Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
23 osoby interesują się tą książką
Aroa Grayson to rozkapryszona dziedziczka ogromnej fortuny. Imprezowy styl życia odpowiada jej na tyle, że nie zamierza niczego w nim zmieniać. Ignoruje również naciski ojca, by wreszcie wywiązała się z zawartej między nimi umowy i zaczęła poważną pracę, czym doprowadza do pogorszenia swojej sytuacji.
Pozbawiona środków do życia i odcięta od wielomiliardowej fortuny, postanawia zacząć żyć na własną rękę. Na złość ojcu podejmuje pracę jako asystentka w firmie Sparkle, której właścicielem jest największy wróg i konkurent Henry’ego Graysona. Nie przewidziała jednak, że nic nie znacząca noc w klubie u boku przystojnego mężczyzny będzie miała dla niej poważne konsekwencje. Na dodatek Nathaniel Sparks, nowy szef Aroy, okazuje się zupełnie innym człowiekiem, niż myślała…
Ich współpraca doprowadza oboje na skraj szaleństwa, a relacja służbowa szybko przeradza się w coś zupełnie innego. Spędzając ze sobą coraz więcej czasu, również poza pracą, zaczynają dostrzegać więcej szczegółów. Jakie tajemnice skrywa Nathaniel Sparks? I czy Aroa wyjdzie z tego z całym sercem?
Ponoć w miłości i na wojnie wszystkie chwyty są dozwolone.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 326
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Copyright © Monika Czugała
Copyright © Wydawnictwo ReWizja
Wydanie I
Wilkszyn 2024
ISBN 978-83-67520-11-9
Wszelkie prawa zastrzeżone. Rozpowszechnianie i kopiowanie całości lub części publikacji w jakiejkolwiek postaci zabronione bez wcześniejszej pisemnej zgody autora oraz wydawcy. Dotyczy to także fotokopii i mikrofilmów oraz rozpowszechniania za pomocą nośników elektronicznych.
Projekt okładki: Katarzyna Mordal
Zdjęcie na okładce: stock.chroma.pl / TTSTUDIO
Redakcja: Katarzyna Chmielecka
Korekta: Bogusława Brzezińska
Skład i łamanie: D.B. Foryś www.dbforys.pl
Korekta II: Katarzyna Chmielecka
Wydawnictwo ReWizja
Książka dostępna również w formie książki drukowanej.
Bad Habits
Ed Sheeran
Upierdliwy dźwięk budzika wyrwał mnie ze snu. Mimo że sama go nastawiłam, i tak byłam wściekła na to, że miał czelność zadzwonić. Na pamięć sięgnęłam ręką w stronę szafki nocnej i nie patyczkując się przy tym wcale, pacnęłam w zegarek z całej siły. Budzik wydał z siebie jakiś dziwny dźwięk, po czym zamilkł. Równie dobrze mógłby zamilknąć na wieki.
Ściągnęłam z twarzy opaskę do spania i rozejrzałam się po swojej sypialni. W pomieszczeniu panował półmrok. Wcisnęłam guzik na pilocie leżącym obok mojej głowy i zasłony rozsunęły się. Syknęłam, kiedy promienie słońca zaatakowały moje biedne oczy.
Z jękiem zwlekłam się z łóżka i narzuciłam satynowy szlafrok w kolorze koszulki nocnej, którą miałam na sobie. Przeszłam boso po puszystym beżowym dywanie i stanęłam przed ogromnym oknem. Central Park rozpościerał się u moich stóp. Z takim widokiem czułam się jak królowa. Zresztą kto by się nią nie czuł na moim miejscu?
Po raz kolejny rozległ się dzwonek, ale tym razem nie był to budzik, lecz telefon. Widok imienia na ekranie sprawił, że zmarszczyłam brwi. Rozmowa z ojcem kilka sekund po przebudzeniu nie była spełnieniem marzeń.
‒ Aroa Grayson ‒ rzuciłam do słuchawki, przyciskając ją ramieniem do ucha.
‒ Doskonale wiem, do kogo dzwonię. Tracisz czas na niepotrzebne gadanie ‒ zaczął swoim surowym tonem.
Opuściłam sypialnię i skierowałam się długim korytarzem do kuchni, gdzie czekał na mnie wypasiony ekspres do kawy, bez którego nie wyobrażałam sobie życia. Poważnie.
‒ Po co dzwonisz? ‒ Ciekawość kazała mi zadać to pytanie. Inaczej już dawno bym się rozłączyła. Podstawiłam kubek i wcisnęłam guzik. Nieprzytomnym wzrokiem patrzyłam, jak naczynie wypełnia się po brzegi.
‒ Przyjedź do biura.
Prychnęłam pod nosem, co było moją naturalną reakcją na ten zdecydowany ton. Odkąd pamiętam, robiłam wszystko na przekór jego słowom. Takie miałam hobby.
‒ Przykro mi, ale nie. Jestem zajęta ‒ odparłam, siadając z kawą na wysokim stołku.
‒ To nie było pytanie. ‒ W jego głosie słychać było niezadowolenie. Nie cierpiał, kiedy ktoś mu się sprzeciwiał.
Po to się urodziłam.
‒ Jeżeli to naprawdę takie ważne, to sam przyjedź.
Henry Grayson westchnął ciężko po drugiej stronie.
‒ Skończyłaś dwudziesty szósty rok życia, doskonale wiesz, co to oznacza.
Wyprostowałam się na stołku, a moje palce zacisnęły się na kubku z taką siłą, że aż zbielały mi knykcie.
‒ Przyjadę ‒ wycedziłam.
‒ Za godzinę, potem jestem zajęty.
Nie zdążyłam odpyskować, bo połączenie zostało zerwane. Odsunęłam telefon od ucha i zgromiłam aparat wzrokiem, jakby to on był wszystkiemu winny. Odłożyłam go i dopiłam kawę.
Staruch już zdążył zrujnować mój dzień, choć ten się dopiero zaczął. Doskonale wiedziałam, że potem będzie tylko gorzej.
Bez pośpiechu opuściłam kuchnię i przeszłam do luksusowo urządzonej łazienki, gdzie oddałam się codziennej pielęgnacji. Musiałam o siebie dbać. Z tego samego powodu zmuszałam się trzy razy w tygodniu do joggingu. Nienawidziłam siłowni, a w jakiś sposób musiałam utrzymać figurę. Bieżnia była dla mnie czymś niepojętym i wolałam unikać publicznej kompromitacji, bowiem było niemal pewne, że stracę na tym ustrojstwie wszystkie zęby.
