Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Czasem w milczeniu słychać dużo więcej, niż echa niewypowiedzianych słów.
Miłość, przywiązanie oraz piękne wspomnienia z dzieciństwa stoją w sprzeczności z prawdą odkrywaną przez Reginę, która spotyka się ze świadkami dawnych czasów. Cienie przeszłości nie pozwalają młodej pisarce jasno spojrzeć w przyszłość, a rodzinne sekrety, które wychodzą na jaw, burzą jej spokój ducha. Czy uda jej się nie stracić wiary w miłość?
– Jasne, wiem, co ja i Jolanta zrobiliśmy Krystynie – syknął przez zęby Roman i gwałtownym ruchem odwrócił się, dając do zrozumienia, że czas zakończyć wspólny spacer.
– Nie chodzi o to, co ty i Jolanta zrobiliście Kryśce, ale o to, co Wołyńska mogła zrobić tobie… i nie tylko tobie.
Roman z trudem opanował odruch niechęci, a zarazem zdumienia. Słowa przyjaciela zaskoczyły go i ponownie zirytowały.
[…]
Nie ma sensu do tego wracać – mruknął. – Nie chcę.
Agnieszka Janiszewska
Ukończyła historię na Uniwersytecie Warszawskim, pracuje jako nauczyciel historii w liceum ogólnokształcącym. Od urodzenia związana jest z Warszawą, obecnie mieszka w jednej z podwarszawskich miejscowości. Znana jest z porywających sag rodzinnych oraz doskonale zarysowanego tła historycznego w powieściach obyczajowo-historycznych.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 221
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
– No tak… – westchnęła Krystyna.
Regina miała wrażenie, że w nieskończoność czekała na jakąkolwiek reakcję babki, choć w istocie minęło zaledwie kilka minut. Trzy, może cztery, nie więcej! W dodatku tak lakoniczna odpowiedź w żadnym razie nie mogła jej zadowolić. Nie po tym tygodniu niepewności, strachu, udręki. Nie po tych dniach, jakie upłynęły od rozmowy z Siedlecką, kiedy z trudem zapanowała nad pierwszym odruchem, by od razu biec na dworzec i kupić bilet do Gdańska. Ostatecznie górę wziął rozsądek, następnego dnia musiała przecież pójść do pracy. Postanowiła więc zaczekać do piątku i nawet sobie wytłumaczyła, że tak będzie lepiej – także z innego powodu. Ochłonie, przemyśli to sobie jeszcze raz. Nabierze dystansu. Nie wolno ulegać emocjom, one akurat w niczym jej nie pomogą. Przeciwnie, najprawdopodobniej wszystko zepsują. A powinna się dobrze przygotować do spotkania z babką, dokładnie zaplanować każde zdanie, które wypowie. Tak pokierować rozmową, aby skłonić Krystynę do mówienia o przeszłości. Z pewnością nie będzie to łatwe zadanie. Regina nie mogła oprzeć się przekonaniu, że babka czytała w niej niczym w otwartej księdze. Chyba nikt jej tak dobrze nie znał jak Zawistowska. Czy z kolei ona, Regina, mogła powiedzieć to samo o babce? Długo uważała, że tak właśnie jest. Potem wciąż uparcie trzymała się tego złudzenia, głównie dlatego, że go potrzebowała. Ale od kilku dni wiedziała, że czas najwyższy spojrzeć prawdzie w oczy. Nie tylko nie wiedziała o babce wszystkiego, ale być może nie miała pojęcia o sprawach jak najbardziej kluczowych. Babka tak dla niej dobra, przyjazna i zawsze chętnie służąca radą czy pomocą, ale o sobie na ogół mówiła niewiele. W jej postawie, sposobie bycia było coś, co zniechęcało każdego, w tym ukochaną wnuczkę, do próby przekroczenia pewnych granic – tych, które ona sama wytyczyła, zwłaszcza jeśli chodziło o wyciąganie z niej wspomnień czy namawianie na zwierzenia. Oczywiście, niby nic w tym niezwykłego – wielu ludzi tak się zachowuje – Krystyna była w tym jednak nad podziw skuteczna. Znacznie bardziej niż wiele innych, podobnych do niej osób.
Ale może to, co jej opowiem, poruszy nią do tego stopnia, że… pęknie? – uznała Regina, gdy wyruszając wreszcie w piątkowe popołudnie w drogę, obserwowała przesuwający się za oknem tak dobrze znany jej krajobraz. Ileż to razy przemierzała tę trasę o różnych porach roku! Oczywiście równie dobrze mogło się okazać, że babka jednak nie pęknie. Wtedy – no cóż – trudno. Siła wyższa, jak to mówią. Trzeba będzie się rozmówić z Dobrowolskimi. I tak zresztą planowała to zrobić, tyle że najpierw chciała usłyszeć wersję babki.
W dodatku córka Wołyńskiej wciąż przebywała w sanatorium, a na rozmowę z jej synem Regina nie miała ochoty. Ilekroć o nim myślała, za każdym razem przypominała sobie wyraz jego twarzy, gdy obserwował ją podczas wieczoru autorskiego w Lipniewie. Ledwo tajona pobłażliwość i lekka drwina walczyły w nim z czymś jeszcze. Z czymś, co ją irytowało, ale i niepokoiło. Czego wciąż nie potrafiła nazwać. A potem te jego słowa na temat jej twórczości. I cała ta sytuacja, gdy zaczepił ją w okolicach przystanku, a następnie wręczył wizytówkę. Odmówiła mu wtedy i powinna była się tego trzymać. Uniknęłaby tych wszystkich rozterek, które później stały się jej udziałem. Tej męczarni, jaką było pisanie od początku czyjejś niedokończonej, w dodatku niezbyt udanej powieści. Przez cały ten czas, gdy biedziła się nad tekstem, coraz częściej sobie uzmysławiała, że jej wypociny nie wypadną dużo lepiej niż oryginał Jolanty Wołyńskiej. A rewelacje przekazane przez Siedlecką oznaczały dla niej prawdziwe trzęsienie ziemi.
Zarówno Karolina Dobrowolska, jak i jej syn doskonale wiedzieli, czyją była wnuczką – co do tego Regina nie miała już żadnych wątpliwości. Bez większego trudu wpadli na jej ślad, a fakt, że była autorką, która próbowała zaistnieć na rynku wydawniczym, tylko im dopomógł w realizacji misternego planu. Wciąż jednak pozostawało pytanie, dlaczego w ogóle to wszystko ukartowali? Czemu Dobrowolskiej tak zależało, aby to właśnie ona dokończyła czy też napisała od nowa książkę jej matki? Czy w ten sposób chciała się zemścić na rodzinie Nałęczów? Na żonie i dzieciach Romana, których jednak nie zdecydował się opuścić? Bo chyba nie na nim samym, skoro od lat już nie żył.
Na samą myśl o takiej ewentualności Regina bezwiednie zaciskała pięści.
Stefan Nałęcz wprawdzie zdziwił się, usłyszawszy, że córka wybiera się z weekendową wizytą do jego matki – przecież marcowe deszcze nie zachęcały do podróży nad morze – ale z drugiej strony nie krył też zadowolenia. Sam nie miał czasu na w miarę regularne wizyty w Sobieszewie, dlatego inicjatywa Reginy spotkała się z jego uznaniem. Halina Nałęcz dla odmiany nie kryła niezadowolenia.
– Powinnaś spędzać więcej czasu z rówieśnikami – oświadczyła.
W odpowiedzi Regina przewróciła oczami.
– Na litość boską, mamo, mówisz tak, jakbym była nastolatką – oświadczyła.
Rówieśnicy! Tak jakby kiedykolwiek się nimi otaczała! Przecież zawsze była samotnicą! Przecież zawsze, kiedy tylko miała na to czas, jechała do babki. To u niej chroniła się przed światem, który często ją przytłaczał. W tym także przed rówieśnikami. Oczywiście wiedziała, co tak naprawdę martwiło Halinę Nałęcz. To na nic, mamo, chciała powiedzieć. Musisz pogodzić się z faktem, że nie należę do dziewczyn, za którymi uganiają się chłopcy i mężczyźni. Dla mnie to oczywiste, ty także przyjmij to w końcu do wiadomości.
Tak więc wyrwała się z Warszawy. Krystyna i Władysław przyjęli ją tak samo serdecznie jak zawsze. Nie miała jednak wątpliwości – oboje się domyślili, że przyjechała do nich z konkretną sprawą, że znowu miała jakiś problem, z którego jak zwykle chciała się zwierzyć babce. Regina nie potrafiła przybierać pokerowej miny – wyraz twarzy zawsze ją zdradzał. Dlatego po kolacji Władysław udał się z wizytą do samotnego, owdowiałego przyjaciela mieszkającego na drugim końcu miejscowości, a one obie mogły pomówić w cztery oczy. Krystyna nalała po kieliszku wybornej wiśniówki, po czym przyjrzała się uważnie wnuczce i spytała, czy wszystko u niej w porządku. Zawsze tak zaczynała rozmowę, gdy widziała, że dziewczynie coś leży na sercu.
– Pamiętasz, jak w maju opowiadałam ci o wieczorze autorskim w Lipniewie? – podjęła Regina, odwracając twarz od mroku za oknem. – O tym młodym człowieku, który wręczył mi wizytówkę i zasugerował, że powinnam spróbować napisać coś innego niż to, co tworzyłam do tej pory, coś bardziej ambitnego. – Samo wypowiedzenie ostatniego słowa sprawiło, że uśmiechnęła się drwiąco.
– Pewnie, że pamiętam – skinęła głową babka. – Sama cię namawiałam, abyś to przemyślała. Abyś coś zmieniła w swoim pisarskim repertuarze.
No właśnie, parsknęła w duchu Regina.
– No więc zrobiłam to – rzekła na głos.
– To znaczy co? – skrzywiła się babka.
– Zadzwoniłam do Dobrowolskiego – oznajmiła Regina, starając się spostrzec choćby najdrobniejszy grymas na twarzy Zawistowskiej. Nigdy dotąd w obecności babki nie wymieniła tego nazwiska.
Nie wyglądało jednak na to, aby Krystyna jakoś szczególnie zareagowała. Jedynie lekko się zdziwiła, ale tak jak człowiek, który nie końca zrozumiał, o co chodzi.
– Do kogo zadzwoniłaś? – spytała.
– Do Dobrowolskiego. Tak się nazywa ten młody człowiek.
– Aha… – Zawistowska podniosła się, aby schować butelkę do szafki. Dla odmiany postawiła czajnik na gazie. – No i co? Opowiadaj. – Gdy ponownie usiadła przy stole, wyglądała na szczerze zainteresowaną.
A potem, nie przerywając wnuczce, wysłuchała całej reszty.
– No tak – westchnęła, gdy Regina skończyła. Uśmiechnęła się lekko, spostrzegłszy nieumiejętnie maskowane zniecierpliwienie na twarzy dziewczyny. Sama zachowała niewzruszony spokój, ale Regina nie miała wątpliwości, że był on tylko pozorny. Zawistowską zdradził wyraz twarzy i zaciśnięte w wąską kreskę wargi. Każdy, kto zdołał ją dobrze poznać, łatwo by odgadł, jak bardzo była teraz wzburzona.
– To cały twój komentarz, babciu? – nie wytrzymała Regina. – Niczego więcej mi nie powiesz?
Zawistowska wzruszyła ramionami. W jej niemal nieruchomych źrenicach na moment jakby coś się zapaliło. Po chwili zresztą zgasło.
– Co tu jeszcze dodać? Wiesz już wszystko – rzekła i podniosła się, by odstawić czajnik z gazu.
Cholerny czajnik, pomstowała w myślach Regina. Stary, przedpotopowy śmieć. Ileż to razy namawiała babkę na kupno elektrycznego. Chciała jej nawet takowy sprezentować, namawiała Władysława, aby dołożył się do imieninowego upominku, ale gdzie tam! Stary siedział pod pantoflem u żony i twierdził, że skoro Krysia woli ten stary, zwykły czajnik, to nie ma co jej na siłę uszczęśliwiać. Zresztą kupił jej już perfumy. A poza tym elektryczny czajnik oznacza wysokie rachunki za prąd. Reginie nie pozostawało nic innego, jak dać za wygraną. I oto teraz, gdy próbowała wydobyć z babki wspomnienia, przeszkodził jej w tym ten stary rzęch. A babka zyskała czas, by ochłonąć. Odwrócona tyłem do wnuczki zapanuje nad wzruszeniem i wycofa się do swojej twierdzy.
– Napijesz się kawy? – Jakby na potwierdzenie przypuszczeń Reginy, Krystyna zadała to pytanie spokojnym, wyważonym tonem.
– Kawy? O tej porze? – prychnęła rozeźlona dziewczyna. – A potem się okaże, że nie możesz zasnąć.
– Na mnie kawa tak nie działa. Piję ją, bo lubię. A zasnę natychmiast, gdy przyłożę głowę do poduszki. Jak zwykle.
– Dobrze – westchnęła z rezygnacją Regina. – Nie chcesz, nie mów. Nie mogę cię zmusić. Rozumiem, że trudno ci o tym rozmawiać. Ale nie martw się, nie napiszę tej książki. Zakomunikuję to Dobrowolskiej i jej synalkowi. A potem postaram się obmyślić inną fabułę dla mojej kolejnej powieści. Czas najwyższy oddać do wydawnictwa czwartą powieść.
– Czwartą powieść? – Zawistowska podeszła do stołu, niosąc dwie dymiące filiżanki. Jednak dwie!
Regina przewróciła oczami na ten widok, ale zaraz potem przyszło jej do głowy, że dzięki tej kawie ma jednak okazję porozmawiać dłużej z babką. I niewykluczone, że właśnie dlatego Krystyna w ogóle ją przygotowała – pomimo późnej godziny.
– Tak. Jak dotąd wydałam trzy – odparła. – Wydawnictwo czeka na następną. Zobowiązałam się do tego w umowie, zapomniałaś? – Nawet nie starała się ukryć goryczy w swoim głosie. – Na książkę Wołyńskiej straciłam mnóstwo czasu, prawie rok. I ponownie jestem w punkcie wyjścia.
– Ja też tak wtedy mówiłam. – Zawistowska niespodziewanie pogłaskała dłoń wnuczki. – Prawie tak samo. Że straciłam mnóstwo czasu. Naprawdę tak myślałam i tak się czułam. A potem postanowiłam, że nie stracę już ani jednego dnia, ani godziny więcej.
Zapadła cisza, którą przerwał stary zegar w sieni wybijający właśnie godzinę dwudziestą. Regina, mimowolnie zasłuchana w te odgłosy, poczuła jednocześnie, jakby opadało z niej całe napięcie. Cała złość. Zapatrzona w widoczną w świetle latarni jabłonkę, której bezlistne gałęzie poruszał wiatr, bezwiednie pomyślała o szumiącym za pobliskimi wydmami morzu.
Ten dom to moje miejsce na ziemi – przypomniała sobie, że doszła do takiego przekonania jeszcze jako małe dziecko. I pozostała mu wierna.
Poruszona słowami babki przeniosła na nią wzrok, ale Krystyna patrzyła właśnie prosto w okno, jakby usiłowała dostrzec tonący w mroku ogród. W jej spojrzeniu kryła się przeszłość – w tym momencie do złudzenia przypominała Zofię Siedlecką, choć tak naprawdę nie były do siebie podobne. I pewnie ta przeszłość sprawiła, że twarz Zawistowskiej jakby odmłodniała. Choć nie ulegało wątpliwości, że nie oddawała się teraz radosnym wspomnieniom.
– Nie chcę, abyś myślała, że cię zbywam – odezwała się cicho. – Naprawdę uważam, że niewiele mam do dodania po tym, czego się dowiedziałaś od tej kobiety.
– Czy kiedykolwiek ją widziałaś? To znaczy… Mam na myśli Siedlecką.
Wprawdzie Zofia nawet nie zająknęła się w tej kwestii, ale prawda była taka, że Regina nie zagadnęła jej o to. Podczas rozmowy z nią to pytanie nie przyszło dziewczynie do głowy. I choć twierdząca odpowiedź nadal wydawała jej się mało prawdopodobna, wolała mieć już w tej sprawie pewność.
Krystyna jednak nieznacznie pokręciła głową i objęła dłońmi filiżankę. Tak jakby chciała zatrzymać jej ciepło, jakby odczuwała potrzebę ogrzania się nim.
– A Wołyńską? – indagowała łagodnie wnuczka. Teraz ona dotknęła pieszczotliwie dłoni starszej kobiety.
– Tak. Ją… tak.
– Przykro mi, babciu. – Regina cofnęła jednak rękę, bo odniosła wrażenie, że babka wcale nie miała teraz ochoty na żadne współczujące gesty. Nie odwzajemniała spojrzeń wnuczki, nie uśmiechnęła się, nawet się nie skrzywiła.
Na jej twarzy pojawił się surowy, pełen skupienia wyraz, który onieśmieliłby każdego rozmówcę. Nawet jeśli tym rozmówcą była ukochana Regina.
– To stare dzieje – mruknęła Krystyna.
Tylko pozornie, pomyślała Regina. W każdym razie czuła się teraz tak, jakby ożywiła upiora. Do czego by nie doszło, gdyby odrzuciła propozycję Karoliny Dobrowolskiej, a właściwie gdyby jeszcze wcześniej zignorowała jej syna i wyrzuciła jego wizytówkę.
– Może pocieszy cię fakt, że przyjaciółka Wołyńskiej, czyli Siedlecka, także miała jak najgorsze zdanie o jej prowadzeniu się i romansach z żonatymi mężczyznami. Bo przecież… – Tu się zająknęła. – Dziadek nie był jedyny…
Ale był jedynym, którego traktowała poważnie. Był najważniejszy. Tego jednak nie mogła powiedzieć na głos. Nie mówiąc już o tym, że Siedlecka przynajmniej kilkakrotnie podkreślała, że nie uważała się za przyjaciółkę Jolanty.
– To żadne pocieszenie – odparła głucho Krystyna, odnosząc się do uwagi wnuczki. – Był jedyny czy nie… Jakie to mogło mieć dla mnie znaczenie? Tym bardziej że dla niego nie miało żadnego. Oszalał na punkcie tej wypindrzonej głuptaski. Jej zgrabna pupa i długie nogi znaczyły dla niego więcej niż rodzina.
– Przecież w końcu z nią zerwał. Wybrał rodzinę – zaprotestowała słabo Regina. Wprawdzie Siedlecka nie powiedziała tego tak zupełnie wprost – z jej wspomnień wynikało, że po bodaj dwuletnim rozstaniu Roman wrócił do kochanki, niemniej pod koniec jej życia coś się między nimi ponownie zepsuło. To by oznaczało, że koniec końców wybrał jednak rodzinę. Z żoną rozstał się ostatecznie dopiero na początku lat sześćdziesiątych. I wkrótce potem wyjechał na Zachód – ale nastąpiło to już wiele lat po śmierci Wołyńskiej.
– O tak! Postawiłam sprawę jasno. – Nieruchoma twarz babki jakby się ożywiła. W jej oczach pojawiło się coś, co spowodowało, że Reginą wstrząsnęły zimne dreszcze. Najważniejsze jednak, że zupełnie niespodziewanie Zawistowska wychyliła się jednak ze swojej skorupy. Że postanowiła zareagować, odnieść się do sytuacji, powiedzieć coś więcej.
Regina wiedziała, że jeśli chce się jeszcze czegokolwiek dowiedzieć, powinna zachować daleko posuniętą ostrożność. Zapanować nad emocjami. Niczym kroczący po cienkim lodzie człowiek, który w dodatku znajduje się daleko od brzegu. W jej przypadku każde niewłaściwie dobrane słowo mogło spowodować, że babka ponownie zamknie się w swojej skorupie.
– Zdecydowałaś się na… ultimatum? – spytała niepewnie.
Zawistowska skinęła głową. Upiła łyk kawy i skrzywiła się, jakby posmakowała czegoś gorzkiego i niestrawnego.
– Oczywiście. A coś ty myślała? Nie miałam zamiaru chować głowy w piasek i żyć tak, jakbym nie miała pojęcia o istnieniu tej drugiej. A przy okazji udawać, że nie rozumiem znaczenia spojrzeń, a także mniej lub bardziej zawoalowanych aluzji, na które pozwalali sobie ci, dla których ta sytuacja także przestała być tajemnicą. Jak tylko się dowiedziałam, co w trawie piszczy, postanowiłam działać.
– Zagroziłaś dziadkowi rozwodem? – spytała Regina i zaraz przeklęła własną nieostrożność. Tak postawione pytanie, a zwłaszcza pełen ekscytacji ton, jakim je zadała, mógł zirytować babkę i zamknąć jej usta.
I rzeczywiście – Krystyna obrzuciła ją pełnym dezaprobaty spojrzeniem. Ale nie wycofała się z rozmowy.
– Rozwodem? – prychnęła. Jej policzki zabarwił słaby rumieniec. – Wtedy? Kilka lat po zakończeniu wojny, gdy było tak ciężko? Gdy wszyscy odbudowywaliśmy nasze życie? Potrzebowałam go, miałam dwoje małych dzieci, które nie mogły zostać bez ojca. – Zacisnęła dłonie. – Mimo to oznajmiłam mu, że jeśli nie skończy z tamtą, postaram się, aby już nigdy nie zobaczył syna i córki.
– Skończył z nią?
Z opowieści Siedleckiej to właśnie wynikało, ale Regina chciała usłyszeć potwierdzenie babki. Siedlecka nie musiała przecież wiedzieć wszystkiego, zadowoliła się jedynie zapewnieniem Jolanty, a poza tym nie drążyła sprawy. Niemniej z punktu widzenia Krystyny mogło to wyglądać inaczej, oczywiście o ile znała całą prawdę.
Babka jednak potwierdziła.
– Tak. Skończył. Przez jakieś dwa lata był spokój. Ale potem…
Jak dotąd wszystko się zgadza, pomyślała Regina i na samą myśl, co zaraz usłyszy, poczuła, jak ściska się jej serce.
– Potem dowiedziałaś się, że znowu zaczęli się spotykać – podpowiedziała ze współczuciem.
– Potem dowiedziałam się, że znowu zaczęli ze sobą sypiać – sarknęła gniewnie babka i postawiwszy na tacy puste filiżanki po kawie, podniosła się od stołu.
Przez chwilę słychać było jedynie szum lejącej się z kranu wody, gdy Krystyna, odwrócona tyłem do wnuczki, zmywała naczynia. Regina obserwowała ją w milczeniu, zanim, pokonawszy niemałe onieśmielenie, zdecydowała się podejść i pogłaskać babkę po ramieniu. Nie była pewna jej reakcji.
– Nie wykluczam zresztą, że stało się to nawet kilka miesięcy wcześniej, zanim to do mnie dotarło – podjęła Krystyna, zakręciwszy wodę. Zaczęła teraz układać naczynia w szafce obok zlewu, co spowodowało, że Regina musiała zabrać dłoń z jej ramienia. – Ja w każdym razie przez dwa lata trwałam w ułudzie, że nasza rodzina funkcjonuje już normalnie. To znaczy prawie normalnie, bo przecież tak łatwo nie przeszłam do porządku dziennego nad tym, co się wcześniej stało, a dwa lata to jednak zbyt krótko, by na dobre wybaczyć zdradę. Nie mówiąc już o zapomnieniu. Takich rzeczy się nie zapomina. A tymczasem okazało się, że moje uczucia i tak nie mają znaczenia, bo romans się odnowił. W pierwszej chwili świat mi się zawalił. A potem… – Na moment znieruchomiała, jakby szukała wolnego miejsca w szafce dla jeszcze kilku talerzy.
– Znowu zrobiłaś awanturę dziadkowi – domyśliła się Regina. Mimowolnie sama zaciskała teraz pięści, tak jak przedtem zrobiła to Zawistowska.
– Nie. Tym razem poszłam prosto do niej. – Babka wyprostowała się i spojrzała wnuczce w oczy. – Zapytałaś wcześniej, czy się z nią spotkałam. Otóż miało to miejsce właśnie wtedy. Ten jeden, jedyny raz.
Patrząc na nią, Regina ponownie poczuła dreszcze. Tak jakby ktoś otworzył drzwi albo okno i wpuścił do pomieszczenia lodowate powietrze.
– Rozumiem, że… przemówiłaś jej do rozumu – szepnęła. To wcale nie było pytanie. Była tego pewna.
– Dokładnie tak. Przemówiłam jej do rozumu. – W oczach Krystyny pojawiło się osobliwe światło.
– Przekonałaś ją, aby…
– Przekonałam.
Ile czasu minęło między tym spotkaniem a śmiercią Wołyńskiej? – przemknęło Reginie przez myśl, ale zapanowała nad łzami, które nie wiedzieć czemu cisnęły jej się do oczu, i wykrzywiła wargi w uśmiechu.
– Brawo, babciu. – Te słowa wyrwały jej się spontanicznie i nawet w jej własnych uszach zabrzmiały nad wyraz głupio. Babka także się skrzywiła.
– Nie masz mi czego gratulować. I tak ode mnie odszedł. Choć dopiero wiele lat później. I ostatecznie związał się z kim innym.
Obie jednocześnie drgnęły, gdy usłyszały głośne trzaśnięcie furtki. A chwilę potem z sieni dobiegło radosne pogwizdywanie Władysława.
– Jak tam, moje panie? – zawołał wesoło. – Już żeście się naradziły? Wolno mi wejść na pokoje?
– Przecież nikt cię stąd nie wyganiał – odparła z sarkazmem w głosie jego żona. Z pewnością nie zabrzmiało to ani jak żart, ani – tym bardziej – jak miłe powitanie.
Daj spokój, babciu. Nie odgrywaj się na swoim drugim mężu za to, co zrobił ci ten pierwszy, chciała zaprotestować Regina.
Ale nie odezwała się ani słowem.
Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej
Czwarta powieść. Tom 2
Wydanie pierwsze
ISBN: 978-83-8219-070-0
© Agnieszka Janiszewska i Wydawnictwo Novae Res 2020
Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt
jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu
wymaga pisemnej zgody wydawnictwa Novae Res.
Redakcja: Wioletta Cyrulik
Korekta: Emilia Kapłan
Okładka: Paulina Radomska-Skierkowska
Wydawnictwo Novae Res
ul. Świętojańska 9/4, 81-368 Gdynia
tel.: 58 716 78 59, e-mail: [email protected]
http://novaeres.pl
Publikacja dostępna jest w księgarni internetowej zaczytani.pl.
Na zlecenie Woblink
woblink.com
plik przygotowała Katarzyna Rek