Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
11 osób interesuje się tą książką
Lena niedawno przeprowadziła się do nowego mieszkania, żeby uciec od zaborczego kochanka. Pod wpływem impulsu udaje się wieczorem do pubu, gdzie Filip świętuje ze wspólnikami trzeci rok istnienia swojej firmy. Dziewczyna zauważa, że towarzysząca mu kobieta wsypuje coś do drinka przystojnego rudzielca, więc spontanicznie decyduje się pomóc nieznajomemu.
Filip wszystkie swoje działania podporządkowuje jednej pasji – rolkarstwu. Po sukcesach, które odnosił na tym polu jako zawodnik, postanowił założyć własną firmę, by zająć się projektowaniem skateparków. Lenę poznaje w chwili, gdy za sprawą jego przyjaciół to poukładane życie rozsypuje się jak domek z kart.
Gdy ścieżki tych dwojga się przecinają, ani Lena, ani Filip nie mają pojęcia, że grozi im ogromne niebezpieczeństwo, a tajemnice, które stopniowo wychodzą na światło dzienne, całkowicie odmienią ich los. Ich romans rozpala zmysły, ale jest też trzymającą w napięciu podróżą do najmniej oczywistych zakamarków damsko-męskich relacji. A w poszukiwaniu drogi ucieczki jedna źle podjęta decyzja może doprowadzić do tragicznych w skutkach wydarzeń…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 323
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Redakcja
Anna Jeziorska
Projekt okładki
Anna Slotorsz
Redakcja techniczna, skład, łamanie oraz opracowanie wersji elektronicznej
Grzegorz Bociek
Korekta
Urszula Bańcerek
Zdjęcia na okładce i stronach tytułowych
© ebhanu |stock.adobe.com
© Gordan, Fedulova_art, Crazy nook |shutterstock.com
Wydanie I, Chorzów 2024
tekst © Małgorzata Garkowska, 2023
© Wydawnictwo FLOW
ISBN 978-83-8364-120-1
Wydawnictwo FLOW
Lofty Kościuszko
ul. Metalowców 13/B1/104
41-500 Chorzów
+48 538 281 367
Telefon wypadł mi z rąk i wylądował gdzieś pod siedzeniem samochodu. Z niedowierzaniem spojrzałam na swoje dłonie. Drżały, a ja zupełnie tego nie czułam. Nie byłam w stanie się poruszyć, miałam wrażenie, że zewsząd napiera na mnie ciemność, dostrzegałam jedynie blask bijący od deski rozdzielczej i co jakiś czas oślepiały mnie światła aut jadących z naprzeciwka. Ściśnięte gardło z ledwością pozwalało na przełknięcie śliny, a przez szum w uszach niewiele słyszałam, do mojej świadomości docierały jedynie nieliczne zniekształcone dźwięki. Strach wypełniał każdy mój mięsień, naznaczał bólem każdy z trudem łapany oddech. Nie mogłam się odezwać, nie umiałam nic zrobić, a coraz bardziej przyspieszaliśmy, jakby mijane co jakiś czas znaki ograniczenia prędkości były dla innych.
Bałam się szybkiej jazdy, on o tym wiedział. Zacisnęłam pięści w nadziei, że może to powstrzyma ten dziwny dygot i jakimś cudem zdołam się uspokoić.
Nagle coś się zmieniło. Pisk hamulców i błyskawicznie zbliżające się reflektory jakiegoś pojazdu. Przez kilka sekund – a może krócej, bo czas zwolnił – moje myśli były zadziwiająco klarowne i spokojne. Nie było paniki, wszystkie obawy zniknęły, choć wiedziałam, co stanie się za chwilę. Jedyne, czego żałowałam, to świadomość, że on o niczym się nie dowie.
Że już się nie spotkamy.
Odruchowo zamknęłam oczy.
I czekałam.
Przyglądałam się śpiącemu obok facetowi. Na szczęście nie chrapał, więc miałam za sobą w miarę spokojną noc. W łagodnym świetle mglistego poranka, bez przeszkód wpadającym do pokoju przez pozbawione zasłon czy rolet okna, włosy mężczyzny miały o wiele jaśniejszy odcień niż w sztucznym świetle klubowych żarówek. Miękko skręcone pasma o barwie miedzi poprzetykanej brązem opadały mu na naznaczony śladem rudego zarostu policzek, nieco przysłaniając jedną stronę twarzy. Na wąskim nosie dostrzegłam kilkanaście złotych piegów. Zauważyłam także dość wyraziste brwi i zaskakująco gęste rzęsy oraz ślad zmarszczek w kącikach oczu, z czego wywnioskowałam, że musi być nieco starszy ode mnie.
Ponieważ oddychał przez lekko rozchylone usta, a naskórek na przyjemnie pełnych wargach miał całkiem wyschnięty, założyłam, że mojego gościa zaraz po obudzeniu będzie męczyło pragnienie, postanowiłam więc postawić w jego zasięgu butelkę wody. Ostatecznie to nic fajnego obudzić się z gardłem wyschniętym na wiór, a biorąc pod uwagę poprzedni wieczór, objawy kaca go nie ominą.
Nie spiesząc się, odwinęłam pled, wstałam i przeciągnęłam nieco zdrętwiałe mięśnie. Cienki materac rozłożony wprost na podłodze nie był zbyt wygodnym miejscem do spania, ale na razie niczego innego w mieszkaniu nie posiadałam. Mężczyzna westchnął przez sen i nieznacznie zmienił pozycję, jakby wyczuwając, że ma teraz więcej miejsca. Obrócił się na plecy, zgiął nogę w kolanie, a jedną rękę podłożył pod głowę. Oblizał spierzchnięte usta i głowa znowu opadła mu na bok. Jeszcze przez chwilę patrzyłam na niego z góry. Wyglądał na zrelaksowanego, głęboki sen wygładził jego rysy. Przekręcając się, zrzucił z siebie koc i teraz podciągnięty zielony podkoszulek odsłaniał jego brzuch, pokryty jasnorudymi włoskami. Całkiem miły widok, te wszystkie ładnie zarysowane mięśnie i ciemna linia biegnąca od pępka w dół. Skorzystałam z okazji i przez kilka chwil zerkałam bezkarnie, aż w końcu chęć wypicia kawy wyrwała mnie z zamyślenia.
Wzięłam z lodówki butelkę wody mineralnej i postawiłam ją w pobliżu posłania. Wychodząc, uchyliłam okno, bo w małej sypialni powietrze było dość ciężkie, za to przymknęłam drzwi. Nie chciałam mojego gościa zbudzić zbyt wcześnie, lepiej, żeby jeszcze spał, a ja zdążę się w tym czasie nieco ogarnąć. Wczoraj byłam zbyt zmęczona, żeby wziąć prysznic, umyłam tylko zęby i w ubraniu zaległam obok mojego niespodziewanego towarzysza. Gdybym dysponowała więcej niż jednym miejscem do spania, z pewnością tę noc moglibyśmy spędzić w oddzielnych pomieszczeniach, a nie od razu lądować w jednym łóżku. Na szczęście mój materac był na tyle szeroki, że bez problemu zmieściliśmy się na nim razem.
Z walizki, która nadal stała w przedpokoju, wyciągnęłam coś do przebrania i zamknęłam się w łazience. Zdjęłam legginsy i koszulkę, upchnęłam wszystko w koszu na pranie. Potem dość długo stałam pod strumieniem ciepłej wody, czując, jak spłukuje ze mnie senność. Nie spieszyłam się. Jeszcze niedawno żyłam w ciągłym oczekiwaniu i napięciu. Teraz zamierzałam to zmienić, dlatego powoli się namydliłam i bez pośpiechu umyłam włosy. Skończyłam, kiedy w łazience kłębiła się para – nie było tu okna, a wentylacja nie dawała rady tak szybko pozbyć się efektów mojej gorącej kąpieli. Włożyłam szybko nową bieliznę, zwykły sportowy komplet, dżinsy i bluzę z kapturem. Dawno nie nosiłam takich ubrań, kiedyś wydawały mi się odpowiednie jedynie na trening. Ale od tego czasu sporo się zmieniło. Umyłam zęby i wypłukałam usta płynem, który potem ustawiłam w widocznym miejscu na umywalce. Po wyjściu z łazienki starannie rozczesałam włosy. Długie czarne pasma zmoczyły mi bluzę na plecach, ale w mieszkaniu było na tyle ciepło, że nie musiałam się tym przejmować.
W kuchni oprócz lodówki miałam na razie tylko kilka szafek i płytę indukcyjną, za to żadnych krzeseł ani stołu. Włączyłam elektryczny czajnik i stojąc przy oknie, czekałam na zagotowanie wody. Oparłam biodra o parapet, a czoło o chłodną szybę. Mgła już ustąpiła, ale szare chmury nadal zakrywały słońce. Obserwowałam budzące się do życia miasto, była sobota, nikt nigdzie się nie spieszył: kilku spacerowiczów z psami, jakaś para biegaczy, rowerzysta – nawet oni wydawali się mieć dużo czasu.
Z sypialni dobiegło poruszenie i charakterystyczny trzask plastiku, widocznie facet się obudził i odkrył wodę. Rzeczywiście, jeszcze z butelką w dłoni pojawił się po chwili w drzwiach. Widać, że był zakłopotany i zdezorientowany, nic dziwnego, nie miał przecież pojęcia, jak tutaj trafił. Odgarnął włosy z czoła. To charakterystyczny gest, wczoraj też tak robił. Patrzyłam na niego i z ciekawością czekałam, aż się odezwie. Pamiętałam, że miał bardzo przyjemny, lekko zachrypnięty głos, taki, którego można słuchać godzinami bez znużenia. Mimo wszystkich moich niedawnych deklaracji zmian w życiu, to jedno było silniejsze ode mnie i nie umiałam przejść obojętnie, gdy mężczyzna potrafił wysłowić się z taką pociągającą nutą. Pewnie dlatego wczoraj zwróciłam na tego kolesia swoją uwagę.
– Dzień dobry – powiedział, a ja się mimowolnie uśmiechnęłam. Naprawdę radiowe brzmienie. – Czy mógłbym skorzystać…
– Z łazienki? – przerwałam mu, choć za chwilę tego pożałowałam, a niechby sobie mówił! – Tamte drzwi.
Kiwnął głową i posłusznie ruszył we wskazanym kierunku. Właściwie gdyby się rozejrzał uważnie, sam by je spostrzegł, to mieszkanie było na tyle małe, że wszystko widać jak na dłoni. Kuchnia łączyła się z niewielkim salonem, z którego prowadziły drzwi do sypialni i toalety. Przez brak rolet zapewne wiele można było dostrzec również z ulicy, zwłaszcza gdy wieczorem włączałam światło, bo to wysoki parter. Musiałam jak najszybciej kupić coś, co zasłoni okno. I klosze na lampy, uzupełniłam listę, spoglądając na gołe żarówki.
Dobiegł mnie odgłos spłuczki, potem szum odkręconej wody i dźwięk płukania ust. Bingo: facet domyślił się, że zostawiłam dla niego płyn.
Sięgnęłam po kubki i wsypałam do każdego po łyżeczce kawy rozpuszczalnej. Zalałam oba wrzątkiem. Niby powinno się odczekać, aż woda przestygnie, ale od pewnego czasu miałam w nosie wszelkie takie światłe rady, a neska fajnie się pieniła pod wpływem wysokiej temperatury. Mleka wczoraj nie kupiłam, zresztą ja wolałam czarną, a mój gość będzie musiał się zadowolić tym, co jest. Jeśli pija tylko taką z ekspresu ciśnieniowego, to cóż, pech, i tak miał szczęście, że wczoraj w sklepie uległam urokowi tych kubeczków i kupiłam dwa, inaczej musielibyśmy się dzielić jednym.
– Kawy? – zapytałam, gdy facet w końcu wyłonił się z łazienki.
– Mhm… tak, chętnie – odpowiedział. Widziałam, że jest bardzo skrępowany. Mnie było łatwiej, mimo wszystko to był mój teren, a co ważniejsze, dokładnie pamiętałam ostatnie kilkanaście godzin. W przeciwieństwie do niego.
Zaskoczyło mnie, jak dobrze się bawię w nowej dla mnie roli. Zwykle nie bywałam aż tak pewna siebie i przypuszczałam, że ten stan dość szybko mnie opuści. Dotarło też do mnie, że zupełnie się nie boję kompletnie obcego, bądź co bądź, mężczyzny. Czy sprawiły to wydarzenia wczorajszego wieczoru? Być może, ale i tak zupełnie siebie nie poznawałam.
Podałam mu kubek i zapytałam o cukier. Pokręcił głową. Posłodziłam swój napój i odwróciłam się do mojego gościa. Stał niezdecydowany, rozglądając się po pustym wnętrzu. Przypuszczałam, że mimo wszystko bardziej go zastanawia, jak się znalazł w moim mieszkaniu, niż dlaczego nie ma mebli.
Przyjechałam tutaj zaledwie wczoraj. Przywiozłam cienki materac i walizkę ciuchów. W sklepie obok zrobiłam małe zakupy, a potem wyszłam do pobliskiego klubu, którego adres znalazłam w internecie. Miał być tam koncert na żywo, co mnie przyciągnęło, ale widać w opisie na portalu był jakiś błąd, bo trafiłam na imprezę firmową. Prawdopodobnie zamkniętą, ale nikt nie zwrócił na moją obecność szczególnej uwagi, więc zostałam.
Przeszłam obok faceta i usiadłam na podłodze pod ścianą. Poszedł w moje ślady, skrzyżował nogi naprzeciwko mnie. Milczeliśmy, popijając kawę małymi łykami. Dopiero kiedy prawie zobaczyłam dno kubka, nieznajomy zdecydował się zadać mi pytanie, które na pewno nurtowało go od momentu przebudzenia.
– Słuchaj… – zaczął ostrożnie.
– Tak? – rzuciłam. Jego głos sprawił, że szybciej zabiło mi serce. Zastanawiałam się, dlaczego tak reaguję i kim jest ten mężczyzna, czy w pracy wykorzystuje siłę swojego niesamowitego brzmienia. Może śpiewał? Albo był prezenterem pogody? Cokolwiek, mogłabym go słuchać nawet gdyby recytował instrukcję obsługi pralki.
– Powiedz mi, jak się tutaj znalazłem – poprosił. – Kompletnie nic nie pamiętam. Oczywiście dziękuję za gościnę, mam nadzieję, że nie sprawiłem ci kłopotu – dodał z kurtuazją i niepewnym uśmiechem.
– Przyprowadziłam cię. Byłeś bardzo ugodowy i poszedłeś grzecznie spać – zapewniłam i od razu odnotowałam, że ta wiadomość przyniosła mu pewną ulgę.
– Ale…
Przerwał. Widocznie zbierał myśli, bo znowu nerwowo przeczesał te swoje rude fale. Podniósł kubek do ust i powoli sączył ostatnie krople naparu. Mimowolnie przyglądałam się jego dłoniom. Długie palce i zadbane paznokcie. Jak na razie same plusy, choć akurat to ostatnia rzecz, o której powinnam myśleć, bo najprawdopodobniej więcej się nie zobaczymy.
– Na twoim miejscu uważałabym na towarzystwo, z którym wychodzisz. Dostałeś GHB do piwa – wyjaśniłam najspokojniej jak umiałam.
Facet zakrztusił się resztką kawy i wybałuszył na mnie oczy.
– GHB? Pigułkę gwałtu? Ja? W klubie? – dopytywał, jakbym mówiła niewyraźnie.
– Dokładnie – potaknęłam. – Dlatego nic nie pamiętasz, choć wypiłeś tylko niecałego guinnessa.
– Ale kto? Widziałaś to na pewno? – Pokręcił głową. Wyraźnie miał wątpliwości, czy mówię prawdę.
– Taka wysoka laska. Całkiem ładna blondynka. Długie włosy, długie nogi – opisałam. – Wrzuciła to, kiedy gadałeś z barczystym brodaczem z włosami spiętymi w samurajski koczek, odwróciłeś się, bo kogoś ci pokazywał – kontynuowałam. – Siedziałam naprzeciwko waszego stolika i wszystko miałam jak na dłoni. Choć na początku nie byłam pewna, czy mi się nie przywidziało – dodałam.
– Magda i Olgierd – zamruczał facet pod nosem.
Chyba nadal nie do końca mi wierzył. Myślał przez jakiś czas, pocierając kark, widocznie usiłował sobie cokolwiek przypomnieć.
– Potem oni na chwilę odeszli, chyba zamówić kolejne piwo – podpowiedziałam, a on dla odmiany potwierdził moje słowa skinieniem.
– Taaak – przeciągnął głoski – to pamiętam. A potem nic. – Z ponurą miną rozłożył ręce.
– Obserwowałam was trochę i nie widziałam, żebyś był pijany, a kiedy zauważyłam, że nagle zaczynasz się pokładać na stoliku, domyśliłam się, co ci wsypali – kontynuowałam swoją relację. – Więc postanowiłam, że podejdę i wyprowadzę cię na świeże powietrze. Wykorzystałam moment, że ktoś ich zagadał.
– I wyszedłem z tobą? Tak po prostu? – zapytał z niedowierzaniem.
Jego zdziwienie było urocze. Zachowywał się, jakby nigdy nie słyszał o działaniu tej substancji, co było mało prawdopodobne, bo przecież bez problemu rozpoznał nazwę. A może dotąd był przekonany o własnej odporności i samokontroli. Albo o tym, że laska, z którą przyszedł, nigdy nie wywinęłaby mu takiego numeru. Bo rzeczywiście wyglądało na to, że mogą być razem, choć ta Magda wyraźnie nie mogła się zdecydować, którego ze swoich towarzyszy woli.
– Ten narkotyk tak działa. Senność i uległość to najbardziej charakterystyczne objawy. Wpakowałam cię do taksówki, żeby twoi znajomi stracili cię z oczu. Niestety nie byłeś skłonny wyjawić, gdzie mieszkasz, wolałeś pojechać do mnie. Mogłam cię zostawić na ulicy albo zaprosić tutaj. Jak widać, wybrałam to drugie. – Postanowiłam mu jednak wytłumaczyć, dlaczego mnie wtedy posłuchał.
Odkaszlnął lekko, wyraźnie zakłopotany. Chyba wiedziałam, o czym teraz myśli.
– Jeżeli moje zachowanie było niestosowne, to bardzo cię przepraszam – wypalił, a po wyrazie jego twarzy widziałam, jak bardzo jest zażenowany.
– Bez obawy, przecież mówiłam, że byłeś grzeczny. Żadnego obłapiania, po prostu zasnąłeś – odparłam, a on, słysząc takie zapewnienie, po raz drugi wyraźnie się uspokoił. Wyjątkowo ułożony z niego gość.
– Bardzo ci dziękuję za opiekę.
Wstał i lekko skłonił głowę. Trochę mi było głupio, gdy tak spoglądał na mnie z góry, więc też się podniosłam i wyciągnęłam rękę.
– Lena – przedstawiłam się.
– Filip – odpowiedział. Delikatnie ujął podaną dłoń, a potem pocałował moje palce.
Tym razem ja miałam głupią minę, nie spodziewałam się takiego szarmanckiego zachowania. Cofnęłam się o krok, trochę zakłopotana dreszczem, który przebiegł mi po skórze, od koniuszków palców, przez ramię, aż do szyi. Miałam wrażenie, że ten nieoczekiwany dotyk zakończył się za moim uchem. A tego już na pewno nie planowałam.
Tymczasem za oknem się przejaśniło i słońce dodatkowo rozświetliło zielone oczy mojego gościa. To był miły widok. Do radiowego głosu dołożyłam kolejne komplementy, choć oczywiście ich nie ujawniałam. Ten facet, ze swoją urodą i posągową sylwetką mógłby bez problemu zarabiać jako model. Oczywiście w czasie, gdy nie czarowałby słuchaczy w audycjach radiowych. Zadziwiające, że ktoś taki jeszcze przed chwilą spał ze mną w jednym łóżku. No, na jednym materacu. Skąd on w ogóle się wziął, z jakiegoś katalogu ideałów? Pewnie skrywał jakieś mroczne sekrety albo irytujące wady. Albo był wytworem mojej wyobraźni.
– Nie będę nadużywał twojej uprzejmości. – Znowu się rozejrzał, domyśliłam się, że kombinował, gdzie znajdzie swoje rzeczy.
– Twoje buty, kurtka i plecak są w przedpokoju. Zobacz, czy nic nie zginęło.
Sam tam zostawił te fanty. Nawet mi przez myśl nie przeszło, żeby grzebać mu w kieszeniach czy sprawdzać telefon, choć może powinnam go odszukać i spróbować zadzwonić do kogoś z jego rodziny. Rudzielec wahał się chwilę, dobre wychowanie nie pozwalało mu przyznać, że mógł się obawiać, czy go nie okradłam, ale poszedł tam, gdzie pokazałam. Ze swojego miejsca widziałam, jak przegląda plecak, a potem wkłada martensy i skórzaną katanę. Odwrócił się do mnie i zmierzył uważnym spojrzeniem spod zmarszczonych brwi. Znowu odgarnął włosy. Już zdążyłam przywyknąć do tego gestu i podświadomie oczekiwałam, że tak zrobi.
– Może dasz się zaprosić na obiad w ramach podziękowania za gościnę? – usłyszałam. – I kawę – dorzucił. – Uratowałaś mi życie.
– Nie trzeba, bez przesady z tym życiem, może trochę reputację. – Posłałam mu przepraszający uśmiech, ale on nie zrezygnował.
– Chciałbym się jakoś odwdzięczyć za twoją pomoc. Proszę. – Potarł kciukiem brodę i wpatrywał się we mnie z wyraźnym wyczekiwaniem. Czułam, że odmowa będzie niezwykle trudna, więc uznałam, że i tak nie ma sensu się opierać.
– Dobrze – zgodziłam się. – Będę czekać dziś o szesnastej. Adres znasz.
Zapewnił mnie, że przyjedzie punktualnie i w końcu zostałam sama. Zamknęłam za nim drzwi na oba zamki. Nie dlatego, że obawiałam się jego powrotu, po prostu zawsze tak robiłam, to nawyk z dzieciństwa, jeden z tych, których nigdy się nie pozbywamy nawet po opuszczeniu rodzinnego domu. Przymknęłam oczy. Zadziwiające, ale po rudowłosym mężczyźnie został w mieszkaniu piżmowo-drzewny zapach perfum, wymieszany z nikłą, mimo wszystko dość przyjemną wonią potu i aromatem kawy. To było inne od tego, co znałam. Nowe.
Nagle pożałowałam, że nie zrobiłam mu zdjęcia, kiedy spał.
Wyszedłem. Za sobą usłyszałem charakterystyczny szczęk przekręcanego zamka. Pewnie czarnulka bała się, że wrócę. Co za idiotyczna sytuacja, ja pierdzielę. Takiego poranka jeszcze nie miałem. Pomijając, że czułem się, jakbym wczoraj wychlał morze wódki, to co to, do cholery, było? I na ile mogłem wierzyć opowieści tej dziewczyny? Madzia albo Olek mieliby poczęstować mnie GHB? To się nie trzymało kupy. Moja obecność tutaj i fakt, że niczego nie pamiętałem, również. Z drugiej strony trudno mi było uwierzyć, że ta krucha istota zaplanowała moje porwanie, tylko po to, żeby wypić ze mną kawę.
Poczułem, jak na samo wspomnienie chwili przebudzenia zaczęły palić mnie policzki. Kompletnie nie wiedziałem, gdzie jestem, a co gorsza, najpierw zainteresowała mnie głównie butelka mineralnej, litościwie postawiona przez kogoś niedaleko legowiska, na którym spałem. Materac, coś w rodzaju karimaty, którą zabiera się pod namiot, tylko grubsza i szersza, a do przykrycia tylko pled. Oprócz tego w pokoju nie było nic. Bardzo dziwne. Żadnych mebli, nawet plecaka czy walizki, dopiero później zauważyłem jedną w korytarzu. Gdy już zaspokoiłem pragnienie, a gardło zamiast pustyni zaczęło przypominać jedynie osiedlową piaskownicę, zorientowałem się, że nie mam na sobie ani kurtki, ani butów. I wtedy, przez jedną chwilę, całkiem serio, zacząłem się zastanawiać, czy nie brakuje mi jednej nerki. Kretyn! Nieźle mnie zakręciło.
Dopiero odgłosy z pomieszczenia obok i, a jakże, cudowny aromat kawy naprowadziły mnie na trop, że nie jestem sam w tym nieznanym mieszkaniu. A potem było jeszcze dziwniej.
Przysiadłem na moment na schodach prowadzących do klatki i ścisnąłem głowę rękami. Bolała, jakby zastęp krasnoludów stepował w jej wnętrzu. Przy czarnuli trzymałem fason, jakoś wyszło, ale dobrze, że dała mi mineralną i zrobiła kawę, bo bez tego mógłbym nie przetrwać, choć teraz żałowałem, że nie zapytałem o jakiś ibuprofen. Swoją drogą, straszna z niej porządnicka, ten płyn do płukania zębów w widocznym miejscu – spróbowałbym się nie domyślić! Inna sprawa, że nie cierpiałem porannego kapcia w gębie, więc doceniłem tę niespodziewaną troskę, podobnie jak wcześniej wodę w zasięgu ręki. Przyłożyłem do nosa koszulkę i wciągnąłem zapach. No nie, gdybym chlał całą noc do nieprzytomności, to materiał by cuchnął, a tymczasem jedyne co czułem to lekki zapach potu, jak to po nocy.
No dobra. Zerknąłem jeszcze do portfela, głupio mi było sprawdzać przy niej, w końcu zaoferowała mi gościnę. Tak jak się spodziewałem, dowód, parę stówek i karta do bankomatu były na swoim miejscu. Komórki nie brałem, nauczony doświadczeniem, bo już zbyt wiele razy udało mi się ją zgubić na takich wypadach.
Siedziałem jeszcze kilka minut i myślałem o tajemniczej dziewczynie z lokalu spod dwójki. Ładna była. Nie, to złe słowo. Ona była zjawiskowa. Drobna i taka eteryczna. Stała tam w bluzie i dżinsach, a i tak miałem wrażenie, że zaraz się zdematerializuje, niczym piękna zjawa. I to spojrzenie niebieskich jak bławatki oczu! Gdy zerknęła na mnie znad kubka z kawą, to zapomniałem, gdzie jestem i jąkałem się jak głupek. Ech, porażka. Dłonie też miała delikatne, sam nie wiedziałem, co mnie napadło, ale nie mogłem się powstrzymać, musiałem je ucałować. Szczerze mówiąc, na jej usta też miałem ochotę. Kuszące takie, sprawiały wrażenie lekko wydętych, jakby ich właścicielka cały czas oczekiwała, aż ktoś obdaruje ją całusem. Oczywiście nie pozwoliłbym sobie na to bez przyzwolenia i na razie te fantazje zachowałem dla siebie.
Przetarłem twarz i potrząsnąłem głową. Jak dotąd żadna laska nie zrobiła na mnie takiego wrażenia. Nieźle mnie walnęło, po cholerę tu siedziałem? Przecież nie mogłem teraz wrócić do jej mieszkania. Wystraszy się. No i musiałem się ogarnąć, w końcu miałem zabrać dziewczynę na obiad. Pokonałem resztę schodów. Zatrzymałem się na moment, żeby zapamiętać adres. Luz, to tylko parę przecznic od rynku. Musiała niedawno tu się sprowadzić, brak mebli był trudny do przeoczenia nawet w moim stanie, a mieszkanie pachniało jeszcze remontem. Ciekawe. Na studentkę mimo wszystko nie wyglądała.
Szedłem jakiś czas piechotą. Pochmurny poranek z jego lekko wilgotnym powietrzem pozwolił mi się dobudzić. Gdybym miał telefon, wezwałbym ubera albo zwykłą taryfę. Nie wpadłem na to, żeby poprosić Lenę. Uroki mieszkania na przedmieściach. Niby fajnie, bo cisza i spokój, ale bez samochodu masakra komunikacyjna. Po krótkim namyśle skręciłem w stronę głównej ulicy i rynku. Tam był postój taksówek. Każdego innego dnia pewnie wybrałbym długi spacer, ale dziś czułem się wyjątkowo znużony. Nie miałem już wątpliwości, że dziewczyna trafnie oceniła, co mi załadowano do piwa i westchnąłem ze złością. Żadne badanie nie potwierdziłoby teraz tych podejrzeń, bo to cholerstwo bardzo szybko się metabolizuje. Mogłem sobie zrobić test na inne narkotyki, ale podejrzewałem, że to daremne – nie miałem żadnych objawów wskazujących na ich wpływ. Pozostało mi tylko w poniedziałek w biurze sprawdzić Magdę i Olgierda. O ile wymyślę na to sposób, bo miałem przeczucie, że pytanie wprost niewiele wniesie. Osobna kwestia to powód, dla którego mieliby faszerować mnie prochami.
Pulsowanie w skroniach dokuczało coraz bardziej, więc porzuciłem jałowe rozmyślania. Takie mielenie tego samego tematu nie miało większego sensu. Wsiadłem do taryfy, podałem swój adres i z ulgą oparłem głowę na miękkim siedzeniu. Miałem wrażenie, że ledwo przymknąłem oczy, a już dojechaliśmy na miejsce. Musiałem przysnąć.
Zapłaciłem i powlokłem się do domu. Pierwsza rzecz, którą zrobiłem, to solidna porcja kawy. Ekspres zgrzytał niemiłosiernie, potęgując trzaski pod moją czaszką, ale zniosłem to cierpliwie. Kawa u Lenki nie była spełnieniem marzeń jeśli chodzi o smak, ale pomogła mi przetrwać. Uśmiechnąłem się na wspomnienie czarnuli. Kim była ta mała? Łyknąłem tabletkę przeciwbólową i z kubkiem w dłoni siadłem w salonie. Po nocy na materacu sofa wydała się genialnie miękka. Zdjąłem buty i wyciągnąłem wygodnie nogi.
Dopiero po kilku łykach wziąłem ze stolika komórkę i sprawdziłem czas. Do umówionej szesnastej miałem kilka godzin. Zamierzałem podjechać autem, więc wystarczy, jeśli zbiorę się pół godziny przed wyznaczonym terminem. Teraz wiadomości i nieodebrane połączenia. Tak jak się spodziewałem, na zmianę Olek i Magda, mnóstwo SMS-ów i telefonów. Nawet godzinę temu dzwonili. Olałem to. Niech się trochę pomartwią, albo i nie, w tej chwili mało mnie obchodziło, czy rzeczywiście się niepokoją, czy te wiadomości wysyłali, bo tak wypada. Nie miałem zamiaru teraz z nimi rozmawiać. Nie chciałem również, żeby mi przeszkadzali, dlatego wyłączyłem telefon. Budzik i tak zadzwoni, a mnie przyda się dwu- lub trzygodzinna drzemka. Zasnąłem błyskawicznie.
***
Alarm w telefonie wyrwał mnie z absolutnej ciemności. Nieprzytomnie rozejrzałem się wokół. Przez moment bałem się, że znowu trafiłem do jakiegoś obcego dla mnie miejsca, ale szybko poznałem ściany, które własnoręcznie malowałem. To głupie, ale odetchnąłem z ulgą. Zwlokłem się z kanapy i przeciągnąłem zdrętwiałe mięśnie. Czas na prysznic. Stałem pod strumieniem chłodnej wody tak długo, aż całe moje ciało pokryła gęsia skórka. Dopiero wtedy poczułem się nieco rozbudzony. I głodny. Diabelnie głodny. Musiałem coś wrzucić na ruszt, bo nie dotrwałbym do spotkania z Leną. Wytarłem się szybko, jakbym chciał zedrzeć z siebie skórę i popędziłem do kuchni. Szakszuka to będzie to. Obrałem pomidory, podsmażyłem je z kiełbasą. Potem jajka, przyprawy i w końcu mogłem delektować się obłędnym smakiem. To moja słabość, a poza tym jest najlepsza na kaca. Zamyśliłem się. Kac po jednym piwie? Nie, Lena nie kłamała i dobrze jej się wydawało. Dawno nie czułem się aż tak sponiewierany, a ostatnia impreza, którą tak mocno odchorowałem, była chyba u Olgierda, kilka tygodni temu.
Po kwadransie byłem najedzony, kuchnia ogarnięta, ale nadal nie wiedziałem, po co Madzia poczęstowała mnie proszkiem z GHB. Co to w ogóle za pomysł? Raczej nie po to, żeby mnie zgwałcić, to oczywiste. Coś innego musiało wchodzić w grę. Miałem wrażenie, że rozwiązanie tej zagadki było na wyciągnięcie ręki, tylko musiałem wpaść na odpowiedni trop. Pociągnąć za konkretną nitkę, żeby odblokować w głowie skojarzenia, a wtedy pójdzie. Jednak na razie miałem tam kompletną pustkę i obraz pewnych niebieskich oczu…
Zerknąłem na zegarek. Jeżeli miałem zdążyć na ten obiad, to musiałem się zbierać.