Gotowa udałam się do garderoby. Ogromne pomieszczenie wypełnione było ciuchami. Pokrywały one każdy metr kwadratowy przestrzeni. Ubrania były wszędzie: wisiały na wieszakach, wystawały z szaf, a kilka z nich walało się bez celu po dywanie.
Kiedy przykładałam do siebie sportowy dres, o moją nogę otarło się coś puszystego. Spuściłam wzrok i zobaczyłam swoją śnieżnobiałą kotkę. Lily, bo tak ją nazwałam, mruczała przyjemnie.
‒ Co jest, piękna? ‒ Wzięłam kota na ręce i przytuliłam. Pyszczek zwierzęcia natychmiast uległ zmianie, z zadowolonego futrzaka zrobiła się zirytowana. ‒ Jasne, złaź ‒ mruknęłam, stawiając ją z powrotem na podłodze.
Kotka łypnęła na mnie karcąco, otrzepała się i wyszła. Westchnęłam. Wciągnęłam na tyłek dres i włożyłam koszulkę, a na nią bluzę. Tym kompletem wyprowadzę ojca z równowagi, jeszcze zanim zdążę się odezwać. Pierwszy punkt z planu odhaczony.
Opuściłam budynek i wsiadłam do czekającego na mnie samochodu. Nie musiałam podawać adresu, kierowca bez słowa zawiózł mnie prosto do biurowca Henry’ego Graysona. Weszłam do budynku z wysoko podniesioną głową. Nie było konieczności, bym komukolwiek się przedstawiała, wszyscy dobrze mnie tu znali. Recepcjonistka uśmiechnęła się promiennie, a szef ochrony kiwnął przyjaźnie głową.
Mijałam biegnących w różne strony ludzi. Wszyscy elegancko ubrani, z fryzurami, jakby właśnie opuścili salon fryzjerski. Gonili za marzeniami, mając nadzieję, że na szczycie budynku uda im się osiągnąć to, czego pragną.
Nie wiedzieli jednak, że tam, pod chmurami, na tronie zasiadał prawdziwy tyran. Potwór pozbawiony wszelkich emocji.
Wsiadłam do windy, która zawiozła mnie bezpośrednio do gabinetu ojca. Wszechobecny przepych potrafił przyprawić nowo przybyłych o zawrót głowy. Kilkudziesięciu architektów pracowało przy tym budynku, ponieważ jeden z pewnością nie podołałby wymogom ojca. Każdy, nawet najmniejszy kącik był dopieszczony w każdym calu. A im wyżej, tym bardziej wystawnie.
Wyszłam prosto do gabinetu. Ojciec siedział za ogromnym biurkiem, wykonanym z najdroższego drewna świata. Za plecami rozciągała się panorama Manhattanu, a on górował nad nią niczym pieprzony król. W pomieszczeniu znajdowały się dwie sofy i fotel oraz barek, które miały na celu dać gościom fałszywe poczucie bezpieczeństwa. Puszysty dywan w odcieniach brązu nadawał gabinetowi ciepły wizerunek, który kontrastował z obliczem jego właściciela.
‒ Aroa ‒ powiedział na mój widok. Widziałam, jak z niezadowoleniem taksuje sportowe legginsy, bluzę i adidasy, w których przybyłam. Cóż, nie dał mi za wiele czasu na wybór stroju.
‒ Tato.
‒ Usiądź. ‒ Wskazał dłonią fotel po drugiej stronie biurka. Kiedy usiadłam, ojciec splótł dłonie i położył je na blacie. Nie musiałam zerkać w kierunku jego palców, by wiedzieć, że na jednym z nich błyszczy złoty sygnet.
Spojrzałam w jego zimne, niebieskie oczy. Włosy miał lekko przyprószone siwizną, ale za to elegancko obcięte. Gładko ogolony, w garniturze szytym na miarę prezentował się godnie. Jak na władcę przystało.
‒ Musimy porozmawiać.
‒ Słucham.
Zmierzył mnie bacznym spojrzeniem, które z łatwością wytrzymałam. Byłam do tego przyzwyczajona.
‒ Skończyłaś dwadzieścia sześć lat i nadszedł czas na podjęcie decyzji ‒ zaczął, przypominając mi o umowie, którą zawarliśmy lata temu.
Na jego twarzy nie gościła żadna emocja, przypominała maskę wykutą z kamienia.
‒ Pamiętam ‒ odparłam, patrząc wprost w jego pozbawione wyrazu oczy.
‒ Wiele lat czekałem na ten moment. ‒ Odchylił się w fotelu, nie odrywając ode mnie wzroku. ‒ Zbyt długo pobłażałem twoim wybrykom.
Moje dłonie zacisnęły się na podłokietnikach fotela. Spokojnie, Aroa, to tylko zwykła rozmowa.
‒ Nie zgadzam się. ‒ Gdy tylko wypowiedziałam te słowa, postawa ojca uległa zmianie. Zesztywniał jeszcze bardziej, choć nie sądziłam, że było to w ogóle możliwe.
‒ Słucham? ‒ spytał chłodnym tonem. Każdy inny zadrżałby, słysząc ten ton, ale nie ja. ‒ Jesteś moją córką, a zarządzanie tą firmą jest twoim życiowym zadaniem.
Chociaż mówił spokojnym głosem, miałam wrażenie, że jego wściekłość wypełnia cały gabinet. Zdawało się, że szyby lada moment pokryją się szronem. Aż zerknęłam na nie, by się upewnić.
Nie, lód był jedynie w jego sercu.
‒ Nie zostanę twoim popychadłem. ‒ Uniosłam głowę, demonstrując pewność siebie.
Po moim trupie. Kocham swoje beztroskie życie, brak zmartwień, imprezy, bez żadnego nadętego dupka wiszącego nade mną i wydającego rozkazy. Nie zostawię tego wszystkiego tylko po to, żeby serwować ojcu kawę na zawołanie.
‒ Daję ci pięć dni. Jeśli nie wrócisz do mnie w tym czasie, wiesz, co się stanie.
Skinęłam głową, pozwalając, by lekki uśmiech wykrzywił moje wargi.
‒ Pozbawisz mnie majątku. Czy jestem już wolna? ‒ Wstałam, rzucając ojcu pytające spojrzenie.
Henry zacisnął wargi, okazując swoje niezadowolenie. Zaczęłam iść w kierunku drzwi. Nawet na sekundę nie uwierzyłam w to, że zabierze mi pieniądze. Był moim pieprzonym ojcem i chyba miał w stosunku do mnie jakieś resztki człowieczeństwa?
