Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Był człowiek z marmuru i człowiek z żelaza, pora poznać historię Tomasza Ołdziejewskiego, człowieka z bursztynu, zdobywcy dwóch rekordów Guinnessa w rzeźbie z jantaru, oddanego pracy, którą kocha. Jego historia rozpoczyna się w ciasnym warsztacie w piwnicy, z którego wychodzą tysiące kilogramów znanych nam serduszek, krzyżyków czy wisiorków. I trwa... Dziś warsztat jest nowoczesny i elegancki, wypełniony cennymi, wychwalanymi na całym świecie rzeźbami i pracami autorskimi. Dzięki temu stał się jednym z bohaterów programu telewizji HISTORY Channel – Złoto Bałtyku, który w 2023 roku doczekał się już 5. sezonu.
Poprzez dekady rozwoju jego rzemiosła można obserwować, jak zmieniała się Polska, gospodarka i świadomość bursztynników na całym świecie. Opowiada nie tylko o pracy mistrza bursztynu, ale również o trudzie, z jakim budował swój dzisiejszy świat. Bo bursztyniarstwo to styl życia, w którym znajdzie się trochę relaksu, trochę rzemiosła i sporo adrenaliny.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 170
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Projekt okładki
Anna Slotorsz
Redakcja
Anna Jeziorska
Anna Seweryn
Zdjęcia na okładce
© PORTfoto | Piotr Manasterski
Wykorzystane w książce zdjęcia pochodzą z prywatnego archiwum Tomasza Ołdziejewskiego, z programu Złoto Bałtyku, produkcja ATM Grupa na zlecenie telewizji HISTORY Channel, udostępnionych przez HISTORY Channel, oraz z następujących źródeł:
© Bjoern Wylezich, Alex Zaitsev, Resul Muslu | shutterstock.com
© johnnyberg | freeimages.com
© hans | pixabay.com
Redakcja techniczna, skład i łamanie
Grzegorz Bociek
Korekta
Anna Jeziorska
Anna Seweryn
Anna Żochowska
Wydanie I, Gdańsk 2023
tekst © Sylwia Winnik, Tomasz Odziejewski 2023
© Wydawnictwo FLOW
ISBN 978-83-67402-38-5
Wydawnictwo FLOW
+48 538 281 367
Mała bryłka bursztynu wyciekła z łona sosny, nieznanej nam i obcej, obok której rosły palmy wszelkiego rodzaju i kształtu, słodkie kasztany, eukaliptus i magnolia, dęby, jałowce i buki. Gdy ciepła ojczyzna bursztynowej sosny z jej morzami zastygła, zziębła i wymarzła pod lodowcem straszliwej grubości, on sam tylko ocalał, żywy płyn drzewa dawno zmarłego.
Stefan Żeromski, Wiatr od morza (1922)
Tomek pragnie zadedykować tę książkę ojcu, który nauczył go wszystkiego,
poławiaczom bursztynu oraz ludziom z branży
Sylwia swojemu tacie, po którym ma zapał do zbierania książek, teraz też bursztynu,
ale chyba głównie ludzkich historii
Sztutowo, dawno temu
W małym warsztacie przy ulicy Gdańskiej nie słychać szumu morza, chociaż jest ono bardzo blisko. Ciasne pomieszczenie w piwnicy pachnie trochę kadzidłem. Stare, zakurzone lampy rzucają ciepłe światło na czterdziestoletnie drewniane blaty. Widać, jak bursztynowy pył unosi się w powietrzu i powoli opada na regały, wygięte od koniakowych bryłek i utensyliów. Na podłogę, na narzędzia i wreszcie na tablicę, do której Tomasz przypiął stare zdjęcia.
Na fotografiach ojciec. Wołali na niego „Ady”, a niektórzy „Arab”. Szeptali o nim, że jest najprzystojniejszy w Nowym Stawie. O takich indywidualistach i marzycielach, twardo stąpających po ziemi, mówiło się, że mają charakter. Miał więc charakter. Ćwiczył wioślarstwo, podnosił ciężary. I był czeladnikiem, który jako jeden z pierwszych ludzi na Mierzei Wiślanej rozpoczął zawodową przygodę z bursztynem. Później wszystkiego nauczył swojego syna.
Zanim to jednak nastąpiło, w domu się nie przelewało. Tomek pamięta, jak w szóstej klasie szkoły podstawowej pojechał na obóz wędrowny i miał najmniej pieniędzy ze wszystkich dzieci. To bolało. Nie mógł jeszcze wtedy wiedzieć, co będzie robił w życiu, ale pragnął zrobić coś wielkiego. Niewiele osób w niego wierzyło. Zwykły chłopak w oczach innych ludzi i nauczycieli miał nic nie osiągnąć. Tymczasem złoto Bałtyku czekało właśnie na niego…
Kiedy zaczął pomagać ojcu przy bursztynie, zarobił pierwsze pieniądze. Praca z tym surowcem jest dla artystów – trzeba poczuć miękkość materiału, a ten jest wdzięczny w obróbce. I pachnie specyficznie, trochę jak kadzidło.
Robili naszyjniki i korale z naturalnego nieoszlifowanego bursztynu. Niemal każdy, kto wrócił znad morza, miał kiedyś taki w domu. Rzeźbili i polerowali serduszka, wisiorki, kaboszony (typowy owal, niczym przecięte na pół jajko, używany np. do pierścionków, bransolet i wisiorków) czy zwierzątka. Tysiące tych samych, powtarzalnych wzorów. Kilogramy bursztynu. Nudne, ale opłacalne, tak zwana masówka. Koledzy taty płacili w dolarach i markach. Czasami dorzucili coś jako bonus, a innym razem dali niemieckie słodycze.
Kolejnego lata przed wyjazdem na obóz wychowawca zapytał:
– Ile macie ze sobą pieniędzy na własne wydatki?
– Tysiąc złotych – odpowiedział młody Tomek, którego mama zarabiała wówczas osiemset złotych. – I sto marek, i pięćdziesiąt dolarów – dodał.
Od tamtej pory ludzie inaczej patrzyli na tego chłopaka, który tylko w ich oczach był zwyczajny. W jego rękach krył się przecież, niedoceniony jeszcze wtedy, talent do rzeźbienia, rysowania i malowania, a także do obróbki bursztynu.
Z plastyki dostawał w szkole albo dwóje, albo piątki. Dwóje za brak kartek, a piątki, kiedy je miał i oddawał prace. Był wybitnie uzdolniony plastycznie. Zasadnicza Szkoła Zawodowa Stoczni Marynarki Wojennej w Gdyni Oksywiu z internatem była tylko epizodem w życiu Tomka. Zrezygnował z nauki, bo zajął się „pewexem szkolnym”, który sam stworzył. Kosmetyki, książki, zeszyty, bursztyn, srebro. Smykałka do biznesu pozwalała mu zarabiać duże kwoty. Kiedy pani psycholog wezwała go na rozmowę i zapytała, dlaczego nie chce chodzić do tej szkoły, Tomek zawadiacko odpowiedział, że nie zamierza zajmować się przez całe życie spawaniem i wierceniem metali.
– To co ty chcesz robić w życiu? – zainteresowała się psycholog.
– To, co mój ojciec. Bursztyn. Pierścienie, wisiory, zakuwać srebro. I zarabiać w dolarach i markach.
Właśnie wtedy pani psycholog zauważyła, że Tomek nie pasuje do systemu. Tym bardziej do pracy w stoczni jako spawacz czy monter. Rozpoznała w nim pewność siebie, konkretny plan i charyzmę. A Tomek już w tym momencie z pracy u ojca miesięcznie odkładał wielokrotność pensji nauczycielskiej. Dzięki temu mógł kupować „zachodnie pierdoły” (kasety, słodycze, dżinsy czy walkmana) w pewexie lub baltonie. Marzył o wolności i wielkim, łatwiejszym świecie.
Tomasz pamięta pierwsze duże dzieło ojca – latarnię morską zrobioną z kawałków żółtego bursztynu połączonych czarnym klejem. Starannie wybranych, pociętych na równe kawałki, wypolerowanych. Takie połączenie dawało naturalny efekt – cegiełek. Nikt wtedy nie chciał tak dziś upragnionej białej, rzadkiej odmiany. Cały świat zakochał się w bursztynie koniakowym. Ojciec Tomka barwił na czarno klej i kostka po kostce spiralą wznosił morskie budowle. Tworzył bursztynowe kolie, dokładnie takie, jakie nosiły później babcie i mamy, gdy wracały znad morza. Jego prace trafiały głównie na rynek niemiecki i do stolicy bursztynu – Gdańska. Takie były lata 80. i 90. XX wieku. Przełom w estetyce bursztynu i znaczny wzrost jego cen miały nadejść dzięki Chinom w XXI wieku. Tymczasem Tomek zaprojektował i wykonał swój pierwszy bursztynowy statek, a potem kolejny i kolejny, i kolejny…