9,99 zł
Rosie otrzymała w spadku od dawnej przyjaciółki Amandy dom w Kornwalii. Amanda przed laty uwiodła i poślubiła Angela Di Capuę, którego Rosie bardzo kochała. Teraz Angelo próbuje nakłonić Rosie, by odsprzedała mu dom. Proponuje jej kompromis, który jego zdaniem będzie korzystny dla obojga…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 148
Tłumaczenie: Jan Kabat
Rosie nigdy wcześniej nie była świadkiem kremacji. Nawet jej ojca, zmarłego przed ośmioma laty, pochowano w ziemi. Na pogrzebie zjawiło się zaskakująco wielu znajomych, zważywszy na to, że ojciec spędził większość życia wpatrzony w szklankę whisky. Przyszli też jej przyjaciele, uznając, że w wieku osiemnastu lat potrzebuje wsparcia. Pomimo nałogu jej ojciec uchodził za jowialnego alkoholika, a liczba obecnych na pogrzebie dobitnie o tym świadczyła.
Zjawiła się późno. Było koszmarnie zimno i po drodze napotkała trudności: lód na torach, godzina szczytu w metrze, problemy z sygnalizacją. Zresztą celowo nie chciała dotrzeć na czas; zamierzała wślizgnąć się do przedsionka kaplicy i umknąć przed końcem nabożeństwa. Miała nadzieję wmieszać się w tłum.
Poczuła teraz, jak wali jej serce; na kremacji Amandy Di Capua, z domu Wheeler, zjawiła się zaledwie garstka ludzi. Chciała za wszelką cenę uciec, ale miała wrażenie, że jej nogi obdarzone są własną wolą; ruszyła w stronę grupki ludzi stojących z przodu. Nie odrywała oczu od pulchnego mężczyzny w średnim wieku, który zwracał się do pozostałych trzeźwym rzeczowym tonem.
Był tu oczywiście: Angelo Di Capua. Po co się oszukiwać, że go nie widziała? Jej wzrok od razu podążył w jego stronę. Łatwo było go zauważyć, jak zawsze. Trzy lata nie wystarczyły, by zapomnieć, jak jest wysoki i przystojny.
Koszmarne, nerwowe napięcie, które zaczęło narastać przed tygodniem, kiedy dowiedziała się przez telefon o śmierci Amandy, gdy postanowiła pójść na pogrzeb, bo Amanda była kiedyś jej przyjaciółką, przemieniło się teraz w niepowstrzymaną falę mdłości.
Zaczęła głęboko oddychać. Żałowała, że nie ma z nią Jacka, ale nie chciał brać w tym udziału. Czuł wobec ich niegdysiejszej przyjaciółki jeszcze głębszą niechęć niż Rosie.
Nabożeństwo dobiegło końca, a ona poczuła, jak krew odpływa z jej twarzy, gdy ludzie stojący z przodu zaczęli się odwracać. Urna zniknęła za zasłoną. Po kilku minutach miała się zjawić następna grupa żałobników.
Była pewna, że Angelo zamieni z nią kilka słów. Nawet on odznaczał się podstawową grzecznością; zmusiła się do uśmiechu i ruszyła przed siebie, jakby chcąc się wmieszać w tłumek obecnych.
Był wśród nich Angelo. Piękny i pociągający. Jak przeżywał śmierć młodej żony? I czy widział Rosie? Rosie chciała uciec, ale było już za późno: w jej stronę podążała młoda kobieta, wyciągając rękę i przedstawiając się jako Lizzy Valance.
– Dzwoniłam. Pamiętasz? – Otarła oczy chusteczką.
– Tak, oczywiście…
– Wzięłam twój numer z notesu Mandy. Zawsze o tobie mówiła.
– Och, doprawdy?
Dostrzegała kątem oka Angela, który rozmawiał z pastorem, patrząc ukradkiem na zegarek. Nie wyglądał na rozpaczającego małżonka, ale co można o tym wiedzieć? Nie widziała ani jego, ani Amandy od długiego czasu. Docierała do niej paplanina Lizzy, która wspominała, że Mandy pod koniec życia piła. Rosie nie chciała wiedzieć o kłopotach swej byłej przyjaciółki. Czasy, kiedy darzyła Amandę sympatią, dawno minęły.
– Jak umarła? – przerwała trajkoczącej Lizzy. – Wspomniałaś o wypadku… Ktoś jeszcze w nim uczestniczył?
Angelo skończył rozmawiać z pastorem i odwrócił się do niej. Rosie znów skupiła uwagę na niskiej, pulchnej brunetce, zaciskając drżące dłonie.
– Na szczęście nie. Ale zaglądała do kieliszka. Powtarzałam jej, że powinna zwrócić się do kogoś o pomoc, ale nie chciała przyznać, że ma problem, i była taka zabawna, gdy… sama wiesz....
– Przepraszam. Muszę lecieć.
– Idziemy do małego pubu niedaleko jej domu.
– Przykro mi. – Wyczuwała, że Angelo się zbliża. Miała wrażenie, że zaraz zemdleje.
Nie należało się tu zjawiać. Życie było brutalne, żadnych sentymentów. Ona, Jack i Amanda zaczęli razem swoją historię, ale skończyło się inaczej. Po co budzić licho?
Wiedziała, że go tu spotka. Czy sądziła, że nie zrobi to na niej wrażenia? Oddała mu serce, a on je wziął i odszedł w siną dal z jej najlepszą przyjaciółką. Naprawdę sobie wyobrażała, że zdołała się z tym pogodzić i że znów może spojrzeć mu w oczy?
Lizzy oddaliła się, a ona wciąż stała w miejscu.
– Rosie Tom… jesteś ostatnią osobą, jakiej bym się tu spodziewał. I niezbyt pożądaną.
Oczywiście, zauważył ją. Gdy tylko odwrócił się po krótkim nabożeństwie i ją zobaczył, od razu poczuł napięcie; ogarnęła go odraza i coś jeszcze, co gniewało go równie bardzo jak jej widok.
W tej zimnej kaplicy emanowała promienną urodą. Wysoka i wiotka jak trzcina, z tymi ogniście rudymi włosami, które zawsze przyciągały uwagę. Jej skóra była nieskazitelna i kremowa, a oczy przypominały barwą sherry. Odznaczała się olśniewającą urodą kobiety, dla której mężczyźni tracili głowy. Angelo skrzywił usta, starając się powstrzymać falę wspomnień.
– Mam prawo złożyć wyrazu szacunku – odparła chłodno Rosie.
– Nie rozśmieszaj mnie. Nie rozstałaś się z Amandą w przyjaźni. Jak się dowiedziałaś o jej śmierci?
Obcięła sobie włosy. Poprzednim razem opadały jej na ramiona. Ale i tak przyciągała wzrok jak zawsze.
– Lizzy do mnie zadzwoniła.
– I od razu pomyślałaś, że zapomnisz o wszystkim i przyjdziesz tu wylewać krokodyle łzy?
Rosie westchnęła głęboko. Z trudem na niego patrzyła. Za dużo wspomnień. Kruczoczarne włosy, niesamowite zielone oczy, ostre i surowe rysy, które podkreślały jego fizyczny powab. I szczupłe, muskularne, opalone ciało.
– Nie zamierzałam płakać – odparła cicho. – Ale dorastałyśmy razem. Muszę już iść. Cokolwiek się wydarzyło, przykro mi, Angelo.
Wybuchnął śmiechem.
– Przykro ci? Wyjdźmy stąd.
Nim zdążyła zaprotestować, chwycił ją za ramię i wyprowadził na zewnątrz. Była całkowicie zaskoczona.
– To boli!
– Naprawdę? No dobra, po co tu przyszłaś, do diabła?
– Mówiłam ci. Wiele się zmieniło, ale przyjaźniłam się z Amandą. Chodziłyśmy razem do podstawówki. Żałuję, że sprawy przybrały taki obrót…
To był błąd. Nie musiała nawet widzieć jego twarzy. Wystarczyło brzmienie jego głosu, ostre jak brzytwa.
– Nie kupuję tego. Jesteś naciągaczką i jeśli sądzisz, że możesz tu przychodzić i sprawdzać, czy jest coś do zyskania, to radzę ci się zastanowić.
– Jak śmiesz!
– A czego mógłbym oczekiwać od skąpo ubranej kelnerki, którą spotkałem kiedyś w koktajlbarze?
Rosie zrobiło się czerwono przed oczami. Zapiekła ją dłoń, kiedy walnęła go w policzek. Nim zdążyła się cofnąć, chwycił ją za nadgarstek i przyciągnął do siebie; poczuła tę męską woń, która zawsze wydawała jej się taka oszałamiająca.
– Na twoim miejscu nie robiłbym tego drugi raz.
– Przepraszam – wymamrotała, zdumiona własną porywczością, a jeszcze bardziej reakcją swego ciała na jego bliskość. Próbowała się uwolnić z jego żelaznego uścisku, a on puścił ją nagle.
– Nie lubię słowa „naciągaczka”. Nie przyszłam tu, żeby się przekonać, czy mogę coś od ciebie dostać. Jeśli wyobrażałeś sobie choć przez chwilę, że…
– Zawsze byłaś oportunistką.