‒ Aroa. ‒ Jego stanowczy głos zatrzymał mnie w miejscu. Odwróciłam głowę i spojrzałam na niego przez ramię.
‒ Tak?
‒ Masz pięć dni, inaczej mój adwokat pozbawi cię wszelkich praw i funduszy.
Było w jego twarzy coś, co sprawiło, że dreszcz przebiegł mi po kręgosłupie. Tym razem czułam pod skórą, że nie żartował.
Uśmiechnęłam się kpiąco i posłałam mu całusa w powietrzu. Lewa powieka drgnęła nieznacznie, zdradzając, że był na skraju utraty samokontroli. Czym prędzej zniknęłam za drzwiami, zostawiając za sobą jednego z najpotężniejszych ludzi w tej części Stanów.
Pogwizdując pod nosem, wyszłam z budynku. Nie zamierzałam przejmować się jego groźbami. Za wszelką cenę chciał sprawować nade mną kontrolę, sprawić, żebym stała się damą, jaką była moja mama. Ale ja byłam jak ojciec, poza kontrolą. To wkurzało go najbardziej.
Chwyciłam komórkę i wykręciłam numer przyjaciółki. Mia odebrała po drugim sygnale.
‒ Słucham?
Wywróciłam oczami na te jej grzeczności.
‒ Wpadniesz do mnie? ‒ spytałam, wsiadając do samochodu.
‒ Właściwie to planowałam dzisiaj…
‒ Zmień plany ‒ przerwałam jej. Rozpierała mnie energia. Poza tym tęskniłam za nią. Dzień, w którym wyprowadziłam ojca z równowagi, zawsze zaliczał się do udanych.
‒ Nie wymyśliłaś nic głupiego, prawda? ‒ zapytała z powątpiewaniem. Przygryzłam wargę, powstrzymując chichot. Zbyt dobrze mnie znała.
‒ Skądże ‒ skłamałam gładko.
Mia była bardzo spokojną osobą. Spontaniczne imprezy, zakrapiane grubo alkoholem, w zupełności nie były dla niej. Przez sześć lat próbowałam ją rozruszać, ale nic z tego.
‒ W takim razie przyjdę.
‒ Zajebiście! ‒ zawołałam.
‒ Nie przeklinaj! ‒ skarciła mnie. Posłusznie pokiwałam głową, choć oczywiście nie mogła tego zobaczyć.
‒ Tak, mamo ‒ zakpiłam. Mia parsknęła.
‒ Będę za godzinę.
‒ Czekam na ciebie.
Od razu po zakończeniu połączenia wybrałam nowy numer.
‒ Patricia! Wpadniesz do mnie jak najszybciej?
‒ Mogę być za dwie godziny.
Cmoknęłam z niezadowoleniem.
‒ Zapłacę ci ekstra ‒ dodałam na zachętę.
‒ Za pół godziny jestem.
Uśmiechnęłam się usatysfakcjonowana. I niech mi ktoś powie, że pieniądze nie rozwiązują problemów.
Po dotarciu do mieszkania skierowałam się do ogromnego salonu, którego okna wychodziły na największy park na Manhattanie, i rozsiadłam się wygodnie na jednej z sof. Weszłam na swoje konto na Instagramie, by sprawdzić aktywność pod moim ostatnim selfie. Jakiś znany muzyk zostawił mi serduszko. Normalka.
Podniosłam głowę i wbiłam wzrok w fortepian, który jedynie zagracał mi mieszkanie. Ciągle zapominałam poprosić Patricka, żeby go stąd wyniósł. Mój jedyny kontakt z muzyką ograniczał się do tańczenia na rurze po pijaku.
Nie zauważyłam nawet, kiedy upłynęło pół godziny, dopiero dźwięk windy zwrócił moją uwagę. Do apartamentu weszła obładowana torbami Patricia. Rozpromieniła się na mój widok. No cóż, też bym się tak cieszyła, gdyby mi ktoś tyle płacił. Po dziesięciu minutach wszystko było na swoim miejscu, a ja siedziałam w pełni zrelaksowana, oddając się w ręce specjalistki. Niedługo potem dotarła też Mia.
Uchyliłam powiekę i obserwowałam, jak przyjaciółka zmierza w moją stronę. Miała wygląd fotomodelki; w żadnym razie nie była ładniejsza ode mnie, ale brzydsza też na pewno nie. Długie nogi, idealna sylwetka, naturalne piersi. Zadbane blond włosy spływały kaskadą na jej plecy, dodając Mii uroku. Do tego ogromne zielone oczy, długie rzęsy. Laska wyglądała, jakby dopiero zeszła z okładki jakiegoś luksusowego magazynu.
No więc do sedna: jak można tak wyglądać i jednocześnie być tak niepewną siebie? Mia do tej pory była dziewicą! Tak, nikomu nie udało się przedostać przez jej mury obronne. Twierdziła, że chce zaczekać do ślubu. A kandydatów wcale jej nie brakowało.
‒ Nie wspominałaś o spa ‒ powiedziała swoim delikatnym głosem. Odrzuciłam dłonią gęste, ciemnobrązowe włosy i zatrzepotałam rzęsami.
‒ Zapomniałam ‒ skłamałam. Przyjaciółka spojrzała na mnie sceptycznie. Westchnęłam. ‒ Dobra, nie zapomniałam. Zamówiłam też szampana i przekąski. Wieczorem wychodzimy na imprezę.
Mia usiadła na drugiej sofie na wprost mnie i położyła torebkę na podłodze.
‒ Nie ma mowy ‒ zaprzeczyła, kręcąc przy tym głową. Wiedziałam.
‒ Wyluzuj, będzie grzecznie.
Mia parsknęła śmiechem.
‒ Nie pogrążaj się, Aroa. Skończysz w łóżku jakiegoś przystojniaka, jak zawsze.
‒ Mogę zrobić dla ciebie miejsce. ‒ Wyszczerzyłam radośnie zęby. Mia spiorunowała mnie wzrokiem.
‒ Dobrze wiesz, że…
‒ Tak, tak. Będziesz starą panną ‒ dokończyłam za nią.
‒ Nieprawda, po prostu czekam na tego jedynego.
Tym razem to ja wybuchnęłam śmiechem.
‒ Aroa, nie ruszaj się ‒ zganiła mnie kosmetyczka.
‒ Przepraszam ‒ mruknęłam do Patricii, po czym zwróciłam się znów do Mii. ‒ Zabaw się chociaż raz w życiu.
‒ No nie wiem. ‒ Przyjaciółka brzmiała na nie do końca przekonaną.
‒ Proszę? ‒ dodałam.
Mia westchnęła teatralnie.
‒ Zgoda. ‒ W końcu ustąpiła.
‒ Manhattan, nadchodzimy! ‒ wrzasnęłam, aż kosmetyczka podskoczyła przestraszona. ‒ Wybacz! – rzuciłam do niej.
Patricia pokręciła głową z rozbawieniem. Kilka godzin później byłyśmy umalowane i uczesane, a kosmetyczka opuściła moje mieszkanie o kilka tysięcy dolarów bogatsza.
Dosyć sprawnie udało się nam też wybrać stroje na ten wieczór. Nosiłyśmy podobny rozmiar, przez co większość naszych rzeczy prowadziła przechodni tryb życia, między moim apartamentem a mieszkaniem Mii.
Ubrane skąpo, by odsłonić nasze boskie ciała, wyruszyłyśmy na podbój miasta. Kierowca już czekał na nas na dole, aby zawieźć nas do jednego z najlepszych klubów w mieście, LAVO.
Przed wejściem widziałam kilku fotografów, posłałam im całusa w powietrzu. Przywykłam do tego, że jako spadkobierczyni ogromnej fortuny znajdowałam się w ciągłym blasku fleszy. Ojczulek tego nie pochwalał, już nawet groził mi wydziedziczeniem, ale dobrze wiedziałam, że to tylko czcze pogróżki. W końcu byłam jego jedyną córeczką.
Po wejściu do klubu uderzyłyśmy prosto do baru. Co to za impreza bez drinka? Albo nawet kilku? Zresztą kto by liczył?
Mia zamówiła coś bez procentów, co skwitowałam jedynie przewróceniem oczami. Dziewczyna nigdy się nie wyluzuje. Po kilku kolejkach czułam, jak moje ciało się rozluźnia. Chwyciłam więc przyjaciółkę za rękę i pociągnęłam na parkiet. Zaczęłyśmy tańczyć jak szalone, a mężczyźni zebrali się wokół nas, podziwiając dwie ślicznotki. W centrum uwagi czułam się jak ryba w wodzie.
Byłam świadoma tego, że krótka sukienka jeszcze bardziej podjechała mi do góry, odsłaniając opalone uda. Na zgromadzonych wokół facetów działało to niczym lep na muchy. Kilku z nich przyniosło nam drinki, których oczywiście Mia nie wypiła.
Patrzyłam na tych biedaków, śmiejąc się pod nosem. Połowa z nich liczyła na zakończenie wieczoru podbojem tej pięknej blondynki, ale tylko ja wiedziałam, że na marzeniach się skończy. Wrócą do domu sfrustrowani i zmuszeni do zwalenia sobie w łazience.
Przez ułamek sekundy moje niebieskie oczy skrzyżowały się z czyimś intensywnym spojrzeniem. Wróciłam wzrokiem do twarzy tego przystojniaka i już wiedziałam, z kim wyjdę dziś z klubu. Skupiłam na nim całą swoją uwagę i facet, jakby będąc pod moim urokiem, zaczął się do mnie zbliżać. Dokładnie tak, jak tego chciałam.
Pokazałam Mii gestem, że właśnie złowiłam ofiarę. Poruszyła bezgłośnie ustami, właściwie to mogła krzyczeć, muzyka jednak dudniła tak mocno, że nie doleciało do mnie żadne słowo. Domyśliłam się tego, co chciała mi przekazać. Abym uważała. Troszczyła się o mnie.
Odprowadziłam ją wzrokiem, spokojna o jej powrót do domu. Kierowca na pewno już na nią czekał. Gdy tylko się odwróciłam, stanęłam twarzą w twarz z nieznajomym przystojniakiem. Uniosłam głowę i spojrzałam wprost w najpiękniejszy odcień błękitu, jaki kiedykolwiek widziałam.
Wysoki, barczysty mężczyzna po prostu stał i spoglądał na mnie. Intensywność tego spojrzenia sprawiła, że każda komórka w moim ciele stanęła na baczność. Ciemnoblond włosy miał dłuższe i zmierzwione, co nadawało mu wygląd w stylu niegrzecznego chłopca. Jednak kilkudniowy zarost podkreślał szczękę, co stanowiło połączenie, na którego widok niemal ugięły się pode mną kolana.
Przybliżył się, aż poczułam jego zapach. Pot mieszał się z wonią męskich perfum, od których zakręciło mi się w głowie.
‒ Zatańczysz? ‒ spytał wprost do mojego ucha.
Ta niespodziewana bliskość sprawiła, że dostałam gęsiej skórki. Miałam wrażenie, że jego obecność całkowicie odebrała mi rozum. Nigdy nie spotkało mnie coś takiego.
NIGDY.
Kiedy nie odpowiedziałam, nieznajomy wyprostował się i spojrzał na mnie z zarozumiałym uśmiechem. Cwaniak wykorzystał fakt, że w klubie było głośno. Wcale nie musiał naruszać mojej przestrzeni osobistej, ale, jak widać, dobrze się przy tym bawił.
Skinęłam głową w odpowiedzi. Jego niebieskie oczy błysnęły i za chwilę dłonie mężczyzny znalazły się na mojej talii. Spuściłam wzrok i wbiłam go w jego szyję. Położyłam dłonie na barkach nieznajomego i pozwoliłam mu się przyciągnąć. Kiedy nasze ciała się zetknęły, zabrakło mi tchu.
Zaczęliśmy tańczyć. Jego biodra tuż przy moich, płynęliśmy wraz z rytmem muzyki rozbrzmiewającej z głośników. Byłam pod wrażeniem tego, z jaką łatwością się poruszał. Nie było nawet sekundy zawahania, doskonale prowadził. Przesunęłam dłońmi po jego barkach, aż dotarłam do bicepsów, których nie pokrywała czarna koszulka. Był naprawdę umięśniony.
Niespodziewanie odchylił mnie do tyłu i nasze spojrzenia się spotkały. Jego oczy pociemniały z pożądania, które wręcz odmalowywało się na tej przystojnej twarzy. Zrobiłam się mokra pod wpływem samego spojrzenia. Drżałam z ciekawości, co mógłby zrobić ze mną w sypialni.
Piosenka się skończyła, a my staliśmy na wprost siebie, ciężko dysząc. Żadne z nas nie potrafiło oderwać wzroku od tego drugiego, napięcie między nami wybiło poza skalę. W powietrze leciały iskry, atmosfera zgęstniała.
W tym samym momencie zrobiliśmy krok, położyłam mu dłonie na piersi i poczułam jego dotyk tuż nad pupą. Nasze usta się spotkały w najbardziej gorącym pocałunku, jakiego kiedykolwiek doświadczyłam.
Oderwaliśmy się od siebie, nasze klatki piersiowe unosiły się w zgodnym rytmie.
‒ Idziemy do mnie ‒ oznajmił stanowczym tonem, chwytając mnie za rękę i ciągnąc w stronę wyjścia.
Nogi mi drżały, przeszył mnie skurcz w podbrzuszu. Zerknęłam na towarzyszącego mi mężczyznę i wiedziałam, że nigdy nie zapomnę tej nocy.
Gold
Tolan Shaw
‒ Chcesz wyjść głównym wejściem? ‒ spytałam, z trudem maskując zaskoczenie.
‒ Tam są taksówki.
‒ Jasne ‒ mruknęłam pod nosem. Oczami wyobraźni już widziałam ten tłum hien z aparatami, które rzucą się na nas, jak tylko znajdziemy się na zewnątrz.
Kiedy opuściliśmy klub, poczułam chłodne powietrze na swojej skórze. Pojawiły się pierwsze błyski fleszy. Mężczyzna przyciągnął mnie do swojego boku. Ukryłam twarz za kaskadą ciemnych włosów.
‒ Gdzie te pieprzone taksówki? ‒ burknęłam. Ręka przystojniaka zsunęła się na mój pośladek.
‒ Tam jest ‒ powiedział, wskazując na podjeżdżający samochód. Otworzył drzwi i przepuścił mnie przodem. ‒ Random House Tower.
Zacisnęłam usta, kiedy usłyszałam jego adres. Cholera, mieszkał ledwie przecznicę za mną. Dotknął mojej twarzy i pocałował mnie po raz kolejny. Drugą dłoń położył mi na udzie, a ja automatycznie rozsunęłam dla niego nogi.
Nie pozostałam dłużna. Moja ręka dotknęła jego kolana i zaczęła sunąć ku górze, docierając do imponującego wypełnienia rozporka. Zaczęłam pocierać przez materiał spodni jego twardego fiuta, na co przystojniak przygryzł moją dolną wargę.
Po jakichś dziesięciu minutach jazdy kierowca odchrząknął, zwracając na siebie naszą uwagę.
‒ Jesteśmy na miejscu ‒ oznajmił. Mężczyzna podał mu plik banknotów, nawet nie pytając o cenę. Wysiedliśmy z taksówki, przez cały czas się dotykając.
Weszliśmy do windy. Przystojniak stanął naprzeciwko mnie, seksowny uśmiech wykrzywił jego wargi i to wystarczyło, żebym się na niego rzuciła.
Jęknęłam głośno, kiedy wsunął we mnie jeden palec. Byłam taka mokra, taka spragniona…
Drzwi rozsunęły się i mężczyzna mnie podniósł. Oplotłam go nogami w pasie i pozwoliłam mu się zanieść, gdzie tylko chciał. Poczułam pod swoimi plecami materac i zrozumiałam, że położył mnie na łóżku. Nasze usta nie rozłączyły się nawet na sekundę. Podciągnął mi sukienkę, a następnie ściągnął ją przez głowę. Zostałam pod nim praktycznie naga, jedynie w czarnych koronkowych stringach. Podciągnęłam jego czarną koszulkę i zrzuciłam mu ją z ramion. Przesunęłam dłońmi po imponujących barkach, wzdychając cicho. Był idealny.
Całował całe moje ciało, a ja jęczałam. Wsuwał we mnie najpierw jeden palec, potem dwa. Poruszałam biodrami, szukając ujścia dla dręczącego moje ciało podniecenia. Zrzucił spodnie wraz z bokserkami na podłogę.
‒ Jesteś taka piękna ‒ wymruczał, patrząc na mnie.
Przygryzłam wargę, czekałam na niego. Kiedy sięgnął po prezerwatywę, powstrzymałam go ręką.
‒ Biorę tabletki.
Pocałował mnie. Poczułam go na swoim wilgotnym wejściu i po chwili cały znalazł się we mnie. Wygięłam plecy w łuk, a on oparł dłonie po bokach mojej głowy i zaczął się poruszać. Na początku delikatnie. Wbiłam mu paznokcie w plecy i to wystarczyło, aby przyspieszył. Chciałam mocno i ostro. Potrzebowałam tego.
Orgazm przetoczył się przez moje ciało z taką siłą, że nie zdołałam powstrzymać okrzyku. Doszedł w tym samym momencie, wlewając we mnie swoją spermę aż do ostatniej kropelki. Opadł na materac obok mnie i przez chwilę uspokajał oddech. Zerknęłam na niego. Musiał wyczuć moje spojrzenie, bo nasze oczy się spotkały. Uśmiechnął się.
‒ Nate ‒ przedstawił się. Poczułam, jak mimowolnie zaciskają się moje uda.
‒ Aroa.
Przesunął kciukiem po moich wargach, marszcząc przy tym czoło.
‒ Przypominasz mi kogoś.
Uśmiech zamarł mi na ustach. Po raz pierwszy wolałam, aby moja tożsamość została tajemnicą.
‒ Naprawdę? Wiesz, to raczej niemożliwe. Jestem jedyna w swoim rodzaju.
Zaśmiał się, w jego oczach błyszczały psotne iskierki. Przeturlał się i ponownie zawisł nade mną. Przysunął twarz do mojej szyi i składając pocałunki, powoli zaczął schodzić w dół. Odchyliłam głowę, dając mu lepszy dostęp.
‒ Gotowa na kolejną rundę? ‒ wymruczał z ustami tuż przy mojej skórze.
‒ Oczywiście.
* * *
Kilka rund później, kiedy Nate smacznie spał, najciszej, jak tylko potrafiłam, wymknęłam się z łóżka. Znalazłam swoją sukienkę na podłodze i rozejrzałam się w poszukiwaniu czegoś, co mogłabym zarzucić na ramiona. Tak naprawdę dopiero teraz po raz pierwszy rozejrzałam się po pomieszczeniu.
