Droga do pełni życia. Podręcznik ćwiczeń bioenergetycznych - Alexander Lowen, Leslie Lowen - ebook

Droga do pełni życia. Podręcznik ćwiczeń bioenergetycznych ebook

Alexander Lowen, Leslie Lowen

4,8

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Bioenergetyka to stworzona przez Alexandra Lowena teoria psychologiczna, która łączy terapię analityczną z pracą z ciałem. Droga do pełni życia to zestaw ćwiczeń cielesnych stosowanych w praktyce bioenergetycznej, których wspólnym celem jest rozluźnienie napięć mięśniowych blokujących doznawanie emocji u pacjenta. Każde zadanie, opatrzone rysunkiem, zawiera szczegółowe instrukcje umożliwiające czytelnikowi ich samodzielne wykonywanie. Autorzy zawarli też w książce szereg komentarzy ułatwiających interpretację pojawiających się podczas pracy doznań, a także pozwalających na wybór ćwiczeń najbardziej przydatnych dla danej osoby. Kilka rozdziałów poświęcono technikom masażu bioenergetycznego oraz organizacji ćwiczeń grupowych.

Alexander Lowen (1910–2008) – wybitny amerykański psychiatra i psychoterapeuta. W młodości studiował ekonomię i prawo. W tej drugiej dziedzinie uzyskał tytuł magistra, a następnie doktora. Później jednak zainteresował się związkami między zdrowiem fizycznym i psychicznym. Uczęszczał na kursy prowadzone przez głośnego psychoanalityka Wilhelma Reicha, u niego też odbył własną psychoterapię, po której rozpoczął samodzielną praktykę. W 1951 roku ukończył studia medyczne na uniwersytecie w Genewie. Wspólnie z Johnem Pierrakosem rozwinął własne podejście terapeutyczne, tak zwaną analizę bioenergetyczną. Opierała się ono na założeniu, że problemy psychologiczne mają znaczący wpływ na stan fizyczny organizmu i vice versa. W terapii łączył więc interwencje psychologiczne ze specjalnym systemem ćwiczeń fizycznych. Napisał szereg książek z tej dziedziny, z których znaczna część została opublikowana w polskim przekładzie, m.in. Język ciała -, Zdrada ciała, Depresja i ciało, Bioenergetyka, Lęk przed życiem, Narcyzm, Duchowość ciała, . Był twórcą Międzynarodowego Instytutu Analizy Bioenergetycznej, założonego w 1956 roku w Nowym Jorku.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 150

Oceny
4,8 (5 ocen)
4
1
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Część I

Pod­stawy bio­ener­ge­tyki

Wpro­wa­dze­nie

Czym jest bio­ener­ge­tyka?

Bio­ener­ge­tyka to rozu­mie­nie oso­bo­wo­ści czło­wieka w kate­go­riach ciała i zacho­dzą­cych w nim pro­ce­sów ener­ge­tycz­nych. Owe pro­cesy, a kon­kret­nie wytwa­rza­nie ener­gii przez oddy­cha­nie i meta­bo­lizm oraz jej zuży­wa­nie pod­czas ruchu, są pod­sta­wo­wymi funk­cjami życio­wymi. Ilość dostęp­nej ener­gii oraz spo­sób jej wyko­rzy­sta­nia decy­dują o tym, w jaki spo­sób jed­nostka reaguje na różne sytu­acje życiowe. Oczy­wi­ście lepiej będzie radzić sobie z nimi, gdy dys­po­nuje więk­szą ener­gią, która może być łatwo prze­two­rzona w ruchy i eks­pre­sje uczuć.

Bio­ener­ge­tyka to także forma tera­pii łącząca pracę z cia­łem i pracę z umy­słem. Pomaga pacjen­towi roz­wią­zać pro­blemy emo­cjo­nalne i w więk­szym stop­niu reali­zo­wać w życiu swój poten­cjał przy­jem­no­ści i rado­ści. Pod­sta­wowe zało­że­nie bio­ener­ge­tyki brzmi, iż ciało i umysł są toż­same funk­cjo­nal­nie, a więc pro­cesy zacho­dzące w umy­śle sta­no­wią odbi­cie tego, co się dzieje w ciele, i vice versa. Zależ­no­ści pomię­dzy tymi trzema ele­men­tami – cia­łem, umy­słem i pro­ce­sami ener­ge­tycz­nymi – naj­le­piej wyraża dia­lek­tycz­nie poniż­szy dia­gram.

Jak wszy­scy dobrze wiemy, umysł i ciało oddzia­łują na sie­bie wza­jem­nie. To, co czło­wiek myśli, ma wpływ na to, jak się czuje. Rów­nie praw­dziwe jest stwier­dze­nie odwrotne. Ta inte­rak­cja ogra­ni­cza się jed­nak do powierz­chow­nego, świa­do­mego aspektu oso­bo­wo­ści. Na głęb­szym pozio­mie, czyli na pozio­mie nie­świa­do­mo­ści, zarówno myśle­nie, jak i odczu­wa­nie są uwa­run­ko­wane czyn­ni­kami ener­ge­tycz­nymi. Na przy­kład osoba pogrą­żona w depre­sji prak­tycz­nie nie jest w sta­nie wydo­być się z niej za pomocą myśle­nia pozy­tyw­nego, ponie­waż dys­po­nuje zbyt niskim zaso­bem ener­gii. Kiedy poziom ener­gii pod­nie­sie się dzięki głę­bo­kiemu oddy­cha­niu (oddy­cha­nie w depre­sji jest upo­śle­dzone, podob­nie jak inne funk­cje życiowe) i uwol­nie­niu uczuć, pacjent wycho­dzi ze stanu depre­sji1.

Rys. 1. Pro­cesy ener­ge­tyczne

Pro­cesy ener­ge­tyczne wiążą się ze stop­niem oży­wie­nia ciała. Im bar­dziej ciało jest żywe, tym wię­cej ma ener­gii i vice versa. Sztyw­ność lub chro­niczne napię­cie tłu­mią oży­wie­nie i obni­żają poziom ener­gii. W chwili naro­dzin orga­nizm jest w sta­nie naj­więk­szej płyn­no­ści i oży­wie­nia; po śmierci nastę­puje cał­ko­wita sztyw­ność, rigor mor­tis. Nie możemy unik­nąć nara­sta­ją­cej z wie­kiem sztyw­no­ści. Możemy jed­nak unik­nąć sztyw­no­ści wyni­ka­ją­cej z chro­nicz­nych napięć mię­śnio­wych, które powstają za sprawą nie­roz­wią­za­nych kon­flik­tów emo­cjo­nal­nych.

Każdy stres wywo­łuje w ciele stan napię­cia. Nor­mal­nie znika ono, gdy stres łagod­nieje. Nato­miast chro­niczne napię­cia pozo­stają po usu­nię­ciu stresu, który je spro­wo­ko­wał, utrwa­la­jąc się w postaci nie­świa­do­mego nasta­wie­nia cie­le­snego czy też stanu mię­śni. Trwałe napię­cia mię­śni zabu­rzają zdro­wie emo­cjo­nalne, gdyż pozba­wiają jed­nostkę ener­gii, zmniej­szają jej ruchli­wość (natu­ralną, spon­ta­niczną grę umię­śnienia) i ogra­ni­czają zdol­ność do auto­ek­spre­sji. Jeśli więc pacjent ma wró­cić do stanu peł­nego oży­wie­nia i dobro­stanu emo­cjo­nalnego, to chro­niczne napię­cia muszą zostać roz­ła­do­wane.

Bio­ener­ge­tyczna praca z cia­łem obej­muje pro­ce­dury manu­alne oraz spe­cjalne ćwi­cze­nia. Pro­ce­dury manu­alne to masaż, wywie­ra­nie kon­tro­lo­wa­nych naci­sków i deli­katne doty­ka­nie napię­tych mię­śni. Ćwi­cze­nia mają uła­twić pacjen­towi odczu­cie napięć i uwol­nie­nie ich poprzez odpo­wied­nie ruchy ciała. Musimy bowiem zda­wać sobie sprawę, że każdy napięty mię­sień blo­kuje pewien ruch. Ćwi­cze­nia zostały opra­co­wane w toku ponad­dwu­dzie­sto­let­niej pracy tera­peu­tycz­nej. Można je wyko­ny­wać pod­czas sesji z tera­peutą, w trak­cie warsz­ta­tów lub samo­dziel­nie w domu. Ludzie, któ­rzy z nich korzy­stają, są zgodni, że wywiera to pozy­tywny wpływ na ich ener­gię, nastrój i chęć do pracy. Sami auto­rzy prak­ty­kują ćwi­cze­nia regu­lar­nie dla poprawy swo­jego dobro­stanu. Ile­kroć pre­zen­tu­jemy je publicz­nie, na przy­kład pod­czas warsz­ta­tów dla zawo­do­wych tera­peu­tów, reak­cja jest entu­zja­styczna. Stale otrzy­mu­jemy prośby o instruk­cję do tych ćwi­czeń. W odpo­wie­dzi na to zapo­trze­bo­wa­nie powstał niniej­szy pod­ręcz­nik.

Na wstę­pie chcie­li­by­śmy pod­kre­ślić, że ćwi­cze­nia nie mogą zastą­pić tera­pii. Nie roz­wią­zują one głę­bo­kich pro­ble­mów emo­cjo­nal­nych – to na ogół wymaga pomocy pro­fe­sjo­na­li­sty. Bar­dzo czę­sto osoby, które wyko­nują ćwi­cze­nia bez podej­mo­wa­nia tera­pii, docho­dzą do wnio­sku, że potrze­bują takiej pomocy przy prze­pra­co­wa­niu pro­ble­mów, które wyło­niły się w toku ćwi­czeń. Nie­za­leż­nie jed­nak od tego, czy odby­wasz tera­pię, czy nie, regu­larne ćwi­cze­nie pomoże ci zna­cząco oży­wić swoje ciało i powięk­szyć zdol­ność dozna­wa­nia przy­jem­no­ści.

Ćwi­cze­nia pomogą ci lepiej pano­wać nad sobą – ze wszyst­kimi tego kon­se­kwen­cjami. Osią­gniesz to dzięki (1) nasi­le­niu wibra­cyj­nego stanu ciała, (2) ugrun­to­wa­niu nóg i całego ciała, (3) pogłę­bie­niu respi­ra­cji, (4) wyostrze­niu samo­świa­do­mo­ści oraz (5) wzbo­ga­ce­niu auto­ek­spre­sji. Ćwi­cze­nia mogą rów­nież popra­wić twoją postawę, wzmoc­nić uczu­cia sek­su­alne i zwięk­szyć wiarę w sie­bie. Są to jed­nak tylko ćwi­cze­nia, a nie gotowe umie­jęt­no­ści, i wiele zależy od tego, jak do nich podej­dziesz. Jeśli będziesz je wyko­ny­wał mecha­nicz­nie, to nie­wiele osią­gniesz. Rów­nież zmu­sza­nie się do ćwi­czeń obniża ich war­tość. Jeśli będziesz je trak­to­wał jako wyzwa­nie, niczego sobie nie udo­wod­nisz. Jeśli nato­miast będziesz ćwi­czył z tro­ską i zain­te­re­so­wa­niem dla wła­snego ciała, efekty będą zdu­mie­wa­jące.

ROZ­DZIAŁ 1

Wibra­cja i ruchli­wość

Jak już wska­zy­wa­li­śmy, bio­ener­ge­tyka to wibra­cyjna droga do zdro­wia, a także droga do wibru­ją­cego zdro­wia. Przez „wibru­jące zdro­wie” rozu­miemy nie tylko zwy­kły brak scho­rzeń, lecz także stan peł­nego oży­wie­nia. Może traf­niej­szym ter­mi­nem byłaby wibru­jąca żywość, gdyż wibra­cja to klucz do oży­wie­nia. Nasi­la­jąc za pomocą ćwi­czeń wibra­cje orga­ni­zmu, poma­gamy pacjen­towi osią­gnąć ten pożą­dany stan zdro­wia.

Zdrowe ciało wibruje nie­ustan­nie, zarówno we śnie, jak i pod­czas czu­wa­nia. Przyj­rzyj­cie się śpią­cemu nie­mow­lę­ciu, a zoba­czy­cie deli­katne drga­nia prze­bie­ga­jące po powierzchni ciała. Można zaob­ser­wo­wać drobne skur­cze róż­nych jego czę­ści, zwłasz­cza twa­rzy, ale także rąk i nóg. My, doro­śli, także nie­kiedy dozna­jemy takich dresz­czy i skur­czów. Żywe ciało pozo­staje w cią­głym ruchu, tylko po śmierci jest w pełni nie­ru­chome. Ta wro­dzona mobil­ność żyją­cego orga­ni­zmu, która sta­nowi pod­stawę spon­ta­nicz­nej aktyw­no­ści, wynika z wewnętrz­nego pobu­dze­nia, które stale wyrywa się na powierzch­nię w postaci ruchu. Kiedy pobu­dze­nie nara­sta, ruchy są inten­syw­niej­sze; kiedy słab­nie, ciało się uspo­kaja.

Jeśli wibra­cje ciała nara­stają w sko­or­dy­no­wany spo­sób, poja­wiają się fale pul­sa­cji roz­cho­dzące się po całym orga­ni­zmie. Dobrze znamy takie ich prze­jawy jak pul­so­wa­nie tęt­nic w takt ude­rzeń serca czy pery­stal­tyczne ruchy jelit. Rzadko jed­nak dostrze­gamy te prze­pły­wa­jące przez całe ciało fale, kiedy jeste­śmy w pełni roz­luź­nieni lub kiedy dozna­jemy sil­nych uczuć. W sta­nie spo­czynku przez ciało płyną z każ­dym wde­chem i wyde­chem fale respi­ra­cji, a przy sil­nych emo­cjach zale­wają nas fale uczuć. Podobne pul­su­jące fale wystę­pują w szczy­cie aktu sek­su­al­nego. Zazwy­czaj jed­nak nie pozwa­lamy sobie na cał­ko­wite roz­luź­nienie, głę­bo­kie oddy­cha­nie lub inten­sywne prze­ży­wa­nie.

Wibra­cja jest skut­kiem ener­ge­tycz­nego nała­do­wa­nia mię­śni i odpo­wiada drga­niom w obwo­dzie elek­trycz­nym, przez który pły­nie prąd. Brak wibra­cji świad­czy o braku pobu­dze­nia bądź nała­do­wa­nia albo ich zna­czą­cym osła­bie­niu. Można zobra­zo­wać sobie to zja­wi­sko, roz­wa­ża­jąc, co się dzieje, gdy prze­krę­camy klu­czyk w samo­cho­dzie. Rusza­jący sil­nik wywo­łuje silne drga­nia, które następ­nie prze­cho­dzą w łagod­niej­szą, sta­bilną wibra­cję. Ta wibra­cja będzie trwała, jak długo sil­nik pozo­sta­nie włą­czony. Jeśli sil­nik prze­sta­nie dzia­łać pod­czas jazdy, natych­miast to zauwa­żymy, gdyż poczu­jemy brak wibra­cji.

Jakość wibra­cji, czy to w samo­cho­dzie, czy w ludz­kim ciele, świad­czy o sta­nie obu tych obiek­tów. Kiedy samo­chód sil­nie dygoce lub jego wibra­cje są nie­re­gu­larne, wiemy, że coś jest nie w porządku. Dygo­ta­nie ciała to sygnał, że pobu­dze­nie lub ener­gia nie płyną w nim swo­bod­nie. Jak bystrza w rzece wska­zują na obec­ność skał lub innych prze­szkód zakłó­ca­ją­cych gładki prze­pływ wody, tak zbyt silne wibra­cje świad­czą, że prąd pobu­dze­nia pły­nie przez mię­śnie skur­czone lub trwale napięte. Po roz­luź­nie­niu mię­śni lub uwol­nie­niu napięć wibra­cje stają się bar­dziej płynne, słabo dostrze­galne na powierzchni ciała, lecz doświad­czamy ich na­dal jako przy­jem­nego pomruku. Tak czy ina­czej, lepiej dygo­tać, niż nie wibro­wać w ogóle. Bywają też sytu­acje, kiedy ciało trzę­sie się za sprawą skraj­nie sil­nego nała­do­wa­nia. Drżymy na przy­kład ze zło­ści, dygo­cemy ze stra­chu, wstrzą­sają nami łka­nia, pul­su­jemy miło­ścią, ale nie­za­leż­nie od tego, jakiego dozna­jemy uczu­cia, jeste­śmy w tych chwi­lach w pełni żywi.

W toku pracy bio­ener­ge­tycz­nej ciało pacjenta jest wpra­wiane w wibra­cje za pomocą spe­cjal­nych ćwi­czeń opi­sa­nych w tym pod­ręcz­niku. Ich celem jest utrzy­my­wa­nie płyn­no­ści i regu­lar­no­ści tych wibra­cji, gdy nara­sta pobu­dze­nie lub nasila się stres. W efek­cie rośnie tole­ran­cja ciała na pobu­dze­nie i jego zdol­ność do odczu­wa­nia przy­jem­no­ści. Aby to było moż­liwe, ego pacjenta musi być bez­piecz­nie zako­twi­czone w ciele, pacjent musi iden­ty­fi­ko­wać się z nim i nie lękać się mimo­wol­nych reak­cji cie­le­snych. Koń­cowy rezul­tat to osoba, któ­rej ruchy i zacho­wa­nia są nace­cho­wane dużą spon­ta­nicz­no­ścią, a mimo to sko­or­dy­no­wane i sku­teczne. Odzna­cza się ona natu­ralną gra­cją.

W tym pro­ce­sie docho­dzi rów­no­le­gle do prze­miany w myśle­niu i nasta­wie­niu pacjenta. Kiedy wibra­cje ogar­niają całe ciało, czło­wiek czuje się w pełni zin­te­gro­wany, cały w jed­nym kawałku. Mówi o tym wielu pacjen­tów. Poczu­cie jed­no­ści i inte­gral­no­ści pro­wa­dzi do natu­ral­nie szcze­rych myśli i dzia­łań. Uzy­sku­jąc gra­cję cie­le­sną, roz­wi­jamy w sobie odpo­wia­da­jące jej psy­chiczne nasta­wie­nie. Nie tylko wibru­jemy życiem, lecz także pro­mie­niu­jemy tą cechą na zewnątrz.

Ana­liza bio­ener­ge­tyczna to inna nazwa tera­pii bio­ener­ge­tycz­nej. Tera­pia ta pomaga pacjen­towi w nawią­za­niu kon­taktu z samym sobą poprzez ciało. Prak­ty­ku­jąc ćwi­cze­nia opi­sane w tym pod­ręcz­niku, zaczyna on dostrze­gać, w jaki spo­sób blo­kuje prze­pływ pobu­dze­nia we wła­snym ciele, jak osła­bia swój oddech, ogra­ni­cza ruchy i redu­kuje auto­ek­spre­sję; ina­czej mówiąc, jak zmniej­sza swoją żywość. Ana­li­tyczna część tera­pii pomaga mu w zro­zu­mie­niu tych po więk­szej czę­ści nie­świa­do­mych blo­kad i zaha­mo­wań w kon­tek­ście doświad­czeń z wcze­snego dzie­ciń­stwa. Ośmiela go to do zaak­cep­to­wa­nia i wyra­że­nia stłu­mio­nych uczuć w kon­tro­lo­wa­nych warun­kach sytu­acji tera­peu­tycz­nej.

Celem tera­pii jest żywe ciało, zdolne do peł­nego doświad­cza­nia przy­jem­no­ści i cier­pie­nia, rado­ści i smut­ków życia. Im bar­dziej jeste­śmy żywi, tym łatwiej nam tole­ro­wać wyso­kie pobu­dze­nie w codzien­nym życiu i w sek­sie. Ana­liza wypar­tych kon­flik­tów, uwol­nie­nie stłu­mio­nych uczuć oraz roz­pusz­cze­nie chro­nicz­nych napięć i blo­kad mię­śnio­wych zwięk­sza zdol­ność pacjenta do dozna­wa­nia przy­jem­no­ści.

Przy­jem­ność, jaką sta­nowi życie całą peł­nią, zasa­dza się na wibra­cjach ciała. Dozna­jemy jej pod­czas ryt­micz­nego roz­sze­rza­nia się i kur­cze­nia ciała i poszcze­gól­nych jego narzą­dów, a także ukła­dów – odde­cho­wego, krwio­no­śnego czy tra­wien­nego. Odczu­wamy ją jako pły­nący przez ciało stru­mień wra­żeń, co jest odzwier­cie­dle­niem prze­pływu pobu­dze­nia. To także słod­kie uczu­cie roz­ta­pia­nia się w pożą­da­niu sek­su­al­nym, błysk intu­icji, tęsk­nota za kon­tak­tem i bli­sko­ścią, dreszcz pod­nie­ce­nia.

Wibra­cje, jak już zauwa­ży­li­śmy, są prze­ja­wem wewnętrz­nej ruchli­wo­ści orga­ni­zmu, która odpo­wiada rów­nież za nasze spon­ta­niczne dzia­ła­nia, wybu­chy emo­cji i funk­cjo­no­wa­nie wewnętrzne. Ta wro­dzona nam ruchli­wość pozo­staje poza kon­trolą naszego ego, jest mimo­wolna. Żywe ciało pul­suje i wibruje. Oczy­wi­ście, gdy się sta­rze­jemy, nasze ciała są coraz bar­dziej sta­tyczne, aż osią­gają cał­ko­wity bez­ruch w śmierci. Ale przed­wcze­sna utrata ruchli­wo­ści to zja­wi­sko pato­lo­giczne. Tak się dzieje na przy­kład, kiedy pogrą­żamy się w depre­sji. Depre­sja to cho­ro­bliwe obni­że­nie inten­syw­no­ści życio­wych funk­cji ciała, zmniej­sze­nie ruchli­wo­ści, osła­bie­nie uczuć i reago­wa­nia.

Poza tymi ruchami mimo­wol­nymi wyko­nu­jemy rów­nież – świa­do­mie lub na pół świa­do­mie – wiele ruchów zależ­nych od naszej woli, takich jako cho­dze­nie, roz­ma­wia­nie czy jedze­nie. U zdro­wej osoby doro­słej te dwa rodzaje ruchów są dobrze sko­or­dy­no­wane, dając w efek­cie zacho­wa­nie sku­teczne i pełne gra­cji. Tak wła­śnie chcie­li­by­śmy funk­cjo­no­wać. Ale praw­dzi­wej gra­cji nie można się wyuczyć. Kształ­tu­jąca nas szkoła uczy, jak być mane­ki­nem, a nie osobą pełną życia i gra­cji. Wyuczona poza może atrak­cyj­nie wyglą­dać na obrazku, ale w real­nym życiu ude­rza nie­zgrab­no­ścią i sztyw­no­ścią, gdyż jest osią­gana kosz­tem spon­ta­nicz­nej ruchli­wo­ści ciała. Gra­cję można zdo­być tylko poprzez wzmac­nia­nie ruchli­wo­ści ciała i łącze­nie jej z samo­świa­do­mo­ścią, co pro­wa­dzi do wyso­kiego stop­nia pano­wa­nia nad sobą, które jest zna­kiem roz­po­znaw­czym osoby peł­nej gra­cji.

Jedno z ele­men­tar­nych ćwi­czeń bio­ener­ge­tycz­nych jest rów­nież naj­ła­twiej­sze i naj­prost­sze. Uży­wamy go, by zaini­cjo­wać wibra­cje w nogach i pomóc pacjen­towi w ich odczu­wa­niu. Jest to zara­zem nasze pod­sta­wowe ćwi­cze­nie ugrun­to­wu­jące. Jeśli wyko­nuje się je bez wcze­śniej­szej roz­grzewki, nie zawsze skut­kuje wibra­cjami. Osoby młode zwy­kle reagują szybko. Star­sze, któ­rych ciała są sztyw­niej­sze i mają w sobie mniej ener­gii, mogą nie osią­gnąć celu. Ich nogi jed­nak też zaczną wibro­wać po wcze­śniej­szym wyko­na­niu innych ćwi­czeń, które zmniej­szają sztyw­ność, pogłę­biają oddy­cha­nie i zwięk­szają ładu­nek ener­ge­tyczny (ilość ener­gii, pobu­dze­nia lub prze­pływu w ciele).

Ćwi­cze­nie 1. Pod­sta­wowe ćwi­cze­nie wibra­cyjne i ugrun­to­wu­jące

Stań ze sto­pami roz­sta­wio­nymi mniej wię­cej na 25 cm i lekko zwró­co­nymi ku sobie pal­cami, tak żeby nieco napiąć mię­śnie poślad­ków. Pochyl się do przodu, dotknij pod­łogi koń­cami pal­ców obu rąk, jak na rysunku 2. Nogi powinny być lekko ugięte w kola­nach. Nie należy obcią­żać rąk; cały cię­żar ciała pod­trzy­mują stopy. Opuść głowę jak naj­ni­żej.

Oddy­chaj ustami, głę­boko i bez wysiłku. Pil­nuj odde­chu (zapo­mnij na ten czas o oddy­cha­niu przez nos).

Pozwól, żeby punkt cięż­ko­ści prze­su­nął się do przodu, czyli na przo­do­sto­pie2. Pięty można nieco unieść.

Rys. 2. Wibra­cyjny skłon do przodu

Powoli pro­stuj nogi w kola­nach, pra­cu­jąc tyl­nymi mię­śniami ud. Kolana nie powinny jed­nak roz­pro­sto­wać się do końca ani usztyw­niać.

Pozo­stań w tej pozy­cji przez minutę.

Czy oddy­chasz swo­bod­nie, czy też wstrzy­mu­jesz oddech? W tym dru­gim wypadku nie doj­dzie do żad­nych wibra­cji.

Czy odczu­wasz wibra­cje w nogach? Jeśli nie, spró­buj powoli ugiąć kolana, a potem powróć do pier­wot­nej pozy­cji. Powtórz to kilka razy, żeby mię­śnie się roz­luź­niły.

Czy wibra­cje są deli­katne czy silne, rów­no­mierne czy ury­wane? Zda­rza się, że pacjenci dosłow­nie pod­ska­kują, nie mogąc wytrzy­mać pobu­dze­nia. Czy tobie się to zda­rzyło?

Po prze­czy­ta­niu następ­nego roz­działu popro­simy cię o powtó­rze­nie tego ćwi­cze­nia.

roz­dział 2

Ugrun­to­wa­nie

Wyko­nu­jąc ćwi­cze­nie z poprzed­niego roz­działu, mogłeś zauwa­żyć, że wibra­cje w nogach poja­wiają się, kiedy wyraź­nie czu­jesz swoje stopy wspie­ra­jące się o pod­łoże. Uczu­cie kon­taktu stóp z zie­mią nazy­wamy w bio­ener­ge­tyce ugrun­to­wa­niem. Wska­zuje to na prze­pływ pobu­dze­nia przez nogi do stóp i ziemi. Jesteś więc wtedy zwią­zany z zie­mią, a nie „zawie­szony w powie­trzu” czy „buja­jący w obło­kach”. To uczu­cie kon­taktu może mieć oczy­wi­ście roz­ma­itą jakość w zależ­no­ści od tego, jak mocno stopy „doty­kają” pod­łoża. Ludzie bar­dzo się róż­nią pod tym wzglę­dem.

Ugrun­to­wa­nie ozna­cza tyle, że czło­wiek mocno stoi na ziemi. Można też rozu­mieć to sze­rzej: że „wie, na czym stoi”, więc wie, kim jest. Osoba ugrun­to­wana zna swoją pozy­cję, jest „kimś”. W ogól­niej­szym zna­cze­niu ugrun­to­wa­nie ozna­cza, że jed­nostka jest w kon­tak­cie z pod­sta­wo­wymi realiami swo­jej egzy­sten­cji. Jest zako­rze­niona w ziemi, iden­ty­fi­kuje się ze swoim cia­łem, jest świa­doma swo­jej sek­su­al­no­ści i nasta­wiona na poszu­ki­wa­nie przy­jem­no­ści. Tych cech bra­kuje oso­bie, która „buja w obło­kach”, żyje marze­niami, zamiast stać twardo na ziemi.

Ugrun­to­wa­nie wymaga od czło­wieka zni­że­nia się, prze­su­nię­cia cię­żaru ciała w dół, przy­bli­że­nia do ziemi. Bez­po­śred­nim rezul­ta­tem tego zabiegu będzie więk­sze poczu­cie bez­pie­czeń­stwa. Poczuje grunt pod nogami i swoje wsparte na nim stopy. Kiedy ktoś jest sil­nie pobu­dzony czy nała­do­wany ener­gią, skłonny jest piąć się w górę, wręcz odla­ty­wać. W takim sta­nie obok unie­sie­nia zawsze czai się lęk przed zagro­że­niem, a kon­kret­nie – przed moż­li­wo­ścią upadku. Tak samo się dzieje, kiedy odry­wamy się od ziemi, na przy­kład pod­czas lotu samo­lo­tem. Lęk ustę­puje, kiedy wra­camy na zie­mię, fizycz­nie lub emo­cjo­nal­nie.

Kie­ru­nek w dół to droga do przy­jem­nego roz­ła­do­wa­nia napię­cia. Do satys­fak­cji sek­su­al­nej. Ludzie, któ­rzy nie mają odwagi się zni­żyć, są nie­zdolni do peł­nego pod­da­nia się roz­ła­do­wa­niu sek­su­al­nemu, a zatem nie doświad­czają peł­nej satys­fak­cji orga­zmicz­nej. „Odpusz­cza­nie sobie” ozna­cza zni­ża­nie się, gdyż na co dzień nie­świa­do­mie nosimy się jak naj­wy­żej. Boimy się upaść, boimy się, że zawie­dziemy, więc boimy się sobie „odpu­ścić” i pod­dać się wła­snym uczu­ciom.

Mabel Elsworth Todd w książce The Thin­king Body (Myślące ciało), wyda­nej po raz pierw­szy w 1937 roku, uczy­niła nastę­pu­jące spo­strze­że­nie: „Roz­wi­ja­jąc swoje inte­lek­tu­alne pasje, umie­jęt­no­ści manu­alne i wer­balne, czło­wiek skon­cen­tro­wał się cał­ko­wi­cie na gór­nej poło­wie swo­jego ciała. W połą­cze­niu z błęd­nymi wyobra­że­niami o wła­ści­wym wyglą­dzie i zdro­wiu prze­nio­sło to jego poczu­cie wła­dzy z pod­staw na szczyt struk­tury bytu. Pole­ga­jąc przy reago­wa­niu na rze­czy­wi­stość na gór­nej czę­ści ciała, odwró­cił natu­ralny zwie­rzęcy porzą­dek i w znacz­nym stop­niu utra­cił wyra­fi­no­wane zdol­no­ści zwie­rzę­cia oraz wła­ściwą mu kon­trolę spra­wo­waną przez mię­śnie lędźwi i mied­nicy”3.

W sze­ro­kim uję­ciu ugrun­to­wa­nie ma pomóc pacjen­towi w peł­niej­szym ziden­ty­fi­ko­wa­niu się z wła­sną zwie­rzęcą naturą, co oczy­wi­ście obej­muje także sek­su­al­ność. Funk­cje dol­nej połowy ciała (prze­miesz­cza­nie się, wyda­la­nie, seks) są o wiele bar­dziej zwie­rzęce niż połowy gór­nej (myśle­nie, mowa, mani­pu­lo­wa­nie oto­cze­niem). Są też bar­dziej instynk­towne i w mniej­szym stop­niu pod­dają się świa­do­mej kon­troli. Ale rytm i gra­cja są ele­men­tami naszej zwie­rzęcej natury. Wystę­pują przy każ­dym ruchu ini­cjo­wa­nym swo­bod­nie przez dolną połowę ciała. Kiedy uno­simy się w sobie, odda­la­jąc się od dol­nej połowy ciała, tra­cimy znaczną część naszej natu­ral­nej ryt­micz­no­ści i gra­cji.

To prze­miesz­cze­nie ku górze można odwró­cić za pomocą bio­ener­ge­tycz­nych ćwi­czeń ugrun­to­wu­ją­cych. Kiedy śro­dek cięż­ko­ści ciała przy­pada w mied­nicy, a stopy sta­no­wią wspar­cie ener­ge­tyczne, mamy poczu­cie swo­jego „ja” skon­cen­tro­wane w dole brzu­cha.

Więk­szość kul­tur Wschodu dostrzega potrzebę kon­cen­tra­cji na dol­nej czę­ści brzu­cha. Na przy­kład Japoń­czycy mają słowo hara, które ozna­cza brzuch, ale także zdol­ność osoby do ześrod­ko­wa­nia się w tym miej­scu. Według Durc­khe­ima wła­ściwy punkt znaj­duje się 5 cm poni­żej pępka. Jeśli ktoś jest ześrod­ko­wany wła­śnie tam, to mówi się, że posiada hara, co zna­czy, że jest zrów­no­wa­żony zarówno fizycz­nie, jak i psy­chicz­nie. Zrów­no­wa­żona osoba odzna­cza się spo­ko­jem i swo­bodą; ruchy przy­cho­dzą jej bez wysiłku, a zara­zem są pewne. Durc­kheim pisze: „Kiedy czło­wiek ma w pełni roz­wi­niętą hara, dys­po­nuje siłą i pre­cy­zją pozwa­la­jącą na dzia­ła­nia, które ina­czej byłyby dla niego nie­osią­galne nawet z uży­ciem naj­do­sko­nal­szej tech­niki, przy naj­więk­szym sku­pie­niu i naj­więk­szej sile woli. «Pełne powo­dze­nie daje tylko dzia­ła­nie przez hara»”4. Takie zaję­cia jak łucz­nic­two zen, ike­bana czy cere­mo­nia picia her­baty sprzy­jają budo­wa­niu wła­ści­wej hara.

Więk­szość ludzi Zachodu sku­pia się w gór­nej poło­wie ciała, zwłasz­cza w gło­wie. Głowę uwa­żamy za sie­dzibę ego, ośro­dek świa­do­mo­ści i celo­wego zacho­wa­nia. Prze­ciw­nie, dolna część ciała, szcze­gól­nie mied­nica, w któ­rej rezy­duje hara, to ośro­dek życia nie­świa­do­mego i instynk­tow­nego. Powiedzmy za Tod­dem, że jest to nasz ośro­dek zwie­rzę­co­ści. Jego zna­cze­nie staje się oczy­wi­ste, gdy przyj­miemy do wia­do­mo­ści, że świa­do­mie kon­tro­lu­jemy nie wię­cej niż 10 pro­cent wyko­ny­wa­nych przez sie­bie ruchów, pod­czas gdy 90 pro­cent pozo­staje poza świa­do­mo­ścią.

Jasno uka­zuje to nastę­pu­jąca ana­lo­gia. Pomyśl o koniu i jeźdźcu. Jeź­dziec, który decy­duje o kie­runku i pręd­ko­ści jazdy, odgrywa rolę ego; koń nato­miast jest ośrod­kiem dol­nym, odpo­wia­da­ją­cym za siłę i pew­ność ruchów, dzięki któ­rym może nieść jeźdźca w pożą­da­nym kie­runku. Nawet jeśli czło­wiek straci przy­tom­ność, koń w więk­szo­ści wypad­ków zawie­zie go bez­piecz­nie do domu. Kiedy jed­nak utraci siły koń, jeź­dziec jest prak­tycz­nie bez­radny. Naj­lep­sze, co może zro­bić, to pójść pie­szo.

Brzuch to dosłow­nie sie­dli­sko życia. Ciało jest osa­dzone w koszu mied­nicy. Poprzez mied­nicę mamy kon­takt z narzą­dami płcio­wymi i nogami. Także w obsza­rze brzu­cha docho­dzi do poczę­cia nowej jed­nostki i z brzu­cha wyła­nia się ona na świa­tło dzienne. Utrata kon­taktu z tym ośrod­kiem życia wytrąca czło­wieka z rów­no­wagi, wywo­łu­jąc nie­po­kój i poczu­cie zagro­że­nia.

W ugrun­to­wa­niu się i pozo­sta­niu w tym sta­nie pomoże ci prze­strze­ga­nie dwóch zale­ceń. Pierw­sze mówi, że należy stale mieć nogi lekko ugięte w kola­nach. Zablo­ko­wa­nie kolan w pozy­cji sto­ją­cej spra­wia, że cała część ciała od bio­der w dół zamie­nia się w sztywną struk­turę, która funk­cjo­nuje tylko mecha­nicz­nie, jako opar­cie lub śro­dek loko­mo­cji. Unie­moż­li­wia to jed­no­stce iden­ty­fi­ko­wa­nie się z dolną połową ciała.

Kolana to amor­ty­za­tory ciała. Kiedy działa jakiś nacisk, ugi­nają się, dzięki czemu jest on prze­ka­zy­wany przez ciało do ziemi. Kiedy kolana są usztyw­nione, nacisk zatrzy­muje się w dol­nej czę­ści ple­ców, wywo­łu­jąc stres będący źró­dłem scho­rzeń tego obszaru ciała. Zawsze sły­szymy, że przy pod­no­sze­niu dużych cię­ża­rów trzeba ugi­nać nogi w kola­nach. Nie dostrze­gamy nato­miast tego, że pre­sja psy­chiczna jest ekwi­wa­len­tem obcią­że­nia fizycz­nego. Jeśli pró­bu­jemy ją zno­sić ze sztyw­nymi kola­nami, bie­rzemy jej nacisk na dolną część ple­ców5.

Ćwi­cze­nie 2. Zgi­na­nie kolan

Przyj­mij swoją nor­malną postawę sto­jącą ze sto­pami roz­su­nię­tymi na 20 cm. Zwróć uwagę, czy twoje kolana są usztyw­nione, czy ugięte, czy stopy są uło­żone rów­no­le­gle do sie­bie, czy też zwró­cone na zewnątrz, czy cię­żar ciała spo­czywa na przo­do­sto­piu, czy na pię­tach.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zob. moją książkę Depre­sja i ciało, War­szawa: Czarna Owca, 2019. [wróć]

Zawsze gdy mowa o „przo­do­sto­piu”, cho­dzi o przed­nią część pode­szwy nogi, ale z wyłą­cze­niem pal­ców – ang. balls of the foot (przyp. tłum.). [wróć]

Mabel Elsworth Todd, The Thin­king Body, New York: Paul B. Hober, Inc., 1937, s. 160. Wzno­wie­nie: Dance Hori­zons, Inc., New York. [wróć]

Karl­fried Durc­kheim, Hara, The Vital Cen­ter of Man, Lon­don: Geo­rge Allen & Unwin, Ltd., 1962, s. 46. [wróć]

Peł­niej­sze omó­wie­nie dyna­miki stresu można zna­leźć w mojej książce Bio­ener­ge­tyka, War­szawa: Czarna Owca, 202. [wróć]