Album rodzinny. Wiersze i fotografie - Tomasz Jastrun - ebook

Album rodzinny. Wiersze i fotografie ebook

Tomasz Jastrun

3,8

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Wychowałem się w domu poetów. Zarówno mama, jak i ojciec pisali wiersze. Skrzypienie wiecznego pióra i stukot maszyn do pisania stały się muzyką mojego dzieciństwa. Ojciec, Mieczysław Jastrun, był w XX wieku bardzo cenionym pisarzem, przede wszystkim poetą, ale też eseistą i tłumaczem, historykiem literatury, autorem słynnej biografii Adama Mickiewicza. Mama, Mieczysława Buczkówna, pisała wiersze, ale też książki dla dzieci, napisała ich wiele. Uważała się jednak przede wszystkim za poetkę. Czy byłem więc skazany na poezję?

Tomasz Jastrun, ceniony poeta, felietonista i prozaik, oddaje w ręce czytelników najbardziej osobiste dzieło – historię swojej rodziny opowiedzianą wierszami. Wierszami, które pisał jego ojciec Mieczysław oraz jego matka Mieczysława, ale także on sam. Wierszami osobistymi, które przedstawiają nam dzieje rodziny zaplątanej w polską historię, ale i „poezję” życia.

Książka wzbogacona jest o fotografie, na których można zobaczyć rodzinę Jastrunów także w towarzystwie wybitnych przyjaciół, m.in. Wisławy Szymborskiej czy Sławomira Mrożka.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 54

Oceny
3,8 (10 ocen)
3
4
2
0
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Sengatime

Dobrze spędzony czas

Wiersze trójki bohaterów, Mieczysława i Tomasza Jastruna oraz Mieczysławy Buczkówny-Jastrun, przeplatane zdjęciami. Wszystko bardzo przemyślnie ułożone tworząc spójną historię.
00
ad-78

Nie oderwiesz się od lektury

Fantastyczne, przepiękne wiersze autora i jego rodziców.
00
Jaryba

Dobrze spędzony czas

Poetycka rodzina, a każdy ma inne, choć jednocześnie podobne problemy. Nostalgiczne to bardzo.Piękne zdjęcia. Bardzo ciekawe, bo widzimy ojca, matkę i syna, którzy wzajemnie o sobie piszą. Bardzo dobrze widać przekrój czasów i pokoleń. W niektórych miejscach znalazłam nawet siebie.
00

Popularność




WSTĘP

Wycho­wa­łem się w domu poetów. Zarówno mama, jak i ojciec pisali wier­sze. Skrzyp wiecz­nego pióra i stu­kot maszyn do pisa­nia stały się muzyką mojego dzie­ciń­stwa. Ojciec, Mie­czy­sław Jastrun (1903–1983), był w XX wieku bar­dzo cenio­nym pisa­rzem, przede wszyst­kim poetą, ale też ese­istą i tłu­ma­czem, histo­ry­kiem lite­ra­tury, auto­rem słyn­nej bio­gra­fii Adama Mic­kie­wi­cza. Mama, Mie­czy­sława Bucz­kówna (1924–2015), pisała wier­sze, ale też książki dla dzieci, napi­sała ich wiele. Uwa­żała się jed­nak przede wszyst­kim za poetkę. Czy byłem więc ska­zany na poezję? Pierw­szy swój wiersz „stwo­rzy­łem”, będąc małym dziec­kiem, gdy zapy­ta­łem rodzi­ców: „Dla­czego jabłko ma tylko głowę?”, co oni pospiesz­nie zapi­sali. Dzieci, jak wia­domo, są świet­nymi poetami, zanim nie zaczną się uczyć i doro­śleć, wtedy ich wyobraź­nia sty­gnie, a zdzi­wie­nie świa­tem, które jest u źró­deł poezji, wysy­cha. Ojciec zda­wał się cały zro­biony z poezji. Miał świetną pamięć do wier­szy, znał ich tysiące, miał w gło­wie całą poezję pol­ską, ale też fran­cu­ską, nie­miecką i rosyj­ską, znał łacinę i grekę. Słynne są jego prze­kłady poezji Ril­kego, Hölderlina, także Bau­de­la­ire’a i Pusz­kina, i wielu innych twór­ców. Był poetą do szpiku kości, sam mówił, że poezja i two­rze­nie wier­szy są dla niego jak modli­twa. Zamknięty w swoim małym gabi­ne­cie, który wyda­wał mi się wielki, gdy byłem dziec­kiem, pisząc, nucił wier­sze, jakby się modlił. Ode­rwany od mate­rial­nego świata, był z tym świa­tem na bakier. Ta sfera spo­czy­wała zatem na bar­kach mamy, która musiała być bar­dziej od niego prak­tyczna. Było to dla niej bar­dzo męczące. Ja w mło­do­ści nie wyka­zy­wa­łem się żad­nymi talen­tami, mia­łem i mam do dzi­siaj słabą pamięć i zapewne jakąś formę dys­lek­sji. W szkole i potem na stu­diach polo­ni­stycz­nych nie mia­łem się więc dobrze, a posze­dłem na polo­ni­stykę tro­chę z braku lep­szego pomy­słu. Zade­biu­to­wa­łem wier­szami jesz­cze na stu­diach, w piśmie „Nowy Wyraz” w 1973 roku. Wtedy mój nie­spieszny pociąg wje­chał na tor poezji. Jadę nim do dzi­siaj. Czy wzią­łem coś z poetyki rodzi­ców? Po ojcu może pesy­mizm i pasję spo­łeczną, ale też grozę prze­mi­ja­nia. Po mamie pew­nie deli­kat­ność w liry­kach. Na pewno jed­nak jestem poetyc­kim bytem osob­nym. Znacz­nie mniej niż ojciec zanu­rzo­nym w kul­tu­rze, bliż­szym za to „mięsa życia”, dla­tego też piszę prozę i felie­tony. Bywa­łem repor­te­rem i jestem felie­to­ni­stą, gram więc na wielu instru­men­tach i nie zawsze to są for­te­piany.

Wybie­ra­łem do Albumu wier­sze pod kątem rodzin­nym, te ilu­stru­jące zda­rze­nia naszego życia. Poezja taka bywa, ale nie musi taka być.

Wier­sze sta­ra­łem się ukła­dać blo­kami tema­tycz­nymi. Są tu więc utwory odda­jące grozę wyda­rzeń histo­rycz­nych: rodzice prze­żyli oku­pa­cję, ja tylko kon­spi­ra­cję lat. 70. i 80. Byłem zwią­zany z opo­zy­cją demo­kra­tyczną, prze­ży­łem stan wojenny, kiedy musia­łem się ukry­wać, i trudne lata po nim. Moje wier­sze dru­ko­wane w pod­ziem­nych wydaw­nic­twach były popu­larne, czas jed­nak odarł je z daw­nych emo­cji i rzadko je teraz wzna­wiam. Ojciec grozę wojny i oku­pa­cji zamknął w tomie Godzina strze­żona (rok 1944), wyda­nym w pod­zie­miu, a roz­li­czył się ze sta­li­ni­zmem w Gorą­cym popiele (rok 1956). Poda­łem do druku jego wiersz List Anny Żywioł, pisany w cza­sach sta­li­now­skich. Za poli­tykę kul­tu­ralną i za bez­pie­czeń­stwo (zna­mienne połą­cze­nie) odpo­wia­dał wtedy Jakub Ber­man. Miał ogromną wła­dzę. Jego córka wspo­mina: „Ojciec był uszczę­śli­wiony, gdy Jastrun napi­sał w wier­szu: »Ja, Anna Żywioł, nie umia­łam czy­tać, nie umia­łam pisać«. I ojciec mi to poka­zał, i powie­dział: »Nie mógł mi spra­wić więk­szej rado­ści«. To było speł­nie­nie jego marzeń o nowej lite­ra­tu­rze”. Mój ojciec napi­sał sto­sun­kowo nie­wiele wier­szy w sty­li­styce socre­ali­stycz­nej, ale wsty­dził się ich do końca życia, dla­tego tego wier­sza ni­gdy nie zamiesz­czał w wybo­rach swej poezji. Wydał mi się jed­nak ten utwór cie­ka­wym świa­dec­twem czasu, a zara­zem wier­szem mimo wszystko arty­stycz­nie uda­nym.

Są w Albu­mie liczne liryki, wier­sze o dzie­ciach, w końcu wier­sze meta­fi­zyczne, poże­gna­nia bli­skich. Jak przy­stało na album rodzinny, w poezję zostały „wkle­jone” foto­gra­fie z moimi komen­ta­rzami. Nie­które zdję­cia kore­spon­dują z poezją, inne nie­ko­niecz­nie, ale są czę­ścią rodzin­nej auto­bio­gra­fii i zdają się inte­re­su­jące same w sobie. Stąd np. moje foto­gra­fie z Szym­bor­ską i z Mroż­kiem.

Nie­które wier­sze aż pro­szą się o przy­pis, choćby wiersz mamy Okno. Oto jego frag­ment:

I ta biała aka­cja

Co jak wyrzut sumie­nia

Kwit­nie

Przy ruinie w któ­rej się gnież­dżą

Ludzie z dziećmi kozą i koniem

I ten komin kre­ma­to­rium

Insty­tutu Szcze­pio­nek

Któ­rym wyfru­wają psy i koty

(Ofiary inkwi­zy­cji nauki)

To dokładny opis widoku z okien naszego war­szaw­skiego domu na Iwic­kiej, we wcze­snych latach 50., kiedy stał jesz­cze wśród ruin. Ten nie­zwy­kły budy­nek, gdzie miesz­kali lite­raci, opi­sa­łem w książce Dom pisa­rzy w cza­sach zarazy. A Insty­tut szcze­pio­nek z wier­sza mamy wystę­puje w wier­szu ojca Epoka jako „szpi­tal waria­tów”. Wiersz ojca Cyja­nek odnosi się do kon­kret­nej sytu­acji. Ojciec pod­czas wojny był w nie­for­mal­nym związku z Kry­styną Bil­ską, która rato­wała mu nie raz życie w cza­sie oku­pa­cji. Histo­ria z cyjan­kiem jest praw­dziwa. Po woj­nie ojciec opu­ścił part­nerkę dla mojej mamy, mło­dej stu­dentki polo­ni­styki. Miał z tego powodu do końca życia wiel­kie wyrzuty sumie­nia. Nie chcia­łem jed­nak w ten spo­sób komen­to­wać innych wier­szy, by nie zabu­rzać ich poetyc­kiej mate­rii. Wier­sze lubią świe­cić tylko swoim świa­tłem, a nie­do­po­wie­dze­nie bywa siłą poezji.

Mówi się, że foto­gra­fie i wier­sze uwiecz­niają ludzi i zda­rze­nia. Taka wiecz­ność trwa jed­nak zwy­kle tylko chwilę, ta książka pró­buje ją nieco wydłu­żyć. Moi rodzice jako poeci zostali zapo­mniani, czas jest bez­względny także dla sztuki. Zasy­puje ją śnie­giem i pia­skiem, nie­któ­rych twór­ców trak­tuje łagod­niej, dla innych nie ma lito­ści.

Chcia­łem, żeby te wier­sze i foto­gra­fie były świa­dec­twem histo­rii, tej dużej i małej, rodzin­nej. I aby roz­ma­wiały nie tylko ze sobą, ale też z czy­tel­ni­kiem.

Tomasz Jastrun

Mieczysław Jastrun

Ojciec przed wojną uczył w szkole pol­skiego. Nie zno­sił tej pracy, szcze­gól­nie spraw­dza­nia wypra­co­wań, ale ucznio­wie go kochali, bo wie­dzieli, że on kocha pol­ską lite­ra­turę. Data na tablicy daje temu zdję­ciu walor meta­fi­zyczny.

Zdarzenie z dzieciństwa

Jak stary obraz olejny

Z domu dzie­ciń­stwa pamię­tam

W świe­tle wspo­mnie­nia chwiej­nym

Wesele u Adwenta.

Bia­łym obru­sem nakryty stół,

Wino­grona, muzyka.

Wśród brzęku szkla­nych psz­czół

Piłem wino z wiel­kiego kie­li­cha.

Jak uczta na obra­zie Vero­nese’a

Pełna błę­kitu i dzie­się­ciu czer­wieni

W pamięci mojej jesz­cze się mieni

Ta chwila wskrze­szona we łzach.

I nic to, że szkar­łat zbladł,

Że sczer­niały barwy zie­lone,

Że jak księ­życ odwró­cił się tam­ten świat

I uka­zał drugą, ciemną, nie­zna­jomą stronę.

Wcze­sne lata 30. Zako­pane, zdję­cie z misiem. I nad Mor­skim Okiem, ojciec z laseczką, Kry­styna Bil­ska, part­nerka ojca, po lewej stro­nie jej sio­stra Irena. Ojciec, i nie tylko on, nawet na gór­skich wyciecz­kach zawsze w kra­wa­cie, podej­rze­wam, że wtedy nawet wspi­nano się w kra­wa­tach.

Koło

Od koła uczyć się uczuć nie­stru­dzo­nego powrotu

W nie­po­wrot­nych obro­tach szprych,

I śnić ujrzany kie­dyś w prze­jeź­dzie czer­wiec złoty,

Co za psów szcze­ka­niem długo cichł.

Opada groza prze­strzeni. Toczą się w miej­scu koła.

Oracz idzie za płu­giem stu lat.

Na wra­ca­ją­cych z orki, zło­co­nych zacho­dem wołach

Ciem­nej góry pod­nosi się garb.

Wszę­dzie w gotowe kon­tury wcho­dzą barwy, odde­chy i głosy,

Śmierć opusz­cza je cie­niem, jak ktoś,

Kto przy­sta­nął w poło­wie kurzem okry­tej szosy,

Aby spraw­dzić koła czarną oś.

Idylla, ojciec ze swoją part­nerką Kry­styną Bil­ską i z jej sio­strą Ireną. To był jakiś trój­kąt, może nie ero­tyczny, ale uczu­ciowy na pewno, nawet miesz­kali razem.

Pogranicze

Walił śnieg. Zapa­dał w zaspy las.

Dopa­lała się żółta grom­nica.

Wątły pło­mień chwiał się jak ślaz

W nie­do­mknię­tych zmierz­chu okien­ni­cach.

Był zagaj­nik. Zwi­sał biały puch.

Ciemny wicher tarł plecy o ścianę.

Nawo­ły­wał bawoli róg

Szare sosny w polu roz­bie­gane.

Prze­myt­nicy lazu­rów przez noc

Bie­gli, szep­tem roz­dzie­rali cie­nie,

Każ­dym kro­kiem wyzy­wa­jąc los,

Dyna­mi­tem, pło­nęli marze­niem.

W pogra­ni­czu zbrod­ni­czym dwóch mocarstw

Jak obe­lisk, gra­niczny słup –

Straż­nik z lufą ościen­nej nocy

Dyszał w mroku czy­ha­jąc na łup.

Jesz­cze echo dymiło u szczytu,

Kiedy liżąc skrwa­wioną łapę,

Świat prze­my­cał gałązkę błę­kitu,

Prze­my­ka­jąc jak duch przed odwa­chem.

Żydzi

Tu także jak w Jeru­za­lem

Jest posępny mur pła­czu.

Ci, któ­rzy pod nim stali,

Już go nie zoba­czą.

Pusta noc, pusty dom, głu­chy gmach.

Stąd ich wywle­czono.

Została ciem­ność – i strach.

I wnę­trza – śmierci łono.

Domy w kamien­nym pocho­dzie

Pod nie­ubła­ga­nym nie­bem –

Jak gdyby szły za pogrze­bem

Tysięcy rodzin.

Nie rzu­cił nikt dobrej ziemi

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki