Brylancik (Gwiazdy Romansu) - Diana Palmer - ebook

Brylancik (Gwiazdy Romansu) ebook

Diana Palmer

3,9
14,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Kenna jest asystentką w dużej firmie prawniczej w Atlancie. Jest całkowicie oddana pracy i zaniedbuje życie prywatne. Nie umawia się na randki ani nie przykłada wagi do swojego wyglądu. Podkochuje się w swoim przełożonym, Dennym, z zazdrością patrząc na jego kolejne kochanki.

Regan, brat Denny’ego, postanawia jej pomóc i przemienić Kennę z kopciuszka w piękną królewnę. Podejrzewa bowiem, że obecna narzeczona brata czyha na jego majątek.

Wkrótce te wysiłki zaczynają przynosić efekty. Sytuacja komplikuje się, kiedy między Reganem a Kenną zaczyna budzić się uczucie…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 139

Oceny
3,9 (338 ocen)
139
79
83
33
4
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Erristen

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam
00
Madelle

Całkiem niezła

Sięgnęłam z sentymentu dla filmu, który miał swój urok, niestety książka znacznie gorsza. Seksistowskie uwagi, molestowanie w bardzo złym wydaniu. Po prostu chyba bardzo mocno się zestarzała ta historia
00
Kijano46

Nie oderwiesz się od lektury

Ciekawa i intrygująca historia... Polecam w 100 %
00
Akdanreb

Nie oderwiesz się od lektury

Książka była świetna gdy czytałam ją po raz pierwszy, potem obejrzałam film i byłam zawiedziona głównymi bohaterami (absolutnie dla mnie nie pasowali fizycznie do tych z książki i mojego wyobrażenia). Podczas czytania drugi raz już tak bardzo mi się nie podobało. Chciałabym aby historia była bardziej rozbudowana i opisy otoczenia itp. się w niej znalazły pełniejsze.
00

Popularność




Diana Palmer

Brylancik

Tłumaczenie: Witold Nowakowski

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Wciąż padało. Kenna Dean powiesiła płaszcz przeciwdeszczowy na wieszaku stojącym opodal biurka. Na podłodze pojawiły się kałuże wody.

Dziewczyna odgarnęła z czoła mokre włosy i nerwowo rozejrzała się po pomieszczeniu. Spóźniła się zaledwie dziesięć minut, lecz krótki spacer po deszczu wystarczył, aby jej nowe, zamszowe buty pokryły się błotem, a spódniczka poczęła przypominać mokrą ścierkę. Westchnęła ciężko. W sobotę wydała dość pokaźną sumę, aby zmienić swój codzienny wygląd. Tak bardzo chciała, żeby Denny Cole dostrzegł w niej kobietę, a nie tylko sekretarkę potrafiącą zaparzyć niezłą kawę… Tymczasem lunął deszcz, autobus odjechał, nim zdążyła dobiec do przystanku, i musiała dotrzeć do biura na piechotę.

Fatalnie zaczął się ten tydzień!

Drzwi gabinetu stanęły otworem i w progu ukazała się młodzieńcza sylwetka Denny’ego. Mężczyzna uniósł brwi. Wyraźnie był rozbawiony. Kenna doskonale zdawała sobie sprawę ze swego wyglądu. Wysoka, szczupła, obdarzona przez naturę niewielkim biustem, oklejona była w tej chwili przemoczonym ubraniem, które zdawało się podkreślać wszelkie wady figury.

Poczuła, że tusz do rzęs poczyna spływać jej po policzkach.

– Proszę bardzo. Może pan mówić bez skrępowania. – Lekko wydęła pełne wargi pokryte różową szminką. – Wiem, że wyglądam jak klown.

– Na szczęście jestem dżentelmenem – mruknął Cole. Uśmiechnął się szeroko, demonstrując olśniewająco białe zęby, wsunął ręce w kieszenie i podszedł bliżej. – Przynajmniej tak mi się wydaje. Co mamy dziś w programie?

Oczywiście. Myślał wyłącznie o pracy. Nie zwracał uwagi na nic, nawet na koszmarny wygląd swej sekretarki. Kenna zaklęła w duchu. Gdyby wcześniej przewidziała reakcję szefa, zaoszczędziłaby sobie wydatków i rozczarowania.

Sięgnęła po notatnik leżący w górnej szufladzie biurka i zaczęła przeglądać stronice.

– O dziewiątej ma pan spotkanie z panią Baker w sprawie roszczeń majątkowych, o dziesiątej trzydzieści rozprawę, a o czternastej trzydzieści spotkanie z sędzią Monroe. Czy to właśnie on ma poprowadzić proces Jamesa?

Cole skinął głową.

– W takim razie, jeśli rozprawa nie zakończy się przed czasem, spotkanie nie dojdzie do skutku.

– Chyba żartujesz – parsknął Cole. – Henry nigdy mi tego nie wybaczy. Co mam do roboty wieczorem?

– Nic.

– Dzięki Bogu – westchnął z ulgą. – Najwyższy czas, żebym się umówił z Margo.

Ciężko mi wytrzymać bez niej choćby pięć minut.

Kenna zmusiła się do uśmiechu, choć wcale nie było jej wesoło. Przypomniała sobie ciemnowłosą i ciemnooką piękność, którą od dwóch miesięcy często widywano w towarzystwie Cole’a. Sprawa wyglądała na poważną. Plotkowano nawet o rychłym małżeństwie.

Kenna poczuła ucisk w piersiach. Minął już rok od czasu, gdy zapalała szczerym uczuciem do swego szefa… choć on potrafił docenić wyłącznie jej kompetencje zawodowe.

– Regan już przyszedł? – odezwał się Cole.

Kenna drgnęła. Prawdę mówiąc, nie przepadała za starszym bratem Denny’ego. Odczuwała dziwny niepokój na widok jego surowej twarzy i potężnej sylwetki. Regan i Denny byli przyrodnimi braćmi i może to właśnie powodowało, że tak bardzo się różnili wyglądem i zachowaniem. Dziewczyna nie potrafiła zrozumieć, dlaczego Regan porzucił dochodową praktykę adwokacką w Nowym Jorku i przyjechał do Atlanty.

– Nigdzie go nie widziałam – zamruczała w odpowiedzi. – Dopiero przyszłam i…

– …i z całą pewnością nie miałaś zamiaru go szukać – dokończył Cole. – Dlaczego w jego obecności stajesz się tak nerwowa? Gdy wchodzi, sprawiasz wrażenie, jakbyś próbowała się ukryć.

Kenna poruszyła się niespokojnie. Posiadała dość temperamentu, aby uchodzić za osobę „z charakterem”, lecz sam widok Regana wystarczał, że miała ochotę zaszyć się w ciemnym kącie, ewentualnie cisnąć popielniczką w tego ponurego mężczyznę. Co gorsza, Denny całkowicie polegał na opinii i doświadczeniu swego brata. Dziewczyna usiłowała więc uniknąć kłopotów i po prostu schodzić mu z drogi.

– Ostatnio mam wiele pracy – powiedziała wymijająco. – Porządkuję kartotekę, piszę odwołania, zabawiam niecierpliwych klientów…

– Wiem, wiem – westchnął Cole. Przechylił głowę, przez co kosmyk jasnych włosów opadł mu na czoło.

– Powiedz prawdę. Po prostu go nie lubisz.

– W jego obecności czuję się nieco skrępowana – odpowiedziała z namysłem, tak dobierając słowa, aby nie urazić swego szefa.

– Dlatego, że jest sławny? – spytał Denny. – Fakt, gdy Regan pojawia się w Hollywood lub Nowym Jorku, dziennikarze mają co opisywać. Słyszałem, że kobiety lgną do niego niczym muchy do miodu. Nic dziwnego, ma spore dochody i potrafi być czarujący…

– Hm… Ciekawe, dlaczego nie przyjechał z Nowego Jorku ze swoją sekretarką? Przez chwilę zastanawiał się nad czymś.

– Sandy była całkiem niezła…

Spojrzał na stojącą przed nim dziewczynę.

– To znaczy… Nie myśl, że ty…

Na wargach Kenny pojawił się wątły uśmiech.

– Może po prostu nie miała ochoty tu przyjechać – powiedziała.

– Może. – Cole odwrócił się. – Jeśli pojawi się pani Baker, natychmiast przyślij ją do mnie. Odebrałaś pocztę?

– Już biegnę – odparła pośpiesznie dziewczyna.

– Zaparzyłaś kawę? – rzucił przez ramię.

Oczywiście, zamruczała w duchu, poza tym wypastowałam podłogę, odkurzyłam meble, wytrzepałam dywany i pomalowałam drzwi wejściowe. Wszystko w przeciągu trzech minut.

– Jeszcze nie – odpowiedziała słodkim tonem. – Zrobię to zaraz po odebraniu listów, dobrze?

Cole westchnął ciężko.

– Nie każ mi zbyt długo czekać – wycedził i wszedł do swego gabinetu.

– Mężczyźni… – jęknęła Kenna i ruszyła w stronę drzwi. W progu omal nie wpadła na Regana.

Z trudem zmusiła się do zachowania spokoju. Brat Denny’ego wyglądał imponująco. Niewątpliwie samą posturą potrafił odstraszyć potencjalnego napastnika.

Miał brązowe, prawie czarne oczy, które w chwilach złości potrafiły zamienić się w dwa sople lodu. Szeroką twarz szpecił dość duży nos, złamany co najmniej w dwóch miejscach.

Kenna lekko zadrżała i szybko usunęła się w bok.

Regana otaczała niepokojąca aura, ponura mina zdradzała kwaśny humor. Kenny zresztą nigdy nie widziała uśmiechu na jego twarzy.

– Spodziewam się ważnego listu z Nowego Jorku – powiedział oschłym tonem. – Proszę przynieść pocztę.

Wszedł do swego gabinetu. Kenna przez chwilę wpatrywała się w zamknięte drzwi, po czym uklękła na dywanie i złożyła głęboki pokłon. Nim zdążyła podnieść głowę, Regan ponownie ukazał się w progu. Na jego twarzy z wolna pojawił się wyraz zdziwienia.

Kenna zerwała się z klęczek i usiłowała zapanować nad drżeniem kolan.

– Chcę ci podyktować pewne oświadczenie, więc gdy wrócisz z listami, weź swój notatnik i przyjdź do mnie. – Głos Regana brzmiał niezwykle oficjalnie.

– Jeśli masz zamiar wziąć udział w jakimś przedstawieniu, ćwicz raczej po godzinach pracy.

Odwrócił się i trzasnął drzwiami.

Za plecami dziewczyny rozległ się stłumiony chichot. Kenna odwróciła głowę i zobaczyła Denny’ego, który był świadkiem całego przedstawienia. Przez chwilę patrzyli na siebie, po czym niemal równocześnie wypadli na korytarz i wybuchnęli głośnym śmiechem.

– Wydawało mi się, że zemdlejesz, gdy Regan otworzył drzwi gabinetu

– wykrztusił Denny. Oparł się plecami o ścianę. – Ale się ubawiłem!

Kenna popatrzyła na niego z czułością. W niczym nie przypominał swego brata.

– Nic nie poradzę, że mam taki charakter – powiedziała. – Gdy słyszę rozkazy wydawane tonem zwycięskiego konkwistadora…

– Regan zawsze był taki. Nauczyłem się w skupieniu słuchać jego poleceń, kiwać głową i robić swoje. W wielu wypadkach podobna metoda okazywała się najbardziej skuteczna. Spojrzał na dziewczynę.

– Biedactwo… wiem, że przeżywasz trudne chwile. Nie mam pojęcia, dlaczego mój brat uparł się, abyśmy mieli wspólną sekretarkę…

Policzki Kenny nagle pokryły się rumieńcem.

– Nie ma sprawy – zamruczała. Dla Denny’ego była gotowa wykąpać się w jeziorze pełnym krokodyli.

– Pójdę po listy, zanim jego lordowska mość powróci z biczem w dłoni. Potem zaparzę kawę.

– Bez pośpiechu. – Cole mrugnął porozumiewawczo. – Nie daj się zastraszyć. Prawdę mówiąc, Regan nie jest tak groźny, na jakiego wygląda. Życie go nie rozpieszczało…

Przerwał i stanął na baczność.

– Głowa do góry, wciągnąć brzuch! – zakomenderował z akcentem brytyjskiego podoficera. – Zrozumiano, żołnierzu?

Kenna zasalutowała.

– Tak jest, sir!

Odwróciła się i pobiegła w stronę windy. Godzinę później Denny wpadł do sekretariatu. W pośpiechu włożył płaszcz przeciwdeszczowy.

– Znów się spóźnię – westchnął z uśmiechem. Powinienem wrócić około wpół do czwartej. Jeśli będziesz musiała się ze mną skontaktować wcześniej, szukaj mnie w sądzie.

– Oczywiście – obiecała. – Powodzenia.

– Dzięki. Postaram się wypaść jak najlepiej. Och… odszukaj akta Myersa i zrób z nich kilka kopii. Przygotuj list… Coś w rodzaju: „Szanowny Panie Anderson, w załączeniu przesyłam odpis dokumentów dotyczących sprawy Myersa o ustalenie własności spornego terenu. Z najnowszych ustaleń wynika, że obszar, który został przeznaczony pod budowę parkingu, rzeczywiście znajduje się w rękach prywatnych. Z niecierpliwością oczekuję na Pańską odpowiedź…” I tak dalej. Wszystko zrozumiałaś?

Kenna zapisywała te polecenia na odwrocie koperty, gdyż Cole jak zwykle nie czekał, aż sięgnie po notatnik. Skinęła głową.

– Dobrze.

– Trzymaj się, skarbie – zawołał przez ramię. W drzwiach przystanął na chwilę.

– Jeśli zadzwoni Margo, powiedz jej, że będę czekał w umówionym miejscu o szóstej. Mam bilety na przedstawienie baletowe.

Wyszedł. Kenna smutnym wzrokiem wpatrywała się w podłogę. Była rozżalona.

Nienawidziła Margo, ponieważ Margo była zbyt piękna. Ognista Argentynka o kruczoczarnych włosach, przepięknych oczach, wspaniałej cerze i boskich kształtach. Dziewczyna otworzyła torebkę i smętnie spojrzała w lusterko na swoje odbicie.

Westchnęła ciężko. Ktoś o podobnym wyglądzie nie powinien spodziewać się dowodów męskiego uwielbienia. Przestań się nad sobą rozczulać i weź do pracy, pomyślała.

Czas mijał niepostrzeżenie. Regan siedział zamknięty w swym gabinecie.

Przyjmował klientów, przeprowadził kilka rozmów telefonicznych, ale na szczęście nie pojawiał się w sekretariacie. Dziewczyna była zadowolona z takiego obrotu sprawy.

Czuła głęboką niechęć do ponurego prawnika, który jej zdaniem mógł budzić sympatię najwyżej wśród stada grzechotników.

Drzwi gabinetu otworzyły się z trzaskiem. Regan Cole podszedł do biurka sekretarki.

– Proszę o dokumenty dotyczące sprawy Myersa – wycedził.

Akta leżały na biurku, lecz przestraszona Kenna zerwała się z miejsca, podbiegła do szafki i poczęła przetrząsać szuflady.

Mężczyzna spojrzał na nią z niesmakiem, po czym zerknął na biurko. Powoli wyciągnął rękę i podniósł teczkę.

– Wydaje mi się, że są tutaj – powiedział.

Dziewczyna odwróciła głowę, zaczerwieniła się i spuściła powieki.

– Tak, proszę pana – odparła. Nie potrafiła wymyślić nic więcej.

Regan otworzył teczkę i przez chwilę studiował akta. Skierował ponury wzrok na dziewczynę.

– Co miałaś zamiar z tym zrobić?

– Pan Cole prosił mnie, abym zrobiła kilka odbitek i napisała list z krótkim wyjaśnieniem sprawy – odpowiedziała chłodnym tonem.

Regan jęknął głucho i rzucił dokumenty na biurko.

– Mógłby choć raz uprzedzić mnie, że sam zrobi to, o co mnie prosił.

– Bardzo się śpieszył – wyjaśniła Kenna. – Początek dzisiejszej rozprawy wyznaczono na dziewiątą trzydzieści.

Regan wsunął dłonie do kieszeni i obrzucił dziewczynę przeciągłym, taksującym spojrzeniem.

– Koniec oględzin? – spytała po dłuższej chwili. – Przyjrzał mi się pan dokładnie?

– Przyjrzałem ci się już pierwszego dnia po przyjeździe – odparł mężczyzna i odwrócił głowę. – Czy Denny ma zamiar dziś wieczór spotkać się z tą… Margo?

Kenna poczuła nagłą satysfakcję, słysząc ton niechęci w jego głosie.

– O to musiałby pan zapytać go osobiście – odpowiedziała. Popatrzył na nią z ukosa.

– Bez przesady, panno Dean – warknął. – Denny jest dorosłym mężczyzną. Nie potrzebuje opieki ze strony sekretarki.

– Większość sekretarek czuwa nad postępowaniem swojego szefa – odparowała ze spokojem.

– Do pewnej granicy. – Regan zmarszczył brwi. – Jak długo tu pracujesz?

– Prawie dwa lata.

– A kiedy zakochałaś się w moim bracie? – Coś na kształt uśmiechu pojawiło się na jego twarzy.

Kenna poczuła, że blednie jak płótno, lecz po chwili jej oczy błysnęły wojowniczo zza szkieł okularów.

– Trudno zachować obojętność przebywając całymi dniami w towarzystwie takiego mężczyzny – odpowiedziała.

Regana najwyraźniej bawiło jej zdenerwowanie.

– A co sądzisz o mnie? – spytał.

– Wprost pana uwielbiam – odpaliła.

– I dlatego dziś rano biłaś pokłony przed drzwiami mojego gabinetu? – spytał z niezmąconym spokojem.

Kenna poczuła rumieniec na policzkach. Szybko opuściła głowę i zaczęła przerzucać papiery leżące na biurku.

– Upuściłam ołówek i po prostu chciałam go podnieść.

– Bez wątpienia – mruknął. Uniosła wzrok.

– Chce pan coś jeszcze wiedzieć? – zapytała.

– Chcesz, żebym odszedł? – odpowiedział pytaniem. – Nie przypuszczałem, że kobieta z takimi zaletami może czuć się skrępowana w obecności mężczyzny.

Kenna nie miała odwagi spojrzeć mu w oczy.

– Zaletami? – powtórzyła.

Przez chwilę przyglądał się jej w milczeniu.

– Niewiele tego, ale zawsze… – Znacząco wydął usta. – Włożyłaś to śmieszne ubranko, żeby zwrócić uwagę Denny’ego?

Kenna zacisnęła wargi.

– Słucham? – wykrztusiła.

– Lepiej wyglądałabyś w górniczym kombinezonie. Dziewczyna popatrzyła na swego rozmówcę.

– Panie Cole… wiem, że jest pan jednym z moich pracodawców – powiedziała lodowatym tonem – ale to nie daje panu prawa do krytykowania moich strojów.

– Musisz dbać o swój wygląd – padła odpowiedź. – Jesteś swego rodzaju wizytówką firmy.

Kenna wskazała palcem swoją bluzę.

– To ostatni krzyk mody – powiedziała. – Podobne ubrania nosili pionierzy wyruszający na Dziki Zachód…

– Nic dziwnego, że wciąż byli narażeni na ataki Indian – mruknął mężczyzna.

Dziewczyna zacisnęła pięści. Zagryzła usta. Miała ogromną ochotę zaatakować właśnie jego.

– Musisz zmienić styl, jeśli chcesz, aby mój brat zrezygnował z towarzystwa tej Latynoski – dodał Regan. – Dziś przypominasz rozkapryszoną dwunastolatkę. Poza tym… masz potargane włosy. Co z nimi robisz? Oglądasz horrory przed przyjściem do pracy?

Kenna ścisnęła trzymany w dłoni skoroszyt.

– Pan również nie jest ideałem męskiej urody – powiedziała. – Ma pan zbyt duży nos i stopy, i…

– Proszę, proszę. Żabka zaczyna atakować!

– Och!

Niewiele myśląc, Kenna cisnęła skoroszytem w jego kierunku. Dokumenty rozsypały się po podłodze.

Regan pokiwał głową. Niespodziewany uśmiech złagodził jego ostre rysy.

– Dobrze, że nie trafiłaś, kotku – powiedział.

– Potrafię oddać.

– Pan zaczął! – W zielonych oczach dziewczyny płonął ogień. Pomimo zniszczonego makijażu wyglądała urzekająco.

– To zależy od punktu widzenia.

Spokojnym ruchem włożył papierosa do ust i sięgnął po zapalniczkę. Kenna zawahała się chwilę, po czym przykucnęła i zaczęła zbierać rozrzucone papiery. Drżały jej dłonie. Nigdy dotąd nie była tak wściekła na żadnego mężczyznę.

Nagle przypomniała sobie, że ów mężczyzna jest jednocześnie jej szefem. Że w każdej chwili może wyrzucić ją z pracy… i pozbawić towarzystwa Denny’ego.

Nieśmiało zerknęła w jego stronę. Skończyła układać dokumenty i wstała.

– Czujesz skruchę? – Chłodny uśmiech Regana wyraźnie świadczył, że mężczyzna zna powód zmiany w jej zachowaniu.

Kenna głośno przełknęła ślinę. Dla Denny’ego była gotowa do wszelkich poświęceń.

– Bardzo przepraszam, panie Cole – powiedziała cicho. – Nigdy więcej to się nie powtórzy.

– Biedny, mały Kopciuszek. – Regan zaciągnął się dymem. – Siedzi przy popielniku, w czasie gdy zła siostra odbiera jej ukochanego księcia.

– To prawie tak przykre, jak pocałować ropuchę. – Uśmiechnęła się znacząco.

Mężczyzna ruszył powoli w kierunku drzwi swego gabinetu.

– Na twoim miejscu pozbyłbym się podobnych złudzeń – rzucił przez ramię. – Nie każda kobieta może mnie pocałować.

– Nie wątpię – mruknęła pod nosem Kenna. – Prawdopodobnie musi jej pan najpierw zapłacić.

– Słucham? – Regan obrócił głowę.

Dziewczyna zdawała sobie sprawę, że nie może przeciągać struny.

– Nic takiego, panie Cole – powiedziała z uśmiechem. – Mówiłam o pogodzie.

– Wpadłabyś w czarną rozpacz, gdybym cię zwolnił, nieprawdaż? – spytał nieoczekiwanie, z ponurym wyrazem twarzy. – Dobrze wiesz, że Denny nie kiwnąłby palcem w twej obronie.

– Byłby to cios poniżej pasa, panie mecenasie – zduszonym głosem odpowiedziała

Kenna.

– Oczywiście – uśmiechnął się kwaśno. – Chcę ci tylko przypomnieć, że zajmuję się ściganiem kryminalistów. Potrafię uderzyć tam, gdzie najbardziej boli. Czy wyraziłem się jasno, panno Dean?

– Tak jest – wykrztusiła.

– I jeszcze jedno – dodał Regan, obrzucając ją chłodnym spojrzeniem brązowych oczu. – Następnym razem, kiedy spróbujesz we mnie czymś rzucić, bądź przygotowana do błyskawicznej ucieczki.

Starannie zamknął drzwi gabinetu.

O piętnastej trzydzieści w biurze pojawił się Denny.

Kenna wciąż jeszcze była pod wrażeniem rozmowy z Reganem.

– Cześć – uśmiechnął się Denny. Pochylił się nad biurkiem. – Co słychać?

– Dzwoniły cztery osoby… Przygotowałam także całą dokumentację sprawy Mycrsa, włącznie z kopią – Widok tego mężczyzny działał na nią niczym orzeźwiający powiew wiosny, roztapiając chłód bijący zza drzwi gabinetu starszego z braci.

– Jest Regan?

Dziewczyna nachmurzyła się.

– Wyszedł pół godziny temu. Denny figlarnie przechylił głowę.

– Skąd ta ponura mina? – spytał.

– Wolałabym, żeby wyniósł się w najciemniejszy zakątek Afryki i zamieszkał wśród ludożerców! – wybuchnęła.

– Hej… A cóż takiego znowu zmajstrował?

– Nazwał mnie żabą. – Oczy Kenny błysnęły z wściekłością. – Wyraził opinię, że jestem wymarzonym celem ataku Indian…

Twarz Denny’ego przybrała wyraz bezgranicznego zdumienia.

– Słucham?

– Nieważne – chrząknęła Kenna. – To zbyt skomplikowane.

– Chyba nie przypadliście sobie do gustu – stwierdził cicho Denny. – Nie rozumiem postępowania mego brata. Zwykle wobec kobiet jest uosobieniem taktu i uprzejmości.

– Jego zdaniem nie zasługuję na miano kobiety. Stwierdził, że w tym stroju wyglądam na dwunastolatkę.

Denny nie odpowiedział, lecz jego spojrzenie świadczyło, że zgadza się z opinią brata.

– Czy mógłbym spytać, co wówczas zrobiłaś?

– Rzuciłam skoroszytem w jego kudłatą głowę! – zawołała dziewczyna. – I nie będę protestować, jeśli zostanę zwolniona z pracy.

Denny parsknął śmiechem. W jego oczach pojawiły się iskierki rozbawienia.

– Nic z tego. Skoro wykazałaś tyle odwagi, masz u mnie zapewnioną posadę do końca życia.

Kenna uśmiechnęła się z ulgą.

– Pogromczyni smoków… – zamruczała. – Lecz każdy smok potrafi zionąć ogniem.

– Chcesz, żebym z nim porozmawiał?

Dziewczyna milczała przez chwilę.

– Lepiej nie – powiedziała w końcu. – Nie chcę mieć opinii idiotki i skarżypyty. Postaram się sama załatwić tę sprawę.

– Gdyby sytuacja stała się dla ciebie zbyt uciążliwa, zaproponuję mu, żeby sprowadził swoją sekretarkę z Nowego Jorku. Może mój brat tęskni za metropolią?

– Spytał, czy jest pan dziś umówiony na spotkanie z Margo.

Denny zmarszczył nos.

– Co mu odpowiedziałaś? – odezwał się chłodnym tonem.

– Nic – odparła pośpiesznie. – Powiedziałam, że z podobnym pytaniem powinien się zwrócić bezpośrednio do pana.

– Mądra dziewczyna. – Spojrzał na nią z wdzięcznością. – Mój romans z Margo to nie jego sprawa.

Na twarzy Denny’ego pojawił się wyraz sennego rozmarzenia.

– Czyż ona nie jest piękna? Ma w sobie tyle ognia i zdecydowania. Pełna wewnętrznej siły… Nigdy dotąd nie znałem tak urzekającej kobiety.

Kenna miała ochotę krzyczeć. Z wysiłkiem zdobyła się na przyjazny uśmiech.

Denny popatrzył na nią.

– Możesz podać mi filiżankę kawy? Dokończymy najpilniejsze sprawy i będziesz mogła wcześniej wyjść do domu.

Oczywiście, pomyślała Kenna. Pan mecenas potrzebuje chwili czasu, aby przygotować się na wieczorną randkę. Wierna sekretarka może wrócić do domu i samotnie spędzić popołudnie przed telewizorem.

– Wezmę notatnik i możemy zaczynać – powiedziała po chwili wahania i weszła do gabinetu.

Po powrocie do domu włożyła dżinsy i bluzkę.

Spojrzała w lustro. Spodnie były zbyt obszerne, a bluzka zwisała jej z ramion.

Twarz okolona zmierzwionymi włosami wyglądała na dużo starszą, niż była w rzeczywistości. Chociaż… oczy i usta mogły się podobać mężczyznom. Gdyby tak zmienić resztę…

Kenna wróciła do pokoju, włączyła telewizor, po czym poszła do kuchni i zrobiła sobie kanapkę. Nigdy nie jadła zbyt wiele, lecz ostatnio niemal zupełnie straciła apetyt. Przynajmniej nie musiała się obawiać, że utyje.

Do późnego wieczoru oglądała telewizję. Starała się nie myśleć o Dennym i Margo. O tym, jak jej szef znakomicie prezentuje się w smokingu… W czarnym kolorze zawsze mu było do twarzy. Książę… Książę.

Przed oczami dziewczyny pojawiło się nagle ponure oblicze Regana. Przerwała rozmyślania, wyłączyła telewizor i poszła do sypialni.

Następnego dnia pojawiła się w biurze w różowej sukience, która doskonale podkreślała jej smukłą sylwetkę. Pozwoliła, aby długie, lekko rozczesane włosy opadały swobodnie na ramiona.

Denny pogwizdując, nalał do kubka porcję gorącego napoju. Spojrzał z uśmiechem na wchodzącą Kennę.

– Proszę. – Wyciągnął dłoń w jej kierunku. – Regan zaparzył kawę.

– Naprawdę? – spytała cierpkim tonem. – To bardzo miło z jego strony.

– Lubi wstawać dość wcześnie.

Kenna odwiesiła płaszcz i włączyła laptopa. Usiadła za biurkiem.

– Widzę, że jest pan dziś w świetnym humorze – zauważyła.

– Uhm. W piątek wyjeżdżam nad jezioro. Zapowiada się długi, wspaniały weekend.

Zastanowił się przez chwilę.

– Jeśli Regan nie będzie miał dla ciebie żadnych zleceń, możesz wziąć wolny dzień – dodał.

Przez krótką chwilę miała wrażenie, że szef chce ją zaprosić na wspólny wypad.

Denny zauważył błysk radości w jej oczach.

– Wspaniały pomysł – powiedziała.

– Jesteś z kimś umówiona? – spytał.

– Nie – odpowiedziała na wszelki wypadek.

– Fatalnie – mruknął. Na jego twarzy znów pojawił się wyraz rozmarzenia. – Zabieram Margo nad jezioro Lanier. Będziemy wędkować. Czy potrafisz sobie wyobrazić kobietę, która lubi łowić ryby?

Maleńki promyk nadziei w sercu Kenny zniknął, niby zgaszony silnym dmuchnięciem.

– Chyba… potrafię – zamruczała.

– Potrzebuję odpoczynku – oświadczył Denny. – Ostatnio zdarzało się, że pracowałem po dwadzieścia cztery godziny na dobę.

To prawda, ale dlaczego chciał wypoczywać w towarzystwie Margo?

– No, zabierajmy się do roboty – westchnął. – Im prędzej skończymy, tym szybciej będziesz wolna. Weź notatnik i…

– Kenna! – dobiegł nagle okrzyk zza drzwi gabinetu Regana.

Dziewczyna zacisnęła zęby i rzuciła błagalne spojrzenie w stronę Denny’ego.

– Lepiej idź – westchnął. – Zaczekam na swoją kolej.

– Dzięki – mruknęła ponuro dziewczyna. Wolnym krokiem weszła do gabinetu swego prześladowcy. Regan doskonale zdawał sobie sprawę, że jej spóźnienie było wynikiem celowej opieszałości. Odchylił się w fotelu i splótł dłonie na karku.

– Słucham pana? – głos Kenny był pełen słodyczy.

Regan zmierzył ją ponurym spojrzeniem. Zawsze zachowywał się tak, jakby dokonywał wyceny towaru przeznaczonego na sprzedaż.

– Kolor sukienki niezbyt odpowiedni, ale w porównaniu z wczorajszym dniem prezentujesz się dziś znacznie lepiej – wycedził.

Policzki Kenny zabarwił gwałtowny rumieniec. Zacisnęła dłonie na notatniku.

– W czym mogę panu pomóc, panie Cole?

Pochylił się nad biurkiem.

– Chcę ci podyktować dwa listy. Siadaj.

Kenna podeszła w kierunku krzesła.

– Wypłakałaś się na ramieniu Denny’ego? – spytał nieoczekiwanie.

– Słucham?

– Dziś rano prosił mnie, żebym ci nie dokuczał.

Dumnie uniosła głowę.

– Potrafię sama walczyć ze smokiem – odpowiedziała wyniośle.

Regan uniósł brwi.

– Mam zostać poćwiartowany? Wczoraj byłem żabą, dziś smokiem…

– Nie nazwałam pana żabą, panie Cole – wtrąciła Kenna.

– Nieważne. W każdym razie znalazłaś się w niewłaściwej baśni. Sporo o tobie myślałem, Kopciuszku.

Kenna otworzyła szeroko oczy. Regan wydał pomruk niezadowolenia.

– Na litość boską, tylko nie sądź, że aż tak bardzo potrzebuję kobiety…

Policzki dziewczyny zabarwił rumieniec gniewu.

– Zresztą teraz nie pora na zbędne dyskusje. Zaczynam dyktować…

Listy były gotowe, nim minął kwadrans, lecz Kenna miała wrażenie, jakby upłynął tydzień. Z trudem wstała z krzesła i zamierzała wrócić do sekretariatu.

– Jeszcze chwilę – odezwał się Regan. – Czy Denny wspominał ci, że ma zamiar nie przyjść do pracy w piątek?

Kenna głośno przełknęła ślinę.

– Tak.

– I powiedział ci dlaczego?

W milczeniu skinęła głową.

– Przez najbliższe dwa dni nie będzie mnie w biurze… lecz w piątek oczekuję na twoje przybycie dokładnie o ósmej trzydzieści. Musimy porozmawiać.

– O czym? – spytała obcesowo.

– Panno Dean – Regan wydął usta i ponownie odchylił się w fotelu – będzie musiała pani nieco poczekać, aby zaspokoić swą ciekawość. Proszę przepisać listy i jak najszybciej dostarczyć je na moje biurko. Niedługo będę musiał wyjść do sądu.

– Tak jest – odpowiedziała krótko Kenna, choć na usta cisnęło jej się wiele pytań.

Wyszła z gabinetu.

Poinformowała Denny’ego o poleceniu Regana. Młody mężczyzna współczująco pokiwał głową.

– Ma trudną sprawę do rozgryzienia i dlatego jest taki zły. Musisz się z tym pogodzić.

Uśmiechnął się. Kenna przez chwilę spoglądała na jego chłopięcą twarz. Był tak blisko…

– Och, przypomniałem sobie… – odezwał się Denny. – Czy możesz zadzwonić do kwiaciarni i zamówić tuzin czerwonych róż? Niech posłaniec dostarczy je do mieszkania Margo.

Kenna natychmiast spuściła wzrok. Nie chciała, aby Denny dostrzegł wyraz bólu, jaki pojawił się w jej oczach.

– Czerwonych? – spytała siląc się na swobodny ton głosu.

To kolor miłości – roześmiał się Denny. – Moja Margo jest prawdziwą tygrysicą. Marzeniem każdego mężczyzny.

– Czyżbym słyszała dźwięk weselnych dzwonów?

W słowach Kenny pobrzmiewał źle skrywany niepokój. Denny westchnął. Przez chwilę bawił się ołówkiem.

– Wszystko zależy od damy mego serca – powiedział cicho. – Jeśli chodzi o mnie, już dziś jestem gotów włożyć obrączkę na palec. Nigdy dotąd nie spotkałem tak cudownej kobiety.

Kenna miała ochotę krzyczeć i rzucać o ziemię leżącymi na biurku przedmiotami, jednak z uśmiechem wspomniała tylko, że czas wracać do pracy. Denny roześmiał się i zaczął dyktować jej pierwszy z listów.

Nawet nie zauważył pobladłej twarzy sekretarki.

Tytuł oryginału

Diamond Girl

Pierwsze wydanie

Harlequin Books, 1984

Redaktor serii

Dominik Osuch

© 1984 by Diana Palmer

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 1994, 2019

Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Harlequin i Harlequin Gwiazdy Romansu są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A. Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B, lokal 24-25

www.harpercollins.pl

ISBN 9788327642905

Konwersja do formatu EPUB: Legimi S.A.