Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Czy można żyć bez strachu? Oczywiście!
Odkryj metodę, popartą badaniami naukowymi, dzięki której setki tysięcy ludzi nauczyło się żyć bez strachu.
Poznaj cztery proste kroki, które pozwolą ci całkowicie pokonać nawet najbardziej dotkliwe lęki. Bez względu na to, czy zmagasz się z atakami paniki, obsesjami, hipochondrią, nieśmiałością czy innymi obawami – ta metoda rozwiąże twoje problemy.
Publikacja skierowana jest do osób, które pragną wyeliminować strach ze swojego życia. Dzięki wskazówkom zawartym w książce, całkowicie odmienią swoje myślenie, oczyszczą i uzdrowią swój umysł. Odkryją drogę do rozwoju osobistego, gdzie czeka ich radość, spokój i spełnienie. Dzięki temu odmienią swoje życie raz na zawsze i staną się wolnymi, szczęśliwymi i silnymi ludźmi.
Już teraz wkrocz na drogę życia bez strachu!
Ponad milion ludzi zmieniło swoje życie dzięki Rafaelowi. Ty będziesz następny!
Rafael Santandreu jest popularnym hiszpańskim profesorem psychologii. Po ukończeniu studiów w Barcelonie i Anglii prowadził kursy na Uniwersytecie Ramona Llulla. Pracował u boku słynnego psychologa Giorgio Nardone w jego legendarnym Centro di Terapia Breve we Włoszech. Obecnie dzieli swoją pracę pomiędzy psychoterapię z pacjentami – jego wielką pasję – i kształcenie lekarzy i psychologów. Zdobył zaufanie pacjentów z całego świata, którym udziela konsultacji osobiście bądź online. Jest autorem kilku książek m.in. Być szczęśliwym na Alasce i Wszystko jest łatwiejsze, niż nam się wydaje, które są cenione przez specjalistów i czytelników na całym świecie.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 247
Tego rodzaju książka wydaje się w dzisiejszych czasach niezwykle potrzebna. Wiele osób doświadcza wyniszczających stanów, o których mało się mówi. Z pozoru są to normalni ludzie – syn sąsiada, żona najlepszego przyjaciela, kolega z pracy… Tymczasem cierpią bardziej niż osoby dotknięte rakiem czy innymi budzącymi grozę chorobami.
Mam na myśli przede wszystkim zespół lęku napadowego i zaburzenia obsesyjno-kompulsyjne (ang. OCD). Dotykają 6% populacji Hiszpanii – około trzech milionów osób – rujnując im życie.
Książka ta jest jednak skierowana nie tylko do tej grupy ludzi, ale do każdego, kto boryka się z nieśmiałością, hipochondrią, depresją czy innymi nasilonymi negatywnymi emocjami. Wskażę, jak je przezwyciężać, żeby wyeliminować ze swojego życia tego rodzaju problemy. Krótko mówiąc: żeby wyeliminować strach.
Nauczymy się ujarzmiać własny umysł, żeby stał się pięknym, rączym rumakiem, który potulnie zabierze nas tam, gdzie będziemy chcieli dotrzeć – na zwykłą przejażdżkę, na daleką wyprawę, na skoki przez przeszkody.
Mój dobry przyjaciel Kiko, mistrz zen, powiedział mi kiedyś, że czasami nasz umysł zachowuje się jak dłoń kogoś, kto nagle wpadł w szał. Wyobraź sobie, że w środku nocy czujesz ucisk na szyi, budzisz się, otwierasz oczy i widzisz… że dusi cię jakaś szponiasta łapa!
Desperacko próbujesz się od niej uwolnić, odciągasz ją z całej siły, ale ona mocno wczepia ci się w grdykę. Zaraz cię udusi! Co za horror! Aż tu nagle zapala się światło i odkrywasz… że ta szponiasta łapa to twoja lewa dłoń!
Z umysłem bywa podobnie – niekiedy staje się naszym wrogiem, okrutnym oprawcą. Dobra wiadomość jest taka, że KAŻDY może nauczyć się, jak go uzdrowić. A nawet więcej – jak zrobić z niego największego sprzymierzeńca.
Wyobrażasz sobie życie, w którym emocje zawsze ci sprzyjają? Wiesz, co ci powiem? To możliwe! Przekona cię o tym ta książka, oparta na tysiącach świadectw.
Przeprowadziłem wywiady z mnóstwem osób, którym udało się wyzdrowieć. Część z przytoczonych tu rozmów można znaleźć na moim kanale na YouTubie. Niech te świadectwa staną się inspiracją do zmian.
Na koniec chciałbym podziękować kolegom z wydawnictwa Gaia za to, że pozwolili mi na rozpoczynanie każdego rozdziału słowami Pemy Chödrön, słynnej buddyjskiej mniszki, którą bardzo cenię. Wszystkie cytaty pochodzą z jej książki Nigdy nie jest za późno.
Przygotuj się na to, żeby raz na zawsze odmienić swoje życie. Stać się lepszą wersją samego siebie – człowiekiem wolnym, szczęśliwym i silnym.
Setki opracowań opublikowanych w specjalistycznych pismach wskazują, że terapia behawioralna jest od kilkudziesięciu lat najskuteczniejszą i najczęściej stosowaną metodą rozwiązywania problemów, którymi się tu zajmiemy, choć wymaga od pacjenta silnej woli, determinacji i ogromnego wysiłku. Aby pokonać zaburzenia lękowe, trzeba stawić czoła owym lękom. To bardzo intensywne ćwiczenie, coś jak trening na siłowni – zanim go rozpoczniemy, powinniśmy poddać się badaniom kontrolnym, sprawdzić swoją kondycję, ustalić, czy nie ma żadnych medycznych przeciwwskazań.
Osoby doznające ataków paniki często doświadczają objawów przypominających zawał. Powinny na wszelki wypadek przejść niezbędne badania. Dopiero kiedy lekarz wykluczy chorobę serca, mogą zacząć terapię.
Zaleca się, żeby terapia odbywała się zawsze pod nadzorem lekarza specjalisty.
1
Gdy ponownie znajdziemy się w sytuacji bez wyjścia, nie traktujmy jej jako przeszkody. Uznajmy to za łut szczęścia. […] W końcu, po tylu latach mamy szansę wreszcie dorosnąć1.
Pema Chödrön
María José jest uroczą, niezwykle sympatyczną, radosną pięćdziesięciolatką. Ma jasnobrązowe pofalowane włosy opadające na plecy. Mieszka w Alicante, uwielbia spacerować po plaży ze swoją suczką. Dwuk rotnie wychodziła za mąż, jest urzędniczką.
Pamiętam, że kiedy podczas pierwszej sesji opowiadała mi o swoich zaburzeniach lękowych – nękających ją od dwudziestu pięciu lat! – przez cały czas żartowała. Chociaż strach przenikał ją do szpiku kości, jej radosne usposobienie BRAŁO GÓRĘ nad dyskomfortem.
María José codziennie doświadczała silnych napadów paniki. Na domiar złego uzależniła się od anksjolityków niefortunnie przepisanych przez lekarza. Nie dość, że w niczym jej nie pomagały, to jeszcze działały na nią otępiająco i pogłębiały jej lęki. Kilka razy wystraszyła się, że niechcący je przedawkowała.
Chociaż zażywała sześć, siedem tabletek dziennie, stany lękowe nasilały się z każdym rokiem. Teraz, kiedy jest już zdrowa, tak wspomina tamten okres:
Z powodu zaburzeń lękowych i uzależnienia od tabletek mój umysł był jedną wielką plątaniną. Uzależnienie jeszcze pogłębiało mój lęk, na godzinę przed wzięciem tabletki dopadał mnie głód narkotykowy. Nie tylko miałam napady lęku, ale byłam też na głodzie z powodu tych okropnych pastylek.
Podczas napadów lęku serce kołatało jej tak mocno, jakby zaraz miało wyskoczyć z piersi, zawroty głowy omal nie zwalały jej z nóg, wydawało jej się, że za chwilę umrze. Ze strachu dłonie drżały jej jak u chorego na parkinsona. Ataki trwały kilka godzin, dopadały ją także podczas snu, przez co nie mogła zmrużyć oka nawet po podwójnej dawce leku. Ani potrójnej!
Dziś María José jest innym człowiekiem. Od ponad trzech lat nie miała ataku, jej życie przybrało zupełnie inną barwę – jest świetliste! Nie bierze żadnych leków, nie są jej potrzebne. Jest najnormalniejszą osobą pod słońcem. Więcej niż normalną: w pełni szczęśliwą.
Podczas niedawnej rozmowy powiedziała mi:
– Gdyby nie ty, nigdy bym nie wyzdrowiała! Uratowałeś mi życie!
Prawda jest jednak taka, że María José sama się uratowała. Wyzdrowiała dzięki ciężkiej pracy i determinacji. TY TAKŻE WYZDROWIEJESZ.
Pomyśl: po dwudziestu pięciu latach życia w koszmarze codziennych napadów lęku i silnego uzależnienia od psychotropów María José zaczęła nowy rozdział. Udało jej się pokonać zaburzenia bez pomocy leków, wyłącznie dzięki pracy nad sobą, wytrwałości i determinacji.
Moja książka traktuje o leczeniu tego, co bardzo ogólnie moglibyśmy nazwać „atakami niestabilności emocjonalnej” polegającymi na doświadczaniu silnych lęków bez racjonalnego uzasadnienia. Chodzi o pewną nadwrażliwość i utratę kontroli nad emocjami – nie jesteśmy sobą, stajemy się bojaźliwi i słabi, targają nami skrajne emocje.
Ataki pojawiają się bez uprzedzenia. Ni stąd, ni zowąd. Po przebudzeniu albo w obliczu jakiejś drobnej przeszkody. Na przykład gdy dowiadujemy się, że w pracy mamy do wykonania nowe zadanie; strach przed nieznanym potęguje nasz stres i nagle wpadamy w panikę. „Dawniej taki nie byłem! Dlaczego stałem się takim mazgajem?”, pytamy sami siebie.
Ataki paniki czy niestabilności emocjonalnej są prawdziwym koszmarem. Jesteśmy pozbawieni energii, spętani strachem, odcięci od świata, niezdolni do działania, zdezorientowani i słabi.
Tym, którzy nigdy nie musieli mierzyć się z takim problemem, trudno zrozumieć, że te zaburzenia nie mają żadnego racjonalnego wytłumaczenia. To tak, jakby ktoś wstrzyknął nam narkotyk wywołujący straszliwe halucynacje, a my nie wiemy, kiedy zacznie działać. Może to nastąpić w każdej chwili! A wtedy… bum! Koszmary wciągną nas do czarnej studni. Będziemy myśleć wyłącznie o tym, żeby się z niej wydostać. Lęk uniemożliwi nam nie tylko działanie, ale też wchodzenie w interakcje z innymi ludźmi. Napad paniki jest jak nieznośny, uporczywy ból – z upragnieniem czekamy na nadejście nocy, żeby zasnąć i wreszcie wyłączyć wystraszony umysł.
Tego rodzaju ataki są bardziej powszechne, niż nam się wydaje. My, psychologowie, przyklejamy im różne etykietki – „zespół lęku napadowego”, „zaburzenia obsesyjno-kompulsyjne”, „depresja” – ale tak naprawdę chodzi o to samo zjawisko: zalew negatywnych emocji, tak silny, że nie jesteśmy w stanie go powstrzymać. Emocje te przejmują kontrolę nad naszym życiem i je niszczą. Podczas napadów są odczuwane ze wzmożoną siłą. Wzajemnie się napędzając, biorą nas w posiadanie i wciągają w bagno cierpienia emocjonalnego. Wreszcie atak samoistnie ustaje i zostawia nas samych ze sobą, wykończonych, rozbitych, przerażonych. Hasta la vista, baby.
Często czujemy się zdezorientowani w obliczu tego, co nas spotyka. Przecież wcześniej tacy nie byliśmy. Chociaż bardzo się staramy, nie jesteśmy w stanie uwolnić się od tej dziwnej choroby.
Zastanawiamy się: „O Boże, co się ze mną dzieje?”.
Zazdrościmy ludziom mijanym na ulicy i nieuchronnie zadajemy sobie pytanie: „Jak to możliwe, że z nimi jest wszystko w porządku? Dlaczego nie mogę być taki jak oni?”.
Strach przed atakami paniki zamienia nasz świat w niebezpieczne miejsce pełne dziur, przez które możemy wpaść w emocjonalną otchłań.
Zaczynamy unikać sytuacji, które kojarzymy z atakami: jazdy metrem, zakupów w galerii handlowej, samotnego przebywania w domu, snucia czarnych myśli… Wszystkiego, co może wciągnąć nas w pętlę złego samopoczucia. Nasze życie staje się nagle ograniczone przez konteksty, w których odczuwamy strach.
Powtarzamy sobie: „O Boże, dlaczego boję się takich głupstw? Przecież kiedyś robienie tych rzeczy sprawiało mi przyjemność!”. Niestety tak wygląda nasza nowa rzeczywistość.
W takim stanie emocjonalnym wszystko przychodzi nam z wielkim trudem: podejmowanie decyzji, mierzenie się z drobnymi problemami, zdobywanie się na wysiłek, praca, miłość…
Zdarzają się chwile spokoju, kiedy wydaje się, że odzyskaliśmy zdrowie psychiczne. Jednak po kilku dniach klątwa wraca i następuje kolejny atak.
W tej książce przyjrzymy się dwóm podtypom ataków niestabilności emocjonalnej:
• atakom lęku (albo paniki);
• zaburzeniom obsesyjno-kompulsyjnym (OCD).
Istnieje więcej podtypów, w tym różne rodzaje depresji, choroby psychosomatyczne, migreny, bóle niewiadomego pochodzenia… Wszystkie one składają się jednak na to samo zjawisko.
Jeżeli czujesz się emocjonalnie „słaby”, najprawdopodobniej cierpisz na jeden z rodzajów niestabilności emocjonalnej. W takim wypadku zastosuj się ściśle do wskazówek przedstawionych w tej książce. Wszyscy cierpimy na to samo, tyle że przypięto nam różne etykietki z diagnozą.
Atakom lęku towarzyszy zazwyczaj jeden lub kilka z poniższych objawów:
• ból w klatce piersiowej;
• ból brzucha;
• uczucie duszności;
• zawroty głowy;
• poczucie zagrożenia (nawet śmiercią);
• a przede wszystkim potworny strach!
Depresja objawia się poprzez:
• obniżony nastrój;
• zmęczenie;
• czarne myśli.
Do objawów obsesji należą:
• natrętne myśli dotyczące czegoś, co powinniśmy omijać/rozstrzygnąć/wyeliminować.
Wbrew temu, co mogłoby się wydawać, ataki emocjonalne nie są zaburzeniami fizjologicznymi czy organicznymi. Nie mają związku z niedoborem serotoniny ani z niedokrwieniem mózgu. To zasadzka zastawiona przez umysł przypominająca chińską pułapkę na palce.
Wywodząca się ze starożytności zabawka ma postać uplecionej z bambusa rurki, w którą wkłada się palce, tak jak na zdjęciu. Kiedy próbujemy je wyciągnąć, pułapka coraz mocniej się zaciska.
Niełatwo jest wpaść na właściwe rozwiązanie problemu: żeby się uwolnić, należy zbliżyć do siebie palce, wpychając je głębiej w rurkę. Wtedy plecionka, o dziwo, się rozszerza i można je ostrożnie wysunąć.
Analogiczny mechanizm zachodzi w wypadku wszystkich rodzajów ataków słabości emocjonalnej: napadów lękowych, depresji, zaburzeń obsesyjno-kompulsyjnych. Wpadamy w wymyślną pułapkę własnego umysłu, a wszelkie próby wydostania się z niej tylko pogarszają sytuację. Im mocniej ciągniemy, tym bardziej rurka zaciska się wokół palca.
Ważne, żebyśmy pamiętali o jednym: większość zaburzeń psychicznych to po prostu gra logiczna. Nie stoi za nimi żadna choroba atakująca układ nerwowy, geny czy coś innego w organizmie! Dlatego nie ma potrzeby zażywania leków.
W tej książce podpowiem, jak raz na zawsze uwolnić się z tej pułapki i odzyskać PEŁNIĘ władz umysłowych, spokoju, równowagi i radości. Krótko mówiąc: pełnię życia.
Ale to nie wszystko. Dzięki zdobytej wiedzy nauczymy się kochać, pomagać, odkrywać piękno świata i dzielić się nim z innymi.
Powinniśmy się cieszyć, że choroby, na którą cierpimy, nie trzeba zwalczać lekami, i że możemy wyjść z niej silniejsi, przygotowani do tego, by czerpać radość z życia. Czeka nas całkowite uzdrowienie!
Jesteś gotowy na tę piękną podróż ku poznaniu samego siebie, wyzwoleniu, wzmocnieniu i szczęściu?
W tej książce znajdziesz sporo historii osób, które zdołały przezwyciężyć problem, z jakim ty się teraz mierzysz. Wracaj do nich co jakiś czas, niech będą dla ciebie źródłem inspiracji. Ich bohaterami są ludzie tacy jak ty, zwyczajni mężczyźni i kobiety, którym udało się zawojować świat własnych emocji.
Z tego rozdziału dowiedzieliśmy się, że:
• Zaburzenia lękowe, obsesje, dolegliwości psychosomatyczne i większość depresji nie są chorobami ciała, ale pułapkami umysłu, z których można nauczyć się wydostawać. Jeżeli borykamy się z atakami paniki, natrętnymi myślami, depresją albo hipochondrią, mamy powód do radości: nasz problem jest natury logicznej, nie medycznej. Możemy się całkowicie wyleczyć, bez leków i bez powikłań.
• Nieważne, jak bardzo jesteśmy rozbici i słabi – głowa do góry! Niedługo poczujemy się lepiej. Ludzie, którzy przechodzili przez to samo, co my, teraz z uśmiechem idą przez życie, tak jak María José. Jeżeli będziemy postępowali zgodnie ze wskazówkami zawartymi w tej książce, niebawem do nich dołączymy. To zależy wyłącznie od nas.
• Po zakończeniu autoterapii skołowanie, ból emocjonalny, osłabienie i strach znikną jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Czeka nas intensywna, wytężona praca, ale sukces mamy jak w banku!
2
Odkrycia dokonywane dzięki praktyce […] wypływają […] z odważnej gotowości, by umrzeć, by umierać wciąż na nowo2.
Pema Chödrön
Diego jest czterdziestoośmioletnim przedsiębiorcą, wysokim, dobrze zbudowanym mężczyzną o wysportowanej sylwetce. Kiedy go poznałem, był w bardzo kiepskim stanie emocjonalnym, mimo to prezentował się wspaniale – szykownie ubrany, z zaczesanymi do tyłu ciemnymi kręconymi włosami. Nieformalnej elegancji dopełniały nowoczesne okulary.
Kiedy zjawił się w moim gabinecie, był kompletnie rozbity. Od wczesnego dzieciństwa zmagał się z objawami słabości emocjonalnej, głównie z atakami lęku. Próbował różnych terapii, ale żadna nie przyniosła znaczących efektów.
Po około roku stosowania właściwych metod był zupełnie innym człowiekiem. Napisał do mnie list, z prośbą, żebym pokazywał go pacjentom mierzącym się z problemem, który on pokonał. To bardzo piękny list, z jasnym przesłaniem skierowanym do wszystkich rozpoczynających tę terapię.
Obiecałem Bogu, że jeśli kiedykolwiek zdołam zamknąć długi rozdział zaburzeń lękowych i depresji, postaram się, żeby moje cierpienie stało się światełkiem w tunelu dla tych, którzy także od lat zmagają się z dotkliwymi epizodami słabości emocjonalnej.
Moja historia jest dowodem na to, że można się z tym uporać, a w dodatku poczuć się wspaniale. Ostatnio dużo się mówi o plastyczności mózgu – mój przypadek jedynie ją potwierdza.
Dziś mogę powiedzieć, że cieszę się z tego, co osiągnąłem, i jestem za to wdzięczny, a jednocześnie zdumiony, że mi się to udało, bo przez długie lata żyłem w piekle napadów lękowych i s tanów depresyjnych.
Zaczęło się, kiedy miałem cztery lata. Wskutek wypadku złamałem – sam już nie pamiętam ile – kości. To traumatyczne wydarzenie naznaczyło całe moje dzieciństwo. Kolejne sześć lat spędziłem w gabinetach lekarzy, na salach operacyjnych i w ośrodkach rehabilitacyjnych. Pamiętam, że byłem przerażony. Czasem wołałem w nocy mamę, bo nie mogłem oddychać, tak bardzo bałem się o swoje zdrowie. Dziś wiem, że tamte duszności i lęki były objawem ataków paniki, ale jako małe dziecko nie rozumiałem, co się ze mną dzieje.
W wieku szesnastu lat popadłem w depresję. W dodatku zacząłem obsesyjnie myśleć, że mógłbym kogoś zaatakować, i byłem tym przerażony. Wtedy pierwszy raz poszedłem do psychiatry, który zaczął faszerować mnie antydepresantami i anksjolitykami.
W wieku dwudziestu ośmiu lat miałem już za sobą terapie u pięciu najlepszych psychiatrów z okolicy. Wypróbowywali na mnie najróżniejsze leki. Każdy serwował mi swój własny koktajl.
Niedługo potem odziedziczyłem firmę po ojcu. Poziom stresu wzrósł, a wraz z nim uczucie lęku i strachu. Był rok 2003. Często spędzałem całe dnie w łóżku, sparaliżowany strachem. Nieustanne myśli samobójcze jeszcze potęgowały panikę. Bałem się, że mogę zrobić coś głupiego. Trzymałem się z daleka od noży. Obsesyjne myśli same się napędzały. Strachem napawały mnie nawet wiadomości telewizyjne.
Miałem zaschnięte gardło, nie byłem w stanie przełykać. Nie spałem. Gwałtownie traciłem na wadze, czułem się otumaniony, nie mogłem trzeźwo myśleć. Czynności takie jak ubranie się, rozplanowanie dnia czy wzięcie prysznica wymagały ode mnie ogromnego wysiłku.
Diego przeszedł radykalną przemianę, mimo że przez wiele, bardzo wiele lat żył w głębokiej studni – zanim do mnie trafił, zaliczył kilka pobytów w szpitalach psychiatrycznych, przyjmował ponad pięćdziesiąt rodzajów leków i podjął dwie próby samobójcze.
Chociaż wielu psychiatrów spisałoby go na straty, obecnie Diego nie bierze żadnych leków, jest szczęśliwy, tryska radością i kocha życie.
Wyzdrowiał po dwóch latach terapii, stosując się do zaleceń, które poznamy na kartach tej książki. Włożył w to mnóstwo wysiłku i determinacji.
Możemy się zastanawiać: „Czy osiągnę to, co Diego? Czy dam radę zmienić samego siebie?”.
Odpowiedź brzmi: „Oczywiście! I stanę się częścią wspólnoty mężczyzn i kobiet, którzy wzajemnie się wspierają, kochają życie i innych ludzi”.
Zaburzenia emocjonalne są dla psychologa pasjonującym, pełnym tajemnic materiałem badawczym. A to dlatego, że od zarania dziejów mylono je z chorobami organicznymi trudnymi do wyleczenia, a niekiedy bardzo źle rokującymi.
Nietrudno zrozumieć ten błąd, bowiem zaburzenia emocjonalne faktycznie przypominają choroby organiczne. Dobrym tego przykładem jest nikotynizm – wbrew pozorom problem mentalny.
Medycyna nadal uważa, że uzależnienia wywołują zmiany neuronalne odpowiedzialne za zespół abstynencyjny, niezwykle bolesny i trudny do pokonania. Przyjęta oficjalnie teoria mówi, że narkotyk wpływa na pracę neuronów, dlatego osoba uzależniona cierpi, dopóki znów nie zaczną one normalnie funkcjonować.
Teorię o uszkodzeniach mózgu wskutek uzależnień i o zespole abstynencyjnym obala brytyjski geniusz Allen Carr.
Dzięki jego książce Prosta metoda jak skutecznie rzucić palenie miliony osób odkryły, że zespół odstawienny jest w 95% zjawiskiem psychicznym i aby go pokonać, wystarczy zmienić sposób myślenia. Ja sam odstawiłem papierosy, stosując się do zaleceń Carra, bezboleśnie i bezstresowo. Tak jak kilkadziesiąt milionów innych czytelników jego książki. Jak widać, to sprawdzona metoda!
Carr stale powtarza, że wszystkie uzależnienia są jednakowe, nieważne, czy chodzi o alkohol, kokainę, heroinę, czy inne substancje. Zespół abstynencyjny, na który cierpią osoby próbujące odstawić te używki, jest produktem ich umysłu. Uzależnienie to proces psychiczny i choć pociąga za sobą szereg objawów fizycznych (pocenie się, gorączka, dreszcze, majaczenie alkoholowe), są one tylko dymem, wytworem naszej wyobraźni. Dlatego możemy nauczyć się ich nie mieć!
Pracownicy zakładów karnych wiedzą, że więźniowie niemający dostępu do narkotyków odzwyczajają się od nich raz-dwa, bez objawów zespołu abstynencyjnego. Jak to możliwe? Jakież to magiczne właściwości mają więzienia? Odpowiedź jest prosta: jeżeli umysł wie, że nie ma szansy na zdobycie narkotyku, nie uruchamia psychicznego procesu uzależnienia.
Ataki lęku i obsesje to także czysto psychiczne zaburzenia, dlatego nie działają na nie leki, akupunktura czy witaminy. Czas powiedzieć „stop” tym środkom!
Skupmy się na jedynym źródle problemu: błędnym kole strachu. Im szybciej to zrobimy, tym szybciej go rozwiążemy.
Nieważne, jak długo cierpimy na zaburzenia, jak bardzo są one poważne i u ilu lekarzy byliśmy – za każdym razem mamy do czynienia z problemem psychicznym, którego rozwiązanie znajduje się tuż za rogiem.
Pacjenci często zadają mi pytanie:
– Dlaczego mam te obsesyjne myśli? Co jest nie tak z moją głową?
– Nic nie jest nie tak, po prostu wpadłeś w pułapkę swojego umysłu – odpowiadam za każdym razem. – Niewykluczone, że twoje neurony wykazują ku temu pewną predyspozycję, ale stanowi to zaledwie trzy procent problemu.
– Czyli przyczyną jest jakaś drobna wada neuronów? – pytają pacjenci.
– Zachodzi tu mechanizm analogiczny do uzależnienia od papierosów. Fizyczny objaw nikotynizmu, czyli lekkie podenerwowanie, wpędza nas w umysłową pułapkę nałogu, wywołując uzależnienie psychiczne. Objaw fizyczny to pestka, łatwo go przezwyciężyć. Prawdziwym problemem jest strach przed rzuceniem palenia, prowadzący do głodu nikotynowego, który jest niczym innym jak silnym uczuciem lęku.
– To znaczy, że czynnik fizjologiczny jest minimalny, a problem leży głównie w mojej psychice, w tym, co myślę i co robię?
– Otóż to. Przestań się zastanawiać, jakiej natury jest twój problem, bo mam dla ciebie dobrą wiadomość: rozwiążemy go raz na zawsze z pomocą psychologii – oznajmiam na zakończenie.
Przeanalizujemy teraz nieco dokładniej pułapkę zwaną „błędnym kołem strachu” – mechanizm lęku, obsesji, depresji, hipochondrii itd.
Wszystkie bezpodstawne obawy są właśnie jego owocem.
Zaczyna się całkiem przypadkowo: pewnego pechowego dnia doznajemy jakiegoś wyjątkowo nieprzyjemnego odczucia, które nas zaskakuje i niepokoi. Może to być dotkliwy ból w piersi, silniejsze zawroty głowy albo nieznane dotąd uczucie lęku. Uwaga! Tak właśnie rodzi się strach. „Matko, co się ze mną dzieje? To nie jest normalne!” Tyle wystarczy. Obawy, że ta sytuacja może się powtórzyć, zwiększają nasz dyskomfort, co z kolei potęguje lęk. Nakręcający się diaboliczny mechanizm nasila i strach, i objawy.
Widać to wyraźnie na przykładzie ataków paniki.
Pewnego dnia niespodziewanie zaczyna walić nam serce. Jesteśmy zaskoczeni i trochę wystraszeni. Załóżmy, że kilka tygodni wcześniej ktoś z naszej rodziny zmarł na atak serca. Natychmiast pojawia się myśl: „O nie! To na pewno zawał”. Niepokój sprawia, że nasze serce zaczyna bić jeszcze mocniej. A niech to! Ponieważ kołatanie przybrało na sile, martwimy się jeszcze bardziej. Na tym właśnie polega błędne koło strachu!
To właśnie ta emocjonalna spirala jest prawdziwym źródłem napadów lękowych, natrętnych myśli i kompulsji.
Z czasem odczucia przybierają na sile i ze strachu zaczynamy unikać sytuacji, w których ich doświadczamy, co jedynie potęguje nasze przewrażliwienie. Prowadzi to do zaburzeń emocjonalnych, które nas przytłaczają i niszczą nam życie.
Mechanizm neurozy to opisana wyżej spirala: odczucie – niepokój – ucieczka. Każdy może jej doświadczyć. Miliony ludzi wpadają w tę pułapkę wyłącznie dlatego, że nasz umysł wykazuje taką skłonność.
Znałem osoby niezwykle odporne pod każdym względem – policjantów, strażaków, polityków, przedsiębiorców, zawodowych sportowców – które cierpiały na zaburzenia lękowe. Siła woli, odwaga i inne godne podziwu cechy nie uchroniły ich od choroby, ale wielu z nich pomogły szybciej ją przezwyciężyć.
Pojawienie się tego rodzaju zaburzeń to, generalnie rzecz biorąc, kwestia pecha – przypadkiem doznaliśmy budzącego w nas strach odczucia, które nakręciło opisaną wcześniej spiralę.
Podkreślę jednak raz jeszcze: jedynym źródłem problemu jest proces psychiczny, błędne koło emocji. Nic więcej.
Nie mamy do czynienia z chorobą organiczną, niedoborem serotoniny czy mechanizmem neuronalnym. Chodzi o zjawisko psychiczne, które można wyleczyć, pracując nad swoim umysłem. Każdy może tego dokonać, jeśli:
a) W 100% zrozumie informacje zawarte w tej książce.
b) Będzie nad sobą pracować z wystarczającą determinacją.
Z tego rozdziału dowiedzieliśmy się, że:
• Napady lękowe, obsesje i pozostałe „neurozy” są pułapką umysłu, w którą może wpaść każdy.
• Istotą problemu jest spirala strachu przed strachem, lęku przed odczuciami potęgowanymi przez lęk.
• Rozwiązaniem jest pozbycie się strachu przed tymi odczuciami. Wtedy po prostu znikną, a w ich miejsce pojawią się radość i miłość.
3
Wydaje nam się, że odważni ludzie nie odczuwają lęku. Tymczasem oni po prostu są z nim oswojeni3.
Pema Chödrön
Mila jest przesympatyczną, ciepłą, radosną czterdziestosiedmiolatką. Ma piękne długie ciemne włosy, a na jej twarzy zawsze gości uśmiech. Od razu widać, że kocha życie i innych ludzi. Mówi z uroczym andaluzyjskim akcentem.
Do tego jest spełnioną śpiewaczką. Występuje od lat , uwielbia to, co robi. Ma cudowny głos, którym śpiewa typowe dla Andaluzji cople.
Przez długi czas cierpiała na zaburzenia lękowe, żyła uwięziona w domu z powodu agorafobii. Wychodziła tylko na występy. Nieraz śpiewała sparaliżowana strachem. Kiedyś silny atak paniki dopadł ją na scenie.
Aż wreszcie trafiła na poradnik, który pomógł jej wyjść z tej studni i na powrót stać się gwiazdą, zarówno w życiu zawodowym, jak i prywatnym.
Była tak wspaniałomyślna, że podzieliła się ze mną swoją historią. Naszej rozmowy można posłuchać na moim kanale na YouTubie.
Oto moje świadectwo. Zaburzenia lękowe pojawiły się, kiedy miałam siedemnaście lat, a wyleczyłam się z nich w wieku czterdziestu sześciu. Trochę to trwało, ale było warto. Nareszcie jestem wolna!
Doskonale pamiętam pierwszy atak. Jak już wspomniałam, miałam wtedy siedemnaście lat. Byłam na imprezie na drugim końcu miasteczka i nagle w środku zabawy dostałam napadu paniki. Przerażona pobiegłam do domu. Drogę powrotną wspominam jako prawdziwy horror. Ze strachu czepiałam się ścian budynków. Nie mogłam oddychać, jakby ktoś ściskał moją szyję, żeby mnie udusić. Brakowało mi powietrza! Do tego strasznie kręciło mi się w głowie, bałam się, że zaraz zemdleję. Uginały się pode mną nogi, cała się trzęsłam. Ale najgorszy ze wszystkiego był strach.
Kiedy dotarłam do domu, mama pomyślała, że ktoś mnie skrzywdził. Uspokoiła się, kiedy zdołałam jej wyjaśnić, co się ze mną dzieje. Wyciągnęłam się na kanapie z zimnym okładem na czole i po chwili poczułam się lepiej.
Ale na tym się nie skończyło!
Ataki paniki wracały dzień w dzień, trwały jakieś piętnaście, dwadzieścia minut. Ciśnienie skakało mi pod sufit. Po wszystkim czułam się wykończona i obolała, jakby przejechał po mnie walec. Prawdziwy koszmar.
To nie było normalne, dlatego początkowo myślałam, że cierpię na jakąś poważną chorobę – coś z tarczycą albo z sercem.
Zaczęłam kojarzyć ataki z braniem prysznica, z wychodzeniem z domu, z robieniem zakupów itd. Na samą myśl o tych czynnościach wpadałam w panikę, bo wyobrażałam sobie, jak strasznie będę się czuła. Tak naprawdę sama je wywoływałam, ale wtedy jeszcze tego nie rozumiałam. Byłam przekonana, że cierpię na jakąś groźną chorobę.
Żyłam w nieustannym stresie, świadoma, że w każdej chwili może dopaść mnie atak. Najchętniej spędzałabym całe dnie w łóżku. Byłam wiecznie przygnębiona, bo w moim życiu nagle pojawiło się mnóstwo ograniczeń.
Lekarze stwierdzili, że nie cierpię na żadną chorobę organiczną, ale dla mnie było to niewielkie pocieszenie, bo nie potrafili zapobiec atakom.
Zaczęłam szukać informacji o zaburzeniach lękowych. Poszłam do psychologa, ale nie umiał właściwie mną pokierować i w niczym mi nie pomógł. W tamtym okresie myślałam, że nigdy z tego nie wyjdę.
Któregoś dnia trafiłam na informacje o terapii behawioralnej i wdrożyłam ją na swój własny sposób. Zaczęłam czuć się lepiej, choć lęki nie ustąpiły. Uniezależniłam się od rodziców, próbowałam wieść w miarę normalne życie, mimo że wcale nie było ze mną dobrze.
Zmiana nastąpiła dopiero dwa lata temu.
Pod koniec 2018 roku powróciły silne ataki paniki i strach, że dopadną mnie, kiedy będę poza domem. Wkrótce przestałam wychodzić nawet do ogrodu.
Przez prawie cały 2019 rok codziennie miałam napady lęku. Nie byłam w stanie wyjść na spacer z Tarą, moją suczką. Wyprowadzał ją mój mąż. Próbowałam każdego dnia, ale docierałam najdalej do drzwi sąsiadki, a potem musiałam zawracać.
Do tego w tamtym roku miałam mnóstwo występów. Mąż zawsze mi towarzyszył, zostawiał samochód pod sceną, żebym mogła się w nim schować, gdybym poczuła się bardzo źle. Samochód był dla mnie bezpiecznym schronieniem. Mówiliśmy organizatorom, że mam dużo sukni i drogiego sprzętu, żeby pozwolili nam zaparkować jak najbliżej. Tak naprawdę potrzebowałam samochodu na wypadek silnego ataku lęku.
Bardzo często panikowałam podczas występów. Trudno w to uwierzyć, ale ataki dopadały mnie nawet, kiedy śpiewałam.
Pod koniec roku znalazłam się na granicy wytrzymałości, widziałam wszystko w czarnych barwach. To mnie wykańczało. Nasiliło się uczucie lęku, nawet w domu czułam się źle. To był straszny okres. Nie mogłam zdobyć się na wyjście do sklepu ani na spacer, straciłam jakąkolwiek niezależność. Dwukrotnie wzywałam karetkę, bo nie byłam w stanie zapanować nad paniką.
Kiedyś lekarz skierował mnie na morfologię, ale nie udało mi się dotrzeć do przychodni – musieli wysłać pielęgniarkę, żeby pobrała mi krew w domu. To był najgorszy dzień w moim życiu. Zaczęłam myśleć, że do końca swych dni będę zamknięta w psychiatryku.
Wtedy trafiłam w internecie na filmiki Rafaela Santandreu i zobaczyłam światło w tunelu. Pamiętam, że oglądałam je całymi dniami. Wreszcie zaczęłam rozumieć.
Kupiłam jego książki i z uwagą je przestudiowałam. Kiedy dotarłam do ostatnich rozdziałów poradnika Wszystko jest łatwiejsze, niż nam się wydaje, odkryłam cztery magiczne słowa. W pewnym sensie przeszłam już podobną autoterapię na samym początku, ale teraz zrozumiałam wszystko znacznie lepiej. Postanowiłam, że od tej pory będę codziennie nad sobą pracować!
Od początku wyznaczałam sobie jasne cele. Przede wszystkim: dotrzeć do drzwi sąsiadki. Powtarzałam sobie jak mantrę: „Staw czoło, staw czoło”. Jaka byłam szczęśliwa, kiedy udało mi się od razu pierwszego dnia! Chociaż dużo mnie to kosztowało, następnego przeszłam trochę dalej. A kolejnego dnia jeszcze kawałeczek. Po tygodniu postanowiłam wyprowadzić na spacer Tarę. I też mi się udało!
Mój umysł stopniowo się oczyszczał, dzień po dniu, tydzień po tygodniu.
Wkrótce odważyłam się pójść na zakupy. Wchodząc do supermarketu, powtarzałam w myślach: „Staw czoło, staw czoło”. Ale dostałam kopa, kiedy udało mi się kupić wszystko, czego potrzebowałam. Nie obyło się bez cierpienia, za to po powrocie do domu wpadłam w euforię.
Wtedy powiedziałam sobie: „Zaakceptuję absolutnie każdy lęk!”. To bardzo trudne dla tych, którzy zmagają się z tym problemem, ale konieczne, żeby ruszyć naprzód.
W pewnym momencie zaczęłam maksymalnie eksponować się na lęki. „Jeżeli chcecie dziś ze mną walczyć, proszę bardzo! Jestem gotowa!” I postępowałam dokładnie odwrotnie do tego, czego ode mnie oczekiwały. Jeżeli lęk chciał, żebym nie wychodziła z domu, to wychodziłam, a w dodatku na długo i daleko. Po powrocie mówiłam sobie: „Cel osiągnięty!”.
Byłam coraz bardziej zdeterminowana. Jeżeli lęk objawiał się z wyjątkową siłą i nie potrafiłam go przezwyciężyć, wracałam do domu, powtarzając sobie: „Nic wielkiego się nie stało, jutro pójdzie mi lepiej”. Następnego dnia brałam się w garść i znowu próbowałam.
Powtarzanie zwrotu „staw czoło” naprawdę działa cuda.
Z czasem zaczęłam postrzegać lęk jako przyjaciela, który zamieszkał w moim ciele, żeby nauczyć mnie, jak stać się lepszym człowiekiem. Z każdą kolejną ekspozycją byłam odrobinkę zdrowsza.
Po jakichś dwóch miesiącach regularnej ekspozycji na lęki zaczęłam czuć się całkiem dobrze. Rafael twierdzi, że to bardzo szybko. Byłam gotowa na wszystko, byle tylko znowu zacząć żyć.
Dodam jeszcze, że nigdy nie brałam żadnych leków. Zawsze niechętnie podchodziłam do tabletek. Na wszelki wypadek nosiłam w torebce diazepam, ale ani razu go nie wzięłam.
Myślę, że właśnie dzięki temu tak szybko się wyleczyłam. Korzystałam jedynie z poradnika Rafaela, Wszystko jest łatwiejsze, niż nam się wydaje.
Dziś wiodę całkiem normalne życie. Jestem szczęśliwa. Nie mam napadów lęku, nie boję się ich. W ciągu roku tylko raz byłam bliska ataku paniki, ale ponieważ już nie budzą we mnie strachu, szybko mi przeszło. Mogę wystawić sobie ocenę 9,99/10.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Pema Chödrön, Nigdy nie jest za późno. Jak czerpać siłę z przeciwności losu, przeł. Agnieszka Burzyńska, Anna Różańska, Wydawnictwo Zwierciadło, Warszawa 2018, s. 171. [wróć]
Tamże, s. 17–18. [wróć]
Tamże, s. 20. [wróć]