Dom, którego nie ma - Coleman Joshua - ebook + książka

Dom, którego nie ma ebook

Coleman Joshua

4,0

Opis

Dlaczego dorosłe dzieci zrywają więzi z rodzicami i jak odbudować wzajemne relacje.

Decyzja dorosłych dzieci o zerwaniu więzi z rodzicami to jedno z najbardziej dezorientujących i bolesnych doświadczeń.

Mówi się często, że rodzice dostali to, na co zasłużyli, bądź że są ofiarą roszczeniowych dorosłych dzieci zrzucających na nich winę za wszelkie niepowodzenia. W rzeczywistości powody rozstania z rodzicami są znacznie bardziej złożone i zróżnicowane.  

Dr Joshua Coleman, uznany psycholog i jednocześnie ojciec, którego córka zerwała z nim kontakty na kilka lat, ma szczególne kwalifikacje do doradzania rodzicom, jak mają sobie radzić w tych trudnych momentach życia. Nie tylko łagodzi poczucie wstydu, winy czy smutku, ale także pomaga rodzicom lepiej zrozumieć sposoby myślenia dorosłych dzieci. Przedstawia także strategie umożliwiające uzdrowienie i odbudowę wzajemnych relacji.  

Odrzucenie rodziców to temat bardzo złożony i delikatny, jednak dr Coleman radzi sobie z nim doskonale, co zawdzięcza wnikliwemu i empatycznemu zrozumieniu zarówno rodziców, jak i ich dorosłych dzieci. 

Joshua Coleman

Jest psychologiem, prowadzi prywatną praktykę, jest też członkiem Council on Temporary Families. Jest częstym gościem w National Public Radio i programie Today, współpracuje z The New York Times, The Wall Street Journal, The Atlantic, Chicago Tribune oraz innymi wydawnictwami. Często występuje na konferencjach, ma też w dorobku wykłady na Harvardzie, Weill Cornell Department of Psychiatry oraz w wielu innych instytucjach naukowych. Wraz z historyczką Stephanie Coontz współredagował siedem internetowych woluminów Unconventional Wisdome: News You Can Use, kompendium cennych badań nad współczesną rodziną. Ma troje dzieci i nastoletniego wnuka, mieszka z żoną w San Francisco Bay Area. W wolnym czasie pisze muzykę dla telewizji, m.in. do takich programów, jak Keeping Up with the Kardashians, Zabójcza broń, Chicago fire, Chicago PD, Longmire, Niepokorni, RuPaul’s Drug Race i wielu innych.  

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 422

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (8 ocen)
3
2
3
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Kasiapro1

Nie oderwiesz się od lektury

Fantastyczna
00

Popularność




Ty­tuł ory­gi­nału:Ru­les of Es­tran­ge­ment: Why Adult Chil­dren Cut Tiesand How to Heal the Con­flict
Co­py­ri­ght © 2020 by Jo­shua Co­le­man This trans­la­tion is pu­bli­shed by ar­ran­ge­ment with Har­mony Bo­oks, an im­print of Ran­dom Ho­use, a di­vi­sion of Pen­guin Ran­dom Ho­use LLC © Co­py­ri­ght for the Po­lish edi­tion by Wy­daw­nic­two Zwier­cia­dło sp. z o.o., War­szawa 2023
Tłu­ma­cze­nie: Ju­styna Rud­nik/Qu­endi Lan­gu­age Se­rvi­ces
Re­dak­cja: Anna Sta­wiń­ska/Qu­endi Lan­gu­age Se­rvi­ces
Ko­rekta: Ilona Sa­wicka/Qu­endi Lan­gu­age Se­rvi­ces
Skład i ła­ma­nie: Syl­wia Kusz, Ma­graf s.c., Byd­goszcz
Pro­jekt okładki: Ad­riana Dzie­wul­ska
Wiersz „The Art of Lo­sing My Dau­gh­ter” opu­bli­ko­wano za zgodą Me­la­nie Gause Har­ris
Re­dak­tor ini­cju­jąca: Blanka Woś­ko­wiak
Dy­rek­tor pro­duk­cji: Ro­bert Je­żew­ski
Wy­daw­nic­two nie po­nosi żad­nej od­po­wie­dzial­no­ści wo­bec osób lub pod­mio­tów za ja­kie­kol­wiek ewen­tu­alne szkody wy­ni­kłe bez­po­śred­nio lub po­śred­nio z wy­ko­rzy­sta­nia, za­sto­so­wa­nia lub in­ter­pre­ta­cji in­for­ma­cji za­war­tych w książce.
Wy­da­nie I, 2023
ISBN: 978-83-8132-476-2
Wy­daw­nic­two Zwier­cia­dło Sp. z o.o. ul. Wi­dok 8, 00-023 War­szawa tel. 22 312 37 12
Dział han­dlowy:han­dlowy@gru­pa­zwier­cia­dlo.pl
Wszel­kie prawa za­strze­żone. Re­pro­du­ko­wa­nie, ko­pio­wa­nie w urzą­dze­niach prze­twa­rza­nia da­nych, od­twa­rza­nie, w ja­kiej­kol­wiek for­mie oraz wy­ko­rzy­sty­wa­nie w wy­stą­pie­niach pu­blicz­nych tylko za wy­łącz­nym ze­zwo­le­niem wła­ści­ciela praw au­tor­skich.
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

Mo­jemu ta­cie i ma­mie, Steve’owi i Co­rinne,a także ich ro­dzi­com: Ro­ber­towi i Edith, Ma­xowi i Le­nie.

Oraz wszyst­kim ro­dzi­com i dziad­kom, dzie­ciom i wnu­kom, któ­rzy pra­gną być obecni w ży­ciu swo­ich naj­bliż­szych,ale jesz­cze nie zna­leźli wła­ści­wej drogi.

WSTĘP

Smu­tek, strach i wku­rze­nie.

Za­kła­dam, że się­gasz po tę książkę dla­tego, że po­wyż­sze słowa do­brze od­dają to, co wła­śnie czu­jesz. Smu­tek – nie masz żad­nego kon­taktu z do­ro­słym dziec­kiem bądź wnu­kiem/wnuczką; strach – nie wiesz, czy kie­dy­kol­wiek bę­dzie ci dane ich zo­ba­czyć; złość – nie za­słu­gu­jesz na ta­kie trak­to­wa­nie przez wła­sne dziecko, któ­remu za­wsze by­łeś tak od­dany.

A może się­gasz po tę książkę, po­nie­waż mie­rzysz się ze smutną rze­czy­wi­sto­ścią, że twoje dziecko nie chce mieć z tobą nic wspól­nego, a ty nie masz po­ję­cia, dla­czego tak jest.

Jest i taka moż­li­wość, że do­brze wiesz, iż w prze­szło­ści zda­rzyło ci się po­peł­nić parę po­waż­nych błę­dów, ale za­kła­da­łeś, że kon­flikt można za­że­gnać: od „Po­ra­dzimy so­bie z tym, jak za­wsze, nie ma po­wodu do pa­niki” po „Co on ma na my­śli, mó­wiąc, że po­trze­buje prze­rwy ode mnie?”, czy „Chwila, dla­czego mnie nie za­pro­siła na swój ślub czy nie po­in­for­mo­wała o na­ro­dzi­nach wnuczki?!”

