Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
12 osób interesuje się tą książką
WCIĄGAJĄCY ROMANS MAFIJNY YOUNG ADULT!
Izabela Michalska jest córką Grzegorza Michalskiego, biznesmena i jednego z najbogatszych ludzi w kraju. Do jej rodziny należy sieć hoteli w Polsce, a oni sami żyją na bardzo wysokim poziomie. Przez błędy ojca oraz powiązania z mafią policja odkrywa prawdziwe źródło ich bogactwa. Grzegorz Michalski trafia do więzienia na długie lata, a w kraju wybucha skandal.
Iza wraz z matką uczą się żyć w biedzie. Pozbawione pozycji oraz pomocy przyjaciół dowiadują się, co to problemy normalnych ludzi. Młoda dziewczyna zmienia szkołę i powoli zyskuje nowych przyjaciół.
Wtedy niespodziewanie w jej życiu pojawia się tajemniczy Kamil. I choć Iza walczy z uczuciami, trudno jest jej oprzeć się jego urokowi. Chłopak nie tylko zawraca dziewczynie w głowie, ale również staje się opoką podczas trudnych chwil, bo nagle wszystko wokół niej zaczyna się komplikować.
Ojciec z więzienia pociąga za sznurki, matka nie radzi sobie po jego aresztowaniu. Iza może liczyć tylko na siebie. Podejrzane osoby zaczynają kręcić się wokół jej rodziny, bezpieczeństwo jej oraz matki staje się zagrożone. I wtedy pojawia się najważniejsze pytanie: co z tym wszystkim ma wspólnego Kamil?
OD WYDAWCY: Książka nie zawiera scen erotycznych!
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 242
Rok wydania: 2024
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Tej autorki w Wydawnictwie WasPos
Włoski temperament
Pod kontrolą
Wszystkie pozycje dostępne również w formie e-booka
Copyright © by Monika Czugała, 2024Copyright © by Wydawnictwo WasPos, 2024 All rights reserved
Wszystkie prawa zastrzeżone, zabrania się kopiowania oraz udostępniania publicznie bez zgody Autora oraz Wydawnictwa pod groźbą odpowiedzialności karnej.
Redakcja: Kinga Szelest
Korekta: Aneta Krajewska
Projekt okładki: Patrycja Kiewlak
Ilustracje wewnątrz książki: pngtree
Skład i łamanie oraz wersja elektroniczna: Adam Buzek/[email protected]
Wydanie I – elektroniczne
Wyrażamy zgodę na udostępnianie okładki książki w internecie
ISBN 978-83-8290-637-0
Wydawnictwo WasPosWarszawaWydawca: Agnieszka Przył[email protected]
Spis treści
Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Epilog
Historia inspirowana prawdziwymi wydarzeniami.
Prolog
Wspięłam się na palce i zarzuciłam chłopakowi ramiona na szyję. Mati spojrzał na mnie z góry, uśmiechnęłam się czule, a następnie cmoknęłam go w usta. Jego dłonie od razu zawędrowały na moje biodra, lecz to nie był odpowiedni moment. Wyszliśmy właśnie ze szkoły, czekał na mnie samochód z kierowcą w środku i musiałam wracać do domu. Mateusz zresztą też. Nasz problem polegał na tym, że nie potrafiliśmy się rozstać.
Kiedy dłonie Matiego zsunęły się na moje pośladki, po czym ścisnęły je lekko, przerwałam pocałunek i odsunęłam od niego. Pacnęłam go w ramię, posyłając mu przy tym rozbawione spojrzenie.
– Nie tutaj – syknęłam, mając świadomość tego, że kierowca bacznie nas obserwował.
– Wiesz, że nie mogę ci się oprzeć – wymruczał.
Zachichotałam, jednocześnie wyswobadzając się z jego objęć. Moja przyjaciółka, Luśka, obściskiwała się właśnie ze swoim chłopakiem, zupełnie nie zważając na otaczających ich ludzi. W tym mnie. Wykrzywiłam usta z obrzydzeniem i odwróciłam wzrok.
– Do jutra! – rzuciłam, oddalając się w stronę czekającego na mnie auta.
Jak tylko wsiadałam do czarnego range rovera, kierowca odpalił silnik; będąc już na fotelu, wygładziłam spódnicę w kratę będącą częścią szkolnego mundurka.
– Jak minął dzień? – zagadnął mężczyzna, wyjeżdżając z parkingu.
Wyjrzałam przez okno i westchnęłam cicho.
– Strasznie dużo wkuwania – burknęłam.
W odpowiedzi zaśmiał się cicho. Lubiłam go. Miał na imię Piotr i odkąd pamiętałam, woził najpierw mnie i moją mamę, a ostatnio już tylko mnie, dokąd dusza zapragnie. Wysoki i krępy, podejrzewałam nawet, że nosił przy sobie broń.
Moja rodzina była obrzydliwie bogata. Ojciec prowadził kilka hoteli, tylko tyle wiedziałam. Zresztą nie, żebym się kiedyś specjalnie tym interesowała. Dla mnie najważniejszym było to, że niczego mi nie brakowało. Dlatego też wyciągnęłam swój najnowszy iPhone z markowej torebki i zaczęłam przeglądać Instagram, dzięki czemu droga minęła mi szybciej.
Kątem oka widziałam, że zbliżaliśmy się do posiadłości. Podniosłam wzrok znad ekranu i popatrzyłam na rodzinny dom. Ojciec pobudował się w małej wsi Michałowice, gdzie mieszkało zaledwie kilkaset osób. A właściwie postawił pałac. W porównaniu z innymi domami nasz był wielki, otoczony nowoczesnym, wysokim murem z ogromnym podwórkiem. Kiedy byłam mała, niczego mi nie brakowało. Miałam własny plac zabaw i świetną nianię. Kwadratowa bryła wznosiła się ponad ogrodzenie, ukazując potęgę budynku.
Brama się rozsunęła i mogliśmy wjechać na podwórko. Wrzuciłam komórkę do torebki i przygotowałam się do tego, żeby wysiąść.
Piotr zatrzymał się możliwie najbliżej drzwi wejściowych. Wyślizgnęłam się z auta i machnęłam mu ręką na pożegnanie. Mężczyzna odjechał, by zostawić samochód w wyznaczonym miejscu. Wspięłam się po kilku schodkach i otworzyłam kluczem drzwi. Weszłam do środka, pozwalając, by te zamknęły się za mną cicho.
– Mamo, tato! Wróciłam! – zawołałam, ściągając buty.
Kiedy odpowiedziała mi cisza, zmarszczyłam brwi. Ojca mogło nie być, on ciągle pracował lub rozmawiał przez telefon. Ale matka? Ta nie miała nic do roboty. Siedziała całe dnie w domu i ładnie wyglądała. Nie sprzątała, nie gotowała, spotykała się ze swoimi równie bogatymi koleżankami i pierdoliły głupoty.
Dlatego też rzuciłam torebkę w kąt i przeszłam przez ogromny hol. Dzięki marmurowym, podgrzewanym podłogom mogłam chodzić bez butów. Przechodząc obok lustra w złotej ramie, zerknęłam na swoje odbicie. Moje blond włosy nieznacznie mi oklapły, poprawiłam je więc dłońmi. Nachyliłam się bliżej, by sprawdzić, czy makijaż się nie rozmazał, ale ten na szczęście okazał się w idealnym stanie.
Wznowiłam wędrówkę, aż dotarłam do salonu. Ogromna sofa narożna stała pośrodku, a przy niej leżał puchowy dywan. Marmurowy stolik, który ważył tyle, co sama sofa, był pięknie przyozdobiony żywymi kwiatami. Siedemdziesięciopięciocalowy telewizor wisiał na ścianie, pokrywając jej większą część.
Usłyszałam ruch w kuchni, odwróciłam się więc w tamtą stronę, ale zobaczyłam jedynie naszą gosposię, panią Zosię. Kobieta w wieku zbliżonym do mojej matki posłała mi przyjazny uśmiech. Skinęłam jej głową.
– Rodziców nie ma? – rzuciłam mimochodem, w głowie już planując, co mogłabym zrobić z wolną chatą.
Na przykład zaprosić Matiego, a wtedy mielibyśmy czas i swobodę, aby… Na samą myśl poczułam silny skurcz w podbrzuszu.
– Są w ogrodzie – odparła, zabijając tym mój dobry nastrój.
Skrzywiłam się. Zupełnie nie o to mi chodziło. Odwróciłam się przodem do przeszklonych drzwi prowadzących na taras, a następnie do ogrodu, i dopiero wtedy zobaczyłam sylwetki starych na werandzie. Ojciec trzymał dłonie na ramionach matki i wyglądał, jakby chciał ją pocałować. Powstrzymałam odruch wymiotny, jeszcze tylko tego brakowało, żeby zmajstrowali mi braciszka.
Fuj!
Musieli mnie zobaczyć, bo matka cofnęła się o krok, a ojciec odchrząknął jakby speszony. Próbowałam się nie roześmiać, choć daremnie. Zachichotałam cicho, szybko zasłaniając usta dłonią. Kiedy weszli do domu, matka uciekała przede mną wzrokiem, co wydało mi się dziwne. Wyglądała również na zmartwioną.
Chyba nie zamierzają się rozwieźć, co?
– Wszystko okej? – spytałam, patrząc na tatę.
Wysoki, ciemny, zawsze elegancki mężczyzna z jednodniowym zarostem lekko się uśmiechnął.
– Pewnie, że tak, Izka – odparł, pochodząc do mnie. – Jak w szkole?
– Dobrze – mruknęłam, gdy położył mi dłoń na ramieniu.
– Siadajmy do stołu – powiedziała matka, mijając nas i idąc prosto do kuchni.
Spojrzałam pytająco na ojca, który jedynie machnął lekceważąco ręką.
– Ma zły dzień, nie zawracaj sobie tym głowy.
Odszedł, zostawiając mnie samą.
Wzruszyłam niedbale ramionami, od razu wyrzucając całą tę sytuację z głowy. Miałam tak potwornie dużo nauki, że humory matki nie powinny były zaprzątać mi potrzebnego miejsca na dysku.
Wchodząc do jadalni, zastałam rodziców siedzących przy stole. Zajęłam ostatnie wolne krzesło i z zaciekawieniem rozejrzałam się po ustawionych talerzach. Nakładając sobie makaron z czymś, zerknęłam ukradkiem na matkę. Szczupła kobieta o idealnie uczesanych blond włosach włożyła niewielki kęs do ust. Zawsze miała starannie wykonany makijaż i nigdy nie chodziła w dresach.
Chciała być damą do tego stopnia, że naprawdę się w nią zamieniła. Ja jednak wiedziałam o niej wszystko. To, że gdyby nie ojciec, w życiu nie byłoby jej stać na markowe ubrania, które miała na sobie. Urodziła się i wychowała w biedzie.
Podniosła wzrok znad talerza i przeszyła mnie niebieskim spojrzeniem. Poruszyłam się nieznacznie na krześle, doskonale wiedząc, co to znaczy. Jej krytyczne oko wyłapywało wszystko.
– Masz dziś fatalne włosy – skwitowała.
Skrzywiłam się.
– Rano nie miałam zbytnio czasu – burknęłam.
– Zostaw ją, Magda – wtrącił się ojciec.
Posłałam mu pełne wdzięczności spojrzenie. Mężczyzna poruszył szczęką.
– Wygląda ładnie.
Matka prychnęła pod nosem. W odpowiedzi zacisnęłam mocniej palce na widelcu. Bardzo chciałabym odpowiedzieć jej czymś podobnym i wytknąć niedociągnięcie, nawet to najmniejsze, ale ta przeklęta kobieta była tak cholernie idealna, że nie mogłam niczego znaleźć!
Zupełnie straciłam apetyt. Zamiast jeść, zaczęłam dzióbać widelcem makaron, co nie umknęło uwadze ojca.
– Czy mogę odejść od stołu? – wydusiłam z trudem.
Miałam dość tych pieprzonych zasad. Byłam siedemnastoletnią dziewczyną, zaledwie rok dzielił mnie od pełnoletności, a potrzebowałam zgody starych, żeby wstać od stołu.
– Prawie nic nie zjadłaś – powiedziała matka, patrząc karcąco w kierunku mojego talerza.
– Mówiłem, żebyś się uspokoiła – warknął ojciec.
Rozdziawiłam usta, pewna, że ta uwaga była do mnie, gdy tymczasem matka walnęła dłonią w stół. Spojrzałam na nią zszokowana.
– Nie potrafię! – wykrzyczała.
– Mamo! – zawołałam, czując, jak serce zaczyna mi walić w piersi.
Odkąd pamiętałam, między starymi nigdy nie było żadnej awantury. Ich podniesione głosy wprowadziły mnie w szok. Zerwałam się na równe nogi, gotowa wykrzyczeć im w twarz, że są nienormalni, kiedy ogromny huk sprawił, że zadzwoniło mi w uszach.
Wszystko wydarzyło się jak na filmie, tyle że w zwolnionym tempie. Odwróciłam się w stronę drzwi wejściowych, które właśnie znalazły się na podłodze. Nie zdążyłam zareagować. Mój mózg z ledwością rejestrował wydarzenia.
Komandosi wpadli do naszego domu, jakbyśmy byli przestępcami. Zaczęłam krzyczeć, widząc wycelowany w siebie karabin. Zaledwie kilka sekund później dołączyła do mnie matka. Dwóch policjantów znalazło się przy mnie szybciej, niż zdążyłam mrugnąć. Byłam jak sparaliżowana. Zupełnie zapomniałam, jak się oddycha.
Wygięli mi ręce do tyłu z taką siłą, że z moich płuc wyrwał się głośny szloch. Jednym ruchem powalili mnie na podłogę, matka leżała kilka metrów obok. Czułam, jak po moich policzkach spływają łzy. Spojrzałam w twarz rodzicielki i moje serce przeszył lód. Jeszcze nigdy nie widziałam jej tak przerażonej.
Zrozumiałam, że było naprawdę źle.
– Grzegorz Michalski? Jest pan aresztowany pod zarzutem udziału w zorganizowanej grupie przestępczej. Ciąży na panu również akt oskarżenia w sprawie nielegalnych działań na szkodę gospodarki państwowej – recytował głosem pozbawionym emocji. – Ma pan prawo zachować milczenie. Każde słowo może zostać użyte przeciwko panu.
Mężczyzna, zapewne prokurator, ubrany w elegancki garnitur patrzył na ojca z wyższością. Spojrzałam na tatę, który rozpaczliwie próbował wyrwać się trzymającym go policjantom. Okulary przekrzywiły mu się na nosie, a ja poczułam, jak znika moje poczucie bezpieczeństwa. Bańka mydlana, w której żyłam do tej pory, prysła boleśnie przebita przez ludzi, w których próżno było szukać jakichkolwiek oznak człowieczeństwa.
– Mamo, tato! – Próbowałam się wyswobodzić, ale policjant jedynie mocniej docisnął mnie do podłogi. – Co się dzieje?!
– Obiecywałeś, skurwysynu! – krzyczała mama, szarpiąc się przy tym wściekle. – Obiecywałeś, że nic się nie stanie!
– Zamknij ryj, Magda! – ryknął na nią ojciec.
Dwóch mężczyzn postawiło nas na nogi. Ich palce zaciskały się na moich chudych ramionach z ogromną siłą, zostawiając na nich obrzydliwe siniaki. Oczami wypełnionymi łzami patrzyłam, jak komandosi wyprowadzają ojca w kajdankach.
To nie dzieje się naprawdę.
– Co wy robicie?! – krzyczałam. – On jest właścicielem hoteli! To nie żaden przestępca! Pomyliliście się!
– Twój ojciec jest mafiosem. – Facet w garniturze zatrzymał się przede mną. Jego gładko ogolona twarz pozbawiona była jakiejkolwiek emocji. – Jest winny wielu przestępstw, między innymi łapówkarstwa czy prania brudnych pieniędzy.
Nie uwierzyłam w ani jedno jego słowo. Był biznesmenem, któremu zazdroszczono wielkiej fortuny.
– Mylisz się. – Splunęłam przed siebie.
Na twarzy mężczyzny pojawił się lekki uśmiech. Spojrzał na swoje oplute buty, po czym zrobił krok w moją stronę. Uniosłam wysoko głowę, aby móc rzucić mu wyzywające spojrzenie.
– Charakterek po tatusiu – skwitował.
Zerknęłam ponad jego ramieniem i popatrzyłam na ojca, którego obraz mignął mi w drzwiach. Nie zdążyłam się pożegnać.
To pomyłka.
Wyjdzie z tego.
Tamtego dnia widziałam go po raz ostatni.
Rozdział 1
Pół roku później…
Spojrzałam na fasadę swojej nowej szkoły i stłumiłam cisnące się na usta przekleństwo. Zamiast wejść do tego przeklętego miejsca, wolałam zostać na zewnątrz. Krople deszczu spadały na moją twarz, a ja nawet nie próbowałam się przed nimi schować. Moje życie skończyło się pół roku temu, od tamtej pory nic nie było takie jak dawniej.
Wróciłam wspomnieniami do tamtego potwornego wieczora.
Trzymali nas na komisariacie godzinami. Matce udało się sprowadzić jakiegoś adwokata, który twierdził, że ma wszystko pod kontrolą. Wypiłam hektolitry kawy z maszyny i miałam wrażenie, że teraz ona zacznie krążyć w moich żyłach zamiast krwi.
Policjant tłumaczył nam, za co zatrzymali ojca. Nie byłam w stanie w to uwierzyć. To wszystko wydawało się jakimś koszmarem, z którego nie potrafiłam się obudzić. Ojciec członkiem mafii? Jak mogłyśmy tego nie zauważyć?
Przerosło mnie to. Jeszcze kilka godzin temu byłam zwykłą nastolatką, a teraz?
Mama podeszła do krzesła, na którym siedziałam, i kucnęła przede mną. W jednej ręce ściskała kubek z kawą, a w drugiej paczkę chusteczek higienicznych.
Spojrzała na mnie zapłakanymi oczami.
– Izka – powiedziała, dotykając mojego kolana.
Podniosłam głowę i spojrzałam na nią.
– Możemy już wracać do domu? – spytałam cicho.
– Myślę, że niedługo tak.
– Czy tata wróci z nami?
Widziałam, jak waha się nad odpowiedzią.
– Nie sądzę, skarbie.
– Dlaczego? – Zadrżała mi dolna warga.
– Tata musi odpowiedzieć za wszystko, co zrobił.
Mocniej zacisnęłam palce na plastikowym krześle.
– To znaczy?
– Widzisz, Grzegorz zdobył te pieniądze nielegalnie… Hotele, znajomi, to wszystko…
– Oni mają rację, prawda? Tata jest winny?
Mama ledwo zauważalnie skinęła głową. Miałam wrażenie, że ziemia usuwa mi spód nóg.
Potrząsnęłam głową, fundując sobie bolesny powrót do rzeczywistości. Słyszałam, jak rozbrzmiewa dzwonek nawołujący uczniów do klas. Stłumiłam ciężkie westchnienie i zmusiłam nogi do ruchu. Kałuże rozpryskiwały się na boki, kiedy nadeptywałam brudną wodę swoimi oryginalnymi adidasami. Były one jedną z nielicznych rzeczy, która pozostała po moim poprzednim życiu. Wraz z matką szybko przekonałyśmy się o tym, że zablokowano nam konta. Musiałyśmy wyprowadzić się z rodzinnego domu, bo nie było nas stać na jego utrzymanie, i wynająć małe mieszkanko.
Matka przepisała mnie do publicznego liceum, a ja straciłam dosłownie wszystko. Kasę, przyjaciół, chłopaka i cały pierdolony prestiż. Nasze nazwisko pojawiło się na pierwszych stronach gazet w całym kraju, wywołując niemały skandal. Matka nie potrafiła odnaleźć się w nowej sytuacji i zamiast pójść do pracy, rzuciła się w ramiona butelki. Dostałyśmy jakieś zasiłki, dzięki którym starczało na podstawowe potrzeby, ale nic po za tym.
Byłam biedna. Zamieniłam prywatnego kierowcę na publiczny autobus, w którym śmierdziało. Trafiłam do szkoły pełnej wyrzutków i dna społecznego. Wczoraj przyniosłam do domu kartkę z ostrzeżeniem o szybko rozprzestrzeniających się wszach.
Wzdrygnęłam się na samą myśl.
Zostałam sama. Tylko ja wiedziałam o długich godzinach, podczas których siedziałam zamknięta w ciasnym pokoju i w tajemnicy przed całym światem wylewałam morze łez. Opuścili mnie znajomi, a dotychczasowa przyjaciółka okazała się dwulicową suką. Odkąd straciliśmy cały majątek, Luśka nie odezwała się do mnie ani razu. A Mati…
Zamrugałam, przeganiając łzy napływające mi do oczu. Chłopak, w którym byłam zakochana, po prostu mnie zostawił. Zerwał ze mną przez pierdolony Instagram!
Weszłam do budynku, zostawiając brudne ślady na korytarzu. Woźna posłała mi wściekłe spojrzenie przepełnione groźbą o odcięciu mi kończyn, ale zupełnie to zignorowałam.
Byłam w drugiej klasie liceum i powoli zbliżał się moment, w którym musiałam skupić się na maturze i swojej przyszłości. Dlatego weszłam do klasy, gdzie zaczęła się właśnie historia. Kilkoro chłopaków podniosło głowy znad zeszytów i posłało mi przeciągłe spojrzenie.
Nauczycielka zerknęła w moim kierunku.
– Cieszymy się, Michalska, że zdecydowałaś się do nas dołączyć – rzuciła kąśliwym tonem. – Zajmij, proszę, swoje miejsce.
Pozostawiłam jej uwagę bez komentarza, przemaszerowałam przez klasę i dotarłam do ławki, którą dzieliłam z Eweliną. Jak zresztą na większości przedmiotów. Zrzuciłam z ramion plecak i postawiłam go na podłodze, a sama usiadłam na krześle.
– Spóźniłaś się – szepnęła brunetka, nachylając się w moją stronę.
– Przez zjebaną pogodę – mruknęłam, zachowując prawdziwy powód dla siebie.
Ze wszystkich dziewuch w mojej klasie wybrałam akurat ją na swoją nową koleżankę. Właściwie to ona mnie wybrała. Jako jedyna nie gapiła się na mnie bezczelnie tuż po moim przeniesieniu. I poczęstowała fajką już pierwszego dnia.
Miała krótko obcięte brązowe włosy do ramion i duże oczy o piwnych tęczówkach. Kiedy się uśmiechała, miałam wrażenie, że widzę w jej oczach psotne iskierki. Była szczera do bólu i twarda. Oprócz tego ładna. Jej rodzice byli dentystami, chcieli ją również wysłać na studia medyczne, ale Ewka ciągle się przed tym wzbraniała. Obecnie ich majątek był na pewno większy niż mój.
Ewelina nigdy nie dała po sobie poznać, że zna historię mojej rodziny. Wszelkie komentarze zostawiła dla siebie, o nic nie pytała, zachowywała się normalnie. Wiedziałam też, że miała chłopaka starszego od siebie. Ten po skończonym liceum zamiast na studia poszedł do pracy i nawet nieźle zarabiał.
– Na przerwie coś ci powiem – dodała, prostując się na krześle z tym błyskiem w oku.
Spojrzałam na nią ostro.
– Nie – odparłam od razu.
Trochę zdążyłam ją już poznać i mogłam się domyślać, że to, co krążyło jej po głowie, wcale mi się nie spodoba.
– Jeszcze nawet nie powiedziałam – mruknęła urażonym tonem.
Otworzyłam usta, aby coś powiedzieć, kiedy nauczycielka wyrosła tuż przed naszą ławką.
– Jeśli macie ochotę poplotkować, to zapraszam na korytarz – powiedziała.
Zapadłam się bardziej na krześle, uciekając przed nią wzrokiem.
– Właśnie skończyłyśmy – mruknęła Ewka, wywołując tym kilka cichych chichotów.
Resztę lekcji przesiedziałyśmy w milczeniu. Tajemnicze uśmiechy Eweliny sprawiły, że zaczęła zżerać mnie ciekawość, aby wreszcie dowiedzieć się, co takiego zamierzała mi powiedzieć. Dlatego jak tylko zadzwonił dzwonek, niemal siłą wyciągnęłam ją na korytarz. Brunetka zaśmiała się głośno, ukazując rząd idealnie białych zębów.
– Nie możesz się doczekać, co? – rzuciła.
Mlasnęłam językiem.
– Mów, bo mnie szlag zaraz trafi – ponagliłam ją.
– Kacper – zaczęła, na co skinęłam szybko głową.
Czyli jej facet i co z tego?
– Kacper, co? – zapytałam.
– Przyjechał jego kolega z Hiszpanii – dokończyła, szczerząc radośnie zęby.
Zamrugałam. Raz. Drugi.
– Serio? – burknęłam. – To jest to, co tak bardzo chciałaś mi powiedzieć?
Odwróciłam się do niej plecami, zła, że nastawiłam się nie wiadomo na co.
– Iza. – Położyła mi rękę na ramieniu, zmuszając, bym na nią spojrzała. – Ten facet to straszne ciacho.
– To straszne czy ciacho? – zapytałam, pozwalając sobie na lekki żart.
Ewelina wywróciła oczami.
– Jest obrzydliwie bogaty. – Wzięła mnie pod ramię i razem zaczęłyśmy iść w stronę następnej klasy. – Przyjechał na kilka tygodni, ma tu coś do załatwienia.
Zmarszczyłam brwi. Za nic w świecie nie udało mi się załapać, jaki miało to związek ze mną.
– No i?
Ewka westchnęła ciężko, demonstrując tym swoją irytację.
– Facet szuka towarzystwa… – Urwała na chwilę, zerkając na mnie spod rzęs. Chciała upewnić się, że zrozumiałam. – Wiesz, co mam na myśli.
– Skoro jest tak bogaty, to niech idzie do burdelu – zaproponowałam prosto z mostu.
Ewelina parsknęła śmiechem.
– On nie jest taki – zapewniła.
– Do czego dążysz? – spytałam prosto z mostu, stając z nią twarzą w twarz.
– Pomyślałam, że poznanie kogoś nowego mogłoby ci pomóc…
Wytrzeszczyłam na nią oczy. To był pierwszy raz, kiedy Ewka próbowała poruszyć ten temat.
– Nie szukam chłopaka – powiedziałam ostro.
Ewelina skrzywiła się nieznacznie.
– Źle to zabrzmiało – przyznała. – Po prostu go poznaj, wyjdź do ludzi. Potrzebujesz się odrobinę rozerwać. A to jest ktoś nowy, ktoś, kto nie zna twojej historii.
Jej słowa zawisły w powietrzu, sprawiając, że zaczęłam się nad nimi zastanawiać. Szybko jednak potrząsnęłam głową.
– Nie potrzebuję tego – oświadczyłam.
Nasze spojrzenia skrzyżowały się na chwilę. Jej piwne oczy przeciwko moim błękitnym.
Kto wygra walkę?
Zmusiłam się, by na moich ustach wykwitł kpiący uśmiech.
– Po prostu pomyśl nad tym – dodała, odchodząc.
Odprowadziłam ją wzrokiem, w zamyśleniu przygryzając dolną wargę. Jak nic zwariowała.
Po szkole udałam się na przystanek autobusowy, żeby znaleźć się z powrotem w domu. To znaczy w mieszkaniu, bo ta dziura nigdy nie była i nie będzie moim domem. Kiedy podjechał autobus, wsiadłam i zajęłam wolne miejsce przy oknie, wkładając słuchawki do uszu. Otworzyłam Insta na telefonie i od razy wyskoczyło mi zdjęcie mojego byłego chłopaka Mateusza. Zacisnęłam szczęki z taką siłą, że aż zatrzeszczały.
Nie odezwał się, przestał odpowiadać na wiadomości. Kiedy cały świat spadł mi na głowę, on nawet nie zapytał, jak ja się czułam. Jaki był tego powód? Strata statusu społecznego. Pod naszymi drzwiami dwadzieścia cztery godziny na dobę koczowali dziennikarze. Moja matka wpadła w depresję i zamknęła się w mieszkaniu. Wychodziła raz w tygodniu, by zrobić zakupy. I do urzędu po zapomogę.
Do szkoły zapisałam się sama, przecież musiałam dokończyć edukację, inaczej zamknęliby też matkę.
Po dotarciu na miejsce przekręciłam klucz w zamku i weszłam do mieszkania. W środku panowała grobowa cisza.
– Mamo?! – zawołałam, w pierwszej kolejności zdejmując buty.
Odpowiedziała mi cisza, co nieco mnie zmartwiło. Przemaszerowałam przez krótki korytarz, by wejść do salonu. Udało nam się zachować niektóre meble, dzięki czemu mieszkanko w bloku zyskało odrobinę smaku. Choć było to bardziej jak udekorowanie pudełka po butach.
Zobaczyłam ją na sofie. Jej puste spojrzenie skierowane było na jakiś durny program w telewizji.
– Mamo? – powtórzyłam drżącym głosem.
Błagam, odpowiedz! Wykonaj jakiś ruch!
Serce zamarło mi w piersi, podczas gdy sekundy dłużyły się niczym godziny. Zakręciło mi się w głowie, zapewne od wstrzymywanego oddechu. Zacisnęłam dłonie na futrynie z taką siłą, aż zbielały mi knykcie.
Matka powoli przeniosła na mnie spojrzenie. Odetchnęłam z ulgą.
– Izka – mruknęła ledwo zrozumiałym tonem.
– Wróciłam, jakby cię to w ogóle interesowało – oznajmiłam chłodno.
Matka nie zareagowała.
– Byłaś u Matiego? – spytała po chwili.
Skrzywiłam się na dźwięk jego imienia.
– Nie, przyjechałam prosto po szkole.
– Aha – odparła.
Mój świat się zawalił, ale jej też. Wszystkie wysoko postawione koleżanki się od niej odwróciły. A kiedy próbowała pożyczyć od znajomych pieniądze padł tekst, którego nigdy w życiu nie zapomnę: „Mam ci naruchać?”.
To sprawiło, że popadła w rozpacz.
– Dlaczego już się z nim nie widujesz?
Jej pytanie zatrzymało mnie w połowie kroku, kiedy już chciałam wyjść z salonu. Spojrzałam na nią przez ramię.
– Bo mnie zostawił – odparłam zgodnie z prawdą.
Nie odpowiedziała. Weszłam do swojego pokoju i zatrzasnęłam za sobą drzwi. Życie było niesprawiedliwe! Spojrzałam po swoich meblach, podeszłam do krzesła na kółkach i kopnęłam je z całej siły. Odjechało kawałek dalej i zderzyło się ze ścianą. Zaklęłam pod nosem.
Nienawidziłam ojca. Obwiniałam go o wszystko, co nam się przytrafiło. Gdyby nie jego szemrane interesy, nic by się nie wydarzyło. I tak dobrze, że pieniądze ze sprzedaży domu pokryły wszystkie koszty, a nam przynajmniej zostały meble.
Usiadłam na łóżku w swoim trzy razy mniejszym pokoju niż wcześniej. Moja komórka zabrzęczała, informując o odebranej wiadomości.
Ewelina: Kamil chce Cię poznać.
Wywróciłam oczami, rzucając telefon na materac. Nie zamierzałam nikogo poznawać, co zdawało się w ogóle nie docierać do Eweliny. Nie byłam zainteresowana przelotną znajomością. Jeśli brakowało mu dup do zaliczenia, to mógł sam sobie jakąś znaleźć. Nie zamierzam robić za dziwkę jakiegoś fagasa z Hiszpanii.
Ewelina: Nie daj się prosić.
Wzięłam komórkę i wystukałam krótką odpowiedź.
Ja: Odwal się.
Na to już mi nie odpisała. Zaburczało mi w brzuchu, musiałam coś zjeść. Na pewno w lodówce nie było zapasów, a na stole nie czekał świeżo ugotowany obiad. Czasami miałam ochotę podejść do matki i zdzielić ją w twarz. Spowodowane to było bezsilnością i złością, które czułam.
Powinni jej odebrać prawa rodzicielskie.
Prychnęłam pod nosem. Tak, i ciekawe komu by je dali? Ojciec siedział, matka zwariowała, a mnie wciąż brakowało pół roku do osiemnastki. Dlatego teraz, stojąc przy aneksie kuchennym, który połączony był z salonem, w ciasnym mieszkanku pod Warszawą, poprzysięgłam sobie, że zrobię wszystko, aby się stąd wyrwać.
Za pół roku mnie tu nie będzie.
Zrobiłam sobie kanapkę i wróciłam do pokoju, by zabrać się do lekcji. Nie miałam pieniędzy, więc jeśli chciałam coś osiągnąć, musiałam sama na to zapracować.
Rozdział 2
Rano stałam przed szafą jak jakaś idiotka. Ostatnio w ogóle nie miałam ochoty na to, by przykładać większą wagę do swojego wyglądu. Dziś jednak wstałam w wyjątkowo dobrym humorze, dlatego postanowiłam to wykorzystać i zamiast bluz i jeansów włożyć coś innego. Przekopałam zawartość szafy, o jakiej marzyła większość licealistek, i na końcu zaklęłam pod nosem.
Nic, ale to nic do mnie nie przemawiało. Spódnica? Nie. Sukienka? Jeszcze gorzej. Tupnęłam nogą ze złością.
W tym tempie to ja nigdy stąd nie wyjdę, albo jeszcze gorzej, spóźnię się na autobus.
Zerknęłam na zegarek i zrozumiałam, że mój czas się skończył. Innym razem wybiorę coś zdecydowanie bardziej gustownego. Teraz jednak chwyciłam czarną bluzę z kapturem, do niej jasne jeansy i wybiegłam z sypialni. Wpadłam do łazienki jak burza, gdzie przebrałam się w ciągu kilku sekund. Szybko nałożyłam podkład oraz puder, podkreśliłam rzęsy czarnym tuszem, a policzki bronzerem. Długie blond włosy związałam w luźny kok na czubku głowy, wypuściłam kilka kosmyków, by opadały mi swobodnie na twarz, po czym z impetem otworzyłam drzwi.
– Izka! – wrzasnęła matka, w ostatniej chwili odskakując do tyłu.
Zerknęłam przelotem na jej zaróżowione policzki. W jej niebieskich oczach, takich samych jak moje, dostrzegłam złość i przez krótką chwilę poczułam się tak jak dawniej. Wyglądała, jakby wróciła Magdalena Michalska, którą znałam.
– Spieszę się! – odkrzyknęłam, w pośpiechu wkładając buty.
Wsparła się ramieniem o futrynę. Na sobie miała cienki satynowy szlafrok, który z trudem zakrywał jedwabną podomkę. Jej blond włosy były nieuczesane, co kiedyś było dla niej nie do pomyślenia.
– Nie wiedziałam, że rozstałaś się z Mateuszem – przyznała, jakby lekko zawstydzona.
Wyprostowałam się i spojrzałam na nią zasapana. Cholera jasna, czy jedyny przebłysk zdrowego rozsądku u tej kobiety musiał pojawić się akurat teraz, kiedy ja spieszyłam się na autobus?
– Bo nie interesowało cię nic poza własną dupą – mruknęłam ostro.
Ból przemknął po jej twarzy i przez krótką chwilę zrobiło mi się jej żal. Szybko jednak przypomniałam sobie, jaką matką się okazała, i współczucie zniknęło szybciej, niż się pojawiło.
– Przepraszam – powiedziała cicho, robiąc krok w moją stronę.
Nerwowo przestąpiłam z nogi na nogę.
– Mamo – zaczęłam, szukając odpowiednich słów. – Możemy dokończyć tę rozmowę po szkolę? Zaraz naprawdę spóźnię się na autobus.
– Jasne, leć – rzuciła, mrugając.
Położyłam dłoń na klamce i już miałam wyjść, kiedy w ostatniej chwili się zawahałam.
Będąc już na progu, spojrzałam na nią przez ramię.
– Powinnaś wyjść z domu i wrócić między ludzi. Wyluzuj trochę.
– Wiem – przytaknęła.
– Miło się rozmawiało – dodałam, po czym wyszłam, zanim ta sytuacja stałaby się jeszcze bardziej dziwna.
Wybiegłam z kamienicy i gnałam przed siebie ile sił w nogach. Do przystanku miałam jakieś dwie minuty, więc pomyślałam, że powinnam zdążyć. I tak też się stało. W ostatniej chwili dobiegłam do celu, autobus właśnie podjechał. Zziajana wsiadłam do środka i zajęłam ostatnie wolne miejsce.
Oparłam głowę o szybę i pogrążyłam się w myślach. Krótka rozmowa z mamą napełniła mnie nadzieją i dobrym humorem. Być może jeszcze nie wszystko zostało stracone?
Tego dnia szkoła przestała się wydawać tak ponura. Po wyjściu z szatni spotkałam czekającą na mnie Ewkę. Dziewczyna zarzuciła na ramię swoją wypchaną książkami torbę, po czym posłała mi radosny uśmiech. Ku jej zdziwieniu odpowiedziałam tym samym. Brwi brunetki uniosły się wysoko.
– Co się stało? – rzuciła, przyglądając się uważnie mojej twarzy.
Wzruszyłam niedbale ramionami.
– Wyspałam się.
Ewka parsknęła.
– Przemyślałaś moją propozycję?
– Nie – odparłam odruchowo, nie zastanawiając się ani przez sekundę.
– Uparta jesteś – mruknęła bardziej do siebie niż do mnie.
Błysnęłam zębami w uśmiechu.
– Powiedz temu całemu Kamilowi, żeby sobie poszukał innej dupy – powiedziałam.
Ewelina skinęła głową.
– Okej, niech tak będzie – ustąpiła, wzbudzając tym moje podejrzenia. Zbyt szybko się poddała. – Ale będziesz tego żałować.
Uśmiechnęłam się zwycięsko. Wiedziałam, że nie odpuści.
– Nie jestem zainteresowana, nie dociera? – skwitowałam ostrym tonem.
– Dociera – odparła Ewelina, unosząc wysoko dłonie w geście kapitulacji.
Poczułam na sobie czyjś wzrok. I to taki z rodzaju ciężkich, obleśnych. Rozejrzałam się dookoła i zobaczyłam idących na wprost nas chłopaków. Byli w klasie maturalnej, kojarzyłam ich z widzenia. Korytarz nagle zrobił się zbyt wąski. Uniosłam wyżej głowę, patrząc twardo przed siebie.
– Hej, Iza – zaczął jeden w szarej bluzie, kiedy zrównali się z nami.
Nie zareagowałam na tę zaczepkę.
– Co tam u starego?
Skrzywiłam się lekko na wzmiankę o ojcu. Pozostałych trzech zaśmiało się głośno. Próbowałam ich wyminąć, ale oni zastąpili mi drogę. Ewelina stanęła ze mną ramię w ramię, za co byłam jej naprawdę wdzięczna.
– Znasz Masę? – rzucił drugi prowokującym tonem.
Nie odpowiedziałam.
Trzeci uśmiechnął się obleśnie.
– Słyszałem, że twój stary bujał się w Pruszkowie. – Obrzucił mnie przeciągłym spojrzeniem. – Podobno miał tam swój burdel. Fajna sprawa, przecież ktoś musiał najpierw te kurwy przetestować.
– Spierdalaj – wysyczałam przez zaciśnięte zęby.
Trzeci, ten od komentarza o burdelu, podszedł do mnie. Uniosłam wysoko podbródek, starając się nie okazywać przed nim strachu, który mnie obleciał.
– Zadziorna jesteś – mruknął, ziejąc mi prosto w twarz.
Stłumiłam odruch wymiotny.
– Lubię takie.
Położył rękę na swoim kroczu i poruszał biodrami, imitując ruchy, jakie wykonuje mężczyzna podczas seksu.
– Ale takie jak ja nie lubią takich jak ty – warknęłam.
– Na pewno już cię ktoś testował, suczko – dodał.
– Zamknij mordę, cwelu – wycedziłam.
– Iza – szepnęła Ewka, ciągnąc mnie za rękaw. – Lepiej już chodźmy.
Miała rację. Cofnęłam się o krok i rozejrzałam, ze zdziwieniem zdając sobie sprawę z tego, jaką sensację wywołaliśmy. Uczniowie wpatrywali się w nas szeroko otwartymi oczami. U niektórych z nich widziałam strach.
– Uciekaj, a ja będę cię gonił – powiedział.
Czułam, jak ramiona sztywnieją mi ze strachu.
– Jeden. Dwa. Trzy.
Spojrzałam przed siebie, ale otaczał nas krąg gapiów. Nawet jeślibym chciała, to nie miałam dokąd uciec. W tej sytuacji nie pozostało mi nic innego jak blef.
– Spróbuj mnie tknąć. Mój tatuś może i siedzi, ale jego znajomości nie! – odparłam głośno, dokładając do tego słodki uśmiech.
Chłopak pobladł na twarzy.
– Więc jeśli nie chcesz, żeby w nocy urwali ci łapę, którą zamierzasz mnie dotknąć, to lepiej zejdź mi z drogi – dokończyłam.
Na korytarzu zapanowała cisza jak makiem zasiał. Mierzyliśmy się spojrzeniami: ja, kurdupel, kontra osiłek, który po godzinach garściami łykał sterydy. I chociaż w środku trzęsłam się jak galareta, to wiedziałam, że nie wolno mi było dać tego po sobie pokazać.
– Co tu się dzieje? – zagrzmiał dyrektor.
Uczniowie w pośpiechu rozpierzchli się na boki. Wzrok mężczyzny skryty za dużymi okularami spoczął na nas.
– Nic, dyrektorze – powiedział chłopak, cofając się o kilka kroków.
– Michalska? – Mężczyzna zwrócił się bezpośrednio do mnie.
Czułam na sobie ciężar spojrzenia chłopaka, zerknęłam na niego ukradkiem. Wiedziałam, co chciał mi przekazać.
– Nic – powtórzyłam.
Chłopak ledwo widocznie skinął głową. Dyrektor mruknął coś pod nosem, po czym zawrócił do swojego gabinetu.
– Głupia jesteś? Dlaczego nic nie powiedziałaś? – syknęła Ewelina wprost do mojego ucha.