Zamknij oczy - Bekher Nana - ebook + książka

Zamknij oczy ebook

Bekher Nana

4,2

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Miłość zrodzona z przyjaźni to rzadki dar.

 

Cassie i Liam przyjaźnią się, odkąd tylko pamiętają. Wychowana w męskim gronie Cassie nigdy nie była wystarczająco dziewczęca w oczach chłopaków. Lecz nie w jego oczach.

 

Zakochany w przyjaciółce, nie zdobył się na odwagę, by wyznać jej swoje uczucia. Cassie również je mocno ukrywała, traktując chłopaka jak brata.

 

Nagły wyjazd Liama zmienia życie dziewczyny, ale dopiero jego powrót wywróci je do góry nogami.

 

Cassie stanie przed wyborem, czy dalej być z Neilem, chłopakiem, który już staje się częścią jej rodziny, czy też zaryzykować przyjaźń z Liamem dla czegoś więcej.

 

Obaj mają swoje tajemnice, obaj są niebezpieczni. Który z nich bardziej: Neil, którego prawdziwego oblicza nigdy do końca nie poznała, czy Liam, który oszukał ją w najważniejszej kwestii?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 299

Oceny
4,2 (249 ocen)
150
35
38
21
5
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Dychusowa

Dobrze spędzony czas

Średnia szału nie ma
00
paumok

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam
00
ksiazkowa_nutka

Nie oderwiesz się od lektury

bardzo wciągająca lektura!
00
mater0pocztaonetpl

Całkiem niezła

Fajna ale bez szału
00
KlaudencjaF

Z braku laku…

Opis książki zachęcił mnie. Zapowiadał się lekki, zwyczajny romans, ALE... raczej nazwałabym go słabym romansem. Spodziewałam się czegoś znacznie lepszego.
00

Popularność




Au­tor­ka: Nana Be­kher

Re­dak­cja: Li­dia Za­wie­ru­szan­ka

Ko­rek­ta: Ka­ta­rzy­na Zio­ła-Ze­mczak

Skład: Ro­bert Ku­pisz

Pro­jekt gra­ficz­ny okład­ki: Emi­lia Pry­śko

Zdjęcia na okład­ce: 123rf.com (I), Fre­epik (II/III), Ju­sty­na Tyl­kow­ska (skrzy­de­łko)

Re­dak­tor pro­wa­dzący: Ro­man Ksi­ążek

Kie­row­nik re­dak­cji: Agniesz­ka Gó­rec­ka

© Co­py­ri­ght by Nana Be­kher

© Co­py­ri­ght for this edi­tion by Wy­daw­nic­two Pas­cal

Ta ksi­ążka jest fik­cją li­te­rac­ką. Ja­kie­kol­wiek po­do­bie­ństwo do rze­czy­wi­stych osób, ży­wych lub zma­rłych, au­ten­tycz­nych miejsc, wy­da­rzeń lub zja­wisk jest czy­sto przy­pad­ko­we. Bo­ha­te­ro­wie i wy­da­rze­nia opi­sa­ne w tej ksi­ążce są two­rem wy­obra­źni au­tor­ki bądź zo­sta­ły zna­cząco prze­two­rzo­ne pod kątem wy­ko­rzy­sta­nia w po­wie­ści.

Wszel­kie pra­wa za­strze­żo­ne. Żad­na część tej ksi­ążki nie może być po­wie­la­na lub prze­ka­zy­wa­na w ja­kiej­kol­wiek for­mie bez pi­sem­nej zgo­dy wy­daw­cy, z wy­jąt­kiem re­cen­zen­tów, któ­rzy mogą przy­to­czyć krót­kie frag­men­ty tek­stu.

Biel­sko-Bia­ła 2021

Wy­daw­nic­two Pas­cal Sp. z o.o.

ul. Za­po­ra 25

43-382 Biel­sko-Bia­ła

tel. 338282828, fax 338282829

pas­cal@pas­cal.pl, www.pas­cal.pl

ISBN 978-83-8103-839-3

Kon­wer­sja do eBo­oka: Ja­ro­sław Ja­bło­ński

1. CAS­SIE

– Sto lat, sto lat niech żyje, żyje nam! Niech żyje nam! – Śmie­ję się, sły­sząc, jak moi bra­cia śpie­wa­ją, bo to jest na­praw­dę uro­cze. – A kto? Cas­sie!

Roz­le­ga­ją się okla­ski, a ja zdmu­chu­ję świecz­ki, ży­cząc so­bie, by moi bli­scy byli po pro­stu zdro­wi i szczęśli­wi. Ja mam już wszyst­ko, cze­go mo­gła­bym za­pra­gnąć.

– Cho­dź, mło­da. – Xa­vier obej­mu­je mnie ra­mie­niem. – Dwa­dzie­ścia je­den lat ko­ńczy się tyl­ko raz, więc na­wet do­sta­niesz pre­zent – do­da­je i wszy­scy wy­bu­cha­my śmie­chem.

Wy­cho­dzi­my na ze­wnątrz, a ja aż prze­cie­ram oczy ze zdu­mie­nia. Niech mnie ktoś uszczyp­nie, bo chy­ba śnię! Przed do­mem stoi za­par­ko­wa­ny pi­ęk­ny czar­no-czer­wo­ny ści­gacz. No do­słow­nie ósmy cud świa­ta! Ser­ce bije mi jak sza­lo­ne i aż prze­bie­ram no­ga­mi w ocze­ki­wa­niu na mo­ment, kie­dy będę mo­gła prze­te­sto­wać mój nowy sprzęt.

– Cas­sie – tata pod­cho­dzi do mnie – nie by­łem, co do tego prze­ko­na­ny, bo wiesz, że nie lu­bię mo­to­rów, ale na­mó­wi­li mnie twoi bra­cia. – W du­chu dzi­ęku­ję Drew i Xa­vie­ro­wi za to, że jed­nak cza­sem mnie słu­cha­ją. – Pro­szę, có­recz­ko. – Wręcza mi klu­czy­ki. – Tyl­ko nie sza­lej za bar­dzo.

– Dzi­ęku­ję! – Z ra­do­ści rzu­cam się ojcu na szy­ję, choć to nie­spo­ty­ka­ny gest z mo­jej stro­ny. Zwy­kle nie oka­zu­je­my so­bie uczuć w ten spo­sób.

– W ko­ńcu masz tego swo­je­go bru­ta­la. – Śmie­je się Xa­vier, gdy pod­cho­dzę do nie­go.

– Moja pi­ęk­na Be­stia. – Uśmie­cham się i zer­kam na to nowe cudo.

– Szyb­ko uro­słaś – mówi Drew – a jesz­cze nie­daw­no ba­wi­łaś się lal­ka­mi.

– Kie­dy to było? – pry­cham.

– No tak – przy­ta­ku­je – Cas­sie i lal­ki.

– Sło­ńce – mój chło­pak chwy­ta mnie za dłoń – to do­da­tek do pre­zen­tu od two­je­go taty i bra­ci – mówi i po­da­je mi dużą ozdob­ną tor­bę.

Za­glądam do niej nie­cier­pli­wie i znaj­du­ję skó­rza­ną kurt­kę i kask. Ide­al­ne.

– I jesz­cze to – kon­ty­nu­uje i wy­ci­ąga z kie­sze­ni małe pu­de­łecz­ko.

Cho­le­ra! Dło­nie mi drżą, ale mam na­dzie­ję, że Neil nie pla­nu­je mi się te­raz oświad­czyć. Je­ste­śmy ze sobą od kil­ku mie­si­ęcy. Ow­szem, ko­cham go, ale to zde­cy­do­wa­nie za wcze­śnie na ślub, choć wiem, że nasi oj­co­wie chęt­nie by już go za­pla­no­wa­li. Za­miast roz­my­ślać nad tym, co znaj­du­je się w środ­ku, po pro­stu pod­no­szę wiecz­ko i od­dy­cham z ulgą, wi­dząc pi­ęk­ny zło­ty ła­ńcu­szek z wi­sior­kiem w kszta­łcie sło­ńca.

– Neil – pod­no­szę wzrok na chło­pa­ka – jest ślicz­ny. Dzi­ęku­ję.

