Far Far Away - Anna Szafrańska - ebook + książka

Far Far Away ebook

Szafrańska Anna

4,3

Opis

Wszystko zaczęło się od skradzionego pocałunku. Jednak w tym przypadku nie było mowy o szczęśliwym zakończeniu, gdyż obiekt westchnień zdawał się tego nie pamiętać. Właśnie po tamtej nocy Pola na dobre zamknęła swoje serce, utwierdzając się w przekonaniu, że ta cała „miłość” jest dobra jedynie dla niepoprawnych romantyczek, bo tak naprawdę uczucia wyparowują w okamgnieniu. A złamane serce leczy się znacznie dłużej. Jednak czy na pewno? A co, jeśli w grę wchodzi przeznaczenie? 

 

Kilka lat później Pola jest już odnoszącą sukcesy artystką, a jej biżuteria oraz wyroby ze szkła zapewniają jej popularność. Nie szuka miłości i nie przywiązuje wagi do długotrwałych związków. Nie chce się angażować, gdyż... nadal czuje coś do chłopaka, który skradł jej pierwszy pocałunek. I który w dalszym ciągu kręci się wokół niej i jeszcze bardziej załazi jej za skórę. 

 

Filip, jak przystało na błyskotliwego analityka, kalkuluje, wyciąga wnioski i stara się przewidzieć fakty. Wykazując się cierpliwością, próbuje zbliżyć się do Poli, dziewczyny, w której zakochał się lata temu, jednak przez splot niefortunnych zdarzeń nie miał szansy wyjawić swoich uczuć. Teraz ma ku temu okazję, a informacje, które zdobył, pozwoliły mu sądzić, że nie znalazł się na całkowicie przegranej pozycji. A nawet jeśli – poprzysiągł sobie, że nauczy Polę kochać. 

 

Dwa serca, które są tak daleko, a jednocześnie tak blisko siebie. 

I przeznaczenie, które nie chce dać za wygraną. 

 

 

Anna Szafrańska (ur. 1990) – polska pisarka, autorka literatury obyczajowej i new adult. Zadebiutowała w 2016 roku na Międzynarodowych Targach Książki w Krakowie z książką Widmo grzechu. Autorka bestsellerowej serii "PInk Tattoo" oraz trylogii "Spragnieni".  

Na swoim koncie ma ponad trzydzieści publikacji, w tym książki wydane pod pseudonimem – jako Majka Milejko oraz Linda Szańska (duet wraz z bestsellerową autorką Agnieszką Lingas– Łoniewską).  

Nominowana w konkursie "Książka Roku 2020" portalu Lubimyczytac.pl za książkę PInk Tattoo. Lilianna, oraz laureatka "Najlepszej Książki 2021" portalu Granice.pl za powieść Uważaj, czego pragniesz. W 2021 roku seria PInk Tattoo została przetłumaczona na język czeski szybko zyskując status bestsellera.  

Prywatnie miłośniczka książek Jane Austin, sióstr Brontë oraz wszelkich adaptacji filmowych ich twórczości. Mieszka pod Poznaniem, ale ogromnym uczuciem darzy Wrocław. 

Ciekawostka: autorka ma dwukolorowe oczy (heterochromia). 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 192

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,3 (146 ocen)
83
32
25
4
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Ainai1

Z braku laku…

szybko się czyta ale nie jestem przekonana do fabuły i bohaterów kompletnie nie rozumiałam ich zachowania
40
carrieweg

Całkiem niezła

Mnie bardzo podnudzała, kartkowałam, nie polubiłam bohaterów - ona wkurzała, on nie pociągał
10
RudyBoblin
(edytowany)

Z braku laku…

Naprawdę boli mnie przymykanie oczu na wszystkie niezdrowe i nierozsądne zachowania bohaterów tej serii. Niby mamy jakąś autorefleksję, jakieś rozważania, ale to wszystko kłóci się chwilę później z zachowaniami postaci. Ja widzę tu same czerwone flagi i ogromnie mnie to rozczarowało. Super, że są spicy sceny, one się wielu osobom podobają, ale maniakalne podchody, agresja, kłamstwa, strach i żal, to chyba nie są dobre fundamenty związku. O Majce i Kajetanie nie wspomnę, bo to już w ogóle hit. Far far away to ja się będę trzymać od książek Pani Anny, niestety.
10
AgataWolanin