Po każ­dym wy­wia­dzie, ja­kiego udzie­lam w ja­kimś me­dium, je­stem za­sy­py­wany li­stami i e-ma­ilami od wy­ob­co­wa­nych ro­dzi­ców[1], któ­rzy po­wta­rzają zgod­nym chó­rem: „My­śla­łem, że to się zda­rzyło tylko mnie!” Ro­dzice o od­cię­ciu od dzieci i wnu­ków nie roz­ma­wiają z przy­ja­ciółmi, współ­pra­cow­ni­kami czy na­wet człon­kami ro­dziny, po­nie­waż boją się osą­dza­nia. Prze­raża ich, że ktoś po­wie lub po­my­śli: „Coś ty zro­bił swo­jemu dziecku? To mu­siało być coś na­prawdę okrop­nego”.

Po­zwól, że na po­czą­tek po­wiem, co na­stę­puje: być może nie zro­bi­łeś ni­czego, co wy­ja­śnia­łoby se­pa­ra­cję. Na świe­cie nie brak za­fra­so­wa­nych ro­dzi­ców, a wielu z tych, któ­rzy się do mnie zgła­szają, to jedni z naj­bar­dziej od­da­nych, do­sko­nale wy­edu­ko­wa­nych i ko­cha­ją­cych ma­tek i oj­ców każ­dego po­ko­le­nia[2]. Prze­czy­tali mnó­stwo po­rad­ni­ków do­ty­czą­cych ro­dzi­ciel­stwa, na świa­dome wy­cho­wy­wa­nie po­świę­cili nie­zli­czoną liczbę go­dzin, za­pew­nili dzie­ciom wspar­cie fi­nan­sowe znacz­nie prze­kra­cza­jące to, ja­kie sami otrzy­mali od swo­ich ro­dzi­ców i nie­zmor­do­wa­nie po­szu­ki­wali przy­czyn do­świad­cza­nych przez ich la­to­ro­śle lę­ków, de­pre­sji, pro­ble­mów z na­uką, ni­skiej sa­mo­oceny, ADD czy wszel­kich in­nych za­bu­rzeń, o któ­rych coś na­pi­sano w in­ter­ne­cie. Z uwagą wsłu­chi­wali się w ma­rze­nia dzieci, by móc za­pew­nić im naj­bez­piecz­niej­szą drogę do szczę­śli­wego, peł­nego suk­ce­sów ży­cia. Na ich co­dzienną dietę skła­dały się: za­mar­twia­nie się, po­czu­cie winy, strach, nie­do­bory snu i nad­miar ko­fe­iny, a wszystko po to, by stać się ab­so­lut­nie-naj­do­sko­nal­szym-z-ro­dzi­ców – oto cel, jaki im przy­świe­cał od chwili, gdy dziecko przy­szło na świat.

Nie ozna­cza to wcale, że nie po­peł­niali błę­dów. Co wię­cej, mniej wię­cej co trzy, cztery lata eks­perci pre­zen­tują nowe po­glądy na te­mat ide­al­nego ro­dzi­ciel­stwa[3], dla­tego trudno do­ciec, ja­kiego ro­dzaju to były błędy: małe i prze­wi­dy­walne, któ­rym może to­wa­rzy­szyć uśmiech? Śred­nie i po­ten­cjal­nie wy­ba­czalne, opa­trzone na­klejką „Pró­buj da­lej”? Czy du­żego ka­li­bru, koń­czące re­la­cje, z ostrze­że­niem „Wstęp wzbro­niony”?

Ja­ka­kol­wiek by­łaby od­po­wiedź, kon­fron­to­wa­nie się z od­se­pa­ro­wa­niem to nie­ła­twe za­da­nie. Od­rzu­ce­nie przez osobę, któ­rej opi­nia i przy­wią­za­nie są nam szcze­gól­nie dro­gie[4] – którą ko­chasz z mocą zro­zu­miałą tylko przez in­nego od­rzu­co­nego ro­dzica – spra­wia, że coś, co uwa­ża­li­śmy za ży­ciowy pew­nik, zo­staje zbu­rzone i prze­staje ist­nieć. Cie­płe wspo­mnie­nia, po­zor­nie od­porne na re­in­ter­pre­ta­cję, zo­stają ska­żone wąt­pli­wo­ściami i sa­mo­kry­tyką. Chwile, w któ­rych było nam da­leko do naj­lep­szej wer­sji ro­dzi­ciel­stwa – i któ­rych je­ste­śmy świa­domi – ude­rzają z całą mocą, wpy­cha­jąc w nie­koń­czący się wir re­flek­sji typu: Gdy­bym tylko tego nie po­wie­dział, zro­bił, na­pi­sał.

Być może zda­rzyło ci się po­my­śleć: Mnie to nie mo­głoby się przy­da­rzyć. Tak bar­dzo ko­cham swoje dziecko, a ono ko­cha mnie. Prze­cież się z tym upo­ramy. Wy­star­czy po­pa­trzeć na na­sze zdję­cia z prze­szło­ści – by­li­śmy tacy szczę­śliwi.

Od­kry­wasz, że nic tak ostro i bo­le­śnie nie zmu­sza do sku­pie­nia się na ży­ciu, jak utrata mi­ło­ści i uwagi swo­jego dziecka. Nie­za­leż­nie od tego, czy od­rzu­ce­nie na­stę­puje na­gle, czy stop­niowo, twój umysł za­le­wają ob­razy z prze­szło­ści: ko­ły­sa­nie w ra­mio­nach ma­leń­stwa owi­nię­tego w ko­cyk po­da­ro­wany przez bab­cię, wi­dok jego buzi tuż po uro­dze­niu, kartka na­ry­so­wana nie­wprawną rączką z oka­zji dnia matki/ojca (którą wciąż prze­cho­wu­jesz wśród dro­gich ci pa­mią­tek), trzy­ma­nie sio­dełka pod­czas pierw­szej prze­jażdżki na ro­we­rze itd.

Do­sko­nale ro­zu­miem ten stan, po­nie­waż też go do­świad­czy­łem. Po­dobne wspo­mnie­nia na­wie­dzały mnie, gdy moja córka Elena od­cięła się ode mnie.

Nie­długo po skoń­cze­niu dwu­dzie­stu lat po­wie­działa mi wszystko, co było mi wia­dome i czego się ba­łem: że ją za­wio­dłem; że nie by­łem przy niej, gdy mnie po­trze­bo­wała; że mam te­raz szczę­śliwą ro­dzinę, któ­rej czę­ścią z mo­jego po­wodu ni­gdy się nie czuła. Na ko­niec oznaj­miła, że nie chce mieć ze mną nic wspól­nego. To było naj­bar­dziej bo­le­sne do­świad­cze­nie, z ja­kim w ży­ciu przy­szło mi się zmie­rzyć.