Ciągle panował półmrok, więc niewiele udało mi się dostrzec. Widziałam jedynie duże łóżko, a za nim okno z ciężkimi zasłonami, które nie wpuszczały światła z zewnątrz. Po omacku dotarłam do szafy i ostrożnie, by nie obudzić śpiącego Nate’a, otworzyłam jedne drzwi. Zmarszczyłam nos na widok rzędu męskich koszul w różnych kolorach. Ściągnęłam z wieszaka pierwszą z brzegu, która wyglądała na białą, i narzuciłam ją na siebie. Podniosłam szpilki i na palcach wyszłam z sypialni.
Przeszłam korytarzem i wyszłam do przestronnej kuchni. Nie zatrzymując się, dotarłam do wielkiego salonu z kominkiem. Uśmiechnęłam się pod nosem, gdy zobaczyłam fotel pod oknem i półkę z książkami. Inteligencik.
Zjechałam windą na sam dół, przeszłam obok śpiącego portiera, aż w końcu opuściłam budynek. Branie taksówki, by przejechać jedną przecznicę, byłoby głupotą nawet dla mnie.
Po dotarciu do mieszkania poszłam prosto do łóżka. Ominęłam prysznic, nie chciałam zmywać z siebie zapachu tego mężczyzny. Nate’a. Miałam wielu facetów, wszystkich na jedną noc, ale po raz pierwszy byłam z kimś takim.
Wsunęłam się do łóżka i przytuliłam poduszkę. Uśmiech nie schodził mi z twarzy. Facet totalnie zawrócił mi w głowie. Wydawał się sztywny, ale w łóżku wychodził z niego prawdziwy diabeł. Już dawno nikt mnie tak nie przeleciał…
W końcu udało mi się zasnąć. Śniłam o niebieskich oczach i krzywym uśmiechu faceta, którego widziałam pierwszy i ostatni raz w życiu.
* * *
Rano obudził mnie potworny ból głowy. Przeciągnęłam się leniwie na łóżku. Czekał mnie ciężki dzień.
Wzięłam komórkę do ręki i zobaczyłam, że miałam setki nieodebranych połączeń od mojego ojca. Usiadłam na łóżku, widząc, ile razy próbował się ze mną skontaktować. Szlag. Oddzwoniłam czym prędzej, w głowie zapaliła mi się czerwona lampka. Doskonale wiedziałam, że nie dzwonił, aby powiedzieć mi, jak bardzo mnie kocha. Coś musiało się stać.
‒ Aroa ‒ zagrzmiał.
‒ Wybacz, że nie odebrałam. Dopiero wstałam.
‒ Musimy porozmawiać ‒ oznajmił tonem nieznoszącym sprzeciwu.
‒ Wobec tego mów.
‒ Nie przez telefon. Masz godzinę na to, żeby stawić się u mnie w biurze.
Zmarszczyłam brwi. On oszalał? Nawet z prywatnym kierowcą w życiu się nie wyrobię!
‒ Wiesz dobrze, że to nierealne ‒ powiedziałam spokojnie.
‒ Kierowca już czeka na ciebie na dole. ‒ Po tych słowach się rozłączył. Był wściekły, ba, był naprawdę wkurwiony.
Wyskoczyłam z łóżka jak oparzona. Następne dziesięć minut spędziłam, biegając po mieszkaniu jak opętana. Przegięłam i doskonale zdawałam sobie z tego sprawę. Miałam jedynie nadzieję, że uda mi się go ugłaskać.
Musiało mi się udać.
Opuściłam mieszkanie tak szybko, jak tylko byłam w stanie. Ojciec nie mylił się, kierowca już czekał na dole. No cóż, właściwie to Henry Grayson II nie mylił się nigdy.
Nie miałam pojęcia, skąd pochodził facet za kierownicą, ale odznaczał się nietuzinkową urodą. Co jakiś czas udawało mi się uchwycić jego spojrzenie w lusterku wstecznym. Pomimo tego, że wstałam z łóżka jakiś kwadrans temu, to permanentny makijaż, suchy szampon i świetne ciuchy zrobiły swoje. Byłam atrakcyjną kobietą i każdy mężczyzna musiał to przyznać.
Zaparkowaliśmy pod wieżowcem trzy minuty przed czasem. Nie wiedziałam, jak to w ogóle możliwe. Wygląda na to, że kierowca miał nie tylko nieprzeciętną buzię, ale też jakieś magiczne zdolności. Podziękowałam mu uprzejmie, bo pomimo tego, że byłam posiadaczką niewyparzonej buźki, to nie brakowało mi też kultury osobistej. Tej ostatniej z pewnością nie nauczył mnie ojciec.
Weszłam do budynku, który doskonale znałam. Nikomu nie przyszło do głowy mnie zatrzymywać. Pokonałam drogę do gabinetu ojca w zamyśleniu. Wiedziałam, że jest wściekły, i domyślałam się dlaczego. Po raz kolejny zagrałam mu na nosie.
Moje pojawienie się w gabinecie sprawiło, że ojciec podniósł wzrok znad leżących przed nim papierów.
‒ Miarka się przebrała ‒ zagrzmiał. Udało mi się nie zadrżeć pod wpływem tego szorstkiego tonu. ‒ Zostaniesz pociągnięta do odpowiedzialności.
Dostrzegłam na biurku zdjęcie z wczoraj. Poczułam falę gorąca na widok siebie i przystojniaka z klubu. Nate, tak się nazywał. Nie żeby chociaż na chwilę udało mi się o tym zapomnieć.
Dziwne, że ta fotografia nie trafiła do mediów. Ojciec musiał to zatuszować. Dlaczego to zrobił?
Otrząsnęłam się i parsknęłam, za co ojciec zgromił mnie wzrokiem.
‒ Niby jak? Wydziedziczysz mnie? ‒ Zaśmiałam się. Doskonale wiedziałam, że tego nie zrobi. Podeszłam do fotela i usiadłam na nim, przyjmując nonszalancką pozę. Założyłam nogę na nogę i rzuciłam ojcu wyzywające spojrzenie.
‒ Dam ci wybór.
‒ Wobec tego słucham. ‒ Rozłożyłam ręce i rozparłam się wygodnie w fotelu. Na twarzy ojca nie drgnął nawet najmniejszy mięsień.
‒ Masz dwadzieścia sześć lat, Aroa. Jesteś dorosła i powinnaś być dojrzała, wobec tego powiem ci to tylko jeden raz. Zawarliśmy umowę, według której po osiągnięciu wyżej wspomnianego wieku zaczniesz pracować. Podejmiesz staż jako moja asystentka. A kiedy uznam, że jesteś gotowa, zajmiesz moje miejsce.
Pochyliłam się do przodu. Moje niebieskie oczy starły się z błękitnym chłodem jego spojrzenia.
‒ A druga opcja?
‒ Pozbawię cię wszystkich pieniędzy.
Po tych słowach zapadła chwila ciszy, po której wybuchnęłam głośnym śmiechem.
‒ Czyli jednak mnie wydziedziczysz? ‒ zawołałam rozbawiona.
‒ Nie jeśli zaczniesz pracować.
‒ U ciebie ‒ dodałam, na co Henry skinął głową. ‒ Nie ma mowy.
Na twarzy ojca po raz pierwszy pojawiło się zdziwienie.
‒ Zrezygnujesz z pieniędzy?
‒ Nie będę dla ciebie pracować ‒ powiedziałam stanowczo, poważniejąc.
‒ Wobec tego zostaniesz bez grosza ‒ zadecydował. Pokiwałam głową.
‒ Niech tak będzie ‒ potwierdziłam, wstając z fotela.
Musiałabym być idiotką, żeby zgodzić się zostać jego asystentką. Twarz ojca przypominała maskę z kamienia.
‒ Oprócz pieniędzy pozbawię cię wszystkich innych przywilejów. Prawa do firmy także.
Uniosłam głowę i spojrzałam na niego z góry. Wszystko się we mnie gotowało, ale nie pokazałam tego po sobie.
Był też testament. Ojciec pozbawi mnie wszelkich praw, ale tylko do momentu swojej śmierci. Wtedy cały majątek będzie należał do mnie. Prędzej dałby się zabić, niż pozwolił, aby dorobek jego życia wpadł w ręce kogoś spoza rodziny.
‒ Jak sobie PAN życzy ‒ powiedziałam oschle. Nie czekałam na jego odpowiedź, odwróciłam się na pięcie i wyszłam z gabinetu, wsiadając prosto do windy.
Spojrzałam w lustro i zobaczyłam w swoich oczach ogień. Nie pozwolę sobą pomiatać, a praca dla niego byłaby dla mnie upokarzająca. Skończyłam najlepsze szkoły w kraju, zawsze miałam dobre stopnie. Po prostu byłam bystra.
Teraz też zamierzam sama o siebie zadbać. Znajdę pracę i będę się utrzymywać. Nie potrzebowałam jego pieniędzy. Taką przynajmniej miałam nadzieję.
Jak mogłam się spodziewać, na dole nie czekał na mnie żaden kierowca. Wściekła jak osa, próbowałam złapać jakąś taksówkę, co w centrum Manhattanu nie było takie proste. Po drodze wysłałam do Mii wiadomość, że potrzebuję jej pomocy. Musiałam napisać CV.
Weszłam do wieżowca, w którym mieszkałam. Pomachałam recepcjoniście Johnowi, po czym wjechałam windą na górę. Poziom mojego wkurwienia jeszcze wzrósł, gdy okazało się, że nie mogłam zapłacić kierowcy taksówki, moje karty zostały zablokowane. Tatuś działał z prędkością światła.
Na szczęście nie musiałam długo czekać na przybycie Mii. Przyjaciółka wysiadła z windy i niemal od razu odnalazła moje spojrzenie.
‒ Aroa? Co się dzieje? ‒ Zatrzymała się przede mną, siedzącą na sofie w salonie z drinkiem w ręku. Zerknęła na alkohol i wydęła usta. ‒ Nie ma jeszcze dwunastej.
‒ Przed dwunastą nie piją tylko dżentelmeni, a ja jestem kobietą ‒ mruknęłam, wzruszając ramionami. ‒ Au! ‒ zawołałam, kiedy Mia pacnęła mnie w głowę.
‒ Przestań się nad sobą użalać, tylko gadaj, co się stało.
‒ Nie mam pieniędzy. ‒ Zaśmiałam się. Blondynka nawet nie zareagowała. ‒ Mówię poważnie ‒ dodałam już na serio.
‒ Nie rozumiem.
‒ Henry Grayson mnie wydziedziczył.
Oczy Mii niemal wyszły z orbit.
‒ Co ty pieprzysz?! ‒ zawołała. Tym razem to ja spojrzałam na nią zdziwiona. Rzadko zdarzało się jej przeklinać.
‒ Tak po prostu zabrał ci majątek? ‒ spytała, siadając obok mnie. Wyglądała na przejętą.
‒ Postawił mi ultimatum: praca u niego w firmie albo los bankruta ‒ prychnęłam, machając szklanką z wódką. Kilka kropel spadło na podłogę. Popatrzyłam na nie, marszcząc czoło. Chyba przejęłam się bardziej, niż myślałam.
‒ Chyba już wiem, co wybrałaś ‒ mruknęła sama do siebie.
‒ Szukam pracy. ‒ Wyszczerzyłam zęby w uśmiechu. Mia rzuciła mi pełne politowania spojrzenie.
‒ Nie widzę ‒ skwitowała.
‒ Potrzebujesz pracownika?
Ułożona blondynka była zupełnie inna ode mnie. Pracowała w rodzinnej firmie.
‒ Nie znasz się na jachtach.
Fakt, rodzina Mii projektowała najdroższe łajby w całych Stanach. Tyle tylko, że ja nie miałam o tym zielonego pojęcia. Ona od zawsze wiedziała, że chce być projektantką wnętrz. I została. Jachty, które wychodziły z ich firmy, warte były miliony.
‒ Więc gdzie mogę pracować? ‒ zapytałam zrezygnowana.
Mia zamyśliła się.
‒ Wiem! ‒ zawołała, podskakując na sofie. Szturchnęła mnie niechcący, przez co kolejna porcja drinka wylądowała na podłodze. Skrzywiłam się. ‒ Moda! Przecież to twój rodzinny interes.
Tak, marka Grayson była jedną z najlepiej sprzedających się na świecie. Ale ja nie potrafiłam projektować ani szyć. Zmarszczyłam czoło.
‒ Żadna ze mnie krawcowa ‒ wymamrotałam.
‒ Aroa, pomyśl! Twój ojciec stworzył całe imperium, macie własną markę, biuro, sieć sklepów i magazyn. Zatrudnij się w gazecie!
Spojrzałam na nią bystro.
‒ Masz rację… ‒ Odstawiłam drinka na malutki stolik przed sobą. Wzięłam stamtąd laptop i wpisałam w przeglądarkę hasło „czasopisma o modzie”. Liczba wyników odrobinę zbiła mnie z tropu, nie spodziewałam się, że będzie ich tak dużo.
‒ Co robisz? ‒ spytała Mia, zaglądając mi przez ramię.
‒ Szukam pracy ‒ powtórzyłam. Jak mogła tego nie rozumieć? Widocznie mój umysł po alkoholu śmigał zdecydowanie szybciej niż jej pozbawiony procentów.
‒ Dlaczego nie zatrudnisz się w Time to Grayson?
‒ Nie będę pracować dla ojca.
‒ Zatem gdzie?
Jej pytanie zawisło w powietrzu. Wtedy mój wzrok przykuła nazwa Sparkle. Uśmiechnęłam się. Mia dostrzegła moją minę i podążyła za moim spojrzeniem.
‒ Sparkle? ‒ zapytała z niedowierzaniem.
‒ Idealne miejsce dla mnie. ‒ Pokiwałam głową.
‒ To największa konkurencja twojego ojca. Wścieknie się.
Spojrzałam na nią. Na twarzy Mii pojawił się dziwny grymas.
‒ Wpakujesz się w kłopoty ‒ stwierdziła.
‒ Przynajmniej dobrze płacą.
‒ Jesteś niemożliwa. ‒ Moja przyjaciółka pokręciła głową.
‒ Pomóż mi ‒ rzuciłam, otwierając program do pisania.
‒ W czym? ‒ zdziwiła się.
‒ Napiszemy CV. ‒ Zatarłam ręce.
Mia spojrzała na mnie, jakbym była wariatką.
‒ Pisz: picie, imprezowanie i granie na nerwach innych ludzi ‒ podyktowała. Dźgnęłam ją łokciem w żebra. Pisnęła i spojrzała na mnie obrażona. ‒ No co? Taka prawda.
‒ Więc nakłamiemy.
‒ Nie wolno…
‒ …kłamać, wiem ‒ weszłam jej w słowo, przewracając oczami. ‒ Napiszemy, że jestem odpowiedzialna, pracowita, ambitna oraz że nie piję alkoholu.
Mia parsknęła. Zignorowałam to.
‒ Dodaj też, że masz doświadczenie ‒ zakpiła.
‒ Dobre! ‒ potaknęłam.
‒ Żartowałam ‒ dodała.
‒ Ale ja nie ‒ ucięłam. ‒ Wpiszę, że pracowałam w Time to Grayson.
‒ Pisz, co chcesz. ‒ Zrezygnowana Mia uniosła ręce w geście kapitulacji.
Tak też zrobiłam. Na koniec dopisałam jeszcze swoje imię i nazwisko. Mój palec zawisł nad tym ostatnim.
‒ Co jest? ‒ Mia od razu wyczuła moje wahanie.
‒ Nie mogę podać prawdziwego nazwiska.
‒ Oczywiście, że możesz. A nawet musisz. ‒ Przyjaciółka wyglądała na przerażoną.
‒ Chcę zdobyć tę pracę uczciwie.
‒ Z takim CV? ‒ prychnęła. Spiorunowałam ją wzrokiem.
‒ Nie o to chodzi. Nie chcę, żeby zatrudnili mnie ze względu na ojca.
‒ To co wpiszesz? Aroa Smith? ‒ Wyczułam ironię w jej głosie.
‒ A dlaczego nie?
‒ Bo to oszustwo! ‒ zawołała.
‒ A w drugą stronę nie będzie?
‒ Nawet jeśli cię zatrudnią w tej gazecie, to w końcu się wyda i cię wyrzucą.
‒ Nie jeśli udowodnię, że jestem dobrym pracownikiem.
Mia ukryła twarz w dłoniach.
‒ Po co prosiłaś mnie o pomoc, skoro mnie nie słuchasz? ‒ spytała.
‒ Bo wtedy wiem, że dobrze robię. Wystawisz mi referencje? ‒ Spojrzałam na nią błagalnie.
‒ Co? Nie! ‒ oburzyła się.
‒ Dobra, sama sobie wystawię ‒ mruknęłam.
‒ Idę do kuchni, nie chcę na to patrzeć ‒ rzuciła. Po kilku minutach podniosłam głowę i stwierdziłam, że rzeczywiście wyszła.
Wysłałam maila z podaniem o pracę do wszystkich pracowników Sparkle, do których udało mi się zdobyć kontakt. Teraz pozostało mi tylko czekać na telefon od nich. Bo to, że ktoś zadzwoni, było pewne jak w banku.
Zostałyśmy z Mią w domu, żeby obejrzeć jakiś film. Muszę odrobinę zmienić swój styl życia, aby utrzymać się w tej pracy. Jeszcze jej nie dostałam, ale to tylko formalność.
Mia została na noc, zrobiłyśmy sobie maraton filmowy i seans skończył się bardzo późno. Nie chciałam, żeby wracała o tej godzinie, martwiłam się o nią. Była dla mnie jak siostra.
* * *
Ze snu wyrwał mnie dźwięk telefonu. Tyle tylko, że nie był to budzik. Ktoś do mnie dzwonił o tej nieludzkiej porze.
Zerwałam z oczu opaskę i pospiesznie chwyciłam za komórkę.
‒ Tak? ‒ wychrypiałam. Rany boskie, brzmiałam, jakbym była po całonocnej libacji.
‒ Pani Aroa Jones?
Kto, kurwa?
Dopiero po chwili dotarło do mnie, że tak przedstawiłam się w CV, które wysłałam do Sparkle.
‒ Eee, tak, to ja. ‒ Usiadłam na łóżku, czym prędzej próbując dojść do siebie. Szlag, że też nie mieli kiedy zadzwonić!
‒ Chcielibyśmy prosić panią o stawienie się dziś o dwunastej na rozmowę kwalifikacyjną – oznajmił kobiecy głos w słuchawce.
Zerknęłam na zegarek i o mało co nie jęknęłam. To za dwie godziny!
‒ Oczywiście, będę punktualnie ‒ skłamałam, odzyskując panowanie nad sobą. Chuja tam, w życiu nie zdążę, ale ona nie musiała o tym wiedzieć.
‒ W takim razie do zobaczenia ‒ pożegnała się kobieta, po czym rozłączyła się, nie czekając na moją odpowiedź.
Zerwałam się z łóżka w pośpiechu, tylko że stopa zaplątała mi się w pościel i runęłam jak długa. Brutalne zderzenie z dywanem rozbudziło mnie na tyle, że chyba nie potrzebowałam już kawy. Pognałam więc prosto pod prysznic.
Po półtorej godziny, umalowana, ubrana i nawet uczesana, wypadłam z mieszkania jak burza. Modliłam się, żebym chociaż dziś miała tyle szczęścia, aby dotrzeć do tego pierdolonego biura na czas.