Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
W sukni, czy nago?
Operetka to ostatni z wielkich dramatów Witolda Gombrowicza. Pisany z wieloma przerwami przez 15 lat, wielokrotnie poprawiany lub zupełnie zmieniany, ujrzał światło dzienne dopiero w roku 1966, na trzy lata przed śmiercią autora. To wynik zachwytu Gombrowicza nad formą operetkową, będącą najbardziej skonwencjonalizowanym gatunkiem teatralnym. Łącząc w charakterystyczny dla siebie sposób sprzeczności i nie rezygnując z typowego dla operetki „boskiego idiotyzmu”, udało się autorowi zamknąć w sztuce także patos, dramat ludzki i pasję.
Akcja rozpoczyna się około roku 1910, a kończy już po drugiej wojnie światowej. Głównym jej wątkiem jest fascynacja, jaką dwóch arystokratów, Firulet i Szarm, darzą młodą dziewczynę – Albertynkę. Jednak obaj konkurenci, miłośnicy mody, chcą ją wyłącznie ubierać, zamykać w formę. Albertynka zaś, pobudzona jednym dotknięciem, pragnie nagości i wyzwolenia. We wszystko zamieszanych jest dwóch złodziejaszków, rewolucjonista Hufnagiel, oraz projektant mody Fior.
W Operetce Gombrowiczowi ukazuje człowieka będącego w odwiecznym konflikcie pomiędzy naturą a kulturą, wolnością a zniewoleniem przez obowiązującą konwencję. Jak zwykle, w typowy dla siebie sposób obnaża ludzkie ułomności.
Historia, której nie było
Witold Gombrowicz miał w zwyczaju wyrzucać rękopisy swoich dzieł zaraz po ich publikacji, ale jak w każdej regule, także i tutaj znalazło się miejsce na wyjątek. Chodzi o dwie wczesne wersje dramatu Operetka wydanego w 1966 roku. Żona pisarza przekazała te szczątkowe fragmenty Konstantemu Jeleńskiemu, który podjął się ich zredagowania i… tak powstała Historia. Ten wyjątkowy utwór jest nieocenioną pomocą przy próbach zrozumienia autobiograficznych kontekstów twórczości Gombrowicza. Niepowtarzalność tej sztuki przejawia się także w tym, że jest jedyną w swoim rodzaju dokumentacją procesu powstawania Operetki.
„W żadnym innym utworze (nawet w Trans-Atlantyku), nie poszedł Gombrowicz tak daleko na drodze intymnej spowiedzi.[...]” — napisał o Historii odpowiedzialny za jej redakcję Jeleński.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 157
PosłowieJerzy Franczak Trzy i pół dramatu
Osoby:
MISTRZ FIOR
KSIĄŻĘ HIMALAJ
KSIĘŻNA HIMALAJ
HRABIA SZARM
BARON FIRULET
ALBERTYNKA
RODZICE ALBERTYNKI
ZŁODZIEJASZKI
PROBOSZCZ
PREZES
GENERAŁ
MARKIZA
PROFESOR
HRABIA HUFNAGIEL
LOKAJ WŁADYSŁAW
LOKAJE. GOŚCIE.
Tekst sztuki nowoczesnej coraz mniej nadaje się do czytania. Coraz bardziej staje się partyturą, która żyć zaczyna dopiero na scenie, w grze, w spektaklu.
A ta OPERETKA jeszcze z innego powodu jest trudna do odczytania. Mnie zawsze zachwycała forma operetkowa, jedna z najszczęśliwszych, moim zdaniem, jakie wytworzyły się w teatrze. O ile opera jest czymś niemrawym, beznadziejnie wydanym pretensjonalności, o tyle operetka w swym boskim idiotyzmie, w niebiańskiej sklerozie, we wspaniałym uskrzydlaniu się swoim za sprawą śpiewu, tańca, gestu, maski, jest dla mnie teatrem doskonałym, doskonale teatralnym. Nic dziwnego, że w końcu dałem się skusić...
Ale... jak tu nadziać marionetkową pustotę operetkową istotnym dramatem? Gdyż, jak wiadomo, robota artysty jest wiecznym łączeniem sprzeczności, przeciwieństw – i, jeśli zabierałem się do formy tak lekkomyślnej, to żeby ją opatrzyć i uzupełnić powagą i bólem. Z jednej strony przeto ta operetka winna być od początku do końca tylko operetką, nienaruszalną i suwerenną w swoich operetkowych elementach; a z drugiej ma być jednakże patetycznym ludzkości dramatem. Nikt by nie uwierzył, ile wysiłków pochłonęła organizacja dramatyczna tego głupstwa. Zamknąć w operetce pewną pasję, pewien dramat, pewien patos, nie naruszając jej świętej głupoty – oto kłopot niemały!
Monumentalny idiotyzm operetkowy idący w parze z monumentalnym patosem dziejowym – maska operetki, za którą krwawi śmiesznym bólem wykrzywione ludzkości oblicze – to byłaby chyba najlepsza inscenizacja Operetki w teatrze. Ale i w wyobraźni czytelnika.
Akt I – Przed pierwszą wojną światową, coś tak około 1910 roku.
Zblazowany birbant i lampart, hrabia Szarm, syn księcia Himalaj, planuje uwiedzenie Albertynki, cud dziewczynki. Ale jak nawiązać znajomość z Albertynką „nie będąc jej przedstawionym”? Szarm obmyślił następującą intrygę: specjalnie sprowadzony złodziejaszek, młody urwipołeć i wisus, zakradnie się do śpiącej na ławce Albertynki i coś jej zwędzi... portmonetkę, medalion... Wtedy Szarm złapie złodziejaszka i będzie mógł bez naruszenia savoir vivre’u przedstawić się cud dziewczynce.
Ale cóż to?! Albertynka wyczuła we śnie rękę złodziejaszka i zamarzyło się jej dotknięcie nie złodziejskie, lecz miłosne... nie do medalionu dobierające się, ale do ciała... I odtąd to dziewczę, podniecone, oczarowane, marzyć będzie o nagości... i w sen zapadać, by jeszcze raz doznać dotknięcia obnażającego...
Przekleństwo! Albowiem Szarm, wyfraczony hrabia, wstydzi się nagości, strój uwielbia! I nie nagością będzie ją uwodził, ale szykiem swoich manier, garniturów! I nie rozbierać ją chce, a właśnie ubierać!... w najdroższych magazynach, u luksusowych modystek...
Ale któż to przybywa w odwiedziny z Paryża na zamek Himalaj? Sam słynny Fior, światowy mistrz i dyktator mody męsko-damskiej! Więc wielki bal ma się odbyć na zamku w połączeniu z rewią mód, na której to rewii mistrz ma lansować nowe swoje kreacje. I gdy Albertynka o nagości marzy, Strój, Moda, Szyk poczynają wszechwładnie się panoszyć pod Fiora przewodem!
Mistrz wszakże niepewny jest i trwożny: jakąż modę ustanowić, jaką sylwetkę lansować, gdy Czasy niejasne, schyłkowe, złowrogie, i nie wiadomo, ku czemu prze Historia?...
Hufnagiel, hrabia i koniarz, rad mu swoich udziela. Zaprośmy, mówi, gości do współpracy. Niechże to będzie maskarada, a ci, co zechcą uczestniczyć w turnieju mody, niech na strój przyszłości, przez siebie zaprojektowany, nałożą worek. Na dany znak worki opadną, jury rozda nagrody za najlepsze pomysły, a mistrz Fior, wzbogacony tymi ideami, ogłosi modę obowiązującą na najbliższe lata.
Przekleństwo! Albowiem Hufnagiel nie jest ani Hufnaglem, ani hrabią, ani koniarzem! Nie, to Józef, były kamerdyner księcia, zwolniony ongiś ze służby, teraz agitator i działacz rewolucyjny. Ha, ha, ha! Wprowadzony na zamek pod przybranym nazwiskiem przez Profesora-marksistę, ten zamaskowany terrorysta pragnie pod maską Balu Maskowego przemycić na zamek Modę bardziej krwawą, Strój bardziej okropny... chce zbuntować pucujące i glansujące obuwie Lokajstwo... on chce Rewolucji!...
Akt II – Bal na zamku Himalaj.
Przybywają w workach goście, mający uczestniczyć w konkursie na Nową Modę.
Szarm przyprowadza Albertynkę. Obładowana garderobą (bo Szarm, zamiast rozbierać, ubiera ją), a oczarowana jeszcze dotknięciem złodziejskim, wciąż zasypia... i o nagości śni... nagości sennie przyzywa...
A to do szału doprowadza Szarma i jego rywala, Firuleta. Szarm przybył na bal ze złodziejaszkiem na smyczy... czy dlatego, że chce mieć go na oku?... żeby złodziejaszek czego nie nabroił?... a może i zazdrosny o to dotknięcie złodziejskie, swobodne, może korci go i ekscytuje, że złodziejaszek do wszystkiego może się dobrać złodziejskimi palcami?... Firulet, rywal, też złodziejaszka swego ma na smyczy.
Niezdolni sprostać sennemu wezwaniu Albertynki, Szarm i Firulet wyszydzają się wzajemnie i tragiczna żądza samounicestwienia doprowadza ich do pojedynku. Aż wreszcie, gdy Bal roztacza się w całym splendorze toalet i masek, zrozpaczeni rywale-impotenci spuszczają ze smyczy złodziejaszków: niech robią, co chcą, niech kradną, niech się dobierają!...
Zamęt. Panika. Złodziejaszki kradną, co wlezie, goście zaś nie wiedząc, kto ich łechce i dotyka, piszczą, szaleją! W powszechnym wyuzdaniu manier i rozprzężeniu strojów Hufnagiel-koniarz-terrorysta rusza do galopu na czele Lokajstwa... Rewolucja.
Akt III – Ruiny zamku Himalaj.
Rewolucja.
Wiatr Historii... Sporo czasu upłynęło. To już po obu wojnach światowych i po rewolucji.
Strój ludzki oszalał... Na wietrze, w blaskach błyskawic ukazują się najdziwniejsze przebrania: książę-lampa, proboszcz-kobieta, mundur hitlerowski, maska przeciwgazowa... Wszyscy się ukrywają i nie wie się, kim się jest...
Hufnagiel-Jeździec na czele Hufca Lokai galopuje w pogoni za faszystami i burżujami.
A mistrz Fior w przerażeniu i osłupieniu usiłuje wyznać się jakoś w tej nowej Rewii Mód.
Następuje sąd nad schwytanymi faszystami. Na próżno Fior domaga się normalnej procedury sądowej. Burza! Burza! Wicher dławi, porywa...
Lecz co to?! Ach, co to?! Szarm i Firulet wchodzą łowiąc motyle, za nimi trumna, niesiona przez dwóch grabarzy. I opowiadają smutne swoje dzieje: wtedy, na balu, Albertynka zniknęła, odnaleźli tylko obfite resztki jej garderoby! A złodziejaszki też zniknęły. Więc, w przekonaniu że Albertynka została obnażona i zgwałcona, i zabita, wybrali się w świat z tą trumną, by pogrzebać nagie ciało Albertynki.
Wówczas wszyscy składają do trumny swe klęski i swoje cierpienia. Lecz co to?! Ach, co to?! Gdy na koniec mistrz Fior przeklinając Strój ludzki i Modę, i Maski, gestem najwyższej rozpaczy składa do trumny świętą, zwykłą, na zawsze nieosiągalną Nagość ludzką... z trumny powstaje naga Albertynka!...
Skąd się wzięła w trumnie? Kto ją tam ukrył?
Obaj grabarze zrzucają maski: to złodziejaszki! Oni to wykradli Albertynkę na balu, rozebrali, w trumnie ukryli...
Nagości wiecznie młoda – młodości wieczna naga – nagości wieczna młoda – młodości wiecznie naga...
Uwagi o grze i reżyserii
Muzyka, kuplety, tańce, dekoracje, kostiumy, w klasycznym stylu dawnej wiedeńskiej operetki. Melodie łatwe, stare.
Ale stopniowo Operetka dostaje się w wir Historii i wzbiera szaleństwem.
Efekty burzy, wichry, gromy, z początku raczej retoryczne, w drugim, a zwłaszcza w trzecim akcie, przechodzą w prawdziwą burzę. Sceny szekspirowskie trzeciego aktu niech będą patetyczne i tragiczne.
Przeciwstawienie strój – nagość, to zasadniczy wątek Operetki. Sen o nagości człowieka, uwięzionego w strojach najdziwaczniejszych i najokropniejszych...
Plac przed kościołem. Drzewa, ławki, miejsce przechadzek. Na pierwszym planie, z boku GRUPA PAŃSKA: BANKIER, GENERAŁ, PROFESOR, MARKIZA. Stroje sprzed 1914 roku, obfite: mundur, tużurki, szapoklaki, bokobrody, kołnierzyki, laski, galony, etc. Dystyngowane maniery: ukłony, uśmiechy, grzeczności etc.
W głębi z lewej strony GRUPA LOKAJSKA. Czterech, w liberii, gęby lokajskie.
Zza kościoła wychodzi hrabia SZARM HIMALAJ, złoty młodzieniec, lat 35, birbant i lampart blasé: frak, szapoklak, rękawiczki, laseczka, monokl. Za nim jego lokaj, WŁADYSŁAW.
GRUPA PAŃSKA (śpiew, piano)
Och, hrabia, hrabia, hrabia Szarm
Och, hrabia Szarm!
SZARM
Och, hrabia, hrabia, hrabia Szarm
Och, hrabia Szarm!
(zastyga w pozie dystyngowanej; do Władysława)
Władysław, pophaw mi lewą nogawkę i podhap mnie w phawą łopatkę. Czy prędko wyjdzie?
WŁADYSŁAW (lat 50, bokobrody, liberia)
Do usług pana hrabiego (drapie go i poprawia nogawkę). Nie, proszę łaski pana, jeszcze nie zara, msza święta jeszcze się nie skuńczyła, ale zara sie skuńczy, panie hrabio, to wyjdzie una, panie hrabio...
SZARM
A ten złodziejaszek?
WŁADYSŁAW
Mam go tu za krzakiem, proszę łaski pana...
SZARM
Pokaż, niech go zobaczę.
(Władysław wyprowadza zza krzaka Złodziejaszka, lat 18, bosy, szczupły, ulicznik, wisus, drań)
Hm, niczego sobie złodziejaszek, zna swoją hobotę, wyobhażam sobie...
WŁADYSŁAW
Ii, sądownie karany, proszę łaski... Fachowiec.
SZARM
Ukhyj go w krzakach, niech czeka. Bez niego nic nie wskóham. (Władysław ukrywa Złodziejaszka). Ile mam kobiet na hozkładzie?
WŁADYSŁAW
JW. Hrabia ma na rozkładzie z dniem dzisiejszym 257, a pan baron Firulet ma 256.
GRUPA PAŃSKA (budzi się)
Och, hrabia, hrabia, hrabia Szarm!
Och, och, baron Firulet!
SZARM
Ten ghoteskowy bahon! Daj mi cukiehka na oddech. Mam zgagę. Wczohajsze osthygi, szampan, pularda, ha, ha, Leoncja, cette enchantehesse, mimozy i ohchidee, biżutehie i kakadu, tylko że potem dewena, parole d’honneur, ten bakahat w klubie, 13.575 plus 12.830, hazem coś koło 26 tysięcy, ha, ha, zghałem się, co za nocka... Cyganie... zdhrzemnąłbym się (ziewa). Ach, ach! (ożywia się) Przeklęty bahon! Jak gdyby mnie doganiał. 257 i 256. Heu, heu. Podhap mnie w bucik, tam gdzie mam dhugi palec u lewej nogi. (Władysław drapie) Heu, heu! Bahon! Zghałem się. A tej dziewczynce trzeba będzie coś sphawić z gahdehoby. Ba!
(ziewa)
Wszak wszystkie
Trzeba ubiehać!
(wściekły) Bahon! (kłania się Grupie Pańskiej, która odwzajemnia się szarmanckimi ukłonami)
(śpiewa)
Och, co mi bahon!
Ha, ha, ha, bahon!
Jam hhabia Szahm
Zdobywca dam!
Jam bihbant Szahm
I lampaht Szahm
Enfant gâté salonów, heu, heu, wąsik, monokl,
laseczka ma, szapoklak mój, maniehy me (ziewa)
A dogahessy
I phincessy
Kontessy, mieszczki, szwaczki i Murzynki
Och, och, dhogi, ach, nieodpahty, ach, sznytowy, ach, czahujący, ah, quel chic, quel chahme et quelles manièhes!
(Wchodzi Baron FIRULET, lat 35, strój myśliwski, dubeltówka, monokl, pejcz, kapelusik z piórkiem. Maniery impertynenckie. Za nim Strzelec STANISŁAW z torbą myśliwską)
FIRULET (śpiewa)
Ha, ha, ha, Szarm doprawdy Szarm, ach kogo
widzę, wszak
to Szarm!
To śmieszy mnie!
To bawi mnie!
Fiu, fiu, fiu, Szarm, tiu, tiu, tiu, Szarm!
Jam baron jest Firulet!
Myśliwiec jam, co w tropy dam, pum, pum i już, i już jest ma, ha, ha, ha, w ramiona me, ja kocham się, ah, ah, l’amour!
(mówi) Stanisław, ile mam na rozkładzie?
STANISŁAW
JW. baron ma 256, a pan hrabia Szarm 257.
FIRULET
Fiu, fiu, fiu, Szarm, tiu, tiu, tiu, Szarm
Jam baron jest Firulet!
Po nosie daję ja, gdy kto zadziera nosa!
GRUPA PAŃSKA (piano)
Och, och, och, och, och, hrabia Szarm!
Och, och, baron Firulet!
SZARM
Kochany bahonie Fihulet, spostrzegam, jeśli mnie wzhok nie myli, że bahon porzuciłeś upajające gąszcze ohchidej naszej oszałamiającej kakadu kokoko la Thès Belle, aby pophobówać myśliwskiego szczęścia na tehenach bahdziej... hm, hm... dziewiczych... ha, ha, ha! Trzy bez atu!
(przechadza się przed baronem impertynencko)
FIRULET
Ten drogi Szarm! Jeślibyś hrabia żywił jakąś nostalgię odnośnie do upojnych perfum naszej kakadu kokoko la Très Belle, to proszęż powąchaj mnie pan, jestem nimi przesycony do rozpuku. Ha, ha, ha! Koronka w kiery!
(przechadza się przed Szarmem)
SZARM
Dama pikowa!
FIRULET
Cztery trefle i walet!
SZARM
Pas!
FIRULET
Pas!
SZARM
Dubluję!
FIRULET
Dubelt w dubelt!
SZARM
Pas!
FIRULET
Pas!
GRUPA PAŃSKA (piano)
Och, och, och, och, och, hrabia Szarm!
Och, och, baron Firulet!
SZARM
Hohs d’oeuvhes et sauce Belmontó! Pozwól bahon, jeśli wzhok mnie nie myli, bahon wybhałeś się z tą strzelbą, żeby zapolować na sahenkę, saphisti! Sahenek się nie strzela! A kłusownictwa na cudzych tehenach też nie dohadzałbym, saphisti. Cambhidge, thain de luxe, koniak Mahtel, Hitz i Cahlton!
FIRULET
Tiu, tiu, odkądże to wyleniałe lamparty biorą w obronę niewinne sarenki?! Wagons lits! Moulin Rouge! Cóż to, nosa hrabia zadzierasz? Siedem bachantek!
SZARM
Cztehy huhyski!
FIRULET
Dwie odaliski i jedna stenotypistka!
SZARM
Jedna Murzynka, trzy telefonistki!
FIRULET
Dubluję!
SZARM
Dubelt w dubelt!
FIRULET
Nos!
SZARM
Nos!
FIRULET
Pas!
SZARM
Pas!
GRUPA PAŃSKA (piano)
Och, och, och, och, och hrabia Szarm!
Och, och, baron Firulet!
SZARM (obojętnie)
Nuda.
FIRULET (obojętnie)
Zgaga.
SZARM
Dewena.
FIRULET
Migrena.
SZARM
Nos.
FIRULET
Nos.
SZARM
Pas.
FIRULET
Pas.
(Firulet wychodzi z lokajem)
SZARM
Bażanty i kwiczoły. Phowokacja. Impehtynent. Osłabłem. Władysław, zastrzyk! (Władysław daje mu zastrzyk) Albehtynka cud dziewczynka. 257. 256. Diabli, znowu się zghałem. Cohso Colombo. Fhykasy i delikatesy. Nuda phuuuuuuu...
(siada w głębi sceny na parasolu, który jest też krzesłem)
GRUPA PAŃSKA (stopniowo ożywia się konwersacja)
Krzesełka lorda Blotton... krzesełka lorda Blotton... krzesełka lorda Blotton... krzesełka lorda Blotton (ze wzrastającym ożywieniem) krzesełka lorda Blotton...
GENERAŁ
Kamizelka lorda Blotton.
PREZES
Kamizelka lorda Blotton?
MARKIZA
Ależ tak, właśnie, kamizelka lorda Blotton!
GENERAŁ
W podwójnym odcieniu...
PROFESOR
Z zagiętym różkiem.
PREZES
Co państwo mówią? Z zagiętym różkiem kamizelka?!...
(Akord organów. Z kościoła wychodzą KSIĘSTWO HIMALAJ w towarzystwie Mistrza FIORA)
KSIĄŻĘ
Co za kazanie wygłosił nasz dhogi ksiądz phoboszcz ku czci naszego dhogiego Pana Boga, jak to dobrze, że nasz dhogi Bóg został uczczony przez naszego dhogiego księdza phoboszcza. Hosanna!
KSIĘŻNA
Alleluja na wysokościach! Enchanté!
(witają się z Grupą Pańską)
KSIĘŻNA
A oto, phoszęż, nasz dhogi gość przybyły wphost z avenue des Champs Elysées; mistrz Fioh we własnej osobie, dophawdy, czujemy się z mężem zaszczyceni na wysokościach...
KSIĄŻĘ
Jesteśmy, dophawdy, oboje z żoną uhadowani na wysokościach tym przemiłym przybyciem naszego dhogiego mistrza Fioha...
KSIĘŻNA
Mistrz jest phawdziwym dyktatohem sthoju w Euhopie.
KSIĄŻĘ
Mody tyleż męskiej, co damskiej. On to lansuje cohocznie obowiązującą sylwetkę...
KSIĘŻNA
Mistrz Fioh, phoszęż państwa, zechciał przyjąć zaphoszenie mego męża i przybył do zamku Himalaj, by urządzić na wysokościach swoją cohoczną hewelacyjną hewię mody zahówno męskiej, jak damskiej. Hosanna! Alleluja na wysokościach!
KSIĄŻĘ
Zdarzenie niezwykle symptomatyczne, tym hazem z naszej hezydencji Himalaj hozlegnie się głos dyktatoha mody euhopejskiej.
GRUPA PAŃSKA
Ach, ach, ach, ach, ach, to mistrz Fior!
Ach, ach, ach, ach, ach, rewia mód!
O, co za cud! O, co za cud!
FIOR (śpiewa)
Bo jam jest Fior!
Jam mistrz jest męsko-damskich mód!
Jam stroju mistrz!
Ach, ach, ach, ach, élégance, ach, ach, ach,
distinction, ach, ach, ach fashion!
I co za stylu sznyt...
(sarkastycznie) Rembrandt i Michał Anioł, ha, ha, ha!
Dante i Goethe, ha, ha, ha!
Beethoven i Bach, ha, ha, ha!
Bo jam jest mistrz!
Jam ten co stwarza silhouette
Co zmienia gust
Messieurs, mesdames
Co rozkazuje, by zakwitły bokobrody, zaokrągliły się dekolty, zaróżowiły pończoszki i zabłysnęły lakierki!
Bo jam jest mistrz!
Bo jam jest Fior!
SZARM (podchodząc)
Bo jam jest Szahm!
Bo jam jest Szahm!
Ach, hhabia Szahm!
Jedyny, wymarzony, wypieszczony...
Bo jam jest Szahm
Szapoklak mój
Laseczka ma
Bo jam Szahm jest
I to mój gest!
FIOR i SZARM
Bo jam jest Fior (Szarm)
Bo jam jest męsko-damski mistrz!
FIOR
Kochany hrabio Szarm, w rzeczy samej doszły mnie wieści w Paryżu, że nikt lepiej od pana nie nosi siedmiobłyskowego szapoklaka.
SZARM
A phoszę, zobacz pan moją kamizelkę.
GRUPA
Krzesełka lorda Blotton
Krzesełka lorda Blotton...
KSIĄŻĘ
Nie wątpię, że z pomocą Szahma dokona mistrz wielkich rzeczy. W czasach dzisiejszych, w czasach, jak dzisiejsze, socjalistyczno-demokhatycznych i ateistyczno-socjalistycznych, sthój stał się najsilniejszym bastionem klasy wyższej. Cóż by się działo, gdyby nie te wszystkie niuanse, rzekłbym, subtelności, odcienie, ten szyfh mistyczny, niezhozumiały dla niewtajemniczonych, któhym wyższa sfeha izoluje się od sfehy niższej. Sthój i maniehy, oto bastion nasz na wysokościach! Hosanna! Klasa niższa, rzecz phosta, hobi co może żeby przyswoić sobie zahówno naszą modę, jak nasze maniehy, ale też dlatego ciągle trzeba wphowadzać innowacje, mylące thop...
KSIĘŻNA
Ghoteskowe, nie ma chwili spokoju, co za pościg, zaledwie sphawiłam sobie kołnierz peniuahowy à la hevehbehe, a już widzę taki sam kołnierz u mojej fhyzjehki. A najgorzej ze służbą, phoszę sobie wyobhazić, wczoraj przyłapałam moją gahdehobianą jak przymierzała moją toaletę...
KSIĄŻĘ
Ależ phoszęż, Fehnando... phoszęż (wskazuje dyskretnie lokai w głębi) phoszęż... służba!
KSIĘŻNA
Służba!... (milknie)
BANKIER
Tsss... (ciszej) A mój kamerdyner, proszę ja kogo, naśladuje mój sposób wiązania krawata!
GENERAŁ
Tsss... Mój ordynans używa mojej pomady do butów.
KSIĄŻĘ I KSIĘŻNA
Tssss... Służba!
WSZYSCY
Tsssss... Służba!
KSIĄŻĘ
Chyba nic nie słyszeli... Tsss...
GRUPA
Chyba nie słyszeli... Tsss...
KSIĄŻĘ
A choćby i słyszeli!... A choćby i słyszeli!... (woła) Konstanty! (lokaj przybiega) Phoszę wyczyścić buciki!
GENERAŁ
Dobra myśl, słowo daję, bo to i kurz! Lutek! (ordynans Lutek przybiega) Wyglansuj mi noski, jak się patrzy!
KSIĄŻĘ
Lubię, żeby każdy był na swoim miejscu!
PREZES
Dziś parno, to i kurz się przyczepia do obuwia. Walek! Weź no się tyż do szczotki, głównie z boków (lokaj zabiera się do czyszczenia). Po Paryżu nasza okolica pewnie mistrzowi nieco monotonna się wyda.
FIOR
Cóż znowu!
KSIĘŻNA
Mistrz łaskaw na nas! Fhanciszek! Phoszęż i mnie... (do Markizy) Eulalio, widzę że i twoje pantofelki zakurzone... Fhanciszek, naprzód pani mahghabinie.
MARKIZA
Piti, piti.
SZARM
Władysław! Naprzód mistrzowi, potem panu phofesohowi i mnie! (lokaje czyszczą w dole, państwo rozmawiają w górze).
PROFESOR (do Szarma)
Niezmiernie będę zobowiązany (jakby wymiotował na Fiora)
FIOR
Pardon!?
PROFESOR
Pardon!
KSIĘŻNA (do Fiora)
Biedny nasz nieoszacowany phofesoh chhonicznie chohy na nieuleczalny wymiot. Wymiot obsesjonalnie chhoniczny phofesoha leczony był bezskutecznie przez największe międzynahodowe powagi. Phofesoh, dophawdy, wymiotował na największych specjalistów, ale też na hozmaitych pomocników, infihmiehki, que sais-je, także na mojego męża i na mnie, thudno w ogóle byłoby znaleźć sprzęt jaki, czy osobę, nie obwymiotowane przez naszego dhogiego phofesoha. W lecie wymiotuje nasz dhogi phofesoh na klomby, kwiatki, ziołka, hobaczki lub pieski, a też na przykład na insekty lub drzewa, lub taczki w oghodzie warzywnym.
KSIĄŻĘ
Wymiot naszego dhogiego phofesoha ma chahakteh spazmatyczny, konwulsyjny i, niewątpliwie, chhoniczny (Profesor jakby wymiotował na Markizę) O, phoszę!
MARKIZA
Piti, piti!
KSIĄŻĘ
Ale oto i nasz dhogi ksiądz Phoboszcz.
(Proboszcz wyszedł z kościoła, podchodzi)
PROBOSZCZ
Z Panem Bogiem!
KSIĘŻNA
Jakież kazanie wygłosił nasz dhogi ksiądz phoboszcz ku czci naszego dhogiego Pana Boga! Phoszęż, księże phoboszczu, oto Mistrz Fioh!
PROBOSZCZ
Pochwalony!
FIOR
Enchanté absolument!
MARKIZA
Piti, piti.
KSIĄŻĘ
Co to ja?... Aha, nasz dhogi Phofesoh wymiotuje też na listki, thawki, kanapy, talerze i talerzyki, płoty, oghodzenia, guwehnantki lub kapelusze. Jest to, jak twiehdzą lekarze stan chhonicznie mdlący, nudzący, wymiotujący, powiedziałbym, ohganicznie hepulsywny. A phopos! A gdzież, phofesorze, przyjaciel phofesoha, ten słynny koniarz i spohtsman, hhabia Hufnagiel, któhego obiecał phofesoh nam przedstawić?
PROFESOR (jakby wymiotował)
Pardon! Hrabia Hufnagiel jeszcze w kościele, oddaje się modlitwie, zaraz się zjawi.
PROBOSZCZ
Walentowa! A to i mnie trochę sandały odkurzyć!
(Walentowa, księża gospodyni, zabiera się do czyszczenia)
GRUPA PAŃSKA
Krzesełka lorda Blotton... Krzesełka lorda Blotton... Krzesełka lorda Blotton... (pianissimo) Krzesełka lorda Blotton... (zamierają)
I LOKAJ
Cie, odstaw sie, gdzie sie pchasz?
II LOKAJ
To moja noga!
III LOKAJ
Tera takie noski od bucików som śpiczaste...
ORDYNANS
Won, hołota, nie widzisz, że pana generała pucuję?
III LOKAJ
Tera szkarpetki z prążkiem.
WŁADYSŁAW
Nie pchaj sie, bucu!
KSIĘŻA GOSPODYNI
Skaranie boże z tom hołotom!
II LOKAJ
Zabrakło mnie pucu. Językiem wyliżę.
III LOKAJ
Ja tyż glancu ni mom, ale mom ozor.
GOSPODYNI
Skaranie boże z temy chamamy.
III LOKAJ
Walek, tu wyliż, spod obcasa.
LOKAJE (liżąc)
Oj, pucem go do glancu!
I glancem go do pucu!
Ozorem!
Ozorem!
Hej ha, hej ha, hej ha!
GRUPA PAŃSKA (budzi się)
Krzesełka lorda Blotton...
KSIĘŻNA
Mam nadzieję, że wszyscy państwo otrzymali już zaphoszenia na bal, któhy, nie wątpię, uświetni na wysokościach tę tak niezwykłą hewię mody mistrza na wysokościach, hosanna, hosanna, alleluja, alleluja!
KSIĄŻĘ
Jest phagnieniem naszym, żeby bal godny był mistrza, a mistrz balu na wysokościach, hosanna, hosanna!
PAŃSTWO
Krzesełka lorda Blotton!
PROBOSZCZ
Nie ma to, jak godziwe rozrywki.
GENERAŁ (do ordynansa)
Wyliż tu, podeszwę.
PROBOSZCZ
A oto i pan hrabia Hufnagiel! Godne pochwały chrześcijańskiej, proszę ja kolatorów moich, ostatni z Domu Bożego wychodzi, chwali się, chwali...
KSIĄŻĘ
Koniarze zawsze są pobożni, ciekawa rzecz, niehaz w życiu zdarzyło mi się spotkać koniarza, zawsze był pobożny.
PROFESOR
Rzyg!
Rzyg!
Pozwolą księstwo
Pozwolą państwo
Hufnagiel hrabia
Przyjaciel mój i kompan, rzyg, rzyg, rzyg!
LOKAJ (liżąc bucik księżnej)
Jakie to tera jaśnie damy halki noszom z falbusem, muszę Kaśce powiedzieć.
LOKAJ II
Liż, pod spodnice nie zaglądaj, chamie.
KSIĘŻNA (śpiewa)
O, hhabia, szampion niezhównany!
KSIĄŻĘ (śpiewa)
O, Dehby, Longchamps, Phix Ghand Phix!
HUFNAGIEL (śpiewa)
O bo to galop, galop, galop!
O tylko galop w głowie mej...
Hej, galop, galop, co tam kłus!
Galopem tedy zawsze mknę
Pejczem go raz, pejczem go dwa
I do galopu, raz, dwa, trzy
Hej, galop, galop, to mi sen!