Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Czy jesteś narcyzem? A może znasz kogoś, kto nim jest? Wbrew obiegowemu przekonaniu narcyz nie kocha ani siebie, ani nikogo innego. To człowiek, który nie potrafi zaakceptować swojego prawdziwego Ja i w jego miejsce tworzy trwałą maskę, mającą skrywać niezdolność do doznawania uczuć.
W tej przełomowej pracy Alexander Lowen, psychoanalityk światowej sławy, wykorzystuje swoje ogromne doświadczenie kliniczne, by pokazać, jak można przywrócić takiemu pacjentowi uczucia i pomóc w odzyskaniu integralności jaźni. Podstawowy przekaz Narcyzmu jest tyleż doniosły, co niemożliwy do zakwestionowania: uczucia i ich wyrażanie to bez żadnych wątpliwości sprawa najwyższej wagi. „Jesteśmy tym, co czujemy, a nie tym, co robimy”.
Alexander Lowen (1910-2008) to amerykański psychoterapeuta, ojciec bioenergoterapii. Początkowo uczeń Wilhelma Reicha, po powrocie ze studiów medycznych na Uniwersytecie w Genewie zaczął rozwijać wraz z Johnem Pierrakosem swoje własne podejście terapeutyczne, zwane bioenergetyką lub analizą bioenergetyczną, której poświęcił ponad 60 lat życia. Lowen napisał kilkanaście książek czytanych przez specjalistów i pasjonatów na całym świecie. Był twórcą Międzynarodowego Instytutu Analizy Bioenergetycznej.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 301
Chciałbym wyrazić wdzięczność dr. Michaelowi Conantowi i Mirze Ginsburg, którzy przeczytali część mojego manuskryptu i zgłosili cenne sugestie, Marion Wheeler, redaktorce wydawnictwa Macmillan, której rady w znacznym stopniu przyczyniły się do polepszenia tego opracowania, oraz Ruth MacKenzie z Międzynarodowego Instytutu Analizy Bioenergetycznej, która uprzejmie przepisywała mój tekst.
Narcyzm to termin odnoszący się zarówno do sytuacji psychologicznej, jak i kulturowej. W odniesieniu do jednostki oznacza zaburzenie osobowości charakteryzujące się przesadnym zaabsorbowaniem swoim obrazem kosztem własnego Ja. Narcyza bardziej obchodzi to, jak się prezentuje na zewnątrz, niż to, co czuje. W istocie zaprzecza on uczuciom, jeśli są sprzeczne z budowanym przez niego obrazem. Działa na zimno, uwodzi innych i manipuluje nimi, dążąc do władzy i kontrolowania otoczenia. Jest egoistą skupionym na własnym interesie, któremu obce są prawdziwe wartości Ja jednostki – autoekspresja, panowanie nad sobą, godność i prawość. Narcyzowi brakuje poczucia własnego Ja, które wywodzi się z doznań cielesnych. Bez niego zaś jego życie jest puste i pozbawione znaczenia. To żałosny stan.
Gdy mowa o kulturze, narcyzm można widzieć jako utratę ludzkich wartości – brak troski o środowisko, o jakość życia, o bliźnich. Społeczność, która poświęca te wartości w imię zysku i władzy, ujawnia swoją niewrażliwość na ludzkie potrzeby. Miarą postępu staje się mnożenie dóbr materialnych. Mężczyznę przeciwstawia się kobiecie, pracownika – pracodawcy, jednostkę – społeczeństwu. Jeśli bogactwu przypisuje się wyższą rangę niż mądrości, jeśli rozgłos jest ważniejszy od zachowania godności, jeśli sukces liczy się bardziej niż szacunek dla siebie, to znaczy, że w tej kulturze „obraz” ma zawyżoną rangę. Jest to kultura narcystyczna.
Narcyzm jednostki występuje równolegle z narcyzmem kulturowym. Kształtujemy naszą kulturę odpowiednio do naszego własnego obrazu, a zarazem sami jesteśmy kształtowani przez kulturę. Czy można zrozumieć jedno z tych zjawisk, nie rozumiejąc drugiego? Czy psychologia może ignorować socjologię i vice versa?
W ciągu czterdziestu lat, które przepracowałem jako terapeuta, zaobserwowałem znamienną przemianę problemów osobowościowych, z jakimi zwracali się do mnie pacjenci. Wcześniejsze neurozy, takie jak obezwładniające poczucie winy, fobie czy obsesje, nie występują dziś tak powszechnie. W ich miejsce spotykam więcej osób skarżących się na depresję; mówią o braku uczuć, wewnętrznej pustce, głębokim poczuciu frustracji i niespełnienia. Wiele z nich odnosi sukcesy w pracy zawodowej, co wskazuje na rozdarcie pomiędzy tym, jak funkcjonują w świecie, a tym, co dzieje się w ich wnętrzu. Nader dziwny wydaje się względny brak niepokoju i poczucia winy, i to nawet przy poważnych zaburzeniach. W parze z brakiem uczuć sprawia to, że ludzie ci robią wrażenie oderwanych od rzeczywistości. Ich działania – w życiu społecznym, seksie i pracy – wydają się zbyt sprawne, zbyt mechaniczne, zbyt perfekcyjne, wręcz nieludzkie. Funkcjonują raczej jak maszyny niż ludzie.
Narcyza można poznać po braku człowieczeństwa. Nie obchodzi go wisząca nad Ziemią groźba nuklearnego holocaustu, nie dostrzega dramatu ludzi przez całe życie bezskutecznie próbujących wykazać swoją wartość w obojętnym świecie. Kiedy załamuje się jego narcystyczna fasada poczucia wyższości i wyjątkowości, pozwalając, by do świadomości dotarł smutek i poczucie utraty, często jest już dla niego za późno. Pewien mężczyzna, szef dużego przedsiębiorstwa, dowiedział się, że ma raka w fazie terminalnej. Dopiero w obliczu końca życia odkrył, czym to życie jest. „Nigdy wcześniej nie dostrzegałem kwiatów – zwierzał się – ani blasku słońca, ani wiosennych pól. Całe życie starałem się udowodnić mojemu ojcu, że jestem człowiekiem sukcesu. Na miłość nie było miejsca”. Po raz pierwszy w dorosłym życiu był zdolny do płaczu i szukania pomocy u żony i dzieci.
Stawiam tezę, iż narcyzm wskazuje na oderwanie się od rzeczywistego życia jednostki i społeczeństwa. To oderwanie jest czymś więcej niż nerwicą, graniczy z psychozą. Jest jakieś szaleństwo w postawie człowieka, który dążenie do sukcesu stawia wyżej niż potrzebę, by kochać i być kochanym. Jest jakieś szaleństwo w osobie, która nie ma kontaktu z rzeczywistością swojego jestestwa – z ciałem i jego odczuciami. I jest jakieś szaleństwo w kulturze, która zatruwa powietrze, wodę i ziemię w imię „wyższego” standardu życiowego. Ale czy kultura może być chora? Ta koncepcja nie może się przebić w psychiatrii. Na ogół chorobę postrzega się jako znamię jednostki oderwanej od rzeczywistości, w której żyje. Zgodnie z tym kryterium (któremu nie można odmówić pewnej słuszności) sprawnie funkcjonujący narcyz jest odległy od choroby psychicznej. Chyba… chyba że sama kultura nie jest do końca zdrowa. Uważam, że w opętańczej aktywności ludzi w naszych wielkich miastach – dążących do większych pieniędzy, większej władzy, ciągłego ruchu do przodu – jest coś obłędnego. Czy takie opętanie to nie oznaka szaleństwa?
Aby zrozumieć schorzenie stanowiące podłoże narcyzmu, potrzebujemy szerszego i mniej technicznego spojrzenia na problemy osobowościowe. Kiedy na przykład powiadamy, że uliczny hałas w centrum Nowego Jorku może człowieka „doprowadzić do szaleństwa”, jest to mowa, która coś znaczy, jest ludzka i odpowiadająca rzeczywistości. Kiedy mówimy o kimś, że jest „trochę szalony”, wyrażamy prawdę, jakiej nie znajdziecie w literaturze psychiatrycznej. Sądzę, że psychiatria wiele by zyskała, gdyby rozszerzyła swoje pojęcia tak, by objęły doświadczenia zwykłych ludzi wyrażane w codziennym języku.
Chciałbym podzielić się z czytelnikiem moim rozumieniem zagadnienia narcyzmu. Musimy określić, jakie siły w naszej kulturze stwarzają ten problem i jakie czynniki osobowościowe predysponują do niego jednostkę. Jeśli nie chcemy osunąć się w narcyzm, musimy też wiedzieć, czym jest człowieczeństwo.
Prowadzona przeze mnie terapia pacjentów narcystycznych ma pomóc im w nawiązaniu kontaktu z własnym ciałem i odzyskaniu utraconego człowieczeństwa. Podejście to wymaga pracy nad zredukowaniem napięć mięśniowych i sztywności, które blokują doznawanie uczuć. Nigdy jednak nie traktowałem stosowanych przeze mnie konkretnych technik jako najważniejszego elementu zagadnienia. Kluczem do terapii jest zrozumienie. Bez niego żadne podejście i żadne terapeutyczne narzędzie nie ma sensu i nie może skutecznie działać na głębokim poziomie osobowości. Tylko dzięki zrozumieniu można naprawdę pomóc pacjentowi. Wszyscy pacjenci rozpaczliwie tęsknią za kimś, kto ich zrozumie. Gdy byli dziećmi, nie rozumieli ich rodzice; nie widzieli w nich odrębnych jednostek mających swoje uczucia i nie traktowali ich z szacunkiem dla ich człowieczeństwa. Nie udzieli skutecznej pomocy pacjentowi z zaburzeniem narcystycznym taki terapeuta, który nie potrafi wyczuć jego bólu i lęku, dostrzec wysiłku, jaki wkłada w walkę o zachowanie zdrowia psychicznego w sytuacji domowej, która naprawdę może doprowadzić do szaleństwa.
Rozdział 1
Czym się wyróżnia zaburzenie narcystyczne? Przykład jednego z moich pacjentów – Ericha – pomoże nam uzyskać wyraźniejszy obraz. To prawda, że Erich był wyjątkowy, ponieważ był całkowicie pozbawiony uczuć. Ale działanie wyprane z uczuć jest, jak zobaczymy, podstawowym zakłóceniem osobowości narcystycznej.
Erich przyszedł do mnie na konsultację ze swoją dziewczyną Janice, ponieważ ich związek się rozpadał. Żyli ze sobą od kilku lat, ale Janice mówiła, że nie mogłaby wyjść za niego, chociaż bardzo go kocha, ponieważ w ich związku czegoś brakuje. Pozostawia ją z uczuciem niezaspokojenia, swoistej pustki. Kiedy spytałem Ericha, co czuje w związku z tym, odpowiedział, że nie rozumie jej pretensji. Stara się przecież robić to, czego ona sobie życzy, zaspokajać jej potrzeby. Gdyby tylko powiedziała mu, co jeszcze mógłby zrobić, żeby czuła się szczęśliwa, na pewno by to uczynił. Janice powiedziała, że nie na tym polega problem. Czegoś brakuje w jego stosunku do niej. Jeszcze raz spytałem więc Ericha o jego uczucia. „Uczucia! – wykrzyknął. – Ja nie mam żadnych uczuć. Nie wiem, co pan rozumie przez uczucia. Programuję swoje zachowania tak, żeby jak najskuteczniej poruszać się w tym świecie”.
Jak można komuś wytłumaczyć, czym są uczucia? To nie jest coś, co się zdarza, ani coś, co robimy. Są funkcją ciała, a nie procesem umysłowym. Z procesami umysłowymi Erich był za pan brat. Pracował w branży wysokiej technologii, co wymagało znajomości działania komputerów. Najwyraźniej widział w „programowaniu” swoich zachowań klucz do sukcesu.
Przywołałem przykład zakochanego człowieka, który czuje, jak jego serce roztapia się na widok ukochanej. Erich zaoponował, mówiąc, że to tylko metafora. Zapytałem więc, czym jest jego zdaniem miłość, jeśli nie jest uczuciem płynącym z ciała. Miłość – wyjaśnił – to szacunek i przywiązanie do drugiej osoby. Uważał więc, że potrafi okazywać szacunek i przywiązanie, ale wyglądało na to, że nie tego pragnie Janice. Wcześniej inne kobiety też skarżyły się, że nie potrafi kochać, ale nigdy nie rozumiał, o co im chodzi. Mogłem mu tylko wskazać, że kobieta chciałaby mieć poczucie, iż w jej obecności mężczyzna jest rozpalony i podniecony. W miłości musi być żarliwość i namiętność, nie tylko szacunek i przywiązanie.
Erich rzekł na to, że nie chce, żeby Janice go porzuciła. Uważa, że mogliby być dobrymi rodzicami i zgodnymi partnerami. Ale gdyby odeszła, nie czułby bólu. Dawno temu uodpornił się na ból. Jako dziecko praktykował wstrzymywanie oddechu dopóty, dopóki ból nie ustąpił. Spytałem, czy miałoby dla niego znaczenie, gdyby Janice odeszła z innym mężczyzną. „Nie” – odrzekł. Czy nie byłby zazdrosny? „A co to jest zazdrość?” – próbował się dowiedzieć. Jeśli nie cierpisz i nie masz poczucia straty, kiedy opuszcza cię kochana osoba, to nie może być mowy o zazdrości. To uczucie bowiem rodzi się z lęku przed utratą miłości.
Kiedy Erich i Janice się rozstali, dziewczyna zabrała ze sobą psa. Pewnego razu Erich zobaczył tego psa na ulicy i poczuł ukłucie w boku. „Czy to jest uczucie?” – zapytał mnie całkiem serio.
Co takiego się zdarzyło, co przemieniło istotę ludzką w niewrażliwą maszynę? Wysunąłem hipotezę, że w jego dzieciństwie musiało być za mało albo zbyt wiele uczuć. Kiedy napomknąłem o tym Erichowi, stwierdził, że jedno i drugie jest prawdą. Jego matka była zawsze o krok od histerii, ojciec zaś nie przejawiał żadnych emocji. Według jego opowieści chłód i niechęć ojca doprowadzały matkę do szału. To było niczym senny koszmar. Ale zarazem Erich zapewnił mnie, że nie przeżywa rozstroju: „Brak uczuć nie jest dla mnie problemem. Doskonale sobie radzę w życiu”. Mogłem mu odpowiedzieć tylko to jedno: „Martwy człowiek nie czuje niczego i niczym się nie przejmuje. Po prostu zrobiłeś z siebie trupa”. Sądziłem, że ta uwaga go dotknie. Jego reakcja była zadziwiająca. „Wiem, że jestem martwy” – powiedział.
„Kiedy byłem młody, przerażała mnie myśl o śmierci – tłumaczył Erich. – Pomyślałem, że jeśli będę od razu martwy, to nie będę miał się czego bać. Zacząłem więc myśleć o sobie jako nieboszczyku. Nie spodziewałem się, że dożyję dwudziestu lat. To dziwne, że wciąż jestem przy życiu”.
Stosunek Ericha do życia z pewnością uderzy czytelnika dziwnością. Myślał o sobie jako jakiejś „rzeczy”, nawet użył tego słowa, opisując, jak postrzega własną osobę. Uważał, że celem jego działań jest dobro innych ludzi, chociaż przyznawał, że satysfakcji doznaje tylko pośrednio, dzięki ich reakcjom. Na przykład twierdził, że jest doskonałym partnerem seksualnym, zdolnym dostarczyć kobiecie dużej przyjemności. „Mieliśmy dobry seks – dorzuciła jego dziewczyna – ale nie było w tym miłości”. Erich był martwy emocjonalnie, więc znajdował niewiele cielesnej przyjemności w akcie płciowym. Satysfakcję czerpał z reakcji kobiety. Ale ponieważ nie okazywał osobistego zaangażowania, jej szczytowanie było ograniczone. To było coś, czego Erich nie potrafił zrozumieć. Tłumaczyłem, że orgazmiczne reakcje mężczyzny wzmacniają i pogłębiają podniecenie partnerki, doprowadzając ją do pełniejszego orgazmu. I odwrotnie, reakcje kobiety wzmacniają podniecenie mężczyzny. Taka wzajemność może jednak funkcjonować tylko na poziomie genitalnym, czyli w trakcie stosunku. Erich przyznał, że w celu doprowadzenia kobiety do szczytowania używa rąk, ponieważ są wrażliwsze niż jego penis. W rezultacie akt seksualny w jego wykonaniu nie był wyrazem namiętności, lecz obsługiwaniem kobiety. Nie było w nim żadnego żaru.
A jednak Erich nie był całkowicie wyprany z uczuć. Gdyby nie czuł absolutnie nic, to nie zgłosiłby się do mnie na konsultację. Wiedział, że coś z nim jest nie w porządku, aczkolwiek negował związane z tym uczucia. Wiedział, że powinien się zmienić, ale wzniósł sobie potężne mury obronne. Nie można było obalić tych murów bez pełnego zrozumienia ich funkcji, a i to wyłącznie przy współpracy pacjenta. Dlaczego Erich stworzył tak silne mechanizmy chroniące go przed uczuciami? Dlaczego zakopał się w charakterologicznym grobie? Czego naprawdę się bał?
Sądzę, że bał się choroby psychicznej. Erich twierdził, że bał się śmierci, co moim zdaniem było prawdą. Ale ten lęk był świadomy, podczas gdy lęk przed obłędem był nieświadomy, a więc głębszy. Uważam, że lęk przed śmiercią często rodzi się z nieuświadomionego pragnienia śmierci. Erich wolał być martwy niż szalony. Znaczy to, że był bliżej choroby niż śmierci. Żywił przekonanie (aczkolwiek nieświadomie), że dopuszczenie do świadomości jakichkolwiek uczuć stworzy wyrwę w tamie. Zaleje go wtedy i przytłoczy potok emocji, który przyprawi go o obłęd. Jego nieświadomy umysł kojarzył uczucia z chorobą i z jego histeryczną matką. Erich zaś identyfikował się z ojcem i siłę woli, rozum oraz logiczne myślenie uznawał za cechy zdrowia psychicznego. Wyobrażał sobie samego siebie jako osobę „zdrową”, która potrafi przeanalizować każdą sytuację i zareagować na nią w logiczny i skuteczny sposób. Ale logika to tylko zastosowanie pewnych reguł myślenia do określonych przesłanek. Sensowność wniosków zależy więc od przesłanek, z których się wychodzi.
Wskazałem Erichowi na fakt, że choroba umysłowa to stan osoby, która nie ma kontaktu z rzeczywistością. Ponieważ uczucia są podstawową rzeczywistością życia ludzkiego, brak kontaktu z nimi jest oznaką choroby. Z tego punktu widzenia – mówiłem – Ericha należy uznać za chorego, pomimo widocznej racjonalności jego zachowania. Ta sugestia, że może być obłąkany, zrobiła na nim silne wrażenie. Zaczął się dopytywać o istotę swojej choroby. Wyjaśniłem mu, że uczucia nigdy nie bywają przejawem szaleństwa, zawsze mają sens dla danej osoby. Natomiast człowiek, który nie potrafi ich akceptować albo panować nad nimi, któremu wydaje się, że jego uczucia są w konflikcie z racjonalnym myśleniem, może mieć wewnętrzne poczucie rozdarcia czy też obłędu – sądzi, że te uczucia po prostu „nie mają sensu”. Ale zaprzeczanie własnym uczuciom nie ma sensu tym bardziej. Można tego dokonać jedynie przez oddzielenie ego od ciała, czyli od podstawy życiaa1. I trzeba wtedy stale wysiłkiem woli tłumić uczucia. Jest to męczące i bezcelowe. Porównałem postawę Ericha do uciekiniera przed wymiarem sprawiedliwości, który nie ma odwagi się poddać, chociaż czuje, że ciągłe ukrywanie się przekracza jego siły. Tylko kapitulacja może mu przynieść spokój. Jeśli Erich potrafi dostrzec i zaakceptować fakt, że jego postawa jest naprawdę chora, będzie uzdrowiony. To wyjaśnienie przypadło mu do gustu.
Czego dowiadujemy się o zaburzeniu narcystycznym z przykładu Ericha? Najważniejszą jego właściwością, jak sądzę, jest nieobecność uczuć. Wprawdzie Erich odciął się od swoich uczuć w skrajnym stopniu, ale ich brak czy też zaprzeczanie im to cechy typowe dla wszystkich jednostek narcystycznych. Kolejny aspekt narcyzmu widoczny w osobowości Ericha to potrzeba prezentowania na zewnątrz określonego obrazu. Erich opisywał samego siebie jako kogoś, mówiąc jego słowami, zaangażowanego w „czynienie dobra dla innych”. Ale ten obraz był wypaczeniem rzeczywistości. To, co on nazywał „czynieniem dobra dla innych”, było w istocie narzucaniem im swojej władzy i – pomimo deklarowanych dobrych intencji – czymś prawie nieludzkim. Na przykład, pod pozorem czynienia dobra wykorzystywał swoją dziewczynę: brał od niej miłość, nie odwzajemniając się własną miłością. Takie wykorzystywanie innych ludzi jest typowym rysem osobowości narcystycznej.
Tu nasuwa się pytanie: czy wykorzystywanie przez Ericha władzy można nazwać przejawem pychy? Przecież sam siebie opisywał jako „rzecz”, co trudno uznać za wyolbrzymioną wizję własnej osoby. Ale jego „ja”, obserwujące samego siebie i kontrolujące tę „rzecz”, stanowiło butną superwładzę. Tę butę ego znajdujemy w każdej osobowości narcystycznej, nawet przy braku rzeczywistych osiągnięć i niskim poczuciu własnej wartości.
Dzięki przykładowi Ericha zarysował się nam portret narcyza. Ale jak go zdefiniować bardziej precyzyjnie? W potocznym języku narcyzem nazywamy człowieka, który jest zaabsorbowany samym sobą do tego stopnia, że nie dostrzega innych. Jak stwierdza Theodore I. Rubin, uznany psychoanalityk i autor książek, „narcyz staje się swoim własnym światem i sądzi, że cały świat to on”a2. To naturalnie bardzo ogólny obraz. Bliższe spojrzenie na osobowość narcystyczną oferuje Otto Kernberg, również wybitny psychoanalityk. Według jego słów narcyzowie „prezentują rozmaite kombinacje rozdętych ambicji, fantazji wielkościowych, poczucia niższości oraz nadmiernego uzależnienia od zewnętrznego uznania i podziwu”. Charakterystyczne są według niego również takie cechy jak „ciągły brak pewności siebie, niezadowolenie z siebie, świadoma lub nieświadoma skłonność do wykorzystywania innych i traktowania ich w sposób bezwzględny”a3.
Tego rodzaju opisowe analizy zachowań narcystycznych pomogą nam jednak tylko w rozpoznaniu narcyza, lecz nie w zrozumieniu go. Musimy zajrzeć pod powierzchnię zachowania, by dostrzec leżące u jego podłoża zaburzenie osobowości. Pytanie brzmi: co sprawia, że dana osoba bezwzględnie wykorzystuje innych, a jednocześnie trwale cierpi na brak pewności i niezadowolenie z siebie?
Psychoanalitycy twierdzą, że problem ten rozwija się we wczesnym dzieciństwie. Kernberg wskazuje na zachodzące u małego dziecka „zlanie się obrazów rzeczywistego i idealnego Ja oraz idealnego obiektu w obronie przed nieznośną rzeczywistością relacji interpersonalnych”a4. Mówiąc mniej fachowym językiem, Kernberg twierdzi, że narcyz jest zawieszony na swoim obrazie. W rezultacie nie potrafi odróżnić stworzonego przez jego wyobraźnię obrazu własnej osoby od obrazu rzeczywistego. Te dwie wizje stają się jednością. Nie jest to jednak sformułowanie wystarczająco jasne. W istocie chodzi o to, że narcyz identyfikuje się z wyidealizowanym obrazem, gubiąc obraz rzeczywisty. (Względnie nieistotne jest, czy dzieje się tak dlatego, że obraz rzeczywisty zlewa się z idealnym, czy dlatego, że zostaje zatarty). Narcyz nie funkcjonuje odpowiednio do rzeczywistego obrazu, ponieważ jest on dla niego nie do przyjęcia. Ale jak może go ignorować albo zaprzeczać jego realności? Odpowiedź brzmi: ponieważ mu się nie przygląda. Pomiędzy rzeczywistym Ja a jego obrazem jest taka sama różnica jak pomiędzy osobą a jej odbiciem w lustrze.
Wszystkie te rozważania o „obrazach” zdradzają słabość stanowiska psychoanalitycznego. Podstawą psychoanalitycznej interpretacji zaburzenia narcystycznego jest przekonanie, że o osobowości przesądza to, co dzieje się w umyśle jednostki. Nie bierze się pod uwagę, że procesy cielesne mają równie duży wpływ na myślenie i zachowanie jak procesy umysłowe. Świadomość jest skupiona na obrazach, które decydują o naszych działaniach (lub nawet im podporządkowana). Powinniśmy jednak pamiętać, że obraz implikuje istnienie obiektu, który przedstawia. Obraz Ja – wyolbrzymiony, wyidealizowany lub realny – musi pozostawać w jakiejś relacji z prawdziwym Ja, które jest czymś więcej niż obrazem. Powinniśmy więc skoncentrować uwagę na owym Ja, to znaczy na Ja cielesnym, które jest obecne w umyśle jako obraz. Najprościej ujmując, utożsamiam Ja z żywym ciałem, którego częścią jest umysł. Poczucie własnego Ja zależy od percepcji tego, co dzieje się w ciele. Percepcja zaś to funkcja umysłu polegająca na tworzeniu obrazów.
Jeśli Ja jest ciałem, to rzeczywisty obraz Ja musi być obrazem ciała. Wymazać go można tylko przez zaprzeczenie realności wcielonego Ja. Narcyz nie zaprzecza, że ma ciało. Jego rozeznanie rzeczywistości nie jest aż tak ułomne. Widzi jednak swoje ciało jako narzędzie umysłu, poddane jego woli. Ciało działa zgodnie z umysłowymi wyobrażeniami, wolne od uczuć. Chociaż może skutecznie funkcjonować jako narzędzie, na podobieństwo maszyny, i może robić wrażenie niewzruszonego pomnika, to nie ma w nim wtedy „życia”. A to właśnie uczucie ożywienia pozwala na doświadczanie własnego Ja.
Według mnie jest oczywiste, że podstawowym zaburzeniem osobowości narcystycznej jest zaprzeczanie uczuciom. Narcyza zdefiniowałbym jako osobę, której zachowania nie są motywowane uczuciami. Wciąż jednak pozostaje pytanie, dlaczego ktoś miałby zaprzeczać własnym uczuciom. Oraz związane z nim kolejne pytanie: dlaczego zaburzenie narcystyczne jest dziś tak rozpowszechnione w świecie Zachodu?
Mówiąc ogólnie, typowy w danym czasie wzór zachowań neurotycznych odzwierciedla działanie sił kulturowych. W epoce wiktoriańskiej, na przykład, typową nerwicą była histeria. Reakcja histeryczna jest efektem powstrzymywania podniecenia seksualnego. Może przybrać postać eksplozji emocjonalnej, która przełamuje ograniczenia i przytłacza ego. Taka osoba będzie wtedy płakać lub krzyczeć w niekontrolowany sposób. Jeśli jednak mechanizmy ograniczające wytrzymają nacisk, blokując wszelki wyraz uczuć, to może zasłabnąć, jak to się zdarzało wielu wiktoriańskim kobietom, kiedy zetknęły się z jakąś publiczną manifestacją seksualności. W innych wypadkach usiłowanie wyparcia ze świadomości wczesnych doświadczeń seksualnych, a także seksualnych uczuć, mogło prowadzić do tego, co nazywamy zaburzeniem konwersyjnym. Występują wtedy pewne niedomagania funkcjonalne, w rodzaju paraliżu, choć nie ma dla nich żadnych fizycznych podstaw.
Właśnie podczas pracy z histerycznymi pacjentkami Zygmunt Freud zaczął rozwijać psychoanalizę i swoje koncepcje dotyczące nerwic. Koniecznie trzeba jednak przywołać obraz społeczeństwa, w którym dokonywał swoich obserwacji. Mówią najogólniej, kultura czasów wiktoriańskich nosiła piętno sztywnej struktury klasowej. Jawnie kultywowanym standardem była surowa moralność seksualna i pruderia, a akceptowanymi postawami – powściągliwość i konformizm. Sposób wypowiadania się i rodzaj stroju pozostawały pod ścisłą kontrolą, zwłaszcza w środowisku burżuazji. Kobiety nosiły ciasne gorsety, a mężczyźni sztywne kołnierzyki. Szacunek dla autorytetów stanowił normę. W rezultacie wielu ludzi wykształcało poważne i surowe superego, które ograniczało ich ekspresję seksualną, wzbudzało silne poczucie winy i lęk przed uczuciami seksualnymi.
Dzisiaj, po upływie wieku, obraz kultury obrócił się niemal o sto osiemdziesiąt stopni. Autorytety są w upadku, zarówno w rodzinie, jak i w szerszej społeczności. Obyczaje seksualne stały się o wiele bardziej swobodne. Przechodzenie od jednego partnera do drugiego jest niemal równie łatwe jak fizyczne przemieszczanie się pomiędzy różnymi miejscami. Pruderię zastąpiły ekshibicjonizm i pornografia. Czasami można się zastanawiać, czy w ogóle istnieje jeszcze powszechny standard moralności seksualnej. W każdym razie niełatwo dziś spotkać ludzi, którzy cierpieliby z powodu uświadomionego poczucia winy lub lęku wywołanego przez uczucia seksualne. Za to wielu skarży się na swoją niezdolność do życia seksualnego albo lęk przed porażką w tej dziedzinie.
Oczywiście to porównanie epoki wiktoriańskiej i współczesności jest mocno uproszczone. Pozwala jednak podkreślić kontrast między histeryczną nerwicą z czasów Freuda a dzisiejszym narcystycznym zaburzeniem osobowości. Na przykład narcyzowi nie doskwiera sztywne i surowe superego. Wręcz przeciwnie. Wydaje się, że nie posiada on czegoś, co można by chociaż uznać za normalne superego, nakładające pewne hamulce moralne na zachowania seksualne i inne. Nie mając poczucia granic, skłonny jest „odreagowywać” swoje impulsy. Nie istnieje dla niego samoograniczenie w reakcjach na ludzi i sytuacje. Nie czuje się też skrępowany przez obyczaj lub modę. Uważa, że ma prawo kreować własny styl życia bez zważania na reguły społeczne. Czyli również wręcz przeciwnie niż histerycy z czasów Freuda.
O tym kontraście stanowi nie tylko odmienny obraz zachowań, podobna opozycja występuje na poziomie uczuć. Osobę histeryczną często opisuje się jako nadmiernie emocjonalną, wyolbrzymiającą swoje uczucia. Natomiast narcyz minimalizuje uczucia, chce być „chłodny”. I podobnie, o ile histerykowi ciąży poczucie winy, o tyle narcyz wydaje się od niego wolny. Narcyz ma predyspozycje do depresji, poczucia pustki i braku uczuć, podczas gdy histeria predysponuje do stanów lękowych. W histerii występuje mniej lub bardziej świadomy lęk przed przytłoczeniem przez uczucia, w narcyzmie ten lęk jest głównie nieświadomy. Ale to wszystko różnice teoretyczne. U wielu osób można znaleźć mieszankę lęku i depresji, gdyż są u nich obecne zarówno elementy histerii, jak i narcyzmu. Jest to szczególnie prawdziwe u osobowości borderline, odmianie zaburzenia narcystycznego, o której będę mówił w dalszej części rozdziału.
Wróćmy teraz do kontrastujących ze sobą obrazów dwóch kultur. Kultura wiktoriańska rozbudzała silne uczucia, a jednocześnie nakładała zdecydowane i silne ograniczenia na ich wyrażanie, zwłaszcza w sferze seksualnej. Prowadziło to do histerii. Nasza współczesna kultura we względnie niewielkim stopniu ogranicza zachowania, a nawet w imię wolności zachęca do „odreagowywania” impulsów seksualnych, minimalizuje natomiast znaczenie uczuć. W efekcie mamy narcyzm. Można by jeszcze dodać, że kultura wiktoriańska kładła nacisk na miłość bez seksu, podczas gdy kultura współczesna – na seks bez miłości. Zgoda, że powyższe tezy są poważnym uogólnieniem, ale pozwalają skupić uwagę na najważniejszym problemie narcyzmu: zaprzeczaniu uczuciom i związku tego zjawiska z brakiem granic. Dziś rzuca się w oczy tendencja do traktowania wszelkich ograniczeń jako niepotrzebnego blokowania ludzkiego potencjału. Biznes działa tak, jakby nie było żadnych granic wzrostu ekonomicznego, a nawet w nauce można natknąć się na prognozy mówiące, że kiedyś zdołamy przezwyciężyć śmierć, a więc przekształcić naturę zgodnie z naszymi wyobrażeniami. Dominującymi wartościami stały się władza, sprawność i produktywność, które zajęły miejsce takich staroświeckich cnót jak godność, prawość i poczucie własnej wartości (patrz rozdział 9).
Oczywiście narcyzm nie ogranicza się do współczesności. Istniał w czasach wiktoriańskich i w całej historii cywilizacji. Również zainteresowanie tym zaburzeniem nie jest nowością w psychologii. Już w 1914 roku narcyzm stał się przedmiotem badań Freuda. Wychodząc ze spostrzeżenia, że termin ten pierwotnie odnosił się do jednostek czerpiących erotyczną satysfakcję z przyglądania się własnemu ciału, Freud szybko zauważył, że wiele aspektów takiej postawy można znaleźć u większości ludzi. Sądził nawet, że narcyzm może być częścią „regularnego rozwoju seksualnego istoty ludzkiej”a5. Pierwotnie, według niego, posiadamy dwa obiekty seksualne: samego siebie i osobę, która troszczy się o nas. Ta opinia opierała się na obserwacji, iż dla małego dziecka źródłem erotycznej przyjemności może być zarówno jego własne ciało, jak i ciało matki. Mając to na uwadze, Freud postulował możliwość istnienia w każdej jednostce „pierwotnego narcyzmu, który na dłuższą metę przejawia się jako dominowanie nad wybranym obiektem”a6.
Pojawia się pytanie, czy rzeczywiście istnieje normalny stan pierwotnego narcyzmu. Jeżeli tak, to można sądzić, że patologiczne następstwa pojawiają się, kiedy dziecku nie uda się przejść od etapu miłości do samego siebie (pierwotnego narcyzmu) do prawdziwej miłości (skierowanej ku innej osobie). Podkreślanie kwestii defektu rozwojowego sugeruje występowanie jakiegoś braku, który blokuje normalny rozwój. Moim zdaniem trafniejsza jest koncepcja mówiąca, iż narcyzm jest skutkiem deformacji rozwoju. Musimy rozejrzeć się za czymś, co rodzice zrobili dziecku, a nie jedynie za czymś, co im się nie udało. Nieszczęśliwie dzieci często padają ofiarą traumy obydwu rodzajów. Rodzice nie potrafią otoczyć dziecka wystarczającą troską i zapewnić mu wsparcia emocjonalnego, gdyż nie dostrzegają i nie respektują jego indywidualności, ale także w uwodzicielski sposób próbują wpasować je w szablon ich własnych wyobrażeń o tym, jakie dziecko powinno być. Brak troski i szacunku pogłębia deformację, ale to deformacja prowadzi do zaburzenia narcystycznego.
Nie wierzę w teorię narcyzmu pierwotnego. Uważam, że narcyzm zawsze jest wtórny i wynika z nieprawidłowości w relacjach dziecka z rodzicami. Jest to pogląd odmienny od opinii większości psychologów ego, którzy uważają, że patologiczny narcyzm rodzi się wtedy, gdy jednostce nie udaje się wyrosnąć z narcyzmu pierwotnego. Ich stanowisko opiera się głównie na obserwacji faktu, iż niemowlęta i małe dzieci dostrzegają tylko same siebie, myślą tylko o sobie i żyją tylko dla siebie.
Przez krótki czas po narodzinach niemowlę rzeczywiście wydaje się postrzegać matkę jak część samego siebie, tak jak to było podczas pobytu w macicy. Świadomość noworodka nie jest jeszcze na tyle rozwinięta, by rozpoznać drugą osobę jako niezależną istotę. Ale ta świadomość szybko się rozwija. Dziecko wkrótce zaczyna wykazywać się zrozumieniem odrębności matki (choćby uśmiechając się do niej), chociaż wciąż funkcjonuje tak, jakby matka istniała tylko w celu zaspokajania jego potrzeb. Takie oczekiwanie dziecka – że matka zawsze będzie przy nim, gotowa do pomocy – opisywano jako dziecięce złudzenie omnipotencji. Wydaje się jednak, że to niefortunny termin. Jak wskazuje brytyjski psychoanalityk Michael Balint, „dziecko przyjmuje za oczywistość, że druga strona, obiekt w przyjaznej przestrzeni, będzie miała automatycznie te same pragnienia, zainteresowania i oczekiwania. Tłumaczy to, dlaczego tak często mówi się o stanie omnipotencji. To określenie jest cokolwiek bałamutne. W istocie dziecko nie ma poczucia władzy, nie potrzebuje władzy ani żadnych starań, ponieważ w jego otoczeniu panuje pełna harmonia”a7.
Zagadnienie władzy często jednak występuje w relacjach pomiędzy dziećmi a rodzicami. Niejednej matce nie podoba się, że jej stała obecność i gotowość do zaspokajania potrzeb dziecka bez względu na jej własne uczucia jest przez dziecko traktowana jako oczywista i należna. Często oskarża się dzieci o chęć podporządkowania sobie rodziców, podczas gdy one pragną jedynie, by ktoś rozumiał ich potrzeby i reagował na nie. Niemowlęta są całkowicie uzależnione od dorosłych i mogą domagać się czegokolwiek wyłącznie płaczem. Są również naprawdę bezsilne. W istocie to rodzice są wobec dziecka wszechmocni, gdyż to w ich rękach spoczywa władza nad jego życiem. Dlaczego więc my, dorośli, tak często mówimy o dziecku per „jego wysokość”? Koncepcja dziecięcej omnipotencji sugeruje pychę, która usprawiedliwiałaby założenie o istnieniu narcyzmu pierwotnego. Ja jednak sądzę, że to wszystko jest tylko w umyśle osoby dorosłej. Rodzic rzutuje własny narcyzm na dziecko: „Jestem kimś wyjątkowym, więc moje dziecko też jest wyjątkowe”.
Dotąd spoglądaliśmy na narcyzm w całości. Ale obejmuje on szerokie spektrum zachowań; zaburzenie czy też utrata własnego Ja może występować w różnym stopniu. Wydzielam pięć typów zaburzenia narcystycznego, różniących się nasileniem oraz pewnymi specyficznymi cechami. Tak więc różnice są zarówno ilościowe, jak i jakościowe. Wspólnym elementem jest jednak zawsze narcyzm.
Są to następujące typy w porządku rosnącej siły zaburzenia:
1) charakter falliczno-narcystyczny
2) charakter narcystyczny1
3) osobowość borderline
4) osobowość psychopatyczna
5) osobowość paranoidalna
Mamy więc spektrum zaburzeń narcystycznych, od najłagodniejszych do najpoważniejszych. Posługując się tym spektrum, możemy wyraźniej dostrzec relacje pomiędzy różnymi aspektami tych zaburzeń. Na przykład stopień, w jakim jednostka identyfikuje się ze swoimi uczuciami, jest odwrotnie proporcjonalny do nasilenia narcyzmu. Im bardziej narcystyczna jest osobowość, tym słabsze utożsamianie się z uczuciami. A także, w tym wypadku, tym silniejsze identyfikowanie się z obrazem własnej osoby (jako przeciwieństwem prawdziwego Ja) i proporcjonalny do tego poziom pychy. Inaczej mówiąc, istnieje korelacja pomiędzy brakiem lub negowaniem uczuć a brakiem poczucia własnego Ja.
Charakter falliczno-narcystyczny
Charakter narcystyczny
Osobowość
borde
rline
Osobowość psychopatyczna
Osobowość paranoidalna
najniższy
stopień narcyzmu
najwyższy
najniższy
pycha
najwyższy
najniższy
brak uczuć
najwyższy
najniższy
brak poczucia Ja
najwyższy
najniższy
brak kontaktu z rzeczywistością
najwyższy
Przypomnijmy, że utożsamiam Ja z uczuciami lub z doznaniami z ciała. Relację pomiędzy narcyzmem a brakiem poczucia Ja łatwiej zrozumieć, jeśli myślimy o narcyzmie jako egotyzmie, jako obrazie, a nie skupieniu uczuć. Opozycja między ego (strukturą umysłową) a Ja (ciałem/bytem odczuwającym) występuje u wszystkich ludzi dorosłych, a ściśle mówiąc, u każdego, kto dzięki zdolności do wytworzenia obrazu własnej osoby posiada wystarczająco rozwiniętą samoświadomość2. Ponieważ zdolność ta jest funkcją ego, zasadne jest traktowanie narcyzmu jako zaburzenia rozwoju ego.
Lecz posiadanie samoświadomości czy obrazu własnego nie jest cechą narcystyczną, chyba że obraz ten jest nasycony pychą. A czy mamy do czynienia z pychą, to można stwierdzić wyłącznie przez odwołanie się do rzeczywistego Ja. Gdy ktoś pielęgnuje obraz własnej osoby jako atrakcyjnej i pociągającej dla płci przeciwnej, nie ma w tym pychy, jeśli jest rzeczywiście osobą atrakcyjną i pociągającą. Pycha, a więc narcyzm, jest funkcją rozbieżności pomiędzy obrazem a rzeczywistym Ja. Ta rozbieżność jest najsłabsza w przypadku charakteru falliczno-narcystycznego i dlatego taka struktura osobowości jest najbliższa pełnego zdrowia.
W najmniej patologicznej formie termin „narcyzm” odnosi się do zachowania mężczyzn, których ego jest zaabsorbowane uwodzeniem kobiet. To właśnie ich osobowość określa się w literaturze psychoanalitycznej jako falliczno-narcystyczną. Ich narcyzm przejawia się w wyolbrzymionym obrazie własnej atrakcyjności seksualnej i zafiksowaniu na tym obrazie. Wilhelm Reich wprowadził ten termin w 1926 roku na określenie pośredniego typu charakteru pomiędzy nerwicą natręctw a histerią. „Typowy człowiek o charakterze falliczno-narcystycznym – pisał – jest pewny siebie, często zarozumiały, elastyczny, pełen werwy i z reguły robi wrażenie na innych”a8.
Koncepcja charakteru falliczno-narcystycznego jest ważna z dwojakich względów. Po pierwsze, podkreśla bliski związek między narcyzmem a seksualnością, mówiąc konkretniej – seksualnością rozumianą jako zdolność do erekcji, czego symbolem jest fallus. Po drugie, opisuje względnie zdrowy typ charakteru, w którym element narcystyczny jest znikomy. Jak tłumaczy Reich, chociaż w falliczno-narcystycznej relacji z kochaną osobą jest więcej narcyzmu niż pociągu seksualnego, to tacy ludzie „często przejawiają głębokie przywiązanie do osób lub rzeczy”. Ich narcyzm manifestuje się jako „przesadne demonstrowanie pewności siebie, godności i poczucia wyższości”. Ale „dzięki swobodzie okazywania agresji względnie słabo zaburzone jednostki tego typu są silne, impulsywne, pełne energii i zazwyczaj użyteczne społecznie”a9.
Zawsze przypisywałem sobie samemu charakter falliczno-narcystyczny, więc mam pewne wyobrażenie o tym, jak kształtuje się osobowość tego typu. Wiem, że byłem oczkiem w głowie mojej matki. Spodziewała się, że zaspokoję jej ambicje. Byłem dla niej ważniejszy niż ojciec. Aczkolwiek nie była otwarcie uwodzicielska w rozumieniu seksualnym, jej uczucia miały seksualne implikacje. Jej emocjonalne zaangażowanie dało mojej osobowości dodatkowy ładunek energii i pobudzenia. Zarazem jednak jej potrzeba posiadania mnie, a zatem kontrolowania, osłabiła u mnie poczucie własnego Ja. W takiej sytuacji moje ego stało się silniejsze niż Ja, czyniąc mnie osobnikiem narcystycznym. Ale dzięki identyfikowaniu się z ojcem, który był człowiekiem prostym, ciężko pracującym i ceniącym życiowe przyjemności, zachowałem świadomość ożywienia ciała, która jest rdzeniem poczucia własnego Ja.
Ale gdzie tu miejsce na płeć żeńską? Żeński odpowiednik falliczno-narcystycznego mężczyzny to charakter histeryczny3. Terminu „histeria” (pochodzącego od greckiego hystera – macica) używam tutaj, by podkreślić silną identyfikację tego typu osobowości z kobiecą seksualnością. Kobieta o charakterze histerycznym nie jest skazana na jawne przejawy histerii (objaw często związany z osobowością schizofreniczną). Jest raczej tak, że podobnie jak falliczno-narcystyczny mężczyzna, jest ona zaabsorbowana swoim obrazem seksualnym. Również jest pewna siebie, często arogancka, pełna wigoru i robiąca wrażenie. Jej narcyzm przejawia się w uwodzicielskich skłonnościach oraz w czerpaniu poczucia własnej wartości ze swojego seksapilu, opierającego się na „kobiecych” wdziękach. Jest atrakcyjna dla mężczyzn i czuje to, ma względnie silne poczucie własnego Ja. Od falliczno-narcystycznego mężczyzny różni się tym, że jej zasadniczą cechą jest miękkość (miękkość macicy), podczas gdy on identyfikuje się z twardością erekcji. Bywają oczywiście kobiety, których strukturę charakteru i zachowanie można by określić jako falliczne. Nie doznają tak silnych uczuć, seksualnych i wszelkich innych, jak osoba histeryczna. Są bardziej narcystyczne, bardziej przywiązane do swojego wielkościowego obrazu niż do swojego czującego Ja. Zaliczają się do osób o charakterze narcystycznym, który opisuję w następnej kolejności.
Osoba o charakterze narcystycznym ma bardziej wielkościowe ego niż osoba falliczno-narcystyczna. Nie uważa się po prostu za lepszą, jest najlepsza. Nie jest jedynie atrakcyjna, jest najbardziej atrakcyjna. Jak wskazuje psychiatra James F. Masterson, chce być perfekcyjna i chce, żeby inni w niej tę perfekcję widzielia10. Rzeczywiście, osoby narcystyczne często wykazują się licznymi osiągnięciami, ponieważ potrafią sprawnie poruszać się w świecie władzy i pieniądza. Mają o sobie wysokie mniemanie, ale i inni również mogą wysoko je cenić, widząc ich sukcesy. Niemniej jednak ich obraz własny jest wyolbrzymiony – sprzeczny z rzeczywistością ich jaźni. Charakter narcystyczny jest zupełnie bezradny w świecie uczuć i nie umie obcować z innymi w prawdziwie ludzki sposób.
Na różnicę między charakterem falliczno-narcystycznym a narcystycznym można spojrzeć z perspektywy ich fantazji. Na przykład osobnik falliczno-narcystyczny, idąc ulicą, może wyobrażać sobie, że wszystkie kobiety patrzą na niego z zachwytem, a mężczyźni z zazdrością. Na pewnym poziomie postrzega siebie jako lepszego od innych, ale zdaje sobie sprawę, że ktoś może nad nim górować. Jeśli jego narcyzm jest bardziej zaawansowany, jego fantazje mogą przybierać taką postać: „Kiedy idę ulicą, ludzie rozstępują się przede mną, jak rozstąpiły się wody Morza Czerwonego, by przepuścić Żydów. Jestem z tego dumny”. Z takich fantazji naprawdę zwierzał mi się jeden z pacjentów. Jak mówił, wie, że to irracjonalne, ale tak właśnie się czuje. Nieświadomie identyfikował się z celebrytami, dla których policja tworzy szpaler w tłumie wielbicieli.
Trzeci typ narcyza – osobowość borderline – niekoniecznie musi otwarcie przejawiać objawy narcyzmu. Niektórzy tacy ludzie tworzą sobie obraz sukcesu, wysokich kompetencji i władzy, podtrzymywany przez rzeczywiste osiągnięcia w świecie biznesu lub rozrywki. U nich jednak, inaczej niż w przypadku charakteru narcystycznego, ta fasada łatwo kruszy się pod wpływem stresu emocjonalnego, obnażając bezradność i przerażenie kryjącego się za nią dziecka. Inne osoby borderline eksponują swoją słabość i wrażliwość. Często lgną do innych ludzi. W tym wypadku zarozumiałość i pycha kryją się pod spodem, gdyż nie wspierają ich rzeczywiste osiągnięcia.
Poza wyższości u osób o charakterze narcystycznym jest względnie skuteczną obroną przed depresją, więc trudno przełamać ich pełną pychy fasadę. Inaczej jest z osobami borderline, którym demonstrowanie powodzenia nie zapewnia takiej obrony. Często zgłaszają się na terapię, skarżąc się na depresję. Wielkościowe fantazje osób o charakterze narcystycznym i tych o osobowości borderline mogą być do siebie zbliżone. Różni je natomiast siła ego stojącego za tymi fantazjami – stopień, w jakim są wspierane przez prawdziwe poczucie Ja.
Dokonywane przeze mnie rozróżnienie przybliży przykład Richarda, mężczyzny o osobowości borderline. Richard zgłosił się na terapię z powodu depresji, która utrudniała mu zarówno życie seksualne, jak i pracę zawodową. Chociaż wykonywał ważne obowiązki, czuł się nieudacznikiem. Być może sądził, że jest za mało agresywny. W każdym razie miał poczucie, że nie panuje nad sytuacją. Co więcej, lękał się sukcesu.
W powierzchowności Richarda nie było niczego, co wskazywałoby na zaburzenie narcystyczne. Nie był władczy, nie epatował atrakcyjnością. Jednak coś w jego sposobie bycia kazało mi wątpić w jego obraz własny. Kiedy poprosiłem go, żeby opisał siebie, powiedział: „Czuję, że jestem silny, sprawny i pełen energii. Czuję, że jestem bystrzejszy i bardziej kompetentny niż inni i ludzie powinni to dostrzegać. Ale się hamuję. Urodziłem się, by przodować. Urodziłem się na króla, na kogoś górującego nad wszystkimi. To samo poczucie mam w kwestii seksu. Kobiety powinny same do mnie przychodzić, odgadywać moje życzenia. Ale udaję, że jest inaczej. Hamuję się”.
„Urodzić się na króla”, być kimś zupełnie wyjątkowym – to naturalnie pasuje do fantazji typowych dla charakteru narcystycznego. Ale Richard nieustannie się usprawiedliwiał, powtarzając: „Hamuję się”. Osoby o charakterze narcystycznym, przeciwnie, nie hamują się. Jest w nich dostatecznie dużo agresji, by osiągały znaczące sukcesy, co świadczy o sile ego, której brakuje u osobowości borderline. Nie powinniśmy jednak lekceważyć pychy osoby borderline. Nie jest tak wyraźnie widoczna jak w przypadku charakteru narcystycznego, lecz jest obecna w równym stopniu, co pokaże następny przykład.
Carol przez kilka lat poddawała się terapii z powodu depresji i poczucia bezwartościowości. Nie powinno być niespodzianką, że tego rodzaju uczucia mogą przykrywać kryjące się w głębi poczucie wyższości. Od dawna wiemy, że poczucie wyższości i poczucie niższości doskonale ze sobą koegzystują. Kiedy jedno jest na wierzchu, drugie kryje się pod spodem. Opisując samą siebie, Carol mówiła: „W college’u byłam najlepszą studentką. Zawsze miałam najwyższe oceny. Tak samo było na studiach podyplomowych. Uważano mnie za osobę wybitną i gratulowano mi zdolności. Profesorowie zachwycali się mną. Mówili, że jestem nadzwyczajna. Sądziłam, że jestem kimś. Ale teraz w pracy często czuję, że nie wiem, co dalej robić. Czuję się ze sobą okropnie. Tak samo było w młodości w domu. W jednej chwili byłam wielka, w następnej byłam gównem. Matka mogła mi powiedzieć, że jestem najcudowniejszym, najwspanialszym dzieckiem, a następnego dnia mówiła, że to nieprawda, że chciała tylko dodać mi otuchy, bo jestem taka beznadziejna. To mnie wywyższała, to wdeptywała w błoto”.
Zwierzenia Carol wskazują na pewną różnicę między charakterem narcystycznym a osobowością borderline. Aczkolwiek w przypadku charakteru narcystycznego obraz własny jest wielkościowy, to nie wchodzi on w bezpośredni konflikt z rzeczywistością, ponieważ nigdy nie bywa sprowadzany na ziemię. Natomiast osoba borderline czuje się uwięziona pomiędzy dwiema przeciwstawnymi wizjami – jest albo niezaprzeczalną wielkością, albo kompletnym zerem. „Tajna” fantazja o własnej wielkości staje się coraz bardziej niezbędna jako obrona przed groźbą zdradzenia się ze swoją bezwartościowością. Słabszy jest zatem kontakt między obrazem wewnętrznym (fantazją) a prawdziwym Ja, nawet jeśli wypowiedzi pacjenta mają posmak skruchy.
Muszę tu jeszcze raz podkreślić, że różnice pomiędzy poszczególnymi typami narcyzmu są w głównej mierze kwestią jego nasilenia. Niektórzy pacjenci borderline pomimo swego poczucia niższości i braku bezpieczeństwa osiągają w pracy całkiem poważne sukcesy. A wiele osób o charakterze narcystycznym pomimo ich maski władczości i pewności siebie dręczy poczucie własnej niedoskonałości. W takich wypadkach można mieć wątpliwości co do właściwej diagnozy. Na szczęście ścisła diagnoza nie jest konieczna, by móc rozpocząć leczenie, gdyż powinniśmy leczyć pacjenta, a nie jego objawy. Diagnoza może nam jednak pomóc w lepszym zrozumieniu stojącego za tymi objawami zaburzenia osobowości. Jeśli na przykład diagnoza mówi o charakterze narcystycznym, to możemy oczekiwać, że pacjent będzie miał lepiej rozwinięte ego i poczucie Ja niż ktoś z osobowością borderline, a więc należy nieco przesunąć punkt ciężkości terapii.
To rozróżnienie stwarza pewien problem teoretyczny autorom, którzy postrzegają narcyzm jako skutek niedorozwoju ego. Jak wyjaśnia Masterson, „chociaż reprezentacje obiektu i Ja zlewają się, to charakter narcystyczny zdaje się czerpać z tego faktu korzyści dla rozwoju ego, który – jak się na ogół sądzi – może być jedynie rezultatem ich rozdzielenia”a11. Dla tych autorów wielkościowość jest kontynuacją dziecięcego poczucia omnipotencji, które wynika z faktu, że dziecko nie potrafi wykształcić indywidualności oddzielonej od pierwotnego obiektu miłości, czyli matki. Zlewanie się reprezentacji Ja i obiektu jest charakterystyczne dla wczesnego dzieciństwa. Zagadnienie można ująć następująco: jeśli na płaszczyźnie emocjonalnej osoba o charakterze narcystycznym pozostaje wciąż niemowlęciem przywiązanym do matki, to jak wytłumaczyć jej agresję, która jest skierowana ku światu zewnętrznemu i pozwala na osiągnięcia przekraczające możliwości osobowości borderline?
Ponieważ przedstawicieli wszystkich pięciu grup określamy jako „narcyzów”, termin „charakter narcystyczny” może wywołać pewne zamieszanie. Należy więc zaznaczyć, że będzie on używany wyłącznie w odniesieniu do tej jednej grupy (przyp. aut.). [wróć]
Różnicę między ego i Ja wyjaśniam dokładniej w rozdziale 2 (przyp. aut.). [wróć]
Terminu „charakter histeryczny” użył po raz pierwszy Wilhelm Reich, by opisać strukturę osobowości kobiety odpowiadającą męskiemu charakterowi falliczno-narcystycznemu (Ibidem, s. 189.). Ja również zastosowałem go w tym znaczeniu, omawiając typy charakteru w książce Język ciała (Zob. Alexander Lowen, Język ciała, Koszalin 2012.). Przy tej strukturze charakteru, podobnie jak u falliczno-narcystycznego mężczyzny, uczucia mogą być nader intensywne, prowadząc do połączenia w osobowości elementów histerycznych i narcystycznych. Siła tych ostatnich, w połączeniu z mniejszą restrykcyjnością współczesnej kultury, nie pozwala tłumionym uczuciom narosnąć aż do punktu wybuchu (przyp. aut.). [wróć]
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Ten rodzaj oddzielenia stanowi podstawowy mechanizm stojący za procesem schizofrenicznym. Pełniejsze i bardziej szczegółowe omówienie tej koncepcji – patrz Alexander Lowen, Zdrada ciała, Koszalin 2012. [wróć]
Theodore I. Rubin, „Goodbye to Death and Celebration of Life”, Event 1981, t. 2, nr 1, s. 64. [wróć]
Otto Kernberg, Borderline Conditions and Pathological Narcissism, New York, Jason Aronson 1975, s. 164. [wróć]
Ibidem, s. 231. [wróć]
Sigmund Freud, „On Narcissism: An Introduction” (1914) [w:] The Collected Papers of Sigmund Freud, t. 4, red. Ernest Jones, London, The Hogarth Press 1953, s. 30. [wróć]
Ibidem, s. 45 [wróć]
Michael Balint, The Basic Fault, New York, Brunner/Mazel 1979 (wyd. oryg. 1969), s. 20. [wróć]
Wilhelm Reich, Character Analysis, New York, Orgone Institute Press 1959 (wyd. oryg. 1933), s. 201. [wróć]
Ibidem, s. 202. [wróć]
James F. Masterson, The Narcissistic and Borderline Disorders, New York, Brunner/Mazel 1981, s. 30. [wróć]
Ibidem, s. 12. [wróć]