Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Życie siedemnastoletniej Antoniny kręci się wokół nauki. Wymagający rodzice oczekują, że dziewczyna dostanie się na medycynę. Tylko że przejęcie ich prywatnej kliniki to wcale nie jest szczyt marzeń Tośki.
Ona chciałaby w końcu się zakochać. Za namową przyjaciółki instaluje aplikację randkową Time2Love. Wkrótce dostaje wiadomość od 01greenapple01. Pod tym nickiem kryje się Patryk. Nastolatka świetnie się z nim dogaduje.
Pewnego dnia dziewczyna zostawia w autobusie zeszyt. Oddaje jej go obłędnie przystojny Wiktor Markos – aktor grający w jej ulubionym serialu. Kiedy proponuje jej spotkanie, Tosia nie może uwierzyć w swoje szczęście. Chłopak stawia tylko jeden warunek: ich randki muszą być utrzymane w tajemnicy.
Kto zdobędzie serce dziewczyny: tajemniczy nieznajomy z apki czy crash wielu nastolatek?
#pierwszamiłość #girlpower #spełniajmarzenia
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 313
DLA DZIEWCZYNY TAKIEJ JAK TY.
BYŚ UWIERZYŁA,ŻE MARZENIA NAPRAWDĘSIĘ SPEŁNIAJĄ –TYLKO CZASEM TRZEBAO NIE ZAWALCZYĆ.
– Antonina! To już przesada! Ile można?! – Mama, stając pomiędzy mną a telewizorem, wsparła dłonie na wąskich biodrach, co w połączeniu z jej wkurzoną miną raczej nie wróżyło niczego dobrego. – Tylko seriale ci w głowie. A szkoła? Przypominam ci, że jest środek tygodnia!
– O... Cześć, mamo – palnęłam i skrzywiłam się, próbując unieść się na łokciach.
Od leżenia na dywanie pośrodku salonu zesztywniało mi całe ciało. Ale jak miałabym nie skorzystać z okazji i nie poleniuchować, skoro rodzice wzięli nadgodziny? Mogłam obejrzeć zaległy odcinekStarshine i nigdy by się nie dowiedzieli. Oczywiście, gdyby mama nie przyłapała mnie na gorącym uczynku.
– Pozwól mi chociaż obejrzeć do końca – skomlałam, widząc, że mama już wyciąga rękę po pilota. – To scena, w której...
– Jestem przekonana, że towyjątkowo ważna scena, jak zawsze zresztą – prychnęła lekceważąco moja rodzicielka i z pełną premedytacją wyłączyła telewizor. No i mój wolny wieczór diabli wzięli. – Zadam ci tylko jedno pytanie: lekcje odrobione? Zrobiłaś zadania na korki z chemii?
Wiedziałam, że tej bitwy nie wygram. Gdy mama wchodziła na grząski grunt, jakim był temat szkoły i innych ściśle powiązanych z nią obowiązków, byłam z góry skazana na porażkę. Ale błagam, żebym nie mogła mieć chwili oddechu?Starshine to był mój jedyny przerywnik w ciągu całego tygodnia szkolnej harówki. Poza tym wszyscy oglądali ten kultowy serial. To był gatunkowy miks, w którym każdy znajdzie coś dla siebie. Nie żebym ślepo podążała za tym, co było obecnie modne albo na czasie, jednak ten serial miał naprawdę dobry scenariusz. Były w nim tajemnice, zagadki, elementy thrillera, no i oczywiście trójkąt miłosny! Od romantycznych relacji pomiędzy głównymi bohaterami aż czerwieniły mi się policzki.
Wiele razy namawiałam mamę, by obejrzała ze mną chociaż jeden odcinek, a sama się przekona, jednak ona była nieugięta. Żeby choć odrobinę mi odpuściła, ale nie. I co zamiast tego? Odwieczne pytanie o lekcje.
– Jak tylko skończy się odcinek, od razu usiądę do książek. No, proszę, mamo. Zostało mi raptem dwadzieścia minut – smęciłam, próbując ją jakoś ubłagać.
Ale nawet użycie przymilnego tonu czy maślanych oczek, co świadczyło o mojej absolutnej desperacji, na nic się zdało. Moja mama była niczym Terminator. Człowiek ze stali, absolutnie pozbawiony emocji robot.
– Nie. Ma. Mowy – wycedziła, splatając ręce na piersi. – O ile mnie pamięć nie myli, jutro masz sprawdzian. Z biologii. Chcesz, żeby twoje oceny spadły?
– Moje oceny zostaw w spokoju – wymamrotałam pod nosem, podnosząc się na nogi. Im szybciej ewakuuję się ze strefy zagrożenia, tym lepiej. – Są... dobre!
Tyle że mama nie zamierzała odpuścić. Ruszyła za mną z zaciekłą miną, stukając obcasami na wyłożonym płytkami korytarzu. Zawsze musiała mieć ostatnie słowo, nieważne, czy był to spór z lekarzami na jej oddziale, czy pyskówka z niepokorną nastoletnią córką.
– Ale nie bardzo dobre. Musisz o tym myśleć, jeśli chcesz iść na dobre studia. A ty co robisz? W głowie ci tylko jakieś bzdurne seriale. Masz już prawie siedemnaście lat i najwyższy czas dorosnąć, Antonino! Życie składa się nie tylko z przyjemności, lecz także z obowiązków, które...
– ...należy sumiennie spełniać. Tak, tak, mamo, masz rację, jak zawsze – przytaknęłam, ale bardziej dla świętego spokoju niż z przekonania, po czym dodałam: – W sumie to szkoda, że życie nie jest serialem. Wszystko byłoby wtedy prostsze.
– Antonina! – upomniała mnie mama, a od jej srogiego tonu aż zjeżyły mi się włosy na karku.
– Nieważne – mruknęłam, przewracając oczami, i weszłam do swojego pokoju.
Słyszałam, jak fuka rozzłoszczona, jednak nie miałam zamiaru odpowiadać. Oparłam się o drzwi, zastanawiając się, dlaczego moje życie jest tak skomplikowane. Dlaczego moi rodzice tak cisnęli, żebym wkuwała wszystkie regułki i przynosiła do domu same dobre oceny? Odkąd pamiętam, ciągle słyszałam tę ich mantrę: „Oby Antonina poszła w nasze ślady i została lekarzem. Najlepiej chirurgiem!”. I tak, już w podstawówce brałam udział w niemal każdej olimpiadzie szkolnej, nieważne, czy to biologicznej, matematycznej, czy fizycznej. Musiałam zdobywać dyplomy, nagrody albo przynajmniej wyróżnienia. Bo liczą się punkty, liczy się szkoła będąca w pierwszej trójce najlepszych liceów w mieście i to, że w przyszłości, tak jak moi rodzice, zostanę lekarzem i przejmę po nich ich prywatną klinikę.
Jedyny mały, mikroskopijny, maluśki problem tkwił w tym, że... w ogóle mnie to nie interesowało. Chciałam być właśnie tąnormalną nastolatką, marnującą czas na oglądanie seriali na Netfliksie albo scrollowanie TikToka czy włóczącą się po mieście z przyjaciółmi. Nastolatką, która ma paczkę znajomych, chłopaka i żyje spontanicznie, a nie pod dyktando. A postępując zgodnie z oczekiwaniami rodziców, co właściwie miałam? Mój plan dnia wypełniała szkoła, prawie każdego popołudnia miałam albo korki, albo zajęcia przygotowawcze, a na koniec jeszcze czekała mnie nauka do późnej nocy. Może dlatego mój wzrok już był na tyle słaby, że zamiast okularów musiałam nosić denka od butelek. Chociaż coraz częściej zakładałam soczewki i muszę przyznać, że jest mi w nich całkiem dobrze. Przynajmniej nie wyglądam jak rasowy kujon. Frajerka, która nie widzi nic poza książkami.
Przeszłam przez pokój, w którym panował idealny porządek. Nie chciałam, aby podczas kontroli rodzicielskiej albo pobytu mojej korepetytorki ktoś potknął się o porozrzucane na podłodze ciuchy. Usiadłam przy biurku i sięgając po książkę, zerknęłam smętnie na wiszący nad łóżkiem plakat. To była jedyna rzecz w tym pomieszczeniu całkowicie moja.
Wizerunek mojego crusha.
Zdjęcie Wiktora Markosa.
Człowieka, który nie wiedział o moim istnieniu ani o tym, jaką batalię musiałam stoczyć z mamą, by plakat tu zawisł (bo przecież nic nie mogło mnie rozpraszać w trakcie nauki, nawet aktor w wersji 2D).
Podziwiałam go i wzdychałam do niego po kryjomu. Był niewiele starszy ode mnie. Miał dwadzieścia lat, a już należał do najbardziej rozpoznawanych i rozchwytywanych aktorów młodego pokolenia. Jako dziecko zyskał sławę, grając epizodyczne role w filmach i serialach, ale największą popularność zdobył w ubiegłym roku dzięki Starshine, gdzie wcielił się w charyzmatycznego licealistę Patryka. Wysoki, przystojny, z burzą ciemnych loków i niespotykanie jasnymi, niebieskimi oczami. I o ciepłym, rozbrajającym, szerokim uśmiechu, którym potrafił zarazić nawet swojego wiecznie skwaszonego serialowego kumpla – Olka. Postać Patryka budziła sympatię, więc nic dziwnego, że Wiktor Markos miał całkiem pokaźny fanklub. I oczywiście, jak każda fanka, fantazjowałam, że poza planem zdjęciowym jest równie czarujący i troskliwy.
To nie tak, że od zawsze miałam kręćka na jego punkcie – kojarzyłam Markosa z jakichś seriali czy reklam i nigdy tak naprawdę nie śledziłam jego sociali ani nie oglądałam namiętnie każdego filmu z jego udziałem. To zmieniło się kilka miesięcy temu, gdy przypadkowo usłyszałam, jak koleżanki z klasy zachwycają się serialem, który zdobywa szczyty popularności. I jakby tego było mało – niektóre sceny były kręcone w naszym mieście. Kiedy miałam trochę wolnego czasu, z ciekawości obejrzałam ich urywki na YouTubie i TikToku i wówczas... przepadłam z kretesem.
Mówię śmiertelnie poważnie – byłam stracona dla świata.
To było jak miłość od pierwszego wejrzenia (nie żebym miała jakiekolwiek doświadczenie, ale chyba właśnie tak to musiało wyglądać). Zauroczył mnie ten przystojny ciemnowłosy aktor o niespotykanych jasnych oczach i chłopięcym uśmiechu. Dodatkowo oczarował mnie jego upór w dążeniu do celu, jakim było spełnienie marzenia o zostaniu znanym aktorem. Żeby nie było, zazdrościłam mu nie popularności, ale czegoś innego – dążył do wyznaczonego przez siebie celu. A co miałam ja?
Wzdychając ciężko, flegmatycznym ruchem przyciągnęłam do siebie podręcznik do chemii i zaczęłam go kartkować. Po godzinie stwierdziłam, że to nie ma żadnego sensu. I tak nic z tego, co przeczytałam, nie zostało mi w głowie. Byłam zbyt skupiona na bazgrołach, którymi z przyzwyczajenia wypełniałam marginesy książek i notatników. Lubiłam to. I chyba nawet byłam w tym całkiem dobra. Łagodne łuki, rozmycia, cieniowanie, mocniejsza kreska, gdy załamywało się światło... To stanowiło moją pasję. Pasję, o której nikt nie powinien się dowiedzieć.
Chwyciłam gumkę, szkice kwiatów i dłoni znikały jeden po drugim. Każdy ruch wzmagał ukłucie w sercu. To dziwne i trochę zabawne, że w tak krótkim czasie poczułam do nich sentyment. Te rysunki były moje i tylko moje. A kiedy na powrót zobaczyłam białe, surowe marginesy, poczułam w piersi dojmującą pustkę.
W moim życiu nie mogło istnieć nic prócz nauki.
ROZDZIAŁ 1
BYCIE NASTOLATKĄ JEST PRZEREKLAMOWANE
Byłam spóźniona! I to cholernie spóźniona! Na pewno mi tego nie darują. Przeklęte windy, które działają raz na ruski rok!
Sapiąc niczym prosiak (i pewnie też tak wyglądając), wbiegłam na ostatnie, piętnaste piętro wieżowca. Rzuciłam się na ciężkie, pomalowane na musztardowy kolor drzwi. Od razu ustąpiły, a ja wpadłam do środka, wydając z siebie żałosne, świszczące dźwięki.
– Czemu mnie to nie dziwi?
– Daj... mi... moment... – Zgięta wpół walczyłam o oddech.
Majka, cmokając zniecierpliwiona, zeskoczyła ze stojącej pod oknem wysokiej skrzyni.
– Masz – westchnęła, podając mi butelkę z wodą. Natychmiast ją porwałam i przycisnęłam do spierzchniętych ust. Piłam łapczywie.
Dopiero gdy mój mózg i moje mięśnie przestały skwierczeć z przegrzania, przycupnęłam obok Majki.
– Lenki jeszcze nie ma?
– Jest piątek, ostatni dzień marca. – Łypnęła na mnie z politowaniem. – Czego ty od niej oczekujesz?
– W sumie racja. Dzisiaj startują...
– Wyprzedaże!!!
Ten dziki ryk oznaczał jedno – w glorii i chwale przybyła Lena, w dodatku obładowana niczym himalajski jak.
Słowo daję, jej garderoba już wyglądała jak słynna szafa Carrie Bradshaw, więc niby gdzie chciała pomieścić tę zawrotną liczbę butów, torebek, płaszczy, sukienek, bluzek i dodatków, które dziś kupiła? Chociaż ostatnio wspominała, że zainwestowała w wieszaki na kółkach, więc może już dzisiaj ugną się one pod ciężarem nowych ciuchów. Jednak już teraz jej pokój był zagracony tak, że ledwo dało się przejść.
Lena tanecznym krokiem wkroczyła do obskurnej suszarni. Z obcą mi gracją lawirowała między rozwieszonymi linkami do prania i rupieciami nagromadzonymi przez mieszkańców wieżowca. Postawiła torby z zakupami na jednej ze skrzyń i zamaszystym ruchem ściągnęła ciemne okulary, a jej krótkie, ciemne loki zatańczyły wokół spiczastego podbródka.
– Stare, nie wiecie nawet, co upolowałam! To po prostu...
– Sztos – mruknęłyśmy zgodnie z Majką.
– Była taka promka, że grzechem...
– ...byłoby nie skorzystać – dopowiedziałyśmy, a Lena, niezrażona, wyciągnęła z pierwszej torby mikroskopijną sukienkę ze złotych cekinów.
– Wydałam ostatnie pieniądze, ale...
– Warto było.
Parsknęłam zduszonym śmiechem, a Majka ostentacyjnie walnęła się otwartą dłonią w czoło. Lenka nie podzielała naszego rozbawienia. Drapieżnie zmrużyła oczy, po czym wrzuciła do torby sukienkę i stając w lekkim rozkroku, wsparła rękę na biodrze.
– Możecie mi przypomnieć, dlaczego ja się właściwie z wami zadaję?
– Bo jesteśmy twoimi najlepszymi przyjaciółkami – odpowiedziałam, szczerząc się bezczelnie.
– I jedynymi, tak przy okazji – dodała lojalnie Majka, mrugając do Leny z kpiną i sympatią zarazem.
To były moje dziewczyny. Moje przyjaciółki. Różnice między nami dało się dostrzec gołym okiem, ale połączyła nas fascynacjaStarshine. Dziecinne, prawda? Jednak właśnie za tym kryła się historia naszej przyjaźni.
Gdy dwa lata temu poszłam do liceum, nie miałam żadnych koleżanek, bo kto chciałby się zadawać z frajerką, która jest ulubienicą wszystkich nauczycieli? Tkwiłam po same uszy w spirali nakręconej przez rodziców: szkoła, nauka, korki i przygotowywanie się do studiów. Ale tak szczerze, czy tylko ja jedna marzyłam, by choć na chwilę oderwać się od tej całej rutyny i ciągłego myślenia o przyszłości? Chciałam tylko poczuć odrobinę wolności, nic więcej.
