Randka w ciemno (Diana Palmer) - Diana Palmer - ebook

Randka w ciemno (Diana Palmer) ebook

Diana Palmer

4,0
14,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Dana Steele nie może dojść do siebie po tragicznej śmierci matki. Aby łatwiej poradzić sobie ze stratą, przyjmuje posadę prywatnej pielęgniarki i wyjeżdża z rodzinnego miasta. Opiekuje się Gannonem van der Verem, który niedawno stracił wzrok w wypadku i nie potrafi się z tym pogodzić. Co więcej, Gannon ma trudny charakter i jak dotąd żadna pielęgniarka nie wytrzymała z nim dłużej niż kilka dni. Dana jest zdeterminowana, aby sprostać zadaniu. Zyskuje uznanie Gannona, a wkrótce między nimi budzi się uczucie. Tuż przed ogłoszeniem zaręczyn w ich życiu pojawia się jednak jego dawna narzeczona…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 183

Oceny
4,0 (225 ocen)
96
53
50
22
4
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Renifer5

Dobrze spędzony czas

słodki romans
00
Erristen

Nie oderwiesz się od lektury

Super.Polecam.
00
MarzenaCM

Nie oderwiesz się od lektury

Fajnie mi się czytało, taka miła historia.
00

Popularność




Diana Palmer

Randka w ciemno

Tłumaczenie: Wanda Jaworska

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Kiedy Dana oprzytomniała, zobaczyła, że stoi przy niej pani Pibbs i mierzy jej puls. Ten widok sprawił, że cofnęła się o sześć lat. Znowu była studentką, a wykładowczyni, pani Pibbs, objaśniała im tajniki zawodu pielęgniarki. To zanurzenie w przeszłość trwało chwilę, ponieważ dojmujący ucisk w głowie i bolesne obrażenia ciała wystarczająco wyraźnie uzmysłowiły jej, że nie uczestniczy w zajęciach w szkole, lecz znajduje się w szpitalnym łóżku w Ashton General.

Choć z trudem wydobyła głos z wyschniętego gardła i ledwie poruszała zesztywniałymi ustami, odważyła się zapytać:

– Co z mamą?

Pani Pibbs westchnęła i odparła łagodnym tonem:

– Przykro mi, kochanie.

Z brązowych oczu Dany po delikatnej twarzy popłynęły łzy. Pobladłą twarz okalały długie blond włosy o platynowym odcieniu. Jeszcze zanim zadała pytanie, domyśliła się, jak będzie brzmiała odpowiedź. Ostatnie, co zapamiętała, to nienaturalnie skręcone ciało matki w fotelu kierowcy, otoczone plątaniną blachy z uszkodzonej karoserii. Wbrew okolicznościom wypadku żywiła jednak odrobinę nadziei.

– Jest tu twój ojciec – dodała pani Pibbs.

– Nie!

– Nie chcesz się zobaczyć ze swoim ojcem? – Pani Pibbs nie kryła zaskoczenia.

Dana przymknęła powieki. Była obolała, wyczerpana i ogromnie przybita śmiercią matki. W ogóle nie miała ochoty na wizyty, a po tym, co od niej usłyszała przed wypadkiem, akurat ojca zdecydowanie nie chciała widzieć.

– Nie czuję się na siłach – wycedziła.

– Przecież nie jesteś ciężko ranna – zauważyła mentorskim tonem pani Pibbs. – Nieliczne stłuczenia i kilka głębszych ran szarpanych, żadnego złamania. Pozostajesz pod lekarską obserwacją raczej z powodu wstrząśnienia mózgu i szoku niż poważnych obrażeń.

– Jestem bardzo zmęczona. Proszę… – Dana zwróciła się błagalnym tonem do pani Pibbs.

Pulchna twarz starszej pielęgniarki złagodniała. Mimo surowego obejścia w gruncie rzeczy była uosobieniem dobroci.

– Dobrze. Powiem panu Steele’owi, że na razie jesteś zbyt słaba, by przyjmować gości. Mam go o coś zapytać?

