Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Gorący romans, tajemnice i urokliwy pensjonat z winnicą
Callie Tumbler niedawno straciła rodziców w wypadku samochodowym. Zgodnie z ich ostatnią wolą rodzinny majątek może zostać sprzedany dopiero dopiero po roku. Do tego czasu dzieci państwa Tumblerów muszą nim wspólnie zarządzać. Jakby tego było mało, Callie traci pracę i rozstaje się z chłopakiem. Szukając ukojenia po trudnych wydarzeniach, wraca w rodzinne strony, żeby jako pierwsza zająć się rodzinną posiadłością.
Niespodziewanie w życiu kobiety pojawia się przystojny, bogaty i tajemniczy mężczyzna - Lars McFadden, który na kilka tygodni rezerwuje pokój w Love&Wine. Co ciekawe, atrakcyjny brunet niebezpiecznie dużo wie o Callie.
Jaki jest plan Larsa i jaką rolę ma w nim odegrać Callie? Czy kobieta ulegnie urokowi McFaddena?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 291
Autorka: Nana Bekher
Redakcja: Magdalena Binkowska
Korekta: Zofia Siewak-Sojka
Projekt graficzny okładki: Joanna Lisowska
eBook: Atelier Du Châteaux
Elementy graficzne makiety: Shutterstock: ArtistMiki
Zdjęcia na okładce: Dreamstime: Konstantin Meldyashev; Shutterstock: Stevan ZZ; Justyna Tylkowska (zdjęcie bio autorki)
Redaktor prowadząca: Agnieszka Knapek
Kierownik redakcji: Agnieszka Górecka
© Copyright by Nana Bekher
© Copyright for this edition by Wydawnictwo Pascal
Ta książka jest fikcją literacką. Jakiekolwiek podobieństwo do rzeczywistych osób, żywych lub zmarłych, autentycznych miejsc, wydarzeń lub zjawisk jest czysto przypadkowe. Bohaterowie i wydarzenia opisane w tej książce są tworem wyobraźni autorki, bądź zostały znacząco przetworzone pod kątem wykorzystania w powieści.
Wszelkie prawa zastrzeżone. Żadna część tej książki nie może być powielana lub przekazywana w jakiejkolwiek formie bez pisemnej zgody wydawcy, za wyjątkiem recenzentów, którzy mogą przytoczyć krótkie fragmenty tekstu.
Bielsko-Biała 2023
Wydawnictwo Pascal sp. z o.o.
ul. Zapora 25
43-382 Bielsko-Biała
tel. 338282828, fax 338282829
[email protected], www.pascal.pl
ISBN 978-83-8317-213-2
– Dziękujemy i zapraszamy ponownie – powiedziałam i posłałam klientce szeroki uśmiech.
Kobieta wyszła, a moja przyjaciółka Libby zamknęła za nią drzwi.
– Ostatnia? – zapytała, odwracając się do mnie.
– Ostatnia. Na dziś już koniec – odpowiedziałam, a ona przekręciła klucz w zamku.
– Dzięki Bogu – westchnęła głośno z ulgą.
– Tak? Masz dość? – zadrwiłam z niej lekko.
– Nogi mi zaraz odpadną – powiedziała, po czym ciężko opadła na pufę i zdjęła buty, by rozmasować stopy.
– A mówiłaś, że ja w pracy nic nie robię, tylko stoję i bieliznę sprzedaję – przypomniałam jej.
– Oj no, sorry. Myliłam się. Nagroda ci się należy.
– Nie przesadzaj – prychnęłam. – Ludzie mają cięższe prace.
– Nawet mi nie mów. – Potrząsnęła głową.
No tak, mogłam dodać, że prócz jednodniowej pracy w bibliotece, to pierwsza robota Libby. Dziewczyna trochę się przeliczyła, bo na dwudzieste trzecie urodziny, zamiast nowego auta, dostała od rodziców bilet do dorosłego życia. Właśnie w postaci samodzielności.
Do Charleston kilka lat temu przywiódł mnie los. Z perspektywy czasu widzę, że to było totalne szaleństwo, ale pragnęłam studiować rysunek i malarstwo, dlatego zrobiłam losowanie. Chciałam się wyrwać z Redwood nieco dalej, dlatego w każdym stanie, który nie graniczył z Oregonem, wyszukałam uczelnie oferujące mój wymarzony kierunek. Zapisałam nazwy stanów na karteczkach, wrzuciłam do worka i tak oto wylosowałam Wirginię Zachodnią. Wybrałam oczywiście stolicę, czyli Charleston, i uczelnię w tym mieście. Niestety, rzeczywistość okazała się bardziej skomplikowana: trudno było mi się utrzymać, więc zrezygnowałam ze studiów. Nie chciałam wciąż brać pieniędzy od rodziców, dlatego rysunek i malowanie odłożyłam nieco na bok i zatrudniłam się najpierw w biurze projektowym jako sekretarka, a rok temu w sklepie z bielizną. Jednak i praca tutaj stanęła pod znakiem zapytania. Właścicielka pół roku temu poważnie zachorowała i sklep tymczasowo przejęła jej córka. Tymczasowo, bo powiedziała, że maksymalnie pociągnie ten biznes pół roku. Miała własną pracę, która wymagała od niej częstych wyjazdów, a z powodu sklepu większość projektów musiała odrzucać. Od kilku tygodni mamy spore wyprzedaże i mało nowego towaru, jakbyśmy przygotowywali się na zamknięcie. Oczywiście, z szefową trudno się dogadać, bo wiecznie chodzi sfrustrowana i traktuje nas jak zło konieczne, dlatego coś czujemy, że o zamknięciu sklepu dowiemy się dosłownie tuż przed. Szukałam innej pracy, ale ostatnie tygodnie były dla mnie trudne i tak naprawdę dopiero powoli dochodziłam do siebie. W wypadku samochodowym straciłam rodziców. Wszyscy bardzo mocno to przeżyliśmy i byliśmy rozbici: miałam starsze rodzeństwo, braci Caleba i Granta oraz siostrę Seilę. Żadne z nas nie mieszkało w rodzinnym mieście. Odkąd nasze drogi się rozeszły, kontakt również nieco osłabł. W komplecie spotykaliśmy się na Boże Narodzenie, bo tylko wtedy udawało nam się ściągnąć Caleba z jego podróży życia. Mój brat był wolny jak ptak. Nigdzie zbyt długo nie zagrzewał miejsca i ciągle był nieuchwytny. Seila mieszkała w Nowym Jorku i też przyjeżdżała do rodziców, tylko gdy już musiała. Była w konflikcie z tatą, który nie potrafił jej wybaczyć, że porzuciła medycynę, by studiować dziennikarstwo. Grant mieszkał w Atlancie i tam prowadził firmę logistyczną. Za dwa tygodnie czeka nas kolejne spotkanie, i to w rodzinnym mieście, w Redwood. Rodzice zostawili nam w spadku dom, winnicę, stajnię, a także pensjonat, który prowadzili. Jeszcze nie podjęliśmy decyzji, co z tym wszystkim zrobimy, bo tak naprawdę każde z nas miało inne plany. Caleb pewnie przyleci tylko na kilka dni, Seila i Grant też szybko wrócą do siebie, a mnie mój chłopak, Lennox zaproponował, byśmy przeprowadzili się do San Francisco. Obawiam się tego, bo nie wiedziałam, jak on to sobie wyobraża. Póki co nic nie odłożył, pracował jedynie dorywczo, a z moich oszczędności się nie utrzymamy. Wynajmiemy mieszkanie i będzie po pieniądzach. Lennox był bardzo porywczy i, niestety, często najpierw robił, potem myślał. Czasami brakowało mi do niego sił, ale kochałam go – jakby to powiedziała Libby – beznadziejną i ślepą miłością.
– Przypominam ci, że to dopiero twój pierwszy dzień, a masz pomagać mi cały tydzień.
– Jeśli przeżyję.
– Nie dramatyzuj. Dobra, ogarnijmy tu, bo chcę się jeszcze załapać na randkę – powiedziałam, a Libby łobuzersko się uśmiechnęła.
– A masz coś ekstra na tę randkę?
– Oczywiście – przytaknęłam i sięgnęłam po bieliznę, którą właśnie dziś dostałam. U nas nie było szans jej zamówić, bo szefowa wyprzedawała, a nie sprowadzała nowości, ale ja po prostu musiałam ją mieć.
– O cholera! – Libby aż uniosła brwi. – To ten, co widziałyśmy w katalogu?
Wyjęłam z torby bardzo seksowny koronkowy komplet czarnej bielizny: biustonosz, stringi, pończochy z pasem oraz szlafroczek. Lennox oszaleje!
– Dokładnie ten i zamierzam go dziś założyć.
– Dajesz ty w ogóle odpocząć temu swojemu chłopakowi?
– Czasami – odpowiedziałam i zaczęłyśmy się śmiać.
Kilka tygodni temu przechodziliśmy z Lennoxem kryzys, ale przetrwaliśmy, a on potem prawie mi się oświadczył. Powiedział, że jest pewien, iż jestem tą jedyną i chce już zawsze być ze mną. Zapytał, czy chcę tego samego: dzielić z nim życie i tworzyć wspólnie przyszłość. To wszystko brzmiało jak oświadczyny, ale ja nie chciałam podejmować decyzji na szybko, zwłaszcza że było źle między nami, bo znowu mnie oszukał. Korespondował na czacie z jakimiś dziewczynami i to były pikantne wiadomości. Kolejny raz złamał mi serce, a ja znów mu wybaczyłam. Powiedziałam, że jeżeli przez pół roku nie wywinie mi żadnego numeru i weźmie się za siebie, zgodzę się wyjechać z nim do San Francisco. Na razie idzie mu tak sobie. Jeśli chodzi o nasz związek, to bardzo się stara, ale trudno mu utrzymać stałą pracę, aby odłożyć jakieś pieniądze.
Pół godziny później skończyłyśmy sprzątanie. Zazwyczaj byłyśmy w sklepie we trzy, ale Judith dziś zwolniła się o drugiej, a Karen miała w tym tygodniu jakieś egzaminy, dlatego poprosiłam na szybko Libby, by nam pomogła. Szefowej było to na rękę, że same kogoś znalazłyśmy na ten tydzień.
– Skończone – oznajmiła Libby, głośno wzdychając.
– Ja też już skończyłam – powiedziałam i wytarłam blat.
– To może cię podrzucę? – zaproponowała.
– W sumie możesz mnie od razu podwieźć do Lennoxa. Wraca dopiero za godzinę, więc zrobię mu niespodziankę – rzuciłam i poczułam przyjemne mrowienie na samą myśl o naszych wspólnych chwilach.
– To chodźmy!
– Wiesz co? Zadzwonię tylko i zamówię nam coś do jedzenia, odbierzemy po drodze.
– Weź mi od razu sałatkę z kurczakiem.
– Jasne.
Zabrałam swoje rzeczy, zamknęłyśmy sklep i poszłyśmy na parking. Miałam klucze do mieszkania Lennoxa, więc po odebraniu zamówienia zamierzałam na niego poczekać. Dokładnie pół godziny później byłam już w jego mieszkaniu. Chyba mu się spieszyło, gdy wychodził do pracy, bo nie bardzo posprzątał. Zaczęłam ogarniać nieco mieszkanie, gdy usłyszałam przekręcający się w zamku klucz. Chciałam zrobić mu niespodziankę, więc zamknęłam drzwi, żeby nie od razu się zorientował, że jestem już w środku. Poszłam do kuchni po talerze, a wracając, prócz głosu Lennoxa usłyszałam jeszcze jeden głos, a właściwie chichot: damski. Weszłam do salonu i wtedy ich zobaczyłam. Zastygłam w bezruchu, talerze wypadły mi z ręki, a Lennox patrzył na mnie, jakby zobaczył ducha.
– Callie, co ty tu robisz? – zapytał.
Dziewczyna, którą przyprowadził, lekko odsunęła się od niego, jednak wyraz jej twarzy nie zdradzał, że czuje się niezręcznie – wyglądała na rozbawioną całą tą sytuacją, a ja byłam w takim szoku, że nie potrafiłam wydusić słowa.
– Callie, powiedz coś… – nalegał Lennox.
Wpatrywałam się w niego z niedowierzeniem, zastanawiając się, jak mogłam być taka głupia. To nie był jego pierwszy raz i teraz już wiedziałam, że się nie zmieni. Miałam to czarno na białym. Nie potrafił dochować wierności, a ja zasługiwałam na coś więcej. Ostatecznie przekreślił dwa wspólne lata.
– Dobra, Gina, spadaj – rzucił do dziewczyny.
– Co? – zapytała zaskoczona.
No tak, to zdecydowanie ja byłam tu nieproszonym gościem.
– Nie przeszkadzajcie sobie – odezwałam się w końcu.
– Callie…
– Co jest z tobą, kurwa, nie tak?! – Zacisnęłam mocno usta. – Nie potrafisz utrzymać fiuta w spodniach?
– Mała, to nie tak…
– Boże, co za nowość! – zadrwiłam. – Pewnie to wszystko, to tylko wytwór mojej wyobraźni!
– Mogę wyjaśnić – powiedział łagodnie.
– Nie mam zamiaru tego słuchać.
Minęłam ich i poszłam do przedpokoju. Niedobrze mi się zrobiło na ich widok. Starałam się zachować spokój. Zacisnęłam mocno powieki, by żadna łza nie spłynęła mi po policzku. Nie chciałam, by Lennox widział, że przez niego płaczę, nie był tego wart. Choć serce mi pękało, robiłam wszystko, żeby nie zobaczył moich łez.
– Daj mi spokój, Lennox! – warknęłam. – Bawcie się, w końcu mieliście wspólne plany – dodałam nieco drżącym głosem, bo choć bardzo się starałam, nie do końca byłam w stanie nad sobą zapanować.
Odwróciłam się, nacisnęłam klamkę i wyszłam z mieszkania. Kciukiem otarłam pojedynczą łzę i szybko zbiegłam po schodach.
– Callie! – usłyszałam za sobą, ale nie zatrzymywałam się. – Callie, zaczekaj!
Niestety, Lennox wybiegł za mną i mnie dogonił. Chwycił mnie za ramię, a ja poczułam, że wszystko się we mnie gotuje. Byłam zła na siebie, że znów dałam się oszukać. Nie wytrzymałam i wymierzyłam mu siarczysty policzek, aż mnie zapiekła dłoń.
– Odczep się, rozumiesz?! – Zmarszczyłam gniewnie brwi.
– Callie, porozmawiajmy. – Miał wzrok niewiniątka, które zostało niesłusznie oskarżone.
– Ale o czym my mamy rozmawiać? Przyprowadziłeś sobie do domu laskę, kiedy ja na ciebie czekałam! – krzyknęłam. – I nie mów mi, że nic cię z nią nie łączy.
– No ale nie łączy. – Rozłożył bezradnie ręce. – Pierwszy raz się z nią umówiłem.
– O ten jeden raz za dużo – podkreśliłam. – Zresztą to już nieważne.
– Skarbie, ale ja cię kocham – wyznał, robiąc maślane oczy, ale ja nie potrafiłam mu uwierzyć.
– I z tej miłości musisz od czasu do czasu mnie zdradzić?
Spuścił na moment wzrok. Nasz związek nie miał żadnej przyszłości.
– Mała, proszę, daj mi ostatnią szansę. – Próbował chwycić moje dłonie, lecz się odsunęłam. – Przysięgam, że się poprawię.
– Lennox, dałam ci już dwie szanse – westchnęłam. – Czy ja naprawdę zasługuję na takie traktowanie?
– Przysięgam, że to był ostatni raz. – Złożył dłonie jak do modlitwy.
– Daj mi spokój, Lennox. To koniec – powiedziałam stanowczo.
– Callie… – szepnął, ale już nie miałam ochoty go słuchać.
Odwróciłam się, otuliłam mocniej kurtką i ignorując, że wciąż mnie woła, poszłam w stronę przystanku autobusowego. Gdy dotarłam do domu, emocje puściły i rozpłakałam się. Nie chciałam, by Lennox widział moje łzy, ale teraz nie wytrzymałam. Mogłam mu wykrzyczeć, jakim był dupkiem, że złamał mi serce, ale nie chciałam pokazać, jak mocno mnie zranił. Dałam mu szansę, bo z takim przekonaniem mówił o naszej wspólnej przyszłości, a tymczasem on po prostu nie potrafił być mi wierny. Jak w takiej sytuacji chciał cokolwiek budować? Czułam się cholernie źle, nie mogłam sobie znaleźć miejsca, bo ciągle miałam Lennoxa i tę dziewczynę przed oczami. Gdyby nie to, że jutro musiałam być w pracy, opróżniłabym te butelki z alkoholem, które trzymałam na specjalne okazje. Libby mogła śmiało powiedzieć: „a nie mówiłam”, a ja powinnam przyznać jej rację. Ostrzegała mnie przed takimi facetami jak Lennox, jak widać słusznie. Nie miałam już siły do tego wszystkiego, chciałam po prostu przestać o tym myśleć. Zjadłam spaghetti, które miałam w lodówce, wzięłam prysznic i położyłam się spać.
Rano obudziłam się z bólem głowy, jakbym miała ogromnego kaca, a przecież nic nie wypiłam. Podniosłam telefon, by sprawdzić, która godzina, ale pierwsze, co zobaczyłam, to dwa nieodebrane połączenia i cztery wiadomości od Lennoxa. Oczywiście, w esemesach mnie przepraszał, jednak co to niby miało zmienić? Nie zamierzałam mu odpowiadać. Podniosłam się z łóżka i zaczęłam szykować do pracy. Chyba pierwszy raz szłam z taką radością na swoją zmianę, bo wiedziałam, że tylko praca pozwoli mi zająć myśli na tyle, by nie skupiały się wyłącznie na Lennoxie. Libby z pewnością będzie chciała wiedzieć co i jak, jednak nie była zbyt ciekawska. Wiedziała, kiedy chciałam się wygadać, a kiedy potrzebowałam po prostu pomilczeć i coś przepracować. Życie mnie nauczyło, że ból mija, ale potrzeba na to czasu. Wiedziałam, że ta rana się zagoi, że kiedyś przestanę cierpieć, a teraz naprawdę nie chciałam ciągle o tym mówić. Niestety, nie było to łatwe, bo Lennox wciąż do mnie dzwonił.
W pracy miałyśmy luźniejszą chwilę, więc Libby poszła po lunch. Ukradkiem przeglądałam zawartość mojego telefonu, usuwając zdjęcia z Lennoxem. Było mi cholernie przykro, bo naprawdę wierzyłam, że może nam się udać.
Przyjaciółka wróciła z papierową torbą, z której unosił się aromatyczny zapach.
– Dla ciebie bajgle z serkiem i łososiem, a dla mnie kanapka z homarem – powiedziała i rozpakowała jedzenie.
– Libby, nie tu – skarciłam ją, bo wiedziałam, że gdyby przyszła szefowa, to nieźle by mi się oberwało.
– Wyluzuj – powiedziała i rozsiadła się wygodnie. – Nieraz wpadałam do ciebie na lunch i o tej porze nigdy jej tu nie było. A tak w ogóle to ta twoja szefowa zachowuje się, jakby jeszcze w tym tygodniu miała zamknąć sklep – dodała, rozglądając się dookoła.
Nasz asortyment z każdym dniem się zmniejszał. Z jednej strony to dobrze, bo rzeczy się sprzedawały, ale z drugiej właśnie to zbliżało nas do końca. Wiedziałam, że właścicielka, pani Martha, nie zamknęłaby sklepu, ale pewnie w tej sytuacji nie miała zbyt wiele do powiedzenia. Jej młodsza córka miała dopiero trzynaście lat, a mąż zmarł kilka lat temu, więc oprócz Millie, starszej córki, nie miał kto jej pomóc.
– Wcale by mnie to nie zdziwiło – westchnęłam.
– I co zrobisz? – zapytała Libby, po czym wgryzła się w kanapkę.
– Wiesz, zawsze są jakieś opcje. W ostateczności wkupię się jakoś w łaski Granta i może zahaczę się u niego w firmie – rzuciłam, rozmyślając nad swoją najbliższą przyszłością.
– Ty naprawdę chcesz wyjechać z Charleston i mnie zostawić?
– Ej no, przecież możesz jechać ze mną. – Szturchnęłam ją w ramię. – Jeśli ja nie będę tu miała stałej pracy, to ty tym bardziej – rzuciłam ze śmiechem.
– No bardzo ci dziękuję za wiarę we mnie – fuknęła. – Ale żebyś wiedziała, pojadę za tobą.
– Na to liczę!