Całkiem niezła

Dużo gorsza niż części 1 i 2. Jestem rozczarowana.
00
Patrycja_Szlachta1

Nie oderwiesz się od lektury

Rewelacyjny drugi tom świetnej dylogii. Gorąco polecam
00

Popularność




Ty­tuł ory­gi­nału: Far Far Away
© Co­py­ri­ght by Anna Sza­frań­ska, War­szawa 2024 © Co­py­ri­ght for the Po­lish edi­tion by Wy­daw­nic­two Zwier­cia­dło sp. z o.o., War­szawa 2024
Re­dak­cja: Gra­fika Słowa Be­ata Ko­strzew­ska
Ko­rekta: Bar­bara Za­wiej­ska
Skład i ła­ma­nie: Syl­wia Kusz, Ma­graf sp.j., Byd­goszcz
Pro­jekt okładki: Eliza Luty
Re­dak­tor ini­cju­jąca: Blanka Woś­ko­wiak
Dy­rek­tor pro­duk­cji: Ro­bert Je­żew­ski
Wy­daw­nic­two nie po­nosi żad­nej od­po­wie­dzial­no­ści wo­bec osób lub pod­mio­tów za ja­kie­kol­wiek ewen­tu­alne szkody wy­ni­kłe bez­po­śred­nio lub po­śred­nio z wy­ko­rzy­sta­nia, za­sto­so­wa­nia lub in­ter­pre­ta­cji in­for­ma­cji za­war­tych w książce.
Wy­da­nie I, 2024
ISBN: 978-83-8132-549-3
Wy­daw­nic­two Zwier­cia­dło Sp. z o.o. ul. Wi­dok 8, 00-023 War­szawa tel. 22 312 37 12
Dział han­dlowy:han­dlowy@gru­pa­zwier­cia­dlo.pl
Wszel­kie prawa za­strze­żone. Re­pro­du­ko­wa­nie, ko­pio­wa­nie w urzą­dze­niach prze­twa­rza­nia da­nych, od­twa­rza­nie, w ja­kiej­kol­wiek for­mie oraz wy­ko­rzy­sty­wa­nie w wy­stą­pie­niach pu­blicz­nych tylko za wy­łącz­nym ze­zwo­le­niem wła­ści­ciela praw au­tor­skich.
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.
.

Dawno, dawno temu żyli chło­pak i dziew­czyna,któ­rzy się nie ro­zu­mieli...A byli so­bie prze­zna­czeni.

ROZ­DZIAŁ 1

Krótka hi­sto­ria skra­dzio­nego po­ca­łunku

POLA

Fi­lip Ba­rań­ski był moim utra­pie­niem, marą, która prze­śla­do­wała mnie od cza­sów szkol­nych.

Aro­gancki, wiecz­nie za­dzie­ra­jący nosa, wku­rza­jący typ i na nie­szczę­ście przy­brany brat mo­jej naj­lep­szej przy­ja­ciółki. I co skrzęt­nie udało mi się ukryć – był też ko­le­siem, w któ­rym za­ko­cha­łam się na za­bój.

Wie­dzia­łam, że z pew­no­ścią coś jest ze mną nie tak. Czy nor­malna na­sto­latka wzdy­cha do chło­paka, z któ­rym gry­zie się jak pies z ko­tem? W su­mie czemu się dzi­wić. Moja ro­dzina od po­ko­leń sły­nęła z tego, że nie ma szczę­ścia w mi­ło­ści. Po­winno być ja­sne jak słońce, że i moje spa­czone serce wy­wi­nie po­dobny nu­mer, a ja skoń­czę nie­szczę­śli­wie za­ko­chana. Cho­ciaż był taki czas, gdy my­śla­łam, że prze­zna­cze­nie można zmie­nić. Tyle że ta na­dzieja umarła rów­nie szybko, jak się po­ja­wiła.

Li­ceum słusz­nie na­zywa się przed­sion­kiem pie­kła. Je­śli nie je­steś po­pu­larna bądź nie trzy­masz się z ekipą „faj­nych lu­dzi”, sta­jesz się lu­ze­rem, fra­je­rem, po­py­cha­dłem. Osta­tecz­nie masz to szczę­ście i jako nie­wi­dzialna prze­my­kasz przez ostat­nie lata obo­wiąz­ko­wej na­uki. Ja nie na­le­ża­łam do żad­nej z tych grup, ale mia­łam w so­bie coś, co spra­wiało, że mnie lu­biano, a przez to by­łam za­pra­szana na im­prezy or­ga­ni­zo­wane przez star­sze rocz­niki. Nie że­bym po­ja­wiała się na każ­dej bi­bie, co to to nie, ale z cza­sem za­uwa­ży­łam, że moje od­mowy skut­ko­wały na­war­stwia­niem się za­pro­szeń na randki czy do­mówki. Cóż, by­łam ładna, zgrabna, wy­ga­dana i czu­łam modę, a to naj­bar­dziej po­żą­dane ce­chy u lu­dzi po­pu­lar­nych, któ­rzy chcą się ota­czać rów­nie faj­nymi ludźmi. No i dzięki moim kon­tak­tom chro­ni­łam Majkę.

To było wi­dać jak na dłoni – na­dal nie wy­le­czyła się z Wer­nera, jed­nak po od­rzu­ce­niu, które spre­zen­to­wał jej na oczach ca­łej szkoły, stała się przy­ga­szona i uni­kała tłu­mów jak ognia. Ze względu na jej dzie­cinny wy­gląd oraz to, że więk­szość czasu spę­dzała z no­sem w książce, z pew­no­ścią zo­sta­łaby ze­pchnięta na mar­gi­nes i na­ra­żona na szy­kany, jed­nak dzięki na­szej nie­za­chwia­nej przy­jaźni sku­tecz­nie od­stra­sza­łam każ­dego, kto cho­ciażby spoj­rzał w jej kie­runku z kpiną w oczach. I dla­tego też, gdy w końcu zgo­dzi­łam się przy­jąć za­pro­sze­nie na im­prezę or­ga­ni­zo­waną w domu te­go­rocz­nego ma­tu­rzy­sty, nie za­mie­rza­łam cią­gnąć Majki na siłę do miej­sca prze­peł­nio­nego na­wia­nymi i na­grza­nymi na­sto­lat­kami. Za to po­sta­no­wi­łam, że pod­bu­duję swoją po­zy­cję dla do­bra przy­ja­ciółki.

Na­sto­latki są bez­względne, je­śli cho­dzi o szkolną hie­rar­chię. Za­sada jest jedna: nie po­tra­fisz się do­sto­so­wać, zy­sku­jesz rangę fra­jera. A je­śli masz wła­sne zda­nie i umiesz go bro­nić, je­steś nie­ty­kalna. Mu­sia­łam się taka stać, bo nie mo­głam po­zwo­lić, by ko­lejny „po­pu­larny” zła­mał moją przy­ja­ciółkę.

Je­śli kie­dy­kol­wiek są­dzi­łam, że do­mówki przed­sta­wiane w se­ria­lach są prze­sa­dzone, to ta jedna sku­tecz­nie roz­wiała moje wąt­pli­wo­ści. W domu stło­czyło się tyle lu­dzi, że za­kra­wało to już na im­prezę ma­sową. Al­ko­hol był wszę­dzie: w kuchni, w sa­lo­nie, na ko­ry­ta­rzu, przy ła­zience (my­śla­łam, że to po­mysł od czapy, do­póki nie zo­ba­czy­łam, jak lu­dzie umi­lają so­bie czas, po­pi­ja­jąc bro­warki i drinki w ko­lejce do klopa). Były też inne, mniej le­galne używki, ale te ką­ciki za­baw omi­ja­łam sze­ro­kim łu­kiem. Nie pla­no­wa­łam do­bro­wol­nego uśmier­ce­nia sza­rych ko­mó­rek, dla­tego wy­bra­łam bez­pieczne ni­sko­pro­cen­towe piwo i z nim bu­ja­łam się przez więk­szość wie­czoru.

Po­ga­da­łam z kil­koma zna­jo­mymi, po­tań­czy­łam i w mo­men­cie, gdy mia­łam już od­wie­dzić ła­zienkę na pię­trze (do­sta­łam prze­pustkę od sa­mego go­spo­da­rza), po­czu­łam szarp­nię­cie za ra­mię i sto­czy­łam się z kilku stopni. Zde­rze­nie z czymś twar­dym na chwilę mnie za­mro­czyło. Udało mi się jed­nak od­zy­skać re­zon i za­mie­rza­łam zru­gać ko­le­sia, lecz wów­czas czy­jeś usta mu­snęły pła­tek mo­jego ucha i usły­sza­łam ni­ski szept, po któ­rym wszyst­kie wło­ski na karku sta­nęły mi dęba.

– Co tu, do cho­lery, ro­bisz? – za­py­tał wku­rzony Fi­lip.

Fuck. Za­po­mnia­łam, że rów­nież jest te­go­rocz­nym ma­tu­rzy­stą. W su­mie to do­brze, że tak kur­czowo trzy­ma­łam się jego ra­mie­nia, bo nogi od­mó­wiły mi po­słu­szeń­stwa.

– Do­brze się ba­wię, nie wi­dać? – od­par­łam, ły­piąc na niego wrogo. – Po­le­cam ci, bo po two­jej skwa­szo­nej mi­nie wnio­skuję, że...

– Masz do­piero sie­dem­na­ście lat – uciął, od­bie­ra­jąc mi bu­telkę z pi­wem.

– Wiel­kie dzięki za przy­po­mnie­nie, sztyw­niaku – prych­nę­łam i ko­rzy­sta­jąc z oka­zji, że szu­kał miej­sca, by od­sta­wić bu­telkę, wy­plą­ta­łam się z jego uści­sku i ru­szy­łam po scho­dach na pię­tro.

– Za­raz, a ty do­kąd?!

– Byle da­lej od cie­bie.

– Masz wró­cić do domu, ja­sne? W tej chwili. W ogóle czy twoja bab­cia wie...

Za­ha­mo­wa­łam tak ostro, że aż pod­wi­nę­łam dy­wan, ale nie to było te­raz naj­waż­niej­sze. Dźgnę­łam Fi­lipa pal­cem w pierś, hardo za­dar­łam brodę i syk­nę­łam zło­wiesz­czo:

– Weź się wy­pchaj, okej? Przy­szłam tu z tobą? Nie, więc dla­czego, do cięż­kiej cho­lery...

– Czuję się za cie­bie od­po­wie­dzialny. Je­steś... Je­steś przy­ja­ciółką Majki – do­koń­czył i za­ci­snął szczęki. Za­raz się zje­żył i ro­zej­rzał wo­koło. – Mo­ment, tylko mi nie mów, że ona też tu jest?!

– Daj na wstrzy­ma­nie. Majka i im­preza? Bła­gam. Poza tym co cię ob­cho­dzi, co i z kim ro­bię? Nie je­stem twoją sio­strą – za­uwa­ży­łam, spla­ta­jąc ręce na piersi.

Stę­żałą z gniewu twarz Fi­lipa prze­ciął dziwny cień. Chło­pak zmie­rzył mnie prze­ni­kli­wym spoj­rze­niem, a pię­ści we­pchnął głę­boko w kie­sze­nie mod­nych wor­ko­wa­tych dżin­sów.

– Nie. Nie je­steś – przy­znał głu­cho.

– No więc wła­śnie – przy­tak­nę­łam, jakby to prze­są­dzało sprawę, po czym za­czę­łam wy­co­fy­wać się na schody. – Więc z ła­ski swo­jej idź do swo­ich kum­pli, a ja pójdę do swo­ich. Nara!

– Pola! Cze­kaj... Pola!

Mógł so­bie wo­łać do woli, nie za­mie­rza­łam się za­trzy­mać. Wmie­sza­nie się w tłum nie oka­zało się dla mnie szcze­gól­nym wy­zwa­niem, lecz dla ko­goś po­stury Fi­lipa już tak – był wy­soki i sze­roki w ba­rach, a re­ak­cje na­szych pod­chmie­lo­nych ko­le­gów i ko­le­ża­nek opóź­nione.

Na całe szczę­ście nie czu­łam aż tak pil­nej po­trzeby sko­rzy­sta­nia z to­a­lety. Ma­jąc świa­do­mość, że Fi­lip, jak ten pies ogrod­nika, bę­dzie na mnie cza­to­wał, przez ja­kiś czas za­mie­rza­łam omi­jać schody pro­wa­dzące na pię­tro sze­ro­kim łu­kiem. W tym cza­sie wy­ha­czyły mnie zna­jome ze star­szej klasy i wy­cią­gnęły na par­kiet. Prze­tań­czy­łam z nimi kilka pio­se­nek, sta­now­czo od­mó­wi­łam też kilku chło­pa­kom, któ­rych ręce le­piły się, jakby za­nu­rzyli je w me­la­sie, i do­piero po ja­kimś cza­sie po­no­wi­łam atak na ła­zienkę. Tym ra­zem mi­sja za­koń­czona suk­ce­sem.

Wy­cho­dząc ze środka, zer­k­nę­łam na te­le­fon. Do­cho­dziła pół­noc, ale mimo że im­preza do­piero się roz­krę­cała, ma­rzy­łam już o po­wro­cie do ci­chego, spo­koj­nego domu i mięk­kiego łóżka. Tym bar­dziej że rano obie­ca­łam babci po­móc w warsz­ta­cie, więc...

– Ale się urżnął!

– Cze­kaj­cie! Cyknę mu fotkę. Na­je­bany Ba­rań­ski, to do­piero news!

Za­cie­ka­wiona pod­eks­cy­to­wa­nymi wrza­skami (i też tym, kto te­raz znaj­dzie się na ustach ca­łej szkoły), zer­k­nę­łam za róg. Ta­kiego wi­doku kom­plet­nie się nie spo­dzie­wa­łam. Mo­men­tal­nie prze­pchnę­łam się przez zbie­go­wi­sko fra­je­rów ma­ją­cych czel­ność na­śmie­wać się z nie­przy­tom­nego Fi­lipa.

– Po­je­bało was? Spie­przać stąd! – krzyk­nę­łam, klę­ka­jąc przy chło­paku. Spró­bo­wa­łam go ocu­cić. Bez­sku­tecz­nie. Był za­lany w trupa.

– Ej, mała, spły­waj, bo...

– Bo co? – Sta­nę­łam na pal­cach, by wzro­stem zrów­nać się z ko­le­siem, który to po­wie­dział. – Ar­ty­kuł osiem­dzie­siąty pierw­szy mówi o roz­po­wszech­nia­niu wi­ze­runku bez zgody osoby na nim przed­sta­wio­nej. I wiesz co? Pod­lega to ka­rze grzywny bądź wię­zie­nia do pię­ciu lat.

Typ drgnął i opu­ścił te­le­fon.

– Za­le­wasz. Prze­cież to tylko dla fanu. Ni­komu nie dzieje się krzywda.

– Taki z cie­bie choj­rak? To pro­szę, cy­kaj do woli! Pierw­sza będę ze­zna­wać.

– Ale on nie bę­dzie są­dzony! Jest nie­letni. – Usły­sza­łam. Prze­śli­zgnę­łam się spoj­rze­niem po „ad­wo­ka­cie” i po­krę­ci­łam z po­li­to­wa­niem głową.

– Może być są­dzony jak do­ro­sły po skoń­cze­niu szes­na­stego roku ży­cia. Coś jesz­cze, nie­uki?

W tłu­mie ga­piów zna­la­zła się osoba, która wy­go­oglo­wała wiek, w ja­kim można zo­stać po­cią­gnię­tym do od­po­wie­dzial­no­ści kar­nej (do­brze, że tylko to!), i na­tych­miast wszy­scy spo­kor­nieli. Roz­go­ni­łam to­wa­rzy­stwo, po czym wró­ci­łam do nie­przy­tom­nego chło­paka.

– Chodź, idziemy od­po­cząć. Fi­lip, współ­pra­cuj, do cho­lery!

– Do­bra... Do-oobra – wy­mru­czał i w końcu dźwi­gnął się na nogi.

Bli­skość Fi­lipa nie sta­no­wiła dla mnie żad­nego pro­blemu. Przez lata do per­fek­cji opra­co­wa­łam sys­tem, który po­zwa­lał za­tu­szo­wać re­ak­cje mo­jego ciała. Po pro­stu zmu­sza­łam się do my­śle­nia o in­nych rze­czach. Naj­sku­tecz­niej­sze oka­zy­wało się po­wta­rza­nie w my­ślach czyn­no­ści, które wy­ko­ny­wa­łam pod­czas ozda­bia­nia bi­żu­te­rii i pracy z me­ta­lem. Dzięki temu mo­głam z czy­stym su­mie­niem po­wie­dzieć, że plą­czący się ję­zyk, rwący od­dech, pło­mie­nie bu­cha­jące pod skórą, mro­wie­nie w miej­scach, gdzie mnie do­ty­kał, scho­dziły na dal­szy plan. Pa­no­wa­łam nad wszyst­kim, ale za Chiny nie po­tra­fi­łam uspo­koić serca, które wy­czy­niało nie­po­ko­jące akro­ba­cje.

– A ten ko­deks? Nie wie­dzia­łem, że... Je­steś ta­aaaaka mą­dra – wy­du­kał z uśmie­chem.

Wła­ści­wie to po­czu­łam, że wargi Fi­lipa roz­cią­gnęły się w uśmie­chu. Po­ję­cia nie mia­łam, czy ro­bił to umyśl­nie, czy był to­tal­nie nie­świa­domy, ale jego usta niby od nie­chce­nia mu­skały moją szyję.

– Więk­szość zmy­śli­łam na po­cze­ka­niu – od­par­łam i skrzy­wi­łam się, sły­sząc swój pi­skliwy głos. – Za kogo mnie masz? To ja­sne, że nie znam się na pra­wie. Ale po­łknęli ha­czyk i to dzięki mnie twoja spita morda nie sta­nie się me­mem.

