Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
23 osoby interesują się tą książką
Nathalie Harper ma 21 lat i dwie młodsze siostry. Aby zapewnić im byt, w tajemnicy zarabia jako dziewczyna do towarzystwa. Do swojej pracy podchodzi profesjonalnie – żadnych uczuć, po prostu wykonuje swoje zadania. Jej życie zmienia się, gdy poznaje przystojnego i intrygującego Nicolasa McGoverna. Niestety, nie wszystko układa się po myśli dziewczyny, ponieważ zostają jej odebrane bliźniaczki.
Co zrobi, by je odzyskać? Czy Nick jej pomoże? I czy Nathalie odkryje powód mrocznej strony Nicka?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 323
Rok wydania: 2024
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Copyright © by Nana Bekher, 2023Copyright © by Wydawnictwo WasPos, 2024 All rights reserved
Wszystkie prawa zastrzeżone, zabrania się kopiowania oraz udostępniania publicznie bez zgody Autora oraz Wydawnictwa pod groźbą odpowiedzialności karnej.
Redakcja: Kinga Szelest
Korekta: Aneta Krajewska
Projekt okładki: Adam Buzek
Zdjęcie na okładce: Adobe Firefly
Ilustracje wewnątrz książki: pngtree.com
Skład i łamanie oraz wersja elektroniczna: Adam Buzek/[email protected]
Wydanie I – elektroniczne
Wyrażamy zgodę na udostępnianie okładki książki w internecie
ISBN 978-83-8290-591-5
Wydawnictwo WasPosWarszawaWydawca: Agnieszka Przył[email protected]
Spis treści
PROLOG
ROZDZIAŁ 1
ROZDZIAŁ 2
ROZDZIAŁ 3
ROZDZIAŁ 4
ROZDZIAŁ 5
ROZDZIAŁ 6
ROZDZIAŁ 7
ROZDZIAŁ 8
ROZDZIAŁ 9
ROZDZIAŁ 10
ROZDZIAŁ 11
ROZDZIAŁ 12
ROZDZIAŁ 13
ROZDZIAŁ 14
ROZDZIAŁ 15
ROZDZIAŁ 16
ROZDZIAŁ 17
ROZDZIAŁ 18
ROZDZIAŁ 19
ROZDZIAŁ 20
ROZDZIAŁ 21
ROZDZIAŁ 22
ROZDZIAŁ 23
ROZDZIAŁ 24
ROZDZIAŁ 25
ROZDZIAŁ 26
ROZDZIAŁ 27
ROZDZIAŁ 28
ROZDZIAŁ 29
ROZDZIAŁ 30
ROZDZIAŁ 31
ROZDZIAŁ 32
ROZDZIAŁ 33
ROZDZIAŁ 34
ROZDZIAŁ 35
ROZDZIAŁ 36
ROZDZIAŁ 37
ROZDZIAŁ 38
ROZDZIAŁ 39
ROZDZIAŁ 40
ROZDZIAŁ 41
EPILOG
PLAYLISTA
PODZIĘKOWANIA
PROLOG
NATHALIE
Życie bywa popieprzone na milion sposobów. Głównie wtedy, kiedy nagle musisz dorosnąć i wziąć je we własne ręce. Czasem nie tylko swoje życie…
Nazywam się Nathalie Harper i mam dwadzieścia jeden lat. Od trzech lat jestem jednocześnie siostrą i matką moich ukochanych siostrzyczek, Suzy i Lucy. To bliźniaczki, mają po dziewięć lat i są sensem mojego marnego życia. Cztery lata temu nasi rodzice zginęli w wypadku samochodowym. Dopóki nie stałam się pełnoletnia, dziewczynki były w domu dziecka. Odkąd je odzyskałam, żyję tylko dla nich. Bardzo się kochamy i za nic nie mogę ich stracić. Pracowałam trochę jako kelnerka w restauracji, ale właściciel ją zamknął, a ja musiałam szybko znaleźć nową pracę. Nie było łatwo, a ja niemal stałam się stalkerką moich potencjalnych pracodawców.
Pomimo starań i poszukiwań nie mogłam znaleźć pracy i wtedy z pomocą przyszła mi moja przyjaciółka Brooke. Tak zostałam dziewczyną do towarzystwa.
Brooke pracuje już jakiś czas w tej branży, ma kontakty i to ona załatwia mi klientów. Wiem, co ludzie o tym myślą, ale ja nie miałam wyjścia.
Nie są to też jakieś seksspotkania, tak jak właśnie większość sądzi. Najczęściej są to kolacje, imprezy, przyjęcia. Na jednorazowych spotkaniach nie zarabiam kokosów, ale na podstawy wystarcza. Wiadomo, że seks jest bardziej opłacalny, ale gdy nie chcę, to do niczego nie dochodzi. Nikt mnie do niego nie zmusza i zawsze mogę powiedzieć „nie”.
Moimi klientami są zazwyczaj mężczyźni z wyższych sfer, zamożni. Nie szukają konfliktów czy skandali. Chcą po prostu móc pokazać się w towarzystwie pięknej kobiety na bankiecie czy też innym spotkaniu. Z klientami zawsze ustalamy zasady przed. Jeżeli mamy spotykać się kilka razy, sporządzamy umowę. Nie jest to moja wymarzona praca, lecz muszę mieć płynność finansową, bo inaczej opieka społeczna odbierze mi siostry.
Oczywiście cały czas szukam innej pracy, bo muszę mieć taką, o której mogę poinformować opiekę społeczną, ale z tym ostatnio bardzo trudno. Dosłownie jakby nagle wszelkie etaty były zajęte na najbliższe dziesięć lat. Tak więc zaciskam zęby i powtarzam sobie, że niedługo z tym skończę.
ROZDZIAŁ 1
NATHALIE
Delikatne promienie słońca przebijają się przez hotelowe okno. Powoli otwieram oczy. Witaj, nowy dniu. Wczoraj byłam na kolacji charytatywnej ze Stevenem Ellegaardem. To już nasze czwarte spotkanie. Właściwie to zastanawiam się, dlaczego ktoś taki jak on wynajmuje dziewczynę do towarzystwa. Jest obrzydliwie bogaty i nieziemsko przystojny. No cóż, może właśnie dlatego.
– Dzień dobry, słoneczko – mówi, wychodząc z łazienki.
Wygląda niczym Apollo. Wysoki, przystojny, muskularny brunet o brązowych, tajemniczych oczach. Można by się w nich zatracić. Na szczęście znam swoją rolę i nie ma szans, bym się zakochała. W końcu to moja praca. Mężczyzna pewnym krokiem zbliża się do łóżka i całuje mnie w czoło.
– Wyspałaś się? – pyta, siadając na brzegu.
– Całkiem. – Uśmiecham się i przeciągam leniwie.
– Dziś też będę cię potrzebował.
– Kolacja? – pytam, podnosząc się.
– Urodziny kuzyna – odpowiada. – Będzie nudno, ale później zrobi się ciekawie.
– Co masz na myśli? – dociekam.
– Jesteś piękną, seksowną dziewczyną i chcę, byś dzisiejszej nocy była tylko moja – chrypi zmysłowo.
Och… Nie uprawiałam z nim seksu do tej pory, nawet o tym nie rozmawialiśmy podczas podpisywania umowy.
– Nasza umowa nie obejmuje seksu – przypominam mu.
– Co za problem dopisać? – Posyła mi zniewalający uśmiech. – Nie pożałujesz – unosi mój podbródek – ekstra zapłacę, a potrafię zaspokoić kobietę.
– Nie mogę tego potwierdzić – drażnię się z nim.
– Dziś będziesz mnie błagać o więcej – szepcze mi do ucha, a przez moje ciało przebiega przyjemny dreszcz.
– Na którą mam być gotowa? – pytam, odrywając wzrok od jego boskiego ciała.
– Przyślę kierowcę o piątej.
– Tylko pamiętaj, że będę u przyjaciółki.
– Pamiętam. – Całuje mnie delikatnie w usta i wychodzi.
Wstaję z łóżka i idę pod prysznic. W łazience jeszcze unosi się jego rozkoszny zapach. Na samą myśl o dzisiejszej nocy czuję bolesne, ale jednocześnie przyjemne skurcze tam na dole.
O Chryste!
Mam tylko nadzieję, że Brooke zostanie z dziewczynkami. W sytuacji awaryjnej mam jeszcze sąsiadkę. Steven wie o moich siostrach, ale nie zna całej historii, bo i po co? Absolutnie nie ma takiej potrzeby. To są spotkania służbowe, nie musimy się sobie spowiadać ze swojego życia. On mi płaci, a ja robię to, za co dostaję kasę.
Ubieram się, zbieram swoje rzeczy i jakiś czas później jestem już u siebie w domu.
– Już jestem! – wołam, wchodząc do środka.
– Natie!
Suzy i Lucy się do mnie przytulają.
– Grzeczne były?
– Bardzo grzeczne – odpowiada Brooke.
– To super. – Gładzę jedną i drugą po włosach. – Dobra, puśćcie mnie, bo muszę się przebrać.
Dziewczynki biegną do swojego pokoju, a ja w końcu zdejmuję kurtkę.
– Dzięki, Brooke.
– Nie ma sprawy. Mów lepiej, jak tam Apollo? – Uśmiecha się znacząco.
– A dobrze. – Śmieję się. – Słuchaj, masz jakieś plany na dziś?
– Mam kolację z panem Mnie Się Nie Odmawia – odpowiada z przekąsem.
– Czekaj, czekaj, ten Nick?
– Tak. – Krzywi się.
– Co? Kiepski jest? – dopytuję się, bo wiem, że Brooke z nim sypia.
– Nie, ale ten jego charakter… Nie potrafię go utemperować. – Rozmyśla.
– Ty? – Chichoczę.
– No widzisz. Dobra, zbieram się. – Dziewczyna podnosi się z sofy. – Dasz sobie radę?
– Tak, poproszę Angelę, żeby z nimi została.
– To super.
– Jeszcze raz dzięki!
– Nie ma za co!
Brooke wkłada buty i wychodzi z mieszkania. Angela to nasza sąsiadka. Opiekuje się dziewczynkami, kiedy pracuję. Ma siedemnaście lat i jest spokojną, miłą dziewczyną. No i mieszka naprzeciwko. Na szczęście ani Angela, ani jej rodzice, ani też dziewczynki nie domyślają się, czym tak naprawdę się zajmuję.
Mamy z Brooke dobrą przykrywkę. Jej kuzyn ma sklep, w którym niby nas zatrudnia. Mówimy, że wieczorami wykładamy towar albo robimy coś innego w magazynie. Zawsze przed przyjazdem do klienta jadę do Brooke. Ona mieszka sama, dała mi zapasowy klucz. Mam u niej szafę z ubraniami i się przebieram. Z domu wychodzę normalnie ubrana, żeby nikt niczego nie podejrzewał. U Brooke mam większość sukienek, seksowną bieliznę, szpilki i parę kosmetyków.
Zawsze jest tak samo. Przed i po zaglądam do Brooke. Biorę u niej prysznic, przebieram się i spokojnie wracam do domu. Oczywiście zawsze jej coś za to odpalam. Nie chcę jej wykorzystywać. Nie jestem dumna z tego, co robię, ale nie mam wyjścia. Wiem, jaka jest ta praca, ale gdyby nie Brooke, pewnie już dawno bym ze sobą skończyła, a dziewczynki tułałyby się po domach dziecka.
***
Angela oczywiście się zgadza, więc mogę się szykować. Najpierw jednak obiad dla dziewczynek i muszę sprawdzić, czy odrobiły lekcje. Sąsiadka przychodzi przed piątą. Z domu wychodzę ubrana w dżinsy oraz sweterek i jadę do mieszkania Brooke.
Niestety, autobus się trochę spóźnił i gdy idę z przystanku do mieszkania, zauważam, że kierowca Stevena już na mnie czeka. Nie wchodzę do środka, bo i tak mam rzeczy w hotelu, więc wsiadam do auta i ruszamy. Dziesięć minut później jesteśmy na miejscu i wchodzę do apartamentu, gdzie czeka na mnie Steven. Mężczyzna ma na sobie elegancki, szary garnitur, śnieżnobiałą koszulę i stalowy krawat. Prezentuje się naprawdę nieźle.
– Przebieraj się, słoneczko. – Klepie mnie w pośladek.
Uśmiecham się i podchodzę do garderoby, by przejrzeć jej zawartość. Faceci są wzrokowcami, a ja muszę wyglądać zjawiskowo.
– Co myślisz o tej? – Wyciągam obcisłą, bordową sukienkę sięgającą za kolana.
– Perfekcyjna – odpowiada, a oczy mu błyszczą, gdy się we mnie wpatruje. – Pamiętasz, jak mówiłem ci, że będę musiał wyjechać?
– Pamiętam, ale mówiłeś, że to za pół roku.
– Niestety, plany się zmieniły i wyjeżdżam za trzy dni.
– Tak szybko? – Jestem trochę zaskoczona.
– Tak – podchodzi i obejmuje mnie w pasie – i nadal chcę, byś pojechała ze mną. – Całuje moją szyję i robi mi się gorąco.
– Wiesz, że nie mogę. – Podnoszę na niego wzrok. – Mam siostry i nie zostawię ich.
