Bez strachu. Sprawdzony sposób na pokonanie lęku, obsesji, hipochondrii i innych irracjonalnych obaw - Rafael Santandreu - ebook

Bez strachu. Sprawdzony sposób na pokonanie lęku, obsesji, hipochondrii i innych irracjonalnych obaw ebook

Rafael Santandreu

4,7

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Czy można żyć bez strachu? Oczywiście!

Odkryj metodę, popartą badaniami naukowymi, dzięki której setki tysięcy ludzi nauczyło się żyć bez strachu.

Poznaj cztery proste kroki, które pozwolą ci całkowicie pokonać nawet najbardziej dotkliwe lęki. Bez względu na to, czy zmagasz się z atakami paniki, obsesjami, hipochondrią, nieśmiałością czy innymi obawami – ta metoda rozwiąże twoje problemy.

Publikacja skierowana jest do osób, które pragną wyeliminować strach ze swojego życia. Dzięki wskazówkom zawartym w książce, całkowicie odmienią swoje myślenie, oczyszczą i uzdrowią swój umysł. Odkryją drogę do rozwoju osobistego, gdzie czeka ich radość, spokój i spełnienie. Dzięki temu odmienią swoje życie raz na zawsze i staną się wolnymi, szczęśliwymi i silnymi ludźmi.

Już teraz wkrocz na drogę życia bez strachu!

Ponad milion ludzi zmieniło swoje życie dzięki Rafaelowi. Ty będziesz następny!

Rafael Santandreu jest popularnym hiszpańskim profesorem psychologii. Po ukończeniu studiów w Barcelonie i Anglii prowadził kursy na Uniwersytecie Ramona Llulla. Pracował u boku słynnego psychologa Giorgio Nardone w jego legendarnym Centro di Terapia Breve we Włoszech. Obecnie dzieli swoją pracę pomiędzy psychoterapię z pacjentami – jego wielką pasję – i kształcenie lekarzy i psychologów. Zdobył zaufanie pacjentów z całego świata, którym udziela konsultacji osobiście bądź online. Jest autorem kilku książek m.in. Być szczęśliwym na Alasce i Wszystko jest łatwiejsze, niż nam się wydaje, które są cenione przez specjalistów i czytelników na całym świecie.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 247

Oceny
4,7 (3 oceny)
2
1
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
burgundowezycie

Dobrze spędzony czas

Lęk jest naturalną reakcją organizmu na stres i niebezpieczeństwo, pełniącą ważną funkcję adaptacyjną, która przygotowuje nas do radzenia sobie z potencjalnymi zagrożeniami. W umiarkowanych ilościach może działać na nas pozytywnie mobilizując i motywując do działania czy poprawiając koncentrację. Jednak nadmierny lub przewlekły lęk może stać się destrukcyjny i prowadzić do zaburzeń lękowych, które mogą znacząco obniżać jakość życia, hamować nasz rozwój czy prowadzić do problemów m.in. ze snem. „Bez strachu” autorstwa Rafaela Santandreu to inspirująca i pełna nadziei publikacja, która obiecuje pomoc i przemianę życia poprzez eliminację nadmiernego i przewlekłego lęku. Autor to znany hiszpański profesor psychologii, który przedstawia w niej skuteczne metody oparte na badaniach naukowych, które pomogły setkom tysięcy ludzi na całym świecie pozbyć się najbardziej dotkliwych stanów lęków. Autor prezentuje w niej metodę czterech prostych kroków, które mają prowadzić do całkowitego pokonani...
10

Popularność




Wstęp

Tego rodzaju książka wydaje się w dzi­siej­szych cza­sach nie­zwy­kle potrzebna. Wiele osób doświad­cza wynisz­cza­ją­cych sta­nów, o któ­rych mało się mówi. Z pozoru są to nor­malni ludzie – syn sąsiada, żona naj­lep­szego przy­ja­ciela, kolega z pracy… Tym­cza­sem cier­pią bar­dziej niż osoby dotknięte rakiem czy innymi budzą­cymi grozę cho­ro­bami.

Mam na myśli przede wszyst­kim zespół lęku napa­do­wego i zabu­rze­nia obse­syjno-kom­pul­syjne (ang. OCD). Doty­kają 6% popu­la­cji Hisz­pa­nii – około trzech milio­nów osób – ruj­nu­jąc im życie.

Książka ta jest jed­nak skie­ro­wana nie tylko do tej grupy ludzi, ale do każ­dego, kto boryka się z nie­śmia­ło­ścią, hipo­chon­drią, depre­sją czy innymi nasi­lo­nymi nega­tyw­nymi emo­cjami. Wskażę, jak je prze­zwy­cię­żać, żeby wyeli­mi­no­wać ze swo­jego życia tego rodzaju pro­blemy. Krótko mówiąc: żeby wyeli­mi­no­wać strach.

Nauczymy się ujarz­miać wła­sny umysł, żeby stał się pięk­nym, rączym ruma­kiem, który potul­nie zabie­rze nas tam, gdzie będziemy chcieli dotrzeć – na zwy­kłą prze­jażdżkę, na daleką wyprawę, na skoki przez prze­szkody.

Mój dobry przy­ja­ciel Kiko, mistrz zen, powie­dział mi kie­dyś, że cza­sami nasz umysł zacho­wuje się jak dłoń kogoś, kto nagle wpadł w szał. Wyobraź sobie, że w środku nocy czu­jesz ucisk na szyi, budzisz się, otwie­rasz oczy i widzisz… że dusi cię jakaś szpo­nia­sta łapa!

Despe­racko pró­bu­jesz się od niej uwol­nić, odcią­gasz ją z całej siły, ale ona mocno wcze­pia ci się w grdykę. Zaraz cię udusi! Co za hor­ror! Aż tu nagle zapala się świa­tło i odkry­wasz… że ta szpo­nia­sta łapa to twoja lewa dłoń!

Z umy­słem bywa podob­nie – nie­kiedy staje się naszym wro­giem, okrut­nym oprawcą. Dobra wia­do­mość jest taka, że KAŻDY może nauczyć się, jak go uzdro­wić. A nawet wię­cej – jak zro­bić z niego naj­więk­szego sprzy­mie­rzeńca.

Wyobra­żasz sobie życie, w któ­rym emo­cje zawsze ci sprzy­jają? Wiesz, co ci powiem? To moż­liwe! Prze­kona cię o tym ta książka, oparta na tysią­cach świa­dectw.

Prze­pro­wa­dzi­łem wywiady z mnó­stwem osób, któ­rym udało się wyzdro­wieć. Część z przy­to­czo­nych tu roz­mów można zna­leźć na moim kanale na YouTu­bie. Niech te świa­dec­twa staną się inspi­ra­cją do zmian.

Na koniec chciał­bym podzię­ko­wać kole­gom z wydaw­nic­twa Gaia za to, że pozwo­lili mi na roz­po­czy­na­nie każ­dego roz­działu sło­wami Pemy Chödrön, słyn­nej bud­dyj­skiej mniszki, którą bar­dzo cenię. Wszyst­kie cytaty pocho­dzą z jej książki Ni­gdy nie jest za późno.

Przy­go­tuj się na to, żeby raz na zawsze odmie­nić swoje życie. Stać się lep­szą wer­sją samego sie­bie – czło­wie­kiem wol­nym, szczę­śli­wym i sil­nym.

Setki opra­co­wań opu­bli­ko­wa­nych w spe­cja­li­stycz­nych pismach wska­zują, że tera­pia beha­wio­ralna jest od kil­ku­dzie­się­ciu lat naj­sku­tecz­niej­szą i naj­czę­ściej sto­so­waną metodą roz­wią­zy­wa­nia pro­ble­mów, któ­rymi się tu zaj­miemy, choć wymaga od pacjenta sil­nej woli, deter­mi­na­cji i ogrom­nego wysiłku. Aby poko­nać zabu­rze­nia lękowe, trzeba sta­wić czoła owym lękom. To bar­dzo inten­sywne ćwi­cze­nie, coś jak tre­ning na siłowni – zanim go roz­pocz­niemy, powin­ni­śmy pod­dać się bada­niom kon­tro­l­nym, spraw­dzić swoją kon­dy­cję, usta­lić, czy nie ma żad­nych medycz­nych prze­ciw­wska­zań.

Osoby dozna­jące ata­ków paniki czę­sto doświad­czają obja­wów przy­po­mi­na­ją­cych zawał. Powinny na wszelki wypa­dek przejść nie­zbędne bada­nia. Dopiero kiedy lekarz wyklu­czy cho­robę serca, mogą zacząć tera­pię.

Zaleca się, żeby tera­pia odby­wała się zawsze pod nad­zo­rem leka­rza spe­cja­li­sty.

1

Wiele zaburzeń, jeden problem: ataki niestabilności emocjonalnej

Gdy ponow­nie znaj­dziemy się w sytu­acji bez wyj­ścia, nie trak­tujmy jej jako prze­szkody. Uznajmy to za łut szczę­ścia. […] W końcu, po tylu latach mamy szansę wresz­cie doro­snąć1.

Pema Chödrön

María José jest uro­czą, nie­zwy­kle sym­pa­tyczną, rado­sną pięć­dzie­się­cio­latką. Ma jasno­brą­zowe pofa­lo­wane włosy opa­da­jące na plecy. Mieszka w Ali­cante, uwiel­bia spa­ce­ro­wać po plaży ze swoją suczką. Dwuk rot­nie wycho­dziła za mąż, jest urzęd­niczką.

Pamię­tam, że kiedy pod­czas pierw­szej sesji opo­wia­dała mi o swo­ich zabu­rze­niach lęko­wych – nęka­ją­cych ją od dwu­dzie­stu pię­ciu lat! – przez cały czas żar­to­wała. Cho­ciaż strach prze­ni­kał ją do szpiku kości, jej rado­sne uspo­so­bie­nie BRAŁO GÓRĘ nad dys­kom­for­tem.

María José codzien­nie doświad­czała sil­nych napa­dów paniki. Na domiar złego uza­leż­niła się od ank­sjo­li­ty­ków nie­for­tun­nie prze­pi­sa­nych przez leka­rza. Nie dość, że w niczym jej nie poma­gały, to jesz­cze dzia­łały na nią otę­pia­jąco i pogłę­biały jej lęki. Kilka razy wystra­szyła się, że nie­chcący je przedaw­ko­wała.

Cho­ciaż zaży­wała sześć, sie­dem table­tek dzien­nie, stany lękowe nasi­lały się z każ­dym rokiem. Teraz, kiedy jest już zdrowa, tak wspo­mina tam­ten okres:

Z powodu zabu­rzeń lęko­wych i uza­leż­nie­nia od table­tek mój umysł był jedną wielką plą­ta­niną. Uza­leż­nie­nie jesz­cze pogłę­biało mój lęk, na godzinę przed wzię­ciem tabletki dopa­dał mnie głód nar­ko­ty­kowy. Nie tylko mia­łam napady lęku, ale byłam też na gło­dzie z powodu tych okrop­nych pasty­lek.

Pod­czas napa­dów lęku serce koła­tało jej tak mocno, jakby zaraz miało wysko­czyć z piersi, zawroty głowy omal nie zwa­lały jej z nóg, wyda­wało jej się, że za chwilę umrze. Ze stra­chu dło­nie drżały jej jak u cho­rego na par­kin­sona. Ataki trwały kilka godzin, dopa­dały ją także pod­czas snu, przez co nie mogła zmru­żyć oka nawet po podwój­nej dawce leku. Ani potrój­nej!

Dziś María José jest innym czło­wie­kiem. Od ponad trzech lat nie miała ataku, jej życie przy­brało zupeł­nie inną barwę – jest świe­tli­ste! Nie bie­rze żad­nych leków, nie są jej potrzebne. Jest naj­nor­mal­niej­szą osobą pod słoń­cem. Wię­cej niż nor­malną: w pełni szczę­śliwą.

Pod­czas nie­daw­nej roz­mowy powie­działa mi:

– Gdyby nie ty, ni­gdy bym nie wyzdro­wiała! Ura­to­wa­łeś mi życie!

Prawda jest jed­nak taka, że María José sama się ura­to­wała. Wyzdro­wiała dzięki cięż­kiej pracy i deter­mi­na­cji. TY TAKŻE WYZDRO­WIE­JESZ.

Pomyśl: po dwu­dzie­stu pię­ciu latach życia w kosz­ma­rze codzien­nych napa­dów lęku i sil­nego uza­leż­nie­nia od psy­cho­tro­pów María José zaczęła nowy roz­dział. Udało jej się poko­nać zabu­rze­nia bez pomocy leków, wyłącz­nie dzięki pracy nad sobą, wytrwa­ło­ści i deter­mi­na­cji.

Moja książka trak­tuje o lecze­niu tego, co bar­dzo ogól­nie mogli­by­śmy nazwać „ata­kami nie­sta­bil­no­ści emo­cjo­nal­nej” pole­ga­ją­cymi na doświad­cza­niu sil­nych lęków bez racjo­nal­nego uza­sad­nie­nia. Cho­dzi o pewną nad­wraż­li­wość i utratę kon­troli nad emo­cjami – nie jeste­śmy sobą, sta­jemy się bojaź­liwi i słabi, tar­gają nami skrajne emo­cje.

Ataki poja­wiają się bez uprze­dze­nia. Ni stąd, ni zowąd. Po prze­bu­dze­niu albo w obli­czu jakiejś drob­nej prze­szkody. Na przy­kład gdy dowia­du­jemy się, że w pracy mamy do wyko­na­nia nowe zada­nie; strach przed nie­zna­nym potę­guje nasz stres i nagle wpa­damy w panikę. „Daw­niej taki nie byłem! Dla­czego sta­łem się takim mazga­jem?”, pytamy sami sie­bie.

Ataki paniki czy nie­sta­bil­no­ści emo­cjo­nal­nej są praw­dzi­wym kosz­ma­rem. Jeste­śmy pozba­wieni ener­gii, spę­tani stra­chem, odcięci od świata, nie­zdolni do dzia­ła­nia, zdez­o­rien­to­wani i słabi.

Tym, któ­rzy ni­gdy nie musieli mie­rzyć się z takim pro­ble­mem, trudno zro­zu­mieć, że te zabu­rze­nia nie mają żad­nego racjo­nal­nego wytłu­ma­cze­nia. To tak, jakby ktoś wstrzyk­nął nam nar­ko­tyk wywo­łu­jący strasz­liwe halu­cy­na­cje, a my nie wiemy, kiedy zacznie dzia­łać. Może to nastą­pić w każ­dej chwili! A wtedy… bum! Kosz­mary wcią­gną nas do czar­nej studni. Będziemy myśleć wyłącz­nie o tym, żeby się z niej wydo­stać. Lęk unie­moż­liwi nam nie tylko dzia­ła­nie, ale też wcho­dze­nie w inte­rak­cje z innymi ludźmi. Napad paniki jest jak nie­zno­śny, upo­rczywy ból – z upra­gnie­niem cze­kamy na nadej­ście nocy, żeby zasnąć i wresz­cie wyłą­czyć wystra­szony umysł.

Tego rodzaju ataki są bar­dziej powszechne, niż nam się wydaje. My, psy­cho­lo­go­wie, przy­kle­jamy im różne ety­kietki – „zespół lęku napa­do­wego”, „zabu­rze­nia obse­syjno-kom­pul­syjne”, „depre­sja” – ale tak naprawdę cho­dzi o to samo zja­wi­sko: zalew nega­tyw­nych emo­cji, tak silny, że nie jeste­śmy w sta­nie go powstrzy­mać. Emo­cje te przej­mują kon­trolę nad naszym życiem i je nisz­czą. Pod­czas napa­dów są odczu­wane ze wzmo­żoną siłą. Wza­jem­nie się napę­dza­jąc, biorą nas w posia­da­nie i wcią­gają w bagno cier­pie­nia emo­cjo­nal­nego. Wresz­cie atak samo­ist­nie ustaje i zosta­wia nas samych ze sobą, wykoń­czo­nych, roz­bi­tych, prze­ra­żo­nych. Hasta la vista, baby.

Dlaczego ja?

Czę­sto czu­jemy się zdez­o­rien­to­wani w obli­czu tego, co nas spo­tyka. Prze­cież wcze­śniej tacy nie byli­śmy. Cho­ciaż bar­dzo się sta­ramy, nie jeste­śmy w sta­nie uwol­nić się od tej dziw­nej cho­roby.

Zasta­na­wiamy się: „O Boże, co się ze mną dzieje?”.

Zazdro­ścimy ludziom mija­nym na ulicy i nie­uchron­nie zada­jemy sobie pyta­nie: „Jak to moż­liwe, że z nimi jest wszystko w porządku? Dla­czego nie mogę być taki jak oni?”.

Strach przed ata­kami paniki zamie­nia nasz świat w nie­bez­pieczne miej­sce pełne dziur, przez które możemy wpaść w emo­cjo­nalną otchłań.

Zaczy­namy uni­kać sytu­acji, które koja­rzymy z ata­kami: jazdy metrem, zaku­pów w gale­rii han­dlo­wej, samot­nego prze­by­wa­nia w domu, snu­cia czar­nych myśli… Wszyst­kiego, co może wcią­gnąć nas w pętlę złego samo­po­czu­cia. Nasze życie staje się nagle ogra­ni­czone przez kon­tek­sty, w któ­rych odczu­wamy strach.

Powta­rzamy sobie: „O Boże, dla­czego boję się takich głupstw? Prze­cież kie­dyś robie­nie tych rze­czy spra­wiało mi przy­jem­ność!”. Nie­stety tak wygląda nasza nowa rze­czywistość.

W takim sta­nie emo­cjo­nal­nym wszystko przy­cho­dzi nam z wiel­kim tru­dem: podej­mo­wa­nie decy­zji, mie­rze­nie się z drob­nymi pro­ble­mami, zdo­by­wa­nie się na wysi­łek, praca, miłość…

Zda­rzają się chwile spo­koju, kiedy wydaje się, że odzy­ska­li­śmy zdro­wie psy­chiczne. Jed­nak po kilku dniach klą­twa wraca i nastę­puje kolejny atak.

W tej książce przyj­rzymy się dwóm pod­ty­pom ata­ków nie­sta­bil­no­ści emo­cjo­nal­nej:

• ata­kom lęku (albo paniki);

• zabu­rze­niom obse­syjno-kom­pul­syj­nym (OCD).

Ist­nieje wię­cej pod­ty­pów, w tym różne rodzaje depre­sji, cho­roby psy­cho­so­ma­tyczne, migreny, bóle nie­wia­do­mego pocho­dze­nia… Wszyst­kie one skła­dają się jed­nak na to samo zja­wi­sko.

Jeżeli czu­jesz się emo­cjo­nal­nie „słaby”, naj­praw­do­po­dob­niej cier­pisz na jeden z rodza­jów nie­sta­bil­no­ści emo­cjo­nal­nej. W takim wypadku zasto­suj się ści­śle do wska­zó­wek przed­sta­wio­nych w tej książce. Wszy­scy cier­pimy na to samo, tyle że przy­pięto nam różne ety­kietki z dia­gnozą.

Ata­kom lęku towa­rzy­szy zazwy­czaj jeden lub kilka z poniż­szych obja­wów:

• ból w klatce pier­sio­wej;

• ból brzu­cha;

• uczu­cie dusz­no­ści;

• zawroty głowy;

• poczu­cie zagro­że­nia (nawet śmier­cią);

• a przede wszyst­kim potworny strach!

Depre­sja obja­wia się poprzez:

• obni­żony nastrój;

• zmę­cze­nie;

• czarne myśli.

Do obja­wów obse­sji należą:

• natrętne myśli doty­czące cze­goś, co powin­ni­śmy omi­jać/roz­strzy­gnąć/wyeli­mi­no­wać.

Wbrew temu, co mogłoby się wyda­wać, ataki emo­cjo­nalne nie są zabu­rze­niami fizjo­lo­gicz­nymi czy orga­nicz­nymi. Nie mają związku z nie­do­bo­rem sero­to­niny ani z nie­do­krwie­niem mózgu. To zasadzka zasta­wiona przez umysł przy­po­mi­na­jąca chiń­ską pułapkę na palce.

Wywo­dząca się ze sta­ro­żyt­no­ści zabawka ma postać uple­cio­nej z bam­busa rurki, w którą wkłada się palce, tak jak na zdję­ciu. Kiedy pró­bu­jemy je wycią­gnąć, pułapka coraz moc­niej się zaci­ska.

Nie­ła­two jest wpaść na wła­ściwe roz­wią­za­nie pro­blemu: żeby się uwol­nić, należy zbli­żyć do sie­bie palce, wpy­cha­jąc je głę­biej w rurkę. Wtedy ple­cionka, o dziwo, się roz­sze­rza i można je ostroż­nie wysu­nąć.

Ana­lo­giczny mecha­nizm zacho­dzi w wypadku wszyst­kich rodza­jów ata­ków sła­bo­ści emo­cjo­nal­nej: napa­dów lęko­wych, depre­sji, zabu­rzeń obse­syjno-kom­pul­syj­nych. Wpa­damy w wymyślną pułapkę wła­snego umy­słu, a wszel­kie próby wydo­sta­nia się z niej tylko pogar­szają sytu­ację. Im moc­niej cią­gniemy, tym bar­dziej rurka zaci­ska się wokół palca.

Ważne, żeby­śmy pamię­tali o jed­nym: więk­szość zabu­rzeń psy­chicz­nych to po pro­stu gra logiczna. Nie stoi za nimi żadna cho­roba ata­ku­jąca układ ner­wowy, geny czy coś innego w orga­ni­zmie! Dla­tego nie ma potrzeby zaży­wa­nia leków.

W tej książce pod­po­wiem, jak raz na zawsze uwol­nić się z tej pułapki i odzy­skać PEŁ­NIĘ władz umy­sło­wych, spo­koju, rów­no­wagi i rado­ści. Krótko mówiąc: peł­nię życia.

Ale to nie wszystko. Dzięki zdo­by­tej wie­dzy nauczymy się kochać, poma­gać, odkry­wać piękno świata i dzie­lić się nim z innymi.

Powin­ni­śmy się cie­szyć, że cho­roby, na którą cier­pimy, nie trzeba zwal­czać lekami, i że możemy wyjść z niej sil­niejsi, przy­go­to­wani do tego, by czer­pać radość z życia. Czeka nas cał­ko­wite uzdro­wie­nie!

Jesteś gotowy na tę piękną podróż ku pozna­niu samego sie­bie, wyzwo­le­niu, wzmoc­nie­niu i szczę­ściu?

W tej książce znaj­dziesz sporo histo­rii osób, które zdo­łały prze­zwy­cię­żyć pro­blem, z jakim ty się teraz mie­rzysz. Wra­caj do nich co jakiś czas, niech będą dla cie­bie źró­dłem inspi­ra­cji. Ich boha­te­rami są ludzie tacy jak ty, zwy­czajni męż­czyźni i kobiety, któ­rym udało się zawo­jo­wać świat wła­snych emo­cji.

Z tego roz­działu dowie­dzie­li­śmy się, że:

• Zabu­rze­nia lękowe, obse­sje, dole­gli­wo­ści psy­cho­so­ma­tyczne i więk­szość depre­sji nie są cho­ro­bami ciała, ale pułap­kami umy­słu, z któ­rych można nauczyć się wydo­sta­wać. Jeżeli bory­kamy się z ata­kami paniki, natręt­nymi myślami, depre­sją albo hipo­chon­drią, mamy powód do rado­ści: nasz pro­blem jest natury logicz­nej, nie medycz­nej. Możemy się cał­ko­wi­cie wyle­czyć, bez leków i bez powi­kłań.

• Nie­ważne, jak bar­dzo jeste­śmy roz­bici i słabi – głowa do góry! Nie­długo poczu­jemy się lepiej. Ludzie, któ­rzy prze­cho­dzili przez to samo, co my, teraz z uśmie­chem idą przez życie, tak jak María José. Jeżeli będziemy postę­po­wali zgod­nie ze wska­zów­kami zawar­tymi w tej książce, nie­ba­wem do nich dołą­czymy. To zależy wyłącz­nie od nas.

• Po zakoń­cze­niu auto­te­ra­pii sko­ło­wa­nie, ból emo­cjo­nalny, osła­bie­nie i strach znikną jak za dotknię­ciem cza­ro­dziej­skiej różdżki. Czeka nas inten­sywna, wytę­żona praca, ale suk­ces mamy jak w banku!

2

Mechanizm neurozy

Odkry­cia doko­ny­wane dzięki prak­tyce […] wypły­wają […] z odważ­nej goto­wo­ści, by umrzeć, by umie­rać wciąż na nowo2.

Pema Chödrön

Diego jest czter­dzie­sto­ośmio­let­nim przed­się­biorcą, wyso­kim, dobrze zbu­do­wa­nym męż­czy­zną o wyspor­to­wa­nej syl­wetce. Kiedy go pozna­łem, był w bar­dzo kiep­skim sta­nie emo­cjo­nal­nym, mimo to pre­zen­to­wał się wspa­niale – szy­kow­nie ubrany, z zacze­sa­nymi do tyłu ciem­nymi krę­co­nymi wło­sami. Nie­for­mal­nej ele­gan­cji dopeł­niały nowo­cze­sne oku­lary.

Kiedy zja­wił się w moim gabi­ne­cie, był kom­plet­nie roz­bity. Od wcze­snego dzie­ciń­stwa zma­gał się z obja­wami sła­bo­ści emo­cjo­nal­nej, głów­nie z ata­kami lęku. Pró­bo­wał róż­nych tera­pii, ale żadna nie przy­nio­sła zna­czą­cych efek­tów.

Po około roku sto­so­wa­nia wła­ści­wych metod był zupeł­nie innym czło­wie­kiem. Napi­sał do mnie list, z prośbą, żebym poka­zy­wał go pacjen­tom mie­rzą­cym się z pro­ble­mem, który on poko­nał. To bar­dzo piękny list, z jasnym prze­sła­niem skie­ro­wa­nym do wszyst­kich roz­po­czy­na­ją­cych tę tera­pię.

Obie­ca­łem Bogu, że jeśli kie­dy­kol­wiek zdo­łam zamknąć długi roz­dział zabu­rzeń lęko­wych i depre­sji, posta­ram się, żeby moje cier­pie­nie stało się świa­teł­kiem w tunelu dla tych, któ­rzy także od lat zma­gają się z dotkli­wymi epi­zo­dami sła­bo­ści emo­cjo­nal­nej.

Moja histo­ria jest dowo­dem na to, że można się z tym upo­rać, a w dodatku poczuć się wspa­niale. Ostat­nio dużo się mówi o pla­stycz­no­ści mózgu – mój przy­pa­dek jedy­nie ją potwier­dza.

Dziś mogę powie­dzieć, że cie­szę się z tego, co osią­gną­łem, i jestem za to wdzięczny, a jed­no­cze­śnie zdu­miony, że mi się to udało, bo przez dłu­gie lata żyłem w pie­kle napa­dów lęko­wych i s tanów depre­syj­nych.

Zaczęło się, kiedy mia­łem cztery lata. Wsku­tek wypadku zła­ma­łem – sam już nie pamię­tam ile – kości. To trau­ma­tyczne wyda­rze­nie nazna­czyło całe moje dzie­ciń­stwo. Kolejne sześć lat spę­dzi­łem w gabi­ne­tach leka­rzy, na salach ope­ra­cyj­nych i w ośrod­kach reha­bi­li­ta­cyj­nych. Pamię­tam, że byłem prze­ra­żony. Cza­sem woła­łem w nocy mamę, bo nie mogłem oddy­chać, tak bar­dzo bałem się o swoje zdro­wie. Dziś wiem, że tamte dusz­no­ści i lęki były obja­wem ata­ków paniki, ale jako małe dziecko nie rozumia­łem, co się ze mną dzieje.

W wieku szes­na­stu lat popa­dłem w depre­sję. W dodatku zaczą­łem obse­syj­nie myśleć, że mógł­bym kogoś zaata­ko­wać, i byłem tym prze­ra­żony. Wtedy pierw­szy raz posze­dłem do psy­chia­try, który zaczął fasze­ro­wać mnie anty­de­pre­san­tami i ank­sjo­li­ty­kami.

W wieku dwu­dzie­stu ośmiu lat mia­łem już za sobą tera­pie u pię­ciu naj­lep­szych psy­chia­trów z oko­licy. Wypró­bo­wy­wali na mnie naj­róż­niej­sze leki. Każdy ser­wo­wał mi swój wła­sny kok­tajl.

Nie­długo potem odzie­dzi­czy­łem firmę po ojcu. Poziom stresu wzrósł, a wraz z nim uczu­cie lęku i stra­chu. Był rok 2003. Czę­sto spę­dza­łem całe dnie w łóżku, spa­ra­li­żo­wany stra­chem. Nie­ustanne myśli samo­bój­cze jesz­cze potę­go­wały panikę. Bałem się, że mogę zro­bić coś głu­piego. Trzy­ma­łem się z daleka od noży. Obse­syjne myśli same się napę­dzały. Stra­chem napa­wały mnie nawet wia­do­mo­ści tele­wi­zyjne.

Mia­łem zaschnięte gar­dło, nie byłem w sta­nie prze­ły­kać. Nie spa­łem. Gwał­tow­nie tra­ci­łem na wadze, czu­łem się otu­ma­niony, nie mogłem trzeźwo myśleć. Czyn­no­ści takie jak ubra­nie się, roz­pla­no­wa­nie dnia czy wzię­cie prysz­nica wyma­gały ode mnie ogrom­nego wysiłku.

Diego prze­szedł rady­kalną prze­mianę, mimo że przez wiele, bar­dzo wiele lat żył w głę­bo­kiej studni – zanim do mnie tra­fił, zali­czył kilka poby­tów w szpi­ta­lach psy­chia­trycz­nych, przyj­mo­wał ponad pięć­dzie­siąt rodza­jów leków i pod­jął dwie próby samo­bój­cze.

Cho­ciaż wielu psy­chia­trów spi­sa­łoby go na straty, obec­nie Diego nie bie­rze żad­nych leków, jest szczę­śliwy, try­ska rado­ścią i kocha życie.

Wyzdro­wiał po dwóch latach tera­pii, sto­su­jąc się do zale­ceń, które poznamy na kar­tach tej książki. Wło­żył w to mnó­stwo wysiłku i deter­mi­na­cji.

Możemy się zasta­na­wiać: „Czy osią­gnę to, co Diego? Czy dam radę zmie­nić samego sie­bie?”.

Odpo­wiedź brzmi: „Oczy­wi­ście! I stanę się czę­ścią wspól­noty męż­czyzn i kobiet, któ­rzy wza­jem­nie się wspie­rają, kochają życie i innych ludzi”.

Wszystko tkwi w umyśle

Zabu­rze­nia emo­cjo­nalne są dla psy­cho­loga pasjo­nu­ją­cym, peł­nym tajem­nic mate­ria­łem badaw­czym. A to dla­tego, że od zara­nia dzie­jów mylono je z cho­ro­bami orga­nicz­nymi trud­nymi do wyle­cze­nia, a nie­kiedy bar­dzo źle roku­ją­cymi.

Nie­trudno zro­zu­mieć ten błąd, bowiem zabu­rze­nia emo­cjo­nalne fak­tycz­nie przy­po­mi­nają cho­roby orga­niczne. Dobrym tego przy­kła­dem jest niko­ty­nizm – wbrew pozo­rom pro­blem men­talny.

Medy­cyna na­dal uważa, że uza­leż­nie­nia wywo­łują zmiany neu­ro­nalne odpo­wie­dzialne za zespół abs­ty­nen­cyjny, nie­zwy­kle bole­sny i trudny do poko­na­nia. Przy­jęta ofi­cjal­nie teo­ria mówi, że nar­ko­tyk wpływa na pracę neu­ro­nów, dla­tego osoba uza­leż­niona cierpi, dopóki znów nie zaczną one nor­mal­nie funk­cjo­no­wać.

Teo­rię o uszko­dze­niach mózgu wsku­tek uza­leż­nień i o zespole abs­ty­nen­cyj­nym obala bry­tyj­ski geniusz Allen Carr.

Dzięki jego książce Pro­sta metoda jak sku­tecz­nie rzu­cić pale­nie miliony osób odkryły, że zespół odsta­wienny jest w 95% zja­wi­skiem psy­chicz­nym i aby go poko­nać, wystar­czy zmie­nić spo­sób myśle­nia. Ja sam odsta­wi­łem papie­rosy, sto­su­jąc się do zale­ceń Carra, bez­bo­le­śnie i bez­stre­sowo. Tak jak kil­ka­dzie­siąt milio­nów innych czy­tel­ni­ków jego książki. Jak widać, to spraw­dzona metoda!

Carr stale powta­rza, że wszyst­kie uza­leż­nie­nia są jed­na­kowe, nie­ważne, czy cho­dzi o alko­hol, koka­inę, hero­inę, czy inne sub­stan­cje. Zespół abs­ty­nen­cyjny, na który cier­pią osoby pró­bu­jące odsta­wić te używki, jest pro­duk­tem ich umy­słu. Uza­leż­nie­nie to pro­ces psy­chiczny i choć pociąga za sobą sze­reg obja­wów fizycz­nych (poce­nie się, gorączka, dresz­cze, maja­cze­nie alko­holowe), są one tylko dymem, wytwo­rem naszej wyobraźni. Dla­tego możemy nauczyć się ich nie mieć!

Pra­cow­nicy zakła­dów kar­nych wie­dzą, że więź­nio­wie nie­ma­jący dostępu do nar­ko­ty­ków odzwy­cza­jają się od nich raz-dwa, bez obja­wów zespołu abs­ty­nen­cyj­nego. Jak to moż­liwe? Jakież to magiczne wła­ści­wo­ści mają wię­zie­nia? Odpo­wiedź jest pro­sta: jeżeli umysł wie, że nie ma szansy na zdo­by­cie nar­ko­tyku, nie uru­cha­mia psy­chicz­nego pro­cesu uza­leż­nie­nia.

Ataki lęku i obse­sje to także czy­sto psy­chiczne zabu­rze­nia, dla­tego nie dzia­łają na nie leki, aku­punk­tura czy wita­miny. Czas powie­dzieć „stop” tym środ­kom!

Skupmy się na jedy­nym źró­dle pro­blemu: błęd­nym kole stra­chu. Im szyb­ciej to zro­bimy, tym szyb­ciej go roz­wią­żemy.

Nie­ważne, jak długo cier­pimy na zabu­rze­nia, jak bar­dzo są one poważne i u ilu leka­rzy byli­śmy – za każ­dym razem mamy do czy­nie­nia z pro­ble­mem psy­chicz­nym, któ­rego roz­wią­za­nie znaj­duje się tuż za rogiem.

Dlaczego siedzi mi to w głowie?

Pacjenci czę­sto zadają mi pyta­nie:

– Dla­czego mam te obse­syjne myśli? Co jest nie tak z moją głową?

– Nic nie jest nie tak, po pro­stu wpa­dłeś w pułapkę swo­jego umy­słu – odpo­wia­dam za każ­dym razem. – Nie­wy­klu­czone, że twoje neu­rony wyka­zują ku temu pewną pre­dys­po­zy­cję, ale sta­nowi to zale­d­wie trzy pro­cent pro­blemu.

– Czyli przy­czyną jest jakaś drobna wada neu­ro­nów? – pytają pacjenci.

– Zacho­dzi tu mecha­nizm ana­lo­giczny do uza­leż­nie­nia od papie­ro­sów. Fizyczny objaw niko­ty­ni­zmu, czyli lek­kie pode­ner­wo­wa­nie, wpę­dza nas w umy­słową pułapkę nałogu, wywo­łu­jąc uza­leż­nie­nie psy­chiczne. Objaw fizyczny to pestka, łatwo go prze­zwy­cię­żyć. Praw­dzi­wym pro­ble­mem jest strach przed rzu­ce­niem pale­nia, pro­wa­dzący do głodu niko­ty­no­wego, który jest niczym innym jak sil­nym uczu­ciem lęku.

– To zna­czy, że czyn­nik fizjo­lo­giczny jest mini­malny, a pro­blem leży głów­nie w mojej psy­chice, w tym, co myślę i co robię?

– Otóż to. Prze­stań się zasta­na­wiać, jakiej natury jest twój pro­blem, bo mam dla cie­bie dobrą wia­do­mość: roz­wią­żemy go raz na zawsze z pomocą psy­cho­lo­gii – oznaj­miam na zakoń­cze­nie.

Mechanizm lęku

Prze­ana­li­zu­jemy teraz nieco dokład­niej pułapkę zwaną „błęd­nym kołem stra­chu” – mecha­nizm lęku, obse­sji, depre­sji, hipo­chon­drii itd.

Wszyst­kie bez­pod­stawne obawy są wła­śnie jego owo­cem.

Zaczyna się cał­kiem przy­pad­kowo: pew­nego pecho­wego dnia dozna­jemy jakie­goś wyjąt­kowo nie­przy­jem­nego odczu­cia, które nas zaska­kuje i nie­po­koi. Może to być dotkliwy ból w piersi, sil­niej­sze zawroty głowy albo nie­znane dotąd uczu­cie lęku. Uwaga! Tak wła­śnie rodzi się strach. „Matko, co się ze mną dzieje? To nie jest nor­malne!” Tyle wystar­czy. Obawy, że ta sytu­acja może się powtó­rzyć, zwięk­szają nasz dys­kom­fort, co z kolei potę­guje lęk. Nakrę­ca­jący się dia­bo­liczny mecha­nizm nasila i strach, i objawy.

Widać to wyraź­nie na przy­kła­dzie ata­ków paniki.

Pew­nego dnia nie­spo­dzie­wa­nie zaczyna walić nam serce. Jeste­śmy zasko­czeni i tro­chę wystra­szeni. Załóżmy, że kilka tygo­dni wcze­śniej ktoś z naszej rodziny zmarł na atak serca. Natych­miast poja­wia się myśl: „O nie! To na pewno zawał”. Nie­po­kój spra­wia, że nasze serce zaczyna bić jesz­cze moc­niej. A niech to! Ponie­waż koła­ta­nie przy­brało na sile, mar­twimy się jesz­cze bar­dziej. Na tym wła­śnie polega błędne koło stra­chu!

To wła­śnie ta emo­cjo­nalna spi­rala jest praw­dzi­wym źró­dłem napa­dów lęko­wych, natręt­nych myśli i kom­pul­sji.

Z cza­sem odczu­cia przy­bie­rają na sile i ze stra­chu zaczy­namy uni­kać sytu­acji, w któ­rych ich doświad­czamy, co jedy­nie potę­guje nasze prze­wraż­li­wie­nie. Pro­wa­dzi to do zabu­rzeń emo­cjo­nal­nych, które nas przy­tła­czają i nisz­czą nam życie.

Mecha­nizm neu­rozy to opi­sana wyżej spi­rala: odczu­cie – nie­po­kój – ucieczka. Każdy może jej doświad­czyć. Miliony ludzi wpa­dają w tę pułapkę wyłącz­nie dla­tego, że nasz umysł wyka­zuje taką skłon­ność.

Zna­łem osoby nie­zwy­kle odporne pod każ­dym wzglę­dem – poli­cjan­tów, stra­ża­ków, poli­ty­ków, przed­się­bior­ców, zawo­do­wych spor­tow­ców – które cier­piały na zabu­rze­nia lękowe. Siła woli, odwaga i inne godne podziwu cechy nie uchro­niły ich od cho­roby, ale wielu z nich pomo­gły szyb­ciej ją prze­zwy­cię­żyć.

Poja­wie­nie się tego rodzaju zabu­rzeń to, gene­ral­nie rzecz bio­rąc, kwe­stia pecha – przy­pad­kiem dozna­li­śmy budzą­cego w nas strach odczu­cia, które nakrę­ciło opi­saną wcze­śniej spi­ralę.

Pod­kre­ślę jed­nak raz jesz­cze: jedy­nym źró­dłem pro­blemu jest pro­ces psy­chiczny, błędne koło emo­cji. Nic wię­cej.

Nie mamy do czy­nie­nia z cho­robą orga­niczną, nie­do­bo­rem sero­to­niny czy mecha­ni­zmem neu­ro­nal­nym. Cho­dzi o zja­wi­sko psy­chiczne, które można wyle­czyć, pra­cu­jąc nad swoim umy­słem. Każdy może tego doko­nać, jeśli:

a) W 100% zro­zu­mie infor­ma­cje zawarte w tej książce.

b) Będzie nad sobą pra­co­wać z wystar­cza­jącą deter­mi­na­cją.

Z tego roz­działu dowie­dzie­li­śmy się, że:

• Napady lękowe, obse­sje i pozo­stałe „neu­rozy” są pułapką umy­słu, w którą może wpaść każdy.

• Istotą pro­blemu jest spi­rala stra­chu przed stra­chem, lęku przed odczu­ciami potę­go­wa­nymi przez lęk.

• Roz­wią­za­niem jest pozby­cie się stra­chu przed tymi odczu­ciami. Wtedy po pro­stu znikną, a w ich miej­sce poja­wią się radość i miłość.

3

Uzdrowienie w jednym zdaniu: „Wyzbyć się strachu przed emocjami”

Wydaje nam się, że odważni ludzie nie odczu­wają lęku. Tym­cza­sem oni po pro­stu są z nim oswo­jeni3.

Pema Chödrön

Mila jest prze­sym­pa­tyczną, cie­płą, rado­sną czter­dzie­sto­sied­mio­latką. Ma piękne dłu­gie ciemne włosy, a na jej twa­rzy zawsze gości uśmiech. Od razu widać, że kocha życie i innych ludzi. Mówi z uro­czym anda­lu­zyj­skim akcen­tem.

Do tego jest speł­nioną śpie­waczką. Wystę­puje od lat , uwiel­bia to, co robi. Ma cudowny głos, któ­rym śpiewa typowe dla Anda­lu­zji cople.

Przez długi czas cier­piała na zabu­rze­nia lękowe, żyła uwię­ziona w domu z powodu ago­ra­fo­bii. Wycho­dziła tylko na występy. Nie­raz śpie­wała spa­ra­li­żo­wana stra­chem. Kie­dyś silny atak paniki dopadł ją na sce­nie.

Aż wresz­cie tra­fiła na porad­nik, który pomógł jej wyjść z tej studni i na powrót stać się gwiazdą, zarówno w życiu zawo­do­wym, jak i pry­wat­nym.

Była tak wspa­nia­ło­myślna, że podzie­liła się ze mną swoją histo­rią. Naszej roz­mowy można posłu­chać na moim kanale na YouTu­bie.

Oto moje świa­dec­two. Zabu­rze­nia lękowe poja­wiły się, kiedy mia­łam sie­dem­na­ście lat, a wyle­czy­łam się z nich w wieku czter­dzie­stu sze­ściu. Tro­chę to trwało, ale było warto. Naresz­cie jestem wolna!

Dosko­nale pamię­tam pierw­szy atak. Jak już wspo­mnia­łam, mia­łam wtedy sie­dem­na­ście lat. Byłam na impre­zie na dru­gim końcu mia­steczka i nagle w środku zabawy dosta­łam napadu paniki. Prze­ra­żona pobie­głam do domu. Drogę powrotną wspo­mi­nam jako praw­dziwy hor­ror. Ze stra­chu cze­pia­łam się ścian budyn­ków. Nie mogłam oddy­chać, jakby ktoś ści­skał moją szyję, żeby mnie udu­sić. Bra­ko­wało mi powie­trza! Do tego strasz­nie krę­ciło mi się w gło­wie, bałam się, że zaraz zemdleję. Ugi­nały się pode mną nogi, cała się trzę­słam. Ale naj­gor­szy ze wszyst­kiego był strach.

Kiedy dotar­łam do domu, mama pomy­ślała, że ktoś mnie skrzyw­dził. Uspo­ko­iła się, kiedy zdo­ła­łam jej wyja­śnić, co się ze mną dzieje. Wycią­gnę­łam się na kana­pie z zim­nym okła­dem na czole i po chwili poczu­łam się lepiej.

Ale na tym się nie skoń­czyło!

Ataki paniki wra­cały dzień w dzień, trwały jakieś pięt­na­ście, dwa­dzie­ścia minut. Ciśnie­nie ska­kało mi pod sufit. Po wszyst­kim czu­łam się wykoń­czona i obo­lała, jakby prze­je­chał po mnie walec. Praw­dziwy kosz­mar.

To nie było nor­malne, dla­tego począt­kowo myśla­łam, że cier­pię na jakąś poważną cho­robę – coś z tar­czycą albo z ser­cem.

Zaczę­łam koja­rzyć ataki z bra­niem prysz­nica, z wycho­dze­niem z domu, z robie­niem zaku­pów itd. Na samą myśl o tych czyn­no­ściach wpa­da­łam w panikę, bo wyobra­ża­łam sobie, jak strasz­nie będę się czuła. Tak naprawdę sama je wywo­ły­wa­łam, ale wtedy jesz­cze tego nie rozu­mia­łam. Byłam prze­ko­nana, że cier­pię na jakąś groźną cho­robę.

Żyłam w nie­ustan­nym stre­sie, świa­doma, że w każ­dej chwili może dopaść mnie atak. Naj­chęt­niej spę­dza­ła­bym całe dnie w łóżku. Byłam wiecz­nie przy­gnę­biona, bo w moim życiu nagle poja­wiło się mnó­stwo ogra­ni­czeń.

Leka­rze stwier­dzili, że nie cier­pię na żadną cho­robę orga­niczną, ale dla mnie było to nie­wiel­kie pocie­sze­nie, bo nie potra­fili zapo­biec ata­kom.

Zaczę­łam szu­kać infor­ma­cji o zabu­rze­niach lęko­wych. Poszłam do psy­cho­loga, ale nie umiał wła­ści­wie mną pokie­ro­wać i w niczym mi nie pomógł. W tam­tym okre­sie myśla­łam, że ni­gdy z tego nie wyjdę.

Któ­re­goś dnia tra­fi­łam na infor­ma­cje o tera­pii beha­wio­ral­nej i wdro­ży­łam ją na swój wła­sny spo­sób. Zaczę­łam czuć się lepiej, choć lęki nie ustą­piły. Unie­za­leż­ni­łam się od rodzi­ców, pró­bo­wa­łam wieść w miarę nor­malne życie, mimo że wcale nie było ze mną dobrze.

Zmiana nastą­piła dopiero dwa lata temu.

Pod koniec 2018 roku powró­ciły silne ataki paniki i strach, że dopadną mnie, kiedy będę poza domem. Wkrótce prze­sta­łam wycho­dzić nawet do ogrodu.

Przez pra­wie cały 2019 rok codzien­nie mia­łam napady lęku. Nie byłam w sta­nie wyjść na spa­cer z Tarą, moją suczką. Wypro­wa­dzał ją mój mąż. Pró­bo­wa­łam każ­dego dnia, ale docie­ra­łam naj­da­lej do drzwi sąsiadki, a potem musia­łam zawra­cać.

Do tego w tam­tym roku mia­łam mnó­stwo wystę­pów. Mąż zawsze mi towa­rzy­szył, zosta­wiał samo­chód pod sceną, żebym mogła się w nim scho­wać, gdy­bym poczuła się bar­dzo źle. Samo­chód był dla mnie bez­piecz­nym schro­nie­niem. Mówi­li­śmy orga­ni­za­to­rom, że mam dużo sukni i dro­giego sprzętu, żeby pozwo­lili nam zapar­ko­wać jak naj­bli­żej. Tak naprawdę potrze­bo­wa­łam samo­chodu na wypa­dek sil­nego ataku lęku.

Bar­dzo czę­sto pani­ko­wa­łam pod­czas wystę­pów. Trudno w to uwie­rzyć, ale ataki dopa­dały mnie nawet, kiedy śpie­wa­łam.

Pod koniec roku zna­la­złam się na gra­nicy wytrzy­ma­ło­ści, widzia­łam wszystko w czar­nych bar­wach. To mnie wykań­czało. Nasi­liło się uczu­cie lęku, nawet w domu czu­łam się źle. To był straszny okres. Nie mogłam zdo­być się na wyj­ście do sklepu ani na spa­cer, stra­ci­łam jaką­kol­wiek nie­za­leż­ność. Dwu­krot­nie wzy­wa­łam karetkę, bo nie byłam w sta­nie zapa­no­wać nad paniką.

Kie­dyś lekarz skie­ro­wał mnie na mor­fo­lo­gię, ale nie udało mi się dotrzeć do przy­chodni – musieli wysłać pie­lę­gniarkę, żeby pobrała mi krew w domu. To był naj­gor­szy dzień w moim życiu. Zaczę­łam myśleć, że do końca swych dni będę zamknięta w psy­chia­tryku.

Wtedy tra­fi­łam w inter­ne­cie na fil­miki Rafa­ela San­tan­dreu i zoba­czy­łam świa­tło w tunelu. Pamię­tam, że oglą­da­łam je całymi dniami. Wresz­cie zaczę­łam rozu­mieć.

Kupi­łam jego książki i z uwagą je prze­stu­dio­wa­łam. Kiedy dotar­łam do ostat­nich roz­dzia­łów porad­nika Wszystko jest łatwiej­sze, niż nam się wydaje, odkry­łam cztery magiczne słowa. W pew­nym sen­sie prze­szłam już podobną auto­te­ra­pię na samym początku, ale teraz zro­zu­mia­łam wszystko znacz­nie lepiej. Posta­no­wi­łam, że od tej pory będę codzien­nie nad sobą pra­co­wać!

Od początku wyzna­cza­łam sobie jasne cele. Przede wszyst­kim: dotrzeć do drzwi sąsiadki. Powta­rza­łam sobie jak man­trę: „Staw czoło, staw czoło”. Jaka byłam szczę­śliwa, kiedy udało mi się od razu pierw­szego dnia! Cho­ciaż dużo mnie to kosz­to­wało, następ­nego prze­szłam tro­chę dalej. A kolej­nego dnia jesz­cze kawa­łe­czek. Po tygo­dniu posta­no­wi­łam wypro­wa­dzić na spa­cer Tarę. I też mi się udało!

Mój umysł stop­niowo się oczysz­czał, dzień po dniu, tydzień po tygo­dniu.

Wkrótce odwa­ży­łam się pójść na zakupy. Wcho­dząc do super­mar­ketu, powta­rza­łam w myślach: „Staw czoło, staw czoło”. Ale dosta­łam kopa, kiedy udało mi się kupić wszystko, czego potrze­bo­wa­łam. Nie obyło się bez cier­pie­nia, za to po powro­cie do domu wpa­dłam w eufo­rię.

Wtedy powie­dzia­łam sobie: „Zaak­cep­tuję abso­lut­nie każdy lęk!”. To bar­dzo trudne dla tych, któ­rzy zma­gają się z tym pro­ble­mem, ale konieczne, żeby ruszyć naprzód.

W pew­nym momen­cie zaczę­łam mak­sy­mal­nie eks­po­no­wać się na lęki. „Jeżeli chce­cie dziś ze mną wal­czyć, pro­szę bar­dzo! Jestem gotowa!” I postę­po­wa­łam dokład­nie odwrot­nie do tego, czego ode mnie ocze­ki­wały. Jeżeli lęk chciał, żebym nie wycho­dziła z domu, to wycho­dziłam, a w dodatku na długo i daleko. Po powro­cie mówi­łam sobie: „Cel osią­gnięty!”.

Byłam coraz bar­dziej zde­ter­mi­no­wana. Jeżeli lęk obja­wiał się z wyjąt­kową siłą i nie potra­fi­łam go prze­zwy­cię­żyć, wra­ca­łam do domu, powta­rza­jąc sobie: „Nic wiel­kiego się nie stało, jutro pój­dzie mi lepiej”. Następ­nego dnia bra­łam się w garść i znowu pró­bo­wa­łam.

Powta­rza­nie zwrotu „staw czoło” naprawdę działa cuda.

Z cza­sem zaczę­łam postrze­gać lęk jako przy­ja­ciela, który zamiesz­kał w moim ciele, żeby nauczyć mnie, jak stać się lep­szym czło­wie­kiem. Z każdą kolejną eks­po­zy­cją byłam odro­binkę zdrow­sza.

Po jakichś dwóch mie­sią­cach regu­lar­nej eks­po­zy­cji na lęki zaczę­łam czuć się cał­kiem dobrze. Rafael twier­dzi, że to bar­dzo szybko. Byłam gotowa na wszystko, byle tylko znowu zacząć żyć.

Dodam jesz­cze, że ni­gdy nie bra­łam żad­nych leków. Zawsze nie­chęt­nie pod­cho­dzi­łam do table­tek. Na wszelki wypa­dek nosi­łam w torebce dia­ze­pam, ale ani razu go nie wzię­łam.

Myślę, że wła­śnie dzięki temu tak szybko się wyle­czy­łam. Korzy­sta­łam jedy­nie z porad­nika Rafa­ela, Wszystko jest łatwiej­sze, niż nam się wydaje.

Dziś wiodę cał­kiem nor­malne życie. Jestem szczę­śliwa. Nie mam napa­dów lęku, nie boję się ich. W ciągu roku tylko raz byłam bli­ska ataku paniki, ale ponie­waż już nie budzą we mnie stra­chu, szybko mi prze­szło. Mogę wysta­wić sobie ocenę 9,99/10.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Pema Chödrön, Ni­gdy nie jest za późno. Jak czer­pać siłę z prze­ciw­no­ści losu, przeł. Agnieszka Burzyń­ska, Anna Różań­ska, Wydaw­nic­two Zwier­cia­dło, War­szawa 2018, s. 171. [wróć]

Tamże, s. 17–18. [wróć]

Tamże, s. 20. [wróć]