Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
187 osób interesuje się tą książką
Autorka bestsellerowej serii „Friends”!
Dziewiętnastoletnia Rosanna Denise przeprowadza się ze Stanów Zjednoczonych do Wielkiej Brytanii, gdzie rozpoczyna studia prawnicze na uniwersytecie w Leeds. Jednak zmiana miejsca zamieszkania to niejedyny wielki krok dla Rosanny. Teraz zamieszka ze swoją siostrą bliźniaczką, której nie widziała od ośmiu lat, i przybranym bratem Alexandrem White’em.
Ponieważ rodzeństwo Rosanny jest bardzo popularne na kampusie, dziewczyna, chcąc nie chcąc, trafia do środowiska ich znajomych. Okazuje się – iż mimo że są to w większości ludzie zupełnie nie z jej bajki, pragnący być zawsze w centrum uwagi i z lekkością wydający pieniądze zarobione przez wpływowych rodziców – zaczyna darzyć ich sympatią.
Z wyjątkiem jednej osoby: Zaydena Williamsa, który także studiuje prawo. Chłopak jest bezczelny i arogancki, więc Rosanna natychmiast nabiera wobec niego dystansu. Nie ukrywa, jakie ma o nim zdanie, a on nie pozostaje jej dłużny. Pierwszy raz ktoś tak otwarcie mówi mu, co o nim myśli. Zayden zdecydowanie nie jest do tego przyzwyczajony.
Mimo ciągłego napięcia pojawia się między nimi coś jeszcze – bardzo silne przyciąganie. Problem w tym, że Zayden ma dziewczynę, a w dodatku jest nią siostra bliźniaczka Rosanny. Opis pochodzi od wydawcy.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 711
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Clone
Copyright ©
Aleksandra Negrońska
Wydawnictwo NieZwykłe
Oświęcim 2022
Wszelkie Prawa Zastrzeżone
All rights reserved
Redakcja:
Alicja Chybińska
Korekta:
Agata Bogusławska
Iwona Wieczorek-Bartkowiak
Redakcja techniczna:
Paulina Romanek
Projekt okładki:
Paulina Klimek
www.wydawnictwoniezwykle.pl
Numer ISBN: 978-83-8320-333-1
22 lipca 2012
Siedziałam z zamkniętymi oczami na swoim łóżku, słuchając najnowszej piosenki Miley Cyrus. Myślałam o tym, że koniecznie muszę zaproponować mojej nauczycielce śpiewu, aby pozwoliła mi ją gdzieś zaśpiewać. Może nie od razu na konkursie, ale chociaż na jakimś małym wydarzeniu.
Otworzyłam oczy, gdy przestałam słyszeć muzykę. Z początku byłam pewna, że to wina psującej się MP3. Gdyby nie to, że tata trzymał ją w dłoni, to pewnie już rzuciłabym nią w ścianę.
– Co? – zapytałam wściekle, posyłając ojcu zirytowane spojrzenie.
– Proszę cię, Rose, nie zachowuj się jak dziecko. Wiem, że ci przykro, ale będziesz tego żałować. Nie wiadomo, kiedy znowu zobaczysz się z mamą i Lily.
– Oby nie wcześniej niż w piekle. – Przewróciłam oczami.
Westchnął z rezygnacją, a następnie potarł zmarszczkę między brwiami.
Założyłam ramiona na piersi, spoglądając na sufit, na którym były naklejone plastikowe gwiazdki. Nie zamierzałam dzisiaj odpuścić.
– Lily jest przykro. Przecież dla niej to też nie jest łatwe. – Tata się nie poddawał. – Okej, nie jedź na lotnisko, nikt tego od ciebie nie wymaga. Po prostu zejdź na dół i powiedz jej zwykłe „pa, będę tęsknić”.
– Nie będę tęsknić – odparłam bez zastanowienia.
– Rosanno – rozbrzmiał w pokoju inny głos, bardziej pogodny, należący do starszej osoby.
Przeniosłam wzrok w kierunku drzwi, aby zobaczyć siwego mężczyznę opierającego się o framugę.
– Zrób to dla dziadka, co? Nie chcę widzieć, że moje wnuczki rozstają się w nienawiści.
Z ustami zaciśniętymi w wąską linię przez chwilę patrzyłam na staruszka. Ostatecznie ponownie przewróciłam oczami i zeskoczyłam z łóżka. Gdy wyminęłam dziadka w drzwiach, posłał mi przyjazny uśmiech. Schodziłam po schodach z niesamowitą niechęcią. W domu panował wielki chaos, a irytujący głos mojej siostry słyszałam, będąc jeszcze na górze, mimo że ona znajdowała się na zewnątrz.
Przekroczyłam próg drzwi wejściowych, rozglądając się.
Jasper White rozmawiał teraz z mężczyzną, który wpakowywał walizki do bagażnika jakiegoś dużego i niesamowicie ekskluzywnego SUV-a.
Odruchowo przeniosłam wzrok na nasz samochód, który był starszy ode mnie.
Po chwili spojrzałam na moją bliźniaczkę otoczoną wianuszkiem przyjaciółek. Przepełniło mnie obrzydzenie, gdy zauważyłam, że płacze. Wyprowadzka była jej wyborem, więc dlaczego teraz udawała, że jej przykro?
Siostra, widząc mnie, od razu porzuciła żegnanie się z przyjaciółmi i ruszyła w moim kierunku, wycierając czerwone od płaczu oczy. Skrzywiłam się, a następnie założyłam ramiona na piersi.
– Będę za tobą okropnie tęsknić – zaczęła niemal bełkotać przez ciągły płacz. – Kocham cię, Rosie.
Mrugałam, aby pozbyć się łez, które zaczynały pojawiać się w moich oczach. Docierało do mnie, że może w tym momencie po raz ostatni widziałam moją siostrę bliźniaczkę. Nie wyprowadzała się ulicę dalej, a na inny kontynent. Miała zacząć nowe życie, w którym nie było miejsca dla mnie.
– Przytul mnie, bo dziadek patrzy z okna – mruknęłam.
– Nie bądź taka, Rose. – Zaczęła płakać jeszcze głośniej, mocno mnie obejmując.
Stałam nieruchomo, nie mogąc dłużej powstrzymać łez.
– Kocham cię i zawsze będę.
– Gdyby tak było, to zostałabyś ze mną i tatą. Tutaj. W Chicago – odpowiedziałam bez zająknięcia, po czym się odsunęłam. – Miłego życia.
– Rosie! – krzyknęła, gdy już wchodziłam do środka.
Spojrzałam jeszcze na moją matkę, która krzątała się po salonie, upewniając się, że wzięła wszystkie swoje rzeczy.
– Rosanno! – zaczęła, widząc mnie. – My już musi… Rosanno! Mówię do ciebie! – krzyknęła, gdy szłam po schodach na górę.
Nawet się nie obróciłam, a jedynie wystawiłam rękę, pokazując jej środkowy palec. Sheena Denise nie zasługiwała na nic więcej po tym, gdy zdradziła mojego ojca z milionerem, a następnie postanowiła zacząć z nim nowe życie. Z nim i moją siostrą bliźniaczką.
Mogłam ukrywać emocje i udawać, że mnie to nie boli. Wmawiałam sobie i wszystkim wokół, że życie bez irytującej siostry będzie łatwiejsze. W końcu nie będę w cieniu cudownej Lilliany Denise. W końcu nikt nie będzie nas do siebie porównywał na każdym kroku.
Ale w rzeczywistości tego dnia wieczorem moja rozpacz była tak ogromna, że mój płacz i krzyki słyszało najpewniej pół miasta.
Jednak nie były one nawet w połowie tak głośne jak krzyk, który usłyszał świat równe trzy miesiące później, gdy pewien chłopiec bezpowrotnie stracił swoją siostrę.
8 lat później…
Zawsze chciałam studiować. Nie każdy mógł sobie na to pozwolić, głównie ze względów finansowych, jednak ja byłam bardzo zmotywowana i miałam wysokie ambicje. Dlatego ciężko pracowałam cały rok po ukończeniu szkoły, aby odłożyć wystarczającą sumę umożliwiającą mi naukę na uniwersytecie. Brałam częste zmiany w pracy, aby jak najwięcej zarobić. Bardzo się starałam.
Jednak McDonald’s, sushi i bilet na koncert Justina Biebera nie były szczególnie tanie, a ja – jako baristka w Starbucksie – nie miałam milionów na koncie. Nie zarobiłam na studia. To była moja życiowa porażka. Mimo tego miałam zostać studentką i starałam się podchodzić do tego optymistycznie, zamiast analizować, jak do tego doszło.
Zajmowałam miejsce w samochodzie, opierając głowę o zagłówek, gdy patrzyłam na widok za oknem.
Wielka Brytania była ładna, całkiem przyjemna. Raz byłam na wycieczce szkolnej w Anglii i mimo faktu, że trochę spieprzyłam sporą jej część, to polubiłam to państwo.
To totalnie nie była moja wina. Po prostu jednego dnia jakoś nie usłyszałam, że jest to wycieczka objazdowa, bez wychodzenia z autokaru, i mamy wszystko obserwować zza szyby. Dlatego wtedy skupiłam się na książce, którą czytałam całą podróż. Przegapiłam podobno całkiem sporo ładnych widoków.
Teraz trochę nadrabiałam, mimo klejących się ze zmęczenia oczu. Gdyby nie potężny stres, to prawdopodobnie już bym spała, jednak byłam na to zbyt przerażona i wypiłam trochę za dużo coli.
– Za dziesięć minut będziemy na miejscu, pani Denise – usłyszałam głos kierowcy.
Czy powinnam mu coś odpowiedzieć?
– Amm… Spoko, dziękuję. – Skinęłam głową z niezręcznym uśmiechem.
Jazda z szoferem była czymś dużo bardziej stresującym niż jazda Uberem. Mężczyzna otwierał drzwi, był przeraźliwie miły i niesamowicie elegancko ubrany. A na dodatek młody i przystojny. Ja za to już na starcie potknęłam się, wchodząc do samochodu. Poza tym wyglądałam bardzo przeciętnie po długim locie i płaczu podczas lądowania.
– I tak w ogóle… Może mi pan mówić po prostu Rosie? Albo Rose? – zapytałam, spoglądając na mężczyznę.
– Naturalnie, pani Rosie.
To brzmiało jeszcze gorzej.
– Amm… A może samo Rosie?
– Naturalnie, Rosie. – Kierowca się zaśmiał, a następnie posłał mi promienny uśmiech, co trochę mnie odstresowało. – Jesteś niesamowicie podobna do siostry.
– Jesteśmy bliźniaczkami – wyjaśniłam, a następnie założyłam kosmyk włosów za ucho.
– Och… To wszystko wyjaśnia. Nie mówiła mi o tym. – Pokiwał głową. – Jestem Sam, też mów do mnie po imieniu. Masz już zapisany mój numer?
Patrzyłam na niego ze zmarszczonymi brwiami, nie do końca rozumiejąc jego pytanie. Nie wiedziałam, czy mnie podrywał i czy powinnam odpowiedzieć, że nie jestem zainteresowana.
– Jestem waszym kierowcą – oznajmił, jakby był rozbawiony moją dezorientacją. – Byłoby trudno mnie ściągnąć, gdybyś nie miała mojego numeru telefonu, prawda?
– Kierowcą? Po co nam… kierowca?
– Teoretycznie do odwożenia was gdzieś, gdy macie ochotę pojechać. W praktyce jakiś czas temu przyjechałem zabić pająka, który rzekomo polował na twoją siostrę. Czasami przywożę zakupy albo przemieniam się w Uber Eats. Brakuje mi tylko pomarańczowego plecaka, ale nie mam śmiałości o niego poprosić.
Patrzyłam na niego, zszokowana, myśląc o jednym. Alexander White i Lilliana White (zmieniła nazwisko, gdy nasza matka poślubiła swojego fagasa – ojca Alexandra) byli popieprzeni. Ludzie w naszym wieku nie mieli kierowców. A tym bardziej nie ściągali ich w tak błahych sprawach.
– Amm… Lubię spacery, pewnie nie będę korzystała. Już chyba z samymi Alexandrem i Lily nie masz łatwo.
– To moja praca, proszę nie czuć się skrępowaną. Napiszę ci wiadomość, żebyś mogła zapisać mój numer.
Nie odezwałam się już do momentu podjechania pod dziwny budynek. Znajdował się on dosłownie zaraz obok uniwersytetu i nie umiałam powiedzieć, czym do końca był. Nie wieżowcem, nie domem, nie kamienicą. Wyglądał jak dom, ale nieco większy. Kamienica, ale o wysokim standardzie? Luksusowa kamienica – tak, to wydawało się trafnym określeniem. Albo kamienica premium.
– Więc tu mieszkam? – zapytałam nieco retorycznie, pomagając wyciągać walizki, mimo że Sam prosił, abym tego nie robiła.
– Tak. To bardzo trudne mieszkania do zdobycia. Mają superstandard, a wy macie uczelnię pod nosem. Okna są dość grube, ale nie radzę otwierać, bo w nocy jest tu straszny ruch i krzyki. Masa pijanych studentów i tak dalej. Generalnie nieco podziwiam osoby, które tu mieszkają, a nie są studentami. Chociaż niewiele tu takich.
– Aż tak? – Skrzywiłam się, niezadowolona. – Bardzo imprezowe towarzystwo tu mieszka?
Sam posłał mi spojrzenie, które wydawało się dość rozbawione, ale nie odpowiedział na moje pytanie.
Akurat w tej chwili usłyszałam czyjeś krzyki, a gdy się obróciłam, zauważyłam trzy osoby, głośno się śmiejące i przekrzykujące nawzajem. Jedna dziewczyna, chichocząc, próbowała podtrzymać chłopaka, który ledwo trzymał się na nogach, ale mimo to palił papierosa. Trzecią osobą był szatyn pijący szampana prosto z butelki.
– Saaam! – wykrzyknął głośno, zanim ruszył w naszą stronę.
Otworzyłam usta w szoku, bo im bliżej był, tym bardziej rozpoznawałam jego rysy twarz.
Alexander pieprzony White.
Szampan w jego ręce w ogóle mnie nie zaskoczył. Największą reklamą tego szampana było konto młodego White’a na Instagramie. Patrzyłam na niego zaskoczona, bo nie spodziewałam się, że na żywo będzie dokładnie taki jak w Internecie. Myślałam, że jego InstaStories, na którym wydawał się zawsze okropnie pijany, były nieco na pokaz. A teraz zmierzał w moją stronę, ledwo trzymając równowagę.
– Kurwaaa, przefarbowałaś włosy! Fajnie! – krzyknął, zanim totalnie pijany spróbował zarzucić rękę na moje ramiona.
– Odpierdol się – fuknęłam, odpychając go dość mocno.
Przez stan, w jakim był, zatoczył się, upadając na samochód, a butelka szampana wypadła mu z ręki i rozbiła się na ulicy.
– Upsss… – Zaśmiał się i przeczesał włosy palcami. – Sammy, posprzątasz, nie?
– Posprzątam – odpowiedział kierowca, wprawiając mnie w jeszcze większy szok. – Przywiozłem twoją nową współlokatorkę.
Patrzyłam na rozbawionego Alexandra, podczas gdy jego znajomi nadal z czegoś się śmiali, wydając się równie pijani, co szatyn stojący przede mną. Ubrał się komicznie, bo było chłodno, a on miał na sobie jedynie czarną bluzkę z krótkim rękawkiem i spodnie, możliwe, że garniturowe, które teraz były zalane szampanem i strasznie wymięte. Do tego włożył jakieś buty, które wyglądały elegancko i drogo.
– Widzę – odpowiedział. – Lily, piękna Lily, idziemy na zaaaaajebistą imprezę! – wykrzyknął. – Z Shawnem i Gabby! Przyjechali dzisiaj!
– Jestem Rose – odpowiedziałam, zanim wzięłam swoją walizkę i ruszyłam w stronę wejścia. – Pierdolony idioto – dodałam do siebie.
Nienawidziłam Alexandra White’a. Zastąpił mnie mojej siostrze. Był rozpieszczonym gówniarzem, który pił szampana za tysiąc funtów i rozbił go, co skomentował jedynie śmiechem. Miałam stuprocentowe prawo nienawidzić Alexandra White’a.
– Żartujesz ze mnie, kurwa – usłyszałam jego donośny głos, gdy podbiegł do mnie, a ja mogłam poczuć, jak obejmuje mnie jedną ręką. – Rosanna, siostro, w końcu z nami!
– Żartujesz! – wykrzyknęła rudowłosa dziewczyna, która zostawiła szatyna, aby podbiec do mnie. – O mój pieprzony Boże! Wygląda jak Lily!
– Ja tu stoję – odburknęłam, zrzucając rękę chłopaka. – Mogę wejść do środka?
– Jak najbardziej, siostro – odpowiedział ze śmiechem, po czym spojrzał na rudowłosą. – Gabby, idźcie beze mnie. Znajdę was później, a teraz zostanę z Rosanną. Niesamowitą Rosanną.
– Po pierwsze – zaczęłam – to nie widzę pieprzonego powodu, abyś miał ze mną zostawać, a po drugie… Rosie albo Rose. Nie Rosanna.
– Och… Skoro tak mówisz, to oczywiście. – Pokiwał głową, na co odetchnęłam z ulgą. – Gabby, idziecie beze mnie. Zostanę z Rosie.
Wdech i wydech.
Spojrzałam na Sama, który posłał mi pełne współczucia spojrzenie, a następnie gestem głowy wskazał, abym weszła do środka. Teraz zorientowałam się, że mężczyzna ciągnął moje walizki ze sobą, więc szybko dołączyłam do niego z Alexandrem u boku.
Czekałam na niesamowicie pięknym korytarzu, aż Sam otworzy drzwi. Wszystko było tu tak ładne i wyglądało niemal zabytkowo.
White teraz odpalał papierosa, ale ja nawet nie miałam siły na kłótnie na temat tego, że nie tolerowałam zapachu nikotyny. Nie miałam nic do osób palących, ale chorowałam na astmę i średnio miałam ochotę przekręcić się z powodu kogoś takiego jak Alexander.
– Zayden – usłyszałam nagle jego głos, więc obróciłam się, aby zobaczyć, że do środka wchodzi właśnie jakiś ciemnowłosy chłopak.
Zatrzymał się leniwie, a obok niego przeszła dwójka mężczyzn z walizkami w dłoniach. Wyglądał nienagannie. Jego czarne włosy były ładnie zaczesane do góry. Miał na sobie szare spodnie garniturowe, eleganckie czarne buty, białą koszulę i coś w stylu marynarki albo bardziej płaszcza z lśniącymi złotymi guzikami. Był olśniewający. Nie dało się tego inaczej opisać.
– Siema – mruknął, sprawiając wrażenie niezbyt miłego.
Korzystając z tego, że Sam właśnie otworzył mieszkanie, weszłam do środka, aby uniknąć konfrontacji z kolejnym rozpuszczonym gówniarzem.
– Co jej?
Przetarłam twarz dłońmi, rozglądając się po wnętrzu. Cudowne rzeźbienia na ścianach, drogie obrazy, niesamowity żyrandol, elegancki dywan, piękne kanapy. Wszystko wyglądało tak dostojnie i tak kurewsko drogo.
– Więc… – zaczął cicho Sam, ponieważ ciągle słyszeliśmy głosy z korytarza. – Tam jest twój pokój. Jeśli się pospieszysz, to zdążysz tam wejść i zamknąć drzwi od środka. Gdy jest pijany, jest dość… trudny – powiedział, wskazując na Alexandra. – Twoja siostra będzie jutro, więc… To może być dobre rozwiązanie.
Czy nie mogłam mieszkać z kierowcą?
Pokiwałam szybko głową, a następnie biorąc walizkę, ruszyłam do wskazanego pokoju. Serce waliło mi szybko. Nie wiedziałam do końca, co Sam miał na myśli, mówiąc, że Alexander jest trudny, ale możliwe, że trochę bałam się wizji spędzenia z nim nocy pod jednym dachem.
Samuel podał mi moją walizkę, a następnie posłał ciepły uśmiech.
– Wysyłam ci już wiadomość, zapisz mój numer i serio, Rose, dzwoń, jeśli czegoś potrzebujesz. Wiem, że on, Xander, czasami jest nieznośny po alkoholu, ale… Po prostu dzwoń. O każdej porze.
Pokiwałam głową, dziękując, a następnie zamknęłam drzwi, przekręcając klucz w zamku. Rozejrzałam się po dużym pomieszczeniu. Było bardzo ładne, ale już bardziej normalne i nie robiło aż takiego wrażenia. Białe ściany, duże łóżko, biurko, szafa i dwa bardzo eleganckie fotele.
Usiadłam na materacu, przecierając twarz dłonią i zastanawiałam się, po co mi to wszystko było. Jak chociaż przez chwilę mogłam pomyśleć, że przeprowadzka na studia do Anglii może być dobrym pomysłem?
Czułam się cholernie zestresowana, bo gdy się myłam, ciągle słyszałam Alexandra, który coś krzyczał. Przez szum wody nie byłam w stanie usłyszeć co dokładnie, ale modliłam się, aby nie było to skierowane do mnie.
– Rose, otwórz mi te jeeeebane drzwi! – wykrzyknął ze śmiechem, zanim uderzył kilka razy w drewno.
Wzięłam głęboki wdech, wyciągając ubrania z walizki.
– Pójdziesz ze mną na imprezę i będzie, kurwa, zajebiście!
Spokojnie, Rosie. Nie będziesz dzwonić do Samuela z taką głupotą. Nie z takimi oszołomami sobie radziłaś.
– Roooose! – krzyknął chwilę później. – Jeśli nie wyjdziesz, to zrobię tu imprezę! Przyyyysięgam! Zadzwonię do Gabby i do Shawna, i do wszystkich! Napiszę na Instagramie, że każdy może przyjść!
Wepchnęłam do uszu słuchawki, a następnie w piżamie położyłam się w łóżku, włączając muzykę najgłośniej, jak się dało. Nachyliłam się, aby wziąć do ręki swój pamiętnik. Wyglądał nieco infantylnie przez to, że na okładce znajdowała się Barbie. Nie mogłam się powstrzymać przed kupieniem go, bo moim zdaniem ta Barbie była trochę jak ja – wyluzowana i w różowych dresach. Zapisałam jedynie cztery słowa, bo zmęczenie nie pozwalało mi na więcej.
Nienawidzę Alexandra pieprzonego White’a.
Alexander nie kłamał. Naprawdę zrobił imprezę, a ja płakałam ze złości, gdy ktoś ciągle próbował się dostać do mojego pokoju, głośno się śmiał lub krzyczał. Mogłam przysiąc, że pierwsza noc na studiach była na ten moment moją najgorszą nocą od jakichś dwóch lat. Już zaczynałam cholernie żałować przyjazdu tutaj. Zasypiałam, gdy już świtało, i marzyłam, aby obudzić się w Chicago.
***
Własna łazienka była bardzo przydatna, bo dzięki niej mogłam ogarnąć się bez kontaktu z kimkolwiek. Spojrzałam w lustro, prostując włosy. Były dość mysiego, nijakiego koloru, niby blond, ale taki nudny. Wyglądałam na zmęczoną, ale nie było w tym raczej nic dziwnego, zważywszy na nieprzespaną noc. Makijaż też zrobiłam bardzo normalny, nic wybitnego. Nie miałam nastroju ani siły na strojenie się.
Założyłam czarną marynarkę, zanim z szybko bijącym sercem wyszłam z pokoju. W jednej dłoni ściskałam telefon, a w drugiej klucz do pokoju. Otworzyłam szerzej oczy, widząc gigantyczny bałagan. To pomieszczenie nie było już tak piękne jak wczoraj. Na kanapie spały dwie dziewczyny, a na dywanie chłopak, i to bez koszulki. Zaraz obok niego rozciągała się plama rozlanego soku, a jeszcze kawałek dalej leżało otwarte pudełko z resztką pizzy. I śmierdziało. Byłam zszokowana.
Szybko zamknęłam na klucz drzwi do swojego pokoju, a następnie wyszłam z mieszkania. Najpierw zrobiłam kilka zdjęć, żeby mój ojciec uwierzył, że Alexander jest nieznośny, gdy z płaczem wrócę do Ameryki.
Z początku trafiłam do jakiejś kawiarni, w której wypiłam herbatę i zjadłam rogalika, upewniając się, że się nie ubrudzę, bo to był mój pierwszy dzień na studiach. Trwał co prawda tydzień organizacyjny dla pierwszych roczników, ale wierzyłam, że muszę się zdać na siebie i nie liczyć na Alexandra ani Lily, którzy byli na tej uczelni dłużej. Lily zaczynała teraz drugi rok, a Alexander trzeci.
Nie byłam nietowarzyska, ale nie wyrywałam się też do zawierania nowych znajomości. To był powód, dla którego przez większość uroczystości rozpoczęcia roku akademickiego nie zamieniłam z nikim ani słowa, a jedynie słuchałam wypowiedzi władz uczelni, które witały nas na apelu. Odnosiłam jednak wrażenie, że te apele były dla frajerów i nikt fajny na nie nie chodził. Nudziłam się niesamowicie.
– Pozwólcie, że teraz oddam głos przewodniczącemu naszego parlamentu studenckiego, który powie wam kilka słów od siebie. Zayden Williams, zapraszam.
Ze znużeniem przeniosłam wzrok na idącego chłopaka, aby po chwili gwałtownie się wyprostować i patrzeć na niego z zaskoczeniem. To ten sam, który wczoraj witał się z Alexandrem i najpewniej był moim sąsiadem.
Miał na sobie czarny garnitur, a jego włosy znowu były idealnie zaczesane. Dużo osób zaczęło coś mówić między sobą, ale ja ich nie słuchałam, bo po prostu byłam zbyt zajęta wpatrywaniem się w bruneta. Chłopak uśmiechał się do wszystkich bardzo uprzejmie i formalnie, jednak ten uśmiech nie dosięgnął jego oczu. Na sto procent każda osoba widziała, jak bardzo był sztuczny. Wydawał się aż ironiczny.
– Witajcie – zaczął. – Jestem Zayden Williams i jak już słyszeliście, jestem przewodniczącym naszego parlamentu studenckiego. Dodatkowo jestem prezesem koła naukowego prawa podatkowego, więc jeśli chcecie wiedzieć, jak unikać płacenia podatków, to zapraszam – powiedział, na co wszyscy się zaśmiali. – Oczywiście żartuję – dodał, patrząc z nieco prześmiewczym uśmiechem na rektora.
Zabawne.
– Oprócz tego współpracuję z innymi prawniczymi kołami naukowymi, uczestniczę także w studenckiej pomocy prawnej, więc jak już ktoś się zorientuje, że unikacie podatków, to wtedy zapraszam tam – oznajmił dość poważnie, co znowu wszyscy skomentowali śmiechem.
Nie żebym była do niego uprzedzona, bo był znajomym Alexandra, ale… Nie lubiłam Zaydena Williamsa. Był tak pewny siebie. Zachowywał się, jakby był najważniejszą osobą w tym pomieszczeniu. Wydawało się, że ludzie traktowali go podobnie, bo niemal każdy wpatrywał się w niego jak w obrazek.
– Witam was serdecznie na naszym uniwersytecie. Zachęcam do uczestniczenia we wszystkich aktywnościach, a także do zapisywania się do różnych organizacji studenckich, które dają wam ogromne możliwości rozwojowe, a także zawodowe. Każda organizacja partneruje wielu firmom, bardzo liczącym się w branży. Możecie uczestniczyć w wielu konferencjach naukowych, warsztatach, szkoleniach, a także poznać mnóstwo ciekawych osób oraz autorytetów. Każde koło naukowe przeprowadza już od dzisiaj proces rekrutacji. Rekrutacje są wieloetapowe w zależności od koła, ja mogę wam jedynie powiedzieć, jak wygląda to w kole prawa podatkowego. Na początku musicie wypełnić ankietę z waszymi danymi, a jeśli nam się spodoba, to zaprosimy was na pierwszą rozmowę. Dostaniecie do wypełniania test wiedzy, ale to są podstawy, więc nie musicie się stresować. Jeśli dobrze wypadniecie, to spotkacie się ze mną na indywidualnej rozmowie i ja zadecyduję o waszym przyjęciu. W niektórych kołach droga jest znacznie krótsza i łatwiejsza, więc się nie zniechęcajcie.
– Kogo to interesuje? – mruknęłam do dziewczyny siedzącej obok mnie, która miała podobnie znużoną minę.
– Prawdopodobnie wszystkich – stwierdziła z lekkim rozbawieniem. – Wszystkich, dopóki jest to Zayden Williams.
– Gwiazda uczelni? – zapytałam z rozbawieniem.
– O nie. To zdecydowanie ktoś więcej – odpowiedziała. – Lepiej nie wchodzić mu w drogę.
– Bo?
– Bo wykładowca, który nie chciał go przepuścić na pierwszym roku, skończył w areszcie za molestowanie i inne gówna, a teraz ma zawiasy – odpowiedziała, posyłając mi spojrzenie. – Typ jest świrem i każdy wie, żeby lepiej trzymać się od niego z daleka.
– Jakim, kurwa, cudem? – zapytałam w ciężkim szoku. – Znaczy… jak? I… Co?
– Poważnie jeszcze o tym nie słyszałaś? To chyba najmocniejsza akcja tej szkoły – zaczęła cicho dziewczyna. – Typ ma gdzieś naukę, ale jego ojciec to pieprzony Taylor Williams. To on wyciągnął ostatnio z więzienia jakiegoś rapera, który miał dwadzieścia lat odsiadki. Kojarzysz sprawę tego polityka… Jak on miał…?
– Nie jestem z Anglii, więc pewnie nie – wtrąciłam się.
– Cholera. No nieistotne, to była potężna sprawa i ojciec Zaydena też wyciągnął go z więzienia. On jest genialnym prawnikiem, a Zayden… miał gdzieś naukę, a gdy nie zdał, to oskarżył wykładowcę o molestowanie. Uczelnia mu nie wierzyła, nikt mu nie wierzył, ale Zayden się wkurwił i tydzień później aresztowali wykładowcę. Jego ojciec pogrążył go całkowicie. Więc widzisz, co się dzieje… Zayden rządzi tą uczelnią, a nikt nie ma odwagi mu się postawić, bo wszyscy boją się, że skończą tak samo.
– Pieprzysz. Nie wierzę w ta…
– Lilliano, przeszkadzam ci? – usłyszałam głos Zaydena, odbijający się po całej sali przez nagłośnienie.
Wszyscy przenieśli wzrok na nas, gdy brunet patrzył na mnie ze sceny jakby z irytacją. I może cieniem rozbawienia, ale zdecydowanie bardziej irytacją.
– Znasz go? – zapiszczała cicho dziewczyna. – O Boże, już mamy przejebane.
Przygryzłam wargę, nie odzywając się. Czy to, co mówiła, mogło być prawdą?
– Jeśli już skończyłaś, to wrócę do głosu.
Nie słuchałam go już, jedynie wszystko analizowałam. Jeśli nazwał mnie Lillianą, to znaczy, że znał moją siostrę. A jeśli kojarzył moją siostrę i znał Alexandra, którego ja nienawidziłam, to znaczy, że prawdopodobnie rzeczywiście miałam przejebane.
– Czemu nie powiedziałaś, że go znasz? – zapytała szeptem przerażona dziewczyna.
– Nie znam. Mam siostrę bliźniaczkę i pomylił mnie z nią. Czy możemy stąd wyjść? Jestem dość przerażona.
– Musimy stąd wyjść.
Z szybko bijącym sercem zaczęłam bezszelestnie wstawać z miejsca, podobnie jak dziewczyna o bladoróżowych włosach. Jednak gdy tylko zrobiłyśmy kilka kroków, Zayden po raz kolejny przerwał swój wykład na temat misji parlamentu studenckiego.
– Lilliano, wybierasz się dokądś? To dość niekulturalne, nie uważasz? Nudzi cię to, co mówię?
Dziewczyna przede mną stanęła w miejscu jak sparaliżowana, więc ja jedynie złapałam ją za dłoń i ignorując wszystkie spojrzenia oraz cichy śmiech bruneta i kilku chłopców stojących przy scenie, wyszłam z sali. Byłam cholernie zestresowana i zaczęłam się coraz poważniej zastanawiać, czy mój tata byłby bardzo wściekły, gdybym nagle powiedziała, że zmieniam zdanie i już nie chcę studiować.
– Ja pierdolę, mamy przejebane, rozumiesz? – mówiła dziewczyna, która teraz szybko ciągnęła mnie dokądś za rękę.
– Nie no, spokojnie, na pewno nie jest aż tak zły. – Zaśmiałam się nerwowo, a następnie zatrzymałam dziewczynę, układając dłonie na jej ramionach. – To z pewnością tylko plotki. Od kogo to wszystko wiesz?
– Od brata – odpowiedziała, zanim przygryzła wargę. – Jest na roku z Zaydenem. Błagał mnie, żebym trzymała się z daleka od niego i tych jego przyjaciół… Podobno gościu jest totalnym chujem dla wszystkich.
– Wygląda na takiego. – Zaśmiałam się niezręcznie. – Tak w ogóle to jestem Rosie.
– Hailey – odpowiedziała, próbując wysilić się na uśmiech.
– Daj spokój, Zayden nie zniszczy ci życia, bo rozmawiałyśmy na jego pogadance na apelu. Nie będzie nas nawet pamiętał – stwierdziłam z rozbawieniem. – Też jesteś na pierwszym roku?
– Tak. Przyjechałam dosłownie dwie godziny temu z bratem – wyjaśniła. – Ugh… Pójdziesz ze mną do tych stoisk z organizacjami studenckimi? Proszę. Nie znam tu nikogo poza tobą i czuję, że Zayden Williams zniszczy mi życie.
Już widziałam, że Hailey miała tendencję do dramatyzowania.
– Pójdę. Serio, jestem pewna, że nie będzie tak źle.
– Skąd twoja siostra go zna? I jakim cudem nic o nim nie wiesz?
Szłam obok dziewczyny, myśląc, jak wyjaśnić tę dziwną sytuację.
– Lily jest na drugim roku. Urwał nam się kontakt, więc nie wiem za bardzo, z kim się teraz zadaje – mruknęłam.
– Och… W porządku. Jasne… Tak… Czy rektor widział, że wychodziłyśmy? Zapamięta nas?
Hailey była w porządku, ale bardzo szybko mnie zmęczyła. Była po prostu emocjonalna i za bardzo przeżywała sytuację z Zaydenem. A może to po prostu ja sobie wmawiałam, że nie może być aż tak źle?
Powrót do mieszkania był totalnie stresujący i nie miałam pojęcia, czego oczekiwać. Włożyłam klucz do zamka, ale on się nie przekręcał, co oznaczało, że ktoś był w środku. Wzięłam głęboki wdech, a następnie przekroczyłam próg, prawie schodząc na zawał serca.
Pierwsze zaskoczenie: niesamowity porządek. Wszystko błyszczało tak samo jak wczoraj, gdy zobaczyłam to pomieszczenie po raz pierwszy. Drugie zaskoczenie: chłopak z lekko kręconymi włosami, leżący na kanapie.
Zmarszczyłam brwi, ściągając ze stóp buty.
Szatyn najwyraźniej dopiero się przebudził i podniósł na mnie wzrok.
– Amm… Cześć – zaczęłam niepewnie.
Chłopak posłał mi dziwne spojrzenie, wstając z kanapy. Miał na sobie spodnie dresowe i zwykłą koszulkę, wyglądał całkiem normalnie.
– Cześć – odburknął. – Xander! Przyszła!
Czyli tu jest.
Niemal sekundę później drzwi do, prawdopodobnie, sypialni Alexandra się otworzyły, a ja mogłam zobaczyć chłopaka, który prezentował się całkiem inaczej niż wczoraj wieczorem. Miał na sobie czarną koszulę i czarne spodnie, jego włosy były ogarnięte, a twarz ogolona. Wyglądał jakoś przyjaźniej.
– Nie odbierałaś ode mnie – powiedział dość oskarżycielsko.
Nie wyglądał ani trochę przyjaźniej.
– Dobra, ja lecę – mruknął zaspany szatyn. – Jestem Raiden, ale pewnie poznamy się w jakichś mniej pojebanych okolicznościach.
Mniej pojebanych okolicznościach? Anglicy byli dziwni.
Chłopak wyszedł, więc zostałam sama z White’em, sprawiającym wrażenie wściekłego.
– Nie odbieram telefonów od nieznanych numerów – wyjaśniłam zgodnie z prawdą, na co przewrócił oczami.
– Okej – przytaknął. – Wczoraj spierdoliłem, bardzo spierdoliłem, ale… Ta… Byłem naćpany i pijany, więc to mnie chyba trochę tłumaczy, nie?
Starałam się nie otworzyć szerzej oczu i nie zachowywać, jakbym była totalnie zszokowana i przerażona.
Czy osoby z tendencją do uzależnień były mi pisane w gwiazdach? Chryste.
– Amm… Nie. Totalnie nie – odpowiedziałam, na co jego brwi wystrzeliły do góry.
– Zamykanie przede mną drzwi też nie było najmądrzejsze. I to, że nie dałaś nawet znać, że wychodzisz. Gdyby nie Raiden, to nawet bym nie wiedział. Już miałem wyważać te drzwi, bo bałem się, że ciągle jesteś tam zamknięta i coś się stało.
Jego ton był tak oskarżający, że z początku zaniemówiłam przez szok.
– Na przyszłość zostawię kartkę. Coś jeszcze?
– Mhm… – mruknął, ruszając do swojego pokoju.
Przygryzłam wnętrze policzka, czekając w salonie, aż w końcu zobaczyłam, jak Alexander wychodzi z bukietem kwiatów w ręce. Gigantycznym bukietem pięknych herbacianych róż. W drugiej ręce trzymał talerz z pączkami.
– Na przeprosiny. Lily mówiła, że lubisz pączki – powiedział, posyłając mi nieco zażenowany uśmiech, jakby wstydził się tego, że mnie przeprasza. – I róże, bo… No bo jesteś Rose, nie? Lily zawsze daję na przeprosiny lilie, więc tobie będę dawał róże, tak pomyślałem…
Patrzyłam na niego z niedowierzaniem, zanim zrobiłam kilka kroków w jego stronę. To był miły gest, o ile w ogóle można było tak nazwać jakikolwiek gest wykonany przez Alexandra.
– Wiem, że totalnie spierdoliłem i to było okropnie słabe powitanie. Ale no… Będziemy mieszkać razem i chcę, żebyśmy się dogadali, więc możemy o tym zapomnieć i zacząć od nowa?
Szok był u mnie jeszcze większy, bo tego się nie spodziewałam.
To była dla mnie bardzo skomplikowana sytuacja. Od zawsze nienawidziłam Alexandra – taka była kolej rzeczy. To z jego ojcem mama zdradziła tatę. To z jego ojcem wzięła ślub. I to właśnie ten chłopak został nowym rodzeństwem dla mojej siostry, która wybrała wyprowadzkę z mamą do Anglii zamiast zostania ze mną w Chicago.
Jedenastolatce ciężko było zrozumieć coś takiego. Ciężko było pogodzić się z tym, że moja mama miała nową, cholernie bogatą rodzinę i w czwórkę świetnie się bawili, podróżując po całym świecie. Nienawidziłam uczucia towarzyszącego mi, gdy raz na jakiś czas weszłam na konto Alexandra na Instagramie, aby zobaczyć, że wylewa szampana wartego tysiące, podczas gdy tata przepraszał mnie, że nie ma pieniędzy na wakacje, które sobie wymarzyłam. Czułam się zraniona, wściekła i zazdrosna. Bo przecież ja i Lily byłyśmy identyczne. Identyczne, ale żyłyśmy tak inaczej.
Lily nigdy o mnie nie zapomniała, tak mi się przynajmniej wydawało. Często starała się odzywać, czasami nawet wysyłała listy, które czytałam z płaczem, ale później darłam i nie odpisywałam. Może nie powinnam, ale winiłam siostrę i nie potrafiłam jej wybaczyć, mimo przeprosin.
Nie kontaktowałam się z nią i nie poznałam Alexandra, bo tak było łatwiej. Łatwiej było udawać jedynaczkę i zapomnieć o tym, że gdzieś na innym kontynencie mieszkała ta dwójka. Nowe, świetnie dogadujące się rodzeństwo.
Teraz po prostu miałam wybór: iść na studia opłacane przez mamę lub zostać w Stanach i kolejny rok pracować z nadzieją, że tym razem uda mi się coś zaoszczędzić, aby móc dalej się kształcić. Nagle nie mogłam udawać, że Alexander i Lily nie istnieją. Nie mogłam udawać jedynaczki, gdy moja siostra wyglądała identycznie jak ja. Musiałam powalczyć sama ze sobą. Tak bardzo chciałam ich dalej nienawidzić, ale przecież miałam z nimi mieszkać.
– Wystraszyłeś mnie wczoraj – mruknęłam, biorąc bukiet. – Przeprosiny przyjęte. Dziękuję za kwiaty.
– Wiem, wiem, to totalnie chujowe. Od lat chciałem cię poznać, a gdy w końcu nadszedł ten moment, byłem w takim stanie… No wybacz. Nie ogarniałem. Dawno nie widziałem się ze znajomymi i tak wyszło.
– Mhm… W porządku. – Pokiwałam głową. – Pójdę już do siebie. Jeszcze raz dziękuję za kwiaty.
– A pączki? – zapytał, rozczarowany.
– Już ich nie lubię, ale dziękuję za chęci.
– A co lubisz? – zapytał, gdy odłożył talerz na blat i ruszył za mną. – Dam ci to, co lubisz – mówił, wchodząc za mną do pokoju.
– Ciszę i spokój.
– Okej, w porządku – odparł, po czym usiadł na fotelu.
Patrzyłam na niego, ściągając brwi, a następnie położyłam kwiaty na biurku, nie wiedząc, gdzie może być jakikolwiek wazon.
– Będziesz tutaj tak siedział?
– Jestem cichy i spokojny – wyszeptał.
Przygryzłam wargę, żeby się nie uśmiechnąć, bo to było minimalnie śmieszne. Ale naprawdę minimalnie.
– Kim był ten chłopak, który się tu kręcił?
– Ray? Moim przyjacielem. Pisałem mu rano, że zamknęłaś się w pokoju, i pytałem, co mam zrobić, a on niedawno przyszedł i powiedział, że byłaś na apelu. Podobno Zayden pomylił cię z Lily. – Zaśmiał się. – Bardzo cię upokorzył?
– Nie, trochę – mruknęłam, zażenowana. – Skąd Raiden wiedział, że nie jestem Lily?
– Po prostu wiedział… Za dobrze zna Lily, żeby ją z kimś pomylić. Teraz na trzeźwo też uważam, że wyglądacie inaczej.
– Zayden nie zna Lily na tyle dobrze, żeby jej nie pomylić? – zapytałam niby obojętnym głosem.
W odpowiedzi Alexander się zaśmiał, więc z zaciekawieniem przeniosłam na niego wzrok. Chłopak kompletnie nic nie odpowiedział, przez co byłam zdezorientowana.
– Czemu się śmiejesz?
– Po prostu. – Wzruszył ramionami z uśmiechem. – Powiedz mi lepiej, co studiujesz.
– Prawo.
– Prawo? – zapytał, a kąciki jego ust jeszcze bardziej się uniosły.
Był tak dziwny, że nie umiałam powiedzieć, czy był to prześmiewczy uśmiech, czy zwykły miły, czy może złośliwy.
– Tak. Mam nadzieję, że zdam, bo jeśli nie, to…
– Nie martw się. Zdasz – przerwał mi, wstając z miejsca. Ruszył w stronę drzwi, najprawdopodobniej kończąc integrację ze mną.
– A twierdzisz tak, bo?
– Bo Zayden Williams też studiuje prawo.
– I jakie to ma znaczenie?
W odpowiedzi Xander posłał mi jedynie ten sam uśmiech, a następnie po prostu wyszedł, zamykając za sobą drzwi.
Kim, do cholery, był Zayden Williams?
Byłam pod wpływem ogromnego stresu. Z Xanderem już nie rozmawiałam. On przyszedł jedynie zapytać, czy chcę iść z nim i jego przyjaciółmi na obiad do restauracji, ale odmówiłam i właściwie od tego czasu siedziałam sama.
Próbowałam ogarnąć te wszystkie rzeczy na uczelnię, takie jak ubezpieczenia czy kurs biblioteczny, a także czytałam informacje o kołach naukowych. Uważałam, że to rzeczywiście fajna sprawa, ale później stwierdziłam, że jestem na to zbyt głupia. Nie zamierzałam całkowicie porzucać tego pomysłu, jednak liczyłam się z tym, że prawdopodobnie nigdzie mnie nie przyjmą.
Podniosłam telefon, a następnie otworzyłam Instagrama, widząc, że mam nowe prośby obserwowania.
@raidenbranson wysyła prośbę o zezwolenie na obserwowanie
@alexanderwhite wysyła prośbę o zezwolenie na obserwowanie
@shawnreed wysyła prośbę o zezwolenie na obserwowanie
@charlievalentine wysyła prośbę o zezwolenie na obserwowanie
Czyli mnie obgadywali.
Wzięłam głęboki wdech, a następnie weszłam na konto pierwszego chłopaka. Był to szatyn, którego już miałam okazję zobaczyć. Osiemnaście tysięcy obserwujących, siedemdziesiąt obserwowanych. Dużo zdjęć z imprez, na których zawsze ładnie uśmiechał się do aparatu, jakieś fotografie z imprez uczelnianych. Zatrzymałam się na jednej, na której była piątka chłopców.
Rozpoznałam trzech. Raidena Bransona, Alexandra White’a i Zaydena Williamsa. Nacisnęłam na zdjęcie, aby zobaczyć pozostałe dwie osoby. Charlie Valentine i Shawn Reed. Wszyscy mieli na sobie garnitury, trzech z nich paliło, a każdy trzymał kieliszek z szampanem. Siedzieli przy jakimś stole, wyglądając na dość znużonych.
Oderwałam wzrok od telefonu, słysząc dźwięk otwieranych drzwi. Moje serce natychmiast zaczęło galopować, a oddech przyspieszył. Wstałam z łóżka, czując, że moje dłonie się pocą, kiedy usłyszałam śmiechy dwóch osób, a następnie dźwięk odkładania czegoś ciężkiego. Stanęłam w drzwiach, aby spojrzeć na Sama, a następnie na ciemnowłosą dziewczynę obok niego.
Miałam wrażenie, jakby mnie sparaliżowało i nie byłam w stanie nawet drgnąć.
Ona wyglądała identycznie, gdy patrzyła na mnie z lekko rozchylonymi ustami.
Jak to możliwe, że wydawało się, iż kompletnie się nie zmieniła?
Już zapomniałam, jakie to uczucie, gdy patrzy się na kogoś, mając wrażenie, jakby spoglądało się w lustro.
Nie wiedziałam, jak teraz wygląda, bo nie chciałam tego wiedzieć. Wymazałam ją z pamięci i tylko czasami, w przypływie jakichś dziwnych emocji, próbowałam wejść na jej konto na Instagramie, aby finalnie zobaczyć, że jest prywatne tak samo jak moje. Czasami Xander dodawał jej zdjęcia, ale celowo je omijałam.
– Rosie… – wyszeptała w końcu, zanim ruszyła w moją stronę.
– Amm… Cześć – mruknęłam niepewnie.
Jak powinno się witać z bliźniaczką, z którą od ośmiu lat nie miało się kontaktu?
Patrzyłam na jej twarz, która była tak bardzo podobna do mojej. Jej brwi były inaczej pomalowane, oczy również, w dodatku otaczały je sztuczne rzęsy. Włosy zostały zafarbowane na czekoladowy brąz.
Mimo tego wszystkiego nadal wyglądała jak ja.
Nie wiedziałam, co czuję, bo nie umiałam tego zidentyfikować. Ciągle byłam na nią zła, ale to wciąż moja siostra. Siostra, którą dawniej miałam za najlepszą przyjaciółkę. Za którą kiedyś oddałabym życie bez zastanowienia. Teraz z zastanowieniem, ale prawdopodobnie też.
– Cześć – zaczęła, uśmiechając się lekko, gdy niezręcznie stałyśmy naprzeciwko siebie. – Dobrze cię widzieć. Hmm… Podoba ci się mieszkanie? Wybrałam ci ten pokój, żebyś miała swoją łazienkę, ale jeśli ci się nie podoba, to możesz wziąć mój. Nie ma własnej łazienki, ale nie znajduje się od strony ulicy, więc w nocy jest nieco ciszej.
Jej głos brzmiał tak, jak zapamiętałam. Może amerykański akcent nie był aż tak silny jak kiedyś, ale nadal mówiła jak moja Lily.
– Jest świetny, dziękuję – odpowiedziałam.
Atmosfera ciągle była niesamowicie krępująca.
– Więc… Dobrze cię widzieć po tak długim czasie. Nic się nie zmieniłaś.
– Zafarbowałaś włosy – zauważyłam, chcąc jakoś podtrzymać tę okropną rozmowę.
– Już w liceum – odpowiedziała.
Teraz spojrzałam na jej ubiór, który był tak… Ekskluzywny. Miała na sobie jakiś brązowy dopasowany kombinezon, a na to włożony czarny skórzany płaszcz i szpilki w tym samym kolorze. Ja w swoim dresie wyglądałam przy niej po prostu tanio.
– Samuel mi mówił, że już wczoraj poznałaś Xandera. Czy nie jest czarujący? – zapytała z szerokim uśmiechem.
Poważnie? Dwudziesty pierwszy wiek, a ktoś nadal używał takich słów?
– Nieszczególnie – odburknęłam.
– Och… To co, trochę się ogarnę i może gdzieś wyjdziemy? Opowiem ci o uniwersytecie, pokażę okolicę.
– Właściwie to… chyba nie mam ochoty. Nie czuję się dzisiaj najlepiej i…
– Jasne, w porządku. Zostanę z tobą. Obejrzymy jakiś fajny film albo…
– Lily – przerwałam jej, zirytowana. – Chcę posiedzieć sama.
Nie zamierzałam od razu znów się z nią przyjaźnić. Chciałam po prostu skorzystać z szansy i skończyć studia, to wszystko. Znaleźć przyjaciół, którzy nie będą Lily i Alexandrem. Byłam zawziętą suką i nie zamierzałam nagle się zmieniać. Mogłam ich tolerować, ale nie się z nimi przyjaźnić. Nie potrafiłam w ciągu kilku minut zapomnieć o całej złości, która tkwiła we mnie latami.
– Nawet ze mną nie porozmawiasz? – zapytała bez humoru. – Mamy razem mieszkać. Jak długo chcesz to ciągnąć? Jak wiele czasu potrzebujesz, żeby zrozumieć, że byłam wtedy dzieckiem? Że nie myślałam dojrzale?
Zacisnęłam usta, nie mając ochoty o tym rozmawiać. Też byłam dzieckiem, więc to żadna wymówka.
– Rozumiem to – odpowiedziałam, wchodząc do swojego pokoju. Lily podążała za mną. – Ale zrozum, że przez to, że wtedy wybrałaś mamę i Alexandra, między nami już nigdy nie będzie tak, jak kiedyś. Ja się zmieniłam, ty się zmieniłaś.
– Nie potrzebuję, żeby było tak, jak kiedyś – jęknęła, niemal mając łzy w oczach. – Wystarczy, że ze mną czasami porozmawiasz, powiesz mi, co u ciebie słychać, co lubisz robić, z kim się przyjaźnisz. Nie wymagam, żebyśmy znowu były najlepszymi przyjaciółkami, ale wpuść mnie znowu do swojego życia, proszę…
– Przecież to zrobiłam – odpowiedziałam, patrząc za okno, bo sama byłam bliska płaczu. – Po prostu takie jest moje życie. Lubię sama spędzać czas, tylko ze sobą.
Siostra się nie odzywała, stojąc obok mnie. Z pierwszego piętra patrzyłyśmy na ulicę pełną studentów.
– Chodź ze mną jutro na śniadanie, proszę – powiedziała. – Daj mi drugą szansę.
– Są targi organizacji studenckich, chcę iść wszystko zobaczyć. Może kiedy indziej.
– Pójdę z tobą – odparła. – Przy okazji trochę ci poopowiadam. Jestem w kole naukowym dziennikarstwa i social mediów, mogę cię tam wkręcić. Mogę cię wkręcić wszędzie, gdzie chcesz. Studiujesz prawo? Znam dobrze prezesa koła prawa podatkowego, mogę…
– Nie – przerwałam jej.
– „Nie”, nie mogę z tobą iść? „Nie”, nie chcesz być w moim kole? „Nie”, nie chcesz, żebym cię gdzieś wkręcała? „Nie”, nie studiujesz prawa? Czy „nie”, mam nie prosić prezesa koła naukowego, żeby cię przyjęli?
– Ostatnie – odpowiedziałam. – Jeśli mam się gdzieś dostać, to chcę to zawdzięczać sobie, a nie znajomościom.
– W porządku, ale… – Lily westchnęła, więc znowu na nią spojrzałam. – Nieważne.
– Ale co? – zapytałam ze zmarszczonymi brwiami, na co ona pokręciła głową – Chryste, jak zaczęłaś, to mów.
– No sama nigdzie się nie dostaniesz – powiedziała, zakładając ramiona na piersi. – Chyba że jesteś pieprzonym geniuszem, ale te testy są tak trudne, że ludzie z ostatnich roczników mają z nimi problem. Ale… mogę dla ciebie zdobyć test, tylko muszę wiedzieć, do jakiego koła.
– Jak zamierzasz go zdobyć? – zapytałam, zaciekawiona, mimo że nie zamierzałam z tego korzystać.
– Ktoś z naszej ekipy to zrobi. Myślisz, że jakim cudem ja się dostałam?
– Poważnie? – Uniosłam brwi z niedowierzaniem. – Miałaś gotowy test?
– Nie no, mnie akurat przepchnął Shawn bez testu, jest tam prezesem. Miły chłopak, bardzo mądry.
– Shawn Reed? – zapytałam zaciekawiona.
– Ooo, znasz go już – ucieszyła się. – Mieszka nad nami! Jest świetny. Jego ojciec wykłada dziennikarstwo i jest dziekanem, więc Shawn może załatwić dużo rzeczy.
Czyli tak tutaj wszystko wyglądało. Pokiwałam głową, nie komentując tego.
– To mogę iść jutro z tobą? Proszę.
– Możesz – odburknęłam.
– Super. – Uśmiechnęła się lekko. – Więc… Pójdę się rozpakować. Jakbyś chciała cokolwiek, to wołaj. I… nadal lubisz sushi, prawda?
Zacisnęłam usta, ale mimo wszystko skinęłam głową. Lilliana posłała mi szeroki uśmiech, zanim wyszła z pokoju.
Popołudnie było spokojne, ale w końcu stałam się cholernie głodna. Wiedziałam, że Alexander już wrócił, bo słyszałam jego głos, gdy rozmawiał z Lily i kimś jeszcze. Ja jednak byłam zbyt wielkim dzikusem, aby do nich wyjść, poza tym sporo czasu spędziłam na odsypianiu nocy.
Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Włosy związałam w luźny kok czerwoną satynową gumką. Mój ubiór nie był szczególnie wyrafinowany, bo miałam na sobie czarną bluzę z kolorowymi nadrukami i do tego czarne spodenki do kolan. Jeśli na zajęcia musiałam przychodzić w miarę elegancko ubrana, to chciałam chociaż w wolnym czasie mieć na sobie to, co lubiłam.
Wyszłam z pokoju, a następnie zamknęłam drzwi na klucz, bo nie ufałam ani Alexandrowi, ani Lily. Obróciłam się z telefonem w dłoni i od razu zastygłam w miejscu, gdy zobaczyłam cztery osoby.
– Rosie, jesteś – powiedziała ucieszona Lily, a następnie wstała. – Chodź, poznam cię z naszymi przyjaciółmi.
Niepewnie zrobiłam kilka kroków do przodu.
Raiden wyglądał znacznie bardziej elegancko niż kilka godzin wcześniej, natomiast blondwłosy chłopak miał na sobie kolorowe różowe spodenki i białą koszulkę. To dodawało mi nieco otuchy w mojej stylizacji prosto z letnich wyprzedaży. Wszyscy uważnie się we mnie wpatrywali.
Alexander uprzejmie się uśmiechał, Raiden wyglądał dość obojętnie, a blondyn aż przerażająco szczerzył zęby.
– Jestem Charlie Valentine, zajebiście cię w końcu poznać – zaczął, podchodząc do mnie. – Alexander mówił mi już w zeszłym roku, że ma tajemniczą siostrę, którą chce poznać, ale ona go nie lubi. Proponowałem mu, żebyśmy się w weekend przelecieli do Stanów i cię znaleźli, ale powiedział, że to by było psychiczne i tylko byśmy cię odstraszyli. Wcale byśmy cię nie odstraszyli, prawda?
– Nieco byście odstraszyli. – Zaśmiałam się speszona. – Rose – przedstawiłam się, ściskając jego dłoń.
– Czy wasi starzy mają obsesję na punkcie kwiatów? – zapytał, ciągle nie przestając się uśmiechać.
– Charlie, odstraszasz ją, przestań – mruknął chłopak z kręconymi włosami. – Weź, kurwa, opanuj emocje. Przepraszam za niego – powiedział do mnie, wstając z fotela. – Jest zjarany.
– Ty też! – krzyknął urażony blondyn.
– Ale ja przynajmniej umiem się, kurwa, zachować. – Przewrócił oczami, a następnie skinął głową. – Raiden Branson – dodał dość surowym tonem.
– Amm… Rosie – rzuciłam, zastanawiając się, czy wyciągnąć dłoń. Ostatecznie to zrobiłam, a on uścisnął ją po chwili z formalnym uśmiechem.
– Ray, to moja siostra – powiedziała ze śmiechem Lilliana. – Nie musisz być tak formalny.
Czyli też to zauważyła.
– Nie jestem formalny, tylko kulturalny, to wszystko – odparł, a następnie usiadł na fotelu. – I chujowo się czuję.
– Nudny frajer, nie? – zaśmiał się blondyn, trącając mnie ramieniem, na co sama przygryzłam wargę, aby się nie uśmiechnąć. – Rosie, pójdziesz ze mną do sklepu? Mam gigantyczną ochotę na Reese’s.
– Zadzwonię do Sammy’ego, żeby przywiózł – wtrącił się White.
– Chcę iść. I chcę iść z Rose.
– Amm… Właściwie to umówiłam się z moją znajomą na kolację i właśnie wychodzę.
– Co? – zapytał zaskoczony Alexander.
Byłam mocno zdezorientowana, bo wszyscy wyglądali, jakby zszokowały ich moje słowa.
– No wychodzę na kolację… Coś w tym złego?
– Przecież miałaś zjeść z nami – odpowiedział od razu Charlie. – Zamówiliśmy najlepsze sushi. Znaczy… Nie sushi, tylko sushi mastera. Shawn już z nim jedzie, żeby je nam tu przygotował. Czemu nas wystawiasz?
Przeniosłam wzrok na Lillianę, która teraz wstawała z kanapy, aby do mnie podejść.
– Skąd miałam wiedzieć?
– No to zajebiście się z nią umówiłaś – zwrócił się ironicznie Raiden do Lily, a następnie się zaśmiał.
– Nie możesz z nami zostać, Rosie? – zapytała siostra. – Myślałam, że skoro zamierzasz do wieczora leżeć w pokoju, to jednak zjesz z nami kolację. Proszę, zostań. Możesz zaprosić swoją koleżankę, prawda, chłopcy?
– Zawsze – odpowiedział White z rękoma za głową. – Nie będzie nas wiele, kameralna kolacja z bliskimi przyjaciółmi.
– Cóż… Umówiłam się już. Nie lubię wystawiać ludzi – wyjaśniłam, na co znowu usłyszałam śmiech szatyna z kręconymi włosami.
Nie polubiłam Raidena Bransona – myśl na dzisiaj.
– Ale…
– Lily, daj jej spokój – zaśmiał się Charlie. – Jak będzie chciała, to dołączy później. Będzie jeszcze niejedna okazja na wspólną kolację, nic na siłę. A teraz ja odprowadzę Rosie na jej kolację i kupię sobie Reese’s. Może być? – zapytał mnie.
– Tak, jasne.
Nikt się nie odezwał. Raiden wydawał się dość rozbawiony, Lily rozczarowana, a Alexander chyba zły. To był raczej ten typ, którego bolało, gdy ktoś wybierał towarzystwo inne niż jego.
Wyszłam z mieszkania, będąc dość zestresowana towarzystwem Charliego. Wyglądał na miłego chłopaka, ale to nadal nowy znajomy, który na dodatek był przyjacielem mojego rodzeństwa.
– Ej, ale chodź na sekundę na górę, muszę, kurde, wziąć jakąś kurtkę, bo jest zimno – powiedział, wbiegając po schodkach piętro wyżej. – No chodź, nie gryzę przecież!
Niepewnie ruszyłam za chłopakiem, a następnie stanęłam w drzwiach, opierając się o framugę. Charlie pobiegł do któregoś z pokoi, podczas gdy ja nieśmiało rozglądałam się po wnętrzu. Jego mieszkanie było bardziej nowoczesne od naszego, ale robiło równie wielkie wrażenie. Może nawet trochę większe.
– Nie, do cholery – usłyszałam czyjś oschły głos, więc obróciłam się, a serce stanęło mi w gardle.
Po schodach, rozmawiając przez telefon, schodził Pieprzony Zayden Williams.
– Więc powiedz mu, żeby coś wymyślił. Już powiedziałem rektorowi, że przyjedzie… – przerwał i zatrzymał się w miejscu, gdy mnie zobaczył.
Oderwałam od niego wzrok, po czym obróciłam się plecami, gdy znowu usłyszałam jego kroki.
– Zadzwonię jutro, muszę kończyć – rzucił, a jego głos stawał się coraz bardziej słyszalny. – Witaj, Rosanno.
– Rosie – poprawiłam, stając przodem do niego.
Stał teraz bardzo blisko.
Patrzyłam na jego brązowe oczy, otoczone gęstymi rzęsami, i próbowałam wyglądać na spokojną. Byłam pewna, że to, co mówiła Hailey, było nic niewartymi plotkami, a ojciec Zaydena wcale nie wsadził do aresztu gościa, który nie chciał zaliczyć przedmiotu jego synowi. To na pewno były plotki.
– Podejrzewam, że mój dzisiejszy wykład bardzo cię znudził. – Zaśmiał się, wyciągając z kieszeni paczkę papierosów. Po chwili wsadził jednego między wargi, więc automatycznie zrobiłam dwa kroki do tyłu, wchodząc do mieszkania Charliego. – Chyba ci nie przeszkadza, że zapalę, prawda? – zapytał, odpalając papierosa.
– Szczerze mówiąc, to przeszkadza – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
– Jakoś będziemy musieli z tym żyć. – Popatrzył na mnie, a potem mimo wszystko się zaciągnął. – Słyszałem, że rodzeństwo wyprawia ci kolację na powitanie. To bardzo szlachetne z ich strony.
Jebany chuj, który myślał, że mówienie w ten oficjalny sposób komukolwiek imponuje.
– Możemy iść – usłyszałam Charliego, który podbiegł do mnie, wkładając na siebie kurtkę dżinsową. – Ooo, siema, Williams. Jak tam wasze spotkanie po tym, jak zraniłaś jego uczucia, wychodząc z apelu?
– Zraniłam jego uczucia? – powtórzyłam, nie mogąc powstrzymać śmiechu. – Bo średnio mnie obchodziła wyliczanka osiągnięć i słabe żarty na temat pomocy prawnej?
– Uuu… – Charlie parsknął niepewnie, zamykając drzwi.
Spojrzałam na bruneta, który nie wydawał się szczególnie rozbawiony. Niby kącik jego ust się uniósł, ale bardziej sprawiał wrażenie złego. Wypuścił dym z ust, więc instynktownie się odsunęłam.
Razem z Charliem ruszyliśmy w kierunku schodów, gdy Zayden wskazał dłonią, abym szła przed nim.
– To nie było zbyt kulturalne, ale jakoś to przeżyję – zaczął w końcu, nawiązując do mojego zachowania na apelu.
– Był tak wkurwiony – powiedział rozbawiony blondyn, zarzucając rękę na moje ramiona. – Publicznie znieważyłaś Zaydena Williamsa.
Nie brzmiało to szczególnie dobrze.
– Myślę, że kolacja w towarzystwie Rosanny jakoś mi to wynagrodzi.
To również.
– Przykro mi, stary. Rosie nie je z nami kolacji. Właśnie ją odprowadzam, bo jest umówiona ze znajomymi.
– Ze znajomymi… – powtórzył. – Jak się nazywają twoi znajomi?
– Czemu pytasz? – zapytałam, obracając głowę.
– Z ciekawości. Może ich znam.
– Nie znasz. Pierwszy rocznik.
– Więc poznam. Jak się nazywają?
– Czy wy wszyscy bycie dupkami macie jakoś w krwi, czy to przychodzi razem z kolejnym przelewem od tatusia? – zapytałam, nie wytrzymując. – Z wyjątkiem ciebie, ty jesteś świetny – oznajmiłam, wskazując na Charliego, który w odpowiedzi szeroko się uśmiechnął.
Zatrzymałam się na klatce schodowej, obracając się przodem do wyraźnie zaskoczonego Zaydena.
– Po pierwsze, zignorowałam cię i rozmawiałam na twoim apelu, bo twoja pogadanka była kurewsko nudna. Upokorzyłeś mnie, więc wyszłam. Palisz przy mnie, mimo że powiedziałam, że mi to przeszkadza i mam ast…
– Rosie, wystarczy – przerwał mi Charlie. – Chodźmy już.
– Nie skończyłam – powiedziałam, wkurwiona, patrząc na Williamsa. – Nie interesuje mnie, kim jesteś, kim jest twój tata, w jakim kole jesteś, jakie masz osiągnięcia, ile masz pieniędzy na koncie ani to, że znasz Alexandra i Lily. I nie masz pieprzonego prawa wypytywać mnie o moich znajomych. Gówno cię to obchodzi.
Chłopak zacisnął usta, wyglądając na wściekłego.
– Jesteś bardziej wyszczekana niż siostra – zaczął, podchodząc do mnie. – Bycie dla mnie dziwką nie pomoże ci w zajściu daleko na tej uczelni.
– Dobra, przestańcie. Chodźmy, Rosie.
– Ostatnim, do czego byłabym skłonna, byłoby zostanie twoją dziwką – odpowiedziałam, przewracając oczami, po czym obróciłam się, ruszając do wyjścia.
– Pierdol się, Rosanno. I pozdrów Hailey.
– Rose – poprawiłam – jebany idioto!
Kurwa.
Wściekła, wyszłam z budynku z podążającym za mną blondynem.
Zmieniłam zdanie. Nie nienawidziłam Alexandra White’a. Alexandra White’a po prostu nie lubiłam. Nienawidziłam Zaydena Williamsa. Oddychałam szybko, czując, że robi mi się gorąco z nerwów. Zapatrzony w siebie bogacz, którego bolało, że cały świat nie interesował się tylko nim.
– Rosie, Rosie, Rosie – jęknął Charlie, biegnąc za mną. – To było tak głupie. Nie rób tego więcej, błagam.
– Bo co? – prychnęłam. – Jest dupkiem…
– Wiem – przerwał mi, stając przede mną. – Wiem, totalnie wiem. Jest pierdolonym dupkiem, ale musisz go ignorować. Zaufaj mi, że nie chcesz mieć u niego przejebane. Proszę, Rosie. Czaję, że nas nie lubisz, ale no… Bądź suką dla każdego z nas, tylko nie dla Zaydena. Ignoruj go, ale nie kłóć się z nim.
– Bo?
– Po prostu. Zaufaj mi.
Przewróciłam oczami, nic nie mówiąc. Szłam przed siebie, a Charlie ciągle mi towarzyszył.
– Nie wydajesz się taki jak oni – powiedziałam w końcu.
– Czyli jaki?
Przeniosłam wzrok na pogodnego chłopaka, który teraz posłał mi uśmiech, a następnie wyciągnął z kieszeni dwa lizaki i podał mi jednego.
– Chcesz? Zawsze dostaję od babci, a byłem u niej dzisiaj.
Przygryzłam wargę, powstrzymując uśmiech, a następnie skinęłam głową, biorąc tego o smaku coca-coli.
– Nie wiem. Nie chodzisz ubrany tak drogo – powiedziałam, wskazując na jego normalne ubranie. – I nie mówisz tak sztucznie i formalnie.
– Po pierwsze – zaczął z rozbawieniem – moje buty kosztowały tysiąc funtów, a kurtka dwa tysiące, więc nie obrażaj moich ubrań. Po drugie… to pozoranci. Znaczy… czasami się tak zachowują, ale wiesz… Ray i Zayden żyją w takich rodzinach, że oni mówią w ten sposób do siebie przy obiedzie. Mają to trochę wbite do głów, ale zapewniam, że potrafią rozmawiać normalnie. – Roześmiał się. – I teraz chcą ci zaimponować. A jeśli chodzi o ubiór… Zayden mało kiedy wychodzi w innym stroju. Ale przysięgam, że jakbyś poszła do niego do mieszkania, gdy jest sam, to zastałabyś go w dresach i ujebanej bluzce. Wiesz… nie jestem inny niż oni. Oni po prostu są bardziej zamknięci na nowe znajomości.
– A ten piąty? – zapytałam zaciekawiona. – Shawn?
– Reed – ucieszył się blondyn. – Lubisz psy?
– Lubię. Czemu?
– Reed to taki piesek. Czasami, kiedy się wkurwi, to głośno szczeka, ale woli spanie i dobre żarcie. Cudowny człowiek, pokochasz go. Tylko nie pokochaj go za bardzo, ma dziewczynę. I to taką od liceum.
Uśmiechnęłam się lekko. Dziękując Bogu, że Alexander i Lily mają przynajmniej jednego przyjaciela, który wydawał się w porządku. Bardzo w porządku. A może nawet i dwóch, jeśli Shawn był taki, jak twierdził Charlie.
– Nie zamierzam, nie martw się.
– A ty? – zapytał chłopak, idąc tyłem i twarzą do mnie, aby móc mnie widzieć. – Co studiujesz? Jak ci się tu podoba?
– Studiuję prawo i…
– Poważnie? Prawo? – przerwał mi Charlie, na co skinęłam głową. – Więc mam superpomysł. Załagodzisz swój spór z Zaydenem, mówiąc, że jesteś fanką jego ojca i podziwiasz go, i inne gówna.
– Nigdy tego nie powiem – prychnęłam.
– Rosie… – jęknął. – Tak będzie lepiej. On ci wybaczy, a później nie będziecie sobie wchodzić w drogę.
– Czy to prawda, że wykładowca, który chciał oblać Zaydena, ma zawiasy? – zapytałam, nie wytrzymując.
Uśmiech zniknął z twarzy Charliego, a on w sekundę spoważniał. Teraz zaczął iść normalnie, a między nami zapanowała cisza.
– Nigdy z nikim o tym nie rozmawiaj, a już tym bardziej przy Zaydenie, rozumiesz? – zapytał całkowicie poważnie.
– Czyli to prawda.
– Rosie, mówię serio. Nie drąż tematu, nie rozsiewaj plotek, nie dawaj Zaydenowi powodu, żeby się wkurwił – mówił nadal poważnym głosem, gdy patrzył na mnie nieco przekrwionymi oczami. – Nie znasz mnie, ale zaufaj mi. Traktuj go normalnie. Gdy powie ci „cześć”, odpowiedz mu to samo. Gdy zapyta, jak minął dzień, odpowiedz. Nie musisz się z nim przyjaźnić, ale po prostu… nie nakręcaj go.
Czy byłam przerażona jeszcze bardziej? Tak.
– W porządku. – Pokiwałam głową, zatrzymując się przed Pizza Hut. – Więc… tu się umówiłam ze znajomą.
– O Boże, pizzaaa – westchnął. – Mogę wejść z tobą? Proszę, proszę, proszę.
– Charlie. – Roześmiałam się, patrząc na jego błagalną minę.
– No dobra. Ale weźmiesz mi jedną na wynos? Proszę. – Posłał mi uroczy uśmiech, którego nie mogłam nie odwzajemnić.
– Jaką?
– Zaskocz mnie – odpowiedział ucieszony. – I Rosie… Jakbyś nie chciała z nimi siedzieć wieczorem, to napisz do mnie na Instagramie. Pójdziemy do mnie. Znaj dobre serce. Dzisiaj uratuję cię przed Williamsem.
– To bardzo szlachetne z twojej strony – odparłam, próbując udawać ten brytyjski akcent, co chłopak skomentował głośnym śmiechem.
– Lubię cię, Rosie – oznajmił, puszczając mi oczko. – I twoje imię. Do później. I pamiętaj o pizzy!
Charlie Valentine skradł moje serce w przeciągu tych kilkunastu minut.
Po chwili weszłam do lokalu, a następnie ruszyłam do dziewczyny z różowymi włosami, która teraz siedziała przy stoliku z całkiem przystojnym chłopakiem oraz uroczą blondynką.
– Jakim cudem, do cholery, odprowadził cię tu Charlie Valentine?
To pierwsze, co usłyszałam, gdy zajmowałam miejsce obok Hailey.
– Przyjaciel siostry. Szedł do sklepu i przy okazji mnie odprowadził. Coś z nim nie tak? – zapytałam, zanim spojrzałam na pozostałe dwie osoby. – Hej, jestem Rosie.
– Luke, brat Hailey – odpowiedział chłopak i uścisnął moją dłoń. – A to Sofia.
– Miło poznać – powiedziała dziewczyna, uśmiechając się przyjaźnie. Jej akcent na pewno nie był brytyjski ani amerykański.
– Więc… Charlie Valentine – zaczął chłopak, gdy ja otwierałam menu. Uważnie mi się przyglądał, zanim otworzył szerzej oczy. – Kurwa, jesteś rodzeństwem Xandera i Lilliany White’ów?
– Rzekomo – mruknęłam, nieszczególnie zadowolona z jego reakcji. – Lily jest moją bliźniaczką.
– Widzimy – zapewniła Sofia. – Wyglądacie bardzo podobnie z twarzy i w ogóle.
– Znacie ją?
– Nie osobiście. – Zaśmiała się dziewczyna. – Ale tak. Kto nie zna naszej Lily? Ona i Xander organizują dużo imprez. Byliśmy nawet na jednej w zeszłym roku. To była chora impreza.
– Dlaczego? – zapytała ciekawa Hailey.
– Nigdy nie widziałem tyle alkoholu i… To jebana dzicz – wyjaśnił Luke. – Charlie jest bardzo spoko, wymieniłem z nim wtedy kilka zdań. Fajny typ człowieka. Rozmawialiśmy chwilę na tej imprezie i to wszystko, a na drugi dzień, gdy zobaczyliśmy się na uczelni, to się przywitał. No to naprawdę bardzo spoko osoba.
– Też tak stwierdziłam. Jest najmilszy z nich wszystkich – przyznałam.
– Poznałaś resztę? – zapytała Sofia, otwierając szerzej oczy.
– Mhm… Są u nas na kolacji powitalnej dla mnie.
– Więc czemu jesteś tutaj?! – zapiszczała przerażona Hailey.
– Bo się z tobą umówiłam. – Wzruszyłam ramionami. – Możemy zmienić temat? Co studiujecie?
Reszta spotkania była po prostu okej. Luke, Sofia i Hailey byli po prostu mili i weseli, a mnie to w stu procentach wystarczało. Musiało mi to wystarczyć, bo zamierzałam przetrwać w Anglii.
Nie spodziewałam się, że to zrobię, ale słysząc głośne krzyki dochodzące z mojego mieszkania, napisałam wiadomość do Charliego. Nie oczekiwałam, że ją odczyta, ale on zrobił to od razu. Równie szybko dostałam od niego wiadomość.
@charlievalentine: na parapecie są trzy doniczki, w środkowej pod liśćmi jest lekko zakopany pod ziemią klucz
@charlievalentine: do mojego mieszkania, a ja za sekundę będę. To tak na wszelki wypadek, gdyby ktoś też chciał już wychodzić
Czułam się nieco jak w filmie akcji, co było dość ekscytującym elementem dzisiejszego dnia. Z pudełkiem pizzy w rękach wchodziłam do mieszkania Charliego. Teraz mogłam rozejrzeć się dokładniej.
Ciemnofioletowe ściany, drewniana podłoga, czarna duża skórzana kanapa, gigantyczny telewizor.
Niepewnie zajęłam miejsce na sofie, po czym wyjęłam komórkę z kieszeni i korzystając z chwili wolnego, zaczęłam pisać ze znajomymi, co w sumie było średnio fajne.
Wiedziałam, że mamy dwudziesty pierwszy wiek, wiedziałam, że są samoloty, telefony i inne rzeczy, ale i tak bałam się, że nasz kontakt się urwie. Rozmowy telefoniczne były niczym w porównaniu do tego, że oni mogli się spotykać. Strefy czasowe też niczego nie ułatwiały.
Mieszkanie w Stanach było dobre.
Po ukończeniu szkoły pracowałam jako baristka, co trochę mnie przytłaczało. Po prostu chciałam częściowo zacząć na siebie zarabiać, aby pomóc tacie i robić coś pożytecznego. Praca w Starbucksie mogła wiele nauczyć. Głównie tego, jak pisać zagraniczne imiona.
Spojrzałam na telefon i zobaczyłam kolejną wiadomość.
@charlievalentine: schowaj się, szybko
Otworzyłam szerzej oczy, a następnie niemal biegiem ruszyłam do jednego z pomieszczeń, zabierając po drodze pizzę. Byłam dziwnie wystraszona i zastanawiałam się, po co mi to było.
Po co mi studia?
Spotkanie Lily i Alexandra było czymś, do czego zawsze w pewnym stopniu mnie ciągnęło. Chciałam wiedzieć, czy są ze sobą bliżej niż ja kiedyś z Lily. Czy moja siostra się zmieniła z charakteru, czy nadal lubi te same rzeczy co kiedyś. Było tak wiele spraw, które mnie ciekawiły.
Ale równie mocno nie chciałam spotkać tej dwójki. Było we mnie za dużo żalu.
Zamknęłam za sobą drzwi, znajdując się teraz w czymś w rodzaju gabinetu.
Znajdowały się tu biurko, gitara, książki, ładne meble wypoczynkowe i duży barek z alkoholami.
– Co tu tak śmierdzi pizzą? – usłyszałam głos, który już kojarzyłam.
Może Raiden? Może Zayden? Na pewno nie Alexander ani Charlie.
Spojrzałam na pudełko z pizzą i niemal przykleiłam się do drzwi, próbując ich podsłuchać.
– Jadłem dzisiaj na śniadanie – odpowiedział Charlie. – To czego dokładnie chcesz?
Był dilerem. Na pewno. Boże Święty. Wiedziałam, że coś musiało być z nim nie tak.
– Nie wiem. Coś mocnego.
Diler jak nic. Stary mnie zabije.
– A masz gorączkę czy tylko boli cię głowa i gardło?
A może i nie.
– Chyba mam gorączkę – odpowiedział chłopak, który najpewniej był Raidenem. – Nie wiem. Daj coś mocnego, bo jutro muszę być na tych pierdolonych targach.
– Czemu ty?
– Bo Zayden jest jebanym chujem i kazał mi iść. On miał to prowadzić, ale zmienił, kurwa, zdanie.
Cóż, czyli jednak nie zawsze mówił tak oficjalnie.
– Jeśli czujesz się chujowo, to pójdę za ciebie, i tyle – odpowiedział mu Charlie. – Masz, to lek przeciwgorączkowy i przeciwbólowy.
– Poradzę sobie – mruknął. – Silne to?
– Takie sobie, ale piłeś, więc przez alkohol będzie miało mocniejsze działanie. Napisz mi za dwie godziny, jak się czujesz.
– Brzmisz, jakbyś chciał się upewnić, że po tym nie zejdę.
– Bo tak jest, nie powinno się tego łączyć z alkoholem. – Zaśmiał się. – Dobra, nie chcę cię wypieprzać, ale jestem już zmęczony tym gównianym dniem.
– Taa, ja też. Módlmy się, żeby jutro Zayden obudził się mniej wkurwiony niż dzisiaj.
– Wyluzuj, jesteś na niego strasznie cięty.
– Bo mnie wkurwia. Traktuje Lily jak zabawkę i przy okazji jest chujem dla nas wszystkich.
– Lily to chyba nie przeszkadza.
– Mhm… Do jutra.
– Jakbyś się źle czuł, to daj znać, zastąpię cię jutro.
– Dzięki.
Traktuje Lily jak zabawkę. Lily to chyba nie przeszkadza.
Co jest, kurwa?
– Rosie, jesteś? – usłyszałam głos chłopaka, więc wyszłam z pokoju. – Wybacz. Ray jest chory, a ja jestem ich całodobową apteką – powiedział, na co zmarszczyłam brwi. – Mój ojciec jest lekarzem i ma firmę farmaceutyczną – wyjaśnił.
– Och… To wiele wyjaśnia – mruknęłam. – O co chodzi z Zaydenem i Lily?
– Co? – Podszedł do mnie, a następnie z szerokim uśmiechem wziął pudełko pizzy.
– Mówiliście coś, że Zayden bawi się Lily.
– Nie, nie, to zabrzmiało źle. Oni się przyjaźnią, pieprzą się i inne gówno, nic poważnego. Chyba taki układ, ja mam to trochę gdzieś. Zayden nie szuka związku, a Lily pasuje, że to coś na styl otwartego związku. Dobra, będę zgadywał, jaka to pizza.
Z każdą chwilą robiło się coraz dziwniej. Moja siostra miała dziwnych znajomych i sypiała z podejrzanym typem. Bliźniacza krew.
– Okej – odparłam, cały czas zdezorientowana.
– Myślę, że jest to pizza z szynką i pieczarkami – powiedział pewnie.
– Nie.
– Hawajska?
– Nie.
– Z salami?