– Szkoda… Byłoby nam razem dobrze.
– Razem?
– Razem, ja i ty jako moja dziewczyna do towarzystwa.
Uf… Całe szczęście, że nie wypalił mi z miłością.
– Spokojnie, mała, ja się nie zakochuję.
– To dobrze. – Oddycham z ulgą.
– No, przebieraj się. Za dziesięć minut wyjeżdżamy – pospiesza mnie.
Bardzo lubię Stevena i jest naprawdę w porządku. Do tego niesamowicie przystojny, ale nie ma między nami uczucia. On tego nie chce i ja też nie.
Szybko przebieram się w bordową sukienkę i dziesięć minut później jedziemy do willi jego kuzyna. Przyjęcie jak przyjęcie. Pełno ludzi w pięknych, drogich strojach, wykwintne jedzenie, rozmowy o interesach i zarabianiu wielkich pieniędzy. Co za przepych.
– Chodź – Steven kładzie dłoń na mojej talii – poznasz mojego beznadziejnego kuzyna.
– Beznadziejnego? – prycham.
Podchodzimy do mężczyzny mniej więcej w wieku Stevena. Wysoki, dobrze zbudowany, ciemny blondyn. Boże, jak to się stało, że nagle wszyscy przystojniacy powychodzili z ukrycia. No, ale część z nich jest już zajęta, a druga część chce tylko seksu.
– Greg – mówi Steven.
– Steven – mężczyzna się uśmiecha – jak miło cię widzieć. A kim jest ta piękność obok ciebie? – Przerzuca wzrok na mnie.
– To Nathalie – spogląda na mnie – moja towarzyszka, a to mój kuzyn, Greg.
Dostrzegam jak uśmiecha się trochę fałszywie.
– Witam piękną panią. – Greg unosi moją dłoń i delikatnie ją muska. – Miło mi cię poznać, Nathalie.
– Mnie ciebie również. – Chyba jestem lekko spięta. – Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin.
– Dziękuję – odpowiada i nie odrywa ode mnie wzroku. – Przepraszam was, moi drodzy, obowiązki solenizanta wzywają.
– Jasne.
– Do zobaczenia, Nathalie. – Posyła mi szeroki uśmiech, po czym odchodzi.
– Uważaj, bo już cię podrywa – szepcze mi do ucha Steven.
– Nie jestem zainteresowana – odpowiadam.
– Prawidłowo – mówi, wręczając mi drinka, którym poczęstowała nas właśnie przechodząca kelnerka.
– Dziękuję. – Upijam łyk smacznego trunku.
A teraz oby dotrwać do końca. Steven przez całe przyjęcie nie spuszcza ze mnie oka, zupełnie jakby ktoś miał mnie ukraść. Po kilku tańcach i kilku drinkach wracamy do hotelu. Co prawda jestem trochę zmęczona, ale patrząc, jak Steven zdejmuje marynarkę, krawat i koszulę, nabieram ochoty na zabawę.
– Zapomniałbym. – Na chwilę się zatrzymuje i wręcza mi papierową teczkę.
Otwieram ją, zrzucając czarne szpilki. Och, to aneks do umowy.
– Punkt pierwszy. Postanowienia stron decydujących się na współżycie – uśmiecham się lekko – przygotowałeś się.
– Podpisz – mówi, rozpinając koszulę.
– A jeśli tego nie zrobię? – Przygryzam wargę.
– A kogo chcesz oszukać? Już płoniesz od środka. – Podchodzi do mnie od tyłu. – Założę się, że tu – podciąga mi sukienkę, kierując dłoń do mojej kobiecości – już jesteś mokra.
Och… Momentalnie jest mi gorąco. Steven odsuwa na bok cienki materiał moich majtek i wkłada we mnie palec.
– Stev… – jęczę bezwstydnie.
– Powiedz, że mnie pragniesz – szepcze zmysłowo, poruszając palcem.
– Tak – mruczę.
– Nie słyszałem. – Dokłada drugi, wbijając je głębiej, aż unoszę się na palcach stóp.
– Pragnę cię – mówię zdecydowanie. – Pieprz mnie! – krzyczę, ale tak mnie rozpalił, że to jedyne, o czym marzę w tej chwili.
– Na to właśnie czekałem.
Rozsuwa mi sukienkę, która swobodnie opada na podłogę. Zrywa ze mnie majtki, a ja głośno łapię powietrze. Z tylnej kieszeni spodni wyciąga prezerwatywę. Rozpina rozporek i szybko ściąga spodnie wraz z bokserkami. Nie przedłużamy gry wstępnej, bo oboje jesteśmy już tak rozpaleni, że to nam zdecydowanie wystarczy. Wiem, że tak jak ja pragnę poczuć go teraz, tak on chce zatopić się we mnie. Steven wkłada kondom i podnosi wzrok. Dociska mnie do ściany i unosi moją nogę, wchodząc ostro.
– Ach! – krzyczę.
– Dziś będziesz dużo krzyczeć – ostrzega, mocno we mnie uderzając.
Obejmuję go, wbijając paznokcie w jego twarde plecy. Unoszę drugą nogę i oplatam go, kiedy on przytrzymuje moje pośladki. Zimna ściana plus gorące ciało to podniecające połączenie. Steven nabija mnie mocno na siebie, głośno pomrukując. Po chwili się wysuwa.
– Odwróć się, słoneczko – mruczy.
Odwracam się tyłem do niego i opieram dłonie o komodę. Nim zdążę odetchnąć, znów czuję go w sobie. Wchodzi i wychodzi. Jęczę i krzyczę, a całe moje ciało zaczyna się trząść. Chwyta mnie mocno za biodra, nawet trochę boleśnie, i wykonuje głębokie uderzenia. Zaciskam się mocno na nim, czując, jak przechodzi mnie gorący orgazm. Steven wykonuje jeszcze kilka ostrych pchnięć i opada na moje ciało, głośno łapiąc powietrze.
ROZDZIAŁ 2
NATHALIE
Dziś jest jeden z tych dni, w których po prostu chce się żyć. Właśnie szykuję się na rozmowę kwalifikacyjną w sprawie pracy, w butiku. Kilka tygodni temu do klasy Suzy i Lucy dołączyła nowa dziewczynka. Rodzina przeprowadziła się tu, bo tata rozpoczął jakąś poważną inwestycję, a mama otwiera sieć butików. Szczerze mówiąc, nawet ich nie znam. Mamę tej Amandy widziałam w pierwszym dniu w szkole, i to dosłownie przez chwilę, a teraz Amandę podobno przywozi kierowca. No nic, mam nadzieję, że się uda i w końcu będę mieć normalną pracę.
– Dziewczynki, zbierajcie się! – poganiam je, bo zaraz spóźnimy się na autobus.
– Natie, poprawisz mi warkocza? – Suzy stoi przed lustrem.
– Suzy, prosiłam cię, byś już zostawiła go w spokoju. – Przewracam oczami. – Czwarty raz ci go poprawiam.
– Bo mi tu włosy wystają – skarży się.
– I będą – przytakuję – a za dziesięć minut odjeżdża szkolny autobus.
– A dlaczego nie pojedziesz z nami? – pyta rozgniewana.
– Dziewczynki, tłumaczyłam wam, że mam rozmowę o pracę – przypominam im. – Zależy mi na niej i chciałabym ją dostać.
– Na pewno dostaniesz – wtrąca Lucy. – Amanda jest spoko.
Spoko? Okej.
– To co, lecimy? – pytam, gdy kończę wiązać włosy Suzy.
– A zabierzesz nas potem na lody? – Siostra odwraca się do mnie.
– Zabiorę, ale chodźmy już.
Na szczęście na przystanek nie mamy tak daleko i jesteśmy dwie minuty przed czasem. Pilnuję, by dziewczynki bezpiecznie wsiadły do autobusu, macham im na pożegnanie, po czym odjeżdżają. Przechodzę przez ulicę na przystanek po drugiej stronie i już po paru minutach sama jestem w drodze. Niedługo potem docieram do centrum i idę na spotkanie z panią Foster. Do środka wpuszcza mnie ochroniarz. Lokal jest już wykończony, ale jeszcze nie w pełni umeblowany.
– O, dzień dobry! – Słyszę damski głos, gdy rozglądam się po wnętrzu, więc się odwracam.
– Dzień dobry – odpowiadam i spoglądam na kobietę, po czym zerkam z uśmiechem na jej ciążowy brzuch, przypominając sobie, że faktycznie dziewczynki wspominały, że Amanda będzie miała braciszka. – Gratuluję.
– Dziękuję. – Uśmiecha się ciepło. – Pani jest mamą koleżanek Amandy, prawda?
– Właściwie ich siostrą.
– Och, proszę mi wybaczyć – mówi lekko zmieszana. – Nie miałyśmy okazji się poznać – dodaje i wyciąga do mnie rękę – Millie Foster.
– Nathalie Harper – odpowiadam i ściskam jej dłoń – miło mi panią poznać.
– Mnie panią również. Może usiądziemy? – proponuje i wskazuje na sofę. – Może się pani czegoś napije?
– Dziękuję, proszę nie robić sobie kłopotu.
– Spokojnie, od tych spraw mam męża – dodaje i się śmiejemy.
Cholera! Nie przygotowałam CV, ale w sumie nawet nie miałam czasu. Niestety, pewnie i tak by niewiele pomogło, nie jest jakieś imponujące i nie za dużo mogę tam wpisać.
– Jak pani widzi – mówi, gdy już siedzimy – jesteśmy jeszcze w trakcie urządzania się, ale chcielibyśmy otworzyć na początku przyszłego miesiąca.
– Czy jeszcze gdzieś otwiera pani butiki? – pytam z zaciekawieniem, bo słyszałam, że miała to być sieć butików.
– Planuję, ale tak naprawdę wszystko zależy od tego, jak będzie się ten sprawował – wyjaśnia. – Nie ukrywam, że zależy mi na tym.
– Rozumiem – przytakuję.
– Nie wymagam CV, lecz muszę zapytać, czy ma pani jakieś doświadczenie w sprzedaży lub w pracy o podobnym charakterze?
– Pracowałam jako kelner…
– Kochanie – przerywa mi mężczyzna – nie jestem w stanie…
– …ka – kończę i zamieram.
Ożeż, kurwa…! Właśnie mam pierwsze stadium zawału, o ile takie istnieje, ale ów mężczyzna wcale nie wygląda lepiej. Momentalnie przypominam sobie, jak szeptał mi do ucha: „Kurwa, Natie, jesteś taka zajebista”.
– Kochanie – odzywa się pani Foster – poznaj, proszę panią Nathalie Harper. Pani Harper, to mój mąż Michael Foster – kontynuuje kobieta, a w mojej głowie dźwięczą słowa: „Wytrzymaj, maleńka. O, tak, Natie, zaraz dojdę”.
Chyba zwymiotuję. Jestem wręcz przerażona, a serce bije mi tak szybko, że za chwilę wyskoczy z piersi. Do tej pory spałam tylko z dwoma klientami. Ostatnio ze Stevenem, ale trzy miesiące temu dwa razy przespałam się z tym oto dupkiem, który przedstawił mi się jako Michael Quinn, zupełnie nie wspominając o tym, że ma rodzinę.
Jezu, zaraz się naprawdę zrzygam.
– Millie, porozmawiaj z matką. – Zszokowany oddaje żonie telefon.
– Ale… – Kobieta spogląda na mnie. – Proszę mi wybaczyć – patrzy wręcz błagalnie – to zajmie mi tylko chwilę.
– Proszę się nie spieszyć – mówię jakbym była w transie.
Kobieta wychodzi z pomieszczenia i zamyka za sobą drzwi. Zostaję sama z facetem, który lubi szybki, ale ostry seks. Znam go właśnie z tej strony. Upewniwszy się, że żona od razu nie wychodzi, chwyta mnie za ramię i prowadzi do tylnego wyjścia. Oszalał czy co?
– Co ty robisz? – Wyszarpuję mu się. – Puść mnie!
– Specjalnie tu przyszłaś?! – syczy. – Czego chcesz? – pyta wściekle, a ja gniewnie mierzę go wzrokiem. – Pieniędzy? Dam ci je. Tylko zniknij z naszego życia.
– W głowę się uderzyłeś? – warczę. – Rozumiem, że trzy miesiące temu miałeś amnezję i nie pamiętałeś, że masz ciężarną żonę i dziecko? – wyrzucam mu.
Dupek jeden! Przecież gdybym wiedziała, że jest żonaty, w życiu bym się nie zgodziła na jego propozycję. W dodatku jego córka chodzi z moimi siostrami do klasy. To jest jakiś koszmar.
– To nie twój interes – cedzi przez zaciśnięte zęby. – Mieliśmy kryzys.
– Ty dupku, ona jest w ciąży! – Dźgam go palcem w tors. – Wiesz co? Współczuję twojej żonie. Jesteś kompletnym idiotą!
– Dobra, wyjdź już i dobrze ci radzę, niech ci nie przyjdzie do głowy, by cokolwiek jej powiedzieć.
No to już brzmi jak groźba.
– Bo co?
– Bo cię zniszczę, Nathalie Harper – mówi z wyższością.
– Palant! – rzucam, po czym odwracam się i szybko przechodzę przez pomieszczenie, w którym siedziałyśmy, po czym opuszczam lokal.
No ja nie mogę! A miało być tak pięknie! Czuję się po prostu paskudnie. Spałam z żonatym facetem… Nie jestem prostytutką, choć pewnie w oczach innych ludzi niczym się od nich nie różnię. Świadomie nie spędziłabym nocy z facetem, który jest zajęty, i naprawdę źle mi z tym, co zrobiłam.
Cholera no!
Wsiadam do autobusu i jadę do Brooke. Po drodze wysyłam jej wiadomość, że zaraz będę. Co za popieprzona sytuacja. Też bardzo liczę na to, że jego żona się o niczym nie dowie, bo jak to nie daj Boże wyjdzie na jaw, to będę skończona. Wtedy dopiero wyleje się niezłe szambo, a jak to dotrze do opieki…
Jezu, aż mnie dreszcz przeszedł. Nie jestem w stanie nawet o tym myśleć.
Jakiś czas później jestem już u przyjaciółki. Chyba niedawno wstała, bo jeszcze chodzi w szlafroku i nie jest wyszykowana do wyjścia.
Brooke robi mi kawę i siadamy w salonie. Dalej jestem w cholernym szoku po spotkaniu z Michaelem i jego żoną.
– Natie, możesz mi wyjaśnić twojego esemsesa? – pyta po chwili.
– A czego z niego nie rozumiesz? – Podnoszę na nią wzrok.
– Żartujesz sobie? – Unosi wysoko brwi, po czym spogląda na komórkę. – Hej, zaraz będę. Brooke, to koniec świata – czyta moją wiadomość. – A czy ten koniec świata mógłby trochę poczekać, bo mam dziś ważną kolację? – prycha lekko.
– Tak, masz rację, śmiej się ze mnie – drwię. – Pamiętasz Michaela Quinna? – pytam, choć dobrze wiem, że go pamięta, bo to ona mnie z nim umówiła.
– No kojarzę – krzywi się. – To ten od jachtu?
– Właśnie – przytakuję. – Brooke, co ty o nim właściwie wiesz?
– No, a co mam wiedzieć? – Wzrusza ramionami, po czym wstaje i sięga do szafki po papierosa. – Był stałym klientem Meredith. Przyjeżdżał tu co kilka tygodni w ostatnim roku, a od kilku miesięcy tu mieszka – odpowiada jak gdyby nigdy nic.
– To dodaj sobie do tego jeszcze to, że ma ciężarną żonę, a ich córka chodzi z Lucy i Suzy do jednej klasy. A! I nie nazywa się Quinn, tylko Foster.
– Aha, no okej – mówi zupełnie obojętnie.
– Okej?! – dziwię się. – Ty mówisz po prostu okej?
– A co? – pyta, po czym odpala papierosa.
– Brooke, on ma żonę – przypominam jej. – Przespałam się z żonatym facetem.
– O Jezu, no już nie dramatyzuj tak – fuka, a ja sztywnieję. – Facet to facet. Jak płaci, to nie powinno cię interesować jego życie osobiste.
– Brooke, ale…
– A czy ty każdemu tłumaczysz się, dlaczego to robisz? – pyta. – Czy opowiadasz każdemu o swoim życiu prywatnym, o siostrach, rodzicach? Spowiadasz się im, dlaczego to robisz?
– No nie, ale…
– Ale przestań się tym tak przejmować.
Brooke mnie nie rozumie. Jest sama i ma na utrzymaniu tylko siebie. Nie musi martwić się o to, że wpadnie do niej pracownik z opieki społecznej, aby sprawdzić, jak sobie radzi. Nie musi martwić się o to, by mieć pracę, o której może poinformować opiekę, ani o to, czy swoim zachowaniem, sposobem życia daje odpowiedni przykład młodszym siostrom. Ona to robi od lat i jej to nie przeszkadza, a ja już mam dość.
– Zbieram się – mówię i podnoszę się z krzesła.
– A co ty teraz się obraziłaś? – pyta zaskoczona.
– Nie – kręcę głową – po prostu… to koniec – dodaję i spoglądam na dziewczynę. – Muszę znaleźć normalną pracę.
– Oj, przestań, przecież nikt się nie dowie.
– Wystarczy, że ja wiem – mówię zamyślona. – Na razie, Brooke!
Po tych słowach wychodzę z jej mieszkania. Nie idę na przystanek, decyduję się na długi spacer powrotny, ale przyda mi się. Odświeżę myśli, uporządkuję je, poukładam jakoś. Nie wiem jeszcze, jak to wszystko ogarnę, ale dam radę. Muszę. Dla dziewczynek.
ROZDZIAŁ 3
NATHALIE
Steven wyjechał tydzień temu. Niestety, nasz kontakt się urwał. Choć może i to dobrze. Przecież nie byliśmy parą. Mieliśmy umowę na cztery spotkania plus aneks na przyjęcie urodzinowe jego kuzyna i namiętną noc. No cóż, tak widocznie musiało być. Brooke chciała mi wcisnąć jakiegoś klienta, niby tylko kolacja, ale odmówiłam. Nie wiem, czy dobrze zrobiłam, bo pieniądze mi się kończą. Opłaciłam zaległy czynsz, rachunki i zostało mi na podstawowe potrzeby.
Idąc do szkoły po dziewczynki, wstępuję do baru zapytać o pracę. Prowadzi go pani Rose Larsen ze swoją córką.
Pani Rose to bardzo miła kobieta, a jej mąż przyjaźnił się z moim tatą. Wcześniej pozwalała mi dorabiać u siebie, najczęściej w weekendy, no ale niewiele zarabiałam, a praktycznie wychodziłam na zero, bo musiałam opłacić opiekunkę. Teraz głównie rządzi tu córka pani Rose, a ona ma swoją ekipę, aczkolwiek nie szkodzi zapytać.
– Nathalie! – wita mnie od progu szerokim uśmiechem.
– Dzień dobry, pani Larsen. – Odwzajemniam uśmiech.
– Dzień dobry, kochanie. Jak dawno cię nie widziałam.
– Przepraszam, zdecydowanie za rzadko tu przychodzę. – Rozglądam się po wnętrzu, które przeszło ogromną metamorfozę.
– To Julie. – Krzywi się lekko.
Nie jest źle, aczkolwiek kiedyś to miejsce było bardziej klimatyczne, a teraz jest takie nowoczesne.
– Może zjesz naleśniki albo przyrządzę ci koktajl? – proponuje pani Larsen.
– Dziękuję, właściwie przyszłam zapytać o pracę.
Pani Larsen wzdycha.
– Wiesz, od kiedy rządzi tu Julie, to ona podejmuje takie decyzje – wyjaśnia. – A wiem, że ma komplet.
– Rozumiem.
– Jeśli jednak byś chciała, to mogłabyś wpaść do mnie jutro. Co prawda jednorazowo, ale tobie zapłacę podwójnie. – Uśmiecha się.
– Jasne. A co miałabym robić? – pytam.
– Mam trochę prasowania. Na siedząco niewygodnie, a długo nie postoję.
– Żaden problem – odpowiadam ucieszona.
– To możesz przyjść, jak zaprowadzisz dziewczynki do szkoły, ja mam jutro wolne.
– Jasne. To do jutra.
– Zaczekaj chwilę – zatrzymuje mnie.
Pani Larsen idzie do kuchni i po chwili wychodzi, wręczając mi jakąś papierową torebkę.
– Smacznego – mówi z uśmiechem.
– Ale pani…
– Nathalie, bo pomyślę, że nie lubisz moich muffinek. – Udaje oburzoną.
– Są najpyszniejsze – mówię szczerze. – Dziękuję.
– To jutra!
– Do widzenia!
Jakiś czas później jestem w szkole i zabieram dziewczynki. Przez tego dupka Michaela staram robić się to szybko, by przypadkiem nie wpaść na jego żonę.
Wiem, że Amandę wozi kierowca, ale z moim szczęściem to kto wie…
Dziś jest ładna pogoda, więc wracamy pieszo.
– I jak było w szkole? – pytam.
– Fajnie – odpowiada krótko Suzy.
– Natie, pamiętasz o naszej wycieczce? – Lucy spogląda na mnie.
Szlag! Zapomniałam.
– Do kiedy trzeba zapłacić?
– Pani powiedziała, że do piątku – mówi Lucy.
– Zapłacisz nam? – pyta Suzy.
– Oczywiście.
– Natie, bo jak nie masz pieniędzy, to nie musimy jechać – mówi trochę zasmucona.
– Ej, no co wy… – Zatrzymuję się. – Pojedziecie na wycieczkę. O nic się nie martwcie.
Kurczę, teraz to na pewno muszę wykombinować kasę.
Po drodze kupujemy kilka składników potrzebnych do przyrządzenia obiadu i idziemy do domu. Po posiłku dziewczynki odrabiają lekcje, a moje myśli i tak zajmuje jedna rzecz – jak zarobić kasę?
– Jak wam idzie? – pytam.
– Ona ściąga ode mnie! – skarży się Lucy.
– Suzy, spróbuj sama rozwiązać to zadanie. – Gładzę ją po włosach.
– Ale ja robię sama, to ona ściąga – odwraca kota ogonem.
– Wcale, że nie – broni się Lucy.
– A właśnie że tak!
– Ej, uspokójcie się. – Siadam na krześle. – O co tu chodzi?
– Suzy się wścieka, bo zrezygnowała z tenisa – mówi Lucy.
– Zamknij się! – krzyczy Suzy.
– Suzy, nie krzycz na siostrę – karcę ją. – Dlaczego zrezygnowałaś z lekcji tenisa?
– Bo nie mamy pieniędzy. – Krzyżuje ręce. – Słyszałam, jak rozmawiałaś z ciocią.
– Z Brooke?
Przytakuje.
– Posłuchajcie – chwytam je za dłonie – może i nie mamy góry pieniędzy, nie jeździmy na wycieczki, ale stać nas na twoje lekcje tenisa – patrzę na Suzy – i twoje tańca. – Przerzucam wzrok na Lucy. – O pieniądze się nie martwcie. Damy sobie radę.
– Nie chcę wrócić do domu dziecka – mówi smutno Suzy.
– Nie wrócicie – przytulam je – jesteście moimi kochanymi siostrzyczkami i nie oddam was nikomu.
Właśnie dlatego to robiłam. Nie mogę ich stracić. Po prostu nie mogę. Jestem za nie odpowiedzialna i nie mogę zawieść ani ich, ani rodziców. Wiem, że oni by chcieli, żeby dziewczynki były przy mnie, by nie mieszkały w domu dziecka. Przecież mają rodzinę, mają mnie, a ja uczynię wszystko, by je przy sobie zatrzymać i by były szczęśliwe.
Następnego dnia, tak jak obiecałam, idę do pani Larsen. Na miejscu okazuje się, że tego prasowania to mam na pół godziny. Domyślam się, że pani Larsen chciała nam po prostu pomóc. Zostaję u niej trochę dłużej i pomagam jej przy ogólnych porządkach w domu. Oczywiście uparła się i płaci mi dwa razy więcej. Och, ta pani Larsen.
Gdy idę po dziewczynki do szkoły, dzwoni Brooke.
– Hej, Brooke, co tam?
– Masz plany na wieczór? – pyta.
– Nie – odpowiadam trochę zdziwiona.
– A chcesz zarobić niezłą kasę?
– Brooke, mówiłam ci, że to koniec – odmawiam, bo jak się zgodzę, to nigdy nie przestanę.
– Natie, proszę cię, no, jedno spotkanie – nalega.
– Brooke, nie.
– Natie, błagam – jęczy – ja naprawdę dziś nie dam rady. Proszę cię, proszę. Nikt się o tym nie dowie. Przyrzekam.
Zaraz mi dziurę w brzuchu wywierci, ale cholera, miałabym akurat na wycieczkę dla dziewczynek, bo na razie naprawdę nie mam kasy, żeby im dać.
– Jedna kolacja – powtarza.
– Dobra, co masz? – pytam, choć szczerze mówiąc, nie wiem, czy dobrze robię.
– Młody, ma dwadzieścia sześć lat, zadbany, przystojny i niesamowicie bogaty – zachęca.
– Kto to? – dopytuję się.
– Nick McGovern – odpowiada.
– Co? Ten Nick?
Nicolas McGovern jest właścicielem firmy zajmującej się nowoczesnymi technologiami. Że też ja nie mogę wymyślić czegoś dochodowego. Jego majątek szacuje się na pięć miliardów dolarów… I ja miałabym być jego dziewczyną do towarzystwa?
– Właśnie. Proszę cię, tylko raz. Później już się nim zajmę. – Słyszę, jak się śmieje.
– Gburowaty Nick? – rzucam z przekąsem.
– Oj, Natie, dasz sobie z nim radę.
Kurczę! Potrzebuję pilnie tej gotówki, więc chyba nie mam wyjścia.
– Dobra, i tak spotkam się z nim tylko raz. – Przewracam oczami.
– Zgadzasz się?
– A mam inne wyjście? – pytam ironicznie.
– Super! – cieszy się. – Bądź gotowa na piątą. Szykuje ci się nudna kolacja.
– Skąd ja to znam? – prycham. – Okej, będę gotowa.
– To ekstra. Na razie!
– Pa!
Rozłączam się i dzwonię do Angeli. Mam nadzieję, że zgodzi się zostać z Suzy i Lucy. Ja to jednak zawsze muszę coś skomplikować.
– Halo.
– Cześć, Angela. Słuchaj, musiałam zamienić się z koleżanką na zmiany – kłamię – i mam dziś iść do pracy na kilka godzin.
– No dobra. O której mam być? – pyta bez żadnych podejrzeń.
– Bądź tak przed piątą, okej?
– Okej. Na razie.
Jakoś przecierpię tego Nicka. Skoro dobrze płaci, to przemęczę się te dwie, trzy godziny. Gdyby nie te cholerne wydatki… Dziewczynkom będzie przykro, jeśli nie pojadą na wycieczkę. Ostatnio nie były, bo Suzy się rozchorowała, a Lucy nie chciała robić siostrze przykrości i powiedziała, że nie musi jechać. Nie mogę ich zawieść.
ROZDZIAŁ 4
NATHALIE
Brooke jak zwykle jest punktualnie. Najpierw jedziemy na chwilę do niej, gdzie przebieram się w elegancką, granatową sukienkę. Jest na cienkich ramiączkach, z ozdobną górą. Gdy jestem już gotowa, jedziemy na przedmieścia Nowego Jorku do luksusowej willi. Bramę otwierają nam jacyś dwaj ochroniarze. Matko, gdzie my przyjechałyśmy? Wchodzimy do ogromnej willi, w której panuje niesamowity przepych. Wystrój jest piękny, ale taki chłodny, brak tu kobiecej ręki. Bez wątpienia właściciel jest miliarderem.
– No w końcu szanowna pani jest – drwi jakiś facet postury goryla.
– Odczep się, Drew – spławia go Brooke.
Oho, czyli ten do miłych nie należy.
– A co to okres masz, że koleżankę przyprowadziłaś? – Goryl klepie mnie w pośladek.
O nie!
– Zabieraj te pieprzone łapska! – Odwracam się do niego i wymierzam mu siarczysty policzek.
– Jaka ostra. – Śmieje się, choć pociera dłonią bolące miejsce. – Szef lubi takie. – Patrzy na mnie tak, że aż zbiera mi się na wymioty.
Co za obleśny typ!
– Spadaj!
Goryl otwiera drzwi do przestronnego pokoju. Na drugim końcu siedzi jakiś mężczyzna. Po chwili wstaje i podchodzi do nas. Jest wysoki, muskularny, ma lekki zarost i ciemne blond włosy. Ma na sobie elegancki szary garnitur, który leży na nim wręcz perfekcyjnie.
– Cześć, Nick – wita się z nim Brooke.
– Długo kazałaś na siebie czekać.
Mężczyzna podchodzi bliżej i uważnie mierzy mnie wzrokiem. Nie jest chyba zachwycony, ale patrzy też z ciekawością.
– A to co? Bonus? – Wskazuje na mnie.
To? I czar prysł. Faktycznie gbur z niego.
– Nick, słuchaj, bo ja dziś nie mogę zostać – wyjaśnia Brooke.
– Jakie, kurwa, nie mogę zostać?! – warczy.
– Dlatego przyprowadziłam ci Nathalie – ignoruje jego niezadowolenie. – Jest świetna, nie pożałujesz.
– A czy ja zamawiałem tę niemowę czy ciebie? – Patrzy gniewnie na Brooke.
Co za palant! Po cholerę zgodziłam się na to spotkanie? Brooke już wcześniej mówiła, że charakter to on ma okropny i naprawdę trudno go polubić, ale nie sądziłam, że to będzie misja nie do wykonania.
– Nie jestem „to” ani „niemowa” – podkreślam szorstko. – I wcale nie muszę tu być.
– Jaka pyskata. – Piorunuje mnie wzrokiem.
– Nick, bądź miły – beszta go moja przyjaciółka.
Przez chwilę ten dupek nic nie mówi, tylko jakoś dziwnie mi się przygląda. Coraz mniej mi się to podoba i naprawdę wróciłabym do domu. Tylko jak w dwa dni zdobyć kasę na wycieczkę?
Kurde!
– Dobra, spadaj Brooke – mówi nagle.
Mam ochotę stąd uciec, ale nie mogę. Pieprzony burak! Myśli, że jak ma miliardy na koncie, to może traktować mnie jak śmiecia.
Kiedy Brooke wychodzi, zostajemy sami. Nie czuję się ani dobrze, ani komfortowo w towarzystwie szanownego pana filantropa. Nick podchodzi do komody i wyciąga plik pieniędzy.
– Tyle wystarczy?
Nawet nie zdążam tego przeliczyć, ale na pewno dał mi dwa razy więcej, niż zwykle zarabiam za same kolacje.
– Tak. Dziękuję. – Spoglądam na niego.
– Jedziemy? – pyta tym swoim zimnym i szorstkim tonem.
– Tak – odpowiadam równie chłodno.
Wychodzimy z willi i Nick otwiera mi drzwi limuzyny. Szybko wsiadamy i po prostu ruszamy.
– Powiesz mi, dokąd jedziemy? – pytam.
– Na kolację – odpowiada.
– Tyle wiem. Może coś więcej?
– Tyle ci wystarczy. A, i pamiętaj, nie odzywaj się nieproszona – dodaje po chwili.
– A oddychać mogę? – Krzywię się.
Nic nie mówiąc, odwraca wzrok. No, widzę, że komunikacja między nami będzie bardzo udana. Po Clayu, który uwielbiał rozmowy i tylko rozmowy; panu Robercie, który był niezwykle szarmancki, i Stevenie, który mówił do mnie „słoneczko”, jakoś nie widzę współpracy między mną a Nickiem, dla którego jestem „to”. No cóż, zaciskam zęby i staram się myśleć tylko o tej kasie, którą zarobiłam.
Jakiś czas później jesteśmy na miejscu. To francuska restauracja Ritz. Chyba najdroższa i najbardziej luksusowa w całym mieście. Nigdy tu nie byłam. Wysiadając z auta, czuję się jak gwiazda filmowa stąpająca po czerwonym dywanie.
Kiedy wreszcie docieramy do środka, moim oczom ukazuje się przepiękne, stonowane wnętrze. Niezwykłą atmosferę tworzą krzesła w niepowtarzalnym starodawnym stylu oraz ogromne kryształowe żyrandole, na które składają się tysiące błyszczących światełek w bajkowym klimacie. To miejsce naprawdę urzeka. Menu kusi czarnym kawiorem z kaługi, białymi truflami, foie gras, konfitowaną kaczką oraz kartą win liczącą pięćdziesiąt stron trunków z całego świata. Czuję się jak Kopciuszek.
Przez całą kolację praktycznie nic nie mówię, tylko się uśmiecham. Boże, co za nuda. Cyferki, cyferki, cyferki… No, ale towarzyszka tego mężczyzny też nie wygląda na zainteresowaną ich rozmową i widać, że obie czekamy, aż spotkanie dobiegnie końca. Nie ukrywam, że czuję na sobie spojrzenie Nicka. Trochę niezrozumiałe dla mnie, ale jednocześnie przyprawiające mnie o przyjemne dreszcze. Około ósmej Nick odwozi mnie do domu. Oczywiście do domu Brooke.
– Dziękuję za kolację – mówię grzecznie, odwracając się do niego.
Mężczyzna milczy i chyba odpłynął gdzieś myślami.
– Jesteś? – zwracam na siebie jego uwagę.
– Tak.
Niespodziewanie wysiada z auta i otwiera mi drzwi. Podaje mi dłoń, by pomóc mi wysiąść z limuzyny, a mnie przechodzi niespodziewany prąd, aż wstrzymuję na moment oddech. Och…
– Bądź gotowa jutro na szóstą – mówi chłodno, a ja się otrząsam.
– Słucham?
– Kolacja – rzuca krótko.
– Ale ja…
– Zarobisz więcej niż dziś – zachęca.
– Nick, zaczekaj! – zatrzymuję go. – Czy ty naprawdę sądzisz, że po dzisiejszym wyjściu chcę jeszcze się z tobą spotkać?
– A dlaczego nie? – Wzrusza ramionami.
– Bo jesteś niemiły i gburowaty – mówię szczerze, ale widzę, że moje słowa go uderzyły.
Na twarzy mężczyzny maluje się smutek, ale też niezrozumienie. On sądzi, że zachowuje się w porządku wobec innych? Po prostu taki jest? Nawet jeśli, to ja nie muszę się na to zgadzać.
– Przepraszam, nie to miałam na myśli. – Głupio się z tym czuję.
– Jasne – odpowiada smutno. – Po prostu myślałem, że… – urywa i potrząsa lekko głową. – Zresztą nieważne. – Dziękuję za dziś, Nathalie.
Cholera jasna! Czuję, że będę tego żałowała…
– Nick, posłuchaj – wzdycham. – Zastanowię się, okej? – dodaję, a on się bardzo lekko uśmiecha, zupełnie jakby nie chciał mi pokazać, że się cieszy.
– Do zobaczenia jutro, Nathalie. – Unosi moją dłoń do ust i delikatnie ją całuje.
Och… Teraz to mnie zaskoczył. Wypowiedział moje imię tak łagodnie i zachował się jak prawdziwy dżentelmen. Pokazał mi dwa swoje oblicza. Ciekawe, jak dużo ich jeszcze ma… Nie wiem, czy dobrze robię z tym jutrzejszym spotkaniem. Nie jestem jeszcze pewna na sto procent, czy się z nim spotkam.
Wchodzę do mieszkania Brooke, ale dziewczyny nie ma. Pewnie ma spotkanie. No nic, biorę szybki prysznic, przebieram się, zamawiam taksówkę i jadę do domu. Do domu docieram przed dziewiątą. Dziewczynki już śpią, więc płacę Angeli i gdy dziewczyna wychodzi, kładę się do łóżka.
Następnego dnia, gdy odprowadzam dziewczynki do szkoły, wybieram się na zakupy. Ten cały Nick mi sporo zapłacił, więc dziś spokojnie mogę zrobić zaległe zakupy dla dziewczynek. Wystarczy na wycieczkę, kieszonkowe i coś mi jeszcze zostanie.
W drodze powrotnej wstępuję do Brooke na kawę.
– O, hej, Natie! – Przyjaciółka otwiera mi drzwi. – A co ty na centrum handlowe napadłaś? – Spogląda na moje zakupy.
– Daj spokój, Brooke. Dziewczynki tak szybko rosną, że niedługo będą nosić moje ubrania.
– Napijesz się kawy? – proponuje.
– Chętnie – odpowiadam i padam na sofę.
– I jak Nick? Spisał się finansowo?
– Oj, i to bardzo. Zapłacił mi dwa razy więcej.
– Mówiłam ci. – Uśmiecha się.
– Tylko jest problem. – Podnoszę na nią wzrok.
– Jaki? – dopytuje się z zaciekawieniem.
– Dziś też zaprosił mnie na kolację.
– Och… – Wyraz jej twarzy zdradza, że jest bardzo zaskoczona. – I co mu powiedziałaś?
– Że się zastanowię.
– Rozumiem. – Jest jakaś zamyślona.
– Brooke, ja się z nim nie spotkam.
– Ale dlaczego?
– Bo to twój klient – podkreślam.
– Oj, przestań – prycha. – Przecież widzę, jak ci się oczy świecą, jak o nim mówisz.
– Żartujesz sobie? On jest taki… dziwny.
– I do tego zabójczo przystojny.
Och… Z tym ma rację.
Ma takie hipnotyzujące spojrzenie. Piękne, błękitne oczy, w których bez wątpienia można się zatracić. Niestety, wyrażają tylko smutek. Nie wiem dlaczego…
– No i co z tego? Przecież praktycznie każdy facet, z którym się spotykałam, wyglądał jak grecki bóg. – Wzruszam ramionami.
– Ale wiesz, że on nie odpuści – mówi tajemniczo.
– Co masz na myśli?
– Zaproponował ci drugie spotkanie, a to znaczy, że wpadłaś mu w oko – wyjaśnia. – Nick lubi ładne blondynki, więc już masz plus.
– Brooke, sama nie wiem – waham się.
– No to co chcesz robić? Jak z barem?
– Pani Larsen, a właściwie jej córka, na razie nikogo nie potrzebuje – odpowiadam.
– W sumie w barze tyle nie zarobisz – stwierdza.
– Ale w opiece nie mogę figurować jako dziewczyna do wynajęcia.
– Nie panikuj, przecież nikt od nich o tym nie wie – przekonuje. – Wiesz, że zawsze ci pomogę, będę cię kryć.
– Czuję, że będą z tym problemy, ale obiecuję, że McGovern jest ostatni.
– A za co będziecie później żyć? – Spogląda na mnie.
– Spokojnie, włączę tryb maksymalne oszczędzanie i będę intensywniej szukać normalnej pracy – uświadamiam jej. – Zahaczę się gdzieś i będę szukać czegoś lepszego.
– Ja tam wolę spotkania. – Uśmiecha się.
– A ja nie chcę stracić dziewczynek.