Nagle rozległ się dzwonek mojego telefonu. Niechętnie spojrzałam w jego stronę, bo wiedziałam kto to. Jeszcze nie zdążyłam go zmienić, a Lennox miał przypisany inny niż reszta kontaktów.
– Niech zgadnę, Lennox? – Libby podniosła na mnie wzrok.
– Niestety – westchnęłam i odrzuciłam połączenie.
– Moja droga, to się robi tak – powiedziała, po czym wzięła mój telefon i coś w nim wystukała.
– Co zrobiłaś?
– Zablokowałam jego numer – odpowiedziała.
– Poważnie? – zaśmiałam się. – I myślisz, że to wystarczy?
– Raczej nie, ale będziesz miała odrobinę spokoju. Callie, minie trochę czasu, zanim wyrzucisz go z serca – dodała.
– Nawet nie wiem, jak się za to zabrać – powiedziałam zamyślona.
– Bo za to się nie zabiera, to musi przyjść samo, z czasem. W ogóle nie powinnaś była wiązać się z nim, ale skoro już popełniłaś ten błąd, ja cię z tego wyciągnę. – Uśmiechnęła się szeroko.
– Niby jak?
– Najlepszym sposobem na złamane serce, jest nowa miłość – skwitowała. – Zastąp Lennoxa nowym facetem.
– O nie! – Pokręciłam głową. – Teraz tym bardziej nie mam ochoty na romanse.
– A seks? – zapytała.
– Co seks? – Wzruszyłam ramionami.
– Nie będzie ci tego brakować?
– Pewnie tak, ale teraz w głowie mam zdradzającego mnie Lennoxa, więc i do seksu mnie nie ciągnie. – Aż się skrzywiłam.
– Dopóki na twojej drodze nie stanie jakiś gorący przystojniak – powiedziała i puściła do mnie oko.
– Póki co, na mojej drodze zaraz stanie bezrobocie – prychnęłam.
– Oj, coś wymyślimy.
– Wiem.
Zablokowanie numeru Lennoxa w jakiś sposób pomogło, bo przez dwa kolejne dni w ogóle się nie odzywał. Powoli oswajałam się z myślą, że to był naprawdę koniec. Nie będzie czułych pocałunków, rozpalającego dotyku, namiętnych chwil we dwoje… To wszystko stawało się przeszłością, a ja musiałam się przyzwyczaić do nowej teraźniejszości. Wiele się w moim życiu zmieni i żeby przetrwać, musiałam być silna.
Dziś miałam przyjść do pracy trzy godziny później, bo kiedyś zostałam dłużej za Judith, ale o ósmej zadzwoniła do mnie szefowa z informacją, że będzie w sklepie o dziewiątej i chce z nami porozmawiać. Domyślałam się, o co jej chodzi. To nie wróżyło nic dobrego i wiedziałam, na co się szykować. Cholera jasna! Wszystko zaczęło się sypać. Osiwieję od tych zmartwień. Dobrze, że na moich blond włosach nie będzie aż tak widać.
Za piętnaście dziewiąta byłam już w pracy. Dziewczyny chodziły zdenerwowane, trzymając kciuki za to, żeby jednak szefowa chciała pogadać o czymś innym. Czy tylko ja byłam taką pesymistką?
Punktualnie o dziewiątej do sklepu weszła Millie. Widać było, że się spieszy i wpadła tylko na chwilę. Od razu przeszła do rzeczy, bez owijania w bawełnę. Powiedziała, że z końcem miesiąca, czyli za dwa tygodnie, zamyka sklep. W ostatnim dniu wypłaci nam pensje, ale nie dostaniemy odprawy, gdyż przez ostatnie miesiące sklep nie przynosił wystarczających dochodów. Oczywiście, przypomniała nam, że już na samym początku podkreśliła, że za pół roku zamknie interes – ten czas właśnie minął, więc nie powinno nas to dziwić. No cóż, taka właśnie była Millie. Nie zaskoczyła mnie, choć liczyłam na odprawę. Miałam trochę oszczędności, ale na długo nie wystarczą. Wiedziałam, że muszę coś szybko wymyślić.
Gdy wychodziłam z pracy, zadzwoniła moja siostra.
– Cześć, Seila.
– Hej! A co ty masz taki przygnębiony głos? Coś się stało?
– Nic takiego – odpowiedziałam, bo nie chciałam zawracać jej głowy swoimi problemami. – Długi dzień w pracy.
– Masz jakieś plany na ten weekend? – zapytała.
Biorąc pod uwagę, że zaraz będę bezrobotna, nie zamierzałam szaleć.
– Żadnych – odparłam.
– To dobrze, bo dzwonił Caleb i w weekend będzie w Stanach, więc chce przełożyć spotkanie – wyjaśniła.
– W sumie mi pasuje, a jak Grant?
– Zaraz będę do niego dzwonić i liczę, że da radę przyjechać, bo przecież Caleb zaraz znowu ucieknie – prychnęła.
– Jasne, daj mi tylko znać, czy to na sto procent.
– Pewnie. Jesteśmy w kontakcie.
– Na razie!
– Pa, mała!
Rozłączyłam się i poszłam na przystanek autobusowy. Może to i lepiej, że spotkamy się szybciej? Będziemy mieć to już za sobą. Musimy podjąć wspólną decyzję, co zrobić z ranczem, całą posiadłością. Część pracowników zrezygnowała z pracy, ale w pensjonacie została pani Celine Anderson, która pomagała głównie mamie. Oprócz niej pracowało jeszcze kilka osób: pokojówka Marina Hurst, kucharka Rose McCracken, Ryan Ewing i Finn Cassidy, którzy zajmowali się zwierzętami, ogrodnik Ralph Scott i Davin Reece, który pomagał tacie w winnicy. Wiedzieliśmy, że sami tego nie pociągną. Może i pensjonat trzeba będzie zamknąć? Otrzymaliśmy spadek, ale co dalej? Wszystko okaże się w ten weekend.
Kiedy byłam już pod domem, zauważyłam, że na ławce obok schodów siedzi Lennox. Cholera jasna! Chciałam się wycofać, gdyż nie miałam ochoty na spotkanie z nim, ale było za późno, bo mnie zobaczył. Od razu zerwał się z ławki i podbiegł do mnie.
– Hej, Callie!
– Co tu robisz? – zapytałam szorstko, starając się na niego nie patrzeć.
– Nie mogę się do ciebie dodzwonić, a esemesy nie dochodzą.
– Bo zablokowałam twój numer – rzuciłam, mijając go w drodze na schodki.
– Callie, dlaczego? – Jego głos zaczął się łamać.
– Lennox! – warknęłam wściekle, odwracając się do niego. – Naprawdę uważasz, że nie miałam powodu? – Zmarszczyłam gniewnie brwi.
Znowu walczyłam sama ze sobą. Starałam się być przy nim twarda, nie okazywać uczuć, by nie uznał, że jednak może mnie przekonać i pewnie dam mu szansę.
– Callie, przecież ja nic nie zrobiłem. – Rozłożył ręce. – Nie zdradziłem cię.
– To po co przyprowadziłeś ją do domu? – zapytałam, a on spuścił wzrok. – No właśnie, Lennox. Zamierzałeś się z nią pieprzyć, a ja po prostu popsułam ci plany.
– To nie tak. – Pokręcił głową. – Przysięgam, do niczego nie doszło. Naprawdę nie zasługuję na odrobinę zaufania? Byliśmy ze sobą dwa lata, to nic dla ciebie nie znaczy? – Patrzył na mnie tak smutnym wzrokiem, jakbym to ja była temu wszystkiemu winna.
– Czy ty siebie słyszysz?! – wybuchłam. – Myślisz, że ja nic nie czuję?! To cholernie boli, Lennox! – wyznałam, zaciskając mocno powieki. – Boli, ale boję się zaufać ci znowu – dodałam drżącym głosem.
– Callie, proszę…
Chwycił moje dłonie, ale wyrywałam mu się, by nie czuć tak zgubnego dla mnie dotyku. Mimo wszystko wciąż na mnie działał. Próbowałam to blokować, odpychać, ale to nadal była świeża sprawa. Serce mi pękało i coraz trudniej było mi opanować łzy. Czułam, że pojedyncze już spływają po moich policzkach.
– Lennox, zostaw mnie.
– Mała…
Nagle chwycił moją twarz i szybko wpił się w moje usta. Nie mogłam odwzajemnić tego pocałunku. Gwałtownie go przerwałam, odpychając Lennoxa od siebie. Cała drżałam, ledwo łapiąc oddech.
– Już nigdy więcej mi tego nie zrobisz, Lennox! – rzuciłam stanowczo. – To koniec i daj mi wreszcie spokój. Nie przychodź tu, nie szukaj ze mną kontaktu, bo ja tego nie chcę – dodałam pewna swoich słów.
Patrzył na mnie z niedowierzaniem. Do tej pory wszystko mu wybaczałam, ale czara goryczy się przelała. Nasz związek, oparty na kłamstwie i braku zaufania, nie miałby żadnych szans.
– Skoro tego chcesz… – odezwał się po chwili. – Ale wiedz, że jesteś niesprawiedliwa, Callie. Trzymaj się – dodał, po czym odwrócił się i ruszył w stronę swojego auta.
Ja byłam niesprawiedliwa?! Dobrze, że już poszedł, bo skończyłoby się to kłótnią, a nie miałam ochoty na dalszą rozmowę z nim. To nie wydawało się łatwe, ale wiedziałam, że kiedyś jeszcze będzie dobrze. Przecież musi być...
Do Redwood dotarłam w samo południe. Byłam pierwsza, bo moje rodzeństwo miało przyjechać dopiero jutro, na spotkanie z notariuszem. Ja i tak miałam wolne, więc przy okazji miałam zamiar nieco rozejrzeć się po okolicy i zobaczyć, czy coś się zmieniło od mojej wyprowadzki. Gdy przyjechaliśmy na pogrzeb i stypę, tak naprawdę nie było na nic czasu; nawet nie myśleliśmy o sprawach związanych ze spadkiem, z formalnościami, ale i je trzeba uporządkować. Choć tylko na weekend, to z sentymentem wróciłam w rodzinne strony. Dom stał nieco na odludziu, w otoczeniu niedużego lasu. Populacja Redwood w porównaniu do Charleston była niewielka, a ja potrzebowałam trochę ciszy i spokoju, choćby przez kilka dni. Po ponad dziewięciogodzinnym locie wylądowałam na lotnisku Rogue Valley w pobliżu Medford, a stamtąd udałam się taksówką do Redwood. Wysiadłam w pobliżu parku, do którego często przychodziłam z koleżankami, bo chciałam się przejść. Mimo zimnej pogody, potrzebowałam spaceru, żeby rozprostować kości, zaczerpnąć powietrza i nieco się rozbudzić. Na szczęście nie padało, ale szczerze brakowało mi śniegu. Za tydzień Boże Narodzenie, więc w miasteczku czuło się ducha świąt. Ulice, domy, parki były pięknie ozdobione świątecznymi dekoracjami i światełkami. Kiedyś te okolice były mi takie bliskie, znałam je jak własną kieszeń, teraz zaś trochę się tu zmieniło. Zrobiło się nowocześniej. Odkąd wyjechałam do Charleston, przyjeżdżałam tu zaledwie dwa razy w roku, w tym raz na święta, ale wtedy tak naprawdę byliśmy tu tylko dwa dni. Caleb właściwie wpadał tylko na obiad i zaraz jechał na lotnisko. Najdłużej zostawała Seila. Trochę mnie to dziwiło, bo Leonard, jej mąż, następnego dnia wyjeżdżał, a ona nie ruszała się stąd jeszcze kilka dni, choć pewnie w tym czasie jedyne, co robiła, to sprzeczała się z tatą. Nie byliśmy bardzo zżyci. Owszem, utrzymywaliśmy kontakt, jak to rodzeństwo: od czasu do czasu do siebie dzwoniliśmy, ale tak naprawdę nic głębszego o sobie nie wiedzieliśmy, nie zwierzaliśmy się sobie, a o Calebie w ogóle wiedzieliśmy najmniej. Kilka lat temu jego dziewczyna wygrała niezłą sumę na loterii i zabrała go na wycieczkę gdzieś do Europy. Wiedzieliśmy tylko tyle, że kilka tygodni później się rozstali, ale naszemu bratu chyba się tam spodobało, bo postanowił zostać.
Po półgodzinnym spacerze nieźle zmarznięta dotarłam do posiadłości. Do naszej Love&Wine. Zatrzymałam się na moment zaraz za bramą, rozglądając dookoła. To był niesamowity widok, a dom rodziców jakże uroczy. Gęsto porośnięty bluszczem, wyglądał, jakby był nim otulony. Ten bluszcz od zawsze tu rósł. Nie pamiętałam nazwy tej odmiany, ale uwielbiałam, jak zmieniał kolor w ciągu roku. Latem jego liście były ciemnozielone, jesienią i wiosną czerwone, a zimą wręcz purpurowe. Pensjonat stał tuż obok domu. Piętrowy budynek z poddaszem fascynował wiejskim klimatem i doskonałym zestawieniem drewna z kamieniem na elewacji. Miał dziesięć pokoi dla gości, każdy oczywiście z łazienką, oprócz tego kuchnię, małą restauracjo-jadalnię, spiżarnię, a także dwa pokoje w drugim skrzydle. W jednym mieszkała pani Anderson, a w drugim Rose. Pozostali pracownicy byli z Redwood, oprócz jednego chłopaka, Ryana. On mieszkał całkiem niedaleko, bo w Merlin, zaledwie dwadzieścia minut drogi stąd.
W drugiej części rancza znajdowały się stajnia, owczarnia, budynek gospodarczy oraz mały sad. W dzieciństwie jednym z moich ulubionych miejsc był staw z kaczkami. Kiedyś rodzice mieli więcej koni, ale teraz zostały tylko trzy. Oczywiście, była też niewielka winiarnia. Mama z tatą od lat prowadzili interesy z Richardem Burnhamem, który skupował od nich wino. Pan Burnham już zainteresował się kupnem winnicy, ale wszystko pozostawało jeszcze pod znakiem zapytania.
Otuliłam się mocniej kurtką i ruszyłam dalej. Gdy byłam już niemal pod domem, drzwi się otworzyły i wyszła pani Anderson. Musiała widzieć, jak szłam chodnikiem.
– Callie, dziecko, jak dobrze cię widzieć! – Uśmiechnęła się do mnie serdecznie.
– Dzień dobry, pani Anderson – przywitałam się.
– Chodź do środka, kochana. Pewnie zmarzłaś.
– Trochę – skrzywiłam się lekko.
Bardzo brakowało tu mamy i taty, ale pani Anderson dbała o dom. Było czysto i pachniało świeżym ciastem. Zostawiłam bagaż w przedpokoju i poszłyśmy do kuchni.
– Siadaj, a ja już robię ci herbatę. Upiekłam sernik. Mam nadzieję, że się skusisz?
– Z wielką chęcią – odpowiedziałam i rozejrzałam się dookoła.
Dom był dwupiętrowy. Na dole miał dwa pokoje, salon, kuchnię, jadalnię oraz łazienkę, a na górze kolejne dwa pokoje, a także suszarnię. Mój pokój był na dole, a Seili i chłopaków na górze. Caleb mieszkał z Grantem, ale ich pokój był dosyć spory, więc mieli odpowiednio dużo miejsca. Kuchnia była połączona z jadalnią, a w salonie mieliśmy kominek.
– Bardzo dziękujemy, że pani tak dba o dom – powiedziałam z wdzięcznością.
– Daj spokój, dziecko – machnęła ręką – to sama przyjemność. Uwielbiałam waszych rodziców i naprawdę bardzo mi ich tu brakuje – dodała ze smutkiem.
– Nam też. – Spuściłam wzrok. – Teraz żałuję, że tak rzadko tu przyjeżdżałam. Przecież ja właściwie nie odwiedzałam rodziców… Ostatni raz widziałam się z nimi w maju i jak co roku mieliśmy się spotkać w święta… – Mój głos drżał, a do oczu napłynęły łzy. – I już się nie udało.
– Nie smuć się, zawsze byłaś najradośniejszym dzieckiem. Margaret nazywała cię Iskierką. – Uśmiechnęła się.
– Niewiele z tego dziecka zostało.
– I dobrze! W końcu jesteś już kobietą, i to niezwykle piękną, która z pewnością złamała niejedno męskie serce. – Puściła do mnie oko.
– Do facetów raczej nie mam szczęścia – westchnęłam.
– Dlatego, że jeszcze nie spotkałaś tego jedynego – dodała.
Póki co, w to wątpiłam. Nie chciałam szukać nikogo na siłę, a poza tym dopiero co rozstałam się z Lennoxem i nie myślałam o kolejnym związku. Na razie miałam na głowie inne sprawy, a do tego złamane serce.
Rozpakowałam się w swoim dawnym pokoju, wzięłam kąpiel i położyłam się do łóżka, bo byłam wyczerpana. Gdy się obudziłam, dochodziła siódma. Matko, przespałam cały dzień, zamiast pomóc pani Anderson. Ubrałam się i poszłam do pensjonatu, by sprawdzić, czy kobieta nie potrzebuje wsparcia. Gdy weszłam do środka, zobaczyłam, że podlewa kwiatki.
– Już jestem! – zawołałam, a ona się odwróciła. – Przepraszam, że pani nie pomogłam, ale zasnęłam jak niedźwiedź.
– Spokojnie, kochana. Przez cały czas była tu Marina, pojechała dopiero pół godziny temu – wyjaśniła.
– Są w ogóle jacyś goście? – zapytałam, ponieważ w pensjonacie było bardzo cicho.
– Jest jedna pani w pokoju na górze, ale za trzy dni wyjeżdża – odpowiedziała. – Ostatnio nie mamy tylu gości, co zazwyczaj, ale jesteśmy dobrej myśli.
– Będę się zbierał!
Usłyszałam męski głos, więc się odwróciłam i zobaczyłam chłopaka, którego poznałam na pogrzebie rodziców. To był Ryan. Pracował przy zwierzętach z Finnem.
– O, przepraszam – zmieszał się – ale… – urwał, przyglądając mi się. – Ty jesteś Callie, tak?
– Tak, przyjechałam kilka godzin temu. Jutro zjedzie się reszta.
– Fajnie, że już jesteś. – Uśmiechnął się do mnie.
– Pracujesz przy koniach, prawda? – Wolałam się upewnić.
– Tak – potwierdził.
– Ryan będzie weterynarzem – powiedziała z dumą pani Anderson.
– Jeszcze długa droga do tego – skwitował.
– Studiujesz weterynarię? – zapytałam.
– Chwilowo mam przerwę, muszę uzbierać kasę na studia – wyjaśnił, a ja się zamyśliłam.
Kurczę, przecież ci ludzie byli teraz naszymi pracownikami. Skoro nie odeszli, to znaczyło, że zależało im na tej pracy, a my powinniśmy zrobić wszystko, by ją utrzymali.
– No nic, ja się zbieram – dodał po chwili. – Do zobaczenia jutro!
– Do jutra!
Chłopak wyszedł, a ja się zaczęłam zastanawiać, co my tak naprawdę z tym wszystkim zrobimy. Miałam tylko nadzieję, że będziemy zgodni i nikt przez naszą decyzję nie ucierpi.
Obudziłam się wcześnie rano, bo usłyszałam, że ktoś przyjechał. Okazało się, że był to Caleb. Narobił hałasu, przywitał się ze mną dosłownie w locie i przez cały czas wisiał na telefonie. Dopiero gdy dotarła Seila, znalazł w końcu dla nas trochę czasu. Czekaliśmy jeszcze tylko na Granta, który też już był w drodze i za godzinę miał wylądować. Żadne z nas nie podejmowało tematu spadku, choć Caleb był wyraźnie zniecierpliwiony.
– Kiedy będzie ten notariusz? – zapytał.
– Umówiłam nas z nim w południe – odpowiedziała Seila.
– W południe?! – warknął, spoglądając na zegarek. Była dopiero ósma. – Nie mogłaś wcześniej?
– Wyobraź sobie, że nie mogłam. – Seila przewróciła oczami.
– Mówiłem, że nie będę miał za dużo czasu. Cały dzień tu stracę.
– Uważaj, bo będziesz musiał zostać dwa dni – skwitowała, na co Caleb gniewnie zmarszczył brwi.
– Idę zapalić – rzucił, po czym wstał z sofy i wyszedł na zewnątrz.
– Mam nadzieję, że tobie aż tak się nie spieszy? – Seila spojrzała na mnie.
– Jestem tu od wczoraj, więc chyba mam czas.
