Demony przeszłości. Tom 1 - Monika Czugała - ebook + książka

Demony przeszłości. Tom 1 ebook

Monika Czugała

3,9

Opis

Świat Aymary rozpada się na kawałki w ciągu jednej, krótkiej chwili. Po powrocie z pracy znajduje w salonie ciało swojego ojca i z przerażeniem stwierdza, że przed domem minęła się z mordercą. Kobieta musi uciekać, zanim podzieli los ostatniego członka swojej rodziny.

 

Juan Manuel Morte, znany jako Juanma, jest baronem narkotykowym Półwyspu Iberyjskiego. Jego imię jest wyszeptywane, bo nikt nie ma odwagi, by wypowiadać je na głos. Nie zna litości, nie toleruje zdrajców i zdobywa wszystko, czego pragnie.

 

Mężczyzna zgłasza się do Aymary po spłatę długu ojca. Ponieważ kobieta nie ma grosza przy duszy, okrutny mafiozo porywa ją i zamyka w swojej rezydencji. Aymara staje się jego więźniem. Musi ciężko pracować, by odrobić pożyczone przez ojca pieniądze. Bezwzględny
Hiszpan nie liczy się z jej uczuciami. Tu nie ma miejsca na delikatność. Lecz gdy ktoś tak wrażliwy jak ona musi się mierzyć z ogromną siłą emocji, to zapanowanie nad nimi może się wymknąć spod wszelkiej kontroli.

 

Ciężka, czasami brutalna historia, która łączy w sobie rodzinne tajemnice, ogniste charaktery, pasję, przemoc, fascynację i pożądanie. Czytasz na własną odpowiedzialność.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 277

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,9 (83 oceny)
42
13
13
4
11
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Alicja_1

Nie polecam

Sorry, nie dałam rady skończyć 🤦‍♀️ tragedia
40
JolaStasiak02

Z braku laku…

dawno nie czytalam czegos tak beznadziejnego
40
PaulinaMarcela

Nie polecam

Nie dotrwałam do końca. 🤦‍♀️
30
Nataskaa

Nie polecam

Nie dotrwałam do końca...
30
madlenna1

Nie polecam

Co książka to gorsza lipa , nie polecam
21

Popularność




PROLOG

Sierpień, Alicante

Hiszpania

Padałam na swój przeciętny pysk. Nocna zmiana dała mi w kość do tego stopnia, że zapomniałam drugiego imienia swojej matki. Czy to w ogóle możliwe? No cóż, w moim przypadku najwyraźniej tak.

W pobliskiej restauracji harowałam jak wół jako kelnerka, a że lato było u nas okresem turystycznym, to zamiast wylegiwać swoje cielsko na plaży, musiałam zapieprzać na chleb.

Toczyłam się do domu, pielęgnując w głowie wizję gorącej kąpieli. Miałam nadzieję, że pozbawi mnie ona cholernego bólu nóg. W oddali zobaczyłam zarys budynku, w którym mieszkałam od dziecka, a z moich ust wyrwało się ciche westchnienie ulgi.

Światło żarówek odbijało się w szybach, kiedy byłam blisko celu. W oknie majaczyła postać ojca. Zawsze na mnie czekał; nieważne, że była to czwarta nad ranem. Poprawiłam torbę na ramieniu i ruszyłam przed siebie. Zostało tylko przejście przez ulicę, abym znalazła się przy bramie. O tej godzinie nie było wokół żywego ducha. W centrum miasta zapewne trwały jakieś imprezy aż do świtu, ale tutaj, gdzie turyści nie docierali, panowały cisza i spokój.

Kiedy już wydawało mi się, że ten dzień wreszcie dobiegnie końca, wydarzyło się coś nieoczekiwanego. Z wnętrza domu wyszedł mężczyzna. Zdziwienie spowodowało, że nogi wrosły mi w ziemię. O tej porze ktoś był u mojego ojca? Poczułam dziwny niepokój, gdy nieznajomy rozejrzał się wokół. Coś mi podpowiedziało, że powinnam jak najszybciej się schować. Niewiele myśląc, czmychnęłam za najbliższe drzewo. Zanim zniknęłam za ogromnym pniem, przez ułamek sekundy miałam wrażenie, że wzrok mężczyzny zatrzymał się na chwilę w miejscu, w którym przed momentem stałam.

Serce waliło mi jak szalone, choć tak na dobrą sprawę nie wiedziałam nawet dlaczego. Przecież nic się nie stało, nie zrobiłam nic złego. Dlaczego zatem się ukrywałam?

Trwałam tak przez chwilę, czekając na to, aż nieznajomy odnajdzie moją żałosną kryjówkę, jednak nic takiego się nie stało. Dziwne…

Ostrożnie wychyliłam się zza drzewa, by łypnąć na mężczyznę, ale nikogo nie zobaczyłam. No cóż, nie będę stała tutaj przez całą noc…

Wyszłam na ulicę i jakby nigdy nic ruszyłam w kierunku domu. Moje zachowanie wydało mi się nagle niedorzeczne. Co ja właściwie robiłam? Zachowywałam się jak dziecko.

Popchnęłam stare drzwi, które zaskrzypiały przeciągle. Ojciec obiecywał, że kiedyś je naprawi.

– Tato, wróciłam! – zawołałam jak zawsze. Tyle że tym razem nikt mi nie odpowiedział.

Normalnie w ogóle bym się tym nie przejęła, ale widok obcego faceta pod naszym domem o tej godzinie wzbudził we mnie nieokreślony lęk. Każdego innego dnia pomyślałabym, że po prostu zasnął na kanapie. Ale nie dzisiaj…

– Papa? – powtórzyłam z coraz większym niepokojem. Brak odpowiedzi. Uważnie stawiając kroki, przeszłam do salonu. Z ulicy widziałam, że świeciło się tu słabe światło.

Stanęłam w progu i natychmiast zauważyłam przerażający obraz, który sprawił, że zawalił się cały mój świat. Zamrugałam, próbując wyrzucić ten widok z głowy. Liczyłam, że tylko mi się przywidziało. Jednak nieważne, jak bym się starała, za każdym razem, gdy podnosiłam powieki, widziałam ciało mojego ojca rozciągnięte na podłodze przede mną.

Moje serce rozsypało się w drobny mak, a z płuc wydobył się przeraźliwy wrzask. Opadłam na kolana, czując łzy spływające po policzkach. On był moją jedyną rodziną. Mama zmarła dawno temu. Po jej odejściu było nam ciężko, ale razem dawaliśmy sobie radę. Teraz zostałam sama.

Szlochałam, pochylając się nad wykrzywioną twarzą taty. Drżącymi rękoma zamknęłam mu oczy, nie mogąc dłużej znieść ich widoku. Wszędzie było pełno krwi. Ojciec został postrzelony w klatkę piersiową, a właściwie prosto w serce.

Co tu się stało? Dlaczego go to spotkało? Kto mu to zrobił? Gdy tylko zadałam sobie to pytanie, w moim otumanionym mózgu pojawiła się myśl, że przecież widziałam sprawcę…

Odruchowo chwyciłam za telefon, ale coś mnie powstrzymało. Nie mogłam zadzwonić na policję, bo on także mnie widział, czułam to. Byłam jedynym świadkiem tej przeraźliwej zbrodni. Musiałam uciekać. Władze w pierwszej kolejności zawsze podejrzewają najbliższe osoby i chociaż byłam niewinna, to strach przed niesprawiedliwością systemu i zemstą sprawcy czaił się z tyłu głowy. Gdybym to zgłosiła, morderca bez trudu domyśliłby się, że to byłam ja. Nikogo innego tu nie ma, na pewno wiedział, kto znalazła ciało.

Szybko spakowałam kilka najważniejszych rzeczy. Dłonie drżały mi przez cały czas, z trudem udawało mi się chwytać przedmioty i wsadzać je do torby. Każdy oddech sprawiał mi fizyczny ból. Ciało ojca wciąż spoczywało w salonie, a ja nie odważyłam się tam więcej podejść. Stanęłam w drzwiach i ostatni raz spojrzałam na rodzinny dom. W jednej chwili zmieniło się całe moje życie.

Dlaczego ktoś to zrobił? Tato był dobrym człowiekiem, nigdy się z nikim nie kłócił. Żal i cierpienie mnie rozsadzały, jednocześnie rozumiałam, że to nie był dobry moment na rozpacz. Musiałam jeszcze trochę wytrzymać i zadbać o swoje bezpieczeństwo. Wtedy będę mogła pogrążyć się w żałobie…

Najcięższa jest walka z demonami przeszłości, które tkwią głęboko w nas.

ROZDZIAŁ 1

Sierpień, rok później

Hiszpania

Minął prawie rok od zabójstwa mojego taty. Przez cały ten czas tułałam się od miasta do miasta w obawie przed tym, że morderca mnie odnajdzie. Widziałam go – co prawda z daleka, ale rozpoznałam wyraźnie sylwetkę mężczyzny. I wiem, że on też mnie zauważył.

Nigdzie nie zagrzałam miejsca na dłużej niż dwa, trzy miesiące. Chwytałam się prac sezonowych, byle zdołać opłacić czynsz i mieć na jedzenie. Podawałam fałszywe nazwiska, nie nawiązywałam z nikim bliższej znajomości: robiłam wszystko, by nie rzucać się w oczy.

Nie wróciłam do rodzinnego domu. Nosiłam żałobę po jedynym członku mojej rodziny. Codziennie biłam się z myślami, przygniatało mnie poczucie winy, że nic nie zrobiłam. Z każdym dniem coraz trudniej było mi nieść ten ciężar. Moje myśli krążyły wokół policji, a podświadomość pchała mnie do działania. Najpierw zaczęłam wybierać drogę z pracy tak, aby przechodzić obok posterunku. Później podchodziłam już do jego drzwi i zatrzymywałam się przed nimi, ale ani razu nie weszłam do środka. Walczyłam sama ze sobą.

Wszystkie plany i marzenia zostały ot tak zniszczone. Przez rok żyłam w strachu, że ten facet kiedyś mnie odnajdzie i zabije. Przygnębienie, smutek i gorycz przelewały się we mnie, aż zrozumiałam, że nie mogę tak dłużej żyć. To mnie wykańczało.

Pewnego dnia przysięgłam sobie, że to już koniec chowania głowy w piasek. Zaplanowałam, że następnym razem po pracy przekroczę wreszcie ten próg i złożę zeznania. Znajdę w sobie tę odwagę; mój ojciec na to zasługiwał. Zrobił wszystko, abym była szczęśliwa, by niczego mi nie brakowało. A ja jak niewdzięczna, tchórzliwa suka uciekłam gdzie pieprz rośnie.

Podjęcie tej decyzji przyniosło mi ulgę. Zdeterminowana weszłam na klatkę schodową prowadzącą do mieszkania, które wynajmowałam, pokonałam kilka stopni, otworzyłam drzwi i znalazłam się w domu.

Rzuciłam buty, torbę i klucze, zupełnie się nie zastanawiając nad tym, gdzie wylądują. Byłam tak zmęczona, że chwilowo nie miało to dla mnie znaczenia. Po całodziennej pracy mój umysł nie funkcjonował już za dobrze. Prawdopodobnie właśnie dlatego nie zauważyłam od razu kilku ważnych sygnałów. Dopiero gdy stanęłam w korytarzu i dostrzegłam salon, coś mnie zaniepokoiło. Nie powinnam go przecież widzieć, ponieważ zawsze zamykałam prowadzące od niego drzwi. Po chwili przypomniałam sobie, że wchodząc do domu, klucz w zamku przekręciłam tylko raz, chociaż zwykle robię do dwukrotnie. Kątem oka zarejestrowałam, że kilka rzeczy na szafce przy wejściu zmieniło swoje położenie.

O kurwa…

Serce przestało bić, a żołądek podjechał mi do gardła. Rozejrzałam się w pośpiechu za czymś, co mogłoby mi posłużyć jako broń. Niewiele myśląc, chwyciłam coś, co było pod ręką, i zaczęłam skradać się na palcach w kierunku pokoju dziennego. Wzięłam głęboki wdech, popchnęłam drzwi stopą i wpadłam do środka, trzymając przed sobą różową łyżkę do butów, jak by to był najniebezpieczniejszy oręż na świecie.

Nic się nie wydarzyło. W pomieszczeniu panowała ciemność. Zmrużyłam więc oczy, by dojrzeć wszystko jak najlepiej. Zauważyłam postać siedzącą w rogu na moim ulubionym fotelu. Obleciał mnie strach. Z postury wywnioskowałam jedynie, że był to mężczyzna, jednak mrok, który go spowijał, nie pozwalał mi ujrzeć jego twarzy.

Włamywacz poruszył ręką i rozbłysła żarówka w stojącej obok lampie, a salon zalało światło. Moje oczy rozszerzyły się, gdy zobaczyłam mężczyznę w pełnej krasie.

– Nie wiem kim jesteś, ale wynoś się stąd, zanim wezwę policję – przemówiłam drżącym głosem. Bałam się tak potwornie, że nie potrafiłam tego przed nim ukryć.

– Aymara Orozco Marcos. – Włamywacz odezwał się, wywołując nieprzyjemny dreszcz na moich plecach.

– Skąd wiesz, jak się nazywam? – Ścisnęłam mocniej łyżkę, by wyglądać na nieustraszoną. Pfff, koń by się uśmiał.

– Rok temu wydarzyło się w twoim życiu coś… szczególnego. Cieszę się, że uczestniczyłem w tej chwili.

Zmroziło mnie. On zaś uśmiechnął się chłodno, ukazując swoje nienaturalnie białe zęby. Czy to…?

– Ty… – zaczęłam.

– Przyszedłem do twojego domu, bo skurwiel, którego uważałaś za ojca, był nic niewartym śmieciem. Ty nie byłaś niczemu winna, więc przeżyłaś. Ale mnie widziałaś, więc nie mogłem tego tak po prostu zostawić. Musiałem kontrolować sytuację… – powiedział.

Strach przerodził się we wściekłość tak wielką, że nie potrafiłam już nad sobą zapanować. Z głośnym wrzaskiem rzuciłam się na tego skurwysyna. Zanim dotarłam do fotela, na którym siedział, zdążył z niego wstać i spojrzeć na mnie z góry.

Pewność siebie w jego ciemnobrązowych oczach i królewska postawa odebrały mi nieco animuszu, ale mimo tego krzyczałam:

– Zabiję cię, chuju! Rozumiesz?! Pomszczę ojca!

Wzięłam szeroki zamach, lecz doskonale przewidział mój ruch i zrobił unik, a ja wylądowałam na podłodze.

– Ochłoń – zarządził, na co prychnęłam cicho. Nie będę słuchać jakiegoś kryminalisty.

– Dzwonię na policję! – Zerwałam się na równe nogi w poszukiwaniu telefonu. Z daleka dostrzegłam jednak, że kabel został przecięty. Komórkę zostawiłam w torebce, którą walnęłam gdzieś przy drzwiach. Po prostu świetnie.

– Dlaczego tu jesteś? Nikomu nie powiedziałam o tym, co widziałam.

– Mogłem cię zabić wtedy, na tamtej ulicy; pozbyłbym się problemów. Dostałaś swoją szansę i całkiem nieźle ją do tej pory wykorzystywałaś. Ale obserwuję cię przez cały ten czas i wiem, że chcesz na mnie donieść. Nie mogę dłużej czekać.

Obserwował mnie? Przez rok?!

Na mojej twarzy odmalowało się przerażenie.

– Ty…

– Zanim znowu zaczniesz mnie wyzywać, lepiej zastanów się, do kogo mówisz – przerwał mi ostrym tonem.

– Nieważne, kim jesteś, odpowiesz za śmierć mojego ojca – wyplułam z siebie, wkładając w moje słowa całą nienawiść, jaką czułam, odkąd zobaczyłam ojca w kałuży krwi.

– Juan Manuel Morte – przedstawił się, posyłając mi zniewalający uśmiech. Dopiero teraz zwróciłam uwagę na to, jak wyglądał. A był… nieziemsko przystojny.

– Słuchaj no, Juanie Manuelu jakiś tam. Liczę do trzech i masz ostatnią możliwość na opuszczenie mojego mieszkania.

Mężczyzna zaśmiał się głośno, czym lekko zbił mnie z tropu. Zrobił krok w moją stronę, a ja odruchowo się cofnęłam. Za każdym razem, kiedy on się przybliżał, ja się oddalałam, próbując zachować cały czas dystans między nami.

Niespodziewanie moje plecy zetknęły się z czyimś ciałem. Zerknęłam przez ramię i zobaczyłam kolejnego faceta, który wyrósł za mną nie wiadomo skąd. Gdy z powrotem spojrzałam w stronę tego całego Morte, przyglądał mi się zadowolony.

Szlag! Zostałam otoczona!

– Pierwszy raz widzę tak odważną kobietę – powiedział, zbliżając swoją twarz do mojej. – Albo tak głupią… Nie mogę pozwolić ci odejść, musisz pójść ze mną.

Wciągnęłam ze świstem powietrze, łudząc się, że to zdanie jest tylko nic nie znaczącą groźbą. Patrzyłam prosto w oczy ciemne jak moje, czując paniczny strach. Jak ten przystojny mężczyzna może być zarazem tak podły?

– Niedoczekanie twoje – syknęłam.

W tym momencie koleś zza moich pleców wyrwał mi z ręki łyżkę do butów, pozostawiając mnie w ten sposób bez broni.

– Bierz ją, Fran!

Wybałuszyłam na niego oczy.

– Nawet się… – Przerwało mi lekkie ukłucie w szyję. Zanim zdążyłam się zorientować, obraz zaczął mi się rozmazywać. Język stanął kołkiem, a ja osunęłam się bezwładnie w ramiona stojącego przede mną Juana Manuela Morte.

* * *

Ocknęłam się na łóżku w jakimś ciemnym pomieszczeniu. Byłam zdezorientowana. Co się właściwie stało? Pamięć płatała mi figle… Usiadłam tak szybko, że zakręciło mi się w głowie.

Nie rozpoznawałam żadnego elementu dokoła, bolała mnie głowa i zaschło mi w ustach. Dopiero po chwili zaczęłam przypominać sobie ostatnie wydarzenia…

Zerwałam się z łóżka i potknęłam o własne nogi. Runęłam jak długa na podłogę, hałasując tak, że wskrzesiłabym umarłego. I to by było na tyle z mojej dyskrecji.

Drzwi od pokoju stanęły otworem i pojawił się w nich mój oprawca. W ciemności nie mogłam dostrzec jego twarzy. Znowu.

– Słyszałem, że się obudziłaś – stwierdził pewnie, lecz brzmiał na spiętego.

– Postanowiłam poćwiczyć – mruknęłam do siebie.

Mężczyzna zakasłał nagle, jakby chciał ukryć chęć roześmiania się.

– Wyspałaś się?

– Pytasz o to, jak się czułam po tym świństwie, które mi wstrzyknęliście? Cóż… Chujowo.

Morte w trzech krokach pokonał dzielącą nas odległość, a ja w końcu mogłam spojrzeć mu w oczy. Twarz miał napiętą, przez co założyłam, że moja odpowiedź mu się nie spodobała.

– Aymaro, nie zajmujesz pozycji, na której możesz sobie pozwolić na takie odzywki – warknął, mierząc mnie złowrogim spojrzeniem. Jego ciemne oczy błyszczały.

– A co mi zostało? – Uniosłam hardo podbródek, choć w środku trzęsłam się jak galareta. – I tak mnie zabijesz.

Zmarszczył brwi.

– Gdybym chciał cię zabić, już dawno bym to zrobił. Jesteś tutaj, bo niewiele brakowało, abyś wydała mnie policji. Gdybyś nie kombinowała, byłabyś wolna.

– Zabiłeś mojego ojca – wycedziłam, nie spuszczając wzroku choćby na sekundę.

– Był zwykłym śmieciem, nieistotnym szkodnikiem.

– Kłamiesz – wyplułam z siebie z pogardą, o jaką się nawet nie posądzałam. Widocznie strach napędzał moje ciało jakąś supermocą.

– Chcesz dowodu?

Jeszcze się pyta? Typ oczernia mojego ojca i zastanawia się, czy powinien to poprzeć jakimś konkretnym argumentem.

– Oczywiście, że chcę. – Nagle zaczęłam tracić pewność siebie, znajdując się tak blisko niego. W końcu był mordercą. Na dodatek w tym momencie nieco zirytowanym.

– Pozwól, że coś ci wytłumaczę. – Odwrócił się ode mnie i podszedł do okna. Rozsunął ogromne, aksamitne zasłony i pokój wypełnił się światłem. Moje oczy przez kilka sekund przyzwyczajały do jasności. – Według prawa jesteś moją własnością.

Każda komórka w moim ciele zdrętwiała, sprzeciwiając się jego słowom.

– Nie ma takiego prawa, które czyni kogoś właścicielem drugiego człowieka.

Juan Manuel zwrócił się do mnie twarzą i zmierzył mnie wzrokiem.

– W tym kraju to ja ustalam prawo – oznajmił. O mało nie parsknęłam śmiechem.

– Niemożliwe – wypaliłam. Wyraz jego twarzy utwierdził mnie w przekonaniu, że po raz kolejny powiedziałam za dużo.

– Spłacasz dług ojca. – Jego głos pozbawiony był wszelkich emocji, jakby dyktował gosposi listę zakupów, a nie decydował o ludzkim życiu.

– Jaki dług? Mój tato nie miał długów, był uczciwym człowiekiem.

– I dlatego zginął?

Nie odpowiedziałam. Przez rok rozmyślałam o tym, dlaczego tak się stało. Komu naraził się na tyle, by stracić życie.

– Pomyliłeś go z kimś. – Ciągle szłam w zaparte.

Juan Manuel zaśmiał się pod nosem. Cholera, ten facet był jak diabeł w ludzkiej skórze. Wysoki, ciemny, idealnie wyrzeźbiony, czego nawet trzyczęściowy garnitur nie był w stanie ukryć. Jednocześnie władczy, nieznoszący sprzeciwu. Moja kobieca natura nie mogła pozostać obojętna na jego urok. Tylko jak można bać się kogoś, a jednocześnie go nienawidzić i podziwiać.

– Dostarczę ci dowód.

– Wypuść mnie – zażądałam, robiąc krok w przód.

– Coś jeszcze? – zapytał kpiąco, unosząc jedną brew.

– Nie żartuję, chcę wrócić do domu.

– Już ci powiedziałem, że to niemożliwe. – Westchnął ciężko.

– To porwanie!

W dwóch susach mężczyzna znalazł się przy mnie. Zanim zdążyłam się zorientować, wylądowałam na łóżku, sprawnie przez niego unieruchomiona. Jego nagła bliskość pozbawiła mnie tchu.

– Jesteś moja, bo ojciec cię sprzedał – powiedział niskim głosem. Jego przystojna twarz znajdowała się o kilka centymetrów od mojej. Czułam jego miętowy oddech. Zajrzałam w brązowe oczy. Wydawały się pozbawione człowieczeństwa. Dopiero w tej chwili zrozumiałam, z kim mam do czynienia.

– Proszę – wydusiłam.

Juan Manuel odchylił się lekko. Wodził wzrokiem po mojej twarzy, a ja zdołałam dostrzec, jak zaciskają mu się szczęki. Ciągle znajdował się za blisko.

– Możesz mnie nawet błagać. Nic z tego.

Szarpnęłam się, ale mocno mnie trzymał.

– Puszczaj. – Złość, adrenalina, strach: to wszystko wypełniło moje ciało, dodając mi siły. Zaczęłam się rzucać.

– Uspokój się – warknął na mnie. Zanim zdążyłam się zorientować, obrócił mnie twarzą do materaca. Unieruchomił moje ręce na plecach tak ciasno, że syknęłam z bólu. Zamknęłam oczy, przełykając gorące łzy porażki.

– Nie mam pieniędzy – wykrztusiłam.

– Wiem – powiedział tylko. Gdy mówił, czułam, jak wibruje jego tors.

– Po co w takim razie mnie trzymasz? – Mówienie przychodziło mi z trudem.

– Będziesz tu pracować, aż spłacisz ojca co do centa.

– Pracować w charakterze kogo? – To pytanie było dla mnie najtrudniejsze. Panicznie bałam się odpowiedzi. Cała zesztywniałam w oczekiwaniu na jego słowa.

Tymczasem Juan Manuel zaśmiał się cicho. Zacisnęłam zęby, by nie warknąć na niego.

– Pomocy domowej, a niby kogo? – Pochylił się nade mną nisko, aż poczułam jego ciepły oddech na swoim prawym uchu. – Chyba że masz inną propozycję?

Kurwa mać!

Bałam się jak chyba jeszcze nigdy dotąd. Tylko, że strach było wprost proporcjonalny do podniecenia, które zaczęło wypełniać moje ciało. Musiałam być popieprzona, skoro odczuwałam te dwie rzeczy jednocześnie.

– Mam sprzątać po tobie kible?

Juan Manuel zszedł ze mnie. Czym prędzej zerwałam się na równe nogi. Mężczyzna włożył dłonie w kieszenie swoich czarnych spodni i zaczął mi się przyglądać. Domyślałam się, jak wyglądam, mimo to zachowałam kamienną twarz.

Na jego przystojnym obliczu zaszła jakaś zmiana. Nie wiedziałam tylko, co ją wywołało. Ani jak teraz wyglądała moja sytuacja.

– Będziesz robić to, co ci każę – wymruczał. Zjeżyłam się.

– Ile pieniędzy jest ci winien mój ojciec?

Uśmiechnął się tak, że przeszedł mnie dreszcz.

– Dużo… – odpowiedział. Poczułam, jak opuszczają mnie siły. – Wystarczy na kilka ładnych lat pracy.

Ruszył w moją stronę. Drgnęłam, kiedy przechodził obok. Moje ciało spinało się, gdy on był w pobliżu, i za nic nie potrafiłam nad tym zapanować.

Wyszedł, a ja osunęłam się na dywan obok łóżka. Ukryłam twarz w dłoniach. Miałam przejebane.

ROZDZIAŁ 2

Rankiem zostałam obudzona przez czyjeś pukanie do drzwi. Pośpiesznie zakryłam się kocem, zanim odkrzyknęłam:

– Wejść!

Od razu wiedziałam, że przybyszem nie był Juan Manuel. Ten palant nie zaprzątał sobie głowy pukaniem.

– Dzień dobry, dziecko.

Kobieta, na moje oko pięćdziesięcioletnia, weszła do środka. Miała na sobie długie czarne spodnie i bordową bluzkę, a to wszystko przykryte kolorowym fartuszkiem przez rękawów. Uśmiechnęła się do mnie łagodnie. Usiadłam na łóżku i spojrzałam na tacę, którą miała w rękach. Stało na niej pachnące śniadanie i filiżanka aromatycznej kawy. Zaburczało mi w brzuchu.

Nieznajoma postawiła jedzenie na szafce nocnej obok łóżka i ponownie na mnie spojrzała. Ciemne włosy miała spięte z tyłu głowy. Wyglądała na życzliwą, ciepłą osobę. Widziałam zmarszczki wokół jej oczu, co świadczyło o tym, że dużo się uśmiechała. Źli ludzie tego nie robią, prawda?

– Jestem Manuelita.

– Aymara.

– Piękne imię. Mogę? – Wskazała ręką brzeg łóżka. Usiadła, gdy przytaknęłam.

– Pan poprosił, abym się tobą zajęła.

Pan? Poprosił? Brwi podjechały mi do góry.

– Mam tu pracować – powiedziałam.

– Wiem, skarbie. – Obserwowałam ją w milczeniu. – Nie martw się. Pan Morte dobrze traktuje swoich pracowników. Jestem tu już dziesięć lat.

Chyba nie można było wyglądać na bardziej zdziwioną niż ja w tym momencie. Manuelita zaśmiała się na widok mojej miny.

– Dobrze trafiłaś – powiedziała tylko.

– No, nie wiem – mruknęłam sama do siebie.

– A mnie przyda się pomoc – dodała.

Zmusiłam się do słabego uśmiechu.

– Mam spłacić dług ojca.

Spojrzenie kobiety posmutniało.

– Niektórzy ludzie są źli. Rodzice nie powinni wplątywać swoich dzieci w takie sprawy. Ale pan Morte do takich nie należy.

Patrzyłam na nią z niedowierzaniem. Ona naprawdę lubiła tego buca.

– Zostawię cię, abyś mogła zjeść śniadanie. Wrócę za pół godziny i weźmiemy się do pracy. – Uśmiechnęła się ciepło, po czym wyszła. Gapiłam się w drzwi z szeroko otwartą buzią.

Burczenie w brzuchu przypomniało mi o głodzie. Zabrałam się więc za pałaszowanie jajecznicy, dopóki była jeszcze ciepła. Ze zdumieniem stwierdziłam też, że kawa była przepyszna. Kiedy zapełniłam już żołądek, pobiegłam pod prysznic.

Łazienka prawie zwaliła mnie z nóg. Nigdy nie widziałam takiego wystroju. Byłam niemal pewna, że krany były pozłacane. Parę minut zajęło mi rozpracowanie, jak działa deszczownica. Szklana kabina była ogromna. Spokojnie zmieściłyby się tutaj dwie osoby i jeszcze wystarczyłoby miejsca na…

„Stój, Aymaro. Nie zapędzaj się tak”.

Gdy wreszcie udało mi się umyć, wytarłam się najmilszym ręcznikiem, jakiego kiedykolwiek używałam. Strumienie gorącej wody rozluźniły mnie i przez chwilę pozwoliły zapomnieć o stresie. Tylko że zostałam bez ubrań. Na samą myśl o założeniu ponownie brudnej bielizny zrobiło mi się niedobrze.

Wychyliłam głowę z łazienki i zobaczyłam na łóżku złożone, czyste rzeczy. To z pewnością Manuelita je przyniosła. Uśmiechnęłam się pod nosem. Musiałam tylko…

Czmychnęłam po stosik na łóżku i czym prędzej wróciłam do łazienki. Serce waliło mi w piersi ze strachu. Co by było, gdyby Juan Manuel wszedł w tym czasie? Facet raczej nie miał w zwyczaju kulturalnie pukać. W ogóle chyba kultura u gangsterów to pojęcie względne – lub czysto teoretyczne. Niektórzy to nawet teorii nie znają…

Założyłam ubrania i zaciągnęłam się ich pięknym, świeżym zapachem. Kiedy gotowa do pracy opuściłam łazienkę, Manuelita już na mnie czekała.

– W samą porę – pochwaliła mnie. Zerknęła na moją sylwetkę, po czym pokiwała głową. – Pasuje jak ulał.

– Dziękuję.

– Pan Morte kazał ci je dać. To jemu powinnaś podziękować.

Zjeżyłam się na samą myśl, bym miała to zrobić.

– Zaczynamy? – zmieniłam temat. Kobieta patrzyła na mnie przez chwilę, zanim odpowiedziała.

– Chodź za mną.

Po raz pierwszy od pojawienia się tutaj opuściłam przydzielone mi pomieszczenie. I chociaż pod żadnym względem nie mogłam narzekać na warunki, to mimo wszystko czułam się źle. Dostałam pozwolenie na swobodne poruszanie się, ale wciąż byłam więźniem.

Po wyjściu z pokoju zrozumiałam, jak wielki był dom, w którym się znajdowałam. Korytarz ciągnął się przede mną w nieskończoność. Dreptałam więc Manuelicie po piętach w obawie, że jeśli ona zniknie za rogiem, to ja się zgubię. W końcu kobieta zatrzymała się i otworzyła drzwi, za którymi znajdował się niewielki schowek. Zerknęłam do środka i uniosłam brwi na widok ilości zgromadzonego w nim sprzętu. Normalnie cały arsenał.

Podczas gdy Manuelita tłumaczyła mi wszystko spokojnym głosem, ja zyskałam chwilę, aby rozejrzeć się wokół. Chyba całą powierzchnię płaską pokrywały tu dywany. Czerwone, z delikatnymi wzorami. Na ścianach wisiały obrazy. Nie musiałam się znać na sztuce, by wiedzieć, że kosztowały fortunę. Potężne zasłony w oknach dopełniały całości niczym wisienka na torcie. Spojrzałam na rośliny w doniczkach i domyśliłam się, że za ich żywot odpowiada Manuelita.

Wnętrze wprost ociekało bogactwem. Ten cały Morte był zamożnym człowiekiem o zepsutym sercu. Bo kto normalny porywa kobiety jako spłatę długu? I jakim cudem poznał mojego ojca? Co też takiego staruszek mu zawinił?

Z zamyślenia wyrwała mnie Manuelita, machając mi ręką przed oczami.

– Aymaro?

– Tak? – spytałam, mrugając.

– Od czego wolisz zacząć?

– A co jest do wyboru?

Kobieta uśmiechnęła się lekko.

– Odpłynęłaś, prawda?

– Odrobinę – przyznałam.

– Trzeba przetrzeć okna, bo ostatnio padało i są brudne. Możesz też zacząć od łazienki na parterze.

– Ile jest łazienek?

– Na którym piętrze? – Manuelita zmarszczyła brwi. Zakasłałam.

– Nieważne. Wezmę okna, jeśli nie masz nic przeciwko.

Przytaknęła, weszła do schowka i podała mi spray oraz kilka ściereczek. Podziękowałam jej uśmiechem.

– Umyj na razie te na korytarzu. Do niektórych pokoi nie powinnaś wchodzić. – Rzuciłam jej zaciekawione spojrzenie. Gospodyni pokręciła głową. – Znam ten wzrok. Nie zaglądaj, nie pytaj. Zapomnij.

– Ja…

– Obiecaj.

Popatrzyłam wprost w zmartwione oczy kobiety.

– Obiecuję – skapitulowałam.

– Zacznij myć tutaj. Jak skończysz, zejdź na dół i umyj wszystkie z parteru.

Pokiwałam głową na znak, że zrozumiałam. Dlaczego tak bardzo zależy jej na tym, abym nigdzie nie zaglądała? Poczekałam, aż odejdzie, i rozejrzałam się po korytarzu. Był długi, ale na tej ogromnej przestrzeni znajdowały się tylko trzy pary drzwi. Jaką tajemnicę skrywały?

Podeszłam do okna na końcu, tuż przy schodach, i stanęłam do niego tyłem. Za pierwszymi drzwiami po prawej znajdował się schowek Manuelity. Moich nie było stąd widać. Dokąd prowadziły pozostałe? Do pomieszczeń gospodarczych czy sypialni? Były puste czy przez kogoś zajęte?

Zrobiłam kilka kroków i dotknęłam klamki pierwszego pokoju po lewej stronie. Zanim zdążyłam ją nacisnąć, gdzieś w oddali za plecami usłyszałam hałas. Odskoczyłam od drzwi jak oparzona. Odwróciłam się w stronę korytarza i zobaczyłam Juana Manuela. Zamarłam.

On również mnie dostrzegł. Czułam jego wzrok powoli skanujący moje ciało. W świetle dnia ten mężczyzna wyglądał jeszcze lepiej. Nie potrafiłam się powstrzymać, by nie obrzucić go zaciekawionym spojrzeniem. Wysoki, umięśniony, w czarnej koszuli i spodniach od garnituru wyglądał jak biznesmen, a nie zwykły gangster.

Obserwował mnie czujnie, po czym uniósł kącik ust w delikatnym uśmiechu i ruszył w moją stronę. Cała się spięłam. Zatrzymał się niedaleko i popatrzył na mnie z góry.

– Witaj, Aymaro.

– Juanie Manuelu.

Jego brązowe oczy błysnęły niebezpiecznie na dźwięk jego imienia brzmiącego w moich ustach. Może lepiej by było, gdybym się po prostu nie odzywała?

Wzięłam głęboki oddech. Wyczuł, że chcę coś powiedzieć, więc milczał w oczekiwaniu.

– Chcę poznać dowód na dług ojca – powiedziałam wreszcie.

Jeśli myślał, że tak po prostu odpuszczę i posłusznie usiądę na tyłku, to nie mógł się bardziej mylić. Zacisnął zęby.

– Dziś go dostaniesz – wycedził. Skuliłam się w sobie pod wpływem jego gniewu, za co od razu zganiłam się w myślach. Nie powinnam okazywać strachu, ale odruch był silniejszy ode mnie. Ten facet porwał mnie przecież prosto z mojego domu, jakbym była workiem ziemniaków. Tacy ludzie nie mają skrupułów.

Wyminął mnie i odszedł, zaciskając pięści. Przełknęłam głośno ślinę, kiedy już znalazł się za rogiem. Przerażał mnie i fascynował.

Uspokoiłam się i wróciłam do zadania, które powierzyła mi Manuelita. Głęboko wierzyłam w to, że Juan Manuel nie miał żadnego świadectwa winy mojego ojca i za kilka dni stąd odejdę.

Pogrążona w myślach wykonywałam swoją pracę mechanicznie. Czasami musiałam się nieźle nagimnastykować, aby szyby naprawdę błyszczały. Nie chciałam, żeby Manuelita miała przeze mnie problemy. Gdyby to Morte rozkazał mi umyć te okna, przysięgam, że jeszcze bym na nie napluła.

Kończyłam właśnie ostatnią kwaterę na parterze, kiedy poczułam czyjąś obecność za moimi plecami. Odwróciłam delikatnie głowę i zobaczyłam Juana Manuela. Stał pośrodku korytarza z rękami w kieszeniach i obserwował mnie. Jak długo tam był?

Wstałam z kolan, otrzepując czarne legginsy. Wszystkie mięśnie miałam napięte, tak reagowało moje ciało na jego obecność. Zdjęłam gumkę, by rozluźnić mocno upięty kok. Moje kręcone włosy opadły miękko na ramiona. Nie odzywałam się, czekałam, aż on coś powie.

– Skończyłaś? – zapytał po chwili.

– Chyba tak.

– Chodź ze mną – rzucił i poszedł w głąb korytarza.

– Dokąd? – zapytałam szybko. Nie ruszyłam się nawet o milimetr. Juan Manuel spojrzał na mnie przez ramię, ale nic nie odpowiedział ani się nie zatrzymał.

Stałam tam i biłam się z myślami. Cholera! Pójść za nim?

Zanim zniknął za rogiem ruszyłam jego śladem. Nie zwolnił kroku. Nagle znaleźliśmy się w przestronnym holu, na widok którego otworzyłam usta ze zdumienia. Chyba nigdy nie widziałam tak wielkiej przestrzeni, a przynajmniej nie w domu. Wcześniej przez okno mogłam dostrzec rozmiary ogrodu, który zajmował ogrom terenu, ale teraz zaczęłam się zastanawiać, jak potężna jest cała ta rezydencja. Szłam na Juanem Manuelem, jednocześnie rozglądając się i podziwiając to niesamowite miejsce. Po prawej stronie były olbrzymie drzwi wejściowe, a po lewej, naprzeciwko nich, przeszklone wyjście na tył ogrodu. Płytki na podłodze błyszczały; niemal można było w nich dostrzec swoje odbicie. Okna pozbawione firanek ozdobione były jedynie potężnymi, czerwonymi zasłonami.

Juan Manuel przeszedł przez hol, a ja podążałam za nim. Zdziwiło mnie, że po drodze nikogo nie spotkaliśmy. Czyżby nie było tu nikogo poza nami? Ta myśl lekko mnie zatrwożyła.

Weszliśmy do kolejnego korytarza – lustrzanego odbicia tego, w którym znajdowała się moja sypialnia. Wyglądało to na prawe skrzydło budynku. Dotarliśmy do schodów, które – ku mojemu przerażeniu – prowadziły w dół. Juan Manuel zaczął schodzić, za to moje stopy zamarły w miejscu. Ze zdenerwowania wrosłam w ziemię. Chciał zaprowadzić mnie do piwnicy! Po co? Żeby mnie tam zabić? Zgwałcić? Torturować?

Przed oczami przewinęły mi się wizje napawające mnie strachem. Juan Manuel nawet nie zauważył mojego wahania.

– Nie zejdę tam – powiedziałam, kiedy już położył dłoń na klamce. Odwrócił się w moją stronę i podniósł na mnie przenikliwy wzrok.

– Zejdziesz.

Pokręciłam przecząco głową. Wtedy usłyszałam czyjeś kroki z lewej strony, więc nerwowo rzuciłam okiem w tym kierunku. Nie wiadomo skąd pojawił się tam kafar. Stał i gapił się na mnie. Gabarytowo przypominał górę lodową, przy której czułam się malutka jak orzeszek. Przełknęłam ślinę.

– Nie zmusisz mnie.

– Masz minutę. Jeśli nie zejdziesz w ciągu sześćdziesięciu sekund, on cię tam zniesie.

Odwróciłam gwałtownie głowę i rzuciłam mu wściekłe spojrzenie. Mimo jego groźby ani drgnęłam. Ubrany na czarno mężczyzna zrobił kilka kroków w moją stronę. Więcej zachęt nie potrzebowałam – zbiegłam po schodach, nie oglądając się za siebie. Z pośpiechu potknęłam się, straciłam równowagę i wpadłam na czekającego tam na mnie gangstera. Zderzyłam się z jego twardym ciałem i pewnie bym upadła, ale Juan Manuel wykazał się niewiarygodną zręcznością, chwycił mnie mocno za ramiona i utrzymał w pionie.

Uniosłam głowę i spojrzałam mu w oczy. Po raz drugi znajdowałam się tak blisko niego. Na jego ciemnych tęczówkach zauważyłam plamki, na które wcześniej nie zwróciłam uwagi. Mój oddech przyspieszył, a kiedy wzrok Juana Manuela spoczął na moich rozchylonych ustach, zamarłam. Na zmianę zaciskał i rozluźniał szczęki. Miałam wrażenie, że czas się zatrzymał.

Nagle mnie puścił, popchnął drzwi i pośpiesznie wszedł do środka, a ja zostałam za progiem. Nie rozumiałam, co się właściwie przed momentem stało. Potrzebowałam chwili na wyrównanie oddechu, zanim dołączyłam do niego na chwiejnych nogach.

Ukradkiem rozejrzałam się po pomieszczeniu, które momentalnie zmroziło mi krew w żyłach. Znajdowaliśmy się w piwnicy z grubymi, kamiennymi ścianami. Na moje oko nawet jeśli darłabym się ile sił w płucach, nikt nie przyszedłby mi z pomocą. Nie pocieszało mnie to, wcale a wcale.

– Co ja tu robię? – spytałam drżącym głosem.

– Chciałaś zobaczyć dowód – mruknął Juan Manuel, podchodząc do jednego z komputerów. Było ich tutaj wiele – jak również sprzętów, na których kompletnie się nie znałam. Wyglądało to bardziej na jakieś centrum obserwacji niż salę tortur.

– W podziemiu? – zapytałam sama siebie. Mężczyzna uniósł głowę znad monitora i rzucił mi zirytowane spojrzenie. Zamknęłam usta, jak już wcześniej powinnam.

– Chcesz to zobaczyć? – Wrócił wzrokiem na ekran, nie czekając na moją odpowiedź. Był cholernie pewny siebie.

– Nie mogłeś pokazać mi tego na górze?

Biurka i fotele przy nich stanowiły całe umeblowanie tego pokoju. Nie zdołałam dostrzec nigdzie żadnych niepokojących przedmiotów, ale to wcale nie zmniejszyło mojego stresu.

– Aymara – warknął na mnie zirytowany.

– Okej, pokaż mi.

Skinął na mnie głową, nakazując mi podejść. Ruszyłam więc ostrożnie w jego stronę, ale zatrzymałam się w bezpiecznej odległości i wbiłam wzrok w ekran. W napięciu oczekiwałam, aż rozbłyśnie. Bałam się tego, co miałam za chwilę zobaczyć.

Kiedy Juan Manuel się poruszył poczułam jego perfumy. Pachniał męskością i władzą. Ukradkiem zerknęłam na jego profil, mocno zarysowaną szczękę i ciemne rzęsy. Miał lekki zarost, po którym przez krótką chwilę zapragnęłam przeciągnąć palcami. Włosy, równie ciemne jak oczy, miał trochę dłuższe i ułożone z przedziałkiem na boku.

Zamrugałam, wyrywając się z zadumy. Jak mogłam myśleć o nim w tych kategoriach?

Juan Manuel podłączył pendrive’a, wybrał film z listy i odtworzył nagranie. Zobaczyłam pokój wystrojem przypominający jeden z tych znajdujących się w rezydencji, a w nim dwie osoby: Mortego i mojego ojca.

To było dla mnie jak policzek. Nie byłam pewna, czy dam radę obejrzeć to do końca.

– Nie wolno ci odwrócić wzroku nawet na chwilę – powiedział Juan Manuel tonem nieznoszącym sprzeciwu, jakby czytał w moich myślach.

Przełknęłam z trudem ślinę. Wpatrywałam się w postać ojca, w duchu modląc się, aby to nie było to, o czym myślę. Bo inaczej miałam przejebane…

Copyright © Monika Czugała

Copyright © Wydawnictwo ReWizja

Wydanie I

Wilkszyn 2023

ISBN 978-83-67520-36-2

Wszelkie prawa zastrzeżone. Rozpowszechnianie i kopiowanie całości lub części publikacji w jakiejkolwiek postaci zabronione bez wcześniejszej pisemnej zgody autora oraz wydawcy. Dotyczy to także fotokopii i mikrofilmów oraz rozpowszechniania za pomocą nośników elektronicznych.

Projekt okładki: Katarzyna Mordal

Zdjęcie na okładce: stock.chroma.pl/VITALIY_SOKOL

Redakcja: Urszula Tyrała

Korekta: Katarzyna Chmielecka

Skład i łamanie: D.B. Foryś www.dbforys.pl

Wydawnictwo ReWizja

Zuzanna to młoda kobieta, architekt, a przede wszystkim samotna matka. Można by powiedzieć, że w chwili, gdy partner opuszcza ją na wieść o niespodziewanej ciąży, jej świat się wali. Jednak tak naprawdę los dopiero zaczyna rzucać kłody pod jej nogi.

Igor to dojrzały mężczyzna, głowa rosyjskiej mafii rządzącej w Krakowie. Całe życie szuka rozwiązania na swój problem. Sen z powiek spędza mu bezdzietność, która w klanie rodziny Kolosov jest nie do przyjęcia.

Oboje stanowią kontrast dla siebie nawzajem. Ona wygadana, pyskata  i waleczna. On twardy, nieugięty i władczy. Za to obydwoje trzymają się minimalizmu, jednocześnie nadając najwyższy priorytet jednemu – dobru dziecka. Uparci, zawzięci, honorowi, a gdy przychodzi chwila zwątpienia, stawiają wszystko na jedną kartę. I kiedy myślą, że są dla siebie jedynym wyzwaniem, niespodziewanie pojawia się ktoś trzeci – wróg.

„Prawo ojca” to historia o posiadaniu, władzy, oddaniu, strachu i nienawiści. Na próżno szukać tu kopciuszka czy księcia albo romantycznej miłości.

Maja Nowicka to ambitna pani oficer policji, dla której praca jest najważniejsza. Artur Konop to gangster przez duże G, mający w kieszeni władnych tego kraju. Pewnego dnia ich drogi przecinają się na skutek zwykłego przypadku. Ale czy na pewno?

Łączy ich wiele, a dzieli jeszcze więcej. Od pierwszego spotkania los zrzuca na nich wiele sprzeczności, co powoduje, że zaczynają robić rzeczy, których wcześniej w życiu by nie zrobili. Mają podobne priorytety, a jednak zupełnie inne, za to obydwoje wierzą w jedną z cnót – prawdę. Można by powiedzieć, że z tej mąki chleba nie będzie, jednakże nadejdzie moment, w którym Maja i Artur będą musieli połączyć siły, aby skutecznie walczyć z wrogiem – ze sobą nawzajem.

„Rtęć” jest inwokacją serii Paradoks Cnót – historii kryminalnej o zabarwieniu erotycznym, osadzonej w realiach polskiej gangsterki.

Farion i Gostyński to duet, który łączy dwa kompletnie przeciwstawne światy, pokazując, że nie wszystko jest takie, na jakie się kreuje. Wzburza, stawiając szalę gdzieś na granicy prawa, zdrowego rozsądku i uczuć. Chwyta za serce, pokazując, że nie ma właściwego podziału na dobrych i złych, by później rozpalić czytelnika do czerwoności niegasnącym pożądaniem.

Kiedy masz dwadzieścia lat i lufę broni przystawioną do głowy, pragniesz tylko wyjść z tego cało. I nie ma znaczenia, czy musisz zapłacić masę pieniędzy, oddać swoje ciało, czy poderżnąć komuś gardło. Zrobisz wszystko, by uratować siebie i swoich bliskich.

Maria jest przerażona. Nie dość, że jej ojciec wpakował się w ogromne tarapaty, to jeszcze uzbrojeni mężczyźni grożą jej rodzinie śmiercią. Dziewczyna nie ma wyboru. Musi błagać o pomoc przyjaciela rodziny – wuja Alberta, który od wielu lat pracuje w posiadłości słynnego hrabiego.

Wiktor Husarzewski jest samotny, mieszka w zamku odziedziczonym po rodzicach, a na jego twarzy widnieje sporych rozmiarów, brzydka blizna. Ukrywający się za ciemnymi murami tajemniczy mężczyzna postanawia wziąć pod swoje skrzydła rodzinę Borowskich, ale daje jeden bardzo ważny warunek…

Maria musi zostać jego żoną.

Co zrobi młoda dziewczyna? Jak zachowa się w obliczu takiego wyzwania? I najważniejsze – czy będzie potrafiła żyć z człowiekiem, którego wszyscy nazywają bestią?