Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Połączenie oczekiwań ludzi Zachodu z głęboką myślą Wschodu.
Tenzin Wangyal jest wybitnym nauczycielem tradycji bon, dlatego przysługuje mu tytuł Rinpoche. Wykształcenie zdobył w głównym zakonie bon, który po opanowaniu Tybetu przez Chiny przeniósł się do Dolanji w Indiach. Tenzin Wangyal Rinpocze jest twórcą i dyrektorem Instytutu Ligmincza, organizacji założonej w celu praktykowania nauk bon. Od kilku lat mieszka w Charlottesville w stanie Wirginia. W Polsce jego uczniowie skupieni są w związku Garuda.
Cuda naturalnego umysłu są prezentacją dzogczen, czyli nauk tradycji bon, prebuddyjskiej religii Tybetu. Każdy czytelnik znajdzie tu coś dla siebie, co pozwoli mu wyjaśnić nurtujące go problemy egzystencjalne. Cechą charakterystyczną tej pracy jest przedstawienie głównych idei bon w jak najbardziej tradycyjny sposób, bez próby schlebiania europejskim gustom. Niewiele jest prac, które godzą oczekiwania ludzi Zachodu z głęboką myślą Wschodu.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 265
Książkę tę dedykuję mojej matce
Bon to najstarsza duchowa tradycja Tybetu. Jako rdzenne źródło tybetańskiej kultury odegrała znaczącą rolę w kształtowaniu się niepowtarzalnej tożsamości tego kraju, dlatego właśnie tak często podkreślam znaczenie zachowania tej tradycji. Niniejsza książka, Cuda naturalnego umysłu, zawierająca nauki wygłoszone za granicą przez młodego gesze bonpo Tenzina Wangyala, stanowi niezbity dowód tego, że staramy się to robić.
Po chińskiej inwazji na naszą ojczyznę bon, podobnie jak inne duchowe tradycje Tybetu, również poniósł niepowetowane straty. Jednak dzięki wytrwałej pracy członków wspólnoty bon na uchodźstwie odbudowano wiele klasztorów tej tradycji w Indiach i Nepalu. Klasztor Taszi Menri Ling w Dolanji, położony na wzgórzu w pobliżu Solan w stanie Himachal Pradesh w Indiach, który odwiedziłem jakiś czas temu, stanowi obecnie główny ośrodek nauk bon.
Ta książka stanowi nieocenioną pomoc dla czytelników pragnących dowiedzieć się, czym jest tradycja bon, a szczególnie nauki dzogczen. Gratuluję wszystkim, którzy przyczynili się do jej powstania.
Na Zachodzie pojawiło się ostatnio wiele książek na temat dzogczen, ta pozycja jednak jako pierwsza przedstawia te zaawansowane nauki z punktu widzenia tradycji bon. Bardzo się cieszę, że doszło do jej wydania. Opisane w niej nauki wywodzą się z tradycji Siang Siung Nin Dziu, istoty nauk w ujęciu bon.
Lama Tenzin Wangyal Rinpocze od czternastego roku życia pobierał nauki od Czcigodnego Lopona Sandzie Tenzina oraz Czcigodnego Lopona Tenzina Namdaka. Od samego początku wykazywał szczególne zdolności w doskonaleniu medytacji dzogczen.
Książka ta została napisana w sposób jasny i przejrzysty, co jest niezwykle istotne, gdyż nauki dzogczen są bardzo skomplikowane i trudne do zrozumienia. Przystępny wywód znacznie ułatwia ich poznanie, a wyjaśnienia oparte na osobistym doświadczeniu dają uczniom rzeczywiście zainteresowanym praktyką dzogczen doskonały materiał do wykorzystania.
Książka ta nie zawiera różnych historyjek, ale wyjaśnia kwintesencję nauk dzogczen. Innymi słowy, przechodzi od razu do sedna, a dotyczy to zwłaszcza rozdziałów zatytułowanych Kontemplacja i Integracja. Z całego serca polecam tę książkę każdemu, kto chce poważnie zająć się praktykowaniem tych zaawansowanych nauk.
Odkrycie tybetańskiej tradycji, której praktyka i doktryna nie różni się zasadniczo od duchowych nauk czterech dobrze znanych szkół buddyzmu tybetańskiego, a która jednak nie nazywa się „buddyjską” i nie wywodzi się od indyjskiego księcia Śakjamuniego, może zaskoczyć zachodniego czytelnika. Taką tradycją jest bon. Nie można określić jej mianem „buddyjskiej”, jeżeli buddyzm zdefiniujemy jako religię pochodzącą od Oświeconego Indyjskiego Księcia. Niemniej jednak tradycja bon wywodzi się od buddy – Szenraba Miłocze – który według nauk bon żył i nauczał w Azji Centralnej 17 000 lat temu!
Pisząc tę książkę, nie chciałem zajmować się historycznymi korzeniami tradycji bon, jestem jednak przekonany o autentyczności jej duchowych nauk.
W pracy tej przedstawiam zwłaszcza tradycję dzogczen, o której istnieniu mieszkańcy Zachodu dowiedzieli się dzięki naukom szkoły ningmapa, Jego Świątobliwości Dalajlamy i innych tybetańskich nauczycieli przebywających na stałe i nauczających na Zachodzie. W rzeczywistości dzogczen sam w sobie stanowi odrębny, kompletny zbiór nauk, ma własny pogląd, medytacje i praktyki, które pozostają zasadniczo niezmienne, niezależnie od punktu widzenia, z jakiego się je przedstawia. W tej książce przekazuję nauki dzogczen w sposób, w jaki rozwinęły się one w tradycji bon, a adresuję ją głównie do obecnych i potencjalnych praktykujących. Dlatego właśnie większy nacisk położyłem na bezpośrednie przedstawienie treści nauk, a nie na rys historyczny czy kwestie techniczne. Starałem się przedstawić główne założenia dzogczen w języku angielskim, nie posługując się zbyt często terminologią i frazeologią tradycyjnych tekstów tybetańskich. Oczywiście nie udało mi się ominąć niektórych terminów, starałem się jednak wyjaśnić je zrozumiałym językiem.
Przedstawienie nauk dzogczen w tak bezpośredni sposób powinno być pomocne zarówno dla początkujących, jak i zaawansowanych praktykujących. Od początkujących bowiem nie wymaga szczegółowej znajomości tradycji i terminologii, z kolei dla osób zaznajomionych z różnymi tekstami i systemami duchowych nauk zwięzłe podsumowanie najistotniejszych zagadnień dzogczen również może się okazać niezwykle pomocne. Taki prosty, bezpośredni sposób przekazywania nauk jest w istocie zgodny z duchem dzogczen. Chociaż tradycję tę można oczywiście przedstawiać na wiele różnych sposobów, jej najistotniejsze kwestie zawsze pozostają niezmienne.
Do napisania tej książki skłoniły mnie moje doświadczenia w nauczaniu dzogczen na Zachodzie, zebrane w ciągu ostatnich pięciu lat. Szczególny nacisk położyłem na te zagadnienia, które w moim przekonaniu są niezwykle ważne dla współczesnych praktykujących, mam jednak nadzieję, że dochowałem wierności poglądowi dzogczen. Nauki te nie stanowią bowiem abstrakcyjnego systemu filozoficznego, który istniałby niezależnie od praktykujących, chociaż zasady dzogczen zawsze pozostają niezmienne i czyste.
Tekst książki powstał na podstawie moich ustnych nauk, opartych na Siang Siung Nin Dziu, nie starałem się jednak wiernie zachowywać struktury swych wykładów.
Powtórzę raz jeszcze: książka powstała głównie z myślą o osobach zainteresowanych zgłębianiem dzogczen jako duchowej ścieżki. Z trzech aspektów wszystkich buddyjskich nauk – poglądu, medytacji i działania – w dzogczen zdecydowanie najważniejszy jest pogląd. Ponieważ więc w książce przedstawiam głównie pogląd, wrażliwy czytelnik otrzyma dużą część nauk, studiując sam tekst. Trzeba jednak pamiętać o tym, że aby poczynić postępy na duchowej ścieżce, konieczne jest potwierdzenie i pogłębianie własnego zrozumienia przy wsparciu mistrza dzogczen.
Chciałbym podziękować moim nauczycielom wywodzącym się z tradycji bon i tradycji buddyjskiej, dzięki nim zdobyłem wiedzę, którą zawarłem w niniejszej książce. Dziękuję również mojemu wydawcy, Andrew Lukianowiczowi, oraz Anne Klein i Charlesowi Steinowi za ich pomoc w przygotowaniu rękopisu, Harveyowi Aronsonowi za przeczytanie go, Anthony’emu Curtisowi za przygotowanie słownika, Georgowi i Susan Quasha, wydawcom Station Hill Press, za gościnność i współpracę podczas przygotowywania tekstu do druku. Dziękuję również Namkhai Norbu Rinpocze za nieocenioną pomoc, jakiej udzielił mi podczas pobytu na Zachodzie, a szczególnie we Włoszech.
Kiedy w 1959 roku Chińczycy wkroczyli do Tybetu, moi rodzice, którzy pochodzą z różnych stron tego kraju, przedostali się przez Nepal do Indii, tam się poznali i wzięli ślub. Mój ojciec Szampa Tentar był duchownym ningmapy, tzw. dunglu lamą (linii tradycji, która przekazywana jest w obrębie jednej rodziny z pokolenia na pokolenie). Moja matka Jeszie Lhamo praktykowała bon i pochodziła z szanowanej rodziny z rejonu Hor, zamieszkiwanego głównie przez wyznawców bon. Jestem ich jedynym synem, urodziłem się w Amritsar w północno-zachodnich Indiach. Wczesne dzieciństwo spędziłem w tybetańskim przedszkolu Treling Kasang w Simla w północnych Indiach. Po jego zamknięciu wszystkie dzieci posłano do różnych szkół, ja do dziesiątego roku życia uczęszczałem do szkoły chrześcijańskiej.
Po śmierci ojca moja matka ponownie wyszła za mąż, mój ojczym był lamą bon. Zdecydowali, że powinienem przerwać naukę w chrześcijańskiej szkole. Najpierw kształciłem się więc u kagjupów, od których otrzymałem imię Dzigme Dordże. Potem rodzice wysłali mnie do Dolanji w północnych Indiach, do tybetańskiej wioski bon. Życie wśród Tybetańczyków było dla mnie zupełnie nowym doświadczeniem i stało się znaczącym przeżyciem.
Po tygodniu pobytu w Dolanji zostałem mnichem nowicjuszem. Ponieważ mój ojczym był wpływowym lamą, mogłem pobierać nauki od dwóch osobistych nauczycieli. Jeden z nich, Lungkhar Gelong, nauczył mnie czytać, pisać oraz przekazał podstawy wiedzy. Drugi nauczyciel, Gen Singtruk, przekazał mi „światową wiedzę”, dbał również o moje ubranie, gotował dla mnie itd. Był jednym z najbardziej szanowanych starszych mnichów.
Przez parę lat mieszkałem z nimi w tym samym domu, zacząłem również studiować rytualne teksty, pisać różnymi alfabetami języka tybetańskiego, uczyć się modlitw i inwokacji praktyk klasztornych. Mój nauczyciel Lungkhar Gelong wraz z niewielką grupą innych osób studiował logikę i filozofię pod kierunkiem gesze Jungdrung Langiela, który miał tytuł gesze lharampa (najwyższego spośród gesze) zarówno w tradycji bon, jak i gelugpa. Później, kiedy przygotowywałem się do egzaminów na stopień gesze, Jungdrung Langiel został moim głównym nauczycielem filozofii.
Okres spędzony z tymi dwoma mistrzami był jednym z najtrudniejszych w całej mojej edukacji, ponieważ nigdy nie miałem czasu na zabawy z rówieśnikami, cały czas musiałem poświęcić nauce. Byłem wręcz szczęśliwy, kiedy mogłem gotować czy sprzątać, ponieważ oznaczało to przerwę w studiowaniu. Kiedy widziałem, jak inni chłopcy uczą się w grupie, moja sytuacja wydawała mi się jeszcze gorsza.
Kiedyś jeden ze starszych mnichów w Dolanji poprosił mistrza Lopona Sandzie Tenzina Rinpocze o udzielenie nauk Siang Siung Nin Dziu wywodzących się z bon dzogczen. Kiedy mistrz się zgodził, mój ojczym udał się do niego z pytaniem, czy ja również mogę wziąć udział w tych naukach. Rinpocze wyraził zgodę, nakazując mi rozpoczęcie nyndro (praktyk wstępnych), phoła i medytację szine.
Aby ostatecznie zostać dopuszczonym do udziału w naukach, każdy z nas musiał opowiedzieć mistrzowi swój sen, który miał stanowić dobry lub zły znak. Niektórym nic się nie śniło, co uznano za zły omen. Mistrz poczekał, aż wszyscy będą mieli sny, a następnie na ich podstawie radził praktykującym, aby wykonali praktyki oczyszczające, usuwające przeszkody, jak również pozwalające nawiązać kontakt ze Strażnikami w celu otrzymania od nich pozwolenia na uzyskanie nauk. Mnie śniło się, że jestem kontrolerem biletów w autobusie i sprawdzam bilety, które wyglądają jak białe litery A napisane na kawałku materiału lub papieru w pięciu kolorach niczym pięciokolorowe thigle. Mistrz uznał ten sen za pomyślny znak. Wreszcie kilkunastu z nas, w tym Lopon Tenzin Namdak Rinpocze, zaczęło otrzymywać nauki Siang Siung Nin Dziu. Grupa składała się z około piętnastu mnichów i jednego świeckiego praktykującego, wszyscy oprócz mnie byli dorośli, mieli ponad czterdzieści lat.
Po ukończeniu dziewięciu cyklów nyndro wraz z dwoma innymi osobami zacząłem praktykę phoła. Praktykowaliśmy oddzielnie, ja medytowałem w spiżarni w domu Lopona Tenzina Namdaka. (Praktyka phoła polega na przeniesieniu świadomości w formie thigle przez otwór na czubku głowy.) W tym samym pomieszczeniu przeszedłem również odosobnienie w ciemności. Ponieważ nie praktykowałem zbyt intensywnie, osiągnięcie pożądanego rezultatu zajęło mi około tygodnia, wreszcie jednak na skutek praktyki zmiękło ciemię i rzeczywiście na czubku mojej głowy pojawił się otwór. Zanim jednak do tego doszło, przez kilka dni rankiem, nim przybyli inni uczniowie, chodziłem do Lopona Sandzie Tenzina, on przyglądał się mojej głowie i stwierdzał, że ciemię jeszcze nie zmiękło. Moi przyjaciele kpili ze mnie, mówili, że mam głowę jak kamień, a Lopon Sandzie Tenzin poradził, abym wykonał praktykę phoła w otoczeniu mnichów. Następnego dnia rano Lopon obejrzał czubek mojej głowy i udało mu się włożyć do otworu źdźbło trawy kusia, które musi pozostać wyprostowane w otworze w ciemieniu na znak powodzenia w praktyce. Źdźbło miało prawie trzydzieści centymetrów długości i pozostało wyprostowane przez trzy dni. Czasami zapominałem, że je mam, i czułem ból, kiedy zdejmowałem szatę przez głowę. Również kiedy w wietrzny dzień szedłem ulicą, czułem, jakby przez trawę przepływał prąd elektryczny wprost do środka mego ciała.
Po praktyce phoła przez dłuższy czas wykonywałem z Loponem Sandzie Tenzinem medytację szine na literę A. Poprzez tę medytację otrzymałem bezpośrednie wprowadzenie do dzogczen.
Nauki dzogczen otrzymywałem przez trzy lata, z przerwami jedynie na ganapudże i indywidualne odosobnienia. Były to święte nauki kanje (którymi Strażnicy opiekują się w szczególny sposób). Często nawet pomimo tego, że mistrz ma pozwolenie Strażników na udzielenie nauk, jeżeli ktoś złamie śluby samaja lub nie ma szacunku dla nauk, mistrz otrzymuje w snach znaki informujące o niezadowoleniu Strażników. Kiedy tak się działo, Lopon Sandzie Tenzin na dzień lub dwa przerywał nauki, aby zrobić oczyszczającą ganapudżę Siang Siung Meri.
Lopon Sandzie Tenzin nauczał zazwyczaj w swoim dużym ośrodku w wiosce Dolanji. W pobliżu grupka około pięciu mnichów studiowała logikę i prowadziła debaty podczas przerw w klasztornych rytuałach. Przyglądałem się im bardzo podekscytowany. Ponieważ nie mogłem brać udziału w dysputach, zafascynowany obserwowałem wszystkie gesty i ruchy dyskutujących. Kiedy powiedziałem im, czego się nauczyłem na temat dzogczen, nie rozumieli mnie, a kiedy z kolei oni mówili mi, nad czym debatują, ja nie wiedziałem, o czym mówią. Ci ludzie otrzymali tytuł gesze w tym samym czasie co ja i mój nauczyciel czytania i pisania.
Lopon Sandzie Tenzin miał nie tylko ogromną wiedzę na temat dzogczen, przez wiele lat studiował również w klasztorze Drepung zakonu gelugpa, był też uczniem mistrzów innych szkół buddyzmu tybetańskiego. Był surowy, nauki przekazywał w sposób niezwykle bezpośredni, jasny i zrozumiały, nie używając wielu słów. Często samo przebywanie w grupie praktykujących bardzo ułatwiało zrozumienie nauk.
Po zakończeniu cyklu zastanawialiśmy się, co powinniśmy teraz robić. W owym czasie Lopon Sandzie Tenzin bardzo podupadł na zdrowiu, postanowiliśmy więc poprosić go o ponowne udzielenie nauk Siang Siung Nin Dziu. Tak jak wymaga tego tradycja, Lopon rozpoczął od biografii mistrzów linii przekazu (wyjaśnianie znaczenia i rezultatów praktyki w życiu mistrzów). Potem, ponieważ nie był w stanie dalej udzielać nauk, powiedział, że musimy je przerwać. Dodał, że rozpoczęcie nauk to bardzo dobry znak oraz że dalsze nauki powinniśmy otrzymać od Lopona Tenzina Namdaka. Przekazał więc Loponowi Tenzinowi Namdakowi to bardzo odpowiedzialne zadanie, zaznaczając, że każdy aspekt nauk, na przykład rysowanie mandali itp., powinien traktować z taką samą uwagą. Lopon Sandzie Tenzin zmarł kilka miesięcy później, w 1977 roku.
Pamiętam, jak zobaczyłem Lopona Tenzina Namdaka, kiedy po raz pierwszy przyjechał z Delhi. Wraz z kilkoma osobami poszedłem go przywitać i od razu poczułem się z nim związany. Po jakimś czasie Lopon zawołał mnie i powiedział, że ponieważ jeden z bliskich mu uczniów, Szerab Tsultrim, zachorował i wymagał opieki, powinienem zostać u niego i mu pomóc. Potem któregoś dnia rankiem Lopon znowu wezwał mnie do siebie i powiedział, że we śnie pojawiło mu się bóstwo Midu Giampa Trangpo pod postacią czarnego człowieka. Weszło do pokoju, uchyliło zasłonę i wskazując na mnie, powiedziało: „Powinieneś zadbać o tego młodego człowieka, w przyszłości będzie z niego wielki pożytek”. Lopon powiedział, że to ważny sen, i dodał, że bóstwo to związane jest z Łalse Ngampa, jednym z pięciu głównych bóstw tantrycznych tradycji bon, a ponieważ najwyraźniej mam związek z tymi dwoma bóstwami, powinienem wykonywać ich praktyki ze szczególną gorliwością.
Kiedy mieszkałem u Lopona Tenzina Namdaka, dbał on o mnie jak o własnego syna, spaliśmy w tym samym pokoju, Lopon gotował dla mnie, a nawet szył mi szaty. Przez jakiś czas tylko ja z nim mieszkałem, potem dołączył do nas stary mnich Abo Taszi Tsering, który zajął się gotowaniem. Z czasem zamieszkało z nami również trzech innych chłopców i odtąd Lopon nazywał nas żartobliwie swoimi „czterema synami bez matki”. Jednym z tych chłopców, z którym się zaprzyjaźniłem, był mój kolega ze studiów w Szkole Dialektyki. To właśnie on, gesze Nima Wangyal, w 1991 roku towarzyszył Loponowi w podróży na Zachód.
Kiedy po raz pierwszy zamieszkałem z Tenzinem Namdakiem, miał on już tytuł Lopona. Uczęszczał na nauki Lopona Sandzie Tenzina, ponieważ pragnął odświeżyć i pogłębić swoje zrozumienie dzogczen. Zazwyczaj po nauki i inicjacje chodziliśmy razem. Chociaż formalne nauki dzogczen Siang Siung Nin Dziu otrzymałem od mojego pierwszego mistrza, Lopona Sandzie Tenzina, najbardziej rozwinąłem się w czasie, który spędziłem z moim drugim mistrzem, Loponem Tenzinem Namdakiem.
Wczesny okres dojrzewania aż do osiągnięcia pełnej dojrzałości spędziłem w towarzystwie Lopona. Był on dla mnie ojcem, matką, przyjacielem, nauczycielem i opiekunem. Stworzył mi wspaniałe możliwości rozwoju fizycznego, emocjonalnego i duchowego. Poza formalnymi zajęciami, każda chwila spędzona w jego obecności była Nauką.
W czasie, kiedy u niego mieszkałem, poznałem Namkhaja Norbu Rinpocze, który przyjechał, aby otrzymać od Lopona inicjacje Siang Siung Meri. Rinpocze podróżował wówczas po Indiach wraz z grupą Włochów, którzy kręcili film o medycynie tybetańskiej. Inicjacja Siang Siung Meri jest niezbędna, aby rozpocząć studiowanie i praktykowanie nauk Siang Siung Nin Dziu. Do Norbu Rinpocze przyciągnęła mnie jego niezwykła otwartość, ogrom pracy, jaką wykonał w celu udostępnienia nauk dzogczen na Zachodzie, a szczególnie fakt, że był zupełnie wolny od kulturowego uprzedzenia wobec religii bon.
Lopon Sandzie Tenzin zażyczył sobie, aby po jego śmierci pozostawione przez niego pieniądze zostały przeznaczone na założenie Szkoły Dialektyki, której absolwenci otrzymywaliby stopień gesze (odpowiednik doktora filozofii i nauk metafizycznych na zachodnich uniwersytetach). Pierwszym nauczycielem szkoły został Lopon Tenzin Namdak, filozofii i logiki zaś zaczął nauczać gesze lharampa Jungdrung Langiel. Byłem jednym z pierwszych dwunastu studentów tej szkoły. Program studiów obejmował naukę dialektyki, filozofii, logiki, poezji (w konkursach poetyckich zbierałem laury), gramatyki, astrologii tybetańskiej i medycyny. Uczęszczaliśmy również na kurs dyskutowania, sztuka ta tak bardzo mnie fascynowała, że biegle ją opanowałem.
Po pewnym czasie wybrano mnie na przewodniczącego grupy sześciu reprezentantów szkoły (oprócz mnie grupę tę tworzyli wiceprzewodniczący, sekretarz, zastępca sekretarza, skarbnik i geko, który był odpowiedzialny za dyscyplinę). Spotykaliśmy się co dziesięć dni, a z innymi studentami raz w miesiącu. Byliśmy odpowiedzialni za administrację szkoły, planowanie kursów i rozkładów zajęć. Zarząd klasztoru zapewniał nam dwa posiłki dziennie i herbatę, a mistrzowie nas uczyli. Moja pozycja w szkole dała mi możliwość wprowadzenia pewnych innowacji do programu, na przykład kursu twórczego pisania i dysput między klasami.
Program nauczania był bardzo napięty, nigdy nie mieliśmy ustalonego dnia wolnego, zawsze sześć dni spędzaliśmy na zajęciach i przez sześć wieczorów debatowaliśmy. Szóstego wieczoru dysputa trwała do trzeciej nad ranem. Potem wypadał wolny dzień, ale jeśli w ciągu sześciu dni nauki któryś należało poświęcić na specjalną praktykę, traciliśmy wolny czas. Codziennie na naukę poświęcaliśmy jedenaście godzin z bardzo krótkimi przerwami. Rano od ósmej do dwunastej uczył nas Lopon Tenzin Namdak, po drugim śniadaniu przez pół godziny wykładał Siang Siung Nin Dziu, tak więc w ciągu dziewięciu lat udało mu się zakończyć przekazywanie wszystkich nauk. Po południu mieliśmy zajęcia z Loponem do godziny czwartej lub piątej. Potem Lopon wracał do swojego pokoju, aby medytować w ciemności, a my kontynuowaliśmy wieczorną sesję dysput. Kiedy kończyłem zajęcia, biegłem do domu i zapalałem światło w jego pokoju, a wtedy Lopon zakrywał dłońmi oczy. Potem udzielał nauk mnie i Abo Taszi Tseringowi, po czym albo razem praktykowaliśmy, albo po prostu siadaliśmy i rozmawialiśmy.
Czasami po zajęciach odwiedzałem moją matkę, która mieszkała niedaleko, w Dolanji. Aby tam dotrzeć, musiałem przebyć drogę, która była ponoć nawiedzana przez demony. Lopon Tenzin Namdak stawał wówczas przed domem i nieustannie powtarzał, abym się nie bał. Kiedy oddaliłem się na tyle, że nie słyszałem jego głosu, pozostały odcinek aż do domu mojej matki biegłem. Ponieważ nie zostawałem u niej na noc, kiedy szedłem z powrotem, aby wrócić do domu Lopona, ona z kolei cały czas do mnie mówiła, a kiedy jej głos przestawał do mnie dochodzić, zaczynałem biec i w taki sposób pokonywałem drogę powrotną.
Lopon budził mnie wcześnie rano, czasami tylko budziłem się przed nim, aby powtórzyć teksty, których nauczyłem się na pamięć poprzedniego dnia, lub pisać wiersze.
Po kilku latach liczba studentów wzrosła do ponad 60 osób, a ponieważ dwóch nauczycieli nie podołałoby pracy, sam zacząłem nauczać. Jednym z moich pierwszych uczniów był obecnie nauczający w Dolanji Lopon Jangal Tsełang, który pochodzi ze znanej rodziny dżalupów.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Tytuł oryginału: Wonders of the Natural Mind
Copyright © 1993 by Tenzin Wangyal
All rights reserved
Copyright © for the Polish e-book edition by REBIS Publishing House Ltd., Poznań 2021
Informacja o zabezpieczeniach
W celu ochrony autorskich praw majątkowych przed prawnie niedozwolonym utrwalaniem, zwielokrotnianiem i rozpowszechnianiem każdy egzemplarz książki został cyfrowo zabezpieczony. Usuwanie lub zmiana zabezpieczeń stanowi naruszenie prawa.
Redaktor serii: Jacek Kryg
Redakcja merytoryczna: Piotr Wasyl
Redaktor: Agnieszka Horzowska
Lopon Tenzin Namdak Rinpocze (zdjęcie): Susan Rothschild © 1993 Susan Rothschild
Rysunki w rozdziale 1: Paola Minelli © 1993 Paola Minelli
Opracowanie graficzne serii i projekt okładki: Krzysztof Kwiatkowski
Portret autora na okładce
Instytut Ligmincha
P.O. Box 1892
Charlottesville; VA 22 903 USA
Wydanie I e-book (opracowane na podstawie wydania książkowego: Cuda naturalnego umysłu, wyd. II, Poznań 2022)
ISBN 978-83-8188-922-3
Dom Wydawniczy REBIS Sp. z o.o.
ul. Żmigrodzka 41/49, 60-171 Poznań
tel. 61 867 81 40, 61 867 47 08
e-mail: [email protected]
www.rebis.com.pl
Konwersję do wersji elektronicznej wykonano w systemie Zecer