– To ty je­steś ślicz­na. – Chło­pak po­ma­ga mi za­pi­ąć ła­ńcu­szek, po czym de­li­kat­nie ca­łu­je mnie w usta.

– Ko­cham cię – szep­czę.

– Ja cie­bie też ko­cham, sło­ńce – mówi i obej­mu­je mnie.

Wiem, że nie­tak­tem by­ło­by, gdy­bym te­raz opu­ści­ła go­ści i wsia­dła na mo­tor, dla­te­go grzecz­nie po­cze­kam do ko­ńca im­pre­zy, ale po­tem już nic ani nikt mnie nie po­wstrzy­ma.

Wszy­scy wra­ca­my do domu, gdzie od­by­wa się moje przy­jęcie. Po­do­ba mi się wy­strój sa­lo­nu w ko­lo­rach czer­ni i czer­wie­ni – mo­ich ulu­bio­nych. Chłop­cy się po­sta­ra­li. Zro­bi­li mi przy­jęcie nie­spo­dzian­kę, a Neil na­wet nie pi­snął sło­wem. Bra­ku­je tyl­ko mo­je­go przy­ja­cie­la. Pół roku wcze­śniej Liam wy­je­chał do pra­cy w Nor­we­gii. Mimo po­wszech­nej cy­fry­za­cji nie mam z nim kon­tak­tu, od­kąd wy­je­chał. Nie ma go na żad­nym por­ta­lu spo­łecz­no­ścio­wym, nu­mer te­le­fo­nu jest nie­ak­tu­al­ny i nie znam jego ad­re­su. A! Ja­kieś trzy mie­si­ące temu wy­słał mi kart­kę z po­zdro­wie­nia­mi. Liam nie ma tu już ni­ko­go i nie mam po­jęcia, jak się z nim skon­tak­to­wać. Mia­łam ci­chą na­dzie­ję, że za­dzwo­ni do mnie dziś, ale chy­ba za­po­mniał…

– No, cho­dź, ksi­ężnicz­ko! – Sły­szę głos Xa­vie­ra. – Ten tort cze­ka już wy­star­cza­jąco dłu­go. – Oho! Ode­zwał się naj­wi­ęk­szy ła­such.

Pod­cho­dzę do bra­ta, a on po­da­je mi ta­le­rzyk z ka­wa­łkiem tor­tu.

– Mmm… ba­na­no­wy – aż ob­li­zu­ję usta – uwiel­biam.

– I jak, mło­da? Wszyst­ko okej? – pyta, jak­by się czy­mś mar­twił.

– Tak – od­po­wia­dam. – Dla­cze­go mia­ło­by nie być okej? – Po­trząsam gło­wą.

– Po pro­stu py­tam. – Uśmie­cha się lek­ko. – A jak z Ne­ilem?

Oho! Włączył mu się tryb opie­ku­ńczy.

– Xa­vier, nie sza­lej – prze­wra­cam ocza­mi – wszyst­ko jest su­per.

Koło je­de­na­stej po­wo­li ko­ńczy­my. Szcze­rze mó­wi­ąc, sama już je­stem tro­chę zmęczo­na, a jesz­cze nie prze­te­sto­wa­łam mo­jej Be­stii. Ma­rzy­łam o tym ści­ga­czu, ale oj­ciec dłu­go nie chciał się zgo­dzić. Prze­ra­ża go to, że Be­styj­ka wy­ci­ąga pra­wie dwie­ście pi­ęćdzie­si­ąt na go­dzi­nę. Oj­ciec dzi­wi się, że nie je­stem i ni­g­dy nie by­łam ty­po­wą dziew­czy­ną. Jako dziec­ko zde­cy­do­wa­nie wo­la­łam się ba­wić sa­mo­cho­da­mi, mo­to­ra­mi i in­ny­mi po­jaz­da­mi, choć wszy­scy na siłę wci­ska­li mi lal­ki. Po szko­le prze­sia­dy­wa­łam w ga­ra­żu z Xa­vie­rem, któ­ry w tam­tym cza­sie lu­bił dłu­bać przy mo­to­rach. To on mnie uczył wszyst­kie­go, za­ra­ził pa­sją do tych jed­no­śla­dów, ale od tam­te­go cza­su wie­le się zmie­ni­ło…

Ostat­nio często no­cu­ję u Ne­ila. Ku­pił nowy dom na przed­mie­ściach, prze­pro­wa­dził się do­pie­ro dwa ty­go­dnie temu. Oczy­wi­ście za­pro­po­no­wał, że­bym za­miesz­ka­ła z nim, a wła­ści­wie z góry za­ło­żył, że się na to zgo­dzę, ale ja po­wie­dzia­łam „nie”. Ko­cham go i chcę z nim być, ale wspól­ne miesz­ka­nie to dla mnie zbyt po­wa­żny krok. Neil nie wy­gląda na ta­kie­go, ale być może my­śli już o za­ło­że­niu ro­dzi­ny. On jest ode mnie pięć lat star­szy, jed­nak ja nie je­stem na to jesz­cze go­to­wa. Prze­cież mamy czas.

Neil je­dzie do domu swo­im au­tem, a ja w ko­ńcu mam oka­zję wsi­ąść na moją Be­stię. Nor­mal­nie aż ciar­ki mnie prze­cho­dzą, gdy tyl­ko sły­szę ryk sil­ni­ka. To ist­na ra­kie­ta! Mknę w kie­run­ku dro­gi nu­mer je­de­na­ście, omi­ja­jąc cen­trum i całe mia­sto. To jest uczu­cie, któ­re ko­cham. Ad­re­na­li­na, ta pręd­ko­ść i zo­sta­wia­nie ca­łe­go świa­ta w tyle. Neil rów­nież wy­brał tę dro­gę, za­tem szyb­ko go do­ga­niam. Jego fer­ra­ri wy­ci­ąga do trzy­stu pi­ęćdzie­si­ęciu ki­lo­me­trów na go­dzi­nę, więc i tak go nie prze­ści­gnę.

Par­ku­ję na pod­je­ździe przed jego do­mem chwi­lę po nim. Neil już cze­ka i pod­cho­dzi do mnie, gniew­nie ści­ąga­jąc brwi.

– Mała – brzmi kar­cąco – jak będziesz tak sza­leć, to oso­bi­ście od­bio­rę ci Be­stię. – Obej­mu­je mnie w pa­sie i moc­no przy­ci­ąga do sie­bie.

– Nie będę, obie­cu­ję. – Pod­no­szę na nie­go wzrok.

– To co, świ­ętu­je­my da­lej?

– A masz dla mnie jesz­cze ja­kąś nie­spo­dzian­kę? – Uśmie­cham się za­lot­nie do chło­pa­ka.

– Prze­ko­naj się – mówi i pusz­cza do mnie oko. – Po­wiem ci tyl­ko, że pręd­ko dziś nie za­śniesz.

– Brzmi ku­sząco. – Uno­szę się na pal­cach stóp i czu­le ca­łu­ję go w usta, prze­su­wa­jąc dło­nią po jego kro­czu.

– Sło­necz­ko – mru­czy – pro­wo­ku­jesz.

– A ty chy­ba wiesz, co z tym zro­bić – mó­wię i prze­je­żdżam języ­kiem po jego war­dze.

– Och ty!

Chło­pak szyb­ko bie­rze mnie w ra­mio­na i wcho­dzi­my do domu, za­trzy­mu­jąc się w sa­lo­nie. Neil chwy­ta moją twarz w dło­nie i pa­trzy mi głębo­ko w oczy, lek­ko roz­chy­la­jąc war­gi. Po­wo­li przy­su­wa swo­je usta do mo­ich i na­mi­ęt­nie ca­łu­je. Od­su­wam się de­li­kat­nie od nie­go i roz­pi­nam bluz­kę. Neil uwa­żnie mi się przy­gląda, sek­sow­nie ob­li­zu­jąc usta. Zdej­mu­ję ubra­nia, po­zo­sta­jąc w sa­mej ko­ron­ko­wej bie­li­źnie. Chło­pak stoi opar­ty dło­ńmi o sto­lik. Jego na­brzmia­ły czło­nek spra­wia, że spodnie zro­bi­ły się cia­śniej­sze. Zbli­żam się do nie­go po­wol­nym kro­kiem. On spo­koj­nie cze­ka, ale jest go­to­wy. Go­to­wy, by we­jść we mnie i spe­łnić wszyst­kie moje ero­tycz­ne pra­gnie­nia. Chwy­ta mnie za po­ślad­ki, de­li­kat­nie prze­su­wa­jąc po nich dło­ńmi.

