Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Czy rodzinne więzi zniosą każdą odkrytą tajemnicę?
Życie trzech pand z Bambusowego królestwa zatrzęsło się w posadach. Ulewa, Duch i Łodyga dopiero poznali prawdę o swoich rodzinach – każdy jednak nosi w sobie wiele nieodkrytych sekretów. A gdy próbują poskładać fragmenty przeszłości w jedną całość, w ich domu zaczyna czaić się coraz większe niebezpieczeństwo – kłamca przebrany za przywódcę.
Zachód, zwany Smoczym Mówcą, snuje swoje własne plany, a nagłe pojawienie się trojaczków ze starożytnej przepowiedni sprawia, że okoliczności przestają mu sprzyjać. Podczas gdy Ulewa i Łodyga usiłują ustalić wspólny front, Duch, który ma trudności z przystosowaniem się do życia pandy, dostaje się pod wpływ Zachoda…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 244
Mieszkańcy Smukłego Lasu:
Łodyga ze Smukłego Lasu – młoda samica pandy
Śliwa ze Smukłego Lasu – samica pandy, ciotka Łodygi
Jałowiec ze Smukłego Lasu – starszy samiec pandy
Trawa ze Smukłego Lasu – samica pandy
Hiacynta ze Smukłego Lasu – panda, matka Palika
Dzikie Jabłko ze Smukłego Lasu – samiec pandy
Wichura ze Smukłego Lasu – samica pandy
Palik ze Smukłego Lasu – młody samiec pandy
Zrywek Wytrawny Wspinacz – młody samiec pandki rudej, najlepszy przyjaciel Łodygi
Tropicielka Wytrawna Wspinaczka – samica pandki rudej, matka Zrywka
Skoczek Wytrawny Wspinacz – młody samiec pandki rudej
Plamka Wspaniała Pływaczka – samica pandki rudej
Łowca Wysoki Skoczek – samiec pandki rudej
Włóczęga Wysoka Skoczka – samica pandki rudej
Biegacz Uzdrawiające Serce – samiec pandki rudej, uzdrowiciel
Szarpak Wysoki Skoczek – samiec pandki rudej
Mieszkańcy Kwitnącego Wzgórza:
Ulewa – młoda samica pandy
Peonia – samica pandy, matka Ulewy
Kamyk – młody samiec pandy, najlepszy przyjaciel Ulewy
Mgła – samica pandy, obok Szkwała to jedna z najstarszych pand na Kwitnącym Wzgórzu
Szkwał – samiec pandy, obok Mgły to jedna z najstarszych pand na Kwitnącym Wzgórzu
Cyprys – samiec pandy
Kwiat – starsza samica pandy
Brzask – samica pandy, matka Kumaka
Horyzont – samica pandy, matka Jodły, partnerka Cyprysa
Kumak – młodziutki samiec pandy
Jodła – młodziutka samica pandy
Duch – młody irbis śnieżny, przybrany brat Ciarki, Śnieżycy i Szrona
Ciarka – młoda samica irbisa śnieżnego, najsłabsza z miotu
Pieprz – młody samiec pandy
Winorośl – samica pandy, partnerka Babki
Babka – samiec pandy, partner Winorośli
Krzepka Stopa – samiec rokselany złocistej, przywódca grupy małp
Żwawy Ogon – młoda rokselana złocista, członkini grupy Krzepkiej Stopy
Silny Grzbiet – samiec rokselany złocistej, członek grupy Krzepkiej Stopy
Podrygująca Łapa – samica rokselany złocistej, członkini grupy Krzepkiej Stopy
Cis – duża samica pandy
Azalia – samica pandy
Żeńszeń – samiec pandy
Mieszkańcy Białych Kolców:
Śnieżyca – młoda samica irbisa śnieżnego
Szron – młody samiec irbisa śnieżnego
Grad – młody samiec irbisa śnieżnego
Szadź – młoda samica irbisa śnieżnego
Lodowica – samica irbisa śnieżnego, matka Grada i Szadzi
Pozostali bohaterowie:
Spokojna Woda – samica żurawia czarnoszyjego, partnerka Cichego Brzegu
Cichy Brzeg – samiec żurawia czarnoszyjego, partner Spokojnej Wody
Łowca Cieni – samiec tygrysa, Obserwator i opiekun Smoczych Mówców
Cichy Brzeg, żuraw czarnoszyi, zakołysał się w powietrzu i uniósł na podmuchach wiatru, płynących nad górami i dolinami Bambusowego Królestwa. Jego partnerka, Spokojna Woda, zetknęła się z nim w locie czubkiem skrzydła.
Wspaniale byłoby wrócić do swojego gniazda na mieliźnie wielkiej rzeki. Długie lato dobiegało końca, a północny brzeg idealnie nadawał się do tego, by osiąść na nim na czas ostrej, górskiej zimy.
Lecieli z połyskującym prądem przecinającej królestwo rzeki, ponad bystrzycami i przez gęste lasy, aż w końcu Spokojna Woda zakrakała łagodnie:
– Jesteśmy prawie na miejscu. Spójrz, tam jest wodospad. Omszone skały będą tuż za zakrętem.
Skręciła w powietrzu i bystrym spojrzeniem zaczęła przyglądać się mieliźnie, poszukując gniazda. Gdy jednak zakręcili zgodnie z biegiem rzeki i Cichy Brzeg spuścił wzrok na wodę, natychmiast zdał sobie sprawę, że coś jest nie tak.
– Gdzie są skały? – zawołał.
Teren, w którym gniazdowali, wyglądał zupełnie inaczej, niż zapamiętał. Po wielkim potopie wraz ze Spokojną Wodą spędzili sporo czasu, poszukując idealnego miejsca na wybudowanie nowego gniazda. Gdy odlatywali na wiosnę, zostawili za sobą delikatne zbocze prowadzące do płytkiej sadzawki otoczonej omszonymi skałami, w której mogli zastawiać pułapki na niewielkie ryby i byli chronieni przed silnymi prądami. Ale teraz na skraj rzeki prowadził stromy spadek…
– Spójrz! – rzuciła Spokojna Woda i zanurkowała w powietrzu, po czym wylądowała na omszonym szczycie wychodni skalnej.
Cichy Brzeg usiadł obok niej i wydał z siebie zduszony okrzyk. Na szczycie skały stało ich stare gniazdo: wygodny okrąg stworzony z gałązek, połamanego bambusa i mchu. Chwilę zajęło mu zrozumienie, na co patrzy. Dlaczego gniazdo nie znajdowało się w wodzie? Nagle zdał sobie sprawę, że to nie gniazdo zmieniło miejsce, ale rzeka!
– Cichy Brzegu – powiedziała z westchnieniem Spokojna Woda. – Wody powodziowe nareszcie się cofają!
Żuraw zeskoczył ze skał w stronę nowego brzegu rzeki. Stojące w pobliżu poskręcane drzewo, które niegdyś było zupełnie zatopione, wystawało teraz z wody, ociekając wodorostami. Z mułu przy drzewie wyrastał już cienki pęd bambusa z pojedynczym zielonym listkiem. Krajobraz był oświetlony blaskiem słońca, które osuszało skały i błyszczało na powierzchni wody. Nawet nurt zdawał się nieco łagodniejszy niż wcześniej. Inne ptaki ciekawsko podskakiwały przy brzegu, dziobiąc miękką ziemię, a para latających wiewiórek przeskoczyła z niższej gałęzi na wyższą, szczebiocząc z podekscytowania.
– Cudownie! – zapiała Spokojna Woda. – Wszystko w końcu wraca do normy!
Oboje przechylili na moment głowy, po czym rozdzielili się, by poszukać idealnego miejsca na nowe gniazdo. Cichy Brzeg znalazł zacienioną połać na nowej płyciźnie, w miejscu gdzie nurt uderzał o wielką, gładką, białą skałę. Przynieśli gałązki i liście, zaczęli wiązać je ze sobą i warstwa po warstwie budować ściany gniazda. W wodzie mignął wielki karp, a żuraw przerwał pracę, by obserwować, jak ryba przedziera się przez las wodorostów.
Spokojna Woda wyjęła gałązkę z dzioba partnera i włożyła ją na miejsce, po czym weszła do gniazda i znów z niego wyszła, wprawnym okiem oceniając ich pracę. Zadowolony Cichy Brzeg zagruchał cicho sam do siebie i wyjął spod skrzydła luźne pióro. Jego partnerka doskonale radziła sobie z budową gniazda. Światło padało na jej głowę, a dokładniej na odsłonięty fragment czerwonej skóry w kształcie liścia miłorzębu, który połyskiwał w jasnym blasku słońca.
Przewlekł przez gniazdo wyciągnięte spod skrzydła pióro, po czym wszedł nieco głębiej do wody, czując, jak ten dziwny nowy nurt uderza w jego patykowate nogi. Rzeka zawsze ostrzegała ich, gdy nadciągały kłopoty, a teraz sprawiała wrażenie niespokojnej. Cichy Brzeg nie czuł jednak potwornego chlupotu zwiastującego nadejście drapieżnika, ale miał poczucie ogromnej zmiany. I kolejnych, które dopiero nadejdą…
Coś za nim delikatnie plusnęło, odwrócił się więc i zobaczył Spokojną Wodę, która stała obok gniazda, a gałązka, którą trzymała wcześniej w dziobie, teraz kołysała się na powierzchni.
Jej dziób był uchylony, a zwykle bystre spojrzenie było dość rozbiegane.
– Poczułeś to? – zagruchała cicho.
Cichy Brzeg skupił się na prądzie rzeki, ale nie wyczuł żadnej zmiany.
– Co takiego? – zapytał.
– Coś tutaj było. – Całe upierzenie na szyi Spokojnej Wody się nastroszyło. Samica żurawia przestępowała nerwowo z nogi na nogę. – Niczego nie poczułeś? Tak jakby… coś przy mnie oddychało.
Po chwili Spokojna Woda weszła do rzeki, a jej kroki rozpryskiwały krople na nogi Cichego Brzegu, który ze zdumieniem obserwował, jak jego partnerka chodzi w tę i z powrotem po mieliźnie, strasząc karpia, który leniuchował w nasłonecznionej części.
– Co się dzieje? – zapytał Cichy Brzeg, strosząc własne pióra na szyi. – Ja niczego nie poczułem.
– Ja… chyba… muszę iść. – Spokojna Woda w końcu przestała krążyć i spojrzała w oczy partnera. – Przepraszam.
– Iść? – Cichy Brzeg niczego nie rozumiał. – Przecież dopiero przylecieliśmy. Ale możemy przenieść gniazdo, jeśli…
– Nie, nie o to chodzi – przerwała mu Spokojna Woda. – Gniazdo jest idealne, tu chodzi o mnie. Czuję, że coś… mnie wzywa. Jest coś, co muszę zrobić. – Podeszła do niego, jeszcze bardziej rozpryskując wodę, i przytuliła się do jego szyi. – Wrócę najszybciej, jak będę mogła.
– Zaczekaj, Spokojna… – zaczął Cichy Brzeg, ale ona się nie zatrzymała. Wybiła się jednym skokiem i odleciała, rozsiewając w powietrzu połyskującą ścieżkę kropelek wody. Kilka razy zamachała mocnymi czarno-białymi skrzydłami i zniknęła w Północnym Lesie, gdzie zakryły ją falujące liście bambusa.
Cichy Brzeg otrząsnął się i ruszył za nią, nerwowo machając skrzydłami, ale jej już nie było, zupełnie jakby porwał ją silny podmuch wiatru. Młody żuraw zatoczył koło w powietrzu, rozglądając się za jakimkolwiek znakiem zostawionym przez partnerkę lub za prądami, które ją porwały, ale niczego nie znalazł.
Co się stało? Dokąd ona poleciała? Kiedy wróci? Czy w ogóle wróci?
Rozległ się głuchy trzask. Cichy Brzeg spostrzegł, że część ich gniazda nagle odłączyła się od bladej skały i całość konstrukcji zaczęła dryfować w stronę rzeki. Zaskrzeczał z przerażeniem i rzucił się za gniazdem, lądując z pluskiem w wodzie i chwytając je dziobem, by spróbować zaciągnąć je w bezpieczne miejsce.
Tylko po co? Bez Spokojnej Wody… – pomyślał.
Ale po chwili stwierdził, że nie może pozwolić sobie na smutek. Ona przecież wróci, a kiedy to się stanie, będzie na nią czekało śliczne gniazdo. Nasze gniazdo – dodał optymistycznie.
Mocował się z wiązką gałęzi, desperacko próbując ją ocalić, mimo że kawałki gniazda już się rozsypywały i odpływały w różne strony. W końcu udało mu się dociągnąć je do bladej skały. Potrzebował jednak czegoś, by je unieruchomić.
Rozglądał się gorączkowo, aż w końcu zobaczył płytko pod wodą coś długiego i błyszczącego. Miało ten sam blady odcień co skała. Ale gdy zanurzył dziób w wodzie, by to wyjąć, przedmiot był coraz dłuższy i dłuższy, aż w końcu stał się cienki i wygięty.
To nie była skała, tylko kość.
Cichy Brzeg widział w górach wystarczająco dużo drapieżników i ich ofiar, by wiedzieć, że było to żebro, i to należące do stworzenia o wiele większego niż ryba. Ostrożnie odłożył kość i się rozejrzał.
Leżały wszędzie dookoła. Wystawały z błota albo połyskiwały na mieliźnie.
Było ich mnóstwo. Początkowo żuraw myślał, że to kamienie, takie same jak ta ogromna biała skała, przy której wybudowali swoje gniazdo… To muszą być kości zwierząt, które nie przeżyły potopu – zreflektował się po chwili.
Odwrócił się i powoli zaczął okrążać ogromny kamień. Nagle zatrzymał się i wzdrygnął na widok dwóch wielkich okrągłych szczelin znajdujących się po drugiej stronie. To były oczodoły, a pod nimi znajdował się rząd ostrych zębów.
Rozległ się wrzask, który wystraszył ptaka wpatrującego się w wypełnione kośćmi pole, na którym chciał urządzić swój dom. Cichy Brzeg instynktownie wzbił się w powietrze i leciał coraz wyżej, aż wpadł na stado siewek.
– Leć, leć, szybko! – piszczały. – Drapieżnik!
Żuraw oddalił się od nich i skręcił, by zatoczyć koło nad linią brzegową i sprawdzić, co tak przestraszyło ptaki. Widział latające wiewiórki, które w pośpiechu przeskakiwały z drzewa na drzewo, tłum panikujących bażantów, rozbiegających się ze skały, gdzie wylegiwały się na słońcu…
Wtedy zobaczył, co je tak przestraszyło, i sam poczuł przerażenie. Drapieżnik schodził lekkim krokiem ze wzgórza. Jego czarne i pomarańczowe pręgi falowały miarowo, a on ignorował panikę, jaką spowodował. Jego wibrysy zadrżały, gdy w drodze na brzeg obwąchiwał powietrze. Zanurzył się w rzece i pozwolił wodzie obmyć swoją pierś.
Nawet z wysoka Cichy Brzeg słyszał warknięcie, które przetoczyło się przez teren wokół tygrysa. Stwór zdawał się patrzeć na przeciwny brzeg rzeki, z nadstawionymi uszami i ogonem smagającym wodę.
Żuraw nie wiedział, na co polował drapieżnik, ale cieszył się, że nie na niego.
W końcu tygrys odwrócił się i ruszył z powrotem na mieliznę. Jego ogon otarł się o gniazdo, sprawiając, że znów odłączyło się od boku czaszki, a Cichy Brzeg z bólem serca obserwował, jak jego dom, wszystko, co zostało mu po nieobecnej partnerce, znikało wraz z nurtem rzeki.
Łodyga wspięła się na szczyt płaskiej skały i odwróciła pysk w stronę Smoczej Góry. Nadal byli bardzo daleko – góra była tylko migoczącym purpurowym kształtem zakrytym wirującymi oparami chmur, ale panda wiedziała, że uda im się znaleźć drogę. Zadrżała, gdy zimny podmuch zmierzwił jej futro, i spojrzała w górę stromego zbocza, na które będą się musieli wspiąć, oraz na zaspy, które widniały na horyzoncie.
Przebyła daleką drogę z najlepszym przyjacielem Zrywkiem – samcem pandki rudej. Wspinali się na szczyty, kryli się przed deszczem ze śniegiem i przetrwali najgorsze trzęsienie ziemi w życiu Łodygi. Podążali ścieżką Wspaniałego Smoka, a po drodze nawet sprzymierzyli się z tygrysem. I to właśnie on ich tutaj przyprowadził.
Łodyga odwróciła się i spojrzała w przestrzeń pomiędzy drzewami rosnącymi na zboczu góry, gdzie Zrywek zbierał liście purpurowego leczniczego bambusa dla cioci Śliwy, która dochodziła już do siebie – choroba znikała z jej rany, ale wyglądało na to, że zostawi po sobie okropną bliznę.
Obok nich siedziała inna młoda panda, przytrzymując pęd, z którego Zrywek zdejmował liście. Wyglądała zupełnie jak Łodyga, poza tym że była lepiej odżywiona, i co za tym idzie, okrąglejsza, a jej futro nieco bardziej lśniło. To Ulewa z Kwitnącego Wzgórza, siostra Łodygi.
– Dziękuję, Wspaniały Smoku – wyszeptała Łodyga. – Za uratowanie Śliwy przed atakiem białego potwora i za to, że zjednoczyłeś mnie z Ulewą.
Młoda panda zawsze marzyła, że uda jej się kiedyś przedostać na drugi brzeg rzeki i odnaleźć matkę i siostrę. A teraz nie dość, że Ulewa ją znalazła, to okazało się, że mają jeszcze jedną siostrę lub brata gdzieś w Bambusowym Królestwie. No i jesteśmy Smoczymi Mówczyniami – dodała w myślach.
Wierzyła w to, co tygrys zwany Łowcą Cieni powiedział jej o przeznaczeniu, ale nadal czuła się z tym bardzo dziwnie. Zawsze zakładała, że Smok słyszał dziękczynienia za uczty i prośby o pomoc, ale teraz, gdy wiedziała, że Smok może jej odpowiedzieć, postanowiła inaczej dobrać słowa.
Dziękuję za to, że nam pomogłeś – pomyślała, podnosząc wzrok z powrotem na Smoczą Górę. – Zrobię wszystko, co w mojej mocy, by stać się dobrą Smoczą Mówczynią i sprawić, by w Bambusowym Królestwie znów wszystko było dobrze.
Miała nadzieję, że to były właściwe słowa.
– Ulewo, kochanie, opowiedz mi o pandach z Kwitnącego Wzgórza – poprosiła Śliwa, i usiadła opierając plecy o drzewo. – Jak wiele was tam jest? Mam wrażenie, że rośnie tam o wiele więcej bambusa.
– Tak. Całe mnóstwo – odpowiedziała Ulewa. Śliwa i Łodyga spojrzały na nią wyczekująco, ale najwyraźniej Ulewa nie chciała rozwijać tematu.
To wszystko nadal dopiero do niej dociera – uświadomiła sobie Łodyga. Rozumiała to – Ulewa niemal utonęła w rzece, a gdy się obudziła, znalazła się z dala od domu, gdzie jakaś obca panda powiedziała jej, że jest jednym z trojaczków, panda, którą nazywała matką, wcale nią nie jest, a ona jest Smoczą Mówczynią. Łodyga nie mogła winić siostry za przekonanie, że to wszystko może być jakimś dziwacznym snem.
– A… opowiedz mi raz jeszcze o Zachodzie – zachęcała Śliwa, marszcząc pysk. – Nie ma możliwości, że się pomyliłaś?
Ulewa zaśmiała się pogardliwie.
– Sądzisz, że może wyobraziłam sobie, że przytrzymuje mnie pod wodą?
Śliwa wyglądała na dotkniętą.
– Skąd, moja droga. Po prostu… spotkałam go kiedyś, jeszcze przed powodzią, i wydawał się dobrym, mądrym Smoczym Mówcą. Nie dał mi powodów, bym pomyślała, że jest kłamcą.
Ulewa przechyliła głowę i podrapała się za uchem.
– Cóż… nie obraź się, ale każda panda na Kwitnącym Wzgórzu myśli tak samo jak ty. Mówią, że jest mądry, bo nieźle idzie mu zmyślanie ogólnikowych przepowiedni, które tak czy siak się sprawdzą. Mówią też, że jest dobry, a to dlatego, że nigdy nie widzieli, jak układa się z rokselanami, by pobiły bezbronną młodziutką pandę. Nie zdają sobie sprawy, że jego wymysły nie mają żadnego sensu, ze wszystkim się zgadzają. Chcąw niego wierzyć, więc po prostu to robią. Nawet moja matka! Nawet mój najlepszy przyjaciel, Kamyk…
Ulewa zamilkła, a na jej pysku zamiast naburmuszenia pojawił się smutek.
– Odkryjemy prawdę – powiedziała łagodnie Śliwa. – Nie wiem, co się z nim stało, gdy zniknął, ale dowiemy się, dlaczego się zmienił.
– Jeśli tak właśnie było – mruknęła Ulewa. – Nie wiemy przecież, czy kiedykolwiek naprawdę był dobrą pandą. Zresztą, nie obchodzi mnie to. Muszę go tylko powstrzymać.
– A to nie powinno być zbyt trudne – pisnął Zrywek. – Nie, kiedy wszyscy dowiedzą się, że prawdziwe Smocze Mówczynie są tutaj!
Ciocia Śliwa wydała z siebie ciche, radosne westchnienie. Spojrzała na Łodygę, która poczuła się zawstydzona czcią dostrzeżoną w oczach ciotki.
– Moja Łodyga – zaczęła Śliwa – jest Smoczą Mówczynią, i to pierwszą, która dzieli się tym zaszczytem ze swoim rodzeństwem. Nie mogłabym być z ciebie bardziej dumna, moja droga – zwróciła się do krewniaczki. – Z was obu – dodała, spoglądając na Ulewę, która znów zmarszczyła pysk.
– Zrywek ma rację – odezwała się Łodyga do siostry. – Niech wszyscy dowiedzą się prawdy. Rozumiem, że chcesz wrócić i pomóc swoim przyjaciołom, ale najpierw musimy spełnić nasz obowiązek. I to właśnie pomoże nam ich ocalić! Rzucimy wyzwanie Zachodowi i pomożemy całemu Bambusowemu Królestwu!
– A ja będę was wspierać – dodała Śliwa. Powoli stanęła na łapy. Łodyga podbiegła do niej, służąc ramieniem, by Śliwa mogła się o nią oprzeć, ale ciotka zachichotała i odtrąciła ją nosem.
– Dzięki Zrywkowi i jego leczniczemu bambusowi jestem na tyle silna, by chodzić – oznajmiła i odwróciła się, by z wdzięcznością polizać pandkę rudą za uchem. – Wiem, co musicie teraz zrobić. Powinniśmy dotrzeć do Smoczej Góry. Wszyscy nowi Smoczy Mówcy muszą udać się w tę podróż, by odbyć rytuał i zostać zaakceptowanymi przez samego Smoka.
– Jaki rytuał? – zapytała Ulewa.
– Żadna panda nie wie, co tak naprawdę dzieje się w jaskini – wyjaśniła Śliwa. – To sprawa pomiędzy Mówcą a Smokiem. Ale to coś, co musi uczynić każdy Mówca.
– W takim razie lepiej się zbierajmy – zakończyła temat Łodyga. – O ile jesteś pewna, że dasz radę chodzić. – Spojrzała na ciotkę, krzywiąc się na widok świeżych ran ciętych, które biały potwór zostawił wzdłuż jej nosa i na boku. Nie były głębokie, ale nadal świeże, a krew zabarwiła okalające je futro na brązowo.
– Jeśli będziemy robić przystanki na uczty, dam radę – powiedziała Śliwa. Zrobiła kilka kroków na próbę, a potem kilka kolejnych. Łodyga trzymała się blisko cioci, na wypadek gdyby ta się potknęła, ale gdy przeszły kilka długości niedźwiedzia, uspokoiła się i odwróciła do Ulewy.
Jej siostra nawet się nie poruszyła. Nadal siedziała pod jedną z wykręconych sosen, ze zmarszczonym pyskiem obwąchując powietrze. Gdy zobaczyła, że Łodyga na nią patrzy, podniosła się na łapy, ale jej kroki były niepewne. Kopniakiem odsunęła na bok stertę sosnowych igieł.
– Nie jestem przekonana – wyznała cicho. – A co, jeśli się mylisz? Całą drogę na tę górę przejdziesz na nic. Możesz zginąć. Zamarznąć, zostać zjedzoną przez lamparty… Ten tygrys też może wrócić. Co, jeśli okaże się, że to jakiś jego plan, by upewnić się, że jesteś słaba i odosobniona, zanim wróci, by cię zjeść?
Łodyga chciała powiedzieć Ulewie, by się nie wygłupiała, ale przypomniała sobie w porę, że jej siostra nie miała tyle czasu, by się do tego wszystkiego przyzwyczaić.
– Przysięgam, że Łowca Cieni jest po naszej stronie – powiedziała, zwracając się po części do Zrywka, który wyglądał na przerażonego słowami Ulewy o sprytnym planie tygrysa. – Wszystko będzie dobrze, tylko musimy trzymać się razem. A jak dotrzemy do Smoczej Góry i nic się nie wydarzy, cóż, przynajmniej dowiemy się prawdy, czyż nie?
Ulewa westchnęła i spojrzała przez ramię. Łodyga podążyła za jej wzrokiem i zdała sobie sprawę, że patrzy na południe, w dół zbocza góry idącego w stronę rzeki i Kwitnącego Wzgórza. Przygotowała się na kolejną dyskusję z siostrą, ale zanim zdążyła się odezwać, Ulewa odwróciła wzrok.
– Dobrze. Pójdę z tobą. Czas upewnić się, że żadna ze mnie Smocza Mówczyni – dodała, szczerząc zęby.
Łodyga odwzajemniła uśmiech. Droczysz się ze mną jak prawdziwa siostra! – pomyślała.
Gdy cała czwórka opuściła polanę i zaczęła piąć się w górę zbocza, w kierunku purpurowej, skąpanej we mgle Smoczej Góry, Łodyga poczuła, jak rośnie jej serce. Co się wydarzy, gdy dotrą do jaskini Smoka? Zobaczą go? Będzie chciał z nimi rozmawiać?
Cokolwiek miało się stać, póki co cieszyła się, że zbliża się do celu. Była ze swoją siostrą, a wkrótce i Ulewa to wszystko zaakceptuje.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki