Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
22 osoby interesują się tą książką
Nowa seria autorki Pana Drake’a!
Trzydziestoletnia Serena Harper prowadzi małą księgarnię w Fallport na wyspie Vancouver. Swój czas dzieli między pracę, opiekę nad dziesięcioletnim synem Coltonem i spotkania z przyjaciółką Ariel.
Odkąd pięć lat temu rozwiodła się z ojcem jej dziecka, dziesięć lat starszym od siebie Jaxsonem Oakiem, jak ognia unika mężczyzn. Tłumaczy to wyłącznie pochłaniającymi ją licznymi obowiązkami, ale w głębi serca nie potrafi zapomnieć o byłym, którego kochała – i być może nadal kocha.
Pewnego dnia pod wpływem impulsu zgadza się, aby przyjaciółka założyła jej konto na portalu randkowym. Kiedy jednak wraca jej trzeźwość umysłu, chce usunąć swój profil, ale powstrzymuje ją przed tym wiadomość od nieznajomego.
Kobieta nie przypuszcza nawet, że mężczyzna ukrywający się pod nickiem J.R wcale nie jest jej obcy…
Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej osiemnastego roku życia. Opis pochodzi od Wydawcy.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 317
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Copyright © 2023
Lena M. Bielska
Wydawnictwo NieZwykłe
All rights reserved
Wszelkie prawa zastrzeżone
Redakcja:
Agata Bogusławska
Korekta:
Wiktoria Kulak
Karolina Piekarska
Barbara Hauzińska
Redakcja techniczna:
Paulina Romanek
Projekt okładki:
Paulina Klimek
Autor ilustracji:
Marta Michniewicz
www.wydawnictwoniezwykle.pl
Numer ISBN: 978-83-8362-119-7
Fabuła Burzy uczuć toczy się w Fallport – nieistniejącej miejscowości wykreowanej przeze mnie na wzór stolicy Kolumbii Brytyjskiej, Victorii, leżącej na wyspie Vancouver w Kanadzie. Natomiast inspiracją do napisania historii Sereny i Jaxsona stały się wydarzenia sprzed dwudziestu siedmiu lat.
Victoria znana jest jako „bezśnieżne” miasto w Kanadzie. Średnia ilość opadów śnieżnych w grudniu wynosi niecałe piętnaście centymetrów.
29 grudnia 1996 roku Victoria została całkowicie sparaliżowana przez burzę śnieżną. W ciągu doby spadło ponad sześćdziesiąt centymetrów śniegu, a tym samym rekord opadów ustanowiony w 1916 roku został pobity.
Konieczne było wezwanie wojska w celu uwolnienia kierowców uwięzionych na drogach. Zamknięto zarówno Międzynarodowe Lotnisko w Victorii, jak i lotnisko w Vancouver, gdyż opady były tak obfite, że nie nadążano z odśnieżaniem płyty. Promy również nie pływały. Nie funkcjonował publiczny transport. Pracownicy szpitali i domów opieki pracowali ponad normę ze względu na to, że ich zmiennicy nie byli w stanie dostać się do pracy. Odnotowano także problemy w dostawach leków. Zamknięto restauracje, centra handlowe, sklepy spożywcze oraz inne punkty usługowe. Wielu mieszkańców zostało odciętych od prądu. Cieplejsza pogoda wróciła 31 grudnia.
Victoria to idealny przykład na to, aby spodziewać się niespodziewanego. Nawet tam, gdzie śnieg pojawia się w nikłej ilości, może nadejść paraliżująca całe miasto śnieżyca. Tak samo w życiu nic nie jest pewne…
SERENA
Coś ciężkiego siedzi mi na czole. Naciska na skronie, powodując szum w uszach i pulsowanie oczu. Mam wrażenie, jakby ktoś chciał oderwać mi głowę, a w ustach czuję jedynie posmak – wypitego wczoraj wieczorem z Ariel – wina i… suszę. Tak cholerną suszę, że jeżdżenie językiem po podniebieniu jest jak przesuwanie po nim papierem ściernym.
Za jakie grzechy, ja się pytam? Czemu nie potrafię choć raz odmówić Ariel i powiedzieć jej, żebyśmy po prostu obejrzały jakiś film w telewizji, i tyle? Już nawet niech będzie to romansidło!
Ach, no tak. Colton. A właściwie jego brak. Wczoraj wypadał ostatni dzień jego pobytu u Jaxsona, więc „musiałyśmy” skorzystać z mojej chwilowej wolności.
Właściwie to która godzina? Powinni przyjechać za…
– Jasna cholera! – krzyczę, spoglądając na budzik.
Dziesiąta. DZIESIĄTA! Jaxson może zaraz przyjechać. Szlag, szlag, szlag!
Zrywam się z łóżka, niemal się przy tym zabijając, gdy potykam się o leżące na podłodze ubrania i wpadam do łazienki. Przelotne spojrzenie w lustro wystarcza, żebym głośno jęknęła. Jestem sobą zniesmaczona. Tak po prostu. Wyglądam jak stado nieszczęść. Rozmazany tusz do rzęs tworzy ohydne smugi, wargi mam suche, jakbym nie wiadomo co z nimi zrobiła, a włosy… sterczą we wszystkie strony.
Wzdrygam się na samą myśl o tym, co przyjdzie Jaxsonowi do głowy, gdy zobaczy mnie w takim stanie. Nie jestem naiwna, wiem, że tylko jeszcze bardziej mu siebie obrzydzę. Krzywię się na wspomnienie jego chłodnego, obojętnego wyrazu twarzy, który ujrzałam, gdy nasz rozwód został sfinalizowany.
Mrugam szybko, żeby odgonić łzy rozpaczy i tęsknoty.
Kto by pomyślał, że idealna para wcale nie jest taka idealna?
– Weź się w garść – warczę na siebie, wchodząc pod prysznic.
Gdy tylko uruchamiam dyszę, otwieram usta, żeby ugasić pragnienie.
Niektórzy stwierdzą, że to obrzydliwe, ale mnie jest wszystko jedno. Potrzebuję wody i nie obchodzi mnie, że ta z prysznica nie smakuje jak ta przefiltrowana lub z butelki. Jest mokra i to w zupełności wystarcza – spełnia swe zadanie.
Kilkanaście minut później siedzę już w kuchni i stukam paznokciami o drewniany blat, czekając, aż ekspres skończy parzyć kawę. Zaciągam się zapachem mielonych ziaren Robusty, próbując nie udławić się śliną. W brzuchu mi burczy, ale najpierw rzeczy ważniejsze, dopiero potem ważne – bez kofeiny zaraz padnę jak długa, a nie mogę sobie na to pozwolić.
Jaxson napisał mi niecałe trzy godziny temu, że wyjeżdżają, a to oznacza, że w każdej chwili na podjazd może wjechać czerwony dodge challenger srt. Skąd dokładnie wiem, jak nazywa się to jego sportowe cacko, mimo że moja wiedza o samochodach ogranicza się do tego, że mają silnik i cztery koła? Bo tyle o nim gadał podczas naszego małżeństwa, że wryło mi się to w mózg. Swoją drogą ciekawe, czy kiedykolwiek nastanie taki dzień, w którym postanowi zmienić je na coś… bardziej rodzinnego? W końcu ma już czterdzieści lat. Powinien…
– Przestań – mruczę, zmuszając się do skupienia uwagi na kapiących kropelkach aromatycznej kawy.
Jaxson to nie moja sprawa. Już nie. Minęło pięć lat. Dawno powinnam o nim zapomnieć. Co z tego, że mamy razem syna? Colton ma już dziesięć lat i wie, czym jest rozwód. Wcale nie muszę dogadywać się z Jaxsonem, ba – w ogóle nie muszę z nim rozmawiać.
Och, kogo ja próbuję oszukać? Może i nie muszę z nim rozmawiać, ale chcę.
Czy dalej go kocham?
Nie, nie sądzę. To znaczy… na pewno COŚ do niego czuję, ale czy to miłość romantyczna? Raczej nie. Kocham go jak… przyjaciela? Ojca mojego dziecka? Ciężko określić.
Wzdycham i przewracam do siebie oczami. Jak zwykle przez głowę przetacza mi się milion niespokojnych myśli. Tak, tak, wiem, ciągle sobie obiecuję, że nie będę o nim myśleć, a potem i tak to robię. Na szczęście jednak Jaxson tylko zje obiad, a potem jak najszybciej stąd ucieknie – tak jak zawsze to robi. Jakby przebywanie w moim towarzystwie stanowiło dla niego najgorszą z możliwych kar.
Ekspres wydaje z siebie ciche piknięcie, akurat gdy z podwórka dociera do mnie donośny warkot sportowego silnika. Już dawno przestałam kręcić głową na to, że Colton jeździ w tym czymś. Jaxson może i ma świra na punkcie motoryzacji, ale kocha naszego syna i nigdy nie szalałby za kierownicą, wioząc go na siedzeniu pasażera. Tego akurat jestem pewna.
Ruszam do drzwi, po drodze wygładzając wełniany sweter. Nie wiem, po jaką cholerę… Och, dobra tam, wiem. Chcę wyglądać ładnie. Czy to takie złe? Nie. Ani trochę.
Bez wyglądania przez okno sięgam do klamki i otwieram drzwi. Nim jednak rejestruję, co się dzieje, Colton wpada z piskiem do środka. Jaxson przytrzymuje mnie za ramię, gdy tracę równowagę na wilgotnej podłodze. Gdyby nie to, że mój wzrok przyciąga przerażająca ilość zalegającego na ulicy śniegu i ogromne płaty padające z nieba, moje serce pewnie właśnie zrobiłoby fikołka.
– Co…?
– Pozwól mi wejść, do licha, bo zaraz zamarznę – burczy pod nosem i wpycha mnie w głąb domu.
Dopiero trzask drzwi budzi mnie z chwilowego otępienia. Natychmiast odsuwam się od mężczyzny na bezpieczną odległość i z trudem powstrzymuję uśmiech na widok blond kosmyków, które wyślizgnęły mu się z gumki i przykleiły do gładko ogolonych policzków. Muszę zwinąć dłonie w pięści, żeby mu ich nie odgarnąć.
– Co cię ugryzło? – pytam, gdy się nie odzywa, tylko patrzy na mnie z irytacją.
– Gdzie masz telefon?
Ściągam brwi.
– Ładuje się w kuchni. O co ci chodzi?
– Ile razy mam ci powtarzać, żebyś miała go cały czas naładowany i przy sobie?
Prycham, posyłając mu pełne niedowierzania spojrzenie.
– Już nie jestem twoją żoną, więc przestań się na mnie wyżywać – warczę.
To by było na tyle z mojej tęsknoty za nim. Właśnie mi przypomniał, dlaczego się rozwiedliśmy – bo stał się zgorzkniałym, wrednym dupkiem.
– Och, nie mógłbym o tym zapomnieć, nawet jakbym chciał. – Gdy to mówi, jego ton jest oschły i wyniosły.
Usta wykrzywia w aroganckim uśmiechu. Tym samym, w którym się kiedyś zakochałam. Teraz jednak mam ochotę zedrzeć mu go z twarzy.
Otwieram usta, żeby odwarknąć, ale szybko się reflektuję, słysząc za sobą Coltona.
– Tato! Chyba będziesz musiał zostać na noc!
Chcę zapytać, co też strzeliło mu do głowy, ale Jaxson jest szybszy. Tyle że nie mówi tego, czego się spodziewam. Wręcz przeciwnie.
– Chyba tak!
Mrugam kilkakrotnie i wlepiam w niego zaskoczone spojrzenie.
– O czym ty mówisz? – syczę. – Nie możesz tu zostać.
– Słuchałaś w ogóle radia? Albo sprawdzałaś, co się dzieje? Czy impreza była tak fantastyczna, że zapomniałaś o bożym świecie?
Sapię, zdumiona. Nie tyle jego słowami, co ukrytymi pod nimi emocjami. Jaxson brzmi, jakby zżerała go zazdrość, co jest śmieszne i totalnie irracjonalne. No chyba że zazdrości mi samotnie spędzonych świąt, to wtedy faktycznie ma to sens. Jego aspołeczna natura na pewno źle przeżyła tłumy na kolacji u… rodziny Bethany.
Na samą myśl o młodszej ode mnie dziewczynie Jaxa, żołądek wywraca mi się na drugą stronę. Jeśli jego postawa wobec mnie nie spowodowała, że zrozumiałam, iż między nami to naprawdę koniec, to powinien był to zrobić jego związek. Szkoda, że niespecjalnie zadziałało.
– Skąd wiesz, że imprezowałam? – Zadaję to jedno pytanie, bo oprócz niego na język ciśnie mi się tylko komentarz, że po stokroć wolałabym napić się z nim wina i obejrzeć horror, niż pić z Ariel i zgadzać się na jej idiotyczne pomysły, jak chociażby ten z portalem randkowym.
Swoją drogą muszę jak najszybciej usunąć stamtąd konto, zanim ktoś z Fallport je zobaczy. Nie zamierzam zostać pośmiewiskiem jako trzydziestoletnia rozwódka, która nie potrafi znaleźć sobie randki, więc jest zmuszona żałośnie poszukiwać chętnych mężczyzn w Internecie.
– Czuję od ciebie alkohol – odpowiada oschle i szybko mnie mija, jakby stanie obok powodowało u niego odruch wymiotny.
Coś nieprzyjemnego ściska mnie za serce, a w przełyku czuję gulę. Najnormalniej w świecie robi mi się przykro, jednak… zmuszam się do uśmiechu i udawania, że wszystko jest dobrze, choć najchętniej zakopałabym się właśnie pod kocem z kubkiem gorącej czekolady w ręce.
Przekręcam zamek i oddycham głęboko, po czym ruszam w stronę salonu. Chcę powiedzieć Jaxsonowi, że ma wyjechać od razu po obiedzie, bo nie umiem sobie wyobrazić, żebyśmy mieli ze sobą przebywać dłużej niż kilka godzin. A już na pewno nie potrafię sobie wyobrazić, że będzie spać z nami pod jednym dachem. Nie, nie ma…
– Aktualne dane radarowe wskazują, że śnieżyca przybiera na sile. Międzynarodowy port lotniczy postanowił odwołać najbliższe loty ze względu na kiepskie warunki pogodowe… – dociera do mnie głos prezenterki.
Żeby podejść do okna, muszę minąć Jaxsona stojącego na środku niewielkiego salonu i Coltona podskakującego z radości w miejscu.
Biel. Wszystko jest białe, pokryte grubą warstwą puchu.
Mrugam kilkakrotnie i szczypię się dyskretnie w przedramię, bo nie potrafię uwierzyć w to, co widzę. Owszem, zapowiadali opady śniegu, ale nie aż takie! Przecież zwykle o tej porze spada może… ile? Pięć cali śniegu? Na pewno nie tyle, ile teraz!
– Tata zostaje! Tata zostaje! – Colton śmieje się radośnie, a ja z trudem powstrzymuję krzyk.
To się nie dzieje naprawdę… Wszechświat postanowił perfidnie sobie ze mnie zażartować. Chce mi się płakać, ale z oczywistych względów tego nie zrobię, więc postanawiam udawać niewzruszoną. Przybieram obojętny wyraz twarzy i odwracam się do Jaxsona.
– Przygotuję ci pokój gościnny.
– Nie trzeba. Mogę zostać w pensjonacie…
– Nie! Zostań z nami! Proszę! – Colton przywiera do boku ojca i wpatruje się we mnie błagalnym wzrokiem, jakby chciał mi powiedzieć: „Musisz go namówić!”.
Wzdycham, ale postanawiam skapitulować.
Ta cała śnieżyca nie powinna długo trwać. Jutro pewnie większość śniegu stopnieje i Jaxson będzie mógł bezpiecznie wrócić do Vancouver. A przynajmniej taką mam nadzieję.
– Zostań. Nie ma potrzeby, żebyś teraz szukał miejsca po pensjonatach – odzywam się, posyłając mu nikły uśmiech. – Przygotuję ci pokój i… zrobię obiad. – Macham ręką, po czym wychodzę z salonu, żeby jak najszybciej zniknąć im z pola widzenia.
Z kuchni zgarniam jeszcze telefon i zabieram się za szykowanie pościeli oraz całej reszty. Po zaścieleniu łóżka siadam na skraju materaca, żeby wreszcie usunąć konto na portalu. Mija dobre kilka minut, zanim udaje mi się wejść w odpowiednie miejsce w ustawieniach. Już prawie naciskam kwadracik z napisem: „Usuń profil”, kiedy telefon wydaje z siebie piknięcie, a na górze ekranu pojawia się powiadomienie.
Masz nową wiadomość.
Waham się. Zatrzymuję kciuk tuż nad kwadracikiem. Coś mnie popycha, by sprawdzić, kto do mnie napisał. W głębi duszy myślę, że to jakiś zbok – bo przecież mało to psycholi na świecie?
– No jasne, że nie ma fotki – mruczę, dostrzegając systemową ikonkę zamiast zdjęcia profilowego.
Z ciekawości jednak zaglądam do środka.
J.R: Cześć, zagramy w grę?
Parskam śmiechem. Bardziej dwuznacznej wiadomości nie mógł wysłać. Pewnie, gdy zapytam, jaką grę ma na myśli, odpowie, że rozbieranego pokera czy coś w ten deseń. Ech. Typowe. Zamiast mu odpisać, zaglądam na jego konto. Ma czterdzieści lat, jest rozwodnikiem i mieszka dziesięć kilometrów1 od Vancouver.
Może to Jaxson? Śmieję się do siebie na tę myśl. Ha, ha, zabawna jestem, naprawdę. Mój były mąż prędzej pozwoliłby mi poprowadzić challengera, a nie mam prawa jazdy, niż założyłby konto na portalu. Media społecznościowe i tym podobne uważa bowiem za bezsensowny wymysł dwudziestego pierwszego wieku.
W jednej chwili chcę olać kolesia, a w drugiej przygryzam wnętrze policzka i z mocno bijącym sercem klikam odpowiednie miejsce, żeby odpowiedzieć.
A co mi tam. Facet nie jest stąd. Możemy się powymieniać kilkoma wiadomościami. W każdej chwili mogę go przecież zablokować.
– Mamo?! – wrzeszczy z kuchni Colton. – Co na obiad?! Jestem głodny!
– Już idę! – odkrzykuję, szybko wysyłając odpowiedź.
Raz się żyje. Już chyba nie mam co czekać, aż do Jaxsona dotrze, że rozwód był cholernym błędem.
Trzeba ruszyć naprzód.
JAXSON
Cholera, Serena z każdym dniem jest coraz piękniejsza… Nie potrafię się na nią napatrzeć, nawet teraz, gdy zmywa naczynia, nucąc pod nosem melodię płynącą z radia. Kołysze pełnymi biodrami, nie zdając sobie sprawy z tego, co w ten sposób ze mną robi.
Colton zastanawia się nad kolejnym ruchem, wpatrując się w szachownicę, ale równie dobrze mógłby wykonać posunięcie niezgodne z zasadami i zbić któryś z moich pionków, a ja machnąłbym na to ręką. Zdecydowanie wolę bezwstydnie przyglądać się byłej żonie, wyobrażając sobie, że przebywamy tu sami, a ona mnie nie nienawidzi.
Marzenie ściętej głowy.
– Tato.
– Tak? – Zmuszam się do oderwania wzroku od cudownego ciała byłej żony i spoglądam na Coltona.
Mruży na mnie niebieskie oczy, ale jeśli zauważył moje maślane spojrzenie skierowane w stronę jego matki, to udaje, że nic takiego nie widział.
Kiwa głową w stronę szachownicy.
– Twój ruch.
Nie zastanawiam się nad tym głębiej, tylko czym prędzej przesuwam jeden z pionków. Kiedy jednak dostrzegam szeroki uśmiech na ustach syna, orientuję się, że popełniłem błąd. Jedno spojrzenie na szachownicę wystarcza, żebym się domyślił, co zaraz powie.
– Szach mat.
Odsłoniłem króla. Jak dzieciak.
Colton śmieje się ze mnie, potrząsając głową z niedowierzaniem, że dałem mu się tak wmanewrować. Spogląda na Serenę, a potem znowu na mnie i uśmiecha się ze zrozumieniem, jakby doskonale wiedział, co mnie rozkojarzyło.
Lepiej, żeby się tego nawet nie domyślał. Moje myśli o Serenie nigdy nie były, nie są i nie będą niewinne.
– Mamo?! – woła.
Cudem udaje mi się w odpowiedniej chwili spojrzeć na telefon leżący obok szachownicy, byleby tylko moja była żona nie przyłapała mnie na gapieniu się na nią.
Serce zaczyna walić mi w piersi na widok powiadomienia z aplikacji randkowej. Pocą mi się dłonie podczas odblokowywania urządzenia. Chyba nigdy nie byłem tak zestresowany jak teraz. Nawet podczas swojej pierwszej rozprawy sądowej lata temu trzymałem nerwy na wodzy.
– Mogę iść do Jamesa?
– Hmm…
– Proooszę! Obiecałem, że do niego przyjdę, gdy już wrócę z Vancouver. Nooo, mamooo.
Nie słyszę, co mu odpowiada; jej słowa zostają zagłuszone przez szum krwi w moich uszach spowodowany widokiem wiadomości.
SerenaH: Nie wiem, kto Ci powiedział, że taki sposób na podryw zadziała, ale na Twoim miejscu zmieniłabym doradcę.
Uśmiecham się kącikiem ust. Nim zdołam się powstrzymać i może uświadomić sobie, że mój pomysł z udawaniem kogoś innego przez Internet jest równie idiotyczny, co zgodzenie się pięć lat temu na rozwód, moje palce już suną po ekranie. Piknięcie dochodzące z kuchni informuje mnie, że Serena otrzymała wiadomość. Zawczasu wyciszam telefon – nie może się jeszcze dowiedzieć, z kim rozmawia.
J.R: Odpisałaś mi, prawda? Więc jednak zadziałało. ;)
J.R: To jak? Zagramy w grę?
SerenaH: Niech zgadnę… Prawda czy wyzwanie?
– To ja idę, tato.
Chowam telefon, gdy Colton nachyla się przez moje ramię, żeby cmoknąć mnie w policzek. Tego rodzaju okazywania miłości nie nauczył się ode mnie, tylko od Sereny. Uśmiecham się do niego i lekko mierzwię mu włosy.
Terapeutka powiedziała, że moim językiem miłości i okazywania zainteresowania drugim człowiekiem jest… dotyk. Nie słowa, nie wyznania, nie prezenty, tylko dotyk. Staram się nieustannie mieć to na uwadze, bo to, że mnie nie przeszkadza taki stan rzeczy, nie znaczy, że innym również.
– Weź, tato, przestań. – Odsuwa się ze śmiechem i czmycha z domu, nim zdążę mu powiedzieć, że go kocham.
Chcę ciągle go o tym zapewniać, nie tylko gestami. Nie mogę dopuścić, aby uznał, że go nie kocham, tak jak zapewne zrobiła to Serena, zanim zażądała rozwodu.
– Idę się położyć. – Kobieta nawet na mnie nie patrzy, tylko szybko znika w korytarzu prowadzącym do części sypialnianej.
Kiedy słyszę ciche kliknięcie drzwi, opadam plecami na oparcie kanapy i wyciągam telefon. Czym prędzej wystukuję odpowiedź, przygryzając kciuk.
J.R: Bądźmy dorośli…
J.R: Żartowałem. Tak, zagrajmy w prawda czy wyzwanie.
Mam ochotę uderzyć się w czoło. Kompletnie nie wychodzi mi ta rozmowa. Jęczę w duchu, przykrywając oczy ramieniem. Chciałbym cofnąć się do czasów, kiedy mój umysł nie był tak hermetycznie zamknięty. Teraz większość wypowiadanych słów najpierw dogłębnie analizuję. Przestałem być spontaniczny już lata temu, a narodziny Coltona tylko wszystko pogłębiły. Oddałbym za niego życie, to więcej niż oczywiste, ale nie ukrywajmy – wywrócił nam życie do góry nogami, a ja popełniłem w tamtym czasie szereg błędów, które chciałbym naprawić.
Tyle że nie bardzo wiem jak. I obawiam się, że pięć lat po rozwodzie nie ma już czego na nowo składać.
SerenaH: Kiepski z Ciebie żartowniś. :)
J.R: Wyszedłem z wprawy, ale byłoby mi miło, gdybyś chociaż udała, że Cię rozbawiłem. To podbudowałoby moje ego.
SerenaH: Och.
SerenaH: Trochę mnie rozbawiłeś. Uśmiechnęłam się, a to już coś. Szczególnie dziś.
J.R: Chcesz o tym pogadać?
Z mocno bijącym sercem przygryzam wnętrze policzka. Chcę, żeby mi się zwierzyła, żeby powiedziała, co jej leży na sercu. Może dzięki temu lepiej ją zrozumiem.
SerenaH: Nie, dziękuję. Nie ma o czym gadać.
SerenaH: Kto pierwszy wybiera?
Wzdycham ciężko, krzywiąc się.
Szkoda, że nie chce rozwinąć myśli, ale przecież jeszcze nic straconego. W końcu teoretycznie mnie nie zna.
J.R: Panie mają pierwszeństwo.
SerenaH: Och, okej… W takim razie pomyślmy…
J.R: Tylko bądź dla mnie łaskawa. Dawno w to nie grałem.
SerenaH: Ha, ha, wyobraź sobie, że ja też nie.
SerenaH: Okej, chyba mam.
SerenaH: Jaka jest najgorsza rzecz, jaką zrobiłeś w życiu?
Kręcę głową i przymykam na chwilę powieki, na koniec spoglądając w sufit.
Nie mogła wybrać lepszego pytania. Muszę odpisać jej zgodnie z prawdą, bo moim planem nie jest okłamywanie jej, tylko… złożenie dokładnych wyjaśnień. Jasne, mógłbym jej powiedzieć wszystko wprost, ale obawiam się, że po pierwsze, nie chciałaby mnie wysłuchać, a po drugie, nie byłbym w stanie sklecić odpowiednich zdań i najpewniej skończyłoby się to kłótnią.
Nie zamierzam jednak pytać ją o mnie. Nie chcę, żeby później sądziła, że ją wykorzystałem. Zresztą Ariel – jej przyjaciółka – chyba ukręciłaby mi łeb, gdybym to tak rozegrał. Obiecałem jej, że nie skrzywdzę Sereny, a wręcz przeciwnie – pozwolę jej ruszyć naprzód albo udowodnię, że powinniśmy do siebie wrócić.
Trzeciego wyjścia nie ma.
J.R: Pozwoliłem odejść kobiecie, którą kochałem, zamiast o nią zawalczyć.
Wstrzymuję oddech, ale kiedy mijają minuty, a ona mi nie odpisuje, zmuszam się do normalnego oddychania. W aplikacji nie ma możliwości sprawdzenia, czy wiadomość została przeczytana, czy nie, więc nie wiem, co myśleć o tej ciszy. Z jednej strony słyszę w głowie podpowiedź, żeby ponaglić Serenę, a z drugiej, żeby dać jej czas. Decyduję się jednak na to pierwsze, bo pięć lat temu dałem jej zbyt dużo czasu i co mi z tego przyszło? Straciłem ją.
J.R: Prawda czy wyzwanie?
SerenaH: Zastanawiam się, jak chciałbyś sprawdzić, czy wykonałam wyzwanie. Masz jakiś pomysł?
J.R: Trzeba będzie wymyślić takie, żebyś mogła potwierdzić je zdjęciem.
SerenaH: W takim razie wybieram wyzwanie.
Uśmiecham się do siebie, bo nie muszę się wcale zastanawiać. To banalnie proste.
J.R: Zrób sobie długą, odprężającą kąpiel.
SerenaH: Ty tak serio?
J.R: Tak?
J.R: Co w tym złego?
SerenaH: Każdy inny facet wysłałby prośbę o zdjęcie czy numer telefonu, a nie…
SerenaH: Chyba że za chwilę poprosisz mnie o fotkę stóp.
J.R: Ha, ha. Bardzo zabawne.
J.R: Czemu jest Ci tak ciężko zrozumieć, że wymyśliłem kąpiel z czystej chęci zadbania o moją nową przyjaciółkę?
SerenaH: Przyjaciółkę, co?
SerenaH: Cofam poprzednie słowa. Jednak nie zmieniaj swojego doradcy.
SerenaH: Dobrze Ci idzie. :)
Parskam śmiechem i natychmiast podnoszę głowę, spoglądając w stronę korytarza, czy przypadkiem mnie nie usłyszała.
J.R: Ha, widzisz? :)
J.R: To jak? Podejmujesz wyzwanie?
SerenaH: Jasne!
Słyszę jej kroki w sypialni, a po chwili skrzypienie drzwi. Serena przechodzi przez korytarz i znika w łazience. Chwilę później do moich uszu dociera szum wody, a na telefon przychodzi wiadomość.
SerenaH: «ZDJĘCIE NAPEŁNIAJĄCEJ SIĘ WANNY»
J.R: Wyzwanie zaliczone. :)
SerenaH: Cieszę się. Nie wiem, skąd wiedziałeś, że tego właśnie potrzebuję, ale… dziękuję.
Chcę odpisać, że się domyśliłem, iż jest zmęczona, skoro ma dziecko – w końcu napisała o Coltonie na profilu – ale doszedłem do wniosku, że taki komentarz wywoła pytania. Jak na przykład, czy ja również mam dziecko, skoro pomyślałem o możliwym zmęczeniu… Wtedy musiałbym powiedzieć o naszym synu i mogłaby się za szybko wszystkiego domyślić.
Dlatego postanowiłem tę sprawę przemilczeć.
J.R: Nie ma za co. ;)
SerenaH: Okej… Prawda czy wyzwanie?
J.R: Prawda.
SerenaH: Boisz się mojego wyzwania?
J.R: Ani trochę.
SerenaH: Mmmhm…
Nie pisze nic więcej, ale nie poganiam jej, bo z łazienki dociera do mnie odgłos upadających na kafelki ubrań. Przymykam powieki i pozwalam sobie na moment wspomnieć jej nagie, idealnie krągłe ciało.
Cholera. Powinna mnie uderzyć w pysk za to, że od niej odszedłem, że zgodziłem się na rozwód.
Piknięcie przywołuje mnie do rzeczywistości.
SerenaH: Dlaczego pozwoliłeś jej odejść?
Okej. Tego pytania się nie spodziewałem.
Wzdycham ciężko, a żołądek ściska mi się z nerwów, bo wiem, że muszę odpisać jej prawdę, ale bez większego lania wody, żeby nie wydało jej się to podejrzane. W końcu żaden normalny facet nie spowiadałby się w takiej sytuacji. Chyba. Tak mi się przynajmniej wydaje.
J.R: Bo byłem idiotą.
Hm. To powinno wystarczyć…
Uśmiecham się pod nosem, słysząc głośne parsknięcie dochodzące z łazienki. Cieszę się, że udało mi się ją rozbawić.
SerenaH: Jesteś brutalnie szczery.
SerenaH: Czemu tak źle o sobie myślisz?
J.R: To nie tak, że myślę o sobie źle…
J.R: Naprawdę chcesz o tym rozmawiać?
SerenaH: A masz coś ciekawszego do roboty?
Czyli naprawdę chce o tym gadać. Już teraz. Cholera. Nie jestem na to przygotowany! Myślałem, że więcej czasu zajmie nam dotarcie do tego typu rozmów.
SerenaH: Jeśli nie chcesz odpowiadać, zrozumiem.
J.R: Próbuję ubrać myśli w słowa.
SerenaH: Okej…
SerenaH: To zbieraj myśli. Ja w tym czasie się namydlę. ;)
Jęczę cicho, zaciskając zęby na boku dłoni. Już sam fakt, że leży naga niemal za ścianą powoduje u mnie skok ciśnienia, a teraz, gdy wspomniała o pianie, mam ochotę wejść jej do łazienki. Nie sądzę jednak, żeby to był dobry pomysł, dlatego zmuszam się do skupienia uwagi nad odpowiedzią.
J.R: Myślałem, że będzie lepiej, jeśli się rozejdziemy. Unieszczęśliwiałem ją. Pogubiłem się w naszym wspólnym życiu i zamiast z nią porozmawiać, zamknąłem się w sobie. A potem tak po prostu pozwoliłem jej odejść.
J.R: Widzisz? Idiota jak się patrzy.
SerenaH: Nie próbowałeś do niej wrócić?
Wzdycham ciężko.
J.R: Dniami i nocami.
SerenaH: I?
SerenaH: Próbowałeś czy tylko o tym myślałeś?
J.R: Myślałem, ale za każdym razem, gdy chciałem jej powiedzieć o mojej tęsknocie, uderzała we mnie świadomość, że jest beze mnie szczęśliwsza.
SerenaH: Skąd wiesz?
J.R: Już dawno nie widziałem jej tak uśmiechniętej jak po naszym rozwodzie.
SerenaH: Przykro mi.
J.R: Mnie również.
J.R: Zrobiło się zbyt melancholijnie.
J.R: Pytanie czy wyzwanie?
SerenaH: Tym razem pytanie. Nie chcę się jeszcze ruszać z wanny.
Muszę poprawić spodnie w kroku. Im więcej wiadomości między sobą wymieniamy, tym większy robi mi się wzwód. Cieszę się jednak, że wszystko sprawnie działa.
J.R: Kiedy ostatni raz płakałaś?
O tak, wyobrażenie sobie płaczącej Sereny to idealny sposób na to, żeby przeszła mi ochota na seks. Zamiast chęci wejścia jej do łazienki i wzięcia przy umywalce, na samą myśl o jej płaczu nachodzi mnie pragnienie, by ją do siebie przytulić.
SerenaH: Kilka dni temu.
SerenaH: Tęskniłam za synem.
J.R: Nie było go podczas świąt?
SerenaH: Nie… Pojechał do swojego ojca i jego dziewczyny.
Wytrzeszczam oczy, a coś ciężkiego opada mi do żołądka i powoduje mdłości.
Serena myśli, że mam dziewczynę?! Co, do cholery?!
SERENA
Następnego dnia nie jest lepiej. Z chwilą gdy rano wyglądam przez okno, oddech grzęźnie mi w gardle. Naprawdę wczoraj żyłam nadzieją, że przez noc stan dróg ulegnie zmianie, ale patrząc teraz na podjazd, na którym nie widać nawet skrawka czerwonego challengera Jaxsona, mam ochotę zawyć z bezsilności. A na domiar złego z nieba dalej leci biały puch.
– Przecież to są jakieś jaja – mamroczę do siebie, pocierając ramiona.
Robi mi się chłodno na samą myśl o kolejnym dniu spędzonym pod jednym dachem z byłym mężem. Okej, wczoraj nie wchodziliśmy sobie w drogę. Po kąpieli położyłam się do łóżka i jeszcze chwilę pogadałam z nieznajomym na portalu randkowym, a potem przygotowałam kolację i szybciej poszłam spać. Wykorzystałam sytuację, że Jaxson jest na miejscu – to on ogarnął z Coltonem wieczorną toaletę. Liczyłam jednak, że gdy rano wstanę, jego już nie będzie.
Marzenia piękna sprawa.
Wzdycham ciężko, nim postanawiam się przebrać. Wybieram idealny strój na siedzenie w domu – legginsy w renifery i mięciutki sweter. Co prawda teoretycznie powinnam otworzyć dziś księgarnię, ale nie sądzę, żebym miała jakichkolwiek klientów, nawet jeślibym to zrobiła, dlatego decyduję się zrobić sobie wolne. W końcu mnie też coś się należy od tego życia.
Wychodzę z sypialni i zatrzymuję się jak sparaliżowana na widok półnagiego Jaxsona. Mrugam kilkakrotnie, obrzucając szybkim spojrzeniem umięśniony tors i cienki pasek jasnych włosków pod pępkiem. Ma na sobie tylko luźne spodenki, a z rozpuszczonych włosów kapie mu woda, spływając po ramionach. Przełykam ciężko ślinę i zmuszam się, żeby spojrzeć mu w twarz. W jego oczach dostrzegam chłód, ale usta wykrzywia w aroganckim uśmiechu.
Natychmiast się reflektuję.
– Ubierz się – warczę, zamykając za sobą drzwi do sypialni. – Nie jesteś u siebie, jakbyś nie zauważył.
Widzę, że chce coś powiedzieć, bo otwiera usta, ale nie daję mu na to nawet minimalnej szansy. Mijam go szybkim krokiem i wchodzę do kuchni, żeby zrobić sobie kawę.
Nie będzie mi chodzić w negliżu po domu. Co za…! Co to ma w ogóle znaczyć?! Jak on może?! Domyślam się, że dzięki ogromnemu ego myśli, że może wszystko, ale nie, nie może! Trochę szacunku, do cholery!
Ale co się napatrzyłaś, to twoje, prawda? Powinnaś się cieszyć. Odkąd się rozwiedliście, nie widziałaś nagiego faceta.
– Och, zamknij się – warczę do siebie, nim zdołam ugryźć się w język.
I akurat teraz Jaxson musi wejść do kuchni.
– Ciągle ze sobą gadasz?
Zgrzytam zębami i posyłam mu zirytowane spojrzenie.
Na szczęście już się ubrał. Co prawda ma na sobie obcisłą koszulkę i spodnie dresowe, ale przynajmniej nie świeci sutkami. To zawsze coś. Chcę zapytać, skąd wytrzasnął ciuchy na przebranie, ale w sumie co mnie to obchodzi?
– A ty ciągle nie wiesz, jak się zachować w gościach?
– Co cię tak z rana ugryzło w tyłek?
– Ty – warczę, wciskając kilka razy guzik w ekspresie, bo coś nie chce się uruchomić. – No cholera jasna, co za…!
– Przesuń się, kobieto. – Jaxson bezceremonialnie zaciska dłonie na moich biodrach, unosi mnie i przestawia na bok. Następnie wciska jakąś dziwną kombinację przycisków, aż w końcu ekspres wydaje z siebie ciche syknięcie. – Proszę bardzo. – Odwraca się w moją stronę z triumfującym uśmiechem na ustach.
– Dziękuję – burczę. Na końcu języka mam pytanie, jak to zrobił i skąd wiedział, że trzeba tak, a nie inaczej, ale milczę. Nie zamierzam mu pokazywać, że sobie bez niego nie radzę, nawet jeśli chodzi o tak trywialną sprawę jak ekspres do kawy. – Ale nie musiałeś. Poradziłabym sobie.
– Och, oczywiście. – Przewraca oczami, nachylając się nade mną.
Muszę zacisnąć mocno wargi, żeby nie jęknąć. Orzeźwiający zapach mięty i cytryny przywołuje niechciane w tym momencie wspomnienia.
– A tak naprawdę, to co cię ugryzło? – pyta, przeskakując uważnym spojrzeniem między moimi oczami.
– Już ci powiedziałam – mamroczę, zbita z tropu, bo jest blisko. Za blisko. Jeszcze wyraźniej czuję jego zapach. – Ty.
Parska śmiechem i się prostuje. Obrzuca mnie powolnym spojrzeniem, unosząc kącik ust.
– Gdybym cię ugryzł, na pewno bym o tym pamiętał, a ty nie usiadłabyś na tyłku.
Rozszerzam oczy i sapię z zaskoczenia na jego bezpośrednie słowa. Patrzę na niego, jakby oszalał. Och nie, nie „jakby oszalał”, on po prostu „oszalał”.
– Czy ty się upiłeś? Albo walnąłeś w głowę?
Ściąga mocno brwi, w jego oczach błyska niezrozumienie.
– Dlaczego?
Prycham z niedowierzaniem. Przymykam oczy i masuję miejsce pomiędzy brwiami, zastanawiając się, dlaczego mój dzień wygląda jak żywcem wyjęty z kabaretu.
– Serena… – Przerywa mu dzwonek telefonu. Wyciąga go z kieszeni i wzdycha ciężko, jak tylko jego spojrzenie skupia się na ekranie. – Wybacz, muszę odebrać – przeprasza i wychodzi z kuchni, odbierając po drodze połączenie. – Co się dzieje, Bethany?
Krzywię się i natychmiast zapominam o tym, jak Jaxson cudownie pachnie.
ON MA DZIEWCZYNĘ! I do tego młodszą od ciebie! Ogarnij się i przestań się cieszyć, że dalej używa perfum, które od ciebie kiedyś dostał. Po prostu się do nich przyzwyczaił, ot co!
***
– Nuuudzi mi się. – Colton kręci się przy mnie, gdy ścieram kurze w salonie, i marudzi od dobrych dziesięciu minut.
– Miałeś posprzątać w swoim pokoju.
– Jest posprzątane! – protestuje z wyrzutem.
– Jak rano sprawdzałam, to twoje ubrania leżały wszędzie, tylko nie w szafie. – Unoszę brew i spoglądam na niego wyczekująco.
Krzywi się.
– Nie chce mi się sprzątać…
– Aha. – Kiwam głową, mimo że i tak zamierzam wysłać go do pokoju, ale widząc jego minę zbitego psa, kapituluję. – Okej, to co byś chciał porobić?
– Pozjeżdżać na sankach?! – Oczy rozświetlają mu się z ekscytacji, gdy zaczyna podskakiwać w miejscu.
Wzdycham ciężko. Mogłam się tego spodziewać. Co prawda nie mam najmniejszej ochoty wychodzić na dwór, kiedy ciągle sypie śnieg, ale przecież samego go nie puszczę, a Jaxson na pewno z nim nie pójdzie.
– Dobra. Skończę sprzątać i pójdziemy na górkę.
– Tak! – wykrzykuje radośnie i rzuca się na mnie.
Tuli mnie mocno, podskakując radośnie.
Mogę marznąć na dworze nawet w samej piżamie, jeśli tylko oznacza to, że Colton będzie szczęśliwy. Rzadko widuję go tak radosnego jak dziś. Na pewno ma to związek z obecnością Jaxsona w domu. Czasem myślę, że chciałby, żebyśmy do siebie wrócili.
– Ale posprzątasz najpierw w swoim pokoju – informuję go.
Mina nieco mu rzednie, jednak posłusznie kiwa głową i czmycha do siebie, a ja wracam do ogarniania syfu.
No dobra, wcale nie jest brudno, wręcz przeciwnie – staram się przynajmniej co drugi, trzeci dzień zetrzeć kurz i umyć podłogi, więc przez większość czasu mamy porządek, ale musiałam znaleźć sobie coś do roboty. Dlaczego? Och, to akurat banalnie proste – żeby nie musieć rozmawiać z Jaxsonem. Od rana usilnie próbuje prowadzić ze mną dyskusję, Bóg raczy wiedzieć na jaki temat. Na pytanie, czy chodzi o Coltona, odparł, że nie, więc uznałam, że bezpieczniej będzie go po prostu unikać. Taa… wiem, bardzo dorosłe zachowanie.
Kilkadziesiąt minut później Colton wsuwa buty na nogi, a ja poprawiam gruby szalik wokół szyi. Ubrałam się jak na wyprawę na Alaskę, bo domyślam się, że nie spędzimy na dworze tylko kilkunastu minut, szczególnie że zabieramy ze sobą Jamesa. Ariel nienawidzi śniegu, więc zostaje w domu, a Adam ciągle nie wrócił jeszcze ze szpitala. Mają problem, bo ludzie nie są w stanie dojechać do pracy.
– Tato?! Idziesz?!
Patrzę ze zdumieniem na Coltona.
– Po co…?
– Już jestem!
Jaxson staje obok nas, ale nie zaszczyca mnie nawet krótkim spojrzeniem, wręcz przeciwnie, jakby unika mojego wzroku. Patrzy wszędzie, tylko nie na mnie.
Marszczę brwi na widok żółtej, narciarskiej kurtki; Adam ma chyba podobną. Jaxson przyjechał w płaszczu, nie w kurtce, a auto nie jest odśnieżone, więc… Skąd ją wytrzasnął? Walczę ze sobą, żeby go o to zapytać, ale finalnie gryzę się w język. Już któryś raz tego dnia. Jeszcze chwila i wejdzie mi to w nawyk.
Co mnie obchodzi, skąd ma kurtkę? Ważniejsze jest, co on niby teraz wyprawia.
– Uderzyłeś się w głowę? – pytam po raz kolejny dzisiejszego poranka, kiedy pokonujemy niewielkie zaspy na chodniku, który jeszcze godzinę temu nie był aż tak zasypany.
– Skąd ten pomysł?
Wlepia spojrzenie przed siebie. Brwi ma zmarszczone, a z oczu zionie chłód większy niż ten, który uderza mnie w policzki.
Czyżby pokłócił się z Bethany?
1 Teoretycznie w Kanadzie obowiązuje system metryczny, jednak w praktyce funkcjonuje również system imperialny. Z tego względu w książce występują jednostki z obu systemów miar (przyp. aut.).