– Cwa­niara. Moja zło­śnica to cwa­niara.

Gło­śno prze­łknę­łam ślinę.

– Jaka twoja? – Za­śmia­łam się ner­wowo i pchnę­łam pierw­sze lep­sze drzwi. Całe szczę­ście była to sy­pial­nia i chyba prze­zna­czona dla go­ści. Po­pro­wa­dzi­łam po­ty­ka­ją­cego się o wła­sne nogi Fi­lipa do łóżka i wró­ci­łam, by za­mknąć drzwi. Ci­sza dzwo­niła mi w uszach, czyli by­li­śmy tu sami. Spoj­rza­łam przez ra­mię i wes­tchnę­łam ciężko. Co za ża­ło­sny wi­dok. – Se­rio, nie­źle od­le­cia­łeś.

– Nie, nie od­le­cia­łem – za­pro­te­sto­wał, po czym padł na ma­te­rac jak kłoda.

– Co­kol­wiek – mruk­nę­łam z prze­ką­sem i wi­dząc jego śla­ma­zarne ru­chy, gdy pró­bo­wał pod­nieść się z łóżka, wy­wró­ci­łam oczami. – Weź nie utrud­niaj, okej? Prze­śpij się tro­chę, a póź­niej po­my­ślimy, jak do­star­czyć cię do domu. W ogóle jak to moż­liwe, że się tak za­ła­twi­łeś? Mi­nęło rap­tem pół go­dziny, a ty je­steś pi­jany jak bela.

– Ping... Pong – oznaj­mił, wy­ko­nu­jąc ruch, jakby ce­lo­wał pi­łeczką do wy­ima­gi­no­wa­nego kubka za­wie­szo­nego gdzieś mię­dzy su­fi­tem a mną.

– Piwny ping-pong? – Przy­sia­da­jąc na brzegu łóżka, wznio­słam oczy do nieba. – W to się jesz­cze gra?

Fi­lip po­krę­cił głową, a jego przy­dłu­gie ciemne włosy sku­tecz­nie za­sło­niły szkli­ste oczy w od­cie­niu mlecz­nej cze­ko­lady.

– Nie piwny.

– Szoty? Jesz­cze le­piej. Pew­nie, ty mo­żesz się ba­wić do woli, ale za­łożę się, że gdy­bym to ja była przy tym stole...

Nie­ocze­ki­wa­nie się pod­niósł i cał­kiem zręcz­nie chwy­cił mój unie­siony pa­lec.

– Je­steś taka śliczna, kiedy się zło­ścisz.

Coś... Coś było nie tak.

To mię­dzy nami... było zde­cy­do­wa­nie coś nie tak. Jego prze­siąk­nięty al­ko­ho­lem od­dech mie­szał się z moim, też nie­ko­niecz­nie po­zba­wio­nym pro­cen­tów. Nor­mal­nie ode­pchnę­ła­bym Fi­lipa z obrzy­dze­niem, ale te­raz nie mo­głam ode­rwać wzroku od jego oczu, w któ­rych wi­dzia­łam wła­sne nie­wy­raźne i lekko roz­ma­zane od­bi­cie. A prze­cież to nie­moż­liwe, bo w po­koju było ciemno.

Ozna­czało to jedno.

By­li­śmy za bli­sko.

– Więc co? – spy­ta­łam i bez­wied­nie zwil­ży­łam usta czub­kiem ję­zyka. Czu­łam su­chość w gar­dle, a ciało ogar­nęła ja­kaś dziwna nie­cier­pli­wość. – Ce­lowo do­pro­wa­dzasz mnie do szew­skiej pa­sji?

– Może tak. Może nie. Sam nie wiem – od­parł, wo­dząc wzro­kiem po mo­ich war­gach. – Lu­bię, jak je za­ci­skasz na chwilę, za­nim stra­cisz nad sobą pa­no­wa­nie. I lu­bię te iskierki w oczach.

Nie mo­głam się ru­szyć. Nie, gdy czub­kami chłod­nych pal­ców ob­ry­so­wał li­nię tuż pod moją dolną wargą. Fi­lip ni­gdy nie do­ty­kał mnie w ten spo­sób. Czuły i in­tymny do­tyk spra­wił, że moje po­wieki stały się cięż­kie jak z oło­wiu, a od­dech rwał się i z każdą se­kundą co­raz trud­niej było mi za­czerp­nąć tchu. Na­si­la­jący się szum w gło­wie pra­wie po­zba­wił mnie świa­do­mo­ści. Mu­sia­łam to prze­rwać. Ina­czej doj­dzie do cze­goś, czego oboje bę­dziemy cho­ler­nie ża­ło­wać.