Jej matkę Rhondę po­zna­łem w wieku dwu­dzie­stu pię­ciu lat, w City Col­lege w San Fran­ci­sco. Prze­nio­słem się tam po re­zy­gna­cji z San Fran­ci­sco Con­se­rva­tory of Mu­sic, któ­rego nie by­łem w sta­nie dłu­żej opła­cać. W prze­li­cze­niu na dzi­siej­sze pie­nią­dze cze­sne było nie­wiel­kie, jed­nak wów­czas oka­zało się za­po­rowe. Usia­dłem koło niej na za­ję­ciach z teo­rii mu­zyki i za­czą­łem wy­mie­niać miny z jej pię­cio­let­nim syn­kiem z po­przed­niego mał­żeń­stwa. Nie mi­nęło sześć mie­sięcy, a już ra­zem miesz­ka­li­śmy. Ter­min brat­nia du­sza wresz­cie na­brał dla mnie zna­cze­nia. Ni­gdy wcze­śniej nie mia­łem dziew­czyny tak by­strej i za­baw­nej. Po ko­lej­nych kilku mie­sią­cach Rhonda za­szła w ciążę, a ja za­czą­łem się szy­ko­wać do roli taty.

Nie by­li­śmy wów­czas mał­żeń­stwem, nie by­li­śmy wy­star­cza­jąco doj­rzali, nie by­li­śmy też go­towi na wspólne ży­cie. Mimo to chcie­li­śmy two­rzyć ro­dzinę. Był szybki ślub i wiel­kie przy­ję­cie we­selne. Po­tem przy­szła pora na wy­brany przez nas po­ród do­mowy. Pod wpły­wem za­pa­chu, nie­win­no­ści i czy­sto­ści, ty­po­wych dla każ­dego no­wo­rodka, po­czu­łem nie­od­partą po­trzebę trą­ce­nia có­reczki no­sem, by w ten spo­sób na­wią­zać kon­takt. Dzieci wy­sy­łają do nas po­tężne orę­dzie: chroń mnie.

Jed­nak mimo wię­zów ro­dzi­ciel­stwa, pół­tora roku póź­niej Rhonda i ja się roz­sta­li­śmy. Wy­pro­wa­dzi­łem się z na­szego domku w Sun­set Di­strict, dziel­nicy San Fran­ci­sco w po­bliżu Ocean Be­ach do miesz­ka­nia w cen­trum The Ha­ight wraz z trójką współ­lo­ka­to­rów. Na wy­po­sa­że­niu mia­łem ma­te­rac, prze­no­śną ko­ły­skę w jed­nym ręku i torbę na pie­lu­chy w dru­gim. Rita Rud­ner kie­dyś za­uwa­żyła, że więk­szość sa­mot­nych męż­czyzn żyje nie jak lu­dzie, ale jak niedź­wie­dzie z me­blami – to trafny opis mnie z tam­tych cza­sów. Dzie­li­li­śmy się z Rhondą opieką nad Eleną, co zna­czy, że spę­dza­łem z córką co drugi week­end i śro­dowe wie­czory. W la­tach 80. ubie­głego wieku był to mo­del opieki pre­fe­ro­wany w są­dach ro­dzin­nych, do któ­rych jesz­cze nie do­tarł prze­kaz, że oj­co­wie mogą coś wnieść do do­bro­stanu dzieci.

Mimo nie­czę­stych kon­tak­tów uwiel­bia­łem swoją córkę. Była dziec­kiem nie­zwy­kle po­god­nym, śmia­łym, o zde­cy­do­wa­nym cha­rak­te­rze. Miała wy­ro­bione zda­nie na te­mat tego, w co chce być ubrana, a w co nie chce. Za każ­dym ra­zem, gdy się śmiała, od­rzu­cała główkę do tyłu. Nie bała się roz­pę­dzać w swoim sa­mo­cho­dziku, po­tem ro­werku czte­ro­ko­ło­wym i w końcu na dwu­kółce, za którą wcale nie­ła­two było mi na­dą­żyć. Ja­dała wszystko, co na­ło­ży­łem jej na ta­lerz, co świad­czy o jej du­żych umie­jęt­no­ściach ad­ap­ta­cyj­nych, zwa­żyw­szy na moją mocno ogra­ni­czoną spraw­ność w kuchni. Zmu­szała mnie do wy­my­śla­nia strasz­nych hi­sto­ry­jek na do­bra­noc, w któ­rych świat ra­to­wały ko­biety.

Gdy Elena miała sie­dem lat, po­now­nie się oże­ni­łem, a jej mama wy­szła za mąż.

Opiekę prze­aran­żo­wa­li­śmy tak, że mo­głem być z córką czę­ściej niż osiem dni w mie­siącu. Gdy jej obok mnie nie było, bar­dzo za nią tę­sk­ni­łem i sta­ra­łem się ze wszyst­kich sił, by wspólny czas prze­bie­gał bez na­pięć. Ste­reo­typ „week­en­do­wego taty” nie wziął się z ni­czego: je­śli można być z dziec­kiem tylko raz na ja­kiś czas, to kto chciałby go mar­no­wać na sta­wia­nie gra­nic i sprzeczki? „Oczy­wi­ście, że mo­żesz zjeść jesz­cze jed­nego loda przed obia­dem. Są na­prawdę pyszne!”, „No pew­nie, że mo­żemy obej­rzeć ten straszny film, co z tego, że dla do­ro­słych”, „Ja­sne, że nie mu­sisz iść spać o nor­mal­nej po­rze! Wy­ja­śnię ma­mie, dla­czego je­steś zmę­czona, gdy cię do niej za­wiozę”.

Ostat­nie, czego chcia­łem, to kon­flikt z Eleną. Kon­flikt wy­maga czasu: na za­le­cze­nie ran, po­prawę re­la­cji, wy­ja­śnie­nia. Po roz­wo­dzie prze­rwy mię­dzy jed­nym wi­dze­niem z dziec­kiem a dru­gim mogą wy­peł­nić rze­czy po­tęż­nego ka­li­bru.

Bo za­wsze jest drugi dom, któ­rego nie spo­sób tra­cić z pola wi­dze­nia. Na­wet je­śli były part­ner jest po­rządną osobą, może pod­ko­py­wać twoje re­la­cje z dziec­kiem, je­śli tylko ze­chce, np. igno­ru­jąc ra­do­sne do­nie­sie­nia dziecka z czasu spę­dzo­nego z tobą, awan­su­jąc no­wego part­nera do roli ro­dzica, a cie­bie de­gra­du­jąc do po­zy­cji ko­goś od­le­głego, do­bro­dusz­nego i nie­istot­nego.

Ba­da­nia po­ka­zują, że dla dzieci roz­wód ro­dzi­ców może być mniej bo­le­snym do­świad­cze­niem niż ich wej­ście w nowe związki[5]. Jed­nak po­nowne za­mąż­pój­ście/oże­nek to trudne do­świad­cze­nie rów­nież dla by­łych mał­żon­ków, nie z po­wodu za­zdro­ści, ale dla­tego, że mu­szą po­go­dzić się z fak­tem, że ktoś inny przyj­mie na sie­bie rolę, która wy­da­wała się za­re­zer­wo­wana tylko dla bio­lo­gicz­nych ro­dzi­ców. Gdy pierw­szy raz usły­sza­łem, że córka okre­śla swo­jego oj­czyma mia­nem drugi tata, nie­mal ude­rzy­łem ją w po­li­czek.

Za­miast tego wy­ce­dzi­łem przez za­ci­śnięte zęby:

– Ko­cha­nie, Rob jest twoim oj­czy­mem, a nie dru­gim tatą. Masz tylko jed­nego tatę.

– Wiem – od­parła mię­dzy ko­lej­nymi gry­zami słod­kiej bułki – ty je­steś ta­tuś, a on tata. – Tym stwier­dze­niem naj­wy­raź­niej wy­czer­pała te­mat.

– Nie – po­sta­no­wi­łem nie od­pusz­czać. Mimo lat te­ra­pii nie po­tra­fi­łem spro­stać roz­mo­wie. – Je­stem i ta­tu­siem, i tatą. Tak samo jak ty je­steś i Elena, i Leni. Ta­tuś to zdrob­nie­nie od taty, tak jak Leni to inna forma Eleny, ro­zu­miesz?

Prze­krzy­wiła główkę i spoj­rzała na mnie z za­cie­ka­wie­niem. Jako za­ska­ku­jąco doj­rzała dzie­wię­cio­latka za­uwa­żyła, że do­tknęła czu­łego miej­sca, któ­rego wcze­śniej u mnie nie do­strze­gła.

Fakt, że jej mama wy­szła za mo­jego przy­ja­ciela, po­rząd­nego i do­brego czło­wieka, nie po­ma­gał, choć je­śli kto­kol­wiek miałby mnie za­stą­pić w roli ojca, to trudno o lep­szego kan­dy­data. Jed­nak po jego zwią­za­niu się z moją byłą żoną na­sze sto­sunki zna­cząco się roz­luź­niły. Rhonda i ja nie na­le­że­li­śmy do tych eks­part­ne­rów, któ­rzy po­zo­stają w przy­ja­znych re­la­cjach i spę­dzają ra­zem Święto Dzięk­czy­nie­nia. Do nas bar­dziej pa­so­wała na­stę­pu­jące motto: „Dzięki, że bez prze­rwy mi przy­po­mi­nasz, dla­czego na­sze ze­rwa­nie było naj­lep­szą rze­czą, jaką zro­bi­li­śmy”. Nie sta­ra­li­śmy się na­wią­zać przy­ja­znych sto­sun­ków z na­szymi obec­nymi mał­żon­kami. Dru­żyny się ufor­mo­wały i nie było wąt­pli­wo­ści, dla kogo nasi współ­mał­żon­ko­wie po­winni grać. Pro­blem w tym, że córka mu­siała grać dla obu stron. Choć by­cie roz­wie­dzio­nym ro­dzi­cem nie jest ła­twe, o niebo trud­niej­sze jest by­cie dziec­kiem, które musi być na bie­żąco i wła­ści­wie re­ago­wać na po­trzeby i na­stroje roz­wie­dzio­nych ro­dzi­ców.

Po­nie­waż nasz wspólny z Eleną czas był ogra­ni­czony, sta­ra­łem się, by zna­czył dla nas jak naj­wię­cej. Dzie­lona opieka ozna­czała dużo jeż­dże­nia sa­mo­cho­dem – od­bie­ra­nia i od­wo­że­nia. Ale miało to swoje do­bre strony – czas spę­dzony w sa­mo­cho­dzie był tylko dla nas, nie to­wa­rzy­szył nam nikt, kto mógłby od­cią­gać uwagę.

Na­sza re­la­cja zy­ski­wała pod­czas jazdy sa­mo­cho­dem pod­czas wspól­nej po­dróży, po­nie­waż oboje by­li­śmy wręcz uza­leż­nieni od dźwię­ków pły­ną­cych z gło­śni­ków. Warto za­uwa­żyć, że mu­zyka słu­chana przez po­ko­le­nie mo­ich ro­dzi­ców w na­szych uszach brzmiała nie­zno­śnie, na szczę­ście dzieci ro­dzi­ców z mo­jego po­ko­le­nia po­dzie­lały na­sze mu­zyczne gu­sta. Słu­cha­nie z Eleną mu­zyki, szcze­gól­nie gło­śnej, a naj­le­piej gło­śnej i agre­syw­nej, gdy zbli­żała się do wieku na­sto­let­niego, po­zwa­lało na po­ro­zu­mie­nie bez słów. Dźwięki So­und­gar­den, Led Zep­pe­lin, Pu­blic Enemy, Tu­paca i Nine Inch Na­ils były na­szymi nie­od­łącz­nymi to­wa­rzy­szami.

Po­tem uro­dziły się moje bliź­niaki, a ja w wieku 40 lat wresz­cie do­ro­słem do ro­dzi­ciel­stwa. Peł­no­eta­towe ta­cie­rzyń­stwo miało dzia­ła­nie te­ra­peu­tyczne. Co­dzien­nie rano mo­głem bu­dzić sy­nów i wie­czo­rem kłaść ich spać. Jed­nak wspólne z nimi za­bawy w ogro­dzie sta­no­wiły ogromny kon­trast z tym, co mia­łem do za­ofe­ro­wa­nia córce. Czy je­stem do­brym tatą, skoro co­dzien­nie zaj­muję się sy­nami, a rzadko kiedy córką? I choć plan spo­tkań zo­stał usta­lony przez sąd, to po­czu­cie winy mnie nie opusz­czało. Wie­dzia­łem, że po­gwał­ci­łem umowę, do ja­kiej się zo­bo­wią­za­łem, gdy spro­wa­dza­łem ją na świat – że będę z nią w każ­dej chwili jej ży­cia i oto­czę opieką. Te­raz moje dziecko wy­cho­wy­wał inny czło­wiek, któ­rego ona na­zy­wała tatą.

Po­woli wcho­dziła w pięt­na­sty rok ży­cia, a ja nie mia­łem po­ję­cia, co dzieje się w jej gło­wie i sercu. Z jej głosu w słu­chawce, gdy do niej dzwo­ni­łem, po­brzmie­wało znu­dze­nie, za­ab­sor­bo­wa­nie czymś in­nym, iry­ta­cja. Czy była zła na mnie? Czy coś się stało w szkole? Czy cho­dziło o nar­ko­tyki? A może o chło­paka? Nie wie­dzia­łem. Po­wi­nie­nem wie­dzieć, co się dzieje z moim dziec­kiem, ale nie wie­dzia­łem.

Wie­dziony na­dzieją na spę­dza­nie z nią wię­cej czasu, po­now­nie zwró­ci­łem się do sądu o przy­zna­nie mi peł­nej opieki, jed­nak moje sta­ra­nia oka­zały się nie­sku­teczne. Sę­dzia nie do­strzegł żad­nych po­wo­dów uza­sad­nia­ją­cych zmianę sche­matu, który jego zda­niem się spraw­dzał. Gdy pró­bo­wa­łem się do­wie­dzieć, jak to ro­zu­mieć, usły­sza­łem, że po­nie­waż ja i była żona nie je­ste­śmy w do­brych sto­sun­kach, to ja­ka­kol­wiek zmiana mo­głaby być dla Eleny jesz­cze trud­niej­sza. Nie zgo­dzi­łem się z tym, twier­dząc, że by­łoby do­kład­nie od­wrot­nie: wię­cej czasu spę­dzo­nego przez córkę ze mną mia­łoby ko­rzystne prze­ło­że­nie na wszyst­kie za­in­te­re­so­wane strony. Nie­stety sę­dzia był nie­ugięty.

Mi­nęły ko­lejne lata i sie­dem­na­sto­let­nia już Elena mach­nęła ręką na sąd i wpro­wa­dziła się do mnie i mo­jej żony. To było jak speł­nie­nie ma­rzeń – w końcu mo­głem być dla niej praw­dzi­wym tatą. Po­da­ro­wa­łem jej gi­tarę, na któ­rej gra­łem na ślu­bie z jej mamą, a ona na­uczyła się jed­nego z ka­wał­ków, który skom­po­no­wa­łem jesz­cze w cza­sach kon­ser­wa­to­rium. Znowu się ra­zem śmia­li­śmy, jak kie­dyś. Wy­da­wało się, że to może być nasz nowy po­czą­tek, szansa na za­le­cze­nie ran.

Jed­nak rze­czy­wi­stość nie oka­zała się taka, na jaką li­czy­łem. Moja żona, za­zwy­czaj uoso­bie­nie cier­pli­wo­ści i po­gody du­cha, nie była w sta­nie od­na­leźć się w cy­klo­nie po­trzeb i ocze­ki­wań bliź­nia­ków i Eleny. A ja nie wie­dzia­łem, jak do­trzeć do córki, kiedy zda­wała się przy­tło­czona czy w de­pre­sji. Po raz ko­lejny mu­siała sta­wić czoła sy­tu­acji, któ­rej nie stwo­rzyła.

Za­pi­sa­łem ją do col­lege’u i przez chwilę czu­łem się le­piej, pod­bu­do­wany wra­że­niem, że ro­bię to, co oj­ciec ro­bić po­wi­nien. A jed­nak ja­kaś część mniej wie­działa, że Elena na jest jesz­cze go­towa na ten nowy etap. Nie miała w so­bie fun­da­mentu sta­bil­nego domu, jaki stał się udzia­łem bliź­nia­ków, nie dane jej było od­czuć, że jest nie­kwe­stio­no­wa­nym prio­ry­te­tem.

W wieku dwu­dzie­stu dwóch lat prze­mó­wiła. Do­wie­dzia­łem się, że w okre­sie do­ra­sta­nia ni­gdy nie czuła się dla mnie naj­waż­niej­sza, nie czuła się ho­łu­biona czy wy­jąt­kowa. Nie pa­mię­tam, ja­kich do­kład­nie słów użyła – być może były zbyt okrutne, by chcieć wy­do­być z za­ka­mar­ków umy­słu. Pa­mię­tam jed­nak jej gniew, otwar­tość, uczci­wość i ból.

Pró­bo­wa­łem się bro­nić, tłu­ma­czy­łem, ra­cjo­na­li­zo­wa­łem i zrzu­ca­łem winę na in­nych, jed­nak moje wy­siłki speł­zły na ni­czym – Elena tylko bar­dziej się wy­co­fy­wała.

A po­tem nic, pustka. Żad­nych kon­tak­tów. Żad­nych zwrot­nych te­le­fo­nów. Żad­nych od­wie­dzin. Sa­mo­chód zje­chał z drogi i szy­bo­wał nad prze­pa­ścią. Mu­siało mi­nąć kilka lat, za­nim znów za­czę­li­śmy ze sobą roz­ma­wiać.

Moja hi­sto­ria może być po­dobna do two­jej, ale wcale tak być nie musi. Być może nie je­steś roz­wie­dzio­nym ro­dzi­cem. Być może twoje re­la­cje z dziec­kiem były do­sko­nałe do czasu, gdy dziecko we­szło w zwią­zek mał­żeń­ski. Bądź do czasu, gdy na świat przy­szedł wnu­czek. Albo do czasu, gdy do­ro­słe dziecko po­szło na te­ra­pię. A może w twoim przy­padku było zu­peł­nie ina­czej. Ja­ka­kol­wiek jest twoja hi­sto­ria, od­rzu­ce­nie przez dziecko spra­wiło, że czu­jesz się za­gu­biony i naj­bar­dziej na świe­cie chcesz od­po­wie­dzi.

Naj­pierw były próby szu­ka­nia po­mocy u róż­nych spe­cja­li­stów. Być może oka­zali się nie­zo­rien­to­wani w te­ma­cie i ich roz­sąd­nie brzmiące po­rady, ta­kie jak: „To tylko taka faza, daj mu czas”, „Mu­sisz jej uświa­do­mić, ile dla niej zro­bi­łaś i w za­mian mo­głaby się przy­naj­mniej zdo­być na te­le­fon do cie­bie od czasu do czasu”, czy „Po­wi­nie­neś do nich pójść i za­żą­dać roz­mowy!” tylko wszystko po­gor­szyły. Masz wra­że­nie, że wpa­dłeś do głę­bo­kiego dołu i nie masz po­ję­cia, jak się z niego wy­do­stać.

Wiem, jak to jest, po­nie­waż mnie też kar­miono mnó­stwem mo­ty­wo­wa­nych jak naj­lep­szymi in­ten­cjami i zu­peł­nie nie­tra­fio­nych po­rad. Nie wi­nię żad­nego kon­kret­nego te­ra­peuty, przy­ja­ciela czy członka ro­dziny, dla­tego że o wy­ob­co­wa­niu przez wła­sne dziecko – w prze­ci­wień­stwie do wielu in­nych strasz­nych do­świad­czeń – wciąż mało się mówi[6]. O ta­kich te­ma­tach, jak mał­żeń­stwo, roz­wód i de­pre­sja pu­bli­ka­cji pa­pie­ro­wych czy in­ter­ne­to­wych nie bra­kuje, jed­nak o od­rzu­ce­niu przez dzieci fa­chowa li­te­ra­tura mil­czy.

To praw­dziwy łut szczę­ścia, że pewna kon­sul­tantka, z któ­rej do­radz­twa ko­rzy­sta­łem, gdy zda­rzył mi się trudny te­ra­peu­tyczny przy­pa­dek, oka­zała się też nie­zwy­kle po­mocna w naj­trud­niej­szym ze wszyst­kich przy­pad­ków: moim wła­snym. Z cza­sem jej za­le­ce­nia po­zwo­liły mi od­na­leźć drogę do córki. Swoją ostat­nią książkę, When Pa­rents Hurt[7], na­pi­sa­łem, by po­móc ro­dzi­com prze­brnąć przez pie­kło wy­ob­co­wa­nia. Chcia­łem im oszczę­dzić po­peł­nia­nia tych sa­mych błę­dów, co ja oraz po­ka­zać, że można za­sy­pać prze­paść dzie­lącą od dziecka, co mnie sa­memu w końcu się udało. Książka cie­szyła się sporą po­pu­lar­no­ścią, dzięki czemu zy­ska­łem liczne grono ro­dzi­ców szu­ka­ją­cych mo­jego wspar­cia, za­równo w kraju, jak i za gra­nicą, do któ­rych mo­głem do­cie­rać za po­mocą co­ty­go­dnio­wych we­bi­na­riów. Po­nie­waż nie je­stem w sta­nie od­po­wia­dać na wszyst­kie otrzy­my­wane co­dzien­nie e-ma­ile, roz­po­czą­łem dar­mowe po­nie­dział­kowe se­sje Q&A (Py­tań i Od­po­wie­dzi, przyp. red.) dla wy­ob­co­wa­nych ro­dzi­ców, które pro­wa­dzę do dziś. Kon­sul­tuję też ro­dzi­ców w swoim ga­bi­ne­cie w Oakland w Ka­li­for­nii, ale rów­nież wszyst­kich za­in­te­re­so­wa­nych, włącz­nie z te­ra­peu­tami w kraju i za gra­nicą.

Od czasu pu­bli­ka­cji wspo­mnia­nej książki na­uczy­łem się bar­dzo dużo, dla­tego za­leży mi, byś mógł sko­rzy­stać z gło­sów ty­sięcy ro­dzi­ców, któ­rzy ofe­ro­wali mi in­for­ma­cję zwrotną na te­mat sku­tecz­no­ści pro­po­no­wa­nych stra­te­gii i spo­so­bów ra­dze­nia so­bie z bó­lem. To wła­śnie te głosy będą ci to­wa­rzy­szyć na ko­lej­nych stro­nach tej książki.

CZYŻ TO NIE JEST WINA RO­DZICA?

Gdy roz­ma­wiam z ro­dzi­cem, to nie czy­nię żad­nych za­ło­żeń na te­mat jego nie­win­no­ści czy winy od­no­śnie do za­rzu­tów do­ro­słych dzieci. Cza­sami ro­dzice pró­bują się za­pre­zen­to­wać w wer­sji bar­dziej wy­ide­ali­zo­wa­nej, niż po­ka­zuje rze­czy­wi­stość. Czę­sto do­piero za­po­zna­nie się z ko­re­spon­den­cją z do­ro­słym dziec­kiem lub roz­mowa z nim po­zwala mi do­strzec, jak bar­dzo ro­dzic przy­czy­nił się do po­trzeby od­se­pa­ro­wa­nia od niego. Nie­rzadko też od razu rzuca się w oczy, że zgła­sza­jący się do mnie ro­dzic jest osobą bar­dzo roz­sądną, czego nie można po­wie­dzieć o do­ro­słym dziecku czy współ­mał­żonku.

By sprawy jesz­cze bar­dziej skom­pli­ko­wać, bywa, że przy­czyna od­se­pa­ro­wa­nia ro­dzica leży gdzieś w środku roz­le­głego te­renu, gdzie spe­cy­fika oso­bo­wo­ści każ­dej ze stron, ich hi­sto­rii, wy­zwań czy uwa­run­ko­wań ge­ne­tycz­nych zde­rzają się ze sobą, a kon­flikt działa nie tyle jako przy­czyna i sku­tek, a jak pę­tla zwrotna, nie­ustan­nie wzmac­nia­jąca naj­gor­sze in­stynkty ro­dzi­ców, do­ro­słych dzieci i ko­go­kol­wiek in­nego, kto wkra­cza na pole bi­twy.

Czę­ściowo za trud­no­ści w roz­mo­wie o wy­ob­co­wy­wa­niu ro­dzi­ców od­po­wiada ple­mienna na­tura na­szej kul­tury i jej wpływ na re­la­cje ro­dzinne. Wy­star­czy parę mi­nut na fo­rum czy to wy­ob­co­wa­nych ro­dzi­ców, czy wy­ob­co­wa­nych do­ro­słych dzieci, by zo­ba­czyć kla­nową, za­mkniętą na ob­cych po­stawę rów­nie wrogą, jak po­stawy po­mię­dzy pra­wym i le­wym skrzy­dłem obec­nej sceny po­li­tycz­nej.

To nie twoja wina, że nie wiesz, jak za­rzą­dzać re­la­cjami z do­ro­słym dziec­kiem na tym no­wym dla cie­bie te­ry­to­rium. Jed­nak je­śli pra­gniesz in­nej re­la­cji z nim, to po­trzebna bę­dzie zmiana po two­jej stro­nie. Droga ku po­jed­na­niu wy­maga po­dej­ścia, ja­kiego wcze­śnie nie dane ci było wy­pró­bo­wać. Nie jest ona ła­twa i prawdę mó­wiąc pro­po­no­wane przeze mnie me­tody nie w każ­dym przy­padku się spraw­dzą. Zda­rzało mi się tra­cić klien­tów, któ­rzy od­ma­wiali wy­cią­gnię­cia ręki do do­ro­słych dzieci w spo­sób, moim zda­niem, wa­run­ku­jący szansę na od­bu­dowę re­la­cji. By­wało i tak, że to ja od­ma­wia­łem dal­szej współ­pracy z ro­dzi­cami, któ­rzy chcieli użyć ro­dzin­nej te­ra­pii do obar­cze­nia winą do­ro­słych dzieci za­miast przy­jąć em­pa­tyczną po­stawę i wziąć na sie­bie na­leżną od­po­wie­dzial­ność.

Moje me­tody wy­ma­gają od ro­dzi­ców do­brej woli i pew­nej dozy od­wagi. Ko­nieczna jest próba spoj­rze­nia na sie­bie oczami dziecka i ak­tyw­nego po­szu­ki­wa­nia do­wo­dów, że w jego czę­sto bru­tal­nych, ra­nią­cych sło­wach kryje się ziarno prawdy. Na­wet je­śli uwa­żasz, że jego spo­strze­że­nia i oskar­że­nia to wie­rutna bzdura bądź zo­stały one wdru­ko­wane do jego umy­słu przez te­ra­peutę, two­jego by­łego współ­mał­żonka bądź sy­nową/zię­cia, mu­sisz za­cząć od: „Do­brze, przyj­rzyjmy się temu ra­zem”. Nie cho­dzi o to, by dziecku udo­wod­nić, że się myli, ale by zro­zu­mieć, co go do­pro­wa­dziło do punktu, gdy nie chce już utrzy­my­wać z tobą kon­tak­tów.

Prawdą jest, że nie­któ­rzy ro­dzice wy­cho­wy­wali swoje dzieci w spo­sób na tyle de­struk­cyjny[8] – i wciąż tak czy­nią – że nie­trudno za­uwa­żyć, iż zdy­stan­so­wa­nie się od nich przez obec­nie do­ro­słe dziecko to naj­lep­sza stra­te­gia. Pro­blem w tym, że za­zwy­czaj po­zo­sta­wia się sa­mym so­bie te matki i oj­ców, któ­rzy utknęli w pu­łapce błęd­nego koła roz­pa­czy, de­pre­sji, a na­wet prze­mocy, co spy­cha ich na an­ty­pody wspar­cia i zro­zu­mie­nia. To wła­śnie tacy ro­dzice są naj­sła­biej wy­po­sa­żeni w na­rzę­dzia po­zwa­la­jące im spro­stać współ­cze­snym ega­li­tar­nych re­la­cjom na li­nii ro­dzic–do­ro­słe dziecko, w któ­rych klu­czowe są em­pa­tia, sa­mo­świa­do­mość i au­to­re­flek­sja. Na­wet zra­niony, nie­szczę­śliwy, de­struk­cyjny ro­dzic za­słu­guje na po­moc i zro­zu­mie­nie.

Czy naj­lep­sza rada, jaką mamy dla do­ro­słego dziecka, to: „Odejdź, żeby chro­nić sie­bie”? „Skon­cen­truj się na wła­snych po­trze­bach – two­jej dru­giej po­ło­wie, przy­ja­cio­łach, dzie­ciach”? „Niech ro­dzic płaci za swoje grze­chy”? Czy ro­dzic, któ­remu w swo­jej ro­dzi­ciel­skiej roli za­bra­kło wspar­cia eko­no­micz­nego, spo­łecz­nego czy psy­cho­lo­gicz­nego na­prawdę za­słu­guje na brak współ­czu­cia, je­śli nie ze strony do­ro­słego dziecka, to nas wszyst­kich?

Moim zda­niem nie.

DLA KOGO JEST TA KSIĄŻKA?

Książka jest prze­zna­czona dla każ­dego, kto cierpi z po­wodu utraty kon­tak­tów z do­ro­słym dziec­kiem lub wnu­kiem. Jed­nak choć pi­sa­łem ją z my­ślą o ro­dzi­cach i dziad­kach, do­ro­słe dzieci, prze­czy­taw­szy ją, będą mieć szansę na nową per­spek­tywę – taką, która po­zwoli bar­dziej sku­pić się na em­pa­tii i zro­zu­mie­niu. Wy­ob­co­wa­nie jest do­świad­cze­niem bo­le­snym i dez­orien­tu­ją­cym, a także zło­żo­nym – nie ma roz­wią­zań pa­su­ją­cych do wszyst­kich przy­pad­ków.

Pierw­sza część książki kon­cen­truje się na naj­bar­dziej ty­po­wych zja­wi­skach pro­wa­dzą­cych do wy­ob­co­wa­nia. Są wśród nich znę­ca­nie się, roz­wód, cho­roby psy­chiczne, wpływ psy­cho­te­ra­peu­tów oraz róż­nice w ob­rę­bie sys­te­mów war­to­ści i oso­bo­wo­ści.

Część druga za­wiera sy­tu­acje znane wy­ob­co­wa­nym ro­dzi­com i dziad­kom. Zroz­pa­czeni dziad­ko­wie, któ­rzy utra­cili kon­takt z wnu­kami, czę­sto przy­cho­dzą do mnie z py­ta­niem: „Czy jesz­cze kie­dy­kol­wiek je zo­ba­czę?” Nie­raz zda­rza się, że wnuki są ofia­rami ze­rwa­nych więzi na li­nii ro­dzice–do­ro­słe dzieci, dla­tego na ko­lej­nych stro­nach przed­sta­wiam re­ko­men­da­cje dla od­se­pa­ro­wa­nych dziad­ków. Po­ru­szam też pro­blem ro­dzeń­stwa i kon­flik­tów mię­dzy nimi, które mogą pro­wa­dzić do wy­ob­co­wa­nia bądź dłu­go­trwa­łej nie­moż­no­ści i nie­chęci do od­na­le­zie­nia wspól­nego ję­zyka. Po­nie­waż ze­rwa­nie kon­tak­tów czę­sto jest skut­kiem nie­po­ro­zu­mień bądź nie­sna­sek mię­dzy ro­dzi­cami i współ­mał­żon­kami do­ro­słych dzieci, im rów­nież po­świę­ci­łem je­den roz­dział.

W ostat­niej czę­ści pro­po­nuję różne stra­te­gie oraz stwo­rzone przeze mnie za­sady, ja­kie na­leży wdro­żyć w re­la­cji ro­dzic–do­ro­słe dziecko, które są efek­tem mo­jej czter­dzie­sto­let­niej prak­tyki. Wy­ja­śniam, dla­czego nie­przy­swo­je­nie ich może skut­ko­wać dal­szym wy­ob­co­wa­niem. Od­no­szę się też do naj­czę­ściej wy­stę­pu­ją­cych kwe­stii, klu­czo­wych dla two­jego do­bro­stanu i spo­koju du­cha: jak prze­trwać urlop, jak zmie­niać się na lep­sze i na­pra­wić to, co jest do na­pra­wie­nia, jak ra­dzić so­bie z bra­kiem sza­cunku i znie­wa­gami, jak ra­dzić so­bie z bó­lem i wiele in­nych.

Z za­wo­do­wego do­świad­cze­nia wiem, że zro­zu­mie­nie spo­łecz­nych przy­czyn wy­ob­co­wa­nia ła­go­dzi to­wa­rzy­szące ro­dzi­com po­czu­cie sa­mot­no­ści, winy i wstydu. W róż­nych miej­scach książki za­miesz­czam in­for­ma­cje do­ty­czące naj­now­szych ba­dań kon­cen­tru­ją­cych się na zmia­nach, ja­kich do­świad­czają ro­dziny oraz zwią­za­nych z tym za­gro­że­niach, ale i szan­sach. Zdaję so­bie jed­nak sprawę, że wy­ob­co­wani po­trze­bują na­rzę­dzi umoż­li­wia­ją­cych upo­ra­nie się z bó­lem i cier­pie­niem, dla­tego każdy roz­dział za­wiera wszyst­kie wspo­mniane wcze­śniej ele­menty: stu­dium przy­padku, ba­da­nia po­zwa­la­jące na prze­pro­wa­dze­nie traf­nej ob­ser­wa­cji oraz garść po­rad.

W ciągu ostat­nich dzie­się­ciu lat prak­tyki do mo­jego ga­bi­netu tra­fiło mnó­stwo wy­ob­co­wa­nych ro­dzi­ców, co skło­niło mnie do za­sta­no­wie­nia, czy przy­pad­kiem nie od­sło­ni­łem ja­kie­goś no­wego trendu. Czy w in­nych czę­ściach kraju rów­nież wy­stę­puje ta­kie zja­wi­sko: wzrost liczby wy­ob­co­wa­nych przez do­ro­słe dzieci? Bio­rąc się za pi­sa­nie tej książki, wie­dzia­łem, że będę mu­siał bar­dziej zgłę­bić te­mat. W tym celu skon­tak­to­wa­łem się z wie­loma roz­sia­nymi po kraju ko­le­gami po fa­chu, któ­rzy pra­cują z ro­dzi­nami i mło­dymi do­ro­słymi – oka­zało się, że ich ob­ser­wa­cje po­kry­wały się z mo­imi. Za­czą­łem wer­to­wać setki ba­dań i ksią­żek z dzie­dziny psy­cho­lo­gii, hi­sto­rii, so­cjo­lo­gii oraz eko­no­mii. Prze­pro­wa­dzi­łem też wła­sne ba­da­nia we współ­pracy z Uni­wer­sy­te­tem Wi­scon­sin w Ma­di­son.

Moim za­sad­ni­czym ce­lem jest nie­sie­nie po­mocy w po­szu­ki­wa­niu zdro­wych spo­so­bów na po­jed­na­nie. Za­sad­ni­czo – choć od tej za­sady są wy­jątki – je­stem zda­nia, że po­jed­na­nie jest lep­szym roz­wią­za­niem niż trzy­ma­nie się od sie­bie z da­leka[9]. Lep­szym dla cie­bie i lep­szym dla spo­łe­czeń­stwa. A je­śli po­jed­na­nie nie jest moż­liwe, mam na­dzieję po­móc ci żyć zdro­wym, po­god­nym ży­ciem na­wet, je­śli two­jego dziecka w nim nie bę­dzie.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

PRZY­PISY

Wstęp

[1] Słowo wy­ob­co­wany jest róż­nie ro­zu­miane przez róż­nych lu­dzi, nie wy­łą­cza­jąc ba­da­czy. Cie­kawy prze­gląd znaj­dziesz w: Lucy Blake, Pa­rents and Chil­dren Who Are Es­tran­ged in Ado­ul­thood: A Re­view and Di­scus­sion of the Li­te­ra­ture, „Jo­ur­nal of Fa­mily The­ory & Re­view 9”, 2017, nr 4, str. 521–36, doi:10.1111/jftr.12216.

W tym kon­tek­ście ko­rzy­stam z de­fi­ni­cji – z kil­koma wtrę­tami w na­wia­sach – za­pro­po­no­wa­nej przez psy­cho­loga Ri­charda Con­tiego w ar­ty­kule Fa­mily Es­tran­ge­ment: Es­ta­bli­shing a Pre­va­lence Rate, „Jo­ur­nal of Psy­cho­logy and Be­ha­vio­ral Science 3”, gru­dzień 2015, nr 2, str. 28–35.

Conti de­fi­niuje wy­ob­co­wa­nie na­stę­pu­jąco: „1. Cał­ko­wite (za­zwy­czaj) ze­rwa­nie ko­mu­ni­ka­cji mię­dzy krew­nymi, co prze­kłada się na nie­mal cał­ko­wity lub cał­ko­wity brak in­ten­cjo­nal­nej bez­po­śred­niej ko­mu­ni­ka­cji mię­dzy od­se­pa­ro­wa­nymi stro­nami. Ko­mu­ni­ka­cja po­śred­nia może się od­by­wać np. po­przez in­nych człon­ków ro­dziny czy praw­ni­ków. 2. Ze­rwa­nie ko­mu­ni­ka­cji jest ce­lowo lub in­ten­cjo­nal­nie utrzy­my­wane przez przy­naj­mniej jedną ze stron. 3. Od­se­pa­ro­wani krewni wie­dzą, jak się ze sobą ko­mu­ni­ko­wać, chyba że jedna ze stron nie do­star­czyła in­for­ma­cji kon­tak­to­wych. Żadna ze stron nie jest poza za­się­giem. Na tej za­sa­dzie ku­zyn, z któ­rym nie roz­ma­wia­łeś od lat, nie jest od­se­pa­ro­wany. Lu­dzie, któ­rzy stra­cili ze sobą kon­takt nie­in­ten­cjo­nal­nie, nie są od­se­pa­ro­wani. 4. Przy­naj­mniej jedna z za­an­ga­żo­wa­nych osób twier­dzi, że coś zwią­za­nego z drugą stroną uspra­wie­dli­wia ze­rwa­nie re­la­cji, np. coś, co druga strona zro­biła, robi bądź nie zro­biła”.

[2] https://www.wsj.com/ar­tic­les/baby-bo­omers-and-the-art-of-pa­ren­ting-adult-kids-11555156800.
[3] Ti­mo­thy Au­bry, Trysh Tra­vis (ed.), Re­thin­king The­ra­peu­tic Cul­ture, Uni­ver­sity of Chi­cago Press, Chi­cago, 2015.
[4] W fa­cho­wej li­te­ra­tu­rze co­raz czę­ściej pod­kre­śla się psy­cho­lo­giczny stres, któ­rego do­świad­czają za­równo od­rzu­ceni ro­dzice, jak i ich do­ro­słe dzieci. Wię­cej in­for­ma­cji znaj­dziesz np. w: Ky­lie Agl­lias, No Lon­ger on Spe­aking Terms:The Los­ses As­so­cia­ted with Fa­mily Es­tran­ge­ment at the End of Life, „Fa­mi­lies in So­ciety 92”, 2011, nr 1, str. 107–13, źró­dło: http://doi.org/10.1606/1044–3894.4055; Ky­lie Agl­lias, Fa­mily Es­tran­ge­ment: A Mat­ter of Per­spec­tive, Ro­utledge, Nowy Jork, 2016; Becca Bland, I Am Es­trange from My Fa­mily, źró­dło: https://www.the­gu­ar­dian.com/li­fe­and­style/2012/dec/15/becca-bland-es­tran­ged-pa­rents; Lucy Blake, Becca Bland, Su­san Im­rie, The Co­un­ce­lin­gE­xpe­rien­ces of In­di­vi­du­als Who Are Es­tran­ged from a Fa­mily Mem­ber, „Fa­mily Re­la­tions”, paź­dzier­nik 2019, źró­dło: https://doi.org/10.1111/fare.12385.
[5] Wil­liam Jey­nes, A Lon­gi­tu­di­nal Ana­ly­sis on the Ef­fects of Re­mar­riage Fol­lo­wing Di­vorce on the Aca­de­mic Achie­ve­ment of Ado­le­scents, „Jo­ur­nal of Di­vorce & Re­mar­riage 33, 2000, nr 1 i 2, str. 131–148
[6] Conti, Fa­mily Es­tran­ge­ment.
[7] Jo­shua Co­le­man, When Pa­rents Hurt: Com­pas­sio­nate Stra­te­gies When You and Your Grown Child Don’t Get Along, Har­per­Col­lins, Nowy Jork, 2007.
[8] Jo­shua Co­le­man, Phi­lip Co­wan, Ca­ro­lyn Pape Co­wan, The Cost if Bla­ming Pa­rents, „Gre­ater Good ma­ga­zine”, Ber­ke­lay, Ka­li­for­nia, 2014; Kri­stina M. Scharp, Lind­sey J. Tho­mas, Chri­stina G. Pa­xman, ’It Was the Straw That Broke the Ca­mel’s Back’: Explo­ring the Di­stan­cing Pro­ces­ses Com­mu­ni­ca­ti­vely Con­struc­ted in Pa­rent-Child Es­tran­ge­ment Back­sto­ries, „Jo­ur­nal of Fa­mily Com­mu­ni­ca­tion 15”, 2015, nr 4, str. 330–48.
[9] De­bra Umber­son, Re­la­tion­ships Be­tween Adult Chil­dren and Their Pa­rents: Psy­cho­lo­gi­cal Con­se­qu­en­ces for Both Ge­ne­ra­tions, „Jo­ur­nal of Mar­riage and Fa­mily”, 1992, nr 54, str. 664–74.