– Już ci powiedziałam…
– Owszem. Nie popełnię ponownie tego samego błędu.
Uśmiechnął się cynicznie. Nawet po tak długim czasie, pomimo całej nienawiści wobec stojącej przed nim kobiety, Angelo nie mógł oderwać oczu od jej twarzy. Tak jak nie mógł nad sobą zapanować, gdy jej ciało przywarło do niego.
– Nie przyszłam tu, żeby się z tobą kłócić.
– Doskonale. – Wzruszył ramionami, co wydało jej się dziwnie podniecające.
Rosie była nim oczarowana od chwili, gdy go ujrzała. Już od ponad roku podawała w ekskluzywnym klubie drinki nadzianym klientom; byli to na ogół żonaci mężczyźni szukający przygody. Dorastała na osiedlu domów komunalnych, ale nawet tam nie spotykała się tak często z zaczepkami.
Nie było to spełnienie jej marzeń, kiedy uciekła od życia pozbawionego wszelkich nadziei i szans. Zamierzała pracować w jednej z tych ekskluzywnych restauracji, a potem założyć własny interes. Catering. Uwielbiała gotować, ale nigdzie nie chcieli jej przyjąć. Kwalifikacje? Wykształcenie? Nie? Przykro nam… Odezwiemy się do pani…
Skończyło się na tym, że podawała w skąpym stroju drinki otyłym biznesmenom. Olśniewająca uroda zapewniała jej sowite napiwki. Jaki miała wybór? Potrzebowała pieniędzy. Pewnej nocy, zmordowana, popatrzyła na drugi koniec sali i zobaczyła Angela Di Capuę. Istny samiec alfa o znudzonym wyrazie twarzy i wzroście stu dziewięćdziesięciu centymetrów w otoczeniu sześciu biznesmenów. Jej los był w tamtej chwili przesądzony.
Otrząsnęła się ze wspomnień i zauważyła, że Angelo patrzy na nią z lodowatym chłodem.
– Chcesz rozmawiać w sposób uprzejmy? – uśmiechnął się, a ona poczuła dreszcz. – W porządku. Co robiłaś przez tych kilka lat? Wciąż polujesz w barach na bogatych mężczyzn?
– Nigdy tego nie robiłam.
– Rzadko się ze sobą zgadzamy, jak widać.
Nie zawsze tak było. Wydawało mu się kiedyś, że nigdy nie poznał nikogo równie wspaniałego jak ona. Teraz myślał o tym z głębokim bólem.
– Nie… nie pracuję już od jakiegoś czasu. – Starała się mówić od niechcenia. Wiedziała, że powinna na dobrą sprawę stąd odejść, ale wciąż pragnęła z nim pozostać. Wciąż była nim zauroczona. – Prawdę powiedziawszy, ukończyłam kilka lat temu college gastronomiczny i od tego czasu pracuję w ekskluzywnej restauracji, tutaj, w Londynie. To ciężka praca, ale lubię ją.
– Trudno mi sobie wyobrazić, że chowasz się gdzieś za kulisami i wyrzekasz sowitych napiwków.
– Nie obchodzi mnie, co sobie wyobrażasz. Wiesz, że zawsze chciałam pracować w tym biznesie.
– Przestałem wierzyć w to, co o tobie myślałem, już dawno temu. Ale masz rację. Nie ma sensu tracić czasu na coś, co nie ma już żadnego znaczenia. Zmieńmy temat. Złapałaś już jakiegoś nieszczęsnego faceta? Nie mów mi, że wciąż jesteś sama.
Angelo nie wiedział, dlaczego zadał to pytanie, ale po co walczyć z prawdą? Zastanawiał się nad tym przez ostatnie lata. Nie był zachwycony, że ciekawi go kobieta, którą wykluczył ze swego życia, ale nie potrafił się powstrzymać.
Rosie znieruchomiała.
– Wciąż jestem sama – roześmiała się nerwowo.
Angelo popatrzył na nią badawczo. Nie widział jej od dawna, a jednak wciąż potrafił wyczuć w jej głosie nieznaczne drgnienia tonu, zdradzające jej myśli. Zatem był jakiś mężczyzna w jej życiu.
– Dlaczego ci nie wierzę? – spytał cicho. – Po co te gierki, Rosie? Myślisz, że mnie obchodzi to, co się dzieje w twoim życiu?
– Wiem, że nie. I to nie twoja sprawa, czy z kimś jestem. – Kusiło ją, by powiedzieć mu o Ianie i udawać, że ma kogoś, ale nie potrafiła uciec się do kłamstwa. Sama myśl o tym człowieku przyprawiała ją o mdłości. – Czas na mnie.
Po kilku krokach omal się nie potknęła. Odzwyczaiła się już od szpilek.
– Dobry pomysł – odparł Angelo. – Przestaniemy udawać, że się sobą interesujemy.
Odwrócił się gwałtownie, chcąc odejść. Inni już wyszli na zewnątrz.
Rosie domyśliła się, że wszyscy wybierają się do baru. Zauważyła, że Lizzy pomachała do niej, i zorientowała się, co tamta podejrzewa – że jedna z przyjaciółek zjawiła się na pogrzebie i teraz zamierza zniknąć z mężem zmarłej.
Wcześniej nie zwracała uwagi na pozostałych ludzi, ale teraz zauważyła, że w ich stronę zmierza niski, pulchny mężczyzna, którego dostrzegła wcześniej w pierwszym rzędzie. Przystanęła, tak jak Angelo.
Zastanawiała się, jak wyglądało jego małżeństwo. Byli szczęśliwi? Nie sądziła, ale kto wie?
– Foreman.
Angelo przywitał się z tamtym, potem odwrócił się, by ich sobie przedstawić. James Foreman był prawnikiem, jak się okazało.
– Nic specjalnego. – James wyciągnął do niej rękę. – Drobna praktyka niedaleko Twickenham. Co za ziąb, prawda? – Nagle przypomniał sobie, że jest na pogrzebie. – Okropna strata. Okropna.
– Pannie Tom trochę się spieszy, Foreman.
Rosie skinęła głową.
– Obawiam się, że czas na mnie. Przyjechałam aż ze wschodniego Londynu i muszę się zbierać.
– Rozumiem, ale chcę z wami zamienić słowo. – James Foreman rozejrzał się, jakby szukał ustronnego miejsca.
Rosie nie wiedziała, co o tym myśleć. Chciała jak najszybciej stąd odejść. To, że znów zobaczyła Angela, było błędem. Należało zamknąć ten rozdział życia raz na zawsze.
– O co chodzi, Foreman? – spytał Angelo.
– To zrządzenie losu, że was tu spotkałem. Oczywiście, panie Di Capua, wiedziałem, że pan tu będzie, ale jeśli chodzi o pannę Tom…
– Do rzeczy, Foreman.
– Chodzi o testament.
Rosie nie miała pojęcia, co to ma z nią wspólnego. Popatrzyła na Angela, jej wzrok przyciągnęły piękne, surowe rysy jego twarzy, tak jak ćmę przyciąga niebezpieczny płomień.
Wciąż pamiętała ich ostatnią rozmowę. Chłód w jego oczach, pogardę w głosie, kiedy powiedział, że nic chce mieć z nią więcej do czynienia. Spotykali się od roku i był to najwspanialszy okres w jej życiu. Wciąż się dziwiła, że ten cudowny i bogaty mężczyzna ugania się za nią. Potem wyznał, że od razu jej zapragnął. I że zawsze dostaje to, co chce.
Oczywiście, sprawy nie przedstawiały się tak różowo. Problemy z Jackiem pogłębiały się, Amanda zaś… Jak mogła się nie domyślić, że kiedy ona rozpływała się w zachwytach nad miłością swego życia, jej najlepsza przyjaciółka pogrąża się w zazdrości i urazach, które pewnego dnia miały przerodzić się w istny koszmar?
James Foreman wciąż mówił przyciszonym głosem, prowadząc ich w stronę parkingu.
– Chwileczkę – powiedziała Rosie, przystając w pół kroku. – Nie wiem, o co tu chodzi. Muszę wracać do domu.
– Nie słuchałaś tego, co powiedział Foreman?
Nie, nie słuchała.
– Amanda zostawiła testament. Co to ma wspólnego ze mną? Nie widziałam jej przez trzy lata. – Spojrzała przepraszająco na adwokata, który zapewne o niczym nie wiedział. – Doszło między nami do pewnego konfliktu, panie Foreman, choć ja i Amanda przyjaźniłyśmy się kiedyś. Przyszłam tu, bo było mi przykro z tego powodu.
– Wiem wszystko o tym konflikcie, moja droga.
– Jakim cudem?
– Pani przyjaciółka…
– Dawna przyjaciółka.
– Pani dawna przyjaciółka była bardzo wrażliwą kobietą. Zjawiła się u mnie, kiedy… miała pewne trudności…
– Jakie? – Rosie roześmiała się gorzko. Mandy rozegrała to po swojemu i zdobyła to, co chciała: Angela Di Capuę. „W miłości i na wojnie wszystkie chwyty są dozwolone”, powiedziała do Rosie, kiedy miały piętnaście lat.
– Niedaleko jest małe bistro. Możemy tam od razu pojechać, a wy nie będziecie musieli zjawiać się rano w moim biurze. Może pan zadzwonić do swojego kierowcy, panie Di Capua, i powiedzieć, żeby przyjechał za jakąś godzinę?
Angelo cmoknął zniecierpliwiony, ale sięgnął po komórkę, a potem wsiadł do wozu adwokata. Rosie, nie mając wyboru, poszła w jego ślady. Dwadzieścia minut później siedzieli w bistro.
– Trudno mi uwierzyć, że Amanda zostawiła testament – oznajmił Angelo, gdy tylko usiedli przy stoliku. – Nie miała w życiu nikogo.
– Zdziwiłby się pan – odparł prawnik.
– O jakich trudnościach pan wspominał? – spytała Rosie.
– Pani przyjaciółka była wrażliwą kobietą, dźwigającą na swych barkach brzemię, z którym sobie nie radziła. Przyszła do mnie w sprawie pewnej nieruchomości. Wie pan, o czym mówię, panie Di Capua… o pewnej chacie w Kornwalii. – Zwrócił się z uśmiechem do Rosie. – Rozumiem problemy, jakie się między wami pojawiły. Stałem się dla pani przyjaciółki kimś w rodzaju ojca. Nieraz gościliśmy ją z żoną na obiedzie. Oboje staraliśmy się jej pomóc.
– Czy przejdziemy wreszcie do rzeczy, Foreman?
– Chodzi o to, że ta chata dużo znaczyła dla pańskiej żony, panie Di Capua. To było jej schronienie.
– Przed czym? – spytała Rosie, spoglądając na Angela, który się zaczerwienił.
– Nie jesteśmy tu po to, żeby rozmawiać o moim małżeństwie – warknął, odpowiadając na jej wzrok lodowatym spojrzeniem. – Owszem, często tam bywała. I co z tego?
Jakim cudem potrafiła wywołać w nim taką reakcję? Czy odczuwał jedynie nienawiść?
– Chata, wraz z przyległym terenem, należała do niej. Przypomina pan sobie, jak Amanda nalegała krótko po waszym ślubie, żeby przekazał jej pan tę nieruchomość?
– Tak. Zgodziłem się, ponieważ byłem właścicielem sąsiedniej posiadłości. Dzięki temu mogłem mieć Amandę na oku.
– Mieć ją na oku? Dlaczego?
Znowu na nią spojrzał i poczuł przypływ emocji, jakich nie odczuwał już od dawna.
– Miała problem z alkoholem. Chata jej się podobała, bo Amanda pragnęła spokoju. Z drugiej strony, biorąc pod uwagę jej zamiłowanie do butelki, nie mogłem zostawiać jej bez nadzoru. Nie wiedziała, że jestem właścicielem sąsiedniej posesji. Jeden z moich ludzi kontrolował ją od czasu do czasu.
– Nie mogę uwierzyć, że zaczęła pić.
– Chcesz powiedzieć, że to ja ją do tego doprowadziłem?
– Oczywiście, że nie!
– Nie jesteś tu na moją prośbę. I nie masz prawa do żadnych wyjaśnień z mojej strony. Straciłaś je trzy lata temu.
Rosie zaczerwieniła się, przypominając sobie, że nie są sami. Była świadoma tylko obecności Angela, który patrzył na nią z głęboką wrogością.
– Zapomniałeś, że też nie mam tu ochoty z tobą siedzieć.
James Foreman odchrząknął znacząco i Angelo przestał wpatrywać się gniewnie w Rosie.
– Proszę przejść do rzeczy – zwrócił się do prawnika.
– Zapisała tę chatę pani, panno Tom.
– To śmieszne! – zawołał Angelo, zanim Rosie zdążyła uświadomić sobie sens słów adwokata.
– To bezdyskusyjne, panie Di Capua. Amanda zapisała chatę swojej przyjaciółce.
– Po co miałaby to robić? – spytała zdumiona Rosie.
– Zanim cokolwiek postanowisz, zapewniam, że przekroczysz próg tej chaty po moim trupie. – Wyprostował się i spojrzał na adwokata, który nie wydawał się nawet odrobinę przestraszony.
– Obawiam się, że niewiele może pan zrobić, by odwieść pannę Tom od przyjęcia tego, co jej zapisano – oznajmił James Foreman i popatrzył ciepło na Rosie. – Cokolwiek się między wami wydarzyło, moja droga, zrodziło to żal.
– Nigdy by mi się nie śniło przyjmować cokolwiek od Amandy, panie Foreman.
– Alleluja! – Angelo wyrzucił w górę ręce w geście triumfu. – Przynajmniej raz się zgadzamy. Skoro ta mała farsa dobiegła końca, proponuję, żebyście przygotowali dokument, w którym panna Tom zrzeknie się wszelkich roszczeń wobec mojej własności. To już wszystko?
– Zawsze chciała pani zajmować się cateringiem, nie mylę się, panno Tom?
Rosie skinęła tylko głową. Nie wiedziała, co o tym wszystkim myśleć.
– Skąd pan wie?
– Amanda interesowała się pani życiem. Może warto się zastanowić, co nią kierowało, jeśli chodzi o ten legat. Oczywiście, powinna pani pójść za głosem serca, lecz Amanda zaczęła uprawiać ziemię na swojej działce. To spory kawałek, jeśli się nie mylę.
– Ta rozmowa jest bez sensu! – oświadczył zdecydowanie Angelo.
– Moim obowiązkiem jest wyjaśnienie wszystkich okoliczności związanych z testamentem – mruknął prawnik. – Amanda miała określone plany co do tej nieruchomości.
– Ale nie wiedziała, że… nie mogła przewidzieć, co się z nią stanie…
– Czuła, że nie jest jej pisane długie życie. Myślę też, że chciała się z panią skontaktować i przekazać pani tę ziemię. Los pokrzyżował jej zamiary.
– Zaskoczył mnie pan – oznajmiła oszołomiona Rosie. – Może… obejrzę tę chatę.
Choćby po to, by zamknąć ten rozdział raz na zawsze, odwiedzając miejsce, które jej niegdysiejsza przyjaciółka uważała najwidoczniej za swój azyl.
– Tak – podjęła nagle decyzję, nie mając odwagi spojrzeć na Angela pogrążonego w groźnym milczeniu. – Myślę, że bardzo bym chciała ją zobaczyć, panie Foreman.
– Tracisz czas – zaatakował ją Angelo, gdy tylko adwokat odjechał. – Pojawiasz się znikąd i myślisz, że dostaniesz chatę za darmo?
Rosie popatrzyła na niego; przewyższał ją, nawet gdy była w szpilkach. Dawało jej to kiedyś poczucie bezpieczeństwa, ale nie teraz.
– Nic takiego nie przyszło mi do głowy.
– Jasne. Najpierw odrzucasz wątpliwy spadek, a po chwili oświadczasz, że chętnie obejrzysz to, co ci zapisano.
Tuż obok pojawiła się jego luksusowa limuzyna z szoferem i gdy Rosie obróciła się w stronę stacji metra, Angelo zastąpił jej drogę.
– Nie tak szybko.
– Muszę wracać.
– Do kogo?
– Nie ma o czym mówić, Angelo.
– Jest, a dopiero zaczęliśmy. Wsiadaj. – Otworzył drzwi wozu.
Rosie wzruszyła ramionami i zrobiła, jak kazał.
– Gdzie mieszkasz? – spytał.
– Wystarczy, że podwieziesz mnie na stację.
– Nie odpowiedziałaś na moje pytanie.
Rosie podała adres, Angelo zaś przekazał go szoferowi i zasunął szybę oddzielającą przód samochodu od tylnej kanapy.
Serce waliło jej jak młotem. Znowu siedziała z nim w tym samochodzie! Tyle że stare dobre czasy ginęły w mroku przeszłości, a teraźniejszość wydawała się groźna.
– No dobrze, porzuć te pozory niewinności. Za dobrze się znamy. Wiedziałaś o tym wszystkim, nim się tu zjawiłaś? Nigdy bym nie pomyślał, że miałaś do czynienia z Amandą, kiedy już odeszłaś, ale może się myliłem.
– Na pewno nic nie wiedziałam o żadnej chacie! I nie kontaktowałam się z Mandy… od czasu… – Umknęła wzrokiem, gdy pojawiło się wspomnienie przeszłości.
Pamiętała koszmar ich ostatniego spotkania, kiedy zjawiła się u niego stęskniona jak zawsze; otworzył drzwi, a ona od razu wyczuła, że coś jest nie tak. Stała na progu jego niezwykłego domu w Chelsea, już nie jako kochanka, ale ktoś nieproszony.
Niewiele powiedział. Nie musiał. Pokazał jej tylko te przeklęte karteczki – rachunki z lombardu.
Ich wspaniały związek dobiegł końca, ponieważ Angelo uznał, że naciągała go na duże sumy pieniędzy, a był szczodrym kochankiem. Miał dowody jej chciwości pod postacią sprzedanej biżuterii. Dostarczone przez niegdysiejszą przyjaciółkę.
Nic dziwnego, że spoglądał na nią z odrazą, pytając, czy wiedziała o istnieniu chaty, która mogła być coś warta.
Rosie odetchnęła głęboko.
– Nic z tego – oznajmił chłodno. – Zapomnij o tym. Patrz na mnie, kiedy do ciebie mówię.
– Nie masz prawa mi rozkazywać. – Spojrzała jednak na niego.
– Nie byliśmy rozwiedzieni, kiedy Amanda umarła. Pozwę cię do sądu, jeśli zechcesz położyć łapy choćby na skrawku tej ziemi.
– Nigdy nie powiedziałam, że zamierzam…
Jednak chata, z dala od zgiełku miasta, od Iana, którego poznała pół roku temu, decydując, że czas powrócić do normalności… od człowieka, który nie akceptował odmowy, narzucał się i zamienił w milczącego prześladowcę…
Schronienie przed tym wszystkim wydało się nagle darem niebios.
– Jak więc wytłumaczysz swoją nagą decyzję, żeby obejrzeć chatę?
– Może pomyślałam, że to miejsce, w którym chciałabym się pożegnać z Mandy.
Wybuchnął śmiechem.
– Niespodziewany przypływ żalu?
– Dlaczego tak bardzo się przejmujesz tym, że dostanę tę chatę? Że mogłabym tam mieszkać?
– Jest na moim terenie.
– Pan Foreman powiedział, że jest tam trochę ziemi i że Mandy ją uprawiała.
– Jednak usłyszałaś, co trzeba, choć opowiadałaś bajki o tym, że nic nie chcesz od Amandy.
Czego innego mógł oczekiwać? Ta kobieta wyglądała jak anioł, a jednak wiedział, jaka jest naprawdę. Miała rozpięty płaszcz i mógł dostrzec pod spodem obcisłą czarną sukienkę. Od razu przypomniał sobie ich splecione ciała – jej blade, jego brązowe; małe piersi, na które narzekała żartobliwie, ale które były doskonałe… dla dłoni, dla ust.
Otrząsnął się ze wspomnień, które nie miały racji bytu.
– Jeśli Mandy zostawiła mi chatę wraz z ziemią, to dlaczego nie powinnam tego wziąć?
– No, wreszcie. Odrobina szczerości. Mogę to zaakceptować. To znacznie lepsze niż smutna twarz i słodkie słówka. Jeśli nic się nie da zrobić z testamentem, jak twierdzi Foreman, to dostaniesz sporą rekompensatę. A lubisz pieniądze, jak oboje wiemy.
Co by powiedział, gdyby mu się zrewanżowała? Wiedziała jednak, że tego nie zrobi. Może nie potrafiła poradzić sobie z paskudną prawdą – z faktem, że widując się z nią, widywał się także z Mandy. Może nie chciała, by to potwierdził. Zbyt dużo prawdy.
„Dlatego mu powiedziałam o tych świecidełkach, które opchnęłaś – przyznała się Mandy, przyciśnięta do muru. – Szukał wymówki, żeby z tobą zerwać, więc dałam mu ją. Nawet się nie zastanawiał. A ty myślałaś, że to twój rycerz na białym koniu. Ludzie tacy jak my nie mają tyle szczęścia. Ty, ja i Jack żyjemy z ochłapów. Angelo był jeszcze jednym facetem, który cię zwodził, kręcąc ze mną za twoimi plecami. Powinnaś mi podziękować, że tak się skończyło. Nigdy byś go nie okiełznała”.
Jak mogła jej nie wierzyć, kiedy miesiąc później odbył się ślub? Dowiedziała się pocztą pantoflową.
Czy chciała teraz zacząć bezwzględną walkę? Usłyszeć, jak niewiele dla niego znaczyła? Rozdrapywanie starych ran tylko sprawiłoby jej ból. Na nim nie zrobiłoby to wrażenia.
I jeśli miał się nigdy nie dowiedzieć, na co poszły te pieniądze, to trudno. To też była historia pełna winy; nie chciała o tym mówić.
– Co masz na myśli?
– To, że cię spłacę – odparł szorstko Angelo.
Przez kilka sekund błądziła gdzieś myślami. Kiedy byli kochankami, uważał, że okazuje w ten sposób swoją wrażliwość. Teraz już wiedział. Kalkulowała, ile może z niego wyciągnąć. Z tej biżuterii, której jej nie skąpił.
Nie dostał niczego za darmo. Harował w małej włoskiej szkole jak wół. Poszczęściło mu się, gdy w wieku szesnastu lat zdobył stypendium na zagraniczne studia.
Matka nalegała, by je przyjął. Chciała, by jej jedynemu synowi się powiodło. Sama pracowała w sklepie i dwa razy w tygodniu sprzątała u ludzi. Uczepił się tej szansy obiema rękami, uświadamiając sobie, że aby odnieść sukces, musi o krok wyprzedzać innych. Tak samo postępował na uniwersytecie. Cena była wysoka, ponieważ w tym czasie zmarła mu matka, a jego nie było przy niej.
