Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Wszystko zaczęło się od skradzionego pocałunku. Jednak w tym przypadku nie było mowy o szczęśliwym zakończeniu, gdyż obiekt westchnień zdawał się tego nie pamiętać. Właśnie po tamtej nocy Pola na dobre zamknęła swoje serce, utwierdzając się w przekonaniu, że ta cała „miłość” jest dobra jedynie dla niepoprawnych romantyczek, bo tak naprawdę uczucia wyparowują w okamgnieniu. A złamane serce leczy się znacznie dłużej. Jednak czy na pewno? A co, jeśli w grę wchodzi przeznaczenie?
Kilka lat później Pola jest już odnoszącą sukcesy artystką, a jej biżuteria oraz wyroby ze szkła zapewniają jej popularność. Nie szuka miłości i nie przywiązuje wagi do długotrwałych związków. Nie chce się angażować, gdyż... nadal czuje coś do chłopaka, który skradł jej pierwszy pocałunek. I który w dalszym ciągu kręci się wokół niej i jeszcze bardziej załazi jej za skórę.
Filip, jak przystało na błyskotliwego analityka, kalkuluje, wyciąga wnioski i stara się przewidzieć fakty. Wykazując się cierpliwością, próbuje zbliżyć się do Poli, dziewczyny, w której zakochał się lata temu, jednak przez splot niefortunnych zdarzeń nie miał szansy wyjawić swoich uczuć. Teraz ma ku temu okazję, a informacje, które zdobył, pozwoliły mu sądzić, że nie znalazł się na całkowicie przegranej pozycji. A nawet jeśli – poprzysiągł sobie, że nauczy Polę kochać.
Dwa serca, które są tak daleko, a jednocześnie tak blisko siebie.
I przeznaczenie, które nie chce dać za wygraną.
Anna Szafrańska (ur. 1990) – polska pisarka, autorka literatury obyczajowej i new adult. Zadebiutowała w 2016 roku na Międzynarodowych Targach Książki w Krakowie z książką Widmo grzechu. Autorka bestsellerowej serii "PInk Tattoo" oraz trylogii "Spragnieni".
Na swoim koncie ma ponad trzydzieści publikacji, w tym książki wydane pod pseudonimem – jako Majka Milejko oraz Linda Szańska (duet wraz z bestsellerową autorką Agnieszką Lingas– Łoniewską).
Nominowana w konkursie "Książka Roku 2020" portalu Lubimyczytac.pl za książkę PInk Tattoo. Lilianna, oraz laureatka "Najlepszej Książki 2021" portalu Granice.pl za powieść Uważaj, czego pragniesz. W 2021 roku seria PInk Tattoo została przetłumaczona na język czeski szybko zyskując status bestsellera.
Prywatnie miłośniczka książek Jane Austin, sióstr Brontë oraz wszelkich adaptacji filmowych ich twórczości. Mieszka pod Poznaniem, ale ogromnym uczuciem darzy Wrocław.
Ciekawostka: autorka ma dwukolorowe oczy (heterochromia).
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 192
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Dawno, dawno temu żyli chłopak i dziewczyna,którzy się nie rozumieli...A byli sobie przeznaczeni.
ROZDZIAŁ 1
Krótka historia skradzionego pocałunku
POLA
Filip Barański był moim utrapieniem, marą, która prześladowała mnie od czasów szkolnych.
Arogancki, wiecznie zadzierający nosa, wkurzający typ i na nieszczęście przybrany brat mojej najlepszej przyjaciółki. I co skrzętnie udało mi się ukryć – był też kolesiem, w którym zakochałam się na zabój.
Wiedziałam, że z pewnością coś jest ze mną nie tak. Czy normalna nastolatka wzdycha do chłopaka, z którym gryzie się jak pies z kotem? W sumie czemu się dziwić. Moja rodzina od pokoleń słynęła z tego, że nie ma szczęścia w miłości. Powinno być jasne jak słońce, że i moje spaczone serce wywinie podobny numer, a ja skończę nieszczęśliwie zakochana. Chociaż był taki czas, gdy myślałam, że przeznaczenie można zmienić. Tyle że ta nadzieja umarła równie szybko, jak się pojawiła.
Liceum słusznie nazywa się przedsionkiem piekła. Jeśli nie jesteś popularna bądź nie trzymasz się z ekipą „fajnych ludzi”, stajesz się luzerem, frajerem, popychadłem. Ostatecznie masz to szczęście i jako niewidzialna przemykasz przez ostatnie lata obowiązkowej nauki. Ja nie należałam do żadnej z tych grup, ale miałam w sobie coś, co sprawiało, że mnie lubiano, a przez to byłam zapraszana na imprezy organizowane przez starsze roczniki. Nie żebym pojawiała się na każdej bibie, co to to nie, ale z czasem zauważyłam, że moje odmowy skutkowały nawarstwianiem się zaproszeń na randki czy domówki. Cóż, byłam ładna, zgrabna, wygadana i czułam modę, a to najbardziej pożądane cechy u ludzi popularnych, którzy chcą się otaczać równie fajnymi ludźmi. No i dzięki moim kontaktom chroniłam Majkę.
To było widać jak na dłoni – nadal nie wyleczyła się z Wernera, jednak po odrzuceniu, które sprezentował jej na oczach całej szkoły, stała się przygaszona i unikała tłumów jak ognia. Ze względu na jej dziecinny wygląd oraz to, że większość czasu spędzała z nosem w książce, z pewnością zostałaby zepchnięta na margines i narażona na szykany, jednak dzięki naszej niezachwianej przyjaźni skutecznie odstraszałam każdego, kto chociażby spojrzał w jej kierunku z kpiną w oczach. I dlatego też, gdy w końcu zgodziłam się przyjąć zaproszenie na imprezę organizowaną w domu tegorocznego maturzysty, nie zamierzałam ciągnąć Majki na siłę do miejsca przepełnionego nawianymi i nagrzanymi nastolatkami. Za to postanowiłam, że podbuduję swoją pozycję dla dobra przyjaciółki.
Nastolatki są bezwzględne, jeśli chodzi o szkolną hierarchię. Zasada jest jedna: nie potrafisz się dostosować, zyskujesz rangę frajera. A jeśli masz własne zdanie i umiesz go bronić, jesteś nietykalna. Musiałam się taka stać, bo nie mogłam pozwolić, by kolejny „popularny” złamał moją przyjaciółkę.
Jeśli kiedykolwiek sądziłam, że domówki przedstawiane w serialach są przesadzone, to ta jedna skutecznie rozwiała moje wątpliwości. W domu stłoczyło się tyle ludzi, że zakrawało to już na imprezę masową. Alkohol był wszędzie: w kuchni, w salonie, na korytarzu, przy łazience (myślałam, że to pomysł od czapy, dopóki nie zobaczyłam, jak ludzie umilają sobie czas, popijając browarki i drinki w kolejce do klopa). Były też inne, mniej legalne używki, ale te kąciki zabaw omijałam szerokim łukiem. Nie planowałam dobrowolnego uśmiercenia szarych komórek, dlatego wybrałam bezpieczne niskoprocentowe piwo i z nim bujałam się przez większość wieczoru.
Pogadałam z kilkoma znajomymi, potańczyłam i w momencie, gdy miałam już odwiedzić łazienkę na piętrze (dostałam przepustkę od samego gospodarza), poczułam szarpnięcie za ramię i stoczyłam się z kilku stopni. Zderzenie z czymś twardym na chwilę mnie zamroczyło. Udało mi się jednak odzyskać rezon i zamierzałam zrugać kolesia, lecz wówczas czyjeś usta musnęły płatek mojego ucha i usłyszałam niski szept, po którym wszystkie włoski na karku stanęły mi dęba.
– Co tu, do cholery, robisz? – zapytał wkurzony Filip.
Fuck. Zapomniałam, że również jest tegorocznym maturzystą. W sumie to dobrze, że tak kurczowo trzymałam się jego ramienia, bo nogi odmówiły mi posłuszeństwa.
– Dobrze się bawię, nie widać? – odparłam, łypiąc na niego wrogo. – Polecam ci, bo po twojej skwaszonej minie wnioskuję, że...