– Nie. Czy moja ciocia Helen zajmie się przygotowaniami do pogrzebu, czy muszę…

– Dziś rano rozmawiałam z twoją ciotką. Wszystko zostało załatwione.

Dana skinęła głową i zamknęła ze znużeniem oczy. Gdyby był to koszmarny sen, a ona mogła się z niego obudzić!

– Poinformuję twojego ojca, że jesteś niedysponowana – dodała pani Pibbs i wyszła z pokoju.

Dana odwróciła się do ściany. Nie zniosłaby widoku ojca, o rozmowie z nim nawet nie wspominając. Biedna mama. Po dwudziestu pięciu latach małżeństwa nagle została porzucona, zdana tylko na siebie, osamotniona. Nie ulegało wątpliwości, że prędzej czy później się załamie. Dana spodziewała się takiej reakcji matki każdego dnia przez pierwszych kilka tygodni po rozwodzie rodziców. Ku jej zdziwieniu, nie doszło do tego nawet później, wówczas, kiedy ojciec obwieścił, że ożeni się z jedną z kobiet, z którymi pracował. Dana raz widziała jego wybrankę – blondynkę o macierzyńskim wyglądzie. Mama pracowała w kwiaciarni, dobrze jej szło i wydawała się pogodzona z losem. Załamała się dopiero po trzech miesiącach od ślubu byłego męża. Pewnej nocy zatelefonowała do Dany, histerycznie płacząc i błagając o spotkanie i rozmowę.

Nie zwlekając, pojechała do matki, podobnie jak to czyniła wcześniej, kiedy Mandy dzwoniła do niej i prosiła o odwiedziny. Zastała ją nad butelką alkoholu.

– Chodźmy na kolację i pogadajmy – zaproponowała Mandy. Jasnobrązowe oczy były pełne łez, ściągnięta twarz zdradzała wiek. – Naprawdę nie jestem w stanie dłużej znosić samotności. Pomyślałam, że może byś się do mnie wprowadziła.

Danę zbił z tropu zarówno stan silnego przygnębienia mamy, jak i jej prośba. Nie wyobrażała sobie powrotu do rodzinnego domu i zamieszkania z nią pod jednym dachem. Chciała pozostać niezależna. Uznała w duchu, że mimo kiepskiego stanu psychicznego mamy musi znaleźć sposób, aby jej to oznajmić. W drodze do samochodu zastanawiała się nad doborem odpowiednich słów.

– Ja poprowadzę – stwierdziła Mandy. – Wierz mi, kochanie, dam sobie radę. Wypiłam tylko dwa martini, nic mocniejszego. Wsiadaj, wsiadaj.

W tym momencie Dana powinna była stanowczo się sprzeciwić i usiąść za kierownicą, ale tak była zdenerwowana prośbą o wspólne zamieszkanie i zaabsorbowana wymyślaniem stosownej odmowy, że posłusznie usiadła obok fotela kierowcy.

– Tak bym chciała, żebyś znowu była w domu, byłoby cudownie – przemawiała przymilnie Mandy, kierując samochód w stronę pobliskiej restauracji.

– Ależ, mamo… – zaczęła Dana.

– Twój ojciec orzekł, że nie zechcesz, ale ja wiedziałam, że on kłamie – ciągnęła bynajmniej nie zbita z tropu Mandy. Nagle po policzkach zaczęły je spływać łzy, zadrżały dłonie trzymające kierownicę. – Stwierdził, że jesteś zadowolona z naszego rozwodu, bo teraz będziesz mogła spędzać z nim więcej czasu, a przy tej okazji nie będziesz skazana na moje towarzystwo, co cię ucieszy, bo mnie nienawidzisz.

Dana popatrzyła na mamę w osłupieniu.

– Ależ to nieprawda! – zawołała z oburzeniem. – Nigdy czegoś takiego nie mówiłam!

Cienkie wargi matki zaczęły drżeć.

– Wiesz, że wymusił na mnie zgodę na rozwód – powiedziała, łkając, Mandy.

– Tatuś? – Dana była zszokowana. Nigdy by nie przypuszczała, że ojciec może tak postąpić; to było do niego niepodobne. Z kolei mama nie mogła kłamać.

– Od czasu naszego ślubu zawsze były inne kobiety – kontynuowała rozgorączkowana Mandy, pochlipując. – Ożenił się ze mną dlatego, że zaszłam w ciążę. Zresztą, jak tylko się o tym dowiedział, próbował się ciebie pozbyć.

Dana była zdruzgotana. Otworzyła usta, chcąc coś powiedzieć, ale mama nie dopuściła jej do słowa.

– Zadzwoniłam dzisiaj do ciebie, bo postanowiłam, że… że skończę ze sobą. – Mandy roześmiała się histerycznie, szarpnęła kierownicę i dodała gazu. Auto przyspieszyło. – Po namyśle jednak doszłam do wniosku, że nie muszę tego robić, bo przecież mogę być z tobą. Wróć do domu, po co masz mieszkać sama w wynajętym lokalu.

– Ależ mam współlokatorkę – próbowała z nią dyskutować Dana.

– Będzie nam wesoło. – Mandy trwała przy swoim. Odwróciła głowę, żeby spojrzeć na córkę. – On cię nigdy nie chciał, ale ja tak. Byłaś moją dziecinką, moją małą córeczką…

– Mamo, uważaj! – zawołała Dana, spostrzegając ciężarówkę, ale było już za późno.

Zanim Mandy zdążyła zareagować, ciężarówka uderzyła w ich samochód. Rozległ się trzask miażdżonego metalu, dźwięk rozpryskującego się szkła.

Dramatyczne wspomnienia sprawiły, że Dana nie była w stanie powstrzymać łez. Rozpłakała się z żalu i goryczy. Zrozumiała, dlaczego rodzice tak często się kłócili, z jakiego powodu odnosili się do siebie z niechęcią, czasem wręcz wrogością. Wyjaśniło się, czemu ojciec nie widywał się z nią od czasu rozwodu. Ożenił się z Mandy, zmuszony sytuacją, a jej, Dany, nie chciał. Nic dziwnego, że był rzadkim gościem w domu i nie starał się nawiązać kontaktu z córką, której nie cierpiał.

Do pokoju ponownie weszła pani Pibbs. Dana otarła łzy rąbkiem prześcieradła.

– Twój ojciec już poszedł – oznajmiła.

Skrzywiła się lekko na widok zranień i zadrapań widocznych na twarzy Dany. Zostanie blizna, pomyślała, ale postanowiła na razie jej o tym nie mówić. Doszła do wniosku, że ta biedaczka ma dość przeżyć jak na jeden dzień.

– Dziękuję, pani Pibbs. – Dana oblizała wyschnięte wargi.

– Boli cię głowa?

– Potwornie, prawdę mówiąc. Mogłabym dostać lek przeciwbólowy?

– Jak tylko doktor Willis skończy obchód – pani Pibbs zerknęła na zegarek – a to będzie już za parę minut.

Dana poczuła, że coś jej zawadza na twarzy, i zorientowawszy się, że na policzku ma opatrunek, zawołała:

– Jestem pokaleczona!

– Przy tylu kawałkach rozpryskującego się szkła zranienia były nie do uniknięcia – wyjaśniła pani Pibbs. – I tak nie jest źle, moja droga. Żyjesz. Dobrze, że zapięłaś pas, bo w przeciwnym razie i dla ciebie mogłoby się to skończyć tragicznie.

– Pani Pibbs… – Danie drżały wargi – moja mama… czy to trwało długo?

– Zmarła natychmiast, jak nam powiedzieli ratownicy – odparła z westchnieniem pielęgniarka. – Dobrze ci radzę, nie rozpamiętuj okoliczności wypadku, tylko odpoczywaj. Wspomnienia zbledną, rany się zagoją. Tyle że potrzeba na to czasu. – Wyraźnie posmutniała i dodała: – Dano, straciłam matkę, mając piętnaście lat. Wiem bardzo dobrze, jak to boli, ponieważ wciąż mi jej brak. Wierz mi, żal mija, podobnie jak żałoba.

– Gdybym nie pozwoliła jej prowadzić! – wybuchła zrozpaczona Dana i z oczu znowu popłynęły jej łzy. – To wszystko moja wina!

– Nie, kochanie, nieprawda. Ciężarówka, która w was uderzyła, zignorowała znak STOP. Gdybyś siedziała za kółkiem, też doszłoby do wypadku. – Pani Pibbs podeszła do łóżka i nietypowym dla siebie, serdecznym gestem odgarnęła z twarzy Dany zmierzwione włosy. – Kierowca ciężarówki wyszedł z wypadku cało, ma zaledwie kilka draśnięć. Jakiż los jest niesprawiedliwy, prawda?

– Tak – mruknęła Dana.

– A tak na marginesie… Jenny zapowiedziała, że później do ciebie zajrzy. Pytała o ciebie panna Ena.

Mimo wręcz przygniatającej ją rozpaczy Dana nie mogła się nie uśmiechnąć. Panna Ena parę dni wcześniej przeszła operację pęcherzyka żółciowego i była zmorą wszystkich pielęgniarek. Dziwnym trafem poczuła sympatię do Dany.

– Proszę jej powiedzieć, że w piątek wieczorem będę w pracy – odparła Dana – o ile nie ma pani nic przeciwko temu.

– To zależy od tego, jak się będziesz czuła – zauważyła rzeczowo pani Pibbs. – A co do pogrzebu, to zaczekamy, aż doktor Willis cię zbada i orzeknie, czy możesz wziąć w nim udział. Powinnaś być przygotowana na to, że może ci nie pozwolić.

Dana znowu się rozpłakała.

– Ale ja muszę! – powiedziała przez łzy.

– Przede wszystkim powinnaś dojść do siebie – odrzekła pani Pibbs. – Zajrzę do ciebie później. Jestem bardzo zajęta, ale sprawdzę, jak się czujesz. Doktor Willis powinien niebawem cię odwiedzić.

Zatrzymała się przy drzwiach i z niepokojem popatrzyła na jasnowłosą głowę Dany, bezsilnie opadającą na poduszkę. Coś jest nie w porządku, pomyślała. Ojciec Dany nie krył niepokoju, kiedy mu oznajmiła, że córka nie chce się z nim widzieć. Dodał, że nie zamierza nalegać, a Dana sama upora się z zaistniałą sytuacją.

Czy rzeczywiście dziewczyna zdoła stawić jej czoło? – zastanawiała się pani Pibbs.

Doktor Willis pojawił się u Dany po półgodzinie i wkrótce potem zawieziono ją na prześwietlenie. Do końca dnia przeprowadzano rozmaite badania i sprawdzano wyniki, a wieczorem przekazano jej werdykt lekarski.

– Nie ma mowy o pogrzebie – oznajmił na koniec doktor Willis podczas zwyczajowego obchodu lekarskiego. – Bardzo mi przykro, lecz ze wstrząśnieniem mózgu nie wolno igrać. Dostałaś potężne uderzenie w głowę. Nie mogę ryzykować i pozwolić ci za wcześnie wstać.

– To może udałoby się przełożyć pogrzeb na późniejszy termin? – spytała z nadzieją w głosie Dana.

Doktor przecząco pokręcił głową.

– Stan twojej cioci na to nie pozwala – powiedział otwarcie, a musiał wiedzieć, co mówi, gdyż Helen była jego pacjentką. – Jest załamana. Mandy była jej siostrą, poza tobą jej jedyną żyjącą krewną. Im prędzej będzie po wszystkim, tym lepiej.

– Ale ja muszę być obecna podczas pogrzebu – upierała się zrozpaczona Dana.

– Zdaję sobie z tego sprawę i rozumiem, dlaczego to jest dla ciebie tak istotne – rzekł łagodnie doktor Willis. – Dobrze wiesz, że najważniejsza jest dusza, ciało to tylko powłoka, a dusza twojej matki jest już u Boga.

Te słowa niosły pociechę, ale nie złagodziły żałoby Dany.

Doktor Willis ujął jej nadgarstek, aby zmierzyć puls. Zajrzał również w jej oczy.

– Mam wezwać Dicka, żeby przyszedł i porozmawiał z tobą? – spytał skończywszy badanie, mając na myśli pastora.

– Tak, proszę. – Dana skinęła głową. – To będzie dla mnie duże wsparcie. Czy ciocia Helen mnie odwiedzi?

– Nie dzisiaj. Musiałem jej podać leki uspokajające. Obie przeżyłyście ogromny wstrząs. A gdzie jest Jack? Spodziewałem się zastać go przy tobie.

– Mój ojciec ma nową rodzinę, którą musi się zajmować – odparła z goryczą Dana.

– Przecież jesteś jego córką, należysz do rodziny – zauważył doktor Willis.

– Akurat. Od czasu rozwodu nawet do mnie nie zadzwonił, podobnie gdy wyprowadziłam się z domu. Nie zainteresował się również, jak mi idzie w szkole pielęgniarskiej. – Dana nie kryła rozgoryczenia.

– Rozumiem.

– Nie rozumie pan. – Utkwiła wzrok w białym prześcieradle. – Wiem, że stara się pan pomóc, ale sama muszę się uporać z sytuacją, w jakiej się znalazłam.

Lekarz przytaknął.

– Jeśli będę mógł w czymś pomóc, to możesz na mnie liczyć. Znam twoją rodzinę od dawna.

– Tak, dziękuję, doktorze. – Dana się uśmiechnęła.

– Zatrzymamy cię tutaj dwa albo trzy dni, w zależności od tego, jak szybko będzie następować poprawa – wyjaśnił doktor Willis. – Chciałbym móc zaaplikować ci coś, co uśmierzyłoby twój ból po stracie matki, ale to może uczynić tylko Bóg.

Nazajutrz rano w pokoju Dany zjawiła się ciocia Helen ubrana w drogi niebieski kostium. Na głowie miała ażurowy kapelusz, na szyi szyfonowy szal i jak zwykle wyglądała elegancko. Była bardzo podobna do swojej siostry, ale wyższa i szczuplejsza oraz znacznie bardziej emocjonalna.

– Och, kochanie! – zawołała, rzucając się ku Danie, którą natychmiast owionął zapach drogich perfum. – Och, kochanie, jakie to dla nas obu straszne. Biedna Mandy!

Dana, która z wolna zaczynała dochodzić do siebie, znowu się rozpłakała.

– Ciociu Helen, ona była tak bardzo nieszczęśliwa i załamana – powiedziała przez łzy.

– Mówiłam jej, że nie powinna wychodzić za tego mężczyznę. Ostrzegałam ją, ale nie chciała mnie słuchać. – Piwne oczy Helen były pełne łez. – Kiedy mi oznajmiła, że się rozwodzą, wiedziałam, że nie będzie już z nami długo. Nie była na tyle silna, żeby żyć samotnie.

– Tak. – Dana otarła łzy chusteczką. – To wszystko stało się tak szybko. Ona piła, zanim przyszłam i…

– Wiem, kochanie – przerwała jej Helen. – Powiedz mi, dlaczego pozwoliłaś jej prowadzić? Nie zdawałaś sobie sprawy, jak to się może skończyć?

Dana poczuła, że blednie.

– Tak, ale…

– Powinnaś była po prostu odebrać jej kluczyki. – Helen patrzyła oskarżycielskim wzrokiem na Danę. – Dlaczego, na Boga, pozwoliłaś jej usiąść za kierownicą?

Dana nie była w stanie zdobyć się na odpowiedź. Sięgnęła po dzwonek i nacisnęła przycisk. Niemal natychmiast w drzwiach pojawiła się znajoma pielęgniarka.

– Zechcesz wskazać mojej ciotce drogę do wyjścia? – zwróciła się do niej, unikając patrzenia na ciotkę.

Pielęgniarce wystarczył rzut oka na twarz Dany, by się domyślić, o co chodzi.

– Proszę wybaczyć, ale panny Steele nie wolno denerwować, ma wstrząśnienie mózgu – poinformowała gościa Dany. – Zechce pani pójść ze mną?

W tym momencie Helen musiała sobie uświadomić, że powiedziała za dużo, bo pobladła i wyglądała na skruszoną.

– Kochanie, przepraszam…

Dana zamknęła oczy, tym samym dając znać, że chce zostać sama. Odniosła wrażenie, że koszmar nigdy się nie skończy. Zgnębiona zadała sobie w duchu pytanie, czy każdy obwinia ją o śmierć Mandy. Ukryła twarz w poduszce i zgnębiona po raz kolejny się rozpłakała.

Wieczorem odwiedził ją pastor.

– Ponoszę winę za śmierć mamy – wyjawiła, zdobywając się na szczerość. – Ciocia Helen zarzuciła mi, że pozwoliłam mamie prowadzić, choć przedtem wypiła martini.

– Nie jest to niczyja wina, moja droga – oznajmił pastor, uśmiechając się serdecznie.

Przy tym emanującym spokojem i łagodnością mężczyźnie Dana poczuła się pewniej i bardziej bezpiecznie.

– Koniec ludzkiego życia następuje z woli Boga – podjął pastor – który uznaje, że potrzebuje tego życia bardziej niż ci, którzy są z nim związani na tym świecie. Ludzie nie umierają bez powodu ani z czyjejś winy. To Bóg wybiera moment śmierci, nie ludzie.

– Powinnam była ją powstrzymać, zabronić prowadzenia samochodu.

– Gdybyś to uczyniła, coś innego stałoby się przyczyną jej śmierci – stwierdził pastor. – Mocno wierzę, że dzieje się to, czego chce Bóg.

– Nawet ciocia Helen uważa mnie za winną śmierci mamy – wyznała przybita Dana. – Już nie mam nikogo bliskiego…

– Wiesz, jaka jest Helen. Bardzo emocjonalna i bezpośrednia. Szczerze pożałowała swoich słów. Chciała wrócić, aby cię przeprosić, ale obawiała się, że nie pozwolisz jej wejść do pokoju.

– Co mam teraz począć? – spytała bezradnie Dana.

– Powinnaś robić to, co do ciebie należy – odparł pastor. – Twoje życie należy do Boga, a z racji zawodu służysz opieką i pomocą ludziom chorym. Czy nie najlepszym sposobem na zapomnienie o własnym bólu będzie złagodzić cierpienie innych?

Słowa pastora dodały Danie otuchy. Pielęgniarstwo było dla niej czymś znacznie więcej niż zawodem. Wspomaganie chorych w dojściu do zdrowia, przynoszenie im ulgi, pocieszanie załamanych swoim stanem, pogrążonych w rozpaczy stało się esencją jej życia. Tak, pomyślała, podejmę pracę i skupię się na innych, a tym samym spróbuję odsunąć na dalszy plan własne problemy związane z żałobą.

Niestety, okazało się, że łatwiej to postanowić, niż zrealizować. W wypełnionych zajęciami dniach i tygodniach, które potem nastąpiły, nie była jednak w stanie wyrzucić z pamięci tragicznych wydarzeń.

Nie wiedziała nawet, jak minął pierwszy tydzień w pracy. Codziennie robiła obchód na oddziale, dłużej zatrzymując się przy łóżku panny Eny, której stan znowu się pogorszył. Już z samego rana wychudzona starsza pani domagała się zastrzyków. Dana uśmiechała się do niej, uspokajała i poprawiała jej poduszki.

– Panno Eno – zwróciła się do niej za którymś razem – wie pani, że nie mogę i nie będę ignorować zaleceń doktora Sandersa. Z tego powodu nie powinna mnie pani prosić o zrobienie zastrzyku teraz. Nastąpi to w odpowiedniej porze. Może przyślę jednego z naszych wolontariuszy, żeby pani do tego czasu poczytał?

– Cóż, może i tak – zgodziła się niechętnie panna Ena i przesunęła z westchnieniem na poduszkach. – Tak – dodała pogodniejszym tonem. – Dziękuję.

– Wiem, że szpitale nie są odpowiednim miejscem dla ludzi przyzwyczajonych do chodzenia po lesie i uprawiania ogrodu – dodała Dana, kładąc rękę na chudym ramieniu starszej pani. – Jeszcze trochę, a pewnie stanie pani na nogach i wróci do swoich zajęć. Proszę o tym pamiętać, a wtedy czas pobytu w szpitalu minie pani znacznie szybciej. Niech mi pani wierzy.

Chora posłała jej blady uśmiech i odparła:

– Nie przywykłam do leżenia w łóżku. Nie chcę być dla nikogo przykra, ale nienawidzę bezczynności i poczucia, że jestem bezradna.

– Zdaję sobie z tego sprawę. Nikt tego nie lubi. – Dana raz jeszcze przetrzepała i ułożyła poduszki. – A co by pani powiedziała na transmisję telewizyjną z rozdania nagród w konkursie na muzykę country? – zaproponowała, wiedząc, że starsza pani uwielbia ten rodzaj muzyki.

Twarz chorej natychmiast się rozjaśniła.

– Bardzo chętnie obejrzę.

Zadowolona Dana włączyła odbiornik i wyszukała odpowiedni kanał.

Kilka tygodni później została wezwana do gabinetu pani Pibbs, przełożonej pielęgniarek. Nie musiała pytać o powód, bo dobrze go znała.

– Chciałabym o tym zapomnieć, siostro – powiedziała pani Pibbs, biorąc do ręki rezygnację, którą Dana położyła na jej biurku wczesnym rankiem, gdy tylko przyszła na swoją zmianę. – Pielęgniarstwo jest nie tylko twoim zawodem, ale i powołaniem. Czy na pewno zamierzasz zrezygnować z tego, czego nauczyłaś się z dobrym skutkiem i z czego korzystałaś z pożytkiem dla pacjentów?

Dana zmarkotniała.

– Naprawdę potrzebuję trochę czasu tylko dla siebie – przyznała. – Wciąż jeszcze nie w pełni jestem sobą. Muszę się uporać ze stratą mamy, ustalić, co jest dla mnie najważniejsze. Akurat w tej sytuacji źle się czuję w znajomym otoczeniu.

Pani Pibbs odchyliła się w fotelu i zmarszczyła czoło.

– Rozumiem. Jeśli uważasz, że odmiana pomoże ci się uporać z problemami, to mam dla ciebie propozycję, która może cię zainteresować. Jedna z moich znajomych szuka pielęgniarki dla syna, który ma ogromne kłopoty ze wzrokiem. Mieszka w jakiejś zapomnianej od Boga i ludzi miejscowości nad Atlantykiem.

– Nie myślałam o zatrudnieniu się w charakterze prywatnej opiekunki – odparła z wahaniem Dana.

– Pamiętaj, że musisz na siebie zarobić, aby się utrzymać – przypomniała jej pani Pibbs. – Wynagrodzenie jest wysokie, ale mam obowiązek cię ostrzec, że to nie będzie spokojna praca. Syn Lorraine ma porywczy charakter. Podchodził ofensywnie do życia. Zajmował kierownicze stanowisko, był bardzo aktywny i wysportowany, a obecnie spadł do roli figuranta w swojej spółce elektronicznej. Nic dziwnego, że ciężko znosi tę ze wszech miar niekorzystną zmianę.

– Utracił wzrok na dobre? – zainteresowała się Dana.

– Tego nie wiem, ale Lorraine jest zrozpaczona stanem zdrowia syna. Nie będzie łatwym pacjentem.

Zabrzmiało to jak wyzwanie. Dana pomyślała, że jeśli stawi mu czoło, jej własne problemy staną się mniej absorbujące.

– Chyba to właśnie jest coś dla mnie – powiedziała.

Pani Pibbs skinęła głową.

– Może Gannon także tego potrzebuje, aby wyjść na prostą.

– To jego imię? – Dana podniosła wzrok.

– Tak. Gannon van der Vere. Jest Holendrem.

Dana wyobraziła sobie niskiego mężczyznę z wąsami, bardzo jasnymi włosami, podobnego do jedynego Holendra, jakiego w życiu znała, pana van Rykera. Był pacjentem w szpitalu, w którym kiedyś pracowała. Przyszło jej do głowy, że może poduczy się języka holenderskiego podczas asystowania podopiecznemu i pomagania mu w codziennych czynnościach, a przy tym nie będzie się skupiać na żałobie.

Wieczorem w wynajmowanym mieszkaniu szczotkowała włosy, kiedy wpadła jej współlokatorka i koleżanka Jenny. Błyskawicznie ściągnęła strój pielęgniarski, żeby się przebrać.

– Nie wychodzisz? – spytała Danę.

– Nie, wolę odpocząć.

– Dlaczego nie wybierzesz się ze mną i z Geraldem?

– Dziękuję za propozycję, ale raczej nadrobię zaległości i wreszcie porządnie się wyśpię. Ostatnio dwa razy wzywano mnie w pilnych przypadkach. Jak się czuje ta mała dziewczynka, ta z zapaleniem płuc, którą przyjął doktor Hames?

– Zareagowała pozytywnie na leczenie. Myślę, że będzie dobrze. – Jenny zdążyła włożyć sukienkę w zielono-białe paski i zielone baleriny. – Powiedz, o co chodzi z tym twoim odejściem? – zapytała, badawczo patrząc na Danę.

Jenny nie wierzyła plotkom, dopóki nie sprawdziła u osoby będącej ich tematem, jak przedstawia się prawda. To właśnie Dana najbardziej w niej ceniła. Polubiła Jenny nie tylko za tę cechę charakteru i wiedziała, że będzie za nią tęsknić.

– Czekam na wiadomość w sprawie pracy, którą poleciła mi pani Pibbs, ale oficjalnie złożyłam wymówienie od następnego poniedziałku.

– Czy to konieczne?

– Będę do ciebie pisać – obiecała Dana. – W tej kwestii liczę też na ciebie. Poza tym przecież nie rozstajemy się na zawsze.

– To z powodu śmierci twojej mamy, prawda? – Jenny nadała głosowi serdeczne, pełne współczucia brzmienie i popatrzyła na bliską koleżankę ze zrozumieniem. – Wyobrażam sobie, że niełatwo przebywać tam, gdzie wszystko ci ją przypomina. W dodatku stosunki między tobą a twoją rodziną, zdaje się, pozostawiają wiele do życzenia.

Dana odwróciła się, by Jenny nie dostrzegła, że w jej oczach pojawiły się łzy.

– Będzie dobrze – powiedziała bez większego przekonania. – Miłego wieczoru – dorzuciła nieco pogodniejszym tonem.

Jenny westchnęła i wzięła torebkę.

– Mogę ci coś zorganizować? Homara z rusztu, jedwabny szlafrok, rolls-royce’a, mężczyznę?

Dana się roześmiała.

– A co byś powiedziała na dwie dodatkowe godziny snu, kiedy to stary doktor Grimms ściąga mnie, żeby mu pomóc opatrzyć ranę, a zanim mnie wypuści, zdaje mi relację z całej wieloletniej praktyki lekarskiej?

– Zobaczę, co da się zrobić – obiecała Jenny. – Dobrej nocy.

– Dobranoc.

Tytuł oryginału: Blind Promises

Pierwsze wydanie: Harlequin Books, 1984

Redaktor serii: Dominik Osuch

Opracowanie redakcyjne: Barbara Syczewska-Olszewska

Korekta: Lilianna Mieszczańska

© 1984 by Diana Palmer

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2017

Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Harlequin i Harlequin Gwiazdy Romansu są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B, lokal 24-25

www.harlequin.pl

ISBN 978-83-276-3053-7

Konwersja do formatu EPUB: Legimi Sp. z o.o.