Rozumiał, że doświadczenia hartują człowieka. Niczego nie dostał za darmo. Nie dałby się złapać na ładną buzię. Tyle że tak się właśnie stało.
– Mogę jutro zlecić wycenę chaty, a pojutrze przesłać ci czek.
– Chodzi ci o wartość emocjonalną? – zaryzykowała.
– Nie wiem, o czym mówisz.
– Czujesz się związany z tym miejscem, bo ona je kochała?
– Minęły trzy lata, a ty uważasz się za domorosłego psychologa. Skup się lepiej na cateringu albo gotowaniu, Rosie.
Naprawdę sądziła, że złapie go znowu na te sentymentalne gadki?
– Nie uważam się za nikogo. Byłam tylko ciekawa.
– Co się wydarzyło, kiedy zeszłaś ze sceny? Nie przejmowałbym się i zasięgnął języka. Powiedz mi tylko, kiedy zamierzasz pojechać do chaty.
– Dlaczego pytasz?
A więc żadnych zwierzeń. Pozostała tylko gorycz i niechęć.
– Bo chcę tam wtedy być.
– Po co? Mogę ci przekazać moją decyzję za pośrednictwem pana Foremana. Jeśli postanowię, że nie chcę tego spadku, to cię powiadomi. A może – dodała kwaśno – chcesz się upewnić, że nie ma tam czegoś, co należy do ciebie?
– Nie rozważałem takiej możliwości, ale myślę, że warto się nad tym zastanowić.
Nawet nie zauważył, jak szybko upłynęła ta podróż. Podjeżdżali pod zwykły szeregowiec wciśnięty między identyczne domy.
– To paskudne mówić coś takiego.
– No cóż, uderz w stół… – Samochód zatrzymał się w zatoczce pod domem. – Widzę, że inwestowanie nie było częścią wielkiego planu, kiedy zastawiałaś biżuterię. To lokum nigdy nie osiągnie przyzwoitego statusu.
Rosie zaczerwieniła się.
– Tylko je wynajmuję i wolałabym, żebyśmy nie rozmawiali o przeszłości. Jest zamknięta.
Pomyślała o Jacku i poczuciu winy, które jej długo nie opuszczało. Nie wahała się, oddając te rzeczy do lombardu, choć w innych okolicznościach myśl, że sprzedaje coś, co dostała od człowieka, którego kochała, byłaby wstrętna.
Angelo pogardzał nią za to, co zrobiła. Czy pogardzałby jeszcze bardziej, gdyby znał prawdę?
– Innymi słowy chata to dla ciebie wspaniała okazja. Za nic nie trzeba płacić. Nic dziwnego, że chcesz pogrzebać przeszłość.
Rosie popatrzyła na niego; siedział rozparty i przypominał drapieżnika, który bawi się swoją ofiarą.
Cokolwiek nie wyszło w jego małżeństwie – była tego pewna, zważywszy na nałóg Amandy – przeszłość na pewno nie została zapomniana.
– Chcę ją tylko obejrzeć.
– Oczekuję, że powiadomisz mnie, jak zdecydujesz się tam pojechać. Dam ci mój prywatny numer.
– A jeśli nie?
– Nawet o tym nie myśl.
Rosie zastanawiała się przez cały tydzień, czy powinna pojechać do chaty sama. Znowu odezwał się James Foreman, który chciał wiedzieć, co zamierza. Były dokumenty do podpisania. Proponował, by się zobaczyli.
Wciąż spięta po rozmowie z Angelem, który nie krył swej nienawiści, pamiętając jego ostrzeżenie dotyczące tak niespodziewanego spadku, bezustannie odraczała spotkanie. Sama nie wiedziała, co ma robić. Londyn, choć nie okazał się miastem marzeń, był jej domem. Czy mogła się go wyrzec dla kaprysu? Z powodu trudnej sytuacji?
Czy powinna przyjąć coś od kobiety, o której starała się przez trzy ostatnie lata zapomnieć? Machnąć ręką na okoliczności zerwania przyjaźni? Czy żal Amandy, o którym wspominał prawnik, usprawiedliwiał cokolwiek?
Ostatecznie to Ian pomógł jej podjąć decyzję. To z jego powodu w ogóle rozważała przyjęcie spadku. Telefony z pogróżkami, esemesy…
Rosie już dawno poszła na policję, by usłyszeć, że nic się nie da zrobić. Dopóki nie popełniono przestępstwa… Postanowiła go ignorować. Nie była dzieckiem. Miała do czynienia ze stokroć gorszymi osobnikami na komunalnym osiedlu, gdzie dorastała.