– Masz dopiero siedemnaście lat – uciął, odbierając mi butelkę z piwem.
– Wielkie dzięki za przypomnienie, sztywniaku – prychnęłam i korzystając z okazji, że szukał miejsca, by odstawić butelkę, wyplątałam się z jego uścisku i ruszyłam po schodach na piętro.
– Zaraz, a ty dokąd?!
– Byle dalej od ciebie.
– Masz wrócić do domu, jasne? W tej chwili. W ogóle czy twoja babcia wie...
Zahamowałam tak ostro, że aż podwinęłam dywan, ale nie to było teraz najważniejsze. Dźgnęłam Filipa palcem w pierś, hardo zadarłam brodę i syknęłam złowieszczo:
– Weź się wypchaj, okej? Przyszłam tu z tobą? Nie, więc dlaczego, do ciężkiej cholery...
– Czuję się za ciebie odpowiedzialny. Jesteś... Jesteś przyjaciółką Majki – dokończył i zacisnął szczęki. Zaraz się zjeżył i rozejrzał wokoło. – Moment, tylko mi nie mów, że ona też tu jest?!
– Daj na wstrzymanie. Majka i impreza? Błagam. Poza tym co cię obchodzi, co i z kim robię? Nie jestem twoją siostrą – zauważyłam, splatając ręce na piersi.
Stężałą z gniewu twarz Filipa przeciął dziwny cień. Chłopak zmierzył mnie przenikliwym spojrzeniem, a pięści wepchnął głęboko w kieszenie modnych workowatych dżinsów.
– Nie. Nie jesteś – przyznał głucho.
– No więc właśnie – przytaknęłam, jakby to przesądzało sprawę, po czym zaczęłam wycofywać się na schody. – Więc z łaski swojej idź do swoich kumpli, a ja pójdę do swoich. Nara!
– Pola! Czekaj... Pola!
Mógł sobie wołać do woli, nie zamierzałam się zatrzymać. Wmieszanie się w tłum nie okazało się dla mnie szczególnym wyzwaniem, lecz dla kogoś postury Filipa już tak – był wysoki i szeroki w barach, a reakcje naszych podchmielonych kolegów i koleżanek opóźnione.
Na całe szczęście nie czułam aż tak pilnej potrzeby skorzystania z toalety. Mając świadomość, że Filip, jak ten pies ogrodnika, będzie na mnie czatował, przez jakiś czas zamierzałam omijać schody prowadzące na piętro szerokim łukiem. W tym czasie wyhaczyły mnie znajome ze starszej klasy i wyciągnęły na parkiet. Przetańczyłam z nimi kilka piosenek, stanowczo odmówiłam też kilku chłopakom, których ręce lepiły się, jakby zanurzyli je w melasie, i dopiero po jakimś czasie ponowiłam atak na łazienkę. Tym razem misja zakończona sukcesem.
Wychodząc ze środka, zerknęłam na telefon. Dochodziła północ, ale mimo że impreza dopiero się rozkręcała, marzyłam już o powrocie do cichego, spokojnego domu i miękkiego łóżka. Tym bardziej że rano obiecałam babci pomóc w warsztacie, więc...
– Ale się urżnął!
– Czekajcie! Cyknę mu fotkę. Najebany Barański, to dopiero news!
Zaciekawiona podekscytowanymi wrzaskami (i też tym, kto teraz znajdzie się na ustach całej szkoły), zerknęłam za róg. Takiego widoku kompletnie się nie spodziewałam. Momentalnie przepchnęłam się przez zbiegowisko frajerów mających czelność naśmiewać się z nieprzytomnego Filipa.
– Pojebało was? Spieprzać stąd! – krzyknęłam, klękając przy chłopaku. Spróbowałam go ocucić. Bezskutecznie. Był zalany w trupa.
– Ej, mała, spływaj, bo...
– Bo co? – Stanęłam na palcach, by wzrostem zrównać się z kolesiem, który to powiedział. – Artykuł osiemdziesiąty pierwszy mówi o rozpowszechnianiu wizerunku bez zgody osoby na nim przedstawionej. I wiesz co? Podlega to karze grzywny bądź więzienia do pięciu lat.
Typ drgnął i opuścił telefon.
– Zalewasz. Przecież to tylko dla fanu. Nikomu nie dzieje się krzywda.
– Taki z ciebie chojrak? To proszę, cykaj do woli! Pierwsza będę zeznawać.
– Ale on nie będzie sądzony! Jest nieletni. – Usłyszałam. Prześlizgnęłam się spojrzeniem po „adwokacie” i pokręciłam z politowaniem głową.
– Może być sądzony jak dorosły po skończeniu szesnastego roku życia. Coś jeszcze, nieuki?
W tłumie gapiów znalazła się osoba, która wygooglowała wiek, w jakim można zostać pociągniętym do odpowiedzialności karnej (dobrze, że tylko to!), i natychmiast wszyscy spokornieli. Rozgoniłam towarzystwo, po czym wróciłam do nieprzytomnego chłopaka.
– Chodź, idziemy odpocząć. Filip, współpracuj, do cholery!
– Dobra... Do-oobra – wymruczał i w końcu dźwignął się na nogi.
Bliskość Filipa nie stanowiła dla mnie żadnego problemu. Przez lata do perfekcji opracowałam system, który pozwalał zatuszować reakcje mojego ciała. Po prostu zmuszałam się do myślenia o innych rzeczach. Najskuteczniejsze okazywało się powtarzanie w myślach czynności, które wykonywałam podczas ozdabiania biżuterii i pracy z metalem. Dzięki temu mogłam z czystym sumieniem powiedzieć, że plączący się język, rwący oddech, płomienie buchające pod skórą, mrowienie w miejscach, gdzie mnie dotykał, schodziły na dalszy plan. Panowałam nad wszystkim, ale za Chiny nie potrafiłam uspokoić serca, które wyczyniało niepokojące akrobacje.
– A ten kodeks? Nie wiedziałem, że... Jesteś taaaaaka mądra – wydukał z uśmiechem.
Właściwie to poczułam, że wargi Filipa rozciągnęły się w uśmiechu. Pojęcia nie miałam, czy robił to umyślnie, czy był totalnie nieświadomy, ale jego usta niby od niechcenia muskały moją szyję.
– Większość zmyśliłam na poczekaniu – odparłam i skrzywiłam się, słysząc swój piskliwy głos. – Za kogo mnie masz? To jasne, że nie znam się na prawie. Ale połknęli haczyk i to dzięki mnie twoja spita morda nie stanie się memem.
– Cwaniara. Moja złośnica to cwaniara.
Głośno przełknęłam ślinę.
– Jaka twoja? – Zaśmiałam się nerwowo i pchnęłam pierwsze lepsze drzwi. Całe szczęście była to sypialnia i chyba przeznaczona dla gości. Poprowadziłam potykającego się o własne nogi Filipa do łóżka i wróciłam, by zamknąć drzwi. Cisza dzwoniła mi w uszach, czyli byliśmy tu sami. Spojrzałam przez ramię i westchnęłam ciężko. Co za żałosny widok. – Serio, nieźle odleciałeś.
– Nie, nie odleciałem – zaprotestował, po czym padł na materac jak kłoda.
– Cokolwiek – mruknęłam z przekąsem i widząc jego ślamazarne ruchy, gdy próbował podnieść się z łóżka, wywróciłam oczami. – Weź nie utrudniaj, okej? Prześpij się trochę, a później pomyślimy, jak dostarczyć cię do domu. W ogóle jak to możliwe, że się tak załatwiłeś? Minęło raptem pół godziny, a ty jesteś pijany jak bela.
– Ping... Pong – oznajmił, wykonując ruch, jakby celował piłeczką do wyimaginowanego kubka zawieszonego gdzieś między sufitem a mną.
– Piwny ping-pong? – Przysiadając na brzegu łóżka, wzniosłam oczy do nieba. – W to się jeszcze gra?
Filip pokręcił głową, a jego przydługie ciemne włosy skutecznie zasłoniły szkliste oczy w odcieniu mlecznej czekolady.
– Nie piwny.
– Szoty? Jeszcze lepiej. Pewnie, ty możesz się bawić do woli, ale założę się, że gdybym to ja była przy tym stole...
Nieoczekiwanie się podniósł i całkiem zręcznie chwycił mój uniesiony palec.
– Jesteś taka śliczna, kiedy się złościsz.
Coś... Coś było nie tak.
To między nami... było zdecydowanie coś nie tak. Jego przesiąknięty alkoholem oddech mieszał się z moim, też niekoniecznie pozbawionym procentów. Normalnie odepchnęłabym Filipa z obrzydzeniem, ale teraz nie mogłam oderwać wzroku od jego oczu, w których widziałam własne niewyraźne i lekko rozmazane odbicie. A przecież to niemożliwe, bo w pokoju było ciemno.
Oznaczało to jedno.
Byliśmy za blisko.
– Więc co? – spytałam i bezwiednie zwilżyłam usta czubkiem języka. Czułam suchość w gardle, a ciało ogarnęła jakaś dziwna niecierpliwość. – Celowo doprowadzasz mnie do szewskiej pasji?
– Może tak. Może nie. Sam nie wiem – odparł, wodząc wzrokiem po moich wargach. – Lubię, jak je zaciskasz na chwilę, zanim stracisz nad sobą panowanie. I lubię te iskierki w oczach.
Nie mogłam się ruszyć. Nie, gdy czubkami chłodnych palców obrysował linię tuż pod moją dolną wargą. Filip nigdy nie dotykał mnie w ten sposób. Czuły i intymny dotyk sprawił, że moje powieki stały się ciężkie jak z ołowiu, a oddech rwał się i z każdą sekundą coraz trudniej było mi zaczerpnąć tchu. Nasilający się szum w głowie prawie pozbawił mnie świadomości. Musiałam to przerwać. Inaczej dojdzie do czegoś, czego oboje będziemy cholernie żałować.
– Masochista. A teraz przestań błaznować i w końcu się po...
Muśnięcie.
Poczułam muśnięcie w kąciku ust. Filip, widząc, że nie protestuję, nakrył moje wargi swoimi i przygarnął mnie bliżej. Jego dłonie zsunęły się po mojej talii wprost na biodra, a palce zawędrowały pod obszytą cekinami bluzkę. Poczułam, jak suną niespiesznie po żebrach i gdy dotarły do koronki stanika, dramatycznie zassałam powietrze. A Filip to wykorzystał. Jego język wsunął się do wnętrza moich ust i... zmiękłam. Poczułam, jak moje ciało staje się lekkie, niebezpiecznie uległe. Frunęłam. Tak przynajmniej mi się wydawało. Filip obrócił nas i natychmiast nakrył mnie swoim ciałem. Jego ciężar oraz zachęcający ruch bioder sprawiły, że z mojego gardła uleciał dziwny, niepokojący dźwięk. Dopiero później dotarło do mnie, że jęknęłam zupełnie jak te gorące laski w pornosach.
– W końcu. Nareszcie – wyszeptał zmienionym głosem, na przemian skubiąc i muskając moje usta.
To mnie ocuciło. Poczułam się trzeźwa jak nigdy wcześniej.
Oparłam dłonie na torsie Filipa i całą sobą starałam się zignorować fakt, jak bardzo był rozgrzany. Odepchnęłam chłopaka i wystraszona spojrzałam w jego roziskrzone oczy.
– Czemu to zrobiłeś?
Uśmiechnął się ospale, po czym przytulił się do mojego boku.
– Podobasz mi się. Zawsze cię lubiłem – wyszeptał wprost do mojego ucha. – Zawsze.
To był pierwszy raz, gdy bałam się zaczerpnąć powietrza. I pierwszy raz, gdy zupełnie nie wiedziałam, co się dzieje.
Filip zasnął w okamgnieniu i nie musiałam tego sprawdzać, by mieć stuprocentową pewność. Jego spokojny, miarowy oddech łaskotał wrażliwe miejsce na moim karku. Nawet nie wiedziałam, że takowe mam. Ale co gorsza, nie mogłam się wyswobodzić – Filip trzymał mnie w sztywnym uścisku i to cud, że w ogóle oddychałam. Mimo to bałam się poruszyć. Co, jeśli się obudzi? Ale przecież i tak w końcu otworzy oczy! Czy nie lepiej przeczekać gdzieś obok, chociażby na fotelu, zamiast leżeć skulona u jego boku i czerpać bliżej nieokreśloną rozkosz z poczucia bliskości...
– Filip? Jesteś tutaj?
Moje ciało zareagowało szybciej niż skołowany umysł. Gdy pukanie i nawoływanie rozległo się ponownie, ja już wskakiwałam do pierwszej lepszej kryjówki. W tym przypadku była to szafa. Nie zdążyłam zupełnie zamknąć skrzypiących drzwi i przez szparę (chcąc nie chcąc) obserwowałam, jak do pokoju wchodzi Maria, Filipa koleżanka z klasy. Zrywając się z łóżka, musiałam go obudzić, bo rozglądał się wokoło błędnym wzrokiem.
– Filip? Wszystko gra? – spytała blondynka, siadając na brzegu łóżka. Troskliwie ujęła ramię Filipa. – Chcesz skorzystać z łazienki?
Łajza – prychnęłam w myślach, widząc, jak Maria mizdrzy się do chłopaka. Może posuwałam się za daleko, bo tylko (i aż!) się całowaliśmy i zdecydowanie nie powinnam rościć sobie żadnych praw do Filipa, ale... do ciężkiej cholery! Zaciskając do bólu zęby, cierpliwie czekałam, aż ten przegna ją na cztery wiatry.
– Maryś? – wychrypiał, jakby dopiero co zauważył dziewczynę.
– Maria. Wiesz, że nie lubię, jak się zdrabnia moje imię.
Och, dzięki wielkie za przypomnienie, a teraz SPADAJ STĄD!
Jednak Maria najwyraźniej nie miała zamiaru brać tyłka w troki i jeszcze bardziej pochyliła się nad skołowanym Filipem.
– Co jest? Źle się czujesz? Może przyniosę ci wody... – Urwała, gdy chłopak stanowczo chwycił ją za rękę.
– Gdzie jest Pola?
– Pojęcia nie mam. Przyprowadziła cię, a później sobie poszła.
CO?!
– Czyli... Czy my...? Czy ja cię...? – Wskazał na siebie, a później na Marię. Nie trzeba było być geniuszem, żeby rozwikłać tę zagadkę.
I poważnie, naprawdę poważnie myślałam, że laska ma jakiekolwiek poczucie godności. Rozumiałam, że w miłości i na wojnie wszystkie chwyty dozwolone, ale to... To było świństwo.
– Och, masz na myśli tamten pocałunek? – Roześmiała się perliście, przysiadła tuż przy nim... i zarzuciła mu ręce na ramiona. – Trochę mnie zaskoczyłeś, ale było miło.
– A...ha...
– Cieszę się, że oboje czujemy to samo. Naprawdę cię kocham, Filip.
Przytknęłam dłoń do ust i natychmiast odwróciłam głowę.
Nie mogłam na to patrzeć. Nie mogłam znieść widoku Filipa, który całował się w najlepsze z Marią. Przecież powiedział, że to mnie lubi! To mnie skradł pierwszy pocałunek! To mnie...
Powinnam wyskoczyć z tej przeklętej szafy i zasadzić mu tak soczystego liścia, na jakiego zasługiwał, ale czy to miało sens? Czy to cokolwiek by zmieniło? Tylko bym się zbłaźniła, bo wyszłoby na to, że schowana w szafie podglądałam Filipa i Marię. A on? Był zalany. Nie wiedział, kogo całuje. Skoro teraz w najlepsze obłapiał inną, to znaczyło, że wcale nie myślał o mnie poważnie.
Nie sądziłam, że to w ogóle możliwe. W jednej chwili moje serce podskakiwało uradowane, a w kolejnej wydawało się martwe. I to z mojej winy. Niepotrzebnie robiłam sobie jakieś nadzieje.
Po tej nocy przysięgłam sobie jedną rzecz:
Ani teraz, ani później nie pozwolę, by jakikolwiek facet zawrócił mi w głowie.
Zwłaszcza Filip Barański, który miał czelność ukraść mi pierwszy pocałunek i o nim zapomnieć.