Przypadkiem podsłuchałam rozmowę moich klasowych koleżanek (które za każdym razem, gdy się odzywałam, patrzyły na mnie jak na obślizgłego robala i prychały kpiąco pod nosem – uroczo). Mówiły o serialuStarshine i wzdychały do głównego aktora. W domu, kiedy miałam pewność, że nie nakryje mnie mama, odpaliłam na laptopie pierwszy odcinek i... z miejsca zrozumiałam, o co ten cały szum. Serial był perfekcyjny. Zwłaszcza dla takiej frajerki jak ja. Akcja rozgrywała się w liceum, a bohaterami byli nastolatkowie próbujący swoich sił w aktorstwie. Dramat gonił dramat, pojawiały się też wątki sensacyjne i oczywiście miłosne, a całość przeplatały zabawne teksty, które stały się ikoniczne.
I tak, to był mój pierwszy akt niesubordynacji. Mój laptop służył do nauki, a nie do rozrywki. Szczerze? Wtedy miałam to gdzieś. Dosłownie zachłysnęłam się tym serialem i chciałam wiedzieć o nim jak najwięcej. Nie korzystałam z TikToka, ale natychmiast założyłam konto, kiedy się dowiedziałam, że krążą tam filmiki zza kulis. Cholera, pozwijcie mnie! To był już ten moment, gdy miałam coś na wyciągnięcie ręki i musiałam to zdobyć. Faza jak się patrzy.
To właśnie tam odnalazłam filmiki z jednej z lokalizacji, w których kręconoStarshine. Szczególnie zaciekawiło mnie jedno miejsce – wykorzystano je w scenie, gdy Amelia została uprowadzona przez stalkera, a Patryk w ostatniej chwili zdołał ją uratować. Okazało się, że sławna pralnia znajduje się w jednym z wieżowców, obok których przejeżdżałam codziennie w drodze do szkoły. Ta informacja dosłownie zmiotła mnie z planszy.
I co było dalej? Czy grzecznie odłożyłam telefon i olałam sprawę? Nic bardziej mylnego. Chociaż przyznaję, w mojej głowie rozpętała się istna burza – batalia pomiędzy rozsądkiem („I co z tego? Pralnia jak pralnia, nic nadzwyczajnego”) a wyimaginowanym szaleńcem naciskającym czerwony przycisk z napisem: CHCĘ. TO. ZOBACZYĆ!
Wniosek był prosty. Koniecznie musiałam tam pójść i przekonać się na własne oczy. Błyskawicznie odnalazłam wieżowiec i sławne piętnaste piętro, na którym mieściła się suszarnia. I właśnie w ten sposób poznałam moją późniejszą pierwszą przyjaciółkę.
Majka siedziała w kącie pomieszczenia na prowizorycznym posłaniu, zrobionym ze sterty koców, i oglądała coś na laptopie. Miała słuchawki na uszach, więc nawet nie zauważyła, kiedy weszłam. Zajadała się bekonowymi czipsami i popijała colę, a na podłodze leżały zmięte papierki po burgerach z McDonalda. Miała twarz w kształcie serca i długie rude włosy. I co jakiś czas śmiesznie marszczyła piegowaty nos. Wyciągnęła rękę po kolejnego czipsa, ale torebka była już pusta. Zgniotła opakowanie i cisnęła je przed siebie, prosto pod moje nogi. Dopiero wtedy mnie zauważyła – jej szare oczy zrobiły się całkiem okrągłe. Ściągnęła słuchawki, przez nieuwagę je wyłączając, i od ścian odbił się głos Wiktora Markosa, który wyznawał miłość Amelii.
Od tamtego dnia zaczęłyśmy się z Majką spotykać tu, w suszarni, w miarę regularnie. Najpierw w każdy piątek, a z czasem doszły do tego jeszcze środy i poniedziałki. Niedługo później znalazła nas Lena.
I właśnie... Lena była dość zagubiona i nieśmiała. Dziś trudno uwierzyć, jak się zmieniła. Jednak tak się stało. Firma jej taty, która od kilku lat ledwo ciągnęła, nagle zdobyła ogromną popularność. Tata Leny był stolarzem i specjalizował się w nietypowych zamówieniach. Jego stoliki, krzesła, biurka czy łóżka okazały się hitem, a znane sieci hotelowe zaczęły masowo zamawiać u niego meble. Musiał powiększyć zakład, zatrudnić ludzi i wreszcie nie tylko wyszedł na prostą, ale też stał się bogaty. Sama Lena także miała ogromny talent, który został doceniony, gdy poszła do technikum odzieżowego. Była jedną z najlepszych uczennic w szkole, a w tym roku startowała w konkursie dla młodych projektantów.
To były moje przyjaciółki.
Kiedyś czytałam, że każda przyjaźń zaczyna się w prozaiczny sposób. I w sumie to racja, bo wcześniej nic nie wskazywało na to, że kiedykolwiek się spotkamy. A jednak coś nas połączyło. W naszym wypadku był to zwykły serial młodzieżowy. Lubiłyśmy oglądać razemStarshine, plotkowałyśmy i zaśmiewałyśmy się do łez, puszczając wodze fantazji, by przewidzieć, co stanie się w kolejnym odcinku. Mimo różnic znalazłyśmy wspólny język. To było tak niezwykłe, że aż nieprawdziwe. Może dlatego łapałam się na myśleniu, że wyczerpałam już limit dobrych rzeczy w moim nastoletnim życiu.
Kiedy tak rozmyślałam, Majka zdążyła się przenieść na nasze prowizoryczne legowisko pod ścianą i wyciągnąć ze swojego nieśmiertelnego plecaka wysłużony laptop. Usiadłam obok, wzięłam do ręki telefon i włączyłam hotspota. W tym czasie Lena zdjęła skórzaną ramoneskę i cisnęła botki pod stół, mamrocząc pod nosem:
– Kiedyś zaciągnę was na taki shopping, że wam w pięty pójdzie!
– Tak, tak, o bogini wyprzedaży, drżę na samą myśl o twoich groźbach zemsty – mruknęła lekceważąco Maja, a z głośników popłynęło charakterystyczne „du-dum!” Netfliksa. – Możesz w końcu usiąść na tyłku z łaski swojej? Przypominam uprzejmie, że w przeciwieństwie do niektórych ja mam limit czasowy, więc...
– Ale z ciebie maruda! – odparowała Lena, rzucając się między nas. – Zróbcie mi miejsce.
Widziałam, jak Majka walczy ze sobą, by w odwecie nie wsadzić Lenie łokcia między żebra, jednak ciekawość i wspomniany wcześniej limit czasowy wzięły górę. Już bez zbędnych ceregieli wlepiłyśmy oczy w ekran, by z zapartym tchem śledzić każdy ruch bohaterów (w moim wypadku szczególnie jednego) i spijać z ich warg każde wypowiadane przez nich słowo. Nie zapominajmy, że później to wszystko trzeba będzie przecież szczegółowo omówić, więc skupienie musiało być maksymalne.
– To co, jeszcze jeden? – zapytała podekscytowana Lena, gdy na ekranie lapka pojawiły się napisy końcowe. Nic dziwnego, bo odcinek zakończył się tak, że sama z trudem mogłam usiedzieć na miejscu.
Musiałam jednak wziąć poprawkę na to, że w przeciwieństwie do Lenki, która dysponowała godną pozazdroszczenia swobodą, i ja, i Majka miałyśmy pewne obowiązki – na mnie czekała nauka, a Majka musiała wrócić do domu, zanim pojawią się tam rodzice czy rodzeństwo. Była na tym punkcie diabelnie wyczulona. Może dlatego spojrzałam na nią jak na wariatkę, gdy ot tak wzruszyła ramionami.
– Jestem za. Walić to, i tak czeka mnie dziś starcie z matką, więc im później wrócę do domu, tym krócej będzie zrzędzić – mruknęła tytułem wyjaśnienia.
Chciałam zapytać, co tym razem przeskrobała (jej kąśliwe komentarze i ognisty charakterek nieraz wpakowały ją w kłopoty, szczególnie jeśli pyskowała nauczycielom), jednak ona, jakby to przeczuwając, machnęła ręką. Tak więc sama musiałam zdecydować...
Po przeanalizowaniu najbardziej wiarygodnych wymówek szybko wystukałam esemesa do mamy. Bez dwóch zdań uwierzy, że zasiedziałam się w bibliotece, kończąc pisać referat. W końcu to ona wpoiła mi, że nic lepiej nie wpływa na samodzielność w nauce niż szukanie informacji starymi sprawdzonymi metodami – czyli w bibliotekach. Internet był tylko dodatkiem, z którego powinno się korzystać wyłącznie w ostateczności. Uwierzycie? Bo ja nadal szczypię się w policzek. Mamy dwudziesty pierwszy wiek.
W kilka sekund odpisała mi suche „OK”, dlatego wyrzuty sumienia (jakkolwiek na to patrzeć, uciekłam się do perfidnego kłamstewka) znikły w jednej chwili. A dokładnie w tej, w której Majka włączyła kolejny odcinek.
– To... To był... – zaczęła nieskładnie Lenka, gdy po filmie spazmatycznie brała płytkie wdechy.
– Sztos? – podpowiedziałam, obracając się na plecy.
Lenka z wściekłością zatrzasnęła laptopa i wcisnęła go do plecaka Majki.
– Kurde, jak on mógł! – wykrzyknęła, splatając ręce na piersiach. – Upić się i zapomnieć, że jeszcze dzień wcześniej miał dziewczynę?
– Fakt, scenarzyści chyba trochę popłynęli – zgodziłam się z nią, pocierając twarz dłońmi. – Nigdy nie myślałam, że zrobią z naszego Patryka takiego bad boya!
– A skąd wy wiecie, co dzieje się w głowie chłopaka, kiedy zrywa z nim dziewczyna? – spytała Majka-Głos-Rozsądku.
Lenka, załamując ręce, westchnęła żałośnie.
– Ale on był taki szczęśliwy z Amelią! Mieli skończyć liceum i pójść na studia! Razem! Postawili się rodzicom i całemu światu, a teraz co? Ich miłość nic nie znaczy?
– Heloooł! Ziemia do Lenki! Jej mama zachorowała – przypomniała Majka. – Amelia rezygnowała ze studiów, by zaopiekować się umierającą mamą.
– Ej, nie mów tak, ona nie umiera!
– A założysz się? To kwestia kilku odcinków. Jestem pewna, że dlatego Amelia rozstała się z Patrykiem – stwierdziła tym swoim mentorskim tonem Majka. – Nie chciała mu mówić, że musi wracać do rodzinnego miasta i zaopiekować się kobietą, przez którą nieraz pokłóciła się z Patrykiem. Pewnie teraz będzie tak, że ona umrze, Amelia wróci do Gdańska, a Patryk przez ten czas zaliczy wszystkie panny na roku.
– Nie zniosę tego – burknęłam naburmuszona.
– Tośka, pamiętaj. To tylko serial. – Majka wzruszyła ramionami. – No, ale że faceci lubią grać na wielu frontach, to już inna sprawa.
Niechętnie, ale musiałam przyznać jej rację. Oczywiście, jeśli chodzi o serial, bo w kwestii facetów i sposobu ich postępowania, a także tego, jak funkcjonują związki, miałam raczej marne pojęcie. Krótko mówiąc, znałam się na tym jak na mitycznych jednorożcach.
