Świąteczne przedstawienie - Monika Czugała - ebook

Świąteczne przedstawienie ebook

Monika Czugała

3,8

Opis

Opowiadanie z cyklu #ebooknaświęta

 

Życie Kingi wypełnione jest pracą. Młoda nauczycielka spełnia się jako wychowawczyni w jednej ze szkół podstawowych w Warszawie. Przed nią i jej uczniami pierwsze świąteczne przedstawienie, które przygotowują wraz z równoległą klasą. Pech sprawia, że drugi nauczyciel ulega wypadkowi, a w jego miejsce pojawia się… On.

Rafał jest ucieleśnieniem tego, o czym marzyła Kinga. Z jednym wyjątkiem, jakim jest jego… charakter. Oboje kompletnie nie potrafią się dogadać, każde ich spotkanie kończy się spięciem, a w powietrzu iskrzy. Coraz trudniej walczyć im z pożądaniem, choć bardzo się starają…

Rafał skrywa tajemnice, a Kinga nie potrafi trzymać się od niego z daleka. Muszą jednak odegrać swoje role w świątecznym przedstawieniu…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 63

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,8 (110 ocen)
53
18
11
16
12
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Kajojciax

Nie polecam

Strata czasu
00
FascynacjaKsiazkami

Nie oderwiesz się od lektury

Wspaniała historia.Polecam
00
MAJKI013

Nie oderwiesz się od lektury

polecam romantyczne opowiadanie z humorem
00
Agaaau

Z braku laku…

Bardzo słaba..
00
Atlanta1986

Nie oderwiesz się od lektury

Fajna lecz krótka historia z szybką akcją.
00

Popularność




Co­py­ri­ght © Mo­nika Czu­gała

Co­py­ri­ght © Wy­daw­nic­two Re­Wi­zja

Wy­da­nie I

Wilk­szyn 2022

ISBN 978-83-67520-21-8

Wszel­kie prawa za­strze­żone. Roz­po­wszech­nia­nie i ko­pio­wa­nie ca­ło­ści lub czę­ści pu­bli­ka­cji w ja­kiej­kol­wiek po­staci za­bro­nione bez wcze­śniej­szej pi­sem­nej zgody au­tora oraz wy­dawcy. Do­ty­czy to także fo­to­ko­pii i mi­kro­fil­mów oraz roz­po­wszech­nia­nia za po­mocą no­śni­ków elek­tro­nicz­nych.

Pro­jekt okładki: Ka­ta­rzyna Mor­dal

Zdję­cie na okładce: stock.chroma.pl / TVER­DOH­LIB.COM

Kon­wer­sja i pro­duk­cja e-bo­oka: www.mo­ni­ka­imar­cin.com

Wy­daw­nic­two Re­Wi­zja

– Nie, Ka­rolu, nie mo­żesz tak ro­bić – upo­mnia­łam cie­płym gło­sem chłopca, który usi­ło­wał wsa­dzić ko­le­dze dłu­go­pis do nosa.

Wy­pro­sto­wa­łam się i omio­tłam spoj­rze­niem klasę, w któ­rej się znaj­do­wa­łam. Dwa­dzie­ścioro dzieci bie­gało, ska­kało i krzy­czało jakby byli zwie­rzę­tami w zoo. Skrzy­wi­łam się na tą głu­pią myśl. Zwie­rzęta przy nich wy­pa­dłyby dużo le­piej.

Wes­tchnę­łam. Ko­cha­łam swoją pracę, by­łam młoda i to była moja pierw­sza klasa, któ­rej zo­sta­łam wy­cho­waw­czy­nią i sta­ra­łam się ro­bić wszystko jak naj­le­piej. Dzieci mnie lu­biły, szybko zła­pa­łam z nimi kon­takt.

Ude­rzy­łam dło­nią w blat swo­jego biurka, zwra­ca­jąc na sie­bie uwagę dzieci.

– Ko­chani, czas na próbę. Ustaw­cie się pro­szę w pa­rach, za chwilkę wy­cho­dzimy – oznaj­mi­łam, gdy szmery ustały.

Do­piero te­raz roz­pę­tał się praw­dziwy chaos. Po­pra­wi­łam na no­sie oku­lary w okrą­głych opraw­kach w ocze­ki­wa­niu, aż ucznio­wie speł­nią moją prośbę. Cze­ka­łam cier­pli­wie, aż każde z nich zaj­mie swoje miej­sce.

– Go­towi? – spy­ta­łam, a kiedy zgod­nie po­ki­wali gło­wami, uśmiech­nę­łam się pod no­sem. – Do­brze, w ta­kim ra­zie idziemy.

Prze­szłam obok dzieci i otwo­rzy­łam drzwi, wy­pusz­cza­jąc je na ko­ry­tarz. Kiedy każde z nich zna­la­zło się poza klasą, za­mknę­łam klasę i ru­szy­łam w kie­runku sali gim­na­stycz­nej. Prze­mie­rza­jąc szkolny ko­ry­tarz, mi­ja­łam ga­bloty z pu­cha­rami oraz ta­blice z ogło­sze­niami przed­sta­wia­jące suk­cesy uczniów uczęsz­cza­ją­cych do tej szkoły na prze­strzeni lat. Tyle hi­sto­rii było za­mknię­tych w tych mu­rach…

Do­tar­li­śmy na miej­sce, a gdy tylko prze­kro­czy­łam próg sali, dzieci roz­bie­gły się na wszyst­kie strony. Nie za­mie­rzam się de­ner­wo­wać, dam im kilka mi­nut na zu­ży­cie nad­miaru ener­gii, kiedy ja będę oma­wiać kilka szcze­gó­łów z in­nym na­uczy­cie­lem.

Mi­chał stał kilka me­trów da­lej, trzy­ma­jąc w ręku plik kar­tek. Ru­szy­łam w jego stronę, wy­cho­wawca rów­no­le­głej klasy nie za­uwa­żył mnie aż do chwili, kiedy przed nim sta­nę­łam. Pod­niósł głowę i jego przy­ja­zna twarz roz­pro­mie­niła się w uśmie­chu.

– Kinga! Wspa­niale, że je­steś. Pró­buję usta­lić, jak mają stać dzie­ciaki, ale nic z tego nie ro­zu­miem. – Bez­rad­nie roz­ło­żył ręce.

Za­chi­cho­ta­łam. Wzię­łam od niego kartkę i rzu­ci­łam na nią okiem. Rze­czy­wi­ście, sama po­trze­bo­wa­łam chwili, aby zo­rien­to­wać się, o co cho­dzi. Pod­nio­słam głowę i spoj­rza­łam na Mi­chała z za­mia­rem wy­ja­śnie­nia mu nie­zro­zu­mia­łych za­pi­sów. Męż­czy­zna był w śred­nim wieku, jego krótko ob­cięte włosy przy­pró­szone były si­wi­zną, tak samo jak broda. Z nie­bie­skich oczu biło do­bro, za­wsze świet­nie się czu­łam w jego to­wa­rzy­stwie. Był ulu­bień­cem wśród uczniów. Na­uczy­ciel ma­te­ma­tyki, któ­rego wszy­scy ko­chali.

– Cho­dzi o to, aby stali na zmianę. Raz chło­piec, raz dziew­czynka. Klasa jest nie­istotna.

Mi­chał uśmiech­nął się z wdzięcz­no­ścią.

– Dzię­kuję. – Wziął ode mnie kartkę.

Po sali roz­nio­sło się echo ude­rza­nych pi­łek. Dzieci nie wy­trzy­mały zbyt długo bez roz­ra­bia­nia. Mi­chał po­słał mi prze­pra­sza­jące spoj­rze­nie, po czym po­ma­sze­ro­wał w kie­runku uczniów. Po jego sło­wach na­stała ci­sza. Ob­ser­wo­wa­łam scenę z po­dzi­wem.

Kiedy udało nam się usta­wić dzieci w rzę­dach, mo­gli­śmy roz­po­cząć próbę. To był pierw­szy raz, kiedy prze­pro­wa­dzamy ją z dwiema kla­sami na raz. Dzieci były pod­eks­cy­to­wane, nie wszyst­kie rzecz ja­sna. Kilku roz­ra­bia­kom le­dwo udało się ustać w miej­scu.

Świą­teczne przed­sta­wie­nie za­po­wia­dało się wspa­niale. Były wier­szyki, krótka scenka z hu­mo­rem i kilka ko­lęd. Z tru­dem udało mi się ukryć eks­cy­ta­cję, pew­nie wy­glą­da­łam jak je­den z uczniów, trudno.

Czter­dzie­ści pięć mi­nut zle­ciało szyb­ciej niż zda­łam so­bie z tego sprawę. Ju­tro cze­kała nas ko­lejna próba. Dzieci wy­bie­gły na ko­ry­tarz z pręd­ko­ścią świa­tła, a ja wraz z Mi­cha­łem uda­łam się do po­koju na­uczy­ciel­skiego.

Za­mie­ni­łam dzien­nik na ten, z któ­rej klasą będę miała ko­lejne za­ję­cia i na krótką chwilę usia­dłam przy du­żym stole.

– Kinga, jak po­szła próba? – za­py­tała mnie ko­bieta w ele­ganc­kim ko­stiu­mie. To dy­rek­torka na­szej pod­sta­wówki, zbli­żała się już sześć­dzie­siątki, więc pew­nie nie­długo przej­dzie na eme­ry­turę, a to za­pewni zmiany w na­szym gro­nie pe­da­go­gicz­nym. Nie ukry­wam, że odro­binę się nimi stre­so­wa­łam.

– Na­wet nie­źle, jak na pierw­szy raz – od­po­wie­dzia­łam zgod­nie z prawdą.

Ewa, bo tak się na­zy­wała, po­de­szła do mnie.

–  Wie­rzę, że wraz z Mi­cha­łem świet­nie so­bie po­ra­dzi­cie – po­wie­działa, uśmie­chem do­da­jąc mi otu­chy.

Ski­nę­łam głową, a ona ode­szła po­roz­ma­wiać z in­nym na­uczy­cie­lem. By­łam tu nowa, to mój pierw­szy rok. Wcze­śniej pra­co­wa­łam w wy­daw­nic­twie jako re­dak­tor, ale to nie było to, czego szu­ka­łam. Po za­koń­cze­niu stu­diów po­lo­ni­stycz­nych długo za­sta­na­wia­łam się, gdzie chcia­ła­bym pra­co­wać. Te­raz z czy­stym su­mie­niem mogę stwier­dzić, że wresz­cie je­stem we wła­ści­wym miej­scu.

Oczy­wi­ście mu­sia­łam przejść od­po­wied­nie kursy pe­da­go­giczne, aby móc pra­co­wać z dziećmi. Dy­rek­torka nie ukry­wała, że by­łam dla nich cen­nym na­byt­kiem. Po pracy w wy­daw­nic­twie zna­łam kil­koro au­to­rów z pol­skiego rynku i mo­głam ich cza­sami za­pro­sić do szkoły na krótką roz­mowę.

Za­dzwo­nił dzwo­nek, po któ­rym od razu wsta­łam z krze­sła. Uda­łam się do klasy, któ­rej ucznio­wie już na mnie cze­kali. Prze­pro­wa­dzi­łam za­ję­cia, sta­ra­jąc się sku­pić na so­bie uwagę jak naj­więk­szej ilo­ści dzieci. Jed­nak tylko na twa­rzy kilku osób wi­dzia­łam za­in­te­re­so­wa­nie.

Po skoń­czo­nej pracy po­że­gna­łam się ze wszyst­kimi i opu­ści­łam szkołę. Wra­ca­jąc do domu, zro­bi­łam za­kupy. Uwiel­bia­łam świą­teczny kli­mat. W tym cza­sie War­szawa była prze­peł­niona bo­żo­na­ro­dze­nio­wymi de­ko­ra­cjami. Lampki i świa­tełka zdo­biły wi­tryny nie­mal każ­dego sklepu. Ko­cha­łam to mia­sto, tu się uro­dzi­łam, skoń­czy­łam szkoły i zna­la­złam pracę. Ni­gdy nie mia­łam w pla­nach opusz­czać sto­licy.

Śnieg skrzy­piał pod bu­tami, kiedy prze­mie­rza­łam ulicę aż do bu­dynku, w któ­rym ku­pi­łam miesz­ka­nie. Nie mo­głam się do­cze­kać, aż prze­kro­czę próg cie­płego domu. Palce mi skost­niały z zimna. Z ulgą we­szłam na ciemną klatkę scho­dową. Wcho­dząc na pię­tro, mi­nę­łam się z jed­nym z są­sia­dów. Star­szy pan miesz­kał w tej ka­mie­nicy całe swoje ży­cie, cza­sami po­ma­ga­łam mu wnieść za­kupy. Wy­mie­ni­li­śmy uśmie­chy.

Wło­ży­łam klucz do zamka i prze­krę­ci­łam, aż drzwi ustą­piły. We­szłam do środka i czym prę­dzej za­mknę­łam je za sobą. Cie­płe po­wie­trze ude­rzyło mnie w twarz, wy­ry­wa­jąc z mo­ich ust ci­chy jęk. Parę se­kund póź­niej u mo­ich stóp po­ja­wił się pu­szy­sty ko­ciak.

– Cześć, Miki. – Schy­li­łam się, aby po­gła­skać kota. Mru­czek za­czął ocie­rać się o moje nogi. Po­dra­pa­łam go pod pyszcz­kiem, a ten z roz­ko­szą zmru­żył oczy.

Prze­su­nę­łam dło­nią po grzbie­cie zwie­rzę­cia, a po­tem zdję­łam płaszcz, buty i skie­ro­wa­łam się pro­sto do kuchni, gdzie za­czę­łam wy­pa­ko­wy­wać za­kupy.

Za­pła­ci­łam ma­ją­tek za to trzy­po­ko­jowe miesz­ka­nie. Ro­dzice sprze­dali swoje i wy­pro­wa­dzili się na wieś pod War­szawą, do­kła­da­jąc się, ile mo­gli. Kuch­nia była nie­wielka, ale udało mi się w funk­cjo­na­lny spo­sób za­go­spo­da­ro­wać jej po­wierzch­nię. Prawą ścianę po­kry­wał rząd sza­fek wraz z ku­chenką i pie­kar­ni­kiem. Na wprost usta­wi­łam lo­dówkę i stół, bym mo­gła w spo­koju zjeść śnia­da­nie. Drew­niane szafki i blaty ide­al­nie kom­po­no­wały się z róż­no­ko­lo­ro­wymi ka­fel­kami. Po­sta­wi­łam na do­datki w pa­ste­lo­wych ko­lo­rach, które zdo­biły całe miesz­ka­nie.

Zro­bi­łam so­bie szybką ko­la­cję, którą jesz­cze szyb­ciej po­chło­nę­łam. Po­sprzą­ta­łam po so­bie i mo­głam udać się do ła­zienki na re­lak­su­jącą ką­piel.

Wanna sta­no­wiła cen­trum po­miesz­cze­nia. Brą­zowe ściany i złote do­datki two­rzyły przy­tulną at­mos­ferę. Na­la­łam wody i za­pa­li­łam kilka świec, two­rząc ro­man­tyczny na­strój. Zrzu­ci­łam z sie­bie biały golf i czarne spodnie, roz­pu­ści­łam dłu­gie blond włosy i wsu­nę­łam się do wanny wy­peł­nio­nej wodą z pianą.

Od­chy­li­łam głowę do tyłu i pod­da­łam się re­lak­sowi. By­łam szczę­śliwa, tak przy­naj­mniej mi się wy­da­wało. Zdję­łam oku­lary i po­ło­ży­łam je obok, tak by były w za­sięgu ręki. Nie do­mknę­łam drzwi od ła­zienki i już po kilku mi­nu­tach mia­łam w środku nie­pro­szo­nego go­ścia. Le­ni­wym wzro­kiem ob­ser­wo­wa­łam, jak sze­ścio­ki­lowy ko­cur z gra­cją po­ru­sza się po pu­szy­stym dy­wa­nie. Zwin­nie wsko­czył na sto­łek, na któ­rym le­żała przy­go­to­wana pi­żama. Zro­bił kółko, po czym wy­god­nie się na niej uło­żył.

Po­sła­łam mu znu­żone spoj­rze­nie.

– Po­waż­nie? – mruk­nę­łam je­dy­nie. Kot zi­gno­ro­wał moją uwagę.

Prze­su­nę­łam dło­nią po swoim na­gim ciele, mu­ska­jąc piersi i pła­ski brzuch, osta­tecz­nie do­cie­ra­jąc do złą­cze­nia ud. By­łam szczę­śliwa, prawda? Ale bra­ko­wał cze­goś w moim ży­ciu… A ra­czej ko­goś. Nie mia­łam fa­ceta.

By­łam zdrową, do­ro­słą ko­bietą i jak każdy, mia­łam swoje po­trzeby. Prze­cią­gnę­łam pal­cem przez śro­dek swo­jej cipki, z roz­ko­szą wy­gi­na­jąc plecy w łuk. Or­gazm był tym, czego zde­cy­do­wa­nie te­raz po­trze­bo­wa­łam. Za­to­czy­łam koło nad łech­taczką, przy­gry­za­jąc wargę. Za­drża­łam, kiedy wsu­nę­łam pa­lec w sie­bie. Po­ru­szy­łam bio­drami, zwięk­sza­jąc tempo pchnięć. Drugą dłoń za­ci­snę­łam na brzegu wanny. Wró­ci­łam pal­cem do łech­taczki, do­ło­ży­łam drugi i zwięk­szy­łam tempo. Na­pię­cie za­częło na­ra­stać w pod­brzu­szu.