Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Gotowa na wszystko
Danetta świetnie sobie radzi w roli sekretarki Cabe’a Richtera. Udaje jej się unikać sporów z szefem, chociaż jest on niezwykle porywczym człowiekiem. Wszystko zmienia się podczas firmowego spotkania. Gdy Cabe żarliwie całuje Danettę, oboje zaczynają się postrzegać w zupełnie innym świetle. Są sobą coraz bardziej zafascynowani, jednak żadne z nich nie myśli o wspólnej przyszłości. Danetta wyznaje tradycyjne wartości, a Cabe od dawna nie wierzy w miłość...
Słodko-gorzkie pocałunki
Kate ma dwadzieścia dwa lata, dyplom szkoły dla sekretarek i duże pokłady optymizmu. Z radością przyjmuje pracę u Gilberta Callistera, zamożnego ranczera. Gilbert często powtarza, że nie szuka ani żony, ani matki dla swoich córeczek. Po co? Przecież Kate nigdy nie ośmieliłaby się myśleć o nim jako o ewentualnym partnerze życiowym. Nieoczekiwanie Gilbert prosi, by towarzyszyła jemu i córkom w wakacyjnym wyjeździe na Bahamy.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 331
Tłumaczenie:
Danetta Marist wściekłym wzrokiem wpatrywała się w drzwi gabinetu swojego szefa i z trudem hamowała złość. Gdyby to od niej zależało, te drzwi mogłyby już nigdy się nie otworzyć, a on mógłby zostać za nimi na zawsze – arogancko rozparty w skórzanym fotelu.
Co za irytujący facet!
Cabe Ritter oczywiście nigdy nie popełniał błędów. To Danetta była wszystkiemu winna. Jeśli coś zginęło, to ona źle to odłożyła, jeśli o czymś zapomniał, to była jej wina, że mu nie przypomniała.
– Praca z tobą to koszmar, a starcza ledwie na ratę za samochód – mruknęła w stronę zamkniętych drzwi. – Jestem doskonałą sekretarką i mogłabym pracować wszędzie. Wszędzie! A jak tylko znajdę chwilę, żeby odpowiedzieć na ogłoszenia, największe firmy będą błagały, żebym u nich pracowała. A wtedy cię zostawię i ciekawe, kto z tobą wytrzyma!
Energicznym ruchem wsunęła opadające pasmo włosów w luźno upiętą fryzurę. Szare oczy ciskały gromy w stronę zamkniętych drzwi. Obracała długopis w smukłych palcach i rozkoszowała się wizją chwili, kiedy podetknie swoje wypowiedzenie pod jego arogancki nos.
Nie miała zamiaru go przepraszać. To naprawdę nie jej wina, że pomylił kartki w kalendarzu, poszedł do niewłaściwej restauracji i stracił ważny kontrakt. Nie będzie się obwiniać tylko dlatego, że ten były wiertnik z platformy najwyraźniej nie umiał czytać, pomyślała złośliwie.
Oczywiście wrócił wściekły i oskarżył ją, że zrobiła to celowo. Zarzucał jej wszystko – poczynając od zabrania długopisu po podpijanie burbona. I sama nie wiedziała, dlaczego wciąż to wytrzymuje.
Chociaż, w rzadkich chwilach spokoju, całkiem lubiła swoją pracę. Cabe dobrze jej płacił i pozwalał wyskakiwać na zakupy w godzinach pracy. Czasami nie był taki zły…
Zresztą, musiała przyznać, że na tle tych wszystkich wiertników, właścicieli pól wydobywczych, geologów i handlowców sprzętem wiertniczym, którzy przewijali się przez biuro, rzucali głupie dowcipy i próbowali zrobić na niej wrażenie, jej szef prezentował się jeszcze nie najgorzej.
Na szczęście nigdy nie wymagał od niej znajomości technicznej strony biznesu, którym się zajmował. Ona wiedziała tylko tyle, że ropa jest wydobywana spod ziemi, a cała reszta była dla niej czarną magią. Miała jeszcze niejakie pojęcie o tym, jak wyglądają badania geologiczne, bo jej kuzynka Jenny, z którą mieszkała, pracowała dla ojca Cabe'a.
Eugene Ritter był wciąż krzepkim, starszym panem i miała wrażenie, że jego ulubionym zajęciem było wynajdywanie sposobów na drażnienie swojego syna. Wciąż nie mógł darować Cabe'owi, że go zostawił i nie chciał dłużej dla niego pracować. Stary Ritter zajmował się nie tylko wydobywaniem ropy, ale też poszukiwał złóż metali strategicznych. Starał się tak rozłożyć ryzyko, żeby zarabiać nawet w okresach recesji, i trzeba przyznać, że udawało mu się to całkiem nieźle. Metale przynosiły zyski nawet wtedy, gdy rynek ropy przeżywał bessę.
Na szczęście jej praca nie miała nic wspólnego z obliczaniem ryzyka i żonglowaniem akcjami. Ona wypełniała zamówienia, czuwała nad pracą biura, ustalała spotkania, pisała listy pod dyktando swego porywczego szefa i ćwiczyła cierpliwość.
– Litości, kobieto, nie umiesz czytać?! – Wściekły głos Cabe'a rozległ się w interkomie i przerwał jej rozmyślania. – Dlaczego nie przypomniałaś mi, że w południe mam spotkanie izby handlowej?
Z westchnieniem wcisnęła odpowiedni guzik.
– To spotkanie jest jutro – odezwała się z wymuszoną uprzejmością. – Spojrzałeś na złą kartkę. Znowu – dodała pod nosem. – Dziś jest dziesiąty kwietnia, nie jedenasty.
Na chwilę zapadła cisza.
– A kto przewrócił kartkę? – padło pełne pretensji pytanie.
– Pewnie ja – mruknęła zrezygnowana. – Odpowiadam też za ostatni huragan, globalne ocieplenie i epidemię grypy.
– Dobra, dobra – uciął kwaśno. – Przyjdź do mnie.
Sięgnęła po notatnik, wygładziła spódnicę i poprawiła białą bluzkę. Miała doskonałą figurę i długie, zgrabne nogi, ale starała się nie podkreślać swoich atutów. To dlatego zwijała długie włosy w luźny węzeł na karku i skromnie się ubierała. Nie chciała zwracać na siebie uwagi. Zwłaszcza jego uwagi.
Cabe Ritter był niepoprawnym kobieciarzem, a ona nie zamierzała ryzykować dla niego złamanego serca.
Po ostatnim przyjęciu bożonarodzeniowym wiedziała, że musi być bardzo ostrożna, jeśli chce przetrwać w pracy bez niepotrzebnych ran. Tamtego dnia ubrała się bardziej odświętnie, rozpuściła długie włosy i świetnie się bawiła w gronie kolegów. Czuła dziwne spojrzenia, jakimi ją obrzucał, a kiedy dopadł ją pod jemiołą, serce omal jej nie wyskoczyło. Objął ją, pochylił się i przez niezwykle długą chwilę wpatrywał się w jej usta. Jej oddech niemal się zatrzymał, była pewna, że zaraz ją pocałuje. Jednak, ku jej zaskoczeniu, tylko mruknął coś pod nosem, odwrócił lekko głowę i w końcu pocałował ją w policzek.
Niedługo po tym wydarzeniu zaczął nazywać ją Dan i traktować jak młodszego brata. Udawała, że wszystko to nie zrobiło na niej najmniejszego wrażenia, ale od tego czasu zaczęła ubierać się jeszcze skromniej i bardziej oficjalnie. Skoro tak wyraźnie okazał, że nie jest nią zainteresowany, ona też nie chciała robić wrażenia, jakby pragnęła czego innego.
Poza tym jej szef był znanym flirciarzem i nigdy nawet nie zasugerował, że kiedykolwiek chciałby zmienić styl życia. Nie umiałaby traktować poważnie faceta, którego najdłuższy związek trwał kilka tygodni.
Zresztą, o czym ona w ogóle myślała, był trzynaście lat starszy, traktował ją jak dziecko i nie zwracał na nią uwagi.
Ostatnio spotykał się z bardzo elegancką, wyrafinowaną blondynką – Carol. Ich związek trwał już jakiś czas i na razie nie zanosiło się na to, aby coś mu zagrażało.
Gdyby tak było, pewnie wiedziałaby o tym pierwsza, bo Cabe bez skrępowania informował ją, co dzieje się w jego życiu osobistym.
Ostatnio jednak zachowywał się dziwnie, nawet jak na niego. Nie dalej jak wczoraj przyłapała go, gdy wpatrywał się w nią z tak dziwnym wyrazem twarzy, jakby chciał ją wysłać na Syberię. I nie miała pojęcia, czym znowu mu podpadła.
Cóż, może to i lepiej, że jej nie lubił. Wątpiła, aby taki facet był odpowiednim partnerem dla niewinnej dziewczyny, prowadzącej niezwykle spokojny tryb życia, dla której jedynym ekscesem była hodowla iguany.
Otworzyła drzwi gabinetu i weszła.
Siedział w fotelu i nerwowo stukał palcami o blat biurka. Nie lubił czekać. Był typem zdobywcy i zawsze miała wrażenie, że nieustannie dziwiło go, jeśli świat nie chciał się dostosować do jego reguł. Patrzył w stronę drzwi tymi swoimi niebieskimi oczami, które mogłyby przecinać stal, i mimo woli poczuła niepokój. Uniosła notes jak tarczę i podeszła bliżej, uparcie ignorując to dziwne uczucie, które zawsze budziło się w jego obecności. Cóż, mógł ją irytować, ale nie mogła pozostać obojętna na jego fizyczny urok. Nie miała pojęcia, co takiego jest w tym facecie – miał kilka blizn, nos złamany co najmniej raz, był obcesowy i nie silił się na grzeczność, ale mimo wszystko trudno było oprzeć się jego urokowi.
Odchylił się w fotelu i przez krótką chwilę mogła podziwiać harmonijną grę mięśni. Wiedziała, że zanim założył firmę, pracował przy odwiertach. Szczerze mówiąc, nadal wyglądał jak szef ekipy. Teraz już nie pracował fizycznie, ale kiedy miał zły humor, wyjeżdżał na ranczo ojca pod Tulsą i tam oddawał się ciężkiej pracy fizycznej.
Stary Ritter był niegdyś dość cenionym graczem w baseball i dobrze zainwestował zarobione pieniądze. Kupił małe ranczo i sieć stacji benzynowych, a potem zainteresował się przemysłem wydobywczym. Cabe pracował z ojcem do momentu, kiedy jakieś dziesięć lat temu postanowił założyć własną firmę, która wytwarzała i sprzedawała wyposażenie platform wiertniczych.
Niestety, Eugene zdawał się nie doceniać sukcesów syna. Lubił decydować o życiu najbliższych i wcale mu się nie podobało, kiedy ktoś wyrywał się spod jego kurateli. Dlatego zawsze, kiedy odwiedzał ich biuro, miał dla Danetty mnóstwo rad. Ostatnie dotyczyły jej sposobu ubierania.
– Załóż wreszcie coś fikuśniejszego, dziewczyno – mruczał, z wyraźną dezaprobatą spoglądając na jej skromną sukienkę. – Jak będziesz chodziła w tym habicie, nigdy nie zwróci na ciebie uwagi.
– Nie chcę, żeby zwracał na mnie uwagę – tłumaczyła cierpliwie. – Pana syn nie jest w moim typie.
– Ty mogłabyś go ustatkować – ciągnął, jakby nie słyszał jej słów. – Ale musisz trzymać go z daleka od tych wyfiokowanych laleczek, które się koło niego kręcą. Jeszcze złapie jakąś brzydką chorobę… Kto wie, gdzie one się obracały…?
Starszy pan dopiero zaczął się rozpędzać w swoich radach, ale udała, że musi wyjść do toalety, i dopiero kiedy zamknęły się za nią drzwi, wybuchnęła długim, histerycznym śmiechem. Miałaby ogromną ochotę przekazać Cabe'owi rady ojca i pouczyć go, jak powinien się prowadzić, ale obawiała się, że i tak by jej nie posłuchał.
– Nie stój tak, Dan – usłyszała niezadowolone chrząknięcie. – Nie wiem, co się ostatnio z tobą dzieje, ale zachowujesz się, jakbyś przestała myśleć.
– Co proszę? – wyjąkała zaskoczona i natychmiast zobaczyła skrzywione spojrzenie.
– Właśnie o tym mówię. Siadaj – uciął krótko.
– Nic dziwnego, że ciągle ścierasz się z ojcem – mruknęła, opadając na krzesło. – Jesteś taki sam jak on.
– Obrażanie to moja specjalność, dziecino – przypomniał z kpiącym uśmiechem. Spojrzał na nią uważniej i spytał: – Wyglądasz jakoś wesoło… Stało się coś złego?
– Wściekasz się na mnie, od kiedy przeszłam przez próg… – odparła wymijająco.
– No i co z tego? – Wzruszył ramionami. – Ciągle się ciebie czepiam – zauważył uprzejmie. – Pamiętasz pierwsze dni swojej pracy?
– Byłam przerażona – przyznała.
– Tak, a potem rzuciłaś we mnie kalendarzem – westchnął ciężko. – Zawsze marzyłem o tak walecznej sekretarce. I tak długo wytrzymałaś.
Może za długo, chciała powiedzieć, ale ugryzła się w język.
– Jak to? Bez komentarza? – zdziwił się. Przez chwilę patrzył na nią w milczeniu, a potem dodał nieoczekiwanie: – Słuchaj, musimy coś zrobić z moim ojcem.
Jak zwykle zaskoczył ją nagłą zmianą tematu.
– My?
– Tak, my – potwierdził twardo. – On znowu coś knuje. Ostatnio rozsiewa plotki, że szukam żony. Wczoraj w nocy zadzwoniła do mnie jakaś zdesperowana romantyczka z Tulsy, a dziś odebrałem już dwa podobne telefony.
Nawet nie starała się ukryć uśmiechu. Widziała na jego twarzy niesmak przemieszany z przerażeniem i wyobraziła sobie te hordy kobiet, próbujące zaciągnąć go do ołtarza.
– Sam chyba rozumiesz, że to jego słodka zemsta – powiedziała. – Skarży się, że odkąd wymieniłeś zamki, nie może cię swobodnie odwiedzać.
– Swobodnie odwiedzać?! – wybuchnął Cabe. – Raczej nachodzić w najbardziej niepożądanych momentach! W zeszłym tygodniu, po kolacji, zaprosiłem Carol do siebie i co zastaliśmy? W kuchni stał ojciec i ostrzył moje noże, rozumiesz? Oświadczył, że są tępe, i nie skończył, dopóki wszystkie nie były jak brzytwa. A potem wprosił się na kawę i został z nami do północy. Cały czas zabawiał Carol opowieściami o kastracji cieląt i technikach wyrzucania gnoju, aż w końcu nie wytrzymała tego i wyszła.
– Cóż… wyobrażam sobie, jak musiałeś być wściekły… – Ze współczuciem pokiwała głową, udając, że wcale nie zabolała jej wizja randki z Carol. – Słyszałam kiedyś, jak mówił jednej z twoich przyjaciółek, że musisz się leczyć na pewną zakaźną chorobę…
Zacisnął zęby ze złości.
– To była Vera, prawda? – Walnął pięścią w stół. – To dlatego rzuciła mnie bez pożegnania. Podstępny, stary drań!
– Może jednak jest jakiś sposób, żeby się z nim dogadać… – zasugerowała łagodnie.
– Mówisz, jakbyś go nie znała… – westchnął. – Zresztą, sama się przekonasz, do czego jest zdolny – kiedy był tu w zeszłym tygodniu, powiedział, że ubierasz się, jakbyś dostawała nadwyżki z Armii Zbawienia.
– Podstępny, stary drań! – zgodziła się.
Uniósł brew.
– Przypuszczałem, że to powiesz. To co z tym robimy?
– Nie mam pojęcia – wzruszyła ramionami. – A właściwie dlaczego ostatnio tak się wtrąca? Wcześniej był chyba trochę spokojniejszy.
Westchnął ciężko i przeczesał włosy palcami.
– Uważa, że potrzebuję żony. I stara się mi ją znaleźć.
– Może się nudzi… – rzuciła z namysłem. – Mógłbyś poprosić swoją macochę, żeby zabrała go w jakąś daleką podróż.
W jednej chwili wzrok mu stwardniał.
– Staram się ograniczyć moje kontakty z nią do minimum – uciął.
– Przepraszam.
Wiedziała, że to drażliwy temat, ale nie miała pojęcia dlaczego.
– Twoi rodzice nadal są razem? – spytał.
– Tak, w listopadzie minęło trzydzieści lat, od kiedy się pobrali.
Uśmiechnął się lekko, uniósł z fotela i podszedł do okna. Podciągnął rolety i przez dłuższą chwilę wpatrywał się w panoramę miasta.
– Ja nie chcę się żenić! – usłyszała mocne, stłumione słowa. – Nie chcę nikogo kochać!
Milczała, niepewna, co odpowiedzieć. Ale chyba nie oczekiwał odpowiedzi. Po chwili odwrócił się i spojrzał na nią z namysłem.
– Wypytywał cię o Carol?
– Tylko trochę… Jak zwykle – rzuciła wymijająco. – Raczej dzielił się ze mną swoimi spostrzeżeniami…
– Jakimi spostrzeżeniami?
– Cóż… – mruknęła niechętnie. – Powiedział, że jeśli będziesz się zadawał z takimi kobietami, to w końcu coś złapiesz… Nie wiadomo przecież, gdzie się obracały…
Patrzył na nią z niedowierzaniem, a w końcu wybuchnął głębokim, donośnym śmiechem.
– Ach, więc o to mu chodzi? Chyba powinienem z nim porozmawiać i wytłumaczyć mu, jak wygląda teraz życie. Trochę się zmieniło od jego czasów.
– Najpierw musiałbyś go związać i zakneblować. Nie ma najlepszego zdania o współczesnych kobietach i chętnie daje temu wyraz.
– To prawda… Ale ostatnio skupił się chyba na tobie… – zamilkł i przez dłuższą chwilę przypatrywał jej się badawczym wzrokiem. – Ile masz lat, Dan?
– Dwadzieścia trzy.
– A zatem, kiedy tu przyszłaś, miałaś dwadzieścia jeden… – przypominał sobie powoli. – Chuda, nerwowa i chorobliwie nieśmiała…
– Dzięki za komplementy – rzuciła kwaśno. – Może przejdziemy już do omówienia korespondencji?
– Z nikim się nie umawiasz? – drążył.
Chrząknęła lekko i odwróciła wzrok.
– No, nieee… Nieczęsto – przyznała z wyraźną niechęcią.
Błękitne oczy znowu patrzyły na nią badawczo.
– A to dlaczego?
Starała się ostrożnie dobierać słowa.
– Powiedzmy, że nie jestem wystarczająco nowoczesna, by odpowiadać większości dzisiejszych mężczyzn.
Oparł się o blat biurka i spojrzał na nią spokojnie.
– Masz na myśli seks? – domyślił się.
Poczuła, że się rumieni. Nigdy wcześniej nie rozmawiali o tak osobistych sprawach i nie miała pojęcia, do czego zmierza ta rozmowa.
– Moi rodzice są ludźmi wyznającymi bardzo tradycyjne wartości. Urodziłam się, kiedy byli już w średnim wieku, i przez całe życie uczyli mnie, że miłość powinna oznaczać coś więcej niż przypadkowy seks. Szybko zauważyłam, że dla większości mężczyzn miłość to sympatyczna wspólna kolacja zakończona w łóżku. Nikt nie zamierza poświęcać czasu na budowanie związku, gdy wokół jest tyle innych kobiet, które nie wymagają wysiłków i komplikacji. Dałam więc sobie spokój z randkami, które kończyły się obopólnym rozczarowaniem. Teraz mieszkam z Normanem i to mi wystarcza.
– Normanem? – powtórzył zaciekawiony.
– To moja iguana – wyjaśniła.
Zamarł i spojrzał na nią szczerze przerażony.
– Twoje co?
– Iguana – powtórzyła. – Miłe zwierzątko, wyhodowałam ją od małego.
– Iguana… – Nerwowo rozejrzał się wokół, jakby spodziewał się, że przyniosła Normana w torebce. – Litości, nikt normalny nie trzyma przecież iguany w domu. Przecież to jest wąż z nogami!
Rzuciła mu ostre spojrzenie.
– Nieprawda! Jest piękny i przypomina raczej małego chińskiego smoka. Należy do legwanów i jest potomkiem dinozaurów. To bardzo miłe zwierzątko. Jest czysty, spokojny i powinieneś widzieć, jak działa na akwizytorów! – zachichotała.
Nie wyglądał na przekonanego. Dziwne, że nigdy dotąd nie miała okazji wspomnieć o Normanie, ale rzadko rozmawiali na osobiste tematy. Pewnie nawet nie wiedział, że mieszka z kuzynką Jenny. Ciekawe, czy wie, że Jenny pracuje dla jego ojca i to właśnie ona powiedziała jej dwa lata temu, że Cabe szuka sekretarki?
– Po co trzymasz takiego gada? – dopytywał zniesmaczony. – Chcesz sobie wyhodować księcia?
– To działa tylko z żabami – prychnęła gniewnie. – Zresztą, trzymam go dla towarzystwa i raczej nie całuję. To znaczy… już teraz, bo kiedy był malutki…
– Och, nie! – jęknął. – Nawet tego nie mów! Nic dziwnego, że z nikim się nie spotykasz. Rozsądny facet nie pocałuje kobiety, która całowała iguanę.
– Nie ma takiego ryzyka – westchnęła do siebie.
Potrząsnął głową z niedowierzaniem, okrążył biurko i opadł ciężko na fotel.
Sięgnął po zapalniczkę i zapalił papierosa. Zauważył jej spojrzenie, mruknął więc:
– Staram się rzucić.
– Nie nazwałabym dnia bez papierosa rzucaniem. – Pokręciła głową i popchnęła w jego stronę stos korespondencji.
– Wiem, wiem, znów jestem opóźniony – uśmiechnął się pobłażliwie. – Wspominałem ci kiedyś, jak bardzo nie znoszę odpowiadać na te wszystkie pisma? A w ogóle, to czemu zapinasz tę bluzkę aż pod samą szyję? – rzucił nagle. – Myślisz, że zwariuję, jeśli zobaczę kawałek twojej nagiej skóry? I ciągle ostatnio spinasz włosy…
Zamarła, a oczy rozszerzyły jej się ze zdumienia.
– Ta bluzka… To taki fason – tłumaczyła się nieporadnie.
– Nie podoba mi się. Nie możesz wkładać czegoś z dekoltem? Albo sukienki?
– O co ci chodzi? – spytała zszokowana. – Skąd te nagłe uwagi co do mojego wyglądu? Mam złą fryzurę, ciuchy ci się nie podobają i jeszcze źle zapinam guziki!
– Nie wiem – wzruszył ramionami i zaciągnął się papierosem. Przejechał wzrokiem po jej długich nogach, przysłoniętych szarą spódnicą i dodał zamyślony: – A może ojciec ma rację? Może rzeczywiście powinienem mieć sekretarkę ubierającą się jak zakonnica?
Patrzyła na niego coraz bardziej zdumiona.
– Panie Ritter – zaczęła oficjalnie – czy pan się dobrze czuje?
Westchnął gniewnie, nie spuszczając z niej wzroku.
– Jestem sfrustrowany – wymruczał, strząsając popiół z papierosa. – Spróbuj wytrzymać cztery miesiące bez kobiety, a zobaczymy, jak się będziesz czuła.
– Wytrzymałam dwadzieścia trzy lata i jakoś to przeżyłam.
– Och, wiesz, o co mi chodzi – zrzędził.
Niestety wiedziała. Był najbardziej obcesowym facetem, jakiego znała. Mówił dokładnie to, co chciał, i nie przejmował się, jakie wrażenie robi to na otoczeniu.
– Dużo o tym myślałem… – ciągnął dziwnym tonem. – Samotność źle wpływa na kobietę. Nawet na taką jak ty.
– Co właściwie chcesz mi powiedzieć? – spytała ostrożnie.
– Martwię się o ciebie – stwierdził niespodziewanie. – Ben Meadows wspomniał ostatnio, że przez dwa tygodnie próbował się z tobą umówić, ale go odstawiałaś. – Spojrzał na nią uważnie i dodał: – On uważa, że nie chcesz z nim wyjść, bo polujesz na mnie. Mój ojciec też rzucił coś takiego.
Zamarła zszokowana, nie była w stanie wydobyć z siebie głosu.
– Nie zachowuj się tak, jakby to była jakaś perwersja – mruknął. – Kobiety czasami uważają mnie za atrakcyjnego.
– Kobiety pewnego typu może i tak – odezwała się, kiedy już odzyskała głos. – Ale nie ja.
– A to dlaczego? – spytał chłodno.
– To sprawa osobista – broniła się.
– Ale i tak chcę usłyszeć odpowiedź – drążył.
Nie umiała kłamać, choć w tej sytuacji bardzo by się to przydało. Wzięła głęboki oddech i przyznała:
– Bo jesteś kobieciarzem. Przykro mi, ale taki typ w ogóle mnie nie interesuje.
Zaciągnął się mocno i po chwili wypuścił kłęby dymu. Jego oczy stały się jeszcze zimniejsze i rzucały groźne błyski.
– Chyba sam się o to prosiłem… Dobrze, Dan, wiem już, co o mnie myślisz, możemy więc wracać do korespondencji.
Czuła się winna, że zepsuła mu humor, ale nie mogła postąpić inaczej. Już na początku swojej pracy u niego zrozumiała, że musi być szczera, silna i twarda, bo tylko takich ludzi szanował.
Mimo wszystko miała dziwne poczucie, że go zraniła. To śmieszne, że w ogóle się tym przejmowała. On ranił ją nieustannie, był dla niej obcesowy, nazywał ją męskim imieniem i traktował tak, jakby była jego kumplem od wędkowania. Czasami to wręcz bolało.
Nieraz zastanawiała się nad sposobem życia, jakie wiódł. Przez dwa lata dowiedziała się o nim niewiele ponad to, jaki typ kobiet lubi. Nie wiedziała nic o jego uczuciach, potrzebach, pragnieniach. Miał opinię playboya i dlatego tak zdumiewające były te słowa o czterech miesiącach bez kobiety. Nie miała pojęcia, jak je rozumieć, spotykał się przecież z Carol…
Jeśli chodzi o jego życie rodzinne, wiedziała tylko, że jego matka zmarła dziesięć lat temu, a ojciec ożenił się z niejaką Cynthią. Wiedziała, że spotyka się z nimi, ale nigdy o tym nie mówił. Eugene czasami rzucał jakieś uwagi, ale było to za mało, by zaspokoić jej ciekawość.
Cabe chłodnym tonem zaczął dyktować odpowiedzi na listy, musiała więc porzucić rozmyślania, żeby wszystko zanotować.
Przez resztę dnia był niepokojąco milczący. Wyszedł przed piątą bez pożegnania, jeśli nie liczyć jakiegoś mruknięcia od drzwi.
Obserwowała go z mieszanymi uczuciami. Może nie powinna była rzucać tych uwag? Najwyraźniej bardzo go to zabolało i stosunki między nimi będą jeszcze bardziej skomplikowane.
Wyłączyła komputer, sięgnęła po żakiet i wyszła z biura. Stojąc na przystanku, wciąż rozmyślała o swoim szefie.
Pewnego dnia, myślała mściwie, pocałuję moją iguanę, a ona zamieni się w oszałamiającego przystojniaka jak Robert Redford. I wtedy zobaczysz, mądralo! A on mi kupi futro z norek i diamenty i będziemy żyć w dekadenckim luksusie… rozpędzała się.
Dostrzegła zwrócone na siebie zdumione spojrzenia i dopiero wtedy uświadomiła sobie, że zaczęła mówić na głos.
– Jestem pisarką – wyjaśniła lekko starszej pani, która nie spuszczała z niej podejrzliwego wzroku. – Właśnie tworzę swoją nową powieść, w której iguana zostaje zamieniona w księcia…
– Naprawdę? Ten kawałek o Redfordzie był niezły – przyznała kobieta. – Ale przecież nikt nie pocałowałby iguany!
Kiedy wróciła do domu, Norman jak zwykle leżał na grzejniku. Leniwie otworzył oczy, ale zaraz potem znów je zamknął, wygodnie moszcząc swoje długie szmaragdowozielone ciało w miłym ciepełku.
– Norman, mój drogi, masz w sobie tyle entuzjazmu… – mruknęła ironicznie.
Podeszła bliżej i pogłaskała go z czułością. Może i wyglądał groźnie, ale wiedziała, że to tylko pozory. Kiedy go kupiła, był niewiele dłuższy niż dłoń i nigdy nie zrobił jej żadnej krzywdy. Zresztą, trudno bać się stworzenia, które uwielbia pizzę, tartę ze szpinakiem i reaguje na gwizdanie.
Podgrzała mu kawałek tarty, a kiedy włożyła ciasto do miseczki i dodała kilka pędów hibiskusa, Norman kichnął i zszedł na podłogę. Przez chwilę obserwowała, jak żarłocznie rozprawia się z jedzeniem, i pomyślała, że naprawdę wygląda trochę jak mały dinozaur. Nie bała się go, ale zawsze z obawą patrzyła na jego ogon – był bardzo długi i całkiem zgrabny, jednak panicznie bała się go nadepnąć. Wiedziała, że iguany łatwo zrzucają ogony, ale była przekonana, że Norman nigdy nie wybaczyłby jej utraty swojej chluby.
Włączyła sonatę Beethovena, przygotowała kolację i przez resztę wieczoru rozmyślała nad zagadkowym zachowaniem swojego szefa. Najpierw zarzucił jej, że się źle ubiera i niedwuznacznie sugerował zmianę stylu, potem oskarżył ją, że poluje na niego, a później, kiedy zdecydowanie temu zaprzeczyła, wydawał się być wściekły.
Włączyła telewizor i próbowała oglądać jakiś program rozrywkowy, ale jej myśli wciąż krążyły wokół Cabe'a. W końcu pogłaskała Normana, który znowu się wygrzewał, i poszła do łóżka.
Z determinacją zaciskała powieki, ale przed oczami wciąż widziała ostro wyciosaną, przystojną twarz. Długo zaprzeczała sama przed sobą, że Cabe jej się podoba, bo wiedziała, że to tylko niepotrzebnie skomplikuje ich sytuację. Zresztą, i tak nie miała u niego szans. I wcale nie wiedziała, czy chciałaby je mieć. Mógł przebierać w kobietach i zapewne to robił. Nie rozumiała więc, dlaczego tak go zirytowało, kiedy nazwała go kobieciarzem. Zwykle nie obrażał się o prawdę, choćby była najgorsza.
Jęknęła i przewróciła się w łóżku. Zerknęła na zegarek, było już po północy, a ona wciąż nie mogła zasnąć.
Następnego ranka czuła się tak, jakby nie przespała ani minuty. Zaspała, szybko więc wyciągnęła z szafy pierwszą rzecz, której nie trzeba było prasować, i pospiesznie wyszczotkowała włosy. Nie miała już czasu ich upinać, i tak pewnie się spóźni.
Miała nadzieję, że uda jej się dotrzeć do biura przed Cabe'em. Zwykle zjawiał się pół godziny później niż ona.
Niestety, dziś był wcześniej. Rozmawiał właśnie przez telefon, ale rzucił chłodne, znaczące spojrzenie na zegar.
Wymruczała jakieś przeprosiny i zaczęła zdejmować płaszcz.
– Nie rozbieraj się – rzucił, zakrywając słuchawkę. – Weź dyktafon i notes. Jedziemy na platformę, zobaczyć urządzenie, które ostatnio kupił Harry Deal, podobno są z nim jakieś problemy.
Skrzywiła się niechętnie. Harry Deal był starym nafciarzem, który nie uznawał kobiet w męskim biznesie i nie ukrywał tego. Sprawiał, że czuła się jak robak – nieważna i wiecznie zagrożona. Cabe wiedział o tym i pewnie właśnie dlatego ją tam ciągnął, pomyślała, chciał się zemścić za wczoraj.
– Tylko nie dziś – jęknęła. – Nie zniosę dziś Harry'ego Deala!
– Nie marudź – uciął.
Szybko skończył rozmowę i po chwili już był gotów do wyjścia. Przytrzymał otwarte drzwi, chłodnym okiem oceniając jej wygląd. Ale kiedy jego spojrzenie przesunęło się po miękkim zarysie biustu, chłód zniknął, a zastąpił go dziwny błysk. Zauważyła, że zacisnął szczęki, usiłowała więc szybko przecisnąć się przez drzwi, ale nieoczekiwanie zblokował jej drogę.
Ostrożnie uniosła wzrok i spojrzała na niego. Z bliska był wprost porażający. Jego silne, niezwykle pociągające ciało znajdowało się na wyciągnięcie ręki i z trudem powstrzymywała się, żeby go nie dotknąć. Czuła zapach jego wody kolońskiej i widziała lekko drgające nozdrza.
– To dla mnie? – spytał, spoglądając znacząco na miękką, wrzosową sukienkę, która podkreślała jej kształty.
– Oczywiście, że nie – wyjąkała z trudem. Serce mocno waliło jej w piersiach i z trudem znajdowała słowa pod jego pałającym spojrzeniem. – Za późno wstałam i nie miałam czasu znaleźć nic innego ani związać włosów.
– Szkoda – mruknął. Przesunął ramię tak, żeby musiała otrzeć się o niego, i poczuła dreszcz przebiegający ciało. – Bądź ostrożna – dodał. – Sama mówiłaś, że jestem kobieciarzem. Zakładanie takich kuszących sukienek może nasunąć mi pewne pomysły…
Patrzyła na niego zszokowana, niezdolna wyzwolić się spod jego spojrzenia. Miała wrażenie, że nagle wytworzyło się między nimi jakieś napięcie.
– Ja… nic takiego nie miałam na myśli…
– Naprawdę?
Oderwał się wreszcie od futryny i ruszył w stronę windy. Szła za nim na drżących nogach, niepewna, jak ma to wszystko rozumieć.
Kiedy wsiadali do samochodu, przyszło jej do głowy, że skoro samo jego spojrzenie i przypadkowy dotyk są w stanie tak bardzo wyprowadzić ją z równowagi, co by było, gdyby naprawdę spróbował ją pocałować? Poczuła, że oblewa się rumieńcem, i odwróciła głowę do okna.
W zupełnej ciszy jechali w stronę jednego z odwiertów. Harry jeszcze nie trafił na ropę, ale Danetta mogła się założyć, że wkrótce to nastąpi. Ten facet był znany z tego, że potrafił niemal wyczuwać ropę, jak świnia trufle.
– Mój ojciec ma udziały w tym polu – rzucił Cabe po jakimś czasie. Strząsnął papierosa do popielniczki i rzucił krótkie spojrzenie w jej stronę. – Odpręż się. Przecież nie rzucę się tu na ciebie.
– Dzięki. Doceniam to – odparła z wymuszonym uśmiechem.
Zaciągnął się głęboko i po chwili z westchnieniem wypuścił dym.
– Uspokój się, Dan. Przyznaję, że nie miałem prawa mówić ci, jak masz się ubierać. Do licha, to wszystko przez ojca! Nawet nie zauważałem, jak się ubierasz, dopóki nie wtrącił swojego nosa! – Tak naprawdę do niedawna niemal nie dostrzegał swojej sekretarki. Teraz za to przyglądał jej się zbyt często. O, znowu nie mógł się oprzeć, żeby nie spojrzeć, jak uroczo wygląda w tej dopasowanej sukience. – Twój dzisiejszy strój jest bardzo… twarzowy.
Znowu poczuła, że się rumieni. Nie miała pojęcia, jak reagować na te dziwne uwagi.
– Mówiłeś, że twój ojciec ma zyski w interesach Deala? – zmieniła temat.
– W jakimś procencie – przyznał. – Wiesz, że Eugene lubi mieć swój kawałek w każdym torcie.
Napięcie między nimi nieco spadło i to mu odpowiadało. Widok jej rozpuszczonych włosów i kuszącego ciała w tej sukience nie działał zbyt dobrze na jego samokontrolę. Mógł tylko mieć nadzieję, że jest zbyt niedoświadczona, by zrozumieć, z czego wynika jego drażliwość i zły nastrój.
– A myślałam, że ropa naftowa to obecnie zła inwestycja – ciągnęła.
– Ceny rynkowe wprawdzie spadają, ale niedługo pójdą w górę. To jest zmienne, jak ceny złota. Eugene i Harry są dość sprytni i obaj inwestują też w inne dziedziny, przetrwają ten czas i odbiją sobie potem.
– Dlaczego tam jedziemy? Są jakieś problemy ze sprzętem, który kupili?
– To Harry tak sądzi – zaśmiał się. – Znam gościa, który kieruje u niego wierceniami. To facet starej daty i pewnie nawet nie chciało mu się dobrze przeczytać instrukcji. Nie lubi testować nowych urządzeń.
I, jak się wkrótce okazało, dokładnie tak było. Danetta stała w pobliżu i trzymała jego marynarkę, podczas gdy Cabe walczył z jakąś oporną częścią. Kiedy ją w końcu prawidłowo zamontował, silnik zaczął pracować jak w zegarku, a starszy mężczyzna wyraźnie poczerwieniał.
Cabe sięgnął po ręcznik, wytarł pobrudzone smarem dłonie i tylko wymownie spojrzał na Harry'ego.
– Zgoda, nasz błąd – mruknął niechętnie niski, siwowłosy mężczyzna. – A jak się miewa twój ojciec?
– Jak zwykle, robi pieniądze. I ma nadzieję, że swoimi wierceniami zafundujesz mu nowego rollsa.
– Robię, co mogę – zaśmiał się Harry. Obrócił się i zacisnął usta na widok Danetty. – Ciągle ta sama sekretarka, jak widzę. Wciąż nie wyszła pani za mąż?
– Miałam kandydata, panie Deal – odparła słodko, choć w środku gotowała się ze złości. – Ale nie umiał zmieniać koła i nie pomagał mi w kuchni, więc go rzuciłam.
– Masz wysokie wymagania, z takimi oczekiwaniami możesz mieć kłopoty ze znalezieniem odpowiedniego faceta – skrzywił się Deal.
– Dlatego wciąż szukam. Nie chcę wiązać się z trutniem, który będzie oczekiwał, że wszystkie prace w domu zostawi na mojej głowie.
Cabe poczuł, że musi wkroczyć, inaczej rozmowa zaprowadzi ich w niebezpieczne rejony. Zdecydowanym ruchem położył dłoń na ramieniu Danetty i odezwał się do Harry'ego:
– Lecimy już, mamy dużo pracy. Daj znać, gdyby były jeszcze jakieś problemy.
– Dzięki, mam nadzieję, że nie będzie już takiej potrzeby.
– Arogancki stary zrzęda – syknęła, kiedy szli do samochodu.
– Podbijałaś bębenek, złotko – przypomniał. – Ale nie powiem, żeby mi się to nie podobało. Nigdy wcześniej nie mówiłaś tak do Harry'ego.
– Może to przez ten zapach ropy i smaru poczułam w sobie przypływ testosteronu – uśmiechnęła się.
Była dumna, że wreszcie stawiła czoła staremu szowiniście. Być może trening u Cabe'a dodał jej nieco odwagi i pewności siebie. Żeby przetrwać, musiała nauczyć się mu stawiać, teraz więc przeniosła te umiejętności na innych.
– Cholerni starzy wiertnicy! – mruknął, otwierając samochód i wyjmując z niego chusteczki. Z trudem starał się usunąć z dłoni resztki smaru. – Harry powinien dawno wypieprzyć tego sukin…
– Panie Ritter! – przywołała go do porządku.
– Och, przepraszam, panno niewiniątko. Ale powinnaś już chyba przywyknąć do mojego języka.
– Może i powinnam – zgodziła się, wyciągając się w wygodnym fotelu. – Ale zawsze, gdy myślę, że wszystko już słyszałam, ty wyskakujesz z jakimś nowym słowem.
Zaśmiał się miękko.
– Naprawdę?
Silnik pracował, ale on nie ruszał. Siedział i patrzył na nią, jakby widział ją po raz pierwszy. Wyglądała zachwycająco w tej pastelowej sukience, z lekko potarganymi włosami.
Wyciągnął rękę i powoli obrócił do siebie jej twarz.
– Kiedy już wybuchasz, robisz się jak prawdziwa kocica, wiesz o tym? – odezwał się. – Na początku nie zauważałem w tobie tego ognia. Musiałem parę razy doprowadzić cię do wściekłości, ale mam wrażenie, że teraz już nie cofniesz się przed niczym, prawda?
Poruszył kciukiem i musnął jej usta. Zamarła zaskoczona. Jej ciało stawało się gorące i napięte do granic możliwości, a oddech z trudem dobywał się przez zaciśnięte gardło.
Obserwował tę reakcję z wyraźnym zadowoleniem. Już zapomniał, że kobieta może z taką wrażliwością reagować na jego dotyk. Była tak rozkosznie niewinna i niemal wszystko, co zmysłowe, było dla niej całkowitą nowością.
Kiedy nacisnął mocniej kciukiem na jej usta, poczuł dreszcze przebiegające przez jej ciało i dziwny błysk pojawił się w jego oczach.
– Wiesz, że twoje usta są bardzo czułe – spytał żarliwie, nie odrywając spojrzenia od jej rozszerzonych źrenic. – Mogą dać ci wiele przyjemności, jeśli pozwolisz, by zajął się nimi jakiś mężczyzna…
Przełknęła nerwowo ślinę. Jego kciuk znowu się poruszył, a ciało pochyliło się nad nią tak blisko, że czuła bijące od niego ciepło.
Niczego nie pragnął bardziej, niż powoli smakować te miękkie, czułe usta. Rozum i zdrowy rozsądek chyba uleciały za okno, kiedy z nieskrywaną satysfakcją obserwował jej reakcję na jego bliskość.
– Czy kiedykolwiek ktoś całował cię jak należy? – wyszeptał, patrząc na jej rozchylone, nabrzmiałe usta. – Tak, żebyś drżała pod naporem ust mężczyzny? – Jęknęła, a on poczuł jeszcze większe pragnienie. – To byłoby całkiem łatwe, maleńka. Opuściłbym tylko głowę, a potem wsunąłbym rękę w twoje włosy, o tak… – szeptał, obracając jej twarz w swoją stronę. – I wtedy mógłbym cię pocałować. Rozchyliłbym twoje usta i przyciągnął cię do siebie tak mocno, żebyś poczuła bicie mojego serca…
Obrazy, które roztaczał, sprawiały, że jej ciało przenikały dreszcze. Nie mogła się poruszyć, uwięziona między jego pałającym wzrokiem a silnymi dłońmi. Przywołała resztkę rozsądku i oparła ręce o jego pierś, próbując odsunąć się nieco i nie myśleć przy tym o silnych mięśniach i ciepłym ciele, które czuła przez koszulę.
– Nie możemy… nie powinniśmy… – przekonywała słabo. – Przecież pracuję dla ciebie.
– Pracujesz dla mnie – powtórzył jak echo.
Ciągle wpatrywał się w jej usta, jakby zastanawiał się, co powinien zrobić.
Pracuje dla niego! Te słowa coraz głośniej brzmiały w jego głowie, w końcu zamrugał oczami i odsunął się od niej.
– Boże! Co ja robię?! – jęknął szorstko.
Wyprostował się i ruszył bez słowa.
– Przepraszam, Dan – powiedział po chwili. Serce wciąż biło mu jak oszalałe, a napięcie nie uchodziło z ciała. Co on wyrabiał? Przecież ona była tylko dzieckiem! – To się nigdy nie powtórzy.
Oderwała wzrok od jego twarzy i spojrzała przed siebie. Nie mogła uwierzyć w to, co się stało, ale pałające usta i drżące ciało nie pozostawiały wątpliwości. Nic dziwnego, że kobiety tak na niego leciały, pomyślała żałośnie. Ledwie jej dotknął, a już jej zmiękły kolana. Wciąż czuła jego oddech, a w głowie krążyły rozkoszne słowa, które szeptał przed chwilą. Była roztrzęsiona, niepewna i cierpiała katusze z powodu napięcia, które ją ogarnęło. Chciała, żeby jego twarde usta miażdżyły jej wargi, żeby objął ją silnym ramieniem i przycisnął do swojego twardego ciała. Objęła się ramionami i milczała, nie wiedząc, co mogłaby teraz powiedzieć.
Włączył radio i przez resztę drogi milczeli, zatopieni w swoich myślach.
Zastanawiała się, czy zrobił to wszystko specjalnie, by pokazać jej, że wcale nie jest jej tak obojętny, jak zapewniała. Może chciał się zemścić za to, że wcześniej nazwała go kobieciarzem.
Kiedy wjeżdżali do podziemnego garażu przy budynku firmy, była już niemal pewna, że chciał ją upokorzyć za wczorajsze zachowanie.
Sięgnęła do klamki, gdy tylko wyłączył silnik.
– Jeszcze chwila – zatrzymał ją spokojnym już głosem. Szukał jej wzroku w pełnej napięcia ciszy. Coś w jej oczach sprawiało, że miał poczucie winy. – Zraniłem cię?
– Powiedziałam, że jesteś kobieciarzem – przypomniała. – Czy to… dlatego? Chciałeś dać mi nauczkę?
– Nie, nie dlatego. I to ja dostałem nauczkę – powiedział krótko, a potem ciężko westchnął. – Przywykłem do znudzonych kobiet, które wszystko, co robi facet, przyjmują jak należny im hołd. Nigdy dotąd nie dotykałem nieśmiałej, niewinnej dziewczyny, która reaguje w taki sposób, że wszystko wydaje się takie nowe i ekscytujące. – Uśmiechnął się, widząc jej rumieniec, i dodał: – Chyba znam odpowiedź, ale tak dla porządku, panno Marist, czy kiedykolwiek całowałaś mężczyznę z mocno rozchylonymi ustami?
Nie mogła zarumienić się jeszcze bardziej, zagryzła wargi i odwróciła twarz.
– To nie twoja sprawa!
– Więc nie – zaśmiał się. – Cóż, mały tchórzu, uciekaj od tego.
– Nie potrzebuję twojej nauki!
– Ależ potrzebujesz – zapewnił miękko. – I sama nie wiesz, ile bym dał, żeby być twoim nauczycielem. Ale to by było katastrofalne dla nas obojga. Ja jestem zbyt zgorzkniały, a ty zbyt niewinna, to nie jest dobre połączenie. Najlepsza rzecz, jaką mógłbym ci zaproponować, to kilka godzin w moim łóżku, a czuję, że nie zgodziłabyś się na taką propozycję. Zresztą, nie zamierzam cię nią obrażać. Potrzebujesz miłego, ułożonego faceta, który by cię szanował i zapewnił spokojne życie tobie i waszym dzieciom. – Ciężko wzruszył ramionami i dodał: – Ale to nie mogę być ja. To wymaga takiego zaufania, jakiego nie mogę dać kobiecie.
– Nikt cię o to nie prosi! – wybuchnęła gniewnie. – Nie jestem tobą zainteresowana!
Pochwycił jej zagubiony wzrok i spytał:
– Naprawdę nie jesteś? – Milczała, więc drążył dalej: – Może mój ojciec ma rację? Może naprawdę na mnie lecisz?
– Nie!
Obrzucił ją tylko powolnym, domyślnym spojrzeniem.
– Więc czemu tak ze mną walczysz?
Nie mogła dłużej tego znieść. Wyskoczyła z samochodu tak szybko, że kiedy dopadła drzwi biura, nie mogła złapać tchu. Pierwszą myślą, jaka przyszła jej do głowy, było napisanie wymówienia. Chciała zrobić to zaraz, jak tylko usiądzie przy swoim biurku.
Jednak kiedy otworzyła drzwi, okazało się, że w jej pokoju siedzi Eugene Ritter i niecierpliwie bębni palcami po blacie biurka.
– Wreszcie ktoś tu się pojawił – rzucił gniewnie. – Co zrobiłaś z moim synem?
Danetta wciąż drżała, oddychała ciężko, włosy miała w nieładzie, a usta wciąż zaczerwienione od dotyku Cabe'a.
– Albo raczej – mruknął Eugene, przyglądając jej się z namysłem – co mój syn zrobił tobie?
Zanim zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, wszedł Cabe. Był tak zadowolony z siebie i arogancki, że miała ochotę rzucić w niego czymś ciężkim.
– Cześć, tato – rzucił lekko. – Potrzebujesz czegoś?
Eugene popatrzył na niego uważnie, zapewne wypatrując śladów szminki, pomyślała złośliwie.
– Nic konkretnego – mruknął, skrywając uśmiech. – Chciałem wiedzieć, czy będziesz na naszym rocznicowym przyjęciu jutro wieczorem. Nicky cię oczekuje.
Nicky? Miała wrażenie, że już kiedyś słyszała to imię.
– Jutro wieczorem jestem zajęty – odparł krótko. – Zabieram Carol na balet – dodał, zerkając na pochyloną twarz Danetty.
– Więc ta wymalowana lala jest dla ciebie ważniejsza niż ja?! – wybuchnął Eugene. – Mam cierpieć przez resztę życia, bo miałem czelność ponownie się ożenić?
Odwrócił się do ojca z niebezpiecznym błyskiem w oku.
– Dobrze wiesz, o co chodzi! Nigdy nie będę częścią tej rodziny, choćbyś nie wiem jak się starał! Do cholery, kochałem moją matkę i myślałem, że ty też ją kochasz. Niestety, myliłem się. Ledwie ją pochowałeś, już miałeś romans z Cynthią!
– To bardziej skomplikowane, niż myślisz – odparł Eugene zdumiewająco spokojnym tonem. – Cynthia pracowała u mnie jeszcze za życia twojej matki, ale dopiero po jej śmierci zakochaliśmy się w sobie. Nicky był cudowną niespodzianką, a nie wpadką i nie będę za to przepraszał. – Chciał jeszcze coś powiedzieć, ale w końcu wzruszył tylko ramionami i dodał: – Naprawdę nie zabiłoby cię spędzenie z nami jednego wieczoru. Nicky jest bardzo przygnębiony tym, że tak go ignorujesz.
– Nic nie jestem mu winien!
Eugene westchnął ciężko i nic już nie powiedział. Sięgnął po swój kapelusz i najwyraźniej miał zamiar wyjść.
Cabe jęknął i walnął pięścią w blat biurka.
– Dobrze – mruknął gniewnie. – Niech to cholera, przyjdę na tę kolację.
– Kochany chłopak. – Eugene spojrzał na niego z rzadko okazywaną czułością. Zerknął jeszcze na Danettę, która przez całą tę rozmowę marzyła o czapce niewidce, i spytał: – A właściwie dlaczego nie odstawisz tej krzykliwej blondynki i nie zabierzesz ze sobą swojej słodkiej sekretarki? Ona hoduje iguanę, wiesz? Nicky byłby zachwycony.
– Skąd pan wie o Normanie? – spytała zaskoczona.
Eugene zaśmiał się lekko.
– Spytaj Jenny. – Jego wzrok znów powędrował do Cabe'a. – Twoja sekretarka wyglądała na bardzo wzburzoną, kiedy tu weszła. Pomyślałem, że może ty…
– Właśnie wracamy od Harry'ego Deala – wyjaśnił Cabe z niezwykłą zjadliwością. – Ona i Harry mieli małe starcie.
– Mam nadzieję, że ona wygrała – zachichotał Eugene. – Cóż, zatem do zobaczenia jutro. A ta blondynka to nie wiadomo z iloma…
– Wyjdź – uciął krótko Cabe.
Eugene dobrze wiedział, kiedy należy odpuścić. Pomachał Danetcie i wyszedł bez słowa.
Usiadła przy biurku i walczyła z komputerem, usiłując uruchomić system. Nie było to łatwe, bo ręce jej drżały i ciągle klikała nie ten przycisk.
Nagle poczuła dym papierosowy i zobaczyła, że Cabe znów tu jest i stoi za jej plecami. Oczy miał zamglone, a włosy opadały zawadiacko na czoło. Jedną rękę trzymał w kieszeni i bezceremonialnie wpatrywał się w jej usta.
– Nie lecę na ciebie – powtórzyła, starając się opanować drżenie w głosie.
Znów zaciągnął się papierosem.
– Jestem trzynaście lat starszy – powiedział spokojnie. – Z praktycznego punktu widzenia nie możesz się ze mną równać. Twoje życie jest jak biała karta. – Wydmuchnął dym i zapatrzył się w okno. – Nie, zdecydowanie jestem ostatnią komplikacją, jakiej ci potrzeba, dzieciaku – stwierdził krótko. – Zatem umówmy się – żadnych zbliżeń więcej. Bierzmy się do pracy.
Odwrócił się i szybkim krokiem przeszedł do swojego gabinetu.
Powinna czuć ulgę. Ale nie czuła. To było jak koniec czegoś, co nawet się na dobre nie zaczęło.
Jeśli naprawdę nie szukał komplikacji, to czemu dotykał jej w samochodzie i mówił te wszystkie rzeczy? Czyżby naprawdę chciał tylko z niej zakpić?
Zmarszczyła gniewnie brwi. Jakiekolwiek miał powody, drugi raz mu na to nie pozwoli. Od tej chwili będzie odporna na jego urok i nie pozwoli, żeby wyprowadził ją z równowagi. Tak właśnie będzie!
Tytuł oryginału:
His Girl Friday
Circle of Gold
Pierwsze wydanie:
Silhouette Books, 1989, 2000
Opracowanie graficzne okładki:
Robert Dąbrowski
Redaktor prowadzący:
Małgorzata Pogoda
Korekta:
Jolanta Nowak
© 1989, 2000 by Diana Palmer
© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2011, 2016
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.
HarperCollins jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.
Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone.
HarperCollins Polska sp. z o.o.
02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B lokal 24-25
www.harlequin.pl
ISBN 978-83-276-2140-5
Konwersja do formatu EPUB: Legimi Sp. z o.o.