany i sprzedał w mieście. Zdziwił się ogromnie, kiedy kupiec dał mu za niego pokaźną sumę. Za pieniądze stary człowiek kupił nowy dom, a za całą resztę klejnotów, jakie udało mu się znaleźć, sprawił sobie nowe ubrania, uzupełnił zapasy jedzenia, zatrudnił służących i zaczął żyć w dostatku.
Pozwólcie, że zadam wam teraz pytanie. Kto jest bogatszy – człowiek żyjący w starym domu, otoczony klejnotami, których wartości nie jest świadomy, czy ktoś, kto zna ich cenę i prowadzi wygodne życie?
Identycznie jak w przykładzie z bryłką złota, odpowiedź brzmi: obydwaj posiadają takie samo bogactwo. Jedyna różnica polega na tym, że nędzarz przez wiele lat nie zdawał sobie sprawy z posiadanych dóbr. Dopiero kiedy sobie to uświadomił, uwolnił się od nędzy i bólu.
Podobnie jest z nami. Tak długo, jak długo nie rozpoznamy naszej prawdziwej natury, cierpimy. Kiedy jednak to nastąpi, uwalniamy się od cierpienia. Bez względu zaś na to, czy rozpoznamy ją, czy nie, jej właściwości pozostają niezmienne. Ale gdy zaczniemy ją w sobie dostrzegać, zmieniamy się, a wraz z nami zmienia się jakość naszego życia. Dzieją się rzeczy, o których nawet nie śniliśmy.
Budda przebywa w twoim własnym ciele…
– The Samputa Tantra w tłum. z jęz. tybetańskiego na jęz. angielski Elizabeth M. Callahan
To, że nie można czegoś określić, nie oznacza, że tego nie ma. Przekonaliśmy się o tym, próbując określić położenie umysłu. Mimo że jest mnóstwo dowodów na umysłową aktywność, żaden z naukowców nie był w stanie potwierdzić istnienia umysłu. Podobnie żaden naukowiec nie potrafił dokładnie zdefiniować natury i właściwości przestrzeni na jej najbardziej podstawowym poziomie. Mimo to wiemy, że posiadamy umysł, i nie możemy zaprzeczyć istnieniu przestrzeni. Umysł i przestrzeń są pojęciami głęboko zakorzenionymi w naszej kulturze. Każdy ma jakieś wyobrażenie na ten temat. Wydają się czymś zwyczajnym.
Jednak pojęcia: „naturalny umysł” i „naturalny spokój” nie są już tak powszechnie znane. Wielu ludzi podchodzi do nich z pewną dozą sceptycyzmu. Trzeba przyznać, że stosując ten tok rozumowania i bezpośrednie doświadczenie, możemy choć trochę poznać naturalny umysł.
Budda nauczał, że jest jedna cecha, oczywista dla każdego, która świadczy o rzeczywistości naturalnego umysłu. Zademonstrował to na przykładzie jednego pytania i odpowiedzi. Pytanie brzmiało: „Co jest dla nas wszystkich najważniejsze?”.
Kiedy zadaję to pytanie podczas publicznych nauk, ludzie różnie odpowiadają. Dla niektórych najważniejsze jest życie, szczęście, unikanie cierpienia albo bycie kochanym. Inni wymieniają spokój, rozwój, jedzenie i oddychanie – niezmienianie niczego i polepszanie jakości życia. Jeszcze inni mówią o harmonii z samym sobą i innymi, o rozumieniu znaczenia życia albo o lęku przed śmiercią. Najbardziej rozśmieszyła mnie odpowiedź: „Ja”.
Wszystkie odpowiedzi są jak najbardziej poprawne. Po prostu przedstawiają różne aspekty ostatecznej odpowiedzi.
Podstawową cechą, która dotyczy wszystkich istot – ludzi i zwierząt – jest pragnienie szczęścia i unikania cierpienia.
Mimo że każdy z nas posługuje się inną strategią, w rzeczywistości wszyscy pracujemy nad uzyskaniem tego samego rezultatu. Nawet mrówki nigdy się nie zatrzymują, choćby na chwilę. Przez cały czas biegają, zbierając pokarm i budując albo powiększając mrowisko. Po co zadają sobie tyle trudu? Żeby odnaleźć szczęście i uniknąć cierpienia.
Budda powiedział, że pragnienie osiągnięcia wiecznego szczęścia i unikania cierpienia jest cechą, która świadczy o obecności naturalnego umysłu. Tak naprawdę jest wiele innych wskaźników, ale wymienianie ich wymagałoby napisania kolejnej książki. Dlaczego więc Budda tak dużą wagę przykładał do tej konkretnej cechy?
Ponieważ prawdziwa natura umysłu wszystkich czujących istot już jest całkowicie wolna od cierpienia i wyposażona w doskonałe szczęście: poszukując szczęścia i unikając cierpienia, bez względu na to, jak się do tego zabierzemy, wszyscy po prostu wyrażamy istotę tego, kim jesteśmy.
Nasza tęsknota za wiecznym szczęściem jest „nieustannym szeptem” naturalnego umysłu. Przypomina o tym, czego w rzeczywistości możemy doświadczać. Budda ukazał to na przykładzie samicy, która opuściła gniazdo. Bez względu na to, jak piękne jest miejsce, do którego pofrunęła, jak wiele nowych i ciekawych rzeczy tam zobaczyła, coś stale ciągnie ją z powrotem do gniazda. Podobnie bez względu na to, jak pochłonięci jesteśmy naszym życiem codziennym, jak wspaniale się czujemy, kiedy się zakochamy, otrzymamy pochwałę albo wymarzoną pracę, czujemy, że ciągnie nas do stanu całkowitego, nieustannego szczęścia.
W pewnym sensie tęsknimy za domem, naszą prawdziwą naturą.
Musimy rozpoznać nasz pierwotny stan.
– TSOKNYI RINPOCZE, Carefree Dignity w tłum. z jęz. tybetańskiego na jęz. angielski Erika Pemy Kunsanga i Marcii Binder Schmidt
Według Buddy pierwotnej natury umysłu możemy bezpośrednio doświadczyć, kiedy pozwolimy umysłowi spocząć samemu w sobie. Jak tego dokonać? Wróćmy do przypowieści o generale, który w ciągu jednego dnia musiał przenieść bogactwo króla ze starego do nowego pałacu. Pamiętacie, jak rozluźniony i zadowolony był, ukończywszy pracę? Kiedy wyszedł z kąpieli i usiadł na poduszkach, jego umysł był całkowicie rozluźniony. Myśli w nim ciągle kipiały, ale pozwalał im pojawiać się i znikać. Nie łapał się ich i nie podążał za nimi.
Prawdopodobnie doświadczyliście podobnego uczucia, kiedy ukończyliście jakieś trudne zadanie, bez względu na to, czy wymagało fizycznego, czy umysłowego wysiłku, jak napisanie raportu albo wykonanie analizy finansowej. Kiedy kończymy pracę, umysł i ciało naturalnie spoczywają w stanie szczęśliwego wyczerpania.
Przeprowadźmy więc krótkie ćwiczenie, które pozwoli naszemu umysłowi spocząć. Nie jest to żadna medytacja. W rzeczywistości to ćwiczenie nie-medytacji – bardzo starej buddyjskiej praktyki. Ojciec powiedział mi, że dzięki niej nie czujemy presji, iż musimy osiągnąć jakiś cel albo doświadczyć konkretnego stanu. W nie-medytacji po prostu obserwujemy wszystko, co się wydarza, nie wtrącając się. Jesteśmy tylko obserwatorami, ciekawymi tego introspektywnego eksperymentu; nie interesują nas jego wyniki.
Oczywiście, kiedy po raz pierwszy się tego uczyłem, byłem dzieckiem, którego myśli ciągle jeszcze zaprzątała chęć osiągnięcia jakiegoś celu. Za każdym razem, gdy siadałem do medytacji, liczyłem na to, że wydarzy się coś cudownego. Musiało minąć trochę czasu, bym zrozumiał, jak najzwyczajniej spoczywać, patrzeć i niczego nie oczekiwać.
Po pierwsze, usiądźcie tak, aby wasz kręgosłup był wyprostowany, a ciało rozluźnione. Pozwólcie, by wasz umysł przez trzy minuty po prostu spoczywał sam w sobie. Zrelaksujcie go tak, jakbyście właśnie ukończyli długie i ciężkie zadanie.
Bez względu na to, co się wydarza – czy pojawiają się myśli albo emocje, czy przeszkadza wam niewygoda, czy jesteście świadomi dźwięków, zapachów lub wasz umysł jest zupełnie pusty – nie przejmujcie się tym. Wszystko to jest częścią doświadczenia, w którym pozwalacie, by umysł spoczął.
A więc teraz po prostu spocznijcie w świadomości wszystkiego, co przepływa przez wasz umysł…
Spoczywajcie w tym stanie…
Po prostu spoczywajcie…
Po trzech minutach spytajcie samych siebie, jakie było to doświadczenie? Nie oceniajcie ani nie starajcie się go wytłumaczyć. Przeanalizujcie po prostu to, co się zdarzyło i jak się czuliście. Może przez chwilę zasmakowaliście spokoju albo otwartości. To dobrze. A może byliście świadomi miliona przeróżnych myśli, uczuć i odczuć. Też dobrze. Dlaczego? Bo i tak, i tak doświadczyliście bezpośredniego wglądu we własny umysł, gdy ten wykonywał swe naturalne funkcje, tak długo jak utrzymaliście przynajmniej czystą świadomość tego, o czym myślicie albo co czujecie.
Pozwólcie, że zdradzę wam pewną tajemnicę. Bez względu na to, czego doświadczamy, bycie świadomym tego, co się dzieje w naszym umyśle, jest medytacją,doświadczaniem naturalnego umysłu.
Jedyną różnicą między medytacją a zwyczajnym, codziennym procesem myślenia, czucia i odczuwania wrażeń jest zastosowanie prostej, czystej świadomości, która pojawia się, kiedy pozwolimy, by nasz umysł spoczął w sobie – bez uganiania się za myślami, nierozproszony uczuciami ani wrażeniami.
Dużo czasu mi zabrało, żebym zdał sobie sprawę z tego, jak łatwa jest medytacja. Rzadko kiedy ją doceniałem, ponieważ wydawała się zbyt zwyczajna i zbyt bliska moim codziennym nawykom percepcji. Podobnie jak wielu ludzi, których spotykam, jeżdżąc po świecie i nauczając, myślałem, że naturalny umysł to coś innego, a nawet lepszego od tego, czego już doświadczałem.
Oceniałem własne doświadczenie podobnie jak wy. Byłem przekonany, że gniew, niepokój, lęk i tym podobne uczucia, które przychodzą i odchodzą w ciągu dnia, są złe albo przynoszą efekt przeciwny od zamierzonego lub są co najmniej niezgodne z naturalnym spokojem! Nauki Buddy – oraz lekcja płynąca z ćwiczenia w nie-medytacji – mówią, że jeśli rozluźnimy się i cofniemy w umyśle o krok, zorientujemy się, iż wszystkie myśli po prostu pojawiają się i znikają na tle nieograniczonego umysłu, który – niczym przestrzeń – pozostaje z gruntu nieporuszony.
W rzeczywistości doświadczanie naturalnego spokoju jest łatwiejsze niż picie wody. Napicie się wody wymaga wysiłku. Musimy sięgnąć po szklankę, przystawić ją do ust, przechylić, żeby woda spłynęła, przełknąć płyn i odstawić szklankę. Aby doświadczyć naturalnego spokoju, nie potrzeba aż tyle wysiłku. Musimy jedynie pozwolić, by nasz umysł spoczął w swej naturalnej otwartości. Nie potrzeba żadnej szczególnej koncentracji ani trudu.
A jeśli z jakiegoś powodu nie jesteście w stanie sprawić, by wasz umysł spoczął sam w sobie, po prostu obserwujcie wszystkie myśli, uczucia i wrażenia, które się w nim pojawiają, trwają przez moment, po czym znikają, i przyznajcie: „Aha, to właśnie dzieje się teraz w moim umyśle”.
Bez względu na to, kim jesteście i co robicie, istotne jest, abyście uznali swoje doświadczenie za coś zwyczajnego, za naturalny wyraz waszego prawdziwego umysłu. Jeśli zaprzestaniecie blokować to, co się rozgrywa w umyśle, i będziecie po prostu obserwatorami, w końcu odczujecie ogromne rozluźnienie, rozległe poczucie otwartości – które tak naprawdę jest waszym naturalnym umysłem, z gruntu nieporuszonym tłem, na którym pojawiają się i z którego znikają różne myśli. W tym samym czasie uaktywnicie nowe połączenia neuronowe, dzięki którym z czasem będziecie mogli lepiej tolerować potok myśli, cały czas przepływający rwącą kaskadą przez wasz umysł. Jeśli pojawią się jakieś przeszkadzające myśli, będą jak katalizator, który stymuluje waszą świadomość naturalnego spokoju, który je otacza i przenika, podobnie jak przestrzeń otacza i przenika każdą cząsteczkę zjawiskowego świata.
Czas zakończyć ogólne wprowadzenie do umysłu i zająć się jego bardziej szczegółową analizą. Możecie się zastanawiać, dlaczego trzeba wiedzieć coś więcej o naturalnym umyśle. Czy nie wystarczy ogólne rozumienie? Czy nie moglibyśmy już przejść do praktyki?
Pomyślcie o tym w ten sposób: Gdybyście jechali nocą samochodem, czy nie czulibyście się lepiej, mając mapę? Bez niej i bez drogowskazów moglibyście się zgubić. Moglibyście zabłądzić, skręcając nie w tę drogę, co trzeba, tym samym niepotrzebnie przedłużając i komplikując podróż. Moglibyście jeździć w kółko. Oczywiście w końcu dojechalibyście tam, gdzie chcieliście – ale podróż byłaby o wiele łatwiejsza, gdybyście wiedzieli, dokąd jechać. Potraktujcie więc dwa kolejne rozdziały jako mapę, zestaw wskazówek i drogowskazów, które pomogą wam szybciej dostać się do wyznaczonego miejsca.