Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
38 osób interesuje się tą książką
Czy można uciec przed przeznaczeniem?
W dniu swoich osiemnastych urodzin Ivette odkrywa strzeżoną przez lata rodzinną tajemnicę. Dowiaduje się, że jej rodzice podpisali traktat z wampirami, by uratować jej życie. Teraz musi zostać żoną Leandra, syna samego króla. Dziewczyna nie godzi się ze swoim przeznaczeniem, jednak jest to jedyny sposób, by ocalić wszystkich jej bliskich. Bowiem na wampirach ciąży klątwa, i to właśnie Ivette jest ich jedyną nadzieją. Szybko jednak przekonają się, że nie o sam ślub tu chodzi, lecz o szczere uczucie.
Czy mimo początkowej niechęci dziewczyna będzie w stanie pokochać Leandra i uratować nację wampirów?
A może los wszystkich jest już z góry przesądzony?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 346
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
LOVE BITES
DYLOGIA NIGHTFALL REIGN #1
NANA BEKHER
Nieśmiertelność – wampiry nie mogą się zestarzeć. Po przemianie są odporne na wszystkie choroby, wirusy i zakażenia.
Szybka regeneracja – złamania oraz rany na ich ciałach goją się błyskawicznie.
Nadprzyrodzona prędkość – wampiry mogą przemieszczać się z niezwykłą dla ludzkiego oka szybkością.
Nadprzyrodzona siła – są znacznie silniejsze od ludzi, a ich siła rośnie z czasem.
Nadprzyrodzona zręczność – posiadają nadludzką zręczność, nie czują zmęczenia.
Zmysły – mają wyczulone zmysły. Mogą słyszeć szeptane rozmowy, wyczuwają zapach krwi, widzą w całkowitej ciemności.
Perswazja – mogą sterować umysłami.
Kły – wampiry mają zdolność wykształcenia kłów, dzięki którym wbijają się w ciało ofiary.
Latanie, projekcja astralna – tylko nieliczne wampiry posiadają te zdolności.
Dekapitacja – oderwanie lub obcięcie głowy wampira spowoduje natychmiastową śmierć.
Ogień lub światło słoneczne – wystawienie wampira na działanie ognia lub słońca spowoduje jego śmierć.
Srebro – powoduje poważne poparzenia.
Drewno – zranienie wampira kawałkiem drewna powoduje chwilowe osłabienie organizmu.
Ugryzienie wilkołaka – dla wampira jest wyjątkowo bolesne, ale jad wilkołaka nie jest w stanie zabić wampira.
Czary, klątwy – wampiry są podatne na czary oraz klątwy rzucane przez czarownice.
Zaproszenie – jeżeli wampir nie zostanie zaproszony do danego mieszkania, nie może do niego wejść.
Trzynaście lat temu
To była wyjątkowo zimna grudniowa noc. Za oknami padał śnieg, który tak kochała nasza córka. Uwielbiała zimę, łapać śnieżynki, bawić się na śniegu. Była taka radosna, pełna życia niczym wulkan energii.
Nasza pięcioletnia Ivette od trzech tygodni bardzo chorowała. Lekarze nie byli w stanie jej pomóc. Zlecili badania, których wyniki nie potwierdziły żadnej choroby, ona jednak z dnia na dzień czuła się gorzej. Leki na kaszel nie dawały żadnej poprawy, a te przeciwgorączkowe działały zaledwie kilka godzin, zupełnie jakby była na nie odporna. Powiedzieli nam, że wygląda to tak, jakby organizm naszej córki zaatakował jakiś nieznany im dotąd wirus. Ja i mąż byliśmy zdrowi, w okolicy również nikt nie chorował, a przynajmniej nikt nie miał takich objawów jak Iv, dlatego leczenie było tak trudne.
Po tygodniu spędzonym w szpitalu zabraliśmy córkę do domu, ale objawy nadal nie ustępowały. Ivette skarżyła się na ból w klatce piersiowej. Była tak osłabiona, że nie dawała już rady wstać z łóżka o własnych siłach. Serce mi pękało, bo widziałam, jak bardzo cierpi, i nie potrafiłam jej pomóc. Nigdy w życiu nie bałam się tak, jak teraz o zdrowie naszej Ivette.
Siedziałam przy jej łóżku, modląc się, by w końcu ta okropna choroba ją opuściła. Iv zaczęła się wiercić, majaczyła coś, była taka rozpalona, że ponownie zmierzyłam jej temperaturę.
– Gregory, ona znowu gorączkuje – zwróciłam się do męża.
– Trzeba jeszcze raz podać jej leki – odparł, pocierając dłonią czoło.
Oboje byliśmy bezradni. Lekarze nie mogli jej pomóc, ale był ktoś, kto mógł. Nasza ostatnia deska ratunku.
– Gregory, wezwij Bakchusa.
– Co? – zdziwił się. – Ty chyba nie mówisz poważnie.
– Wezwij go.
Bakchus był królem wampirów. Najpotężniejszym, jaki kiedykolwiek chodził po ziemi. Podobno żył na tym świecie już osiemset lat. Zdawałam sobie sprawę z tego, jak bardzo ryzykowny był to krok, ale on był naszą jedyną nadzieją. Musiałam ratować naszą Ivette.
– Adelaido, to szalony pomysł. – Mój mąż z niedowierzaniem kręcił głową.
– Jest naszą ostatnią deską ratunku – odparłam ze łzami w oczach.
– Wiesz, jakiej ceny może zażądać?
Przełknęłam głośno ślinę.
– Jestem gotowa.
Tak. Byłam gotowa poświęcić życie dla córki. Była dla mnie wszystkim. Upragnionym dzieckiem, o które tak długo się staraliśmy. Zdecydowałam, że jeśli Bakchus zażąda w zamian mojego życia, oddam mu je.
Gregory podniósł na mnie spojrzenie. W jego oczach dostrzegłam ogrom bólu i cierpienia. Mnie również pękało serce, ale nie mogłam pozwolić, by ziścił się ten najgorszy scenariusz.
Zanim mój mąż zdążył sięgnąć po telefon, wampir już tu był.
– Proszę, proszę, kogo ja widzę? – Rozejrzał się po pokoju. – Moja ulubiona rodzinka Velasco.
Boże, on mnie przerażał. Wyglądał jak mój najgorszy, najmroczniejszy koszmar, lecz wszystko było w jego rękach. Z cynicznym uśmiechem podszedł do łóżka naszej córki.
– Przypomnij mi, jak masz na imię? – zwrócił się do Iv.
– Ivette – odpowiedziała mu cicho.
– Ivette – powtórzył, krążąc po pokoju. – Mała, piękna Ivette.
– Pomożesz jej? – Z nerwów zadrżał mi głos.
Bakchus na moment zamknął oczy.
– Wpuśćcie mojego syna do domu – rozkazał po chwili.
Kolejny wampir? Wiedziałam, że wystarczyło nie wyrazić zgody, a nie wszedłby do naszego mieszkania, ale nie mieliśmy wyjścia.
Mój mąż poszedł otworzyć drzwi. Wrócił w towarzystwie najstarszego syna króla wampirów i następcy tronu – Leandra. Wiele o nim słyszałam, niestety niezbyt miłych rzeczy, ale to nie miało żadnego znaczenia. Liczyło się tylko, by uratowali naszą córeczkę.
Młodszy z gości podszedł do Ivette, a gdy pochylił się nad nią, przeszedł mnie zimny dreszcz ze strachu. Wyglądało to tak, jakby ją wąchał. Może wyczuł jej krew? Bałam się, że zrobi jej krzywdę.
– Pomóż jej – załkałam błagalnie, z trudem powstrzymując napływające do oczu łzy.
– To ona, ojcze – powiedział Leandro.
Patrzyłam na nich zdezorientowana, bo nic z tego nie rozumiałam.
– Pomożecie naszej córce? – zapytał mój mąż.
– Oczywiście – odparł Bakchus. – Tylko mój syn może ją uleczyć.
Choć ucieszyłam się na jego słowa, wiedziałam, że to nie koniec. Czekałam na to, co będzie zapłatą za tę przysługę.
– Ivette już nigdy nie zachoruje, a wam niczego nie zabraknie.
– Chcemy tylko, by nasza córka była zdrowa – zapewnił Gregory, obejmując mnie ramieniem. – Na niczym innym nam nie zależy.
– I będzie. Ale coś za coś. – Spojrzał na nas lodowato.
Nie liczyliśmy, że zrobi to bezinteresownie. Czułam, że zbliżał się mój koniec. Bałam się, choć byłam pewna, że mój mąż ze wszystkim sobie poradzi. Miał dla kogo żyć. Nasza córeczka miała szansę wyzdrowieć, a na mnie przyszła pora.
– Jesteśmy gotowi na wszystko – powiedziałam stanowczo.
– Dobrze się składa. Wasza córka wyzdrowieje, a w dniu swoich osiemnastych urodzin poślubi Leandra.
Nie tego się spodziewaliśmy. Ani ja, ani Gregory nie pomyśleliśmy o takiej zapłacie. Wampir zawsze żądał życia. Byłam gotowa poświęcić swoje, by tylko uratować dziecko, niestety tym razem miał inne wymagania. Nie byłam w stanie się na to zgodzić.
– To nierealne! – Potrząsałam głową. – Nie możecie żądać czegoś takiego!
– Tylko ja mogę ją uleczyć – przypomniał władczo Leandro.
– Mógłbym powiedzieć: życie za życie – dodał król. – Pamiętajcie o tym.
– Weź moje – błagałam zrozpaczona.
– Nie chcę twojego. Chcę jej! – Przerzucił wzrok na Ivette.
– Nie, proszę cię. Miej litość – błagał bezradnie mój mąż.
– Proszę, oddam swoje życie – jęknęłam, lecz wampir był nieugięty.
– Tylko Ivette – podkreślił z wyższością, kładąc dłoń na jej sercu.
– Mamusiu, boli mnie główka. – Głos jej drżał. Słychać było, z jakim trudem słowa opuszczały jej gardło.
– Ona gaśnie. Jej serce bije coraz wolniej. – Bakchus powiedział to tak, jakby napawał się tym, że nasza córka umierała.
– Co jej zrobiłeś?!
– Zaraz nie będziemy mieli kogo ratować.
Boże, tylko nie to!
Nie byłam już w stanie racjonalnie myśleć. Zrobiłabym wszystko, by ją uratować. Oddałabym duszę samemu diabłu, jeśli moje dziecko dzięki temu miałoby szansę przeżyć. Zaczęło do mnie docierać, że nie mieliśmy wyjścia.
– Czas ucieka – ponaglił nas.
Ivette wybacz nam…
Spojrzałam na męża porozumiewawczo. Był tak samo rozbity i zrozpaczony jak ja. Mogłam liczyć jedynie na to, że po wszystkim przekonamy jakoś Bakchusa, by zmienił zdanie. Wierzyłam, że coś wymyślimy, w końcu mieliśmy na to dużo czasu.
– Dobrze, tylko uratujcie ją – zaszlochałam zrezygnowana.
– Synu, uratuj swoją przyszłą żonę. – Na przerażającej twarzy starego wampira malował się enigmatyczny uśmiech, a po moich policzkach strumieniami spływały łzy.
Ivette była już taka bladziutka, a każdy kolejny oddech sprawiał jej ogromną trudność. Przecież ona umierała na naszych oczach!
Leandro podszedł do niej i wysunął kły. Ze strachu, że ją ugryzie, chciałam przerwać, on jednak przegryzł tylko skórę na swoim nadgarstku.
– Pij – nakazał, przysuwając rękę do jej warg.
Córeczka spojrzała na nas bezradnie. Nie wiedziała, co ma zrobić. Wszyscy byliśmy zdezorientowani i tak bardzo przerażeni.
– Pij, córeczko – starałam się ją zachęcić. – Nie bój się, kochanie, pij.
Delikatnie przytaknęła, po czym powoli zaczęła ssać nadgarstek wampira, a krew spływała jej z kącików ust.
– Wystarczy – odezwał się Leandro, odsuwając przedramię od Ivette.
Wytarł jej wargi chusteczką, a rana na jego nadgarstku momentalnie się zabliźniła. Nagle stało się coś, na co nie byliśmy gotowi. Dziewczynka napięła się niczym struna, wygięła plecy w łuk, po czym zupełnie jakby bez sił opadła, zamykając oczy.
– Co się dzieje?! – krzyknęłam przerażona i podbiegłam do córki. – Co jej zrobiliście?! Iv, córeczko… – Płakałam, tuląc ją w ramionach.
– Mamusiu… – szepnęła nagle.
– Iv? – Spojrzałam na nią, dostrzegając, że jej oczy zmieniły kolor. – Co się stało?
– Dziecko! – Mój mąż upadł na kolana tuż obok mnie.
– Czemu ona ma niebieskie oczy? Zmieniliście ją w wampira? Co jej zrobiliście?
– Uspokój się, kobieto! – warknął Bakchus. – Wasza córka została właśnie uleczona. Tego chcieliście.
– Kolor oczu zawdzięcza mnie – wtrącił Leandro, zmieniając odcień tęczówek ze złotego na niebieski. – Taki kolor miałem, będąc człowiekiem. Ona już należy do mnie – powiedział dumnie, dołączając do ojca. – Moja krew nas połączyła. Ivette jest moja i tylko moja.
Nasza córka nagle o własnych siłach wstała z łóżka. Wyglądała tak, jakby nie była w ogóle chora. Nie była ani blada, ani osłabiona, a wręcz ożywiona. Podbiegła do okna, po czym odwróciła się do nas z promiennym uśmiechem.
– Mamusiu, tatusiu, już nic mnie nie boli. Połapiemy płatki śniegu? – zapytała radośnie.
– Oczywiście, córeczko. – Uśmiechnęłam się przez łzy.
– Pamiętajcie o umowie – przypomniał król wampirów. – Inaczej wasza córka będzie patrzeć, jak umieracie w męczarniach. Do zobaczenia za trzynaście lat. Dbaj o siebie, Adelaido, nosisz w sobie życie – dodał, po czym oboje zniknęli w mgnieniu oka.
Choć nie mogłam w to uwierzyć, faktycznie tak było. Kilka miesięcy później urodziłam syna, Ewana.
Niejednokrotnie prosiliśmy Bakchusa, by oszczędził Ivette i zażądał czegoś innego, lecz to go tylko bardziej złościło. Jak moglibyśmy mu oddać nasze dziecko? Owszem, zgodziliśmy się na tę umowę, ale wciąż miałam nadzieję, że oszczędzi naszą Iv.
Dziewczynka rosła zdrowo, nigdy więcej na nic nie zachorowała. Była niezwykle piękna, ambitna, kochała życie, tryskała energią i zarażała radością. Jej niesamowite, niebieskie oczy przyciągały uwagę każdego. Miała przyjaciółkę Everly, ale od chłopców raczej stroniła i nigdy się z żadnym nie spotykała.
Nie była zwykłą nastolatką. Już jako dziecko mówiła, że czasami coś jej się śni, a później się to wydarza. Pewnego razu ze szczegółami opowiedziała nam o tym, że przyśnił jej się karambol na moście, w którym zginęło wiele osób.
Tydzień później doszło do tego wypadku. Czasami było tak, że Ivette dotknęła czegoś i miała wizję. Nie potrafiła nad tym panować i nie mogła ich mieć na zawołanie. W naszej rodzinie nigdy nie było takich przypadków, dlatego podejrzewaliśmy, że to wpływ uleczenia przez Leandra.
Bardzo baliśmy się nadejścia osiemnastych urodzin Ivette. Od lat nie widzieliśmy Bakchusa. Krążyły plotki, że wampiry się stąd wyniosły. To dawało mi nadzieję, że może jednak odpuszczą, zrezygnują, ale mój mąż nie wierzył, że król tak po prostu zapomni o naszej umowie. Oni mieli w tym swój cel. Im też zależało, by Iv żyła. Dobrze pamiętałam słowa Leandra, gdy powiedział ojcu, że to ona. To musiało coś znaczyć.
Siedziałam w ulubionej kawiarni i czekałam na Everly. Dziewczyna niestety miała okropny problem z punktualnością, dlatego też zabrałam ze sobą książkę, by umilić sobie czas oczekiwania na nią. Zdążyłam zjeść dwa ciastka, wypić kawę i odczytać trzy wiadomości od przyjaciółki, w których zapewniałam mnie, że zaraz będzie, zanim z godzinnym spóźnieniem udało jej się dotrzeć. Wbiegła do środka zdyszana, odgarnęła z twarzy długie kosmyki ogniście rudych włosów i się rozejrzała, a gdy mnie odnalazła, szybko podeszła do stolika.
– Jeszcze pięć minut i zamówiłabym kolejne ciastko. – Zaśmiałam się.
– Ty możesz zjeść ich tonę, a i tak nic po tobie nie będzie widać.
– Dziękuję za to mamie.
– Dobra, lepiej mów, jak przygotowania do jutrzejszej imprezy? – zaciekawiła się, a ja na moment się zamyśliłam.
Już nie mogłam się doczekać swoich osiemnastych urodzin. Rodzice pozwolili mi urządzić imprezę u nas w ogrodzie, choć chyba nie za bardzo im się to podobało. Byli zmartwieni, coś ich trapiło i naprawdę kiepsko im szło ukrywanie tego, a gdy pytałam, szybko mnie zbywali. Czułam, że coś jest nie tak. Widziałam nawet, jak mama płakała, i cholernie mnie bolało, że nic nie chcieli mi powiedzieć.
– Wszystko idzie zgodnie z planem.
– Iv, a będą jacyś faceci? – Jej policzki momentalnie się zaróżowiły.
Moja przyjaciółka doskonale wiedziała, że nie miałam kolegów, ale bardzo liczyła na to, że na tak ważną okazję jednak jakichś zaproszę. To nie było tak, że chłopcy się mną nie interesowali, po prostu jakoś nie miałam ochoty na spotkania, randki. Miałam zresztą jeszcze mnóstwo czasu na to, by się zakochać i z kimś związać. W tamtym momencie ważniejsze były dla mnie zbliżające się studia.
– Spokojnie, zaprosiłam kilku chłopaków ze szkoły.
– Całe szczęście. – Odetchnęła z wyraźną ulgą. – Słuchaj, a będą jacyś… inni?
– Inni faceci?
– Wiesz, chodzi mi o… wampiry.
No jeszcze ich mi tu trzeba.
– Oszalałaś?
– Wiesz, Mariluz podobno zaprosiła samego Lazara Del Reya! – zachwycała się, jakby nie wiadomo kim on był.
– Everly, wolałabym żeby na mojej imprezie byli sami żywi.
– Iv, ale wiesz, jak byłoby super, gdyby przyszli? Wszyscy by mówili o twojej imprezie, a podobno synowie tego ich króla są nieziemsko przystojni. Zwłaszcza ten Leandro.
Na samo brzmienie jego imienia przeszedł mnie zimny dreszcz i poczułam ukłucie w sercu.
Momentalnie zauważyłam przed sobą wysokiego, muskularnego mężczyznę, który niósł mnie w ramionach. Wyraźnie dostrzegłam, jak jego oczy ze złotych przemieniają się w niebieskie. Wysunął kły i…
– Iv! Ivette! – Jak przez mgłę usłyszałam głos przyjaciółki.
Od jakiegoś czasu prześladowały mnie wizje, które następnie się spełniały. Niestety w większości przypadków dotyczyły smutnych, bolesnych wydarzeń. Nie miałam pojęcia, skąd się wzięły, i nawet rodzice nie potrafili mi tego wytłumaczyć. Mówiliśmy, że to po prostu taki dar, ale ostatnio czułam, jakby to było moje przekleństwo. Pierwszy raz tak bardzo przeraziła mnie wizja. Nawet ten pamiętny karambol na moście nie wywołał we mnie takiego strachu. Miałam wrażenie, że serce zaraz wyskoczy mi z piersi.
– Ej, Iv, spokojnie. Co się stało?
– Everly, ja… ja… – dukałam przestraszona.
– Miałaś wizję? – Spojrzała na mnie badawczo.
Wiedziała o moim „darze”. Powiedziałam jej o tym, bo nie byłam w stanie dłużej tego w sobie dusić. Tym bardziej że z rodzicami nie mogłam rozmawiać na ten temat, bo oni zaraz ucinali rozmowę.
– Nie – skłamałam. – Po prostu się zamyśliłam.
Co jej miałam powiedzieć? Że widziałam wampira, który mnie niósł. Może to ten Leandro? Wizja pojawiła się, gdy Everly wypowiedziała jego imię, a ja go nigdy wcześniej nie widziałam. Nie chciałam jej wystraszyć, dlatego wolałam zachować to dla siebie.
– Iv, do cholery, ściemniasz mi prosto w oczy! – Zdenerwowała się, ale naprawdę nie mogłam jej się przyznać.
– Daj spokój, to nic takiego.
– Fajna z ciebie przyjaciółka – oburzyła się.
– Nie drąż, proszę, to naprawdę nic. Pomożesz mi jutro z dekoracjami? – Celowo zmieniłam temat.
– Jasne – odpowiedziała nieco naburmuszona.
– Everly…
– Dobra, przecież możesz mieć tajemnice.
– Wiesz, że to nie tak.
– Okej. – Uniosła dłonie w geście kapitulacji. – Odpuszczam.
Posiedziałyśmy jeszcze trochę w kawiarni, dalej rozmawiając głównie o mojej imprezie urodzinowej, ale na szczęście przyjaciółka nie wspomniała już nic o wampirach. Wystarczyło mi, że gdy znów pomyślałam o tym Leandrze, moje ciało pokryła gęsia skórka. Wolałabym nigdy go nie spotkać, obawiałam się jednak, że moja wizja mogła się wkrótce spełnić. One zawsze się sprawdzaly, a przewidziane wydarzenia miały miejsce w przeciągu kilku kolejnych dni.
Godzinę później dotarłam do domu i od razu usłyszałam podniesione głosy rodziców. Chyba nie zorientowali się, że już nie byli sami, a ja postanowiłam podsłuchać ich rozmowę, gdy padło moje imię.
– Adelaido, to szaleństwo. – Tata był wyraźnie zmartwiony.
– Gdzie są bilety?
Bilety? Jedziemy dokądś?
Wychyliłam się lekko i zauważyłam, jak mama nerwowo przeszukiwała szuflady. Czułam, że coś kombinowali.
– Kochanie, uspokój się. – Ojciec próbował ją zatrzymać.
– Nie oddam im Iv, rozumiesz?! – Mama niemalże krzyczała.
– Znajdziemy sposób.
– Dlatego musimy wyjechać.
– Hej! – odezwałam się, zdradzając swoją obecność. Ich rozmowa wydała mi się bardziej przerażająca niż wizja z wampirem. – Możecie mi powiedzieć, dokąd to jedziemy i komu mnie nie oddacie?
Rodzice byli wyraźnie zaskoczeni moją obecnością. Nie mogli już dłużej udawać, że nic się nie dzieje. Przez to, co usłyszałam, musieli wyznać mi prawdę.
– Mamo, tato, powiecie coś w końcu.
– Iv, córeczko, proszę cię. Po prostu zrób to, o co cię poprosimy.
Kompletnie nic nie rozumiem z jej słów.
– Ale co mam zrobić? Dlaczego? – dociekałam nerwowo.
– Teraz nie ma czasu na wyjaśnienia, idź i spakuj swoje rzeczy.
– Słucham? – Splotłam dłonie na piersiach.
– Musimy jej powiedzieć – wtrącił tata.
– Też tak uważam – odparłam, spoglądając na nich.
– Musimy ją chronić!
– Co mi chcecie powiedzieć? Jestem adoptowana? – rzuciłam, bo już sama nie wiedziałam, co o tym myśleć.
– Ivette, usiądź, proszę. – Mama otarła łzy i wskazała miejsce na sofie.
Myślałam, że zemdleję ze strachu. Trzymali mnie w takiej niepewności, że przeróżne myśli kłębiły się w mojej głowie. Starałam się trzymać nerwy na wodzy, choć w środku cała drżałam.
Usiadłyśmy obok siebie, a tata w fotelu naprzeciwko nas. Widziałam, jak bili się z myślami, kto ma mi to powiedzieć.
– Iv, jutro twoje osiemnaste urodziny – zaczęła mama.
– I dlatego zachowujecie się, jakby to był koniec świata, i planujecie jakąś ucieczkę?
– Posłuchaj, gdy miałaś pięć lat, bardzo zachorowałaś.
– Lekarze nie byli w stanie ci pomóc, żadne leki nie pomagały – dodał tata. – Z dnia na dzień było z tobą coraz gorzej. Baliśmy się, że cię stracimy.
– Ale… Ale wy nigdy nie mówiliście mi o mojej chorobie. Jak to się stało, że wyzdrowiałam? – Byłam coraz bardziej ciekawa.
– Ktoś ci pomógł.
– Ktoś? Czyli kto? – Dlaczego nie potrafili powiedzieć mi wprost, tylko musiałam ich tak ciągnąć za języki?
– Córeczko, my naprawdę nie mieliśmy wyjścia. – Mama zaczęła płakać, a ja dalej nie wiedziałam nic konkretnego.
– Umarłabyś gdyby nie oni.
– Jacy oni? Kto mnie uratował?
– Bakchus, a właściwie jego syn Leandro – wyjawiła drżącym głosem.
Gdy znowu usłyszałam to imię, poczułam kolejną falę nieprzyjemnych dreszczy.
– Ale przecież oni są wampirami.
– Tak, córciu – potwierdził tata. – Krew Leandra cię uleczyła.
– Czy wy chcecie mi powiedzieć, że piłam jego krew?
– Tak.
Obawiałam się, że zaraz zwymiotuję. Słyszałam o niesamowitej mocy wampirzej krwi, ale nigdy nie przyszłoby mi do głowy, że dzięki niej żyłam.
– Rozumiem to, ale dlaczego wy się tak martwicie? Uratowali mnie, żyję, ale wy…
– Ivette, oni w zamian za uratowanie twojego życia… zażądali ciebie. – Głos taty był poważny.
– Co? – Aż się zerwałam z sofy. – Przecież to bez sensu. Żartujecie, prawda? – Spojrzałam na nich pytająco, modląc się w duchu, by to był tylko głupi żart.
– Córeczko, byliśmy w stanie oddać wszystko, poświęcić własne życia, ale oni byli nieugięci – wyjaśniła mama.
– Świetnie! Uratowali mnie, żeby mnie później zabić? Po prostu zyskałam kilka lat życia?! Jak to zrobią? Spuszczą ze mnie krew?
– Nie, kochanie. Będziesz żyła, ale jako…
– Jako kto?
– Jako żona Leandra – sprecyzowała mama niepewnym głosem.
– Nie no, wy sobie żartujecie, tak? Jeszcze mi powiedzcie, że mam to zrobić jutro!
Rodzice zamilkli, potwierdzając moje najgorsze obawy.
– Tato, proszę cię, powiedz, że to nieprawda. – Spojrzałam błagalnie na ojca.
– Córciu, niejednokrotnie prosiliśmy Bakchusa, by zmienił zdanie, ale on w ogóle nie słuchał. Groził, że nas wszystkich pozabija.
– Nie, nie wierzę. – Pokręciłam przecząco głową. – Mam zostać żoną wampira? Przecież to bestia, pije krew. – Aż mnie zemdliło na samą myśl.
– Ivette…
– Dlaczego nie powiadomiliście mnie o tym wcześniej, tylko zaplanowaliście ucieczkę?
– Próbowaliśmy. – Tata westchnął bezradnie. – Nieraz chcieliśmy to zrobić, ale najzwyczajniej w świecie się baliśmy. Baliśmy się, że nas znienawidzisz, że nie wybaczysz nam tego. Staraliśmy się znaleźć inne rozwiązanie, ale oni nie chcieli nawet o tym słyszeć.
Nigdy nie widziałam ojca w takim stanie. Twardo stąpał po ziemi i miał swoje zasady. Był stanowczy, zaradny i prawie zawsze potrafił wybrnąć z każdej sytuacji. Lecz mówiąc mi o tym wszystkim, wydawał się kompletnie rozbity, wyglądał na bezradnego i zdruzgotanego.
– Mieliśmy nadzieję, że coś wymyślimy – dodała mama. – Choć tata nie był przekonany, ja wybrałam ucieczkę, bo sądziłam, że w ten sposób ochronimy ciebie, naszą rodzinę, ale teraz…
– Ucieczka nic nie da – szepnęłam.
– Iv, my zrobimy wszystko. Rozumiesz? Wszystko, byś była z nami. – Podeszła do mnie i chwyciła mnie za ramiona, patrząc mi prosto w oczy.
Miałam taki mętlik w głowie, że nie byłam w stanie nad nim zapanować. Tyle przeróżnych myśli się we mnie kłębiło, że nawet nie wiedziałam, co czuć. Złość, że akurat mnie to spotkało? Żal i rozczarowanie, że rodzice nie powiedzieli mi o tym wcześniej? Radość i wdzięczność, że mnie uratowali? Nigdy się tak nie bałam. Nie potrafiłam sobie nawet wyobrazić, że miałabym żyć z jakimś wampirem.
Być może moi rodzice nie znaleźli rozwiązania, ale ja wierzyłam, że jakieś jest. Musiało być. Nie chciałam się poddawać bez walki, nie mogłam. Liczyłam, że może uda mi się porozmawiać z Leandrem i jakoś go przekonać. Nie miałam pojęcia, czy to się uda, ale chciałam chociaż spróbować.
– Muszę się przewietrzyć – zakomunikowałam po chwili, już nieco spokojniej.
– Ale, Iv…
– Mamo, muszę stąd wyjść.
– Skarbie…
– Muszę pobyć trochę sama – dodałam stanowczo, po czym wyszłam z domu.
Choć właśnie walił się cały mój świat, jeszcze była we mnie odrobina nadziei, że uda mi się z tego wyjść cało. Wierzyłam, że znajdę rozwiązanie i uratuję siebie oraz swoich bliskich.
– Pozwoliłem ci przestać? – syknąłem i chwyciłem dziewczynę za włosy.
Odchyliłem jej głowę do tyłu i spojrzałem prosto w oczy. Były pełne strachu, ale też podniecenia.
– Nie, panie – odpowiedziała z trudem.
– Więc nie przestawaj! – nakazałem szorstko, po czym docisnąłem twarz kobiety do swojego krocza, brutalnie wpychając fiuta do ust.
Kurwa! Tego właśnie potrzebowałem. Przez moment sterowałem głową Grace, ale już po chwili obciągała mi z taką intensywnością, że nie wytrzymałem i wytrysnąłem do jej gardła. Nie dając kochance czasu na odpoczynek, podniosłem ją, popchnąłem na komodę i zerwałem z niej ubranie. Krzyk, jaki z siebie wydawała, gdy się w nią wbiłem, słychać było chyba w całym pałacu.
– O Boże! Zwolnij trochę – jęczała, próbując dłońmi mnie przytrzymać.
Złapałem ją za kark, zmuszając, by się wyprostowała.
– Nie jestem Bogiem, a pieprzyć się lubię mocno i ostro, więc zrobimy to po mojemu – warknąłem władczo do jej ucha. – Zrozumiałaś?
– Tak, panie.
Mój wzrok przykuła pulsująca żyła na jej szyi. Czułem zapach skóry, krwi i już wiedziałem, że zanim dokończymy, będę musiał się pożywić.
Wysunąłem kły i wbiłem się powoli w szyję kobiety. Co za uczucie! Gardło Grace najpierw opuścił krzyk, ale już w następnej chwili jęczała rozkosznie, wiercąc biodrami na boki. Oczywiście, że wolałem ludzką krew od zwierzęcej. Była nie tylko o wiele smaczniejsza, lecz także wystarczała mi na dłużej.
– Tego mi było trzeba. – Oblizałem usta, po czym zabliźniłem swoją krwią ranę na szyi kochanki.
– Dla ciebie, panie, wszystko. Muszę o coś zapytać.
– Akurat teraz? – zirytowałem się, ale ona przytaknęła. – O co chodzi?
– Wiem, że jutro będzie tu twoja żona, ale… Co będzie ze mną? – Spojrzała na mnie niepewnie.
– Jesteś moją żywicielką.
– Można mieć tylko jednego żywiciela. – Słusznie zwróciła na to uwagę.
– To nie wiem. Król pewnie przydzieli cię do innego wampira, ale nie gwarantuję, że zostaniesz na terenie posiadłości.
– Pozwól mi tu zostać. Nie będę robić problemów.
– Wiesz, że decyzja należy do mojego ojca.
– Leandro, proszę. Przecież ja nie mam nikogo.
– Skończyłaś już te pieprzone gadki, bo mam zamiar ostro cię zerżnąć? – syknąłem coraz bardziej wkurzony, a ona tylko skinęła głową.
Gdy kontynuowałem rżnięcie jej cipki, do sypialni wszedł mój brat Lazaro. Mimo jego obecności nie zamierzałem przestać. Pozwoliłem, by rozsiadł się wygodnie i nas obserwował. Mnie to nie przeszkadzało, ale Grace próbowała się uwolnić.
– Czego, kurwa?! – Zacisnąłem dłonie na pośladkach dziewczyny, ostro pchając w nią raz za razem.
– Ojciec cię wzywa. Natychmiast – oznajmił z powagą.
On to ma wyczucie czasu.
Zasady były jasne – na wezwanie króla trzeba było stawić się od razu, bo za niesubordynację groziła kara.
Odsunąłem się od kobiety i szybko podciągnąłem spodnie.
– Czekaj tu na mnie – rozkazałem jej i opuściłem sypialnię.
Ledwo pojawiłem się przed drzwiami komnaty ojca, a on już mnie wyczuł i nakazał, bym wszedł do środka.
– Chciałeś mnie widzieć, ojcze.
– Podejdź bliżej. – Przywołał mnie gestem dłoni. – Pamiętasz, że jutro masz poślubić Ivette Velasco?
– Tak, ojcze.
– Zajdzie tu parę zmian… – Upił łyk krwi z kryształowego kielicha. – Na początek pozbędziesz się tej swojej dziwki.
– Co?
– Masz ją zabić – nakazał stanowczo.
– Jest moją żywicielką.
– Leandro! Ty masz rozkochać w sobie tę dziewczynę, a nie zrobisz tego, jak będziesz na jej oczach pieprzył inną! – odparł pouczająco. – Masz się zachowywać przyzwoicie. Ty i twój brat przynosicie mi tylko wstyd, ale i to się zmieni! Słyszę o was jedynie to, że ani jeden, ani drugi nie potrafi utrzymać fiuta w spodniach – dodał z irytacją w głosie.
– Oszczędź, proszę, Grace.
– Ona za dużo wie. Trzeba było nie mówić jej o klątwie! Zadarłeś z wiedźmą, a teraz musimy ratować naszą rasę! – wyrzucił z wściekłością.
– Przepraszam. – Pochyliłem głowę.
– Dlatego to zrobisz.
– Ojcze…
– Jako twój Mistrz…
– Ojcze, proszę.
Wiedziałem, że jak wyda mi rozkaz, będę musiał go wykonać. Był nie tylko królem, lecz także moim Mistrzem – stwórcą. On mnie przemienił, więc musiałem się go bezwzględnie słuchać.
– Jako twój Mistrz, ojciec i król, rozkazuję ci ją zabić – powiedział stanowczo. – A ja na to popatrzę – dodał swobodnie, z cynicznym uśmiechem.
Przecież Grace była nieszkodliwa.
– Leandro, wykonaj rozkaz.
– Tak jest, ojcze.
Wieczorem było już po wszystkim.
***
Bakchus był przede wszystkim naszym królem. Miał nad nami taką władzę, że gdyby kazał któremuś wampirowi wyjść na słońce, ten by to zrobił. Dla mnie nie byłoby to śmiertelne w niewielkich dawkach, ale dla tych młodych, świeżo przemienionych wystarczyłoby kilka promieni, a zamieniliby się w pył. Ojciec często bywał bezwzględny, ale wiedzieliśmy, że robi to we właściwym celu. Musieliśmy zrobić wszystko, by nasza rasa przetrwała, a moja przyszła żona miała nam w tym pomóc.
Domyślałem się, że nie była szczęśliwa z tego powodu. Czułem jej smutek i ból, ale też złość, a wręcz wściekłość. Podobno nie dawała wchodzić sobie na głowę, musiała jednak przygotować się na to, by całkowicie mi się podporządkować. Od swojej żony wymagałem bezwzględnego posłuszeństwa.
– Podobno zabiłeś Grace? – Z rozmyślań wyrwał mnie głos brata.
– Nie podobno, tylko zrobiłem to.
– Nie mogłeś jej oszczędzić?
– A myślisz, że to był mój pomysł?! – warknąłem. Nadal mnie to wkurwiało, naprawdę było mi jej szkoda. – Ojciec wydał rozkaz.
– Cholera, to dlatego był taki zły.
– Przegiął, bo wystarczyło odesłać Grace.
– Wiesz, że nie lubi ryzykować, jeśli chodzi o nas. Będzie chronił każdej tajemnicy.
– Wiem! Ale nie znaliście jej tak jak ja. Dochowałaby tajemnicy.
– Dobra, wyluzuj. Jutro zjawi się tu ta mała?
– Masz na myśli moją żonę? – Zmarszczyłem gniewnie brwi.
Lazaro miewał głupie pomysły i często zachowywał się jak nabuzowany nastolatek.
– Tak, twoją żonę. W końcu ma nas uratować.
– Posłuchaj, jeśli choćby ją tkniesz, to nikt i nic nie będzie w stanie uratować cię przede mną.
– Spoko, nic jej nie zrobię.
– Lazaro, ja mówię poważnie.
– Przecież wiem, weź wyluzuj. – Machnął ręką, po czym poszedł do siebie.
Brat miał na swoim koncie głupie wybryki. Umarł, gdy miał dwadzieścia dwa lata. Wdał się w bójkę z jakimiś bandziorami. Jeden z nich pchnął go tak mocno, że stracił równowagę i uderzył głową o krawężnik. Potem obudził się już w naszym domu. Przemieniony. Z czasem wyznał mi, że zasłużył na to, bo przeleciał dziewczynę jednego z tych gości. Owszem, źle zrobił, ale żeby za to pobić go na śmierć? Chociaż w sumie… ja też oberwałem za kobietę, ale moja historia to zupełnie inna bajka.
Sam się zastanawiałem, jak to będzie, gdy Ivette wprowadzi się do naszej posiadłości. Nie do końca było mi na rękę spędzać z nią czas i ją poznawać. Ta cholerna klątwa psuła mi plany. Miałem jednak pewien pomysł i liczyłem, że szybko się z tym uporam. Nie na darmo uczyłem się sztuki perswazji.
Postanowiłem, że zauroczę swoją żonę. Wmówię jej dosłownie wszystko, a przede wszystkim wielką miłość do mnie. Wtedy reszta powinna pójść gładko. Zaplanowałem, że gdy wykona swoją misję, pozwolę jej odejść. Nie miałem najmniejszych wątpliwości, że się zgodzi, bo w przeciwnym razie spadłaby na nią odpowiedzialność za kres ludzkości.
Jeśli nas będzie czekała śmierć, ludzi również. Przemienimy w wampira każdego spotkanego na naszej drodze człowieka, zaczynając od najbliższych Ivette. Albo będzie patrzeć, jak wszyscy umieramy, albo nam pomoże.
Mimo długiego spaceru nie byłam jeszcze gotowa wrócić do domu. Nie wiedziałam, dokąd mam pójść, dlatego stałam pod domem Everly i naciskałam dzwonek. Po chwili dziewczyna otworzyła mi drzwi.
– Ivette? – Była zaskoczona moją wizytą. – Co ty masz taką minę? Ktoś umarł?
– Tak jakby ja – odpowiedziałam, ocierając łzy.
– Wejdź, nie wyglądasz za dobrze.
Chwilę później byłyśmy już w jej pokoju. Starałam się jakoś poukładać myśli, pozbierać w całość to, czego się dowiedziałam, ale w mojej głowie panował mętlik. Przecież miałam swoje plany, swoje życie, wiedziałam, co chcę robić, a nagle musiałam z tego zrezygnować i zamieszkać z wampirami. W dodatku rodzice, nie mówiąc o tym wcześniej, nie dali mi czasu, by coś wymyślić. Miałam do nich o to żal. Próbowałam zrozumieć, że chcieli mnie w ten sposób jakoś ochronić, że mieli nadzieję na znalezienie rozwiązania, ale razem byłoby nam łatwiej.
– Powiesz, co się stało? – zapytała po chwili.
– Nie mogę, przepraszam. – Wstałam i ruszyłam w kierunku drzwi. Przerosło mnie to.
– Ivette, zaczekaj! – Przyjaciółka złapała mnie za rękę. – Kochana, co się dzieje?
W jej głosie i spojrzeniu było tyle troski o mnie, że nie chciałam dłużej dusić w sobie tego, co mnie trapiło. Najchętniej jednak najpierw wykrzyczałabym temu całemu Bakchusowi prosto w twarz, że się nie zgadzam. Że nie zostanę żoną jego syna, że jestem wolna i mam prawo decydować sama o sobie. Za kogo on się uważał? Owszem, uratowali mi życie, ale cena była zbyt wysoka.
– Iv. – Pogładziła mnie po ramieniu.
Wzięłam kilka głębokich wdechów, po czym odważyłam się w końcu wyznać jej prawdę.
– Rodzice powiedzieli mi, że w dzieciństwie poważnie zachorowałam. Było ze mną naprawdę źle. Bali się, że nie przeżyję tego i… – Urwałam na moment, bo wciąż było to dla mnie zbyt trudne. – Uratował mnie ten cały popieprzony Bakchus, a właściwie Leandro.
– Czekaj, czekaj… Byłaś bardzo chora i wyleczył cię wampir? – upewniła się, na co przytaknęłam. – A-ale to przecież dobrze. Żyjesz.
– Teraz nie jestem pewna, czy to dobrze. – Pokręciłam bezradnie głową.
– Ivette, co ty mówisz?
– Oni zażądali, bym w zamian została żoną Leandra – wyznałam, a z moich oczu popłynęły łzy.
– O cholera! – Zasłoniła usta dłońmi.
Na moment zapadła cisza. Moja przyjaciółka była zamyślona i z pewnością starała się znaleźć jakieś wyjście z tej sytuacji. Ja sama cały czas o tym myślałam, ale jedyne, co miałam w głowie, to rozmowa z wampirami i nadzieja, że mi odpuszczą. Nie wiedziałam, co się stanie, gdy się nie zgodzą. Co więcej mogłabym im zaoferować?
– Kie-kiedy to ma nastąpić? – zapytała niepewnie.
– Jutro.
– Ale przecież jutro są twoje urodziny.
– Zajebisty prezent, co nie?
– Ivette, posłuchaj. – Spojrzała na mnie z powagą. – Nie oddamy cię im. Rozumiesz?
– Everly… – Westchnęłam bezradnie.
– Nie oddamy cię – powtórzyła stanowczo, a ja bez przekonania przytaknęłam głową.
***
Rano obudziłam się w pokoju przyjaciółki. To już dziś. Całą noc spałam niespokojnie, wierciłam się z boku na bok i miałam koszmary. Nawet nie chciałam ich pamiętać, bo śniły mi się wampiry. Widok ich złotych tęczówek chyba do końca życia miał mnie prześladować. Bałam się z nimi zmierzyć, ale wiedziałam, że jeśli nie spróbuję, to nigdy sobie tego nie daruję. Nie miałam pojęcia, co z tego wyniknie. Na wizje też nie mogłam liczyć. Nie potrafiłam jednak bezczynnie patrzeć, jak zostaje mi odbierana moja wolność.
Zadzwoniłam do rodziców, by poinformować ich, że wrócę po południu i odwołałam imprezę urodzinową. Poprosiłam ich również, by w tym czasie wyszli z Ewanem z domu. Nie chciałam nikogo narażać. To była sprawa między mną a wampirami.
Starałam się jakoś odsunąć na bok te myśli, ale to wcale nie było takie łatwe. Już wkrótce miałam się z nimi spotkać. O dziwo, nie czułam strachu, tylko jakiś niepokój. Tak jakby coś mi podpowiadało, że nie wszystko pójdzie po mojej myśli. To jednak wcale mnie nie zniechęcało, wręcz przeciwnie – dodawało mi to odwagi do walki.
Późnym popołudniem wróciłam do domu. Everly uparła się, że przyjdzie ze mną, choć nie było mi to na rękę. W dodatku oczywiście rodzice mnie nie posłuchali i zostali w domu wraz z moim bratem. Tego starałam się uniknąć, bo nie wiedziałam, jak zareagują wampiry, a nie darowałabym sobie, gdyby coś im się stało.
Kręciłam się po pomieszczeniach bez celu, nie mogąc znaleźć sobie miejsca. Przyjaciółka zaproponowała, byśmy wyszły na świeże powietrze, więc udałyśmy się do ogrodu i usiadłyśmy na huśtawce. To miejsce miało tętnić życiem, miała grać muzyka, mieliśmy się świetnie bawić i świętować moje osiemnaste urodziny.
Po chwili dołączyli do nas rodzice i Ewan. Wszyscy byli przybici, smutni, zupełnie bez życia. Cholera! Nie powinno ich tu w ogóle być, ale byli strasznie uparci. Wiedziałam, komu zawdzięczam tę cechę.
Nagle nieprzyjemny chłód okrył moje ciało. Z niewiadomego powodu ścisnęło mnie w żołądku, aż poczułam mdłości.
– Ivette, co się dzieje? – zapytała mama, zaniepokojona moim stanem.
– Niedobrze mi. – Skrzywiłam się.
Gwałtownie zerwałam się z huśtawki i zwymiotowałam całą zawartość żołądka do kosza.
– Córciu! – Kobieta podała mi chusteczkę.
Znowu poczułam nieprzyjemny, chłodny dreszcz, a moje ciało pokryło się gęsią skórką. Jakaś siła kazała mi się odwrócić, a gdy to zrobiłam, zobaczyłam ich. Dwóch wampirów. Jeden dosyć stary, ubrany, jakby się wyrwał ze średniowiecza, a drugi młodszy, wyglądał na jakieś dwadzieścia parę lat. Przyglądałam mu się uważnie, a z każdą kolejną sekundą docierało do mnie, że już kiedyś go widziałam. To bestia z mojej wizji. Ostatnie promienie słońca padające na jego ciemne włosy sprawiały, że lśniły złotym kolorem. Oczy miał niebieskie, właściwie błękitne… Zupełnie jak moje.
A więc przyszli po mnie. Bakchus i Leandro.
Mama trzymała mnie mocno za rękę. Byłam pewna, że jeśli ściśnie choć odrobinę mocniej, to mi ją zmiażdży.
– A gdzie muzyka, goście, tańce, śpiewy? – Stary wampir rozejrzał się po ogrodzie.
– Proszę zostaw ją, Bakchusie.
– Adelaido, umowa to umowa.
– Weź mnie. – Tata przysunął się bliżej.
– Głupi ludzie. Mówiłem, że nie chcę żadnego z was. Chcemy Ivette. – Spojrzał na mnie w taki sposób, że zaczęłam się go bać. Właśnie dlatego nie chciałam, by moi bliscy tu byli.
– Nie oddamy jej! – Wyrwał się mój brat, co tylko rozśmieszyło starego wampira.
– Wiecie, kim jesteście? Workiem na krew – zadrwił szyderczo. – Podejdź tu, dziecko.
– Ani mi się śni – odpowiedziałam hardo.
– Jaka odważna. Leandro, użyj perswazji.
Młody wampir w ułamku sekundy podszedł do mnie i chwycił za dłoń. Gdy mnie dotknął, poczułam przepływający przez ciało prąd.
– Auć! – Wyrwałam mu się, ale tylko na moment, bo w następnej chwili ponownie mocno szarpnął mnie za rękę.
Leandro spojrzał mi prosto w oczy tak, jakby chciał przez to wejść do mojego umysłu. Mrugnęłam, na co zmarszczył czoło, jednak nie oderwał ode mnie wzroku. Widziałam, jak kolor jego tęczówek zmienił się z błękitnego na złoty. Zupełnie jak w mojej wizji.
– Pójdziesz teraz grzecznie z nami i jeszcze dziś wieczorem zostaniesz moją żoną. Będziemy połączeni na zawsze.
Miałam pięć lat, gdy zobaczyłam go po raz pierwszy, i choć w ogóle nie pamiętałam tamtego spotkania, jego oczy i głos były mi niezrozumiale znane i bliskie.
– Nie. – Pokręciłam przecząco głową.
– Co?
– Nie zauroczyłeś mnie i nigdzie z tobą nie pójdę. – Wyrwałam się. – Posłuchajcie… – Siliłam się na spokojny ton, bo musiałam wykorzystać tę chwilę najlepiej, jak umiałam. – Jestem wam wdzięczna za uratowanie mi życia, ale cena, jakiej żądacie, jest zbyt wysoka. Rozumiem, Leandro, że chcesz mieć żonę, ale ja nią nie będę. Znajdziesz sobie inną kobietę albo wampirzycę. Ja naprawdę do niczego ci się nie przydam. – Wzruszyłam ramionami, a oni spojrzeli na siebie jakoś tajemniczo. Jakby wiedzieli o czymś, czego ja nie wiedziałam. – Poza tym mam swoje plany, niedługo rozpoczynam studia i chciałabym też wyjechać z kraju. – Nie wszystko było prawdą, ale to nie miało znaczenia. – Możemy wspólnie pomyśleć, jak mogę się wam odwdzięczyć, nie zamieszkam jednak z tobą, Leandro. Nie będę twoja.
– Długo myślałaś nad tą przemową, Ivette? – Bakchus zdecydowanie nie należał do najmilszych. – To teraz ja ci coś powiem, a raczej pokażę.
W następnej sekundzie wampir znalazł się przy mnie i na chwilę przesłonił mi ręką oczy. Dalej byłam w ogrodzie, ale to, na co patrzyłam, było przerażające. Na ziemi leżała moja mama, a jakiś wampir wysysał z niej krew. Obok niej konał tata, również zaatakowany przez te bestie. Inne rozrywały na strzępy ciało mojego brata. Krzyczałam, ale mój krzyk był niesłyszalny. Widziałam Everly łapiącą ostatni oddech i wszystkich moich znajomych, nad którymi wisiały żądne krwi potwory. Wokół leżały inne zmasakrowane ciała, było pełno krwi. Widziałam też siebie, jak stałam z boku, ale nic nie mogłam zrobić.
Bakchus odsunął dłoń i nie było już tego koszmarnego obrazu.
– Co to było? – zapytałam zdezorientowana. – Co zrobiłeś?
– Widziałaś wszystko wyraźnie?
– Aż za bardzo. – Czułam, jak łzy napływały mi do oczu, i cała trzęsłam się ze strachu.
– To się stanie, jeśli za chwilę nie pójdziesz z nami. – Na jego ustach znów pojawił się przerażający uśmiech.
Mama podbiegła do mnie i przytuliła z całych sił. Niemal pękło mi serce.
– Nie wierz w to, kochanie – szlochała. – Nie wierz.
Boże, gdyby ona widziała to co ja. Stałam obok i patrzyłam, jak wampiry zabijają moich najbliższych, jak rozrywają ich ciała…
– Ivette – ponaglił mnie Bakchus.
– Dlaczego mi to robisz? – Próbowałam jeszcze jakoś na niego wpłynąć.
Nic się nie odezwał, tylko spojrzał na moją mamę w dosyć dziwny sposób. Zacisnął usta w wąską linię i zmarszczył brwi. Niespodziewanie kobieta złapała się za głowę i zaczęła głośno krzyczeć, wręcz przeraźliwie.
– Mamo!
Starszy wampir uniósł nieco dłoń, a krzyk rodzicielki był coraz głośniejszy. Niemalże czułam jej ból. Czułam, jak się wdzierał w moje ciało.
– Przestań! Co jej robisz?!
Choć stałam obok niej i próbowałam jej dotknąć, to nie mogłam się ruszyć. Nie byłam w stanie zrobić kroku czy podnieść ręki, a każdy ruch głową był niesamowicie bolesny. Dostrzegłam, jak z jej oczu strumieniami płynęły łzy. Upadła na kolana, krzycząc na całe gardło.
– Przestań, proszę! – łkałam, czując, jakby ktoś wyrwał mi serce. Widok tak cierpiącej mamy… To było dla mnie zbyt wiele.
– Czekam na twoją decyzję. – Bakchusa to wyraźnie bawiło. – Twojej matce zaraz rozsadzi głowę.
– Dobrze! Zgadzam się, tylko zostaw moich bliskich – błagałam go.
– Słuszna decyzja – przyznał z dumą i momentalnie wszystko minęło.
Nie mogłam pozwolić, by coś im się stało, choć wiedziałam, że życie z wampirami oznaczało mój koniec. Pokonali mnie, ale ta walka była nierówna, z góry dla mnie przegrana.
– Ivette, nie – prosiła mama. – Córeczko…
– Mamuś, ja… – Pociągnęłam nosem. – Bardzo was kocham. – Spojrzałam na bliskich ze łzami w oczach. Jeśli to był jedyny sposób, by ich ochronić, byłam gotowa. – Muszę to zrobić.
– Cóż za ckliwe pożegnanie – szydził Bakchus. – Leandro, idziemy – nakazał szorstko, a młody wampir złapał mnie za ramię.
© Nana Bekher
© Wydawnictwo Black Rose, Zamość 2024
ISBN 978-83-68216-27-1
Wydanie pierwsze
Redakcja
Anna Łakuta
Korekta
Kinga Dąbrowicz
Danuta Perszewska
Magda Adamska
Skład i łamanie
Andrzej Zyszczak – Zyszczak.pl
Projekt okładki
Melody M. – Graphics Designer
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Książka ani jej części nie mogą być przedrukowywane ani w żaden inny sposób reprodukowane lub odczytywane w środkach masowego przekazu bez pisemnej zgody autorki i wydawcy.