– Bar­dzo mnie ku­sisz – mru­czy.

– Wiem – rzu­cam śmia­ło.

– Wy­ko­rzy­stam to – mru­czy i przy­gry­za mi dol­ną war­gę.

– Bar­dzo na to cze­kam – za­chęcam go.

Ła­pie mnie za bio­dra i sa­dza na zim­nym bla­cie. Ści­skam go moc­no uda­mi, a on pie­ści moją szy­ję, de­li­kat­nie ją kąsa­jąc. Moje cia­ło prze­cho­dzą roz­kosz­ne dresz­cze. Od­chy­lam gło­wę, da­jąc mu do­stęp do ka­żde­go z wra­żli­wych miejsc.

– Och… – jęczę.

Neil prze­su­wa na bok moje ko­ron­ko­we strin­gi. Spo­gląda na mnie z ta­kim po­żąda­niem, że już robi mi się go­rąco. Po­wo­li su­nie dwo­ma pal­ca­mi po moim wzgór­ku ło­no­wym, po czym wsu­wa je w moją ko­bie­co­ść. Sztyw­nie­ję, wy­da­jąc ci­chy jęk. Pe­ne­tru­je ka­żdy za­ka­ma­rek, wbi­ja­jąc pal­ce głębiej.

– Neil! – dy­szę gło­śno.

Moc­no przy­tu­lam go do sie­bie, a on przy­spie­sza zmy­sło­wą grę pal­ców. Wsu­wa je i wy­su­wa, a ja cała drżę. Wbi­jam pa­znok­cie w jego twar­dy bi­ceps, zo­sta­wia­jąc czer­wo­ne śla­dy.

– Ostra je­steś. – Lek­ko się pro­stu­je, nie prze­sta­jąc mnie pe­ne­tro­wać.

Ser­ce bije mi szyb­kim, nie­rów­nym tem­pem, a ja je­stem tak pod­nie­co­na, że aż brak mi tchu. Jego pal­ce sza­le­ją we mnie, do­pro­wa­dza­jąc mnie do eks­ta­zy. Neil wie, że je­stem już bli­sko, dla­te­go szyb­ko ści­ąga mnie ze sto­łu i od­wra­ca ty­łem do sie­bie. Sły­szę sze­lest roz­ry­wa­nej fo­lii i po chwi­li ostro wbi­ja się we mnie, aż się pod­no­szę. Przy­ci­ska mnie do bla­tu i chwy­ta moc­no za bio­dra, ener­gicz­nie na­bi­ja­jąc na sie­bie. Nie je­stem w sta­nie po­wstrzy­mać nad­cho­dzące­go or­ga­zmu i gdy pie­przy mnie moc­niej i głębiej, szczy­tu­ję, wy­krzy­ku­jąc jego imię. Neil wy­ko­nu­je jesz­cze kil­ka moc­nych ude­rzeń, wy­da­jąc tłu­mio­ne jęki, i eks­plo­du­je, opa­da­jąc na mnie ca­łym swo­im ci­ęża­rem.

***

Rano, gdy otwie­ram oczy, je­stem sama w łó­żku. Na samo wspo­mnie­nie na­szej na­mi­ęt­nej nocy czu­ję przy­jem­ne skur­cze w pod­brzu­szu. Prze­ci­ągam się le­ni­wie i pod­no­szę się, na­rzu­ca­jąc na sie­bie szla­frok. Scho­dzę do kuch­ni, wie­dzio­na aro­ma­tem kawy.

– Dzień do­bry, sło­ńce. – Chło­pak pod­cho­dzi do mnie i ca­łu­je mnie w czu­bek gło­wy.

– Hej, skar­bie. – Uśmie­cham się do nie­go. – A co tu tak pi­ęk­nie pach­nie? – Roz­glądam się z za­cie­ka­wie­niem.

– Bu­łecz­ki.

– Bu­łecz­ki? – Chy­ba się prze­sły­sza­łam. Neil pie­cze bu­łecz­ki?

– Ma­śla­ne. Wiem, że lu­bisz – od­po­wia­da, jak­by to było zu­pe­łnie oczy­wi­ste.

– Okej – przy­ta­ku­ję nie­pew­nie.

– Będą go­to­we za sie­dem mi­nut – do­da­je.

– To ja może w tym cza­sie we­zmę prysz­nic – mó­wię i od­wra­cam się w kie­run­ku ła­zien­ki.

– Do­brze, ko­cha­nie.

Neil pie­cze? Kur­czę, on to po­tra­fi za­sko­czyć. Cze­go mia­ła­bym się oba­wiać?

Po szyb­kim prysz­ni­cu ubie­ram się w czy­ste ubra­nia – tak, mam tu kil­ka swo­ich rze­czy, głów­nie ubrań i ko­sme­ty­ków. Gdy wcho­dzę do kuch­ni, w po­wie­trzu uno­si się za­pach cie­płych bu­łe­czek. Sia­dam przy sto­le i upi­jam łyk kawy, po czym od­ry­wam ka­wa­łek bu­łki i wkła­dam go so­bie do ust.

– Mmm… Pysz­ne – mó­wię, a Neil się uśmie­cha.

– Sło­ńce… – ury­wa na chwi­lę. Oho, coś się szy­ku­je, a bu­łecz­ki mia­ły mnie prze­ku­pić.

– Coś się sta­ło? – py­tam i pod­no­szę na nie­go wzrok.

– Będę mu­siał wy­je­chać na kil­ka dni do Las Ve­gas w in­te­re­sach – wy­ja­śnia.

– W in­te­re­sach? – Marsz­czę gniew­nie brwi.

– Oj, sło­ńce.

– Neil! – Gro­mię go wzro­kiem.

Wiem, że uwiel­bia te wszyst­kie ka­sy­na i gry, a jak już za­cznie grać, to trud­no mu prze­stać. Ma z tym pro­blem, cho­ciaż nie po­tra­fi się do tego przy­znać.

– Skar­bie, czy mo­gła­byś mi za­ufać? – iry­tu­je się lek­ko. – Będę miał tyle ro­bo­ty, że nie wiem, czy znaj­dę czas na sen. – Ner­wo­wo po­trząsa gło­wą. – Zresz­tą, jak chcesz, mo­żesz je­chać ze mną.

– Nie mogę, po­ju­trze mam ko­lo­kwium.

Neil wsta­je z krze­sła i pod­cho­dzi do mnie, chwy­ta­jąc mnie za dło­nie, a ja się pod­no­szę.

– Sło­ńce, zmie­ni­łem się – ca­łu­je mnie w czo­ło – dla cie­bie. Nie zmar­nu­ję tej szan­sy.

– Mam na­dzie­ję – fu­kam.

Chło­pak przy­ci­ąga mnie do sie­bie tak moc­no, że czu­ję jego na­brzmia­łe­go pe­ni­sa, wbi­ja­jące­go się w moje pod­brzu­sze.

– Neil. – Uśmie­cham się.

– Skar­bie, tak strasz­nie na mnie dzia­łasz – po­mru­ku­je zmy­sło­wo, ca­łu­jąc moją szy­ję.

Gdy prze­su­wam dło­nią po jego kro­czu, chło­pak gło­śno wci­ąga po­wie­trze, a jego męsko­ść robi się jesz­cze tward­sza.

– Mała, chy­ba nie zo­sta­wisz mnie tak te­raz? – Przy­ci­ska moją dłoń do swo­je­go przy­ro­dze­nia.

Uśmie­cham się ło­bu­zer­sko i roz­pi­nam mu roz­po­rek. Jego oczy wręcz błysz­czą z po­żąda­nia i tyl­ko cze­ka, aż się nim zaj­mę. Zsu­wam mu lek­ko spodnie wraz z bok­ser­ka­mi i ku­cam przed nim. Prze­su­wam dło­nią po ca­łej dłu­go­ści pe­ni­sa i pod­no­szę spoj­rze­nie na Ne­ila. Jest nie­sa­mo­wi­cie pod­nie­co­ny. Wzrok ma przy­mglo­ny, a usta lek­ko roz­chy­lo­ne. Przy­su­wam się i gdy bio­rę jego pe­ni­sa do buzi, sły­szę nad sobą zmy­sło­we syk­ni­ęcie.

– Kur­wa, mała! – klnie i na­pręża wszyst­kie mi­ęśnie.

Za­czy­nam ssać go, opla­ta­jąc język wo­kół wra­żli­wej głów­ki. Bio­rę go głębiej do buzi, przy­spie­sza­jąc swo­je ru­chy. Wiem, że Ne­ilo­wi jest na­praw­dę do­brze, bo mru­czy z za­do­wo­le­nia, a jego pe­nis na­pręża się co­raz bar­dziej. Ssę go moc­niej, po­ma­ga­jąc so­bie za­ci­śni­ętą dło­nią.

Neil chwy­ta moją gło­wę i moc­no do­ci­ska ją do swo­je­go kro­cza. Opie­ram dło­nie na jego udach, pró­bu­jąc się tro­chę od­su­nąć, jed­nak Neil w tym mo­men­cie przy­spie­sza. Nim zdążę za­re­ago­wać, za­sty­ga, wy­da­jąc z sie­bie ryk, i wy­pe­łnia moje usta cie­płą cie­czą. Lu­zu­je uścisk, będąc jesz­cze pod wpły­wem prze­ży­te­go or­ga­zmu, a ja zry­wam się i szyb­ko bie­gnę do ła­zien­ki. Zwra­cam całą za­war­to­ść do se­de­su i płu­czę usta.

Za­bi­ję go!

Moc­no wku­rzo­na wy­cho­dzę z po­miesz­cze­nia, pod­cho­dzę do chło­pa­ka i wy­mie­rzam mu siar­czy­sty po­li­czek.

– Kre­ty­nie, mó­wi­łam ci coś! – war­czę gniew­nie.

– Oj, sło­ńce. – Śmie­je się, pod­ci­ąga­jąc spodnie.

– Mia­łeś tego nie ro­bić! Wie­dzia­łeś, że się nie zga­dzam! – Dźgam go pal­cem w tors, bo je­stem na nie­go na­praw­dę wście­kła.

– Prze­pra­szam cię – chwy­ta moją twarz w dło­nie – ale było mi tak do­brze. Kot­ku, je­steś w tym świet­na. – Nie od­bie­ram tego jako kom­ple­men­tu. – Od­wdzi­ęczę ci się. – Prze­su­wa dło­nie na moje po­ślad­ki.

– Pieprz się, Neil! – sy­czę i wy­ry­wam się z jego ob­jęć.

– Cas­sie!

– Daj mi spo­kój! – rzu­cam i wy­bie­gam z jego domu.

2. CAS­SIE

Neil nie­ste­ty nie za­wsze słu­cha. Lu­bię seks z nim, ale cza­sem robi się bru­tal­ny i prze­sta­je nad sobą pa­no­wać. Wiem, że w ta­kiej chwi­li nie my­śli się lo­gicz­nie, ale Neil do­sko­na­le wie, na co się zga­dzam, a na co nie. Po dzi­siej­szym na­praw­dę już nie mam ocho­ty go wi­dzieć. Bie­gnę na górę i od razu idę do ła­zien­ki. Na­le­wam so­bie wody do wan­ny i do­da­ję pły­nu do kąpie­li o za­pa­chu po­ma­ra­ńczy. Ner­wo­wo ści­ągam z sie­bie ubra­nia i spo­glądam w swo­je lu­strza­ne od­bi­cie, zbie­ra­jąc wło­sy w kok wy­so­ko na czub­ku gło­wy. Mu­szę się zre­lak­so­wać, bo za­raz zwa­riu­ję. Wcho­dzę do wan­ny wy­pe­łnio­nej wodą i za­my­kam oczy, od­da­jąc się tej bło­giej chwi­li.

Neil jest ode mnie pięć lat star­szy. Tak na­praw­dę po­zna­łam go do­pie­ro rok temu, choć nasi oj­co­wie wspól­nie pro­wa­dzą fir­mę ar­chi­tek­to­nicz­ną. Neil do tej pory miesz­kał w Min­ne­apo­lis z ciot­ką. Prze­pro­wa­dził się tu, bo prze­jął część obo­wi­ąz­ków ojca w fir­mie. Gdy za­częli­śmy się spo­ty­kać, mój tata oczy­wi­ście wy­my­ślił, że w ta­kiej sy­tu­acji ja też po­win­nam wdro­żyć się w dzia­ła­nia fir­my. Do­sko­na­le wiem, że oj­co­wie chęt­nie by już szy­ko­wa­li na­sze we­se­le, ale ja wca­le nie je­stem na to go­to­wa. Mam do­pie­ro dwa­dzie­ścia je­den lat i spo­ro cza­su na ślub, dzie­ci i ro­dzi­nę. Neil tak na­praw­dę jest moim pierw­szym chło­pa­kiem. Nie mu­si­my prze­cież od razu iść do ołta­rza, jesz­cze tro­chę chcę po­być jego dziew­czy­ną.

Pół go­dzi­ny pó­źniej wy­cho­dzę z ła­zien­ki i scho­dzę do kuch­ni, bo mój żo­łądek już upo­mi­na się o coś do je­dze­nia. Tro­chę dzi­wi mnie, że w kuch­ni za­miast na­szej go­spo­si, Ger­tru­de, jest aku­rat Xa­vier.

– Hej, a co ty tu ro­bisz? – Spo­glądam na bra­ta.

– Cze­ka­łem na cie­bie – mówi, wsta­wia­jąc do zmy­war­ki fi­li­żan­kę po ka­wie.

– Na mnie?

– Aż wró­cisz od Ne­ila.

– Nie trak­tuj mnie, jak­bym mia­ła dzie­si­ęć lat. – Prze­wra­cam ocza­mi.

– Gdy­byś mia­ła dzie­si­ęć lat, nie po­zwo­li­łbym ci się spo­ty­kać z Ne­ilem – do­da­je z lek­ką kpi­ną.

– Bar­dzo śmiesz­ne – pry­cham. – Drew już po­je­chał?

– Tak i ja też się już zbie­ram. Za dwie go­dzi­ny mam sa­mo­lot. – Pod­cho­dzi do mnie i ca­łu­je w czu­bek gło­wy. – Ger­tru­de po­win­na nie­dłu­go wró­cić, po­je­cha­ła po za­ku­py. Trzy­maj się, mała.

– Dzi­ęki za pre­zent.

– Tyl­ko nie sza­lej za bar­dzo.

Drew wy­pro­wa­dził się z domu dwa lata temu i te­raz miesz­ka w Hop­kin­svil­le ze swo­ją dziew­czy­ną i ich có­recz­ką. Xa­vier zaś czte­ry lata temu wy­je­chał naj­pierw do No­we­go Jor­ku, a dwa lata pó­źniej do Eu­ro­py i fi­nal­nie za­miesz­kał w Rzy­mie. W domu tak na­praw­dę je­stem sama z oj­cem i Ger­tru­de. Choć „z oj­cem” to chy­ba za dużo po­wie­dzia­ne. On i tak wi­ęk­szo­ść cza­su spędza albo w fir­mie, albo w de­le­ga­cjach.

Idę na górę do swo­je­go po­ko­ju. Chęt­nie bym po­je­cha­ła na prze­ja­żdżkę, ale mu­szę się po­uczyć. Je­stem na pierw­szym roku dzien­ni­kar­stwa. Mój oj­ciec oczy­wi­ście uwa­ża, że taki kie­ru­nek to stra­ta cza­su, ale ja na­praw­dę to lu­bię. Oczy­wi­ście we­dług nie­go po­win­nam stu­dio­wać ar­chi­tek­tu­rę i nie­raz na­ma­wiał mnie, bym za­częła dru­gi kie­ru­nek. Na ra­zie nie chcę. Dzien­ni­kar­stwo po­chła­nia mi dużo cza­su i wte­dy to już bym chy­ba mu­sia­ła się uczyć dwa­dzie­ścia czte­ry go­dzi­ny na dobę. Prze­glądam moje no­tat­ki z pod­staw wie­dzy o kul­tu­rze, ale nie mogę się sku­pić. My­śla­mi je­stem da­le­ko, jed­nak nie przy Ne­ilu, a przy Lia­mie. Nie wiem, co się z nim dzie­je, i to mnie nie­po­koi. Liam jest ode mnie trzy lata star­szy i zna­my się od dziec­ka. Przy­ja­źnił się też z mo­imi bra­ćmi. Mo­żna po­wie­dzieć, że stał się moim bra­tem. Za­wsze mo­głam na nie­go li­czyć i mu ufać. Jego ro­dzi­ce zgi­nęli w wy­pad­ku sa­mo­cho­do­wym, gdy miał trzy­na­ście lat, i opie­ko­wa­li się nim dziad­ko­wie. Nie­ste­ty i oni zmar­li kil­ka lat temu, a Liam zo­stał sam. Może też nie do ko­ńca sam, bo wci­ąż ma nas, ale nie ma już ni­ko­go z ro­dzi­ny. Za­wsze mie­li­śmy ze sobą do­bry kon­takt, dla­te­go te­raz mar­twi mnie, że nie wiem, co u nie­go. Nie od­zy­wa się, nie dzwo­ni, nie pi­sze. Na­wet nie wiem, jak go od­na­le­źć. Mam na­dzie­ję, że u nie­go wszyst­ko w po­rząd­ku i że wkrót­ce się zo­ba­czy­my. Stęsk­ni­łam się za nim. Może się za­ko­chał i zo­sta­nie w Nor­we­gii? Mimo wszyst­ko mó­głby cho­ciaż na­pi­sać.

Sta­ram się od­su­nąć my­śli o Lia­mie i w ko­ńcu uda­je mi się tro­chę sku­pić na na­uce. Ja­kiś czas pó­źniej wra­ca Ger­tru­de, a chwi­lę po­tem ko­bie­ta in­for­mu­je mnie, że mam go­ścia. To Neil. A na­wet bym po­wie­dzia­ła „skru­szo­ny Neil”.

– Mogę? – pyta, sto­jąc w pro­gu do mo­je­go po­ko­ju.

– Sko­ro już tu je­steś – od­po­wia­dam i pod­ci­ągam się na łó­żku.

– Cas­sie, sło­ńce, nie trak­tuj mnie tak – mówi i pod­cho­dzi bli­żej, po czym sia­da na krze­śle obok.

– Jak, Neil? – Spla­tam dło­nie na pier­siach. – A w jaki spo­sób ty mnie trak­tu­jesz?

– Cas­sie, sta­ram się ro­bić wszyst­ko, by było ci ze mną do­brze – mówi i pod­no­si na mnie smut­ne spoj­rze­nie.

– Wy­star­czy, że będziesz mnie słu­chał – przy­po­mi­nam mu.

– Wiem, sło­ńce, ale… – ury­wa i chwy­ta moje dło­nie – bzy­ka­li­śmy się…

– Neil – upo­mi­nam go.

– Ko­cha­li­śmy się, a w ta­kich chwi­lach nie sku­piam się na drob­nost­kach – mówi, a ja marsz­czę brwi – po pro­stu ro­bię wszyst­ko, by było ci jak naj­le­piej.

On sądzi, że było mi do­brze?

– Neil – przy­su­wam się do nie­go – kie­dy spu­ści­łeś się do mo­je­go gar­dła, to nie mnie było do­brze, tyl­ko to­bie – uświa­da­miam mu z sar­ka­stycz­nym uśmie­chem.

– Mała, mo­gła­byś cza­sem być bar­dziej nie­grzecz­na – do­da­je, co mnie już moc­no iry­tu­je.

– Po­wi­nie­neś już iść – mó­wię.

– Nie chcę wy­je­żdżać po­kłó­co­ny z tobą.

– Neil, nie słu­chasz mnie. Masz świa­do­mo­ść, że nie na wszyst­ko się zga­dzam, a ty mnie zmu­szasz. Do­brze wiesz, że to nie pierw­sza taka sy­tu­acja.

– Prze­pra­szam – uno­si moje dło­nie do ust i de­li­kat­nie je ca­łu­je – za­le­ży mi na to­bie, bar­dzo cię ko­cham i obie­cu­ję, że to się wi­ęcej nie po­wtó­rzy – mówi z wy­czu­wal­ną szcze­ro­ścią. – Dasz mi jesz­cze jed­ną szan­sę?

Ow­szem, je­stem na nie­go zła, ale też za­le­ży mi na nim. Wiem, że nikt nie jest ide­al­ny i ka­żde­mu na­le­ży się dru­ga szan­sa. Neil ją do­sta­nie, ale musi mi po­ka­zać, że na­praw­dę się po­pra­wił. Same sło­wa nie wy­star­czą, musi mi to po pro­stu po­ka­zać. Po­ka­zać, że sza­nu­je moje zda­nie.

– Nie spieprz tego, Neil – mó­wię ca­łkiem po­wa­żnie.

– Ni­g­dy.

Chło­pak pod­no­si się, po czym opa­da na mnie i ob­sy­pu­je po­ca­łun­ka­mi. Wła­śnie ta­kie­go Ne­ila chcę. Czu­łe­go, de­li­kat­ne­go, ko­cha­jące­go. Wiem, że cza­sem bywa po­ryw­czy, nie­cier­pli­wy, zbyt gwa­łtow­ny, ale wiem też, że mnie ko­cha i nie chce mo­jej krzyw­dy.

W pew­nym mo­men­cie prze­sta­je mnie ca­ło­wać.

– Coś się sta­ło? – py­tam, obej­mu­jąc go za szy­ję.

– Prze­pra­szam cię, ale nie­dłu­go mam sa­mo­lot – mówi.

– Kie­dy wró­cisz? – Pod­no­szę się na łó­żku.

– Za kil­ka dni, maks ty­dzień – od­po­wia­da, po czym ca­łu­je mnie w czo­ło. – Ucz się, mała. Trzy­mam za cie­bie kciu­ki.

– Ja­sne. Daj znać, jak będziesz na miej­scu.

– Obie­cu­ję.

Chwi­lę pó­źniej Neil wy­cho­dzi. Na­praw­dę mam na­dzie­ję, że będzie miał tyle pra­cy, że nie star­czy mu cza­su na głu­po­ty. Wy­obra­żam so­bie, że ła­two ulec na­ło­go­wi, a on będzie miał to wszyst­ko pod ręką. Prze­cież to świa­to­wa sto­li­ca roz­ryw­ki, mia­sto grze­chu, a sil­na wola mo­je­go chło­pa­ka jest, nie­ste­ty, do­syć sła­ba. I ja trzy­mam za nie­go kciu­ki.

Ku mo­je­mu za­sko­cze­niu dziś jem ko­la­cję z tatą. Mó­wił, że ma spo­tka­nie biz­ne­so­we i ra­czej nie zdąży. Cie­szy mnie jed­nak, że mu się uda­ło i jemy wspól­nie. Nie­ste­ty, wy­da­je się ja­kiś spi­ęty i mo­men­ta­mi nie­obec­ny. Oczy­wi­ście je­stem w sta­nie zro­zu­mieć, że to głów­nie pra­ca po­chła­nia jego my­śli, ale cza­sem mó­głby od­su­nąć je od sie­bie choć na chwi­lę.

– Tato, czy wszyst­ko w po­rząd­ku? – Nie wy­trzy­mu­ję i prze­ry­wam tę ci­szę.

– Tak, tak – przy­ta­ku­je ra­czej bez na­my­słu.

– To ja wró­cę za kil­ka dni – mó­wię, pró­bu­jąc spraw­dzić, czy mnie słu­cha.

– Jak to? Wy­bie­rasz się gdzieś? – pyta zdez­o­rien­to­wa­ny.

– Jadę ze zna­jo­my­mi do dom­ku w gó­rach – kła­mię, ale oj­ciec uno­si brwi. – Będzie­my się ba­wić i pić ca­ły­mi no­ca­mi – do­da­ję z lek­kim uśmie­chem.

– Cas­sie! – kar­ci mnie.

– No, tak mnie wła­śnie słu­chasz. – Prze­wra­cam ocza­mi.

– Cas­sie! – Brzmi co­raz gniew­niej. – Do­brze wiesz, co sądzę…

– Ni­g­dzie nie jadę – prze­ry­wam mu. – Chcia­łam spraw­dzić, czy w ogó­le za­uwa­żasz, że tu je­stem – wy­rzu­cam mu z pre­ten­sją.

– Dziec­ko, prze­gi­nasz. Do­brze wiesz, ile mam pra­cy.

– A czy mó­głbyś prze­stać o niej my­śleć cho­ciaż na pięć mi­nut?

– Nie – od­po­wia­da. – Po­wiedz le­piej, kie­dy za­mie­rzasz roz­po­cząć stu­dia ar­chi­tek­to­nicz­ne. – I zno­wu się za­czy­na.

– Tato, mó­wi­łam ci coś na ten te­mat – przy­po­mi­nam mu. – Na­praw­dę nie mam te­raz cza­su.

– Cas­sie, dziec­ko, a kie­dy go znaj­dziesz? – pyta z iro­nią. – Od po­cząt­ku ci mó­wi­łem, że dzien­ni­kar­stwo to stra­ta cza­su. – A nie mó­wi­łam! – Wie­dzia­łaś, że chcę, byś pra­co­wa­ła w fir­mie, a mimo to wy­bra­łaś dzien­ni­kar­stwo.

Za­sta­na­wia­łam się jesz­cze nad me­cha­ni­ką po­jaz­do­wą, ale chy­ba mu o tym nie wspom­nę.

– Tato, a czy ty mnie za­py­ta­łeś, czy chcę pra­co­wać w two­jej fir­mie?

– To ro­dzin­na fir­ma – pod­kre­śla.

– Prze­cież w po­ło­wie na­le­ży do Lang­for­dów.

– Spo­ty­kasz się z Ne­ilem, po ślu­bie ja i Mar­tin prze­pi­sze­my fir­mę na was – do­da­je, a ja aż otwie­ram usta z za­sko­cze­nia.

– Tato, ja­kim ślu­bie?! Neil jest moim chło­pa­kiem, a nie na­rze­czo­nym.

– Oj, Cas­sie, do­brze wiem, że mi­ędzy wami jest coś wi­ęcej – mówi z ta­jem­ni­czym uśmie­chem.

Aż stra­ci­łam ape­tyt. Jesz­cze tego bra­ko­wa­ło, by oj­ciec ukła­dał mi ży­cie.

– Neil to do­bry chło­pak – mówi. – Będziesz mia­ła z nim do­bre ży­cie, za­dba o cie­bie, ni­cze­go ci nie brak­nie.

– Tato, stop! – Za­trzy­mu­ję go, bo za­raz mi poda imio­na mo­ich przy­szłych dzie­ci i po­in­for­mu­je, do ja­kich pój­dą szkół. – Nie wy­bie­gam my­śla­mi tak da­le­ko. Na ra­zie my­ślę tyl­ko o ko­lo­kwium, któ­re mam po­ju­trze, i to jest dla mnie te­raz naj­wa­żniej­sze – do­da­ję i wsta­ję od sto­łu.

– Nie zjesz wi­ęcej? – Pa­trzy na mnie zdzi­wio­ny.

– Nie je­stem głod­na – od­po­wia­dam. – A, i nie re­zer­wuj sali na we­se­le, przy­naj­mniej przez kil­ka naj­bli­ższych lat – mó­wię i pod­cho­dzę do nie­go, po czym ca­łu­ję go w po­li­czek.

– Cas­sie, ale…

– Do­bra­noc, tato.

Po tych sło­wach idę do sie­bie. Wy­star­czy mi już re­we­la­cji od ojca. Wiem, że trosz­czy się o mnie, ale niech nie prze­sa­dza, bo zwa­riu­ję. Nie chcę te­raz wy­cho­dzić za mąż i za­kła­dać ro­dzi­ny. Jesz­cze mam na to czas. Przede mną kil­ka wa­żnych eg­za­mi­nów i na­praw­dę chcę je zdać, a nie pla­no­wać we­se­le.

3. CAS­SIE

Dziś wa­żny dzień. Przy­naj­mniej dla mnie. Za­raz wcho­dzi­my na ko­lo­kwium i, kur­czę, stre­su­ję się. Prak­tycz­nie cały wczo­raj­szy dzień po­świ­ęci­łam na na­ukę, ale nie­pew­no­ść za­wsze jest. Ko­lo­kwium będzie mieć for­mę te­stu i na szczęście po jego za­ko­ńcze­niu od razu po­zna­my wy­ni­ki. To ce­lo­wo ob­ra­na przez wy­kła­dow­cę me­to­da, bo ci, któ­rzy go nie za­li­czą, w przy­szłym ty­go­dniu po­dej­dą do eg­za­mi­nu ust­ne­go. Tak więc je­śli uda mi się za­li­czyć ko­lo­kwium, będę mia­ła eg­za­min z gło­wy. Ła­two nie będzie, bo test skła­da się z dwu­dzie­stu py­tań i tyl­ko zdo­by­cie mak­sy­mal­nej licz­by punk­tów zwal­nia z eg­za­mi­nu.

– Cas­sie! – Od­wra­cam się, sły­sząc głos mo­jej ko­le­żan­ki.

– Hej, El­lie!

– Two­ja ksi­ążka – mówi. – Dzi­ęki za po­ży­cze­nie.

– A ty gdzieś się wy­bie­rasz? – py­tam, bo ra­czej nie wy­gląda, jak­by mia­ła zo­stać.

– Tak, wła­śnie się stąd zmy­wam.

– A test?

– I tak dziś nie za­li­czę, poza tym Cur­tis na mnie cze­ka, więc sama ro­zu­miesz – do­da­je z ru­mie­ńcem na twa­rzy.

– No, wła­śnie ra­czej śred­nio ro­zu­miem. – Krzy­wię się.

– Oj, Cas­sie, nie wi­dzie­li­śmy się dwa ty­go­dnie. Wiesz, jak się za nim stęsk­ni­łam?

– Nie, no, ja­sne, leć. Uda­nej rand­ki!

– Dzi­ęki! Po­wo­dze­nia na te­ście i nie dzi­ękuj!

– Ja­sne. Na ra­zie!

– Pa!

Cur­tis… El­lie w ci­ągu tego roku roz­sta­wa­ła się z nim trzy razy, bo ją zdra­dzał, a po­tem za ka­żdym ra­zem mu wy­ba­cza­ła i wra­ca­ła do nie­go. Zu­pe­łnie tego nie ro­zu­miem, ale El­lie twier­dzi, że wła­śnie na tym po­le­ga mi­ło­ść. Na wza­jem­nym wy­ba­cza­niu. Może i nie znam się tak na mi­ło­ści, nie mam du­że­go do­świad­cze­nia, bo Neil jest moim pierw­szym chło­pa­kiem, ale chy­ba wo­la­ła­bym, by ta mi­ło­ść bar­dziej po­le­ga­ła na za­ufa­niu i wier­no­ści. No nic, pro­fe­sor wła­śnie idzie, więc te­raz zde­cy­do­wa­nie czas na roz­my­śla­nia o te­ście, a nie o mi­ło­ści.

Jak wi­dać, część osób z mo­je­go roku po­my­śla­ła do­kład­nie tak samo jak El­lie i nie przy­szła na dzi­siej­szy test. No nic, ja za­ry­zy­ku­ję. Naj­wy­żej przez ko­lej­ny ty­dzień będę sie­dzieć w domu przy­ku­ta do ksi­ążki. Zaj­mu­je­my wy­lo­so­wa­ne miej­sca przed kom­pu­te­ra­mi, po czym pro­fe­sor szcze­gó­ło­wo ob­ja­śnia nam za­sa­dy i za­czy­na­my. Pierw­sze trzy py­ta­nia ide­al­nie mi pa­su­ją, przy czwar­tym mam chwi­lę za­wa­ha­nia, ale po prze­my­śle­niu za­zna­czam od­po­wie­dź. Ma­te­riał nie był taki trud­ny, ale było go spo­ro i dużo no­wo­ści. Przy kil­ku in­nych py­ta­niach też po­trze­bu­ję chwi­li, by się za­sta­no­wić i wszyst­ko so­bie przy­po­mnieć. Test trwa czter­dzie­ści mi­nut, czy­li mamy ja­kieś dwie mi­nu­ty na jed­no py­ta­nie. Do ko­ńca zo­sta­ło do­kład­nie sie­dem mi­nut. Od­po­wie­dzia­łam na wszyst­kie py­ta­nia, ale mam wąt­pli­wo­ści co do jed­ne­go, więc do nie­go wra­cam. To py­ta­nie z datą, a wszyst­kie są do sie­bie zbli­żo­ne.

Pięć mi­nut.

W ko­ńcu de­cy­du­ję się i za­miast od­po­wie­dzi D, za­zna­czam B i kli­kam ZA­KO­ŃCZ, bo za­raz stra­cę pew­no­ść co do in­nych od­po­wie­dzi. Przez chwi­lę na mo­ni­to­rze wy­świe­tla mi się prze­kręca­jąca się klep­sy­dra, po czym pro­gram po­ka­zu­je, ile zdo­by­łam punk­tów.

O… mój… Boże…

Dwa­dzie­ścia punk­tów! Ożeż kur­czę!

Za­raz chy­ba będę ta­ńczyć z ra­do­ści. Jak ja się cie­szę, że zmie­ni­łam tę od­po­wie­dź. A jed­nak!

Pro­fe­sor zer­ka w swój mo­ni­tor, bo jemu też wy­świe­tlił się mój test z wy­ni­ka­mi, po czym pod­no­si na mnie wzrok i zsu­wa oku­la­ry.

– Gra­tu­la­cje, pan­no Wil­son – mówi – jest pani wol­na.

– Dzi­ęku­ję – od­po­wia­dam ra­do­śnie – i do wi­dze­nia.

– Do wi­dze­nia.

I taki po­czątek dnia mi się po­do­ba. Od razu dzwo­nię do Ne­ila, by mu się po­chwa­lić. Mam na­dzie­ję, że o tej po­rze nie ma żad­ne­go spo­tka­nia. Wy­bie­ram nu­mer chło­pa­ka, a on od­bie­ra do­pie­ro po kil­ku sy­gna­łach.

– Halo – od­zy­wa się za­spa­nym gło­sem.

– Neil? Wszyst­ko w po­rząd­ku? – py­tam.

– Tak, tak – od­po­wia­da. – A cze­mu mia­ło­by nie być?

– Chy­ba cię obu­dzi­łam.

– Ci­ężka noc – mówi chy­ba bez na­my­słu.

– Im­pre­zo­wa­łeś? – py­tam po­dejrz­li­wie.

– Słon­ko, to był ban­kiet, biz­ne­so­wy i bar­dzo nud­ny.

– I chy­ba moc­no za­kra­pia­ny – rzu­cam z prze­kąsem.

– Cas­sie, na­praw­dę będziesz mnie te­raz opier­da­lać?

– Do­bra, mniej­sza o to. Za­li­czy­łam test.

– To gra­tu­lu­ję, mała. Będzie­my mie­li co świ­ęto­wać.

– Nie masz dość?

– Jezu, Cas­sie – za­czy­na się iry­to­wać – ty na­praw­dę chcesz się ze mną po­kłó­cić?

– Okej, prze­pra­szam, po pro­stu…

– Nie zro­bię nic głu­pie­go – za­pew­nia mnie. – Za­ufaj mi, obie­ca­łem ci.

– Wiem.

– Ko­cham cię, mała, ale mu­szę już ko­ńczyć. Idę na spo­tka­nie w po­łud­nie, a mam jesz­cze na­nie­ść po­praw­ki na pro­jekt – wy­ja­śnia.

– Ja­sne. Za­dzwoń pó­źniej.

– Za­dzwo­nię.

– Ko­cham cię – do­da­ję już spo­koj­niej­sza.

– Ja cie­bie też. Na ra­zie!

Po tych sło­wach Neil się roz­łącza, ale nim zdążę scho­wać te­le­fon do ple­ca­ka, roz­brzmie­wa dźwi­ęk nad­cho­dzące­go po­łącze­nia. Nu­mer pry­wat­ny. Nie mam po­jęcia, kto to, ale to może być coś wa­żne­go, dla­te­go od­bie­ram.

– Halo?

– Hej, mała. – O cho­le­ra, to zna­jo­my głos.

– Liam? – py­tam nie­pew­nie.

– Całe szczęście mnie roz­po­zna­łaś.

– Po­win­nam się te­raz roz­łączyć, ale mam ocho­tę cię po­rząd­nie zje­bać za to, że się do mnie nie od­zy­wa­łeś – mó­wię gniew­nie.

– A jest ja­kiś spo­sób, że­byś mi wy­ba­czy­ła?

No i tu cię mam. Nie będziesz miał ła­two, Lia­mie. O nie.

– Je­śli wy­tłu­ma­czysz mi się oso­bi­ście, i to te­raz – rzu­cam pew­nie.

– Tak się skła­da, że aku­rat je­stem na lot­ni­sku – od­po­wia­da.

– Gdzie? – do­py­tu­ję ze zdzi­wie­niem.

– W Na­shvil­le – wy­ja­śnia. – To co, spo­tka­my się?

To mnie za­ła­twił.

– Ty za­wsze spa­dasz na czte­ry łapy – pry­cham.

– Po­pcorn i fil­my? – pyta.

– We­zmę coś do pi­cia.

– To na ra­zie!

– Na ra­zie!

No tak, cały Liam. Nie­sa­mo­wi­cie mnie za­sko­czył, bo tyle cza­su się nie od­zy­wał, a tu na­gle dzwo­ni i oznaj­mia, że jest na miej­scu. Oczy­wi­ście, że po­ja­dę do nie­go, bo strasz­nie się za nim stęsk­ni­łam i chcę go w ko­ńcu zo­ba­czyć. Mój przy­ja­ciel nie miesz­ka w sa­mym Na­shvil­le, bo w La Ver­gne, ale to sto­sun­ko­wo nie­da­le­ko. Moją Be­styj­ką do­trę tam w pi­ęt­na­ście mi­nut, ale naj­pierw – do domu.

– Cas­sie, dziec­ko, nie zja­dłaś rano śnia­da­nia! – Za­trzy­mu­ję się, sły­sząc kar­cący głos Ger­tru­de. A już my­śla­łam, że uda mi się nie­po­strze­że­nie prze­mknąć do swo­je­go po­ko­ju.

Od­wra­cam się po­wo­li ze skru­szo­ną miną.

– Prze­pra­szam, ale by­łam tak ze­stre­so­wa­na przed te­stem, że nie by­łam w sta­nie nic prze­łk­nąć – mó­wię zgod­nie z praw­dą. Chy­ba do­sta­ła­bym roz­stro­ju żo­łąd­ka, gdy­bym coś zja­dła. Wy­pi­łam do­słow­nie dwa łyki kawy i nie­ma­lże wy­sko­czy­łam z domu.

– O wła­śnie! I jak ci po­szło? – pyta nie­cier­pli­wie.

– Zda­łam – od­po­wia­dam z sze­ro­kim uśmie­chem.

– To gra­tu­lu­ję ci, ko­cha­nie – mówi i pod­cho­dzi do mnie, by czu­le mnie ob­jąć.

– Dzi­ęku­ję.

– Przy­go­tu­ję ci coś pysz­ne­go do je­dze­nia – pro­po­nu­je.

– Ups… – Krzy­wię się lek­ko.

– Ro­zu­miem, że świ­ętu­jesz na mie­ście? – Brzmi na tro­chę roz­cza­ro­wa­ną.

– Nie do ko­ńca. Liam wró­cił i chcia­ła­bym się z nim zo­ba­czyć – wy­ja­śniam.

– O! To spa­ku­ję ci cia­stecz­ka ko­rzen­ne, bo pa­mi­ętam, że Liam je lubi.

– Tak – od­po­wia­dam, przy­gląda­jąc jej się uwa­żnie. – A Neil lubi kru­che z ja­błka­mi – do­da­ję ce­lo­wo.

– Aha. – Ger­tru­de tyl­ko przy­ta­ku­je gło­wą. – Tata pro­sił, byś do nie­go zaj­rza­ła, jest w ga­bi­ne­cie – in­for­mu­je mnie.

– Ja­sne. – Spla­tam dło­nie i uda­ję się do ga­bi­ne­tu.

Do­sko­na­le wiem, że Ger­tru­de nie prze­pa­da za Nei­lem, za to uwiel­bia Lia­ma. Ow­szem, zna go dłu­żej, często by­wał u nas, ale Neil to w ko­ńcu mój chło­pak.

– Cze­ść, tato – mó­wię, gdy prze­kra­czam próg kró­le­stwa ojca.

– O, do­brze, że je­steś – od­po­wia­da i pod­no­si się z fo­te­la.

– Chcia­łeś mnie wi­dzieć, tak?

– Tak, tak – przy­ta­ku­je. – Usi­ądź może – pro­po­nu­je, a ja mam ja­kieś nie­po­ko­jące prze­czu­cie, że wca­le nie spodo­ba mi się to, co mi za­raz po­wie.

– Coś się sta­ło? – py­tam po­dejrz­li­wie.

– Wiesz, tak się za­sta­na­wia­łem, czy masz ja­kieś pla­ny na wa­ka­cje.

Och, wa­ka­cje?

– Wła­ści­wie to jesz­cze nie my­śla­łam. Wci­ąż nie do­sta­łam od­po­wie­dzi, czy przy­jęli mnie na cykl re­por­ta­ży.

– Re­por­ta­ży? – Marsz­czy brwi.

– Tak, mó­wi­łam ci o tym ja­kieś dwa mie­si­ące temu – przy­po­mi­nam mu.

– Ach, tak. – Po­cie­ra dło­ńmi czo­ło, a ja wiem, że kła­mie. Pew­nie na­wet mnie nie słu­chał. – Cas­sie, będę miał dla cie­bie pro­po­zy­cję.

– Jaką? – py­tam chy­ba ze zbyt śmia­łym za­cie­ka­wie­niem.

– Może byś do­łączy­ła do na­sze­go ze­spo­łu? – pro­po­nu­je.

– Wa­sze­go ze­spo­łu?

– W fir­mie – wy­ja­śnia, a ja prze­wra­cam ocza­mi.

– Tato, już o tym roz­ma­wia­li­śmy.

– Cas­sie, moje udzia­ły kie­dyś będą two­je, dla­te­go war­to by było, byś po­świ­ęci­ła tro­chę cza­su na wdro­że­nie się w spra­wy fir­mo­we – kar­ci mnie.

Ta roz­mo­wa na­praw­dę nie ma sen­su. Ja mó­wię ojcu, że nie chcę pra­co­wać w fir­mie, bo nie je­stem ar­chi­tek­tem i chcia­ła­bym spe­łniać się w swo­im za­wo­dzie, a on da­lej swo­je. Za­wsze mi mó­wił, że to ja mam o so­bie de­cy­do­wać, że on za­ak­cep­tu­je ka­żdą moją de­cy­zję. Szko­da tyl­ko, że w prak­ty­ce to się nie spraw­dza, bo już kie­dy mu po­wie­dzia­łam, że do­sta­łam się na dzien­ni­kar­stwo, od razu stwier­dził, że to błąd i że nic nie będę z tego mia­ła. Za­czął mnie na­ma­wiać na ar­chi­tek­tu­rę, po­ka­zy­wał pro­jek­ty, py­tał, czy mam ja­kieś po­my­sły. Wszyst­ko, by ja­koś mnie prze­ko­nać.

Po­sta­na­wiam za­ko­ńczyć tę roz­mo­wę, za­nim po­rząd­nie się po­sprze­cza­my. Mam dziś do­bry hu­mor i nie chcę go so­bie psuć.

– Tato, mo­że­my prze­ło­żyć tę roz­mo­wę? Liam na mnie cze­ka – do­da­ję, pró­bu­jąc go zbyć.

– Liam wró­cił?

– Tak, umó­wi­li­śmy się.

– Neil nie będzie miał nic prze­ciw­ko? – do­cie­ka.

– Tato, Liam to mój przy­ja­ciel – przy­po­mi­nam mu. – Jest dla mnie jak brat.

– Ro­zu­miem, Cas­sie – od­po­wia­da tro­chę nie­pew­nie.

– Pój­dę już.

– Cas­sie! – za­trzy­mu­je mnie. – Jedź ostro­żnie. Nie chcia­łbym, by za­dzwo­ni­li do mnie ze szpi­ta­la, że coś ci się sta­ło.

Ja­kie czar­ne my­śli.

– Ja­sne, tato – od­po­wia­dam mu.

4. CAS­SIE

Do­pie­ro do­cho­dzi dru­ga, ale nie mam za bar­dzo ocho­ty sie­dzieć w domu, więc idę wzi­ąć szyb­ki prysz­nic. Po­tem prze­bio­rę się i po­ja­dę wcze­śniej do Lia­ma. Mam do nie­go mnó­stwo py­tań, przede wszyst­kim o to, dla­cze­go prak­tycz­nie się do mnie nie od­zy­wał. Nie chce mi się wie­rzyć, że był tak moc­no za­pra­co­wa­ny, że nie mógł przez ten czas za­dzwo­nić czy na­pi­sać, a jed­na kart­ka to jed­nak za mało. Kie­dy mam już wy­cho­dzić z domu, do­sta­ję ese­me­sa od Ne­ila. Otwie­ram wia­do­mo­ść, by do­wie­dzieć się, co na­pi­sał:

Sło­ńce, dziś już będę nie­do­stęp­ny. Mam me­ga­wa­żne spo­tka­nie. Trzy­maj za mnie kciu­ki!

Hmm… No, roz­pi­sał się. Czy­li mam mu nie prze­szka­dzać? Oj, Neil. Od­pi­su­ję mu szyb­ko, po czym wsia­dam na moją Be­stię i ru­szam w kie­run­ku La Ver­gne. Nie mogę się do­cze­kać po­now­ne­go spo­tka­nia z Lia­mem. Za­sta­na­wiam się, czy ja­koś się zmie­nił. Nie pod względem fi­zycz­nym, a bar­dziej świa­to­po­glądo­wym. Nie­dłu­go pó­źniej je­stem już na miej­scu. Liam chy­ba po­sta­no­wił prze­pro­wa­dzić eks­pre­so­we odświe­ża­nie wnętrza, bo na dwo­rze stoi kil­ka krze­seł, sto­lik ka­wo­wy, fo­te­le, dwie sza­fecz­ki i ja­kaś mniej­sza ko­mo­da. Ści­ągam kask i scho­dzę z Be­styj­ki. Mój przy­ja­ciel wła­śnie wy­cho­dzi przed dom. Gdy mnie wi­dzi, za­trzy­mu­je się i prze­cze­su­je dło­nią wło­sy. Przy­glądam mu się z uśmie­chem, aż mi się cie­plej robi na ser­cu. Ow­szem, fi­zycz­nie tro­chę się zmie­nił. Jest jak­by bar­dziej umi­ęśnio­ny, wy­spor­to­wa­ny i wło­sy spo­ro mu uro­sły.

.

.

.

...(fragment)...

Całość dostępna w wersji pełnej.

Spis treści

1. CAS­SIE

2. CAS­SIE

3. CAS­SIE

4. CAS­SIE

5. CAS­SIE

6. CAS­SIE

7. LIAM

8. CAS­SIE

9. NEIL

10. CAS­SIE

11. CAS­SIE

12. CAS­SIE

13. CAS­SIE

14. CAS­SIE

15. NEIL

16. CAS­SIE

17. CAS­SIE

18. NEIL

19. CAS­SIE

20. CAS­SIE

21. CAS­SIE

22. CAS­SIE

23. LIAM

24. CAS­SIE

25. CAS­SIE

26. CAS­SIE

27. NEIL

28. CAS­SIE

29. CAS­SIE

30. CAS­SIE

31. CAS­SIE

32. CAS­SIE

33. CAS­SIE

EPI­LOG