– Ma­so­chi­sta. A te­raz prze­stań bła­zno­wać i w końcu się po...

Mu­śnię­cie.

Po­czu­łam mu­śnię­cie w ką­ciku ust. Fi­lip, wi­dząc, że nie pro­te­stuję, na­krył moje wargi swo­imi i przy­gar­nął mnie bli­żej. Jego dło­nie zsu­nęły się po mo­jej ta­lii wprost na bio­dra, a palce za­wę­dro­wały pod ob­szytą ce­ki­nami bluzkę. Po­czu­łam, jak suną nie­spiesz­nie po że­brach i gdy do­tarły do ko­ronki sta­nika, dra­ma­tycz­nie za­ssa­łam po­wie­trze. A Fi­lip to wy­ko­rzy­stał. Jego ję­zyk wsu­nął się do wnę­trza mo­ich ust i... zmię­kłam. Po­czu­łam, jak moje ciało staje się lek­kie, nie­bez­piecz­nie ule­głe. Fru­nę­łam. Tak przy­naj­mniej mi się wy­da­wało. Fi­lip ob­ró­cił nas i na­tych­miast na­krył mnie swoim cia­łem. Jego cię­żar oraz za­chę­ca­jący ruch bio­der spra­wiły, że z mo­jego gar­dła ule­ciał dziwny, nie­po­ko­jący dźwięk. Do­piero póź­niej do­tarło do mnie, że jęk­nę­łam zu­peł­nie jak te go­rące la­ski w por­no­sach.

– W końcu. Na­resz­cie – wy­szep­tał zmie­nio­nym gło­sem, na prze­mian sku­biąc i mu­ska­jąc moje usta.

To mnie ocu­ciło. Po­czu­łam się trzeźwa jak ni­gdy wcze­śniej.

Opar­łam dło­nie na tor­sie Fi­lipa i całą sobą sta­ra­łam się zi­gno­ro­wać fakt, jak bar­dzo był roz­grzany. Ode­pchnę­łam chło­paka i wy­stra­szona spoj­rza­łam w jego roz­iskrzone oczy.

– Czemu to zro­bi­łeś?

Uśmiech­nął się ospale, po czym przy­tu­lił się do mo­jego boku.

– Po­do­basz mi się. Za­wsze cię lu­bi­łem – wy­szep­tał wprost do mo­jego ucha. – Za­wsze.

To był pierw­szy raz, gdy ba­łam się za­czerp­nąć po­wie­trza. I pierw­szy raz, gdy zu­peł­nie nie wie­dzia­łam, co się dzieje.

Fi­lip za­snął w oka­mgnie­niu i nie mu­sia­łam tego spraw­dzać, by mieć stu­pro­cen­tową pew­ność. Jego spo­kojny, mia­rowy od­dech ła­sko­tał wraż­liwe miej­sce na moim karku. Na­wet nie wie­dzia­łam, że ta­kowe mam. Ale co gor­sza, nie mo­głam się wy­swo­bo­dzić – Fi­lip trzy­mał mnie w sztyw­nym uści­sku i to cud, że w ogóle od­dy­cha­łam. Mimo to ba­łam się po­ru­szyć. Co, je­śli się obu­dzi? Ale prze­cież i tak w końcu otwo­rzy oczy! Czy nie le­piej prze­cze­kać gdzieś obok, cho­ciażby na fo­telu, za­miast le­żeć sku­lona u jego boku i czer­pać bli­żej nie­okre­śloną roz­kosz z po­czu­cia bli­sko­ści...

– Fi­lip? Je­steś tu­taj?

Moje ciało za­re­ago­wało szyb­ciej niż sko­ło­wany umysł. Gdy pu­ka­nie i na­wo­ły­wa­nie roz­le­gło się po­now­nie, ja już wska­ki­wa­łam do pierw­szej lep­szej kry­jówki. W tym przy­padku była to szafa. Nie zdą­ży­łam zu­peł­nie za­mknąć skrzy­pią­cych drzwi i przez szparę (chcąc nie chcąc) ob­ser­wo­wa­łam, jak do po­koju wcho­dzi Ma­ria, Fi­lipa ko­le­żanka z klasy. Zry­wa­jąc się z łóżka, mu­sia­łam go obu­dzić, bo roz­glą­dał się wo­koło błęd­nym wzro­kiem.

– Fi­lip? Wszystko gra? – spy­tała blon­dynka, sia­da­jąc na brzegu łóżka. Tro­skli­wie ujęła ra­mię Fi­lipa. – Chcesz sko­rzy­stać z ła­zienki?

Łajza – prych­nę­łam w my­ślach, wi­dząc, jak Ma­ria miz­drzy się do chło­paka. Może po­su­wa­łam się za da­leko, bo tylko (i aż!) się ca­ło­wa­li­śmy i zde­cy­do­wa­nie nie po­win­nam ro­ścić so­bie żad­nych praw do Fi­lipa, ale... do cięż­kiej cho­lery! Za­ci­ska­jąc do bólu zęby, cier­pli­wie cze­ka­łam, aż ten prze­gna ją na cztery wia­try.

– Ma­ryś? – wy­chry­piał, jakby do­piero co za­uwa­żył dziew­czynę.

– Ma­ria. Wiesz, że nie lu­bię, jak się zdrab­nia moje imię.

Och, dzięki wiel­kie za przy­po­mnie­nie, a te­raz SPA­DAJ STĄD!

Jed­nak Ma­ria naj­wy­raź­niej nie miała za­miaru brać tyłka w troki i jesz­cze bar­dziej po­chy­liła się nad sko­ło­wa­nym Fi­li­pem.

– Co jest? Źle się czu­jesz? Może przy­niosę ci wody... – Urwała, gdy chło­pak sta­now­czo chwy­cił ją za rękę.

– Gdzie jest Pola?

– Po­ję­cia nie mam. Przy­pro­wa­dziła cię, a póź­niej so­bie po­szła.

CO?!

– Czyli... Czy my...? Czy ja cię...? – Wska­zał na sie­bie, a póź­niej na Ma­rię. Nie trzeba było być ge­niu­szem, żeby roz­wi­kłać tę za­gadkę.

I po­waż­nie, na­prawdę po­waż­nie my­śla­łam, że la­ska ma ja­kie­kol­wiek po­czu­cie god­no­ści. Ro­zu­mia­łam, że w mi­ło­ści i na woj­nie wszyst­kie chwyty do­zwo­lone, ale to... To było świń­stwo.

– Och, masz na my­śli tam­ten po­ca­łu­nek? – Ro­ze­śmiała się per­li­ście, przy­sia­dła tuż przy nim... i za­rzu­ciła mu ręce na ra­miona. – Tro­chę mnie za­sko­czy­łeś, ale było miło.

– A...ha...

– Cie­szę się, że oboje czu­jemy to samo. Na­prawdę cię ko­cham, Fi­lip.

Przy­tknę­łam dłoń do ust i na­tych­miast od­wró­ci­łam głowę.

Nie mo­głam na to pa­trzeć. Nie mo­głam znieść wi­doku Fi­lipa, który ca­ło­wał się w naj­lep­sze z Ma­rią. Prze­cież po­wie­dział, że to mnie lubi! To mnie skradł pierw­szy po­ca­łu­nek! To mnie...

Po­win­nam wy­sko­czyć z tej prze­klę­tej szafy i za­sa­dzić mu tak so­czy­stego li­ścia, na ja­kiego za­słu­gi­wał, ale czy to miało sens? Czy to co­kol­wiek by zmie­niło? Tylko bym się zbłaź­niła, bo wy­szłoby na to, że scho­wana w sza­fie pod­glą­da­łam Fi­lipa i Ma­rię. A on? Był za­lany. Nie wie­dział, kogo ca­łuje. Skoro te­raz w naj­lep­sze ob­ła­piał inną, to zna­czyło, że wcale nie my­ślał o mnie po­waż­nie.

Nie są­dzi­łam, że to w ogóle moż­liwe. W jed­nej chwili moje serce pod­ska­ki­wało ura­do­wane, a w ko­lej­nej wy­da­wało się mar­twe. I to z mo­jej winy. Nie­po­trzeb­nie ro­bi­łam so­bie ja­kieś na­dzieje.

Po tej nocy przy­się­głam so­bie jedną rzecz:

Ani te­raz, ani póź­niej nie po­zwolę, by ja­ki­kol­wiek fa­cet za­wró­cił mi w gło­wie.

Zwłasz­cza Fi­lip Ba­rań­ski, który miał czel­ność ukraść mi pierw­szy po­ca­łu­nek i o nim za­po­mnieć.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki