10,99 zł
Georgie przygotowuje wykwintną kolację dla księcia Abbasa Husseina, który właśnie kupił londyński hotel, stając się tym samym jej szefem. Gdy stawia przed nim na stole kolejne danie i ma zamiar o nim opowiedzieć, nagle rozpoznaje w księciu swojego kochanka sprzed czterech lat. Nie wiedziała wówczas, kim on jest i nie udało jej się go odnaleźć po tym, jak nagle zniknął z jej życia. Książę nie ma więc pojęcia, że jest ojcem jej trzyletniej córki…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 141
Cathy Williams
Cztery lata później…
Tłumaczenie:
Małgorzata Dobrogojska
Tytuł oryginału: Desert King’s Surprise Love-Child
Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited, 2021
Redaktor serii: Marzena Cieśla
Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla
© 2021 by Cathy Williams
© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2023
Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.
Harlequin i Harlequin Światowe Życie są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.
HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.
Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone.
HarperCollins Polska sp. z o.o.
02-672 Warszawa, ul. Domaniewska 34A
www.harpercollins.pl
ISBN: 978-83-276-9984-8
Opracowanie ebooka Katarzyna Rek
Koronowany książę Abbas Hussein zerknął pobieżnie na rozłożone na stole konferencyjnym i podpisane z zawijasem dokumenty.
Nie było potrzeby niczego sprawdzać. O należytą staranność zadbał zespół prawników, z których część siedziała jeszcze przy stole, choć niektórzy zdążyli już spakować komputery i byli gotowi do lotu powrotnego do Kwaram. Za jego plecami, po obu stronach zamkniętych drzwi, dwaj ochroniarze czekali cierpliwie na zakończenie spotkania. Minęła dziewiętnasta, na dworze było mroźno i zapewne, podobnie jak on sam, nie mogli się doczekać powrotu do cieplejszego kraju.
Książę wyprostował się i w roztargnieniu zerknął na zegarek. Wysoki, ponad metr osiemdziesiąt, górował nad resztą obecnych. Sfinalizował właśnie zakup hotelu i był bardzo zadowolony z transakcji, jednakowo korzystnej dla obu stron. Ta branża stanowiła dla niego działalność dodatkową obok rządzenia krajem, niewielkim, ale bogatym i prężnie funkcjonującym królestwem.
Przebywał w Londynie od trzech dni i pracował niemal bez przerwy, a teraz nie mógł się już doczekać powrotu do wygód pięciogwiazdkowego hotelu, w którym jego osobisty personel zajmował całe piętro. Dlatego bez entuzjazmu odniósł się do zaproszenia na obiad wystosowanego przez Duncana Squire’a.
– Moja rewelacyjna szefowa kuchni przygotowała dla pana i pańskich współpracowników prawdziwe delicje. – Duncan ukłonił się i cofnął o krok, cudem unikając zderzenia ze ścianą za plecami.
– Miło mi to słyszeć.
Wymarzona kąpiel będzie musiała poczekać, podobnie jak mejle, których podczas jego nieobecności w Kwaram nazbierało się sporo. Jego ojciec, po kłopotach ze zdrowiem cztery lata wcześniej, wycofał się z pełnienia oficjalnych obowiązków, ograniczając się do pozostawania w opozycji do wszelkich działań Abbasa i jego konsultantów. Teraz najbardziej interesował go sad i wyszukiwanie okazów do prywatnej kolekcji dzieł sztuki. Żył bardzo spokojnie, wyraźnie zadowolony z odsunięcia od świata i jego problemów. W praktyce oznaczało to jednak, że ciężar rządzenia skrajem spadł całkowicie na barki Abbasa, dla którego przyjemności stały się luksusem, na który nie bardzo mógł sobie pozwolić.
Cóż, zrobi to, czego wymagała grzeczność. Zje, co dadzą, i urwie się jak najprędzej.
Z pewnością nie powinna się była na to zgadzać. Od kilku dni niemal nie opuszczała hotelowej kuchni, przygotowując drinki i przekąski, a Duncan obiecywał, że to już ostatni dzień pracy po godzinach.
Georgie spojrzała na kuchenny zegar. Była siódma piętnaście, co wcale jej się nie spodobało. Łypnęła złym okiem na oszałamiającą górę pyszności, na przygotowaniu których spędziła cały dzień. Kilka rodzajów humusu, wędzony łosoś zawijany z kawiorem i potrawy ze wszystkich kontynentów. Duncan powtarzał od początku, że skoro tak ważna osobistość postanowiła kupić hotel, ona powinna się postarać trafić do jego serca przez żołądek.
Georgie książęcy żołądek obchodził znacznie mniej niż własne zmęczenie, bardzo już chciała skończyć pracę i wrócić do domu. Choć jeszcze nawet nie poznała księcia, już miała go serdecznie dość.
Teraz, odebrawszy pilne wezwanie do sali konferencyjnej, westchnęła na myśl o wciągnięciu do windy nieporęcznego wózka z przygotowanymi wcześniej przekąskami. Odkąd zaczęła pracować w hotelu, starała się dostrzegać tylko jasne strony swojej sytuacji. Duncan zatrudnił ją w czasie, kiedy byłoby jej trudno znaleźć inną pracę, i starał się wychodzić naprzeciw jej potrzebom. Inni pracownicy przyjęli ją ciepło. Hotel był niewielki, a pracujący tam ludzie młodzi, weseli i kreatywni. Georgie szybko się z nimi zaprzyjaźniła.
Niestety Bedford Woolf Hotel ledwo dyszał. Jego teatralna ekstrawagancja przynależna bardziej niewinnym czasom wyszła już z mody. Brakowało mu wyrafinowania nowocześniejszych sąsiadów. Nie było klimatyzacji, wystrój domagał się gruntownych zmian, a w staromodnym wdzięku, jaki Duncan tak uparcie starał się kultywować, czuło się posmak desperacji.
Wszyscy, łącznie z nią, byli niezmiernie uradowani, że bogacz z kraju, o którym nigdy nie słyszeli, kupił hotel, a fakt, że postanowił zatrzymać cały personel, był dodatkowym bonusem.
Dlatego nie było co narzekać. Po drodze do windy zerknęła w jedno ze zdobionych luster. Patrzyła na nią stamtąd twarz w kształcie serca, poważna, szczupła, o wielkich, brązowych oczach. Krótkie włosy, niepoddające się układaniu, sterczały na wszystkie strony. Miała dwadzieścia sześć lat i czasami czuła się bardzo staro. I to był właśnie jeden z takich dni.
Zwykle w pracy nosiła dżinsy. Dlaczego by nie, skoro i tak wszystko zasłaniał fartuch? Dziś jednak, stosując się do prośby Duncana o schludny wygląd, zrezygnowała z wygody na rzecz granatowej spódnicy, białej bluzki i czarnych tenisówek. Czuła się w tym stroju jak stewardesa, która przez przypadek trafiła do kuchni.
Zdecydowanym ruchem odwróciła się od lustra, podążyła do windy i wjechała dwa piętra wyżej, gdzie mieściły się sale konferencyjne.
Ze spuszczoną głową zapukała do drzwi i otworzyła je. Nie nawykła do tego rodzaju zadań, bo zwykle wykonywała je Marsha, wysoka, atrakcyjna i śmiała. Georgie, z natury spokojna i powściągliwa, wolała pracę w kuchni, gdzie mogła przyrządzać jedzenie, pozostawiając reprezentację osobom lepiej się do tego nadającym.
Otworzywszy drzwi, uświadomiła sobie, że w środku jest mnóstwo osób. Prawnicy, księgowi, dwaj muskularni ochroniarze po obu stronach drzwi i, oczywiście, książę, w tej chwili odwrócony do niej plecami i wyglądający przez okno.
Najchętniej zostawiłaby wózek i jak najszybciej wyszła, ale Duncan poprosił, żeby opisała przywiezione dania. Podniosła więc wzrok, odetchnęła głęboko i wtedy zdarzyły się dwie rzeczy. Mężczyzna przy oknie odwrócił się wolno, a ona spojrzała na niego, bo górował nad resztą obecnych.
Książę. Można to było poznać po wrodzonej arogancji i chłodnym, opanowanym wyrazie ciemnych oczu.
Georgie zamrugała. Jedna część jej umysłu podpowiadała, że to po prostu nie może być człowiek, którym, sądziła, że jest. Druga natomiast upewniała, że jest to twarz, której, raz zobaczonej, nie sposób zapomnieć. Tylko jakim cudem mógł to być ten sam mężczyzna? Kupował hotel zamiast w jakimś pracować? Jak to możliwe?
Obecni przestali rozmawiać i czuła wwiercające się w nią spojrzenia. Duncan rzucił jakąś nerwową uwagę, ale ona widziała tylko mężczyznę przy oknie, który zresztą też nie odrywał od niej wzroku. Miała wrażenie, że jej mózg odmówił współpracy, jak przeładowany informacjami komputer, i zrobiła coś, co nie zdarzyło jej się nigdy wcześniej. Mianowicie zemdlała.
Kiedy odzyskała przytomność, leżała na sofie i czuła się jak pacjent wybudzony ze śpiączki. Nie pamiętała, gdzie jest ani co się stało.
Świat wydawał się zamglony. Z trudem rozpoznała hotelowy pokój o charakterystycznym wystroju rodem ze starego romansu. Kremowe ściany i lamperia barwy umbry palonej. Rozpoznawała znajome otoczenie, ale cała reszta wydawała się pozbawiona sensu.
– Wypij to.
Gdyby miała jakiekolwiek wątpliwości co do tożsamości osoby, która przyprawiła ją o omdlenie, ten głos rozwiał je definitywnie. Rozpoznałaby charakterystyczne przeciąganie nawet w zatłoczonym barze. Głos, który długo dręczył ją w snach. Wyobrażała sobie tak wiele scenariuszy z jego udziałem, w których nieuchronnie ją do siebie przyciągał.
Powinna się zajmować swoimi obowiązkami, a nie leżeć na sofie i próbować poukładać myśli. Podciągnęła się do pozycji siedzącej i spotkali się wzrokiem.
– To ty! – Z całych sił starała się powstrzymać łzy. – To niemożliwe! Co tu robisz?
Czas zwolnił. Nie była w stanie oderwać od niego wzroku. Napłynęły do niej wspomnienia sprzed kilku lat, ale pojawiła się także wizja walącej się właśnie w gruzy przyszłości.
Jej mała rodzina, Tilly i ona. Tak bywa, kiedy ojciec dziecka znika bez śladu. Ale on tu był. Ojciec Tilly. Zniknął na cztery lata, a teraz się objawił. I okazał się księciem. Od tego wszystkiego zakręciło jej się w głowie.
Wspomnienia przerwały tamę i, o zgrozo, nie wszystkie były złe. Pomyślała o długich i leniwych nocach i poczuciu przynależności, które wtedy wydawało się tak bardzo prawdziwe… A jednak wszystko poszło źle i musiała ponieść konsekwencje błędnej oceny sytuacji i jakoś sobie z nimi radzić.
A teraz wszystko zaczynało się walić.
– Chyba wiesz, co tu robię. – Był równie zaszokowany jak ona. – Kupuję ten hotel.
– Nie wierzę, że to się dzieje naprawdę.
– Wierz albo nie, ale ja też.
Abe szybko odzyskał opanowanie, ale w pierwszej chwili był tak samo zaszokowany jak ona. Nigdy wcześniej wspomnienie nie było tak żywe. Jego przerażone niedowierzanie dorównywało temu, które widział w jej oczach, ale to on lepiej umiał kontrolować emocje. Zbliżył się do niej, kierowany szóstym zmysłem, o którym nawet nie wiedział, że go ma, jakby przeczuł, że zemdleje. Potem poprosił swoich gości o opuszczenie pokoju, żeby pomówić z nią bez świadków, kiedy odzyska świadomość.
– Gdzie jest Duncan? I wszyscy? Skąd się tu wzięłam?
– Wypij wodę, chyba że wolisz coś mocniejszego. Przeżyłaś wstrząs.
– Nie odpowiedziałeś na moje pytanie! I nie chcę wody. Muszę… muszę…
Muszę się dowiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi!
Mężczyzna, który rozpłynął się w powietrzu cztery lata wcześniej, nie był księciem. Zakochała się w zwykłym chłopaku. Usiłowała dopasować fragmenty układanki, ale nad wszystkim dominowało przekonanie, że życie, jakie znała do tej pory, właśnie dobiegło końca. Mieli córkę i kiedy się o tym dowie, nic już nie będzie takie samo.
– Jak to możliwe, że jesteś księciem?
– To długa historia. Nie sądziłem, że cię jeszcze kiedykolwiek spotkam, ale skoro nasze ścieżki znów się skrzyżowały, wiedz, że nie jestem osobą, za którą mnie brałaś.
– O, to z pewnością.
Chciała wstać, bo wszystko się w niej buntowało przeciwko pozostawaniu tutaj, ale zakręciło jej się w głowie. Zalała ją tak silna fala niechęci i goryczy, jakby to, co przeżyła przed czterema laty, wydarzyło się poprzedniego dnia.
Rzucił ją. Odszedł, nie oglądając się za siebie i nie zostawiając możliwości kontaktu. Niczego. Po prostu rozpłynął się w powietrzu. Została sama, zmagając się z niechcianym uczuciem i w ciąży.
Po prostu ją zaliczył. Zrozumiała to stosukowo szybko. Zabawił się, a kiedy się znużył, znikł bez śladu. Próbowała go odnaleźć, ale bez powodzenia.
– Nie zmieniłaś się – zauważył.
– Nie chcę tu być.
– Moi goście czekają na zewnątrz. Poprosiłem, żeby nam nie przeszkadzali, ale będą chcieli wiedzieć, co się dzieje.
– Muszę iść. – Podniosła się, odsuwając jego rękę, kiedy chciał jej pomóc.
Przede wszystkim chciała się zastanowić.
– Ledwo stoisz na nogach. – Przeczesał palcami włosy i skupił wzrok na jej pobladłej twarzy. – Gdzie mieszkasz? Pozwól, żebym cię odwiózł.
– Nie ma mowy!
Zaskoczyła go jej gwałtowna reakcja, ale rozumiał, że ma do niego żal. Omiótł ją wzrokiem. Rzeczywiście, wcale się nie zmieniła. Wciąż miała w sobie to coś, co go wtedy urzekło. Była szczupła, o chłopięcej budowie, krótkich ciemnych włosach, nadspodziewanie ujmującej twarzy w kształcie serca, jasnobrązowych oczach z przebłyskami zieleni i wargach w kształcie łuku Kupidyna. Choć patrzyła na niego z niechęcią, poczuł niepożądany nawrót długo uśpionego pożądania.
Wstał, podszedł do okna i wyjrzał na lśniące od deszczu chodniki i zamglone uliczne lampy.
Był tu w interesach i nie zamierzał komplikować sobie życia powrotem do przeszłości. Tamte drzwi były już zamknięte i nie planował ich ponownie otwierać.
Nie mógł sobie na to pozwolić. Nawet jeżeli to spotkanie było trudnym testem odporności. Nie tylko dlatego, że tak bardzo różniła się od kobiet, z którymi się dotychczas spotykał. Chodziło też o to, jaką była osobą. Zuchwała, szczera do bólu na swój specjalny, skryty sposób. Inteligentna i wyzywająca, zaskakująco nieśmiała, ale potrafiąca walczyć o swoje. Wtedy nie wiedziała, kim był, więc nie czuła potrzeby uległości, ale nawet teraz czuł, że w tej kwestii niemal nic się nie zmieniło.
Tak bardzo różna od innych kobiet, pozostawiła po sobie w jego życiu pustkę.
Przeżyli gorący romans, ostatni dla niego jako wolnego człowieka, zanim rozchorował się jego ojciec, co na zawsze zmieniło bieg jego życia.
– Poczekaj tu – rzucił pod wpływem impulsu.
– Po co?
– Powinniśmy porozmawiać.
Patrzyła na niego w niechętnym milczeniu, ale została, choć instynkt radził jej uciekać, póki to jeszcze możliwe.
– Muszę wracać do domu.
– Proszę o nie więcej niż kwadrans. Za dwa dni wracam do siebie. Jak tylko dopełnię ostatnich formalności związanych z kupnem hotelu. To, jak się rozstaliśmy… Spróbujmy choć trochę oczyścić atmosferę, zanim wrócę do Kwaram.
Najwyraźniej sądził, że to możliwe, wszystko wydawało mu się proste. Nie miał pojęcia o życiu, które stworzyli, i nie uświadamiał sobie, że nic już proste nie było.
W ciągu tamtych dni, tygodni i miesięcy po rozstaniu, Georgie stopniowo zaakceptowała fakt, że nie odwzajemniał jej uczuć. Nie widział w niej partnerki.
Borykając się z niespodziewanymi zmianami w życiu, uświadomiła sobie coś, co jej wcześniej umknęło. Otóż nigdy tak naprawdę nie rozmawiali o swojej codzienności, nigdy nawet nie poznali swoich nazwisk. Przyjęli filozofię „życia chwilą”, która jej wtedy odpowiadała, przynajmniej dopóki się nie zorientowała, że pragnie czegoś więcej.
Potem uświadomiła sobie jeszcze inne rzeczy. Zawsze spotykali się w jej mieszkanku, wynajętym, kiedy pierwszy raz przyjechała na Ibizę. Nie miała pojęcia, gdzie mieszkał, a był mistrzem w unikaniu niewygodnych pytań. Przypuszczała, że pracował w jednym z hoteli, usytuowanych wzdłuż wybrzeża, bo nigdy temu nie zaprzeczył. Roztaczał wokół siebie chłodną aurę pewności siebie, przez co sprawiał wrażenie dojrzalszego niż jego rówieśnicy. Ona jednak uważała, że to kwestia pochodzenia z innego kraju i odmiennego wychowania. Choć o tym też jej nie opowiadał.
Nagle wszystko nabrało sensu, a kawałki układanki wskoczyły na swoje miejsca. Był księciem, a ona parweniuszką. Nie pasowała do niego po prostu.
Dlaczego chciał o tym rozmawiać? Usprawiedliwić swoje zniknięcie?
Te rozmyślania przerwał jego powrót. Niestety wciąż nie potrafiła na niego patrzeć bez pożądania. Usiadł na krześle obok i pochylił się w jej stronę.
– Co im powiedziałeś? – spytała. – Nie chcę plotek. To mała miejscowość. Ludzie się znają.
– Powiedziałem, że byłaś zmęczona przygotowaniami do mojej wizyty. Że czuję się winny i zostanę z tobą, dopóki nie poczujesz się lepiej. Obiecałem twojemu szefowi zadbać, żebyś bezpiecznie dotarła do domu. Obiecuję, że nie będzie plotek.
– Zawsze miałeś dobre gadane.
– Nigdy cię nie okłamałem.
– Nie?
– Gdybym ci powiedział, kim jestem, wszystko by się skończyło, a nigdy z żadną kobietą nie czułem się lepiej niż z tobą. Byłem egoistą i chciałem mieć cię dla siebie możliwie najdłużej.
– A potem wyjechałeś i przestałeś o mnie myśleć – powiedziała z goryczą. – Nie przypuszczałeś, że mam uczucia i mogę się czuć zraniona? Zabawiłeś się tylko.
– Wszystko ma swój kres. Myślałem, że rozumiesz.
Zupełnie odmiennie postrzegali tę sytuację. Czy ją wykorzystał? Na pewno nie we własnych oczach. Chwila dobrej zabawy, a potem rozstanie. Jak dwa statki spotykające się na morzu, dążące w różnych kierunkach.
On wracał do rządzenia krajem i biznesu hotelowego, ona do postawionego na głowie życia.
– Mogłeś mi przynamniej powiedzieć, że odchodzisz – zauważyła chłodno. – Bałeś się, że będę się narzucać?
– To był nagły wyjazd. – Przeczesał palcami włosy.
– Jasne. Mogłeś do mnie napisać, ale to też ci nie przyszło do głowy. Po co? Najłatwiej było zniknąć bez słowa. A ja cię szukałam. Trwało całe wieki, zanim zrezygnowałam.
Pomyślała o Tilly, konsekwencji tamtej przygody.
– Zostałem wezwany do kraju, bo mój ojciec miał atak serca – wyjaśnił. – To się stało nagle i nie miałem wyboru. Owszem, mogłem napisać, ale i tak wyjazd był konieczny. Wolałem tego nie ciągnąć. Wiedziałem, że dasz sobie radę.
Pomyślała o przeszłości z mieszaniną smutku i niechęci. Romanse się kończą i nawiązują następne. Zawsze trudniej, kiedy zaangażowało się serce. A tak było z nią.
– A jak twój ojciec? – spytała. – Wyzdrowiał?
– W pewnym sensie. Lepiej powiedz, jak to się stało, że pracujesz w londyńskim hotelu jako szefowa kuchni, a planowałaś zostać ilustratorką. Pamiętam, że na Ibizie też pracowałaś w kuchni. Zmieniłaś zawód?
Zerknęła na zegar. Czas mijał i powinna już iść. Musi mu powiedzieć, że ma córkę, ale nie w tej chwili. Najpierw chciała sobie to wszystko poukładać w głowie, przepracować bolesne wspomnienia.
– Nie wszystko się ułożyło, jak planowałam. Co rozumiesz przez to, że ojciec wyzdrowiał „w pewnym sensie”?
– Wyzdrowiał, ale od tamtej pory nie jest już sobą. – Zawahał się i czuła, że nie ma ochoty o tym mówić.
– Jeżeli nie chcesz, to nie mów. Nie będę z ciebie wyciągać osobistych informacji.
– Wycofał się ze służby publicznej. Dlatego mój powrót był taki pilny. Jestem jego następcą i musiałem go zastąpić na czas rekonwalescencji. Nie miałem pojęcia, że to już na stałe. Ojciec uznał, wbrew opinii lekarzy, że jego życie dobiega już końca. Zawsze był bardzo aktywny, ale stracił tę żywiołowość. Nie jest już sobą i to mnie martwi. – Wzruszył ramionami. – Tak już jest. Chciałem tylko powiedzieć, że naprawdę musiałem wyjechać.
– Muszę iść – mruknęła.
– Rozmowa wymaga zakończenia. Jeszcze mi nie powiedziałaś, dlaczego tu pracujesz. Ten hotel chyba nie jest w najlepszym stanie?
Wzruszyła ramionami i odwróciła wzrok. Żałowała, że nie może zamknąć oczu i udawać, że nic się nie dzieje. Nie mogąc niczego wyjaśnić, czuła się głupio.
– A co ty robiłeś na Ibizie? – spytała wobec tego i zauważyła, że teraz on unika jej wzroku.
– Kupiłem jeszcze jeden hotel do kolekcji. A z twojego powodu zostałem trzy tygodnie dłużej, niż planowałem.
– Czy to miał być komplement? – spytała kwaśno, choć wiedziała, że uszczypliwość prowadzi donikąd. – Zapomnij. A co do hotelu, to tak. Od ponad roku nie jest najlepiej. Mam wrażenie, że klienci wolą hotele większe i lepiej wyposażone, chociaż ten jest czarujący. Jestem przekonana, że jeśli go odnowisz, nie niszcząc charakteru, będzie miał klientów. – Uśmiechnęła się sztywno. – Przepraszam, nie powinnam ci doradzać, skoro jesteś teraz moim szefem.
W innych okolicznościach pomyślałby o odejściu z pracy, ale prawdopodobnie, kiedy wyjedzie, szybko tu nie wróci. Już raz wyjechał, nie oglądając się za siebie. Tak samo będzie i tym razem.
– Może cię to uspokoi, że oszczędziłem twojemu szefowi niemiłej konieczności redukcji personelu i dość dokładnie przyjrzałem się rachunkom.
Nie zdawała sobie sprawy, że Duncan planuje zwolnienia, ale najwyraźniej nie miał wyboru. Odkąd tam pracowała, hotel działał na pół gwizdka.
– Wiem, ile ci płacą. G. Curtis, szefowa kuchni.
– Wiesz, ile zarabiam? To nie twój interes!
– Oczywiście, że mój. Całość tutejszych finansów stała się moim interesem w chwili, kiedy wyłożyłem pieniądze. Wiem, od czego zaczynałaś, to było godne ubolewania. Od tamtej pory wypracowałaś sobie dwie podwyżki. Kiedy cię poznałem, miałaś wiele marzeń. Jak to się stało, że skończyłaś, pracując za grosze w takim miejscu? Owszem, jest urocze, ale karierę trudno tu zrobić.
– Ja…
Twarz ją paliła. Pomyślała o tamtych marzeniach. Chciała ilustrować książki dla dzieci. Wiedziała, że początki będą trudne, ale uzyskała kilka kontraktów… a potem wszystko się zawaliło. Nigdy nie planowała pracy w kuchni.
Zawstydziła się i zaraz na to rozzłościła, bo bycie szefem kuchni było zajęciem kreatywnym i doskonale się w nim spełniała. Plan B mógł być dużo gorszy. W końcu zaczynała myśleć racjonalnie. Szok powoli mijał, a początkowe przerażenie zastąpiło poczucie nieuchronności. Zawsze wiedziała, że do tej przeżywanej po wielokroć w wyobraźni rozmowy kiedyś dojdzie, bo mężczyzna, który złamał jej serce i odebrał wiarę w miłość, powróci jak sztorm niszczący wszystko na swojej drodze.
Widziała, że jest zaciekawiony i miała mu to za złe.
– Nie musisz się tłumaczyć… – zawahał się na moment. – Ale naprawdę chciałbym wiedzieć, dlaczego pracujesz w takim miejscu. A właściwie, to chciałbym wytłumaczyć, dlaczego porzuciłem moją drogę. Wszyscy stajemy przed wyborami. Chciałbym ci wyjaśnić mój.
– Nie ma takiej potrzeby – mruknęła niechętnie.
– Zjedz ze mną obiad. – Uśmiechnął się blado. – Jesteś szczuplejsza, niż zapamiętałem. Sprawiasz wrażenie niedożywionej. Lubisz kuchnię włoską, dobrze pamiętam? Pasta carbonara? Ostatni wspólny obiad, zanim wyjadę. Zabiorę cię, dokąd zechcesz. Wiem, że nie muszę się tłumaczyć, ale chciałbym. Weź moją wizytówkę.
Spojrzała na wytłaczane litery, złote na kremowym tle. Imię i nazwisko. Numer telefonu. I królewska korona.
– Zrozumiem, jeśli nie pozwolisz, żebym cię odwiózł do domu. To oczywiste, że masz żal o to, jak wtedy postąpiłem.
– Chyba mnie nie winisz?
– W każdej historii są dwie strony.
– Czasami bywa tylko jedna.
– Zjedz ze mną obiad.
– Żebyś mógł oczyścić sumienie?
– Wiele wspólnie przeżyliśmy…
Nagle zapragnęła mu wszystko opowiedzieć i przestraszyła się tego pragnienia. A także nadziei, że tęsknił za nią, tak jak ona za nim, choć już się pogodziła z tym, że odegrała w jego życiu rolę raczej powierzchowną.
– Zastanów się – poprosił miękko i wstał, ale nie odrywał od niej wzroku. – Tym razem rozstalibyśmy się w przyjaźni.
Najchętniej podarłaby tę wizytówkę na strzępy. Przyjaźń? Wspólna kolacja? Mieli zakopać topór wojenny? Naprawdę sądził, że pożegnają się uściskiem dłoni? Wpadnij, jak będziesz w okolicy? I może jeszcze całus w policzek?
Jeżeli tak mu się wydawało, to był bardzo daleki od prawdy.
Obserwowała w milczeniu, jak czeka, z głową przechyloną na bok, zanim obrócił się na pięcie i pomaszerował do drzwi, za którymi czekał obojętny ochroniarz.
Drzwi zamknęły się z cichym stuknięciem, a ona sięgnęła po wizytówkę i zamknęła ją w dłoni.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji