Droga do wielkości. Jak być mistrzem w życiu i w pracy - Robin Sharma - ebook + audiobook
NOWOŚĆ

Droga do wielkości. Jak być mistrzem w życiu i w pracy ebook i audiobook

Sharma Robin

4,3

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Masz wrażenie, że Twój potencjał jest uwięziony w szarej codzienności? Chcesz w końcu obudzić swoje najlepsze ja? Wierzysz, że każdy może mierzyć wysoko i osiągać ponadprzeciętne wyniki w życiu prywatnym i zawodowym? 

 

“Droga do wielkości. Jak być mistrzem w życiu i w pracy” to wademekum dla tych, którzy wierzą, że to, co niezwykłe, tworzymy sami. Dla tych, którzy chcą być bohaterami i mieć realny wpływ na swoje życie, a także dla tych, dla których spełnienie osobiste i zawodowe idzie w parze z efektywnością i wzrostem poziomu satysfakcji.

 

Dynamiczna osobowość Robina Sharmy i jego przełomowe pomysły przychodzą z pomocą jak najlepszy przyjaciel, gdy go potrzebujesz. Praktyczny i inspirujący poradnik, będący jednocześnie wyzwaniem, które pomoże ulepszyć twoje życie. Przystępny i przyjazny język dotrze do każdego czytelnika. 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 208

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 2 godz. 10 min

Lektor: Mateusz Bosak
Oceny
4,3 (38 ocen)
27
1
8
0
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Igafra

Nie oderwiesz się od lektury

Ta pozycja daje takiego kopa motywacyjnego, że warto, by sięgnął po nią każdy. Świetne rady, takie mądrości, o których wiemy, ale czasami nie uświadamiamy sobie jaka jest ich waga.
00

Popularność



Podobne


Ro­bin Sharma Droga do wiel­ko­ści. Jak być mi­strzem w ży­ciu i w pracy
Wy­dawca: Kom­pa­nia Me­diowa sp. z o.o. ul. Chełm­ska 21, bu­dy­nek 4A 00–724 War­szawawww.kmbo­oks.pl
Wszyst­kie pu­bli­ka­cje Wy­daw­nic­twa Kom­pa­nia Me­diowa do­stępne są także w for­mie au­dio­bo­oków i ebo­oków
Śledź na­sze no­wo­ści:https://www.youtube.com/chan­nel/UCGi­ZnO­Xxm­By­3n7K7Z6LVY8Ahttps://pl-pl.fa­ce­book.com/kom­pa­nia­me­diowa/
The Gre­at­ness Gu­ide: 101 Les­sons for Ma­king What’s Good at Work and in Life Even Bet­ter
The Gre­at­ness Gu­ide Co­py­ri­ght © 2006 by Ro­bin Sharma All ri­ghts re­se­rved. Pu­bli­shed by ar­ran­ge­ment with Har­per­Col­lins Pu­bli­shers Ltd, To­ronto, Ca­nada. Co­py­ri­ght © Po­lish edi­tion Kom­pa­nia Me­diowa, 2024 Co­py­ri­ght © Po­lish trans­la­tion Magda Wit­kow­ska, 2024
ISBN 978-83-972759-2-8
Pro­jekt okładki: Ka­ta­rzyna Ko­nior / stu­dio.blu­emango.pl
Re­dak­cja: Pa­weł Wie­lo­pol­ski
Ko­rekta: Pau­lina Ko­strzyń­ska
Skład i ła­ma­nie: TYPO 2 Jo­lanta Ugo­row­ska
Pro­duk­cja: Le­szek Mar­cin­kow­ski
Wszyst­kie prawa za­strze­żone
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

Z wy­ra­zami naj­głęb­szego usza­no­wa­nia i mi­ło­ści

de­dy­kuję tę książkę moim ro­dzi­com.

Otrzy­ma­łem od Was nie tylko dar ży­cia,

ale także nie­spo­żytą pa­sję prze­ży­wa­nia go

na sto pro­cent.

Je­stem Wam za to bar­dzo wdzięczny.

Ży­cie to przy­goda i nic wię­cej.

Im szyb­ciej to so­bie uświa­do­misz,

tym szyb­ciej po­czu­jesz się jak ar­ty­sta ży­cia.

MAYA AN­GE­LOU

Kie­dyś my­śla­łem, że pew­nego dnia zdo­łam

po­go­dzić te różne pra­gnie­nia,

które mnie pchają w róż­nych kie­run­kach.

I te różne głosy, które się we mnie od­zy­wają.

Te­raz już wiem, że one są wszyst­kie czę­ścią mnie.

Czuję, że pio­senka doj­rzewa w mo­jej gło­wie.

Nie szu­ka­łem ła­ski, ale szczę­śli­wie ła­ska szu­kała mnie.

BONO, FRONT­MAN U2Z WY­PO­WIE­DZI DLA „ROL­LING STONE”

RADA 1.

NIE JE­STEM ŻAD­NYM GURU

Przed­sta­wi­ciele me­diów cza­sem na­zy­wają mnie „guru przy­wódz­twa” (albo po­rad­nic­twa). A ja nie je­stem żad­nym guru. Je­stem po pro­stu zwy­kłym fa­ce­tem i tylko mia­łem w ży­ciu oka­zję za­zna­jo­mić się z róż­nymi po­my­słami i na­rzę­dziami, które lu­dziom mogą po­móc w peł­nym wy­ko­rzy­sta­niu wła­snego po­ten­cjału, a or­ga­ni­za­cjom w osią­ga­niu wy­ni­ków na naj­wyż­szym świa­to­wym po­zio­mie.

Chciał­bym ja­sno po­wie­dzieć, że nic mnie od cie­bie nie różni. Też się z róż­nymi rze­czami zma­gam, też prze­ży­wam fru­stra­cje i lęki. Też o róż­nych rze­czach ma­rzę, o różne rze­czy za­bie­gam, na różne rze­czy li­czę. Mie­wam do­bre okresy, ale rów­nież i ta­kie bar­dzo słabe. Cza­sem zda­rzy mi się do­ko­nać na­prawdę do­brego wy­boru, a kiedy in­dziej po­peł­niam ka­ta­stro­falne błędy. Je­stem – jak każdy inny czło­wiek – pro­jek­tem w trak­cie re­ali­za­cji. Je­śli do­strze­żesz coś war­to­ścio­wego w któ­rymś z mo­ich po­my­słów, to naj­praw­do­po­dob­niej dla­tego, że ca­łymi dniami roz­my­ślam, jak naj­le­piej prze­ka­zy­wać ci moją wie­dzę. Czas upływa mi na po­szu­ki­wa­niu moż­li­wie prak­tycz­nych roz­wią­zań, dzięki któ­rym mógł­byś za­grać wszyst­kie swoje karty i do­ko­nać czego wiel­kiego. Od­daję się dy­wa­ga­cjom o dzia­ła­niach, które po­zwa­la­łyby fir­mom wspi­nać się na nowe wy­żyny. Je­śli się po­święca na coś od­po­wied­nio dużo czasu, w pew­nym mo­men­cie osiąga się głę­bo­kie i roz­le­głe ro­ze­zna­nie w te­ma­cie. A wtedy w oczach świata czło­wiek staje się guru.

To zda­nie: „Nie je­stem guru” pa­dło z mo­ich ust kie­dyś pod­czas spo­tka­nia au­tor­skiego w księ­garni w in­dyj­skim Ban­ga­lore. Pod­szedł wtedy do mnie pe­wien męż­czy­zna i za­py­tał: „Dla­czego nie chcesz o so­bie mó­wić, że je­steś guru? Prze­cież gu to w san­skry­cie mrok, zaś ru ozna­cza roz­wie­wać. Guru to za­tem ktoś, to kto roz­wiewa mrok i wnosi wię­cej świa­tła i zro­zu­mie­nia”. To stwier­dze­nie mnie za­in­try­go­wało. Dało mi do my­śle­nia.

Mie­wam do­bre okresy, ale rów­nież i ta­kie bar­dzo słabe. Cza­sem zda­rzy mi się do­ko­nać na­prawdę do­brego wy­boru, a kiedy in­dziej po­peł­niam ka­ta­stro­falne błędy. Je­stem – jak każdy inny czło­wiek – pro­jek­tem w trak­cie re­ali­za­cji.

Do­sze­dłem do wnio­sku, że nie czuję się do­brze z mia­nem guru, bo je­śli uznasz, że coś nas za­sad­ni­czo różni, to mo­żesz za­raz po­tem stwier­dzić: „Wła­śnie! Dla­tego nie dam rady osią­gnąć tego, o czym mówi Ro­bin. Bo on ma uzdol­nie­nia i umie­jęt­no­ści, któ­rych mnie bra­kuje. Dla niego to wszystko jest pro­ste, bo on jest guru”. Nic z tych rze­czy. Przy­kro mi, je­śli cię roz­cza­ro­wa­łem. Je­stem zwy­kłym fa­ce­tem, który stara się jak naj­le­piej prze­ży­wać czas, który zo­stał mu dany. Sta­ram się być naj­lep­szym sa­mot­nym oj­cem dla dwojga mo­ich wspa­nia­łych dzieci. Żyję też na­dzieją, że zdo­łam w ja­kiś spo­sób po­zy­tyw­nie wpły­nąć na in­nych. To by­naj­mniej nie czyni mnie guru! Choć przy­znam, że ta kon­cep­cja z „roz­wie­wa­niem mroku” do mnie prze­ma­wia. Będę ją mu­siał zgłę­bić. Może ja­kiś guru mi w tym po­może.

RADA 2.

HA­RVEY KE­ITEL I OKNA MOŻ­LI­WO­ŚCI

Nie za­wsze wszystko mi się udaje (bo, jak już wspo­mnia­łem, nie je­stem żad­nym guru). Sta­ram się jed­nak ze wszyst­kich sił sam ro­bić to, do czego wszyst­kich in­nych na­ma­wiam. Bar­dzo się sta­ram, żeby „wi­deo” zga­dzało się z „au­dio”. Po­nie­waż jed­nak je­stem tylko czło­wie­kiem, nie za­wsze mi to wy­cho­dzi (nie znam ni­kogo, komu za­wsze wy­cho­dzi). Po­zwolę so­bie tę myśl roz­wi­nąć.

Sporo czasu scho­dzi mi na prze­ko­ny­wa­nie czy­tel­ni­ków mo­ich ksią­żek i uczest­ni­ków mo­ich warsz­ta­tów – za­równo tych po­świę­co­nych przy­wódz­twu oso­bi­stemu, jak i tych dla li­de­rów or­ga­ni­za­cji – aby „wy­cho­dzili na­prze­ciw swoim lę­kom” i aby wy­ko­rzy­sty­wali każdy „cen­ty­metr sze­ścienny szansy” (czy moż­li­wo­ści). Na­ma­wiam mo­ich klien­tów, aby nie bali się ma­rzyć, aby nie wa­hali się pod­kre­ślać swoje atuty i aby wy­ka­zy­wali się od­wagą w dzia­ła­niu. Ro­bię to, po­nie­waż uwa­żam, że je­śli się chce do­brze prze­żyć ży­cie, trzeba cały czas dą­żyć do peł­nego wy­ko­rzy­sta­nia swo­jego po­ten­cjału i moż­li­wo­ści. W moim świe­cie zwy­cięzcą jest ten, kto naj­wię­cej do­świad­czył. Na ogół więc pierw­szy usta­wiam się w ko­lejce, aby ro­bić to, co mnie prze­raża. Zwy­kle nie bez za­sta­no­wie­nia na­ra­żam się na dys­kom­fort. Ostat­nio jed­nak się na to nie zde­cy­do­wa­łem. Tak ja­koś wy­szło...

By­łem aku­rat w lobby ho­telu Four Se­asons w cen­trum To­ronto. Przy­go­to­wy­wa­łem się do wy­stą­pie­nia, które mia­łem wy­gło­sić dla firmy Ad­van­ced Me­di­cal Optics. To nie­sa­mo­wita or­ga­ni­za­cja, którą od lat wspie­ramy co­achin­gowo. A gdy tak sta­łem w tym lobby, wy­rósł przede mną cał­kiem nie­ocze­ki­wa­nie nie kto inny, tylko Ha­rvey Ke­itel. Tak, ten Ha­rvey Ke­itel. Wielka gwiazda z filmu Wście­kłe psy. I co zro­bił w tym mo­men­cie au­tor Mni­cha, który sprze­dał swoje fer­rari? Za­padł się w sie­bie.

Ży­cie dzień po dniu otwiera przed nami okna no­wych moż­li­wo­ści. Nasz los za­leży osta­tecz­nie od tego, co w związku z tym zro­bimy.

Nie wiem, dla­czego nie wsta­łem i do niego nie pod­sze­dłem. Nie wiem, dla­czego nie na­wią­za­łem no­wej zna­jo­mo­ści. Nic mnie przed tym nie po­wstrzy­mało, gdy na lot­ni­sku w Chi­cago na­tkną­łem się na le­gendę ba­se­ballu, Pete’a Rose’a (po­tem sie­dzie­li­śmy obok sie­bie w dro­dze do Pho­enix). W ze­szłym roku la­tem po­zna­łem w ten spo­sób – tyle że w ho­telu w Rzy­mie – Henry’ego Kra­visa, jed­nego z naj­wy­bit­niej­szych fi­nan­si­stów na świe­cie (to­wa­rzy­szył mi wtedy mój syn Coby, wów­czas je­de­na­sto­letni; dla niego to była świetna przy­goda). W Bo­sto­nie cał­kiem przy­pad­kiem po­zna­łem se­na­tora Edwarda Ken­nedy’ego. W dzie­ciń­stwie, jesz­cze w Ha­li­fax, w No­wej Szko­cji, bez opo­rów pod­sze­dłem do Ed­diego Van Ha­lena. Gdy zaś zna­la­złem się w tym sa­mym miej­scu i cza­sie co Ha­rvey Ke­itel, nie wy­ko­rzy­sta­łem oka­zji!

Ży­cie dzień po dniu otwiera przed nami okna no­wych moż­li­wo­ści. Nasz los za­leży osta­tecz­nie od tego, co w związku z tym zro­bimy. Kto za­mknie się w so­bie, ten na za­wsze po­zo­sta­nie mały. Kto zaś po­mimo stra­chu śmiało przez nie wyj­rzy, ten zdoła wiele osią­gnąć. Ży­cie jest za krót­kie, żeby wiecz­nie da­wać so­bie na wstrzy­ma­nie. A gdy się wy­cho­wuje dzieci, ma się na­prawdę nie­duże „okno”, żeby od­dzia­ły­wać na ich roz­wój i wspie­rać je w wy­ko­rzy­sta­niu wła­snego po­ten­cjału. Nie­wiele jest też czasu, żeby im po­ka­zać, czym jest bez­wa­run­kowa mi­łość. Gdy to okno raz się za­mknie, po­tem trudno je na nowo otwo­rzyć.

Je­śli więc jesz­cze kie­dyś spo­tkam Ha­rveya Ke­itela, na pewno pod­bie­gnę do niego w pod­sko­kach. Być może w pierw­szej chwili uzna, że je­stem stal­ke­rem, po­tem jed­nak zmieni zda­nie. Gdy za­czniemy roz­ma­wiać, wy­ja­śnię mu, że je­stem jed­nym z tych lu­dzi, któ­rzy sta­rają się ko­rzy­stać z nada­rza­ją­cych się oka­zji.

RADA 3.

NIC NIE SZKO­DZI TAK JAK SUK­CES

Richard Car­rión, dy­rek­tor ge­ne­ralny jed­nego z naj­więk­szych por­to­ry­kań­skich ban­ków, po­wie­dział do mnie kie­dyś coś, czego ni­gdy nie za­po­mnę: „Ro­bin, nic nie szko­dzi tak jak suk­ces”. Mocne słowa! Taka jed­nak prawda, że – za­równo czło­wie­kowi, jak i or­ga­ni­za­cji – naj­ła­twiej jest po­tknąć się i po­kie­re­szo­wać wtedy, gdy aku­rat święci naj­więk­sze suk­cesy. Po osią­gnię­ciu szczytu po­ja­wia się po­kusa, żeby spo­cząć na lau­rach. Ła­two wtedy za­po­mnieć o wy­daj­no­ści. Ła­two zgrze­szyć naj­cię­żej, bo aro­gan­cją. Suk­ces spra­wia, że lu­dzie i firmy, roz­ko­chują się we wła­snym od­bi­ciu w lu­strze. Prze­stają two­rzyć in­no­wa­cje, prze­stają ciężko pra­co­wać. Nie chcą już po­dej­mo­wać ry­zyka, bo wolą spi­jać śmie­tankę. Prze­cho­dzą do de­fen­sywy i za­miast da­lej ro­bić to, co ich wy­nio­sło na szczyty, całą ener­gię sku­piają na obro­nie już osią­gnię­tego suk­cesu. Gdy mó­wię o tym do dy­rek­to­rów ge­ne­ral­nych, oni za­wsze ki­wają po­ta­ku­jąco gło­wami. Po­zwolę so­bie więc przy­to­czyć praw­dziwy przy­kład z mo­jego wła­snego ży­cia.

W ostatni week­end za­bra­łem dzieci do na­szej ulu­bio­nej wło­skiej re­stau­ra­cji. Ser­wują tam wy­borne je­dze­nie. Lep­szej bre­sa­oli nie ja­dłem ni­g­dzie poza Wło­chami. Ma­ka­rony – niebo w gę­bie! Pianka na latte za­chwyca tak, że czło­wiek ma ochotę rzu­cić pracę i zo­stać ba­ri­stą. Za to ob­sługa jest fa­talna. Okropna, okropna i jesz­cze raz okropna (jak zresztą w więk­szo­ści re­stau­ra­cji). Dla­czego? Po­nie­waż wiecz­nie pa­nuje tam tłok. Dla­tego że od­nie­śli wielki suk­ces i ko­lejki przed drzwiami wy­dają im się rze­czą ab­so­lut­nie oczy­wi­stą. Prze­strze­gam jed­nak, że to po­czą­tek ich końca.

Uwiel­biam ro­bić zdję­cia. Oj­ciec na­uczył mnie, że ko­lejne etapy po­dróży przez ży­cie warto uwiecz­niać na fo­to­gra­fiach. Na ogół więc mam przy so­bie nie­wielki apa­rat. Po­pro­si­łem kel­nerkę, żeby zro­biła mnie i moim dzie­ciom zdję­cie ze spa­ghetti na wi­del­cach. „Nie mam czasu”, od­parła zdaw­kowo. Aż trudno mi było w to uwie­rzyć. Kel­nerka nie mo­gła po­świę­cić pię­ciu se­kund, żeby klient był za­do­wo­lony. Nie zna­la­zła chwili, żeby mi po­móc. Była zbyt za­jęta, żeby za­cho­wać się jak czło­wiek.

Im więk­szy osiąga się suk­ces – czy to oso­bi­sty, czy or­ga­ni­za­cyjny – tym wię­cej tym wię­cej trzeba mieć w so­bie po­kory i wię­cej za­an­ga­żo­wa­nia oka­zy­wać klien­towi.

„Nic nie szko­dzi tak jak suk­ces”. Ri­chard Car­rión to ro­zu­mie. Ro­zu­mie to także Da­vid Ne­ele­man, dy­rek­tor ge­ne­ralny Jet­Blue. To on po­wie­dział: „Gdy się za­ra­bia pie­nią­dze i in­ka­suje wy­so­kie marże, ła­two o za­nie­dba­nia”. Wielu dy­rek­to­rów ge­ne­ral­nych chyba o tym nie wie. Tym­cza­sem im więk­szy osiąga się suk­ces – czy to oso­bi­sty, czy or­ga­ni­za­cyjny – tym wię­cej trzeba mieć w so­bie po­kory i wię­cej za­an­ga­żo­wa­nia oka­zy­wać klien­towi. Tym szyb­ciej trzeba dzia­łać. Tym więk­szą war­tość trzeba wy­pra­co­wy­wać. Kto bo­wiem prze­sta­nie ro­bić to, dzięki czemu osią­gnął szczyt, ten od razu za­cznie się zsu­wać po zbo­czu na samo dno do­liny.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki