Dbaj. Jak czule, życzliwie i mądrze zaopiekować się sobą? - Brooke McAlary - ebook

Dbaj. Jak czule, życzliwie i mądrze zaopiekować się sobą? ebook

Brooke McAlary

4,8

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Autorka bestsellerowych Prostoty i Powoli z nowym, przełomowym poradnikiem!

Jak nigdy wcześniej świat potrzebuje twojej życzliwości i uwagi. Chcąc pomagać innym, najpierw zatroszcz się o własny dobrostan. W relacjach z samą sobą i w związkach z innymi, postaw na czułość, uważność i łagodność. W przełomowym poradniku Brooke McAlary wyjaśnia, że dbanie o siebie korzystnie wpływa na ludzi, których znamy i kochamy, na pracę, którą wykonujemy, i społeczność, w której żyjemy. Odkryj, jak:

· Pielęgnować swój spokój, by obdarzyć nim innych

· Zadbać o swój sen, by móc czuwać nad snem bliskich

· Odpoczywać, by móc twórczo myśleć i skutecznie działać

Autorka zapozna czytelnika z dziewięcioma efektywnymi metodami pomocnymi w dbaniu o siebie i wyjaśni, na czym polega sztuka prawdziwego relaksu. I niezależne, jak dużo czasu potrafimy na to wygospodarować – pół minuty, pół godziny czy pół dnia – w poradniku McAlary znajdziemy konkretne wskazówki, dzięki którym życie może stać się szczęśliwsze i pełniejsze.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 263

Oceny
4,8 (6 ocen)
5
1
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Ty­tuł ory­gi­na­łu: Care. The Ra­di­cal Art. Of Ta­king Time
Opie­ka re­dak­cyj­na: DO­RO­TA WIERZ­BIC­KA
Re­dak­cja: ANNA MI­LEW­SKA
Ko­rek­ta: ANNA DO­BOSZ, EWA KO­CHA­NO­WICZ, ANNA PO­INC-CHRA­BĄSZCZ
Pro­jekt okład­ki i wnętrza ksi­ążki: PA­WEŁ PAN­CZA­KIE­WICZ
Re­dak­tor tech­nicz­ny: RO­BERT GĘBUŚ
Co­py­ri­ght © Bro­oke McA­la­ry 2021 First pu­bli­shed by Al­len&Unwin, Au­stra­lia, in En­glish lan­gu­age, 2021 © Co­py­ri­ght for the Po­lish trans­la­tion by Na­ta­lia Wi­śniew­ska © Co­py­ri­ght for this edi­tion by Wy­daw­nic­two Li­te­rac­kie, 2022
Wy­da­nie pierw­sze
ISBN 978-83-08-07772-6
Wy­daw­nic­two Li­te­rac­kie Sp. z o.o. ul. Dłu­ga 1, 31-147 Kra­ków tel. (+48 12) 619 27 70 fax. (+48 12) 430 00 96 bez­płat­na li­nia te­le­fo­nicz­na: 800 42 10 40 e-mail: ksie­gar­nia@wy­daw­nic­two­li­te­rac­kie.pl Ksi­ęgar­nia in­ter­ne­to­wa: www.wy­daw­nic­two­li­te­rac­kie.pl
Kon­wer­sja: eLi­te­ra s.c.

Jak to się sta­ło, że tak bar­dzo się od sie­bie od­da­li­li­śmy?

Po set­kach ty­si­ęcy lat ewo­lu­cji na­uczy­li­śmy się do­ce­niać więź, dzi­ęki któ­rej roz­kwi­ta­my. Nie je­ste­śmy sa­mot­ni­ka­mi z na­tu­ry. Hi­sto­ria po­ka­zu­je, że za­le­ży­my od in­nych człon­ków ple­mie­nia albo wio­ski, któ­rzy po­ma­ga­ją nam zdo­być je­dze­nie, dach nad gło­wą, mi­ło­ść i po­czu­cie przy­na­le­żno­ści. Tym­cza­sem na­sze hi­per­sko­mu­ni­ko­wa­ne, za­nu­rzo­ne w tech­no­lo­gii, na­pędza­ne ga­dże­ta­mi spo­łe­cze­ństwo zre­zy­gno­wa­ło z licz­nych in­te­rak­cji twa­rzą w twarz, na któ­rych za­wsze po­le­ga­li­śmy, przez co wie­lu z nas zna­la­zło się w spo­łecz­nej izo­la­cji, nie do ko­ńca ro­zu­mie­jąc, skąd się bie­rze przy­tła­cza­jące po­czu­cie wy­ob­co­wa­nia.

Od­po­wie­dzi na py­ta­nie, dla­cze­go je­ste­śmy co­raz bar­dziej sa­mot­ni, są ró­żne. Nie­któ­rzy na­ukow­cy do­wo­dzą, że pro­blem sta­no­wi zin­ten­sy­fi­ko­wa­ne ko­rzy­sta­nie z tech­no­lo­gii i me­diów spo­łecz­no­ścio­wych, zwłasz­cza wśród młod­szych użyt­kow­ni­ków, pod­czas gdy inni wska­zu­ją na wzrost in­dy­wi­du­ali­zmu w spo­łe­cze­ństwie, tem­po wspó­łcze­sne­go ży­cia i to, jak mało mo­żli­wo­ści two­rze­nia wi­ęzi albo prze­strze­ni do zgro­ma­dzeń ofe­ru­ją na­sze mia­sta i me­tro­po­lie. Przy­pusz­czam, że trze­ba do tego do­dać wiel­ce re­al­ną mo­żli­wo­ść, że przez CO­VID-19 lu­dzie boją się re­la­cji twa­rzą w twarz. Pan­de­mia za­szcze­pi­ła w nas nowy ro­dzaj stra­chu, któ­ry jesz­cze moc­niej pchnął nas w stro­nę tech­no­lo­gii ma­jących za­stąpić sto­sun­ki mi­ędzy­ludz­kie. Uła­twie­nia ta­kie jak do­sta­wa bez po­trze­by kon­tak­tu czy apli­ka­cje umo­żli­wia­jące za­mó­wie­nia albo pła­ce­nie za kawę na od­le­gło­ść wy­pa­rły na­wet naj­bar­dziej pod­sta­wo­we in­te­rak­cje, odzie­ra­jąc nas z przy­jem­no­ści czer­pa­nej na co dzień z prze­by­wa­nia wśród lu­dzi.

Bez względu na przy­czy­nę izo­la­cja wpły­wa na nas na mnó­stwo spo­so­bów, szko­dząc nie tyl­ko na­sze­mu zdro­wiu fi­zycz­ne­mu i psy­chicz­ne­mu, ale ta­kże na­szym zwi­ąz­kom, spo­łecz­no­ściom, miej­scom pra­cy i do­mom. In­ny­mi sło­wy, spo­łe­cze­ństwa, w któ­rych ży­je­my, sta­ją się ułom­ne z po­wo­du wy­ob­co­wa­nia i sa­mot­no­ści.

W dwa ty­si­ące sie­dem­na­stym roku me­ta­ana­li­tycz­ka, któ­ra prze­pro­wa­dzi­ła dzie­si­ąt­ki ba­dań nad sa­mot­no­ścią, Ju­lian­ne Holt-Lun­stad wraz z ze­spo­łem ba­da­czy z Uni­wer­sy­te­tu Bri­gha­ma Youn­ga od­kry­li, że re­gu­lar­ne uczu­cie osa­mot­nie­nia, czy alie­na­cji daje po­dob­ny sku­tek jak wy­pa­la­nie mniej wi­ęcej pi­ęt­na­stu pa­pie­ro­sów dzien­nie, a u tych z nas, któ­rzy prze­ży­wa­ją dłu­gie albo często po­wta­rza­jące się okre­sy se­pa­ra­cji, ry­zy­ko przed­wcze­snej śmier­ci jest o bli­sko pi­ęćdzie­si­ąt pro­cent wy­ższe. Wy­so­kie ci­śnie­nie krwi, cho­ro­by ser­co­wo-na­czy­nio­we, za­bu­rze­nia funk­cji po­znaw­czych i de­pre­sja to tyl­ko nie­któ­re z do­le­gli­wo­ści zwi­ąza­nych z sa­mot­no­ścią, któ­re osta­tecz­nie mogą do­pro­wa­dzić do śmier­ci.

Cho­ciaż ła­two uznać ten pro­blem za oso­bi­sty, na­wet je­śli po­ja­wia się po­wszech­nie, w rze­czy­wi­sto­ści sa­mot­no­ść to klu­czo­wa kwe­stia zdro­wia pu­blicz­ne­go, któ­ra może kosz­to­wać nas na­wet sze­śćdzie­si­ąt mi­liar­dów rocz­nie w świad­cze­niach opie­ki me­dycz­nej i utra­cie pro­duk­tyw­no­ści. To za­tem pro­blem in­dy­wi­du­al­ny, lecz jed­no­cze­śnie ogól­no­ludz­ki.

Sa­mot­no­ść może przy­po­mi­nać wsty­dli­wą ta­jem­ni­cę skry­wa­ną przed świa­tem, w któ­rym cała resz­ta wy­da­je się nie­ustan­nie oto­czo­na przez zwar­te sze­re­gi wspie­ra­jących kom­pa­nów, pod­czas gdy ty czu­jesz, że prze­gry­wasz w grze opar­tej na stop­niu od­da­le­nia od Ke­vi­na Ba­co­na. Za­pew­niam cię jed­nak, że po­czu­cie wy­ob­co­wa­nia to nie tyl­ko twój pro­blem.

Od­na­le­zie­nie wi­ęzi

Częst­sze wcho­dze­nie w re­la­cje z in­ny­mi lu­dźmi przy­no­si ko­rzy­ści, któ­re nie ogra­ni­cza­ją się wy­łącz­nie do osła­bie­nia uczu­cia osa­mot­nie­nia. In­ten­sy­fi­ko­wa­nie in­te­rak­cji z in­ny­mi lu­dźmi po­ma­ga nam w za­ska­ku­jąco sze­ro­kim za­kre­sie. Mi­ędzy in­ny­mi:

• wzmac­nia układ od­por­no­ścio­wy,

• re­du­ku­je po­ziom sta­nów za­pal­nych,

• przy­spie­sza po­wrót do zdro­wia po nie­do­ma­ga­niu i cho­ro­bie,

• re­du­ku­je skut­ki stre­su,

• po­pra­wia funk­cjo­no­wa­nie ser­ca,

• po­pra­wia funk­cjo­no­wa­nie je­lit,

• po­pra­wia re­gu­lo­wa­nie po­zio­mu in­su­li­ny,

• wy­dłu­ża ży­cie,

• zmniej­sza nie­po­kój i de­pre­sję,

• zwi­ęk­sza wy­trzy­ma­ło­ść,

• zwi­ęk­sza po­ko­rę,

• zwi­ęk­sza pew­no­ść sie­bie,

• zmniej­sza skłon­no­ść do per­fek­cjo­ni­zmu,

• zwi­ęk­sza em­pa­tię,

• zwi­ęk­sza chęć wspó­łpra­cy i za­ufa­nia.

W tej pętli po­zy­tyw­nych re­ak­cji zwrot­nych pi­ęk­ne jest to, że im bar­dziej dba­my o wi­ęzi z lu­dźmi, tym le­piej czu­je­my się ze sobą; im wi­ęcej em­pa­tii i za­ufa­nia oka­zu­je­my in­nym, tym wi­ęk­szą otwar­to­ścią i za­ufa­niem da­rzą nas inni; im bar­dziej ce­ni­my to za­ufa­nie, tym bar­dziej otwie­ra­my się na in­nych i tym wi­ęk­szą po­kła­da­my w nich wia­rę. Praw­dzi­wy uro­dzaj ko­rzy­ści: spo­łecz­nych, emo­cjo­nal­nych i fi­zycz­nych.

Cy­fro­wo-ana­lo­go­wa za­gad­ka wi­ęzi

Ży­je­my w świe­cie cy­fro­wym, a przy­naj­mniej ta­kie pa­nu­je po­wszech­ne prze­ko­na­nie. Wie­lu z nas pra­cu­je w sie­ci. Przez in­ter­net pod­trzy­mu­je­my kon­tak­ty spo­łecz­ne, za­ła­twia­my spra­wy w ban­ku (z tego punk­tu wi­dze­nia: czym są pie­ni­ądze, je­śli nie licz­ba­mi w na­szych apli­ka­cjach ban­ko­wo­ści mo­bil­nej?), szu­ka­my roz­ryw­ki, pod­nie­ty i in­for­ma­cji. Tak wie­le z tego, co tra­fia do na­sze­go ży­cia, i tak wie­le wy­dat­ko­wa­nej ener­gii ma cha­rak­ter cy­fro­wy. Więc co do za­sa­dy istot­nie ży­je­my w świe­cie cy­fro­wym.

Nie je­ste­śmy jed­nak stwo­rze­nia­mi cy­fro­wy­mi. Isto­ty ludz­kie nie wła­da­ją języ­kiem cy­fro­wym. W ni­czym nie przy­po­mi­na­my Neo z Ma­trik­sa. Nie ro­zu­mie­my sze­re­gów je­dy­nek i zer, któ­re po­zwa­la­ją nam od­twa­rzać na Spo­ti­fy God Only Knows Be­ach Boy­sów. Gdy­by po­ka­za­no nam dane su­mu­jące się w ul­tra­wy­so­ki wy­nik, zdy­gi­ta­li­zo­wa­ny ob­raz Mona Lisy, uj­rze­li­by­śmy tyl­ko całe mi­lio­ny, a może na­wet mi­liar­dy nie­zro­zu­mia­łych cyfr. Bez me­lo­dii w tle i gry świa­teł.

W świe­cie cy­fro­wym bez wąt­pie­nia kry­ją się pi­ęk­no i kre­atyw­no­ść. Ale do­pie­ro gdy prze­tłu­ma­czy­my go na zro­zu­mia­ły dla nas język, prze­sta­je skry­wać ta­jem­ni­ce.

Z dru­giej stro­ny mamy świat ana­lo­gów w dwóch zna­cze­niach. Pierw­sze z nich od­no­si się do tech­no­lo­gii, czy­li urządzeń, w któ­rych in­for­ma­cje re­pre­zen­tu­ją zmien­ne ce­chy fi­zycz­ne po­zo­sta­jące w opo­zy­cji do sta­łe­go języ­ka bi­nar­ne­go świa­ta cy­fro­we­go. I tak pły­ta wi­ny­lo­wa za­li­cza się do tech­no­lo­gii ana­lo­go­wej, po­nie­waż dźwi­ęki two­rzące mu­zy­kę po­wsta­ją, kie­dy igła prze­su­wa się po cie­niut­kich row­kach na po­wierzch­ni pły­ty i wi­bru­je. MP3 na­to­miast na­le­ży do świa­ta tech­no­lo­gii cy­fro­wej, bo pio­sen­ka zo­sta­ła na­gra­na, prze­two­rzo­na i za­ko­do­wa­na w zbio­rze „bi­tów”, któ­re co do za­sa­dy sta­no­wią zbiór zer i je­dy­nek skła­da­jących się na kom­po­zy­cję.

Po­nad­to ana­log to ta­kże oso­ba lub rzecz od­po­wia­da­jąca in­nej. Osie­ro­co­ny mło­dy kan­gur wtu­li się w wy­dzier­ga­ną tor­bę, trak­tu­jąc ją ana­lo­gicz­nie do tor­by swo­jej mat­ki. Po­rów­ny­wal­nej, po­dob­nej, ale nie iden­tycz­nej.

We­źmy na przy­kład ży­cze­nia uro­dzi­no­we skła­da­ne przy­ja­cie­lo­wi. Mo­żesz na­pi­sać je ręcz­nie na kart­ce, któ­rą na­stęp­nie nadasz do nie­go pocz­tą. Je­śli tak zro­bisz, za­war­ta w prze­sy­łce wia­do­mo­ść będzie ana­lo­go­wa, a nie cy­fro­wa, po­nie­waż zy­ska­ła na­ma­cal­ną, fi­zycz­ną po­stać, a kie­dy przy­ja­ciel otwo­rzy kart­kę i za­po­zna się z jej tre­ścią, je­dy­ne prze­twa­rza­nie, ja­kie za­ist­nie­je, zaj­dzie mi­ędzy sło­wa­mi a my­śla­mi. Al­ter­na­tyw­nie mo­żesz wy­słać tę samą wia­do­mo­ść ese­me­sem. Kie­dy wy­stu­kasz sło­wa na kla­wia­tu­rze, te­le­fon prze­ło­ży je na zera i je­dyn­ki w in­for­ma­cji cy­fro­wej. Całe set­ki zer i je­dy­nek. Na­stęp­nie w po­sta­ci da­nych zo­sta­ną prze­ka­za­ne przez sieć do te­le­fo­nu two­je­go przy­ja­cie­la, gdzie wia­do­mo­ść zo­sta­nie po­now­nie prze­tłu­ma­czo­na na pik­se­le, któ­re uło­żą się w li­te­ry, dzi­ęki cze­mu przy­ja­ciel zdo­ła od­czy­tać ży­cze­nia na ekra­nie te­le­fo­nu.

To jed­na stro­na ana­lo­go­we­go me­da­lu, że tak to okre­ślę.

Z dru­giej stro­ny wi­dać, że twój ese­mes jest od­po­wied­ni­kiem kart­ki uro­dzi­no­wej. Po­dob­nym albo po­rów­ny­wal­nym, ale nie iden­tycz­nym.

Dla­te­go też mu­szę za­dać py­ta­nie. Co się za­gu­bi­ło w prze­kła­dzie? Nie­wąt­pli­wie świa­do­mo­ść, że ktoś o nas po­my­ślał i się z nami skon­tak­to­wał, jest cu­dow­na. For­ma nie ma tu­taj zna­cze­nia. Ale czy efekt będzie ten sam?

Ręcz­nie na­pi­sa­ne wia­do­mo­ści zwy­kle zo­sta­ją z nami znacz­nie dłu­żej niż ese­me­sy albo e-ma­ile. Na­dal prze­cho­wu­ję nie­du­ży plik li­stów od Bena, któ­re pi­sał do mnie na po­cząt­ku pierw­szej de­ka­dy XXI wie­ku. Je­stem pew­na, że w ko­lej­nych la­tach two­rzył rów­nie cu­dow­ne ese­me­sy, ale nie ce­nię ich tak samo jak li­stów. Ni­g­dy nie wy­dru­ko­wa­łam e-ma­ili i z ser­cem prze­pe­łnio­nym mi­ło­ścią nie ob­wi­ąza­łam ich nie­bie­ską wstążką.

Ude­rza mnie, że w świe­cie cy­fro­wym nie tyl­ko mu­si­my do­ko­ny­wać ana­lo­go­wych tłu­ma­czeń in­for­ma­cji, aby je zro­zu­mieć, ale ta­kże ota­cza­my się cy­fro­wy­mi ana­lo­ga­mi in­nych rze­czy.

Sie­ci spo­łecz­no­ścio­we to od­po­wied­nik praw­dzi­wych wi­ęzi i sto­sun­ków mi­ędzy­ludz­kich, tak jak mu­zy­ka cy­fro­wa to od­po­wied­nik mu­zy­ki na żywo, a ogląda­ne w sie­ci fil­my to od­po­wied­ni­ki pro­jek­cji w ki­nie. Por­no­gra­fia to od­po­wied­nik sek­su, in­tym­no­ści fi­zycz­nej albo na­szych wła­snych fan­ta­zji. Ese­me­sy to od­po­wied­ni­ki roz­mów te­le­fo­nicz­nych albo li­stów.

Je­ste­śmy oto­cze­ni za­mien­ni­ka­mi i pod­rób­ka­mi oraz tech­no­lo­gią cy­fro­wą, któ­ra rze­ko­mo jest rów­nie do­bra, a na­wet lep­sza od ana­lo­gów imi­tu­jących tra­dy­cyj­ne for­my. Nie daje mi spo­ko­ju, czy na­praw­dę tak jest. Czy nic nie tra­ci­my za ka­żdym ra­zem, kie­dy obie­ra­my dro­gę cy­fro­wą?

Przed kil­ko­ma laty au­tor li­te­ra­tu­ry fak­tu i pro­fe­sor nad­zwy­czaj­ny in­for­ma­ty­ki Cal New­port za­pro­sił czy­tel­ni­ków swo­je­go blo­ga do uczest­nic­twa w eks­pe­ry­men­cie, w któ­rym przez trzy­dzie­ści je­den dni mie­li się trzy­mać z dala od „nie­obo­wi­ąz­ko­wej tech­no­lo­gii”. Cho­dzi­ło o ta­kie rze­czy, jak czy­ta­nie wia­do­mo­ści on­li­ne i ko­rzy­sta­nie z me­diów spo­łecz­no­ścio­wych, na przy­kład Fa­ce­bo­oka, Twit­te­ra czy In­sta­gra­ma. Uczest­ni­cy mie­li usu­nąć to wszyst­ko ze swo­jej co­dzien­no­ści na mie­si­ąc, po któ­re­go upły­wie mie­li­by „od nowa zbu­do­wać swo­je cy­fro­we ży­cie, ale w taki spo­sób, aby przy­wró­cić do nie­go tyl­ko te ele­men­ty tech­no­lo­gii, za któ­ry­mi prze­ma­wia­ją ar­gu­men­ty nie do od­par­cia”.

New­port nie krył za­sko­cze­nia, kie­dy aż ty­si­ąc sze­ściu­set czy­tel­ni­ków blo­ga po­sta­no­wi­ło do­łączyć do jego eks­pe­ry­men­tu. Ale jesz­cze bar­dziej zdu­mia­ły go re­zul­ta­ty. Nie dość, że lu­dzie z ra­do­ścią ode­szli od daw­nych na­wy­ków szu­ka­nia in­for­ma­cji on­li­ne i prze­gląda­nia me­diów spo­łecz­no­ścio­wych, to jesz­cze „często re­kon­stru­owa­li swój wol­ny czas w ogrom­nie po­zy­tyw­ny spo­sób”. Po­świ­ęca­li wi­ęcej cza­su na lek­tu­rę, sta­wa­li się uwa­żniej­szy­mi słu­cha­cza­mi, wra­ca­li do daw­no za­po­mnia­nych hob­by, ta­kich jak sza­chy, a ktoś na­wet sko­ńczył pi­sać po­wie­ść, któ­ra od lat za­le­ga­ła w szu­fla­dzie. Uczest­ni­cy ba­da­nia od­kry­li, jak wie­le kosz­to­wa­ła ich nie­obo­wi­ąz­ko­wa tech­no­lo­gia.

Dla mnie jesz­cze bar­dziej fa­scy­nu­jące oka­za­ło się od­kry­cie New­por­ta, że wi­ęk­szo­ść lu­dzi nie ogra­ni­czy­ła się do za­mia­ny bez­my­śl­ne­go prze­gląda­nia me­diów spo­łecz­no­ścio­wych na inne ak­tyw­no­ści. Na­pi­sał, że „w wie­lu przy­pad­kach wo­le­li po­szu­kać lep­szych źró­deł ofe­ru­jących po­dob­ne ko­rzy­ści, któ­re przy­ci­ąga­ły ich wcze­śniej do me­diów spo­łecz­no­ścio­wych” i wła­śnie te re­we­la­cje za­wie­ra­ją wy­ja­śnie­nie na­szej cy­fro­wo-ana­lo­go­wej za­gad­ki.

Na przy­kład lu­dzie, któ­rzy do­ce­nia­li roz­ryw­ko­wy ele­ment me­diów spo­łecz­no­ścio­wych, często wra­ca­li do kre­atyw­nych hob­by ana­lo­go­wych, ta­kich jak ma­lo­wa­nie albo czy­ta­nie, i były one dla nich atrak­cyj­niej­sze, pod­czas gdy wie­lu z tych, któ­rzy uży­wa­li me­diów spo­łecz­no­ścio­wych, aby po­zo­sta­wać w kon­tak­cie z przy­ja­ció­łmi i ro­dzi­ną, od­kry­ło, że od­zy­ska­ne go­dzi­ny mo­żna po­świ­ęcić na roz­mo­wy te­le­fo­nicz­ne czy spo­tka­nia twa­rzą w twarz. Je­den z uczest­ni­ków eks­pe­ry­men­tu, któ­ry wcze­śniej prze­zna­czał wie­le go­dzin na prze­gląda­nie stron in­for­ma­cyj­nych, aby ni­cze­go nie prze­ga­pić, za­mie­nił ten cy­fro­wy na­wyk na pre­nu­me­ro­wa­nie tra­dy­cyj­nej ga­ze­ty i od­krył, że jest rów­nie do­brze po­in­for­mo­wa­ny jak wcze­śniej, „bez po­trze­by kli­ka­nia co mi­nu­tę w na­głów­ki i po­go­ni za sen­sa­cją tak ty­po­wą dla wia­do­mo­ści on­li­ne”. New­port ukuł ter­min „ana­lo­go­we me­dia spo­łecz­no­ścio­we”, aby opi­sać ak­tyw­no­ści w praw­dzi­wym świe­cie, któ­re zda­ją się przy­no­sić wi­ęcej ko­rzy­ści niż me­dia spo­łecz­no­ścio­we, obie­cu­jące to samo: więź, gro­no po­dob­nie my­ślących lu­dzi, głęb­sze re­la­cje, spo­łecz­no­ści i wspól­ne za­in­te­re­so­wa­nia.

Za­pra­sza­my do za­ku­pu pe­łnej wer­sji ksi­ążki