Dwa życzenia - Małgorzata Garkowska - ebook + audiobook + książka
BESTSELLER

Dwa życzenia ebook i audiobook

Małgorzata Garkowska,

4,7

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Polska po pierwszej wojnie światowej odbudowuje odzyskaną niepodległość. Dorastają dzieci Polaków urodzonych pod różnymi zaborami, często pochodzące z mieszanych narodowościowo małżeństw. W tamtych latach na przeszkodzie spokojnemu życiu stają nie tylko konflikty zbrojne, ale również osobiste tragedie, które sprawiają, że zwyczajna codzienność wydaje się niekiedy trudniejsza od czasu walki.

Konstantin Sorokin, choć wychowywał się bez ojca, pamięta o rosyjskich korzeniach jego rodziny, ale swoje życie świadomie wiąże z ojczyzną matki. Niesiony patriotycznymi pobudkami, mimo jej sprzeciwu wstępuje do polskiej kawalerii. Nie spodziewa się jednak, że jego wojskowa kariera potoczy się nieco inaczej, niż zakładał. Czy naturalny talent do obłaskawiania nawet najbardziej narowistych wierzchowców wystarczy, by zapewnić Kostii bezpieczeństwo? Jaką rolę odegrają w jego życiu niechciane uczucia, które sprawią, że młody mężczyzna nie będzie mógł zaznać szczęścia u boku ukochanej?

Kuzynka Konstantina, Helenka Orłowska, od dziecka marzy o karierze śpiewaczki, będzie jednak musiała pokonać wiele przeszkód, żeby zrealizować swój plan. Poszukująca wiernej przyjaciółki i kierowana pierwszymi młodzieńczymi porywami serca niewinna dziewczyna wikła się w niebezpieczną rozgrywkę, w której stawką będzie nie tylko jej życie, ale też los jej bliskich. Czy samotność będzie dobrym doradcą w wyborze osób, do których młoda kobieta się zbliży?

Małgorzata Garkowska z ogromną wrażliwością odmalowuje barwny obraz lat trzydziestych XX wieku w opowieści, w której odrzucona lub fałszywa miłość może być największym przekleństwem. Jaka tajemnica kryje się za hulaszczym trybem życia Konstantina? Jakie role przeznaczenie wyznaczy Kostii i Heli, splątanym nie tylko więzami pokrewieństwa? Z pewnością oboje odkryją, że czasem, by móc spełnić dwa życzenia, trzeba zburzyć cały swój świat…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 339

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 9 godz. 13 min

Lektor: Jakub Kamieński
Oceny
4,7 (158 ocen)
120
26
8
3
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Irenaira

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam całość. Piękne wszystkie trzy książki 😍❤️
10
Maria-szafirska8

Nie oderwiesz się od lektury

Cudna jak dwie poprzednie części. 5/2024
10
Renata1002

Nie oderwiesz się od lektury

Warta polecenia
00
mama007

Nie oderwiesz się od lektury

Cała seria piękna. Polecam
00
SnowFlake17

Nie oderwiesz się od lektury

Kolejna świetna książka
00

Popularność




Projekt okładki i stron tytułowych

Anna Slotorsz

Redakcja

Anna Seweryn

Redakcja techniczna, skład, łamanie oraz opracowanie wersji elektronicznej

Grzegorz Bociek

Korekta

Urszula Bańcerek

Ilustracje na okładce

© Vasya Kobelev, Eva Speshneva | shutterstock.com

© Elena | stock.adobe.com

ilustracja główna na okładce powstały za pomocą oprogramowania generatywnej sztucznej inteligencji Midjourney

Wydanie I, Chorzów 2024

tekst © Małgorzata Garkowska, 2024

© Wydawnictwo FLOW

ISBN 978-83-8364-078-5

Wydawnictwo FLOW

Lofty Kościuszko

ul. Metalowców 13/B1/104

41-500 Chorzów

[email protected]

+48 538 281 367

Więc kogo kochać? Komu wierzyć?

Aleksandr Puszkin, Eugeniusz Oniegin

Prolog. Grudzień 1934

Stali w niemal kompletnej ciemności, osłonięci drzewami, w pobliżu zaparkowanego na poboczu auta. Śnieg zdawał się tłumić wszelkie odgłosy, a wzmagać i tak coraz bardziej nieznośne napięcie. Wiatr ucichł, tylko mróz gryzł policzki.

Dostał rozkaz, że ma czekać na koniec akcji. Zostawiono przy nim na warcie młodego podporucznika, ale obaj mężczyźni wiedzieli, że w razie niesubordynacji będzie on bezradny wobec starszego stopniem oficera, którego miał pilnować.

Oparł się plecami o drzewo. Wymuszona bezczynność dokuczała bardziej niż chłód, może dlatego sięgnął po papierosa, dziwiąc się nieco, że nie drżą mu ręce. Poczęstował towarzyszącego mu żołnierza. Osłaniając ogień dłonią, zaciągnął się dymem i szybko zdeptał płonącą zapałkę. Pozostał nikły ognik, raz po raz rozżarzający się w rytm wdechów.

Z oddali dobiegły strzały. Najpierw pojedyncze, potem seria. Wymiana trwała kilka minut, zanim umilkła. Nasłuchiwał w napięciu. Ktoś krzyknął, wznowiły się odgłosy wystrzeliwanych pocisków. I znowu cisza. I dwa pojedyncze wystrzały.

Zrozumiał, że nie wytrzyma, jeżeli tam zaraz nie pobiegnie, przecież chodziło o życie jednej z najdroższych mu kobiet. Zgodził się nie brać bezpośredniego udziału w ataku, ale w tym momencie już nie zamierzał być posłuszny.

Wyprostował się i dał znak wartownikowi. Tamten pokręcił głową, równocześnie rozkładając ręce.

Ruszył bez słowa, wyciągając po drodze broń. Do niewielkiego wiejskiego dworku nie było daleko, ale miał wrażenie, że każdy metr pokonuje wolniej, niż powinien. Od dłuższego czasu nie słyszał nic oprócz własnego oddechu.

„Więc już po wszystkim” – pomyślał strwożony.

Pilnujący leżących na ziemi rannych żołnierze wymierzyli wprawdzie w nadbiegającego karabiny, ale na szczęście został rozpoznany. Niezatrzymywany, wpadł do pomieszczenia.

Rzeczywiście było po wszystkim. Opuścił broń i bez tchu przyklęknął obok leżącej jak bez życia kobiety.

Rozdział I. Styczeń 1919

Po niespokojnym dniu, który rozpoczął się buntem protestujących w kilkutysięcznym tłumie robotników, sytuację udało się opanować. Pociąg specjalny, nadesłany z Warszawy pod żołnierską eskortą, zabrał aresztowanych komunistów, a nad Żyrardowem rozciągnął rządy cichy wieczór w towarzystwie coraz mocniejszej zadymki. Kapitan Paweł Orłowski i porucznik Michaił Wasiliewicz Makarow nie wracali do stolicy, mieli wyjątkowe pozwolenie na trzydniową wizytę u rodziny.

Porucznik Witkowski z miejscowego garnizonu akurat został oddelegowany z rozkazem do Grodziska, dlatego zgodził się ich podwieźć do niedalekiego Przylesia, ale Paweł i Michaił, skoro znaleźli się już tak blisko dworku, gotowi byli się tam dostać choćby pieszo.

***

Tydzień temu zaledwie dotarli do Warszawy, a choć od momentu gdy przedostali się z Rosji do Polski i wstąpili do tworzących się oddziałów piechoty Wojska Polskiego, mogli regularnie wysyłać korespondencję do żony i siostry, to nie mieli pewności, kiedy otrzymają pozwolenie na odwiedziny. Dopiero z listów od Tani i Eweliny zdołali się dowiedzieć, że majątek w Przylesiu wraz ze swoimi mieszkankami przetrwał zawieruchę wojenną niemalże bez szwanku, bo najpierw służył za kwaterę sztabu oficerów rosyjskich, a później niemieckich, którzy jednakowo cenili sobie wygody i nie pozwolili skrzywdzić ani kobiet, ani dzieci. Wcześniej korespondencja na front nie dochodziła i nie mieli też pewności, czy wysyłana przez nich nie ginie po drodze.

Przez pierwsze trzy lata wojny ledwie kilkanaście razy udało się Pawłowi przeczytać kilka słów od żony, a po rewolucji w tysiąc dziewięćset siedemnastym kontakt urwał się zupełnie. Mimo to obaj mężczyźni mogli mówić o szczęściu: nie odnieśli poważniejszych ran, nawet w bitwie pod Tannenbergiem, gdzie większość Lejb-Gwardyjskiego Keksholmskiego Pułku, w którym służyli, zginęła lub poszła do niemieckiej niewoli. To wtedy Paweł uratował Miszkę, wyciągając go spod ciężkiego ostrzału. Walczyli potem pod Hrubieszowem i pod Dobriczem, żeby w końcu, w listopadzie siedemnastego roku, razem z generałem Lebiediewem dołączyć do występującej przeciwko bolszewikom Armii Ochotniczej generała Aleksiejewa.

Do Polski wyruszyli rok później spod Jekaterynodaru, co też zawdzięczali sprzyjającemu losowi. W sierpniu omal nie zostali ujęci przez bolszewików i tylko dzięki rozkazowi śmiertelnie rannego generała Lebiediewa, który polecił, aby zostawili go i uciekali, zdołali zgubić pościg, zostali jednakże odcięci od swojej dywizji. To wtedy Orłowski uznał, że chce wracać do Polski, po pierwsze do żony, po drugie słychać już było o tworzeniu się niepodległego państwa. „Chcę bić bolszewików i równie dobrze mogę razem z Polakami” – oznajmił wówczas Misza.

***

Dziś to wszystko było już za nimi. Jechali przez pokryte śniegiem pola, a Paweł walczył z nawałem wspomnień. Co prawda w otaczającej samochód ciemności niewiele było widać oprócz skrawka drogi rozświetlanej przednimi reflektorami auta, ale krajobrazy przesuwające się za oknem znał przecież doskonale. Nie zliczył, ile razy podążał tędy na swojej Strzałce, a potem wracał, najczęściej zgnębiony uczuciem, z którym nie umiał sobie poradzić. Tak wiele się zmieniło od tamtego czasu… Zrozumiał, że miłość do Eweliny nie zaprowadzi go nigdzie, a tak naprawdę droga jest mu Tatiana. Dlatego teraz czuł spokój na myśl o dawnym zauroczeniu i nie mógł się doczekać spotkania z ukochaną. Nie mógł uwierzyć, że już za kilkadziesiąt minut zobaczy żonę i córkę. Kiedy jechał na wojnę, Helenka nie miała jeszcze dwóch lat i obawiał się, że niemal sześcioletnia już panienka zwyczajnie go nie pozna.

– Szczęście, że was w końcu z tej Warszawy przysłano, bo nie wiadomo, jak by się te rządy bolszewików, psia ich mać, skończyły. Nasz garnizon zbyt mały na takie brewerie – zagadał porucznik Witkowski. – I dobrze, że robotników ostudziły te strzały w powietrze, inaczej bez ofiar by się nie obyło – dodał, popatrując z uznaniem na Pawła, bo to z jego rozkazu zastosowano w ten sposób karabiny maszynowe.

– Kapitan Orłowskij posiada opyt w podawlenijachraznych rewolucji, osobienno w Żyrardowie1. – Michaił roześmiał się na to. Coraz lepiej posługiwał się językiem polskim, choć dobór słów oraz miękki i śpiewny akcent natychmiast zdradzały jego narodowość.

1 Kapitan Orłowski ma wprawę w tłumieniu różnych rewolucji, szczególnie w Żyrardowie.

– Jak to? – Porucznik najwyraźniej nie pochodził z okolicy, nie miał więc pojęcia o przeszłości swoich pasażerów. – To wy z moskalskiej armii?

– Za cara dowodziłem tutaj rotą piechoty i cóż, pilnowaliśmy robotników, żeby nie wywoływali komunistycznych zamieszek – odparł spokojnie Paweł. – Do głowy mi nie przyszło, że w polskim mundurze przyjdzie mi robić to samo – westchnął.

– Przynajmniej jesteś do tego nawykły, Paszka. – Michaił był w doskonałym humorze, bo niezmiernie bawiła go przewrotność losu, który kazał jego przyjacielowi ponownie stanąć naprzeciw zbuntowanego tłumu socjalistów.

– Nigdy nie podobało mi się strzelanie do rodaków i rzeczywiście mam wprawę w unikaniu tego. – Orłowski pokręcił głową.

Nie podzielał tej wesołości, zbyt wiele gorzkich wspomnień łączyło się z jego służbą w armii, zbyt wiele dylematów. Czy teraz w końcu czuł, że znalazł swoje miejsce? Bardzo chciał, żeby tak było.

– Bolszewicy jakoś z tym problemów nie mieli – wtrącił Witkowski, a Makarow mu przytaknął, dorzucając soczyste rosyjskie przekleństwo.

Dojechali. Paweł zaproponował porucznikowi herbatę, ale ten odmówił grzecznie i zaraz się odmeldował: nie mógł opóźniać dostarczenia rozkazu, a poza tym rozumiał, że obaj panowie spieszą się do rodziny, której nie widzieli od początku wojny, i po prostu nie śmiał zakłócać powitania.

– Paszka! Kochany! Jesteś!

Tatiana, nie zważając na wiatr i mróz, wybiegła do nich w samej sukni oraz domowym obuwiu. Orłowski zatrzymał się w pół kroku, starając się opanować wzruszenie ogarniające go na widok ukochanej. Tęsknił do niej każdego dnia, zasypiał, myśląc, jak się miewa, i co rano miał nadzieję, że koszmar wojenny okaże się tylko snem, a on obudzi się obok swojej Tatiaszki. Kiedy już wrócił do Polski i był tak blisko, zżymał się, że nie może od razu pojechać do Przylesia. Wojsko jednak rządziło się swoimi prawami i dopiero gdy otrzymali rozkaz dołączenia do Pierwszego Okręgowego Warszawskiego Pułku Piechoty, Pawłowi udało się uzyskać obietnicę, że dostaną pozwolenie na wizytę u żony i córki, o czym niezwłocznie im napisał. Nie spodziewał się jednak, że pobyt w Żyrardowie rozpocznie od polecenia wydanego przez marszałka Piłsudskiego, żeby z dwiema kompaniami przywrócił porządek w mieście, opanowanym przez rodzimych bolszewików. Zupełnie jakby los postanowił z niego zakpić.

Wszystko to w jednej chwili stało się nieważne. Liczyła się jedynie Tatiana, jeszcze piękniejsza, niż ją zapamiętał. Śmiała się w głos, a równocześnie łzy wypełniały jej oczy. Paweł rozłożył ramiona, a kiedy w nie wpadła, przygarnął żonę do siebie tak mocno, jakby chciał się przekonać, że to na pewno nie majak senny, że jest z nim, bliska i rzeczywista.

– Tatiaszka – szepnął uszczęśliwiony.

Zaraz też uniósł ją na rękach i niecierpliwie zaczął całować, nie zważając ani na padający coraz mocniej śnieg, ani na czekającego obok Michaiła, ani na stojącą na ganku Ewelinę Sorokinę – właścicielkę majątku i wdowę po przyrodnim bracie Pawła. Nie docierało do niego nic, a i Tania również nie mogła się nasycić obecnością tak dawno niewidzianego męża. Wielkie płatki białego puchu rozpuszczały się na ich policzkach i mieszały z gorącymi łzami.

Po kilku minutach zniecierpliwiony Makarow klepnął Orłowskiego w plecy z energią godną rozochoconego mocnym trunkiem generała Lebiediewa.

– Też bym chciał się przywitać z siostrą! – huknął po rosyjsku.

Spojrzeli na niego nieprzytomnie, a Tatianie ze zdumienia rozszerzyły się oczy.

– Miszeńka, ja cię nie poznałam w tym polskim mundurze! – pisnęła niczym mała dziewczynka i rzuciła się witać brata, który zakręcił nią jak za dawnych czasów.

– A Paszkę to jakoś rozpoznałaś od razu – przekomarzał się Makarow.

– Chodźcie w końcu do domu, zmarzniecie! – zawołała Ewelina, wyraźnie rozbawiona całą sytuacją.

Dopiero teraz Paweł podszedł do bratowej i, jak to miał w zwyczaju, musnął ustami jej dłoń, trzasnąwszy obcasami. Uśmiech nie schodził mu z twarzy.

– Cieszę się, że cię widzę – powiedział ciepło, a wzruszona Sorokina serdecznie wycałowała jego policzki.

Wyściskała też zaraz Michaiła, wyraźnie zadowolonego z takiego powitania.

– Za moment będzie kolacja i herbata, Sonia już poszła nadzorować przygotowania. Ona też nie mogła się was doczekać. – Tania wepchnęła wszystkich do środka, napominając Ewelinę, że jest bez okrycia.

Przez chwilę sień wypełnił gwar wielu głosów, otrzepywanie płaszczy i butów ze śniegu, wyjaśnienia, na ile przyjechali – słowem rozgardiasz typowy przy podejmowaniu gości. Zapewne trwałoby to krócej, gdyby nie Tatiana, która niemal nie wypuszczała Pawła z objęć. Może gdyby Orłowski nie był tak zapatrzony w żonę, dostrzegłby, że we dworku widać ślady wojennej biedy: brakowało dywanów, gdzieniegdzie tapeta na ścianach pilnie wymagała wymiany, nie było niektórych mebli, a gazon wieńczący podjazd zaniedbano. Tyle że dla Pawła to nie miało w tej chwili znaczenia, liczyła się tylko Tatiaszka, którą najchętniej przytulałby bez przerwy.

Dopiero gdy się uporali z wierzchnimi okryciami, mogli przejść w głąb domu, gdzie w salonie grzecznie czekały dzieci: Konstantin – syn Sorokiny – i Helenka – córka Orłowskich.

– Jak dobrze tu wrócić. – Paweł rozejrzał się po znajomym wnętrzu, tym razem pobieżnie rejestrując kilka zmian, i przykucnął przed onieśmieloną dziewczynką. – I jak wspaniale zobaczyć moją córeczkę – dodał tkliwie. – Przywitasz się ze mną?

– Ty jesteś mój papocz’ka? – upewniła się mała, zasłaniając się trzymaną w objęciach gałgankową lalką. – Na zdjęciu masz inny mundur – zauważyła rezolutnie.

– Ale trochę jestem podobny? – Zaśmiał się, nieco zakłopotany, i przeczesał włosy palcami. Zaraz też przybrał tę samą poważną minę, którą Hela znała z pamiątkowej fotografii.

Córka przyjrzała mu się uważnie, z namaszczeniem skinęła głową i w końcu pozwoliła się uściskać. Równie uroczyście potraktowała Miszę, który od razu zapewnił, że mała wygląda zupełnie jak jej mama, gdy była w tym samym wieku.

– Ciekawe, czy tak samo rozrabiasz? – szepnął, rzecz jasna tak, aby wszyscy go wyraźnie usłyszeli.

Pozostało jeszcze przywitać się z przejętym tym, co się działo, i z podziwem patrzącym na mundury „wujków” Konstantinem oraz służącą od zawsze w Przylesiu Sonią, co zwłaszcza Makarow uczynił jak najszybciej, bo wspomnienie o posiłku uświadomiło mu, że od śniadania nic mieli w ustach.

– Jesteś… – Tatiana nie przestawała tulić się do męża, nie zważając nawet na zdziwione, ale i zaciekawione spojrzenie córki, która nie pamiętała tak zachowującej się matki, równocześnie promieniejącej szczęściem i zapłakanej.

– Jestem – potwierdził Paweł i ponownie chwycił ją na ręce. – I bardzo się stęskniłem. Twoja sypialnia jest na piętrze? – mruknął jej do ucha, a kiedy przytaknęła, natychmiast skierował się na schody, nie zaprzątając sobie głowy tym, czy takie zachowanie przystoi oficerowi i dżentelmenowi.

Michaił z udawaną dezaprobatą rozłożył ręce i przepraszająco skłonił się przed Eweliną.

– Przyznaję, że okropnych manier nabawił się Paszka na tej wojnie, niechże pani hrabina zechce mu łaskawie wybaczyć to zachowanie – oznajmił godnie, ale oczy błyskały mu powstrzymywanym śmiechem. – Jeśli jednak mógłbym coś zasugerować, to nie czekajmy na nich z tą kolacją.