Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Język ciała to pierwsza książka Alexandra Lowena. Autor, wybitny psychiatra i psychoterapeuta, prezentuje w niej teoretyczne podstawy stworzonej przez siebie metody terapeutycznej, określanej jako bioenergetyka. Opiera się ona na założeniu, że problemy psychologiczne znajdują odzwierciedlenie w stanie fizycznym organizmu i vice versa. Źródłem tych problemów są według Lowena zaburzenia przepływu energii biologicznej w ciele pacjenta, powstałe pod wpływem traumatycznych przeżyć we wczesnym dzieciństwie.
W części pierwszej książki Lowen obszernie przedstawia rozwój myśli psychoanalitycznej od czasów Freuda. Wprowadza pojęcie struktury charakteru, którą traktuje jako rodzaj patologicznego mechanizmu obronnego, i omawia powiązane z tym zagadnieniem założenia teoretyczne.
W drugiej części przedstawia struktury psychiczne i fizyczne związane z poszczególnymi typami charakteru, sposoby terapeutycznego postępowania z nimi, a także trudności, z którymi może spotkać się terapeuta podczas swojej pracy.
Dr Alexander Lowen – wybitny amerykański psychiatra i psychoterapeuta, założyciel Międzynarodowego Instytutu Analizy Bioenergetycznej. Opracował autorskie podejście terapeutyczne zwane bioenergetyką. Jego trwające ponad 60 lat badania miały duży wpływ na rozwój współczesnej psychiatrii i psychoterapii. Lowen łączył pracę umysłu z ciałem, rozwiązywał problemy emocjonalne i uświadamiał, że każdy nosi w sobie potencjał życiowej radości. Napisał kilkanaście książek poświęconych analizie bioenergetycznej.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 495
Minęło blisko pięćdziesiąt lat, odkąd Alexander Lowen opublikował swoją pierwszą książkę, Psychical Dynamics of Character Structure, później wznawianą pod tytułem The Language of the Body. W niniejszym wydaniu wykorzystano oba te tytuły. W tej brzemiennej w skutki publikacji Lowen nakreślił główne zasady analizy bioenergetycznej i przedstawił charakterologię z perspektywy bioenergetycznej. Późniejsze jego prace rozwijały tematykę wprowadzoną po raz pierwszy w tej książce, lecz w odróżnieniu od wielu autorów, którzy z czasem znacząco modyfikują swoje stanowisko, a często nawet zmieniają poglądy na przeciwstawne, Lowen pozostał wierny sobie. Podstawowa wykładnia całego systemu analizy bioenergetycznej jest więc tutaj przedstawiona w całej rozciągłości. Jest także ujęta w sposób pogłębiony, adresowany nie tylko do laików, lecz także do profesjonalistów, inaczej niż w późniejszych pracach Lowena, skupiających się na zagadnieniach szczegółowych i mniej technicznych w sposobie ujęcia. Bez wahania polecam tę książkę jako punkt wyjścia każdemu, kto chciałby dotrzeć do fundamentów analizy bioenergetycznej. Kiedy odkryłem ją dla siebie, byłem jeszcze na studiach licencjackich i szukałem atrakcyjnej ścieżki kariery. Jej lektura znacząco wpłynęła na moją decyzję, by ukończyć studia na kierunku psychologii klinicznej. Nie dziwi mnie, że później słyszałem podobne historie od wielu innych specjalistów zdrowia psychicznego, których karierę również ukierunkowała ta książka. Kiedy przeczytałem ją ponownie po czterdziestu latach, byłem pod wrażeniem tego, jak aktualne i wciąż zadziwiająco nowatorskie są zawarte w niej koncepcje.
Aczkolwiek podstawowe zasady przedstawione w książce wciąż się nie zdezaktualizowały, w naszej kulturze wiele się zmieniło od 1958 roku, kiedy opublikowano ją po raz pierwszy. Lowen zwracał wtedy uwagę, że wiele koncepcji związanych z pierwotnym freudowskim rozumieniem genezy histerii utraciło z czasem aktualność i nie można ich dłużej szeroko stosować. Również od czasu, kiedy Lowen napisał tę książkę, nasze środowisko kulturowe uległo znacznym zmianom. Na przykład utraciły doniosłość osobowościowe i charakterologiczne problemy związane z rygorystycznym treningiem czystości, wówczas tak bardzo rozpowszechnionym. Chociaż bliska współzależność struktury charakteru i kultury sprawia, że pewne struktury nieuchronnie ulegają modyfikacjom wraz z przemianami kulturowymi, to jednak podstawowe ludzkie potrzeby, które kształtują charakter, pozostają niezmienne. Mogą jedynie być rozmaicie wyrażane w zależności od ewoluujących kontekstów kulturowych. Pod tym względem zasady sformułowane przez Lowena są uniwersalne i ponadczasowe, chociaż w pewnych szczegółowych sprawach mogą dziś znajdować inny wyraz niż w epoce, gdy autor po raz pierwszy spisywał swoje przemyślenia.
Analiza bioenergetyczna zrodziła się w kręgu tradycji psychoanalitycznej, a zarazem w opozycji do niej, czerpiąc z myśli Wilhelma Reicha i innych postępowych psychoanalityków. Otworzyła drogę do przekroczenia ograniczeń psychoanalizy słownej, która skupiała się na uzyskiwaniu wglądu poznawczego, niekoniecznie prowadzącego do rzeczywistych pozytywnych zmian w codziennym życiu pacjenta. Wprowadziła podejście zmierzające nie tylko do psychicznych, lecz także do cielesnych zmian poprawiających jakość życia, wychodząc z założenia, że wyłącznie intelektualny wgląd nie wystarcza do dokonania pozytywnej przemiany. Współczesna psychoterapia przeszła poważną ewolucję, w ramach której znaczna część koncepcji psychoanalitycznych została wyparta i zastąpiona przez modną obecnie terapię poznawczo-behawioralną, powierzchowną w swoim rozumieniu zjawisk psychicznych, skupiającą się na doraźnym usuwaniu objawów i w niewielkim stopniu odnoszącą się do doniosłego zagadnienia zaburzeń osobowości i charakteru, za których sprawą symptomy mogą w przyszłości powrócić. Zaburzenia te, jakkolwiek powszechne, są przeważnie ignorowane przez dzisiejszych psychoterapeutów i maskowane za pomocą zdobywających popularność środków farmaceutycznych, które na ogół blokują wzrost ludzkiego potencjału, zamiast go wspierać. Ponadto podejście poznawczo-behawioralne zasadniczo nie bierze pod uwagę ciała i jego doznań, preferując procesy umysłowe i koncentrując się na powierzchownej zmianie zachowania bez przywiązywania wagi do głębszego znaczenia objawów choroby. Jednocześnie pojawiły się liczne strategie osobistego rozwoju skupiające uwagę na ciele i fizycznym wymiarze ludzkiego doświadczenia, takie jak uwalniająca napięcia mięśniowe terapia masażem, lecz praktykowane bez głębszego zrozumienia jedności umysłu i ciała, somatycznej cielesności i dynamiki psychicznej. Ani podejście psychologiczne nieodwołujące się do ciała, ani podejście skupiające się na ciele bez odniesienia do psychiki nie mogą doprowadzić do znaczącej poprawy w przypadku wielu najbardziej dokuczliwych problemów, z jakimi mają do czynienia specjaliści zdrowia psychicznego.
Jedność ciała i umysłu to fundamentalna koncepcja analizy bioenergetycznej. Bioenergetyka podtrzymała i rozwinęła jedyne w swoim rodzaju dziedzictwo tradycji Reichowskiej, w której praca z ciałem jest nierozerwalnie związana z głębokim zrozumieniem ludzkiej osobowości i dynamiki charakteru, a jednocześnie dynamika psychiczna jest ugruntowana w żyjącym ciele. Bez takiego holistycznego podejścia, odnoszącego się do całego zakresu ludzkich doświadczeń, osoby, których problemy są związane z osobowością i charakterem, mogą liczyć tylko na krótkotrwałą zmianę.
Aczkolwiek z pionierskich prac Lowena zrodziła się znakomita szkoła psychoterapeutyczna o międzynarodowym zasięgu, tylko względnie nieliczna, choć bardzo zaangażowana kadra praktyków dysponuje obecnie formalnym przygotowaniem w zakresie terapii bioenergetycznej. Analiza bioenergetyczna jest wciąż stosunkowo słabo znana w dominujących kręgach specjalistów zdrowia psychicznego, a w tych, którzy się z nią zetknęli, jej nacisk na rozpoznawanie i ujawnianie potężnych, lecz ukrytych uczuć budzi często lęk zamiast fascynacji możliwymi rezultatami. Miejmy nadzieję, że wznowienie niniejszej klasycznej książki pomoże w zmianie tej sytuacji.
Jest to zarazem zasłużony hołd dla Alexandra Lowena, człowieka, który przez długie lata pracy psychoterapeutycznej i prowadzenia programów szkoleniowych, a także przez swoje przekonujące publikacje wywarł ogromny wpływ na rzesze pacjentów i kilka pokoleń terapeutów bioenergetycznych. Ja sam zaliczam się do tych szczęśliwców, którzy nie tylko odbyli własną terapię bioenergetyczną z Lowenem, lecz również mieli okazję uczestniczyć w jego tygodniowych programach szkoleniowych. Dużo bardziej może znamienne były skromność Lowena i jego niezłomne trwanie przy zasadach trafnie wyłożonych w tej książce. Jeszcze po ukończeniu dziewięćdziesięciu lat nadal prowadził psychoterapię i szkolenia, a także przestrzegał osobistego reżymu ćwiczeń bioenergetycznych. Niedawno zapytałem go, czy jego tak płodna kariera zawodowa nie wymagała z konieczności poświęceń osobistych. Odpowiedź była zwięzła i zgodna z jego podejściem do analizy bioenergetycznej: „To była dla mnie przyjemność”. Dobrze oddaje to cel terapii bioenergetycznej – wyzwolenie organizmu do znajdowania przyjemności w ekspansywnym i wolnym od przeszkód życiu przy pełnej jedności umysłu i ciała.
dr Harris Friedman profesor psychologii, Uniwersytet Florydy certyfikowany terapeuta bioenergetyczny
Wyraziste ruchy twarzy i ciała (…) są jednak wielce użyteczne. Stanowią one pierwszy sposób porozumiewania się między matką a dziecięciem. (…) Zmiany wyrazu nadają mowie żywość i energię. Zdradzają one myśli i zamiary prawdziwiej niż słowa, które mogą być kłamliwe. (…) Swobodne wyrażanie jakiegoś uczucia za pomocą znaków zewnętrznych wzmaga je, a z drugiej strony poskramianie wszelkich zewnętrznych objawów, o ile to podobna, miarkuje samo wzruszenie. Człowiek, który gniew uzewnętrznia gwałtownymi znakami, powiększa swą złość; ten, kto nie powstrzymuje objawów strachu, czuć go będzie w wyższym stopniu, a ten, kto poddaje się bezwładnie gniotącej sile smutku, traci najlepsze szanse odzyskania sprężystości ducha.
Karol Darwin,Wyraz uczuć u człowieka i zwierząt (1872, s. 335)
Jesteśmy dziś świadkami ataku na psychoanalizę ze strony psychiatrów i innych specjalistów1. Nie podważają oni bynajmniej jej podstawowych zasad. Do krytyki popycha ich raczej rozczarowanie wynikami terapii psychoanalitycznej. Nawet bowiem, jeśli pominąć istotne zagadnienia jej kosztów, czasochłonności i uciążliwości, trzeba przyznać, że żywione wcześniej nadzieje na przemianę osobowości, uczuć i zachowań rzadko się za jej sprawą materializują. To prawda, wielu pacjentów ma uczucie, że psychoanaliza im pomogła; u niektórych naprawdę następuje poprawa. Niepokojąca jest jednak liczba osób, które poświęciły na analizę całe lata lub przerzucały się z jednego psychoanalityka na drugiego bez znaczącej poprawy samopoczucia i bez rozwiązania swoich rzeczywistych problemów.
Właśnie niedawno przyjmowałem młodą kobietę, która strawiła cztery lata na psychoanalizie i ponad rok na innej formie terapii. Jej opinia o tych doświadczeniach jest typowa:
„W tym, o co mi chodziło, nie zaszła żadna zmiana. Zawsze byłam przekonana, że mogłabym doznawać znacznie silniejszych uczuć, niż jest to moim udziałem. Dzięki analizie wiele rzeczy zrozumiałam, ale nadal czuję niewiele. Pod tym względem jestem rozczarowana”.
Reakcje psychoanalityków na tę sytuację nie są jednolite. Jedni proponują bardziej wyrafinowane koncepcje, podczas gdy inni odwołują się do zdrowego rozsądku. Niestety, ani jedno, ani drugie podejście nie prowadzi do rozwiązania problemu. Trudno też winić Freuda za to, że głębokie wglądy, które zaoferował światu, okazały się względnie mało skuteczne w leczeniu poważnych zaburzeń emocjonalnych, od których cierpi wiele osób. Sam Freud niczego takiego nie obiecywał. Znał ograniczenia swojej metody.
Sytuacja, w jakiej znalazła się dziś psychoanaliza, jest typowa dla każdej młodej gałęzi medycyny. Czy można porównywać osiągnięcia współczesnej chirurgii z tymi sprzed stu lat? Poprawa następuje dzięki doskonaleniu techniki, coraz lepszemu zrozumieniu problemu i rosnącym umiejętnościom terapeutów. Jeśli dzisiejsi psychoanalitycy są obwiniani o bieżący stan rzeczy, to tylko dlatego, że niechętnie odnoszą się do zmian w swoich tradycyjnych procedurach.
W historii psychoanalizy nie brakowało eksperymentatorów i twórców nowych koncepcji. Większość z nich skupiała się na drobnych rozwinięciach teorii, ale niektórzy, zwłaszcza Ferenczi i Wilhelm Reich, wprowadzili do wcześniejszych procedur ważne innowacje. Proponowana przez Ferencziego „technika aktywności” czy też „analiza oddolna” była próbą pokonania trudnych problemów charakterologicznych, z którymi nawet w późniejszych czasach nie radziła sobie klasyczna psychoanaliza. Wkład Reicha omówimy w tej pracy szerzej.
Problem, z którym styka się psychoanaliza, wynika z faktu, że terapeuta zajmuje się wrażeniami i odczuciami cielesnymi jedynie na poziomie werbalnym i umysłowym, gdyż przedmiotem analizy są uczucia i zachowanie pacjenta. Zgłębianie jego przekonań, fantazji i marzeń jest środkiem pozwalającym dotrzeć do jego uczuć, zrozumieć je i wpłynąć na jego zachowanie. Czy nie dopuszczamy możliwości istnienia innych dróg prowadzących do zmiany uczuć i postępowania? W liście do W. Fleissa z 1899 roku Freud zwierzał się ze swojego stałego zainteresowania tym zagadnieniem.
„Od czasu do czasu wyobrażam sobie drugą część tej metody leczenia – polegającą na wzbudzaniu w pacjencie uczuć na równi z docieraniem do jego wyobrażeń, jak gdyby były one czymś nieodzownym”.
Freudowi nie udało się stworzyć metody leczenia opartej na tej koncepcji i niepowodzenie to można przypisać trudnościom wpisanym w relację między umysłem a ciałem. Jak długo w naszym myśleniu dominowała koncepcja dualizmu ciało–umysł, trudności te były nie do pokonania. Można przypuszczać, że Freud zmagał się z tym problemem przez całe życie. Dla współczesnych psychoanalityków jest on równie kłopotliwy, jak był dla niego.
Nie zamierzam we wstępie podsuwać czytelnikowi gotowej odpowiedzi na to wielkie pytanie. Pragnę tylko sformułować tezy leżące u podstaw niniejszego opracowania i wskazujące drogę do rozwiązania problemu. Psychoanalitycy zdają sobie sprawę, że wiele procesów somatycznych można utożsamić ze zjawiskami psychicznymi. W dziedzinie medycyny psychosomatycznej nie brakuje takich powiązań. Utożsamienie to opiera się na przekonaniu, że żywy organizm dokładniej wyraża sam siebie za pomocą ruchów niż słów. Ale nie tylko ruchów! W postawie ciała, wyrazie twarzy i każdym geście organizm przemawia językiem, który poprzedza i przekracza ekspresję werbalną. Dysponujemy pewnym zasobem szczegółowych badań, które wykazały związek struktury i cech fizycznych ciała z nastawieniem emocjonalnym. Może to być równie istotne dla techniki psychoanalitycznej jak sny, przypadkowe przejęzyczenia czy wyniki swobodnej gry skojarzeń.
Jeśli struktura ciała koreluje z temperamentem, co może stwierdzić każdy badacz ludzkiej natury, to pojawia się pytanie: czy można doprowadzić do zmiany charakteru jednostki bez odpowiedniej zmiany w strukturze ciała i jego mobilności? I odwrotnie: jeśli potrafimy zmienić strukturę ciała i poprawić jego mobilność, to czy nie wywoła to pożądanych przez pacjenta zmian temperamentu?
Emocjonalna ekspresja jednostki jest niepodzielną całością. Nie jest tak, że umysł wpada w gniew, a ciało zadaje cios. Jedno i drugie jest częścią tej samej ekspresji. Badamy więc, w jaki sposób dana jednostka wyraża siebie, jaki jest zakres jej emocji i jakie są granice zachowań. Sprowadza się to do badania mobilności, gdyż emocje opierają się na zdolności do ekspresji ruchowej.
Oto wyjaśnienie pewnego błędu psychoanalizy. We względnie niewielkim stopniu pomaga ona w zrozumieniu, dlaczego ktoś zachowuje się tak, a nie inaczej. Człowiek, który boi się zanurzyć w wodzie, może doskonale zdawać sobie sprawę z tego, że niczym mu to nie grozi. Musimy zrozumieć ten lęk przed wykonaniem jakiegoś ruchu i nauczyć się z nim walczyć.
Jeśli determinanty osobowości i charakteru tkwią w strukturze fizycznej, to czy postępowanie terapeutyczne nie powinno być w równym stopniu zorientowane na ciało? Wstępem do działania musi być wiedza. Aby terapia psychoanalityczna stała się bardziej efektywna, powinna obejmować zarówno zrozumienie, jak i ruchy ciała w sytuacji terapeutycznej. Podstawy teoretyczne i metody tworzące ramy tego nowego podejścia nazywamy analizą i terapią bioenergetyczną.
Pierwszym człowiekiem, który poszerzył zakres techniki psychoanalitycznej, tak by objęła fizyczną ekspresję i aktywność pacjenta, był Wilhelm Reich. Chociaż można mieć poważne zastrzeżenia do późniejszych jego prac, przyczynił się on do jednego z ważnych kroków rozwojowych psychiatrii. Sam wiele zawdzięczam Wilhelmowi Reichowi, który był moim nauczycielem, i znajduje to wyraz w licznych odwołaniach do jego koncepcji, jakie można znaleźć w tej książce. Terapia bioenergetyczna jest jednak koncepcją niezależną od myśli Reicha i jego następców. Pod wieloma względami odbiega ona od jego teorii i metod, o czym również będzie mowa w tym tomie.
Warto wskazać na różnice między terapią bioenergetyczną a tradycyjnymi metodami psychoanalizy. Po pierwsze i najważniejsze, w bioenergetyce zajmujemy się pacjentem jako niepodzielną całością. Terapeuta bioenergetyczny analizuje nie tylko psychologiczny problem pacjenta, jak to czyni każdy inny psychoanalityk, lecz także fizyczną ekspresję tego problemu w strukturze jego ciała i jego ruchach. Po drugie, technika bioenergetyczna obejmuje systematyczne działania mające na celu rozluźnienie fizycznych napięć w chronicznie skurczonych mięśniach. Po trzecie wreszcie, relacja pomiędzy terapeutą i pacjentem otrzymuje w porównaniu z tradycyjną psychoanalizą dodatkowy wymiar. Ponieważ praca jest prowadzona nie tylko na płaszczyźnie werbalnej, lecz również fizycznej, terapeuta musi być w nią głębiej zaangażowany niż przy technikach konwencjonalnych.
A jak wygląda w takim razie kwestia przeniesienia i przeciwprzeniesienia? Za pośrednictwem tych zjawisk następuje przepływ idei i uczuć pomiędzy dwoma jednostkami. W terapii bioenergetycznej kontakt fizyczny sprawia, że zarówno przeniesienie, jak i przeciwprzeniesienie koncentrują się silniej na zasadniczym problemie. Wspiera to afektywny aspekt pracy analitycznej. Wymaga jednak od terapeuty umiejętności radzenia sobie z powstającymi napięciami emocjonalnymi. Jeśli tych kwalifikacji brak, to znaczy, że terapeuta nie przygotował się wystarczająco do czekających go zadań. Tylko z pokorą i szczerością można odważyć się na stawienie czoła obfitemu źródłu emocji bijącemu w rdzeniu istoty ludzkiej.
Niniejszy tom nie rości sobie pretensji do pełnego przedstawienia teorii i metod analizy i terapii bioenergetycznej. Jest to temat tak ogromny jak samo życie. Stanowiąc wprowadzenie do tego zagadnienia, książka powinna przerzucić most pomiędzy psychoanalizą a fizycznym podejściem do zaburzeń emocjonalnych. Wciąż trwają prace zarówno nad teoretycznym, jak i praktycznym aspektem bioenergetyki.
Chciałbym w tym miejscu wyrazić wdzięczność mojemu koledze, dr. Johnowi C. Pierrakosowi, który wniósł nieoceniony wkład w tworzenie koncepcji przedstawionych w książce, oraz dr. Joelowi Shorowi za cierpliwość okazaną przy lekturze książki i krytyczną jej ocenę na etapie manuskryptu. Pragnę również podziękować uczestnikom seminarium poświęconego dynamice struktury charakteru, których uwagi i pomysły pomogły mi sprecyzować moje koncepcje. Dziękuję na koniec pani Dorze Akchim, która uprzejmie przepisała mój manuskrypt na maszynie.
Alexander Lowen
New York City
rozdział 1
Historia rozwoju koncepcji i metod psychoanalizy to opowieść o kolejnych porażkach terapeutycznych. To samo można powiedzieć o każdym polu poszukiwań naukowych; psychiatria i pokrewne dyscypliny nie są tu żadnym wyjątkiem. Każdy postęp dokonuje się dzięki rozpoznaniu problemów, których nie potrafiliśmy dostrzec i rozwiązać przy poprzednim sposobie myślenia i postępowania.
Taka właśnie była sytuacja u zarania psychoanalizy. Wiadomo, że Freud interesował się neurologią i nerwicami na długo przedtem, zanim stworzył metodę badania i leczenia, z której dziś jest znany. Punktem zwrotnym jego kariery był moment, gdy jego uwagę przyciągnął konkretny problem – histeria. Wcześniej Freud oddawał się „terapii fizycznej i czuł się absolutnie bezradny, kiedy rezultaty «elektroterapii» Erba przyniosły rozczarowanie”. Zwrócił się wtedy, jak wiemy, ku zastosowaniu hipnozy, zwłaszcza „leczeniu przez sugestię pod głęboką hipnozą”, czego nauczył się od Liebaulta i Bernheima. Stwierdził później, że nie zachwycał go ten system leczenia, przy którym często zdarzało się, że hipnotyzer wpadał w gniew z powodu „oporności” pacjenta na sugestie. Freud był jednak równie dobrze obznajomiony także z innymi procedurami terapeutycznymi służącymi leczeniu histerii.
W opublikowanym wspólnie z Breurem artykule On the Psychical Mechanism of Hysterical Phenomena Freud (1893, s. 24) stworzył podstawy naukowego badania zjawisk umysłowych. Wprawdzie zastosowaną przez niego metodą była hipnoza, ale miejsce bezpośredniej sugestii zajęło podejście analityczne. Opisywał to jako „pobudzanie pod hipnozą wspomnień z czasu, kiedy symptom pojawił się po raz pierwszy”.
Hipnoza ma ograniczenia. Po pierwsze, nie każdy pacjent się jej poddaje. Po drugie, Freud nie lubił osłabiać świadomości pacjenta. W miarę dojrzewania jego poglądów hipnoza jako sposób dotarcia do nieświadomości została zastąpiona swobodnymi skojarzeniami, a później uzupełniona interpretacją snów.
Te nowe metody umożliwiły głębsze zrozumienie dynamiki psychicznego funkcjonowania człowieka. Dzięki nim wyszły na jaw dwa zjawiska, których stosowanie hipnozy nie pozwalało stwierdzić. W artykule On the History of the Psychoanalytic Movement Freud (1914, s. 298) pisał, że „teoria psychoanalityczna jest próbą wyjaśnienia dwóch obserwowanych faktów, które uderzają nas nieoczekiwanie, ilekroć usiłujemy prześledzić symptomy nerwicy wstecz, aż do ich źródła we wcześniejszym życiu: zjawiska przeniesienia i oporu”. Tak więc metoda psychoanalityczna „zaczęła się od nowej techniki, nieodwołującej się do hipnozy”.
Znaczenie zjawisk przeniesienia i oporu dla koncepcji psychoanalitycznej było na tyle duże, iż Freud (1914, s. 291) mógł stwierdzić: „Każdą linię poszukiwań, niezależnie od kierunku, która uwzględnia te dwa fakty i przyjmuje je jako punkt wyjścia, możemy nazwać psychoanalizą, choćby prowadziła do innych rezultatów niż osiągnięte przeze mnie”. Mielibyśmy prawo w tym punkcie zastanowić się nad definicją tych pojęć i sposobem postępowania z nimi w sytuacji terapeutycznej.
W wykładzie na temat psychoterapii Freud (1904b, s. 261) zdefiniował opór następująco: „Odkrywanie tego, co nieświadome, i doprowadzenie tego do świadomości przebiega w warunkach ciągłego oporu ze strony pacjenta. Proces wydobywania nieświadomego materiału na światło dzienne wiąże się z «bólem» i dlatego pacjent skłonny jest go odrzucać”. W tym okresie Freud postrzegał psychoanalizę jako proces reedukacji, w którym lekarz przekonuje pacjenta, by zrezygnował z oporu i zaakceptował wypierany materiał.
Jeśli zadamy sobie pytanie o naturę owego bólu, okaże się, że jest on przejawem zarówno procesu fizycznego, jak i psychicznego. W innym artykule, zatytułowanym Freud’s Psycho-Analytic Method (1904a, s. 267), doświadczenie stłumionych wspomnień jest opisane jako uczucie „prawdziwego dyskomfortu”. Freud zaobserwował, że pacjent czuje się niezręcznie, że kręci się niespokojnie i zdradza oznaki większego lub mniejszego zakłopotania.
W wykładzie z 1910 roku (s. 286) Freud powiada, że lecznicza metoda psychoanalityczna opiera się na dwóch podejściach. Pierwszym jest interpretacja: „Podsuwamy pacjentowi ideę tego, co może znaleźć w swojej nieświadomości, i zgodność tej hipotezy z wypartymi wspomnieniami doprowadza go do spotkania z samym sobą sprzed lat”. Drugie, „silniejsze narzędzie to zastosowanie «przeniesienia»”. Zagadnieniem przeniesienia zajmiemy się bardziej szczegółowo później. Warto jednak zauważyć, że już w 1910 roku (s. 288) Freud opisywał zadanie terapeutyczne w kategoriach analizy oporu. „Obecnie wszakże nasza praca skupia się bezpośrednio na wykrywaniu i przełamywaniu oporu”. A w artykule o interpretacji snów (1912b, s. 306) pisał: „Dla pomyślności leczenia jest sprawą najwyższej wagi, żeby analityk zawsze był świadomy, co w danym momencie zalega na powierzchni umysłu pacjenta, jakie kompleksy i opory są aktywne i jaka świadoma reakcja na nie rządzi jego zachowaniem”.
Chociaż nie jesteśmy ani odrobinę bliżej pełnego zrozumienia natury oporu, na miejscu będzie rozważenie problemu przeniesienia i zobaczymy wtedy, że ta para, opór i przeniesienie, to dwa aspekty jednej funkcji. W tekście The Dynamics of Transference (1912a, s. 312, 314) Freud wychodzi z podstawowego założenia sformułowanego na podstawie wieloletniej praktyki psychoanalitycznej. Mówi ono, iż „każda ludzka istota wytwarza (…) szczególną indywidualność, przejawiającą się w zdolności do kochania – w warunkach, od których uzależnia miłość, w impulsach, które są nagradzane, w celach, które stawia przed sobą”. Ale w terapii analitycznej przeniesienie na lekarza cechuje nadmiarowość. Znaczy to, że „nie jest ono wyłącznie pochodną świadomych przekonań i oczekiwań pacjenta, lecz także tych tłumionych czy też nieświadomych”. W dodatku rozwija się w toku analizy i „jest źródłem najsilniejszego oporu wobec terapii”. Rozwiązaniem tego problemu proponowanym przez Freuda jest zrozumienie dynamiki przeniesienia.
Freud (1912a, s. 319) wyróżniał dwa aspekty przeniesienia: przeniesienie pozytywne i negatywne, oddzielając uczucie przywiązania od wrogości. Pozytywne przeniesienie łączy element świadomy z nieświadomym, zakorzenionym w pożądaniu erotycznym. Było więc oczywiste, że na opór składają się przeniesienie negatywne oraz nieświadomy erotyczny komponent przeniesienia pozytywnego. Natomiast świadomy komponent przeniesienia pozytywnego staje się nośnikiem sugestii terapeutycznej. Jak dotąd wszystko się zgadza, ale skąd się wzięło przeniesienie negatywne i jakiemu celowi służy? W przeciwieństwie do niego erotyczny składnik przeniesienia pozytywnego jest łatwiejszy do wyeliminowania.
Zanim pójdziemy dalej, warto przedstawić środki, jakich Freud używał do pokonywania „oporów”. Terapia zaczynała się, kiedy pacjent przystał na fundamentalną zasadę, to znaczy zgodził się mówić wszystko, co mu przyjdzie do głowy, bez żadnej świadomej selekcji materiału. W takich warunkach opór może się przejawiać jako wstrzymywanie przepływu idei i skojarzeń. W rzadkich sytuacjach ma postać odmowy zaakceptowania interpretacji analityka. Freud przekonał się z doświadczenia, że w obu wypadkach pacjent dokonuje przeniesienia na osobę lekarza pewnej części „patogennego materiału”, którego bronił z największą zaciętością albo od którego wyrażenia się wstrzymywał. To są owe negatywne siły, którym analityk musi stawić czoło, odwołując się do przeniesienia pozytywnego oraz nadziei pacjenta na wyleczenie. Rodzące się konflikty są więc rozgrywane na polu przeniesienia i odpowiadają konfliktom obecnym w emocjonalnym życiu pacjenta.
Ambiwalencja przejawiająca się w przeniesieniu musiała cechować zachowanie pacjenta od wczesnego dzieciństwa. Jak to więc możliwe, należałoby zapytać, że terapeuta potrafi naruszyć równowagę, która, aczkolwiek neurotyczna, utrzymywała się przez całe wcześniejsze życie pacjenta? Jeśli uważnie rozważymy to pytanie, uświadomimy sobie, że w procesie psychoanalizy działają dwa czynniki zdolne przechylić stosunek sił na korzyść rozwiązania konfliktu. Pierwszym jest pełne współczucia zrozumienie oferowane pacjentowi przez analityka. Pacjent może „widzieć” w terapeucie obraz swojego ojca czy innej postaci rodzinnej, ale realia są całkowicie odmienne. Terapeuta rozumie to, czego prawdziwy rodzic nie rozumiał, okazuje współczucie w sprawach, których rodzic nie tolerował, akceptuje to, co tamten odrzucał. Traktowane jako ogólne nastawienie, cechy te nie będą jednak działały zbyt skutecznie. Swą moc zawdzięczają faktowi, że analityk jest postrzegany jako rzecznik przyjemności seksualnej. Właśnie jego afirmująca postawa wobec seksualności buduje pomost wiodący do nieświadomości pacjenta. Jednocześnie terapeuta reprezentuje instynkt seksualny sam w sobie, a to za sprawą negatywnego przeniesienia odpowiadającego za tłumienie tego instynktu.
Trudno przecenić znaczenie pozytywnego nastawienia Freuda do seksualności jako narzędzia terapeutycznego we wczesnym okresie rozwoju psychoanalizy. Trzeba sobie uświadomić, jaka atmosfera moralna dominowała w latach 1892–1912, by docenić wagę jego stanowiska. W czasach, gdy otwarta rozmowa o seksie była prawie niemożliwa, szczery i uczciwy stosunek Freuda do tego zagadnienia umożliwiał uwolnienie stłumionego popędu seksualnego wraz z towarzyszącymi mu wyobrażeniami i emocjami. Interpretacja, która dziś byłaby przyjęta jako coś oczywistego, w tamtych latach prowokowała silny opór i głęboką tęsknotę. Po zdjęciu przykrywki z kipiącego czajnika para zaczęła wyrywać się na zewnątrz. Nawet w naszych wyrafinowanych czasach poprawna interpretacja seksualnych snów i fantazji ma swój ciężar gatunkowy. Skądinąd jednak to wyrafinowanie w myśleniu o seksie pozbawiło psychoanalityczną interpretację mocy, którą kiedyś posiadała. Wszyscy znamy takich pacjentów, którzy chodzą od jednego analityka do drugiego i „wiedzą wszystko” o swoim kompleksie Edypa oraz kazirodczych uczuciach dla matki.
Przeniesienie polegało i nadal polega na rzutowaniu przez pacjenta na osobę terapeuty swoich stłumionych lęków i pożądań seksualnych. Freud (1914, s. 383) był w pełni tego świadomy, kiedy omawiał zagadnienie przeniesionej miłości. Dysponując bogatym doświadczeniem, przeanalizował ten problem precyzyjnie i pokazał, jak sobie z nim radzić. Jedna jego uwaga jest szczególnie trafna. „Przyjąłem za fundamentalną zasadę, że pacjentowi powinno się pozwolić na zachowanie jego pożądań i tęsknot, by służyły jako siła napędowa podejmowanej pracy”. Ale przeniesienie bywa nośnikiem seksualnych pragnień i nadziei nie tylko u pacjentów płci żeńskiej. Mężczyzna także przynosi na terapię swoje nadzieje na większą potencję seksualną i oczekuje, że analityk zapewni mu to za pomocą narzędzi terapeutycznych. Również tutaj obietnica, jaką niesie pozytywne nastawienie do seksualności, jest magnesem przyciągającym nieświadome myśli.
Koniecznie też trzeba mieć na uwadze, że analiza oporów i przeniesień okazała się najbardziej skuteczna przy leczeniu histerii, nerwic obsesyjno-kompulsywnych i tych zaburzeń emocjonalnych, których głównym elementem jest wytwarzanie objawów. To wszystko problemy, z którymi miał do czynienia Freud we wcześniejszym okresie działalności i które charakteryzuje dominacja konfliktu na poziomie genitalnym. Pojawiały się także inne schorzenia, mniej podatne na tę technikę. Masochizm, manie, depresje i psychozy były pierwotnie uważane za zaburzenia funkcji genitalnych. Wkrótce jednak stało się jasne, że problemy genitalne są jedynie odbiciem głębszego konfliktu, który zaistniał w przededypalnym okresie życia pacjenta. W wypadku tych głęboko zakorzenionych zaburzeń technika analizowania oporu wykorzystująca przeniesienie seksualne daje tylko skromne i powolne postępy.
Wraz z pojawieniem się nowych, młodszych psychoanalityków tradycyjna technika uległa modyfikacji w celu dostosowania jej do tych trudniejszych przypadków. Na czoło wśród tych pierwszych innowatorów wysunął się Ferenczi ze swoją „techniką aktywności”. Jak wiemy, koncepcje Ferencziego doprowadziły go do konfliktu z Freudem, który opierał się wszelkim zmianom w tradycyjnej metodzie psychoanalizy. Ferenczi pozostał jednak wierny podstawowym koncepcjom Freuda, aczkolwiek własne doświadczenia skłaniały go do istotnych modyfikacji techniki terapeutycznej. Niedawna angielskojęzyczna publikacja jego prac pozwala na właściwą ocenę jego wkładu w rozwój metody psychoanalitycznej.
Podczas lektury artykułów i wykładów Ferencziego szczególne wrażenie robi jego zaangażowanie w sprawy pacjentów i w rozwiązywanie konkretnych problemów procedury terapeutycznej. We wprowadzeniu do jego publikacji Clara Thompson (1950) pisze, że „aż do końca życia poszukiwał ulepszeń techniki terapii, które zwiększałyby jej skuteczność”. Już w 1909 roku, w artykule Introjection and Transference (Introjekcja i przeniesienie) Ferenczi wykazał się wyjątkowo przenikliwym wglądem w relację terapeutyczną. Później, w 1920 roku, ogłosił apel o rozwijanie w ramach psychoanalizy terapii aktywnej.
W artykule z 1921 roku (s. 199), a także we wcześniejszych tekstach Ferenczi wykazywał, że wprawdzie podczas terapii analityk przyjmuje na pozór postawę bierną, ale jego aktywność pozostaje jedynie w zawieszeniu do czasu wystąpienia oporu. Przedstawienie interpretacji jest w istocie aktywną ingerencją w proces psychiczny pacjenta; zwraca jego myśli w określonym kierunku i umożliwia ujawnienie się wyobrażeń, które z powodu oporu pozostałyby inaczej poza jego świadomością. Nie da się więc zaprzeczyć, że konieczność przestrzegania fundamentalnych zasad jest przez analityka realizowana w aktywny, choć pośredni sposób. Ferenczi (1921, s. 200) wyraźnie wskazywał, że aktywność analityka w toku terapii była zawsze czymś oczywistym. Inaczej jest z pacjentem. „Analiza nie wymaga od niego żadnych działań poza punktualnym przychodzeniem na sesje”. Wkrótce jednak zaczęto robić wyjątki dla niektórych pacjentów z fobiami lub objawami kompulsji. Zauważył to już sam Freud.
Ferenczi (1921, s. 189–198) zaproponował wobec tego wprowadzenie metody, przy której pacjentowi „obok stosowania się do podstawowej reguły powierza się pewne zadania”. Poprzedził to opisem przypadku, kiedy to zażądał od swojego pacjenta „wyrzeczenia się pewnych dotąd działań przynoszących przyjemność, które uchodziły jego uwagi” i w rezultacie „postępy analizy w widoczny sposób przyspieszyły”. Przypadek ten, przedstawiony w artykule Technical Difficulties in the Analysis of a Case of Hysteria (Trudności techniczne w psychoanalizie przypadku histerii), stanowił błyskotliwy przykład analizy histerycznej struktury charakteru.
Jakiej aktywności wymagał Ferenczi (1919, s. 203, 206, 207) od swoich pacjentów? W pewnym szczególnie poruszającym przypadku zażądał, żeby pacjentka zaśpiewała coś, udawała, że dyryguje orkiestrą, i grała na pianinie. W innym przypadku polecenie przelania poetycznych myśli na papier ujawniło u pacjenta silny kompleks męskości. Objawy, które Ferenczi zakazywał zdradzać, obejmowały „potrzebę oddawania moczu bezpośrednio przed sesją analityczną i zaraz po niej, uczucie, że się jest chorym podczas sesji, irytujące wiercenie się, drapanie się lub gładzenie po twarzy, rękach czy innych częściach ciała itp.”. Od konkretnej techniki ważniejsza jest jednak zasada leżąca u podstaw koncepcji „aktywności”. Jak zobaczymy, zasadę tę znacząco rozszerzył uczeń Ferencziego, Wilhelm Reich. Wiele wyjaśniają uwagi Ferencziego:
„Fakt, że skłonienie pacjenta do wyrażania emocji lub podejmowania akcji motorycznych ma wtórny efekt przywoływania wspomnień z nieświadomości, wynika po części z wzajemnego oddziaływania afektów i wyobrażeń, co podkreślał Freud w Tramdeutung. Obudzenie wspomnień może – jak przy katharsis – pociągnąć za sobą reakcję emocjonalną, ale równie dobrze wyegzekwowana od pacjenta aktywność albo swobodnie wyrażona emocja może ujawnić stłumione wyobrażenia związane z tymi procesami. Oczywiście lekarz musi mieć jakieś pojęcie o tym, jakie afekty lub działania są tu potrzebne” (1919a, s. 216).
W późniejszej pracy Ferenczi (1923, s. 226) omawia pewne przeciwwskazania dla „aktywnej” techniki psychoanalitycznej. Jednocześnie jednak poszerza koncepcję aktywności. Znowu przyda się cytat. „Od tego czasu nauczyłem się, że czasami dobrze jest zalecić pacjentowi ćwiczenia relaksacyjne. Dzięki temu rodzajowi relaksu udaje się pokonać zahamowania psychiczne i opory przed skojarzeniami”. Uwaga przykładana przez Ferencziego do aktywności mięśniowej i ekspresji ciała daje się zauważyć w wielu miejscach jego prac. Można tu wymienić ciekawy artykuł Thinking and Muscle Innervation (Myślenie a pobudzenie mięśni), w którym autor rozważa równoległość i podobieństwa tych dwóch procesów. W przypisie do innego artykułu Ferenczi (1925a, s. 286) stwierdza: „Wydaje się, że występuje pewien związek pomiędzy ogólną zdolnością do rozluźnienia mięśni a zdolnością do snucia swobodnych skojarzeń”. Jeszcze jeden aspekt tego rodzaju techniki analitycznej porusza następująca obserwacja: „Mówiąc ogólnie, metody te zmierzają do przekonania pacjenta, że jest w stanie znieść więcej «bólu», żeby można było wykorzystać ten «ból» do uzyskania większej przyjemności; a to prowadzi do prawdziwego poczucia wolności i bezpieczeństwa, którego w oczywisty sposób brakuje neurotykowi” (1925, s. 267).
Ponieważ nie stawiam sobie za cel naświetlania koncepcji Ferencziego, lecz jedynie przedstawienie jego metod jako części historycznego rozwoju techniki psychoanalitycznej, muszę dorzucić dalsze cytaty dotyczące jego najbardziej interesujących spostrzeżeń. Doszliśmy do momentu, w którym Ferenczi (1925b, s. 288) w wielkim stopniu rozbudował koncepcję psychoanalizy. „Wyłącznie bierną metodę skojarzeń, która wychodzi od powierzchownych cech psychicznych przejawianych przez pacjenta i posuwa się w głąb nieświadomego materiału, można określić jako «analizę odgórną», w odróżnieniu od metody «aktywnej», którą nazwałbym «analizą oddolną»”.
W czasie gdy Ferenczi poszerzał zakres procedury analitycznej, inni psychoanalitycy badali i klasyfikowali wzorce zachowań. Przybrało to formę typologii charakterów, której czołowym rzecznikiem był Abraham. Wcześniej analiza skupiała się głównie na objawach. Terapeuta zawierał z ego pacjenta swoisty pakt, w zamian za usunięcie objawów, zobowiązując się nie dotykać kwestii charakteru. Oczywiście zdawał sobie sprawę z charakteru pacjenta i musiał się z nim liczyć. Stopniowo przygotowywał pacjenta do akceptacji bolesnych wglądów. Ale do bezpośredniego natarcia na charakter jako taki doszło dopiero wtedy, kiedy Reich w 1929 roku opublikował artykuł Character Analysis.
Problemy charakterologiczne różnią się od zaburzeń neurotycznych „brakiem wglądu w chorobę”. Ferenczi (1925b, s. 291) przyrównywał charakter do „prywatnej psychozy, cierpliwie znoszonej, wręcz przyjmowanej do wiadomości przez narcystyczne ego, które władczo opiera się wszelkim zmianom”. Według Ferencziego właśnie przy leczeniu zaburzeń charakteru jego technika aktywności okazywała się najcenniejsza i najbardziej przydatna. Kiedy ego stanowi część tej struktury, która jest zasadniczym problemem, „analiza oddolna pozwala na obejście obrony, którą ego buduje, by uchronić się przed atakiem”. W dalszych rozdziałach będziemy mieli okazję zobaczyć, w jaki sposób analiza charakteru tworzy pomost pomiędzy psychologią ego z jednej strony oraz somatycznymi napięciami i zaburzeniami z drugiej.
Pomimo postępów uczynionych przez Ferencziego, Abrahama i Reicha wciąż nie było prostych środków zaradczych na problemy osób zaburzonych emocjonalnie. Potrzebne były dalsze ulepszenia metodologii. Koncepcje i procedury „aktywnej” techniki, czyli „analizy oddolnej” albo podejścia somatycznego, należało obszerniej rozpracować. Charakter jako taki, w psychologii Gestalt będący w zasadzie interpretacją zachowania, nie był jeszcze w pełni rozumiany ani jako zjawisko dynamiczne, ani genetyczne. Wspomniany wyżej pomost nie mógł być kompletny, dopóki funkcje psychiczne i somatyczne nie były postrzegane w kategoriach jednolitego systemu. Funkcję libido rozumianego jako energia psychiczna należało skorelować z procesami energetycznymi zachodzącymi na poziomie somatycznym. W obszarze psychologii zadanie to w zasadzie wykonała publikacja Freuda Ego i id oraz jego wcześniejsza praca Poza zasadą przyjemności. Opisał w nich główne relacje i działające siły, choć można się było jeszcze spodziewać pewnych modyfikacji.
Przełom na polu somatycznym nastąpił wraz z kolejną pracą Reicha. W 1927 roku Reich, jeden z liderów szkoły młodych analityków, opublikował doniosłe studium. Była to Funkcja orgazmu. Reich sformułował w niej teorię mówiącą, że orgazm służy do wyładowania nadmiarowej energii organizmu. Kiedy to wyładowanie jest zablokowane lub niewystarczające, rozwija się lęk. Niektóre jednostki potrafią rozładować nadmiarową energię poprzez wysiłek mięśniowy, inne obniżają poziom lęku, ograniczając wytwarzanie energii, lecz tego rodzaju rozwiązania zakłócają na poziomie fizycznym naturalne funkcjonowanie organizmu. Jednocześnie zmniejszają oczywiście zdolność doznawania przyjemności, która jest jedyną gwarancją emocjonalnego dobrostanu jednostki. Bez tej koncepcji funkcji genitalnych zrozumienie dynamiki emocji w obszarze somatycznym byłoby praktycznie niemożliwe.
W Funkcji orgazmu (1942, s. 235) Reich opisuje leczenie przypadku biernego homoseksualizmu, którym zajmował się w 1933 roku. Szczególnie silny opór pacjenta przejawiał się „ogromnym napięciem obszaru karku i szyi”. Kiedy opór został przełamany, nastąpiła gwałtowna reakcja negatywna: „Twarz zmieniła kolor z białego na żółty, a następnie nabrała niebieskiego odcienia. Na skórze pojawiły się różnobarwne plamy. Cierpiał [pacjent] z powodu silnych bólów karku i potylicy. Serce biło gwałtownie, pojawiła się hipertonia. Towarzyszyła temu ostra biegunka, ogólne zmęczenie i poczucie utraty wszelkiego oparcia”. Reich (1942, s. 236) komentuje, że kiedy „mięśnie karku puściły, potężne impulsy, niczym wystrzelone z armaty, przebiły się na powierzchnię”. Z mnogości tego rodzaju faktów Reich wyciągał wniosek, że energia emocjonalna, która mogłaby być wyrażona poprzez seks, gniew lub lęk, „może zostać związana przez stałe napięcie mięśniowe”.
Ferenczi odnotował podobne obserwacje, dotyczące zwłaszcza mięśni zwieracza odbytu, cewki moczowej i krtani. Wykazywał związek „tików nerwowych” z wypieraniem energii seksualnej i zdawał sobie sprawę ze znaczenia stanu mięśni. Nie wyprowadził jednak z tych obserwacji ogólnych wniosków o powiązaniu napięć mięśniowych z funkcjami psychicznymi. Uczynił to Reich, formułując pogląd, iż charakter i stan umięśnienia są „funkcjonalnie tożsame”, to znaczy pod względem energetycznym pełnią tę samą funkcję. Z praktycznego punktu widzenia prowadziło to do bardziej uniwersalnej metody terapeutycznej, przy której „analiza oddolna” była łączona z „odgórną”. Reich (1942, s. 237) pisał: „Jeżeli blokada charakterologiczna nie reagowała na oddziaływanie psychiczne, to sięgałem po odpowiednią postawę ciała i odwrotnie. Jeżeli nie mogłem dostać się do przeszkadzającej fizycznej, mięśniowej postawy, to pracowałem nad jej charakterologicznymi przejawami, rozluźniając ją w ten sposób”.
Wielkie przemiany w psychoanalitycznym rozumieniu istoty ludzkiej zawsze wynikały z obserwacji klinicznych. Ulepszenia techniki prowadziły do modyfikowania teorii, innowacje techniczne do jej poszerzania. Teza Reicha o funkcjonalnej tożsamości napięć mięśniowych i blokad emocjonalnych była jednym z wielkich wglądów, jakie pojawiły się w toku rozwoju psychoanalitycznej terapii zaburzeń emocjonalnych. Otworzyło to drzwi do nowego obszaru poszukiwań i Reich pierwszy zbadał rodzące się w efekcie możliwości. W Funkcji orgazmu oraz Analizie charakteru (w trzecim wydaniu) przedstawił pierwsze rezultaty nowej metody leczenia i badania.
Należy koniecznie pamiętać, że sztywność mięśniowa nie jest po prostu „rezultatem” procesu wyparcia. W zaburzeniu psychicznym wypieranie ma swój cel czy też znaczenie, a sztywność mięśniowa stanowi wyjaśnienie, a zarazem mechanizm wyparcia. Ponieważ te dwa zjawiska łączą się bezpośrednio w funkcjonalną jedność ekspresji emocjonalnej, można zaobserwować, jak „rozpuszczenie napięcia mięśniowego nie tylko wyzwala energię wegetatywną, ale jednocześnie przywołuje w pamięci tę sytuację, która wywołała stłumienie popędu” (Reich 1942, s. 260). Pojęcie „nerwicy” można rozciągnąć na każde chroniczne zaburzenie naturalnej mobilności organizmu. Wynika z tego ponadto, że nerwica jest tożsama z osłabieniem lub ograniczeniem agresji – w pierwotnym znaczeniu tego słowa, oznaczającym „zbliżanie się”2.
Charakter jednostki manifestujący się poprzez typowe wzorce zachowań znajduje odzwierciedlenie także na poziomie somatycznym jako kształt i rodzaj ruchów ciała. Suma wszystkich napięć mięśniowych, widziana jako Gestalt, czyli jako jedność, oraz sposób poruszania się i działania tworzą „cielesną ekspresję” organizmu. Ekspresja cielesna to somatyczny obraz typowej ekspresji emocjonalnej, przez którą na poziomie psychicznym rozumie się „charakter”. Nie musimy już polegać na analizie snów i technice swobodnych skojarzeń, by ujawnić nieświadome impulsy i stawiany im równie nieświadomie opór. To nie znaczy, że metody te tracą rację bytu, lecz oddziaływanie na czynniki blokujące mobilność i na napięcia mięśniowe jest bardziej bezpośrednim podejściem do problemu. To wszystko i jeszcze więcej zawdzięczamy Reichowi. Naszym celem jest teraz wypełnianie luk oraz poszerzanie teorii i praktyki. Sam Reich (1942, s. 261) wskazywał na potrzebę dalszych prac w tym kierunku, pisząc: „Rozpuszczanie napięć mięśniowych podporządkowane jest prawu, którego pełne zrozumienie wymaga większej ilości danych, niż obecnie mamy”.
Główną nowością techniczną, która wyłoniła się dzięki obserwacjom i wyciąganym z nich wnioskom, było wprowadzenie do procedury terapeutycznej ćwiczeń oddechowych. Analiza na poziomie somatycznym ujawniła, że pacjenci wstrzymują oddech i wciągają brzuch, by tłumić lęk i inne nieprzyjemne doznania. Okazuje się, że jest to bardzo powszechna praktyka. Łatwo ją zaobserwować u dzieci, ale także i u dorosłych. W sytuacjach postrzeganych jako przerażające lub bolesne człowiek wciąga powietrze, napina przeponę i usztywnia mięśnie brzucha. Uwolnienie napięcia wywołuje westchnienie. Jeśli staje się to stałym wzorcem, pierś jest trzymana wysoko, w pozycji wdechu, oddychanie staje się płytkie, a brzuch twardy. Osłabienie respiracji zmniejsza ilość pobieranego przez organizm tlenu, a zatem ogranicza metabolizm wytwarzający energię. Końcowym rezultatem jest utrata afektu i obniżenie prężności emocjonalnej.
Polecenie pacjentowi, by podczas procedury terapeutycznej oddychał swobodnie i naturalnie, pasuje do koncepcji „aktywności” Ferencziego. Praktyka ta musi oczywiście być zindywidualizowana, podobnie jak wszystkie aktywne działania terapeuty. Sposób jej użycia powinien zależeć od konkretnego pacjenta i jego problemów. Stanowi jednak podstawową procedurę. Ponadto stosuje się inne aktywne działania, również pomyślane tak, żeby doprowadzały do świadomości pacjenta brak mobilności lub obecność napięć mięśniowych. Usunięcie sztywności osiąga się poprzez świadome panowanie pacjenta nad napięciami mięśni i blokowanymi przez te napięcia impulsami emocjonalnymi. Ekspresja ruchowa jest narzędziem wszystkich procedur analitycznych, a w razie potrzeby może być uzupełniana bezpośrednią fizyczną pracą nad sztywnością mięśni.
Warto uświadomić sobie siłę sprawczą tych procedur. Posługując się nimi, docieramy nie tylko do „pochodnych nieświadomości”, lecz także do samego nieświadomego mechanizmu wypierania. W ten sposób można doprowadzić afekt do świadomości pacjenta z intensywnością nieosiągalną na poziomie werbalnym. Ferenczi zdawał sobie sprawę z ograniczeń zwykłych procedur analitycznych. W pracy Psycho-analysis of Sexual Habits (Psychoanaliza zachowań seksualnych, 1925b, s. 287) pisał: „Komunikacja pomiędzy świadomością i nieświadomością przebiega, jak to ujął Freud, «poprzez interpozycję powiązań podświadomych». Teraz oczywiście odnosi się to tylko do prezentacji nieświadomych. Jeśli idzie o nieświadome wewnętrzne tendencje, które «sprawiają wrażenie wypieranych», czyli nie przebijają się do świadomości ani jako emocje, ani jako doznania, to interpolacja powiązań podświadomych nie doprowadzi ich do świadomości pacjenta. Na przykład nieuświadomione wewnętrzne poczucie «bólu» może być siłą napędową zachowań bez przyciągania jednak uwagi ego do tej kompulsji. Tylko opór wobec kompulsji, blokowanie reakcji rozładowania, może przywołać do świadomości «to coś dodatkowego» pod postacią «bólu»”. Cytaty w tekście Ferencziego pochodzą z Ego i id Freuda.
Reichowski opis konkretnych napięć mięśniowych i ich roli zarówno jako mechanizmu obronnego, jak i jako ekspresji wtórnych, pochodnych popędów, to wartościowa lektura dla każdego, kto chciałby zrozumieć dynamikę ekspresji ciała. Nasze podejście jest jednak nieco odmienne, choć wyprowadzone z podstawowych koncepcji Reicha, a ponieważ odpowiednio zmodyfikowana jest również nasza technika, musimy rozwinąć jego obserwacje i teorie.
Skoro dostrzegamy funkcjonalną jedność charakteru i wzorca sztywności mięśniowej, zachodzi konieczność znalezienia rządzącej nią fundamentalnej zasady. Okazuje się, że jest to koncepcja procesów energetycznych.
Na gruncie psychicznym procesy strukturyzacji zmierzające do utworzenia neurotycznej równowagi można jedynie zrozumieć, odwołując się do pojęcia „przemieszczalnej energii”, którą Freud określał jako libido. Natomiast obserwując fizyczną mobilność organizmu, jesteśmy w bezpośrednim kontakcie z przejawami energii fizycznej. Każdy ruch jest zjawiskiem energetycznym, co wynika z podstawowych praw fizyki. Kiedy pacjent uderza pięścią w kozetkę, analiza tego ruchu pozwala odkryć stojący za nim proces energetyczny. Nie można podskoczyć bez dostarczenia energii do stóp i wyładowania jej do podłoża. Tu znowu odwołamy się do praw fizyki: ruch wymaga zużycia energii, a każda akcja wywołuje równą jej reakcję. Wywieramy na podłoże siłę, a ono reaguje, odpychając nas do góry. Zazwyczaj nie myślimy o swoich ruchach w taki sposób, ale takie myślenie jest konieczne, kiedy chcemy zrozumieć dynamikę ruchów. Należy też wiedzieć, jaka jest natura energii operującej w naszym ciele. Jaki jest jej związek z energią psychiczną zwaną libido?
Żeby uniknąć wpadania w mistycyzm, musimy traktować energię jako zjawisko fizyczne, a więc poddające się pomiarom. Musimy również uwzględnić prawo fizyki mówiące o wymienności różnych rodzajów energii i musimy założyć, zgodnie ze współczesną doktryną fizyki, że wszystkie jej formy sprowadzają się ostatecznie do wspólnego mianownika. Nie potrzebujemy w tym momencie wiedzieć, jaka będzie ta końcowa forma energii. Przyjmujemy hipotezę, że w ludzkim ciele obecny jeden podstawowy rodzaj energii, niezależnie od tego, czy manifestuje się ona jako zjawisko psychiczne, czy jako ruch somatyczny. Nazwiemy ją po prostu „bioenergią”. Procesy psychiczne na równi z somatycznymi wynikają z działania tej energii. Wszystkie procesy życiowe można sprowadzić do manifestacji bioenergii.
Taka ujednolicająca koncepcja, choć nieobca żadnemu analitykowi, nie znajduje bezpośredniego zastosowania w terapii psychoanalitycznej. Terapeuta z tego nurtu podchodzi do pacjenta od zewnątrz. Kontakt przebiega zawsze od powierzchni w głąb i jakkolwiek głęboka by była penetracja wewnętrznego życia pacjenta i biologicznych procesów zachodzących w jego ciele, zjawiska powierzchniowe nigdy nie są ignorowane ani przeoczane, ponieważ problem pacjenta, w takiej postaci, w jakiej on sam go przedstawia podczas terapii, dotyczy trudności w relacjach ze światem zewnętrznym – z ludźmi, z realiami życia. Pacjent nie prezentuje zatem jedności procesu bioenergetycznego, jaką można zaobserwować choćby u pierwotniaków, lecz dychotomię ciała i umysłu, w ramach której każda ze sfer oddziałuje na drugą i reaguje na nią. Tak więc w terapii analitycznej podejście dualistyczne, jakie charakteryzowało myśl Freuda, pozostaje niezastąpione. W następnym rozdziale, w którym zbadamy dokładniej relację umysłu do ciała, również przyjmiemy dualistyczny punkt widzenia. Powierzchownie ta jedność może wyrażać się również w kategoriach funkcji. Tą unitarną funkcją łączącą w sobie psyche i somę jest charakter.
rozdział 2
Chociaż uważa się, że psychoanaliza to dziedzina ograniczająca się do badania problemów psychicznych, jej korzenie sięgają zaburzeń funkcjonowania somatycznego, których etiologii nie można przypisać uszkodzeniom organicznym. Składały się one na grupę zaburzeń obejmującą histerię, nerwicę lękową, neurastenię i zachowania obsesyjno-kompulsywne. Freud zdefiniował histerię (1894b, s. 65) jako „zdolność do konwersji (…), psychofizyczną zdolność do przekształcenia silnego podniecenia w pobudzenie somatyczne”. Przez wszystkie długie lata psychoanalitycznych badań nad histerią nigdy nie udało się w pełni ujawnić mechanizmu tej konwersji czy przekształcenia. Stało się to możliwe dopiero wtedy, gdy Reich sformułował podstawowe prawo życia emocjonalnego, czyli jedność i przeciwstawność funkcjonowania psychosomatycznego.
Chociaż Freud zaniechał prób interpretowania nerwicy zarówno na poziomie psychicznym, jak somatycznym, nigdy nie stracił z oczu stojących za nią procesów cielesnych. O zainteresowaniu tym zagadnieniem świadczy uwaga, że „ego ma przede wszystkim charakter cielesny ” (1923, s. 71). Ferenczi o wiele usilniej niż Freud poszukiwał korelacji procesów biologicznych i zjawisk psychicznych. Pozytywne rezultaty tych poszukiwań pozwoliły mu wprowadzić „aktywną” terapię na poziomie somatycznym jako uzupełnienie pracy analitycznej w obszarze psychiki. W 1925 roku w pracy zatytułowanej Contraindications to the «Active» Psychoanalytic Technique (Przeciwwskazania dla „aktywnej” techniki psychoanalitycznej) Ferenczi (1925a, s. 229) znacząco kwestionuje intelektualne podejście do analizy. „Okazuje się, że odwołując się do inteligencji, która jest funkcją ego, nie można utorować drogi do przekonania”. Chociaż dziś wszyscy analitycy zgadzają się z tym poglądem, to tylko nieliczni znają dojście do przekonania poprzez bezpośrednie wrażenia cielesne. Celem tej książki jest rozszerzenie zasady „analizy oddolnej” i zaproponowanie terapeutom analitycznym określonego rozumienia dynamicznych procesów somatycznych, które leżą u podstaw zjawisk psychicznych obserwowanych w toku analizy.
Do ustanowienia współzależności procesów umysłu i ciała konieczne było poznanie mechaniki systemu, gdyż tylko ona może wytłumaczyć i odwzorować te relacje. To szczególny paradoks, że aby zrozumieć zjawisko wiedzy, trzeba się odwołać do wiedzy. Możemy być niemal pewni, że Freud zdawał sobie sprawę, iż psychoanaliza, jeśli ma zasłużyć na status prawdziwej nauki, do czego dążył, będzie musiała w końcu znaleźć ugruntowanie w biologii. Jeśli więc ograniczył psychoanalizę do badania zjawisk psychicznych, to z pewnością dlatego, że czuł, iż nasza wiedza o tych procesach nie jest wystarczająco pewna, byśmy mogli podejmować próby przerzucenia mostu między dwiema sferami funkcjonowania człowieka. Jego wielką zasługą było jednak skonstruowanie ram funkcjonowania psychicznego, które mogły posłużyć jako punkt wyjścia do obszaru biologii. Gruntowne zrozumienie psychologii ego jest dla nas dzisiaj niezastąpioną pomocą przy rozważaniach charakterologicznych i kształtowaniu dynamiki terapii bioenergetycznej.
W 1923 roku Freud opublikował szczegółowe studium ego i id. Od tego czasu niewiele się zmieniło w jego podstawowych koncepcjach. Będą one stanowiły bazę niniejszego przeglądu. Na wstępie trzeba jednak zaznaczyć, że sformułowania używane w psychoanalizie opisują zjawiska umysłowe. Zobaczymy wszakże, iż mentalna interpretacja percepcji, uczuć czy potrzeb jest w pewnym stopniu myląca i musi być uzupełniona działaniami fizycznymi, które dopiero nadają jej smak rzeczywistości.
Ego jest elementarnym pojęciem w myśli psychoanalitycznej. Słowo to nie jest dosłownym przekładem niemieckiego określenia Das Ich, którego używał Freud i które Francuzi tłumaczą jako le moi. Właściwym odpowiednikiem angielskim byłoby The I (Ja). Musimy więc pamiętać, że słowa „ego” używamy jako synonimu „Ja” rozumianego subiektywnie. Tu znowu pojawia się trudność wynikająca z poznawania Ja poprzez Ja. Ale to jedyna droga, gdyż ego to pierwsza rzecz, jaką odkrywamy, zwracając się ku własnemu wnętrzu.
Freud (1923, s. 63) dobrze opisał ego: „Wytworzyliśmy sobie wyobrażenie organizacji powiązanych ze sobą procesów psychicznych przebiegających w człowieku i organizację tę nazywamy jego ego. Z tym ego wiąże się świadomość, rządzi ona dostępem do sfery ruchowej, to jest do odpływu pobudzeń w kierunku świata zewnętrznego; jest to ta psychiczna instancja, która kontroluje wszystkie procesy częściowe, w nocy zapada w sen i mimo to ciągle jeszcze poddaje cenzurze marzenia senne”. Jednak także w tej konkretnej, zdawałoby się, definicji widać wyraźnie pewne niejasności. Trudno pogodzić stwierdzenie, że ego „w nocy zapada w sen ”, z określeniem, że jest ono „organizacją procesów psychicznych”. Czy nie należałoby raczej powiedzieć, że to człowiek usypia, a nie jego ego, skoro to drugie jest zaangażowane w funkcjonowanie całości układu, podobnie jak narządy zmysłów i umięśnienie? Z osłabieniem aktywności współwystępuje obniżenie poziomu pobudzenia w całym organizmie i jednym ze skutków jest przytłumienie czy też przygaśnięcie ego.
Są dobre powody, by porównać przynajmniej jeden z aspektów ego do żarówki elektrycznej, gdyż inteligencja jest światłem. Ciemność zapada, gdy żarówka gaśnie, ale zdajemy sobie sprawę, że wynika to z odcięcia dopływu prądu. Czy ze snem nie jest podobnie? Kiedy pobudzenie opada, światło, którym jest ego, blednie i wygasa.
Dla celów praktycznych ważne jest dokonanie tego rozróżnienia w odniesieniu do natury snu. Czy powinniśmy mówić pacjentom cierpiącym na bezsenność, żeby przestali myśleć? Czy też raczej szukać przyczyny ich niezdolności do wstrzymania świadomej aktywności umysłowej w uporczywym napięciu i pobudzeniu somatycznym? W początkach swojej działalności Freud zauważył, że czynnikiem najskuteczniej skłaniającym do snu jest satysfakcjonująca aktywność seksualna. Dzisiaj wiemy, że orgazm rozładowuje energię czy też napięcie, umożliwiając zaśnięcie. To nie jest tak, że ego nie chce zasnąć; nie może się ono wyciszyć, jak długo uporczywe pobudzenie somatyczne dopływa do aparatu umysłowego. Przeciwny kierunek przepływu, czyli w dół, przenosi pobudzenie do narządów służących rozładowaniu, czyli do genitaliów.
Ale ego jest czymś więcej niż tylko światłem rozjaśniającym mroki nieświadomej aktywności. Kontroluje także podejście do mobilności organizmu, a właściwie kontroluje mobilność. W pewnych granicach może zrezygnować z działania lub powstrzymać się z nim do zaistnienia odpowiednich warunków. Może zakazać pewnych akcji, a nawet wypierać je ze świadomości. W tym wypadku działa podobnie do urządzeń elektronicznych, które regulują ruch kolejowy, zastępując kontrolera ruchu oraz sygnały świetlne. Lokomotywa może być pod parą lub z uruchomionym silnikiem dieslowskim, gotowa do jazdy, ale nie ruszy, dopóki nie nadejdzie sygnał, że linia przed nią jest wolna. Ego jest niczym światło skierowane zarówno na zewnątrz, jak i do wewnątrz. Zewnętrznie przeszukuje otoczenie za pomocą zmysłów; wewnętrznie stanowi zbiór sygnałów zarządzających pojawiającymi się impulsami. Wiemy ponadto, że ma wrodzoną zdolność dopasowywania impulsów do rzeczywistości, podobnie jak regulatory elektroniczne.
Freud (1923, s. 63) znał dobrze te zależności występujące w obszarze psychiki. „Ego to jest źródłem wyparć, których zadaniem jest nie tylko wykluczenie ze świadomości pewnych dążeń psychicznych, lecz także uniemożliwienie im innych rodzajów manifestacji i aktywności”. Opór stawiany przez pacjenta podczas analizy może być po prostu jawnym wyrazem czerwonego światła wyparcia. Możemy naturalnie pójść za Freudem, traktując nieświadomie wypierane skłonności i ich również nieświadomą manifestację w postaci oporu, jako część ego, które zatem obejmuje elementy świadome i nieświadome. Musimy jednak dokonać pewnego ważnego rozróżnienia. Ego może łączyć w sobie tylko te składniki nieświadome – lęki, impulsy, wrażenia – które były kiedyś uświadamiane, lecz uległy wyparciu. Problem błędu czy zahamowania rozwojowego pozostaje poza zasięgiem psychologii ego. Osoba, która jako niemowlę czy małe dziecko nigdy świadomie nie doznała pewnych wrażeń, nie może dotrzeć do nich drogą psychoanalizy. Jeśli we wczesnym okresie życia cierpiała z powodu braku poczucia bezpieczeństwa, terapia nie może ograniczać się do analizy. Powinna także stwarzać możliwość zyskania poczucia bezpieczeństwa tu i teraz. Analiza nie pomoże pisklęciu w zdobyciu umiejętności latania, której nigdy nie nabyło. Tylko w ramach analitycznej psychologii ego można poprawnie wywodzić nerwicę ze „sprzeczności pomiędzy zorganizowanym ego a tym, co uległo wyparciu i oddzieliło się od niego”.
Dowiadujemy się dalej od Freuda, że ego jest zlokalizowane na powierzchni aparatu umysłowego, w sąsiedztwie świata zewnętrznego. Takie położenie odpowiada sprawowanej przez nie funkcji percepcji. Ego oświetla i postrzega zewnętrzną rzeczywistość, a zarazem jest świadome rzeczywistości wewnętrznej – potrzeb, impulsów i lęków; inaczej mówiąc, wrażeń organizmu. Musimy się jednak zgodzić z Freudem (1923, s. 67), kiedy stwierdza: „Podczas gdy stosunek postrzeżenia zewnętrznego do «ja» jest całkowicie oczywisty, to stosunek łączący postrzeżenie wewnętrzne z ego wymaga osobnych badań”.
O tej drugiej relacji Freud (1923, s. 68), pisze: „Wrażenia i uczucia zostają uświadomione tylko wskutek tego, że dochodzą do systemu percepcji; jeśli dalszy ich przebieg zostaje zablokowany, to nie pojawiają się jako wrażenia, jakkolwiek odpowiadające im owo coś innego w przebiegu pobudzenia jest tym samym”. Możemy więc odróżnić zdarzenie wewnętrzne (nieokreślony element ilościowy) od zjawiska jego percepcji, które nadaje mu znaczenie jakościowe, to znaczy tworzy jego relację z rzeczywistością zewnętrzną. To właśnie ów „nieokreślony element” jest przedmiotem wszystkich tak zwanych technik aktywnych.
Jądrem ego jest układ percepcji. Obejmuje ono ponadto świadomość, ale należy do tego dodać również to wszystko, co było obecne w świadomości dawniej – treści wyparte do nieświadomości oraz podświadome. Ego jako zjawisko psychiczne to układ postrzegający wraz ze wszystkimi swoimi percepcjami z przeszłości i w teraźniejszości. Freud szedł za myślą Grodecka, przyznając, że funkcja ego jest „zasadniczo bierna”. Taka konkluzja jest nieuchronna, jeśli ktoś utożsamia Ja z układem percepcji, czyli odnajduje owo Ja w umyśle. Wszystkie techniki bioenergetyczne opierają się jednak na założeniu, że Ja obejmuje nie tylko percepcje, lecz także te siły wewnętrzne, Freudowskie „elementy nieokreślone”, które prowadzą do pojawienia się percepcji. Kiedy identyfikujemy Ja z odczuwaniem, w którym percepcje są jedynie częścią składową, nie możemy widzieć własnego ego jako zjawiska czysto psychicznego. Wówczas percepcja jest tylko jednym ze składników świadomej akcji.
Freud zdawał sobie sprawę z trudności, które pojawiają się, kiedy ego jest traktowane jedynie jako proces psychiczny. Głównym problemem jest nieobecność czynników ilościowych. Podczas pracy terapeutycznej nieodzowne jest myślenie ilościowe. Zdarza się dzisiaj słyszeć od pacjenta, że czuje, iż jego ego jest „słabe”. Bardziej powszechna jest skarga na brak poczucia własnego Ja. Obserwacja takich pacjentów ujawnia słabą intensywność odczuwania, a co ważniejsze, brak energii w działaniu i ekspresji. Byłoby w tych wypadkach błędem wiązać problem z układem percepcji. Silne ego to oznaka zdrowia emocjonalnego, ale może ono współistnieć z poważną nerwicą, jeśli jego energia służy głównie wypieraniu.
„Na powstanie ego i jego separację od id oddziałał, jak się zdaje, jeszcze inny czynnik niż sam wpływ układu percepcji”. Freud (1923, s. 70–71) uczynił tę uwagę, wprowadzając tezę otwierającą drogę do biologii: „Ego ma przede wszystkim charakter cielesny”. Rozwinął tę myśl później, pisząc, że „ego w końcowym rachunku wynika z wrażeń cielesnych, głównie napływających z powierzchni ciała”. W drugiej części tego rozdziału zajmiemy się analizą procesów cielesnych, które składają się na ten „inny czynnik”. Zobaczymy, że nie chodzi tylko o wrażenia ciała, co wiąże się z percepcją, lecz także głębsze procesy formowania się impulsów w organizmie.
Zanim posuniemy się dalej, dobrze będzie rozważyć relacje ego z innymi częściami aparatu umysłowego. Funkcjonowanie organizmu pozostaje w większej części poza świadomością, choć też ma swoje miejsce w umyśle. W gruncie rzeczy większa część układu nerwowego wykonuje czynności, których jesteśmy całkowicie nieświadomi. Postawa ciała, którą mamy za coś naturalnego, wymaga bardzo silnej kontroli ruchów. Można ten obszar objąć świadomością, lecz tylko w znikomym stopniu. Część umysłu pozostającą z tymi mimowolnymi procesami w takiej samej relacji jak ego ze świadomą aktywnością Freud nazwał „id”. Nie definiował wprawdzie id w taki sposób, ale definicja ta wynika z jego spostrzeżeń, jeśli rozszerzymy je z biologii na psychologię.
„Ego nie jest wyraźnie oddzielone od id, w dolnej partii zlewa się z nim”. W istocie ego jest tą częścią id, „która uległa zmianie pod bezpośrednim wpływem świata zewnętrznego i za pośrednictwem systemu świadomej percepcji” (1923, s. 70). Tę relację można obrazowo przedstawić, posługując się analogią drzewa. Ego można przyrównać do jego pnia i konarów, a id do korzeni. Do rozgraniczenia dochodzi, kiedy młoda roślina wyłania się z ziemi na światło dzienne.
Hindusi dostrzegają tę relację także w samym ciele. Spójrzmy na następującą uwagę z pracy Ericha Neumanna The Origins and History of Consciousness (Pochodzenie i historia świadomości, 1954, s. 25). „Przeponę można uznać za odpowiednik powierzchni ziemi i rozwój poza tą strefą zaczyna się wraz ze «wschodem słońca» – czyli po osiągnięciu stanu świadomości wykraczającego poza nieświadomość”.
Naturalnie jest to zniekształcenie koncepcji Freuda opisującego id jako wrodzone zbiorowisko chaotycznych, instynktownych popędów, które nie są w harmonii ani ze sobą wzajemnie, ani z zewnętrzną rzeczywistością. Drzewo czy też nowo narodzone dziecko nie są obrazem chaosu. Bogate praktyczne doświadczenia z karmieniem na żądanie i samoregulacją pokazują, że noworodek, mający znikomy kontakt ze światem i niewielkie ego, jest obdarzony harmonią instynktownych pragnień sprzyjających przeżyciu i rozwojowi. Chaos charakteryzujący instynktowne życie większości dzieci i dorosłych jest dziełem sił zewnętrznych zakłócających tę harmonię.
Trafniej będzie powtórzyć za Freudem (1923, s. 70), że „dąży ono [ego] również do tego, by ułatwić wpływ świata zewnętrznego na id i umożliwić realizację jego zamiarów, jak również do tego, by na miejsce zasady przyjemności, która bez ograniczeń rządzi id, postawić zasadę rzeczywistości. W ego percepcja odgrywa taką rolę, jaka w id przypada popędowi”. Każdy, kto ma okazję obserwować embrionalny rozwój komórki jajowej w dojrzały organizm, musi zachwycić się tym procesem przekraczającym ludzką zdolność rozumienia. W porównaniu z przebiegającą poza świadomością pracą koordynowania działania miliardów komórek, niezliczonych tkanek i najróżniejszych narządów, które składają się na istotę ludzką, umiejętność logicznego rozumowania i wyobraźnia zdają się czymś małym i nieznaczącym. A nawet one wyłoniły się przecież z wielkiej nieświadomości niczym kwiat zakwitający na krzaku.
Umysł jest w te nieświadome czynności zaangażowany w równym stopniu jak w działalność świadomą. Ale przecież mówienie o nieświadomych uczuciach, nieświadomych myślach czy nieświadomych marzeniach zawiera ewidentną sprzeczność. Widzieliśmy wcześniej, że o uczuciu może być mowa wtedy, gdy dochodzi do percepcji pewnego zdarzenia wewnętrznego. Wcześniej istnieje tylko ruch (element nieokreślony), który nie posiada cech jakościowych – uczucie jest potencjalne, a nie ukryte. Z kolei w organizmie zachodzą ruchy, które nie mogą dotrzeć do świadomości w postaci percepcji, gdyż są blokowane przez wyparcie i opór. Są ukryte i mogą być uświadomione, jeśli w toku psychoanalizy usuniemy ograniczające je siły. Różnica opiera się na fakcie, że ta druga kategoria to nieświadoma aktywność, która kiedyś była świadoma. Wynika to z samej koncepcji wyparcia. Jest jeszcze trzecia kategoria nieświadomej aktywności, która w ogóle nie może stać się świadomą. Należą do tej grupy działania narządów wewnętrznych ciała: nerek, wątroby, krwiobiegu itp. Nie każda więc nieświadoma aktywność poddaje się terapii analitycznej.
Na potrzeby analizy musimy podzielić nieświadomą aktywność na trzy kategorie. Najgłębszy poziom nieświadomości tworzą ruchy, które nigdy nie nogą dotrzeć do świadomości. Nie da się temu zaprzeczyć, gdyż dotyczy to wewnętrznych narządów ciała. Druga kategoria to czynności, które mogłyby być świadome, ale nigdy nie były. Przykładem jest mechanizm utrzymywania określonej pozycji ciała, który wykształcił się w bardzo wczesnym okresie życia, zanim pojawiła się świadomość bardziej złożonych funkcji. U dziecka, które uczy się chodzić, zanim jego mięśnie będą wystarczająco silne, a ich ruchy należycie skoordynowane, w celu zapewnienia ciału wsparcia powstają silne napięcia mięśni czworogłowych ud i napinaczy powięzi szerokiej. Tak się dzieje, kiedy pozostawione samemu sobie dziecko usiłuje wstać i ruszyć na poszukiwanie matki. Napięcia w tych grupach mięśni zapewniają nogom wystarczającą sztywność, ale kosztem naturalnej równowagi i gracji. Kiedy próbujemy doprowadzić do rozluźnienia tych mięśni, napotykamy opór proporcjonalny do nasilenia lęku przed upadkiem. Znamienne, że dzieci, które są długo noszone przez matkę, jak to jest w zwyczaju u Indian, nie przejawiają tego lęku. Ale – co ważne – nigdy nie doszło u takiego dziecka do wypierania naturalnych ruchów i wrażeń, pełnych gracji, płynnych i sprawiających przyjemność. One po prostu się nie rozwinęły.
Ostatnia kategoria obejmuje nieświadomość wypieraną. Można powiedzieć, że „twarde” spojrzenie w swoim czasie świadomie wyrażało nienawiść, że ściśnięte szczęki odzwierciedlają nieświadomy impuls gryzienia, a sztywne mięśnie przywodzące ud reprezentują tłumienie doznań genitalnych. Nie możemy zaś powiedzieć, że za słabym wzrokiem kryje się nieświadoma nienawiść.
Podobnie jak ego oddziela się od id, superego wykrystalizowuje z ego. Superego to jedno z najbardziej złożonych pojęć psychologii analitycznej. Wydawałoby się, że powinniśmy móc wytłumaczyć ludzkie zachowania, odwołując się do id oraz ego. W rzeczywistości jednak zachowanie każdej jednostki jest determinowane przez siły id pozostające pod kontrolą funkcji rzeczywistości ego, która z kolei jest modyfikowana przez rozwój ideału ego, czyli superego.
Nie ma wątpliwości co do roli superego. W sferze umysłu pełni ono funkcję cenzora myśli i działań, odmienną od funkcji rzeczywistości i jej przeciwstawną. Rzeczywistości opartej na percepcjach ego przeciwstawia ono rzeczywistość wyprowadzoną z najwcześniejszych doświadczeń danej osoby i reprezentuje kodeks właściwego zachowania narzucony jej przez rodziców. Superego jest powoływane do istnienia jako formacja obronna ego, która krystalizuje i strukturalizuje się we wczesnym okresie życia. Jeśli przestaje pełnić tę funkcję w kontakcie ze światem wewnętrznym, to tylko dlatego, że wczesnodziecięce środowisko ulega zmianom. Trwałość superego wynika z faktu, że kształtuje się ono jako nieświadome ograniczenie mobilności, którego organizm nie ośmiela się naruszyć. Stanowi więc część ego, która znikła ze świadomości wykorzystującej energię ego do blokowania impulsów id i czyni to w sposób osłabiający i ograniczający ego.
Podsumujmy w tym miejscu naszą wiedzę o funkcjach psychicznych. Id reprezentuje te procesy psychiczne, których nie jesteśmy świadomi. Można je podzielić na trzy kategorie. Po pierwsze te, które odnoszą się do aktywności narządów wewnętrznych i których uświadomić sobie nie możemy; po drugie te dotyczące aktywności, których normalnie sobie nie uświadamiamy, ale które przy pewnym wysiłku mogą być przeniesione na poziom świadomości; po trzecie te, które reprezentują wypierane treści nieświadome. Ego reprezentuje procesy psychiczne, których jesteśmy świadomi, ponieważ dotyczą działań podejmowanych w relacji ze światem zewnętrznym. Na podstawie tej analizy można sformułować podstawowe prawo. Aktywność staje się świadoma, kiedy wydostaje się na powierzchnię ciała, ponieważ tylko wtedy może dojść do interakcji ze światem zewnętrznym. Superego to proces psychiczny, który zapobiega temu, by jakaś aktywność stała się świadoma, czyli żeby dotarła na powierzchnię ciała. Są jeszcze inne procesy psychiczne, które na razie pominiemy. Należą do nich kreatywne czy też syntetyczne funkcje ego.
Aby zrozumieć somatyczne podstawy psychologii ego, musimy rozważyć czynniki ilościowe. W obszarze somatycznym rzeczy są tym, na co wyglądają, a energia może być mierzona rozmiarami ruchów, które powoduje. Czy jednak nie mierzymy wszelkiej energii psychicznej, odwołując się do wykonywanej przez nią pracy? Zacznijmy od spostrzeżenia, że ego jako zjawisko psychiczne jest zasadniczo procesem postrzegania. Oczywiście ego, jakie znamy u ludzi cywilizowanych, jest czymś więcej niż percepcją. Jest percepcją percepcji, świadomością świadomości, samoświadomością. Ale to pierwsze piętro jest wzniesione na przyziemiu, w którym świadomość to tyle co percepcja. Na tym najniższym poziomie należałoby zadać pytanie: co właściwie jest postrzegane?
Odpowiedź na to pytanie jest względnie prosta. Postrzegany jest ruch – ruch organizmu, który może, ale nie musi przejawiać się przemieszczeniem w przestrzeni. To nie znaczy, że wszystko, co się porusza, może być lub jest postrzegane. Do ruchów dochodzi także we śnie lub na poziomie nieświadomości. Na co dzień nie postrzegamy poruszeń naszych jelit albo serca. Ale tam gdzie nie ma ruchu, nie ma i percepcji. Ruch zawsze poprzedza percepcję. W toku ewolucji żywych organizmów, a także w indywidualnym rozwoju jednostki świadomość jest późnym przybyszem. Wyłania się na początku życia i gaśnie wraz ze śmiercią. Każda percepcja odnosi się zatem do ruchu organizmu, wewnętrznego albo w kontakcie ze światem zewnętrznym. Kiedy nasze osobnicze ruchy zamierają, jak w chwili śmierci, kończy się też percepcja zewnętrznej rzeczywistości.
Normalnie jesteśmy świadomi tylko grubych ruchów naszego ciała. Skupiając uwagę, możemy wyczuć także ruchy bardziej subtelne. Ogólnie biorąc, kiedy chcemy poczuć obecność jakiejś części naszego ciała, poruszamy nią. Ten ruch nie musi być intencjonalny, ale musi wystąpić, żeby możliwa była percepcja. Na przykład większość ludzi nie czuje własnych pleców, nawet gdy leżą na kozetce. Jest to powszechne doświadczenie podczas sesji terapeutycznych. Jeśli lekko szturchnąć pacjenta pomiędzy łopatkami, można zaobserwować falę pobudzenia rozchodzącą się ku górze, na skórę głowy, oraz w dół pleców, co przejawia się gęsią skórką i jeżeniem się włosów. Pacjent zaczyna czuć swoje plecy, doświadczać ich czy też je postrzegać. Ten stan świadomości jakiejś części ciała opisujemy jako „nawiązanie kontaktu” z nią. Kontakt z częścią ciała, która nie była dotąd postrzegana, można utrwalić, zwiększając mobilność tej części. Tu wkracza czynnik ilościowy: intensywność ruchów pozostaje w związku z jakością postrzegania. Na razie wystarczy, że powiemy, iż wszelkie wrażenia, wszelkie percepcje są uzależnione od ruchu.
Od czego zależy, które ruchy są postrzegane, czyli docierają do świadomości, a które nie? Mamy spostrzeżenie Freuda, że ego wywodzi się z wrażeń cielesnych i budzi się głównie na powierzchni ciała. Potwierdzono eksperymentalnie fakt, że wrażenie pojawia się, kiedy wewnętrzny ruch osiąga powierzchnię ciała oraz powierzchnię umysłu, gdzie zlokalizowany jest system świadomej percepcji. Odwołam się później do doświadczeń Reicha z tej dziedziny, ale tezę tę wspierają również liczne obserwacje kliniczne. Tłumaczy to, dlaczego bóle narządów wewnętrznych są zawsze odczuwane jako promieniujące na powierzchnię ciała. Wiemy, że czułe przyrządy, takie jak elektrokardiograf i elektroencefalograf, wychwytują drobne różnice potencjałów elektrycznych na powierzchni ciała, które świadczą o odbywającej się w jego głębi aktywności. Percepcja jest funkcją intensywności ładunku energetycznego na powierzchni ciała.
Ego to zjawisko powierzchniowe, zarówno pod względem psychicznym, jak i somatycznym. Układ świadomej percepcji jest zlokalizowany na powierzchni kory mózgowej. Potwierdza to tezę Freuda, iż ego to projekcja powierzchni na powierzchnię. Natomiast id odnosi się do procesów toczących się pod powierzchnią. I ponownie, określenie procesów id jako zjawisk głębinowych dotyczy zarówno procesów somatycznych, jak ich psychicznej reprezentacji. Ta druga skupia się w obszarach układu nerwowego położonych poniżej kory: w tyłomózgowiu, śródmózgowiu i międzymózgowiu. Somatyczny aspekt tych warstw psychiki można wyobrazić graficznie. Na rysunku 1 całość organizmu reprezentuje sfera przypominająca nieco pojedynczą komórkę. W jej środku znajduje się jądro stanowiące źródło energii umożliwiającej jakiekolwiek ruchy. Impuls to przesunięcie energii z centrum ku obrzeżu.
Na rysunku 1 odpowiednikiem ego jest powierzchnia organizmu, odpowiednikiem id – jego środek i procesy zachodzące pod powierzchnią. Taki schemat odpowiada tylko najprostszym formom życia. W wyższych organizmach ego nie ogranicza się do percepcji, lecz kontroluje także nastawienie wobec ruchu. Rysunek nie uwzględnia tej funkcji ego, gdyż nie ma tu żadnej siły mogącej powstrzymać impuls przed wydostaniem się na powierzchnię. W wyższych organizmach pod powierzchnią znajduje się warstwa, która u człowieka pozostaje w pewnym stopniu pod kontrolą ego. Moglibyśmy więc oczekiwać, że jej projekcja znajdzie się na powierzchni kory mózgowej. Tak właśnie jest z układem mięśni prążkowanych. Jeśli teraz umieścimy ten układ pod powierzchnią ciała, otrzymamy somatyczną podstawę struktury funkcji psychicznych.
Na rysunku 2 impuls jeszcze przed wydostaniem się na powierzchnię powoduje aktywizację układu mięśniowego. Umięśnienie pełni dwojaką funkcję. Normalnie widzimy w nim aparat motoryczny dużych organizmów. I tak właśnie jest. Ale mięśnie mogą nie tylko wykonywać ruchy, lecz także je blokować. Wystarczy pomyśleć o takim mięśniu jak zwieracz odbytu, by uświadomić sobie, jaka to ważna funkcja. Rozważmy przypadek człowieka, którego przepełnia wściekłość, a który musi powstrzymać impuls do zadania komuś ciosu. Jego pięści są zaciśnięte, ramiona napięte, a barki cofnięte do tyłu, by zablokować impuls. W tej sytuacji psychiczny proces ego zapobiega wydostaniu się impulsu na powierzchnię, czyli do świata zewnętrznego, poprzez podtrzymywanie skurczu mięśni. Widzimy tu więc ego jako czynnik kontrolujący podejście do ruchliwości organizmu.
Wiemy, że część ego wyodrębnia się i staje się nieświadomym cenzorem naszych działań. Decyduje o tym, które impulsy mogą znajdować wyraz, a które mają być zakazane. Chociaż jednak superego jest rodzajem procesów psychicznych, kontroluje ono impulsy poprzez aparat mięśniowy. Czym zatem superego różni się od ego? Jeśli jakiś impuls jest blokowany jako nieodpowiedni w danej sytuacji, jest to działanie świadome, kontrolowane przez ego i zgodne z zasadą rzeczywistości. Natomiast zakazy ustanawiane przez superego są nieuświadomione i nie mają nic wspólnego z realiami bieżącej sytuacji. Reprezentują ograniczenie mobilności, nad którym ego nie ma żadnej władzy. Narzędziem, za pomocą którego superego sprawuje kontrolę nad działaniami, również jest układ mięśniowy. Jednak mięśnie zaangażowane w ograniczenia nałożone przez superego są trwale skurczone i usunięte poza zakres percepcji jednostki, która wobec tego nie zdaje sobie sprawy, że ta część jej umięśnienia jest w pewnym sensie nieczynna.
Objaśnię to w jeszcze inny sposób. Mięśnie mogą się napinać, kiedy świadomie powstrzymujemy pewien impuls. Na przykład ktoś jest tak wściekły, że aż bolą go od tego wstrzymywania mięśnie. Czuje więc ich napięcie. Ale bywa też, że nie czujemy napiętych mięśni. W tym wypadku również impuls jest powstrzymywany, ale to ograniczenie jest nieświadome. To właśnie zjawisko superego. Podobnie jak na poziomie psychicznym superego nie dopuszcza pewnych myśli do świadomości, na poziomie biologicznym trwale skurczone mięśnie nie pozwalają, by pewne impulsy dotarły na powierzchnię ciała. Mięśnie te są więc wyłączone spod świadomej kontroli i ich działanie jest wypierane. Wynikałoby z tego, że naturę superego można wywieść z analizy stanu napięć w układzie mięśniowym. Metodologię i technikę takiej analizy omówimy dokładniej w dalszych częściach książki. W tym miejscu powiedzmy po prostu, że wzorzec napięć mięśniowych determinuje ekspresję jednostki i ekspresja ta jest powiązana z jej strukturą charakteru.
W tym ujęciu umysł i ciało są postrzegane dualistycznie. Są odrębnymi bytami, funkcjonującymi równolegle i wchodzącymi ze sobą w interakcje. Każde działanie przebiega jak gdyby jednocześnie na dwóch poziomach: somatycznym i psychicznym. Organizacja procesów umysłowych odpowiada organizacji procesów ciała. Pojęcia ego, id i superego mają bardzo wyraźnie określone odpowiedniki w sferze somatycznej. Odpowiedniość ta sięga nawet głębiej. Centrum, kierunek ruchu i obszary peryferyjne można utożsamić z innym zbiorem pojęć zbudowanym przez Freuda podczas badania zjawisk psychicznych. W swojej analizie instynktów zakładał on, że każdy instynkt ma swoje źródło, cel oraz przedmiot. Dotyczy to psychicznej manifestacji działań instynktownych. Nie wchodząc w dłuższe omówienie natury instynktu, możemy określić go jako działanie impulsywne, na które nie mają wpływu nauka ani doświadczenie. Niewiele takich działań ostaje się w życiu dorosłego człowieka. Ponieważ do modyfikacji działania dochodzi w warstwie powierzchniowej, pierwotnie jest ono zawsze impulsywne i instynktowne. Analiza impulsów pokazuje, że one również mają źródło, cel i przedmiot. Źródłem jest energetyczny ośrodek organizmu zanurzony w procesach id. Odpowiednikiem celu jest ukierunkowanie biologiczne, o którym będzie mowa nieco dalej. Przedmiotem jest bodziec ze świata zewnętrznego, którego oddziaływanie na powierzchnię (ego) sprowokowało impuls. Tylko przedmiot pozostaje pod kontrolą ego. Źródło, siła i kierunek to zjawiska ze sfery id.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Ilekroć autor odwołuje się w tekście do „chwili obecnej” i w ogóle do chronologii, trzeba mieć na uwadze, że książka była po raz pierwszy opublikowana w 1958 roku (przyp. tłum.). [wróć]
W całej książce autor używa terminów „agresja” i „agresywność” nie w potocznym znaczeniu „wrogiej napaści”, lecz w znaczeniu „aktywnego sięgania po coś lub ku czemuś” (przyp. tłum.). [wróć]