La Santa - Monika Czugała - ebook + książka

La Santa ebook

Monika Czugała

4,3

Opis

Jak wiele sekretów wyjdzie jeszcze na jaw?

Lena niczego nie jest już w swoim życiu pewna. Czy mężczyzna, który twierdzi, że jest jej narzeczonym, mówi prawdę? Czy można zaufać komuś, kto ma krew na rękach? Jej serce gwałtownie przyspiesza za każdym razem, kiedy pada na nią ciemne spojrzenie diabelnie przystojnego Hiszpana, jednak zachowanie Carlosa nie jest normalne, a nieustająca potrzeba kontroli zaczyna kobiecie coraz bardziej ciążyć.

Z czasem Lena odkrywa kolejne tajemnice Carlosa, a z każdą z nich uświadamia sobie, że nie tylko nie może wierzyć w ani jedno słowo ukochanego, ale że nigdy nie będzie przy nim prawdziwie bezpieczna. W dodatku sama Lena również skrywa przed Carlosem pewien sekret...

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 381

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,3 (113 oceny)
73
15
17
6
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
kasiatamaka

Nie oderwiesz się od lektury

polecam
00
MalaMi91

Nie oderwiesz się od lektury

Książka świetnie napisana , wciągająca i bardzo mi się podobała ❤️
00
Angelika_W

Całkiem niezła

Ok.
00
KasiaBisztyga55

Całkiem niezła

Mam mieszane uczucia bardzo. Niby dużo się dzieje, ale ta ciagle się zawodzi, ten ciagle podniecony.. nie mogą złapać Marii, ochroniarze dają ciała.. zakończenie skrócone do minimum.. dotarłam do końca ale irytowałam się mocno czytając. Do przeczytania ale raczej bym nie poleciła.
00
Klucha78

Dobrze spędzony czas

Polecam serdecznie
00

Popularność




Część I

Rozdział 1

Carlos

CO TO, KURWA, ZNACZY, że nie możecie nic zrobić?! – wrzasnąłem, nerwowo szarpiąc swoje ciemne włosy. – Lekarz stojący przede mną przetarł wierzchem dłoni krople potu, które zebrały mu się na czole.

– Wyciągnęliśmy kule i oczyściliśmy ranę. Pańska narzeczona miała naprawdę sporo szczęścia, pocisk nie uszkodził narządów wewnętrznych. Jednak straciła dużo krwi, dlatego na razie pozostanie w śpiączce.

– Kurwa! – ryknąłem, zaciskając dłonie w pięści. Przeklęty Cortez nie cierpiał wystarczająco.

– Rozumiem pana zdenerwowanie, prosiłbym jednak o zachowanie spokoju przez wzgląd na innych pacjentów.

Spiąłem się, jednocześnie stając tyłem do pouczającego mnie doktora. Obawiałem się, że jeszcze chwila, a rozwalę mu łeb. Ci nieudacznicy lekarze naprawdę nie potrafili nic zrobić.

– Dziękuję – powiedziałem przez zaciśnięte zęby. Ledwo przeszło mi to przez gardło.

– Niech pan nie traci nadziei, narzeczona z tego wyjdzie – dodał pocieszającym tonem. Rzuciłem mu spojrzenie spode łba, na którego widok zamknął wreszcie usta i odszedł bez słowa. I bardzo dobrze, niech wypierdala.

Miałem ochotę w coś walnąć z taką siłą, by rozpadło się w drobny mak. Tymczasem stałem na środku szpitalnego korytarza, z każdą kolejną sekundą popadając w coraz większą rozpacz. Moja ukochana, moja Lena, leżała na sali za moimi plecami pogrążona w śpiączce.

Głośny stukot obcasów przykuł moją uwagę. Podniosłem głowę i zerknąłem w stronę, z której dochodził dźwięk. Od razu zorientowałem się, kto zmierza w moim kierunku. Poczułem, jak napinają mi się wszystkie mięśnie na plecach. Zuzanna.

Patrzyłem, jak kroczy korytarzem i obdarza morderczym spojrzeniem każdego na swojej drodze. Ta kobieta w ciągu ułamka sekundy potrafiła wyprowadzić mnie z równowagi.

Zatrzymała się przede mną. Znałem już ją na tyle, aby zauważyć, że znajdowała się na granicy utraty kontroli nad sobą. Od zawsze uważałem, że to wariatka.

– Gdzie ona jest? – zapytała łamiącym się głosem.

– W sali za mną.

– W jakim jest stanie? – Warga jej zadrżała, widziałem, jak ciemne oczy napełniają się łzami. Normalnie pewnie spróbowałbym ją jakoś pocieszyć, ale ta kobieta to złośliwa jędza.

– Jest w śpiączce – powiedziałem. Wypowiadając te słowa, czułem w gardle rosnącą gulę. Zuzanna popatrzyła na mnie dziwnie.

– Co się właściwie stało?

– Cortez ją postrzelił – wyjaśniłem głosem wypranym ze wszelkich emocji.

– Gdzie on teraz jest? – zapytała, ze strachem rozglądając się dookoła. Bała się go, zupełnie niepotrzebnie.

– W piekle.

Zuzanna poderwała głowę i spojrzała na mnie zdezorientowana. Była blada jak ściana.

– Cierpiał? – wyszeptała.

– Niewystarczająco.

– Kto go...?

– Ja – uciąłem krótko, zaciskając mocno wargi. Patrzyłem na nią, uważnie obserwując jej reakcję na te słowa. Pokiwała jedynie głową w milczeniu, byłem pełen podziwu. Wyznałem jej, że zabiłem człowieka, a jej nawet powieka nie drgnęła. To pewnie skutek szoku.

– Dziękuję, że do mnie zadzwoniłeś.

Jakbym kurwa miał jakiś wybór. Zagryzłyby mnie potem obie.

– Czułem, że tak trzeba – skłamałem gładko.

– Chcę ją zobaczyć. – Zbliżyła się do drzwi prowadzących na salę. Cały zesztywniałem, mój pierwotny instynkt kazał mi strzec Leny, warując przed wejściem do jej pokoju. Miałem wrażenie, że zaraz zawarczę niczym pies stróżujący.

Opanuj się, to jej najbliższa przyjaciółka. Jest stuknięta, ale nie stanowi zagrożenia. Pokiwałem w milczeniu głową, gdyż obawiałem się otworzyć usta.

Zuzanna zniknęła za drzwiami. Muszę jakoś ochłonąć. Opadłem na stojące obok krzesło i po raz kolejny szarpnąłem za włosy. Kurwa mać!

Napięcie wywołane wydarzeniami ostatnich kilku dni powoli zaczynało ze mnie schodzić. Zapiekły mnie oczy, poczułem senność. Nie zmrużyłem oka przez cały czas, kiedy ten skurwiel przetrzymywał Lenę. Gdybym nie przybył w porę… Zacisnąłem pięści, znów pragnąc w coś przypierdolić, jednak postanowiłem czekać cierpliwie, aż Zuzanna opuści salę.

Nie wiem, ile czasu minęło, miałem wrażenie, że całe wieki. W końcu w drzwiach pojawiła się zapłakana kobieta. Wierzchem dłoni otarła łzy spływające jej po policzkach. Popatrzyła na mnie oskarżycielsko, widziałem, że z trudem zachowuje spokój.

– To wszystko twoja wina... – powiedziała. W odpowiedzi jedynie zacisnąłem zęby. Nie pozwól jej się sprowokować. Zrobiła krok w moją stronę, a jej policzki mocno poczerwieniały. – Tak, to przez ciebie. Naraziłeś ją na niebezpieczeństwo, skurwysynu! Dopóki nie pojawiłeś się w jej życiu, była bezpieczna!

Skrzywiłem się mimowolnie. Nie dało się ukryć, że częściowo miała rację. To z mojego powodu Lena została porwana. Zuzanna stanęła przede mną, wyciągając oskarżycielsko palec w moim kierunku.

– Jeżeli... – Głos jej się załamał. Odchrząknęła, aby się uspokoić. – Jeżeli Lena się nie obudzi, zniszczę cię, rozumiesz? Choćbyś się schował niczym obślizgła ropucha pod najmniejszym kamieniem na świecie, znajdę cię. I zniszczę. Zniszczę twoją reputację, twoją firmę i całe twoje życie. Tak jak ty zniszczyłeś ją.

Ta kobieta zaczynała mnie irytować. Posłałem jej lodowate spojrzenie.

– Powinnaś już iść do domu.

– Mam ją zostawić samą?

– Nie ruszę się stąd na krok – burknąłem. Jej ciemne oczy rozszerzyły się gwałtownie.

– Ostatnim razem, kiedy przebywała pod twoją opieką, została uprowadzona, a następnie torturowana – warknęła.

Krew we mnie zawrzała. Zerwałem się na równe nogi, podszedłem do niej i popatrzyłem na nią z góry. Uniosła dumnie głowę i odwzajemniła moje spojrzenie.

– Radzę ci mnie uważnie posłuchać – wysyczałem, zaczynając tracić nad sobą kontrolę. – Szukałem jej przez pierdolone dwa dni. Zabiłem człowieka z zimną krwią, żeby tylko ją uratować. Jedna wredna brunetka nie jest dla mnie żadną przeszkodą.

Wciągnęła głośno powietrze, słysząc w moim głosie groźbę.

Tak, maleńka, lepiej uważaj. Wydaje mi się, że zrozumiała. Cichy głos po mojej lewej stronie sprawił, że drgnąłem. Oderwałem wściekły wzrok od Zuzanny i wbiłem go w swojego najlepszego przyjaciela. Byłem tak wykończony, że nawet nie zauważyłem, kiedy do nas podszedł.

Gabriel zbliżył się do swojej narzeczonej i objął ją ramieniem. Ta przylgnęła do niego i ukrywszy twarz w jego czarnej koszulce, wybuchnęła głośnym płaczem. Mój przyjaciel jeszcze z czasów podstawówki popatrzył na mnie karcąco. W odpowiedzi jedynie zacisnąłem zęby.

– Powinniście odpocząć, ja tu zostanę – rzuciłem, a Gabriel pokiwał głową.

– On ma rację, kochanie, wrócimy tu jutro. Lena jest w dobrych rękach, lekarze mówią, że wszystko będzie dobrze. 

Zuzanna zaszlochała, jednak pozwoliła mu poprowadzić się do wyjścia.

Skinąłem mu głową, kiedy wychodził, jednocześnie czując ulgę, że po tym wszystkim nareszcie zostanę sam. Westchnąłem głęboko.

Wszedłem na salę. Piskliwe dźwięki aparatów przyciągnęły moją uwagę. Ostrożnie podszedłem do łóżka, nie mogąc oderwać wzroku od leżącej na nim kobiety.

Wyglądała jak anioł ze złotymi włosami rozrzuconymi na białej poduszce. Całą twarz miała pokiereszowaną, głowę owiniętą bandażem. Zatrzymałem się kilka kroków dalej i oparłem dłonie na poręczy łóżka. Spoglądałem na jej bezwładne ciało i na widok każdej rany czułem, jak na mojej piersi zaciska się niewidzialna obręcz, uniemożliwiając mi oddychanie.

Lena była nieprzytomna. Bandaże i opatrunki pokrywały prawie całe jej ciało. Była najważniejszą osobą w moim popapranym życiu, a ja nie potrafiłem zadbać o jej bezpieczeństwo. Zacisnąłem pięści.

Nigdy więcej do tego nie dopuszczę. Zuzanna miała rację, to moja wina. Gdy widziałem Lenę w takim stanie, mój świat się walił. Do końca życia będę miał przed oczami wyraz szoku i bólu na jej twarzy sekundę po wystrzale. Czerwoną plamę krwi rozkwitającą na jej klatce piersiowej i to jak pada na ziemię bez życia. W tamtej chwili wszystko się zatrzymało. Nigdy nie czułem takiego strachu jak wtedy...

Wyprostowałem się i gwałtownym ruchem ściągnąłem z siebie marynarkę, rzucając ją wściekle na stojący obok fotel. Kurwa! Ukryłem twarz w dłoniach, koszmarny ból rozdzierał mi serce. Powinienem się przespać, padałem ze zmęczenia. Podszedłem do fotela i opadłem na niego, odchylając głowę do tyłu. Wyciągnąłem nogi przed siebie i przymknąłem oczy. Zapadłem w niespokojny sen.

Lena

Irytujący dźwięk rozdzierał mi uszy. Ból głowy był tak przeszywający, że zrobiło mi się niedobrze. Próbowałam otworzyć oczy, ale tylko oślepiło mnie światło. Syknęłam z bólu, co jedynie wzmogło moje cierpienie.

– Wyłączcie to cholerstwo… – Język miałam jak kołek, chciałam powiedzieć coś jeszcze, ale sepleniłam. W ustach zaschło mi jak na pustyni.

Kiedy nikt nie odpowiedział, podjęłam drugą próbę otwarcia oczu. Światło dziennie mnie raziło, uniosłam więc rękę, chcąc odrobinę ochronić oczy. Poczułam jakieś kable, zerknęłam w dół i zobaczyłam kroplówkę oraz wenflon. Co się, cholera, dzieje? Odwróciłam głowę i moim oczom ukazał się monitor, źródło tego pieprzonego pikania, od którego rozsadzało mi czaszkę. Może jeśli wyrwę te wszystkie kable...?

– Na twoim miejscu nie próbowałbym tego robić. – Głęboki męski głos wywołał gęsią skórkę na moim ciele. Spojrzałam w tamtym kierunku i napotkałam ciemnobrązowe oczy przyglądające mi się bacznie.

– Skąd wiedziałeś, co zamierzałam? – zapytałam, zerkając na niego nieufnie.

– Znam cię.

– Naprawdę? – zmarszczyłam brwi, poczułam się nieswojo. Na jego przystojnej twarzy pojawiła się konsternacja.

– Jak się czujesz?

– Raczej kiepsko, wszystko mnie boli.

– To zrozumiałe, wiele przeszłaś. Ale jesteś już bezpieczna, zadbam o to.

– Dziękuję – odparłam cicho. – Jak się tu znalazłeś?

– Przywiozłem cię do szpitala.

– Och... – Popatrzyłam mu prosto w oczy. Było w jego twarzy coś, co wzbudzało zaufanie. Jego pewność siebie i siła wypełniały całą salę. To mężczyzna z pokroju tych, którzy łamią damskie serca. – Kim jesteś?

Wtedy zobaczyłam na jego twarzy szok.

– Nie poznajesz mnie? – zapytał.

– A powinnam? – odparłam coraz bardziej zdezorientowana. O co tu chodzi?

– Lena, to nie jest dobry moment na głupie żarty.

– Ale ja nie żartuję. Skąd wiesz, jak się nazywam? – Zmarszczyłam brwi. Mężczyzna przyglądał mi się przez chwilę, swoim czekoladowym spojrzeniem badając moją twarz. Poruszyłam się niespokojnie na łóżku, zaczynałam się niecierpliwić. – Powiesz mi wreszcie, co się stało?

Nieznajomy, ale jakby jednak odrobinę znajomy, odchrząknął i pochylił się do przodu. Oparł przedramiona na kolanach i wbił we mnie swoje ostre spojrzenie. Przełknęłam głośno ślinę.

– Nazywam się Carlos Perez. – Urwał i przez chwilę badał moją reakcję. Zmarszczyłam czoło, nazwisko nic mi nie mówiło. W jego oczach błysnął ból, jednak szybko się zreflektował. – Zostałaś uprowadzona i postrzelona przez Juana Pabla Castillo Corteza.

Chciałam usiąść, ale zakręciło mi się w głowie. Porwana?! Postrzelona?! Otworzyłam usta, lecz nie wydobył się z nich żaden dźwięk.

– Dlaczego ktoś miałby mnie porwać? – spytałam po chwili słabym głosem, wciąż jeszcze nie mogąc uwierzyć w to, co usłyszałam.

– Z mojego powodu – oparł Carlos, odwracając wzrok. Na jego twarzy odmalowało się poczucie winy.

– Co to znaczy? Przecież ja cię w ogóle nie znam!

Perez odwrócił głowę i spojrzał mi w oczy.

– Jaka jest ostatnia rzecz, którą pamiętasz?

Krew zastygła mi w żyłach, zmroziło mnie. Czy to możliwe, że straciłam pamięć? Przeszły mnie ciarki.

– Nie – zaprzeczyłam, gwałtownie potrząsając głową. – To niemożliwe. Dlaczego ktoś chciałby mnie skrzywdzić z twojego powodu?

– Ponieważ jesteś moją narzeczoną. –Wytrzeszczyłam na niego oczy. Że co?! Czułam, jak krew odpływa mi z twarzy.

– Chyba coś ci się uroiło! Jak mogę być twoją narzeczoną? Takiego faceta nie da się zapomnieć! – Uniósł brew i posłał mi rozbawione spojrzenie.

– Tobie się to jednak udało.

Zacisnęłam usta, wyzywając się w myślach od idiotek. Jak już, kurwa, chcesz coś palnąć, to przynajmniej nie rób z siebie napalonej kretynki. I to w szpitalu, na litość boską!

– Ty mnie tu przywiozłeś, tak? Co się stało z tym psychopatą?

– Nim nie musisz się martwić – uciął ostro. Zamrugałam zaskoczona jego reakcją.

– Gdzie jest Zuza? Wie, że tu jestem?

– Była tutaj kilka godzin temu.

– Znacie się? – Potarłam skronie. Poczułam zmęczenie, tego wszystkiego było dla mnie za dużo jak na jeden raz.

– Ta kobieta jest jak huragan – mruknął pod nosem.

Zachichotałam. Miał rację, moja przyjaciółka była szurnięta.

– Powiesz jej, że się obudziłam?

– Oczywiście.

Drzwi otworzyły się i na salę wszedł lekarz. Widząc mnie przytomną, przystanął, po czym posłał zdziwione spojrzenie mojemu rzekomemu narzeczonemu.

– Dawno się pani obudziła? – zapytał, podchodząc do mojego łóżka.

– Kilka minut temu – odpowiedział za mnie Perez.

– Jak się pani czuje?

– Niezbyt dobrze... Boli mnie głowa. – Lekarz pochylił się nade mną, świecąc mi latarką w oczy.

– Panie doktorze, Lena nie pamięta wszystkiego.

– Skutek szoku, zdarza się, że pacjenci nie pamiętają momentu wypadku – odparł, nie przerywając badania.

– Ona nie pamięta... mnie. – Na te słowa mężczyzna w białym fartuchu wyprostował się i zaczął mi się badawczo przyglądać.

– To prawda?

– Tak, chyba tak...

– Jak długo byliście parą? – zwrócił się do Carlosa.

– Znamy się pół roku.

Serio? Jestem taka łatwa? Znam typa pół roku i już jesteśmy zaręczeni?

– Hmm... – mruknął, w zamyśleniu drapiąc się po brodzie. – Wszystkie badania wyszły dobrze, głowa nie jest w żaden sposób uszkodzona. Wydaje mi się, że to może być trauma. Mózg próbuje wyprzeć złe wspomnienia, udając, że to się nigdy nie wydarzyło.

– Czy to jest odwracalne? – zapytał Perez spiętym głosem.

Zerknęłam na niego, uderzyła mnie wtedy jedna myśl. Nie znam go, nie pamiętam też psychola, który mnie postrzelił. A co, jeśli to ten Perez? I wykorzystuje teraz moją słabość, podając się za kogoś innego? Zesztywniałam. Carlos od razu to zauważył i posłał mi pytające spojrzenie.

– Powinno. Możliwe, że wspomnienia wrócą, kiedy pani Mazur poczuje się bezpieczna.

Odetchnęłam z ulgą.

– O to niech już się pan nie martwi. Kiedy tylko będzie można, zabiorę ją do domu.

O tak, odwieź mnie już. Chcę wrócić do swojego mieszkania i przytulić przyjaciółkę.

– Bardzo dobrze. Pańska obecność może obudzić wspomnienia.

Otworzyłam usta, aby zaprotestować, kiedy Perez mnie ubiegł.

– To właśnie powiedziałem, zabieram ją do naszego domu. – Uśmiechnął się drapieżnie. Posłałam mu przerażone spojrzenie. Mój nadęty narzeczony ostentacyjnie zignorował moją rosnącą panikę. Błagam, nie!

Opadłam na poduszki, czując pod powiekami zbierające się łzy.

Rozdział 2

Carlos

BÓL NA TWARZY LENY, kiedy wspomniałem, że zabieram ją do penthouse’u, był dla mnie jak cios pięścią prosto w brzuch. Musiałem się nieźle wysilić, aby nie zauważyła, jak bardzo mnie to zraniło.

– Kiedy mogłaby opuścić szpital? – zapytałem, z całych sił starając się brzmieć obojętnie. Lekarz zerknął w notatki, które miał przy sobie.

– Wykonamy kilka badań kontrolnych, aby sprawdzić, czy wszystko jest w porządku. – Podniósł głowę i posłał Lenie ciepły uśmiech. Momentalnie zesztywniałem. Doktorku, wypierdalaj stąd szybciutko, jeśli chcesz zachować wszystkie zęby. – Myślę, że wieczorem.

Lena pobladła, zmusiła się jednak, aby odpowiedzieć lekarzowi słabym uśmiechem.

– Dziękuję.

– Nie ma za co. – Spojrzenie frajera w białym kitlu zbyt długo spoczęło na twarzy mojej kobiety. Zaczynał mnie wkurwiać. Zerwałem się z fotela, zwracając na siebie uwagę.

– Ja również panu dziękuję. Wydaje mi się, że w tym szpitalu są również inni pacjenci, którzy wymagają pańskiej pomocy. – Lekarz popatrzył na mnie znacząco, uśmiechając się przy tym łagodnie. No i czego się gapisz? W końcu się odwrócił i bez słowa opuścił salę. Lena przeszyła mnie wzrokiem.

– Co ty robisz? – syknęła wściekła.

– Gapił się na ciebie – burknąłem pod nosem.

– To mój lekarz, jak miał mnie inaczej zbadać?! – Zacisnąłem zęby całkowicie wyprowadzony z równowagi.

– Muszę na chwilę wyjść, zadzwonić w kilka miejsc. Pielęgniarka zabierze cię na badanie. – Otworzyła usta zszokowana.

Mój wzrok automatycznie powędrował na jej ponętne wargi, pragnąłem ją pocałować. Przypomnieć jej o tym, co było między nami. Jednak nic z tego, ona nie ma pojęcia, kim jestem, nie wskoczy od razu do mojego łóżka.

Chyba że przekonam ją do siebie. Już raz udało mi się rozkochać w sobie Lenę, mogę to zrobić znowu. Uwiodę ją i przypomnę jej wszystko, co nas łączyło. Seks oczywiście też. Oj tak, jak ja jej to przypomnę...

– Ekhm – odchrząknęła, a ja zamrugałem wyrwany z bardzo niegrzecznej wizji. Mogę jej wszędzie przypominać, będę jej dawał orgazm za orgazmem, aż w końcu…

– Teraz ty się gapisz. – Jej głos wyrwał mnie z jakże przyjemnych fantazji.

Weź się w garść, idioto, nie zachowuj się jak napalony nastolatek. Kurwa, będzie trudno, byłem prawie pewny, że zacząłem się właśnie ślinić. Mój kutas wyprężył się, napierając boleśnie na spodnie. Siad, kurwa!

– Zamyśliłem się.

– O czym myślałeś? – zapytała, zanim zdążyła się powstrzymać. Wykrzywiłem lekko wargi, posyłając jej jednoznaczne spojrzenie. Zarumieniła się i speszona spuściła wzrok.

– Przypominałem sobie nasze wspólne chwile.

– Byliśmy szczęśliwi?

– Lena... – Urwałem, czekając, aż na mnie spojrzy. Kiedy nasze oczy się spotkały, kontynuowałem. – Zrobię wszystko, żebyś sobie przypomniała. Wszystko, abyś mnie znowu pokochała. – Wciągnęła głęboko powietrze, źrenice rozszerzyły się jej nieznacznie.

– W takim razie powodzenia – mruknęła pod nosem. Uśmiechnąłem się półgębkiem, wyzwanie przyjęte.

Drzwi sali otworzyły się z hukiem i do środka wpadła Sofía. Popatrzyła na mnie, na Lenę, z powrotem na mnie, po czym doskoczyła do szpitalnego łóżka. Zachowywała się jak obłąkana. Obserwowałem ją w milczeniu. Już dawno się nauczyłem, że widząc ją w takim stanie, najlepiej nie reagować. I czekać.

– Lena! Żyjesz! – wrzasnęła. Blondynka się wzdrygnęła. Sofía usiadła obok niej i zajrzała jej głęboko w oczy. – Jak się czujesz? Tak strasznie się bałam!

– Kim jesteś? – Lena potrząsnęła głową, próbując zachować pokerową twarz, ale widziałem, że była w szoku.

Sofía zamarła, po chwili jednak odchyliła głowę do tyłu i zawyła ze śmiechu. Nie jestem pewien, czy to było dobre zagranie. Lena milczała. Moja asystentka wreszcie zdała sobie sprawę, że nikomu poza nią samą nie było do śmiechu. Spoważniała.

– To żart, prawda? – spytała, niedowierzając.

– Niestety nie, moja droga. Otóż nasza Lena straciła pamięć.

Moja ukochana skakała wzrokiem między mną a Sofíą, obserwując nas całkowicie zdezorientowana.

– Co?! – Pochyliła się nad łóżkiem. – Jestem Sofía. SOFÍA. – Lena skrzywiła się i delikatnie, ale stanowczo odepchnęła moją asystentkę.

– Zejdź ze mnie, wariatko, nie mam pojęcia, kim jesteś. – Sofía wyprostowała się i posłała mi pełne przerażenia spojrzenie.

Lena

Siedziałam na szpitalnym łóżku, z szeroko otwartą buzią przyglądając się rozhisteryzowanej kobiecie naprzeciwko mnie. Carlos, alias mój narzeczony, wydawał się za to niewzruszony wrzaskami tej wariatki.

– Jak to w ogóle możliwe? – zapytała z rezygnacją psychopatka, która przedstawiła się wcześniej jako Sofía.

– Lekarz twierdzi, że to na skutek szoku.

– Ale wróci jej pamięć, prawda? – spytała, przyglądając mi się z niepokojem.

Jaka troskliwa.

– Powinna. Musimy sprawić, żeby Lena poczuła się bezpieczna. Według doktorka to wystarczy.

– Nie przyszło ci do głowy, że ona udaje? – rzuciła, mrużąc swoje ciemne oczy.

– Nie udaje – powiedzieliśmy w tym samym momencie z Perezem.

Zerknęłam na niego spod rzęs, miał kamienny wyraz twarzy. Boże, co to był za mężczyzna...

Wysoki, idealnie zbudowany. Widać było, że przez ostatnie dni nie dbał za bardzo o swój wygląd. Miał potargane ciemne włosy i kilkudniowy zarost. Do tego mocno zarysowaną szczękę i te oczy. Były niczym otchłań bez dna, ciemnobrązowe i magnetyczne. Chciałam ulec pragnieniu i wpatrywać się w nie całymi dniami. W zasadzie to nic dziwnego, że się w nim zakochałam. Wydawał się być bez skazy.

– Hmm, ok. Macie teraz wiele do nadrobienia.

Spięłam się na samą myśl o tym, że będę musiała przebywać z tym mężczyzną sam na sam. W jego domu, który podobno jest też moim domem. Co za popieprzona sytuacja.

– Jak wielu rzeczy nie pamiętasz? – Sofía zwróciła się wprost do mnie.

– Nie wiem... – Z zakłopotaniem założyłam kosmyk blond włosów za ucho. – Nie poznaję żadnego z was.

– A Zuza? Pamiętasz ją?

– Tak.

– Wiążesz się z traumatycznymi przeżyciami, możliwe że jej umysł wymazał cię celowo – stwierdziła Sofía, odwracając się w stronę mężczyzny na fotelu. – Szkoda, że mój tak nie mógł.

Parsknęłam, za to Carlos zdawał się w ogóle nie słyszeć tej kąśliwej uwagi. Kobieta wydawała się szalona, ale czułam z nią jakąś dziwną więź. Zabawne, miałam wręcz wrażenie, jakbym ją znała całe życie. Zaśmiałam się pod nosem.

Na salę dziarskim krokiem wkroczyła pielęgniarka. Posłała mi pokrzepiający uśmiech, po czym zwróciła się do moich gości.

– Muszę zabrać pacjentkę na badania.

– Oczywiście, już wychodzimy. – Carlos wstał z fotela, podszedł do Sofíi i chwycił ją za łokieć. Po chwili zniknęli za drzwiami.

– To pani narzeczony? – zagadnęła pielęgniarka.

– Tak mówią – oparłam, ciężko wzdychając.

– Zazdroszczę – powiedziała rozmarzonym tonem.

Poważnie? Mogła darować sobie tę uwagę. Popatrzyłam na nią z niesmakiem.

– Jedźmy już na te badania – burknęłam pod nosem. Pielęgniarka chyba zdała sobie sprawę z gafy, jaką popełniła, bo nie odezwała się już słowem.

Po jakimś czasie z powrotem byłam na sali z wypisem w ręku. Rzuciłam kartkę na łóżko i podeszłam do torby leżącej na fotelu, którą zostawił dla mnie Carlos. W środku były wygodne ubrania. Włożyłam je, stękając przy tym z bólu, a kiedy próbowałam założyć skarpetki, łzy stanęły mi w oczach. Nie dam rady!

Opadłam na łóżko i ukryłam twarz w dłoniach. Byłam załamana. I do tego ta utrata pamięci.

Usłyszałam obok siebie jakiś szelest, podniosłam głowę i mój wzrok znalazł się dokładnie na wysokości krocza Pereza. Czarne dresy wisiały luźno na jego wąskich biodrach, a im dłużej im się przyglądałam, tym bardziej uwypuklała się ich zawartość. Carlos odchrząknął.

– Przestań mnie torturować – rzucił zachrypniętym głosem.

Spłonęłam rumieńcem i z całych sił zmusiłam się, żeby spojrzeć mu w twarz. To chyba nie był najlepszy pomysł.

Carlos wyglądał, jakby za chwilę miał mnie pożreć. Jego oczy zrobiły się ciemniejsze niż zazwyczaj, miałam wrażenie, że płonęły czymś mrocznym i niebezpiecznym. Ogniem, którym bardzo łatwo mogłam się sparzyć.

– Nie patrz tak na mnie. – Jego głos zabrzmiał jak rozkaz, w którym kryła się obietnica rozkoszy. Zdałam sobie sprawę, że gapię się na niego z otwartymi ustami. Zamknęłam buzię, ale nie odwróciłam wzroku.

– Zabierasz mnie do siebie? – zapytałam, siląc się na pewny siebie ton.

– Do nas – poprawił mnie, krzywiąc się lekko. – Tak. Możesz wstać?

Spróbowałam się podnieść, jednak nawet przy najmniejszym ruchu szwy dawały o sobie znać. Wykrzywiłam twarz z bólu, a z ust uleciał mi cichy jęk.

Carlos pochylił się i jedną ręką obejmując mnie w pasie, przerzucił moje ramię za swoją głowę. W tej pozycji całe moje ciało przylegało do niego, czułam jego twarde mięśnie i bijące od niego ciepło. Zmiękły mi kolana, na co Perez chwycił mnie mocniej w obawie, że zaraz upadnę.

– Rozmawiałem z Zuzanną, przyjedzie do nas, kiedy tylko dotrzemy do domu.

– Dziękuję – wydusiłam. Carlos popatrzył na mnie z troską, a ja zamilkłam, onieśmielona jego bliskością. Ten mężczyzna zapierał dech. Po raz pierwszy byliśmy ze sobą tak blisko, aż zakręciło mi się w głowie.

Mój narzeczony poprosił pielęgniarkę o wózek, posadził mnie na nim i po chwili byliśmy już na parkingu podziemnym. Zatrzymaliśmy się przed czarnym astonem martinem, na którego widok jedynie uniosłam brwi. No tak, czym innym mógłby jeździć taki facet. Zaraz, ty tępa blondynko. Czy to znaczy, że on jest milionerem?! Rzuciłam mu spojrzenie spod rzęs, może to ktoś znany? Ja pierdolę, potrzebuję swojej komórki.

– Wiesz, gdzie jest mój telefon?

– Nie – odparł, jednocześnie pakując do bagażnika torbę z moimi rzeczami.

– Super – skwitowałam.

– Ale kupiłem ci nowy. – Spojrzałam na niego zszokowana.

– Kupiłeś mi telefon? – spytałam piskliwie.

– Jesteś moją narzeczoną, kupiłem ci wiele rzeczy – odrzekł, wzruszając ramionami. Podszedł do mnie i poprowadził wózek do drzwi pasażera. Pomógł mi usiąść na fotelu i poczułam ulgę, że teraz odzyskam choć na chwilę własną przestrzeń. Ale on pochylił się nade mną, postanawiając zapiąć mi pas.

Szlag! Za blisko!

Mój oddech przyspieszył, jego dłoń musnęła moje udo, a potem biodro, kiedy blokował pas. Miejsca, których dotknął, płonęły. Carlos odchylił się i spojrzał mi prosto w oczy.

Rozchyliłam usta, próbując się uspokoić, wtedy dotknął kciukiem mojej dolnej wargi. Zastygłam bez ruchu. Jego oczy znowu zmieniły kolor, widziałam jak cały się spina.

– Jesteś piękna, nena. – Drgnęłam, słysząc ostatnie słowo. Coś w nim było, coś znajomego. Już je gdzieś słyszałam... Carlos zmarszczył brwi, widząc zmianę na mojej twarzy.

– Możemy już jechać? – wydusiłam z siebie.

Odsunął się ode mnie, przybrał zimną maskę, rzucił mi obojętne spojrzenie i pokiwał głową. Zanim zdążyłam coś dodać, zatrzasnął drzwi od strony pasażera.

– Co za dupek – fuknęłam pod nosem po polsku. Zajął miejsce za kierownicą i odpalił silnik, nie zaszczycając mnie nawet jednym spojrzeniem.

– Mówiłaś coś? – spytał obojętnym tonem.

– Absolutnie nic – warknęłam w ojczystym języku.

– Zaczyna się – mruknął do siebie. Naburmuszona skrzyżowałam przed sobą ramiona.

Przez całą drogę żadne z nas nic nie mówiło. Po dotarciu na miejsce Carlos wysiadł i zaczął wyciągać torby z bagażnika. Chwilę później podszedł do mnie i podał mi swoją dłoń, odepchnęłam ją jednak i stękając, wysiadłam o własnych siłach.

Perez pokierował nas do windy. W środku zajęłam miejsce najdalej od niego jak tylko mogłam. Dojechaliśmy na sam szczyt w milczeniu, drzwi rozsunęły się powoli, a mnie znowu dopadło déjà vu. Wnętrze wydawało się takie znajome.

Panorama Madrytu widoczna przez całą przeszkloną ścianę przyciągała mnie jak magnes. Carlos stał z boku, przyglądając mi się uważnie. Podeszłam ostrożnie do okna i spoglądając w dół, poczułam, jak moje ciało pokrywa gęsia skórka.

– Już tu kiedyś byłam – szepnęłam.

– Teraz masz pewność, że nie kłamię.

– Jak się poznaliśmy? – spytałam, marszcząc brwi. Byłam jak zahipnotyzowana, nie mogłam oderwać oczu od widoku rozciągającego się przede mną.

– Sprzedałaś mi ten penthouse – odpowiedział, świdrując mnie spojrzeniem.

Milczałam. To uczucie... Czułam, że byłam bliska tego, aby wszystko sobie przypomnieć. Brakowało tylko ostatniego fragmentu, a ja nie wiedziałam, co nim było. Jednak to trwało tylko chwilę, bo znowu zaczęło mi się wymykać. Jęknęłam sfrustrowana.

– Przypomniałaś sobie coś? – Carlos przeszywał mnie wzrokiem. Rozbolała mnie głowa od tego wszystkiego.

– Przez moment tak myślałam – urwałam, nie wiedząc jak to wytłumaczyć. – Jestem zmęczona.

Popatrzyłam na niego, dając mu do zrozumienia, że chciałabym się położyć. Carlos zamrugał, coś w jego twarzy uległo zmianie. Odsunął się o krok.

– Rozumiem, że chcesz osobny pokój? – Zarówno z jego głosu jak i postawy bił chłód. Poczułam smutek, nie rozumiał tego, że dla mnie był obcym człowiekiem. Potrzebowałam czasu, aby sobie to wszystko poukładać, a on mi tego nie ułatwiał. Obrażał się jak jakiś rozpieszczony bachor.

– Tak – parsknęłam.

Otworzył usta, zapewne żeby coś odpysknąć, kiedy usłyszeliśmy dźwięk sygnalizujący, że winda wjeżdża na górę. Drzwi rozsunęły się i do środka pewnym krokiem weszła moja przyjaciółka.

Na jej widok do oczu napłynęły mi łzy. Zuza wyglądała jak zawsze wspaniale. Kiedy jej ciemne oczy napotkały moje zielone, zatrzymała się w miejscu. Patrzyłyśmy na siebie w milczeniu. Boże, tak bardzo mi jej brakowało.

– Lena? – spytała niepewnie.

– Zuzka – pisnęłam i rozryczałam się na dobre.

Sekundę później padłyśmy sobie w ramiona.

– Tak bardzo się o ciebie martwiłam – wyszeptała po polsku prosto w moją szyję.

– Dlaczego nie było cię w szpitalu?

– Carlos tam czuwał. Byłaś w dobrych rękach.

Rzuciłam na niego okiem, spiął się, słysząc swoje imię, jednocześnie nie rozumiejąc, o czym mówimy. W duszy zaśmiałam się złośliwie.

– Zostawię was same – odezwał się Perez, piorunując Zuzkę spojrzeniem. Kiedy wyszedł, popatrzyłam pytająco na przyjaciółkę.

– Masz piwo? – zagadnęła.

– Nie wiem.

– Zobaczę w lodówce – rzuciła, wychodząc i zostawiając mnie samą w salonie.

Wnętrze musiał urządzać specjalista, od razu widać było fachową rękę. Opadłam na czarną kanapę i skupiłam się na ogromnym kominku przede mną.

Zuza wróciła z dwoma butelkami piwa i usiadła obok.

– Prawdę mówiąc, nie wiem, czy to dobry pomysł, żebyś piła alkohol, ale wyglądasz, jakbyś go potrzebowała. – Jej ciemne oczy prześwietlały mnie na wylot.

– Cieszę się, że szybko znalazłaś kuchnię – burknęłam, pozostawiając poprzednią uwagę bez komentarza.

– Byłam tu już kilka razy. – Wzruszyła ramionami.

– Fakt. Nie mogę się przyzwyczaić do myśli, że tu mieszkam. – Zuza wypluła piwo na ławę przed sobą.

– Zuzka! – zawołałam przestraszona.

– Co ty pierdolisz?!

– O co ci chodzi? Oplułaś mi stolik!

– Przecież ty tu nie mieszkasz! – wykrzyknęła, przyglądając mi się, jakby nagle wyrosła mi druga głowa.

Co proszę?!

– Ale przecież…

– Carlos przewiózł twoje rzeczy, kiedy byłaś w śpiączce, ale nie mieszkałaś tutaj, zanim zostałaś postrzelona. –Zakręciło mi się w głowie.

– Ile czasu byłam nieprzytomna? – wykrztusiłam.

– Dwa tygodnie – odparła ostrożnie.

„Dwa tygodnie”. Te słowa odbijały się echem w mojej głowie. Nie mieszkałam tutaj, tylko z przyjaciółką. Carlos mnie oszukał. Ścisnęło mnie w klatce piersiowej, Zuza patrzyła na mnie ze współczuciem. Gdzieś w oddali czułam, że to już się kiedyś wydarzyło. Otworzyła się stara rana. Carlos mnie okłamał.

Rozdział 3

Carlos

SIEDZIAŁEM W BIURZE zakopany po same uszy w jakichś posranych papierach, kiedy do środka wpadła wściekła Lena. Otworzyła drzwi z takim hukiem, że prawie wypadły z zawiasów. Wykrzywiłem usta zirytowany. Kiedy była u nas Zuzanna, postanowiłem odrobinę popracować, bo i tak nie zrozumiałbym nic z ich bełkotu.

Odchyliłem się więc na fotelu, przyglądając się jej z czystym zainteresowaniem. Nie umknęło mojej uwadze to, że spojrzenie tych intrygujących zielonych oczu zatrzymało się przez chwilę na mojej nagiej klatce piersiowej.

– Coś się stało? – zapytałem spokojnie. A przynajmniej się starałem, bo w głowie miałem jedynie obraz nagiej Leny leżącej pode mną. W moim łóżku. Wykrzykującej moje imię.

– Jesteś kłamcą – wysyczała, patrząc na mnie z pogardą.

Zesztywniałem.

– Doprawdy? 

Uniosłem brew.

– A ja brzydzę się kłamstwem – wypluła to zdanie z takim jadem, że prawie wytrąciła mnie z równowagi. Co ta niezrównoważona kobieta już zdążyła zrobić?

– Po czym to wnioskujesz? – Jej źrenice rozszerzyły się odrobinę, pierś falowała, kiedy łapała gwałtownie oddech.

– Nie mieszkam tutaj. Przewiozłeś wszystkie moje rzeczy, kiedy byłam w śpiączce. – Nie odpowiedziałem.

Tak, to prawda. Wiedziałem, że inaczej nie będzie chciała od razu tu wrócić, a ja nie mogłem jej ponownie stracić. Zamierzam wygrać tę wojnę i zdecydowanie nie będę przy tym grał fair.

– Zuzanna ci powiedziała – stwierdziłem. – Uduszę to babsko.

– Szkoda, że nie ty – prychnęła.

– To była jedynie kwestia czasu – odparłem, zaciskając szczękę.

Wybałuszyła na mnie oczy.

– Nie wierzę! – wrzasnęła po polsku, wyrzucając ręce do góry.

– Po hiszpańsku – poprawiłem ją odruchowo.

– Pierdol się – syknęła, kontynuując w swoim języku. Mogę się jedynie założyć, że nie był to komplement. Powinienem nauczyć się wszystkich przekleństw w tym cholernym języku.

– Jesteśmy zaręczeni, więc i tak wkrótce byś się tu wprowadziła. – Wzruszyłem ramionami. – Nie rozumiem, o co tyle hałasu.

– Jesteś idiotą – skwitowała, mrużąc oczy.

Tę uwagę oczywiście raczyła wygłosić po hiszpańsku. Wstałem z fotela, a jej wzrok zsunął się na moją klatę, czekałem zatem cierpliwie, aż ponownie spojrzy mi w twarz. Nie zdołałem powstrzymać jednak zarozumiałego uśmiechu.

– A może zaręczyny to też jest kłamstwo? – wyrzuciła z siebie.

Spiąłem się mimowolnie. Tak, to też było kłamstwo.

– Nie wierzę – wyszeptała, cofając się o krok.

– Przestań histeryzować. – Wywróciłem oczami.

– Okłamując mnie od samego początku, nie spowodujesz, że się w tobie zakocham.

– Mam na to inny sposób – wymruczałem.

Prychnęła na mnie niczym rozjuszona kotka.

– Chcesz mnie uwieść swoim boskim ciałem? – zapytała pogardliwie.

Uniosłem brwi na tę uwagę.

– Nie jestem taka płytka.

– Wiem doskonale, że nie jesteś.

– Dlaczego więc to zrobiłeś? – Zastanowiłem się nad odpowiedzią.

– Chciałem, żebyś wróciła ze mną do domu – wypowiedziałem te słowa ostrożnie, nie wiedząc, jakiej reakcji z jej strony mogę się spodziewać. Przechyliła głowę w bok i przeszyła mnie spojrzeniem.

– Dlaczego skłamałeś, Carlos? Podobno byliśmy szczęśliwi.

Moje imię w jej ustach. Po plecach przebiegł mi dreszcz rozkoszy, kończąc swoją podróż w moich spodniach. Kutas drgnął, wybudzając się rozochocony, jakby to jego ktoś wywołał po imieniu.

– Byliśmy.

– Więc co się stało?

Okrążyłem biurko i oparłem się o nie biodrem, przez cały ten czas nie spuszczając z niej wzroku. Chciałem zyskać chwilę, zanim odpowiem.

– Myślałem, że kiedy się obudzisz w szpitalu, po tym wszystkim, co przeszłaś, nie będziesz chciała mnie znać.

Widziałem, jak jej seksowne ciało odrobinę się spina.

– Przecież to nie twoja wina – mruknęła pod nosem.

– Zuzanna uważa co innego – parsknąłem.

– Co to znaczy? – W jej oczach błysnęła złość.

– Raczyła mnie o tym poinformować w szpitalu, kiedy byłaś nieprzytomna.

– Urwę jej łeb – warknęła, zaciskając dłonie w pięści.

– Twoja przyjaciółka nie jest w stanie mi zaszkodzić.

– Wiem o tym. Nie zmienia to jednak faktu, że dobiła cię w ten sposób. Domyślam się, jakie miałeś wyrzuty sumienia po przywiezieniu mnie do szpitala. – Skrzywiłem się. Tak, to prawda. Nadal tak uważam.

– To częściowo jest moja wina. Usiądź – poprosiłem, wskazując fotel stojący przede mną. Zerknęła na niego z rezerwą, mimo to podeszła ostrożnie. Siadając, starała się ukryć grymas bólu, ale nie za bardzo jej to wyszło. Widok cierpiącej Leny wywołał u mnie nieprzyjemne ukłucie w klatce piersiowej.

– Zostałaś uprowadzona przez mojego ojca – powiedziałem, zatrzymując się na chwilę i badając jej twarz. Wytrzeszczyła na mnie oczy. – Na pewno o nim słyszałaś, Juan Cortez.

Przez jej twarz przemknął wyraz zaskoczenia.

– Tak, jest agentem nieruchomości, prawda?

– Był – poprawiłem ją, kierując się do barku.

– Był? – powtórzyła.

– Nie żyje.

– Ale...

– Prowadziłem jego sprawę, Cortez wynajął mnie na swojego adwokata. Wykorzystałem to jednak jako okazję do zemsty – wyjaśniając to wszystko, wyjąłem szklanki i do jednej nalałem whisky, do drugiej wody. – Dawno temu romansował z moją mamą, a ja jestem tego owocem. Matka na szczęście szybko zrozumiała, że to zły człowiek i uciekła do mojego ojczyma. Cortez dowiedział się o tym i ich zabił.

Cichy krzyk wydobył się z jej seksownych ust. Chwyciłem szklanki i wróciłem do biurka, podałem Lenie wodę, po czym sam pociągnąłem duży łyk ze swojej szklanki.

– Dlaczego nie został aresztowany?

– Bo nie wniosłem oskarżenia.

– Zabił ci matkę i ojczyma, a ty nie poszedłeś z tym na policję? – spytała całkowicie zbita z tropu.

– Cortez był znany, miał pieniądze i wpływy. Ja byłem nikim. Każdy policjant w tym pieprzonym mieście został przez niego skorumpowany. Nikt by mi nie uwierzył.

– Wobec tego co zrobiłeś?

– Uciekłem. Znalazła mnie Sofía i zabrała z ulicy.

– Och... – Lena spuściła głowę i wbiła wzrok w szklankę. Współczuła mi. Nienawidziłem tego.

– Kiedy zobaczył, że jesteś dla mnie ważna, postanowił użyć cię jako karty przetargowej. Uprowadził cię i torturował przez dwa dni, abym wycofał oskarżenia.

Lena jednym tchem opróżniła szklankę. Potem spojrzała mi w oczy, przepełniały je ból, cierpienie i strach.

– Dziękuję, że mi to wszystko powiedziałeś.

– Już to wiedziałaś, tylko o tym nie pamiętasz. – Wzruszyłem ramionami.

– Czuję się dziwnie, będąc tutaj sama z tobą – wyznała cicho.

Ogarnęła mnie nagła potrzeba, żeby wziąć ją w ramiona i pocieszyć. Wyglądała tak smutno. – Jesteś dla mnie obcy. Potrzebuję czasu, żeby sobie to wszystko poukładać.

– Rozumiem. Postaram się nie naciskać. – Przeczesałem dłonią włosy. Byłem zmęczony, cała ta sytuacja jest okropnie frustrująca.

– Dziękuję, to dla mnie dużo znaczy – powiedziała. Podniosła się ostrożnie i podała mi szklankę, uważając, aby nasze dłonie się nie zetknęły. – Przyszła Juanita i pokazała mi pokój gościnny, pójdę się położyć.

– Pewnie, nie krępuj się – rzuciłem, siląc się na pogodny uśmiech.

Lena odwróciła się i pospiesznie opuściła gabinet.

– Ja pierdolę, co za syf – jęknąłem, pocierając dłonią twarz. Wróciłem do fotela i opadłem na niego, jednak mój wzrok co chwilę uciekał w stronę drzwi.

Kiedy wreszcie udało mi się skierować myśli na właściwy tor, do gabinetu wszedł ktoś bez pytania. Warknąłem wściekły, nienawidziłem, kiedy mi przeszkadzano. Zamrugałem zaskoczony, widząc przed sobą Sofíę, która dzierżyła w dłoniach stos kartek. Kiedy zdążyła przyjść? Za nią weszło dwóch policjantów. Wyprostowałem plecy, czułem, że coś się święci. Miałem właśnie otworzyć usta z zamiarem wypytania tej modliszki, co tu robi, kiedy zza jej pleców wyłonili się dwaj policjanci.

– Kurwa – zakląłem pod nosem. – Co się dzieje? – zapytałem, zachowując niewzruszony wyraz twarzy.

– Panowie mają do ciebie jakąś ważną sprawę.

– Wobec tego słucham. – Rozłożyłem ręce i posłałem im szeroki uśmiech. Grubszy popatrzył na chudego i delikatnie pokręcił głową. Wyższy przełknął głośno ślinę, po czym wystąpił krok na przód.

– Zos... zost... – Odchrząknął i zaczął jeszcze raz. – Zostaje pan zatrzymany pod zarzutem zabójstwa Juana Pabla Castillo Corteza.

Sofía pisnęła i zasłoniła dłonią usta. Zacisnąłem zęby, posyłając mundurowym niezadowolone spojrzenie.

– Pójdzie pan z nami – odezwał się grubszy.

– Ma pan prawo zachować milczenie. Przysługuje też panu prawo do adwokata.

– Znam procedury – wysyczałem wściekły. – Pilnuj, żeby Lena nic nie widziała – zwróciłem się do asystentki.

Sofía wpatrywała się we mnie szeroko otwartymi oczami. Jednak skinęła głową na znak, że zrozumiała.

– Zadzwoń do Frana, jest najlepszy. Wyciągnie mnie z tego.

– Dobrze – wydusiła.

Wstałem z fotela, sięgnąłem po koszulkę i szybkim ruchem wciągnąłem ją przez głowę. Jeden z policjantów wyjął kajdanki, na których widok parsknąłem śmiechem.

– To nie będzie potrzebne.

Policjanci podeszli do mnie i we trójkę skierowaliśmy się do wyjścia. Dzięki Bogu nigdzie nie widziałem Leny, nie wiem, jak miałbym na nowo zdobyć jej zaufanie, gdyby zobaczyła mnie teraz wyprowadzanego przez psy.

Na dole mój portier Francisco wybałuszył oczy, widząc mnie w eskorcie mundurowych. Posłałem mu uspokajający uśmiech, to wszystko zaraz się skończy. W tym mieście byłem nietykalny, najdalej na kolację będę z powrotem w domu. Cortez nie żyje, teraz już nikt nie mógł mi zaszkodzić.

Na zewnątrz wsiadłem do zaparkowanego radiowozu, w spokoju oparłem głowę o siedzenie i planowałem następny krok.

Lena

Drgnęłam niespokojnie, wybudzając się z krótkiej drzemki. Zaspana rozejrzałam się po pomieszczeniu i z przerażeniem zdałam sobie sprawę, że nie wiem, gdzie jestem. Strach ścisnął mnie za gardło, chciałam zacząć krzyczeć, ale z moich ust nie padł żaden dźwięk.

Uczucie déjà vu zmroziło mi krew w żyłach, w płucach zaczynało brakować powietrza. To atak paniki. Usiadłam na łóżku, z całych sił starając się zapanować nad lękiem. Skup się, Lena! Gdzie jesteś?

Zmusiłam się, aby rozejrzeć się dookoła. Moim oczom ukazała się fotografia stojąca na szafce nocnej obok łóżka. Na zdjęciu byłam ja w ramionach Carlosa. Zamrugałam, szybko przepędzając łzy rozpaczy. Byłam w penthousie Carlosa, mojego narzeczonego.

Czy już zawsze tak będzie? Na każdym kroku będę czuła strach? Czy wspomnienia kiedyś wrócą?

Ostrożnie wstałam i rozejrzałam się po wnętrzu. Było bardzo przytulne, utrzymane w tonacji ciepłych beżów. Większą część pokoju zajmowało łóżko, wyjątkowo wygodne nawiasem mówiąc. Po prawej stronie architekt zaplanował przeszkloną ścianę, dzięki czemu sypialnia zyskała dodatkowy atut w postaci widoku na panoramę miasta. Podeszłam do minimalistycznej szafki stojącej pod ścianą, na której zobaczyłam kolejne zdjęcie. Tym razem ja i Zuzka na plaży w Alicante. Chwyciłam z szafki złożony ręcznik i przeszłam po puszystym dywanie aż do drzwi.

Wyszłam na korytarz i znieruchomiałam, nasłuchując odgłosów, nie chciałam jeszcze trafić na Carlosa. Wolałabym wcześniej wziąć prysznic. Po kolejnych minutach straconych na poszukiwaniu łazienki wreszcie znalazłam się w środku. Widząc wannę i prysznic, stanęłam przed trudnym wyborem. Ostatecznie padło na kąpiel.

Ostrożnie pozbyłam się ubrań, ściągnęłam bandaż i naga stanęłam przed wielgachnym lustrem. Nie pamiętam, żebym kiedyś była taka chuda. Włosy straciły dawny blask, w oczach nie było żaru. Policzki miałam delikatnie zapadnięte, widziałam wszystkie kości na moim drobnym ciele. Żebra mogłam policzyć bez najmniejszego problemu. Jednak najbardziej mój wzrok przyciągała brzydka rana pod prawą piersią.

Pokryta paroma szwami i otoczona zaczerwienioną skórą, stanowiła pamiątkę po postrzale. Po kuli, którą posłał w moim kierunku Juan Cortez. Przeciągnęłam po niej delikatnie palcami. Wzdrygnęłam się, kiedy poczułam nierówności.

Zamknęłam oczy i wzięłam głęboki wdech. Zanurzyłam się w wannie po brzegi wypełnionej gorącą wodą, tego było mi trzeba. Może kiedyś wszystko sobie przypomnę, ale na razie muszę nauczyć się z tym żyć. Nie powinnam odtrącać Carlosa, postanowiłam dać mu szansę.

Wyszłam z łazienki z zamiarem porozmawiania z Hiszpanem i usłyszałam gdzieś w oddali jego przytłumiony głos. Zbliżyłam się ostrożnie, rozmowa dochodziła z jego biura. Poza Carlosem była tam też jakaś kobieta, chyba Sofía.

– Miałeś do mnie zadzwonić, jak wyjdziesz – zwróciła się do niego oskarżycielskim tonem.

– Wyleciało mi to z głowy. Chciałem jak najszybciej dotrzeć do domu – Carlos brzmiał na zmęczonego.

– Lena ci nie ucieknie – parsknęła jego asystentka, na co ja zjeżyłam się mimowolnie.

– Wiem – uciął. – Musiałem się upewnić, że jest bezpieczna.

– Corteza już nie ma, nic jej nie grozi. Chyba, że María wróciła...

– Nie – wtrącił szorstko. – Jej tu nie ma.

Kim była kobieta, o której rozmawiali? Dlaczego żadne z nich wcześniej o niej nie wspomniało? I czemu miałaby mi zagrażać? Czułam, jak żołądek podjeżdża mi do gardła. Ktoś nadal mógł zrobić mi krzywdę, a ja nawet o tym nie wiedziałam. Miał być ze mną szczery...

– Więc o co chodzi? – Carlos nie odpowiedział. – Ok, jak chcesz. Jak wydostałeś się z więzienia?

Zamarłam zszokowana. Carlos był w więzieniu?!

– Bez najmniejszego problemu, zapłaciłem im pół miliona – odparł pogardliwym tonem. Sofía parsknęła.

– No dobra, ale co ze sprawą? Oskarżenie o morderstwo to nie byle co, zostanie ci w aktach.

Oskarżenie o morderstwo?!

– Wpisali mi to jako obronę własną.

– Carlos – zaczęła cicho – zrobiłeś to, prawda? Zabiłeś Corteza?

Wstrzymałam oddech, jednocześnie zaciskając palce na futrynie, aż zbielały mi knykcie. Niemożliwe, żeby mężczyzna, z którym mieszkam okazał się mordercą.

– Tak – odparł równie cicho. – Zastrzeliłem skurwysyna.

Mój świat runął i rozpadł się na milion kawałków. Krzyknęłam cicho, szybko zasłaniając sobie usta dłonią. W uszach szumiała mi krew, nie dowierzałam w to, co usłyszałam. Carlos nie mógł tego zrobić! Nie wierzę!

Odskoczyłam od drzwi jak oparzona i biegiem pognałam do swojej sypialni, z hukiem zatrzaskując za sobą drzwi.

Rozdział 4

Lena

ICO TERAZ?!Doskoczyłam do szafki i w pośpiechu zaczęłam przerzucać rzeczy, gorączkowo szukając komórki. Obok, na skórzanej pufie, zobaczyłam swoją torebkę, w niej musiał być telefon. Pamiętam, jak go tam chowałam!

Zamarłam. Pamiętam! To tylko urywek, ale coś mi się przypomniało. Sukienka, którą miałam na sobie, kiedy zostałam porwana, hotel do którego pojechałam szukać Carlosa... Chciałam z nim być. Kochałam go.

Zaskoczona osunęłam się na podłogę. To wszystko prawda. Miałam wrażenie, jakbym znajdowała się w ciemnym tunelu, na którego końcu czekały na mnie wszystkie wspomnienia. Chciałam biec w tym kierunku, ale wtedy wyjście się oddalało. Za każdym razem, kiedy myślałam, że jestem blisko, traciłam to. Aż do teraz.

Nie przypomniałam sobie nic ważnego, jedynie malutki szczegół, ale dla mnie śmiertelnie ważny. Moją miłość do Carlosa. Zakochałam się w mordercy.

Na czworaka, z mocno bijącym sercem, podpełzłam do torebki i wyciągnęłam z niej komórkę. Z ulgą stwierdziłam, że baterii wystarczy mi na jeszcze jedno połączenie. Drżącymi palcami wybrałam numer przyjaciółki.

– Gadaj – rzuciła do słuchawki Zuzka.

– Podsłuchałam rozmowę Carlosa z Sofíą.

– Kocham tę wariatkę – wtrąciła Zuza.

– Skup się!

– Ok. Co mówili?

– Carlos powiedział coś strasznego... – powiedziałam cicho.

– Serio? Co takiego? Że jego penis skręca na lewo? Albo że twoja cipka wali śledziem?

– Zuzka, na litość boską! – warknęłam, przewracając oczami. – Powiedział, że zabił Corteza! – syknęłam cicho. No i proszę, po drugiej stronie słuchawki zapadła cisza. Jak nie potrzeba to się, kurwa, teraz zamknęła, suka jedna!

– No i? – zapytała po chwili. O mało się nie przewróciłam. Czy ona mnie nie słyszała?!

– Głucha jesteś?!

– Słyszałam przecież, czego się drzesz idiotko.

– I?!

– I co?

– Zuzka, ten facet to morderca! – pisnęłam przerażona.

– Zamknij się, kretynko, chyba że chcesz, żeby wszyscy się dowiedzieli. Wiem o tym.

Miałam wrażenie, jakby ktoś uderzył mnie pięścią w brzuch.

– Jak to wiesz? – wydusiłam z trudem.

– Carlos mi powiedział – odpowiedziała po prostu.

– Co to znaczy, że Carlos ci powiedział?! – ryknęłam, zrywając się na równe nogi. – A ty co zrobiłaś? Poklepałaś go po plecach, mówiąc, że nic się nie stało?!

– Przestań się wydzierać, ty tleniona blondynko, i zacznij mnie wreszcie słuchać! – warknęła. Zamknęłam usta, jednocześnie wytrzeszczając oczy. – Cortez to morderca, oszust i gwałciciel. Porwał cię i torturował, a Carlos, strzelając do niego, uratował ci życie.

Nogi się pode mną ugięły.

– Naprawdę? Skąd to wiesz, skoro cię tam nie było?

– Bo wiem – parsknęła zirytowana. – Carlos cię kocha. Wkurwia mnie, ale to dobry facet i oddałby za ciebie życie. Na twoim miejscu, zamiast szukać problemów, padłabym przed nim na kolana i zrobiła mu najlepszą laskę na świecie.

Pewność Zuzy co do Carlosa odebrała mi mowę. W życiu bym się nie spodziewała, że moja przyjaciółka stanie murem za jakimś facetem. I to w dodatku nie swoim.

– Chcesz, żebym tam przyjechała?

– Nie – powiedziałam cicho. – Masz rację, zachowałam się jak niewdzięczna suka.

– No raczej.

– Dzięki – mruknęłam.

– Służę pomocą. Zawsze chętna, aby spuścić ci manto.

– Chyba odrobinę przesadzasz.

– Też cię kocham – słyszałam w jej głosie uśmiech, zanim przerwała połączenie. Odłożyłam telefon na łóżko i popatrzyłam na drzwi z namysłem. Chyba mam pomysł.

Przez następne dwa dni unikaliśmy się nawzajem. Zapanowała niezręczna atmosfera, z którą źle się czułam. Postanowiłam porozmawiać z mężczyzną, któremu w końcu zawdzięczałam życie. Carlos zaopiekował się mną nawet teraz, kiedy go nie pamiętałam. Zrozumiałam, że nie musiałam się go bać, nawet jeśli dokonał czegoś strasznego. Dla mnie był dobry…

Uchyliłam drzwi i wymknęłam się z pokoju. Nasłuchiwałam przez chwilę, ale nic nie wyłapałam. Wzięłam więc głęboki wdech i zawołałam:

– Carlos?!

– Tutaj – jego zmysłowy głos przyprawił mnie o ciarki. Podążyłam w kierunku, z którego dobiegał i znalazłam się w salonie. Carlos stał plecami do mnie i wyglądał przez przeszkloną ścianę.

Zatrzymałam się na chwilę, podziwiając widoki. Carlos był wysokim mężczyzną, miał co najmniej metr osiemdziesiąt pięć. Jego szerokie ramiona opinała biała koszula, która na dole wpuszczona była w granatowe spodnie od garnituru. Rękawy miał do połowy wywinięte, odsłaniały umięśnione przedramiona. Jego brązowe włosy sięgały kołnierzyka, zawijając się na nim delikatnie. Pewność siebie i siła tego mężczyzny wypełniała cały pokój, niemal powodując, że wszystko przy nim kurczyło się do minimalnych rozmiarów.

– Chciałam porozmawiać – zaczęłam niepewnie.

– Mów – rzucił, nie odrywając spojrzenia od szyby.

– Chciałam zapytać o pracę.

– Przecież masz pracę – zdezorientowany zmarszczył brwi.

– Naprawdę? Pracuję dalej u Alfonso?

– Pracujesz dla mnie. – Uśmiechnął się drapieżnie, a mnie przeszedł dreszcz. No chyba, kurwa, nie!

– A czym ty się zajmujesz? – nagle mnie olśniło. – Nie świruj, że jesteś alfonsem, a ja twoją dziwką – wypaliłam. Mina Carlosa była bezcenna, wyglądał, jakby nie wiedział, czy ma mnie udusić, czy jedynie parsknąć śmiechem.

– Jestem prawnikiem – odparł rozbawiony.

– Przecież ja i prawo to prawie jak prostytutka i zakonnica. Tego się po prostu nie da połączyć.

Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej

Redaktorka prowadząca: Joanna Pawłowska Wydawczyni: Joanna Pawłowska Redakcja: Katarzyna Włosińska Korekta: Milena Halska Projekt okładki: Marta Lisowska Zdjęcie na okładce: © Maksim Toome / Stock.Adobe.com

Copyright © 2023 by Monika Czugała Copyright © 2023 for the Polish edition by Wydawnictwo Kobiece sp. z o.o.

Wszelkie prawa do polskiego przekładu i publikacji zastrzeżone. Powielanie i rozpowszechnianie z wykorzystaniem jakiejkolwiek techniki całości bądź fragmentów niniejszego dzieła bez uprzedniego uzyskania pisemnej zgody posiadacza tych praw jest zabronione.

Wydanie elektroniczne Białystok 2023 ISBN 978-83-8321-259-3

Grupa Wydawnictwo Kobiece | www.WydawnictwoKobiece.pl

woblink.com