– A co z Lennoxem? – zapytała niespodziewanie.
– Jest w Charleston – odpowiedziałam krótko, licząc, że siostra nie będzie drążyć tematu.
– Nie chciał z tobą przyjechać?
– Ma co robić. – Westchnęłam i na chwilę odwróciłam wzrok. – A Leonard? Czemu nie przyjechał?
– Woli pracować, niż spędzać czas ze mną – skrzywiła się.
– Macie problemy?
– No raczej nam się nie układa – odpowiedziała, patrząc na mnie z wyraźnym smutkiem. – Za dwa miesiące nasza szósta rocznica ślubu i to będzie cud, jeśli do tego czasu nie złożymy papierów rozwodowych.
– Brzmi poważnie.
– Wiesz, myślałam, że po ślubie jest lepiej – zaczęła. – Że to będzie takie dopełnienie, że będziemy kipieć miłością, ale szybko zaczęło się coś wypalać. Chyba za szybko się na to zdecydowaliśmy. – Pokręciła głową. – Znaliśmy się zaledwie cztery miesiące.
– Bywa że czas wcale nie jest taki kluczowy – powiedziałam.
– Pewnie tak – westchnęła. – Przed ślubem planowaliśmy dzieci, a teraz… – urwała. – Teraz prawie w ogóle ze sobą nie sypiamy, do tego ja biorę zastrzyki antykoncepcyjne, a Leo dodatkowo używa prezerwatyw. Wyobrażasz sobie? – Zaśmiała się. – To byłby cud, gdybym zaszła w ciążę.
– To co się popsuło? – Spojrzałam na nią.
– Nie mam pojęcia – odpowiedziała zamyślona. – Chyba po prostu uznaliśmy, że jak jesteśmy mężem i żoną, to wystarczy. Siostra – wzięła głęboki wdech – nie spieszcie się z Lennoxem.
Ups…
– Właściwie to rozstaliśmy się kilka dni temu – wyznałam, a Seila uniosła brwi.
– Och… Ale co się stało? – Usiadła naprzeciw mnie.
Postanowiłam to z siebie wyrzucić i powiedzieć jej prawdę. Mimo iż nie zwierzałyśmy się sobie, teraz było jakoś inaczej. Ona się otworzyła, więc pomyślałam, że i ja tak zrobię. W końcu jesteśmy siostrami.
– Nie byłam jedyną dziewczyną w życiu Lennoxa.
– Zdradzał cię?
– Niestety, miał problem z utrzymaniem fiuta w spodniach – rzuciłam – i kiedy poszłam do jego mieszkania, by zrobić mu niespodziankę, on też zrobił mi niespodziankę.
– Był z inną?
– Tak, przyszedł z nią, gdy ja już byłam w mieszkaniu.
– Callie…
– Nie, spoko – przerwałam jej. Nie powiedziałam tego, by się nade mną litowała. – Zaczyna być już okej, przyzwyczajam się do nowej rzeczywistości. Przecież świat nie kręci się wokół Lennoxa.
– Mam nieodparte wrażenie, że wszystko się sypie – zamyśliła się.
– A wiesz już, co zrobisz ze swoją częścią spadku? – zapytałam, zmieniając temat.
– Nie mam pojęcia, ale chłopaki pewnie będą chcieli sprzedać ranczo. A ty co chcesz zrobić?
– Szczerze? Nie wiem.
– Wszystko się wkrótce okaże. – Uśmiechnęła się delikatnie. – Chodź, zajrzymy do pensjonatu. Może pani Anderson potrzebuje naszej pomocy?
W sumie gdybyśmy sprzedali posiadłość Burnhamowi, moglibyśmy być pewni, że odpowiednio poprowadzi winnicę, ale co wtedy z pensjonatem? Z końmi? Co z ludźmi, którzy tu pracowali? Może dalibyśmy radę to pociągnąć? Rodzice sobie poradzili, nie zawiedli swoich pracowników, a teraz oni byli naszymi pracownikami. Byliśmy za nich odpowiedzialni, za ich pracę. Mogłam mieć tylko nadzieję, że nasi rodzice dobrze wiedzieli, jak trudno nam będzie się dogadać i rozwiązanie znajdzie się w ich testamencie. Notariusz mówił, że sporządzili go dwa lata temu i byli pewni, że pogodzimy nasze sprawy z ich warunkami, my jednak nie mieliśmy pojęcia, co mieli na myśli.
Grant przyjechał o dziesiątej, a punktualnie w południe dotarł do nas notariusz. Wszyscy byliśmy nieco zdenerwowani i spięci. Mężczyzna otworzył testament i zaczął go odczytywać. Czułam, jakby mama i tata byli obok, jakby to oni do nas mówili. Zauważyłam, że Grant wyraźnie się zainteresował, gdy mężczyzna przeszedł do fragmentu dotyczącego podziału spadku. Jako że byliśmy jedynymi spadkobiercami, cały spadek, czyli dom, pensjonat, stajnia z końmi, owczarnia, winnica, winiarnia, sad, ranczo, odziedziczyliśmy my. Jednak to, co później przeczytał notariusz, wywołało w nas duże poruszenie. Rodzice zobowiązali nas do zajęcia się posiadłością: prowadzeniem pensjonatu oraz winnicy przez rok. To było istne szaleństwo!
– Czy ja dobrze rozumiem, że mam rzucić wszystko i spędzić tu rok, zajmując się czymś, o czym nie mam pojęcia?! – Caleb podniósł głos. – I dlaczego dowiaduję się o tym dopiero teraz? Przecież pan o wszystkim wiedział!
– Może gdyby tak ci się nie spieszyło po pogrzebie rodziców, otworzylibyśmy testament wcześniej – skwitowała Seila. – Miej pretensje do siebie.
– Ale mieliśmy sprzedać ranczo – podkreślił Caleb.
– A z kim to ustaliłeś? – Seila zgromiła go wzrokiem.
– Oj, z Grantem trochę gadaliśmy o spadku – przyznał. – Burnham oferuje całkiem fajną cenę.
– Oszaleliście?! – warknęła siostra. – Dlaczego w ogóle rozmawiacie z nim za naszymi plecami?
– Posłuchajcie – wtrącił notariusz – bo to jeszcze nie wszystko. Wasi rodzice postawili tu pewien warunek.
– Aż boję się pytać – wyrwało mi się.
– Jaki warunek? – zapytał Grant.
– Wolą waszych rodziców było, by każde z was osobno spędziło po trzy miesiące w posiadłości, oczywiście prowadząc pensjonat, zajmując się winnicą, sadem i stajnią – wyjaśnił.
– Co takiego? – Caleb aż zbladł.
– Każde z was przez trzy miesiące będzie tu pracować – kontynuował. – Pensjonat ma normalnie przyjmować gości, macie zapoznać się z pracą w winnicy, w czym pomoże wam Davin Reece. Musicie dopilnować również koni, owiec i kaczek, pomogą Ryan Ewing oraz Finn Cassidy. Waszym obowiązkiem będzie też zapewnienie pracy wszystkim tym, którzy zostaną na swoich stanowiskach. Co do Celine Anderson – to samotna kobieta po siedemdziesiątce, nie ma rodziny, i wasi rodzice zapewne by chcieli, żeby do ostatnich dni mogła mieszkać w posiadłości – dodał i podniósł na nas wzrok.
– Przeczyta pan jeszcze raz, co dokładnie napisali mama z tatą? – poprosiła Seila, bo chyba tak jak i my nie do końca w to wierzyła.
– Oczywiście – mężczyzna wziął kartkę do ręki i zaczął czytać: „Zdajemy sobie sprawę z tego, jaki spadnie na Was obowiązek, ale wierzymy, że dacie sobie radę. Ty, Grancie, jesteś bardzo pracowity. Calebie, nie boisz się nowych wyzwań. Seilo, ty zaś jesteś kreatywna. A ty, Callie, masz dobre serce i nie zostawisz nikogo w potrzebie. Praca, którą Wam zostawiamy, nie będzie łatwa i będzie wymagała od Was zaangażowania, a także zmiany trybu życia. Pamiętajcie, że nie będziecie w tym sami. Każdy Wam tu pomoże. Pytajcie ich, proście o radę, nie obawiajcie się – macie prawo nie wiedzieć. We wszelkich sprawach związanych z księgowością pomoże Wam wujek Joseph. Mamy nadzieję, że każde z Was po spędzeniu tu trzech miesięcy na nowo poczuje, że tu jest Wasz dom.”.– Notariusz skończył czytać i podniósł na nas wzrok.
– Przecież to jest jakiś absurd. – Caleb potrząsał głową. – My nie mamy pojęcia o prowadzeniu pensjonatu czy uprawie winogron i szybko zbankrutujemy – prychnął.
– Kolejność ustalcie sami. – Notariusz zignorował Caleba. – Chyba że nie będziecie mogli się dogadać, wtedy sąd ją ustali.
– Chwila, chwila, ale jaki sąd? Po co? – oburzył się Grant.
– Jeśli sami nie będziecie w stanie wyznaczyć, kto kiedy ma tu przyjechać na trzy miesiące, zrobi to za was sąd – doprecyzował mężczyzna.
– To bez sensu. – Potrząsnęłam głową. – Chyba potrafimy się dogadać?
– Callie, czy ty rozumiesz, że masz się tu przeprowadzić na trzy miesiące? – Grant popatrzył na mnie, jakbym nie miała pojęcia, o czym mówię.
– Zdaje się, że nie mam innego wyjścia – skwitowałam.
– Właściwie to jest inne rozwiązanie, ale raczej nie będziecie tego chcieli – wtrącił notariusz.
– Jakie? – podchwycił Grant.
– Jeżeli wspólnie stwierdzicie, że nie jesteście w stanie zająć się posiadłością, czyli wykonać warunków testamentu, cały majątek przepadnie – dodał, a my spojrzeliśmy na siebie z zaskoczeniem. – Wasz wuj Joseph zostanie upoważniony do sprzedaży rancza. Pieniądze zostaną przeznaczone na pokrycie odpraw dla pracowników, a reszta zasili instytucje charytatywne.
– Świetnie! – prychnął Grant. – Naprawdę najlepsze wyjście.
– Jeżeli wykonacie zadanie, po roku będziecie mogli zdecydować, co zrobić z posiadłością.
– I wtedy będziemy mogli ją sprzedać? – Caleb znowu się ożywił.
– Jeśli taka będzie wasza wspólna decyzja, to tak.
– Rozumiemy, że taka była wola naszych rodziców – odezwał się Grant – ale jak pan to sobie wyobraża? Przecież nikt z nas tu nie mieszka, każdy ma swoje życie, swoje sprawy. Ja mam firmę, której nie mogę porzucić na trzy miesiące.
– To wywróci nasze życie do góry nogami – dodał Caleb.
– Panowie, ale co ja mogę? – Notariusz spojrzał na nich bezradnie. – Ja tylko odczytałem ostatnią wolę waszych rodziców. Nie miałem wpływu na ich decyzję, jednak uważam, że mieli powód, by właśnie tego od was zażądać. To spory majątek, który gromadzili przez całe swoje życie, a wy tak naprawdę macie mu poświęcić po trzy miesiące.
– Rodzice chyba nie wiedzieli, co robią – powiedział szeptem Grant.
– To podstęp! – burknął Caleb.
– Aha! – Notariusz wyglądał, jakby przypomniał sobie o czymś bardzo ważnym. – Choć nie ma tego w testamencie, rodzice wspomnieli mi, żebyście nic nie kombinowali. Nie ma zmian, wymian, przekupywania, każde z was ma wykonać swoje zadanie – dodał.
Ale numer!
– Znacie treść testamentu, więc czas na mnie – powiedział mężczyzna, zbierając dokumenty do aktówki.
– I co? I to tyle? – Caleb był zdezorientowany. – Co my teraz mamy zrobić?
– Zająć się ranczem. Jeśli zależy wam, by jak najszybciej je sprzedać, nie powinniście tracić czasu – zasugerował. – Czekam na wiadomość od was. Do widzenia! – dodał, po czym wyszedł.
– Jakieś pomysły? – rzucił Grant, spoglądając na nas.
– Tak – bąknął Caleb, wstając z fotela. – Muszę zapalić. Ktoś wie, gdzie jest klucz do winiarni? – zapytał, przeczesując dłonią włosy.
– Zamierzasz się upić? – Seila zgromiła go wzrokiem.
– A co? – Wzruszył ramionami. – W końcu jedna czwarta tego wina jest moja – dodał ze śmiechem.
– To ja idę z tobą – podchwycił Grant i wyszedł z bratem.
Czułam, że dojście do porozumienia nie będzie wcale takie łatwe.
Caleb i Grant faktycznie długo nie wracali. Seila wyszła się przewietrzyć, a ja nie wiedziałam, na czym skupić myśli. To nie było tak, że nie chciałam zająć się ranczem, po prostu miałam inne zdanie niż rodzice i uważałam, że nie nadaję się do tego. Oczywiście, lubiłam pomagać i nie wyobrażałam sobie, że zostawimy teraz tych wszystkich ludzi bez pracy i środków do życia, ale moje zarządzanie tym wszystkim też by do tego doprowadziło. Nie miałam kompletnie pojęcia, jak się za to zabrać. Zresztą moje rodzeństwo też. Grant miał firmę, nie mógł jej zostawić, Seila ciągle gdzieś wyjeżdżała, a Caleb? On i stałe miejsce? To wyjątkowo trudne połączenie. Czy ja mogłabym się tu odnaleźć? Straciłam chłopaka, zaraz będę bez pracy, więc zmiana otoczenia pewnie byłaby najlepszym rozwiązaniem, tylko że tu za tą zmianą krył się poważny obowiązek.
Okazało się, że Grant i Caleb skończyli w…
.
.
.
…(fragment)…
Całość dostępna w wersji pełnej