Nieraz się przekonałam, że słowa Majki sprawdzają się w niemal stu procentach. Miała obłędną intuicję. Co dziwniejsze, spośród naszej trójki wcale nie była jakąś wielką fanką serialu, bo od siedzenia przed telewizorem (czy laptopem) wolała czytanie książek. W dodatku jej ulubionym gatunkiem były kryminały i psychologiczne dreszczowce. Im więcej świrów pojawiało się na kartach powieści, tym bardziej jej ona podchodziła. Za to dziewczynie cierpła skóra na samą wzmiankę o romansach. Majka uważała, że są przesłodzone, bez polotu i w ogóle totalnie abstrakcyjne – szczególnie wątki miłości od pierwszego wejrzenia. Można by się zastanawiać, skąd u niej taka zajawka na Starshine. W końcu to serial młodzieżowy, w którym na pierwszym planie jest właśnie miłość. Odpowiedź była prosta – Majkę przyciągnął wątek sensacyjny, który pojawił się w okolicach dwudziestego odcinka. A że w tamtym czasie zdążyła poznać mnie i później Lenkę, postanowiła oglądać serial wraz z nami. I choć najpewniej w życiu by się do tego nie przyznała, zakładałam, że wpadła w sidła przystojnego Markosa. Miała do niego słabość, bo cokolwiek innego zamykałoby jej usta za każdym razem, gdy na ekranie pojawiał się ten przystojny brunet? Zresztą sama nie potrafiłam wyleczyć się z odrętwienia, które pojawiało się zawsze wtedy, gdy Markos uśmiechał się do kamery w wyjątkowo niegrzeczny sposób...
Ale wracając do serialu... Co, jeśli Majka miała rację i przez kilka następnych odcinków będę zmuszona patrzeć, jak Wiktor Markos obściskuje się z tabunem nowych dziewczyn? Cóż, w takich momentach musiałam brać sobie do serca słowa Majki.To tylko serial. Poza tym od kilku lat Markosowi partnerowała Weronika Dubieniecka, wcielająca się w rolę serialowej dziewczyny Patryka, a jeżeli wierzyć, że w każdej plotce tkwi ziarno prawdy, to ponoć spotykali się poza planem. Jako para.
Za każdym razem, gdy o tym myślałam, moje fantazje umierały w męczarniach.
Ale znowu – to tylko serial. Zawirowania z ostatniego odcinka wzięłam na klatę, jednak wśród nas był ktoś, kto najwidoczniej miał problem z zaakceptowaniem całej tej sytuacji.
– By ich cholera! – jęknęła Lenka, turlając się po naszym legowisku. – Scenarzyści wypalili mi mózg!
– To chyba nie ma nad czym płakać – pocisnęła jej Majka, mrugając do mnie porozumiewawczo.
Efekt był natychmiastowy, bo Lenka od razu rzuciła się na przyjaciółkę i zmierzwiła jej rude włosy.
– Ty chyba nie wiesz, co czynisz.
Za późno zorientowała się w planie zemsty Majki. Zerwała się z materaca dopiero wówczas, gdy Maja zaczęła rozrzucać wokoło jej cenne zakupy, śmiejąc się przy tym niczym psychopata z podrzędnego dreszczowca.
– C-co robisz...? ZOSTAW!
– No, już, już, baranku! Bo jak się naelektryzujesz...
I oczywiście to ja musiałam wejść między nie, by zażegnać niebezpiecznie eskalujący konflikt. Inaczej Lenka mogłaby się pożegnać ze swoją nową sukienką z drogo wyglądającą metką.
Kilka minut później, gdy Majka wcisnęła koce do jednej ze skrzyń, ruszyłyśmy w stronę windy, która ku mojemu zdziwieniu znów była sprawna. To wyjaśniałoby, dlaczego półtorej godziny temu Lenka, rześka niczym poranek, a nie spocona i zziajana jak ja, weszła do suszarni z lekkością i gracją leśnej nimfy.
– Okej, muszę przyznać, że to był mocny odcinek – podsumowała Majka, wchodząc za nami do windy i naciskając na panelu „P”. – Spodziewałam się, że namieszają, ale żeby aż tak?
– I jak mam wrócić do domu z myślą, że zobaczymy się dopiero w piątek?! – wykrzyknęłam, mocno zmartwiona. Bo w myśl naszej niepisanej zasady odcinki oglądałyśmy wspólnie. Wyjątkiem były powtórki. Dlatego, żeby nie miały wątpliwości, jak wielki jest mój ból, stuknęłam czołem o lakierowaną podróbkę drewna, którą wyłożona była winda.
– I tak się ciesz, że dawkujemy sobie przyjemność, bo w innym wypadku obejrzałybyśmy cały nowy sezon za jednym zamachem. No, ale kilkudniowe zniknięcie z pewnością zaniepokoiłoby naszych rodziców – odparła Majka, na koniec robiąc dziwną minę.
– I my uważamy się za prawdziwe fanki serialu? – prychnęła Lenka. – No nic, trudno. Ale na pocieszenie mam swoje ciuszki. A ty? Pewnie po powrocie do domu utoniesz w tych swoich książkach – rzuciła kąśliwie w moją stronę.
Spojrzałam na nią bykiem.
– Chcesz się zamienić? – wycedziłam przez zęby.
– Pocieszę cię – wtrąciła Majka, opierając się łokciem o moje ramię. – Ty masz mózg wypchany wiedzą, a Lenka... kłębkiem wełny?
Lenka spiorunowała ją wzrokiem i szturchnęła spiczastym, twardym jak skała paznokciem.
– Jeszcze to odszczekasz, kiedy zostanę światowej sławy projektantką, a na moje ciuchy będzie trzeba czekać w kilkuletnich kolejkach jak na torebkę od Hermèsa!
– Od kogo?
Orzechowe oczy Milki zrobiły się okrągłe, a ona sama oparła się o ścianę windy, jakby miała zaraz zemdleć.
– Dajcie mi chwilę, bo właśnie mam kryzys emocjonalny – oświadczyła załamana, a w następnej chwili postawiła zakupy na podłodze i wyciągnęła z torebki iPhone’a.
Najnowszy model, ma się rozumieć. Wstukała coś na ekranie, śmiesznie wykrzywiając palce, bo przez długie paznokcie nie trafiała w odpowiednie litery. Gdy już odnalazła to, czego szukała, wyciągnęła telefon przed siebie.
– TO jest torebka od Hermèsa.
– Eee, to? – zdziwiła się Majka, marszcząc brwi. – No okej, fajna, ale co w niej niby szczególnego?
– Nie widzisz tych detali? Tej lśniącej skóry? Jest idealna pod każdym względem.
– No dobra, niech będzie, a ile kosztuje?
– Majka, nie pytaj, błagam. Nie chcesz tego wiedzieć – podsunęłam półszeptem, jednak Lenka zaczęła już odpowiadać:
– Ta konkretna to model Birkin i została sprzedana za półtora miliona złotych. Ale ich zwykłe modele kosztują od dwunastu tysięcy. Dolarów.
Mina Majki była bezcenna. To, że szczęka opadła jej na podłogę, a zęby potoczyły się we wszystkie strony, byłoby niedopowiedzeniem roku.
– A parzy kawę i jest w pakiecie z telewizorem? – wybąkała, wychodząc z windy. – To jakieś żarty. Nigdy w życiu nie dałabym tyle kasy za jakąś bzdurną torebkę. Na co to komu?
Majka wrzuciła trzeci bieg, zręcznie wymijając grupkę staruszek na chodniku.
– Wytłumacz mi jedną rzecz – wysapała Lenka, próbując ją dogonić. – Twoją siostrą jest słynna modelka Suzie Louis, a ty nie znasz się na podstawowych rzeczach?
– Lenka! – syknęłam ostrzegawczo i szybko zerknęłam na rudowłosą dziewczynę.
Majka zatrzymała się w pół kroku, jakby ktoś niespodziewanie dał jej solidny strzał w łeb. Lenka zacisnęła usta, jednak było już za późno.
– Sis... – wykrztusiła, używając swojego najmilszego tonu. – Sorry, nie chciałam...
Majka się odwróciła, wykrzywiając usta w wymuszonym uśmiechu. Niestety, nie widziałam dokładnie jej oczu, bo zakrywała je miedziana przydługa grzywka.
– Jest okej – wydukała zupełnie innym głosem, jakby połknęła coś wyjątkowo ohydnego. – Masz rację, nie ogarniam tej kuwety. To nie moja bajka, a ty po prostu stwierdziłaś fakt.
– Weź, przestań! – Lenka rzuciła na ziemię torby i uwiesiła się na szyi przyjaciółki. – Kiedyś powinnam odgryźć sobie ten język albo chociaż dwa razy się zastanowić, zanim cokolwiek powiem, jak zresztą notorycznie mówi mi mama...
– No, to by nie zaszkodziło. Ale poważnie, nie gniewam się. – Majka poklepała ją sztywno po plecach, robiąc krok w tył.
– Naprawdę, sorry. – Lenka, udając, że nie zauważyła chłodu, z jakim potraktowała ją przyjaciółka, wzięła głęboki wdech, a na jej twarzy pojawił się promienny uśmiech. – To co? Do piątku? Idę złapać ubera.
– Tak, do piątku.
Cmoknęłam Lenę w policzek, a Majka przytuliła ją jakoś tak z przymusem. Na przystanek szłyśmy w milczeniu. Pomijając fakt, że atmosfera między nami stała się, delikatnie mówiąc, napięta, dodatkowo Majka patrzyła błędnym wzrokiem przed siebie. Zdecydowanie nie było z nią okej.
I ja, i Lenka wiedziałyśmy, że temat siostry Majki miał klauzulę tabu. Wszystko przez to, w jaki sposób rodzice traktowali swoją starszą córkę, sławną modelkę i początkującą aktorkę Suzie Louis. Była ich bożyszczem, absolutnym numerem jeden i jedyną osobą w domu, która zasługiwała na uwagę i podziw. Majka wyrastała w cieniu swojej idealnej siostry i ciągle musiała słuchać jakże sympatycznych „komplementów”, że jest za niska, za pulchna, zbyt nijaka. Nie tylko od rodziców, ale też od dwóch starszych braci, którzy również próbowali swoich sił w modelingu, jednak nie z takim skutkiem jak Suzie Louis, czyli po prostu Zuzka Zysk.
Właśnie przez to Majka wpadła w kompleksy. Nie czuła się dobrze we własnym ciele, mimo że była śliczną dziewczyną i naprawdę uważałam, że niczego jej nie brakuje. Jednak dla jej rodziców, którzy mieli tak zdolne i znane dzieci, Majka była czarną owcą, niewydarzoną pomyłką, wypchniętą poza margines. Gdy Zuzka raz na kilka miesięcy przylatywała do Polski, w rodzinnym domu Majki panowała euforia. Cieszyli się wszyscy. Wszyscy oprócz Majki.
Objęłam przyjaciółkę ramieniem, a mój nagły ruch sprawił, że na siebie wpadłyśmy.
– Na pewno wszystko okej? – spytałam, pochylając się ku niej. Była ode mnie niższa, sięgała mi zaledwie do ramienia.
– Nie. Nie jest okej – wyznała cicho, nadal patrząc na swoje znoszone żółte trampki. – Ale nie chciałam już dobijać Lenki. Lubię ją, ale czasami potrafi wbić szpilkę. Gdybym chociaż trochę ją przypominała pod względem przebojowości i wyglądu, moje życie byłoby znacznie prostsze. A tak co mam? – Krytycznie spojrzała na siebie. – Komplet genów z niewypału. No, walić to... Dobrze wiem, że Lenka nie jest wredna z natury, a po prostu czasem się zagalopowuje.
– Ano właśnie. Ale dlaczego mam wrażenie, że jest coś jeszcze?
– Coś jeszcze? – powtórzyła i zaśmiała się sarkastycznie. Jej szare oczy błyszczały od wstrzymywanych łez. – Zuzka przyjeżdża w piątek, więc pewnie się domyślasz, co dzieje się na chacie.
Więc o to jej chodziło, kiedy powiedziała, że im później wróci do domu, tym lepiej.
Kiedyś odwiedziłam Majkę, gdy przyjechała jej siostra. Wiem, że moi rodzice mnie cisną, bym uczyła się jak najwięcej, niemniej jednak zwracają na mnie uwagę. Istnieję, żyję, oddycham. Czuję, że jestem dla nich ważna, pomimo tej całej presji, którą na mnie wywierają. A u Majki? Ona... nie istniała. Nikt nie zwracał na nią uwagi, gdy w pobliżu była Zuza.
Majka dusiła żal i frustrację i nigdy na nic głośno się nie uskarżała. Po prostu... zaciskała zęby i znosiła krytykę. Tyle że nie spływało to po niej jak po kaczce, bo bolesne słowa wtapiały się w jej duszę. To było takie niesprawiedliwe. Majka na to nie zasługiwała.
– Chcesz do mnie wpaść? – zaproponowałam nagle. – Moi rodzice wyjeżdżają w czwartek do Sopotu. Mają jakąś konferencję czy coś podobnego. Nie będzie ich przez cały weekend.
W oczach Majki pojawiła się nadzieja, jednak szybko zgasła.
– Żartujesz? Mama ukatrupiłaby mnie, że nie uczestniczę w komitecie powitalnym ku czci Suzie Louis. To byłoby równoznaczne z wydziedziczeniem.
– Mogę grać negocjatora! Powiedz tylko słowo, a zadzwonię do twojej mamy i... – Moje dalsze słowa zostały zagłuszone przez nerwowe parsknięcie Majki.
– Dzięki, ale... Sama nie wiem.
– Wiesz, wiesz. – Klepnęłam ją pokrzepiająco w ramię. – I przyjdziesz! Będzie okazja nadrobić wszystkie nowe odcinki Starshine. I może w końcu uda nam się skończyć sezon! Całkiem niezła perspektywa, no nie? – Odrobinę przesadziłam z ekscytacją, jednak cel uświęca środki.
– Dobra, masz mnie. Ale... zadzwoń też do Lenki, okej? Nie daruje nam, jeśli zorganizujemy sobie nocny maraton z udziałem Markosa bez jej wiedzy.
– Z pewnością potraktuje to jak piżama party. Obstawiam, że przyjedzie w tej swojej nieśmiertelnej różowej piżamie w gumisie.
– To były troskliwe misie – sprostowała Majka, mrużąc zaczepnie oczy. – Masz coś do nich?
– Nie! Skądże! – wykrzyknęłam, uradowana tym, że udało mi się chociaż odrobinę poprawić Majce humor. Na przystanek akurat wtaczał się autobus, szłam więc tyłem w stronę zatoczki, nadal rozmawiając z przyjaciółką. – Dobra, to widzimy się w piątek u mnie. O dwudziestej, okej?
Pokazała mi uniesiony kciuk, a ja wsiadłam do busa. Nie było tłoku, więc zajęłam miejsce pod oknem, na wprost dziwnego chłopaka z naciągniętą na oczy czapką z daszkiem, który spał z głową opartą o szybę. Wyciągnęłam telefon i wybrałam numer Lenki. Odebrała po drugim sygnale.
– Zuza wróciła, nie?
– No, ostro wdepnęłaś.
– Kiedyś zasznuruję sobie usta, przysięgam – westchnęła sfrustrowana. – Co robimy?
– Mam wolną chatę na weekend. Rodzice wyjeżdżają, więc w piątek meldujecie się u mnie.
– Dobry plan. Trzeba uwolnić naszą Roszpunkę z twierdzy.
– To była wieża.
– Teraz to nieistotne. Przynieść coś?
– Zamówię. Pizza, chińszczyzna czy burgery?
– Everything. I koniecznie lody Ben & Jerry’s. Dla mnie o smaku sernika z truskawkami.
– To jednak weź ze sobą Espumisan czy coś w tym stylu...
– Kocham twoją przezorność! – skomentowała Lenka ze śmiechem i rozłączyła się, pożegnawszy się krótkim „Pa!”.
Położyłam telefon na kolanach, wyciągnęłam z kieszeni słuchawki i puściłam nową płytę One Ok Rock. Miałam piętnaście minut dla siebie, zanim stanę oko w oko z organami ścigania. Znaczy z moją mamą.